Antoni Gutowski
Historia Stworka z pewnego worka
Wydawnictwo magik Kraków 2020
Projekt okładki Radosława Olewicz
Copyright by Wydawnictwo magik, Kraków 2020, CCc BY-NC 4.0
Wydawnictow magik Kraków 2020
Spis tre´sci
1 ZNALEZIENIE STWORKA 5
2 PIERWSZY DZIE ´N W SZKOLE 9
3 TAJEMNICA PANI MAGDY 20
4 NOCNA WYCIECZKA 25
5 PROBLEMY NA WSI 38
6 NIESPODZIEWANY TELEFON 46
7 ZWICHNI ˛ETY NADGARSTEK 49
8 JU ˙Z PRAWIE 51
9 KTO TO BYŁ? 59
10 WYCIECZKA I CO Z NIEJ WYNIKN ˛EŁO 61
11 EPILOG 79
1 ZNALEZIENIE STWORKA
Tym razem na obiad miały by´c jabłka w cie´scie, wi ˛ec tata nakazał Jasiowi: pójd´z po jabłka, Jasiu. Ja´s najpierw troch ˛e pomarudził, ale w ko ´ncu zszedł do piwnicy, zastanawiaj ˛ac si ˛e, dlaczego tata nie mógł poprosi´c o to Ani czy Wojtka. Wymy´slił jedn ˛a z wielu absurdalnych wymówek taty, która brzmiała tak: „Wojtek i Ania w przeciwie ´nstwie do ciebie chodz ˛a do szkoły i liceum, wi ˛ec musz ˛a odrabia´c zadania". A wtedy Ja´s był smutny, ˙ze choruje i nie mo ˙ze pój´s´c do szkoły.
Z zamy´slenia wyrwał go ostry i przeszywaj ˛acy ból głowy, poniewa ˙z waln ˛ał si ˛e ni ˛a o straszliwie niski strop.
Zrozumiał, ˙ze jest ju ˙z w ciasnej i pachn ˛acej st ˛echlizn ˛a piwnicy. Ju ˙z miał si ˛e podda´c, gdy zobaczył worek!
– O wreszcie! – zawołał Ja´s ciesz ˛ac si ˛e, ˙ze nie musi si ˛e ju ˙z przedziera´c przez g ˛aszcz przedmiotów. Nagle chłopiec usłyszał pochrz ˛akiwanie. Zaciekawiony otworzył worek i usłyszał piskliwy głosik:
– Ach! ´Swie ˙ze powietrze!
Po otrz ˛a´sni ˛eciu si ˛e Ja´s zapytał „cosia": ale. . . jak ty masz na imi ˛e i kim ty jeste´s?
– Twoje pierwsze pytanie jest proste – stwierdził „cosiek" – nazywam si ˛e Frank, ale drugie. . . hmm. . . wi ˛ec pomy´slmy:
człowiekiem. . . ? Nieee. No to mo ˙ze pies? Niee, te ˙z nie. – Wydawało si ˛e, ˙ze mówi sam do siebie. A mo ˙ze – powiedział z niepewno´sci ˛a w głosie – TAK! Ju ˙z mam!
– Jestem Stworkiem – zawołał uradowany.
Stworek prezentował si ˛e do´s´c przyja´znie, miał zielono- czerwone i mi ˛eciutkie futro szpiczaste uszy i długi nos.
– A sk ˛ad si ˛e tu znalazłe´s? – zapytał Ja´s.
– Jak to sk ˛ad? – zdziwił si ˛e Stworek – wyj ˛ałe´s mnie z worka.
– Tak, tak – odparł Ja´s – ale sk ˛ad wzi ˛ałe´s si ˛e w worku?
– A w worku. . . to długa historia. Siedziałem sobie na drzewie i jadłem jabłko. To był wielki, soczysty Ligol. Jadłem go sobie, gdy nagle jaki´s człowiek spróbował zabra´c mi jabłko.
Tego było dla mnie za wiele: Jaki´s człowiek wchodzi mi na drzewo i próbuje zabra´c mi jabłko. Nie oddałem jabłka, a człowiek mnie nie zauwa ˙zył, bo w´sród jabłek ´swietnie si ˛e maskuj ˛e. Zapłaciłem za to dziesi ˛ecioma latami w´sród jabłek i bez ´swie ˙zego powietrza.
– Ale jabłka by zgniły – zwrócił uwag ˛e Ja´s.
– Tak, gniły – usłyszał w odpowiedzi – ale je zamieniali, kiedy spałem. . .
– Ale. . . – zacz ˛ał Ja´s.
– Zaczekaj – Stworek podniósł łapk ˛e – na czym my to sko ´nczyli´smy? A tak. Zamieniali, wiem, bo po przebudzeniu nadgryziona Szara Reneta zmieniała si ˛e w nietkni ˛etego Ligola czy Fuji.
– Chod´z ze mn ˛a, tam jabłka nie b ˛ed ˛a gniły. . .
Stworek rozumiej ˛ac aluzj ˛e cicho si ˛e za´smiał. Dopiero wtedy Ja´s si ˛e zorientował, ˙ze Stworek jest bardzo cichy.
– Dobrze. . . ale po co ty otworzyłe´s ten worek?
– Worek – zapytał Ja´s – jaki worek? Aaa. . . worek. Przy- szedłem po worek, bo b ˛ed ˛a jabłka w cie´scie. Nieszczególnie je lubi ˛e.
– Ach! Jabłka w cie´scie, ta soczysto´s´c jabłka przepływaj ˛aca przez mi ˛ekkie ciasto – rozmarzył si ˛e Stworek. Dalszy wywód Stworka zagłuszył krzyk taty Jasia.
– Aaa! Tata! Na ´smier´c o nim zapomniałem. Ja´s pobiegł po worek, wzi ˛ał Stworka, wło ˙zył do kieszeni i ju ˙z był w kuchni czekaj ˛ac na to, ˙ze tata b ˛edzie si ˛e na niego gniewał.
Gdy Ja´s stan ˛ał przed rodzin ˛a, tata zacz ˛ał spokojnie:
– Janie Antoni ´Swistaku – Ale chłopiec wiedział, ˙ze zaraz w kuchni b ˛edzie istne piekło – byłe´s w piwnicy trzydzie´sci minut! (Ja´s sprawdził godzin ˛e i w my´slach poprawił tat ˛e:
37 minut, tato.) Jak to mo ˙zliwe, ˙ze chocia ˙z zleciłem ci proste zadanie to ty wpu´sciłe´s cał ˛a rodzin ˛e w maliny? Twoja matka płakała za tob ˛a. Ja´s spojrzał na mam ˛e. Wcale nie wygl ˛adała na zdenerwowan ˛a, wr ˛ecz przeciwnie była raczej roz´smieszona cał ˛a t ˛a histori ˛a. Janek wykorzystał to, ˙ze tata nabiera oddechu i szybko czmychn ˛ał do swojego pokoju.
Gdy znalazł si ˛e we własnym pokoju odetchn ˛ał z ulg ˛a i wyj ˛ał Stworka z kieszeni.
– No dobra – zacz ˛ał Ja´s – plan jest taki. . . – Jaki plan? – spytał zaciekawiony Stworek.
– Noo – zacz ˛ał wyja´snia´c Ja´s – kiedy chce si ˛e co´s zrobi´c trzeba mie´c plan.
– Aaa – Stworek zacz ˛ał rozumie´c.
– No wi ˛ec jak ju ˙z rozumiesz – Ja´s zacz ˛ał przerwane zdanie – plan jest taki. Wezm ˛e ci ˛e do kuchni, a ty zjesz moj ˛a porcj ˛e obiadu.
– Podano do stołu! – krzyk mamy zako ´nczył t ˛e rozmow ˛e.
– Pami ˛etasz plan?– Ja´s w po´spiechu nie zapomniał o tym wa ˙znym pytaniu.
– Ttt a k. – Stworek wydukał z kieszeni.
Ja´s pobiegł na obiad i przypomniał sobie, ˙ze nie pomy´slał o tym co sam zje i ˙ze b ˛edzie ´smiertelnie głodny. Ale w ko ´ncu uznał, ˙ze pó´zniej si ˛e nad tym zastanowi.
Po pi ˛atym, zjedzonym przez Stworka, jabłku w cie´scie tata westchn ˛ał jakby podj ˛ał jak ˛a´s trudn ˛a decyzj ˛e.
– Synu, ja z twoj ˛a matk ˛a uznali´smy, ˙ze chorowałe´s na tyle długo, ˙ze mo ˙zesz pój´s´c jutro do szkoły. Nie przejmuj si ˛e zaopatrzeniem, wszystkim si ˛e zaj ˛eli´smy.
– Ale. . .
– ˙Zadnego „ale". – odpowiedział tata.
– Oni wszyscy si ˛e znaj ˛a i s ˛a o rok starsi.
– Pójdziesz i kropka – tata si ˛e sprzeciwił.
Decyzja została podj ˛eta. Ja´s miał pój´s´c do szkoły nast ˛epnego dnia po tej pami ˛etnej rozmowie.
2 PIERWSZY DZIE ´ N W SZKOLE
Ja´s jak si ˛e obudził zupełnie nie pami ˛etał co stało si ˛e dzie ´n wcze´sniej. Dopiero kiedy zobaczył plecak z postaciami z filmu
„Auta 1" i Franka bawi ˛acego si ˛e jego czerwon ˛a lokomotyw ˛a, któr ˛a dostał na gwiazdk ˛e, wszystko sobie przypomniał.
Ja´s był jednocze´snie wesoły i zdenerwowany, z jednej strony znalazł Franka, a z drugiej to był jego pierwszy dzie ´n w szkole i nie wiedział czy koledzy go zaakceptuj ˛a. Zamkn ˛ał na chwil ˛e oczy i jak je otworzył jego pokój si ˛e zmienił, bo zamiast Franka pojawiła si ˛e mama.
– Wstałe´s ju ˙z? Za pi ˛e´c minut idziesz do szkoły.
Ja´s przebrał si ˛e w pierwsze lepsze spodnie i koszulk ˛e które wypadły z jego szafki i szybko pobiegł do kuchni.
– Owsianka ci stygnie – rzuciła siedemnastoletnia siostra.
– Owsianka! Uwielbiam owsiank ˛e.
Gdy Ja´s zjadł prawie cał ˛a owsiank ˛e Stworek zacz ˛ał domaga´c si ˛e jedzenia:
– A ja? Ja te ˙z musz ˛e co´s zje´s´c!
– Zaczekaj zaraz co´s wymy´slimy – szepn ˛ał Ja´s. Najwyra´z- niej po tych słowach go ol´sniło.
– Mamo daj mi co´s na drog ˛e, na przykład jabłko, mamy tylko cztery minuty. Co z tego, ˙ze do szkoły jest minuta, skoro my´c z ˛eby trzeba a ˙z trzy.
Ja´s wiedział, ˙ze trafił w słaby punkt mamy, miała obsesj ˛e na punkcie warzyw i owoców. Wi ˛ec Ja´s nie bez powodu napomkn ˛ał o jabłku.
– No wreszcie kto´s z rodziny zacz ˛ał my´sle´c o zdrowym
˙zywieniu - powiedziała znacz ˛aco patrz ˛ac na oci ˛e ˙załego mał ˙zonka. – I jeszcze, ˙ze trzeba my´c z ˛eby trzy minuty – tym razem popatrzyła na Wojtka i Ani ˛e, a tata demonstracyjnie złapał si ˛e za serce.
– Widziałam to – powiedziała mama krztusz ˛ac si ˛e ze
´smiechu.
– No to jak b ˛edzie z tym jabłkiem? – spytał Ja´s.
– Dobra ju ˙z daj ˛e – powiedziała mama podaj ˛ac mu wcze´sniej umyte jabłko. - O nie, dwie minuty nam zeszły na tym wygłupianiu si ˛e. Twój plan mycia z ˛ebów spalił na panewce.
– To ja ju ˙z id ˛e my´c z ˛eby.
Jak tylko Ja´s znalazł si ˛e na chwil ˛e sam za progiem łazienki dał Frankowi jabłko.
– Dzi ˛eki. . . ale jak ty masz na imi ˛e?
– Jak widz ˛e nie przysłuchiwałe´s si ˛e wczoraj mojej rozmo- wie z tat ˛a. Nazywam si ˛e Jan Antoni ´Swistak w skrócie Ja´s.
Mo ˙zesz mi mówi´c skrótem.
– Dzi ˛eki, Ja´s.
– Nie ma za co. Jabłko w cie´scie smakowało?
Zamiast odpowiedzi usłyszał kroki.
– Ju ˙z id ˛a. Opowiesz mi innym razem – powiedział Ja´s i schował Stworka do kieszeni.
Przez chwil ˛e udawał, ˙ze ju ˙z umył z ˛eby i pobiegł po plecak do swojego pokoju.
– Dzie ´n dobry nazywam si ˛e Antonina Zieli ´nska, – przywi- tała Jasia pani wychowawczyni – ale mów mi pani Antonina.
– Dzie ´n dobry pani Antonino. Nazywam si ˛e Ja´s i ch ˛etnie poznałbym imiona reszty klasy – odpowiedział stoj ˛acy przed tablic ˛a Ja´s.
– Cze´s´c, ja nazywam si ˛e Zosia – powiedziała ruda dziewczynka z pierwszej ławki.
Potem posypały si ˛e imiona dzieci z innych ławek.
– Jasiu, ty usi ˛adziesz z Zosi ˛a, która szybciutko opowie ci co robili´smy, kiedy ciebie nie było.
Ja´s usiadł obok Zosi czekaj ˛ac a ˙z sko ´nczy t ˛e kr ˛epuj ˛ac ˛a cisz ˛e.
– Dobrze powiem ci szybko, ˙zeby´s szybko dostał podr ˛ecz- nik i zeszyt ´cwicze ´n, – zacz ˛eła Zosia – zrobili´smy od strony pi ˛atej do siedemnastej. Z wyj ˛atkiem jedenastej.
Jak tylko pani zobaczyła, ˙ze Ja´s dowiedział si ˛e co ma odrobi´c zawołała go, ˙zeby wzi ˛ał ´cwiczenia. W połowie drogi Ja´s usłyszał piskliwy głosik dobywaj ˛acy si ˛e z kieszeni.
– Stworek, – Ja´s zwrócił mu uwag ˛e – nie teraz.
Ale jak tylko wzi ˛ał od pani ´cwiczenia powiedział: – Prosz ˛e pani, mog ˛e pój´s´c do toalety?
– Oczywi´scie.
Po tych słowach Ja´s pobiegł do toalety. ( ˙Zeby nie musie´c kłama´c.) Wyj ˛ał Franka i zanim zdołał cokolwiek powiedzie´c, zauwa ˙zył, ˙ze w r ˛ek ˛e Stworka wbiła si ˛e agrafka. Nagle usłyszał dzwonek.
– Wsadz ˛e ci ˛e do kieszeni plecaka i wymoszcz ˛e chusteczka- mi.
– Super, – Stworek okazał entuzjazm – ale mógłby´s wyj ˛a´c t ˛a agrafk ˛e z łaski swojej.
Ja´s pospiesznie usun ˛ał agrafk ˛e. Potem pobiegł do klasy, wymo´scił kiesze ´n plecaka chusteczkami i wło ˙zył tam Stworka.
Pó´zniej Ja´s zjadł drugie ´sniadanie składaj ˛ace si ˛e z kanapki z szynk ˛a i jabłka, którym podzielił si ˛e ze Stworkiem. Potem miał by´c angielski.
Pani od angielskiego nazywała si ˛e Anna. Była ciemnowłosa z jasnoniebieskimi oczami. Wygl ˛adała jak królewna ´Snie ˙zka, tak przynajmniej stwierdził Ja´s, tyle ˙ze zamiast białej sukni miała szar ˛a bluz ˛e z u´smiechni ˛et ˛a od ucha do ucha twarz ˛a Myszki Miki. Zacz ˛eła od normalnego przywitania, chocia ˙z w jej wykonaniu był to okrzyk:
– Hello everyone!
Odpowiedzieli jej tradycyjnym okrzykiem:
– Hello teacher!
Wtedy zacz ˛eła si ˛e lekcja. Ka ˙zdy miał powiedzie´c swoje imi ˛e po angielsku, ˙zeby Ja´s mógł zwraca´c si ˛e do nich po imieniu, ale angielskim. Wi ˛ec gdy przyszła jego kolej powiedział:
– My name is Johnny.
Potem grali w memory, ale jak znalazło si ˛e par ˛e, trzeba było powiedzie´c po angielsku co przedstawia. Potem ´spiewali ró ˙zne piosenki. Jasiowi wszystkie panie si ˛e na razie podobały.
Dopiero pani od matematyki, która pojawiła si ˛e w szkole po raz pierwszy, go zniech ˛eciła. Była wysoka i szczupła, miała kasztanowe włosy upi ˛ete w kok. Miała czarne oczy, które zdawały si ˛e mówi´c: „złam jedn ˛a zasad ˛e, a z ch ˛eci ˛a powyrywam ci wszystkie palce". A do tego ten słodki u´smiech.
Według Jasia wygl ˛adała jak psychopatka. Wreszcie, po
pi ˛etnastominutowej przerwie, odezwała si ˛e do niego zimnym jak lód głosem:
– Witaj, nazywam si ˛e Magda Rowocka. Je´sli my´slisz, ˙ze b ˛ed ˛e si ˛e z wami cacka´c to si ˛e grubo mylisz. Je ˙zeli zrobicie co´s ´zle, to nie b ˛ed ˛e wam mówi´c: nic si ˛e nie stało, zaraz to naprawisz. Nie ma mowy! Rozumiemy si ˛e?
Nie czekaj ˛ac na odpowied´z ci ˛agn ˛eła:
– ´Swietnie. Zaczniemy od czego´s łatwego, b ˛edziecie musieli obliczy´c, ile to trzy razy cztery.
O dziwo Ja´s pierwszy uporał si ˛e z zadaniem, wi ˛ec musiał zmierzy´c si ˛e z zagadnieniem, ile to pi ˛e´c razy trzy. Gdy i z tym zadaniem sobie poradził zacz ˛eło by´c z górki. Nim si ˛e obejrzał sko ´nczyła si ˛e lekcja. Potem były dwie lekcje edukacji wczesnoszkolnej podczas których uczyli si ˛e alfabetu. Pó´zniej poszli do ´swietlicy.
Jasiowi zachciało si ˛e do toalety. Szybko zapytał si ˛e pani czy mógłby skorzysta´c z toalety. Oczywi´scie dostał pozwolenie.
Ju ˙z miał wybiec, gdy usłyszał, ˙ze pani od ´swietlicy dla klas trzecich wychwala jego zachowanie i, ˙ze jej dzieci to wybiegaj ˛a z sali jak huragan nawet nie pytaj ˛ac o zgod ˛e.
Ja´s nie chciał słucha´c dalszego u ˙zalania si ˛e pani Krokietek (bo tak nazywała si ˛e ta pani), wi ˛ec wybiegł tam, gdzie król chodzi piechot ˛a. Jednak zgubił si ˛e w pl ˛ataninie schodów i korytarzy. Musiał trafi´c na klasy pi ˛atoklasistów, bo zaczepiła go pi ˛atka wysokich chłopców starszych od niego.
Najwy ˙zszy z nich z czarnymi rozczochranymi włosami – szef bandy, zapytał: – Co si ˛e tu pl ˛aczesz, maluchu?
– Szukałem toalety – odpowiedział zgodnie z prawd ˛a Ja´s.
– I chciałbym szuka´c dalej, wi ˛ec prosz ˛e was, ˙zeby´scie mnie przepu´scili.
– Mam lepszy pomysł. Oddaj pieni ˛adze to ci ˛e przepu´scimy – odpowiedział wysoki rudzielec.
– Za kogo wy si ˛e macie, ˙ze kradniecie innym pieni ˛adze? – zapytał coraz bardziej oburzony Ja´s.
– Nigdy nie słyszałe´s o gangu Kilimand ˙zaro? – odpowie- dział pytaniem na pytanie rudzielec.
Ja´s pokr ˛ecił głow ˛a, chciał pokaza´c, ˙ze jest mniej zaniepo- kojony ni ˙z si ˛e czuł.
– Aha, jeste´s nowy. Co nie?
– Tak. Ale to nie ma nic do rzeczy. Nie wolno tak robi´c, bo to jest niegrzeczne, a poza tym nie zabierajcie mi pieni ˛edzy bo. . .
I zanim zd ˛a ˙zył powiedzie´c, ˙ze to s ˛a jego jedyne pieni ˛adze odezwał si ˛e szef gangu:
– Bo co, mo ˙ze nas walniesz? Ale si ˛e boj ˛e brrr.
I zacz ˛ał si ˛e ´smia´c. Przestał, gdy z kieszeni plecaka wyłoniła si ˛e biała posta´c. I szybko na czele bandy uciekł.
– Bo napuszcz ˛e na was ducha – za´smiał si ˛e Ja´s. – Dobra robota Stworku. - Ja´s pochwalił „ducha". – A teraz do dyrektora! – po do´s´c długim namy´sle zadecydował komu powiedzie´c o tym, co mu si ˛e przydarzyło.
– Jasiu, bardzo dzi ˛ekujemy ci za złapanie tych urwipołciów – odezwał si ˛e dyrektor. – Od dawna próbujemy ich złapa´c.
Nigdy nie wiedzieli´smy kim naprawd ˛e s ˛a. Oczywi´scie znale´zli´smy obrabowywanych w schowku na miotły, ale
byli tak przestraszeni, ˙ze nie chcieli powiedzie´c kto to był.
Na szcz ˛e´scie jak ty ich złapałe´s szybko powiedzieli, ˙ze to ten gang ich obrabowywał. Osobi´scie załatwi ˛e, ˙ze b ˛ed ˛a mieli tyle pracy, ˙ze nie b ˛ed ˛a mieli czasu nawet my´sle´c o tym, ˙zeby kogo´s obrabowa´c.
Ale do´s´c o nich, jak si ˛e czujesz?
– Ja? – zapytał zdziwiony chłopiec – ju ˙z lepiej, wszystko sobie przemy´slałem w drodze do pa ´nskiego gabinetu. Po pierwsze chciałbym skontaktowa´c si ˛e z rodzicami. A po drugie pój´s´c do toalety.
– ´Swietnie, nigdzie ci ˛e nie trzymam, w ko ´ncu potrzeby fizjologiczne te ˙z maj ˛a swoj ˛a warto´s´c. Jak tylko Ja´s wrócił, dyrektor zwrócił si ˛e do niego:
– Jasiu, po pierwsze jutro dostaniesz ode mnie order
„Pomocnika Szkoły" a poza tym nasze czasopismo „Nowinki Szkolne" przeprowadzi z tob ˛a wywiad.
Tutaj zamieszczamy fragment wywiadu Jasia i redaktora Rysia Ptysia.
Redaktor Pty´s: Jak czujesz si˛e w zwi ˛azku z ostatnimi zdarzeniami?
Ja´s: Szczerze?
Redaktor Pty´s: Tak. Prosimy. Nie chcemy, ˙zeby oszukiwano naszych czytelników.
Ja´s: Jestem bardzo zaaferowany całym tym wydarzeniem. Z jednej strony byłem przestraszony i nie mog˛e zrozumie´c jak mogli to robi´c. A z drugiej jestem uradowany, bo nie b˛ed ˛a tego wi˛ecej
robi´c i w du˙zej mierze si˛e do tego przyczyniłem.
Redaktor Pty´s: U˙zyłe´s słowa byłem.
Czy to znaczy, ˙ze ju˙z nie jeste´s przestraszony?
Ja´s: Tak. Jak tylko dowiedziałem si˛e, ˙ze to si˛e nie powtórzy, cały l˛ek wyparował.
Redaktor Pty´s: Czy to prawda, ˙ze u˙zyłe´s sztuczki z duchem?
Ja´s: Nie. Powiedziałem tylko, ˙ze duchem si˛e posłu˙z˛e. I wtedy uciekli. Mo˙zliwe,
˙ze ogl ˛adali za du˙zo horrorów.
Potem zadzwonił do rodziców.
– Cze´s´c, tato, przyjd´zcie po mnie. Ale nie szukajcie mnie w
´swietlicy, b ˛ed ˛e u pana dyrektora.
– Ale. . . dlaczego?!
– Wytłumacz ˛e wam pó´zniej. Tylko po mnie przyjd´zcie. Pa.
Potem rodzice zobaczyli tylko czerwon ˛a ikonk ˛e telefonu.
Jak tylko przyszli, tata powiedział:
– Je ˙zeli co´s przeskrobałe´s pierwszego dnia szkoły, to nie masz co liczy´c na kieszonkowe. Przynajmniej do ko ´nca roku.
– Mo ˙ze ja wytłumacz ˛e jakie okoliczno´sci sprawiły, ˙ze wasz syn si ˛e tutaj znalazł – tym razem głos zabrał dyrektor. – A zatem, Ja´s złapał naszych szkolnych „przest ˛epców". Jutro wr ˛ecz ˛e mu nagrod ˛e na forum szkoły.
– A my´smy my´sleli, ˙ze Ja´s zrobił co´s złego – do rozmowy wł ˛aczyła si ˛e mama.
– No to pa ´nstwo si ˛e grubo mylili.
W drodze do domu zagadn ˛ał go dwunastoletni brat Wojtek:
– No, no, no, widz ˛e, ˙ze zostałe´s niezł ˛a szych ˛a. Jak tylko usłyszałem, ˙ze nowe wydanie specjalne „Nowinek Szkolnych"
nosi tytuł „Historia o Janie ´Swistaku" kupiłem je.
– Wiesz, to nie moja wina, ˙ze to byli tchórze boj ˛acy si ˛e byle kogo.
– To wida´c. Atakowali tylko słabszych od siebie.
– No.
– Co´s trudnego w szkole?
– Nic. Nawet na matematyce sobie poradziłem. Mamy niemił ˛a pani ˛a. Nazywa si ˛e Magda Rowocka. Mówi ci to co´s?
– Tak. Na ostatniej lekcji dała nam popali´c.
– Czy ona uczy zgodnie z programem?
– A jak my´slisz, co? Mała podpowied´z: nie!
– Co za hipokrytka. Na jej lekcjach nie mo ˙zna oszukiwa´c, a sama łamie przepisy.
Przecie ˙z w pierwszej klasie chyba jeszcze nie ma tabliczki mno ˙zenia! Nikt jej nie zwraca uwagi?
– Cz ˛esto, ci którzy próbuj ˛a, trac ˛a j ˛ezyk w g ˛ebie.
– W przeno´sni? Prawda? – upewnił si ˛e Ja´s.
– Nie. Naprawd ˛e.
– Nie ˙zartuj.
– Mówi ˛e szczer ˛a prawd ˛e. Słowo harcerza.
Ze słowem harcerza si ˛e nie dyskutuje, wi ˛ec Ja´s ujrzał pani ˛a Magd ˛e w o wiele gorszym ´swietle ni ˙z wcze´sniej.
Jak przyszli do domu, Ja´s od razu poszedł do pokoju.
– Nie´zle to wymy´sliłe´s. Przebra´c si ˛e za ducha z chusteczek.
Sam na to wpadłe´s?
– Nie. Po prostu si ˛e zapl ˛atałem.
Nagle mama zawołała:
– Jasiu, mamy dla ciebie niespodziank ˛e.
– Dobrze, mamo, ju ˙z id ˛e.
Szybko poszedł do salonu, gdzie czekali wszyscy członko- wie rodziny.
– Jasiu, zgodnie z nasz ˛a domow ˛a tradycj ˛a jak kto´s idzie do szkoły. . . – zacz ˛ał uroczy´scie tata.
– Dostaje prezent – sko ´nczyła równie uroczy´scie mama – ale, ˙ze złapałe´s gang. . . jak si ˛e nazywał – zapytała Wojtka.
– Kilimand ˙zaro – odszepn ˛ał chłopiec.
– Wła´snie, Kilimand ˙zaro. Wi ˛ec dostaniesz co´s wi ˛ekszego.
Ja´s miał odpowiedzie´c, ˙ze chciałby dosta´c helikopter z lego, ale przypomniał sobie, ˙ze to dzi ˛eki Stworkowi ich złapał, wi ˛ec powiedział:
– Mam dwa pomysły i musz ˛e samemu si ˛e namy´sli´c w swoim pokoju. – Dobrze.
Ja´s pobiegł do swojego pokoju i zapytał Stworka:
– Co chciałby´s dosta´c najbardziej na ´swiecie? – Stworek si ˛e nie zastanawiał, odpowiedział: – Miejsce pełne jabłek.
Ja´s pobiegł do rodziców i powiedział:
– Chc ˛e na wakacje pojecha´c do dziadka na wie´s. Byłem tam tylko raz.
Dzie ´n pó´zniej Ja´s dostał nagrod ˛e.
– Jasiu, za pomoc w uj ˛eciu naszych szkolnych zbirów otrzymujesz: „Order Pomocnika Szkoły".
Ja´s w odpowiedzi na przemow ˛e dyrektora odb ˛akn ˛ał tylko
„dzi ˛ekuj ˛e".
Dyrektor si ˛e za´smiał.
– To my ci dzi ˛ekujemy.
I tak oto Ja´s zdobył niebieski medal z młotem i dłu- tem (herb szkoły) poniewa ˙z szkoła imienia Jana Brzechwy wykuwała w ludziach wiedz ˛e.
Jak tylko nikt nie patrzył Ja´s wr ˛eczył Stworkowi medal.
– Dzi ˛eki – wyszeptał Stworek – wreszcie b ˛ed ˛e miał na czym spa´c.
Ja´s przypomniał sobie, ˙ze przecie ˙z Stworek dotychczas nie miał gdzie spa´c.
3 TAJEMNICA PANI MAGDY
Cztery dni pó´zniej Ja´s szedł do szkoły, na pierwsz ˛a lekcje miał mie´c edukacj ˛e wczesnoszkoln ˛a. I bardzo si ˛e cieszył, bo to nie była zwykła lekcja tylko taka na której b ˛ed ˛a robi´c zamek z kartonu. Najpierw mieli pewne problemy, bo Bartek uwa ˙zał,
˙ze powinien to by´c zamek robotów, ale Zosia chciała, ˙zeby był to ró ˙zowy zamek ksi ˛e ˙zniczki. Na szcz ˛e´scie doszli do porozumienia i zamek został pałacem robotowej ksi ˛e ˙zniczki.
Bartek kolorował, a reszta budowała. Zamek prezentował si ˛e pi ˛eknie, srebrno-ró ˙zowe mury były dokładnie okr ˛agłe, fosa z law ˛a wygl ˛adała tak jakby rzeczywi´scie pochłaniała wrogich ˙zołnierzy. A sam zamek był cudem architektury dzieci. Cztery szpiczaste wie ˙ze były tak dokładne, ˙ze miały dziury na łuki i otaczały ´srodek jak trzeba. Półokr ˛agły srebrny budynek miał na ´srodku wielk ˛a prostok ˛atn ˛a wie ˙z ˛e.
Pani wpisała im jako jedynym szóstki. Potem mieli opisa´c swoje zamki.
Tutaj zamieszczam kartk ˛e z zeszytu Jasia:
12.09. Lekcja 2018.
Temat: Historia zamku.
Pewnego pi ˛eknego dnia na Cyberii: planecie za- mieszkanej tylko przez roboty, w kraju Ropolan- dia, kraju słyn ˛acego z jezior z olejem, powstał bunt przeciwko królewnie ´Srubce herbu trzy z ˛ebatki. Na szcz ˛e ´scie uciekła z: najlepszym mechanikiem i kil- koma rycerzami i damami dworu. Pó ´zniej najlepszy mechanik Stuk-Puk zbudował na wysypisku setk ˛e budowniczych. Nie musieli i ´s´c długo by na co ´s si ˛e przydali, bowiem znale ´zli cudne miejsce mianowicie wzgórze otoczone law ˛a. Królewna szybko uznała,
˙ze chciałaby mie´c tu pałac. Budowniczowie od razu zbudowali lawo-odporne łodzie. Potem jak dotarli na brzeg zacz ˛eli budowa´c pałac. W miesi ˛ac zbudowa- li przepi ˛ekny pałac. Potem dwa nast ˛epne tygodnie sp ˛edzili, ˙zeby cały zamek wyposa ˙zy´c w meble. Nie były tak kunsztownie zrobione jak w poprzednim pałacu, ale królewna im wybaczyła. W ko ´ncu nie byli stolarzami tylko budowniczymi. Potem zbudo- wali malarzy, ˙zeby pokolorowali pałac na ró ˙zowy i srebrny. Po kilku miesi ˛acach zamek prezento- wał si ˛e tak samo jak na naszej makiecie. Potem zbudowani zostali: rycerze, damy dworu, kucha- rze, szewcy, aktorzy, kominiarze, stolarze i wiele innych robotów. Potem zacz ˛eli budowa´c dla nich całe miasto wokół najwa ˙zniejszego punktu: pała- cu ksi ˛e ˙zniczki ´Srubki. Chocia ˙z mo ˙ze powinni ´smy napisa´c: pałacu królowej ´Srubki, poniewa ˙z przed zbudowaniem miasta ´Srubkowo została koronowa- na i zmieniła swój tytuł szlachecki z ksi ˛e ˙zniczki na królow ˛a. W szatach królewskich prezentowała si ˛e ol ´sniewaj ˛aco. Ró ˙zowa suknia na rami ˛aczkach pi ˛eknie kontrastowała ze srebrnym ciałem królowej.
Jej złota korona te ˙z ´swietnie si ˛e prezentowała na jej srebrnej głowie
Za to zadanie te ˙z dostali szóstk ˛e. Inne historie te ˙z były ciekawe, ale nie tak fantastyczne jak historia wymy´slona przez Jasia. No bo co jest fantastycznego w rycerzach i
´spi ˛acych królewnach, jak to stwierdził Ja´s. Potem była przerwa, podczas której ´spi ˛acy Stworek wypadł z kieszeni plecaka i poturlał si ˛e pod szaf ˛e.
Ja´s chciał da´c Stworkowi jabłko i zauwa ˙zył, ˙ze go nie ma.
Szybko zacz ˛ał go szuka´c po podłodze. Pani pomy´slała, ˙ze jest chory i zacz ˛eła szuka´c termometru.
Ja´s niestrudzony zacz ˛ał z nosem przy podłodze szuka´c dalej. Ju ˙z był przy toalecie, gdy kto´s złapał go za kark.
Ja´s my´slał, ˙ze gang Kilimand ˙zaro chce si ˛e zem´sci´c. Wi ˛ec krzykn ˛ał:
– Pu´s´ccie mnie!
Zdziwił si ˛e, gdy tak po prostu opadł mi ˛ekko na podłog ˛e.
– Jacy my?
Gangiem Kilimand ˙zaro okazał si ˛e pan wo´zny. Był wysoki i miał czarn ˛a brod ˛e oraz niebiesk ˛a koszulk ˛e.
– Czemu tak przytykałe´s nos do podłogi? Nie wiesz, ˙ze to niehigieniczne? – odezwał si ˛e wo´zny.
– Gdybym panu powiedział wyl ˛adowałbym w wariatkowie.
– E tam, ja te ˙z prawie nie wyl ˛adowałem w wariatkowie.
– No dobrze, to panu opowiem.
I opowiedział o historii Stworka od czasu jak go znalazł a ˙z do czasu, gdy go zgubił.
– I dlatego miałem nos przy podłodze – zako ´nczył swoje opowiadanie.
– Gdybym nie prze ˙zył przygody z Maurycym nigdy bym ci nie uwierzył.
I opowiedział o tym, ˙ze jak był w przedszkolu to robot Maurycy wyl ˛adował na jego placu zabaw i ˙ze zabrał go na przeja ˙zd ˙zk ˛e po galaktyce.
– A najlepsze było to, ˙ze nikt nie zauwa ˙zył mojego znik- ni ˛ecia i ˙ze rodzice odebrali mnie z przedszkola punktualnie o czternastej - zako ´nczył swoje opowiadanie wo´zny. – I mógłbym ci pomóc. Ostatni wychodz ˛e ze szkoły, wi ˛ec mo- g ˛e nie zamkn ˛a´c drzwi sali sportowej i wył ˛aczy´c kamery i wtedy mógłby´s szuka´c swojego Franka przez cał ˛a noc. Ale w przedostaniu si ˛e przez płot ci nie pomog ˛e.
– Bardzo panu dzi ˛ekuj ˛e. Nie wiem jak si ˛e panu odwdzi ˛eczy´c.
– Wystarczy mi my´sl, ˙ze znowu pomogłem nadprzyrodzonej istocie.
„Driin dry ´n" – odezwał si ˛e dzwonek.
– Do widzenia panu. Id ˛e na matematyk ˛e – rzucił pospiesznie Ja´s.
Po matematyce pani Magda powiedziała:
– Niech Ja´s zostanie ze mn ˛a.
Gdy pani przykryła wszystkie kamery w klasie Jasia obleciał strach, „wyrwie mi j ˛ezyk" – pomy´slał.
– Pewnie my´slisz, ˙ze urw ˛e ci j ˛ezyk tak jak podobno zrobiłam innym uczniom – odezwała si ˛e pani jakby czytaj ˛ac w jego my´slach – Mylisz si ˛e. Ka ˙zdy kto „stracił j ˛ezyk"
dowiedział si ˛e strasznej prawdy o mnie. Wi ˛ec moja matka jest policjantk ˛a i chce, ˙zebym była twarda tak jak ona. Ale ja jestem łagodna jak baranek.
– No to, dlaczego jest pani taka zła?
– Zaraz do tego dojd ˛e. Cały pech polega na tym, ˙ze pan dyrektor jest po uszy zakochany w mojej matce. Wi ˛ec dyrektor spełnia ka ˙zd ˛a jej zachciank ˛e. A ona chce tylko,
˙zeby codziennie pokazywał jej nagrania z mojej klasy. A na dodatek nie chce, ˙zeby kto´s si ˛e dowiedział, ˙ze to przez ni ˛a jestem taka „twarda".
Ja´s a ˙z oniemiał ze zdumienia. A wi ˛ec pani Magda, jego pani Magda, wcale nie jest taka zła jak si ˛e wydaje. I na dodatek zmusza j ˛a do tego rodzona matka. To si ˛e w głowie nie mie´sci.
– Mo ˙zliwe, ˙ze zastanawiasz si ˛e, dlaczego ci to mówi ˛e. Po prostu musz ˛e komu´s si ˛e zwierzy´c. A ze mn ˛a tak jest,
˙ze najbardziej lubi ˛e ludzi, którzy znaj ˛a si ˛e na matematyce.
Jednak musisz obieca´c, ˙ze nikomu nie powiesz.
– Obiecuj ˛e.
Nagle przypomniał sobie o Stworku.
4 NOCNA WYCIECZKA
Jasia obudził d´zwi ˛ek budzika.
„No tak, ju ˙z północ" – pomy´slał. Zało ˙zył czarn ˛a koszulk ˛e i czarne spodnie. Potem zszedł z łó ˙zka i wyszedł do przedpokoju. Tata nagle wstał. Jak tylko mama to zobaczyła powiedziała:
– Id´z spa´c kochanie, co´s ci si ˛e przy´sniło.
– Nic mi si ˛e nie przy´sniło, skarbie. Chc ˛e sobie nala´c wody.
– Skoro tak, to dobrze. Id´z.
Potem przedpokój zalało lekkie ´swiatło latarki. Ja´s ogromnie si ˛e przestraszył. Zacz ˛ał szuka´c kryjówki. „Krzesło, półka na buty, wieszak, kredens." „Wła´snie, wieszak“. I szybko ukrył si ˛e za wieszakiem. Według Jasia min ˛eły całe wieki zanim tata wyszedł z kuchni. Ale jego zegarek uwa ˙zał,
˙ze to trwało tylko dwie minuty. Ju ˙z miał otworzy´c drzwi i nagle sobie przypomniał, ˙ze jego rodzice maj ˛a fioła na punkcie złodziei i zamykaj ˛a drzwi na cztery spusty. Na nieszcz ˛e´scie Jasia spusty były na wysoko´sci dorosłego człowieka. „Musz ˛e co´s wymy´sli´c” – pomy´slał nasz młody ratownik. Nagle wpadł na znakomit ˛a my´sl: „wezm ˛e krzesło". Łatwiej pomy´sle´c, ale trudniej wykona´c. Gdy zacz ˛ał przesuwa´c krzesło zrozumiał,
˙ze ta praca jest niewykonalna, poniewa ˙z Ja´s nie umiał zrobi´c jej cicho. Nagle w jego umy´sle powstał bardzo zuchwały plan.
Tymczasem Stworek wyczołgał si ˛e spod szafki. „Gdzie mo ˙zna by pój´s´c?" - zastanawiał si ˛e. W ko ´ncu nad ciekawo´sci ˛a zwyci ˛e ˙zył głód, wi ˛ec Stworek udał si ˛e do stołówki za zapachem jabłek. Jednak i on napotkał przeszkod ˛e w postaci wysoko´sci.
Najpierw spróbował si ˛e wspina´c, ale gładka ´sciana lodówki nie nadawała si ˛e do wspinaczki. „Przydałby mi si ˛e jaki´s
sprz ˛et" – pomy´slał. I sprz ˛et był, tylko Stworek musiał wej´s´c do kuchni i wzi ˛a´c chochle. Zacz ˛ał wchodzi´c na szafk ˛e obok wej´scia i hop! Ju ˙z był w kuchni.
– Wojtek, wstawaj.
Starszy brat przeci ˛agle ziewn ˛ał.
– Jasiek, mam dla ciebie pytanie. Czy znasz kogo´s o zdrowych zmysłach kto budzi si ˛e o tak poga ´nskiej porze?
– Nikogo. Ale ja te ˙z mam dla ciebie pytanie, – po dłu ˙zszym zastanowieniu poprawił si ˛e – dwa pytania. Pami ˛etasz, jak zrobiłe´s nam kawał z duchem?
Brat si ˛e u´smiechn ˛ał:
– Oczywi´scie. Jak mógłbym zapomnie´c. To było genialne.
Szkoda, ˙ze nie widzieli´scie swoich min.
– No wła´snie. Dalej by´s chciał zobaczy´c takie miny?
– Te ˙z pytanie. Odpowiem tak samo: oczywi´scie! – Super.
Pomo ˙zesz mi w zrobieniu podobnego kawału? Tym razem na wi ˛eksz ˛a skal ˛e.
– To trzecie pytanie, – zauwa ˙zył Wojtek – ale odpowiem tak samo jak na dwa poprzednie. Oczywi´scie! Jaki jest plan?
– Otworzysz mi drzwi do domu, zamkniesz je i powiesz tacie, ˙ze id ˛ac po szklank ˛e mleka zauwa ˙zyłe´s za drzwiami złodzieja. Gdy on przyjdzie ja wyskocz ˛e i wszyscy si ˛e porz ˛adnie u´smiejemy. No i jak, podoba ci si ˛e mój plan?
– ´Swietny, ciekawe jak długo nad nim my´slałe´s?
– Wpadłem na niego, gdy zobaczyłem kłódki.
– Ale potrzebowałe´s kogo´s wysokiego, ˙zeby mógł zaalar- mowa´c rodziców i otworzy´c kłódki. Czyli plan dla dwóch osób.
– Wła´snie. Ale mimo, ˙ze Ania jest wy ˙zsza to wszystko by wygadała, a na ciebie mo ˙zna liczy´c.
– Wła´snie. Tylko dlaczego jeste´s ubrany na czarno.
– ˙Zebym wygl ˛adał na wiarygodnego złodzieja.
– Rozumiem.
– Je ˙zeli ju ˙z wszystko sobie wyja´snili´smy mo ˙zemy rozpocz ˛a´c operacj ˛e „na szaro".
– Wi ˛ec tak nazywa si ˛e nasz kawał. Dlaczego?
– Bo wszystkich zrobimy na szaro.
– No to zaczynajmy.
Po tych słowach Wojtek pobiegł otworzy´c drzwi Jasiowi.
Jak tylko zamkn ˛eły si ˛e drzwi, Ja´s zszedł na dół. Tymczasem na górze Wojtek powiedział tacie:
– Tato, kiedy poszedłem po szklank ˛e mleka zauwa ˙zyłem złodzieja za drzwiami, a wy chyba zapomnieli´scie zamkn ˛a´c drzwi.
– Co? Złodzieje? Gdzie? – pytał nie do ko ´nca rozbudzony tata.
– No mówi ˛e, złodziej za drzwiami – zacz ˛ał tłumaczy´c Wojtek.
– Dobrze, dobrze, gdzie moja strzelba?
– Kochanie, mo ˙ze jednak zadzwo ´nmy po policj ˛e – zapropo- nowała mama Jasia.
– Nie mamo, na pewno maj ˛a wa ˙zniejsze sprawy na głowie – Wojtek nie chciał, ˙zeby ich ˙zart sko ´nczył si ˛e niepotrzebnym przyjazdem policji.
– Wła´sciwie to masz racj ˛e. Na pewno s ˛a wa ˙zniejsze sprawy od jakiego´s rzezimieszka w naszym domu – mama zacz ˛eła si ˛e uspokaja´c.
– No to co? Idziemy go złapa´c – zapytał zniecierpliwiony tata. - Przecie ˙z mo ˙ze ju ˙z by´c w naszym domu.
– Nie, widziałem, ˙ze szukał łomu.
– Łomu? Przecie ˙z drzwi s ˛a otwarte – zdziwił si ˛e tata.
– No tak, ale on tego nie wie.
– Niby sprytni, ale tego nie wymy´sl ˛a. W ko ´ncu w ich,
˙ze tak powiem, zawodzie wszystko ma by´c trudne – zacz ˛ał na´smiewa´c si ˛e tata.
– Super, super, ale złodziej sam si ˛e nie złapie – sko ´nczył rozmow ˛e Wojtek.
– Ale gdzie jest moja strzelba?
– Nie masz strzelby tato.
– Zapomniałem – westchn ˛ał tata.
– To nic, masz pi ˛e´sci tak samo, je´sli nie bardziej, mocne – powiedział Wojtek, któremu ta sytuacja była bardzo na r ˛ek ˛e.
Potem poszli pod drzwi.
– Tutaj go widziałem – powiedział Wojtek.
Kiedy Ja´s si ˛e nie pokazał, powiedział troch ˛e gło´sniej:
– Tu go widziałem.
– Przecie ˙z słyszymy – zwróciła uwag ˛e mama.
Jednak Wojtek nie zwracał uwagi na protesty mamy.
Zawołał bardzo gło´sno:
– Tu go widziałem!
– Przecie ˙z wiemy. Czemu tak wrzeszczysz? – zapytał zdenerwowany tata.
Po krótkim zastanowieniu Wojtek uznał, ˙ze trzeba powie- dzie´c rodzicom cał ˛a prawd ˛e:
– Krzycz ˛e dlatego, ˙ze nie było ˙zadnego złodzieja i to miał by´c taki kawał, ˙ze ja niby widziałem złodzieja, którym miał by´c Ja´s i jak my tutaj wejdziemy miał wyskoczy´c. Ale on po prostu znikn ˛ał.
– Co? Ja´s znikn ˛ał? – spytała przera ˙zona pani ´Swistak.
– Najwyra´zniej, skarbie – odpowiedział równie przera ˙zony tata Jasia.
– Pewnie niedługo wróci. Mamo, najlepsze co mo ˙zemy zrobi´c to poczeka´c przy znakomitym kakao mojego wyrobu – zawyrokował Wojtek.
– Masz racj ˛e. Obudzimy Ani ˛e?
– Nie mamo. Wczoraj miała sprawdzian i nie zdała. Ma ju ˙z za du ˙zo na głowie.
– Dobrze, no to co z tym kakao?
– Ju ˙z robi ˛e? Mocne? Czy słabe?
– Mocne – powiedzieli razem mama i tata Jasia.
– Ultramocne – dodał tata.
I Wojtek wzi ˛ał puszk ˛e kakao, mleko i zagotował, dodał dwie ły ˙zki miodu i ły ˙zeczk ˛e cukru. Po kilku minutach podał rodzicom dwa kubki.
– Ultramocne, jak prosili´scie.
Po kilku łykach tata powiedział:
– To jest kicz.
– Ale rzeczywi´scie pobudza – oznajmił.
– Od dzisiaj b ˛ed ˛e go nazywał „w oczekiwaniu na Jasia" – oznajmił mistrz kakao w postaci Wojtka.
Podczas gdy rodzice Jasia pili „W oczekiwaniu na Jasia“, a ten wła´snie Ja´s cieszył si ˛e uko ´nczeniem pierwszego etapu eskapady w poszukiwaniu Stworka, ten ˙ze Stworek znalazł sze´s´c chochel. „Teraz trzeba by je czym´s powi ˛aza´c. Tylko czym?” – Zastanawiał si ˛e Stworek. „Mo ˙ze gumk ˛a" - pomy´slał – „Chocia ˙z nie, gdzie znale´z´c gumki w szkole?" – zadał sobie pytanie. Nagle wymy´slił: „w ´swietlicy s ˛a sznurki w górnej szafie".
Na szcz ˛e´scie ´swietlica była tu ˙z nad stołówk ˛a, wi ˛ec Stworek nie miał problemów z dotarciem do ´swietlicy.
Potem wszedł na biurko pani ´swietliczanki stamt ˛ad dosi ˛egn ˛ał do sznurka od rolety i zacz ˛ał si ˛e po nim wspina´c.
Jak był na ko ´ncu wspinaczki zacz ˛ał i´s´c po mocowaniu tej rolety, potem przeskoczył na nast ˛epn ˛a i nast ˛epn ˛a, a ˙z w ko ´ncu wskoczył na szafk ˛e i zszedł na klamk ˛e szafki, która pod jego ci ˛e ˙zarem si ˛e niebezpiecznie przechyliła i otworzyła szafk ˛e. Stworek tylko na to czekał: napr ˛e ˙zył si ˛e i hop był ju ˙z w szafce.
Gdybym był sznurkiem, gdzie bym si ˛e ukrył – zastanawiał si ˛e na głos. - No tak, pani od ´swietlicy od klas trzecich po ˙zyczyła sznurek od pani od klasy Jasia.
Po tych słowach skoczył i pobiegł do ´swietlicy dla klas trzecich, wszedł na biurko, zacz ˛ał si ˛e wspina´c po sznurku od rolety i nagle u´swiadomił sobie, ˙ze wspina si ˛e po sznurku i ˙ze nie wie, gdzie szuka´c sznurka ze ´swietlicy Jasia, wi ˛ec zacz ˛ał szuka´c no ˙zyczek w ´swietlicy Jasia. Jak je znalazł okazało si ˛e, ˙ze nie da si ˛e tam dosta´c. Nagle przypomniał sobie,
˙ze pan wo´zny ma małe koci ˛atko1, a małe koci ˛atka bawi ˛a si ˛e kł ˛ebkami wełny. Stworek skierował si ˛e za zapachem kota do gabinetu wo´znego. Drzwi były otwarte, bo wo´zny po wył ˛aczeniu kamer był tak podekscytowany, ˙ze zapomniał zamkn ˛a´c drzwi. Stworek zobaczył kł ˛ebek wełny.
– Zwyci ˛estwo – zawołał uradowany.
Odta ´nczył taniec zwyci ˛estwa. Gdy sko ´nczył, zszedł do stołówki i poło ˙zył przed sob ˛a kł ˛ebek i chochle. Ustawił je tak, ˙ze wyszły dwie odr ˛ebne wie ˙ze z chochel, potem te dwie wie ˙ze zwi ˛azał tak by si ˛e nie rozpadały, a potem zwi ˛azał je tak, ˙ze były jedn ˛a wie ˙z ˛a. Potem zahaczył t ˛a prowizoryczn ˛a wie ˙z ˛a o koniec lodówki. Zacz ˛ał si ˛e wspina´c po tej „drabinie"
a ˙z dotkn ˛ał klamki i otworzył drzwi. Uznał, ˙ze nie wiadomo, ile tutaj b ˛edzie siedział, wi ˛ec znalazł plastikowy worek i wło ˙zył do niego dziesi ˛e´c jabłek.
„A Ja´s ´spi sobie teraz smacznie zupełnie nie pami ˛etaj ˛ac o swoim kolorowym przyjacielu" – pomy´slał ze smutkiem. –
„Skoro on ´spi to ja te ˙z mog ˛e".
1Stworek to wiedział, poniewa ˙z koty poluj ˛a na gryzonie, a stworki to inteligentne gryzonie. A w naturze trzeba wiedzie´c jak najwi ˛ecej o swoim naturalnym wrogu np. jak rozpozna´c: samiczk ˛e, samca lub dziecko.
I poszedł do sali gimnastycznej, ˙zeby wzi ˛a´c materac.
Gdy ju ˙z go znalazł miał problem z przeci ˛agni ˛eciem go do ustronnego miejsca i ze znalezieniem takiego miejsca. W ko ´ncu uznał, ˙ze i tak nie przetransportuje tego materaca, wi ˛ec znalazł sobie szafk ˛e z materiałami w ´swietlicy i tam poszedł spa´c.
Tymczasem Ja´s miał nast ˛epny problem. Płot otaczaj ˛acy szkoł ˛e był za wysoki dla Jasia, który miał l ˛ek wysoko´sci. Po próbie wej´scia przez płot Ja´s zauwa ˙zył bramk ˛e do wej´scia, która niestety była zamkni ˛eta. „Znowu przydałby mi si ˛e jaki´s plan" – pomy´slał. – „Tylko jaki?" – zapytał si ˛e w duchu.
„Spinka, potrzebuj ˛e spinki" – ol´sniło go, gdy przypomniał sobie sylwetk ˛e Zo´ski. Zobaczył t ˛e sylwetk ˛e, gdy zastanawiał si ˛e jakby ona to zrobiła.
– Ej, mały widz ˛e, ˙ze co´s ci ˛e trapi – odezwał si ˛e jaki´s człowiek zza rogu ulicy.
– Tak, moja mama zgubiła swoj ˛a spink ˛e do włosów i posłała mnie, ˙zebym j ˛a znalazł – wymy´slił na poczekaniu.
– Je ˙zeli pan ma jak ˛a´s to mógłby mi da´c, bo mama b ˛edzie smutna.
– Wiesz co, mam spink ˛e. Ale nic za darmo. W zamian pójdziesz do ˙Zabki i kupisz dla mnie jedno piwo – posta´c si ˛e wyłoniła. Był to ubogi człowiek ubrany w stare poszarpane ubrania. – Je´sli b ˛ed ˛a jakie´s pytania powiedz, ˙ze przysłał ci ˛e Staszek. Je´sli dalej sprzedawczyni b ˛edzie podejrzliwa to dasz jej. . . daj kartk ˛e – pokazał gest znacz ˛acy: „daj".
Ja´s wyj ˛ał z kieszeni papierek po cukierku i długopis, które szcz ˛e´sliwie si ˛e tam znajdowały. Gdy mu je podał, Staszek napisał co´s i zawołał usatysfakcjonowany – to!
Ja´s nie miał wyboru. Wzi ˛ał list i poszedł do najbli ˙zszej
˙Zabki. Jak tylko znalazł pierwsze piwo z prawej, czyli ˙Zubra podszedł do kasjerki.
– Nie umiesz czyta´c? Tu jest napisane: „osobom nietrze´zwym i niepełnoletnim alkoholu nie sprzedajemy".
– Przysłał mnie Staszek.
– Czemu kłamiesz – zapytała kasjerka.
Ja´s nic nie odpowiedział tylko dał pani otwarty list. Tre´s´c brzmiała:
Je ˙zeli pani czyta ten list to mój kolega, którego imie- nia dokładnie nie znam miał problem z dostarcze- niem piwa dla mnie. Prosz ˛e o to, aby dała mu piwo, bo inaczej narazi si ˛e pani bandzie Kojota. A tego pani by nie chciała, prawda?
Staszek
– Co to jest banda Kojota? – zapytał Ja´s.
– Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, smarkaczu. Bierz piwo i zmiataj - kasjerka była zdenerwowana.
– Jak si ˛e nie dowiem, to nie przyjm ˛e piwa i powiem panu Staszkowi, ˙ze mimo listu pani nie chciała mi wyda´c – Ja´s był nieubłagany.
– Nigdy by´s nie skłamał starszemu panu.
Ja´s ju ˙z chciał powiedzie´c: „Kobieto, ja własnemu bratu skłamałem w ˙zywe oczy".
Ale uznał, ˙ze lepiej nie, bo by si ˛e zorientowała, ˙ze uciekł z domu, wi ˛ec powiedział tylko:
– Opowie mi pani o bandzie Kojota?
– Bierz piwo, smarkaczu – opryskliwie odpowiedziała kasjerka.
Ja´s pobiegł do Staszka.
– Masz piwo – Staszkowi błysn ˛eły oczy.
– Nie tak pr ˛edko. Co to jest banda Kojota?
– Czyli kasjerka nie była skłonna do pomocy.
– Nie. Ale to nie jest odpowied´z na moje pytanie.
– No wiesz. Co´s tam rabujemy. Jako´s trzeba zarabia´c – Staszek mówił od sensu.
Ja´s zrozumiał, ˙ze wi ˛ecej od niego nie wyci ˛agnie.
– Masz piwo – Ja´s rzucił puszk ˛e. – Daj spink ˛e.
– A co ja jestem, baba? – i Staszek uciekł.
„Oszukał mnie" – pomy´slał Ja´s. Ale nie stracił pewno´sci siebie. – „Pani ze sklepu sprzedawała spinki".
Napisał podobn ˛a wiadomo´s´c jak Staszek na drugim papieru po cukierku:
Prosz ˛e pani, skoro pani czyta i ten list to nie chce pani wyda´c mojego prezentu dla narzeczonej. A banda Kojota dawno nie miała ˙zadnej rozróby na koncie, wi ˛ec ch ˛etnie by si ˛e na pani wy ˙zyła, bo byłaby pani ´swietnym workiem treningowym.
Staszek
Potem poszedł do sklepu, postawił przed kasjerk ˛a list i wzi ˛ał jedn ˛a spink ˛e.
Jak miał wyj´s´c kasjerka go zatrzymała:
– To nie jest jego pismo.
Ale Ja´s ju ˙z uciekł ze sklepu. Pobiegł do bramki i otworzył drzwi. Nie zamkn ˛ał drzwi, ˙zeby nie zosta´c zatrza´sni ˛etym we własnej szkole. Potem usiadł i pomy´slał o tym jak rodzice musz ˛a si ˛e martwi´c i o tym jak samotny czuje si ˛e Stworek, bo przecie ˙z nie wiedział, ˙ze jego kolorowy przyjaciel smacznie
´spi w łó ˙zku zrobionym z szafki z materiałami. I o tym, ˙ze je ˙zeli kto´s go złapie, to pewnie nigdy nie wróci do szkoły.
A po tym o tym, ˙ze trzeba wróci´c do poszukiwa ´n. Pobiegł do wychodz ˛acych na pole drzwi od sali gimnastycznej. Od razu pobiegł do ´swietlicy, my´slał, ˙ze tam trzeba zacz ˛a´c poszukiwania. Jak tylko wszedł usłyszał miarowy oddech dochodz ˛acy z półki z materiałami. Zaciekawiony, podszedł i znalazł ´spi ˛acego Stworka.
– Mam ci ˛e przyjacielu – zawołał uradowany.
– Jestem pierwszym Stworkiem, którego człowiek nazwał przyjacielem - zawołał nie mniej uradowany Stworek.
– To jest wi ˛ecej Stworków? – zapytał zaintrygowany Ja´s.
– Oczywi´scie, s ˛a: bananowe, pomara ´nczowe, ananasowe i wiele, wiele innych. Tych gatunków jest tyle ile owoców na
´swiecie.
– A jak to si ˛e stało, ˙ze jest ich tak ogromna ilo´s´c? – zapytał coraz bardziej ciekawy Ja´s.
– Opowiedzie´c ci?
– Tak, opowiedz.
– To długa historia.
– Mamy czas – zapewnił Ja´s.
– No to zaczynam. Jak mo ˙ze si ˛e ju ˙z domy´sliłe´s, na ´swiecie jest wi ˛ecej fantastycznych stworze ´n ni ˙z te, które wy, ludzie, znacie. Na pewnej wyspie zwanej Kirmontu zamieszkanej przez liliputy był sobie czarodziej, który miał ogród pełen wszelkich krzewów i drzew owocowych. Ale nie umiał ich zbiera´c, poniewa ˙z był za mały, wi ˛ec stworzył Stworka do ka ˙zdego krzewu i drzewa, lecz co´s nie wyszło w jego zakl ˛eciu.
Mieli´smy by´c nierozumnymi maszynami, ale jednak czujemy my´slimy i tym podobne. Na szcz ˛e´scie czarodziej kochał wszystkie ˙zywe stworzenia, wi ˛ec nas wypu´scił. Jednak na Kirmontu nie było dla nas miejsca. Byli´smy jak plaga.
Wyrzucili nas. Potem nasz lud zacz ˛ał pielgrzymk ˛e. Ka ˙zdy od danego owocu zatrzymywał si ˛e tam gdzie miał jedzenia pod dostatkiem. Podobała ci si ˛e historia?
– ´Swietna. Ale ten mag nie miał drabiny?
– Czarodziej. Nie obra ˙zaj mojego stwórcy. Miał, ale zamiast zbiera´c wolał rzuca´c i uczy´c si ˛e zakl ˛e´c.
– Ale owoce nie rosn ˛a zawsze.
– Nie. Ale od czego magazynowanie? Mamy swoje spi ˙zarnie – u´smiechn ˛ał si ˛e Stworek.
– A jak wy si ˛e rozmna ˙zacie?
– To bardzo proste. Jak zjemy dany owoc rzucamy pestk ˛e albo skórk ˛e i po kilku dniach wyrasta gotowy do
˙zycia Stworek. Jak si ˛e zje niedojrzały owoc zamiast gotowego, wiedz ˛acego wszystko o ˙zyciu Stworka, ma si ˛e małe dziecko.
– Jak człowiek zasadzi pestk ˛e wyrasta drzewo owocowe, a nie inny człowiek.
– Idziemy? – zapytał Stworek.
– Tak.
W domu rodzice byli przestraszeni, ale jak zobaczyli Jasia zamiast si ˛e ucieszy´c byli bardzo ´zli.
– Co´s ty zrobił? Wiesz, jak si ˛e martwili´smy? – zapytał tata.
– Co miałem robi´c, zobaczyłem chłopca, który sobie stał i nagle jaki´s pan go złapał, wi ˛ec zacz ˛ałem go szuka´c – Ja´s kłamał jak z nut. – Jak dobiegł do kryjówki złapałem go i si ˛e okazało, ˙ze ten pan to tata tego chłopca, który uciekł z kolonii, bo w połowie drogi jego autobus przestał działa´c, wi ˛ec si ˛e wkurzył i pojechał autostopem. A ja im opowiedziałem o tym, ˙ze my´slałem, ˙ze jego tata to porywacz i, ˙ze chciałem uratowa´c tego chłopca. I on powiedział, ˙ze jestem dzielny i dał mi spink ˛e.
– Nie wierz ˛e ci – powiedział Wojtek.
– A spinka? – Tu Ja´s wyj ˛ał spink ˛e.
– Jest powykrzywiana – zauwa ˙zył tata.
– Czym´s musiałem otworzy´c drzwi – tu Ja´s powiedział prawd ˛e. T ˛a spink ˛a otworzył drzwi do domu.
– Skoro tak, to id´z spa´c. Jutro masz lekcje.
– Dobrze, mamo.
I Ja´s poszedł spa´c.
5 PROBLEMY NA WSI
Po wielu dniach pracy w szkole Ja´s i Stworek dzi ˛eki wspólnym przygodom nauczyli si ˛e sobie ufa´c. Jednak nie opowiem o tych przygodach tylko o ich najwi ˛ekszej przygodzie, która zacz ˛eła si ˛e na parkingu.
– Wszystko spakowane, dzieci? – zapytała mama Jasia.
– Tak, mamo.
– Kochanie, jeste´s pewien? – tym razem zapytała m ˛e ˙za.
– Tak, przynajmniej naucz ˛a si ˛e samodzielno´sci – od- powiedział tata Jasia, zaj ˛ety wpakowywaniem walizek do auta.
– Pami ˛etacie o której macie by´c na peronie?
– O 13:00, ˙zeby zd ˛a ˙zy´c przed tłumem – dzieci zawołały jak jeden m ˛a ˙z.
– Aniu, odgrzejesz obiad w mikrofali?
– Tak, mamo.
– Mo ˙zna na ciebie liczy´c? – tym razem pytanie zadał tata Jasia.
– A jak ˙ze.
Potem si ˛e po ˙zegnali i rodzice odjechali.
– To co robimy? – zapytał Wojtek.
– Ja miałam napisa´c o wakacjach – odpowiedziała starsza siostra – Wi ˛ec chyba zaczn ˛e o tym pisa´c.
– Wariat z tego Ananiasza – Wojtek westchn ˛ał przywołuj ˛ac swoje ulubione zdanie z „Mikołajka". – A ty, Jasiek?
– Nie wiem, chyba te ˙z.
– Ojeju, dwa wariaty.
– Mówi si ˛e dwaj wariaci.
– Dobra, dobra, skoro tak, to ja te ˙z napisz ˛e o tych wakacjach.
I wszyscy rozeszli si ˛e do swoich pokoi
– To co, jakby´s zacz ˛ał? – Ja´s zapytał Stworka.
– Ja bym zacz ˛ał tak: gdy złapałem gang Kilimand ˙zaro moi rodzice pozwolili mi dosta´c jakikolwiek prezent jaki tylko bym chciał. Po dłu ˙zszym namy´sle postanowiłem pojecha´c na wie´s do dziadka Jurka.
– Mój dziadek nazywa si ˛e Antoni.
– No to na wie´s do dziadka Antoniego. No, pisz – ponaglił Jasia Stworek.
Oto co napisał:
Opowiadanie o wakacjach
Gdy złapałem gang Kilimand ˙zaro moi rodzice po- zwolili mi wybra´c sobie ka ˙zdy prezent, który bym chciał. Po dłu ˙zszym namy ´sle poprosiłem o to,
˙zeby ´smy pojechali na wie ´s do dziadka Antoniego.
Moi rodzice uło ˙zyli taki plan: o 9:00 moi rodzice wyjechali, a o 13:00 my mamy pój ´s´c na peron, gdzie o 13:30 przyjedzie poci ˛ag.
Dlatego teraz siedz ˛e w swoim pokoju niecierpliwie czekaj ˛ac na godzin ˛e trzynast ˛a.
– Nie napisałe´s pocz ˛atku tak jak proponowałem – zauwa ˙zył Stworek.
– Tak, niektóre rzeczy postanowiłem zmieni´c. W ko ´ncu to ma by´c moje opowiadanie a nie Stworka.
– Wła´sciwie to masz racj ˛e – przyznał Stworek.
Podró ˙z przeszła bez przeszkód oprócz tego, ˙ze jaki´s pan zatrzasn ˛ał si ˛e w łazience i musiał przyj´s´c konduktor i wywa ˙zy´c drzwi młotkiem do ucieczki w razie po ˙zaru. Gdy przyjechali byli bardzo zm ˛eczeni. Przyjechał po nich dziadek.
Był wysoki, miał niebiesk ˛a bluz ˛e skrywaj ˛ac ˛a czarn ˛a koszul ˛e z pionowymi białymi pasami, szare spodnie przytrzymywane br ˛azowym paskiem, okulary z czarno-granatow ˛a oprawk ˛a, zielone oczy oraz siwe włosy.
– Dzieciarnia, do wozu! – zawołał.
– Tak jest – zawołali i wskoczyli do jego auta.
– Zapytaj go czy w sadzie jest du ˙zo jabłek – poprosił Jasia Stworek.
– Dziadku, czy du ˙zo jest jabłek tego lata? – Ja´s spełnił pro´sb ˛e Stworka.
– O tak, najlepiej wyszły: Piros, Delikates i Paulared.
Oczywi´scie, wszystkie si ˛e udały. Co do jednego.
– To ´swietnie. Ale co to za nazwy?
– Jabłek.
– A b ˛ed ˛e mógł jutro wyj´s´c zobaczy´c sad? Nie zabawi ˛e tam długo.
– Dobrze, panie bobrze – odpowiedział dziadek. – Ale pami ˛etajcie, nie mo ˙zna wchodzi´c na strych i b ˛edziecie u mnie jeden tydzie ´n.
– To b ˛edzie niezapomniany tydzie ´n – dopowiedział Wojtek.
– Znowu b ˛edziesz chciał zajrze´c do stodoły? – zapytał dziadek.
– Oczywi´scie.
Pokój Jasia był obok strychu. Był niezbyt du ˙zy, ale dostatecznie, by zmie´sciły si ˛e w nim łó ˙zka Jasia i Stworka.
Z tym, ˙ze Stworka mie´sciło si ˛e na szafce.
– Przytulnie tu – stwierdził Ja´s rozgl ˛adaj ˛ac si ˛e po pokoju.
– Rzeczywi´scie. Rozpakujmy si ˛e.
– Dobra – odpowiedział Ja´s i zacz ˛ał si ˛e rozpakowywa´c.
Oto nast ˛epny wpis Jasia w zadaniu pod tytułem „Opowie´s´c o wakacjach":
Przyjechali ´smy do dziadka Antoniego. Podró ˙z odbyła si ˛e bez przeszkód. Prawie bez przeszkód.
Tylko jeden starszy pan zatrzasn ˛ał si ˛e w ubikacji i musiał przyj ´s´c konduktor i rozwali´c drzwi młotkiem.
Ale był ubaw. Potem moja siostra Ania była tak miła, ˙ze dała panu batona Knoppersa na pocieszenie. Pan podzi ˛ekował i poprosił o jabłko.
Ja go nie rozumiem. Knoppers jest pyszny. Tym bardziej baton.
– Ja tam go rozumiem. Stuprocentowo. Za to ciebie ani troch ˛e – przerwał Stworek, który od pocz ˛atku podgl ˛adał Jasia.
– Super. Pisz ˛e dalej.
Dziadek ma czarn ˛a koszul ˛e, niebiesk ˛a bluz ˛e, szaro- niebieskie d ˙zinsy i czarne okulary. Ju ˙z rozpakowa- li ´smy.
– Ty rozpakowałe´s.
Ja´s skre´slił: „rozpakowali´smy" i napisał: „rozpakowałem".
Ju ˙z rozpakowałem: ´spiwór, ksi ˛a ˙zk ˛e: „Harry Potter i kamie ´n filozoficzny" oraz kieszonkow ˛a latark ˛e.
– A co z wat ˛a i moim łó ˙zkiem? – zapytał Stworek.
– A po co mi jaki´s medal? – odpowiedział pytaniem na pytanie Ja´s.
– Nie medal tylko moje łó ˙zko.
– Nie napisz ˛e: „łó ˙zko Stworka". Uznaliby mnie za chorego psychicznie.
– Co racja to racja.
– Kolacja! – zawołała mama Jasia.
– Przynie´s mi jabłko – szepn ˛ał Stworek.
– Tak jest Alladynie – za ˙zartował Ja´s i ukłonił si ˛e wychodz ˛ac.
Zszedł do kuchni.
Zjadł kanapk ˛e z szynk ˛a i popił wod ˛a z kranu.
– Mamo, dzisiaj mam zamiar długo czyta´c. Mog ˛e dosta´c jabłko, ˙zebym miał kalorie?
– Oczywi´scie, tylko nie czytaj za długo. Jutro pójdziemy na wycieczk ˛e.
Gdy Ja´s wrócił Stworek zapytał:
– Co to jest Alladyn?
– Nie co, tylko kto – poprawił go Ja´s. – Posta´c z bajki, która znalazła lamp ˛e, w której był d ˙zinn który miał spełni´c jego trzy
˙zyczenia. Ale mniejsza z tym. Masz jabłko. Jak Stworek zjadł jabłko i poszli spa´c.
Ja´s si ˛e obudził. Zszedł na dół, gdzie czekał na niego dziadek.
– Witaj ranny ptaszku.
– Kto´s oprócz mnie ju ˙z wstał? – Zapytał Ja´s.
– Tak, Wojtek. Poszedł do stodoły. Przegryziesz co´s?
– Mleko z płatkami.
– Czego ci si ˛e zachciewa. Jeszcze nie pora dojenia – za ˙zartował. - Czekoladowe czy kukurydziane?
– Kukurydziane.
– Zimne czy ciepłe?
– Ciepłe.
Podczas gdy dziadek gotował mleko Ja´s uznał, ˙ze teraz b ˛edzie dobry moment, ˙zeby przetransportowa´c Stworka do sadu.
– Gotowe!
Ja´s z pr ˛edko´sci ˛a ´swiatła zjadł mleko.
– Szybki jeste´s – skomentował dziadek.
– Pójd ˛e na chwil ˛e do pokoju, a potem zrobi ˛e krótk ˛a przebie ˙zk ˛e.
– To zjedz co´s po ˙zywniejszego. B ˛edziesz mie´c wi ˛ecej siły. A nasze gospodarstwo jest spore.
– Dzi ˛eki temu zjem wi ˛ecej jak wróc ˛e.
– To dobrego biegania ˙zycz ˛e.
Ja´s pobiegł do Stworka i wło ˙zył go do kieszeni.
– A ´sniadanko dla kolegi? – uskar ˙zał si ˛e podró ˙znik Jasiowej kieszeni.
– Tam, gdzie idziemy jest pełno jabłek – zapewnił Ja´s.
Stworek skakał z jednej jabłoni na drug ˛a. Gdy znalazł dobrego kandydata na przek ˛ask ˛e zrywał go i zjadał.
Nagle za płotem zobaczył pi ˛ekne dorodne jabłko. Bez namysłu rzucił si ˛e za płot zupełnie na ´n nie zwa ˙zaj ˛ac. Ju ˙z miał zagł ˛ebi´c swoje ostre z ˛eby i poczu´c wszechogarniaj ˛ac ˛a słodycz, gdy zobaczył br ˛azow ˛a otchła ´n przed, pod, nad i za sob ˛a. Zacz ˛ał si ˛e szamota´c w worku, ale gdy tylko zbieracz otworzył worek Stworek skulił si ˛e w kulk ˛e, ˙zeby wygl ˛ada´c jak jabłko. Gdy zbieracz zobaczył same jabłka, pomy´slał,
˙ze z nadmiaru pracy dostał halucynacji. Po paru minutach Stworek stwierdził, ˙ze jad ˛a i ˙ze jest mu duszniej ni ˙z było. Po krótkim zastanowieniu uznał, ˙ze jest w skrzyni. Zm ˛eczony jazd ˛a Stworek zasn ˛ał. Po paru godzinach Stworek uznał, ˙ze jego przeja ˙zd ˙zka dobiegła ko ´nca. Z braku innej mo ˙zliwo´sci Stworek zjadł kilka z jabłek i zacz ˛ał w nich si ˛e tarza´c.
Nagle usłyszał strz ˛ep rozmowy:
– Józek, a t ˛e tu (tutaj stukn ˛ał w skrzynk ˛e ze Stworkiem) zawieziesz do Rzeszowa.
– Dobra jest – zawołał m ˛e ˙zczyzna, którego nazywali Józkiem.
Stworek ucieszył si ˛e, gdy usłyszał t ˛a przydatn ˛a informacj ˛e.
– „Trzeba powiadomi´c Jasia" – Pomy´slał.
Na szcz ˛e´scie Józek otworzył skrzynk ˛e, ˙zeby sprawdzi´c co z jabłkami. Stworek wykorzystał ten moment, ˙zeby uciec.
Gdy Ja´s wrócił był zrozpaczony, ˙ze Stworka nie ma.
Pomy´slał, ˙ze pewnie Stworek obraził si ˛e na niego, bo po´swi ˛ecał mu za mało uwagi.
6 NIESPODZIEWANY TELEFON
Stworek uznał, ˙ze najlepiej b ˛edzie powiadomi´c Jasia telefonicznie.
– „Tylko jak to zrobi´c" – zapytał si ˛e w duchu. – „Nie znam numeru telefonu mamy Jasia" – po krótkim namy´sle dodał.
– „Wła´sciwie imienia te ˙z nie znam. Za to znam imi ˛e dziadka Jasia" – pomy´slał przypominaj ˛ac sobie jak Ja´s przypomniał mu to pisz ˛ac opowiadanie o wakacjach. – „I na pewno policja ma jego numer telefonu w archiwach" – potem na chwil ˛e posmutniał. – „Przecie ˙z nie wpuszcz ˛a Stworka do archiwów miejskich" - Nagle w jego głowie zacz ˛ał formowa´c si ˛e plan.
– „Musz ˛e znale´z´c kogo´s kto chce pój´s´c na policj ˛e" – niestety na głównym rynku małego miasteczka zauwa ˙zył tylko pani ˛a i dziewczynk ˛e. – „No to ju ˙z znalazłem ochotniczk ˛e" – pomy´slał patrz ˛ac na mał ˛a dziewczynk ˛e.
Stworek wdrapał si ˛e na głow ˛e mamy i powiedział jej do ucha głosem dziewczynki:
– Mamo, gdzie teraz idziemy?
Mama dziewczynki miała telefon, w który wła´snie si ˛e wpatrywała oraz rozdzieln ˛a uwag ˛e wi ˛ec odpowiedziała:
– Na jarmark.
Gdy Stworek to usłyszał zeskoczył z mamy i pobiegł do dziewczynki. Wdrapał si ˛e na dziewczynk ˛e i powiedział:
– Słoneczko, id´z na policj ˛e i powiedz, ˙ze mama prosiła ci ˛e o numer telefonu pana Antoniego ´Swistaka jak to zrobisz dostaniesz nast ˛epnego loda. B ˛ed ˛e czeka´c na jarmarku.
Dziewczynka była zaj ˛eta lodem, ale rozdzielna uwaga była najwyra´zniej dziedziczna.
– Wła´sciwie to mo ˙ze by´c – powiedziała i skierowała si ˛e na posterunek policji.
– Po co przyszła´s dziewczynko? – zapytał w ˛asaty policjant.
– Mama przysyła mnie po numer pana Antoniego ´Swistaka.
– Normalnie bym nie dał, ale dla ciebie zrobi ˛e wyj ˛atek – powiedział klikaj ˛ac w komputer. – Numer to: jeden, dwa, cztery, osiem, zero, pi ˛e´c, sze´s´c, dwa, sze´s´c.
Stworek wszystko sobie zapami ˛etał, ale zamiast powiado- mi´c Jasia potowarzyszył dziewczynce na jarmark i słyszał jeszcze jak domaga si ˛e od mamy drugich lodów. A potem pobiegł do jedynej budki telefonicznej i zadzwonił na koszt rozmówcy.
– „Driin" „Driin" – zadzwonił telefon.
– Halo, halo – zawołał dziadek Jasia.
– Dzie ´n dobry, tu kolega Jasia chciałem mu pogratulowa´c.
– Pogratulowa´c? Czego?
– Eee. . . no. . . ju ˙z pami ˛etam! Złapania gangu Kilimand ˙zaro.
– Dobrze zawołam go – powiedział dziadek i zawołał – Jasiu, kolega do ciebie!
– Dobrze ju ˙z schodz ˛e – odkrzykn ˛ał Ja´s i zszedł na dół.
Wzi ˛ał telefon i usłyszał głos Stworka:
– To ja Stworek. B ˛ed ˛e w Rzeszowie. O nie! Kto´s idzie, musz ˛e ko ´nczy´c.
Potem wesoły Ja´s usłyszał tylko brz ˛ek odkładanej słu- chawki.
7 ZWICHNI ˛ ETY NADGARSTEK
Koło domu dziadka Jasia było gospodarstwo s ˛asiada, który miał ogromn ˛a czere´sni ˛e, na której było mnóstwo gał ˛ezi tak ustawionych, ˙ze wygl ˛adały jak schody. Ja´s szukaj ˛ac pomysłu na dostanie si ˛e do Rzeszowa cz ˛esto zbierał tam czere´snie z bratem. W czwartek znowu przyszli. Gdy znudzili si ˛e opychaniem czere´sniami Wojtek powiedział:
– Zało ˙z ˛e si ˛e, ˙ze nie zeskoczysz z tamtej gał ˛ezi – tu wskazał poło ˙zon ˛a metr nad ziemi ˛a drug ˛a od dołu gał ˛a´z.
– O co? – zapytał, gotowy do przyj ˛ecia wyzwania.
– Sam wybierz.
– Je´sli wygram ty zeskoczysz z tej gał ˛ezi – Ja´s wskazał poło ˙zon ˛a trzy metry nad ziemi ˛a siódm ˛a gał ˛a´z. – Je´sli nie, to ja to zrobi ˛e.
– Dobra.
Ja´s zacz ˛ał si ˛e wspina´c. Gdy dotarł na gał ˛a´z wskazan ˛a przez Wojtka skoczył, przeturlał si ˛e, wstał i powiedział:
– Teraz ty.
– Dobra.
Wojtek zacz ˛ał si ˛e wspina´c. Był na pi ˛atej gał ˛ezi, ale ´zle postawił nog ˛e i run ˛ał w dół. Na szcz ˛e´scie skoczył na swoj ˛a ochronn ˛a pozycj ˛e nazywan ˛a przez niego: „na Spidermana"
czyli, ˙ze skacz ˛ac osłania si ˛e r ˛ekami głow ˛e, a nogi zwija w kulk ˛e. Gdy wstał miał ciało całe w siniakach, ale głow ˛e cał ˛a i ocalał ˛a.
– Boli mnie nadgarstek – wydyszał.
Ja´s szybko pobiegł po rodziców by poinformowa´c ich co si ˛e stało. Gdy tylko poukładali fakty pobiegli do Wojtka. Mama od razu sprawdziła nadgarstek.
– Zwichni ˛ety – stwierdziła. – Potrzebujemy lekarza.
– W pobliskiej wsi jest doktor – posłu ˙zył rad ˛a dziadek.
– Nie potrzebuj ˛e jakiego´s wiejskiego znachora! – wybuchła mama.
– Pojed´zmy do szpitala w Rzeszowie.
I tak Ja´s bez pomocy planu pojechał z tyłu białej ci ˛e ˙zarówki z czerwonym krzy ˙zem po bokach, prosto do Rzeszowa.
8 JU ˙ Z PRAWIE
– Mamo, ile dni Wojtek b ˛edzie w szpitalu? – zapytał Ja´s,
˙zeby dowiedzie´c si ˛e, ile ma czasu na szukanie Stworka.
– Wojtek b ˛edzie miał zastrzyki przeciwzakrzepowe przez tydzie ´n. Nie chc ˛e ryzykowa´c, wi ˛ec zamieszkamy u siostry dziadka.
– Ciocia Basia. Hurra! – zawołał Ja´s. Ja´s bardzo lubił siostr ˛e dziadka. Była do´s´c stara i bardzo miła. Miała du ˙zo, bardzo starych gier planszowych. A po za tym wymy´slała ró ˙zne fajne wycieczki. Czasami nawet podró ˙ze. Mimo s ˛edziwego wieku sze´s´cdziesi ˛eciu o´smiu lat miała szybki krok.
Nie tak szybki jak chłopcy i ich siostry, ale wystarczaj ˛acy by w razie potrzeby ich złapa´c. Była niska i szczupła. Miała czarne włosy chocia ˙z czasami mo ˙zna było zobaczy´c przebłyski bieli i szaro´sci. Zazwyczaj była ubrana w czerwone spodnie, biał ˛a koszulk ˛e oraz granatowy sweter z wyszywanymi czerwonymi trójk ˛atami. Miała zielono – piwne oczy oraz czarno – białego kota Malkolma na cze´s´c jednego z kotów z ksi ˛a ˙zki „Dzieci z Bullerbyn".
– Cze´s´c, ciociu.
– Dzie ´n dobry, Madziu. Nie jeste´s moj ˛a siostrzenic ˛a ani bratow ˛a, ale i tak lubi ˛e jak tak mówisz.
– Przepraszam, ˙ze przybyli´smy bez zapowiedzi. Wła´sciwie nie planowali´smy tego przyjazdu.
– To nic, ˙ze mnie nie powiadomili´scie. Miło mi was zobaczy´c. Nawet bez zapowiedzi.
– Ale przez to pewnie nie masz wolnych pokoi – zaniepoko- iła si ˛e krewna rozmówczyni.
Siostra dziadka Jasia wynajmowała pokoje, maj ˛ac nadzie- j ˛e na otworzenie piekarni ze swoimi pysznymi dro ˙zd ˙zówkami, smakowitymi chlebami i działem z r ˛ecznie robionymi krówka- mi, lizakami i innymi smakołykami. Piekarnia nazywałaby si ˛e
„Pychotka". Kupiłaby wszystkie potrzebne rzeczy i wynaj ˛eła pomocników za zaoszcz ˛edzone pieni ˛adze.
– Wszystkie siedem s ˛a wasze – powiedziała smutno ciocia Basia.
– Interes si ˛e nie kr ˛eci? – zainteresował si ˛e jej bratanek.
– Nie, przez to – westchn ˛eła i przesun ˛eła biał ˛a firank ˛e wyszywan ˛a w pieski. Zobaczyli tam biały budynek ze złotymi zdobieniami i białym szyldem na którym wypisano złotymi literami nazw ˛e hotelu: „Pod Dwoma Aniołami".
– To jeszcze nie wszystko – powiedziała babcia. Pokazała nad szyld i ich oczom ukazały si ˛e dwa anioły z białego, wyszlifowanego marmuru z niebieskimi skrzydłami i oczami z czarnego marmuru.
– Przynajmniej nie s ˛a złote – powiedział tata Jasia, ˙zeby jego ciotka poczuła si ˛e lepiej.
Gdy mama Jasia wyszła mówi ˛ac: „ ˙ze przypilnuje Wojtka w szpitalu" i „ ˙ze bior ˛a mieszkanie z cioci ˛a", tata powiedział:
– Skoro oni umiej ˛a to my te ˙z. Jak oni s ˛a tacy ˛e- ˛a to my poka ˙zemy im co´s nowego. Kto jest z mn ˛a?
Wszyscy podnie´sli r ˛ece oprócz cioci, która płakała ze wzruszenia.
– Ja mam pomysł na styl i nazw ˛e – odezwała si ˛e po chwili Ania.
– Dajesz – powiedział pewny siebie tata.
– Styl morski, nazwa: „Chatka w Morskim Stylu".
Ja´s, ˙zeby nie by´c gorszy dodał:
– A ja mam pomysł na reklam ˛e: „Jeste´s spragnionym przygód wilkiem morskim? Przepły ´n si ˛e Chatk ˛a w Morskim Stylu" napisane na wielorybie.
– ´Swietnie. Jutro zaczynamy prac ˛e – nagle pochmurniał. – Je´sli wła´sciciel pozwoli.
Płacz ˛aca jeszcze ciocia odwróciła si ˛e i powiedziała:
– Oczywi´scie, ˙ze si ˛e zgadzam!
Nast ˛epnego dnia tata cały czas rysował co´s zawzi ˛ecie przy biurku. Nawet ´sniadanie, obiad i kolacj ˛e musieli mu przynosi´c do biurka. Pracował jeszcze długo po tym ostatnim posiłku. A dokładnie do pi ˛atej, o której to obudził wszystkich, aby obejrzeli to co narysował.
Był to obraz architektoniczny budynku. Jednak od rysun- ku architektonicznego ró ˙znił si ˛e tym, ˙ze był pokolorowany i tym, ˙ze nie było tam wykresów ani liczb. Sciany miały´ by´c piaskowe i poozdabiane muszlami w ró ˙znych kolorach.
Od czerwonej przez niebiesk ˛a do t ˛eczowej. Podłoga łazienek miała by´c niebieska z ciemno granatowymi wielorybami oraz ró ˙zowymi o´smiornicami, a podłoga reszty pokoi te ˙z, tyle ˙ze nie z wielorybami i o´smiornicami tylko piratami i spienionymi fa- lami. Za to podłoga w jadalni miała zapełni´c si ˛e czerwonymi krabami. Wszystkie drzwi miały zamiast zwykłych okien po- dobne do takich jakie si ˛e widuje na statkach, tylko ˙ze koła były sporo wi ˛eksze. Ciocia miała jeden problem:
– Ale ˙z mnie na to nie sta´c.
– Nie musi ci ˛e sta´c – uspokoił j ˛a tata Jasia. – Za wszystko zapłacimy my. Za szyby i farby. Sami wszystko pomalujemy.
– To nie fair wobec was.
– Skoro chcesz pomóc to kup: jeden, dwa, trzy, cztery.
Cztery walkie-talkie.
– Po co wam one?
– ˙Zeby si ˛e porozumiewa´c, kiedy b ˛edziemy pracowa´c.
– Je ˙zeli wam si ˛e uda, nie b ˛ed ˛e umiała si ˛e odwdzi ˛eczy´c.
– B ˛edziesz – powiedział Ja´s z błyskiem w oku. – Miesi ˛ac bezpłatnego korzystania z piekarni.
– Szczególnie z działu słodyczy, co? Ale dobrze. Który miesi ˛ac?
– Nie ma tak dobrze. Miesi ˛ac nie znaczy, ˙ze miesi ˛ac, tylko trzydzie´sci dni, niekoniecznie jeden po drugim.
– Swietnie,´ ´swietnie, ale nie uprzedzajmy faktów – powiedział tata. - Id´zcie spa´c. O dziesi ˛atej zbiórka w salonie.
O dziesi ˛atej zebrali si ˛e wszyscy oprócz mamy i Wojtka którzy nie wiedzieli o całym przedsi ˛ewzi ˛eciu i poszli o ósmej na zastrzyk przeciwzakrzepowy, a potem na wycieczk ˛e do lasu zlecon ˛a przez cioci ˛e i z wieloma innymi planami które na szcz ˛e´scie dla malarzy miały trwa´c cały dzie ´n.
– Aniu, ty masz mieszkanie numer siedem – zapowiedział tata, – a ty Jasiu, numer sze´s´c. Ja zajm ˛e si ˛e ´scianami. W ko ´ncu było si ˛e kiedy´s kaskaderem, nie?
Z pocz ˛atku było trudno. Obrazki nie wychodziły jedna- kowo, a tata z kaskiem rowerowym i innymi ochronami nierówno malował budynek kremow ˛a farb ˛a, tak, ˙ze połowa była dalej niebieska. Pod koniec dnia na nocnym zebraniu ciocia powiedziała:
– Przykro mi, ale przez was ten dom jest brzydszy ni ˙z był.
Daj ˛e wam ostatni ˛a szans ˛e.
I wyszła.
Jednak te słowa ich pobudziły. Tata Jasia szybko si ˛e wspinał i zje ˙zd ˙zał zamiast schodzi´c nawet zapominaj ˛ac o innych ochronach oprócz kasku. Dziwnym trafem wszystkie obrazki Jasia i Ani były takie same. Trzeciego dnia tata znów rysował i rysował przy biurku. O pi ˛etnastej sko ´nczył rysunek i im pokazał. Przedstawiał tym razem ´sciany. Ka ˙zde mieszkanie miało kogo innego. Numer siedem miał kapitana, sze´s´c: sternika trzymaj ˛acego ster, pi ˛e´c miało kuchcika, cztery: wio´slarza, trzy: było gajem papug, za to dwa: małp, a w jedynce na bocianich gniazdach majtkowie wypatrywali wroga. Ka ˙zda posta´c była inna. Po długiej rozmowie uznali,
˙ze najlepiej b ˛edzie by numery zast ˛api´c nazwami postaci, które znajdowały si ˛e w danych mieszkaniach. Po kolejnych dwóch dniach sko ´nczyli malowanie i dom pi ˛eknie si ˛e prezentował, wi ˛ec pi ˛atego dnia tata Jasia kupił okr ˛agłe szyby w typie statku i zmienił napis: „Zamkni ˛ete" na „Otwarte".
– Z okazji otworzenia „Chatki w Morskim Stylu" zapraszam wszystkich na szarlotk ˛e. Gdy Ja´s usłyszał nazw ˛e przetworu z jabłek przypomniał sobie o Stworku. Zapomniał o nim w szale pracy. Jednak teraz uznał, ˙ze musi go znale´z´c. Ju ˙z miał pój´s´c do piwnicy po jabłka gdy ciocia go powstrzymała:
– Zapomniałam! Przecie ˙z wszystkie dałam Twojej mamie i Wojtkowi. Kupisz je.
– Tak. Ch ˛etnie.
– No to kup kilogram – podała mu dziesi ˛eciozłotowy banknot.
– Nie, zapłac ˛e swoimi pieni ˛edzmi.