• Nie Znaleziono Wyników

7 ZWICHNI ˛ ETY NADGARSTEK

W dokumencie Historia Stworka z pewnego worka (Stron 49-61)

Koło domu dziadka Jasia było gospodarstwo s ˛asiada, który miał ogromn ˛a czere´sni ˛e, na której było mnóstwo gał ˛ezi tak ustawionych, ˙ze wygl ˛adały jak schody. Ja´s szukaj ˛ac pomysłu na dostanie si ˛e do Rzeszowa cz ˛esto zbierał tam czere´snie z bratem. W czwartek znowu przyszli. Gdy znudzili si ˛e opychaniem czere´sniami Wojtek powiedział:

– Zało ˙z ˛e si ˛e, ˙ze nie zeskoczysz z tamtej gał ˛ezi – tu wskazał poło ˙zon ˛a metr nad ziemi ˛a drug ˛a od dołu gał ˛a´z.

– O co? – zapytał, gotowy do przyj ˛ecia wyzwania.

– Sam wybierz.

– Je´sli wygram ty zeskoczysz z tej gał ˛ezi – Ja´s wskazał poło ˙zon ˛a trzy metry nad ziemi ˛a siódm ˛a gał ˛a´z. – Je´sli nie, to ja to zrobi ˛e.

– Dobra.

Ja´s zacz ˛ał si ˛e wspina´c. Gdy dotarł na gał ˛a´z wskazan ˛a przez Wojtka skoczył, przeturlał si ˛e, wstał i powiedział:

– Teraz ty.

– Dobra.

Wojtek zacz ˛ał si ˛e wspina´c. Był na pi ˛atej gał ˛ezi, ale ´zle postawił nog ˛e i run ˛ał w dół. Na szcz ˛e´scie skoczył na swoj ˛a ochronn ˛a pozycj ˛e nazywan ˛a przez niego: „na Spidermana"

czyli, ˙ze skacz ˛ac osłania si ˛e r ˛ekami głow ˛e, a nogi zwija w kulk ˛e. Gdy wstał miał ciało całe w siniakach, ale głow ˛e cał ˛a i ocalał ˛a.

– Boli mnie nadgarstek – wydyszał.

Ja´s szybko pobiegł po rodziców by poinformowa´c ich co si ˛e stało. Gdy tylko poukładali fakty pobiegli do Wojtka. Mama od razu sprawdziła nadgarstek.

– Zwichni ˛ety – stwierdziła. – Potrzebujemy lekarza.

– W pobliskiej wsi jest doktor – posłu ˙zył rad ˛a dziadek.

– Nie potrzebuj ˛e jakiego´s wiejskiego znachora! – wybuchła mama.

– Pojed´zmy do szpitala w Rzeszowie.

I tak Ja´s bez pomocy planu pojechał z tyłu białej ci ˛e ˙zarówki z czerwonym krzy ˙zem po bokach, prosto do Rzeszowa.

8 JU ˙ Z PRAWIE

– Mamo, ile dni Wojtek b ˛edzie w szpitalu? – zapytał Ja´s,

˙zeby dowiedzie´c si ˛e, ile ma czasu na szukanie Stworka.

– Wojtek b ˛edzie miał zastrzyki przeciwzakrzepowe przez tydzie ´n. Nie chc ˛e ryzykowa´c, wi ˛ec zamieszkamy u siostry dziadka.

– Ciocia Basia. Hurra! – zawołał Ja´s. Ja´s bardzo lubił siostr ˛e dziadka. Była do´s´c stara i bardzo miła. Miała du ˙zo, bardzo starych gier planszowych. A po za tym wymy´slała ró ˙zne fajne wycieczki. Czasami nawet podró ˙ze. Mimo s ˛edziwego wieku sze´s´cdziesi ˛eciu o´smiu lat miała szybki krok.

Nie tak szybki jak chłopcy i ich siostry, ale wystarczaj ˛acy by w razie potrzeby ich złapa´c. Była niska i szczupła. Miała czarne włosy chocia ˙z czasami mo ˙zna było zobaczy´c przebłyski bieli i szaro´sci. Zazwyczaj była ubrana w czerwone spodnie, biał ˛a koszulk ˛e oraz granatowy sweter z wyszywanymi czerwonymi trójk ˛atami. Miała zielono – piwne oczy oraz czarno – białego kota Malkolma na cze´s´c jednego z kotów z ksi ˛a ˙zki „Dzieci z Bullerbyn".

– Cze´s´c, ciociu.

– Dzie ´n dobry, Madziu. Nie jeste´s moj ˛a siostrzenic ˛a ani bratow ˛a, ale i tak lubi ˛e jak tak mówisz.

– Przepraszam, ˙ze przybyli´smy bez zapowiedzi. Wła´sciwie nie planowali´smy tego przyjazdu.

– To nic, ˙ze mnie nie powiadomili´scie. Miło mi was zobaczy´c. Nawet bez zapowiedzi.

– Ale przez to pewnie nie masz wolnych pokoi – zaniepoko-iła si ˛e krewna rozmówczyni.

Siostra dziadka Jasia wynajmowała pokoje, maj ˛ac nadzie-j ˛e na otworzenie piekarni ze swoimi pysznymi dro ˙zd ˙zówkami, smakowitymi chlebami i działem z r ˛ecznie robionymi krówka-mi, lizakami i innymi smakołykami. Piekarnia nazywałaby si ˛e

„Pychotka". Kupiłaby wszystkie potrzebne rzeczy i wynaj ˛eła pomocników za zaoszcz ˛edzone pieni ˛adze.

– Wszystkie siedem s ˛a wasze – powiedziała smutno ciocia Basia.

– Interes si ˛e nie kr ˛eci? – zainteresował si ˛e jej bratanek.

– Nie, przez to – westchn ˛eła i przesun ˛eła biał ˛a firank ˛e wyszywan ˛a w pieski. Zobaczyli tam biały budynek ze złotymi zdobieniami i białym szyldem na którym wypisano złotymi literami nazw ˛e hotelu: „Pod Dwoma Aniołami".

– To jeszcze nie wszystko – powiedziała babcia. Pokazała nad szyld i ich oczom ukazały si ˛e dwa anioły z białego, wyszlifowanego marmuru z niebieskimi skrzydłami i oczami z czarnego marmuru.

– Przynajmniej nie s ˛a złote – powiedział tata Jasia, ˙zeby jego ciotka poczuła si ˛e lepiej.

Gdy mama Jasia wyszła mówi ˛ac: „ ˙ze przypilnuje Wojtka w szpitalu" i „ ˙ze bior ˛a mieszkanie z cioci ˛a", tata powiedział:

– Skoro oni umiej ˛a to my te ˙z. Jak oni s ˛a tacy ˛e- ˛a to my poka ˙zemy im co´s nowego. Kto jest z mn ˛a?

Wszyscy podnie´sli r ˛ece oprócz cioci, która płakała ze wzruszenia.

– Ja mam pomysł na styl i nazw ˛e – odezwała si ˛e po chwili Ania.

– Dajesz – powiedział pewny siebie tata.

– Styl morski, nazwa: „Chatka w Morskim Stylu".

Ja´s, ˙zeby nie by´c gorszy dodał:

– A ja mam pomysł na reklam ˛e: „Jeste´s spragnionym przygód wilkiem morskim? Przepły ´n si ˛e Chatk ˛a w Morskim Stylu" napisane na wielorybie.

– ´Swietnie. Jutro zaczynamy prac ˛e – nagle pochmurniał. – Je´sli wła´sciciel pozwoli.

Płacz ˛aca jeszcze ciocia odwróciła si ˛e i powiedziała:

– Oczywi´scie, ˙ze si ˛e zgadzam!

Nast ˛epnego dnia tata cały czas rysował co´s zawzi ˛ecie przy biurku. Nawet ´sniadanie, obiad i kolacj ˛e musieli mu przynosi´c do biurka. Pracował jeszcze długo po tym ostatnim posiłku. A dokładnie do pi ˛atej, o której to obudził wszystkich, aby obejrzeli to co narysował.

Był to obraz architektoniczny budynku. Jednak od rysun-ku architektonicznego ró ˙znił si ˛e tym, ˙ze był pokolorowany i tym, ˙ze nie było tam wykresów ani liczb. Sciany miały´ by´c piaskowe i poozdabiane muszlami w ró ˙znych kolorach.

Od czerwonej przez niebiesk ˛a do t ˛eczowej. Podłoga łazienek miała by´c niebieska z ciemno granatowymi wielorybami oraz ró ˙zowymi o´smiornicami, a podłoga reszty pokoi te ˙z, tyle ˙ze nie z wielorybami i o´smiornicami tylko piratami i spienionymi fa-lami. Za to podłoga w jadalni miała zapełni´c si ˛e czerwonymi krabami. Wszystkie drzwi miały zamiast zwykłych okien po-dobne do takich jakie si ˛e widuje na statkach, tylko ˙ze koła były sporo wi ˛eksze. Ciocia miała jeden problem:

– Ale ˙z mnie na to nie sta´c.

– Nie musi ci ˛e sta´c – uspokoił j ˛a tata Jasia. – Za wszystko zapłacimy my. Za szyby i farby. Sami wszystko pomalujemy.

– To nie fair wobec was.

– Skoro chcesz pomóc to kup: jeden, dwa, trzy, cztery.

Cztery walkie-talkie.

– Po co wam one?

– ˙Zeby si ˛e porozumiewa´c, kiedy b ˛edziemy pracowa´c.

– Je ˙zeli wam si ˛e uda, nie b ˛ed ˛e umiała si ˛e odwdzi ˛eczy´c.

– B ˛edziesz – powiedział Ja´s z błyskiem w oku. – Miesi ˛ac bezpłatnego korzystania z piekarni.

– Szczególnie z działu słodyczy, co? Ale dobrze. Który miesi ˛ac?

– Nie ma tak dobrze. Miesi ˛ac nie znaczy, ˙ze miesi ˛ac, tylko trzydzie´sci dni, niekoniecznie jeden po drugim.

– Swietnie,´ ´swietnie, ale nie uprzedzajmy faktów – powiedział tata. - Id´zcie spa´c. O dziesi ˛atej zbiórka w salonie.

O dziesi ˛atej zebrali si ˛e wszyscy oprócz mamy i Wojtka którzy nie wiedzieli o całym przedsi ˛ewzi ˛eciu i poszli o ósmej na zastrzyk przeciwzakrzepowy, a potem na wycieczk ˛e do lasu zlecon ˛a przez cioci ˛e i z wieloma innymi planami które na szcz ˛e´scie dla malarzy miały trwa´c cały dzie ´n.

– Aniu, ty masz mieszkanie numer siedem – zapowiedział tata, – a ty Jasiu, numer sze´s´c. Ja zajm ˛e si ˛e ´scianami. W ko ´ncu było si ˛e kiedy´s kaskaderem, nie?

Z pocz ˛atku było trudno. Obrazki nie wychodziły jedna-kowo, a tata z kaskiem rowerowym i innymi ochronami nierówno malował budynek kremow ˛a farb ˛a, tak, ˙ze połowa była dalej niebieska. Pod koniec dnia na nocnym zebraniu ciocia powiedziała:

– Przykro mi, ale przez was ten dom jest brzydszy ni ˙z był.

Daj ˛e wam ostatni ˛a szans ˛e.

I wyszła.

Jednak te słowa ich pobudziły. Tata Jasia szybko si ˛e wspinał i zje ˙zd ˙zał zamiast schodzi´c nawet zapominaj ˛ac o innych ochronach oprócz kasku. Dziwnym trafem wszystkie obrazki Jasia i Ani były takie same. Trzeciego dnia tata znów rysował i rysował przy biurku. O pi ˛etnastej sko ´nczył rysunek i im pokazał. Przedstawiał tym razem ´sciany. Ka ˙zde mieszkanie miało kogo innego. Numer siedem miał kapitana, sze´s´c: sternika trzymaj ˛acego ster, pi ˛e´c miało kuchcika, cztery: wio´slarza, trzy: było gajem papug, za to dwa: małp, a w jedynce na bocianich gniazdach majtkowie wypatrywali wroga. Ka ˙zda posta´c była inna. Po długiej rozmowie uznali,

˙ze najlepiej b ˛edzie by numery zast ˛api´c nazwami postaci, które znajdowały si ˛e w danych mieszkaniach. Po kolejnych dwóch dniach sko ´nczyli malowanie i dom pi ˛eknie si ˛e prezentował, wi ˛ec pi ˛atego dnia tata Jasia kupił okr ˛agłe szyby w typie statku i zmienił napis: „Zamkni ˛ete" na „Otwarte".

– Z okazji otworzenia „Chatki w Morskim Stylu" zapraszam wszystkich na szarlotk ˛e. Gdy Ja´s usłyszał nazw ˛e przetworu z jabłek przypomniał sobie o Stworku. Zapomniał o nim w szale pracy. Jednak teraz uznał, ˙ze musi go znale´z´c. Ju ˙z miał pój´s´c do piwnicy po jabłka gdy ciocia go powstrzymała:

– Zapomniałam! Przecie ˙z wszystkie dałam Twojej mamie i Wojtkowi. Kupisz je.

– Tak. Ch ˛etnie.

– No to kup kilogram – podała mu dziesi ˛eciozłotowy banknot.

– Nie, zapłac ˛e swoimi pieni ˛edzmi.

Pobiegł na gór ˛e, wzi ˛ał plecak, otworzył go, wyj ˛ał banknot i zbiegł na dół:

– Jaki rodzaj? – zapytał.

– Fuji.

– Dobrze, gdzie mam i´s´c?

– Pójd´z do Elamarketu.

– A jak tam doj´s´c?

– Id´z t ˛a ulic ˛a, skr ˛e´c w lewo i b ˛edziesz na miejscu.

– Dobrze.

Ja´s pobiegł zgodnie ze wskazówkami cioci i szybko dobiegł do niebieskiej budki, na której namalowane było drzewo. Ale to drzewo było niezwykłe. Zamiast jednego owocu rosły tam jednocze´snie: jabłka, banany, gruszki, czere´snie, wi´snie i wiele, wiele innych. Ja´s stał przy obrazie pi ˛e´c minut ogl ˛adaj ˛ac ró ˙znorakie owoce. W ko ´ncu przestał i poszedł prosto do ´srodka. Pani, któr ˛a zobaczył przy ladzie, była wysoka i troch ˛e grubawa. Miała niebieskie, ciepłe oczy. Była ubrana w ˙zółt ˛a koszulk ˛e i czerwone, troch ˛e podziurawione spodnie.

– Cze´s´c, widziałam, ˙ze zainteresował ci ˛e obraz mojego brata - powiedziała pani. – Nazywam si ˛e Ela, st ˛ad nazwa:

Elamarket

– Tak prosz ˛e pani. . .

– Mów mi Ela – przerwała mu wła´scicielka sklepu.

– Dobrze Elu, tak spodobał mi si ˛e jego pomysł na drzewo.

Ja te ˙z troch ˛e maluj ˛e. Wczoraj sko ´nczyłem pomaga´c w

pomalowaniu „Chatki w Morskim Stylu", która wynajmuje pokoje – Ja´s nie chciał straci´c mo ˙zliwo´sci reklamy.

– Co za szcz ˛e´scie. Mój brat szuka wła´snie mieszkania.

Mieszkał „Pod Dwoma Aniołami", ale było za drogo. Teraz mieszka u mnie, ale mówi, ˙ze potrzebuje miejsca w którym b ˛edzie miał natchnienie, ci arty´sci - westchn ˛eła.

– O, tam na pewno b ˛edzie miał natchnienie. Gwarantuj ˛e.

– Dzi ˛ekuj ˛e, zaraz go o tym poinformuj ˛e. Tylko, ˙ze nie ma pieni ˛edzy.

– Dla artystów pierwszy miesi ˛ac za darmo.

– ´Swietnie, zaraz go poinformuj ˛e. Gdzie jest to miejsce?

– Naprzeciwko hotelu „Pod Aniołami".

– Dobrze ju ˙z dzwoni ˛e.

Poszła za lad ˛e, co´s tam rozmawiała z bratem, a po kilku minutach wróciła z u´smiechem na twarzy.

– Zgodził si ˛e, przyjdzie jutro. A po co przyszedłe´s?

– Po jabłka. Fuji. S ˛a ´swie ˙ze? – zapytał, niby niewinnie, ale tak naprawd ˛e by zdoby´c informacj ˛e o tym czy była dostawa.

– Tak, dostawa przyjechała godzin ˛e przed tob ˛a, ale nikt nie prosił o jabłka.

Ja´s ucieszył si ˛e. To znaczyło, ˙ze Stworek mógł tam by´c.

– Mog ˛e obejrze´c.

– Dobrze, tam s ˛a.

Ja´s pobiegł do półki, któr ˛a wskazała Ela. Zacz ˛ał przetrz ˛ a-sa´c półk ˛e. Nagle natrafił na mi ˛ekk ˛a, równo oddychaj ˛ac ˛a

kul-k ˛e. Gdy miał wła´snie „kul-kupi´c" Stworkul-ka. Podszedł jakul-ki´s pan.

Pchn ˛ał Jasia i wzi ˛ał Stworka oraz kilka jabłek.

– Ile płac ˛e, kochanie.

– Dla ciebie za darmo – odpowiedziała Ela z błogim wyrazem twarzy.

– Ale ja byłem pierwszy! – krzykn ˛ał zdenerwowany Ja´s. Ale pana ju ˙z nie było.

9 KTO TO BYŁ?

– Elu, Byłem pierwszy! – powtórzył Ja´s gdy ta otrz ˛asn ˛eła si ˛e z błogiego transu.

– Tak, ale to mój chłopak.

– Po co mu jabłka?

– Wyje ˙zd ˙zamy na wycieczk ˛e do lasu przy Zalesiu.

– A gdzie on mieszka?

– To nic ci nie da. Jutro wyje ˙zd ˙zamy.

– Dobrze, a powiesz mi jak on si ˛e nazywa?

– Janusz Nowak.

– Aha. Ile płac ˛e?

– Pi ˛e´c złoty.

Co za szcz ˛e´scie – dostanie pi ˛e´c złotych reszty. Gdy wyszedł z koszykiem, w którym był kilogram jabłek rzucił okiem na pi ˛ekne i malownicze drzewo, na którym rosły prawie wszystkie owoce ´swiata. Jednak ten nie sprawił, ˙ze stał si ˛e wesoły. Jak tylko spojrzał na jabłko było mu smutno.

Mo ˙zliwe, ˙ze po raz ostatni zobaczył Stworka. Jednak nagle w jego głowie rozbłysła ˙zarówka, a potem od nadmiaru pozytywnych emocji wybuchła. Ja´s biegł ile sił w nogach.

Jego plan polegał na tym, by z pomoc ˛a cioci nakłoni´c reszt ˛e rodziny do wspólnego wyjazdu do Zalesia by znale´z´c Janusza Nowaka, a z nim równie ˙z Stworka imieniem Frank.

Szybko poszedł pod dom i zadzwonił domofonem. Szybko go wpu´scili. Z podobn ˛a pr ˛edko´sci ˛a co wcze´sniej Ja´s wbiegł po schodach i wpadł do mieszkania taranuj ˛ac lekko uchylone

drzwi. Nie zdj ˛ał butów i wbiegł do kuchni. Dopiero tam si ˛e opami ˛etał i rzucił koszyk na stół. Potem powiedział w rytmie swojego biegu:

– Ciociu! Pojed´zmy do lasu za Zalesiem.

– Co Jasiu? Wolniej prosz ˛e.

Ja´s si ˛e uspokoił i powiedział:

– Ciociu, czy my´slisz, ˙ze dobrym pomysłem byłoby pojechanie do lasu za Zalesiem?

– Oczywi´scie. Je ˙zeli twoi rodzice si ˛e zgodz ˛a.

– Tak, zgadzamy si ˛e. Ale co z szarlotk ˛a? – zapytał tata Jasia.

– Wieczny łakomczuch, – skomentowała to pytanie ciotka – za pół godzinki.

Szarlotka była pyszna. Gdy Ja´s wychodził ze sklepu my´slał, ˙ze nawet jej nie tknie, a jednak gdy j ˛a zobaczył jego łakoma strona mocy po ˙zarła j ˛a w kilka chwil. A potem dokładk ˛e i jeszcze jedn ˛a i jedn ˛a. . . a ˙z jej zabrakło.

Nie trwało to bynajmniej długo.

– No dobra było pyszne, a teraz. . . Dzieciarnia do łó ˙zek! – zawołał tata po zjedzeniu ostatniego okrucha.

10 WYCIECZKA

W dokumencie Historia Stworka z pewnego worka (Stron 49-61)

Powiązane dokumenty