• Nie Znaleziono Wyników

Tadeusz Kościuszko i jego sławna bitwa pod Racławicami. - Wyd. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Tadeusz Kościuszko i jego sławna bitwa pod Racławicami. - Wyd. 2"

Copied!
72
0
0

Pełen tekst

(1)

« P E P

(2)
(3)

M '

0 * {/-n y ^ v -y is /s y x i-

(4)

f ► ^ H C. ^ ^ v '

t- ' i . * i ‘ '

im,..;-: ^ . : , , : • ■ ' . '

’-P: ■ ; i . -;.:.“ • >\:■>

, : : • ’ . . ■:■■. - - v , ■. ■' ^ /

-

T ;

' ’ ■ V c o <■.,

(5)

W YDAWNICTW O LUDOW E.

i je g o sław n a bitwa pod Racław icam i.

O pow iedział

^ a r c A ^3. ^ W m a a .

N a k ł a d e m :

Komitetu w ydaw nictw a dziełek ludowych.

O dpow iedzialny re d a k to r: B ron isław Sokalskl.

Lwów. 1906.

(6)

Z D K L K A R N 1 S z C Z K S N E G O B E D N A R S K I E G O W E L W O W I E , R Y N E K , L . 9.

(7)

Niejeden z W a s zapewne kochani Czytelnicy, musi znać Kraków, to najstarsze miasto nasze, m ile sercu każdego, szczerego P olaka, bo tam się nasi królowie kiedyś koronowali, a dziś jeszcze ich kości leżą w kam iennych m ogiłach w podziemiach kościoła na Wawelu. Otóż niejeden z W as będąc w Krakowie, zauw ażył pewnie na wschodniej j e ­ go stronie nieopodal od Wisły, wysoki pagórek

co w ygląda ja k b y nie sam w yrósł z ziemi, ale ja k b y go ręce ludzkie usypały, ładne i rów ne ścieżki po nim przeprowadzając. P agórek ten, który ludzie czy to stale w Krakowie mieszkający, czy przejezdni, chętnie odwiedzają, nazyw a się K o p c e m K o ś c i u s z k i , a to na pamiątkę s ła ­ w nego człowieka tego nazwiska, który życiem swojem cnotliwem i prawie świętem, zasłużył so ­ bie na miłość i wdzięczność całego narodu. Ten sław ny wódz i Naczelnik Tadeusz Kościuszko, dziwne i ciekawe koleje W życiu przechodził;

m ą d ry był, dzielny, waleczny a choć ze szlache­

ckiego pochodził rodu, nie1 tylko że biedniejszymi nie gardził, ale jak brat rodzony kochał ich s e r ­ decznie i o tern tylko myślał, żeby dolę ludu

(8)

mi, bogatszymi. Nasi pradziadowie znali go w szyscy dobrze, bo z nim razem nieraz Moska­

lom skórę przetrzepali, służąc pod jego rozkazami ; ale u młodszych trochę się juz o nim słuch z a ­ tracił ; że zaś obowiązkiem każdego Polaka je st znać przeszłość swej Ojczyzny i Jej bohaterów, należy więc sobie przypomnieć, kto b ył Kościu­

szko, gdzie żył i co robił, bo niegodzi się za­

pominać o takim człowieku, co Ojczyźnie i nam wszystkim dużo zrobił dobrego, a przytem z jego życia można i niejedną naukę wyciągnąć.

I.

H e n ! daleko stąd na pięknej litewskiej ziemi nad rzeką Bugiem, leży wioska Mereczowszczyzna, w niej to roku 1746 urodził się Tadeusz Kościuszko.

Rodzice jego, szlachta dostatnia, ale nie bogata, je d n ą tylko posiadali wioskę, a dzieci aż pięcioro, więc też nie mogli hulać, pić, ani balować, ale ja k P an Bóg przykazał, pracowali i zabiegali, że­

by można było córki wywianować, a synom zo­

stawić po kaw ałku ziemi. Pew nie i to dla tego Tadeusz Kościuszko takim sław nym i m ądrym stał się człowiekiem, że od dzieciaka n apatrzył się na pobożność, pracowitość i statek rodziców, bo przykład to najlepszy nauczyciel, a „czem sko­

(9)

rupka nasiąknie za miodu, tem na starość tr ą c i“ . Z trzech synów państw a Kościuszków, Tadeusz był najmłodszy i ja k to zwykle by w a oczko w głow ie matki. Żywy i prędki, od małego chłopca u g an iał po polach, po lasach, bawiąc się nieraz po całych dniach z wiejskiemi dziećmi ; jeżeli które z nich było głodne, w pierw mu u matki w yprosił obiad lub podwieczorek, nie rzadko oddając swoją por- cyę, bo jużto serce m iał zawsze złote. Tylko jeśli który z chłopców skłam ał bodaj w drobnej rzeczy, Tadeusz się zaperzał, czerwienił z gniewu i już się z nim więcej bawić nie chciał, bo prawdę m iło w ał nadewszystko cale swoje życie i nigdy ust swoich kłamstw em nie splamił

Do nauki miał ochotę okrutną, uczył się gdzie m ógł i jak m ó g ł : często przyjeżdżał do domu ro ­ dziców7 b rat ojca bywalec, co dużo jeździł po świę­

cie, był aż za morzami w Ameryce i ciągle uczo­

ne księgi czytał. Toż to dopiaro była uciecha dla Tadeuszka ! Bywało, wszyscy w domu dawno już się spać ułożyli, już i pierwsze kury zapiały, a on jeszcze skulony u kolan stryja słucha ja k ten mu rozpow iada o różnych dalekich krajach i sław nych ludziach, mędrcach i wojownikach. Bodziec posy­

łali T adeusza do szkół w poblizkiem miasteczku, gdzie uczyli ojcowie Jezuici. Oo tylko mogli, na­

uczyli oni młodzieńca, ale to wszystko było mu mało, bo już P an Bóg miłosierny dał mu widać taką otwartą i chętną do wszelkiej nauki głowę,

(10)

na szczęście Tadeusza, że przejeżdżał przez Me- reczowszczyznę książę Adam Czartoryski, wielki pan, m agnat z sam ym królem blizki powinowaty.

Przypom niał on sobie, że ojciec Tadeusza, stary pan Kościuszko służył pod nim w wojsku za m ło­

du i odznaczał się zawsze wielką odwagą a s ta ­ tkiem Zajechał więc do dworku Kościuszków i tam kilka dni w podróży odpoczywał. Podobało mu się, że młody Tadeusz z uw agą się jego uczonym rozmowom przysłuchiwał, a choć na boku stał pokornie i do rozmowy starszych się nie mieszał, znać było, że kalkuje sobie każde słowo, a w oczach aż mu się ognie paliły od wielkiej ciekawości.

Miarkując, że chłopiec ma zdolności i ochotę do nauk, a także wychowany je st w miłości Bożej i posłuszeństwie, postanowił szlachetny książę za­

ją ć się jego losem. Za pozwoleniem rodziców, za ­ b r a ł książę Czartoryski ze sobą młodego T a d e ­ usza do W arszawy i oddał go tam do szkoły w oj­

skowej, co się nazyw ała Szkoła Kadetów i zosta­

w ała pod opieką samego króla.

Królem był wtedy w Polsce Stanisław A u­

g u s t Poniatowski, Polak i człowiek może niezły w gruncie, tylko straszny niewieściuch, delikacik i tchórz wobec nieprzyjaciela. Pomimo tych wad, b y ł to człowiek bardzo uczony, lubił książki, m ądrych ludzi bardzo szanował, zakładał różne szkoły i sam pilnował, aby w nich dużo i dobrze

(11)

_ 7 —

uczouo. W p ad ł mu też w oko m łody Tadeusz, o którym nauczyciele mówili, że drugiego ta k ie ­ go pilnego niema w całej szkole. Dość pow ie­

dzieć, że Tadeuszowi żal było czasu naw et na długie spanie, prosił dozorcy, żeby go już o trze­

ciej rano budził, zryw ał się z łóżka i naty ch ­ m iast b ra ł się do książki lub rysowania, a gdy uczuł że go sen morzy, natenczas oblewał sobie głowę zimną wodą lub nogi w niej moczył. P o ­ dobała się bardzo królowi taka pracowitość,, to też kazał czasami młodemu Kościuszce przycho­

dzić do siebie na królewskie pokoje, rozmawiał z nim łaskawie, a kiedy młodzieniec skończył już szkołę kadetów w y słał go na własny koszt do F rancyi, gdzie b yły jeszcze lepsze i wyższe

szkoły wojskowe. P rzebył Kościuszko cztery lata między Francuzam i a rósł w cnotę i rozum, tak że wszyscy profesorowie, koledzy, aż się temu statkowi i uczciwości młodzieńca dziwowali, za­

zdroszcząc rodzicom i krajowi, co się takiego do­

chował syna. A on nie tylko uczył się i p r a c o ­ wał, ale nadto przyp atry w ał się ciekawie w szyst­

kiemu co zabadzył za granicą, żeby módz potem z tego, przyjechaw szy do Polski w yciągnąć ja k iś pożytek dla narodu, bo już to dziwne serce m iał ten człowiek, nigdy o sobie nie myślał, czy go tam jakie honory czy dostatki spotkają, a tylko tego chciał najgoręcej, aby jego ojczyzna, P o l­

ska, b y ła szczęśliwa, wielka, potężna, a ludzie w niej poczciwi i zgodnie żyjący.

(12)

kraj kochający, kiedy po powrocie do Polski za­

stał wszystko w ja k najgorszym stanie. Król S ta ­ nisław A ugust siedział na tz’onie ja k malowany, chyba od parady, pochlebiał się możnym panom polskim, bo oni mu pomogli do w stąpienia na tron, pochlebiał się Prusakom a i Moskwie także, bo bał się rozpocząć wojny z potężnym nieprzy­

jacielem, nie tak ja k dawni królowie polscy, co to i Turkom i Tatarom przetrzepali skórę, raz, drugi i dziesiąty, w kraju utrzymywali porządek i dobrze się działo, bo P olska słynęła na cały świat ze swego bogactwa ładu i waleczności

Swoją drogą nie można tu samego tylko kró ­ la o wszystko obwiniać, bo broił cały naród. Lu=

dziom nie chciało się pracować, bawili się tylko hulali, bankietowali, a kłócili między sobą na za­

bój : wiadomo zaś, że ja k w kraju czy gminie kłótnia i nierząd, to już tam spokoju ani dostat­

ku nie bedzie, i źli sasiedzi co chcą to robią. Tako / o c o się też w Polsce stało. Moskale i P ru sa cy za­

częli u nas gospodarować, ja k u siebie : kraj pię­

kny i bogaty podobał im się bardzo, nuże- więc korzystać z tego, że król niedołężny wojny nie wypowie i zabranych krajów nie odbierze. Tak więc namówili jeszcze A ustryę do współki, choć tam wtedy panow ała dobra i sprawiedliwa, ale obca nam wówczas cesarzowa M arya Teresa, co dała się przekonać, że Polsce nie wielką krzywdę

(13)

- 9 —

zrobi i we troje, każde oderwało po kaw ałku polskiej ziemi. W taki to właśnie sm utny czas przybyły Kościuszko do Polski, gdzie zaraz do­

stał stopień kapitana w wojsku. Rozglądał się po kraju, bo chciałby dla niego coś zrobić i krwi swojej ulać serdeczniej, ale co sam jeden cz ło ­ wiek może poradzie? A tu w miodem sercu aż się gotowało, tak p ra g n ą ł mieć sposobność po­

kazać, że umie wrogom po karkach pojeździć, het daleko za granicę Polski ich wygnać, bo się już zwłaszcza Moskale, coraz lepiej zaczęli na naszej ziemi rozpościerać ; ale kraj był do wojny nie­

przygotowany, król lękliwy, a ludzie ja k b y się blekotu najedli, i nie wiedzieli nic, co się koło nich dzieje ; zamiast wziąć się za ręce, coś r a ­ dzić i poprawić, kłócili się tylko, wadzili, albo hulali na zabój. Gryzł się tem biedny Kościuszko, m artwił, a gdy mu jeszcze w tym czasie rodzice umarli, a p anna którą um iłow ał poszła za innego bogatszego, tak z tej całej desperacyi w yjechał z kraju, aż hen za morze do Ameryki, gdzie toczyła się wojna.

O Ameryce uczyliście się już w szkole, a n ie ­ raz pewnie i słyszeli o niej od ludzi, co tam b y ­ wali i wiecie, że jest to kraj, piękny, wielki w ol­

ny a bogaty, między morzami położony. Ale sto lat temu było inaczej, Anglicy chcieli panow ać nad Amerykanami, dusili ich, uciskali, dokuczali, kazali ciężko pracować, aby samym z ich pracy

(14)

korzystać. To też Amerykanie, mądry i odważny naród, nie chcąc dłużej znosić takiego ucisku, zbuntowali się, obrali sobie naczelnikiem i w o­

dzem bardzo m ądrego i cnotliwego człowieka W a s z y n g t o n a i zaczęli tłuc Anglików co się zmieści. Brakowało im jednak bardzo ludzi, coby się znali na sztuce wojennej, ale że ich sp ra w a b y ła słuszna i sprawiedliwa, więc też różni m ę­

żni a w sztuce wojennej uczeni ludzie, Francuzi, Polacy, pojechali aż tam za morza, aby biednych uciśnionych Ameryków ratować. Pojechał i nasz Kościuszko, który chciał się koniecznie ludziom czemś dobrem przysłużyć, a że przytem b ył to wojak wyćwiczony doskonale, więc też przydał im się tam ja k b y z samego nieba b y ł zesłany.

Budow ał im doskonałe twierdze czyli forty, bo tej sztuki się właśnie we F ran cy i nauczył, prow adził niewyćwiczonego żołnierza do boju, a tak go um iał zachęcić, nauczyć, ośmielić, że się ludek bił ja k b y całe życie spędził na żołnier­

ce, a kochał swego dowódcę tak, że w ogień by za nim skoczył. Pewnego razu przy oblężeniu jednego am erykańskiego miasta, wojsko zebrane z mieszczan, z chłopów, nieprzyzwyczajone do niewygód w ojennych, zaczęło narzekać i prosić się by ich dowódzca puścił do domu. „Dobrze odpowiedział Kościuszko, kto chce może iść, ale j a zostanę bo na to przysiągłem i to mój o b o ­

w iązek“ . — Na te słowa wszyscy spojrzeli na

(15)

- 11

siebie, a potem na dzielnego wodza i zostali, bilo się odważnie, i wkrótce też Anglików wypędzili.

Kościuszko tak się w tej wojnie amerykańskiej odznaczyi i zasłużył, źe sam najwyższy wódz am e­

rykański W aszyngton żył z nim w najbliższej przyjaźni ja k z bratem, zrobił go je n erałem i o bda­

row ał orderam i i pieniędzmi. Obdarzony, k o ch a­

ny, czczony, m ógł był Kościuszko do końca wie­

ku swego żyć w Ameryce spokojnie i szczęśliwie gdzie go o to cała ludność prosiła, ale jemu po siedmiu latach pobytu na obczyźnie, cniło się o k r u ­ tnie za rodzinnym krajem. Sam P a n Bóg w lew a człowiekowi w serce tę miłość do ojczyzny, do' kraju, w którym się urodził, do tej świętej ziemi na której żyli od wieków jego dziady i pradzia- dy, zraszając j,ą swoim potem na roli i krw ią na- wojence. Żeby nie wiem ja k dobrze i pięknie b y ­ ło w obcych krajach, zawsze człeku najmilsza ro­

dzima mowa i swój obyczaj, gdzie zda mu się wszystko blizkie, znajome i drogie. Tylko źli i p o ­ dli ludzie porzucają swój zagon i swój kościół,, i swoje mogiły z lekkiem sercem, 'ale Polakow i

nie żyć na obczyźnie, a ja k który da się zwieść, .porzuci ojcowiznę i pójdzie gdzieś hen, w świat za morza, to potem gorzko tego żałuje, i nieraz, bodaj o żebranym chlebie wraca do zagrody,

Jakżeby też taki zacny, dobry i niemal świę • ty człowiek, m ógł nie miłować ojczyny ? Oj ! k o ­ chał on j ą całą duszą i tylko o niuj m yślał choć-

(16)

izdaleka. J a k tylko więc za jego spraw ą i pom o­

cą wojna się w Ameryce szczęśliwie skończyła, w siadł Kościuszko na okręt i w r. 1788. pow ró­

cił do Polski. Przyjęto go tu z wielkimi h o nora­

mi, bo już wszyscy wiedzielij'a k ic h cudów d o ­ kazyw ał w Ameryce, król mianow ał go je n e r a ­ łem wojsk polskich, a Kościuszko z radością

wziął się do dzieła, bo przez tych siedem lat zmieniło się niejedno. Otwierało się teraz pole do pracy i chwały.

Po pierwszym rozbiorze Polski, naród o p a ­ miętał się, że przecież nie można pozwolić, aby nieprzyjaciele tak sobie bobrowali po kraju, a k a ­ żdy d arł tylko w swoją stronę, więc też zabrali się Polacy do zaprowadzenia różnych porządków.

Panow ie wzięli na energię, zmiarkowali, że teraz nie pora myśleć o zabawie, zaczęli zbierać p ie­

niądze, wojsko, zakładać różne szkoły, gdzieby się młodzież uczyła i na zacnych ludzi wyrastała.

Poczciwemu Kościuszce aż serce rosło, gdy p a ­ trzał na te zmiany, sam też pom agał ja k mógł rad ą i pracą, a jużto najwięcej dusza mu się r a ­ dow ała, że nareszcie zaczęli panowie radzić nad polepszeniem doli chłopów. U nas nie obchodzo­

no się jeszcze tak źle i okrutnie ja k n. p. w An- gli lub w Niemczech, gdzie ich katowano, do pala przywiązywano, gdzie wolno było chłopa s p rz e ­ dać albo w karty przegrać. Polska szlachta miała w ogóle serca poczciwe i bojaźń Bożą, a chłopek

(17)

— 18 —

nieraz zyskiwaJ u dworu, czy to w biedzie, czy w chorobie, pomoc i opiekę ja k b y u najbliższych,- m usiał jednak odrabiać pańszczyznę i w pocie czoła pracow ać nad pańską a nie nad w łasną ro ­ lą. Kościuszko okrutnie miał dobre serce dla w iej­

skiego ludu, on pierwszy podzielił w swojej w i o ­ sce Siechnowicach g runt między chłopów i u w ła ­ szczył ich, a za jego przykładem poszli i inni zacni obywatele. Nad temi wszystkiemi spraw a­

mi, obradowali panowie w Sejmie aż przez czte­

ry lata, bo ja k się coś ważnego postanaw ia, to dobrze i długo w pierw wszystko rozważyć n a le ­ ży. Kościuszko pracow ał tam także pilnie, a obok niego tacy zacni i sławni ludzie ja k Hugo K o łłą­

taj, Ig nacy Potocki, Niemcewicz, Naruszewicz..

i wielu innych ; król także chciał nowych porząd­

ków i wreszcie w dniu 3 go maja 1791, na za­

kończenie Czteroletniego Sejmu zaprzysiągł, że te nowe uchw ały nazwane K o n s t y t u c j ą wiernie będzie w ypełniał. Cały naród się radował. „Teraz wołali, to już nijaki w róg nie da rady, gdy sami w zgodzie i bojaźni Bożej żyć będziemy, teraz, dla polskiego ludu nowe życie się zaczyna“.

Ale cóż, kiedy to na świecie zawsze się źli i przewrotni ludzie znajdą. Nie w smak było nie­

którym pankom, że im ukrócono swobody, że trzeba było podatki płacić, z chłopami się po ludzku obchodzić i pomyśleć o oddaniu im ziemi.

Tak więc kilku niegodziwców, zaczęło szlachcie-

(18)

tłomaczyć, że ich rzad i król uciska, że im szla­

checkiej -swobody ukróca i dalejże się zbierać na n arad y w miasteczku Targow icy i zawiązywać w tak zwaną „ k o n f e d e r a c j ę “. Nie dość na tem ; bojąc się, że sami szczerym Polakom nie podołają, boć zawsze tych uczciwych było zna­

cznie więcej, aniżeli takich zdrajców, proszą oni

■moskiewski rząd o pomoc i opiekę.

W to graj było moskiewskiej carycy K ata­

rzynie, która tylko czyhała na sposobną chwilę, aby do pięknej i bogatej Polski w paść i po sw o­

j e m u pogospodarować.

W ysłała więc zaraz do Polski niby na po­

moc przeciw buntownikom 6 0 .0 0 0 wojska, które

■dalejże rabow ać, palić, niszczyć nasz kraj nie­

szczęśliwy. Polskiego wojska było jeszcze nie d u ­ żo, bo dopiero podług uchw ały sejmu czterole­

tniego zaczęto zaciągać pułki, a żołnierz był m ło­

dy i niewyćwiczony. Główne dowództwo nad woj­

skiem objął książę Józef Poniatowski synowiec królewski, ale że był on wtedy młody jeszcze bardzo, najwięcej zatem w wojsku rządził i ro z ­ kazyw ał Kościuszko, który tu b y ł jenerałem. K o ­ ściuszko znał się doskonale na sztuce wojeunej, bo się jej nauczył we F ran cy i i w Ameryce. Nie

■tylko swoi, ale naw et Moskale nie mogli wydzi- wić się ja k mądrze i składnie wódz nasz p r o w a ­ dził swoje niewielkie wojsko, ja k potrafił żołnie- .rzy zagrzać do boju, dodać im odwagi otuchy.

(19)

— 15 —

ja k wiedział gdzie należało pochwalić, a gdzie zganić lub ukarać. P rażył też nieprzyjaciela i do­

kuczał mu tak, że w wojsku moskiewskiem do­

chodziły już bajki, jakoby Kościuszko m iał moc czarownika w sobie i z jednego — trzech w oja­

ków um iał zrobić, a sam w ptaka się zamieniał i obozy nieprzyjacielskie przeglądał. Nie czarno­

księżnik to był, jeno wódz doświadczony, a m ę­

żny i raźny, co ja k kara Boża spadał na karki Moskalom, za to, że cudzy kraj napadają i ra b u ­ ją, P obił ich też uczciwie pod Dubienką, pod Zieleńcami i byłby pewnie het, wszystkich prze­

pędził za dziesiątą górę gdyby nie to, że n ie g o ­ dziwy rząd pruski zdradził Polskę, choć z nią ni­

by pokój podpisał, i ogromne wojsko wkroczyło z drugiej strony do Polski. We dwa ognie wzię­

ci Polacy nie wiedzieli już komu się prędzej o p ę d z a ć ; rozpacz ogarnęła naszego wodza i cały naród, bo rozumiano, że takim dw ojgu nieprzyjaciołom już nie podołają choćby do osta­

tniej kropli krew wyleli. N awet ci, co sami Mo­

skwę do kraju sprowadzili, przelękli się zrazu te­

go co się stało, bo nie spodziewali się, że takie nieszczęście i hańbę na całą Polskę ściągną.

Wszyscy ich przeklinali, wszyscy złorzeczy­

li i to samo było im chyba najstraszniejszą karą.

Słaby, niedołężny król Stanisław August pozwo­

lił znów, aby P ru sy z Moskwą podzieliły się n a ­ szym krajem i sam ten drugi rozbiór Polski pod­

(20)

pisał w mieście Grodnie 1798. roku, ta k , że z dawnej Polski już ledwo trzecia część została.

Moskale rozgospodarowali się teraz na dobre w Polsce a zwłaszcza w W arszawie, gdzie z kró ­ la nic już zupełnie sobie nie robiono. Nie mógł n a to patrzeć nasz wódz i bohater Kościuszko ; żal straszny i d e s p e ra c ja go brała widząc nie­

szczęście tego kraju, który tak kochał gorąco i ty l­

ko dobra p rag n ął dla niego. Nie chciał patrzeć na niegodziwość Moskali, nie chciał też służyć dalej takiemu królowi, co ojczyzny nie potrafił bronić i ciągle w układy wchodził z wrogami, więc też rzucił wszystko i poszedł na chleb tu­

łaczy, do obcego kraju Saksonii, i tam w cicho­

ści opłakiwał nieszczęście ojczyzny.

II.

Czy to w Niemczech, czy we F ra n c y i p rz e ­ b y w a ł Tadeusz Kościuszko, wszędzie przyjm ow a­

no go z wielkimi honorami, bo wiadomo już b y ­ ło po wszystkich krajach, co to z niego za wiel­

ki mąż i wojownik, jaki zacny i uczciwy człow iek>

który nigdy o swojej korzyści nie myśli, a tylko kraj ratuje i o biednym ludzie pamięta. Chciano m u tam daw ać najwyższe urzędy, ordery i pie­

niądze, ale nasz bohater za wszystko dziękował, bo mu tylko w głowie było co tam w ukocha­

(21)

- 17 -

nej ojczyźnie się dzieje,czy niedałoby się jeszcze pozbyć w roga i napo wrót lad i spokój, a polskie rządy w niej zaprowadzić. Do Polski w racać t r u ­ dno mu naw et było, bo by go tam Moskale, którym dobrze kilka razy dokuczył pewnie gdzie cichaczem przyłapali i albo zamordowali, albo na Sybir wysłali, gdzie ludzie z głodu i wiecznego mrozu giną. ja k muchy wśród wielkich bezludnych pustyń O wszystkiem jednak co się działo w P o l­

sce donosili mu przyjaciele, którzy wspólnie z nim tylko upatryw ali stosownej chwili, żeby urządzić powstanie.

W naszym zaś biednym kraju, coraz gorzej się działo. Król siedział jeszcze wprawdzie na tro ­ nie, ale już nikt na niego się nie oglądał, ani P o ­ lacy, których nie potrafił ratow ać w złej doli. ani tem mniej Moskale wiedzący, że zawsze strachem zmuszą go do wszystkiego, co zechcą. Hej, hej mój miły B oże! gospodarowali też Moskaliska po naszym kraju lepiej jeszcze jak u siebie, bo tu im wszystko było wolno. J e n e ra ł Eepnin okrutnik straszny, zostający w wielkich łaskach u carowej K atarzyny, rozsiadł się w pałacu w W arszaw ie, i używ ał a rozpościerał się niczem jaki książę.

J a k mu się kto tylko z naszych chciał sprzeci­

wić — kazał rostrzelać albo wywozić bez nija­

kiego sądu o setki mil na Sybir. Tam najwięk­

szych panów przykuwali do taczek i kazali na wpół zgiętym w kopalniach od świtu do nocy pra-

Tadeusz Kościuszko. 2

(22)

cować. Stali ci nieszczęśliwi na śniegu lub b io ­ cie, za całe jedzenie mając chleb spleśniały. Jak któremu z więźniów sił już nie stało, i nie mógł zwlec się do roboty, to go nahaj kami tak skato­

wali, że krew ciekła strugam i, bo Moskal zły a rozżarty, to niczem dzika bestya a nie boskie stworzenie. A ilu to naszych gniło po więzieniach moskiewskich ! Ktoby się doliczył tych męczenni­

ków7, co po dziś dzień jeszcze jęczą pod moskiew­

skimi rządami. P a n Bóg tylko rachuje ich łzy i skargi i niże ich sobie na różaniec z gwiazd, aby potem kiedyś, powołać tych okrutnych ludzi do ostatniego obrachunku — bo P an Bóg nie r y ­ chliwy, ale sprawiedliwy.

Mogli Moskale tak dokazywać a rozporządzać się w Polsce, bo pełno ich wmjska stało po wszyst- tkich miastach i wsiach wiec mieli za soba siłe.c. t o Dziwne bo tez rzeczy wyrabiali Zabierali ludziom zboże, paszę dla koni, krowy, owce, co u kogo było, nie pytali się, chce który czy nie. każdy m u ­ siał oddaw ać wszelki prow iant, bo w ojskojeść p o ­ trzebuje, a Moskale nie zwykli płacić za cokol- i

wiek. Najgorzej dokuczali i wyrabiali w K rako­

wie i w W arszawie, tam też najprzód lud zaczął się burzyć, czując, że już dłużej tej przemocy w ro ­ g a nie wytrzyma. — Trzech ludzi stanęło na cze­

le powstania, które się po cichu i w największej skrytości dla obrony kraju przygotow yw ało. L udź­

mi tym i byli je n e ra ł Działyński, bogaty kupiec Ka-

(23)

— 19 —

postas i m ajster szewski J a n Kiliński. T e n osta­

tni był sobie całkiem prosty i nieuczony człowiek ale serce miał wielkie i taką odwagę a fanta zję, że pół W arszaw y podbuntował, cały spisek m ą­

drze obmyślił, a potem bił się ja k lew, gdy przy­

szło już do w y buchu i wojaczki.

W ojsko moskiewskie i je n e ra ł ich E ep n in czuli i domyślali się, że przygotowuje sie w n a ro ­ dzie ja k a ś zmowa, a choć nie rozumieli jeszcze co to takiego, bali się Polaków, bo wiedzieli j a ­ ki to naród bitny a odważny, spraw ny i zgrabny do wojenki. Miała jeszcze Polska ze czterdzieści tysięcy wojska, na które też najwięcej powstańcy się oglądali, bo ono miało broń i było juz do b i­

twy wyćwiczone. Swoją drogą i E ep n in nie w cie­

mię bity rozumiał, że dopóty skóra na nim cier­

pnąć nie przestanie, póki się tych pułków nie r o ­ zwiąże i ludzi do domów nie porozsyła. Zaczął tedy chytry lis nam awiać króla i tych panów, co blizko niego stali, żeby wojsko rozpuścili, bo to tylko niepotrzebny koszt i wydatek, a jakby nie­

przyjaciel Polskę napadł, to najjaśniejsza carow a przecież króla obroni i takie różne kłam stw a k ła d ł im w uszy.

Król słaby i na to się godził, i postanowio­

no, że dość będzie wszystkiego żołnierza p ię tn a ­ ście tysięcy zostawić. „0 źle się dzieje“ — po m y ­ śleli sobie szlachetni panowie: ksiądz H ugo K oł­

łątaj, hrabia Potocki, je n e ra ł Madaliński, co cheie-

2*

(24)

li Polskę od w roga ratować. Jakoż wszyscy zgo-r dzili się, że czas najwyższy przygotować w szyst-]

ko do powstania. P ew nego razu dowiedział się ( jeszcze zacny s/ew c Kiliński od jednego rosyjskie-‘

go oficera, który się upil ja k bela i stał się ro­

zmowny, że ło tr E epnin następujący plan dya- belski sobie ułożył: Na początku m arca 1794 r rozesłał on rozkaz do wszystkich jenerałów , żeb] j swoje pułki wojska rozpuścili do domów, a jak , by to już było zrobione, gdy ludzie się porozcho ‘ dzą i rozprószą każdy w swojej wiosce lub mie- : ście, wtedy chciał w Wielki Czwartek przed s a ( ’ mą Wielkanocą urządzić rzeź w Warszawie. Wie-^ fj L i dział, że tego dnia kto żyw, a na nogach się utrzy­

m ać może, idzie do kościoła, otóż chciał on w tyn czasie, gdy się lud już zbierze w kościołach jat | najliczniej, drzwi kościelne pozamykać i wszyst ( kich w pień wyrżnąć.

„ O h o ! niedoczekanie twoje Moskalu, psi sy . nu — zawołał w duchu poczciwy Kiliński, gdj ‘ m u to oficer w yśpiew ał.— My się tu mamy da< • w yrżnąć ja k barany, w swoim kraju, na swoje , ziemi ? toć tu w Warszawie Moskale ledwie l i ^ tysięcy, a nas przeszło dwieście tysięcy. P raw di j w ojska mało, ale ja k potrzeba — to każdy możi j b yć żołnierzem. Ozy to P a n Bóg tylko szlachcii dał ręce do p a ła s z a ? szlachty mało, ale zato jes , mieszczan, rzemieślników chłopów taka czerniawa 1 że niechby tylko wszyscy stanęli, tobyśmy Moska

(25)

21

li czapkami zarzucili. A czemu stanąć nie m ają?

' T o c to każdemu o w łasną głowę idzie, o kraj rodzinny, o zagon ojczysty, o to żebyśmy wszy- 's c y wolni i szczęśliwi być m og li!“

Tak sobie kalkulował ten szewc m ądry a dziel­

ny, to też choć nie uczony miał on taki m ir w ca­

łej W arszawie, że na jego słowa szło setki ludzi, a najwięksi panowie z nim ja k bracia się ściska­

li. Wicfżąc że chwila je st groźna, a niebezpieczeń­

stwo za pasem, poszedł on zaraz, choć to noc by ­ ła ciemna, do jednego starego zacnego pułkow ni­

ka nazwiskiem Dmochowskiego, żeby z nim r a ­ zem się naradzić, ja k b y tu najpospieszniej dać znać do Krakowa, aby i tam ruszyli się do powstania a co najważniejsza, żeby stamtąd wysłali kogo za granicę do Kościuszki, błagając go, by stanął na czele całej ruchaw ki jako naczelnik. W szyscy wie­

dzieli dobrze, że jeśli kto Moskwie wojnę w ypo­

wie, powstanie zbierze i całym ruchem pokieru­

je, to tylko jeden Tadeusz Kościuszko i wszystkie oczy zwracały się w stronę, w której przebyw ał, jakby w nim była cała pociecha, nadzieja, otucha.

Czy to szlachta i panowie, czy mieszczaństwo, czy lud wiejski, wszyscy tylko głośno i po cichu wo­

łali : „Przybądź Kościuszko, wyzwól nas z tej niewoli i ucisku, w jakim j ę c z y m y ! 1

N aradzali się tedy Kiliński z owym pułko­

wnikiem Dmochowskim i z trzecim jeszcze b o g a ­ tym kupcem Kapostasem całą noc i wreszcie u r a ­

(26)

do Krakowa, przekradnie się między oddziałami moskiewskimi, co ciągle się po traktach i go­

ścińcach w łóczyły; postara się zobaczyć z sam ym Kościuszką, odda mu listy od starszyzny z W ar­

szawy, opowie co się tu dzieje i da Bóg wróci do W arszaw y już nie cichaczem, ale głośno i ś m ia ­ ło przez otwarte b ram y przy huku bębnów i muzyce.

III.

W tym sam ym czasie w K rakowie i we w szystkich wsiach pod Krakowem aż wrzało p rze­

ciw Moskalom. Za dużo już było krzyw d i ucisku za dużo tego moskiewskiego rozpościerania się, to też ludzie choć jeszcze po cichu, ale łączyli się w grom ady i wszyscy powtarzali, że albo nie żyć, albo wypędzić z kraju Moskala. Do Kościusz­

ki, który przebyw ał w tedy w saskiem mieście Dreźnie, pojechali ksiądz H ugo Kołłątaj, bardzo świętobliwy człowiek i Ignacy Potocki pan zacny i dobry, którzy obaj najwięcej nad Konstytucyą 8-go Maja i polepszeniem doli ludu radzili, i za­

częli go prosić, żeby został Naczelnikiem całego wojska narodow ego i poprowadził lud na wojnę z Moskalami. A spraw7a to była trudna, bo Mo­

skale mieli ogromne wojsko, na p ierw szą zaś w ia­

domość o powstaniu w Polsce, spodziewano się iż ca­

(27)

— 28 -

row a przyśle jeszcze więcej żołnierza i to chło­

pów ja k dęby, wyćwiczonych w bitwie, z bronią doskonałą, gdy nasz kraj był wówczas bardzo zbiedzony przez ostatnie nieszczęśliwe wypadki.

W szystką broń, karabiny, pałasze, armaty, Mo­

skale pozabierali i pochowali po magazynach ; wojska polskiego b y ła ledwo garstka, a i to po ca ły m kraju rozprószona. Trzeba było ludzi do­

piero zbierać, tłómaczyć im, mustrować na pręd- ce i daw ać sobie rady z dziesięć razy silniejszym w rogiem. Jeden Kościuszko m ógł temu podołać i do niego też cały naród się zwracał prosząc 0 zmiłowanie. Kościuszko się trochę ociągał, nie dlatego, żeby mu strach było o siebie, bo on chę­

tnie dałby był swe życie za wolność Ojczyzny, 1 zawsze o to tylko się modlił, żeby mu Bóg mi­

łosierny pozwolił kraj i naród ukochany od nie­

przyjaciela uwolnić. Ale wiedział jakie to niebez­

pieczeństwo zaczepiać Moskala, wiedział, że dużo krwi ludzkiej się przeleje, dużo też, dużo nieszczę­

ścia być może, i straszno się robiło temu święto­

bliwemu człowiekowi przed takiem przedsięwzię­

ciem i taką odpowiedzialnością. Przyjechał jednak Kościuszko z początkiem m arca 1794. roku pod Tarnów7, gdzie mieszkał u przyjaciela swego pa­

na Wojciechowskiego. Często jeździł do K rakowa, żeby się tam z różnymi ludźmi naradzać i po ci­

chu wojsko i wszystko co trzeba do wojny p rzy­

gotować ; wiedział dobrze nasz naczelnik, że gdy-

(28)

by go Moskale poznali i złapali, to już by pe­

wnie św iata Bożego nie oglądał, bo się go o k ru ­ tnie bano, wiedząc ja k ą ma moc nad ludźmi, to też dla niepoznaki, u b ie ra ł się tak, ja k się lud wiejski kolo Krakowa nosi, w białą sukmanę w yszywaną, wysokie buty z podkówkami i czer­

woną czapko rogatyw kę Nieraz po drodze spoty­

k ał wiejskich ludzi, co szli w tę samą, co on stronę i chętnie długo a łaskaw ie z nimi rozm a­

wiał. Dziwnie miał jakieś dobre i poczciwe wej­

rzenie ten Kościuszko i kto raz z nim pogadał, to lgnął do niego ja k do rodzonego ojca, bo rzadka miłość ludzi a osobliwie wiejskich patrzała mu z oczu i za serce chwytała. To też spowiadali m u się ludziska niby księdzu na św. spowiedzi, ja k im Moskal dojadł do żywego, jakito u nich ucisk i bieda; a Kościuszko pytał, słuchał uważnie i raz w raz rzucił ja kieś słówko, żeby przecież i chłopi wzięli na odwagę, pomodlili się do Naj­

świętszej Panienki Królowej Polskiej i zbierali się w oddziały razem z wojskiem. Ludzie przyzna­

wali mu słuszność, burzyli się, ale jeszcze ruszać się jakoś nie śmieli.

W am kochani czytelnicy, co macie dziś już zupełną równość wobec sądów i urzędów, co m a­

cie szkoły, rady powiatowe, w łasną ziemię i go-- spodarstw o trudno zrozumieć naw et położenie wieśniaków przed stu laty. Nie nieli oni żadnej oświaty, żadnej w łasności i żadnej swobody. Dziś

(29)

- 25 -

chłop czy pan, każdy je st rów ny przed prawem, każdy płaci takie same podatki i musi służyć w wojsku, ale w owych czasach nikt jeszcze j a ­ ko żywo nie słyszał, żeby wieśniak miał się b r a ć do b r o n i ; szlachta co praw da miała dużo wolno­

ści i różne przywileje czyli praw a, jakich inne stany nie posiadały, ale też ja k przyszło do wojny, to nikt inny tylko szlachta nadstaw iała piersi na kule nieprzyjacielskie, porzucała domy, zagrody i szła bić się z wrogiem. W ieśniak pracow ał na panów, ale też zato siedział sobie spokojnie za przyzby i na żadne nie narażał się niebezpieczeństwa.

Pierw szy dopiero Kościuszko, człek niezwy­

kle mądry, pom iarkow ał sobie, że z chłopa wiej­

skiego może być doskonały żołnierz i że lud po ­ winien ruszyć się i pójść na Moskaia, bo w szyst­

kim stanom jednakow o na tern zależeć musiało, aby wróg przestał trapić naszą Ojczyznę i nie prześladował świętej wiary katolickiej. Ludu w iej­

skiego je st przecież dużo, więc gdyby się w s z y ­ stek ruszył, to m ałe wojsko polskie, stałoby się potężne i dałoby sobie rady ze wszystkimi.

T a k myślał sobie Kościuszko i rozmawiał o tern często z różnymi panami, a także z księ­

żmi wiejskimi, których nawet prosił, aby lud po- trochu do tej m yśli przygotowywali i przedsta­

wili, że to ich obowiązek chwycić za broń w t a ­ kiej świętej sprawie.

P ew nego razu do wsi Czernichowa pod K ra ­ kowem, przyszedł oddział kozaków moskiewskich

(30)

z trzema oficerami na cjele. Ludzie po drodze widząc moskiewskich żołdaków zaczęli uciekać i kryć się do chat, bo wiedzieli że z tymi psu­

bratami źle się wdawać. Kozacy rozejrzeli się i d o ­ padłszy nareszcie jakiegoś dzieciaka dopytali się gdzie sołtys mieszka. Oficer rozłoszczony, źe d łu ­ go czekał, aż się sołtys stawił, ściągnął go zaraz na przywitanie nahaj ką prz,ez plecy. Chłopu aż świeczki w oczach stanęły i krew się zagotowała ze złości, bo jakiem praw em taka bestya m oskie w ­ ska ma tłuc gospodarza bez żadnej przyczyny.

„Słysz mużik, woła oficer, przykazał p ułko­

wnik, żeby z waszej wsi dostawić dla wojska cztery świnie, cztery barany, dwie krowy i ce- tn a r słoniny.

Przed wieczorem wszystko musi być gotowe, a ja k nie — no to poczujesz!“ I znów w y su n ą ł swoją nahajke, a biednemu chłopu aż skóra ścierpła.

Chciwość i okrucieństwo Moskali były w szyst­

kim dobrze znane. Od czasu jak wojsko moskiew ­ skie weszło do kraju ździerstwu nie było końca ; co tylko było potrzeba dla koni lub ludzi, to się ściągało od dworów i chłopów, a ja k śmiał się kto o zapłatę upomnieć, to go nieraz i ubili kuutami. Starszyzna d aw ała wprawdzie pieniądze na prowiant, ale Mo­

skal ruble lubi, chow ał je więc na wódkę i hulankę, a co było potrzeba to się i tak z ludzi ździerałó.

„0 psie wiary, bodajeście się udławili tern sadłem co go wam dostawić P , pomyślał sołtys

(31)

B randys z przezwiska, poprawi! czapki co mu j ą nahajka strąciła z głowy i dalej rozmyślać skąd

I

tu im wziąć tyle dobytku, kiedy wieś nie boga­

ta, a przednówek za pasem. Już wiedział, że sam będzie musiał dać swoją cieliczkę Moskalom na ofiarę, więc choć mu się serce ściskało za ślicz- nem bydlęciem, w yprowadził j ą z komory i przed Moskalami postawił. Tymczasem zaczęli się i lu­

dzie schodzić na Brandysow e podwórze, a dowie- dziawsszy się o co chodzi ten przeprowadził pro­

się, ów barana, to znów kobieta pas słoniny przyniosła pod pachą. Zawodziły niewiasty wi-

;dząc ja k ich dobytek przechodził w ręce w ro­

gów, a tu może i na święta trzeba będzie obejść się bez omasty, byle tylko zebrać tyle, ile ci g w a ł ­ ciciele zażądali. Już i słonko wysoko zeszło na niebo, a jeszcze i połowy ludziska nie znieśli.

Oficerowie zaczęli się złościć, że próżno im przyj- j dzie wracać do kwatery, wymyślając chłopom, że I się nie spieszą. Dwóch młodszych z nudów oglą­

dało się za dziewkami, co się zbiły w kupę i z po i 1 oka przyglądały się dziwacznym m udurom i b a ­

gnetom kozackim.

— Hej ty krasawica, chodź tu bliżej, nie bój się, jak mię po cału jesz to ci funt słoniny o p u ­ szczę i nie zabiorę, zawołał jeden oficer i p rz y ­ sunął się do Brandysowej żonki tak blizko, że ią ' m iał przycisnąć do siebie.

— fS e — jaki mi przyścipny zawołała kobieta, ä;.w ara mi od porządnej gospodyni Moskalu.

(32)

— Co ty buntownica, nie znasz się na pańskich żartach — kiedy tak to zabiorę ci jeszcze i k r o ­ wę, zawofaf oficer.

„Słysz Ju ryj, odezwał do się Kozaka, idź do obory i wybierz krowę co lepsza a ty głupia chodź tu, kiedy cię ruski sołdat chce ca ło w a ć “.

I to mówiąc, schylił się do twarzy kobiety.

Ale Brandysowej aż w głowie zakotłowało : j a k się nie odwinie, jak nie lunie w gębę M o ska­

la, aż się zakołysał na nogach. W ściekłość o g a r ­ nęła niegodziwca, gdy się ujrzał tak sponiew ie­

ranym przed sołdatami, to też już całkiem bez pamięci rzuca się zapieniony na kobietę, bije, k o ­ pie, targ a za włosy... Sądny dzień zaczął się na Brandysow em obejściu. Chłopom było już tego zadużo. Ja k b y na dany znak, ja k nie zaczną K o ­ zaków okładać ; ten kłonicą, ów polanem, a choć­

by tylko pięścią. Na to nadszedł Brandys : w p ie rw ­ szej chwili nie mógł zm iarkować co się dzieje, ale ja k zobaczył swoją babę skatow aną przez bezbożników i swoich ludzi tłukących Moskali dalejże i on do roboty, mało jednemu łb a kło­

nicą nie rozwalił.

— Co to bunt, gw ałt, zaczęli wrzeszczeć Koza­

cy ; jeden z oficerów w yjął pistoletu, strzelił, ale żle celował, i zamiast wT chłopaka co się do nie­

go z drągiem przybierał, trafił w dziecko, które opodal zdziwione walką i zamieszaniem stało na boku szeroko oczyny i gębę otworzywszy. Na wi­

(33)

- 29

dok krwi cieknącej z rany tego niewinnego dziecka, wściekłość chłopów nie znała już g r a ­ nic : czerniawa zebrała sie ich okrutna i choć bezu broni, byliby chyba Moskali porozdzierali na sztu­

ki, ale sołdaci zmiarkowali, że z naszymi nie p rz e ­ lewki, dalej na koń i uskoczyli im het z oczów.

— Czekajcie buntowszczyki, krzyknęli im jesz­

cze na pożegnanie, przyjdzie tu sąd, to was co do nogi powywieszają, psie syny.

Dopiero po odjeździe Kozaków, uspokoiwszy się trochę, pomiarkowali czernichowscy ludzie, że źle się to wszystko porobiło. Moskale mają sąd wojenny, m ają siłę i nie przepuszczą, aby i na nich i to na starszych kupa chłopów napadała, tak ich turbując. „Oj dolaż moja dola, la m ento­

w ała Brandysowa, przyjdzie tu sam je n e ra ł i p e ­ wnie nas pierwszych każe wieszać za to, że mój tego oficera kłonicą zdzielił przez ł e b “ .

— Cicho babo jeszcze my się może Moskalom i nie damy wieszać, a cóżto albo my rąk nie mamy ?

— A słusznie dorzucił drugi W ałek Cwizd c h ło ­ pak ja k sosna dorodny, cóż to moskiewskie łby święte, widzieliśta ja k dziś z nich kłaki leciały, choć człek tylko legutko samą ręką ich pomacał.

— Dość już bo tego moskiewskiego panow ania odezwał się znów Brandys, raz by te psie w iary przepędzić z kraju, toby i lżej było wszystkim oddychać

— Oj, oj, jaki mi z was gospodarzu okrutny z a ­ bijaka, odezwał się żyd karczmarz, który nadbiegł

(34)

tymczasem, niby to chłopska rzecz wojować. Wi- dzieliśta, a z czemże to pójdziecie na ową wojnę, czy może z kosą, ? — naśmiewało się żydzisko, rad e z takiego porządku jaki był, bo mu M o sk a ­ le nie mało pieniędzy dali utargow ac za wódkę.

— Milcz żydzie szelmo, krzyknął Gwizd, chłop byw ały, co nieraz z Galarami płynął W isłą do K rakowa i tam się różnych ciekawych rzeczy n a ­ słuchał. T w oje psie prawo w karczmie szynko- wać, a nie z gospodarzami o wojnie radzić.

Mnie to już mówił Bartosz Głowacki z Bzędowic i Maciej Swistacki z W yszakowa, że w ich wsiach sami księża nam aw iają chłopów, żeby szli do po­

wstania, bić się za wolność i za ojczyznę I“

Ej, a bo to panowie wezmą chłopów na w o ­ jenkę ? — zapytał sm utny Brandys, bo chłop był

do bitki okrutnie skory, a za krzywdę swojej b a ­ by i za cieliczkę co mu j ą zabrano, taki na M o­

skali rozżarty, że tylko siec a rąb ać mu się chciało.

W tej chwili nadszedł proboszcz czernichow ­ ski, rankiem jeździł do K rakow a, a teraz tylko co wrócił i posłyszawszy że na sołtysow em obejściu ja k a ś bitka się w ydarzyła, niespokojny o g r o m a d ­ kę parafian, których miłował, niczem ojciec r o ­ dzony, przybiegł i już chwilę przysłuchiw ał się krzykom tudzież pogróżkom rozzłoszczonego tłum u.

— Nie tylko że panowie przyjęliby w as bracia moi do wojska, ale oto dziś w łaśnie — mówił ze m ną naczelnik całego powstania, nasz ukochany,

(35)

- 31 —

dzielny Tadeusz Kościuszko, prosząc żebym W as zachęcał do pójścia w szeregi wojska narodow e­

go, B racia! ojczyzna w nieszczęściu, lud jęczy pod jarzm em moskiewskiem, świętą naszą wiarę chcą nam wydrzeć, kraj rozszarpać na szmaty, tę świętą ziemię co nas wszystkich nosi i żywi

— czyż pozwolicie ją sobie zabrać, czy nie pój­

dziecie bronić kraju, wolności i wiary ! ?

— Pójdziemy Dobrodzieju! krzyknęli chórem, pójdziemy wszyscy, kto tylko zdrów i ręce ma nie od parady, ten pójdzie bić Moskala. H o l a ! chłopy, w olał Brandys, uniesiony słowami zac­

nego kapłana, kto chce ruszyć z Naczelnikiem Tadeuszem Kościuszką, niech koło mnie się g r o ­ madzi. Niech żyje Polska, niech żyje Kościuszko !

— Wszyscy idziemy, wszyscy ! wołał Wałek G w iz d ; a twarz mu się ja k w ogniu paliła ; d a ­ lej szykować siekiery, kosy, tak niemi dobrze ja k i pałaszami rąb ać będziemy moskiewskie karki ; k t) tylko żyw, a zdrów, ten pójdzie do Krakowa.

Baby jeno i starzy ostaną się w chałupach.

— Nie moje dzieci, w dał się proboszcz, tak nie można wsi pustką zostawić, wszakci i tu nieprzy­

jaciel przyjść gotów, a i na roli robić potrzeba Naczelnik już to wszystko mądrze obmyślił i ta ­ kie w yd ał rozporządzenie, żeby z każdych pięciu domów w yszedł jeden chłop i wszyscy zbierali się w Krakowie. J a wam powiem gdzie iść i do kogo.

(36)

— Święte Wasze słowa Dobrodzieju, ozwał się je d en z najstarszych g o s p o d a r z y ; ktoś we wsi zostać musi, ale za to w domu się zostający, niechaj myślą, aby ci co na wojnę poszli jeść co mieli A no, choć to przednówek, coś ta po komorach zapasów być musi ; znalazło się dla Moskali, tern ci bardziej dla naszych się znajdzie ; kto da krup, a kto grochu, mąki lub omasty, a my to wszystko galaram i do K rakow a W iel­

możnemu Naczelnikowi dostawiemy. On nasz oj­

ciec, on nas w nieszczęściu ratuje, niech tą o d ro ­ biną dzieli wojsko, aby mu w drodze nie ustało.

Niech W as Bóg błogosławi dzieci kochane, zawołał proboszcz wzruszony. On i Najświętsza P a n ie n k a wezmą kraj nasz i lud w opiekę, w sz y st­

ko w jego ręku.

Ludzie rozchodzili się powoli do zagród, ra ­ dząc o ważnych rzeczach, jakie tu się wydarzyły a b aby — zwyczajnie ja k baby, zawodziły, n a ­ przód już martwiąc się o swoich chłopów. B ra n ­ dys, Gwizd i Świstacki, ludzie tęgiej głow y i od­

ważnego serca poszli za księdzem proboszczem, który miał im dać listy do Naczelnika w K ra k o w ie .

IV.

Dziwnie wczesna i piękna wiosna rozpoczę­

ła się w pamiętnym 1 7 9 4 roku. Ohoć dopiero m a ­

(37)

- S3 -

rzec zawitał, słońce rzucało na ziemię gorące bla­

ski, drzewa stroiły się już w pęki, pulchną zie­

mię poczęła pokryw ać ru ń zielona. Na niebie p o ­ kazywały się jakieś znaki ogniste, a co w obo­

rze cielę przybędzie — to z pewnością byczek, a co w kołysce niemowlę zakwili, to o zakład pójść można, że chłopak. Ludzie mówili, że wojna będzie i jakiś niepokój, ja k a ś trw oga ogarniała wszystkich. Ucisk moskiewski stawał się też co­

raz cięższy, ludziska korzyli się po kościołach w modłach i wzdychaniu, prosząc W szechmocne­

go o zmiłowanie. Nie kończyło się na w zdycha­

niu, naród otrząsał się z hańbiącego ucisku, a K o ­ ściuszko obrany Naczelnikiem powstania, ru szał się, sposobił, musztrował, zbierał broń, prowiant, by mieć wszystkiego poddostatkiem wf sposobnej chwili, a wszystko cicho, pokryjomu, tak że się Moskale nie wiele czego domyślali. Czuli jednak, że się coś knuje, a moskiewscy je n erałow ie Re- pnin i Igelström, wielkorządcy W arszawy, co tam więcej niż król znaczyli, w ydali surowy rozkaz do wszystkich polskich jenerałów, aby co prędzej swoich żołnierzy rozpuszczali do domów. Trzeba się było spieszyć z urządzeniem powstania, bo nie pora byłaby zaczynać wojnę wtedy, jakby Polska już całkiem została bez wojska. To też Naczelnik

Kościuszko rozpisał listy do kilku dowódzców pol­

skich, o których wiedział, że duszą i ciałem są sprawie narodowej oddani, żeby zamiast ro zp u sz­

czać pułki szli z nimi pod Kraków.

(38)

Dnia 20. M arca dano znad Kościuszce, że jenerałow ie polscy Biernacki, Mangel, W alewski i Madaliński przebijają, się przez oddziały mo­

skiewskie i dążą do Krakowa. Najbliżej stanął już je n e ra ł Madaliński, W tedy Naczelnik postanowił nie zwlekać dłużej. P rzypadek mu sprzyjał. P u łk Moskali obozujący w Krakowie, wyszedł za m ia ­ sto na jakiś podjazd dnia 2B. Marca, z czego K o­

ściuszko postanowił korzystać. E ano d n i a 24. M ar­

ca, cały rynek Krakowski zaczął się napełniać tłum em ludu. Kto żył, w ylęgał na miasto.

Nie liczne było wojsko polskie : 3 bataliony, je d e n szwadron jazdy i trzy małe armatki. Opodal

stał oddział naszych dzielnych Krakusów. Ślicz­

nie bo ślicznie wyglądali w swoich białych suk­

m anach i czerwonych czapkach, co się barw iły ja k kw iaty maku w zbożu ; w rękach trzymali kosy sztorcem oprawione, ostre, błyszczące. W szyst­

kie dzwony w kościołach ozwały się jękiem, a głos ich wzbił się w niebiosa ja k b y błaganie do Pana nad P an y o pomoc ludowi.

Naraz na siwym koniu, otoczony oficerami w jechał Naczelnik Kościuszko. Taka jasność, do ­ broć a pow aga biły mu z twarzy, że w y glądał ja k b y jaki święty, co zstąpił z nieba narodowi na poratow anie. I cicho zrobiło się naraz ja k b y m a ­ kiem s i a ł ; wszyscy poprzyklękali, a Kościuszko z wyciągniętym gołym pałaszem począł przysię­

g ać uroczystym głosem , jako bić się będzie do

(39)

— 35 —

ostatniego tchu, za wolność całego narodu, jako nikogo nie da ciemiężyć i w ładzy swojej na złe nie użyje.

„Daj Boże umrzeć lub zwyciężyć !u — za­

w ołał na końcu. A wtedy lud cały i prastara stolica nasza zagrzmiały o k rz y k ie m : „Niech żyje Boiska ! Niech żyje wódz nasz kochany Tadeusz K ościuszko! niech żyje wolność i b r a t e r s t w o ! “ Wodza w towarzystwie jenerała Wodzińskiego i innych najznakomitszych osób, zaprowadzono na ratusz, gdzie mu oddano w rece papier, na którym było napisano, że mu się najwyższa w ła ­ dza nad całym krajem i narodem powierza. K o ś­

ciuszko b y ł bardzo pobożny, poszedł tedy prosto stamtąd do kościoła 0 0 . Kapucynów, gdzie mu ksiądz biskup pałasz poświęcił, a on leżąc krzy­

żem, całej Mszy świętej w ysłuchał. I modlił się nasz bohater pokornie a serdecznie, bo pycha nie miała przystępu do jego czystej duszy i w i e ­ dział, że przed Panem Zastępów w szyscyśm y rów ni i wszyscy maleńcy. S trach mu było tyle życia ludzkiego brać na swoją odpowiedzialność, strach czy wszystkie te ofiary jego i narodu nie pójdą na marne, to też błagał P ana Boga, by go oświecił, umocnił i praw dziw ą drogę mu wskazał. P o krze­

piony modlitwą Naczelnik, wyszedł znów na mia­

sto i cieszył się widząc, ja k a tam panuje radość a w e­

sele między zebranem wojskiem i ludem. J ed n i drugich ściskali, całowali, jakby jednej matki

3*

(40)

dzieci, w szyscy gotowi byli krew, życie, majątek, nieść na usługi ukochanej Ojczyzny i Naczelnika, który sam jeden podjął się j ą ratow ać.

Cały następny dzień zeszedł na przygotow a­

niach. Kościuszko m usztrow ał dzielnych chłopków, co choć pierwszy raz przy broni, nieźle nią j e d ­ nak wywijali. Uczył ich, ja k kosy sztorcem o p r a ­ wiać, ja k je trzymać, ja k razem na komendę spuszczać i podnosić, by sobie nie przeszkadzać a w rogowi ja k najwięcej szkodzić. W m ag azy ­ nach przygotowywano dla żołnierzy prow iant albo zapasy, które najwięcej z darów się składały.

Każdy dwór, każda chata p rzy sy łała co m ogła:

żywności, paszy dla koni, ubrania, broni ; miesz­

czanie znosili pieniądze, srebra, k le jn o ty ; kobiety oddaw ały świecidła, korale, a nie chcąc siedzieć z założonemi rękami szyły chorągw ie dla wojska i koszule, d arły szarpie i robiły bandaże do opa­

tryw ania ran n n y ch . Księża także nie żałowali g ro ­ sza na cel tak piękny, zebrali między sobą 2 0 0 .0 0 0 zł. i ofiarowali na rece Kościuszki Rządowi Na-L, L rodowemu, Rusini garnęli się również do P ola­

ków ja k bracia, bo nie chcieli rządów m oskiew ­ skich, widząc jakie one są ; przychodzili całemi grom adam i zaciągać się do w ojska i jakie mogli znosili ofiary na rzecz powstania. Ruscy zakon­

nicy Księża Bazylianie przysłali Kościuszce n ie m a ło pieniędzy, s re b ra ,i żywności. On to wszystko zbierał, ogarniał, rozporządzał, od świtu do nocy na nogach ;

(41)

- 87 -

sam dla siebie niczego nie potrzebował, na sło­

mie sypiał i z żołnierskiego kotła jadał, bo m ó ­ wił że tak chce żyć, ja k jego bracia w sukm a­

nach, Jakże go też naród nie m iał miłować i czcić j a k świętego.

W nocy z 1-szego Kwietnia 1794. roku, d o ­ wiedziawszy się, że je n e ra ł Madaliński zbliżył się z wojskiem już tylko o milę od Krakowa, w y r u ­ szył Naczelnik z całą swoją grom adka, która li­

czyła ledwie trochę więcej ja k 1000 ludzi i trzy małe armatki. KsięZa wyszli z Przenajświętszym Sakram entem i z chorągwiami, przeżegnali woj­

sko, pobłogosławili i ruszyła dzielna grom adka w imię Boże. Zaraz o kilka staj za miastem, po­

łączył się z wojskiem Kościuszki je n e ra ł Mada- liński ze swoją brygadą, liczącą przeszło dwa tysiące ludzi, tudzież jenerał Manget i Biernacki.

Kupy ludu wiejskiego czekały po drodze, przy­

padały do kolan Kościuszki, prosząc, by nie g a r ­ dził ich ofiarą i zabrał ich ze sobą na wojnę przeciw Moskalom. Trzeciego duia po wyjściu z Krakowa, doniesiono Naczelnikowi, że oddział Moskali prowadzony przez jenerała Torm asow a zbliża sia ku n i e m u ; nie tracac zatem czasu, ka- zał wojsku maszerować przez noc całą, aby nie dać się zaskoczyć w czystem polu, ale zbliżyć się do jakiej osady ludzkiej. Nad ranem przycią­

g n ą ł nasz oddział ku Skalmierzowi, wsi leżącej o kilka mil od Krakowa i dowiedział się, że Mo-

(42)

skale są już niedaleko wioseczki zwanej R a c ł a ­ w i c e . Pamiętna to nazwa w naszej historyi, a każdy młody czy stary powinien dobrze mieć w pamięci zapisane, że pod R a c ł a w i c a m i, po­

zwolił Bóg narodowi polskiemu wielkie i świetne odnieść zwycięztwo.

Słonko właśnie wschodziło na niebie, czyste, ja sn e, uśmiechnięte, ja k to często byw a na wio­

snę, kiedy zda się człowiekowi, iż cały świat się raduje, i w yciąga do niego ręce i wszystko śpie­

wa razem z tym skowronkiem, co trzepocąc wzbi­

j a się nad rolą i nad całym światem, zanosząc j e ­ go prośby przed tron Najwyższego. T uż przy dro ­ dze stał m ały wiejski kościółek zczerniały od s t a r o ś c i ; złoty krzyżyk na wierzchu palił się w blaskach słońca. Naczelnik dał znak i w strzy­

m a ł całe wojsko na chwilę, chcąc raz jeszcze przed bojem polecić się Bogu. Po modlitwie uniósł się na strzem ionach i sokołem okiem objął cały oddział. Piękny to b y ł widok !

Na froncie idą armatki otoczone pieszem ale dobrze uzbrojonem wojskiem je n e ra ła B iernackie­

go. Dalej kaw alerya, ułani ja k lalki zgrabni, opię­

ci w m undurach, trzym ają dobrze w ręku nie­

spokojne konie. A dokoła Naczelnika — co to za dziwne w ojsko?

W butach dobrze podkutych, zamiast m u n ­ du ru świta biała albo bru n atn a ślicznie w yszy­

wana, na plecach kobiałki z chlebem, szperką,

(43)

- 39 —

i wódką, a w ręku lasem im stoją błyszczące wyostrzone kosy. Pod czerwoną krakuską, albo wysoką czapką baranicą, widać zdrowe świeże twarze, miny butne, a z oczów aż skry się sypią niecierpliwości i odwagi. Wszakci to nasi dzielni Mazury, Krakusy, Kurpie, wszystko to lud wiej­

ski, z różnych stron Polski zebrany dla rato w a­

nia Ojczyzny!

A nad tą falą ludzką, na dzielnym bulanym koniu, także w sukmanę i rogatyw kę p rz y b ra n y , siedzi Naczelnik wszystkich wojsk — Tadeusz Kościuszko.

T rąb y g rają , serca ta ją S tra ż e w bębny biją, A pośrodkiem Z licem słodkiem Ja k chłopek pośledni, Polak dzielny

W ódz N aczelny.

Za nim — ludzie biedni.

Tak tę pamiętną chwilę opisuje sław ny pieś­

niarz polski, co u m a rł niedawno — nazwiskiem Teofil Lenartowicz.

Niedługo przyciągnęło wojsko polskie pod same Racławice. Przed sobą ujrzeli nasi j a r n ie­

zbyt głęboki, porosły krzewiną aż pod samą górę, a na tej górze zaczerniła się ja k aś czarna wielka plama — to Moskale.

(44)
(45)

— 41 —i

Trochę markotno zrobiło się naszym, ja k zo­

baczyli to ogromne mrowie wojska, a wszystko uzbrojone w karabiny, p a ł a s z e ; poprzedzone dłu­

gim szeregiem dwudziestu wielkich arm at. Ślicz­

nie opowiada o tej bitwie ten sam pieśniarz L e n a rto w ic z :

I w y su n ął się Kościuszko N a przodek szeregu,

I z a w o ła ł! — ..W iara B racia Od brzegu do brzegu !

A n ajpierw ej w y w ieśniacy Polski ludu rolny,

"Widzisz Moskwę — to niew ola, Bij — a będziesz wolny ! My tu b racia n a swej ziem i, Z iem ia to krakow ska ;

N asza, polska i nasz krzyż te n I rola ojcowska.

Czy nam zagon te n niem iły ITznojony p ra c ą ?

Ż eby Moskal go zabierał, Je d e n Bóg wie za co?

W ia ra bracia ! przez Bóg żyw y K to Polak praw dziw y,

Niechże będzie już nie m ściwy A le spraw iedliw y.

Puszczać kosy na te chw asty Co nam pola głuszą.

(46)

(z o brazu J . S ty k i „ B a c ła w ic e “)

(47)

43 -

K ochać Polskę nie połow ą Ale całą duszą.

Czyście dobrze zrozum ieli, D obrze w ysłuchali ?“

„Zrozum ielim N aczelniku T rzeba bić M o sk a li!“

..Jezus, M arya, hasło n a s z e !“

, Jezus, M a ry a !“ — w rzasną.

A na rżysku, od kos błysku, Zrobiło się jasno.

K rw aw a bo to była walka, na śmierć i ży­

cie. Kościuszko uszykował wojsko w należytym porządku, ułanów po prawej stronie, piechotę po lewej a kosynierów — tak nazyw ano chłopów uzbrojonych w kosy — postawił środkiem przed sobą. Bokami dowodzili jenerałow ie Wodzicki i Zajączek, główne dowództwo objął Kościuszko.

Kapelan wojskowy ksiądz Marcin Buchowski, przemówił do wojska i pobłogosławił je, kosy­

nierzy zaśpiewali „Kto się w opiekę odda Panu sw em u“ i rozwinęli swoją chorągiew, którą im Krakowianki uszyły i ofiarowały : piękny to b ył sztandar, na czerwonej ma tery i, wyszyty złotem!

nićmi widniał z jednej strony wizerunek Matki Boskiej, a z drugiej snop zboża i dwie kosy na

krzyż przełożone.

Moskale przez dwie godziny nie śmieli za­

czepić naszych, nareszcie dali ognia i bój się roz­

(48)

począł. Polaków m ała b y ła g arstk a w porów na­

niu z ogromną czernią wojska moskiewskiego, ale każdy wiedział, że walczy o kraj. o swobodę, o Wiarę, i bil się jak lew rąbiąc na wszystkie strony. K osynierzy choć pierwszy raz w bitwie, nie stchórzyli, ani na krok nie ustąpili Moskalom, tnąc i kłując swerni kosami, ja k b y najlepszym pałaszem. Najdzielniej sprawiali się Wałek Gwizd, Brandys. Grzegorz Świstacki i Bartosz Głowacki.

Ten -— to już b ył najśmielszy i najrozumniejszy ze wszystkich.

Już się zdawało, że Moskale zwyciężą, bo straszna ich moc była, a karabinów mieli co nie m iara i nasi chwiać się poczynali.

Najwięcej dokuczały moskiewskie armaty, ziejące z otwartej paszczy ogniem i śmiercią.

Naczelnik przejeżdżał na koniu od jednych do drugich, na wszystko miał oko, rozkazywał, pro wadził, choćby w najgorszy ogień, ale jakoś k u ­ le go się nie im ały. Serce, mu rosło, kiedy w i­

dział, ja k się kosynierzy dzielnie spraw iają ; raz kiedy spostrzegł, że z naszymi źle być zaczyna, podjechał do grom ady, w której stał Brandys z Głowackim i p o w ied ział: „Widzicie te armaty ? zróbcie tak, żeby już z nich nie strzelali — a zw y­

ciężym y“ .

— Naprzód chłopcy ze mną — Jezus, M arya!

— krzyknął Bartosz i nuże pędzić przez zarośla, a za nim chyłkiem cała grom ada kosynierów —

(49)

45

Już się i zmrok zaczynał, a krzaki zasłoniły dziel­

nych chłopaków przed oczyma Moskali.

Nagle — wyleźli im ja k z pod ziemi przy samych arm atach i zaczął się sądny dzień. Jedni poczną ścinać łb y Moskalom, drudzy rąbać, inni przysiedli przy arm atach i lufy czapkami zatkali tak, że już ani jeden strzał nie wyszedł. Reszta wojska polskiego nadbiegła na pomoc i dalejże siec a pędzić wrażych synów. Głowackiego pła- tnął jakiś kozak pałaszem przez głowę, ale tylko skórę mu p r z e c ią ł; krew go zalała, otarł więc rękawem posokę i dalejże jeździć niegodziwcom po karkach. Do samej nocy krew się lała aż wreszcie Moskale musieli uciekać, zostawiając w rękach Polaków dwanaście armat, które kosy­

nierze zdobyli, sześciuset jeńców i drugie tyle zabitych. Kościuszko przy pomocy wojska polskie­

go a głównie chłopów, co tak się godnie spra­

wili, odniósł wielkie, świetne zwycięstwo, które­

mu się nawet Moskale dziwowali.

Naczelnik zaraz na polu bitwy uściskał tych kilku najdzielniejszych kosynierów i zrobił ich podoficerami, a Głowackiego chorążym mianował.

Dumni też byli a szczęśliwi, źe im Pan Jezu s pozwolił tak się sprawie polskiej przysłużyć a N a ­ czelnika to już nie wiedzieli jak czcić i wielbić, wiedząc jaki on odważny a rozumny, ja k wszyst- kiem mądrze pokierował. Przylgnęli zaś już doń sercem całem, gdy zobaczyli po bitwie, jaki on

(50)

B artosz G łow acki pro w ad zi k o synierów do a ta k u n a d ziała m oskiew skie.

(z obrazu J . S ty k i „R acław ice.)

(51)

Zdobycie d ział m oskiew skich.

(z obrazu J. S tyki „ R ac ław ic e“ )

Cytaty

Powiązane dokumenty

Washington wiedział, że w armii północnej znajduje się niezwykle zdolny, czynny i pierwszorzędne usługi oddający cudzoziemski inżynier, ale nie wiedział początkowo, że

holt durchreist, nach 1792, schon eine europäische Berühmtheit, in Sachsen, dem traditionellen Absteigequartier der Polen, längeren Aufenthalt genommen, zwei Jahre

She began to study Polish, and through years of patient work acquired a complete mastery of the written language both in prose and poetry.. In it she sought and

Przesyłamy Pani artykuł Zygmunta Rytla - autor, z oczywistych względów, uwydatnił uczestnictwo Pani Wandy w LWP, ale sam fakt wydaje się bezsporny. Pozdrawiamy Panią

Amerykanie uhonorowali dokonania naszych bohaterów, nazywając ich imionami miasta, autostrady, mosty, szkoły, budynki i

Nieco więcej, niekiedy jednak odmiennych szczegółów – co sygnalizowano już wcze- śniej – przytoczył Wojciech Mikuła. Słusznie stwierdził on, że: Wokół sprawy pojmania

— Na samym zaś spodzie obrazu powalone o ziemię, wijące się z boleści i broczące we krwi postacie rannych, w tak szalonych niektóre i rozpaczliwych

Przemówienie pana redaktora Tesk 5* Przemówienia p zedstawicieli prasy