• Nie Znaleziono Wyników

Pojata. Córka Lizdejki. Powieść historyczna z XIV. wieku

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pojata. Córka Lizdejki. Powieść historyczna z XIV. wieku"

Copied!
136
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

"ü.

; IWSIH

i|!!ligii|; B P # IliHl

; ■ . m

I

(4)
(5)

PO JATA

C Ó R K A L I Z D E J K I .

POWIEŚĆ HISTORYCZNA Z XIV. WIEKU.

n a p i s a ł

F E L I K S B K R 1 I A T 0 W I C 2 .

W Y D A W N ICTW O DZIEŁ LU D O W Y C H

<v MIARKA, SP. Z. O. P. w M IKOŁOW IE-

.S07S

(6)

'

;

« r *

j t, e r

rmę'%

ć i

(7)

lE E W W il

~m 7 F T S l ~

D

aw ne to już czasy , jak m ożny G iedym in po­

tężn ą w olą dźw ignął m iasto W ilno w śró d dzikiej p u szczy i ro zleg ły ch błot, a jego n astępcy, O lgierd i Kiejstut, sta łą tu sobie o b ra w sz y siedzibę w ielkoksiążęcą, całą sw oją siłą p rzy czy n iali się do ro z ro stu i w zm ocnienia grodu.

W ięc z k ażdym rokiem , nieom al z dniem k a ż ­ dym , ró sł ów gród w a ro w n y w czarow nej okolicy p rz y zbiegu w artk iej W ilenki i w spaniałej Wilii, a o b a zam czy sk a, górne i dolne, ro z ra s ta ły się po­

tężnie i groźne z b a szt sw y c h s ła ły o strzeżen ia w rogom L itw y ze strażn iczy ch trą b bojow ych.

G dy Jagiełło, sy n O lgierdow y, zasiadł na sto ­ licy w ielkoksiążęcej, L itw a b y ła pań stw em potę- żnem . T rz y k ro tn e pochody O lgierdow e pod M o­

sk w ę u trw a liły jej w ład zę w śró d w ielu dzielnic na R usi i zm usiły jej kniaziów do szukania p rzy jaz­

nych zw iązk ó w z L itw ą. Z P o lsk ą nie przychodziło w p ra w d z ie do o tw artej w ojny, ale lekkie a sz y b ­ kie oddziały w ojsk litew skich go to w e b y ły w k a ż ­ dej chwili do nagłego napadu i bran ia bogatego łu-

1*

(8)

pu. A byfc> to tein ła tw ie jsz e w o w y m czasie, kiedy L udw ik, król polski i w ęg iersk i, częściej przesia- d y w a l w B udzie, sto licy W ęg ier, a P o lsk ą m iotały w alki m ożnych ro d ó w i za w istn e in try g i m ag n ató w . G orzej jeszcze dziać się zaczęło po śm ierci tegoż L udw ika, k ied y P o la c y có rk ę jego, m łodziuchną k ró lew n ę Jad w ig ę, zaprosili n a tro n do siebie; P o l­

sk a lubo m ożna i silna, sta n ę ła o tw o re m dla w ro ­ gich napaści i polem do w alk i w zajem nej ubiegają­

cych się o tro n i ręk ę k ró lew sk ieg o dziew częcia.

N aw et c h y try zakon K rz y ż a k ó w 1) p o w ściąg n ął na czas jakiś sw oje łupieżcze poch o d y w głąb Żm u­

dzi i L itw y , już to dlatego, iż całą sw o ją uw agę zw ró cił na P o lsk ę, już też, że w id ział jak s ta ry K iejstut, n iestru d zo n y b o h ater, siadł w T ro k ach z a w sz e b a c z n y na ich o b ro ty , z a w sz e s k o ry do szy b k ieg o pościgu za ich najezdniczem i w ojskam i.

A imię o w e g o lw a stra sz n e g o znane im b y ło o d d a w n a ; on to p rzez sz e re g la t um iał grom adzić dokoła siebie licznych i b itn y c h k siążąt, ziem ian i b o jaró w litew skich, on to p rz y ją ł od K rz y żak ó w ich lepsze uzbrojenie i sp o so b y w alki, on w re sz c ie ra z ił ich ty lo k ro tn ie i gonił a gnębił b ez m iło sier­

dzia. L ubo Jag iełło o b jął stolicę w ielk o k siążęcą, s ta r y K iejstut nie p rz e s ta ł b y ć jego d o rad cą, a s w o ­ ją p o w ag ą trz y m a ł ład i zgodę w ś ró d licznych b ra -

3) P o w sta ły ze z la n ia się dwóch zakonów , osiadłych na hrzęgu B ałtyckiego m orza: rycerzów M.aryi p rzy u jśc iu W i­

sły i rycerzów m leczowych, p rzy u jśc iu D źw iny.

(9)

ci i b ra ta n k ó w w ielkiego księcia, usadow ionych w o d ręb n y ch dzielnicach.

L ecz nie w sm ak b y l taki stan rz e c z y na L i­

tw ie sąsiadom , a osobliw ie K rzyżakom . Ju ż lat stokilkadziesiąt, ów Zakon, pod p rz y k ry w k ą sz e ­ rzenia w ia ry chrześcijańskiej w śró d pogan, toczył k rw a w e boje i ro zp o ścierał łupieżcze pochody nad brzegam i B ałty ck ieg o m orza p rzy ujściach W isły i D źw iny. P o k re w n i L itw inom z w ia ry i języka P ru sa c y 1), byli już praw ie doszczętnie w ytępieni i ujarzm ieni; nie mniej blizki szczep Ł o ty sze zw ol­

na ulegali podobnem u losow i tak ze stro n y Zakonu, jak i północnej Rusi, jedni ty lk o L itw ini w alczyli bez w y tch n ien ia i w alczyli zw y cięsk o w obronie sw ej niepodległości i sw oich bogów . L ecz takie w alki, lubo z jednej stro n y d a w a ły L itw inom nie­

jakie k o rzy ści z zetknięcia się z w y ż sz ą cyw iliza­

cją Zachodu, p rz y c z y n ia ły się ró w n ież do wielu stra t, a najbardziej p suły ogólny ch a ra k te r narodo­

w y L itw inów . Ł agodny, cierpliw y i pełen z a c h w y ­ tu dla pięknej p rz y ro d y L itw in, chętnie dotąd po­

p rz e sta ją c y na sw oim skrom nym bycie w śró d nie­

p rz e b y ty c h puszcz, św ieży ch gajów i stąd ciągle zm uszany do w alk i obronnej, przlejął w części dzi­

kość i łu p iestw o k rzy żack ieg o k n ech ta2), a od sa ­ m y ch zakonników zap o ży czy ł obłudę w stosun-

i) P ru s a k a m i 1 dziś zowlą się N iem cy zam ieszkujący te k r a ­ je , ale .ci n ie m a ją nic spfllnegb z L itw in am i.

’) K n ech tam i nazyw ali sią najem ni żołnierze krzyżaccy

(10)

kach z sąsiadam i, w iaro ło m stw o i sk ry to ść. Ow Litw in, za czasów L ita w o ra i M endoga n ieraz c h ę t­

nie w id zący A postołów c h rześcijań stw a zach o d n ie­

go i w schodniego, sta! się już fan aty czn y m w w y ­ jątkow ej czci sw o ich bo g ó w i w rogiem k rz y ż a chrześcijańskiego. K ilkakrotne k rw a w e p rześlad o ­ w ania 0 0 . F ran ciszk an ó w , z d aw n a osiedlonych w W ilnie p rzez m ożnego G astolda, daje tem u naj- w iarogodniejsze św iad ectw o . K rzy ż obcej w ia ry dla ogółu ziem ian, b o jaró w 1) i ludu b y ł w y o b ra ż e ­ niem niew oli i ucisku, w ięc nie dziw , iż zo stał p o ­ w szech n ie znienaw idzony. T ylko na d w o rach k s ią ­ żęcy ch i w śró d p an ó w litew skich w ra z z obcym zb y tk iem i obcem i n iew iastam i osłab ła cześć w ła s ­ nych bogów , a w ślad z a tem poszło zupełne ich w y rz e c z en ie się2).

W sz a k ż e łagodny Jagiełło, lubo sam już m ocno chw iejny i chętne ucho dający w ieściom z sz e ro ­ kiego św iata, w n e t po objęciu w ielkoksiążęcej s to ­ licy, uległ głośnym prośbom sw ojego ludu i n ak a­

zał zgrom adzić najgłów niejsze b ó stw a litew sk ie do now ow zniesionej św ią ty n i A ntokolu’) i tam o d p ra ­ w iać doroczne św ię ta pogańskie. A obok tego w o b ręb ie zam ku dolnego, śró d pośw ięconego gaju.

a) B ojarow ie byli przodkam i późniejszej drobnej szlachty n a L itw ie.

3) T ak n ap rzy k ład m a tk a Ja g ie łły , a żona O lgierda, była ch rz e śc ija n k ą w schodniego obrządku.

8) w m iejscu, gdzie dziś się wznosi kościół św iętego P io ­ t r a i P aw ła.

(11)

w dolinie Ś w ięto ro g a, sta ła św iąty n ia P erk u n a, na­

czelnego' boga. na cześć którego palił się w ieczn y św ię ty ogień Żnicz, strzeżo n y przez kapłanów ró ­ żnego stopnia. W podw órcu zam kow ym b y ł ró­

w n ież dom naczelnika w ia ry arcy k ap łan a K rew e- k re w e jty , k tó ry m b y ł szan o w an y starzec Lizdejko, z rza d k a tylko p rz y b y w a ją c y do W ilna na uro czy ­ stości religijne lub dw orskie, a stale zam ieszkujący w p ra sta re j a już zapom nianej stolicy — Kiernow ie nad W ilią. T o usuw anie się sta rc a w w iejskie za­

cisze lubo m ogło by ć tłom aczone potrzebą ciszy i w y p o czy n k u , m iało jeszcze i inne p rzy c z y n y : oto czuł w ie rn y stró ż bogów i naczelnik w iary , że mi­

mo p rzy jaźń i szacunek Jag iełły , w p ły w jego sto ­ pniow o upada a w ia ra p rzy d w o rze słabnie, w ięc szukał oparcia w śró d ludu w iejskiego, a osłody w to w a rz y stw ie ukochanej córki P o ja ty 1). K orzy­

stał z tego w ielki k sią ż ę ,.k o rz y sta ! d w ó r jego z li­

cznej a pstrej ciżby złożony, a uczty i zab aw y po­

s tę p o w a ły kolejno, zm ieniając się jeno to nagłym w o jen n y m pochodem , to częstą w y cieczk ą na polo­

w an ie w p rzy leg le knieje, pełne zw ierza grubego.

W eso ło się te d y ży ło na d w o rze w ielkoksiążę­

cym . Jagiełło, z p rzy ro d zen ia podejrzliw y i z du­

cha czasu zabobonny, b y ł silnie p rzejęty uczuciem piękności n a tu ry , a w ięc i w dzięcznej u ro d y nie-

ł ) K a p ła n i litew scy bez różnicy sto p n ia żyli w bezżeń*

stwlto, ty lk o K rew ek rew ejte mógł poją6 m ałżonkę, ę. sta n o ­ wisko Jej było -zasfczyttie n aw et dla k siężniczki z ro d u .1

(12)

w ieściej. T o było pow odem , iż trw a ł dotąd w bez- żeństw ie, lubo już daw no w y sz e d ł z lat m łodzień­

czych i często b y ł n a g a b y w a n y o to p rzez m atkę, księżną Juliannę i najpoufalszych pow ierników . — O krom z a ś tego łudzili go n ieraz sw a d ź b ą ponętną liczni kniaziow ie ru sc y a n a w e t zab ieg liw y Zakon n arzu cał się z p ośrednictw em , p ragnąc i na tej drodze zd o b y ć w p ły w y i o tw o rz y ć furtkę dla sw y c h zabiegów .

L ecz książę b y ł głuchy na podobne nam ow y.

Nie b y ło n a w e t pozorów , b y m niem ać, że u ro cza P o ja ta p rz y k u ła jego u w ag ę i z y sk a ła serce, ku czem u sk łan iał się chętnie Lizdejko, bo kochał k się­

cia jak syna, śpiesząc doń z ra d ą i poparciem w śró d ludu, ilekroć tego o k a zała się p o trzeb a. P o ja ta zaś, sam otnie m ieszkająca p rz y ojcu od śm ierci m atki, całe sw oje p rzy w iązan ie z d aw ała się zlew ać n a oj­

ca i choć w ra z z nim zm uszona b y w a ć n a d w o rze książęcym , lubiała n a d e w sz y stk o sw o ją zaciszną siedzibę w K iernow ie, kędy, ży jąc w śró d kw iecia i p ta sz ą t u św ięconych gajów , m ogła m arzy ć o p rzy szłej roli ofiarniczki bogini P ra u ry m y 1).

4 *

Ä

L udno i g w arn o b y ło już od ra n a w p o d w ó r­

cach zam ku dolnego. W łaśn ie Jag iełło w ró c ił przed kilku dniam i ze zw y cięsk iej w y p ra w y do Polski,

iU a u ry a .a — bo^m i wlusuy, tw ó rtzej m iiuiel.

(13)

w czasie której nie spo ty k ając silniejszego oporu od ro zp ierzch ły ch sił polskich, dopadł na czele sw ej lotnej d ru ż y n y aż w S andom ierskie i w rócił bezpieczny, a w łup obfity zaopatrzony.

P rz e z te dni ciągnęły m iastem w o zy ład o w a­

ne zd obyczą, g ro m ad y jeńców w ojennych i pełne rad o ści z a stę p y litew skie. Zgodnie z odw iecznym z w y czajem , na dzień ten o znaczył Jagiełło sk ład a­

nie łupów i publiczny ich podział w najw iększym podw órcu zam kow ym .

Ju ż sta w ił się Jag iełło w o rszak u braci, p a­

n ów i d w o rzan , a n a w e t p rz y b y ła księżna O lgier- d o w a z có rk ą i w y ższem niew ieściem pogłow iem , ciek aw a w idzieć rzad k ie z a zw y czaj n a P o lsce zdo­

bycze. T am że obok stali kapłani św ią ty n i P erkuna, z a ró w n o z innym i m ający p raw o do zd o b y czy w o ­ jennych. W k ró tc e na znak, d an y p rzez trą b y , z a ­ częto znosić różnego rodzaju plony.

W ięc w o ry pełne futer i sz a t k osztow nych, na­

czynia sre b rn e i złote, oręż, konie, siodła, cenne k o b ie rc e i sp rz ę ty białogłow skie, a tu i ow dzie do­

rzu cał dziki żołdak kielich lub m onstrancję złupio- ną z o łta rz y .

K siążę z, o rszak iem w sz y stk o staran n ie szaco­

w a ł i dzielił na tr z y ró w n e części, z k tó ry c h jedna sz ła na jego sk arb , d ru g a na ry c e rstw o , a trzecią d aw an o kapłanom .

Z aczem przep ro w ad zo n o szereg i jeńców , po­

w iązan y ch w ły k a, w śró d k tó ry c h w ięcej było

(14)

— 10 —

m ężczyzn lub zgoła n a w e t chłopiąt; n iew iasty b ra ­ no mniej chętnie i te sw a w o la żo łnierska często tra c iła w pochodzie; zn aczniejszych rodem i m a ją t­

kiem b ra ł książę, lub z d aw ał n a opiekę któ rem u z panów lub dw orzan, spodziew ając się bogatego okupu, re sz tę za ś dzielono na ró w n i z innym łu­

pem 1).

L ecz o c z y w sz y stk ic h pilnie b a c z y ły ro z ro słe ­ go ry c e rz a ze spuszczoną na o czy p rz y łb icą2), k tó ­ r y sta ł na uboczu, pilnie s trz e g ą c ładow anego w o ­ zu i b ran k i k o szto w n ie odzianej na nim. Jeg o g ro ź­

na p o sta w a nie ośm ielała ciek aw y ch , k tó rz y b y r a ­ dzi zajrzeli w o czy sn ad ź m łodej jeszcze niew ieście.

A ż ru sz y ł o to jeden z od w ażn iejszy ch i sięgnął rę k ą po sk rzy n ię, na k tó rej siedziała branka.

— W a ra ! — k rzy k n ął ry c e rz , groźnie w s trz ą ­ sając o rężem — w a ra ! jeśli nie chcesz, żeb y łeb tw ó j b y ł pod m ojem i nogam i. Nie żądam źdźbła z ogólnej zd o b y czy , lecz biada tem u, kto po moją się g n ie !

O dstąpił napastnik, ale pom ruk niezadow olenia rozległ się w n e t w ciżbie.

U sły szał to Jag iełło i w n e t p y ta ł o p rzy czy n ę, a g d y mu ją przełożono, z a w e z w a ł r y c e rz a p rzed siebie i groźnie z a w o łał:

p Tacy jeńcy w ojenni dali n a jp lerw ssy początek niewol­

n ik a ł późniejszem u poddaństw u. -

a) W ojenne o krycie głow y, początkow o sk ó rzan e u L itw i­

nów. dta osłonięcia tw arzy. . .

(15)

— 11 —

— Cóż to ? ty ś mi D ow ojna się spolaczyJ?

Czem u to dotąd z łupam i nie sta je sz ? C zy m yślisz, że leb tw ó j na k a rk u pew n iejszy dlatego, żeś m ę­

żnie w a lc z y ł pod Zaw ichostem ... zu ch w ały ! to b y ­ ła tw o ja pow inność. W iem dobrze, żeś na przodzie n ajbogatsze d w o ry n ajeżdżał i najpiękniejsze L a sz ­ ki b ra ł w łyka, jak i to, żeś ty n ajp ierw szy w szedł na św ię tą górę P o lak ó w 1). L a sk a nasza uw alnia cię od podziału jeńców , lecz w sz y stk o inne podług p ra w a m usisz tu złożyć do ogólnego podziału.

— D obrze książę, b ierz w szy stk o , a jest tego nie m ało, bo d w ad zieścia.w o zó w przenosi, lecz zo­

sta w mi tę sk rzy n ię jedną, k tó ra zostaje pod opie­

ką mojej b ran k i — o d rzek ł ry c e rz pokornie.

— C óż się takiego w niej znajduje?

— B ó stw a chrześcijańskie.

— D ow ojna, ty ś o szalał! — zak rz y k n ą ł k siążę lekko d rg n ąw szy . — C zem uż chcesz, b y m ci te bó- s tw a z o sta w ił?

— M uszę je. . . do Polski — o d p arł rycerz spokojnie.

— I o ne iść m uszą do ogólnego podziału — w trą c ił su ro w y Jerb u t, s ta rs z y kapłan z najbliże- stojących.

L e c z książę n ak azał onem u m ilczenie i ro zk a­

z a ł D ow ojnie dać bliższe w yjaśnienie. A ry c e rj tak opow iadał żałośnie:

O Górą Św iętokrzyską pod K itlcaD ii ze słynnym klaszto rem Benedyktynów, założonym przez Bolesław a Chrobrego.

(16)

— 12 —

— Ju ż m iałem pełno zd o b y czy , u jrz a w sz y na uboczu zam ożny d w ó r jakiś, w p ad łem doń n iezw ło­

cznie. Sam o to znalazłem tę m oją b ran k ę u nóg sta re g o ojca. L ecz darem nie m nie błagał, darem nie mi o b ie c y w a ł s k a rb y trz y k ro ć w iększe, jam p o rzu ­ cił n a w e t łup już z a b ra n y i p o rw a w sz y b ran k ę na koń, uszedłem jak zam roczony.

O k rz y k oburzenia dał się s ły sz e ć w śró d słu­

c h aczó w ; żałow ano tylu sk a rb ó w straco n y ch . Z a­

czerń ry c e rz ru sz y ł ram ionam i litośnie i ciągnął rzecz sw o ją dalej:

— S nadź głośne sk arg i s ta rc a p o szły w ślad za m ną bo mię dognali L a ch y nad W isłą ; uszedłem w p ra w d z ie w ra z z b ran k ą, ale dotkliw ym ciosem porażon. W ziął m ię ból i g o rączk a, aż ległem na w ó z i choroba m ię zm ogła doszczętnie. W te d y to o w a L a szk a nie żało w a ła koło m nie s ta ra n ia i jej w inienem zd ro w ie i siły ; zaś przecie m ogła ujść naonczas z łatw o ścią lub n aw et pozbaw ić m ię ż y ­ w o ta. W ięc cóż za dziw , że o p u ściw szy łoże, p rz y ­ rzekłem ją o d esłać rodzicow i, a z nią razem i s k rz y ­ nię z bóstw am i, bo o to najw ięcej b łag ała.

T a k a o pow ieść zdum iała w sz y stk ic h niem ało i rozbudziła pow szechną ciekaw ość. S am książę podstąpił do w ozu i ro zk azał b ra n c e podnieść z a ­ słonę. A w te d y ujrzano najpiękniejsze oblicze p rz y w sp an iałej postaci.

— S ła w a tw ej urodzie, k ra sa w ic o L aśzk o ! — zaw o łał Jagiełło. ..

(17)

— 13

— SJaw a tobie i tw em u ludowi, jeśli um iesz słab o ść n iew iast uszanow ać! — odparła dziew ica, łagodnem spojrzeniem obejm ując księcia i dw ór lego.

— P o k a ż -ż e nam sw oje b ó stw a — nalega?

książę — g d y ż one stan o w ią n aszą w łasność.

G dy uchylone w iek o sk rzy n i ukazało oczom zgrom adzonych bogate n aczynia kościelne, branka, nosząc imię H eleny, zręcznie w trą c iła :

»

— B ó stw a te jednym k o rzy ść, a drugim szko­

dę ty lk o najw iększą przynoszą.

Jag iełło odstąpił od sk rzy n i skw apliw ie i zgo­

dził się z łatw o ścią na prośbę H eleny, a b y skrzynię pow ierzono do czasu opiece zam ieszkałych w m ie­

ście 0 0 . F ran ciszk an ó w .

Na d an y ro zk az w n e t sprow adzono dw óch sta rc ó w ubogo odzianych i nieśm iało stąp ający ch w śró d ow ej ciżby pogańskich ofiarników i k ap ła­

nów , a ci, ku zdum ieniu w szy stk ich , ujęli ciężką sk rzy n ię z łatw o ścią na ram iona, a spiesznie uszli z oczu zeb ran y ch . L ecz darem nie H elena prosiła, by jej w olno było szukać p rzy tu łk u u starcó w .

— C óż to ? — rzek ł o b rażo n y Jagiełło, k tó ry już ra z w spom niał o gościnie na zam ku — czy w am m ilsza m nichów niż m oja gościnność? Jed n a b ra n ­ k a będzie gardzić ła sk ą księcia i pana L itw y ?

- H elena na to h a rd o g ło w ę w zniosła do g ó ry i dum na sw ą urodą, śm iałem spojrzeniem pow iodła dokoła. L ecz w n e t sp o tk a w sz y w z ro k pełen spół-

(18)

— 14 —

czucia jednego z najm łodszych ofiarników , lekko k rz y k n ę ła i padła zem dlona.

. Pospieszono jej na ratu n ek . S am a księżna 01- glerd o w a z có rk ą A kseną tro sk liw ie ją cuciła, w ięc p rz y c z y n a w y p ad k u u szła baczności zgrom adzo­

nych. Jed e n ty lk o J e rb u t groźnie spoziera? na c n e ­ go w inow ajcę, T ro jd en a — m łodzieńca o płom ien- nem spojrzeniu i w y n io słej postaci, bo mu się m o­

cno podejrzanem w y d ało , g d y m łodzian z b y t sk w a­

pliw ie śledził o czy m a znik ający ch chrześcijan ze sk rzy n ią i polską bran k ę.

L ecz H elena w n e t o ck n ęła się, a jednocześnie zbudziła się w niej dum a pięknej n ie w ia sty i Polki, p rz y w y k łe j do hołd ó w w otoczeniu m ęskiem . W ięc sta w iła się Jagielle ze sw ob o d n ą śm iałością:

— Je ste m niew olnicą, to czyńcie ze m ną co się w am podoba, ile że w w aszej m ocy je st w ło ż y ć ml w ię z y i uciskać bezbronną. G dy zaś w e m nie w i­

dzisz bezsilną n iew iastę, a m asz duszę czułą i lito­

ściw ą, nie ten je st sposób ofiarow ania przysługi.

T akie sło w a w y w a r ły n adspodziew anie dobry sk u tek . Jag iełło z w y k ły w idzieć w niew iastach niew olnice, tę jedną uznał w duchu za isto tę nie­

z w y k łą, w ięc tro ch ę z o b a w y pom inął całą sp ra ­ w ę m ilczeniem . N atom iast O lgierdow a z có rk ą zd o ­ ła ły skłonić H elenę do p rzy jęcia gościny w zam ku i w n e t u p ro w ad ziły ją z sobą.

N ieszczęsna dziew ica długo jeszcze zo staw ała pod w rażen iem ow ego w idm a z przeszłości, w idm ?

(19)

snać drogiego i serdecznego, którego odbiciem tak w iern em a niespodziew anem b y ia tw a rz m łodego pogańskiego ofiarnika.

B y ł-że to o n ? B ył-że to ten sam niew dzięcz­

ny, k tó reg o jej se rce w y b rało , a k tó ry został dla niej obojętny, bo go usidliła inna piękność, z k tó rą on a n ie ste ty nie m ogła porów nania w y trzy m ać.

W szak on to w łaśnie zginął p raw ie przed rokiem bez w ieści, a jego rodzic strapiony, m ożny w oje­

w oda Firlej, odtąd w iedzie sm utny żyw ot, niepew ­ n y losu sw eg o jedynaka.

Nie m ogła jednak zrozum ieć, co go przygnało do L itw y , a bardziej jeszcze, jaki los rzucił go w szereg i sług pogańskiego ołtarza.

II.

Z am ieszkanie H eleny na zam ku nie zmieniło bynajm niej projektu D ow ojny, k tó ry postanow ił z w olą Ja g ie łły sam odw ieźć ją ojcu do P olski, ra ­ zem z szaco w n ą skrzynią.

L ecz w p ręd ce znudził piękną P olkę p o byt na zam ku, gdzie p an o w ał obyczaj dość g ru b y i brakło ro z ry w e k tak ponętnych niew ieście i nie było ni uczt, ni pląsów , ni w span iały ch popisów ry cersk ich Jag iełło o d znaczał się n iezw ykłą w strzem ięźliw o ­ ścią i nie zażyw a? innego napoju krom w o d y , a li­

czny d w ó r jego zaledw ie stać było na dość dziki«

popisy w żganiu niedźw iedzia na podw órzu zam- k o w em , lub przedstaw ieniu pospolitych łamańców

(20)

„ 16 —

i k u g larstw . C zasem tylko, gdy z a w ita ł na dw óf jakiś ry c e rz w ę d ro w n y i sm utny, snać g ro tem m i­

łości nieszczęsnej p rz e sz y ty , urządzano coś w ro ­ dzaju g onitw ry cersk ich . W ięc sta w a ł ten i ów z w o jsk o w y ch i dw o rzan i w alczy li konno sam o- w tó r na w łócznie i m iecze, a książę i d w ó r mieli z tego niejaką ro z ry w k ę .

W ta k o w y c h z ab aw ach z a w sz e b ra ła n ad er czy n n y udział sio stra Ja g ie łły , A ksena, do której napróżno dotąd kołatali o sw ad źb ę k siążęcy zalo­

tnicy. D ziew k a silna i nadobna w o lała popis r y ­ cersk i lub gonitw ę za zw ierzem w kniei nad sło­

w a m iłości i tk liw e zaloty.

W szak że i ta już od niejakiego czasu popadła w sm utek i zadum ę i chętnie p rz e b y w a ła w o sa ­ motnieniu.

W ięc nudziła się piękna L aszk a. D arem nie Dowojna, s ta ły g o ść kom nat zam k o w y ch , z w y c ię ­ sko odp ierając za m ia ry innych zalotników , z a b ie ­ gał koło sw ojej b ran k i i giął h a rd y kark litew ski w słodkie jarzm o m iłow ania, dziew ica p o zo staw ała zim ną i obojętną na jego sło w a tęsk liw e i czułe w estchnienia.

Z w olna poznała plotki d w o rsk ie i to jej nudy sk ra c a ło ; oto opow iadano, iż n iedaw no AkSenę, za w sz e żądną ry cersk ich popisów , w y z w a ł na bój ry c e rz nieznany, w słom ę i paw ie pióra m iasto że­

laza i s k ó ry p rz y b ra n y . D um na księżniczka zago-

$

: i

(21)

™ 17

rz a la straszn y m gniew em i postanow iła ukarać zuchw alca.

L ecz stało się coś niezw ykłego: oto ry c e rz słom iany dzielnie o d p arł w szy stk ie ciosy, a w re s z ­ cie pozbaw ił ją oręża i groźbą w ym ógł słow o by na p rzy szło ść zaniechała popisów rycerskich.

Śm iał się z tego w y p ad k u Jagiełło, ra d a była m u n a w e t księżna O lgierdow a, ale nieszczęsna księżniczka popadła w sm utek beznadziejny i łzami płaciła sw oją dumę zw alczoną. I w y d ało się wkoń- cu, że ty m tajem niczym ry c e rz em b y ł zaufany słu­

g a księcia, W ojdyłło, człek lubo prostego stanu, lecz już silnie posunięty w zaufaniu sw ego pana i do statk ach ; sam książę podobno skłonił go do te ­ go kroku zuchw ałego.

Z razu dum na A ksena znienaw idziła W ojdyłłę, lecz rychło uległa jego kornym prośbom o p rzeb a­

czenie i g o rącym zaklęciom i odtąd tajona miłość złą c z y ła ich dw oje. Oboje ufali w łaskę Jagiełły i cierpliw ie czekali dobrej sposobności.

Jak o ż książę b y ł rad i dobrej m yśli, w ięc czę­

sto zachodził do kom nat niew ieścich i życzliw ie gaw ędził bądź z siostrą, b ąd ź z H eleną, a p rzy b o ­ cznym nieraz się zdało, że w słodkich jego słow ach by ło coś w ięcej nad zw y k łą uprzejm ość gost oda- rza w zględem nadobnej Laszki.

W k ró tc e pow iększyło społeczność zam kow ą przy b y cie Lizdejki z córką, k tó ry zjechał dla po­

w itania księcia po szczęśliw ej w y p raw ie. U rocza

P o ja ta . o

(22)

— 18 —

lecz skrom na nad w y ra z i cicha P o ja ta sta n ę ła te ­ dy obok H eleny i tem sam em rozbudziła w niej z a ­ wiść niew ieścią i chęć zaćm ienia ry w alk i, a to tem bardziej, że córkę K re w e k ry w e jty i sam książę o ta­

cza! w y ją tk o w y m i w zględam i.

W ięc b ra ła na siebie coraz strojniejsze szaty , coraz jask raw iej o d k ry w a ła sw ą w y ż sz o ść pod k a ­ żdym w zględem , dum nie a śm iało p o czynając so­

bie ze w szystkim i, nie w y k lu czając P o ja ty , do k tó ­ rej czuła niechęć w y ra ź n ą . Ja k o ż Jag iełło dał się ująć ty m czarom i raz i drugi napom knął o sw em uczuciu dla niej, żądając, b y z o sta ła p rz y nim na zaw sze. Z razu przejęło ją to niekłam aną radością, lecz w n et poznała sw ój błąd z zach o w an ia się k się­

żnej i całego dw oru.

O czyw iście nie m ogło tam b y ć m o w y o za- m ężciu, bo b y ł to jedynie k a p ry s m ożnego w ła d c y i pana.

W ięc łzy z a jęły m iejsce zadow olonej p y ch y ; a w te d y już chętnie s łu c h a ła , słó w D ow ojny k tó ­ ry b y rad b y ł w y p ra w ę do P o lsk i p rzy sp ieszy ć.

W reszcie w d a ła się w to s ta ra księżna, ró w n ie nie rad a synow skim zalotom i rozkochany D ow ojna r u ­ szy! pew nego poranku z H eleną i sp rzętem kościel­

nym w drogę do Polski.

K siążę hojnie o b d a rz y ł L aszk ę i pożegnał ła ­ skaw ie, lecz D ow ojna nie uniknął śm iechu d w o ra ­ ków , że w łaśn ie sam idzie w paszczę w ro g a, jak ów w ilk szk o d n y m iędzy ludzkie siedziby.

(23)

— 19 —

A w dzięczna L aszka, pom na k siążęcych zalo­

tów , czy to z um ysłu, czy m oże chęcią pochlebstw a w iedziona, jęła mu w ró ż y ć na pożegnanie, że znaj­

dzie żonę w polskiej królew nie, m łodziuchnej J a ­ dw idze. I oto m yśl ta zap ad ła w głow ę m ożnego Jag iełły , k tó ry o d tąd już coraz chętniej słuchał n a­

pom nień o konieczności w y b o ru żony.

W ięc tro sk a ła się księżna O lgierdow a o tego syna, jak rów nież i o los córki A kseny, k tó ry ją żyw o obchodził, a Jagiełło z b y w a ł ją k ró tk o i s ta ­ ra ł się o d w ró cić uw ag ę na postanow ienie siostry.

A kochał A ksenę tkliw ie i sz c z e rze b y rad do­

b ra jej p rz y sp o rz y ć ; w ięc sio stra tuliła się do b ra ­ ta, a p rzeb ieg ły W ojdyłło ró w n ież s p ra w y sw ej nie zasy p iał — i tak społem dążyli do jednego, a u p ra ­ gnionego celu.

C h y try pow iernik rozum iał dobrze nizkość sw eg o stanu i niebezpieczeństw o, na k tó re się w a ­ żył, lecz postanow ił działać przebiegle i stanow czo.

W ty m celu w tajem n iczy ł Skirgiełłę, b ra ta w ielk o ­ książęcego w sw oje plany i prosił jego o pomoc, w zam ian obiecując sw oje poparcie w uzyskaniu lepszej dzielnicy dla niego u Jagiełły.

U kład stan ął łatw o, lecz nie było śro d k ó w dla pozyskania sta re g o K iejstuta, k tó reg o zdanie m o­

gło w niw ecz w sz y stk ie plany obrócić.

Słusznie o b aw iał się W ojdyłło, że s ta ry Kiej­

stu t o b u rz y się na ta k ą sw ad źb ę có ry książęcej i b ratan icy , a z nim razem ob u rzą się inni b racia

2*

(24)

i k re w n i A kseny. W ięc p o w ziął sza ta ń sk i pom ysł sk o rz y sta ć z chw ili często pojaw iającej się nieufno­

ści p an a w zględem s try ja i skłonić go do pozbycia się tej uciążliw ej opieki i rzek o m o n iebezpiecznych zam y słó w . A p o ra b y ła jak ra z po tem u, g d y ż J a ­ giełło już sam k ilkakrotnie w sp o m in ał z niechęcią o tem , iż ani K iejstut, ani b o h a te rsk i sy n jego W i­

to ld nie staw ili się w W ilnie dla p o w itan ia go ze szczęśliw ej w y p ra w y do P olski.

Z d a rz y ło się raz, że książę jął p y ta ć ulubieńca, ażali nie w ied ział czem u A ksena o d rzu ca sta ra n ia m ożnego księcia D aniela, k tó ry już k ilk ak ro tn ie dał poznać jej sw o je uczucie. U k ład n y i śm ia ły W oj- dyłlo, znajdując tę po rę n ajsto so w n iejszą do o tw o ­ rzen ia drogi zam iarom sw oim , z n iedbałością w e ­ sołego trefn isia1), o dpow iedział bez trw o g i:

— A ksena kocha innego.

— M oże n a w e t ciebie w tej zbroi słom ianej?

— zaśm iał się w e so ło Jagiełło.

— Z gadłeś, panie, ta zbroja o tw o rz y ła m i jej se rce, jak tw o ja żelazn a dzida dała ci łup w P o l­

sce, a te ra z oboje czek am y ty lk o n a w a sz e książę, po tw ierd zen ie.

— W o jd y łło ! po rzu ć te ż a rty — rz e k ł Jag iełło surow o.

— Zam knij, zam knij panie do tu rm y , a w te d y się p rzek o n asz, czy to, co p o w iedziałem je st p raw d ą.

l) Śm ieszka, błazna.

(25)

W ted y oczy JagieJJy za b ły sły straszn y m gnie- w em , a ręce k rzepko ujęły zuchw alca i cisnęły gw ałto w n ie o ziemię. Ju ż s tra ż p rzy w o łan a m iała w ieść do tu rm y W ojdyłłę, g d y nadszedł Skirgiełło i prosi za nieszczęśnikiem , k ażąc mu iść precz z oczu pańskich.

Długo jeszcze książę w y b u ch ał gniew em i z ry ­ w a ł się, ale c h y try Skirgiełło, p rzeczek aw szy p ierw sze zapędy, um iał dobrze p rzed staw ić w ie r­

ność W o jd y łły i bezgraniczne panu oddanie, a z re ­ sztą i sam książę ry ch ło ochłonął.

S tało się ted y , że po upływ ie dni kilku już ża­

łow ał sk rzy w d zo n eg o pow iernika, a jego zam iary nie w y d a w a ły m u się zbrodnią, lecz z w y k łą losów koleją, a stało się ta k tern łacniej, że Skirgiełło zdołał mu w m ów ić, iż w tej sp raw ie on jeden m o- cen jest stanow ić, nie bacząc na zdanie innych b raci i k rew n y ch .

— P o zn ają choćby w tem m oją w olę niezłom ­ ną i sw oje stan o w isk o zależne w zupełności — rzek ł całkiem udobruchany Jagiełło, nakazując nie­

zw łocznie p rzy w o łać W ojdyłłę.

A g d y padł mu do nóg i cało w ał ręk ę pańską, dziękując za szczęście i łaskę, rzek ł książę dobro­

tliw ie :

—- Chcę w tobie m ieć rów nież szczęśliw ego, jak dotąd w ierpego sługę i przyjaciela. Daję w am w ło ść L idzką w dzierżaw ę, w ięc w stań i ro z­

chm urz sw oje oblicze.

(26)

— 22 —

L ecz W ojdyJło powsta} sm u tn y i zam yślony.

— B ądź-że mi w esół i ry ch ło gotuj się do w e ­ seliska, a p recz mi z kw asam i, k tó ry c h nie cierpię...

—- P a n ie ! łaski tw o je są niezm ierne i u szczę­

śliw iają tw eg o poddańca, lecz m ogęż ja, sługa ty l­

ko, w eselić się i cieszy ć z d o statk ó w , którem i mię łaska tw o ja o p a trz y ła , gdy b ra t tw ój n ajw iern iej­

s z y Skirgiełło, łaknie Chleba i d o tąd nie m a p rz y ­ stojnego opatrzen ia.

— Nie tro szcz się i jego nie m inie należna mu c z ą s tk a !

— T w o je zam iary, panie, najlepsze, ale rz e ­ czy w isto ść im p rzeczy , g d y nie m asz w L itw ie dziś już k ą ta w olnego.

— I m nie to m ów isz, W o jd y łło ?

— Tobie, panie, d o b ry i litościw y, któ reg o po­

w ag ę co dnia bardziej p o d ry w a ją know ania s ta re ­ go K iejstuta i jego najbliższych, z rą k k tó ry ch i m nie w k ró tc e przyjdzie na zgubę, g d y ż czuję, że ja ich c h y tre zam iary już d aw no przeniknąłem .

— P o r z u ć ,t e b red n ie! oto oręż, k tó ry m cię obronić potrafię — o d p arł dum nie Jagiełło.

— Oni cię uśpią u kładną w iern o ścią i k re w - ; niaczą życzliw ością, a g d y w zm o g ą się w siły, w n e t jak piorun u d erzą w ciebie i w e mnie.

— Z b y tn ia gorliw ość w służbie m ej cię unosi, a ogrom m iłości nadm ierną przejm uje obaw ą.

W szak s try j mój k o chany w iern ie stoi p rzy m nie, a W itołd je st b ratem najlepszym ,

(27)

— 23 —

— B odajby sło w a m oje o k a z a ły się łg a rstw e m !

— o d rzek ł c h y try d o rad ca — lecz pomnij, panie, że s ta ry K iejstut m a w ielki m ir śród ziem ian i lu­

du, a W ito łd je st b o ży szczem sw y c h G rodnian i ca­

łej Żm udzi; m oże się z d a rz y ć , że s ła w a ich skusi i podsunie plany w p ro st godzące w ciebie, a w te d y biada m nie w iernem u słu d ze tw ojem u.

— T y k ry je sz coś p rzed e m ną W o jd y łlo ! n a­

kazuję ci m ów ić w sz y stk o niezw łocznie — po w aż­

niej o d e z w a ł się Jagiełło, w idocznie zaniepoko­

jony.

— Nic nie w iem , panie, k ro m tego, że i te raz K iejstut zaniedbał należnego hołdu tobie szczęśli­

w em u pogrom cy L achów .

M oże m u zd ro w ie nie służy, g d y ż w ie k i ra n y w bojach tylu ciężko go p rzygniatają,

— T o nie ra n y i nie w iek, jeno z a zd ro ść i nie­

n aw iść od p ro g ó w tw y c h go oddalają, boć jeźli nie oślepł i ogłuchł, m usi w idzieć i sły szeć, że tw o je W ilno rośnie w siły z k ażd ą chw ilą, g d y jego T ro ­ ki co raz bardziej puścieją, że ku tobie spieszą k u p ­ cy i rzem ieśln icy od N iem ców i R usi a jego pod­

w ó rce tra w ą porastają.

— W ięc w ierzę, że tern się gryzie, ale .on nie zdolny je st do zd rad y .

— L ecz cóż ci, panie, m oże sta ć na p rz e sz k o ­ dzie, a b y ś dość W cześnie w sz e d ł w p rzy m ierze z K rzyżakam i, k tó ry c h m istrz C zolner zdaje się ty l­

ko w y c z e k iw a ć w e z w a n ia z tw ej stro n y .

(28)

— 24 —

— Zła tó ra d a ; K iejstut je st ich w rogiem nie­

ubłaganym , w ięc taki sojusz b y łb y w y m ierzo n y w p ro st p rzeciw niemu.

— W ięc tobie, panie, nie słu ży p raw o n aw et szukania sp rz y m ie rz e ń ca ?

Jag iełło żach n ął się niecierpliw ie.

— Nie od dziś jestem panem sw ej woli.

— W ięc m yśl panie, o sw ojem niebezpieczeń­

stw ie na w y p ad ek ,, g d y b y cię m iał stry j zaw ieść.

— T eg o mi nikt nie w zbroni, a raczej za ko­

nieczną o stro żn o ść poczyta.

— Z re sz tą z K rzy żak am i m oże sta n ą ć układ całkiem ta jn y — d o d a ł-d la uspokojenia W ojdyłło.

— Z d aw n a już p rag n ę tego — o d p arł Jagiełło, zd ając całą tę sp ra w ę na s p ry t i p rzeb ieg ło ść z a ­ ufanego sługi.

T ak radzili z sobą poufnie jeszcze n ieraz, aż postanow ili w y p ra w ę na P ołock, k ęd y siedział A n­

drzej, m łodszy sy n K iejstuta; p rzy p u szczali o c z y ­ w iście, iż ra z z a c z ą w s z y w alkę, potem już ła tw o w y g n a ć będzie K iejstuta i ziem ię jego zag arn ąć.

W sz a k ż e rozum ieli obaj, że p rzy jd zie to nie, ła ­ tw o . W te d y znow u W o jd y łło podsunął m yśl o K rzyżakach, niby niespodzianie, raz i drug, a w k o ń ­

cu już książę słu ch ał bez w s trę tu i oburzenia. G dy w ięc m ilczeniem dał Jag iełło s w ą zgodę, o d tąd ch y ­ t r y d w o ra k ro zpoczął k n ow ania w im ieniu pana i szu k ając w y n iesien ia dla siebie, poszedł b y ć m oże dalej z K rzyżakam i, licząc, n ą chw iejność Jag iełły ,

(29)

Ó w zaś cały z a jęty sp ra w ą sw ad źb y siostrzy- nej, szedł niezw łocznie na pokoje księżnej O lgier- dow ej i nie w d ając się w kłopotliw e tłom aczenia objaw ił sw oją w olę w tej sp raw ie niezłom ną. — K siężna zrazu o b u rz y ła się na ow e zam y sły sługi, lecz w końcu uległa, w idząc, że i A ksena chętnie skłoniła się ku tem u.

W ięc biegły n aty ch m iast gońce do k siążąt i p a ­ nów , p ro sząc na sw ad źb ę do Jag ie łły ; nie pomi­

nięto n a w e t w ielkiego m istrza Zakonu i w s z y s t­

kich p o k rew n y ch k siążąt m azow ieckich na Płocku i C zersku.

A A ksena od zrękow in, m ocą zw yczaju, sk aza­

na na zupełne niew idzenie narzeczonego, pędziła dni śród białogłow skich p o rząd k ó w i m a rz y ła w o~

toczeniu niew iast o p rzy szłej doli. Nie m ogło atoli ujść jej uw agi, że w ra z z przy g o to w an iam i do go­

dów , czynione b y ły w sk ry to śc i jakieś inne: w i­

działa dow ódców w ojsk, schodzących się na na­

rad y , coraz to jakichś posłów now ych i tajem ni­

czych, a czeladź w ielkoksiążęca całem i m asam i znosiła oręż w szelaki do zam ku górnego i ten p rz y ­ sposabiała do zupełnej, w ojennej gotow ości.

Zbudziło się w niej daw ne zam iłow anie, ocknął ów duch ry c e rsk i w dziew ie książęcej, w ięc p rz y ­ padła do ulubionego S kirgiełły:

— B racie — rzekła, ściskając dłoń jego — pię­

kne się dla w as, jak w idzę, pole o tw iera, m ów te ­ dy na kogo m acie u d e rz y ć ?

(30)

— 26 —

— Ja k te ż m ożesz m yśleć, żeb y śm y pod tw e g o d y czem innem , jak nie tw ojem szczęściem byli zajęci — odpow iedział nieco zm ieszany.

— W ięc te ry n sztu n k i, m iecze i s trz a ły do w e ­ sela m ego m ają n ale ż e ć? G d y b y m i w olno było w id zieć się z W o jd y łłą, o b eszłab y m się b ez tw o ­ ich pow ierzeń .

— W iedz ted y , że m łodzież z am k o w a zam ie­

rz a u rządzić g o n itw ę — o d p arł w re sz c ie w y k rętn ie.

— P ró ż n o mnie chcesz oszukać, w iem ja co gonitw a, a co bój k rw a w y — z a w o ła ła oburzona A ksena.

— P o rz u ć te m yśli, sio stro , a raczej m yśl o ta ń ­ cach i strojach, jeśli nie chcesz ro z g n iew ać Jag iełły .

— Nie chcę zn ać godów , nie chcę zn a ć m ęża, jeśli obok niego nie będzie w olno m i w alczy ć.

Co w id ząc i s ły sz ą c Skirgiełło okłam ał ją w s k a ­ zując na m ożność w y p ra w y na blizkie P odlasie, lecz dodał zarazem , że w o lą Jag iełły , W o jd y łło m a z o sta ć dow ódcą obu zam k ó w i trw a ć nieustannie p rz y ich s tra ż y i obronie.

K siężniczka uspokoiła się i p oddała w oli b ra ta . III.

N a zam ku T rockim , oblanym dokoła w odam i jeziora, p an o w ała cisza. S ta ry K iejstut, dotknięty ch w ilo w ą niem ocą nóg, sia d y w a ł dni całe w o doso­

bnionej zam kow ej kom nacie, p rzed ogniskiem i dzielił sw ój czas m iędzy rozm ow ą z poufałym słu-

(31)

— 27 —

gą i to w a rz y sz e m broni, Ju rg ą i z a b a w ą z ulubio­

ny m sokołem , albo te ż słuchał śpiew u nadw orne-, go lutnisty, S law eń k a.

Ja k p rz y Jagielle W ojdyłło, tu przew odził ów Ju rg a, żołdak dziki i ch ciw y boju a łupów i na nic nie baczny, krom w ła sn y c h zy sk ó w i k rw a w y c h popisów . S tru d zo n y K iejstut często go grom ił za o w e zapędy, ale częściej jeszcze słuchał w spom ­

nień ty c h w alk b y ły ch , p ełnych ch w ały i zaw sze drogich sercu jego. Jed en S ław eń k o czasem p rze­

w a ż a ł w p ły w Jurgi, a osobliw ie g d y zanucił ulu­

bioną pieśń o B irucie1).

Kędy nad morzem stara Połąga, Widzisz to grono kwitnących córek:

Jak w smutnych pieniach smutnie zaciąga ISfa ten wysoki, piękny pagórek.

W ich wieńcach skromne niezapominajki, Piękny pagórek darniem zasuty!

Jakież to córki? Młode Litwinki.

A ten pagórek? Tc grób Biruty!

Tu co rok, kiedy niebieską wodę I wonne łąki wiosna rozśmieje, Obchodzą święto dziewice młode, Budząc pieśniami swych ojców dzieje.

T ej pleśni słuchając, ów K iejstut, w boju ude­

rz a ją c y jak piorun na z a stę p y K rzyżackie, dziw nie łagodniał na obliczu i popadał w rzew nośS

P o d jedną z chw il takich w eszli gońce Jagiełły, zw iastu jąc w esele A kseny.

') T?!ruta, młodości k a p ła n k a litew sk a , porw ana przez K ie jstu ta , była mu żoną ukochaną przez długie lą tą ,

(32)

— 28 —

— W itajcie moi przyjaciele! S zczęśliw e w am do domu m ego p rzy b y cie. Siadajcie i m ów cie, jak się m iew a k o chany sy n o w ie c ? — ia sk aw ie ich w i­

ta? K iejstut.

— Jagiełło, pan nasz, z d ró w z łaski bogów , a w am szląc cześć i pozdrow ienie, prosi w a s z ca­

łym dw orem na w esele A kseny.

— C zy ta k ? T o te d y zjaw ił się m ąż dla ko­

chanej sy n o w ic y ? Niechże będzie bogom chw ała, a m ałżonkom szczęście: L ecz któż to taki, pow iedz­

cie mi sk o ro ?

— W ojdyłło, sługa i przyjaciel księcia.

—■ J a k to ? — w trą c ił o b ecn y Ju rg a — ten W oj­

dyłło, co kuchnią zaw iadow a? O lg ierd a?

— Jak o ś rz e k ł — dum nie odparli posłow ie.

Zdum iał K iejstut niem ało to sły sząc, lecz łacno u k ry ł sw oją niechęć i o b razę, o w szem zm ógł się na sło w a szczereg o ży czen ia i w n e t k azał nieść s ta ry miód i p u h ary , a ż e b y w y p ić na zdrow ie pań ­ stw a m łodych.

A gdy posłow ie m ieli się ku odjazdow i, hojnie ich o b d a rz y ł i przew idując, że mu słab o ść nie po­

zw oli p ospieszyć do W ilna osobiście, zapow iedział p rz y b y cie posła w sw ojem imieniu i sto so w n e da­

ry ślubne dla sy n o w icy .

A g d y posłow ie odjechali, Ju rg a jął rozw odzić się przed księciem o nieżyczliw ości Ja g ie łły dla niego, w sk azu jąc na to, iż nie oddał m u rz ą d ó w nad L itw ą podczas w y p ra w y na P olskę, a i te ra z oto

(33)

— 29 —

skrzyw dzi} D aniela, jego sio strzan a, oddając sw ą sio strę służalcow i sw em u w zam ężcie.

K iejstut sJuchal niechętnie, ale b y ć m oże jakie sło w o słu szn e zapadło w jego duszę strapioną.

Nie dał atoli tego poznać po sobie i postanow ił, że S ław eń k o pojedzie z daram i w p o selstw ie i będzie p rzy to m n y u ro czy sto ści w eselnej.

— Nie tajn e m i przecież tw o je, chłopcze w e ­ stchnienia do ślicznej P o ja ty , niechże cię te d y spo­

sobność do zalo tó w nie m inie, a ja ci pew nie w m iarę sił pom ocnym w tern będę.

Zapłoni? się n ieszczęsn y lutnista, p o chw ycony w głębokiej tajem nicy serca, lecz skłonił się panu posłusznie, a w d u szy ra d b y ł sposobności zo b a­

czenia ukochanej dziew icy.

Jak o ż gościła już ona od niejakiego czasu na zam ku, dzieląc z A kseną ostatnie dni jej dziew ictw a.

Ja k o có rk a a rcy k ap łan a, m iała b y ć p rz e w o ­ dniczką dla niej, p rz y obow iązującej w y cieczce do św ią ty n i P e rk u n a , k ęd y należało iść z ofiarą i daram i.

A o sam ej św iąty n i i jej k ap łan ach m ów iono coraz częściej na zam ku i w m ieście. O to p o w sze­

chnie chw alono m łodego ofiarnika, T rojdana, nie­

daw no p rzy jęteg o do słu żb y bogom , k tó ry w k ró t­

kim sto su n k o w o czasie p rzy czy n ił się ogrom nie do zap ro w ad zen ia porządku w św iąty n i i um iał sobie [zjednać zaró w n o m iłość m łodych to w a rz y sz ó w , jak i poszanow anie śród ludu. Już p aro k ro tn ie sam

(34)

L izdejko badał go ciekaw ie za b y tn o ścią w e Wilnif i w y ra z ił m u sw o je podziękow anie, lecz ta okoli­

czność p o d ała m łodzieńca w niechęć u zaw istnego Je rb u ta , k tó ry b aczn ie go śledził i obchodził sio z nim surow iej niż z innym i, m ając naczelne nad nim zw ierzch n ictw o . . .

Na kam iennym o łta rz u w głębi św ią ty n i go­

rz a ł Żnicz, ś w ię ty ogień, a obow iązkiem ofiarników b y ło strz e d z go dniem i nocą, b y nie zgasł.

W ięc czuw ali, sta ra n n ie d o rzu cając drew ek, p rz y n ie sio n y c h ze św ięteg o gaju, to od czasu dc czasu sy p iąc na ogień w o n n e zioła i o k ru c h y bur­

szty n u .

W łaśn ie b y ła kolej T ro jd an a. Jeg o to w arzy sz zn u żo n y czuw aniem d rzem ał w kąciku.

B y ło już po zachodzie słońca, gdy cichy sz e ­ le st k ro k ó w zbudził go z zad u m y a z a ra z potem u sły sz a ł szep tem w y m ó w io n e sło w a :

— T rojdanie, mój synu, c z y je ste ś tu ?

P o z n a ł ó w głos i p o w s ta w s z y w n e t ściskał rę k ę s ta re g o i sn ać znużonego długą w ęd ró w k ą, p rz y b y sz a .

-— Jak żem ci rad, k o c h an y W sz e b o rz e, siadaj i m ó w coś w idział i sły szał.

S ta rz e c stęk n ął z u tru d zen ia i p rz y sia d ł u pod­

nó ża jednego z b ó stw .

— O panie, ileż tru d ó w k a ż e sz mi ponieść i to na w ła sn e tw o je u trapienie, jak ró w n ież i dobrego ojca tw eg o , k tó ry sam schnie za w am i i ro zp acza.

(35)

— 31

M todzian o b ejrzał'się trw o żliw ie i rzek? głosem przyciszonym :

— Zapom niałeś o m ym rozkazie: tu ty jesteś m ym ojcem, bo w sz y stk o inaczej się w y d a, a cały mój z am y sł upadnie i g ło w ą tę sp raw ę przypłacę.

— W ięc pom yśl nad tern i w ró ć do domu i kraju w łasn eg o — zachęcał sługa.

— N iestety zapóźno! Nie m ów m y już o tem, a m ów mi raczej, czy ś spełnił m oją prośbę i rozkaz.

S ta rz e c zam ruczał niechętnie i w sk a z a ł na skrzynkę, k tó rą k ry ł pod opończą1).

— A toż mi ram iona nieomal op ad ły z om dle­

nia, a biedy z tem zaży łem okropnej, że i w rogom w iększej nie życzę.

— O w ie rn y , d o b ry mój druhu! — zaw ołał ucieszony T rojdan, tkliw ie ściskając sta rc a i po- żądliw em okiem obejm ując sk rzy n k ę.

— O byż ci to nieszczęścia nie przyniosło w ię­

kszego — rz e k ł W szebor.

W tej chw ili doleciał ich uszu szm er kroków odległych.

— U stąp W szeb o rze! — nalegał Trojdan.

S ta rz e c już m iał się do odw rotu, lekki jak m ło­

dzian, lecz jeszcze szepnął na odchodnem :

— P am iętaj, że m asz zaw sz e schronienie u 0 0 . F ran ciszk an ó w , gdzie i ja znajdę chw ilow y

') Czyli b u rką.

(36)

32 - ~

bezpieczny p rzy tu iek . „M iiość i pośw ięcenie . . . to hasto, k tó re ci o tw o rzy gościnne w ro ta .

— D obrze, już dobrze, lecz idź co rychlej.

Ja k o ż kroki zbliżały się w idocznie, w ięc W sze- bor szy b k o znikł w ciem nościach nocy, a T rojdar skw apliw ie pochw ycił sk rz y n k ę i uniósł ją pędem ab y u k ry ć w bezpiecznem m iejscu.

G dy w ra c a ł, u sły sz a ł jęki to w a rz y sz a i ostry głos Je rb u ta , k tó ry , z szed łszy ofiarnika n a drzem ce

ro z k a z y w a ł mu w ło ż y ć rękę w ogień.

W te d y T rojdan śm iało p rz y stąp ił i w sta w ił się za to w arzy szem . S rogi J e rb u t grom ił ich obu i o- stre m i o b a rczał w y rzu tam i, tego za sen, a Trojdana za nieobecność, lecz obaj ofiarnicy znieśli to cier­

pliw ie i tem uniknęli k a ry .

N iew ątpliw ie p rzy ch y ln o ść Lizdejki dla T ro j­

dana b y ła tu ta rc z ą najsilniejszą.

P o oddaleniu się groźnego zw ierzchnika, pocie­

szali się w zajem i ta k zbiegła im k ró tk a noc letnia na poufnych zw ierzeniach, śród k tó ry ch T rojdan był m istrzem , a jego to w a rz y s z u w ażn y m słuchaczem .

G dy ja sn y dzień z ab ły sn ął i m łodzi ofiarnicy, d o k o n aw szy z w y k ły c h p o rząd k ó w w św iąty n i, o- tw a rli jej podw oje dla ludu, p ierw sze w e sz ły dw ie m łode n iew iasty .

B y ła to A ksena z P o jatą.

K siężniczka pow ażn a i sm utna, bogato p rz y ­ b ran a, niosła P e rk u n o w i na ofiarę w ieniec dziew i­

czy i białego koguta, jako to b y ło zw y czajem li-

(37)

— 33 —

cewskim. P o ia ta szia obok, w skrom ne sz aty Inia;

ne p rzy b ran a, a w k w ia ty leśne i b u rsz ty n o w e a zd o b y p rzy stro jo n a. P ięk n ą te ż b y ła o w a có rk a ka.

płań sk a z w y ra z e m niew inności i cichego w esela na obliczu.

T o w a rz y sz T ro jd an a szy b k o p odążył zawiado-*

mić Je rb u ta , iżb y szedł w ita ć dostojnych gości i je­

mu w y p ad ło o p ro w ad zać n iew iasty po św iątyni, g d y w y ra z iły chęć jej zw iedzenia.

D rgnął gw ałtow nie, u jrz a w sz y tw a rz P ojaty, tak bow iem b y ła podobną do kogoś, co m u zabrał se rce i sk a z a ł na tę tu łaczk ę w L itw ie i w m urach pogańskiej św iąty n i.

P rz e z chw ilę m u się zdało, że m a rz y rozkosz­

nie i d o b ry sen tr w a p rzed nim na jaw ie, w ięc poił sw e o c z y w idokiem k rasn eg o dziew częcia, choć nieco p rz y b la d ły i d rżący. L ecz p rzy szed ł Je rb u t i zajął jego m iejsce, a w te d y m łodzian sp y ta ł to ­ w a rz y sz a , kto b y ł z A kseną.

— T o ć P o ja ta , có rk a Lizdejki, k tó ra pono u- m yślnie tu p rzy szła, a ż e b y ciebie zobaczyć, bo ty le już s ły sz a ła o tobie z u st ojca n a zam ku i w m ieście.

T rojdan to u sły sz a w sz y , popadł w posępną zadum ę i ry c h ło d o czek aw szy zm iany to w a rz y ­ szów , poszedł do sw ej kom natki, ażeb y oddać się pożądanej sam otności.

P o jata.

(38)

u —

iV.

G d y się to 'dziaJo na zam ku w ileńskim i w świą.

ty n i pogańskiej, D ow ojna posu w ał się z H eleną i o rszak iem niew iast, w spaniałom yślnie uw olnio­

nych z niew oli p rzez Jagiełłę, w g ran ice P olski!

L ecz jak aż odm iana rz e c z y n astąp iła! Dumny ów a w aleczn y i dziki L itw in już nie w iódł branki, jako pan jej i zw y cięzca, lecz sam z k ażdym dniem s ta w a ł się pokorniejszym służką i r&czej pełnił obo­

w iązk i stró ż a dla o ch ro n y p rz y jej boku. W ięc klął chw ilam i zapam iętale i sła ł . s w ą L a sz k ę do złośli­

w eg o P o k lu sa1), a ścisk ał o rę ż zapam iętale, lecz w n e t p o słu szn y d ąży ł p rz y jej kolasie i usiłow ał sam e n a w e t chęci zg ad y w ać.

T ak sam o rum ak ste p o w y zrazu szarp ie się, w ierzg a i pianą to c z y naokół, lecz zw olna p rz y ­ z w y c z a ja się do w ęd zid ła i w n e t spokojnie idzie n a lekkim lejcu jedw abnym .

N ieszczęściem jego było, iż z k ażd y m dniem co raz w ięcej kochał piękną L aszk ę i czuł, że uczu­

cie to p rz e trw a sam o ży cie n aw et.

P o k o rn y i trw o ż n y jechał p rz y jej boku przez kraj w rogi, u w ażając się za szczęśliw ego, g d y go H elena jednem sło w em zaczepiła, g d y lekkim uśm iechem n ag ro d ziła jego słu żb y w iern e lub ła­

g o d n iejszy m głosem poprosiła go o cokolw iek.

>1 P oklua — tó g p ie k ła u L itw in i« .

(39)

— 35 —

A pochód z konieczności m usieli o d b y w a ć b a r­

dzo w olno, raz dla liczniejszej pieszej d ru ży n y w y ­ zw olonych branek, k tó re mu to w a rz y sz y ły , drugi zaś, iż ciężka kolasa żu b rzą sk ó rą o k ry ta , ty lk o z tru d n o ścią m ogła b y ć ciągniona przez sześć tę ­ gich m ierzy n ó w . D ro g a w iodła często przez kraj p u sty i zniszczony, g d y ż po niej to szedł ów szlak niedaw nej napaści L itw in ó w ; w ię c mijali jeszcze św ieże zgliszcza siół i d w o ró w , lud rozegnany i znużony i zam knięte kościoły.

I to b y ło p rz y c z y n ą n iew y czerp an y ch m ąk dla D ow ojny, bo w te d y H elena za k ażd y m razem nie m ieszk ała w sty d z ić go, ukazując mu o w e ślady g w a łtó w i łu p iestw a litew skiej d ru ży n y . W ięc ka­

jał się biedny ry c e rz lub klął w cichości, zęb y za­

ciskając i nie m ając na kim w y w rz e ć w ściekłości, k tó ra nim m iotała. L ecz w m iarę tego, jak posu­

w ali się w głąb kraju, spotykali coraz częściej po­

dróżnych, a w sz y stk ic h uw ag ę zajm ow ał ry c h ły p rzy jazd k ró lew n y Jad w ig i L w s z y s c y dążyli ku K rakow ow i.

Co dzień mijali od d ziały w ojsk lub d w o ry pań­

skie, a k olasa z w o zo w n i w ielkoksiążęcej, o b ro sły i k rę p y Żmudzin D ow ojny, jego T a ta r służebny, a n a w e t sk ó ra niedźw iedzia, k tó rą m iał sam na ra ­ m ionach, z w ra c a ły oczy i uw agę w szy stk ich . Na noclegach i popasach tru d n o było uniknąć badania ciekaw ych i n a tręctw a, a trz e b a by ło jeszcze uda­

w a ć pokorę, bo nie trudno by ło o aw a n tu rę i roz-

OK-o

(40)

— 3(3 —

ruch w ty c h czasach, z re s z tą teg o w y m a g a ła H e­

lena i najsurow iej p rz y k a z y w a ła .

L ecz co najbardziej za sta n a w ia ło ukochanego ry c e rz a , to okoliczność, iż gdy z e w sz ą d sły sz a ł glo­

sy pochw alne i pełne z a c h w y tu dla p rzy szłej k ró ­ low ej, jedna H elena m ó w iła z niechęcią i sm utkiem , a gdy p y ta ł o p rz y c z y n ę , z b y w a ła go krótko.

— W y d a rła mi szczęście całego ż y c ia i nic już nie je st w stan ie nji tej s tr a ty n agrodzić — o d rz e ­ k ła nareszcie.

A zajad ły D ow ojna w n e t z a p rz y sią g ł tej k ró ­ lew nie sw ą niechęć i pogardę.

Ju ż b y li w pobliżu W isły , g d y ja k o w y ś r y ­ cerz po czął z b y t nieodstępnie im to w a rz y sz y ć .

L itw in zrazu spoglądał z ukosa w milczeniu^

lecz g d y tam ten nie m y ślał się usunąć, zaczął m ru ­ czeć gniew nie i sapać, a rę k ą c h w y ta ć za miecz, w sz a k ż e nie p rzy szło do p rz y k re j zaczepki, aż na popasie, w m ałej m ieścinie nad W isłą. Gospoda o k a z a ła się przepełnioną ludźm i i końm i, w ię c H e­

lena zo sta ła w pojeździć, a D ow ojna w y d a w sz y służbie p o trzeb n e ro zp o rząd zen ia, w sz e d ł do głó­

w nej izby pełnej ludu i g w a ru i u siad łszy n a stro ­ nie, jął się sch ab ó w z to rb y podróżnej.

W k ró tc e z ciżby półpijanej w y n u rz y ł się ów n a trę tn ik z gościńca, w idocznie m ający pow ażania i podając D ow ojnie pełny kufel, w e z w a ł go, by w ypił za zd ro w ie P o lsk i i Jadw igi.

(41)

— 37 —

— Nie piję zd ro w ia Jad w ig i — o d p ari L itw ii śm iało, nie rzu cając schabu.

— Z u c h w a ły ; pij albo się b ij! — k rz y k n ą ł obu­

rzony, k tó reg o to w a rz y sz e zw ali rotm istrzem .

— Bić się . . . zgoda, ale pić nie m yślę. ~

— N ieobyczajny niedźw iedziu, pij lub nie pij, to nam jedno, lez w sta ń k ied y m y pijem y — w oła!

inny, godnie p rz y stę p u ją c z orężem .

— W a ra ! nie w y w o łu j w ilk a z lasu — odparł 'donośnie L itw in. — M ożesz pić zdrow ie, jak ci się podoba, lecz w iedz, że ja nie jem stojący, a jeśli m asz do m nie sp raw ę, czekaj aż obiad skończę.

Na te sło w a śm iałe w n e t p o w stał ro zru ch i ści­

śnięto groźnie D ow ojnę.

— K toś ta k i? w n e t sta w a j do sp ra w y . B ra ­ cia, ro zsiek ać go! — ro zleg ły się w rzask i.

Na to już p o w stał po n u ry L itw in i hukną!

grom ko:

— L a c h y ! jestem cudzoziem iec, nie znam w a ­ sz y c h h erb ó w , moim je st m iecz i imię moje Do- w ojna.

S łuchacze zrazu oniem ieli, sły sz ą c to o św iad ­ czenie, lecz w n e t rzucono się na zuchw alca z całą nienaw iścią.

— H a, ty ż e ś to D ow ojna! ty ś to ów ry c e rz srogi i o k ru tn y , co w p e rzy n ę obrócił nasze siedlis­

ko, co n asze dom y w yludni!, a te ra z śm iesz jeszcze paść o czy sw em dziełem b ezecn em ?

(42)

Ju ż byli gotow i rzucić się nań kupą, lecz rot-' m istrz przeszkodzi! i w y z w a ł go na rę k ę 1).

— D obrze — rzek ł L itw in — lecz m am z sobą zacną P olkę, m oją n iegdyś brankę, której bezpie­

c z eń stw o w ięcej m nie obchodzi, niż życie. A w ięc dai mi słow o, że gdy legnę w boju, o deślesz ją z w innem i w zględam i ojcu.

— Zgoda, rzecz to sm u tn a i m asz m oje na to słow o,

P oczem z w a rli się z sobą orężem n aty ch m iast I ogniście w zajem na siebie nacierali.

A nagle do izb y w e sz ła dum na i w sp an iała H e­

lena, a ciżba z e b ra n y c h w n e t ro zstąp iła się p rzed nią.

— Co w idzę — rzek ła — to tak polska szlachta napastuje p o dróżnych na gościńcu i kupą chce m o r­

d o w ać cudzoziem ca? D ow ojno! ty do dzikich lu­

dzi należysz, z a w sty d ź sro g o ść ro zw iązłeg o n a ro ­ du, rozkazuję ci, złóż s w ą broń.

L itw in, bez w ah an ia się, rzucił sw ój m iecz pod nogi p rzeciw n ik a i sta n ą ł bezbronny.

T o o trzeźw iło n apastników , a g d y jeszcze do­

w iedzieli się, że H elena je st có rk ą m ożnego i po­

w szech n ie znanego H abdanka, zaczęli p rzep raszać ją i prosić, b y zapom niała o ty m w yp ad k u .

L ecz jakież b y ło zdum ienie w sz y stk ich , gdy i pierw szeg o o rsz a k u b ran ek nagle jedna p rzy p a-

l) Czyli do boju we dwócli tylko.

(43)

— 39 —

d!a do ro tm istrz a i rzu ciła mu się na szyję, plą­

cząc z radości.

B y ła to Jego żona, p o rw an a w o statniej w y ­ praw ie.

T a okoliczność do re s z ty pogodziła P o lak ó w z p o n u ry m L itw inem , k tó ry odtąd już bez p rz e ­ szk o d y m ógł p rz e b y w a ć p o zo stałą drogę.

Aż p rz y b y ł n areszcie n a m iejsce, do ludnego i b o g ateg o dw oru.

S ta ry H abdank po w y b u ch u g w ałto w n ej rad o ­ ści i czułości z pow odu ta k szczęśliw ego o d z y sk a ­ nia córki, d o k ład ał staran ia, b y godnie ugościć i u d a ro w a ć szlachetnego L itw ina.

Ale D ow ojna b y ł co raz sm utniejszy, oto w ie ­ dział poprostu jaki je st p rzedział m iędzy nim a H e­

leną, a w y rz e c się jej już ani m ógł, ani chciał. Ona zaś, krom ła sk aw ej w dzięczności, nie zd a w a ła się żadnego silniejszego uczucia dlań żyw ić.

D arem nie H ab d an k o k a z y w a ł, jak b ard zo mu jest rad , sp ra sz a ł gości na u c z ty i sad zał L itw ina n a pokaźnem m iejscu, darem nie o w i goście otaczali go życzliw ością, ja k b y zgoła niepom ni k rz y w d so­

bie w o statn iej napaści L itw in ó w zad a n y c h — r y ­ cerz p o zo stał chm u rn y i w sobie zam knięty.

Z d arzy ło się jednak, że i w p iersi jego prze­

b rała się m iara tkliw ości, w ięc pokłonił się H abdan- kow i i ta k m ów ił szc z e rze :

— G ościnny L achu, dobrze mi tu na tw oim chlebie, ale i m oja chata nad Niem nem mnie czeka

(44)

— 40 —

M asz t y w sie i m iasta, ja m am trz y ra z y w ięcej ziem i od ciebie; w reszcie, jeśli w iele m ożesz u tw o ­ jej królow ej, m nie ta k ż e p o w aża mój pan, Jagiełło.

Słuchaj, nie p ie rw sz a to L itw inom b ra ta ć się z L a ­ cham i, w ięc daj tw ą H alszkę, jeśli m ną nie po­

g ard zasz.

H ab d an k już z n ający od córki uczucia dla niej D ow ojny, nie odepchnął go dum nem słow em , lecz rz e c z zo staw ił czasow i i do w oli H eleny.

Ż ądał atoli jednego, a ż e b y p rz y ją ł C h rz e st św . p rzed ślubem ; p rz y sta ł i n a to z a k o ch an y Litw in.

W ięc na L itw ę nie m acie się czego spieszyć, zostańcie naszy m gościem uczcie się a rty k u łó w na­

szej w ia ry , a ty m czasem , co daj Boże, m oże skłon­

ność w a sz a w zajem n a dojrzeje do pożąd an eg o s ta ­ nu, a w te d y ja nie odm ów ię m ego b ło g o sław ień stw a.

T a k ujarzm iony D ow ojna zapom niał o L itw ie i Jagielle, a cały się o d d ał now em u dlań uczuciu — tk liw y m zabiegom o rę k ę ukochanej dziew ki.

V.

Na zam ku w ileńskim pospieszono ze sp ra w ie ­ niem godów w eseln y ch W o jd y łły z A kseną. J a ­ giełło, ra z d aw sz y n a to sw o ją zgodę, chciał zb y ć z g ło w y kłopot nie m ały , bo nie tajn o m u b y ło , że m atk a, k siężn a O lgierdow a, jak ró w n ież i znaczna część k sią ż ą t p o k rew n y ch , n iep rzy ch y ln em okiem p a trz ą n a ó w zw iązek. Z re sz tą i tajem n e zam iary niespodziew anego napadu na P o ło c k w y m a g a ły

Cytaty

Powiązane dokumenty

Franciszek Wężyk jest autorem trzech powieści historycznych, dwóch opublikowanych na początku XIX wieku - Władysław Łokietek (1828), Zygmunt z Szamotuł (1830) - i

Drugim zakresem problemowym etyki jest to, w jaki sposób postępować wobec innych ludzi, innych bytów czy też świata jako całości, a więc próba odpowiedzi na pytanie

sobów namowy i czarów używał, żeby mię mógł od moich powinności odwieśdź; lecz, gdy wszystkie jego starania okazały się bezu- żytecznemi, w chwili,

więc niezatrzymany Trojdan, stanąwszy śmiało przed zwierzchnikiem, wyrzucał mu niegodzi- wość jego postępku, i o powrot własności domagał się. Stawienie

cona usłudze Znicza, po większej części je ­ dnym już ze mną tchnie duchem. Lud mnie czci, powierza się, a wszystko najgłębszą nie- wiadomość kryje.. Ale tak,

Tymczasem, żeby mógł u Heleny zapewnić sobie dobre przed starostą świadectwo, wszystkich używał sposobów na jej ujęcie: znał bowiem dobrze wziętośćHab-

Ich zestawienie zgodnie z proponowanym ujęciem modelowym pozwoliło ustalić etap procesu tworzenia przewagi konkurencyjnej w oparciu o partnerstwo na jakim znajdują

Henryk Sienkiewicz (pseudonim: … …..), powieściopisarz, nowelista, publicysta, krytyk literacki, działacz społeczny.. uczęszczał do gimnazjum