• Nie Znaleziono Wyników

Krasnodębska Marianna - Relacja nagrana w ramach programu Historia Mówiona

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Krasnodębska Marianna - Relacja nagrana w ramach programu Historia Mówiona"

Copied!
155
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

imię/first name:

MARIANNA

nazwisko/last name :

KRASNODĘBSKA

data, miejsce urodzenia/date and place of birth:

8.09.1924, PIASKI

biogram/biography note:

Szkołę podstawową ukończyła w Piaskach. Naukę kontynuowała w szkole kanoniczek w Lublinie (przez jeden rok), a następnie w szkole handlowej w Piaskach. W okresie okupacji uczestniczyła w działalności konspiracyjnej ZWZ/AK (od sierpnia 1940 roku do lipca 1944 roku). Po wojnie przez krótki okres prowadziła w Piaskach sklep, ale zrezygnowała na skutek represji władz wymierzonych w prywatną inicjatywę. W 1950 roku wyszła za mąż, przez kilka lat mieszkała w Poznaniu i Lesznie Wielkopolskim. Do Piask wróciła po odwilży październikowej w 1956 roku. Przeniosła się z mężem do Lublina, zajmowała się domem i dziećmi.

(3)

data i miejsce nagrania relacji/date and place of recording:

25.10.2007, LUBLIN

osoba nagrywająca/interviewer : TOMASZ CZAJKOWSKI

czas nagrania audio/ audio recording time: 03:16:00

czas nagrania video/video recording time: 03:16:00

informacje dodatkowe/ additional information: Relacja zarejestrowana została w ramach projektu „Światła w ciemności –

Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”

www.sprawiedliwi.teatrnn.pl

prawa/copyright: Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”

słowa kluczowe/key words: Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, rodzina Jarosz, Jarosz Aleksander, Żydzi w Piaskach, Jarosz Stanisław, szkoła podstawowa w Piaskach, życie codzienne, kuchnia, ulica Lubelska 75, Pogoda Srul, ulica Gardzienicka, stosunki polsko-żydowskie w Piaskach, rodzina Honig, rodzina Necman, rodzina Huberman, Piaski w okresie II wojny światowej, kampania wrześniowa, Piaski w okresie II wojny światowej, okupacja radziecka, komuniści, Sprawiedliwi wśród Narodów Świata, Lewinowie, Szczecin w okresie II wojny światowej, Lublin w okresie II wojny światowej, okupacja niemiecka, getto w Piaskach, Motylewski Stanisław, Kramer, Trawniki w okresie II wojny światowej, Lewinowie, piekarnia Sergiusza Kuźmiuka, Polisecki, Polisecka Mania, Judenrat w Piaskach, Holocaust, krwawa środa w Piaskach, Fogiel Julek, Szwęk Fryderyk, Szulc, Szolc, Witryng, Bejkus, Kutharc, Piaski w okresie PRL

(4)

wykorzystanie relacji/use of testimonies:

publikacje/publications: Dąbrowska Anna (red.), ,,Światła w ciemności. Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata. Relacje”, Lublin 2008

filmy/films: -

audycje/radio broadcasts: -

projekty edukacyjno–artystyczne/educational artistic projects : projekt „Światła w ciemności – Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”

strona internetowa/website www.sprawiedliwi.teatrnn.pl

(5)

streszczenie/summary:

Marianna Krasnodębska opowiada o pomocy jakiej udzielała Jej rodzina Żydom w Piaskach w okresie okupacji hitlerowskiej, wspomina także przedwojenne Piaski.

(6)

fragmenty relacji/testimony fragments:

O sobie - Do szkoły podstawowej chodziłam w Piaskach, potem zdałam do kanoniczek w Lublinie, ale tylko niecały rok tam chodziłam, później wróciłam do Piask i tam skończyłam szkołę średnią handlową. Mam wykształcenie średnie. Po wojnie chciałam się dalej uczyć, ale nie mogłam, dlatego że musiałam się zająć rodzicami. Czterech braci mi zginęło podczas wojny; dwóch zostało zamordowanych w Oświęcimiu, a dwóch esesmani zabili. Ojciec był więźniem Majdanka. Przeżył, ale stracił zdrowie. Mama po tych wszystkich przejściach, ciężkie było życie w czasie okupacji, zachorowała. I musiałam się opiekować nimi. Po wojnie były bardzo ciężkie czasy, zwłaszcza dla członków Armii Krajowej. W Piaskach nie miałam szans dostać pracy, bo nazywali nas „zaplutymi karłami reakcji”. Jeszcze miałam dwóch braci, to ci bracia też nie mieli pracy i przenieśli się do Lublina, także cały ciężar opiekowania się rodziców spadł na mnie. Miałam jeszcze siostrę, której mąż był w czasie wojny, w 1939 roku, ranny i potem podupadł na zdrowiu, nie mógł przyjść do siebie, były ciężkie warunki, umarł. Zostawił czworo dzieci malutkich, najmłodsze miało półtora roku, i też musiałam tej siostrze pomagać. Ona poszła do pracy a ja się zajmowałam jej dziećmi i rodzicami.

Także, ja nie pracowałam zawodowo w Piaskach. Prowadziłam jakiś czas, ale to krótko było, sklep.

Potem nakładali duże podatki, domiary, bo dążyli do likwidacji prywatnej inicjatywy i trzeba było sklep zlikwidować. Powstawały spółdzielnie kolosy, Samopomoc Chłopska, Centrale jakieś, także ja tam pracy nie dostałam. W 1950 roku wyszłam za mąż. Mąż studia kończył w Poznaniu i tam dostał pracę, a ja wyjechałam do męża. Stamtąd przenieśliśmy się do Leszna Wielkopolskiego. Mieszkaliśmy tam pięć lat. Miałam dwoje dzieci małych, mąż tylko pracował, ja nie pracowałam. Po tej odwilży, po śmierci Stalina, po tych stalinowskich czasach wróciliśmy z powrotem tutaj, bo wcześniej też mąż nie mógł tutaj nigdzie pracy dostać. Mieszkaliśmy dwa lata w Piaskach. Rodzice męża mieli plac budowlany w Lublinie, dali mu go, a mnie ojciec dał część majątku, jaka przypadała na mnie. Ja to sprzedałam i za te pieniądze żeśmy sobie dom wybudowali. Już nie pracowałam. Ogród miałam, dom i dzieci.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(7)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Rodzina - Ojciec mój, Ignacy Jarosz, pochodził z Piask, matka – Anna, z domu Kowalska, ze wsi Emilianów pod Piaskami. Wieś ta potocznie zwana była Majdanem. Matka wywodziła się z rolniczej rodziny. Dziadek był bardzo zamożnym rolnikiem, było tam ośmioro dzieci, sześć córek i dwóch synów. Ojciec z zawodu był rzemieślnikiem-budowlańcem, poza tym miał jeszcze ukończoną szkołę kupiecką w Lublinie. Za działalność niepodległościową, konspiracyjną jako młody chłopiec został wywieziony w głąb Rosji i tam przebywał przez jakiś czas. W ogóle nie mieli jego rodzice żadnej wiadomości o nim. Po kilku latach udało mu się jakoś wrócić stamtąd. Przyjechał do swojego ojca, matka już nie żyła. Dziadek też był rzemieślnikiem-budowlańcem.

Rodzice pobrali się w 1904 roku. Ojciec prowadził działalność gospodarczą. Niezależnie od tego był społecznikiem. Był w radzie gminnej w Piaskach, jedną kadencję był zastępcą wójta, ale to była praca społeczna, nie płatna. Ojciec był bardzo inteligentny, miał dużo wiedzy i pomagał ludziom.

Dawniej to nie byli ludzie tak wykształceni jak teraz, było dużo analfabetów, to jak trzeba było jakieś podanie napisać, to się zwracali do ojca i ojciec to robił bezinteresownie.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(8)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Rodzeństwo Czesław, Jan i Helena Jarosz - Dzieciństwo miałam dobre, radosne. W ogóle byłam taka żywa, lubiłam sport, byłam lubiana w szkole, zaliczałam się do takich dzieci zdolnych.

Tym bardziej, że miałam starsze rodzeństwo, to przy nich wiele się uczyłam. O rok wcześniej do szkoły poszłam, bo już byłam przygotowana. I to dzieciństwo było dobre, chociaż nas było dużo tych dzieci. Było nas ośmioro, sześciu synów i dwie córki.

Najstarszy mój brat Czesław urodził się w 1906 roku. Wybitnie zdolny, polonista, nawet poeta.

Chodził do gimnazjum lubelskiego, to była taka elitarna szkoła w Lublinie. Skończył maturę, zdał na polonistykę na KUL, i ciężko zachorował, musiał przerwać studia. Wrócił do domu i jakiś czas żeby nie być ciężarem dla rodziców uczył jako nauczyciel, pracował w szkole w Bystrzejowicach. Choroba postępowała, także już nie mógł pracować dalej. Zajmował się literaturą, pisał wiersze. 4 sierpnia 1943 roku został zabity przez Niemca, Daniela Szulca, który go uprowadził z domu. Wszyscy byśmy wtedy zginęli, gdyby nie granatowy policjant, Bolesław Łukowski, który był członkiem konspiracji, jego zadaniem było pomagać ludziom. I on nas wtedy uratował. Ja już potem się ukrywałam, bo na mnie był wydany wyrok za kochankę tego Szulca, która została zabita.

Drugi brat Jan, urodzony w 1909 roku, skończył szkołę kupiecką w Lublinie, przy Vetterach. I potem wrócił do Piask. Był taki syndykat, takie przedsiębiorstwo maszyn rolniczych i on tam jako subiekt pracował. Ale nie był zadowolony z tej pracy, więc poszedł do wojska, na ochotnika. Był w Grudziądzu. Tam skończył szkołę żandarmerii. Chcieli żeby został na zawodowego, lecz on nie chciał, on chciał wolnym być i wrócił do Piask. Jakiś czas pracował w Lidzie na kolei, w takiej policji kolejowej, ale też mu to nie odpowiadało i wrócił do domu. Prowadził sklep, handlem się zajął.

W lutym 1941 roku został aresztowany, torturowany na Zamku w Lublinie, wywieziony w kwietniu do Oświęcimia i tam zginął.

Następnie była siostra Helena, w 1912 roku urodzona, w Piaskach skończyła szkołę podstawową.

Następnie chodziła do szkoły pani Papiewskiej w Lublinie, dawniej mówili - ochroniarki. Pracowała w przedszkolu - dawniej mówiło się w ochronce, ale przerwała szkołę i wyszła za mąż mając 17 lat.

Była bardzo ładną dziewczyną. Razem z mężem prowadzili restaurację, mieli też dużą masarnię.

Czworo dzieci mieli. Szwagier zmarł w kwietniu 1944 roku, bo był ranny w 1939 roku. Potem takie warunki ciężkie były, okupacyjne. Dostał zapalenia płuc. Wtedy nie było leków takich jak teraz i skończyło się śmiercią, także została czwórka dzieci i ona bez środków do życia w czasie okupacji, no ale jakoś wspierałyśmy się wspólnymi siłami i przetrwałyśmy okupację.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(9)

Rodzeństwo - Aleksander Jarosz - Następnym z rodzeństwa był brat Aleksander, urodzony w 1915 roku.

Też miał szkołę handlową skończoną i on zajmował się handlem. On właśnie najwięcej był związany z handlarzami żydowskimi. Tak jakoś mu się układało, wprawdzie nie ze wszystkimi, ale dawał sobie radę jako młody chłopiec. A potem poszedł do wojska. Służył w szkole żandarmerii w Grudziądzu, a potem w Zamościu.

Z wojska wrócił i zajął się handlem. Był bardzo uczciwy, bardzo tolerancyjny, sprytny, niezwykle dobry człowiek. I właśnie związał się z Żydami, z tymi handlarzami. I oni dużą krzywdę mu zrobili. Brat odstawiał bydło do Warszawy, ale to nie koleją było odstawiane, tylko ciężarówkami wiezione. I właśnie ci konkurenci Żydzi, taki Biuma Akiersztajn, to zrobił. Ja już dokładnie tego nie pamiętam, ale wiem że gdzieś mu tam zamienili te krowy, jego krowy wzięli na swój samochód. Bo oni gdzieś w połowie drogi do Warszawy weszli do takiej jadłodajni czy do restauracji i tam jedli a w tym czasie żydowscy ci robotnicy pozamieniali te krowy na tych samochodach. No i pojechały te samochody z tymi krowami. To taki jeździł kierowca Michał Dziurka. I on to zauważył. No i dotarło to bydło do Warszawy, tam był taki przedstawiciel, pamiętam jego nazwisko, pan Rybicki. Zdziwił się, że taki słaby towar brat przysyła. Zaskoczeni tym byli, a on duże straty poniósł. Brat mówi „To nie możliwe!”. Sprawa oparła się nawet o rabina. I mieli mu odszkodowanie płacić, 200 złotych miesięcznie. Zasądzone to było tak polubownie. To chyba dwie raty zostały spłacone a resztę – wybuchła wojna – przepadło. Ale brat nadal z nimi handlował i w czasie okupacji pomagał im dużo i bardzo był związany z nimi. W 1939 roku poszedł na wojnę. Swoją walkę skończył pod Janowem Lubelskim. Jego dowódcą był płk Tadeusz Lechnicki, który zginął w Janowie Lubelskim, a on wrócił. Bo on był bardzo sprytny, on sobie wszędzie dał radę. I jak wrócił to zajął się handlem, bo przecież trzeba było z czegoś żyć. Na wieś jeździł, kupował zboże, kupował świnie, krowy. I z Żydami zaczął też handlować, jeździł do Żółkiewki, do Grabowca po żywność. Pomagał im bardzo. Szczególnie był związany z Honigiem Mordką i Godelem Hubermanem, to był jego taki wspólnik. Także z Aplem, to był też taki handlarz bogaty. Z Mośkiem Susakiem skórami handlowali, to już w czasie okupacji. Pamiętam też, że przed Bożym Narodzeniem razem z tym o trzy lata starszym ode mnie bratem Wackiem nosiliśmy paczki do tych, których ojcowie, bracia czy mężowie nie wrócili z wojny.

I myśmy robili te paczki. Brat co zarobił to tak do domu na życie dał a resztę to żeśmy nosili paczki do tych ludzi, do tych rodzin. No i między innymi i Żydom bardzo dużo pomagał ten Olek. On był najbardziej związany z nimi, pomimo tego że tak mu to zrobili ale jakoś doszli do ugody i mieli mu te straty wyrównać.

Pamiętam, że ojciec chodził do tego rabina w tej sprawie. Rabin poprosił żeby ojciec przyszedł, bo ojciec współpracował z gminą żydowską. Dobrze żył z rzemieślnikami Żydami. Taki był skład desek Motla Szaizingera, to przychodził on po porady, bo ojciec się znał na drzewie. Ojciec mu doradzał. Bardzo dobrze żył z nim, to niedaleki był sąsiad. Natomiast po drugiej stronie mieszkał Srul Pogoda, też Żyd taki. Pomimo że był handlarzem pisać nie umiał, krzyżykami się podpisywał. To ojciec mu pisał podania, doradzał mu. Jak przychodził, to gazetę ojciec mu czytał. Bo był naszym sąsiadem z przeciwka. W bardzo takich zażyłych stosunkach żeśmy żyli. W ogóle w Piaskach ludzie dobrze żyli z ludnością żydowską.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(10)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Rodzeństwo - Stanisław, Wacław, Maksymilian Jarosz - Następny brat Stanisław skończył tutaj szkołę podstawową. Podczas pożaru na Brzeziczkach pomagał, nosił wodę i jakoś niezręcznie uderzony został wiadrem i odbite miał nerki. Także musiał przerwać naukę, był leczony. Miał rok przerwy w nauce.

W Piaskach się leczył, bo musiał te kąpiele różne mieć, pamiętam jak zażywał tych kąpieli w domu, w takiej wannie. I potem skończył liceum w Krzemieńcu, zdał na Politechnikę i chciał studiować, ale dostał powołanie do wojska. Nie odroczyli i wzięli go do saperów do Puław. On był zdolny, bardzo ładnie pisał, kreślił te różne projekty. Zauważyli, że taki zdolny jest i wzięli go do kancelarii. Dostawał często urlopy. Bo tego swojego szefa syna poduczał, pomagał mu, takie korepetycje bezpłatne mu dawał. To za to co raz dostał wolny dzień.

A potem wybuchła wojna. Walczyli nad Bzurą, stamtąd przeszli pod Tomaszów Lubelski i z pod Tomaszowa - tam się walka skończyła we wrześniu - wrócił piechotą do domu. W domu był, też trzeba było sobie jakoś dawać radę. Przecież pracy żadnej takiej stałej nie było, bo okupant nie zatrudniał, a Piaski nie miały jakiegoś przemysłu tylko handel, rzemiosło i kilka tych urzędów było, ale w urzędach miejsc nie było, zresztą młodzież nie chciała dla Niemców pracować. To tak pomagał bratu, razem zajęli się tym handlem, szmuglem tak zwanym. I wstąpił do konspiracji, był w baonach Zemsty. Tam taki zespół redakcyjny stworzyli i on w tej redakcji pracował. Baony Zemsty to była pierwsza organizacja w Piaskach, którą założył Jerzy Drylski, nauczyciel. On przed wojną prowadził organizację Strzelca. I tam tą młodzież skupił wokół siebie, natomiast starsi należeli do Unii. Była też taka organizacja konspiracyjna. I ci starsi bracia do Unii należeli. Brat Czesław pisał artykuły, wiersze takie patriotyczne do gazetki, która wychodziła pod tytułem „Zemsta”.

Następnym był brat Wacław. Urodzony w 1921 roku. Skończył szkołę podstawową i potem handlową w Piaskach. On był bardzo religijny, bardzo pobożny i chciał koniecznie iść do zakonu. Rodzice nie bardzo się godzili na to, tylko chcieli żeby pracował. I pracował w Lublinie, w magazynie tekstylnym braci Czapskich.

Zbierał sobie pieniądze, bo kiedyś jak się szło do zakonu, to trzeba było wnieść taki posag. Ja już nie pamiętam ile ten posag wynosił. To on nie chciał od rodziców pieniędzy, tylko sobie zarabiał tu. Napisał podanie, ksiądz mu zaopiniował i miał wstąpić do zakonu w 1939 roku, w październiku, do ojców Pijarów w Krakowie. Ale wybuchła wojna i wszystko przekreślone zostało. Też należał do baonów Zemsty. Aresztowany w lutym 1941 roku. Przewieziony na Gestapo, potem z Gestapo na Zamek lubelski, a z Zamku z całym transportem wywieziony do Oświęcimia. I tam w październiku 1942 roku został rozstrzelany pod ścianą śmierci.

Potem byłam ja. Po mnie był brat Maksymilian Mieczysław. On najmłodszy był. Urodził się w 1925 roku.

Skończył szkołę podstawową. przygotowywał się do szkoły w Lublinie, do Staszica, ale wybuchła wojna i już nie poszedł. Ale potem chodził na komplety tajne i po wojnie uzupełnił maturę.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(11)

Żydzi w Piaskach przed wojną - Stosunki między Żydami a Polakami bardzo dobrze się układały. Polacy to przeważnie mieli swoje gospodarstwa rolne, byli też urzędnicy, nauczyciele, rzemieślnicy i mała grupa handlarzy. Sklepów polskich było bardzo mało, natomiast handel przeważnie był w rękach Żydów. I rzemiosło drobne. Bo cięższe rzemiosło budowlane: murarze, cieśle, stolarze, stelmach to byli Polacy. Żydzi mieli młyny.

Właścicielem jednego był Icek Hochman. To był duży parowy młyn. A drugi młyn wodny należał do Wajzerów.

Oni mieli też gospodarstwo rolne. Mieli piękny drewniany dom na wzgórzu i tam mieszkali. A niżej, w budynkach gospodarczych mieszkali ci, co u nich pracowali: młynarze, mechanicy, buchalter, administrator, no i ci co pracowali w tym polu. Przy młynie była też garbarnia, bo to było przy stawach. Mieli też stawy, łąki.

Garbarnia była własnością Bursztyna, Żyda. On był spokrewniony z Wajzerem. I tam też pracowali Polacy.

Praca się im bardzo dobrze układała, pewnie do dzisiaj żyją jeszcze potomkowie tych rodzin, którzy pracowali u Wajzerów. Oni byli bardzo uczciwi. Jeden z Wajzerów, Heniek, był kolegą mojego brata, to często u nas bywał, potem poszedł do wojska. Pamiętam go. Chyba nawet był w podchorążówce, po maturze. Następne domy to ciągnęły się tak od wschodu, czyli od ulicy Zamojskiej, właśnie przy ulicy Zamojskiej była posiadłość tych Wajzerów. Przecinała rzeka Giełczewka, most piękny był nad tą Giełczewką. Przy rzece były błonia duże, gdzie małe dzieci się kąpały, dalej młodzież, jeszcze dalej starsi. I przy tych błoniach to co piątek w lecie Żydówki szorowały garnki swoje, to był taki rytuał ich. Suszyły je, a potem znosiły do domów, bo już się szabat zaczynał. Dalej to pański dom, taki duży, naprzeciwko kościoła, przy ulicy Lubelskiej; róg Lubelskiej, Zamojskiej i Chełmskiej. To była organistówka, kościół a po drugiej stronie „Pański” dom, żydowski. Na dole sklepy żydowskie, na górze mieszkania, też rodziny żydowskie tam mieszkały. W dawnych czasach to był hotel z zajazdem. I tam też wyładowywali towary. Był tam fryzjer, krawiec. Dwa lokale to nawet Polacy wynajmowali.

A tak w głębi to był rymarz. I tam skóry garbował. Tak zawsze mówili, że to szewikowe wykonanie, że to nie tak jak w garbarni, tylko tak po swojemu, swoim sposobem, że skóry to się już nie nadawały na obuwie tylko na uprząsz. I była taka mała odlewnia części do maszyn rolniczych. Potem przecinała ulica Księża i też było kilka domów przy Księżej, następnie dalej na Lubelskiej to już zwarta zabudowa jednopiętrowych domów.

Na dole sklepy, warsztaty rzemieślnicze, jak szewskie, krawieckie, i to właśnie należało do Żydów. I to się ciągnęło aż do ulicy Gardzienickiej. Były też galanteryjne sklepy, tekstylne - dawniej mówili, że to łokciowe sklepy. Na rogu tej Gardzienickiej była duża studnia z korbą olbrzymią. Bardzo dobra woda była. Piaski nie były skanalizowane, nie było wodociągu, tylko korzystali wszyscy z wody ze studni. Przy ulicy Gardzienickiej był też skup zboża, też żydowski. Potem Rybna ulica, tam sprzedawali w takich szaflikach, beczkach takich drewnianych, ryby. Od tego właśnie pochodziła nazwa tej ulicy. I był tam taki mały placyk magistracki, tak go nazywali. Tam jeden z takich starych rabinów w chałupce mieszkał. Było tam kilka domów polskich w tej dzielnicy żydowskiej. Życie układało się bardzo zgodnie. Nikt nikomu nie przeszkadzał. Zaopatrywali się u Żydów w sklepach i mieszkańcy Piask i okolicznych wsi. Potem był dom modlitwy, tak zwany „półszkółek”.

Tak go nazywali. Przy tym domu modlitwy była szkoła dla chłopców żydowskich. Ci chłopcy nie chodzili do szkoły naszej podstawowej, tej publicznej, tylko tam chodzili. Oni byli ubrani w płaszcze, tak zwane chałaty, czapki, białe skarpetki, czarne buciki. Mieli pejsy.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(12)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Koleżanki i koledzy ze szkoły - W mojej klasie nie było dużo dzieci żydowskich. Chłopców zawsze było mniej. Natomiast dziewczynek było więcej. Tak samo były traktowane jak i my. Razem żeśmy się bawili. One do mnie przychodziły, a ja do nich. Wspólnie żeśmy lekcje odrabiały, pomagałyśmy sobie wzajemnie, do kółka takiego sportowego należałyśmy, nie wszystkie ale były takie, których to interesowało, także taka więź była serdeczna. Nie dokuczałyśmy sobie. W sobotę nie przychodziły do szkoły. Myśmy mieli religię z księdzem, a oni z taką katechetką żydowską, Żydówką. Ale ona niezależnie od tego, że uczyła religii to inne przedmioty też wykładała. Jedna to była bardzo dobrą matematyczką. To ona uczyła w szkole numer dwa. Bo było dwie szkoły w Piaskach. I w szkole numer dwa było więcej żydowskich dzieci. A ja byłam w szkole numer jeden. Do tej szkoły numer jeden to więcej z tej elity żydowskiej chodziły dzieci. Między innymi chodził ze mną Moniusz Kuriański.

On był moim takim dobrym kolegą, bardzo zdolny, inteligentny chłopiec. Jego matka była dentystką, ojciec prawnikiem, pracował w gminie żydowskiej. Ich było dwóch: Gabryś – młodszy jego brat i ten Moniuś. Moniuś po skończonej szkole powszechnej, bo dawniej się mówiło „powszechna szkoła”, chodził do żydowskiej szkoły w Lublinie. Chodził ze mną także Szloma Tajersztajn, Szmul Wajzer, Josek Felcman, i jeszcze dwóch chłopców, już nie pamiętam ich nazwisk. Hanka Drelichman ze mną chodziła. Pięknie wiersze deklamowała podczas takich uroczystych akademii. Mania Dreszerówna, trochę niegrzeczna była. Bardzo dobrze ją pamiętam. Następnie, Ryfka Tau – bardzo zdolna dziewczyna, dwie Kiestelmanówne. Jedna biedna, druga bogatsza. Jednej mama wapnem handlowała, drugiej mama miała sklep z butami. To w mojej klasie one były. Ryfka Majer. Jej ojciec miał wytwórnię wód gazowanych i lemoniady.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(13)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Przysmaki żydowskie - Pamiętam takie rogaliki. To tak jak u nas na święto kusaki się smażyło pączki i chrusty czy faworki, a u nich takie rogaliki. Nazwali to „chumataś”, jakoś tak. Częstowały nas tym. A jak one do nas przychodziły to też jadły. No, nie jadły wieprzowiny tak jak u nas, ale częstowało się ich ciastem jakimś, rybą. A nam na wigilię zawsze nasza lokatorka, Żydówka, robiła po żydowsku rybę. Ta Szmulowej córka, Hana.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

Dom/sąsiedzi żydowscy - Mieszkałam przy ulicy Lubelskiej 75. W naszym domu mieszkali Żydzi i sklepy mieli, bo myśmy mieli duży dom, czynszowy taki. Na dole było osiem lokali sklepowych i zawsze dwa, trzy lokale wynajmowali Żydzi. Mieli dobre warunki, bo było bardzo duże podwórze.

Pamiętam jeden sklep, to był skup lnu, tych pakuł i wymiana na materiały tekstylne. I ten len zwozili rolnicy, a oni skupywali. To przyjeżdżał po to samochód z Łodzi, zajeżdżali na podwórze, ładowali to. Także sklep z gospodarstwem domowym był u nas, sklep z farbami, szczotkami różnego rodzaju. A na górze była u nas przez jakiś czas szkoła, wynajmowali tam pomieszczenia. Bo nie było jeszcze budynku szkolnego. Było też boisko. I po lekcjach przychodziły na to boisko dzieci i żydowskie i polskie i ćwiczyły. Była skocznia w dal, wzwyż, słupki do siatkówki. Także, takie było zżycie bardzo serdeczne. Ci najstarsi bracia to już mniej mieli kolegów żydowskich, dlatego że z tego starszego pokolenia mniej Żydów do szkoły chodziło. A potem było przymusowe ukończenie szkoły, jak w tym wieku szkolnym byłam, to już więcej żydowskich dzieci w szkole było.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(14)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Srul Pogoda - Przypominam sobie naszego sąsiada Pogodę, który miał przedstawicielstwo maszyn rolniczych i miał też odlewnię i warsztaty mechaniczne. Zatrudniał tam i Żydów i Polaków i nawet uczni miał, gdzie się przyuczali zawodu. Pamiętam, że u nich była taka była więź rodzinna, że oni sobie pomagali. On miał siostrę, jej mąż wyjechał do Palestyny i ona została na utrzymaniu z dwójką dzieci, tego brata – Srula Pogody. To był bardzo uczciwy człowiek, światły, tylko że nie umiał pisać.

Interesował się wszystkim, nawet należał do komitetu budowy szkoły podstawowej. Pamiętam jak przyszedł telegram z Palestyny, że mąż tej siostry nie żyje, to ona momentalnie siwa się zrobiła.

Młoda kobieta. Rozpacz była niesamowita. Wszyscy w Piaskach przeżywali to, tak jej współczuwali ogromnie.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(15)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Święta żydowskie - Jak były Kuczki to robili szałasy przy domach. I otwarty musiał być dach.

Ale kiedy to było, to już nie pamiętam.

Szabat był co piątek. To chodził jeden Żyd i stukał w okiennice sklepów. Przypominał o tym, że trzeba zamykać sklepy i warsztaty, bo już się zaczyna świętowanie. Z laską szedł przez całą Lubelską gdzie były te sklepy, stukał i zaraz zamykali, zaczynało się święto. I cisza następowała.

Nie było ich nigdzie widać, nie chodzili. A potem, jak się skończył ten szabat, to wychodzili ubrani ładnie na spacer. I spacerowali po Lubelskiej, czy na Chełmską szosę sobie szli, na Zamojską.

Tak zawsze kończyli swój szabat – spacerem.

Ci postępowi chłopcy żydowscy, to po szabacie przychodzili do nas, bo przecież u nas było tych moich braci kilku, no i mieli swoich kolegów. A u nas było duże mieszkanie i ogród, podwórze, boisko sportowe ładnie urządzone i taki pagórek gdzie w zimie sankami się zjeżdżało, tam też przychodziła z całych Piask młodzież, dzieciarnia i między innymi i żydowskie dzieci przychodziły. Po szabacie to przychodzili na kiełbasę pieczoną. Siadali tak żeby nikt z tych starszych nie widział i jedli tą kiełbasę.

Był jeszcze sądny dzień. Myśmy nieraz tam podglądali, jak to było. Mnie w domu to nazywali latawiec, wszędzie mnie było pełno, to dlatego dużo wiem. Miałam też dużo koleżanek. To w tej synagodze taki płacz był. Oni wyznawali chyba swoje grzechy. Prowadził to rabin.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(16)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Dom modlitwy i synagoga - Jak się zaczęła ulica Gardzienicka, jak się wchodziło na nią, to po lewej stronie był dom modlitwy, tak zwany „półszkółek”. W tym domu modlitwy codziennie się modlili, natomiast synagoga była troszeczkę dalej, tak na zakręcie, to też była Gardzienicka. To tam już tylko w święta. A tak to synagoga była zamknięta. To była duża bożnica. Na dole byli mężczyźni, a kobiety na górze. Została zburzona w czasie okupacji. Była z bardzo dobrego materiału, to ten materiał został przewieziony do Trawnik, jak tam obóz szykowali. Żydzi ją rozbierali, bo musieli.

Niemcy im nakazali. Wyznaczone furmanki Polaków zawiozły to do Trawnik. A dom modlitwy to w czasie działań w 1944 zniszczony był. Potem jeszcze bombardowane było przez lotnictwo sowieckie, to już zupełnie to wszystko było spalone, zburzone wokół bożnicy.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(17)

Stosunki polsko ? Żydowskie - Współżycie między Żydami i Polakami było bardo dobre. Pewnie, że miały miejsce jakieś takie drobne niedomówienia, bo to była konkurencja, jeden drugiemu klientów może zabierał. Tak było kiedyś i teraz tak jest, ale ogólnie to nikt krzywdy starał się nikomu nie robić. I nie było takich uprzedzeń, że ty jesteś Żydem to jesteś gorszy, bo ja jestem Polakiem - absolutnie nie. Oni mieli swoje święta, my swoje. Nawet i hierarchie kościelne bardzo dobrze żyły ze sobą. Dla przykładu powiem taką rzecz.

To było już w 30-tych latach. Przyjechali do nas Poznaniacy. Młodzi mężczyźni. Będą zakładać sklepy w Piaskach. Kto ich ściągnął, kto im wskazał tą drogę to tego nie wiem. W każdym razie sprytnie się urządzili i zapisali się do katolickiego stowarzyszenia młodzieży, bo to byli młodzi ludzie. Tam nawiązali kontakty z dziewczynkami, panienkami. A że byli obcy, to zawsze tam czymś zaimponowali. I szukali lokali sklepowych, bo będą zakładać sklepy, bo nie ma sklepów polskich – polskich sklepów było mało – trzeba rozwijać handel polski, więc trzeba stworzyć konkurencję. I zaczęli szukać tych lokali. Między innymi zwrócili się i do mojego ojca żeby im wynajął proponując wyższą stawkę wynajmu, tak zwanej dzierżawy - tego lokalu. Ale ojciec się nie zgodził, „nie” – mówi - ci są, nie będzie im wymawiał. W końcu tam gdzieś znaleźli, no bo każdy chce jak najwięcej wziąć za ten lokal, także znaleźli i założyli te sklepy. A w te słynne jarmarki piaseckie z okolic zjeżdżali się rolnicy, przywozili swoje produkty rolne na sprzedaż, a tu z kolei kupowali przemysłowe i spożywcze. Sklepów polskich było bardzo mało. Chyba dwa czy trzy były spożywcze. Jeden był tekstylny, jeden był galanteryjny, czyli pasmanteria, i to późno już założony, a przedtem nie było, oraz księgarnia i restauracje z wyszynkiem piwa czy wódki. Wędlin wyrabianych z wieprzowiny to u Żydów nie było, więc tu się ludzie zaopatrywali w tych polskich sklepach. Natomiast te z obuwiem sklepy, z odzieżą, to wszystko było w rękach żydowskich. I ci Poznaniacy założyli sklep tekstylny, założyli sklep galanteryjny, spożywczy i zaczęli swoją działalność. Ale ludzie byli przyzwyczajeni do tych swoich Mośków, do tych Dawidków, do Chaji, do Bajli.

Każdy miał już swojego tego klienta i swojego dostawcę. Także nie bardzo szli do tych nowych sklepów.

Więc oni się wzięli na sposób, ci Poznaniacy – małe dzieci namawiali i dawali im cukierki a jak ktoś wchodził do sklepu żydowskiego to te dzieci miały przypinać kartki na plecy z napisem „Nie kupuj u Żyda”, albo też

„Ta świnia kupuje u Żyda”. I to było tak w jedną środę, w drugą, no i naszej ludności piaseckiej się to nie podobało. Do naszego proboszcza, Piotra Stodulskiego to doszło. Ksiądz zabronił kontaktu młodzieży z nimi i rozmawiał z tymi kupcami. Ksiądz był bardzo tolerancyjny, i w ogóle był wspaniałym człowiekiem, wspaniałym organizatorem, gospodarzem. On pięknie to wszystko zawsze załatwiał. I musieli skończyć z tym.

Takie zgodne życie tych dwóch narodów, polskiego i żydowskiego zakłócili właśnie ci Poznaniacy. Potem okazało się, jak wybuchła wojna w 1939 roku, handel już został zlikwidowany, że część z nich to byli szpiedzy, tak zwana „piąta kolumna”. Zegarmistrz był też, bo Polaka zegarmistrza nie było przed wojną w Piaskach, tylko byli Żydzi. Szklarze, dwóch krawców było, to jeden ożenił się w Piaskach, ten był porządny człowiek, zresztą nie wiadomo jak by się skończyło, bo poszedł na wojnę i dostał się do niewoli, ale widocznie był porządnym człowiekiem, bo gdyby był ich szpiegiem, to by go do niewoli nie wzięli. Ale drugi, co z nim przyjechał, potem był w gestapo. I ci co mieli ten sklep tekstylny tak samo byli gestapowcami. Byli potem niektórzy tłumaczami u Niemców. Zatrudnieni byli, im włos z głowy nie spadł.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(18)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Organizacje w Piaskach - Przed wojną polskie organizacje to harcerze, orlęta, strzelcy, rezerwiści, ci co z wojska wrócili też się organizowali A krótko przed wojną powstała Młoda Polska, to była organizacja prawicowo-narodowa. Natomiast u Żydów były dwie organizacje – nie wiem czy się dobrze wyrażam – „Bejtar” i „Szomer”. „Bejtarzy” mieli takie mundury brunatne. W tej organizacji była zgromadzona młodzież pochodząca z elity, natomiast w tych „Szomerach” to już ci biedniejsi byli. Ale oni między sobą też nie żyli w zgodzie, mieli jakieś konflikty. Nawet pamiętam, że doszło do takiego starcia, że się pobili i policja interweniowała. Ale potem się pogodzili. Jak były urządzane zabawy, tak zwane festyny, to też brała w tym udział młodzież żydowska, ale taka nowoczesna, nie hasyci, tylko ci z tej elity. Jak Sylwestra urządzali Polacy to też przychodzili ci postępowi Żydzi. Tak samo jak oni urządzali swoje zabawy, to też zapraszali czy dziewczynki, czy chłopców naszych. Także, taka wspólnota i zgoda była między nami.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(19)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Rodziny Honigów, Necmanów i Hubermanów - Józio Honig chodził do szkoły z moim bratem Staszkiem. Tylko Honig skończył na czwartej klasie, do piątej już nie chodził, bo już handlował, gołębie trzymał, ojcu pomagał. Oni także trzymali bydło na opas. Mieli zabudowania gospodarcze.

Kupowali bydło chude i je podkarmiali. To tak nazywali - „na opas”. Upaśli to do jakiejś wagi i wtedy dopiero odstawiali do Łodzi, do Warszawy. A niezależnie od tego mieli kontakt z majątkami ziemskimi. A Honig miał kontakt z majątkiem Kębów Stary. To był Dereckiego majątek. I on był takim faktorem, on tam miał stały kontakt z nimi, czy pieniądze pożyczał, czy oni od niego pożyczali.

Oni byli dosyć zamożni, ci Honigowie. Było ich dwóch chłopców, Mordka i Josef, ten Józio. I mieli trzy siostry, była Hajka, Salcia i Todzia. Todzia była mężatką, wyszła za Necmana. To też była zamożna rodzina. Ich matka nosiła drogą biżuterię. Necman handlował zbożem, a jeden z rodziny Necmanów zajmował się obrzezaniem. To był tylko jeden taki w Piaskach. No i oni też zginęli.

Ta Todzia Necmanówna była bardzo ładną kobietą i miała córeczkę, Lusię, taką malutką dziewczynkę. Oni się ukrywali w Rybczewicach. I ktoś ich tam wytropił, przywieźli ich do Piask i na kirkucie rozstrzelili, tą Todzie z tą małą Lusią i jej męża, Necmana. Oni byli postępowi. Mieli ładny dom, wspólny z Hubermanami. Huberman też handlował bydłem. Należał do takich bogatszych kupców. A ci młodzi to należeli do tej organizacji Bejtar. Tam się zbierali, mieli duży ogród. Mieli tam dobre warunki.

[Piaski w dwudziestoleciu międzywojennym, 1918-1939]

(20)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Wybuch wojny - Pewnie to był drugi albo trzeci dzień wojny jak te meserszmity nad Piaski przyleciały. Takie srebrne samoloty, czeskie chyba. I zrzucały bomby. Schylały się nisko i nawet na polach zrzucali bomby. Były pożary. Most był zbombardowany. Popłoch. Ludzie uciekali wszędzie.

Na wieś wszystko uciekało. Piaski opustoszyły. Potem, po kilku dniach, uspokoiło się. Niemcy weszli.

I wracali znów do swoich domów ludzie. Najpierw wojsko przyszło frontowe. Dosyć tak spokojnie się zachowywali. Nam jedno mieszkanie zajęli. Bo w tym mieszkaniu mieszkał lekarz weterynarii, on poszedł na wojnę, żona pojechała do rodziny. Mieszkanie było zamknięte, to Niemcy weszli, otworzyli i zajęli to mieszanie. Najpierw była komenda wojskowa, a potem dopiero posterunek żandarmerii. Ale długo nie byli, chyba tylko ze dwa tygodnie. I wycofali się do Lublina, a do nas przyszli Rosjanie.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(21)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Okupacja radziecka - To było bardzo smutne, bardzo bolesne. Była dla Rosjan zbudowana brama triumfalna, tu na rogu ulicy Chełmskiej, Lubelskiej i Zamojskiej, koło kościoła, przez Żydów i komunistów polskich. A jak wracali żołnierze, tak zwane rozbitki, to bardzo haniebnie się zachowali ci niektórzy Żydzi, nie wszyscy. Rozbrajali ich, bili, do Ruskich doprowadzali. Komisarzem tego posterunku był Żyd, Biumy Akiersztajna zięć. To tak jak dziś go widzę. To był inteligentny człowiek.

Gdzieś z Warszawy przyjechał. Potem żeśmy się dowiedzieli, że to podobno był jakiś prawnik zawieszony w czynnościach za działalność komunistyczną. I on ożenił się z Biumy córką, z Haną.

Przyjechali do Piask na krótko przed wojną. Mieszkali u tego Biumy. Biuma handlował bydłem, to był jeden z bogatych handlarzy żydowskich. Rosjanie to była hołota. Na sznurkach karabiny mieli, tymi czołgami wjechali. I między innymi przyłączył się do nich taki Jankiel Dreszer, którego ojciec Icek był jednym ze współwłaścicieli spółki samochodowej przed wojną, tylko tam jakieś defraudacje popełnił, czy nie płacił zaciągniętych długów. To on spowodował dwa pożary. Jeden – gdzie mieszkał u Polaka. Drugi – Żydzi się zlitowali, przyjęli go do siebie, i on im spalił też dom, tym Żydom. Także Żydzi tych Dreszerów to się wyrzekli. Oni byli oburzeni na tą rodzinę. I właśnie Jankiel Dreszer i inni Żydzi zaprowadzili tych wojskowych Ruskich do księdza kanonika Piotra Stodulskiego. Zabrali mu łańcuch kanoniczny, bo grozili, że go pobiją jak nie odda. I takiego Giecla wziął ze sobą, co był tragarzem przed wojną i jeszcze tam kilku. Ale to z tej biedoty, to przedtem to mówili o nich

„szumowina”. Dowiedział się o tym rabin Jose Luft. Wezwał kogoś do siebie i ten łańcuch księdzu zwrócili i dali mu spokój. Jeszcze żyją tacy, co blisko plebani mieszkali i pamiętają to.

Rosjanie byli chyba też ze dwa tygodnie, w październiku się wycofali. Zajęli tereny do Kazimierzówki.

Zaraz powołali urząd gminny. Brali w tym udział także komuniści polscy, też z tych niższych warstw społecznych. A całym tym komisarzem był właśnie Żyd, Hersz Majer, zięć Biumy Akiersztajna.

I potem on się wycofał z Ruskimi razem, także on nie zginął w Holokauście. Jak się Rosjanie wycofywali to dużo Żydów poszło z nimi. Ale część wróciła z tego raju, mądrzejsi wrócili. A tamci, tacy co się bali że dużo tutaj nieszczęścia narobili to zostali. Ale Polacy się nie mścili. Przecież z bronią w ręku chodzili ci Żydzi niektórzy. Tak jak i Polacy komuniści, tak i ci z takimi pałami i z bronią.

To jak by Polacy chcieliby się mścić, to mogli potem Niemcom wskazać ich, a jednak nie wskazali.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(22)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Sytuacja Żydów na początku okupacji niemieckiej - Początkowo to jako tako było.

Oni nawet byli tłumaczami, bo mało Polaków znało język niemiecki. Znali tylko ci, co chodzili do gimnazjum, tak jak mój brat ten najstarszy, tacy maturzyści, jak Kazik Puławski, Marian Kowalski, ale oni byli patriotami, oni nie chcieli ujawnić tego. Bo to był wróg. Więc oni korzystali z Żydów.

Bo jak szli gdzieś do Polaków ci żandarmi i chcieli coś od nich, czy żeby coś robili, czy do roboty ich brać, czy żeby żywność dać, i nie mogli się porozumieć to korzystali z tłumaczy żydowskich. No i on musiał pójść. Jak było pierwsze aresztowanie w Piaskach i dużo osób aresztowali, między innymi i moich dwóch braci, bo u nas była zakopana broń na podwórzu, zebrana z wojny, zabezpieczona, w skrzynie złożona i ktoś wydał, to jak przyszli aresztować, to też przyszli z Żydem. Przyszedł żandarm jeden z żandarmerii piaseckiej, a z Lublina przyjechali esesmani. I przyszli z Żydem, policjantem żydowskim, bo on był tłumaczem. To czy my możemy mieć do niego żal? Jak jego wzięli.

On nie wiedział po co on idzie. Przyszedł, tłumaczył, bo ten żydowski język bardzo podobny do niemieckiego. Także, korzystali z nich. A potem to już mieli swoich ludzi. Potem już Żydów odsunęli, bo napłynęło dużo z zachodu. To już potem oni byli tymi tłumaczami. Ale początkowo to byli Żydzi tłumaczami. I nikt nie miał do nich pretensji. Tak samo, jeśli chodzi o tego Dreszera. Przecież Polacy mogliby zemścić się za to i pójść donieść potem Niemcom, że oni mieli broń. Ale nikt nie przeskarżył. Jak on był, jeden czy drugi, taki nierozsądny i to zrobił to trzeba było już iść i donosić żeby go poszli i zabili? Absolutnie nie. Także, z całą pewnością, z całą świadomością twierdzę, że żaden rdzenny mieszkaniec Piask, ani nawet tacy gospodarze, ci rolnicy z tych pobliskich wiosek, nie wydał Żyda. Bo tam dalej to były takie przypadki. Nie wydał nikt Żyda. Mógł mu nie pomóc, bo się bał, bo przecież kara śmierci za to groziła.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(23)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Deportacje Żydów z Niemiec (rodzina Lewinów) - Nie od razu getto powstało, bo kiedy przybył w grudniu 1940 roku pierwszy transport Żydów niemieckich spod Szczecina to jeszcze getta nie było. I tak rozlokowywali ich gdzie tam jakieś wolne miejsce było. W takich bardzo trudnych warunkach, w ciasnotach. A to przyjechali ludzie z zachodu, przyjechali ludzie, którzy jakiś ten standard życiowy mieli. Dopychali ich i do Polaków. No i między innymi przyjechała taka rodzina Lewinów spod Szczecina. I moi rodzice ich przyjęli, bo akurat był u nas lokal wolny. Ich było troje, ojciec i dwie córki: Hana i Gertruda, a on Wolf. Mieli tylko ręczny bagaż. Początkowo to coś tam mieli, może i pieniądze jakieś mieli. To tam coś kupowali, a potem to już było bardzo ciężko. A my mieliśmy kawałek ziemi, mieliśmy swoje warzywa, bracia jeszcze wtedy handlowali.

Pamiętam jak ich przywieźli. Byli wyznaczeni gospodarze i oni swoimi furmankami przyjechali do Lublina, na dworzec kolejowy i przywieźli ich do Piask. I tam rozlokowani zostali, niektórzy i w żydowskich domach. Ale oni nie bardzo tam chętnie szli, kto bogatszy Żyd to nie chciał brać, bo on mieszkał na tamte czasy komfortowo. To nie chciał mieszkania tego użyczać komuś, bo sam chciał dobrze mieszkać. No to były takie komórki, jakieś przybudówki, tam ich znosili.

Jak oni przyjechali to byli zziębnięci, nogi mieli poodmrażane, bo byli tylko w pantofelkach - takich bucikach. Dawniej w spodniach kobiety nie chodziły, tylko w pończochach, to poodmrażane miały te nogi. To pamiętam, że ta Gertruda to miała takie ogromne czerwone plamy na nogach.

Oni byli jakiś czas u nas, a potem getto stworzyli i Żydów do getta wypędzili.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(24)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Pomoc - Mój brat Aleksander miał w sobie taką żyłkę pomocy, że zawsze komuś pomagał. On był nadzwyczajnym człowiekiem, pomocnym. No i miał kontakt z Żydami. Pamiętam, że brał ze wsi jakąś furmankę, umawiał się z nimi między stodołami, na południu Piask, już poza getem i jechali do Żołkiewki – brat miał kontakty też z Żydami w Żółkiewce, do Grabowca, to groch przywozili, jakieś bydło kupili. I to jakoś wprowadzili do getta. Jak już było potem ogrodzone, jak już było zamknięte, to ten młodszy przeskakiwał przez płot. On był sprytny, przeskoczył, dawał znać, zaraz wrócił.

Bo były też takie punkty kontaktowe, komu dać znać, kiedy. I niektórzy z tej policji żydowskiej byli wtajemniczeni w to. I już pilnowali, bramę otworzyli, moment i tam się wjeżdżało i coś się wnosiło.

To tak robił brat mój Aleksander. Bo ja też wchodziłam, ale ja miałam kontakt nie po tej stronie gdzie synagoga tylko po przeciwnej. Tam miałam kontakt u Kochenów, tam leki się donosiło. Dużo też dawał doktor Warzański. On był bardzo związany z Żydami. A dlaczego był z nimi związany, dlaczego był taki dobry? Bo w ogóle był jako człowiek dobry, a druga sprawa to tak jak opowiadano, bo ja przecież nie pamiętam, bo mnie jeszcze nie było, jak wybuchła rewolucja w Rosji to on tam był i on był wojskowym lekarzem, pułkownikiem. I ci bolszewicy zamordowali mu żonę i on z trójką dzieci, z synem i dwiema córeczkami, uciekł stamtąd. Zatrzymał się Piaskach i Żydzi go przyjęli, dali mu mieszkanie. I on to do końca życia pamiętał. Mieszkał naprzeciwko nas, u Abrama Akiersztajna i ja od niego też leki dostawałam. A on z apteki brał, od Pepłowskich. Zresztą różne były sposoby na to. Mieliśmy też kiedyś, to już było z organizacji, zrzuty leków. To też żeśmy im przekazywali.

My, jako organizacja AK-owska, mieliśmy kontakt z Żydowską Organizacją Bojową. A jej przewodniczącym w Piaskach był Izaak Kochen, fotograf z zawodu, taki profesjonalista bardzo dobry jak na tamte czasy. On w Warszawie pracował a potem założył zakład w Piaskach. On miał nawet visa, którego czyścił mu mój brat Maksymilian. Bo ci starsi bracia mu dali żeby się uczył. I on potem zginął, i z tym visem zginął. Ktoś go oskarżył i już na terenie getta zginął. W jakich okolicznościach został zabity to ja dokładnie już nie pamiętam. Tylko pamiętam to, że tak mówili, chyba ten żandarm powiedział, że jak go zabili, to on miał broń przy sobie. I akurat miał tego visa co dostał.

No przecież im się i broń dostarczało.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(25)

Kontakty z gettem - To była gehenna a nie życie. Okropne to było. Na terenie getta panował tyfus, była bieda, brud, wszystkiego brakowało. To jak im się zaniosło coś to było to dla nich rajem.

Niektórzy mówią „Powinni walkę stoczyć”. No jak stoczyć walkę jak Niemiec by zabił. A jednak człowiek chce żyć. Ciągle ma nadzieję, że może się uda. Niektórzy mówią też „O, szli jak barany”.

Faktycznie, że szli, jak ich gonili, jak ich wypędzali do Trawnik, czy do Bełżca, kolumną taką wypędzali, to szli. Ale mieli nadzieję, że może jeszcze coś się uda. Niektórzy mówią: „Powinni wtedy rzucić się na nich”. No jak rzucić się na nich? To tylko takie powiedzenie – rzuć się na nich. Jak każdy myślał: jeszcze godzina, jeszcze dzień. Każdy chce żyć. Warunki były bardzo ciężkie. Jak do getta wchodziłam? Korzystałam z momentu jak otwierali bramę getta, żeby można było pójść po wodę. Studnia była jedna. Położona była po prawej stronie getta, jadąc z Lublina, a po drugiej stronie w ogóle studni nie było, więc otwierali na godzinę czy ileś tą bramę, żeby sobie ludzie mogli wziąć wodę i wtedy policja żydowska pilnowała porządku. No to oni z tymi wiadrami, z konewkami lecieli, żeby tej wody nabrać. To wtedy się wpadało i coś się im zaniosło i wychodziło się, a było tak niejednokrotnie, że przesiedziało się i potem pod drutami się przechodziło. Tak za Hochmana młynem, tu jak stawy, łąki, był ten drut kolczasty, to tamtędy się wyszło. Ale to było też ryzyko.

Ja teraz jak sobie przypominam, to nie wiem jak to można było iść i tak ryzykować. Do Lewinów ciągle chodziłam. Ale niezależnie od tego, to mieliśmy kontakt z Kochenami, bo tam się leki, bandaże nosiło. To już jak nawet ten Izaak Kochen nie żył, to jeszcze był Goden Kochen. On miał przedtem taki skład apteczny i drogerię. Jego ojciec był felczerem. Drugi Kochen, jego brat, był fryzjerem. Ten fryzjer miał córkę Małkę. Ona była bardzo zżyta z polską młodzieżą, przystojna, bardzo piękna dziewczyna. A ten Kochen Godel, ten który miał drogerię, miał Itke i młodszą Hankę.

Itka przed wojną wyszła za mąż. Itka była oryginalna, przepiękna dziewczyna. I ona uczyła się w Warszawie, bo Małka to tylko na podstawowej szkole skończyła swoją edukację. A ta uczyła się i wyszła za mąż w Warszawie. Przyjechała z tym mężem, przystojny taki był, ale nie było to szczęśliwe małżeństwo, bo ona była zakochana w Lejbie Zypmanie, ale on był biedny i rodzice nie pozwolili z nim chodzić. On był taki ubogi krewny bogatego Hochmana, tego co miał młyn parowy. Zdolny chłopak. Pięknie grał na skrzypcach. To był kolega mojego brata Wacława. I on był w policji żydowskiej. Jak Lejba był na dyżurze to on bardzo ułatwiał nam wejście do getta. Natomiast Itki mąż był bardzo niedobry. To był człowiek bez serca. Ona nie była szczęśliwa z nim i on był bez serca i dla swoich rodaków. Jak Niemcy zabierali Żydów, to on wchodził do domu i wyciągał tych biedniejszych Żydów. Kontaktowałam się też z Honigiem. Honig mieszkał po tej prawej stronie getta. To do Honiga to się szło od ulicy Pocztowej. Tam była też brama. Tą bramą często zmarłych ze szpitala wywozili na kirkut. To też Polacy musieli podjechać, zmuszali ich, wyznaczyli furmankę.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(26)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Stanisław Motylewski - Stasio Motylewski bardzo dużo mi pomagał. On pracował w gminie, w ewidencji i pomagał dokumenty wyrabiać. W jego rodziców domu mieścił się Arbaitsamt, urząd pracy, to też tam wykradał te dokumenty. Miał tam dostęp, bo ten Hempel, kierownik Arbaitsamtu to pijak był, dużo pił, to dali mu wódki, a on doszedł do tych dokumentów. A potem było polecenie komendanta okręgu „Jara” zniszczyć ewidencję ludności, żeby się Niemcy nie dopatrzyli. To część tej ewidencji została zniszczona. Także, taka działalność była.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

Ukrywanie się - Pamiętam taki przypadek. Był taki rakasz, Rumun, nazywał się Mikołaj Cirko.

On zatrudniał ludzi, między innymi i Polaków zatrudniał. I był taki bardzo przystojny młody człowiek u niego zatrudniony, obcy. Przyjęty z taką serdecznością przez mieszkańców Piask.

I początkowo nawet nikt nie wiedział, w ogóle nikt się nie domyślał, nikt nie snuł jakichś domysłów, że to może być Żyd. No, ale co się stało potem – Niemcy przyszli i na podwórzu go zabili. Bardzo wszyscy żałowali, byli wstrząśnięci tym. A obok nas, w następnym domu, utrzymała się Żydówka z Warszawy, Nina Drozdowska. Lody sprzedawała, trochę handlowała i przeżyła. Polacy ją utrzymali.

Wyszła potem za mąż za tego, co ją ukrywał. I nawet prosiła, żeby ją w Piaskach na cmentarzu katolickim pochować. I jest w Piaskach pochowana, przywieziona. W Gdańsku mieszkała, bo po wojnie wyjechała. U Polaka fotografa też pracowała Żydówka z dzieckiem małym. Nazywała się pani Makósiowa. Ukrywała ją rodzina Baranowskich przy ulicy Ksieżej. Także, trochę się ukryło.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(27)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Pani Kramer - Jak przyjechał pierwszy transport Żydów niemieckich to komendant żandarmerii Ernest Kresse wziął do siebie za gospodynię panią Kramer. Ona była Niemką, a jej mąż był Żydem.

I ona gotowała dla żandarmerii. Żandarmi mieszkali w dużym budynku Żyda, właściciela młyna, Hochmana. To był taki ładny budynek i tam ta żandarmeria się mieściła. A Kramerowie mieszkali w domu takim drewnianym, też na terenie tej nieruchomości Hochmana. Była tam jeszcze jej córka ze swoim mężem i ten mąż też był Żydem. On był kierowcą u żandarmów, a mąż pani Kramer to tam pomagał, sprzątał. Pani Kramer wzięła sobie do pomocy jeszcze taką panią Cimer, Żydówkę. Ona mieszkała w domu rodziny Kozaków. Prawdopodobnie, tak jak żeśmy się dowiedzieli, pierwszy mąż pani Kramer to był znajomy Kressego i dlatego on ją wziął do siebie.

A mojej siostry mąż miał masarnię i on bardzo dobre wędliny robił. Początkowo jeszcze ten sklep był a potem Niemcy zamknęli go w 1939 roku. Nie pamiętam już jak to dokładnie było, w każdym razie Niemcy dowiedzieli się o nim i kazali mu robić te wędliny. Przywozili świnie, gdzieś tam komuś zabrali czy wyznaczyli żeby im zawieźć. Przychodził Niemiec, pilnował cały czas i szwagier mój z pracownikiem swoim robił im te wyroby. A ten co pilnował to Klugier się nazywał. To był żandarm, Austriak. On nie był takim zawziętym hitlerowcem. Szwagier doskonale niemiecki znał, i oni rozmawiali po niemiecku. A szwagier jak dostarczał im te wędliny to wzywany był na żandarmerię, tam mu mówili co ma robić. No i jakoś się z tą panią Kramer poznał. A oni byli z kolei znajomi tych Lewinów, co myśmy się tak zaprzyjaźnili. I to taka więź powstała, pani Kramer coś podsłyszała, powiedziała szwagrowi mojemu jak tam poszedł, czy szwagier coś podsłyszał. Także, takie się kółko zawiązało i to ułatwiało też ten dostęp, wiedziało się, kiedy można pójść. Bo oni chyba byli też zawiadamiani, kiedy z Lublina przyjadą te napady na nich robić. Bo to co raz tam wpadali do tego geta, jak już było zamknięte, kazali sobie tam coś naszykować i zastrzelili jednego, drugiego.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(28)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Deportacje Żydów z Piask - Pierwszy duży transport Żydów był w czerwcu 1942 roku. I na czele tego transportu poszedł rabin. Wypędzali ich z domów. Spędzali w taką grupę na jakimś placu, a potem brama się otwierała, formowali kolumnę i szli. Otoczeni przez esesmanów z psami.

Samochody powoli jechały z karabinami maszynowymi. I tak ich pędzili. Mówiono, że gdzieś im stworzą warunki inne, że ich gdzieś ulokują. I co raz tak było. Gonili ich do Trawnik, a z Trawnik do Sobiboru i Bełżca.

Mieliśmy kontakt z Trawnikami. Jak w Trawnikach byli Żydzi z Piask, to dowożony był chleb stąd.

Oni chyba płacili za ten chleb, nie wiem tego, wiem tylko, że mieli racje tego chleba. To pieczony ten chleb był w piekarni w Piaskach, u Kuźmiuka na ulicy Gardzienickiej. A dowoził furmanką mojej ciotki mąż, Antoni Zajączkowski, to on był wynajmowany do tego. On tych Żydów znał, to jak wiózł chleb to jeszcze pod tym chlebem tam jakieś mięso można było ukryć, to tam im się dowoziło.

Pewnie jeszcze mieli jakieś kosztowności czy pieniądze. To jakiś czas dowoził, jeździł ze swoim synem, ze Staśkiem, to ten Stasiek już też nie żyje i ten nie żyje. A Honig Józio w Trawnikach w obozie był i on z Trawnik uciekł.

Był taki też transport, że kazali wystąpić lekarzom, pielęgniarkom, inżynierom. Oni wystąpili z tego szeregu i tych wywołanych wywieźli do Ossowa, koło Sobiboru. Tam oni szykowali taki podobóz, potem dawali znać.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(29)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Grabież - W między czasie co raz tam kogoś wywieźli, grupę jakąś zabrali. Tylko najpierw to wycisnęli z nich pieniądze, potem złoto. Ci piaseccy Żydzi to tak kombinowali, a to kogoś znajomego poprosili, żeby przechować, a ci niemieccy Żydzi byli bardzo sumienni. Oni wszystko oddawali. Potem futra, kożuchy musieli zdawać, to już było w 1943 roku albo w 1942 w zimie. Taki był nakaz, że mają złożyć, i punkty były wyznaczone i to wszystko załatwiane było nakazem z gminy żydowskiej, z tego Judenratu, bo Niemcy do Judenratu się zwrócili, że to i to ma być dostarczone, i tak oddawali te futra.

Wycisnęli wszystko z nich. A niektórzy to tam jeszcze gdzieś komuś na przechowanie dawali, jak tam Polak jakiś poszedł, to dali, no to po wojnie bardzo dużo odebrało tych futer. To ja znam takie przypadki, że nie zginęły. Ci zginęli, ale ci co przeżyli to wiedzieli, jeden drugiego informował.

Pamiętam, że Hochmanowie takie łapki karakułowe zostawili, to pamiętam że pooddawali ludzie.

Siostra takiej nauczycielki Alinki też miała na przechowanie coś od Kafego. Ten Kafe przed wojną dzierżawił młyn. To też był inteligentny Żyd. Bogaty był, w lecie chodził w kamizelce, i miał kieszonkowy zegarek ze srebrną dewizką.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(30)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Lewinowie - Często do nich chodziłam. Bo oni po polsku umieli mówić, ta Hana słabo, ale Gertruda, ta starsza, i on – dobrze. On był urodzony w Mogilnie, gdzieś koło Poznania. To był kupiec taki bogaty i potem dopiero wyjechał do Niemiec. Początkowo to córka, która była w Belgii czasem przysłała jakąś puszkę, jakąś konserwę, jakieś ubranie. Hana umiała ładnie na drutach robić, to przyniosłam jej włóczkę, komuś zrobiła jakiś sweterek, a to skarpetki zrobiła, a to pończoszki zrobiła, rękawiczki takie na jeden palec, wzory te szwedzkie umiała wstawiać. To zarobiła sobie, na to jedzenie miała.

Najpierw zabrali Hanę. Ona już wcześniej odeszła od ojca i od tej Gertrudy. Poznała jakiegoś przyjaciela i zamieszkała z nim. Mieli takie mieszkanko. Może jak by była w domu to by się schowała, bo mieli taką kryjówkę w tym pokoiku. To ona pierwsza poszła. Przychodzę – jej nie ma – zabrana.

A on załamany. Lewina to jeszcze jakiś czas broniło to, że był odznaczony „żelaznym krzyżem”, bo on był inwalidą wojennym z tamtej wojny. Miał sztuczne oko. To początkowo honorowali to, jakoś tak zostawiali go, a potem on się schował. Opiekowałam się bardzo nim. A potem ja go wyprowadziłam, bo on sam taki był opuszczony, oni już nie mieli nic. U nas były takie zabudowania, taka stodoła.

Tam posiedział, jeść mu nosiłam, był, i może by i był, ale on tęsknił, on uważał, że ta córka gdzieś czeka na niego, Gertruda. I wtedy wrócił do tego swojego mieszkania i zaraz był ten transport.

To było w kwietniu, nie pamiętam czy to przed czy w samą Wielkanoc. I ja tam idę i go nie ma.

Powiedzieli, że do Trawnik ich wywieźli. Pojechaliśmy furmanką do Biskupic, w Biskupicach przesiedliśmy się na pociąg i przyjechaliśmy pociągiem do Trawnik. Kilka nas było osób, ja tak chciałam go zobaczyć. I pamiętam to jak dziś… w tych bydlęcych wagonach tego Lewina widziałam, stali na tym bocznym peronie. Ich wywieźli do Bełżca. Tyle czasu żeśmy ich utrzymywali. Majątku po nich nie było żadnego, żeby nami kierowała jakaś chęć zysku czy coś, bo przecież oni nic nie mieli.

Tylko byli dobrymi ludźmi. Jak dostaliśmy pierwszy list z Oświęcimia, trzeba było przetłumaczyć i odpisać po niemiecku, to zwróciłam się do takiego naczelnika poczty w Piaskach, on był gdzieś z zachodu, to odmówił. I Gertruda mi napisała. Potem kilka jeszcze listów przetłumaczyła i napisała nam.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(31)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Piekarnia Sergiusza Kuźmiuka - Słuchałam kiedyś wspomnień tego młodego pana Sergiusza Kuźmiuka. Jego ojciec – też Sergiusz – prowadził piekarnię w Piaskach, a on prowadzi w Lublinie.

Ten jego ojciec jakoś mnie tak polubił, bo nawet pozwolił po chlebie ciastka upiec. I pamiętam, że kiedyś przyszłam po chleb, a pan Kuźmiuk, który między innymi też dostarczał pieczywo dla Żydów do Trawnik, jego piekarnia dostarczała, jemu za to płacili, mówi „Panno Marysiu, jak pani popilnuje tego małego, to dostanie pani więcej chleba”. Poczekałam aż matka go nakarmi i pojechałam z nim wózkiem na spacer. Dostałam za to tego chleba więcej, taki czarny ten chleb był, ale czasem dał ten sitkowy i tym chlebem też żeśmy się podzielili, też zaniosłam niejednokrotnie tam do tych Lewinów.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

Polisecki, przewodniczący Judenratu - Polisecki był przewodniczącym Judenratu, a jego córka Mania, to była moja serdeczna koleżanka. Ten Polisecki miał trafikę, to jest sprzedaż wyrobów tytoniowych. Tak to kiedyś nazywali. Trzeba było mieć na to koncesję. Zabrali mu to. Osiedlił się na tym Polak folksdojcz, Obrowski. Dwóch synów miał, dwie córki, doskonale im się powodziło. A ten Włodek Obrowski pracował w Arbaitsancie, i chyba wpadł na jakiś ślad, że giną dokumenty, coś zaczął mówić, ale dostał lanie i musiał uciec i uciekł. Już nie chcieli go zabić, bo mógłby mieć wyrok za to. I Zbyszek potem uciekł. Już się trochę uspokoiło. Ale było trochę tych folksdojczy.

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

(32)

fragmenty relacji/testimony fragments:

Krwawa środa - Do geta wpadło komando ukraińskie i esesmani. Na ulicy Krótkiej, koło Drelichmana domu, był taki prowizoryczny szpital żydowski. Wystrzelali wszystkich w tym szpitalu, a później wyrzucali przez okna tych pozabijanych.

A resztę ludzi z dziećmi zaprowadzili na kirkut. Tam już były doły wykopane, takie ogromne. I tam ich spędzili. To tak żeśmy polecieli tam trochę zobaczyć co to się dzieje. To żandarmeria piasecka wtedy brała udział w tym, esesmani, komando ukraińskie, ten krwawy Zygmunt na czele. Jeszcze gonili ich, jeszcze bili. A jak z dzieckiem szła na ręku, to zastrzelili i ta matka tego trupa niosła.

I tam wszyscy się rozbierali do bielizny, deska była. Trzeba było na tą deskę stanąć. No taka matka stawała na tą deskę z dzieckiem, ta dziewczynka z laleczką jeszcze szła. Ona nie wiedziała gdzie idzie. Ale matka wiedziała gdzie idzie. Wpadła do tego dołu a ten Rudolf Abel, ten to był okropny żandarm, stał przy tym dole i strzelał z karabinu maszynowego. No, ta wpadła, a to dziecko za sobą pociągnęła, bo to dziecko trzymało się ręki. I potem dobijał. I ten Borysewicz też tam był, ten Ukrainiec, granatowy policjant.

I tak ich wymordowali. Cały dzień ta egzekucja trwała, a tych policjantów zostawili jeszcze, te ważne osoby, a potem i ich na tym kirkucie zabili. A to ten Itki mąż to był też jak krwawy Zygmunt. A Itka poszła z rodzicami i Moniuś Kuriański, to widzę ich. I Lejba Zypman mógłby zostać jeszcze jako policjant, mógłby zostać i nie został, tylko poszedł razem z tą Itką. I ta pani Kramer jako Niemka mogła zostać i nie została i poszła razem z córką, z mężem Żydem i z zięciem do Trawnik.

Blisko na tym kirkucie nie byłam. Tak blisko nie byłam, żebym zobaczyła, że strzela, tylko widziałam jak ich wyprowadzali. Potem sami się ci żandarmi i Ukraińcy chwalili, jak było. Potem żeśmy chodzili tam zajrzeć, a to ziemią przysypane, to ta ziemia się ruszała…

[Piaski w okresie II wojny światowej, 1939-1944]

Cytaty

Powiązane dokumenty

 gdy nie uda się dopasować wartości zmiennej (lub obliczonego wyrażenia) do żadnej wartości występującej po słowie case, wykonywane są instrukcje

Rozwijające się życie polityczne w wolnym kraju prowokuje do czerpania z jego twórczości jako księgi cytatów.. Rodzi to pewne nadzieje, ale także

Słowa kluczowe Piaski, dwudziestolecie międzywojenne, rodzina Honig, Honig, Józef (1917-2003), dom rodzinny.. Dom rodzinny Józefa Honiga

Za jakiś czas [w zakładzie fotograficznym] zatrudnili też taką obcą osobę, która już wcześniej w Piaskach była.. Przywiózł ją pan Baranowski, wszystkim przekazał, że to

Słowa kluczowe Piaski, II wojna światowa, zakład fotograficzny, konspiracja, pani Siurawska.. Zakład fotograficzny w Piaskach w

Był też taki tu jak kamienice koło krzyża, taki parterowy sklep, tam był taki Żyd, to miał wszystko - smarówkę, i naftę, i różne gwoździe, i cukier, i chyba chleb, ludzie

Żydzi handlowali w otoczeniu Piask, w wioskach dookoła, handlowali wszystkim, czym się dało, byli szklarzami, szewcami, pracowali we wszystkich branżach, głównie byli to

zauważyła, że mur nie kończy się tam, gdzie sad, lecz ciągnie się dalej, jakby oddzielał znów ogród inny po tamtej stronie.. Dostrzegła zresztą wierzchołki drzew ponad murem,