• Nie Znaleziono Wyników

W SPRAWIE MUZEALNICTWA ETNOGRAFICZNEGO ZAGRANICĄ A U NAS.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W SPRAWIE MUZEALNICTWA ETNOGRAFICZNEGO ZAGRANICĄ A U NAS."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSte. 2 ( 1 4 9 2 ).

W arszaw a, dnia 8 sty czn ia 1911 r.

Tom X X X ,

Z

W SPRAWIE MUZ EALNICTWA E TN OG RA F IC ZN EG O ZAGRANICĄ

A U NAS.

P r z y s tę p u ją c do rozważenia doniosłej i a k tu a ln e j dziś s p ra w y zasad, na ja k ic h o r g an iz u ją c e się m uzealnictw o e tn o g r a ­ ficzne na ziem iach polskich opierać się winno, należy zapoznać się n ajp ierw z tern, co n a tern polu ju ż zdziałali za­

chodni sąsiedzi nasi, Czesi i Niemcy.

J a k k o lw ie k w od ręb n y c h oni ży ją wa­

r u n k a c h od naszych, przecież uważne ro zpatrzen ie się w ich dorobku w tej dziedzinie, w n ik n ięc ie w b rak i i d o d a t­

nie s tro n y ich p ra c y u c h ro n i nas od nie­

j e d n e g o błędnego k ro k u i poda n am nie- j e d n ę wskazów kę.

Tą m y ślą p ow odow any p rze stu d y o w a - łem k r y ty c z n ie sz ere g zbiorów, p o d e jm u ­ j ą c w ty m celu dłuższą w y cieczk ę n a u ­ kow ą do W iednia, Berna, Pragi, Norym- bergi i Berlina, ja k o do w ażn iejszy ch ś ro ­ dow isk r u c h u etnograficzno - muzealnego A u s try i, Czech i Niemiec.

P ie rw sz ą refleksyą, k t ó r a mi się n a s u ­ n ę ła po zw ied zeniu całego szereg u m u ­

zeów e tnograficznych w wyżej w y m ie ­ niony ch m iastach, j e s t stw ierdzenie mo­

żliwie szerokiego z a k re su działalności m uzealnej w spo m n ia n y c h i n s ty tu c y j. Za­

k res to bardzo szeroki, bo obejm u ją c y — w zasadzie przynajm n iej — w sz y stk o co­

kolwiek z lud o zn a w stw e m w b e z p o śre d ­ nim z n a jd u je się związku, stosow nie do celu, ja k i sobie zakreśliło m uzealnictw o w E uropie środkow ej, a j e s t nim możli­

wie w ierne oddanie całego życia lu d o w e ­ go—minionej doby— w całej pełni. Pod ty m w zględem nie zn ajdziem y żadnej ró ­ żnicy m iędzy muzeami „fiir V o lk e rk u n d e “ w Berlinie i oddziałem etnograficznym m uzeum przyrodniczego n adw ornego w W iedn iu a g ru p ą m uzeów (albo od­

działów m uzealnych) „fiir V o lk s k u n d e “.

W szędzie obok k u ltu r y m ate ry a ln e j (osie­

dlenie, s p rz ę ta rs tw o , strój i t. d.) s t a r a ­ no się o u w y d a tn ie n ie również k u l t u r y idealnej (wierzenia, ku lt, s z tu k a lu d ow a i t. p.). W szędzie znać usiłow ania w kie­

r u n k u m uzealnego odtw orzenia n a w e t t a k n ie u c h w y tn y c h , z tru d n o ś c ią d a ją ­ cych się tą drogą p rz e d s ta w ić w y tw o ­ rów życia, j a k k u l tu r a p ra w n a i stopień uspołecznienia danego ludu. U siłow ania te j e d n a k nie wszędzie je d e n sk u te k

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA*1.

W Warszawie: ro c z n ie r b . 8 , k w a rta ln ie r b . 2.

przesyłką pocztową r o c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W sz e c h św ia ta " i we w sz y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A >fs. 37. T e le fo n u 83-14.

(2)

18 W SZECH SW IA T JM» 2

uwieńczył; p o d ty m w z g lę d em m u ze a

„fur V o lk s k u n d e “ dzięki k ie ru n k o w i p le ­ m ie n n e m u j a k i in n y m okolicznościom, o k tó ry c h poniżej, w y raźn iej zdołały u plastyc zn ić ty lk o s tr o n ę m a te ry a ln ą k u l­

t u r y ludowej, zw łaszcza do ty cz ą c ą u r z ą ­ dzeń izb (rzadziej cały ch chat) w ie ś n ia ­ czych i strojów , mniej j u ż s p rz ę ta r s tw a ; co za te m idzie, sztuce ludowej (noszą­

cej c h a r a k t e r przew ażn ie „ sztu k i s to s o ­ w a n e j") poświęcono sporo m iejsca, ta k dalece, że ona d om in u jące dziś w zbio­

r a c h zajm uje stanow isko. In n e działy k u l t u r y duchow ej widzim y t u n iep o ­ m ie rn ie słabo re p re z e n to w a n e , a n a w e t w Prad ze, B ernie i N o ry m b e rd z e z u p e ł­

n ą niem a l św iecą one nieobecnością.

Najsłabiej p r z e d s ta w ia się w tej g r u ­ pie m uzeów sa m w sobie ró żn oro d n y dział p r a k u l t u r y ; w z g lę d n ie n ajliczniejsze o kazy p r a k u l t u r y niem iecko - chłopskiej z n ajdziem y w z b io rach w W ie d n iu i B e r­

linie. J e s t to dział, k t ó r y z n a t u r y rz e ­ czy g óru je w u rz ą d z e n iu m uzeów t. zw.

„fur V o lk e r k u n d e “ (m uzeum ko lonialne­

go w Berlinie) obu sto lic niem ieck ich , p ośw ięconych ludom eg z o ty c z n y m , pozo­

s ta j ą c y m jeszcze n a s to p n ia c h wyżej lub niżej p o su n ię te g o b a r b a r z y ń s t w a . Myl- nem byłoby j e d n a k tw ie rd z e n ie , że m u ­ zealnictw o ludom ty m pośw ięcone o g r a ­ nicza się do s a m y c h tylk o w y ro b ó w p r y ­ m ity w n y c h . W s p an ia łe niezm iernej a r ­ ty sty c z n ej w a rto ś c i w y r o b y Chin i J a ­ ponii, często w ścisłym zw iązku z p r z e d ­ s ta w ie n iem k u l tu ty c h k r a j ó w p o z o sta ­ ją c e (że ju ż p o m in ie m y niem niej w y so ­ kiej a rty s ty c z n e j w a rto ś c i w yro b y in n y ch ludów), z a d ają k łam tw ierd z en iu , j a k o b y w y tw o r ó w p r a k u l t u r y oraz k u l t u r y sta- dyów p ó ź n ie jszy c h niem nie j j e d n a k p r y ­ m ity w n y c h , nie m ożna było połączyć w j e d n e m m u z e u m n a zasadzie n a u k o ­ wej po rów naw czo-rozw ojow ego z e s ta w ie ­ nia z w y ro b a m i o wysokiej w a r to ś c i a r ­ ty s ty c z n e j ludów, k tó re w p e w n e j części swojej w zn ieść się j u ż zdołały n a w y ż ­ sz y poziom k u ltu r y . Nic w y ra ź n ie js z e g o w ty m w zględzie j a k u m ie s z c z e n ie obok niedołężn eg o p ł u g a c h iń sk ie g o w y o b r a . żenią rów nież n ie z d a rn e j (w n a sze m po ­ ję c iu ) c hiń sk iej sp ra w ie d liw o śc i, j a k obok

z a g ro d y w ieśniaczej C h iń c z y k a z połu­

dnia w idok p a g o d y albo znanej wieży porcelanow ej, a rty s ty c z n ie en m in ia tu rę w y ko n a n e j, j a k to s p o ty k a m y ze sta w io ­ n e w oddziale chiń skim m uzeum w B e r ­ linie. Podnosim y te n sposób urzą d z e n ia m uzealnego dlatego z ta k i m naciskiem , gdyż nie b rak n ie u n a s głosów, że w y ­ tw ory pewnej w a rto śc i a rty s ty c z n e j (choć­

by j e d n e g o i tego sam ego ludu albo też danej w a r s tw y ludowej) należy g r o m a ­ dzić b ezw arunkow o oddzielnie i bez n a j ­ m niejszego związku z w y tw o ra m i zgoła nie a rty s ty c z n e m i a n a u k o w ą w artość t y lk o m ającem i; zdanie, k tó re z g r u n tu za błędne uw ażam , o ile w y b itn a tw ó r ­ czość in d y w id u aln a nie powołała t y c h p ierw sz y c h do życia.

W y n ik i s tu d y ó w n a u k o w y c h n a d m u ­ z e alnictw em etnograficznem w m uzeach c e n tr a ln y c h E u r o p y środkow ej n a k a z u ją n a m zwalczać rów nież m niem anie, j a k o ­ by skupianie zbiorów ilu s tru ją c y c h e tn o ­ grafię k rajo w ą musiało się dokonyw ać w oderw aniu od grom ad zenia zbiorów p ośw ięconych uzm ysłow ieniu życia l u ­ dów e g zoty czn ych . J a k k o lw ie k skrzętne g rom adzenie zbiorów etnografii k r a j u oj­

c z yste g o z n a t u r y rzeczy u n a s p ierw sze powinno zająć m iejsce, to j e d n a k , o ile n a d a rz a się do tego sposobność (a o n ią nie tru d n o z powodu rozrzucenia P o la ­ ków po całym świecie), nie po w inniśm y zaniechać s ta r a ń o u rządzenie ich p oró­

wnaw cze, k tó re daje się osiągnąć tylko w razie rów noczesnego u w zględnienia zbiorów odnoszących się do in n y ch (po­

k r e w n y c h i obcych) n a różnych szcze­

blach rozw oju i o ró ż n y m rod zaju tego o statniego, p o z o sta jąc y c h ludów. Na dro­

gę tę w stą p iły już w n a jn o w szy c h cza­

s a c h oddziały etnograficzne m uzeów w Bernie i Pradze.

D ru g ą refleksyą, b ę d ą cą w y n ik iem n a ­ s z y c h s tu d y ó w m u z e a ln y c h j e s t s tw ie r d z e ­ nie zasadniczego rozdźw ięku, j a k i panuje w głów nych z a ry s a c h między u rzą d z e ­ n ie m muzeów, poświęconych etnografii k rajów e g z otyczny ch w ro d za ju „Mu- seum fur V o lk e rk u n d e “, a urzą dz e n ie m zbiorów, d o ty cz ą c y ch etnografii k r a j u oj­

c z yste go w ro d z a ju „Museum fur Yolks-

(3)

Ns

2 W SZ E C H SW IA T 19

k u n d e “. Gdy pierw sze zorganizow ano zupełnie n a p o dstaw ie na ukow ej, o k ie ­ r u n k u urząd zen ia drugiej k a te g o ry i tego powiedzieć nie można, zwłaszcza o ile się m a n a m yśli zbiory b erlińskie (Samm- lu n g fiir d e u tsc h e Volkskunde). W y ­ ja ś n ie n ie tego s ta n u rzeczy z n a jd u jem y po części we w łasn ych słow ach d y re k c y i te g o o statnieg o m uzeum . Z n ich w ynika, że zbiory, odnoszące się p rze d e w sz y st- kiem do życia lu d u niem ieckiego, zaczę­

to grom adzić, w y cho dząc z założenia,

„dass die J u g e n d d e r m a c h tig anschw el- len d e n S t a d te diese D in g e k a u m n och k e n n e n l e r n t u n d so eine w irk sam e Stu- tze d e r Liebe z u r H eimat u n d zum Va- te rla n d e fiir u n s e r Volk u n a u fh a lts a m y erlo ren g e h t “. J e s t t u więc widoczna te n d e n c y a pseudo pa try o tycz n a , w y k a ­ zująca, dlaczego zbiory te przeważnie u w z g lę d n ia ją „piękniejsze*1 stro n y życia chłopa niem ieckiego, t. j. t. zw. sz tuk ę lud o w ą i odnoszą się przew ażnie ty lk o do p a tr y c y a t u w iejskiego z różny ch oko­

lic Niemiec. Z biory te lubo bez sp rz e cz ­ nie b o g a te i zaw ierające wiele przedm io­

tów, dziś ju ż n a wsi niemieckiej za g i­

nion y ch lu b ginących, s k u tk ie m tego nie d a ją n a m ani dokładn eg o pojęcia o s t a ­ nie k u l tu r y m ate ry a ln ej a po części i d u ­ chowej szerokich w a r s tw ludności wio­

skowej, ani też, mimo, że zgrom adzono sporo okazów, pochodzących aż z trzech, a w y ją tk o w o i więcej, ró żny ch w ieków ,—

o rozw oju k u ltu r a ln y m choćby ty lk o j e ­ dnej najlepiej w zbiorach uwzględnionej, t. j. najzam ożniejszej części chłopów n ie ­ m ieckich. F a k t te n uw zględn ian ia prze- dew sz ystkie m m o m e n tu sta ty c z n e g o wr zbiorach, pośw ięconych „ lu d o z n a w s tw u “ E u ro p y środkow ej 1), tłu m ac z y n am b a r ­ dzo późne rozw inięcie się t u ta j m u ze a l­

n ictw a w ty m kierunku; wiadomo bo­

wiem, że dopiero w 9-ym dziesiątk u u b i e ­ głego stu le c ia zaczęto z w iększą g o rli­

wością tą s p ra w ą się zajm ować, k iedy j u ż tru d n o n a w e t bardzo było s y s te m a ­ tycznie zebrać w szy stk ieg o, co dotyczę

To samo odnosi się do dobrze nam zna­

nych zbiorów etnograficznych „Landesmuseum"

szwajcarskiego w Zurychu.

w łaściwej k u l t u r y ludowej. W iele ju ż wówczas bezpow rotnie zaginęło (odnosi się to zwłaszcza do szczątków t. zw.

p rak u ltu ry ), wiele z powodu w zględnie wysokiego posunięcia się chłopa n iem ie c ­ kiego w rozw oju k u ltu r a ln y m i zarazem n a s tą p ie n ia pew nego w yjałow ienia (nam współczesnym ta k się p rzy najm n iej w y ­ daje) s a m o rz u tn e j twórczości, z u ż y w a ­ n ych przez lud t a m te js z y współcześnie p rzedm iotów nie p rze d staw ia dla celów m u ze a ln y c h większej w artości. Na te m tle zupełnie zrozum iałą w s to s u n k a c h niem ieckich (a ta k ż e fra n c u s k ic h i a n ­ gielskich) s ta je się k w e s ty a przeżytków , do k tó ry c h n a zachodzie t a k w nauce j a k i w m uzealnictw ie zwrócono się s k w a ­ pliwie, p r z e d e w s z y s tk ie m z a przew od­

n ictw e m Tylora, o dw racając w zupełno­

ści uw agę od w ytw orów życia ludowego w chwili bieżącej.

Odrębne pod wielu względam i s to s u n ­ ki, panu jące n a ziem iach polskich nie po zw alają na m ślepo naślad o w ać obcych wzorów, lecz w y m a g a ją także w dziale organ izującego się u n a s m uzealnictw a, poświęconego kulturze ludowej, p r z y s to ­ sow ania się do w a ru n k ó w m iejscow ych.

P ew n e zacofanie k u ltu r a ln e szerokich w a rs tw ludności, aż do n a jn o w szy c h cza­

sów trw ające, wychodzi n am w ty m p rz y ­ p a d k u n a pożytek. Niem cy poniekąd m u ­ sieli się nolens volens zadowolić tylko m ech anicznem up o rzą d k o w an ie m z b io -‘

rów, dotyczących swego ludu; mimo n a ­ w e t najlepszej woli nie mogli nam p rz e d ­ sta w ić rozw oju sam orzutnej k u ltu r y s z e ­ ro k ic h w a rs tw włościańskich, m ając ten rozwój w znacznej części ju ż poza sobą i n a wielu polach życia ludowego już zaskrzeply; nie m ając pośrednich ogniw rozwoju, nie mogli zbiorów, dotyczących lu d u własnego zorganizow ać n a je d n e j zasadzie ze zbiorami, odnoszącemi się do ludów egzotycznych, i dobitnie wy­

kazać, o ile tenże rozw ijał się odrębnie, o ile zaś przebiegał tylk o szereg etapów rozwToju, właściwego wogóle rodzajowi ludzkiemu; o ile i ja k ie to rm y swej k u l­

t u r y sam w ytw orzył, o ile zaś był tylko odtw ó rcą form życiowych, s k ą d in ą d prze­

ję ty c h .

(4)

20 W SZ E C H SW IA T AT* 2

Inaczej u nas; w ła ś n ie j e s t e ś m y ś w ia d ­ k a m i w chwili obecnej podno szenia się w żyw em tem p ie k u l t u r y w a r s tw lud o­

w ych , k tó r e m u t o w a rz y s z y w znacznej części w y tw a r z a n ie się n o w ych form k u l ­ t u r a l n y c h o c h a r a k te r z e rodzim ym . Z dru giej s tr o n y dochow ały się aż do n a s z y c h czasów p o tężne s zczątk i prakul- t u r y z o k r e s u w r a ź n e m tem p ie w y m ie ­ rają ce j dziś o sta tn ie j g e n e ra c y i chłopów p a ń s z c z y ź n ia n y c h (dotyczę to p rzew ażn ie Galicyi, K rólestw a, zw łaszcza na p r a w y m brzegu Wisły, i k r a jó w z a b ra n y c h , w z n a ­ cznie m n iejszy m s to p n iu za b o ru p r u s ­ kiego). M ając w s k u t e k tego obfity ma- t e r y a ł i w s z y s tk ie n ie m a l o gniw a rozw o­

jo w e w sw y c h r ęk u , m ożem y p o k u sić się o u rzą d z e n ie zbiorów n a zasadzie d y ­ nam icznej i te m s a m e m n aw iązać nić m iędzy rozw ojem k u l tu r a ln y m ludów e g zoty czn y ch, zw łaszcza p ie r w o tn y c h a oczywiście zna cz nie wyżej od t y c h o s ­ ta t n ic h k u ltu r a ln ie p o su n ię te g o włościań- s tw a europ ejskiego, k t ó r a się Niemcom u s ta w ic z n ie rw ie, nie z a n ie d b u ją c przy- te m zw ró c en ia szczególniejszej u w a g i na u w z g lę d n ie n ie p i e r w i a s tk u rodzim ego naszej k u l t u r y ludo w ej, k t ó r y w y bitn iej się u ja w n i dopiero przez porów n aw cze z e sta w ien ie zbiorów.

Odrębnem i s to s u n k a m i polsk iem i t ł u ­ m aczy się też, że b y ło b y b łęd e m nie do darow an ia, co n a zachodzie zup ełn ie j e s t słuszne j a k o w y ro s łe organicznie ze sto­

s u n k ó w ta m e c z n y c h , t. j. j e d n o s tr o n n e t y lk o ograniczanie się w z b iorach do t. zw. p rze ż y tk ó w d o b y m inionej. W sp ó ł­

czesność, k t ó r a u n a s d a le k a j e s t jeszcze od w y ja ło w ie n ia, w in n iś m y uw zględnić w z b io ra c h n a s z y c h j a k o tw ó rcz ą i to w znacznej je s z c z e części j a k o rodzimo- tw ó rcz ą n a r ó w n i z przeszłością. Obok działu t. zw. s z tu k i ludowej, nie zapo­

m n im y i o i n n y c h n iem n ie j w a ż n y c h l u ­ bo n ie ra z niep o z o rn y ch . W zbiorach, planow o założonych, znaleść się w inien cały rozwój życia ludow ego zwłaszcza z o s ta tn ic h trz e c h g e n e ra c y j j a k o też ze w s z y s tk ic h g r u p sp o łe c z e ń s tw a ch łop ­ skiego, a w t e d y z b io ry te będą d aw ały rz e te ln y obraz k u l t u r y całej ludności

w ieśniaczej 1). Plan o w e zb ie ran ie to nie- ty lk o uw zględnienie, że się t a k w yrazi­

my, p rz e k ro ju społecznego i antrop olo gi­

cznego, to także s y s te m a ty c z n e z b ie ra ­ nie z różnych dla pew n y c h części k r a ju za typow e uznany ch m iejscowości celem dokładn ego oznaczenia n a podstaw ie t a k zeb ra n e g o m ate ry a łu , je d n o s t e k e tn o g r a ­ ficznych i k u ltu r a ln y c h , (które n ie w ą t­

pliwie w w ielu razach będą się zgadzały z d aw nem z asiedleniem plem iennem ), j a ­ ko też celem w y k a z a n ia c h ronologiczne­

go u w a r s tw ie n ia zdobyczy k u ltu r a ln y c h naszego ludu, możliwie od czasów n a j ­ daw niejszy ch aż do ostatn iej chwili i określenia w zajem n eg o uzależnienia od siebie całego s z e re g u zja w isk z życia k u ltu ra ln e g o , zwłaszcza pod względem sto su n k u , w jak im do siebie pozostają zdobycze z zak re su k u l tu r y m ate ry a ln ej i duchow ej.

W ta k i sposób p ojęta s y s te m a ty c z n a e k s p lo a ta c y a naszego obszaru etno grafi­

cznego da się przeprowadzić tylko zapo- m ocą całego szeregu w ycieczek n a u k o ­ w y c h z r a m ie n ia m uzeu m przez k ie ro w ­ n ik a zbiorów e tnograficznych lub inną w ykw alifikow an ą siłę u rząd z a n y ch , a n a ­ logicznie z podobną o rg an iz ac y ą pozy­

sk iw a n ia zbiorów, istn ie ją c ą w m uzeach z a g raniczny ch (poświęconych b a d a n iu ta k etnografii krajow ej j a k i egzotycznej).

T am co ro k u w y p ra w ia się nieraz n a ­ wet z wielkim k o sztem połączone ekspe- dycye nau k o w e dla u z u p e łn ien ia b r a k u ­ j ą c y c h a pod w zg lęd em k u ltu ra ln o - roz­

p oznaw czym w a żnych objektów . W n a ­ szych w a ru n k a ch , w obec znanej ofiarno­

ści społeczeństwa, s y s te m a ty c z n e n a b y ­ w anie zbiorów nie p rz e d s ta w ia ło b y więk-

!) Zbliżone stanowisko do naszego zajmuje w stosunku do m uzealnictw a niemieckiego dziel­

ny kierow nik jednego z oddziałów muzeum etno­

graficznego w Bazylei, E. Hoffman n-K ray er, k tó ­ ry ostrzega przed zniżaniem muzeów etnograficz­

nych niemieckich do rzędu pew nego rodzaju pa­

noptikum przez nieodpowiednie jednostronne ko- lekcyonow anie przedm iotów ,n a pokaz“ prze­

znaczonych. P a trz H. - K rayer. Ideen ueber ein Museum fiir prim itive Ergologie, w Museumkun- de, tom VI, zesz. II, str. 113. Berlin, u S. R e i­

nera, 1910.

(5)

M 2 W SZEC H SW IA T

‘21

szych trud n o ści ani nie pociągałoby za sobą w ięk szy ch kosztów, łożonych z g r o ­ sza publicznego. Kosztem skrom nej do- t a c y i rocznej k ilk u ty się c y koron czy r u b li n a cele e tnograficzno-m uzealne mo- ż n a b y w k r ó tk im przeciągu czasu z d z ia ­ łać bardzo wiele pod w a ru n k ie m osobis­

tego za w iąz a n ia s to su n k ó w między k ie ­ ro w n ik ie m odpow iedniego działu a łudź-' mi dobrej woli, rozproszonym i po całym obszarze Polski. D a ry okolicznościowe, k tó re niew ątpliw ie również licznie n a ­ p ły w a ć będą, dopiero wobec takieg o s y ­ s te m u planow ego zb ieran ia n a b io rą w ła ­ ściwego znaczenia, ja k o w y p e łn ia jąc e n ie ­ un ik n io n e lu k i z m iejscow ości przez to o sta tn ie nie objętych. Myśl s y s te m a t y c z ­ nego g ro m a d z en ia d latego t u z n acisk iem po dn osim y, a b y te m w yda tn ie j z a z n a ­ czyć różnicę, j a k a zachodzi w g r o m a d z e ­ n iu dzieł sz tu k i a rzeczy e tnograficznych.

Gdy bowiem n a b y te dzieło s z tu k i m a ju ż samo w sobie w artość, a odpowiednio s k olekcyon o w an e w a rto ść zbioru tylko podnosi, w iększość objektó w etnograficz­

n y c h dopieio przez odpowiednie skolek- cyonow anie i zlokalizowanie, w a rto śc i tej wogóle n abyw a.

Oto pokrótce refłeksye, j a k i e się n a s u ­ n ęły piszącem u w czasie zwiedzania i j u ż po zwiedzeniu wyżej w y m ien io ny ch m uzeów zachodnio-europejskich. W y d a ­ j e się nam, że o r g an iz u ją c odpowiednie d ziały m u ze a ln ic tw a na ziemiach polskich w wyżej n a szk ic o w a n y sposób, s tw o rz y ­ m y w spólnem i siłam i nie lichą kopię, ale rz e te ln y oryginał, z potrzeb i w a r u n ­ ków polskich organicznie wyrosły.

Dr . Stanisław H upka.

S T A N O B E C N Y ZAGADNIENIA WZRUSZEŃ.

(dokończenie).

Tak więc widzimy, że pom iędzy s t a ­ na m i in te le k lu a ln e m i a afek tow em i we w z ru sze n iu istn ieje s ta ły antagonizm . Im żywsze j e s t z a b arw ie n ie a fe k to w e

dan ego wzruszenia, te m mniej w yraźne, u p o rzą d k o w an e i d ok ładn e są spółistnie- j ą c e w nim s ta n y in te le k tu a ln e i naod- w rót, im w y b itn ie j p rz e ja w ia się i n te le ­ k t u a l n y c h a r a k t e r w zruszenia, te m s ła b ­ sze j e s t jeg o napięcie a fekto w e i z w ią ­ zana z niem dążność do ruchu. S t a n y i n te le k tu a ln e czyste, pozbaw ione p ra w ie zupełnie p ie rw ia s tk u afektow ego, s p o ty ­ k a n e z re sz tą niezm iernie rzad ko p r z e ­ ważnie u osobników p a tolo giczny ch , są p raw ie całkow icie pozbawione p i e r w i a s t ­ ków u s tro jo w y c h i im pulsyw ności. Sil­

niejsze napięcie i obszerniejszy z a k re s zespolonych ze w zruszeniem procesów ustro jow y ch, fizyologicznych spraw ia, że ilość energii p rz e ja w ia ją c a się we w z ru ­ szeniu j e s t znacznie w iększa, niż w s ta ­ n a c h in te le k tu a ln y c h . S tą d c h a r a k te r burzliw y, w y b u c h o w y i c h a o ty c z n y w z ru ­ szeń w p rzeciw ień stw ie do sta n ó w i n t e ­ le k tu a ln y c h , odznaczających się więk­

szym spokojem, u s y s te m a ty z o w a n ie m i dokładnością. Na czem polegają i od czego zależą owe różnice? Aby w y j a ­ śn ić sobie to pytanie, r o z p a trz m y m e ­ chanizm w z ru sze n ia j a k o fak tu biologi­

cznego w najsz e rsz e m tego słow a z n a­

czeniu, nie zwężając sam ow olnie jeg o za­

k r e s u przez w ykluczenie spółistn iejących w n iem ze s ta n a m i p s y ch iczn em i pier­

w ia s tk ó w fizyologicznych.

B ad anie m ec h a n iz m u w zruszeń podjął n ajobszerniej P a w e ł Sollier, profesor u n i ­ w e r s y t e t u w Brukselli, w sw em dziele

„Le m ecanism e des ć m o tio n s “, w y d a n e m w P a r y ż u w r o k u 1905. Sollier kładzie g łó w n y n a c isk w swej teoryi n a z ja w is ­ k a m ózgowe we w zruszeniu. W e d łu g Solliera, k o r a m ózgow a j e s t n iety lk o r z u ­ te m fu n k c y o n a ln y m w s z y s tk ic h organów i części u stro ju, lecz i z b iornik iem e n e r ­ gii poten eyalnej, k tó re j część w k a ż d y m akcie życiow ym zostaje u ta jo n a i zg ro­

m ad z o n a w niej jak o zapas. W z w y ­ k ł y m akcie in te le k tu a ln y m , ja k i m j e s t p o strzeżenie, w yobra ż enie i t. d. owa u ta jo n a e n e rg ia nie zo staje uw alniana, n a tę ż e n ie bowiem p o d niety działającej j e s t z b y t małe, aby mogło przezw y cię­

żyć opór, ja k i rozchodzeniu się en ergii

po całym m ózgu sta w ia ją d rogi s k o ja ­

(6)

22 W SZ E C H SW IA T M 2

rzeń, łączące ze sobą kom órki mózgowe.

R e a k c y a p rz e to m ó zg u n a p o d n ie ty s ła ­ be i ściśle ogran iczone co do p u n k t u przyczepu j e s t o d d ziały w an iem propor- c y o nalnem do siły p o d n iety i mniej w ię ­ cej o g ranic zo ne m c e n tra ln ie i obwodo- wo. Inaczej rzecz się m a we w z ru s z e ­ niu. T u taj opór dró g sk o ja rz e ń zostaje p rzezw yciężony bądź s k u tk ie m n a tę ż e n ia p o d n iety z adrażn iającej j e d e n ośrodek mózgow y, bądź w s k u t e k je d n o c z e sn e g o choć słabego z a d ra ż n ie n ia w ielu o śro d ­ ków m ózgow ych, co zachodzi w czuciach r o zla n y ch cenestezyi. W p ro w a d ze n ie w s ta n c z y n n y znacznej części k o m ó re k m ózgow ych u w a ln ia e n e rg ię p o te n c y a ln ą w nich n a g ro m a d zo n ą , czego r e z u lta te m j e s t , w e d łu g Solliera „rozlanie w s a m y m m ózgu e n e rg ii p r z e k s z ta łc a n e j i w y z w a ­ lanej przezeń i pochłonięcie p rzez mózg części owej e n e rg ii z us z cz e rb k ie m e fek ­ t u pracy, m ającej być w y k o n a n ą przez ową e n ergię" '). A czkolw iek w o b ja ś n ie ­ n iu m ec h a n iz m u w zruszeń p rz e s ła n k i Solliera są zupełnie słuszne, n iem niej o sta te c z n y w n iosek p rze c z y sam sobie.

G dybyśm y, opierając się n a nim, chcieli s n u ć dalszy c ią g w nioskow ań, m u sie li­

b y śm y , w b re w cod zienn em u d o św iad cze­

niu, przy ją ć za fakt, że im silniejsze j e s t w zruszenie, te m słabsza j e s t r e a k ­ cya obwodowa o rganizm u, co, oczywiście, j e s t absurdem . Błąd Solliera polega na tem , że w o s ta t e c z n y m w nio sk u z w raca uw a g ę je d y n ie n a mózg, nie licząc się z r e a k c y ą pozostałej części ustro ju .

P o s ta r a jm y się s k o ry g o w a ć n iek o n se k - w encye we w n io s k o w a n iu Solliera. Or­

ganizm nasz czerpie e n e rg ię z po k a rm ó w sta ły c h i ciekłych, p rz e ra b ia n y c h przez n a rz ą d y t r a w ie n ia i rozn o szo n y ch po c a ­ ły m u s tr o ju przez k rew . E n e r g ię ową u w a ln ia ją p o d n ie ty b ą d ź m echaniczne, bąd ź cieplne, e le k tro m a g n e ty c z n e i wo- góle pro m ienio tw órcze, j a k to p o zw alają p r z y p u s z c z a ć na jn o w sze o d k ry cia z d z ie ­ dziny rad y o g n o z y i, w re szc ie tre ś ć u s ł y ­ sz a n y c h przez n a s w yrazó w , m ają cy c h dla n a s c h a r a k t e r sym bolów , w y o b ra ż e ń

') P a trz dzieło cytow ane str. 48.

lub pojęć. E n e r g ia p o d niet zadrażnia p rzed ew szystkiem zakończenia obwodowe n e rw ó w czuciow ych bądź skó ry, bądź organ ów zm ysłów w yższych, bądź w n ę ­ trzności i za p o śre d n ic tw em n e rw ó w po­

przez ośrodki podkorowe dochodzi do o r­

g a n u c e n traln e g o czuciowości, kom p leksu ko m ó rek w korze mózgowej, gdzie p o ­ w oduje z je d n e j s tr o n y zm iany cząstecz­

kow e n a tu r y fizykochemicznej, z drugiej s w o is ty s ta n psy c h ic z n y mniej lub b a r ­ dziej w yraźny. P ro c esy ce ntralne , z a ­ chodzące w kom órk a c h korow ych, k o m u ­ n i k u ją się przez drogi ne rw ow e o d ś ro d ­ kowe obwodowi (wnętrznościom, m ię ­ śniom, n a rz ą d o m krążenia, gruczołom i t. d.) i w yw ołują zm iany obwodowe, w p ro w a d z a ją c w s ta n czynny owe n a ­ rządy. Nie całkow ita j e d n a k ilość e n e r ­ gii dostarczona organizm ow i z uży tko w uje się n a wyw ołanie rea k c y i czynnej, część je j idzie na pokonanie bezw ładności ele ­ m e n tó w u s tr o ju i zostaje w n im n a g r o ­ m adzona ja k o en e rg ia utajona, potencyal- na. Że t a k j e s t w rzeczy samej, ś w ia d ­ czy te n fakt, że p o dn iety b ardzo słabe w p rz y p a d k u jed n orazow eg o działania często nie w y w o łu ją w odpornym org a­

nizm ie żadnej dostrzegalnej re a k c y i ani psychicznej, ani fizyologicznej, p o w ta ­ r z a n e zaś k ilk a k ro tn ie sp ra w ia ją efekt u z e w n ę trz n ia ją c y się fu nkcyonalnie.

W p ierw szym razie en e rg ia u s tr o ju z u ­ żyw a się na po ko nanie oporu, co u łatw ia p o w tó rn ą działalność podniety i pozwala je j w yw ołać w yładow anie energii. T ak więc o sta te cz n y m r e z u lta te m w y ła d o w a ­ n ia energii w u s tr o ju będzie: 1) sta n c z y n n y a p a r a tu n erw o w eg o zarówno ob­

w odow ego j a k i centralnego; 2) s ta n y psychiczne; 3) s ta n y obwodowe. Zacho­

dzi j e d n a k pytanie, dlaczego re a k c y a u s tr o ju na p o d n ie ty b y w a w j e d n y c h r a ­ z ach spokojna, u sy ste m a ty z o w a n a , s to ­ sunkow o ograniczona, j a k to widzimy w s ta n a c h fizyologiczno-intelektualnych, w d r u g ic h —burzliw a, n ie s y s te m a ty c z n a , rozlana j a k to b y w a we wzruszeniach.

R e a k c y a u s tr o ju na p o d n ie ty zależy: 1) od n a tę ż e n ia po dn iety; 2) od je j jakości;

3) od s ta n u organizm u. W razie rów no ­

śc i innych w a ru n k ó w im silniejsza je s t

(7)

M 2 W SZEC H SW IA T

23

podnieta, te m burzliwsza, mniej u s y s t e ­ m a ty z o w a n a i rozleglejsza będzie reak- cya organizm u. Mocniejsze p o d n ie ty ła ­ tw iej p rzezw yciężają zarów no opór dróg n e rw o w y c h d oprow adzających, odprow a­

d z ający ch i skojarzen iow ych, j a k i bez­

w ła d n o ś ć k o m órek n e rw o w y c h k ie ro w n i­

czych i o rganów obwodowych. S tą d ilość w p ro w a d z o n y c h w s ta n c z y n n y kom órek k o ro w y c h j e s t tu w iększa, niż wobec p o d n iet sła b y c h oraz oddziaływanie ich silniejsze, a przeto i ilość sta n ó w zaró­

w no in te le k tu a ln y c h , b ę d ących j e d n ą z ich fun k cy j, j a k i u strojow ych, w a r u n ­ k o w a n y c h przez działalność ośrodków m ó zgow ych w zm aga się i w y w ołuje c h a ­ os p s y c h ic z n y i fizyologiczny.

T a k właśnie rzecz się m a we w zrusze­

niu. W z ru sz e nie przeto odpowiada prze- d e w s z y s tk ie m podnietom siln ym i s ta n o ­ wi u stro ju , w k tó ry m ilość energ ii u j a ­ w n iającej się w fu n k cy a c h o rgan iz m u j e s t wzmożona w p oró w n an iu ze s t a n a ­

mi fizyologiczno - in te le k tu a ln e m i czyste- mi. Znaczne n a tę ż e n ie podniety nie j e s t j e d n a k w a ru n k ie m sine qua non p o w s ta ­

nia wzruszenia. P o d n ie ty słabe, m ające rozlany p u n k t przyczepu, do k t ó r y c h n a ­ leżą czucia c e n este ty c z n e zdolne są ró ­ wnież w y w o ływ a ć r e a k c y ę w zruszenia.

U k ła d współczulny, dający początek czu- ciom cen estety c z n y m , posia d a tyle p o łą ­ czeń pom iędzy swemi węzłami i w łó k n a ­ mi, że niem ożliw ą się s ta je ograniczona lokalizacya p od rażnienia. P odrażnienie więc c e n e s te ty c z n e m a c h a r a k te r zawsze rozlany, a p rze to i w mózgu, z k tó ry m u k ła d współczulny z na jdu je się w połą­

czeniu, w y w o łuje re a k c y ę rozlaną, ta k ą s am ę j a k mocne podrażnien ie z m ysło­

w e —czyli re a k c y ę odpow iadającą w z ru ­ szeniu. R e ak cy a w z ru sze n ia może po­

w s ta w a ć i w obec po dniet słab ych obwo­

dowych, skoro w s k u te k p e w n y c h przy­

czyn bezw ładność org an izm u zostanie zm niejszona. T a k b y w a u ludzi w y c z e r­

p a n y c h p r a c ą lub chorobą, n e u r a s t e n i ­ ków, n ie k tó r y c h um ysłow o chorych, u k tó ry c h oporność u s tr o ju słabnie. Or­

ganizm ta k ic h ludzi p r z e d s ta w ia j a k b y czuły in str u m e n t, d r g a ją c y za najlżej- szem poruszeniem . W rażliw ość przeto

u s tr o ju o d g ry w a również rolę w p o w s ta ­ w a n iu re a k c y i w zruszeniowej. Może ona zarów no u ła tw ia ć j a k i u tru d n ia ć j e j w y ­ stępow anie. To ostatn ie zdarza się, n?

p r z y k ła d w s ta n a c h stuporu, kiedy władność zarów no u k ła d u n e r ’ j a k i całego u s tr o ju zostaje wz.

E n e r g ia u z e w n ę trz n ia ją c a się w r e a k ­ cyi w z ru s z e n ia pochodzi częściowo z z a ­ p a s u n a gro m a d zon e g o przez ustró j w po­

s ta c i u ta jo n e j, wzmożenie się więc tego z a p asu może rów nież u łatw ia ć p o w s ta ­ w anie owej reakcyi. W re sz c ie r e a k c y a w zruszenia może w y s tą p ić i pod w pły­

w em p odniet psychicznych, tak ic h , j a k n a p rz y k ła d , niespodziew ana, p r z y k r a lub p rz y je m n a now ina i t. p. W ty m o s t a t ­ n im p r zy p a d k u e n e rg ia p o ten c y a ln a zo­

s ta je uw o lniona przez pow stan ie sk o ja ­ rzon ych z w y w o łu ją c ą p o d n ietą p s y c h i­

czną sta n ó w i n te le k tu a ln y c h i zespolo­

n y c h z n iem i zm ian c z ąsteczk ow y ch w k om órkach korow ych, k tó ry m odpo­

w ia d a ją w a ru n k o w a n e przez nie zm iany fu n kcyonalne n a obwodzie. T a k więc fizyologiczna s tro n a w z ru sze n ia polega n a wzmożeniu uzew nętrzniającej się, ja-- ko r e a k c y a ustrojo w a, energii nie samej k o ry mózgowej, lecz całego organizm u, wzmożeniu, k tó re p o w s ta je m o m e n ta ln ie pod w pły w em bądź podniety zmysłowej 0 silnem napięciu, bądź pod rażnienia rozlanego c e n este ty c z n e g o lub p s y c h ic z ­ nego, bądź wreszcie, w razie słab y ch n a w e t p o d n iet zm ysłow ych, w s k u te k zm nie jsz e nia się bezw ładności organ izm u lub z w ię k sz e n ia je g o wrażliwości. Fizyo- logicznej r e a k c y i w z ru sze n ia odpowiada chaos intelektu alny, p o w s ta ją c y w s k u ­ te k m om entalnego w y stę p o w a n ia w św ia ­ domości m n ó stw a sta n ó w in te le k tu a l­

ny ch, zespolonych ze s ta n e m czynnym k o m ó re k mózgow ych.

T a k więc z rozp atrzenia m echanizm u w z ru sze ń w yprow adziliśm y w niosek wręcz przeciw ny tw ie rd z e n iu Solliera. W brew je g o teoryi, ene rg ia obwodow a w r e a k ­ cyi w z ru sze n ia j e s t w s to s u n k u p ro sty m do energii w yłado w anej przez ko rę mó­

zgową. G. D u m a s w swry c h b a d a n ia c h

n a d d łu go trw a łem i s ta n a m i p rzy je m n e m i

1 p rz y k re m i u um ysłow o c h ory ch w y k a ­

(8)

24

W SZEC H SW IA T J\T» 2

zał, że pierw szym z n ich t o w a rz y s z y za­

w sze wzm ożona sp ra w n o ść w s z y s tk ic h funkcy j u s tr o ju , d r u g im zaś ich upośle-

'mie. P a k t ten , na pozór s przeczny

^mi w yw odam i, po bliższem rozpa- 'idza się z n iem i w zupełności, -y sam ej u osobników , b ę d ą c y c h w s ta n ie d e p re sy i, pobu d liw o ść w z ru s z e ­ niowa j e s t rów nież upośledzona. W z r u ­ szenia p o w s ta ją u n ich tru d n ie j i o b ja­

w ia ją się słabiej, niż w s ta n ie n o r m a l­

nym , s t a n zaś p r z y g n ę b ie n ia p s y c h ic z n e ­ go j e s t raczej o słab ien iem n a s tr o ju afek- tow ego, niż j e g o w zm ożeniem . W n a ­ p a d a c h b ólu psyc h ic z n eg o , z d a rz a ją c y c h się w melancholii, pomimo is tn ie n ia w z r u ­ szenia o c h a r a k te r z e p rz y k r y m , m am y, zgodnie z na sze m i w yw o d a m i, ch w ilo w y w z rost u ja w n ia ją c e j się energii.

Pozostaje n a m r o z s trz y g n ą ć p y tanie, czem j e s t n a s tr ó j a fe k to w y we w z ru s ze ­ niu, ja k o t e ż odn aleść ośrodki, z k tó r y c h zm ia nam i fu n k cy o n a ln em i je s t on z e sp o ­ lony, o r a z — jeż e li okaże się to możli- w em — w s k a z a ć n a rz ą d y , k tó r y c h funk- cyonow anie j e s t n iez b ę d n e dla je g o po ­ w stania.

N astró j a fek tow y , t a k sam o j a k s ta n y in te le k tu a ln e , j e s t p r z e ja w e m naszej św iadom ości, p o s ia d a j e d n a k c h a r a k te r sw o isty bardziej s u b j e k t y w n y niż czucia, wrażenia, w y o b r a ż e n ia i idee, a przeto nie może b y ć z niem i utożsa m ia n y. Dla o b jaśn ie n ia tego z ja w is k a Sollier, za p rz y k ła d e m M ajnerta, p rz y jm u je is t n i e ­ nie specyficznej czuciowości. mózgowej.

Mózg w s ta n ie czy n n y m , podobnie j a k k a ż d y i n n y o rg an, p o sia d a zdolność od­

czuw an ia w łasnej pracy. Że t a k j e s t w rzeczy sam ej, dowodzi m nóstw o f a k ­ tów. Czyż nie o d c z u w a m y se nsa c yi w mózgu w razie s k u p ie n ia uw agi, czyż nie c z u je m y zm ęczenia w m ózg u po d łu ­ giej prac y ? T akie zjaw isko, j a k senność, n ależy ró w n ież do dz ie d z in y czuciowości m ózgow ej. W w y p a d k a c h p a to lo g ic z ­ nych, j a k o to: fobie, ch o roby u m y sło w e , h is te ry a , ch ory do św ia d cz a ró żn y ch sen- sacyj w m ózgu, t a k i c h ja k : próżnia m ó ­ zgowa, p o s trz e g a n ie otoczenia j a k b y przez mgłę, n ie o k r e ś lo n y niepokój. T u ­ ta j n a le ż y rów nież z ja w isk o o d u rze nia

w czasie hypnozy, se n sa c y a m row ienia w m ózgu w paraliżu p o s tę p o w y m i t. p.

Owa więc czuciowość m ózgow a s ta n o w i ­ łaby, w e d łu g Solliera, ton afektowy we w zruszeniu. J e g o c h a r a k te r zaś p r z y k r y lub p rz y je m n y zależałby od tego, czy p rze jaw ie nie się owej czuciowości j e s t u łatw io ne lub utrud nio ne. Co dotyczę p y ta n ia , czy n a s tró j a fe k to w y stan o w i fu n k cy ę w sz y s tk ic h ele m en tó w koro­

w ych , czy też t y lk o pew nej ich grupy, to Sollier p rzy p isu je własność ceneste- zyi mózgowej ty lko k om órkom p ła tu czołowego, lecz dowodów p o z y ty w n y c h n a to nie p rzy tacza. Dochodzi zaś do swego w nio sk u d ro g ą sp e k u la c y jn ą ; a m ianowicie, stw ierdziw szy, że pozo­

s ta ła część k o ry mózgowej j e s t funkcyo- n a ln y m ośrodkiem czuć, fu n k c y a zaś p ła ­ tu czołowego j e s t n am n iezn an a, w nio­

skuje, że ona w ła śn ie j e s t podścieliskiem anatom ofizyologicznem n a s tr o ju afekto- wego. Istn ien ie c e n estez y i mózgowej je s t h y p o tez ą bardzo praw dopodobną, u z n a n ie jej j e d n a k za fu n k c y ę w y łą c z ­ nie p ła tu czołowego nie opiera się n a ż a d n y ch f a k ta c h po z y ty w n y c h , d e d u k ­ cy jn y zaś w niosek Solliera, d oty cz ą c y je j lokalizacyi, nie w y n ik a wcale jak o k onieczn y z j e g o p rzesłanek. Daleko praw dopodobniejsze j e s t , w e d łu g nas, przypuszczenie, że w sz y stkie czuciowe kom ó rk i mózgu, t a k samo ja k w sz y stk ie inn e narządy, są obdarzone zdolnością odczuw ania w łasnego fu nkcyonow ania.

Co dotyczę uto żsa m ia n ia cenestezyi mózgowej z n a s tr o je m afektow ym , to h y p o tez ą ta, aczkolw iek pociągająca, ró ­ wnież w całości u trz y m a ć się nie daje, j a k stw ierdziły bowiem powyżej cyto ­ w ane doświadczenia sam ego Solliera oraz poniżej przytoczona o b s e rw ac y a d ’AUon- n e s a n a d p a c y e n tk ą pozbaw ioną czucio­

wości w nętrznościow ej, nastrój afek tow y

w zruszenia nie może po w stać bez lunk-

c yonow ania p ła tu ciem ieniowego mózgu,

w k tó ry m r z u t u j ą się czucia c e n estezy i

wnętrzności. Słuszniejszą i bardziej p r a ­

w dopodobną, w e d łu g nas, b y ła b y deduk-

cya, że n a stró j a fe k to w y j e s t j e d n y m ze

s ta n ó w sk ła d o w y ch złożonej sent-acyi,

j a k ą p r z e d s ta w ia c e n estez y a mózgowa,

(9)

No 2 W SZECHSW IAT

25

i że org an e m je g o j e s t płat ciemieniowy.

Oczywiście, j e s t to h y p o te z a raczej p r a ­ w dopodobna, niż pew na i w y m a g a n e są dalsze b a dania dla jej potw ierdzenia lub obalenia.

Co dotyczę na rz ą d ó w obwodowych, k tó r y c h fun kcy on ow anie w y w iera z n a c z ­ n iejsz y wpływ n a nastrój afektow y, są niem i gruczoły. Znan y j e s t powszechnie w p ływ k a s tr a c y i n a s ta n naszej uczucio­

wości, oraz z m ia n y w jej sferze pod w p ły ­ w em d o jrz e w a n ia płciowego; ta k samo p rze ro s t lub zanik gruczołu tarczyk o w e- go oprócz zm ian u strojow ych w p ły w a również i n a n a strój afe k to w y osobnika.

Rola in n y c h gruczołów, j a k nadn ercza, gruczoły t ra w ie n n e i t. p. j e s t mniej z b a ­ dana, nie ulega j e d n a k wątpliw ości, że i one w y w ie r a ją również w p ływ n a za­

b a rw ie n ie uczuciowe naszych w zruszeń.

Na czem polega ów wpływ, dziś jeszcze ok reślić niepod ob na z całą stano w czo ­ ścią. W ia d o m o tylko, że prze w aż na część gruczo łów prócz wydzielin, o d p ro ­ w a d z a n y c h przez ich przew ody, wydziela również swoiste s u b s ta n c y e chemiczne w p ro s t do ogólnego krwioobiegu, d z ia ­ łalność zaś n ie k tó ry c h bezprzew odow ych m a w yłącznie t e n j e d e n cel. P r a w d o p o ­ dobnie s u b s ta n c y e owe, dosta w sz y się z k r w i ą do k o m órek k o ro w y c h w y w o ­ łują w nich swoiste zm iany chemiczne, odbijające się n a n a s tro ju afektow ym . Na czem j e d n a k owe z m ia n y polegają, dziś jeszcze wcale nie można określić.

To je d n o ty lk o stw ierdzić należy, że n a d m ia r lub b r a k owych su b sta n c y j w p ły ­ wa n a s ta n naszy ch wzruszeń.

W o s ta tn ic h czasach H e n ry k P ie ro n x) w rozpraw ie „La theorie des ćm otions e t les donnćes actuelles de la pbysiolo- g i e “, opierając się n a bad aniach dośw iad­

czalnych B e c h te re w a , P a g a n a i Shering- tona, próbow ał obalić teorye, p rz y z n a ją ­ ce udział w p o w sta n iu sta n ó w afekto- w ych czuciom c e n este ty c z n y m i korze mózgowej i n a ich m iejsce stw o rz y ć in ­ ną, p r z y jm u ją c ą ciało p r ą ż k o w an e (cor-

J) Journal de psychol. norm. et pathol. 1907 str. 439 i nast.

pus stria tu m ) za j e d y n y ich ośrodek k ie ­ row niczy. Aczkolwiek p io b a wyłącznego uzależnienia stan ów ś w iad o m y ch , ja k ie - mi są z ja w isk a afektow e, od o środka podkorowego ju ż a priori w zbudza po­

ważne wątpliw ości, niem niej nie bez po­

ż y tk u będzie rozp atrzeć k r y ty c z n ie a r g u ­ m e n ty Pierona, a b y w ykazać ich bezza­

sadność, tem bardziej, że dośw iadczenia fizyologów, n a k tó ry c h się on opiera, a c z ­ kolw iek nie obalają twierdzeń, któ re s t a ­ r a liśm y się udowodnić, niem niej dodają g a rś ć n ow ych d a n ych co do znaczenia ośrodków podkorowych, uczestniczących w p o w sta w a n iu w zruszeń. B echterew po­

z b a w iał zw ierzęta poddane e k s p e r y m e n ­ tom k o ry mózgowej, w s k u te k czego po u p ły w ie pewnego czasu, j a k to w y k a z a ła a u to p s y a i b a dan ia m ikroskopow e, n a ­ stę p o w ał całkow ity z an ik pęczków p ira ­ m idalnych, łączących korę z rd ze n iem p rzedłużonym . U takich zwierząt, o ile poz osta w a ł w zgórek wzrokow y i je g o drogi przewodnie, B e c htere w p o s trz e g a ł zachow anie mimiki w zruszeń pod w p ł y ­ wem podniet sw oistych. Złe obchodze­

nie się ze zwierzęciem wyw oływ ało szcze­

rzenie zębów, jeż e n ie się szerści i t. p.

r u c h y odpowiadające gniew owi, pieszczo­

t y — m erdanie ogonem, m ruczenie u k o ta i t. p. Ze sw y c h doświadczeń B e c h te ­ re w w ypro w adził całkiem u z a sa d n io n y wniosek, że po usunięciu kory mózgowej możliwe są r u c h y a u to m a ty c z n e w y r a z u w zruszeń, o ile w zgórek wzrokow y po­

zostanie n ie tk n ię ty , innem i słowy, że ta lub przyległa do niej i pozostająca z nią w zw iązku część mózgu j e s t o środkiem ru ch ó w mimiki, k tó ra ze swej s tr o n y j e s t zjaw iskiem a u to m a ty c z n e m u s y s te m a ty - zowanem. Że ruchom w y ra z u u zw ierząt zo perow anych nie tow arzy szyła św ia d o ­ mość, dowodzą, w e d łu g B echterew a, d w a n a s tę p u ją c e fakty:

1) „Zwierzę niezoperow ane zdolne j e s t w y k o nyw a ć r u c h y m imiczne pod w p ł y ­ wem n ie ty lk o podniet czuciowych lub zm ysłowych, d ziałających na nie w da-, nej chwili, lecz również i p o d jw p ły w e m w y o b ra ż eń , idei i wogóle spraw p s y c h i ­ cznych. Przeciw nie zaś u zw ierząt po­

z ba w ionych półkul mózgowych, z ja w is k a

(10)

26

W SZ E C H SW IA T JS!e 2

m im iczne nie p o w s ta ją n ig d y dowolnie, lecz zawsze j a k o r e a k c y a n a pod n iety z e w n ę trz n e lub cenestety c z n e.

2) „Pod w p ły w e m p o d n ie ty z e w n ę tr z ­ nej lub w nętrznościow ej zwierzę n o rm a l­

ne zdolne j e s t m odyfikow ać swe r u c h y m im iczne, g d y ty m c z a s e m zwierzę zope- ro w a n e o dpow iada zaw sze ściśle w ten s am sposób n a o k re ś lo n ą p o d n ie tę 11 x).

P ie ro n przeciw nie z dośw iadczeń Bech- te r e w a w y p ro w a d z a zup ełn ie n ie u z a s a d ­ nio ny wniosek, że istn ien ie w zruszeń możliwe j e s t u z w ie rz ą t pozbaw ionych k o r y mózgowej. J e s t to błąd e le m e n t a r ­ ny, m im ik a bowiem, aczko lw iek s ta n o w i część sk ła d o w ą k o m p le k su w zru szenia, n ie j e s t w ż a d n y m razie w z ru szen iem c ałk o w item i może w y stę p o w a ć również niezależnie od niego, j a k o zjaw isko c zy ­ sto a u to m a ty c z n e .

P a g a n o , b a d a ją c u p só w fu n k cy ę p r a ­ wie d oty ch c z a s n ieznan e n u clei c au dati, zrobił spostrzeżenie, że w s trz y k n ię c ie zabarw io n e g o ro z tw o ru k u r a r y w p r z e d ­ n ią i śre d n ią trz e c ią c a p u t n u clei c a u d a ­ ti, s tw ie rd z o n e przez a u to p sy ę , w yw ołuje u p só w n ie u ś p io n y c h z ja w is k a z e w n ę tr z ­ ne w z ru sze n ia o c h a ra k te r z e s t r a c h u ze w szelk iem i szćzegółam i (postawa, g r a fi- zyognomii, o b jaw y sercow e, oddechowe, kiszkow e, s t a n źrenic i t. p.); w s t r z y ­ k n ięcie w t y l n ą trz e c ią tegoż j ą d r a — ob­

j a w y g n ie w u (szczerzenie zębów, szcze­

kanie, chęć g r y z ie n ia i t. p.). Poniew aż w dośw iadczeniach P a g a n a zarówno k o ra m ózgow a j a k i w ęzły i n e r w y wnętrzno- ściowe po z o sta ły n ien a ru szo n e , przeto bez w zględu n a to, czy p o w s ta je t u cał­

k o w ite wzruszenie, czy też ty lk o je g o o b ja w y u stro jow e, ś w ia d c z y ły b y one j e ­ dynie o te m sam em , co i dośw iadczenia B e c h te re w a , a m ianow icie, że n u cleu s c a u d a tu s , leżący j a k w iadom o w corpus s tr i a t u m , j e s t ośrodkiem , u czestn ic z ą cy m w p o w s ta w a n iu z ja w isk u stro jo w y c h w zruszenia, nie ś w ia d cz y ły b y j e d n a k w ż a d n y m razie, by był on j e d y n y m

J) P a trz D ’Allonneg, L ’explication phyBiol. de 1’em otion str. 135 w Jo u rn al de psych. norm. et pathol. 1906,

i w yłą c zn ym ośrodkiem w zruszeń, przez k tó re g o zadrażnienie bez u dz ia łu kory i czuć w n ę trz n o śc io w y c h m o g ły b y po­

w s ta w a ć zja w iska psychiczne wzruszenia, ta k ie j a k s ta n y in te le k tu a ln e i nastró j afektow y. J e s t to w n iosek t a k rz u c a ją ­ cy się w oczy, że n a w e t Pieron nie u z n a ­ j e e k s p ery m en tó w P a g a n a za ro z s trz y g a ­ ją c e i d la udow odnienia swej teory i zm u ­ szony j e s t powołać się n a inne bardziej p rzekonyw ające, w edług niego, d o św ia d ­ czenia, za jakie uw a ż a e k s p e ry m e n ty S he rin gto na .

S h e rin g to n przecin ał rdzeń u psów w okolicy szyjowej dolnej. W yłączenie ta k wielkiej liczby reak cy j naczy n io ­ wych, w nętrznościow ych, sk ó rn y c h i r u ­ chow ych, nie zniosło u ja w n ia n ia się m o­

żliwych ruchów w y ra z u wzruszeń. W ó w ­ czas S h e rin g to n p o sun ął się o k ro k d a ­ lej i prócz rdzenia przeciął u d w u psów również oba pnie nerw ow e, k tó re u psa z a w ie ra ją połączone w sobie n e r w y b łęd ­ ne i współczulne, idące u człow ieka od­

dzielnie. Po przecięciu owych pni w po­

łączeniu z mózgiem pozostały bardzo d ro bn e okolice obwodu, a mianowicie:

przepona, szyja, głow a i części górno- p rzednie p rze d n ich łap. Otóż pomimo w yłączen ia p ra w ie w s z y s tk ic h w n ę trz n o ­ ści i znacznej części s k ó ry i mięśni, re- ak c y e n a p o d n ie ty nienaruszo n ej przez operacyę m im iki o b jaw ia ły się w d a l­

szym ciągu, t a k j a k b y istniały wzrusze­

nia. Pióron w nio sk uje s tą d zb yt pośpie­

sznie o istn ie n iu w zruszeń. Mimika, a n a w e t s ta n y in te le k tu a ln e , k tó re w d a ­ n y m p r z y p a d k u mogły po w sta w a ć ró ­ w nież wobec całości k o ry m ózgowej, nie s ta n o w ią je s z c z e całkow itego w zru sze­

nia, konieczne j e s t is tn ie n ie n a s tro ju afektowego. Zachodzi przeto py tanie, czy istniał on u z w ie rz ą t zoperowa- n y c h , przez S h e rin g to n a . G dyby ta k było, teorye, uzn ające istnien ie czuć w n ę ­ trznościow ych za w a ru n e k niezbędn y w ystępo w an ia n a s tr o ju afektowego, nie m og łyb y się ostać.

Pozwolimy sobie j e d n a k zakw estyono- w ać jego istnien ie u psów Sheringtona.

Aczkolwiek bowiem z pow odu n iem ożno­

ści po ro zum iew an ia się ze zw ierzętam i

(11)

M 2

W SZECH SW IA T 27

tw ierdzen ie nasze w ty m poszczególnym p r z y p a d k u m usi pozostać gołosłownem, t a k samo z re s z tą j a k i tw ierd z en ie prze­

ciwne, niem niej spo strzeżenia na lu dziach w s ta n a c h a n e ste z y i w nętrznościow ej p r z e m a w ia ją stanow czo przeciw istn ie ­ niu p ie rw ia s tk u afektowego u osobników, p ozb a w io n y ch czuć w nętrznościow ych.

D ’A llonnes x) obserw ow ał chorą d o tk n ię ­ t ą a n e ste z y ą czuciowości ogólnej. Chora owa, j a k sa m a twierdziła, nie d ośw iad­

czała uczuć s u b je k ty w n y c h , aczkolwiek m im ik a pozostała u niej zachow ana. P a k t t e n obala całkow icie w niosek Piero na w y p ro w a d z o n y z dośw iadczeń Shering- to n a, a przeto nasze w yw ody pozostają w swej sile. S tre ś ć m y j e w k ilk u sło­

w ach. W zruszenie j e s t r e a k c y ą psycho- flzyologiczną n a podniety, mogące uwol­

nić d o s ta te cz n ą ilość energii potencyal- nej u stro ju . W y s tę p u je ono w bezpo- ś re d n ie m dośw iadczeniu ja k o jed n o lita całość, z któ re j drogą analizy wydzielić się dają: l) na stró j afektowy, 2) sta n y in te le k tu a ln e , 3) zjaw iska u stro jo w e fi- zyologiczne. P ie rw sz y j e s t fu n k c y ą dzia­

łalności k o m ó rek k o row y ch p ła tu cie­

m ieniow ego i j a k o ta k i nie może istnieć w b r a k u czuć w nę trz n ośc iow yc h; d rugie s ta n o w ią fu n k cy ę działalności w szy stkich c zuciow ych k o m ó rek m ózgowych; trz e ­ cie są w y ra z e m przekształcenia energii do sta rc za ne j organizm ow i przez p o k a r­

m y i uwalnianej przez podniety. Dla p o w s ta n ia w z rusze nia niezbędne są: 1) odpowiednia podnieta, 2) d o sta te cz n a po­

b udliw ość u stro ju , 3) funk cy on o w an ie ośrodków korow ych i w n ę trz n ośc iow yc h oraz całość d ró g n e rw o w y c h p rzew odzą­

cych en erg ię uw olnioną przez podnietę.

K azim ierz Okuszko.

!) P atrz D ’Allonnes rozpraw a cytow ana, str.

149.

Dr. F E . F L A D E .

O Z N A C Z E N I U T E O R Y I A T O M O ­ W E J DLA C H E M I I Ł).

Żyjemy w epoce, która, w ed ług wszel­

kiego praw dopodobieństw a, posiada duże pod wielu w zględam i znaczenie dla dzie­

jów n a u k o w e g o posługiw ania się teorya- mi atom istycznem i. P rz ed e w sz y stk ie m dotyczę to dziedziny fizyki. S ta re m o­

lek uły cynetycznej te o ry i ciepła, oddały nowe usłu gi w B oltzm annow skiem rozu­

m ieniu funkcyi entropii. Richarz z po­

w odzeniem przeniósł w yobrażenia tej t e ­ oryi na ciała stałe tak ż e i pod w zglę­

dem ilościowym. U ltra m ik ro s k o p poka­

zał n am istn ie n ie c z ą s te k t a k drobnych, że wielkość ich zaledwie dziesięciokrot­

nie przenosi rozm iary, ja k ie wedle teoryi c y n e tyc z nej gazów posiadać w in n y czą­

steczki gazowe. W ie lu badaczów znaj­

duje w zjaw iskach Browna p e w n y do­

wód pośredni istn ien ia molekuł. Na pier- wszem atoli m iejscu w ym ienić tu należy nowoczesną teoryę elektronów , która, p rzy jm u ją c istnienie oddzielnych elem en­

ta r n y c h ilostek e le k try c z n y c h odjem nych, a e w entualnie i dodatnich, tem sam em przenosi n a pojęcie ilości e lektryczności s ta r e nasze założenia o budowie m a te ry i ważkiej. W sp o m n ę t u tylko o szerokich i płodnych zastosow aniach, j a k i e teo ry a t a znalazła w dziedzinie czysto fizycznej.

W chem ii te o ry a e le k tro n o w a oddała o grom ne u słu g i w dziedzinie rad y o a k ty - wności. W chemii su b sta n c y j z w y k ły ch nie ra d y o a k ty w n y c h te o r y a ta, j a k do­

tąd, nie n a b ra ła większego znaczenia.

Ale ju ż w y ła n ia się m yśl jej zastosow a­

nia. W dalszym ciągu m am zam iar wspom nieć o próbie, j a k ą uczyniono w ty m k ieru n k u .

Dzisiaj nie można jeszcze przewidzieć, j a k dalece n a s ta r ą teoryę atom ow ą che­

i) Rozpraw a habilitacyjna. M arburg 25 kw ie­

tn ia 1910 roku. N aturw issenschaftliche R und­

schau.

(12)

28

W SZEC H SW IA T JM® 2

mii wpłynie to szerokie w ykształcanie teo ry i a to m is ty c z n y c h w dziedzinie fizy­

ki. Je dn ak ż e , m u sim y przy najm n iej li­

czyć się z możliwością, że w pływ ten j e s t znaczny. A w zgląd te n s k ła n ia nas do zajęcia się ra z jeszcze s ta re m i a t o ­ m am i chem icznem i, aby, o g ran ic za ją c się do rzeczy zasa d n icz y c h , w y jaśn ić z n a­

czenie, ja k i e m a ją one w łaśnie dla c h e ­ mii.

Z pojęciem a to m u zaw sze łączym y p r z e d e w s z y s tk ie m m yśl o elem encie m e ­ chaniczn y m . U k ła d y atom ów , za ja k i e u w ażać c hc em y s u b s ta n c y e chem iczne, w in n y być p o m yślane jako u k ła d y m e ­ chaniczne. Z a sta n o w iw sz y się atoli nad ro zu m o w an iem , k tó re p row adzi n a s do tego celu, sp o strz eż e m y dw a n a tu r a ln e stopnie. Na s to p n iu p ie rw s z y m u w a ż a ć będziem y a to m y za oddzielne ogniw a p e w n e g o k o m p le k su alg e b raic z n eg o , k t ó ­ r y będzie w t e d y s y m b o le m danej sub- s ta n c y i chem icznej. N a s to p n iu d ru gim te n ko m p lek s a lg e b ra ic z n y ro zszerza się i staje się s c h e m a te m g e o m e try c z n y m . T y m spo sobem n a s to p n iu p ierw sz y m z n a jd u je m y s to s u n k i ilościowe, w j a k i c h łączą się p ie r w ia s tk i w związki, p ra w a po dstaw o w e s te c h io m e try c z n e oraz p o ję ­ cia, k tó re z niem i się wiążą; stopniow i d r u g ie m u odpow iada rozwój wzorów bu ­ dowy.

Załóżmy tym czasow o, że nie w iem y je s z c z e nic o p o d s ta w o w y c h p r a w a c h s te c h io m e try c z n y c h , lecz że p o sia d a m y wiadom ości, k tó re rzeczowo p o p rzed zają te praw a. A z a te m , m ożem y w yraźnie odróżniać s u b s ta n c y e c z y ste od m ie sz a ­ nin m ec h a n ic z n y c h oraz od ro ztw orów , albow iem p ra w a pow yższe d o ty c z ą ty lko su b s ta n c y j c zystych. D alej, m o g lib y śm y w ś ró d s u b s ta n c y j c z y s ty c h odróżniać ciała złożone, czyli związki, i ciała p r o ­ ste, czyli p ie rw ia s tk i. Po trzecie, p osia­

d a lib y ś m y p rzek o n a n ie o słuszności ogól­

nej p o d sta w o w e g o p r a w a zach o w an ia p ie r w ia s tk ó w co do ilości i ro d zaju , c h o ­ ciażby tylk o w tem znaczen iu p rostem , czysto dośw iadczalnem , że jeżeli p e w n a o k reślo n a ilość r ó ż n y c h p ie rw ia s tk ó w p o ­ łączy się ze s o b ą w j e d e n lub k ilk a związków, to w k a ż d y m p r z y p a d k u te

sam e p ierw ia stk i dają się o trzy m ać z po­

w ro tem w tej samej ilości, n ig d y zaś pierw ia stki inne lub w ilości innej.

Z tego p ra w a zasadniczego zachow ania p ierw ia stk ó w w y n ik a z konieczności, i to bez udziału ja k ie jk o lw ie k hypotezy, że rodzaj i ilość pierw iastk ów , które t w o ­ r z ą pewien ok reślon y związek chem icz­

ny, lub dają się z niego otrzym ać, m u ­ szą być zawsze zupełnie określone. A l­

bowiem w p rzeciw n ym razie albo p raw o owo nie m ogłoby się iścić, albo też prób­

ki danego związku, o trz y m an e np. roz- m aitem i drogam i, m u sia ły b y dać się roz­

łożyć w sposób rozm aity. A zatem, nie m o g lib y śm y w te d y mówić o zw iązku j a ­ ko o in d y w id u u m chemicznem.

Co dotyczę ilości oddzielnych p ie r­

w iastków , k tó re m ogą łączyć się w zw iąz­

ki, m u sieliby śm y p rze d e w sz y stk ie m li­

czyć się z możliwością, że dla każdej k o m b in a c y i zachodzi sto s u n e k in d y w i­

dualny, k t ó r y może być najzupełniej n ie­

zależny od s to su n k u , w ja k i m te sam e p ierw ia stk i łączą się w in n y j a k i ś zw ią­

zek. Na szczęście j e d n a k t a k nie jes t;

doświadczenie daje, j a k wiadomo, znane n a m sto su n k i proste, lecz mimo to n ie ­ zm iernie ciekaw e.

Po pierwsze, praw o w ielokrotności sto­

sunków : jeżeli dw a pierw ia s tk i dawać m og ą ze sobą więcej nad jed en związek, to różne ilości je d n e g o p ierw ia stk u , k t ó ­ re łączyć się m ogą z t ą s am ą ilością d rugiego, z n a jd u ją się w zględem siebie w s to s u n k u liczebnym prostym . Tej szczególnej prawidłowości, aczkolwiek oswoiliśm y się z nią przez ciągłą obser- w acyę, nie może n am w y tłu m a c zy ć ża­

dne rozw ażanie ogólne, oparte ty lko na ty c h p o d s ta w a c h , któ re przy to czyliśm y do tych czas.

J e szcze dziwniej prze d staw ia ć się mo­

że nieu p rz ed z o n e m u myślicielowi praw o

d ru g ie , n a k tó re przytoczę t u p rzyk ła d

k las y c z n y . W siarczku ołowiu n a j e d n ę

część (na wagę) ołowiu przy pad a 0,154

części siarki. Przez u tle n ie n ie można

sia rc z e k ołowiu zam ienić na siarczan,

w k tó r y m n ig d y nie u d a się w ykazać

ani n a d m ia ru tle n k u ołowiu, ani też n a d ­

m ia ru b e zw odnika siarkow ego. A więc

(13)

JM® 2 W SZ E C H SW IA T 29

ostatecznie, w siarczanie ołowiu zach o ­ dzić m usi te n sam sto s u n e k pomiędzy ołowiem a sia rk ą , co i w siarczku oło­

wiu. Stosunek, w j a k im łączą się te d w a p ierw ia stk i nie zmienił się w s k u te k d o łączenia się tlenu.

T e o ry a atom ów tłu m ac z y te szczegól­

niejsze praw idłowości w sposób bardzo p ro sty i praw dopodobny. Jeżeli w y o b r a ­ zim y sobie p ew ną określoną ilość k a ż d e ­ go p ie rw ia s tk u j a k o sum ę oddzielnych je d n a k o w y c h atomów, to naprzód czysto s c h em aty czn ie będziemy mogli pom yśleć p o w s ta n ie zw iązku dw u pierw iastk ó w w t a k i np. sposób, że j e d e n atom pier­

w ia s tk u A dołącza się do je d n e g o atom u p ie r w ia s tk u

B. D ru g i związek ty c h sa­

m y ch p ierw ia s tk ó w mógłby p ow stać przez dodanie dw u atom ów p ie rw ia s tk u

A do

je d n e g o a to m u p ie rw ia s tk u

B. W pier­

w sz y m p r z y p a d k u ilości pierw iastków , k tó re się ze sobą łączą, z konieczności m a ją się do siebie j a k ciężary oddziel­

n y c h atomów, w drugim p r z y p a d k u j a k ciężar dw u atom ów

A do jed n eg o atom u B. Różne ilości p ierw ia stk u A, które

w obu ra z a c h łączą się z je d n ą i t ą s a ­ mą ilością

B m uszą mieć się do siebie

j a k i do 2, do 3 i t. d. zgodnie z p r a ­

wem w ielo krotno ści stosunków , które ty m sposobem znajduje p roste w y t ł u m a ­ czenie.

Że sto s u n e k ołowiu do siarki j e s t ten sa m w sia rc z k u i w siarczanie, daje się rów nież łatw o w y tłu m aczy ć, jeżeli p r z y j­

miemy, że w obu zw iązkach na pewną o kreślo n ą liczbę atom ów ołowiu p rzy p a ­ da w obu raz a c h je d n a k o w a liczba ato­

mów siarki, co w y raża się sto su nk iem

i : l .

G dyby a to m y oddaw ały nam tę tylko usługę, że d o s ta rc za ły b y takiej poglądo­

wej i n te r p re ta c y i p o d staw o w y ch praw s te c h io m e try c z n y ch , to ju ż m usielibyśm y p rzy z n a ć im pew ne znaczenie. Ale uczy­

n iły one znacznie więcej. W ro k u 1803, g d y Dalton spróbow ał zastosow ać p r a ­ s ta r e pom ysły a to m isty c zn e do s to s u n ­ ków ciężarow ych, w k tó ry c h łączą się ze sobą p ierw ia s tk i, praw o w ielokrotności s to s u n k ó w nie było jesz c ze znane, acz­

kolw iek zgrom adzony podów czas m a te ­ r y a ł dośw iadczalny b y łb y w y sta rc z y ł do em p irycznego w yw odu tego p raw a . Stało się j e d n a k w p ro st przeciwnie, albowiem D a lto n w łaśnie na podstaw ie hyp o tetycz- n y c h sw y c h założeń doszedł do p rz e k o ­ n a n ia o możliwości tego p raw a i znalazł j e g o po tw ierdzenie w dośw iadczeniach, k tó re w edług dzisiejszych naszy ch pojęć b y n a jm n ie j nie odznaczały się d o k ład n o ­ ścią. Po tw ie rd z e n ie to zyskało bardzo n a wadze nieco później w s k u te k licznych i znacznie dokład niejszy ch doświadczeń Berzeliusa. W k a ż d y m razie Berzelius podaje w y n ik i swoje, zastrze ga ją c się przeciw ko wszelkiej d y sk u sy i h y p o tety - cznej, i w y p ro w a d z a n ie k o n se k w e n c y i pozostawia czytelnikowi. Sam atoli był zaw sze zw olennikiem teo ryi atomowej.

Odtąd ste c hiom e try c z ne p ra w a fu nd a­

m en ta ln e sta n o w ią n a jw ażniejszą p od sta­

wę chemii teo re ty c z n e j. P ie rw sz e m w y ­ m aganiem , j a k i e m a m y względem hypo- tezy, roszczącej sobie praw o do w arto ści n aukow ej, je s t, j a k wiadomo, w y m a g a ­ nie, by można było z jej pomocą znaleść ja k i e ś zależności nowe; w arunkow i te m u

h ypoteza atom ow a u c z yn iła zadość.

W y n ik ie m osta te cz n ym dość zawikła- n ego procesu rozw ojow ego, związanego z poznaniem p odstaw o w ych p ra w s te ­ chiom etrycznych, procesu, k tó re g o u k o ń ­ czenie przypadło n a rok mniej więcej 1860, j e s t j a s n e rozróżnienie pojęć: a to ­ mu, cząsteczki (molekuły), rów no w ażn ika oraz związane z tem ja k n a jś c iś le j u s t a ­ lenie wzorów p rz e d s ta w ia ją c y c h skład e le m e n ta rn y ciał. J a k ą rolę o degrała w ty m rozw oju w ielka obrazowość w y ­ obrażeń mechaniczno - a tom isty cznych , j e s t rzeczą dość t r u d n ą do ro z s trz y g n ię ­ cia. U chem ików owej epoki daje się z auw ażyć pew ien scep tycy zm w zględem z b ytnieg o zaufania do hypotezy, a sce­

p ty c y z m t e n był bardzo usp ra w ie d liw io ­ n y wobec niepow odzenia, ja k ie spotkało n iek tó re speku lacy e z b y t ju ż poglądowe.

Ale i myśliciel, t a k w yraźnie u m ie ją c y

odróżniać w y nik doświadczalny od h y p o ­

tezy, ja k im był Kekuló, określa atom j a ­

ko najm n ie jszą ilość m a te ry i, chem icznie

niepodzielną; i on j e s t zdania, że nie da

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bo mnie się zawsze bieda kojarzyła z margaryną, u znajomych, gdzie było ciężko, tam nie było masła.. Tam tylko się gotowało na margarynie i chleb jadło z

W najwyżej ce- nionych periodykach naukowych udział publikacji odnoszących się do ewolucji i historii świata żywe- go wciąż jest nieproporcjonalnie większy niż udział

Ruch pod wpływem tych sił...

Wykorzystanie tego sposobu jest bardzo ważne z punktu widzenia potrzeby odwrócenia destrukcyjnych skutków dotychczasowego spo- sobu realizacji celów Pakietu (w

Ciało poruszające się po okręgu – mimo, że wartość jego prędkości nie zmienia się – posiada przyspieszenie, zwane przyspieszeniem dośrodkowym (zwrócone jest w stronę

Mieszkańcy Uchań i przedstawiciele związku AK-owców domagali się wyjaś- nień podkreślając, że nie ma żad- nych danych historycznych, które mówiłyby o takich wyda-

- oblicza wartość i wyznacza kierunek natężenia pola grawitacyjnego na zewnątrz ciała sferycznie symetrycznego;. - oblicza wartość i wyznacza kierunek natężenia pola

[r]