• Nie Znaleziono Wyników

Adres !SIra,ls:owsfeIe-I=rzed.in.ieście, ZSTr

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres !SIra,ls:owsfeIe-I=rzed.in.ieście, ZSTr"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

,\'f. 17. Warszawa, d. 24 kwietnia 1898 r. Tom X V II.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA".

W W ars za w ie: rocznie rs.

8

, kw artalnie rs.

2

Z p rze s y łk ę pocztow ą: rocznie rs. lo, półrocznie rs.

5

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi „W szechświata*

1

w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranica.

K om itet Redakcyjny W szechświata stanow ią P anow ie:

D elke K., D ickstein S., H oyer H. Jurkiew icz K ., K w ietniew ski W ł„ Kram sztyk S., M orozewicz J., N a- tanson J „ Sztolcman J ., Trzciński W . i W róblew ski W .

Adres !SIra,ls:owsfeIe-I=rzed.in.ieście, Z S T r c3 ‘3 .

Mechanika w państwie roślinnem.

J a k przyroda buduje swe twory? Odpo­

wiedzi na pytanie powyższe nie będziemy szukali w natu rze nieożywionej, bo ta zawsze,

■czy to piętrząc góry, czy rozlewając morza, czy też spychając skały w przepaście, ujaw ­ niać będzie z punktu widzenia mechaniki jedno zjawisko, wogóle proste a w danym względzie mało nauczające. W naturze nie­

ożywionej nie znajdziemy tej walki, ta k za­

wiłej i subtelnej, jakiej liczne przykłady przedstaw ia świat organiczny.

T u ta j winniśmy się też zwrócić. W świecie zwierzęcym, składającym się z istot, obda­

rzonych swobodą ruchów, sprawy m echaniz­

mu skierowane są głównie ku ułatwieniu tej czynności fizyologicznej. Przykładów m e­

chaniki statycznej szukać przeto należy w państwie istot, przeważnie nieruchomych i dosięgających znacznych wymiarów, jakie- mi są rośliny.

N ie u d ając się do olbrzymów i przedstaw i­

cieli wspaniałej roślinności egzotycznej, weź­

my najpospolitszą roślinę—zwyczajne żyto.

Jeg o źdźbła, m ające około 3 m m średnicy, sięga wysokości 1500 m m , długość więc

przewyższa tu taj grubość około 300 razy.

W obec takich stosunków, najbardziej wy­

smukłe budowle ludzkie, ja k np. kominy fa­

bryczne, m uszą nam się wydawać niezdar - nemi, albowiem ich wysokość zwykle bywa zaledwie 1 2 —15 razy większą od średnicy podstawy. Budowniczy, chcąc zachować sto ­ sunki, właściwe źdźbłu żyta, m usiałby wybu­

dować gmach takiej wysokości, ja k k ated ra kolońska, m ający 32 cm średnicy u podsta­

wy; jestto, oczywiście, niemożliwe nawet przy najwyższym rozwoju techniki.

P od tym względem należy się tedy rośli­

nom pierwszeństwo, albowiem są w stanie wznosić takie budowle, o jak ich człowiek nie może nawet marzyć. R ozporządzają one jednym środkiem, dotychczas niedostępnym dla człowieka : podczas gdy człowiek buduje swe gmachy z cząsteczek kruchych i tw a r­

dych, cząsteczki organizmów roślinnych o d ­ znaczają się wielką elastycznością; skutkiem tego w tkankach roślinnych wewnętrzne na­

pięcie, czyli t. zw. turgor, może wzrastać zna­

komicie, nadając im niezwykłą tęgość.

Lecz fakt tu rg o ru nie je st tu w ystarczają­

cy. Jakkolw iek i na drodze spotęgowania wewnętrznego napięcia roślina może dojść do ogromnej odporności n a wpływy mechanicz­

ne, jedn ak właściwość ta jest zbyt zależna

(2)

258 W SZECH SW IA T N r 17.

od warunków zewnętrznych. G dy podczas w iatru najbardziej je s t p o trzeb n a roślinie tęgość, wówczas wskutek zw iększenia tran - spiracyi, czyli parow ania tkanek, znacznie zmniejsza się tu rg o r komórek. N iezbędne są przeto inne sposoby wzmocnienia tęgości.

T kanki roślinne nie sk ła d a ją się z jednako­

wych pierwiastków morfologicznych; zn ajdu­

jem y wśród nich całe układy zróżnicowanych elementów, przystosowanych do odpowied­

nich czynności fizyologicznych. J a k w całej przyrodzie ożywionej, niewyłączając złożo­

nych zjawisk życia społeczeństw ludzkich, ta k też i tu taj wszelki rozwój, przejście od form niższych do wyższych polega n a zasto­

sowaniu ogólnej zasady - podziału pracy.

Stosunki, panujące w pierwotnych o rga­

nizmach roślinnych, przedstaw iających nieraz proste skupienia naw et niezbyt ściśle zespo­

lonych komórek, z których każda w ystarcza sam a sobie, a naw et w odosobnieniu od in ­ nych żyć może,—stosunki takie okazują się niewystarczającem i, nieodpowiedniemi dla dalszego rozwoju, a przew agę dać może j e ­ dynie liczniejsze i bardziej ścisłe zespolenie pierwiastków na zasadzie podziału pracy w pełnieniu czynności fizyologicznych. W ten sposób pow stają systemy tkanek i narządy organizmów.

A natom ia roślin wyróżnia cały szereg tego rodzaju systemów, ja k to : skórny, w chłania­

jący, przyswajający, naczyniowy, zapasonoś- ny, oddechowy, wydzielający i wreszcie me­

chaniczny. Z adaniem ostatniego je s t, rzecz oczywista, nadanie roślinie odpowiedniej mo­

cy i tęgości.

Pierwszy krok ku wyodrębnieniu w łaści­

wych tkanek mechanicznych przedstaw iają grupy kom órek o ściankach nieco zgrubia­

łych w porównaniu z resztą tk an k i organiz­

mu. Takie szeregi komórek znajdujem y np.

u niektórych wodorostów m orskich (F u ca - ceae)—zatem roślin niskiej organizacyi,—

w tych miejscach rozwiniętego w postaci liścia ciała wodorostu, które odpow iadają położeniu t. zw. nerwów u prawdziwych liści.

Z biegiem rozwoju rodowego grupy te za­

czynają p rzybier ć postać coraz to bardziej złożoną i w yraźniejszą, niewychodząc zresz­

tą z gran ic różnicowania jedynie ilościowego (pod względem stopnia grubości błon kom ór­

kowych). Dopiero dah zy rozwój d aje grupy

pierwiastków, zróżnicowanych jakościowo, odrębnych i wyłącznie do względów m echa­

nicznych przystosowanych.

Pierwsze miejsce zajm ują tu pierw iastki tkanki łącznej. Sąto wydłużone komórki, zwykle 1—2 m m długości, sięgające u niektó­

rych roślin wyjątkowej długości 70—80 m m , a naw et 100—200 m m . W przypadku o sta t­

nim włókna łykowe przedstaw iają najdłuższe ze znanych w państwie roślinnem komórek.

Cząsteczki (molekuły), składające znacznie zgrubiałe ścianki komórek łyka, zbudowa­

nych z prawie niezmienionej, nieraz nieco zdrew niałej, celulozy, ułożone są wzdłuż linij spiralnych, powodując w ten sposób większą ich odporność. Pod tym względem można by mikroskopową komórkę łyka porównać z moc­

ną liną, ze spiralnych włókien skręconą.

fjykowemi stają się komórki mechaniczne wówczas, kiedy kończy się ich rośnięcie, za­

w artość protoplazm y znika i życie zam iera.

Je stto wynik konieczny: kom órka, odziana w grube i nieprzenikliwe opony, musi być odciętą od świata komórek żyjących, musi przerw ać z niemi kom unikacyą i zamianę m ateryi.

N a straży czynności mechanicznych w tk an ­ kach młodszych, rosnących, stoi t. zw. „ko- lenchym a”, której komórki posiadają zgru­

bienia błon jedynie w kantach; reszta ścianki je st wolna od zgrubieć, nie n astręcza więc przeszkód dalszemu wzrostowi komórki i nie przeszkadza jej bezpośredniej komunikacyi z innemi.

Je d n ę z postaci tkanki mechanicznej przed­

staw ia też drewno. S kłada się ono z komó­

rek i naczyń (ru rek ) o grubych ściankach ze zmienionej chemicznie celulozy. Rozwinięte w nadm iernych ilościach u roślin drzew ias­

tych, stanowiąc jednę z części składowych wiązek naczyniowych łodyg, liści i korzeni wszystkich roślin wyższych (posiadających naczynia), komórki i naczynia drewna służą do rozprow adzania wody w roślinie. Z po­

wodu tej stałej czynności fizyologicznej zali­

czane są zwykle do układu naczyniowego.

Pozostałe typy komórek mechanicznych, nieskupiające się w wyraźnie wyodrębniono systemy, lecz rozsiane grupam i wśród innych tkanek, obejmuje t.zw . „sklerenchynaa”. B ło­

ny tych komórek dochodzą nieraz niezwykłej

twardości, przewyższając twardość kości,.

(3)

N r 17. W SZECHSWIAT a naw et niektórych kamieni, ja k mamy przy­

kład tego w łupinach niektórych owoców.

Rozrzucone grom adkam i t. zw. komórki k a­

mieniste w miękiszu owocu gruszki lub ciąg­

nące się podłużnem i szeregami w korze wielu drzew, m ają takie znaczenie, ja k ziarna piasku, które m ularz dodaje do wapna, albo sproszkowane szkło, jakiego się dosypuje do gutaperki, o ile chodzi o nadanie większej tęgości wytwarzanym z niej wyrobom.

Dotychczas poznaliśmy dopiero m ateryał, z którego roślina buduje swe tkanki mecha­

niczne. Niby inżynier lub budowniczy, ma­

ją c już przed sobą m ateryał, niezbędny do wzniesienia budowli, musimy odwołać się te ­ raz do mechaniki, aby nam w skazała, na j a ­ kie wpływy i jakich sił działanie narażona będzie wzniesiona budowla, oraz w jak i spo­

sób musi być zużytkowany m ateryał, aby wpływom owym mógł przeciwdziałać najsku­

teczniej.

Pierw szą rzeczą je s t osiągnięcie pomyśl­

nych rezultów przy możliwie m ałem zużyciu m ateryału, albowiem—pom ijając już oszczęd­

ność—szafowanie wielką ilością m ateryału znacznie komplikuje zadanie mechaniki, wpro­

w adzając nowe siły i czynniki mechaniczne, z ich własnego ciężaru wynikające.

Okoliczności te uwzględnia też przyroda.

W zależności od rodzaju wyływów mechanicz*

nych, którym podlega narząd roślinny, za­

w arte w nim tkanki mechaniczne przybierają rozm aitą postać oraz odpowiednie względem innych tkanek tegoż narządu położenie. P o ­ staram y się tu pokolei rozpatrzeć poszcze­

gólne części organizm u roślinnego—jakim podlegają siłom mechanicznym i jakie wy­

tw arzają pod ich wpływem przystosowania.

Przedew szystkiem —łodyga w najogólniej- szem znaczeniu. W znosząc się ku górze, na­

rażona je st na uderzenia wiatrów, usiłu ją­

cych j ą zgiąć lub złamać. Mamy tu więc do czynienia z działaniem sił zginających.

W yobraźm y sobie przerzucony przez rów drążek; gdy usiłujem y przejść po nim na brzeg przeciwległy, ugina się pod n a m i: j e ­ go powierzchnia górna staje się pod wpły­

wem ciśnienia krótszą, zaś dolna się wydłuża.

W kierunku od obwodu ku osi środkowej różnica powyższa staje się coraz to bardziej

nieznaczną, aż w środku obiedwie siły się znoszą wzajemnie.

Rzecz oczywista, że jeżeli zechcemy nadać drążkowi moc, przeciw działającą sile zg in a­

jącej, będziemy musieli m ateryał odpowiedni grupować w tych miejscach, gdzie ciśnienie oraz siła rozciągająca są największe, t. j.

możliwie daleko od śro dk a—na górnej i dcl- nej powierzchni. Otrzym ane w ten sposób dwa wiązania poziome należy połączyć zapo­

m ocą trzeciego, biegnącego w kierunku pio­

nowym; taki k ształt belki, przedstawiający w przekroju poprzecznym podwójne T, czyli f i g u r ę J , je st najbardziej odpowiednim dla przeciwdziałania siłom zginającym; moc jej zależy od krzepkości samych wiązań, oraz od ich odległości wzajemnej : im dalej są wią­

zania poziome oddalone od siebie, tem belka je st bardziej wytrzymałą.

W danym przypadku mam y do czynienia z drążkiem , czy też belką, podlegającą zgina­

niu w jednej tylko plaszczyznie. Przez po­

łączenie kilku wyżej opisanych systemów możemy ją uczynić również odporną w innych kierunkach; przy znacznej ich liczbie można wyobrazić sobie na obwodzie belki, zamiast pojedyńczych wiązań, jednę tylko masę ogól­

ną; wiązania pośrednie okazują się wtedy niepotrzebnemi, zatem — zbytecznemi warstwy wewnętrzne belki, i skonstruowana w ten sposób przedstawia p ustą wewnątrz ru rę.

Zobaczmy teraz, o ile zasada powyższa znajduje istotnie zastosowanie w budowie ło ­ dyg roślinnych. Pierw iastki mechaniczne towarzyszą zwykle wiązkom naczyniowym, ju żto służąc, jako elementy drewna, do roz- prowadzaniania wody, jużto w postaci grup włókien łykowych dając rozprowadzającym m aterye białkowe delikatnym rurkom siatko­

wym osłonę od p arcia otaczających tkanek.

Po większej tedy części rozkład wiązek n a ­ czyniowych daje nam też jednocześnie obx-az układu tkanek mechanicznych.

N a przekroju poprzecznym łodygi daje się zauważyć wybitnie odśrodkowe dążenie wią­

zek naczyniowych. Jeżeli zaś wiązki naczy­

niowe rozrzucone są w całej masie tkanki,, te z nich, które znajdują się bliżej obwodu, posiadają w każdym razie znacznie silniejsze elementy mechaniczne; w pobliżu osi środko­

wej, jak o nieodpowiadające przeznaczeniu

znajdują się w ilościach bardzo nieznacznych.

(4)

2 6 0 WSZECHŚWIAT N r 17 U niektórych roślin, ja k np. m ających czwo­

rograniaste łodygi wargowych (L a b ia tae) (fig. 1 ) i w ielo g ran iaste—baldaszkow atych (U m belliferae), w tych najdalszych od osi środkowej kantach u k ła d a ją się g rup y tw a r­

dych kom órek, nie pozostających w połącze­

niu z wiązkam i naczyniowemi. Toż samo zjawisko zachodzi w budowie łodyg u skrzy­

pów (fig. 2 i 3), gdzie komórki m echaniczne zbierają się w najbardziej wydatnych miej­

scach obwodu łodygi—wzdłuż ciągnących się n a jej powierzchni żeberek. P od względem swych wysoce złożonych urządzeń m echanicz­

nych skrzypy zajm ują jedno z wybitniejszych miejsc wśród roślinności; należą one do ro ś­

lin najbardziej starożytnych, ponieważ ju ż w epoce węglowej były u szczytu rozwoju,—

i może właśnie tym doskonałym przystosow a­

niom mechanicznym zaw dzięczają swą wy-

F ig. 1. P rzekrój poprzeczny łodygi ja sn o ty białej (Lam ium album ). W oddzielonych narożnikach

mieszczą się grupy kom órek mechanicznych (schem at).

trzym ałość, k tó ra pozwoliła im przetrw ać tyle przewrotów geologicznych— aż do czasów dzisiejszych. T kanki m echaniczne dążą też ku obwodowi u jednorocznych pędów roślin drzewiastych, zanim f zdążą one nab rać mo­

cy dostatecznej przez wytworzenie warstwy drewna.

P ierw otną form ą tego rodzaju układu m e­

chanicznego je st zapewne jednolity płaszcz tk an ek m echanicznych, obejm ujący łodygę tu ż pod naskórkiem ; przynajm niej w takiej postaci w ystępuje on u roślin niższych, np.

mchów, je s t też właściwy wielu gatunkom je d n o - i dwuliściennym. Obserwowane u in ­ nych roślin odstąpienie od tej formy, w g ru n ­ cie rzeczy p ro stej i pod względem m echa­

nicznym bardzo wygodnej, należy chyba t ł u ­

maczyć wdzierającemi się w tę dziedzinę wy­

m aganiam i innych czynności organizm u roś­

linnego, szczególniej zaś ściśle połączonego i zwykle towarzyszącego tkankom m echanicz­

nym system u wiązek naczyniowych.

Dość skomplikowaną budowę m echaniczną m ają wydrążone łodygi niektórych rodzin jednoliściennych (Oyperaceae, Juncaceae).

N a przekroju poprzecznym łodygi sitowia (fig. 4) widzimy wiązki naczyniowe, rozrzuco­

ne na całej przestrzeni tkanki; odrazu rzuca

F ig . 2. P rzekrój poprzeczny gałązki skrzypu (E quisetum aryense).

F ig. 3. P rzekrój poprzeczny gałązki skrzypu (E ąuisetum littorale).

j

nam się jednak w oczy, że najobficiej uposa­

żone w pierw iastki mechaniczne są wiązki zewnętrzne; n adto dostrzegam y pod po­

wierzchnią zew nętrzną mocne słupki tkanki mechanicznej, niepozostające w połączeniu z wiązkami naczyniowemi.

O ile łodyga n arażoną bywa przeważnie na działanie sił zginających, wręcz odmien­

nym wpływom mechanicznym podlega korzeń

(5)

N r 17. WSZECHSW1AT 261 rośliny. Służąc do umocowania rośliny w zie­

mi, m a za zadanie przeciwdziałanie siłom, usiłującym wyciągnąć j ą z g ru n tu , podlega przeto działaniu siły wyciągającej.

Opór, jak i stawia przedm iot sile, jest w sto­

sunku prostym do powierzchni przekroju, prostopadłego względem kierunku siły dzia­

łającej. Lubo względne ugruntow anie pier­

wiastków najbardziej odpornych wydaje się z tego punktu widzenia rzeczą obojętną, nie bez znaczenia je st jednakże możliwe ich zbliżenie wzajemne.

T ak ą tendencyą dostrzegam y też w budo­

wie korzenia. Odosobnione wiązki komórek mechanicznych mogłyby się rozrywać przy takiem szarpaniu, jakiego doświadcza korzeń podczas silnego w iatru; w znacznym zaś stopniu wyjętym z pod tego niebezpieczeń­

stw a wydaje się korzeń, w którym tkanki

F ig . 4. Schemat części przekroju poprzecznego łodygi sitowia, a przewody powietrzne.

mechaniczne zebrane są razem, przebiegając w postaci mocnego sznura wzdłuż jego osi środkowej. Z asa d a ta jest w poszczególnych przypadkach mniej lub bardziej wyraźną, niemniej jed n ak powszechną dla korzeni wszystkich roślin.

Co dotyczę łodygi, nie zawsze podlega też ona działaniu jednakowych sił mechanicz­

nych; ich rodzaj zależny je st od warunków życia, przedewszystkiem zaś od właściwości fizycznych środowiska. Rosnąc czy to w po­

wietrzu, w wodzie, czy w ziemi— w każdym .przypadku wykazuje inną budowę anatom icz­

ną. Gdy więc łodyga ciągnie się w głąb gru n ­ tu i dopiero w pewnej odległości od po­

wierzchni ziemi ustępuje miejsca właściwemu korzeniowi, wówczas pierw iastki mechanicz­

ne, których rozkład w łodydze nadziemnej

cechuje tendencyą wybitnie odśrodkowa, za­

czynają przyjmować kierunek wręcz prze­

ciwny z tą chwilą, kiedy łodyga zanurza się w gruncie, usuwając się w ten sposób z pod wpływu sił zginających i przechodząc w sfe­

rę działania innych czynnków m echanicz­

nych.

Różnica ta występuje wyraźnie przy po­

równaniu dwu rysunków, z których pierwszy (fig. 4) przedstaw ia przekrój łodygi, drugi zaś (fig. 5)— części pogrążonej w g ru n c ie:

widocznem je s t tu przesuwanie się pierw iast­

ków mechanicznych od obwodu zewnętrznego ku powierzchni wewnętrznej, przystosow ują­

cych się w ten sposób do zachodzącej stop­

niowo wraz z posuwaniem się w głąb gruntu zmiany warunków mechanicznych.

Budowę odmienną, zbliżoną do budowy korzenia, m ają też łodygi roślin wijących się

Fig. 5. Schem at części p rzek ro ju poprzecznego łodygi sitowia, a przew ody powietrzne.

i pnących. G dy w iatr porusza podporę, wokoło której są okręcone, wówczas podle­

g ają odciąganiu od punktów przytwierdzenia;

aby przeciwdziałać tej sde, m uszą przybierać budowę, właściwą korzeniowi. W yciąganie zachodzi też przy wzajemnem oddalaniu się dwu punktów przytw ierdzenia jednej łodygi, oraz w zwieszających się ku dołowi splotach łodyg, nieznajdujących punktów oparcia.

W przypadku ostatnim silą w yciągającą jest ciężar rośliny. D la skoncentrowania swych pierwiastków mechanicznych rośliny wijące się, ja k np. egzotyczna roślina liliowata, Dioscorea, posługują się sposobem n ajp ro st­

szym, polegającym na zgrubieniu ścianek ko­

mórkowych zazwyczaj miękkiego rdzenia, lub też rzeczywistem koncentrowaniem rozsia­

nych tkanek mechanicznych.

(6)

262 WSZECHSW1AT N r 17.

W końcu należy zaznaczyć, że do tegoż typu urządzeń mechanicznych należą łodygi roślin, rosnących w szybko płynącej wo­

dzie, oraz ogonki zw ieszających się ciężkich owoców.

Lecz na tern nie kończy się jeszcze rozm ai­

tość sił mechanicznych, n a których działanie narażone są różne części organizm u roślin­

nego. Czyż schowany pod ziemią korzeń doświadcza jedynie gwałtownej siły, z ja k ą wicher usiłuje go wyrwać ze środowiska?

Czyż nie w mniejszym stopniu zw raca na sie­

bie uwagę to ciśnienie, jakiem u musi podle­

gać przedm iot, m ający nad sobą znacznej grubości warstwy ciężkiej ziemi? H a b erlan d w swej „A natom ii fizyologicznej roślin”

(L ipsk, 1896, wydanie I I ) uwzględnia czyn­

nik ten w bardzo słabyin stopniu; przypusz­

cza on, że dla przeciw działania sile cisnącej ciężaru ziemi je s t w wielu ra zac h wystarcza- jącem proste wzmocnienie n ask ó rk a lub utworzenie pod nim warstwy łyka.

N ależy dodać, że ta k słab e środki okazują się dostatecznem i jedynie skutkiem niezwyk­

łego tu rg o ru tkan ek korzenia : zn ajd u jąc się u źródła wilgoci, odosobniony od pochłania- j jącej wodę atm osfery, korzeń może skupiać w swych kom órkach znaczne jej ilości, wy­

tw arzając olbrzymie napięcie tkanek elastycz- j nych, jak o przeciwwagę napierającego zze- w nątrz ciśnienia. YV korzeniu je s tto tem ' bardziej możliwe do urzeczywistnienia, że na- ! rząd ten, m ając na każdym kroku punkty oparcia, nie potrzebuje ta k silnego i tw arde- | go rusztow ania wewnętrznego (szkieletu), ja k części rośliny powietrzne. Okolicznością sprzyjającą je st też nieznaczna grubość ro z­

gałęzień korzennych, d a ją c a im możność wciskania się i zajm ow ania wszelkiego r o ­ dzaju szparek w gruncie i innych drobnych : przestrzeni, zabezpieczonych od ciśnienia 1 przez sklepienie ułożonych nad niemi cząste- I czek ziemi.

Oprócz korzenia, sile cisnącej musi też podlegać łodyga rośliny. A by przekonać się

J

o tem , dość wyobrazić sobie ciężar, pod ja - ( kim znajd u je się np. pień drzewa, ciężar se­

tek gałęzi i tysięcy g ałązek oraz liści. Ciś­

nienie to różni się od poprzedniego kierun­

kiem swego działania, odbywa się mianowi­

cie wzdłuż osi środkowej narządu. Tego rodzaju wpływ mechaniczny sprow adza się

| właściwie do działania siły zginającej i takież wywołuje przystosowania. Odmienne stan o ­ wisko zajm ują te przypadki, kiedy pewna część rośliny znajduje się pod wspólnem dzia­

łaniem ciśnienia podłużnego i siły d ziała ją­

cej. Kom binacya ta k a zachodzi w korze­

niach powietrznych, czyli t. zw. korzeniach- szczudłach niektórych roślin. N ajjask raw ­ szy przykład tego rodzaju narządów spoty­

kamy u niektórych roślin źyworodzących (Rhizophora) ’), u pandanów, a nawet u n a­

szej zwyczajnej kukurydzy.

Jakkolw iek zdawałoby się teoretycznie, że obiedwie siły, składające powyższą kombi- nacyą, powinny się wzajemnie równoważyć, a w razie niejednakowego napięcia —winien się zaznaczać jedynie wpływ mocniejszej, w rzeczywistości jed n ak roślina musi być przystosowaną do każdej z nich zosobna : siła cisnąca je s t stałą, w yciągająca działa l sporadycznie, niejednokrotnie zaś z ta k ą gwałtownością (podczas silnego w iatru), że

! wówczas przewyższa wpływ pierwszej, usiłu-

| ją c niepodzielnie szerzyć spustoszenie. Z god­

nie z takim stanem rzeczy korzenie pow ietrz­

ne, z jednej strony, skupiają swe pierw iastki mechaniczne wzdłuż osi środkowej, z drugiej zaś strony grupują je tuż pod powierzchnią zewnętrzną dla utru dn ien ia zginania pod wpływem cisnącego ciężaru.

(Dok. nast.).

Edw ard Strurnpf.

Z g e o g r a f i i z ł o t a .

Złoto odegrało i do dziś dnia odgrywa tak ważną rolę w dziejach ludzkości, że ilość je ­ go i rozmieszczenie na kuli ziemskiej posiada w gospodarstwie społecznem pierwszorzędne znaczenie. W edług najprawdopodobniejszych obliczeń cała ilość złota, ja k ą człowiek wy­

dobył z łona ziemi, utworzyłaby sześcian o krawędzi 10 m, t. j. 1 000 m 3, czyli na wa-

’) P o r. „Rośliny żyw orodzące” . W szechświat

n -r 5 z r. b.

(7)

N r 17. WSZECHŚWIAT 863 gę 19 500 ton T a ilość złota pochodni z roz­

maitych krajów i części świata, a rozmiesz­

czenie ich n a kuli ziemskiej stanowi geogra­

fią złota. Ponieważ badaniom naszym do­

stępna je st tylko nieznacznej grubości w a r­

stwa (około 6C0 m) nie wiemy nic o zawarto- [ ści złota w głębi kuli ziemskiej. Większy jednak ciężar właściwy ją d ra ziemi, w po­

równaniu z ciężarem właściwym skorupy, pozwala przypuszczać istnienie metalów cięż- j szych we w nętrzu ziemi. Doniedawna otrzy-

j

mywano złoto wyłącznie z warstw powierz-

j

chownycli i dopiero od lat kilku zaczęto wydobywać je ze sztolni do 600 m głębokich.

Geograficzne rozmieszczenie kopalń, z któ- { rych człowiek użytkował lub użytkuje, zmie- [ nialo się z biegiem wieków. Jed n e zostały wyczerpane, inne zupełnie lub chwilowo za-

J

rzucone. Z udoskonaleniem metod oddzie- | lania złota stało się możliwem korzystanie | z pokładów, k tó re dawniej uważano za nadto ubogie i tym sposobem powiększyły się ob­

szary eksploatacyi, a z niemi i ilość złota otrzymywanego.

Ponieważ złoto w przyrodzie znajduje się ) w stanie rodzimym zapewne ze wszystkich m etali zostało najwcześniej poznane. Z a d o ­ wód słuszności tego twierdzenia możemy po­

dać A m erykę południową, w której w czasie odkrycia tej części św iata tylko ten metal znaleziono w użyciu. Nic jednak nie wiemy, skąd mianowicie pochodziło najdaw niej uży­

wane złoto. Obfitsze są nasze wiadomości o czasach starożytnych historycznych, mie­

szają się tu jed n ak baśni z wiadomościami pewnemi, ta k źe poznanie prawdy p rzed sta­

wia pewne trudności. T ak np., według S tra- bona, Tarbelowie nad G aroną zbierali peł- nemi garściam i złoto, zaledwie pokryte pias­

kiem; tak ąż zapewne wartość posiada poda­

nie, że w okolicach Akwilei, na dwie stopy głęboko, znaleziono ta k bogaty zbiór brył złota rodzim ego, źe wartość jego w Rzymie sp ad ła o 1/ 3. M egastenes podaje, że w kraju D ardów , pomiędzy Indusem a źródłami Amu D aryi, mrówki, wielkości lisa, wynosiły złoty piasek na powierzchnię ziemi, a A leksander M acedoński wysłat nawet wyprawę dla zba­

dania tak nadzwyczajnego sposobu eksploa­

tacyi. Również widoczna je st przesada w opo­

wiadaniu, źe F ilip Macedoński otrzymywał z góry Berenion w T racyi rocznie 1 000 ta ­

lentów złota, t. j. 30 000 kg (wartości 100 ] mil. fr.). W tych warunkach je st niepodo­

bieństwem wytworzyć sobie pojęcie dokładne o ilości złota, otrzymywanego w staro ż y t­

ności.

K opalnie złota w starożytności ciągnęły się przerywanym pasem od morza K a sp ij­

skiego do słupów Herkulesowych. N a K a u ­ kazie i w Azyi Mniejszej ra s a nasza znalazła najpierwsze swoje E ldorado. Runo złote znajdowało się w Kolchidzie i jeżeli dawni mieszkańcy wybrzeży F azisu (Rionu) używali, podobnie ja k to do dziś dnia widzimy w A fry­

ce, skór baranich, zatopionych n a dnie do zatrzymywania złotego piasku, legenda by­

łaby zgodna z rzeczywistością. C ała Azya Mniejsza, szczególniej F rygia i Lidya, obfito­

wały w złoto; tu słynął złotonośny Paktol.

Bliżej Europy przepłókiwano złoto w pobliżu Abydos i Cyzyku. Fenicyanie otrzymywali złoto z wyspy Tasos, której pokłady stano­

wiły przedłużenie Trackich. Miasto Filippy było początkowo osadą górniczą.

Dalej znajdowały się kopalnie nad górnym D unajem , na W ęgrzech, w Panonii i Dalm a- cyi. W obszarze Alpejskim znajdowano zło­

to koło Akwilei, pomiędzy Turynem i Me- dyolanem, w dolinie Aosty i t. d. Ren, Tes- sin i Orca, Rodan, A riege, G arona, A du r walczyły kolejno o lepszą z Paktolem i jesz­

cze dziś zaw ierają ślady złota. A ndaluzya, B rytania, Sardynia, Num idya należały także do krain złotodajnych.

Tego złota nie wystarczało jednak na p o ­ trzeby świata starożytnego, płynęło ono do Rzymu z krain poza europejskich—z górne­

go E giptu, okolic drugiej K a ta ra k ty (K u ­ bań), z Etyopii, A rabii, C aram anii, Lidyi, Azyi środkowej, ale o tych krajach brak nam pewniejszych wiadomości. N ie wiemy np.

gdzie leżał słynny Ofir, skąd Salomon i F e ­ nicyanie otrzymywali złoto. Być może, że Ofiru szukać należy w A fryce południowo- wschodniej, gdzie w k raju Maszona, około Zim bane pozostały zagadkowe ruiny.

W wiekach średnich wydobywanie złota upada, niemało przyczyniło się do tego znie­

sienie niewolnictwa—gdzieniegdzie tylko uży­

wano do tego poddanych i wydobywano złoto nad Tagiem, G uadalquivirem , Douro, nad Renem w okolicach S trasb u rg a, nie zarzuco­

no też kopalń na Węgrzech i w Siedmiogro-

(8)

264 WSZECHSWIAT N r 17.

dzie, ale ogólna ilość zło ta była tak nie­

znaczna, że w ciągu 10 -iu wieków, poprze­

dzających odkrycie A m eryki, nie przenosiła 10 m 3, t. j. 1 m 3 (19 500 kg) na jedno stu le­

cie; jestto połowa teraźniejszej rocznej pro- dukcyi Rossyi.

Odkrycie A m eryki sprow adza zmianę.

W r. 1535 K a ro l V rozkazuje zaprzestać wydobywania zło ta w H iszpanii, ażeby tym sposobem zmusić górników do przesiedlenia się do A m eryki. Od r. 1559 napływ zło ta am erykańskiego obniża jego w artość, k tó ra w drugiej połowie X V i pierwszej ćwierci X V I wieku była 5 — 6 razy wyższa niż obec­

nie. Spadek ceny był ta k szybki, że.w koń­

cu X V I wieku wartość zło ta zaledwie dw u­

krotnie przew yższała obecną. Produkcya złota w zrasta do połowy X V I I I wieku i po­

między 1741 a 1760 dosięga 24 600 kg rocz­

nie, odtąd do końca X V I I I wieku spada.

B razylia je s t najważniejszym krajem złoto­

dajnym i w peryodzie wspomnianym dostar­

cza •/. ogólnej ilości, ale w ydajność B razylii szybko się wyczerpuje. P o B razylii pierw­

sze miejsce zajm uje N ow a G ren ad a, d o star­

czająca około 5 000 mil. P ro d u k cy a A fryki również zm niejsza się. E u ro p a dostarcza około 1 000 mil. W Rossyi widzimy pierw ­ sze próby.

H istorya zło ta w X I X w. je s t dość znana.

N a początku wieku wojny N apoleona w H isz­

panii, a następnie walki o niepodległość ko- lonij hiszpańskich w Am eryce, zmniejszyły do połowy produkcyą złota w tej części świa­

ta . N atom iast produkcya w Rossyi pomiędzy r. 1841 a 1850 w zrosła do 22500 kg rocznie.

Środek bieżącego wieku przedstaw ia chwi­

lę przełom u : w 1848 odkryto złoto w K ali- forni, w 1851 w A ustralii, E uropę opanow ała zło ta gorączka, tysiące em igrantów w yru­

szyło na daleki zachód, lub do antypodów.

W ielu nie dosięgło progów tej ziemi obieca­

nej i usiało kośćmi swemi prerye dalekiego zachodu ( F a r W est) lub śniegi gór S kali­

stych, wielu zginęło na morzu, w dalekiej naokoło przylądka H o rn żegludze. Dopóki przem yw ano złotonośne piaski, p raca była stosunkowo łatw a, ale kiedy wypadło k ru ­ szyć skałę, trudności przerosły siły pojedyń- czego człowieka. W tedy przyszły z pomocą kapitały, utworzyły się tow arzystw a, prze­

prowadzono drogi, wsi zmieniły się w m ias­

teczka, te urosły w ogromne m iasta, zakwitło- rolnictwo i handel, rozwinął się przem ysł—

wtedy samo złoto, pierw otna przyczyna tego- rozwoju zeszło na drugi plan. T ak ą też była historya Australii. Skutek był taki, że kiedy od roku 1841 — 1850 przeciętna ilość złota wynosiła 55 000 kg, wartości 188 600 000 fr. to podczas pięciolecia od 1871— 1875 dosięgła 174000 kg wartości 600 mil. fr. Pomiędzy rokiem 1850 a 1855 S tany Zjednoczone dostarczały 4 5 % ogólnej ilości, A u stra lia — 35%, prawie trzy razy wię­

cej niż Rossy a. Podczas okresu 1871— 1875 produkcya K alifornii i A ustralii spada na 60000 —natom iast w Rossyi w zrasta do 30000 kg.

Obawy bim etalistów o b ra k złota okazują, się płonne, wprawdzie około 1883 r. nastę­

puje zmniejszenie ogólnej ilości do 143 0 0 0 % wartości 494 mil. fr., ale od tej pory n astę­

puje stały i niebywały wzrost, który zadaje kłam ich przewidywaniom i obawom.

Ilość miejscowości, w których obecnie wy­

dobywają złoto, je s t ta k znaczna, że wy­

szczególnienie ich wymagałoby całego tomu, musimy więc ograniczyć się tylko wymienie­

niem krajów lub okolic ziemi, w których te miejscowości leżą. Podwojenie ilości zło ta w ostatnich 10 lub 15 latach zależy nietylko od odkrycia nowych pól złotodajnych ale i od udoskonalenia metod m etalurgicznych.

J u ż w 1882 r. W itw atersrand, w T ransw aa- lu, dostarcza za 2 mil. fr. złota, a w ro ­ ku 1896 dosięga 208 mil., dodając zaś inne miejscowości połudn. A frykańskiej rzeczy- pospolitejŁ(K lerksdorp, L ydenburg, D e K a a p i in.) 240 mil. fr. W zrost ten byłby zapew­

ne jeszcze większy, gdyby nie zamieszki w okolicach Joh anesb urga.

Dawne placery A u stralii i Stanów Z jedno­

czonych, jakby tknięte współzawodnictwem, zwiększają też swoję produkcyą. S tany Zjednoczone dotąd stoją na czele. W ro ­ ku 1853 dziewicze placery K alifornii wydają w ciągu roku za 335 mil. fr., we 30 la t póź­

niej ilość ta spada do 155 mil., ażeby w 1895

znowu wznosić się do cyfry przeciętnej

241 mil, fr.; z tego na K alifornią przypada

77 mil. Od niedawnego czasu zaczynają

przerabiać głębsze pokłady, a sztolnie n a

150 0—2 000 stóp głębokie, jak np. M other

Lode, w hrabstw ie A m ador, s ą w przemyśle

(9)

N r 17. WSZECHSWIAT 2 6 5 . złotym rzeczą zupełnie nową. W innych

miejscach, pokłady opuszczone z powodu rzekomego ubóstwa, zaczynają działać na nowo przy pomocy udoskonalonych metod.

T am gdzie woda dostarcza taniego motoru, m ożna przerabiać rudę, zaw ierającą zaled- wo 1 decygram złota t n a tonę rudy, t j.

0,000 00001 (3,69 doli na 100 pudów piasku).

W naszych pracowniach naukowych nie po­

suwamy naw et ta k daleko subtelności ana­

lizy.

P o K a liftrn ii idzie Kolorado, którego wy­

dajność obu drogich m etali przenosi kalifor­

nijską, z czego na złoto przypada 69 m il.—

a na samo hrabstwo el P asso 35 mil.; dalej idą M ontana, D akota połudn. i in. Obecnie zaczynają "przepłókiwać złoto w Stanach południowo-wschodnich, [szczególniej w K a ­ rolinie i Georgii. Allegany (góry Apalaskie) ze swej części połudn. dostarczyły więcej niż n a i .00 mil. fr.

(Dok. nast.).

W. Wr.

BAKTERYE KOPALNE.

W iadom o powszechnie, ja k wielkie znacze­

nie m ają bakterye w gospodarstwie przyrody w czasach obecnych. Można było przypusz­

czać, że drobne istoty te były rozpowszech­

nione i w dawniejszych epokach geologicz-

j

nych. Pomimo tego aż do ostatnich czasów resztek bakteryj odszukać nie zdołano. Naj- | starsze okazy odnoszą się już do czasów ! historycznych, ponieważ pochodzą z kości

j

i zębów mumij egipskich.

Dopiero w 1879 roku van Thieghem wyka­

zał niewątpliwe ślady tych drobnoustrojów w różnych skamieniałościach roślinnych z epoki węglowej, znalezionych w okolicach G rand Croix niedaleko S ant Etienne we Francyi.

Początkowo zdawało się, że bardzo drobne wymiary oraz delikatna budowa tych bakte­

ryj stanowić będą nieprzezwyciężoną prze­

szkodę w odnajdowaniu i badaniu ich szcząt- , ków paleontologicznych. Tymczasem jed n ak j obawy te okazały się płonnemi. P od działa- i

niem bowiem kwasu krzemowego, węglanu i fosforanu wapnia drobne naw et szczegóły organizacyi bakteryj dochowały się z całą ścisłością, dozwalającą na rozróżnienie g a­

tunków w pokładach, należących do różnych epok geologicznych. Nasycone wyżej wspom- nianemi związkami wody przenikały dość szybko do tkanek roślinnych i zwierzęcych, utrw alając znajdujące się tam bakterye w różnych stadyach ich rozwoju oraz w roz­

maitych stopniach ich niszczącego wpływu

J

na elementy komórkowe tkanek. Z najduje­

my więc tu bakterye, jedne w chwili podzia­

łu, inne zaś połączone w galaretow ate sku- : pienia (zooglea), kiedy ju ż tkanka, zajęta przez nie, została doszczętnie zniszczona.

Spotykamy niekiedy znowu bakterye w chwili właśnie, gdy pracują nad rozpuszczeniem i przedziurawieniem błon komórkowych.

W ydaje się napozór dziwnem, że ta k deli­

katne organizmy, jakiem i są bakterye, mogły się do tego stopnia wybornie zakonserwować, że odróżnienie form kopalnych częstokroć staje się łatwiejszem, aniżeli określenie g a­

tunków żyjących. F a k t ten jed nak łatwo zrozumiemy, jeżeli zwrócimy uwagę na to, że przy procesie zwęglania, jaki przechodziły skamieniałości roślinne i same bakterye

| uległy zabarwieniu, zwykle na brunatno, za- pomocą wydzielających się wówczas m ateryj ulminowych.

Odróżnienie bakteryj kopalnych od żyją­

cych nie przedstaw ia wielkich trudności. G a ­ tunki żyjące ustanowione zostały przeważnie na zasadzie zachowania się czystych hodowli względem rozmaitego rodzaju odżywek oraz na zmianach, jak ie powodują w żyjących or­

ganizmach, będąc przeniesione na nie zapo- mocą szczepienia. Metody te do bakteryj kopalnych zastosować się nie dają. Z w raca­

my tu natom iast uwagę na rodzaj tkanki, opanowanej przez bakterye, na ich wymiary i kształty oraz na sposób, w jak i u kład ają się pojedyncze osobniki, tworząc zoogleę.

Cechy te jednak najzupełniej wystarczają do ustalenia gatunków i porównaniu ich z g a­

tunkam i teraźniejszego okresu.

B ardzo ważnemi są pod tym względem ba­

dania p. R enaulta, pomieszczone w „Annales des sciences naturelles” w roku zeszłym. W y­

kazał on obecność bakteryj w pokładach ju ­

rajskich, permskich, w wapieniach z epoki

(10)

266 WSZECHSWIAT N r 17.

węglowej, a nawet w pokładach dewońskich.

N ależy przypuszczać jed n ak , że bakterye, jako najprostsze d otąd znane organizm y, żyły w epokach jeszcze dawniejszych aniżeli dewońska. Co zaś do pokładów młodszych niż ju rajsk ie, to znalezienie w nich bakteryj je s t tylko kwestyą czasu i żadnej dziś nie podlega wątpliwości.

B adania p. R en au lta odnoszą się przeważ­

nie do bakteryj tkanek roślinnych. N a jc zę­

ściej spotykaną tu taj postacią są mikrokoki.

T rafiają się one we wszystkich zbadanych pokładach, t. j. od dewońskich aż do ju r a j­

skich włącznie. W ogrom nej ilości m ikro­

koki zostały znalezione także w zabarw io­

nych częściach fosforytów, skutkiem czego nasuw a się mimowoli pytanie, czy bakterye nie miały udziału w tworzeniu się tych mine­

rałów.

W śród mikrokoków, które toczyły tkanki roślinne, d ają się odróżnić dwa typy : formy drobne, których średnica nie przenosi 0,8 [j.

1 formy większe o średnicy, dochodzącej do 2 [i a nawet 3,3 p.. Pierw sze, do których n a­

leży np. Micrococcus hym enofagus i M. pris- cus, rozpuszczały jedynie środkow ą płytkę w błonach komórkowych, pozostaw iając inne warstwy oraz zgrubienia nietkniętem i. C ala tk an k a rozpadała się wtedy n a swe składowe pierw iastki komórkowe : od naczyń zaś i tra- cheid odłączały się listewkowate i kropkow a­

te zgrubienia ich błon, k tó re znajdujem y często obok innych resztek błon kom órko­

wych. Mikrokoki drugiej kategoryi, np.

M. Gruignardi, przeciwnie niszczyły rozm aite zgrubienia, pozostaw iając środkową płytkę nieuszkodzoną. Stoczone przez nie części roślinne odznaczają się bardzo cienkiemi, nie­

kiedy pogiętem i i porwanemi błonam i swych komórek przez co oznaczenie rodzaju tkanki staje się częstokroć niemożliwem. W razie, gdy tkan k a zostanie opanow ana przez oba rodzaje mikrokoków, budowa jej komórkowa ulegnie zupełnem u zniszczeniu. Z czasem zamieni się ona wtedy na węgiel bezpostacio­

wy, nieokazujący żadnych śladów organi- zacyi.

P. R en au lt znajdow ał bakterye formy la- seczników (B acillus) w tk ankach roślinnych ju ż w mocnym stopniu nadniszczonych. N a ­ leży więc przypuścić, źe bakterye te ukazy­

wały się zwykle przy końcu procesów ro z k ła­

dowych, wywołanych poprzednio przez mi­

krokoki.

N iektóre gatunki laseczników kopalnych, zdaje się, źe pasorzytowały wyłącznie we­

wnątrz zarodniostanów rozmaitych paproci, należących po większej części do wymarłej ju ż flory. N aprzód toczyły tu one zaro d ­ niki, później zaś i wewnętrze warstwy ko­

mórek zarodni. W nętrze ostatnich zam iast zarodników wypełniają często bakterye w sta- dyum zooglei.

Ponieważ nad zniszczeniem tkanek roślin­

nych mogły jednocześnie pracować obok sie­

bie najrozm aitsze gatunki bakteryj, należało spodziewać się przeto, że niektóre skam ie­

niałości roślinne okażą jednakowe ślady zniszczenia we wszystkich swych częściach.

Tymczasem w większości obserwowanych przypadków bakterye, zdaje się, toczyły na- sam przód komórki miazgi i łyka, a później dopiero zabierały się do naczyń, tracheid i promieni rdzennych, pozostawiając zawsze nietkniętym naskórek i kutykulę. N a jb a r­

dziej zniszczone przez bakterye części roślin­

ne pochodzą z pokładów kulmskich w Rossyi oraz z węglowych w M ont P ele niedaleko Sully we F ra n c y i: wszystkie tkanki okazały się tu zniszczonemi, prócz kutykuli. O statnia także zostałaby w końcu zapewne stoczoną ponieważ znaleziono n a niej ślady nadżarcia przez pokryw ające j ą liczne mikrokoki, gdy­

by nie stan ęła temu n a przeszkodzie jakaś przyczyna niewiadomej natury. W edług R e ­ n au lta w ytw arzające się przy procesie fer­

m entacyjnym tk anek drzewnych związki ul- minowe z 1 biły bakterye, zabarw iając i u trw a ­ lając je jednocześnie.

W tworzeniu się pokładów węgla ze szcząt­

ków roślinnych współdziałały czynniki dwu rodzajów : fizyczne, polegające na ciśnieniu pokładów, które osadzały się stopniowo na przykrytych warstwą m ułu lub gliny rośli­

nach—i chemiczne. Te ostatnie d ają się sprowadzić obecnie do fermentacyi, wywoła­

nej przez różnego rodzaju bakterye. F e r ­ m entacyjne te sprawy odbywały się na wielką skalę w ówczesnych bagnach, torfowiskach i deltach rzecznych. Wylewy większej ilości wód, jakim w ciągu wieków ulegały te m iej­

scowości, wstrzymywały jednocześnie i roz­

kład tkanek, powodowany przez bakterye.

W niesione zaś przez fale do jezior i rzek

(11)

N r 17. WSZECHSWJAT 2 6 7 szczątki roślinne zachowały się bez uszko­

dzenia aż do naszych czasów.

Co do tkanek zwierzęcych, to p. R enault napotykał wielokrotnie mikrokoki i laseczni- ki w zębach, łuskach i kościach, w koproli- tach z epok permskiej i węglowej zawartych.

B akterye to okazują zupełne podobieństwo do gatunków, które, według dzisiejszych bak- teryologów, powodują próchnienie kości zwie­

rzęcych.

J . Trz.

(N aturw . Rund )

BESSEMER.

D nia 15 m arca r. b., w posiadłości swojej D enm ark-H ill um arł w osiemdziesiątym szó­

stym roku życia, s j t la t; sławy i m ajątku sir H en ry Bessemer, tw órca jednego z n a j­

ważniejszych wynalazków w dziedzinie wiel­

kiego przem ysłu, mianowicie nowego sposobu w yrabiania stali.

Wiadomo, że żelazo znajduje się w prze­

myśle w trzech różnych odmianach, mających odrębne własności i zastosowania. Pierwszą z nich je st surowiec, albo żelazo lane, który łatwiej od innych odm ian się topi i dlatego używa się na odlewy, a zarazem odznacza się twardością i kruchością; d ru g ą —żelazo mięk­

kie, albo kowalne, które daje się kuć, walco­

wać i wyciągać na druty; trzecią nareszcie—

sta l, k tórą można także kuć i walcować na sztaby i wyciągać na druty, a zarazem przez hartow anie nadaw ać jej wielką twardość i sprężystość. Z tych odmian żelazo miękkie najbardziej się zbliża do stan u czystości che­

micznej; surowiec i stal są właściwie związ­

kam i żelaza z węglem, oprócz którego zawie­

r a ją zwykle i inne jeszcze pierwiastki, n a j­

częściej ki-zem i magnez, rzadziej wolfram, chrom, nikiel, molibden i inne.

Z rud żelaznych, bardzo pospolitych w zie­

mi, w yrabia się naprzód zawsze surowiec, a z niego przez więcej albo mniej dokładne wydalenie w ęgła, otrzym uje się albo żelazo miękkie, sztabowe, albo stal. Dawniej nie um iano robić stali bezpośrednio z surowca, ale musiano go koniecznie przerabiać na że­

lazo miękkie, a później sztabki takiego żela­

za przez ogrzewanie ich w wysokiej tempe-

; ra tu rze z proszkiem węglowym przetw arzać na stal. B yła to droga d ług a i kosztowna i dlatego fabrykantom dawno n astręczała się

; myśl w yrabiania stali bezpośrednio z surow ­ ca, ale usiłowania ich były przez długi czas bezowocne i dopiero około połowy naszego

| stulecia Bessemerowi udało się rozwiązać to zadanie. Główna treść jeg o metody je s t na-

| stępująca. Zbudował on piec* m ający postać gruszkow atą i dający się pochylać koło osi poziomej, a złożony z dwu komór : dolnej

j

i górnej; do górnej wpuszcza się wprost z wielkiego pieca rostopiony surowiec i jed- j nocześnie wprowadzają się w ruch miechy, które zapomocą ru r wpędzają, pod ogrom- nem ciśnieniem, powietrze do komory dolnej, I a stąd przez otwory, do stopionej masy su­

rowca. Tlen tego powietrza, łącząc się z węglem surowca, wypala go, skutkiem cze-

; go tem p eratu ra w zrasta, a ognisty płyn staje się jeszcze bardziej płynnym i poruszany przez prąd powietrza zaczyna się gotować

| i pryskać. Zaw arte w nim obce przymieszki wydzielają się, tworząc roztopiony zuzel, któ­

rego krople porywane gwałtownym prądem wpychanego powietrza u latu ją wraz z niem

j

przez otwór w górnej komorze pieca i roz- I pryskują daleko w postaci iskier. Tym spo - sobem roztopiona m asa surowca uwalnia się

j

coraz bardziej od nadm iaru węgla i zamienia na stal. Stopniowo uspokaja się ciecz, iskry u stają i tylko niebieskawe płomyki gorejące­

go tlenku węgla i dwutlenku siarki w ylatują od czasu do czasu z otworu pieca. W tedy pochyla się piec na osi otworem ku dołowi i m etal wypuszcza się w podstawione formy, w których krzepnie, a z nich jeszcze rozża­

rzone do białości kawały wydobywają się za­

pomocą przyrządów podnoszących i wprost przenoszą pod młoty i walce.

M yślB essem era nie znalazła narazie uzna­

nia, owszem spotykała gwałtowny opór, a na­

wet Stowarzyszenie brytańskie popierania nauk, którem u w r. 1856 przedstawił swoję metodę, nie uznało jego komunikatu za god­

ny wydrukowania w sprawozdaniach ze swo­

ich posiedzeń. Dopiero w dwa lata później, kiedy, po ostatecznem wydoskonaleniu wyna­

lazku, Bessem er we wspólce z Longsdonem

założył i zaczął prowadzić z zupełnem powo­

(12)

268 WSZECHSWIAT,! N r 17.

dzeniem fabrykę w Sheffieldzie, uwierzono nareszcie w jego wynalazek. W k ró tce bez­

przykładne obniżenie cen stali zatrwożyło współzawodników i stało się podwaliną jeg o m ajątku.

Oto kilka cyfr, k tóre pozwolą nam zrozu­

mieć ca łą doniosłość wynalazku Bessemera.

P rz e d nim w największem n a świecie ognis­

ku fabrykacyi stali—w Sheffieldzie— w yra­

biano zaledwie 50 000 ton stali rocznie.

Powodem ta k słabej wytwórczości była d ro ­ żyzna m ateryału pierw otnego i powolność fa ­ brykacyi. Ja k o ż tona kowalnego żelaza szwedzkiego, używanego w tym celu, koszto-

j

wało wtedy 500 franków; że zaś do przero­

bienia jej na stal p o trzeb a było 10 dni i ty ­ leż nocy, nic więc dziwnego, że jed n a tona stali sprzedaw ała się po 1500 fr., (więc funt kosztował 24 kopiejki podług dawnego k u r­

su). D latego używano wtedy stali tylko na niektóre wyroby, mianowicie na sprężyny (resory), na wyroby nożownicze i narzędzia techniczne, nie m arząc nawet o stosowaniu jej w budownictwie lub n a drogach żelaz-

i

nych. Dziś rzeczy zmieniły się rdzennie,

j

Praw ie na wszystkich kolejach m am y dziś szyny stalowe, a największe mosty i olbrzy­

mie halle dzisiejszych dworców kolejowych budują się ze stali, a wszystko to dzięki Bes-

semerowi, który za jednym zamachem obni- j żył cenę tego m atery ału z 1 500 n a 150 fr.

z a to n ę (2 7-jkop. za funt). J u ż w r. 1892 { roczna produkcya stali bessemerowskiej do­

sięgła 11 milionów ton. D la uzmysłowienia sobie tej olbrzymiej ilości Bessem er obliczył, że możnaby z niej zbudow ać pełną kolum nę walcową, m ającą 30 m średnicy i 2 0 3 2 m wysokości, oraz że całkow ita trzechletnia produkcya złota, wydobywanego ze w szyst­

kich kopalń na świecie, nie w ystarczyłaby n a zapłacenie tej kolumny. W tym samym cza­

sie fabryki całego świata dostarczały w ciągu jednej godziny tyle stali, źe możnaby z niej

wystawić kolumnę p ełn ą o 42,36 m wysoko- i ści i 2,13 m średnicy. A od 1892 r. natęże­

nie tej fabrykacyi jeszcze wzrosło, bo w ro­

ku 1896 sam a tylko W . B ry tan ia, S tany Zjednoczone i Niemcy w ytw arzają razem 10 */3 milionów ton.

Byłoby rzeczą zbyt d łu g ą wyliczać wszyst­

kie wynalazki B essem era, poczynając, od sposobu łączenia proszku grafitow ego w m a­

sę jednolitą i spójną, albo odlewania czcio­

nek drukarskich, aż do nowej metody wy­

rabian ia . prochu bronzowego. T en właśnie ostatni wynalazek dał mu dostateczne środ­

ki m ateryalne do opracowania i wykończenia nowej metody fabrykacyi stali.

R ząd angielski dopiero w r. 1879 uświęcił urzędownie tytułem szlacheckim wyjątkowe zasługi H enryka Bessemera; ale już daw­

niej wraz z wielkim m ajątkiem uwielbienie powszechne stało się udziałem człowieka, którego gienialny wynalazek dokonał całko­

witej rewolucyi w nowoczesnym przemyśle.

W ł. S.

(P odług „L a N a tu rę ” i innych źródeł).

L U Ź N E U W A G I.

Pod wpływem wiadomości o w ynalazkach p. Szczepanika w pism ach naszych { eryodycz- nycb i w ustnym obiegu powstało k ilk a poglą­

dów, których słuszność wydaje mi się nieco w ąt­

pliw ą. Ponieważ, ja k sądzę, szerzenie się ich i utrw alenie wcale nie je s t rzeczą obojęfną, a tem mniej pożądaną dla naszego ogółu, pragnę więc zwrócić na tę spraw ę uwagę ludzi upraw ­ nionych do głosu, a tym sposobem wywołać w p ra ­ sie pożyteczną dyskusyą.

Przedew szystkiem z wielkim naciskiem nasze pism a pow tarzają, że p. Szczepanik nie je s t uczo­

nym z zawodu i tem u właśnie przy p isu ją powo­

dzenie, ja k ie osięga na drodze w ynalazczej. T u ­ ta j tkwi praw dopodobnie bardzo grube nieporo­

zum ienie, bo wszakże każdy postęp musi opierać się z konieczności na tem wszystkiem , co p o ­ przednio zostało poznane i dowiedzione. I w r z e ­ czy sam ej, jeżeli przedstaw im y sobie choćby w ogólnych tylko z a rj sach budowę telektrosko- p u, dojdziem y do przekonania, że wynalazca m usiał bardzo szczegółowo zapoznać się z p r a ­ wami odbicia się i załam ania światła, z licznemi właściwościami p rąd u elektrycznego, wreszcie z wieloma szczegółami mechaniki praktycznej.

Do takich zaś wiadomości nie dochodzi się bez obszernych i głębokich studyów przygotowaw­

czych, których znowu przeprow adzenie wymaga częstych i licznych zboczeń na sąsiednie pola nauki. Ze można przygotow ać się sam odzielną pracą, bez pomocy szkól, egzaminów i dyplomów, na to zgoda Że z drugiej strony wyłączne od­

danie się m ądrości książkow ej, bezkrytyczna

w iara w słowo drukow ane i nadm ierne zaufanie

urzędowym powagom, k ręp u je swobodny rozwój

(13)

N r 17. WSZECHSWIAT 269 myśli naukowej i paczy um ysł, wciskając go

w pow ijaki chińskiego jakiegoś form ularza, yr tym względzie także dwu zdań być nie może.

A le co innego je s t ja sn a i trzeźw a znajomość zasa 1 nauki, a co innego bezmyślne szkolarstwo.

A ui bez pierw szej, ani z drugiem nikt nie będzie wynalazcą, ta k samo, ja k nie będzie kom pozyto­

rem ten, k to nie poznał zasad muzyki, ani ten, kto uwierzył, że poza „szkołą” na ta k i lub inny instrum ent żadna ju ż melodya istnieć nie może.

A teraz inna strona sprawy, nieodnosząca się j u ż do p. Szczepanika w szczególności, lecz do sposobu pow stawania wszystkich wogóle wyna­

lazków technicznych i naukowych w czasach obecnych. Czytając ich barwne, zwykle en- tuzyastyczne opisy, możnaby dojść do przekona­

nia, że ich geneza je s t jakiem ś samorodztwem, tw orzącem z niczego odrazu wykończone i w spa­

niałe postaci, albo ju ż conajm niej—ja k ą ś spraw ą ferm entacyjną, w której niedostrzeżony zarodek m yśli ja k dotknięcie różdżki czarnoksięskiej p rz e ­ m ienia zimny m ateryał surowy w tryskający ży­

ciem organizm . Otóż jabym sądził, że pracę wynalazcy najsłuszniej będzie porównać z pracą perfum iarza, k tó ry dystyluje centnary ziółek, żeby otrzym ać łu t esencyi pachnącej i którego główne zadanie polega na takiem szczęśliwem skom binowaniu woni oddzielnych, żeby w mie szaninie pow stał zapach przyjem ny. Ale jakżeby u tru d n ił sobie pracę fab rykant perfum , któryby nie wiedział naprzykład, że najsilniej pachnący kwas z rów nie silnie pachnącą zasadą wyda sól zupełnie pozbaw ioną woni.

I jeszcze je d n a strona. K ażda rzecz nowaj zanim oblecze się w ciało m ateryi, istnieje p ie r­

wej w umyśle naszym i podlega znanym sposo­

bom wypróbowania zapomocą obliczeń i rysunku.

Znam jed n ak liczne przykłady w dziejach wyna­

lazków chemicznych, k tó re dowodzą, że najsłusz­

niejsza napozór kombinacya umysłowa, w ytrzy­

m ująca doskonale krytykę równań chemicznych, może się okazać zawodną. Z darza się niekiedy, że rozumowanie nasze opieramy całkiem nieświa­

domie na m ateryale faktów niezbadanych jeszcze w takim stopniu, ja k i je s t niezbędnym do zupeł­

nie ścisłego wyprow adzania odpowiednich wnios­

ków. Gruby p rzykład podobnego chybionego usiłowania mogę podać z własnych wspomnień : W chwili, kiedy opuszczałem lawę uniw ersytecką je d en z misti-zów moich podsunął mi myśl doko­

nania syntezy chininy przez działanie chlor­

ku benzoilu (C8H5 . COC1) na heksyleniak . W istocie, sum ując dwie cząs­

teczki pierw szego z tych związków z je d n ą cząs­

teczką drugiego, otrzym ujem y odrazu chlorowo- dan chininy (C20Ha4NaH a . 2I1C1)... na p a ­ pierze. Na usprawiedliwienie zm arnowanej p r a ­ cy, k tó rą włożyłem w to zadanie, muszę przypo­

mnieć, że p rzed dw udziestu kilku laty wiadomości nasze o prawdziwej naturze chemicznej alkaloi­

dów były daleko skąpsze, aniżeli w chwili obec n ej. D zisiaj od pró b podobnych wstrzym aćby

m ogła ju ż ta jed n a uwaga, że wszystkie lepiej zb ad m e alkaloidy okazują widoczne ślady dery- wacyi od związków z pierścieniam i he^erocyklicz- nemi.

Nie mam żadnej podstawy do wątpienia, że telektroskop p. Szczepanika działa zupełnie pew­

nie i prawidłowo, jakkolw iek z żadnego dotych­

czasowego opisu, ja k i spotkać mi się udało, nie mogłem wywnioskować, czy p rzyrząd ten ju ż zo­

stał zbudowany z m etalu, szkła, drzewa i t. d., czy też istnieje tylko w obliczeniach i rysunkach.

W iem jednak, że telefot p. Prószyńskiego do­

tychczas nie doczekał się jeszcze wykonania.

W rozmowie z tym wynalazcą, życząc mu najzu ­ pełniejszego i najbardziej w szechstronnego p o ­ wodzenia, nie mogłem wstrzymać się od uwagi, że jednak własności selenu, na których opiera się przesyłanie obrazów świetlnych, są dzisiaj jeszcze zam ało zbadane i że ta okoliczność może przy- czynić wynalazcy n :emało trudności.

Zn.

S P R A W O Z D A N I E .

— Ż yw ot i prace naukowe i społeczne Je d rz e ja Ś niadeckiego. Kraków. Nakładem S.

A. Krzyżanowskiego. 1898.

P racując obecnie nad życiorysem Ję d rz e ja Śniadeckiego, miałem sposobność przekonać się, ja k wogóle ubogiem je st nasze piśmiennictwo w m ateryały do pracy takiej potrzebne, a z a ra ­ zem ja k rozm aicie i sprzecznie, a nierzadko w prost błędnie zasługi męża tego oceniano.

Z prawdziwą też ciekawością w/ięłem do rąk świeżo wydaną książkę pod ponętnym tytułem : Żywot i prace naukowe Jęd rzeja Śniadeckiego, sądziłem bowiem, że wypełnia ona może lukę, k tó ra w literatu rz e naszej bardzo czuć się daje.

N iestety jednak, książka ta najlżejszych nawet wymagań zadowolić nie może, pisana je st bowiem zarówno bez znajomości źródeł co do życia J ę ­ d rzeja Śniadeckiego, ja k o też bez znajomości nauk, którem i Śniadecki się zajmował. Strona życiorysowa książki je s t niezręczną tylko kom pilący* życiorysu podanego p rzez M. Balińskiego, zięcia Śniadeckiego, we wstępie do warszawskiego zupełnego wydania dzieł jego z roku 1840.

Z drugim tom em Pamiętników do życia Jana Śniadeckiego przez M. Balińskiego— wiele tam je s t ciekawych i o Jęd rzeju szczegółów —autor zapoznał się dopiero po wydrukowaniu swej książk i! (patrz dodatek) O działalności Jędrze­

j a Śniadeckiego w „Tow arzystwie Szubrawców”

bezimienny au to r praw ie nic nam nie mówi —

a przecież istnieje w tej mierze bardzo ciekawa

i oryginalna rozpraw a prof. Chmielowskiego (Ty­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Każda forma życia podejmowana przez wiernych w Kościele ma swój podwój- ny wymiar. Pierwszym z nich jest wymiar wspólnotowy, który ze względu na to, że Kościół jest

Za warunki sine qua non uznano popełnienie czynu zabronionego (w wypadku osób o zmniejszonej poczytalności - przestępstwa) oraz stwarzanie przez sprawcę poważnego

Średni udział procentowy wypowiedzeń niewerbalnych budowanych przez dzieci z niepełnosprawnością intelektualną w poszczególnych próbach badania. Leksemy w wypowiedziach

However, in cases of severe insulin resistance, insufficient compensation of pancreatic beta cells or reduced pancreatic beta-cell function, glycaemic levels are

W powiązaniu z nimi pojawiają się z kolei cztery typy układów lokalnych także wyróżnione na podstawie dwóch kryteriów tj.. kryterium otwartości (zarówno w

M aurel zgadza się na owę ludność pierwotną, lecz widzi w nich przymieszkę nie malajów, tylko czystych mongołów.. Dla Moura iW akego w skład kmerów weszła

Spory o wiedzę mogą być poddawane zwykłym rygorom krytyki naukowej, oczywiście jeżeli przedtem dokładnie ustali się, do jakich twierdzeń jednostkowych i do jakich

Z jednej strony mogą to być osoby, których ostrość wzroku jest już zbyt niska (poniżej 2%), przez co nie mają one możliwości odczytywania druku.. Z drugiej zaś strony mogą