,\'f. 17. Warszawa, d. 24 kwietnia 1898 r. Tom X V II.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA".
W W ars za w ie: rocznie rs.
8, kw artalnie rs.
2Z p rze s y łk ę pocztow ą: rocznie rs. lo, półrocznie rs.
5Prenum erow ać m ożna w R edakcyi „W szechświata*
1
w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranica.
K om itet Redakcyjny W szechświata stanow ią P anow ie:
D elke K., D ickstein S., H oyer H. Jurkiew icz K ., K w ietniew ski W ł„ Kram sztyk S., M orozewicz J., N a- tanson J „ Sztolcman J ., Trzciński W . i W róblew ski W .
Adres !SIra,ls:owsfeIe-I=rzed.in.ieście, Z S T r c3 ‘3 .
Mechanika w państwie roślinnem.
J a k przyroda buduje swe twory? Odpo
wiedzi na pytanie powyższe nie będziemy szukali w natu rze nieożywionej, bo ta zawsze,
■czy to piętrząc góry, czy rozlewając morza, czy też spychając skały w przepaście, ujaw niać będzie z punktu widzenia mechaniki jedno zjawisko, wogóle proste a w danym względzie mało nauczające. W naturze nie
ożywionej nie znajdziemy tej walki, ta k za
wiłej i subtelnej, jakiej liczne przykłady przedstaw ia świat organiczny.
T u ta j winniśmy się też zwrócić. W świecie zwierzęcym, składającym się z istot, obda
rzonych swobodą ruchów, sprawy m echaniz
mu skierowane są głównie ku ułatwieniu tej czynności fizyologicznej. Przykładów m e
chaniki statycznej szukać przeto należy w państwie istot, przeważnie nieruchomych i dosięgających znacznych wymiarów, jakie- mi są rośliny.
N ie u d ając się do olbrzymów i przedstaw i
cieli wspaniałej roślinności egzotycznej, weź
my najpospolitszą roślinę—zwyczajne żyto.
Jeg o źdźbła, m ające około 3 m m średnicy, sięga wysokości 1500 m m , długość więc
przewyższa tu taj grubość około 300 razy.
W obec takich stosunków, najbardziej wy
smukłe budowle ludzkie, ja k np. kominy fa
bryczne, m uszą nam się wydawać niezdar - nemi, albowiem ich wysokość zwykle bywa zaledwie 1 2 —15 razy większą od średnicy podstawy. Budowniczy, chcąc zachować sto sunki, właściwe źdźbłu żyta, m usiałby wybu
dować gmach takiej wysokości, ja k k ated ra kolońska, m ający 32 cm średnicy u podsta
wy; jestto, oczywiście, niemożliwe nawet przy najwyższym rozwoju techniki.
P od tym względem należy się tedy rośli
nom pierwszeństwo, albowiem są w stanie wznosić takie budowle, o jak ich człowiek nie może nawet marzyć. R ozporządzają one jednym środkiem, dotychczas niedostępnym dla człowieka : podczas gdy człowiek buduje swe gmachy z cząsteczek kruchych i tw a r
dych, cząsteczki organizmów roślinnych o d znaczają się wielką elastycznością; skutkiem tego w tkankach roślinnych wewnętrzne na
pięcie, czyli t. zw. turgor, może wzrastać zna
komicie, nadając im niezwykłą tęgość.
Lecz fakt tu rg o ru nie je st tu w ystarczają
cy. Jakkolw iek i na drodze spotęgowania wewnętrznego napięcia roślina może dojść do ogromnej odporności n a wpływy mechanicz
ne, jedn ak właściwość ta jest zbyt zależna
258 W SZECH SW IA T N r 17.
od warunków zewnętrznych. G dy podczas w iatru najbardziej je s t p o trzeb n a roślinie tęgość, wówczas wskutek zw iększenia tran - spiracyi, czyli parow ania tkanek, znacznie zmniejsza się tu rg o r komórek. N iezbędne są przeto inne sposoby wzmocnienia tęgości.
T kanki roślinne nie sk ła d a ją się z jednako
wych pierwiastków morfologicznych; zn ajdu
jem y wśród nich całe układy zróżnicowanych elementów, przystosowanych do odpowied
nich czynności fizyologicznych. J a k w całej przyrodzie ożywionej, niewyłączając złożo
nych zjawisk życia społeczeństw ludzkich, ta k też i tu taj wszelki rozwój, przejście od form niższych do wyższych polega n a zasto
sowaniu ogólnej zasady - podziału pracy.
Stosunki, panujące w pierwotnych o rga
nizmach roślinnych, przedstaw iających nieraz proste skupienia naw et niezbyt ściśle zespo
lonych komórek, z których każda w ystarcza sam a sobie, a naw et w odosobnieniu od in nych żyć może,—stosunki takie okazują się niewystarczającem i, nieodpowiedniemi dla dalszego rozwoju, a przew agę dać może j e dynie liczniejsze i bardziej ścisłe zespolenie pierwiastków na zasadzie podziału pracy w pełnieniu czynności fizyologicznych. W ten sposób pow stają systemy tkanek i narządy organizmów.
A natom ia roślin wyróżnia cały szereg tego rodzaju systemów, ja k to : skórny, w chłania
jący, przyswajający, naczyniowy, zapasonoś- ny, oddechowy, wydzielający i wreszcie me
chaniczny. Z adaniem ostatniego je s t, rzecz oczywista, nadanie roślinie odpowiedniej mo
cy i tęgości.
Pierwszy krok ku wyodrębnieniu w łaści
wych tkanek mechanicznych przedstaw iają grupy kom órek o ściankach nieco zgrubia
łych w porównaniu z resztą tk an k i organiz
mu. Takie szeregi komórek znajdujem y np.
u niektórych wodorostów m orskich (F u ca - ceae)—zatem roślin niskiej organizacyi,—
w tych miejscach rozwiniętego w postaci liścia ciała wodorostu, które odpow iadają położeniu t. zw. nerwów u prawdziwych liści.
Z biegiem rozwoju rodowego grupy te za
czynają p rzybier ć postać coraz to bardziej złożoną i w yraźniejszą, niewychodząc zresz
tą z gran ic różnicowania jedynie ilościowego (pod względem stopnia grubości błon kom ór
kowych). Dopiero dah zy rozwój d aje grupy
pierwiastków, zróżnicowanych jakościowo, odrębnych i wyłącznie do względów m echa
nicznych przystosowanych.
Pierwsze miejsce zajm ują tu pierw iastki tkanki łącznej. Sąto wydłużone komórki, zwykle 1—2 m m długości, sięgające u niektó
rych roślin wyjątkowej długości 70—80 m m , a naw et 100—200 m m . W przypadku o sta t
nim włókna łykowe przedstaw iają najdłuższe ze znanych w państwie roślinnem komórek.
Cząsteczki (molekuły), składające znacznie zgrubiałe ścianki komórek łyka, zbudowa
nych z prawie niezmienionej, nieraz nieco zdrew niałej, celulozy, ułożone są wzdłuż linij spiralnych, powodując w ten sposób większą ich odporność. Pod tym względem można by mikroskopową komórkę łyka porównać z moc
ną liną, ze spiralnych włókien skręconą.
fjykowemi stają się komórki mechaniczne wówczas, kiedy kończy się ich rośnięcie, za
w artość protoplazm y znika i życie zam iera.
Je stto wynik konieczny: kom órka, odziana w grube i nieprzenikliwe opony, musi być odciętą od świata komórek żyjących, musi przerw ać z niemi kom unikacyą i zamianę m ateryi.
N a straży czynności mechanicznych w tk an kach młodszych, rosnących, stoi t. zw. „ko- lenchym a”, której komórki posiadają zgru
bienia błon jedynie w kantach; reszta ścianki je st wolna od zgrubieć, nie n astręcza więc przeszkód dalszemu wzrostowi komórki i nie przeszkadza jej bezpośredniej komunikacyi z innemi.
Je d n ę z postaci tkanki mechanicznej przed
staw ia też drewno. S kłada się ono z komó
rek i naczyń (ru rek ) o grubych ściankach ze zmienionej chemicznie celulozy. Rozwinięte w nadm iernych ilościach u roślin drzew ias
tych, stanowiąc jednę z części składowych wiązek naczyniowych łodyg, liści i korzeni wszystkich roślin wyższych (posiadających naczynia), komórki i naczynia drewna służą do rozprow adzania wody w roślinie. Z po
wodu tej stałej czynności fizyologicznej zali
czane są zwykle do układu naczyniowego.
Pozostałe typy komórek mechanicznych, nieskupiające się w wyraźnie wyodrębniono systemy, lecz rozsiane grupam i wśród innych tkanek, obejmuje t.zw . „sklerenchynaa”. B ło
ny tych komórek dochodzą nieraz niezwykłej
twardości, przewyższając twardość kości,.
N r 17. W SZECHSWIAT a naw et niektórych kamieni, ja k mamy przy
kład tego w łupinach niektórych owoców.
Rozrzucone grom adkam i t. zw. komórki k a
mieniste w miękiszu owocu gruszki lub ciąg
nące się podłużnem i szeregami w korze wielu drzew, m ają takie znaczenie, ja k ziarna piasku, które m ularz dodaje do wapna, albo sproszkowane szkło, jakiego się dosypuje do gutaperki, o ile chodzi o nadanie większej tęgości wytwarzanym z niej wyrobom.
Dotychczas poznaliśmy dopiero m ateryał, z którego roślina buduje swe tkanki mecha
niczne. Niby inżynier lub budowniczy, ma
ją c już przed sobą m ateryał, niezbędny do wzniesienia budowli, musimy odwołać się te raz do mechaniki, aby nam w skazała, na j a kie wpływy i jakich sił działanie narażona będzie wzniesiona budowla, oraz w jak i spo
sób musi być zużytkowany m ateryał, aby wpływom owym mógł przeciwdziałać najsku
teczniej.
Pierw szą rzeczą je s t osiągnięcie pomyśl
nych rezultów przy możliwie m ałem zużyciu m ateryału, albowiem—pom ijając już oszczęd
ność—szafowanie wielką ilością m ateryału znacznie komplikuje zadanie mechaniki, wpro
w adzając nowe siły i czynniki mechaniczne, z ich własnego ciężaru wynikające.
Okoliczności te uwzględnia też przyroda.
W zależności od rodzaju wyływów mechanicz*
nych, którym podlega narząd roślinny, za
w arte w nim tkanki mechaniczne przybierają rozm aitą postać oraz odpowiednie względem innych tkanek tegoż narządu położenie. P o staram y się tu pokolei rozpatrzeć poszcze
gólne części organizm u roślinnego—jakim podlegają siłom mechanicznym i jakie wy
tw arzają pod ich wpływem przystosowania.
Przedew szystkiem —łodyga w najogólniej- szem znaczeniu. W znosząc się ku górze, na
rażona je st na uderzenia wiatrów, usiłu ją
cych j ą zgiąć lub złamać. Mamy tu więc do czynienia z działaniem sił zginających.
W yobraźm y sobie przerzucony przez rów drążek; gdy usiłujem y przejść po nim na brzeg przeciwległy, ugina się pod n a m i: j e go powierzchnia górna staje się pod wpły
wem ciśnienia krótszą, zaś dolna się wydłuża.
W kierunku od obwodu ku osi środkowej różnica powyższa staje się coraz to bardziej
nieznaczną, aż w środku obiedwie siły się znoszą wzajemnie.
Rzecz oczywista, że jeżeli zechcemy nadać drążkowi moc, przeciw działającą sile zg in a
jącej, będziemy musieli m ateryał odpowiedni grupować w tych miejscach, gdzie ciśnienie oraz siła rozciągająca są największe, t. j.
możliwie daleko od śro dk a—na górnej i dcl- nej powierzchni. Otrzym ane w ten sposób dwa wiązania poziome należy połączyć zapo
m ocą trzeciego, biegnącego w kierunku pio
nowym; taki k ształt belki, przedstawiający w przekroju poprzecznym podwójne T, czyli f i g u r ę J , je st najbardziej odpowiednim dla przeciwdziałania siłom zginającym; moc jej zależy od krzepkości samych wiązań, oraz od ich odległości wzajemnej : im dalej są wią
zania poziome oddalone od siebie, tem belka je st bardziej wytrzymałą.
W danym przypadku mam y do czynienia z drążkiem , czy też belką, podlegającą zgina
niu w jednej tylko plaszczyznie. Przez po
łączenie kilku wyżej opisanych systemów możemy ją uczynić również odporną w innych kierunkach; przy znacznej ich liczbie można wyobrazić sobie na obwodzie belki, zamiast pojedyńczych wiązań, jednę tylko masę ogól
ną; wiązania pośrednie okazują się wtedy niepotrzebnemi, zatem — zbytecznemi warstwy wewnętrzne belki, i skonstruowana w ten sposób przedstawia p ustą wewnątrz ru rę.
Zobaczmy teraz, o ile zasada powyższa znajduje istotnie zastosowanie w budowie ło dyg roślinnych. Pierw iastki mechaniczne towarzyszą zwykle wiązkom naczyniowym, ju żto służąc, jako elementy drewna, do roz- prowadzaniania wody, jużto w postaci grup włókien łykowych dając rozprowadzającym m aterye białkowe delikatnym rurkom siatko
wym osłonę od p arcia otaczających tkanek.
Po większej tedy części rozkład wiązek n a czyniowych daje nam też jednocześnie obx-az układu tkanek mechanicznych.
N a przekroju poprzecznym łodygi daje się zauważyć wybitnie odśrodkowe dążenie wią
zek naczyniowych. Jeżeli zaś wiązki naczy
niowe rozrzucone są w całej masie tkanki,, te z nich, które znajdują się bliżej obwodu, posiadają w każdym razie znacznie silniejsze elementy mechaniczne; w pobliżu osi środko
wej, jak o nieodpowiadające przeznaczeniu
znajdują się w ilościach bardzo nieznacznych.
2 6 0 WSZECHŚWIAT N r 17 U niektórych roślin, ja k np. m ających czwo
rograniaste łodygi wargowych (L a b ia tae) (fig. 1 ) i w ielo g ran iaste—baldaszkow atych (U m belliferae), w tych najdalszych od osi środkowej kantach u k ła d a ją się g rup y tw a r
dych kom órek, nie pozostających w połącze
niu z wiązkam i naczyniowemi. Toż samo zjawisko zachodzi w budowie łodyg u skrzy
pów (fig. 2 i 3), gdzie komórki m echaniczne zbierają się w najbardziej wydatnych miej
scach obwodu łodygi—wzdłuż ciągnących się n a jej powierzchni żeberek. P od względem swych wysoce złożonych urządzeń m echanicz
nych skrzypy zajm ują jedno z wybitniejszych miejsc wśród roślinności; należą one do ro ś
lin najbardziej starożytnych, ponieważ ju ż w epoce węglowej były u szczytu rozwoju,—
i może właśnie tym doskonałym przystosow a
niom mechanicznym zaw dzięczają swą wy-
F ig. 1. P rzekrój poprzeczny łodygi ja sn o ty białej (Lam ium album ). W oddzielonych narożnikach
mieszczą się grupy kom órek mechanicznych (schem at).
trzym ałość, k tó ra pozwoliła im przetrw ać tyle przewrotów geologicznych— aż do czasów dzisiejszych. T kanki m echaniczne dążą też ku obwodowi u jednorocznych pędów roślin drzewiastych, zanim f zdążą one nab rać mo
cy dostatecznej przez wytworzenie warstwy drewna.
P ierw otną form ą tego rodzaju układu m e
chanicznego je st zapewne jednolity płaszcz tk an ek m echanicznych, obejm ujący łodygę tu ż pod naskórkiem ; przynajm niej w takiej postaci w ystępuje on u roślin niższych, np.
mchów, je s t też właściwy wielu gatunkom je d n o - i dwuliściennym. Obserwowane u in nych roślin odstąpienie od tej formy, w g ru n cie rzeczy p ro stej i pod względem m echa
nicznym bardzo wygodnej, należy chyba t ł u
maczyć wdzierającemi się w tę dziedzinę wy
m aganiam i innych czynności organizm u roś
linnego, szczególniej zaś ściśle połączonego i zwykle towarzyszącego tkankom m echanicz
nym system u wiązek naczyniowych.
Dość skomplikowaną budowę m echaniczną m ają wydrążone łodygi niektórych rodzin jednoliściennych (Oyperaceae, Juncaceae).
N a przekroju poprzecznym łodygi sitowia (fig. 4) widzimy wiązki naczyniowe, rozrzuco
ne na całej przestrzeni tkanki; odrazu rzuca
F ig . 2. P rzekrój poprzeczny gałązki skrzypu (E quisetum aryense).
F ig. 3. P rzekrój poprzeczny gałązki skrzypu (E ąuisetum littorale).
j
nam się jednak w oczy, że najobficiej uposa
żone w pierw iastki mechaniczne są wiązki zewnętrzne; n adto dostrzegam y pod po
wierzchnią zew nętrzną mocne słupki tkanki mechanicznej, niepozostające w połączeniu z wiązkami naczyniowemi.
O ile łodyga n arażoną bywa przeważnie na działanie sił zginających, wręcz odmien
nym wpływom mechanicznym podlega korzeń
N r 17. WSZECHSW1AT 261 rośliny. Służąc do umocowania rośliny w zie
mi, m a za zadanie przeciwdziałanie siłom, usiłującym wyciągnąć j ą z g ru n tu , podlega przeto działaniu siły wyciągającej.
Opór, jak i stawia przedm iot sile, jest w sto
sunku prostym do powierzchni przekroju, prostopadłego względem kierunku siły dzia
łającej. Lubo względne ugruntow anie pier
wiastków najbardziej odpornych wydaje się z tego punktu widzenia rzeczą obojętną, nie bez znaczenia je st jednakże możliwe ich zbliżenie wzajemne.
T ak ą tendencyą dostrzegam y też w budo
wie korzenia. Odosobnione wiązki komórek mechanicznych mogłyby się rozrywać przy takiem szarpaniu, jakiego doświadcza korzeń podczas silnego w iatru; w znacznym zaś stopniu wyjętym z pod tego niebezpieczeń
stw a wydaje się korzeń, w którym tkanki
F ig . 4. Schemat części przekroju poprzecznego łodygi sitowia, a przewody powietrzne.
mechaniczne zebrane są razem, przebiegając w postaci mocnego sznura wzdłuż jego osi środkowej. Z asa d a ta jest w poszczególnych przypadkach mniej lub bardziej wyraźną, niemniej jed n ak powszechną dla korzeni wszystkich roślin.
Co dotyczę łodygi, nie zawsze podlega też ona działaniu jednakowych sił mechanicz
nych; ich rodzaj zależny je st od warunków życia, przedewszystkiem zaś od właściwości fizycznych środowiska. Rosnąc czy to w po
wietrzu, w wodzie, czy w ziemi— w każdym .przypadku wykazuje inną budowę anatom icz
ną. Gdy więc łodyga ciągnie się w głąb gru n tu i dopiero w pewnej odległości od po
wierzchni ziemi ustępuje miejsca właściwemu korzeniowi, wówczas pierw iastki mechanicz
ne, których rozkład w łodydze nadziemnej
cechuje tendencyą wybitnie odśrodkowa, za
czynają przyjmować kierunek wręcz prze
ciwny z tą chwilą, kiedy łodyga zanurza się w gruncie, usuwając się w ten sposób z pod wpływu sił zginających i przechodząc w sfe
rę działania innych czynnków m echanicz
nych.
Różnica ta występuje wyraźnie przy po
równaniu dwu rysunków, z których pierwszy (fig. 4) przedstaw ia przekrój łodygi, drugi zaś (fig. 5)— części pogrążonej w g ru n c ie:
widocznem je s t tu przesuwanie się pierw iast
ków mechanicznych od obwodu zewnętrznego ku powierzchni wewnętrznej, przystosow ują
cych się w ten sposób do zachodzącej stop
niowo wraz z posuwaniem się w głąb gruntu zmiany warunków mechanicznych.
Budowę odmienną, zbliżoną do budowy korzenia, m ają też łodygi roślin wijących się
Fig. 5. Schem at części p rzek ro ju poprzecznego łodygi sitowia, a przew ody powietrzne.
i pnących. G dy w iatr porusza podporę, wokoło której są okręcone, wówczas podle
g ają odciąganiu od punktów przytwierdzenia;
aby przeciwdziałać tej sde, m uszą przybierać budowę, właściwą korzeniowi. W yciąganie zachodzi też przy wzajemnem oddalaniu się dwu punktów przytw ierdzenia jednej łodygi, oraz w zwieszających się ku dołowi splotach łodyg, nieznajdujących punktów oparcia.
W przypadku ostatnim silą w yciągającą jest ciężar rośliny. D la skoncentrowania swych pierwiastków mechanicznych rośliny wijące się, ja k np. egzotyczna roślina liliowata, Dioscorea, posługują się sposobem n ajp ro st
szym, polegającym na zgrubieniu ścianek ko
mórkowych zazwyczaj miękkiego rdzenia, lub też rzeczywistem koncentrowaniem rozsia
nych tkanek mechanicznych.
262 WSZECHSW1AT N r 17.
W końcu należy zaznaczyć, że do tegoż typu urządzeń mechanicznych należą łodygi roślin, rosnących w szybko płynącej wo
dzie, oraz ogonki zw ieszających się ciężkich owoców.
Lecz na tern nie kończy się jeszcze rozm ai
tość sił mechanicznych, n a których działanie narażone są różne części organizm u roślin
nego. Czyż schowany pod ziemią korzeń doświadcza jedynie gwałtownej siły, z ja k ą wicher usiłuje go wyrwać ze środowiska?
Czyż nie w mniejszym stopniu zw raca na sie
bie uwagę to ciśnienie, jakiem u musi podle
gać przedm iot, m ający nad sobą znacznej grubości warstwy ciężkiej ziemi? H a b erlan d w swej „A natom ii fizyologicznej roślin”
(L ipsk, 1896, wydanie I I ) uwzględnia czyn
nik ten w bardzo słabyin stopniu; przypusz
cza on, że dla przeciw działania sile cisnącej ciężaru ziemi je s t w wielu ra zac h wystarcza- jącem proste wzmocnienie n ask ó rk a lub utworzenie pod nim warstwy łyka.
N ależy dodać, że ta k słab e środki okazują się dostatecznem i jedynie skutkiem niezwyk
łego tu rg o ru tkan ek korzenia : zn ajd u jąc się u źródła wilgoci, odosobniony od pochłania- j jącej wodę atm osfery, korzeń może skupiać w swych kom órkach znaczne jej ilości, wy
tw arzając olbrzymie napięcie tkanek elastycz- j nych, jak o przeciwwagę napierającego zze- w nątrz ciśnienia. YV korzeniu je s tto tem ' bardziej możliwe do urzeczywistnienia, że na- ! rząd ten, m ając na każdym kroku punkty oparcia, nie potrzebuje ta k silnego i tw arde- | go rusztow ania wewnętrznego (szkieletu), ja k części rośliny powietrzne. Okolicznością sprzyjającą je st też nieznaczna grubość ro z
gałęzień korzennych, d a ją c a im możność wciskania się i zajm ow ania wszelkiego r o dzaju szparek w gruncie i innych drobnych : przestrzeni, zabezpieczonych od ciśnienia 1 przez sklepienie ułożonych nad niemi cząste- I czek ziemi.
Oprócz korzenia, sile cisnącej musi też podlegać łodyga rośliny. A by przekonać się
Jo tem , dość wyobrazić sobie ciężar, pod ja - ( kim znajd u je się np. pień drzewa, ciężar se
tek gałęzi i tysięcy g ałązek oraz liści. Ciś
nienie to różni się od poprzedniego kierun
kiem swego działania, odbywa się mianowi
cie wzdłuż osi środkowej narządu. Tego rodzaju wpływ mechaniczny sprow adza się
| właściwie do działania siły zginającej i takież wywołuje przystosowania. Odmienne stan o wisko zajm ują te przypadki, kiedy pewna część rośliny znajduje się pod wspólnem dzia
łaniem ciśnienia podłużnego i siły d ziała ją
cej. Kom binacya ta k a zachodzi w korze
niach powietrznych, czyli t. zw. korzeniach- szczudłach niektórych roślin. N ajjask raw szy przykład tego rodzaju narządów spoty
kamy u niektórych roślin źyworodzących (Rhizophora) ’), u pandanów, a nawet u n a
szej zwyczajnej kukurydzy.
Jakkolw iek zdawałoby się teoretycznie, że obiedwie siły, składające powyższą kombi- nacyą, powinny się wzajemnie równoważyć, a w razie niejednakowego napięcia —winien się zaznaczać jedynie wpływ mocniejszej, w rzeczywistości jed n ak roślina musi być przystosowaną do każdej z nich zosobna : siła cisnąca je s t stałą, w yciągająca działa l sporadycznie, niejednokrotnie zaś z ta k ą gwałtownością (podczas silnego w iatru), że
! wówczas przewyższa wpływ pierwszej, usiłu-
| ją c niepodzielnie szerzyć spustoszenie. Z god
nie z takim stanem rzeczy korzenie pow ietrz
ne, z jednej strony, skupiają swe pierw iastki mechaniczne wzdłuż osi środkowej, z drugiej zaś strony grupują je tuż pod powierzchnią zewnętrzną dla utru dn ien ia zginania pod wpływem cisnącego ciężaru.
(Dok. nast.).
Edw ard Strurnpf.
Z g e o g r a f i i z ł o t a .
Złoto odegrało i do dziś dnia odgrywa tak ważną rolę w dziejach ludzkości, że ilość je go i rozmieszczenie na kuli ziemskiej posiada w gospodarstwie społecznem pierwszorzędne znaczenie. W edług najprawdopodobniejszych obliczeń cała ilość złota, ja k ą człowiek wy
dobył z łona ziemi, utworzyłaby sześcian o krawędzi 10 m, t. j. 1 000 m 3, czyli na wa-
’) P o r. „Rośliny żyw orodzące” . W szechświat
n -r 5 z r. b.
N r 17. WSZECHŚWIAT 863 gę 19 500 ton T a ilość złota pochodni z roz
maitych krajów i części świata, a rozmiesz
czenie ich n a kuli ziemskiej stanowi geogra
fią złota. Ponieważ badaniom naszym do
stępna je st tylko nieznacznej grubości w a r
stwa (około 6C0 m) nie wiemy nic o zawarto- [ ści złota w głębi kuli ziemskiej. Większy jednak ciężar właściwy ją d ra ziemi, w po
równaniu z ciężarem właściwym skorupy, pozwala przypuszczać istnienie metalów cięż- j szych we w nętrzu ziemi. Doniedawna otrzy-
jmywano złoto wyłącznie z warstw powierz-
jchownycli i dopiero od lat kilku zaczęto wydobywać je ze sztolni do 600 m głębokich.
Geograficzne rozmieszczenie kopalń, z któ- { rych człowiek użytkował lub użytkuje, zmie- [ nialo się z biegiem wieków. Jed n e zostały wyczerpane, inne zupełnie lub chwilowo za-
Jrzucone. Z udoskonaleniem metod oddzie- | lania złota stało się możliwem korzystanie | z pokładów, k tó re dawniej uważano za nadto ubogie i tym sposobem powiększyły się ob
szary eksploatacyi, a z niemi i ilość złota otrzymywanego.
Ponieważ złoto w przyrodzie znajduje się ) w stanie rodzimym zapewne ze wszystkich m etali zostało najwcześniej poznane. Z a d o wód słuszności tego twierdzenia możemy po
dać A m erykę południową, w której w czasie odkrycia tej części św iata tylko ten metal znaleziono w użyciu. Nic jednak nie wiemy, skąd mianowicie pochodziło najdaw niej uży
wane złoto. Obfitsze są nasze wiadomości o czasach starożytnych historycznych, mie
szają się tu jed n ak baśni z wiadomościami pewnemi, ta k źe poznanie prawdy p rzed sta
wia pewne trudności. T ak np., według S tra- bona, Tarbelowie nad G aroną zbierali peł- nemi garściam i złoto, zaledwie pokryte pias
kiem; tak ąż zapewne wartość posiada poda
nie, że w okolicach Akwilei, na dwie stopy głęboko, znaleziono ta k bogaty zbiór brył złota rodzim ego, źe wartość jego w Rzymie sp ad ła o 1/ 3. M egastenes podaje, że w kraju D ardów , pomiędzy Indusem a źródłami Amu D aryi, mrówki, wielkości lisa, wynosiły złoty piasek na powierzchnię ziemi, a A leksander M acedoński wysłat nawet wyprawę dla zba
dania tak nadzwyczajnego sposobu eksploa
tacyi. Również widoczna je st przesada w opo
wiadaniu, źe F ilip Macedoński otrzymywał z góry Berenion w T racyi rocznie 1 000 ta
lentów złota, t. j. 30 000 kg (wartości 100 ] mil. fr.). W tych warunkach je st niepodo
bieństwem wytworzyć sobie pojęcie dokładne o ilości złota, otrzymywanego w staro ż y t
ności.
K opalnie złota w starożytności ciągnęły się przerywanym pasem od morza K a sp ij
skiego do słupów Herkulesowych. N a K a u kazie i w Azyi Mniejszej ra s a nasza znalazła najpierwsze swoje E ldorado. Runo złote znajdowało się w Kolchidzie i jeżeli dawni mieszkańcy wybrzeży F azisu (Rionu) używali, podobnie ja k to do dziś dnia widzimy w A fry
ce, skór baranich, zatopionych n a dnie do zatrzymywania złotego piasku, legenda by
łaby zgodna z rzeczywistością. C ała Azya Mniejsza, szczególniej F rygia i Lidya, obfito
wały w złoto; tu słynął złotonośny Paktol.
Bliżej Europy przepłókiwano złoto w pobliżu Abydos i Cyzyku. Fenicyanie otrzymywali złoto z wyspy Tasos, której pokłady stano
wiły przedłużenie Trackich. Miasto Filippy było początkowo osadą górniczą.
Dalej znajdowały się kopalnie nad górnym D unajem , na W ęgrzech, w Panonii i Dalm a- cyi. W obszarze Alpejskim znajdowano zło
to koło Akwilei, pomiędzy Turynem i Me- dyolanem, w dolinie Aosty i t. d. Ren, Tes- sin i Orca, Rodan, A riege, G arona, A du r walczyły kolejno o lepszą z Paktolem i jesz
cze dziś zaw ierają ślady złota. A ndaluzya, B rytania, Sardynia, Num idya należały także do krain złotodajnych.
Tego złota nie wystarczało jednak na p o trzeby świata starożytnego, płynęło ono do Rzymu z krain poza europejskich—z górne
go E giptu, okolic drugiej K a ta ra k ty (K u bań), z Etyopii, A rabii, C aram anii, Lidyi, Azyi środkowej, ale o tych krajach brak nam pewniejszych wiadomości. N ie wiemy np.
gdzie leżał słynny Ofir, skąd Salomon i F e nicyanie otrzymywali złoto. Być może, że Ofiru szukać należy w A fryce południowo- wschodniej, gdzie w k raju Maszona, około Zim bane pozostały zagadkowe ruiny.
W wiekach średnich wydobywanie złota upada, niemało przyczyniło się do tego znie
sienie niewolnictwa—gdzieniegdzie tylko uży
wano do tego poddanych i wydobywano złoto nad Tagiem, G uadalquivirem , Douro, nad Renem w okolicach S trasb u rg a, nie zarzuco
no też kopalń na Węgrzech i w Siedmiogro-
264 WSZECHSWIAT N r 17.
dzie, ale ogólna ilość zło ta była tak nie
znaczna, że w ciągu 10 -iu wieków, poprze
dzających odkrycie A m eryki, nie przenosiła 10 m 3, t. j. 1 m 3 (19 500 kg) na jedno stu le
cie; jestto połowa teraźniejszej rocznej pro- dukcyi Rossyi.
Odkrycie A m eryki sprow adza zmianę.
W r. 1535 K a ro l V rozkazuje zaprzestać wydobywania zło ta w H iszpanii, ażeby tym sposobem zmusić górników do przesiedlenia się do A m eryki. Od r. 1559 napływ zło ta am erykańskiego obniża jego w artość, k tó ra w drugiej połowie X V i pierwszej ćwierci X V I wieku była 5 — 6 razy wyższa niż obec
nie. Spadek ceny był ta k szybki, że.w koń
cu X V I wieku wartość zło ta zaledwie dw u
krotnie przew yższała obecną. Produkcya złota w zrasta do połowy X V I I I wieku i po
między 1741 a 1760 dosięga 24 600 kg rocz
nie, odtąd do końca X V I I I wieku spada.
B razylia je s t najważniejszym krajem złoto
dajnym i w peryodzie wspomnianym dostar
cza •/. ogólnej ilości, ale w ydajność B razylii szybko się wyczerpuje. P o B razylii pierw
sze miejsce zajm uje N ow a G ren ad a, d o star
czająca około 5 000 mil. P ro d u k cy a A fryki również zm niejsza się. E u ro p a dostarcza około 1 000 mil. W Rossyi widzimy pierw sze próby.
H istorya zło ta w X I X w. je s t dość znana.
N a początku wieku wojny N apoleona w H isz
panii, a następnie walki o niepodległość ko- lonij hiszpańskich w Am eryce, zmniejszyły do połowy produkcyą złota w tej części świa
ta . N atom iast produkcya w Rossyi pomiędzy r. 1841 a 1850 w zrosła do 22500 kg rocznie.
Środek bieżącego wieku przedstaw ia chwi
lę przełom u : w 1848 odkryto złoto w K ali- forni, w 1851 w A ustralii, E uropę opanow ała zło ta gorączka, tysiące em igrantów w yru
szyło na daleki zachód, lub do antypodów.
W ielu nie dosięgło progów tej ziemi obieca
nej i usiało kośćmi swemi prerye dalekiego zachodu ( F a r W est) lub śniegi gór S kali
stych, wielu zginęło na morzu, w dalekiej naokoło przylądka H o rn żegludze. Dopóki przem yw ano złotonośne piaski, p raca była stosunkowo łatw a, ale kiedy wypadło k ru szyć skałę, trudności przerosły siły pojedyń- czego człowieka. W tedy przyszły z pomocą kapitały, utworzyły się tow arzystw a, prze
prowadzono drogi, wsi zmieniły się w m ias
teczka, te urosły w ogromne m iasta, zakwitło- rolnictwo i handel, rozwinął się przem ysł—
wtedy samo złoto, pierw otna przyczyna tego- rozwoju zeszło na drugi plan. T ak ą też była historya Australii. Skutek był taki, że kiedy od roku 1841 — 1850 przeciętna ilość złota wynosiła 55 000 kg, wartości 188 600 000 fr. to podczas pięciolecia od 1871— 1875 dosięgła 174000 kg wartości 600 mil. fr. Pomiędzy rokiem 1850 a 1855 S tany Zjednoczone dostarczały 4 5 % ogólnej ilości, A u stra lia — 35%, prawie trzy razy wię
cej niż Rossy a. Podczas okresu 1871— 1875 produkcya K alifornii i A ustralii spada na 60000 —natom iast w Rossyi w zrasta do 30000 kg.
Obawy bim etalistów o b ra k złota okazują, się płonne, wprawdzie około 1883 r. nastę
puje zmniejszenie ogólnej ilości do 143 0 0 0 % wartości 494 mil. fr., ale od tej pory n astę
puje stały i niebywały wzrost, który zadaje kłam ich przewidywaniom i obawom.
Ilość miejscowości, w których obecnie wy
dobywają złoto, je s t ta k znaczna, że wy
szczególnienie ich wymagałoby całego tomu, musimy więc ograniczyć się tylko wymienie
niem krajów lub okolic ziemi, w których te miejscowości leżą. Podwojenie ilości zło ta w ostatnich 10 lub 15 latach zależy nietylko od odkrycia nowych pól złotodajnych ale i od udoskonalenia metod m etalurgicznych.
J u ż w 1882 r. W itw atersrand, w T ransw aa- lu, dostarcza za 2 mil. fr. złota, a w ro ku 1896 dosięga 208 mil., dodając zaś inne miejscowości połudn. A frykańskiej rzeczy- pospolitejŁ(K lerksdorp, L ydenburg, D e K a a p i in.) 240 mil. fr. W zrost ten byłby zapew
ne jeszcze większy, gdyby nie zamieszki w okolicach Joh anesb urga.
Dawne placery A u stralii i Stanów Z jedno
czonych, jakby tknięte współzawodnictwem, zwiększają też swoję produkcyą. S tany Zjednoczone dotąd stoją na czele. W ro ku 1853 dziewicze placery K alifornii wydają w ciągu roku za 335 mil. fr., we 30 la t póź
niej ilość ta spada do 155 mil., ażeby w 1895
znowu wznosić się do cyfry przeciętnej
241 mil, fr.; z tego na K alifornią przypada
77 mil. Od niedawnego czasu zaczynają
przerabiać głębsze pokłady, a sztolnie n a
150 0—2 000 stóp głębokie, jak np. M other
Lode, w hrabstw ie A m ador, s ą w przemyśle
N r 17. WSZECHSWIAT 2 6 5 . złotym rzeczą zupełnie nową. W innych
miejscach, pokłady opuszczone z powodu rzekomego ubóstwa, zaczynają działać na nowo przy pomocy udoskonalonych metod.
T am gdzie woda dostarcza taniego motoru, m ożna przerabiać rudę, zaw ierającą zaled- wo 1 decygram złota t n a tonę rudy, t j.
0,000 00001 (3,69 doli na 100 pudów piasku).
W naszych pracowniach naukowych nie po
suwamy naw et ta k daleko subtelności ana
lizy.
P o K a liftrn ii idzie Kolorado, którego wy
dajność obu drogich m etali przenosi kalifor
nijską, z czego na złoto przypada 69 m il.—
a na samo hrabstwo el P asso 35 mil.; dalej idą M ontana, D akota połudn. i in. Obecnie zaczynają "przepłókiwać złoto w Stanach południowo-wschodnich, [szczególniej w K a rolinie i Georgii. Allegany (góry Apalaskie) ze swej części połudn. dostarczyły więcej niż n a i .00 mil. fr.
(Dok. nast.).
W. Wr.
BAKTERYE KOPALNE.
W iadom o powszechnie, ja k wielkie znacze
nie m ają bakterye w gospodarstwie przyrody w czasach obecnych. Można było przypusz
czać, że drobne istoty te były rozpowszech
nione i w dawniejszych epokach geologicz-
jnych. Pomimo tego aż do ostatnich czasów resztek bakteryj odszukać nie zdołano. Naj- | starsze okazy odnoszą się już do czasów ! historycznych, ponieważ pochodzą z kości
ji zębów mumij egipskich.
Dopiero w 1879 roku van Thieghem wyka
zał niewątpliwe ślady tych drobnoustrojów w różnych skamieniałościach roślinnych z epoki węglowej, znalezionych w okolicach G rand Croix niedaleko S ant Etienne we Francyi.
Początkowo zdawało się, że bardzo drobne wymiary oraz delikatna budowa tych bakte
ryj stanowić będą nieprzezwyciężoną prze
szkodę w odnajdowaniu i badaniu ich szcząt- , ków paleontologicznych. Tymczasem jed n ak j obawy te okazały się płonnemi. P od działa- i
niem bowiem kwasu krzemowego, węglanu i fosforanu wapnia drobne naw et szczegóły organizacyi bakteryj dochowały się z całą ścisłością, dozwalającą na rozróżnienie g a
tunków w pokładach, należących do różnych epok geologicznych. Nasycone wyżej wspom- nianemi związkami wody przenikały dość szybko do tkanek roślinnych i zwierzęcych, utrw alając znajdujące się tam bakterye w różnych stadyach ich rozwoju oraz w roz
maitych stopniach ich niszczącego wpływu
J
na elementy komórkowe tkanek. Z najduje
my więc tu bakterye, jedne w chwili podzia
łu, inne zaś połączone w galaretow ate sku- : pienia (zooglea), kiedy ju ż tkanka, zajęta przez nie, została doszczętnie zniszczona.
Spotykamy niekiedy znowu bakterye w chwili właśnie, gdy pracują nad rozpuszczeniem i przedziurawieniem błon komórkowych.
W ydaje się napozór dziwnem, że ta k deli
katne organizmy, jakiem i są bakterye, mogły się do tego stopnia wybornie zakonserwować, że odróżnienie form kopalnych częstokroć staje się łatwiejszem, aniżeli określenie g a
tunków żyjących. F a k t ten jed nak łatwo zrozumiemy, jeżeli zwrócimy uwagę na to, że przy procesie zwęglania, jaki przechodziły skamieniałości roślinne i same bakterye
| uległy zabarwieniu, zwykle na brunatno, za- pomocą wydzielających się wówczas m ateryj ulminowych.
Odróżnienie bakteryj kopalnych od żyją
cych nie przedstaw ia wielkich trudności. G a tunki żyjące ustanowione zostały przeważnie na zasadzie zachowania się czystych hodowli względem rozmaitego rodzaju odżywek oraz na zmianach, jak ie powodują w żyjących or
ganizmach, będąc przeniesione na nie zapo- mocą szczepienia. Metody te do bakteryj kopalnych zastosować się nie dają. Z w raca
my tu natom iast uwagę na rodzaj tkanki, opanowanej przez bakterye, na ich wymiary i kształty oraz na sposób, w jak i u kład ają się pojedyncze osobniki, tworząc zoogleę.
Cechy te jednak najzupełniej wystarczają do ustalenia gatunków i porównaniu ich z g a
tunkam i teraźniejszego okresu.
B ardzo ważnemi są pod tym względem ba
dania p. R enaulta, pomieszczone w „Annales des sciences naturelles” w roku zeszłym. W y
kazał on obecność bakteryj w pokładach ju
rajskich, permskich, w wapieniach z epoki
266 WSZECHSWIAT N r 17.
węglowej, a nawet w pokładach dewońskich.
N ależy przypuszczać jed n ak , że bakterye, jako najprostsze d otąd znane organizm y, żyły w epokach jeszcze dawniejszych aniżeli dewońska. Co zaś do pokładów młodszych niż ju rajsk ie, to znalezienie w nich bakteryj je s t tylko kwestyą czasu i żadnej dziś nie podlega wątpliwości.
B adania p. R en au lta odnoszą się przeważ
nie do bakteryj tkanek roślinnych. N a jc zę
ściej spotykaną tu taj postacią są mikrokoki.
T rafiają się one we wszystkich zbadanych pokładach, t. j. od dewońskich aż do ju r a j
skich włącznie. W ogrom nej ilości m ikro
koki zostały znalezione także w zabarw io
nych częściach fosforytów, skutkiem czego nasuw a się mimowoli pytanie, czy bakterye nie miały udziału w tworzeniu się tych mine
rałów.
W śród mikrokoków, które toczyły tkanki roślinne, d ają się odróżnić dwa typy : formy drobne, których średnica nie przenosi 0,8 [j.
1 formy większe o średnicy, dochodzącej do 2 [i a nawet 3,3 p.. Pierw sze, do których n a
leży np. Micrococcus hym enofagus i M. pris- cus, rozpuszczały jedynie środkow ą płytkę w błonach komórkowych, pozostaw iając inne warstwy oraz zgrubienia nietkniętem i. C ala tk an k a rozpadała się wtedy n a swe składowe pierw iastki komórkowe : od naczyń zaś i tra- cheid odłączały się listewkowate i kropkow a
te zgrubienia ich błon, k tó re znajdujem y często obok innych resztek błon kom órko
wych. Mikrokoki drugiej kategoryi, np.
M. Gruignardi, przeciwnie niszczyły rozm aite zgrubienia, pozostaw iając środkową płytkę nieuszkodzoną. Stoczone przez nie części roślinne odznaczają się bardzo cienkiemi, nie
kiedy pogiętem i i porwanemi błonam i swych komórek przez co oznaczenie rodzaju tkanki staje się częstokroć niemożliwem. W razie, gdy tkan k a zostanie opanow ana przez oba rodzaje mikrokoków, budowa jej komórkowa ulegnie zupełnem u zniszczeniu. Z czasem zamieni się ona wtedy na węgiel bezpostacio
wy, nieokazujący żadnych śladów organi- zacyi.
P. R en au lt znajdow ał bakterye formy la- seczników (B acillus) w tk ankach roślinnych ju ż w mocnym stopniu nadniszczonych. N a leży więc przypuścić, źe bakterye te ukazy
wały się zwykle przy końcu procesów ro z k ła
dowych, wywołanych poprzednio przez mi
krokoki.
N iektóre gatunki laseczników kopalnych, zdaje się, źe pasorzytowały wyłącznie we
wnątrz zarodniostanów rozmaitych paproci, należących po większej części do wymarłej ju ż flory. N aprzód toczyły tu one zaro d niki, później zaś i wewnętrze warstwy ko
mórek zarodni. W nętrze ostatnich zam iast zarodników wypełniają często bakterye w sta- dyum zooglei.
Ponieważ nad zniszczeniem tkanek roślin
nych mogły jednocześnie pracować obok sie
bie najrozm aitsze gatunki bakteryj, należało spodziewać się przeto, że niektóre skam ie
niałości roślinne okażą jednakowe ślady zniszczenia we wszystkich swych częściach.
Tymczasem w większości obserwowanych przypadków bakterye, zdaje się, toczyły na- sam przód komórki miazgi i łyka, a później dopiero zabierały się do naczyń, tracheid i promieni rdzennych, pozostawiając zawsze nietkniętym naskórek i kutykulę. N a jb a r
dziej zniszczone przez bakterye części roślin
ne pochodzą z pokładów kulmskich w Rossyi oraz z węglowych w M ont P ele niedaleko Sully we F ra n c y i: wszystkie tkanki okazały się tu zniszczonemi, prócz kutykuli. O statnia także zostałaby w końcu zapewne stoczoną ponieważ znaleziono n a niej ślady nadżarcia przez pokryw ające j ą liczne mikrokoki, gdy
by nie stan ęła temu n a przeszkodzie jakaś przyczyna niewiadomej natury. W edług R e n au lta w ytw arzające się przy procesie fer
m entacyjnym tk anek drzewnych związki ul- minowe z 1 biły bakterye, zabarw iając i u trw a lając je jednocześnie.
W tworzeniu się pokładów węgla ze szcząt
ków roślinnych współdziałały czynniki dwu rodzajów : fizyczne, polegające na ciśnieniu pokładów, które osadzały się stopniowo na przykrytych warstwą m ułu lub gliny rośli
nach—i chemiczne. Te ostatnie d ają się sprowadzić obecnie do fermentacyi, wywoła
nej przez różnego rodzaju bakterye. F e r m entacyjne te sprawy odbywały się na wielką skalę w ówczesnych bagnach, torfowiskach i deltach rzecznych. Wylewy większej ilości wód, jakim w ciągu wieków ulegały te m iej
scowości, wstrzymywały jednocześnie i roz
kład tkanek, powodowany przez bakterye.
W niesione zaś przez fale do jezior i rzek
N r 17. WSZECHSWJAT 2 6 7 szczątki roślinne zachowały się bez uszko
dzenia aż do naszych czasów.
Co do tkanek zwierzęcych, to p. R enault napotykał wielokrotnie mikrokoki i laseczni- ki w zębach, łuskach i kościach, w koproli- tach z epok permskiej i węglowej zawartych.
B akterye to okazują zupełne podobieństwo do gatunków, które, według dzisiejszych bak- teryologów, powodują próchnienie kości zwie
rzęcych.
J . Trz.
(N aturw . Rund )
BESSEMER.
D nia 15 m arca r. b., w posiadłości swojej D enm ark-H ill um arł w osiemdziesiątym szó
stym roku życia, s j t la t; sławy i m ajątku sir H en ry Bessemer, tw órca jednego z n a j
ważniejszych wynalazków w dziedzinie wiel
kiego przem ysłu, mianowicie nowego sposobu w yrabiania stali.
Wiadomo, że żelazo znajduje się w prze
myśle w trzech różnych odmianach, mających odrębne własności i zastosowania. Pierwszą z nich je st surowiec, albo żelazo lane, który łatwiej od innych odm ian się topi i dlatego używa się na odlewy, a zarazem odznacza się twardością i kruchością; d ru g ą —żelazo mięk
kie, albo kowalne, które daje się kuć, walco
wać i wyciągać na druty; trzecią nareszcie—
sta l, k tórą można także kuć i walcować na sztaby i wyciągać na druty, a zarazem przez hartow anie nadaw ać jej wielką twardość i sprężystość. Z tych odmian żelazo miękkie najbardziej się zbliża do stan u czystości che
micznej; surowiec i stal są właściwie związ
kam i żelaza z węglem, oprócz którego zawie
r a ją zwykle i inne jeszcze pierwiastki, n a j
częściej ki-zem i magnez, rzadziej wolfram, chrom, nikiel, molibden i inne.
Z rud żelaznych, bardzo pospolitych w zie
mi, w yrabia się naprzód zawsze surowiec, a z niego przez więcej albo mniej dokładne wydalenie w ęgła, otrzym uje się albo żelazo miękkie, sztabowe, albo stal. Dawniej nie um iano robić stali bezpośrednio z surowca, ale musiano go koniecznie przerabiać na że
lazo miękkie, a później sztabki takiego żela
za przez ogrzewanie ich w wysokiej tempe-
; ra tu rze z proszkiem węglowym przetw arzać na stal. B yła to droga d ług a i kosztowna i dlatego fabrykantom dawno n astręczała się
; myśl w yrabiania stali bezpośrednio z surow ca, ale usiłowania ich były przez długi czas bezowocne i dopiero około połowy naszego
| stulecia Bessemerowi udało się rozwiązać to zadanie. Główna treść jeg o metody je s t na-
| stępująca. Zbudował on piec* m ający postać gruszkow atą i dający się pochylać koło osi poziomej, a złożony z dwu komór : dolnej
j
i górnej; do górnej wpuszcza się wprost z wielkiego pieca rostopiony surowiec i jed- j nocześnie wprowadzają się w ruch miechy, które zapomocą ru r wpędzają, pod ogrom- nem ciśnieniem, powietrze do komory dolnej, I a stąd przez otwory, do stopionej masy su
rowca. Tlen tego powietrza, łącząc się z węglem surowca, wypala go, skutkiem cze-
; go tem p eratu ra w zrasta, a ognisty płyn staje się jeszcze bardziej płynnym i poruszany przez prąd powietrza zaczyna się gotować
| i pryskać. Zaw arte w nim obce przymieszki wydzielają się, tworząc roztopiony zuzel, któ
rego krople porywane gwałtownym prądem wpychanego powietrza u latu ją wraz z niem
j
przez otwór w górnej komorze pieca i roz- I pryskują daleko w postaci iskier. Tym spo - sobem roztopiona m asa surowca uwalnia się
j