• Nie Znaleziono Wyników

Morze : organ Ligi Morskiej i Rzecznej. R. 7, nr 8 (sierpień 1930) - Biblioteka UMCS

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Morze : organ Ligi Morskiej i Rzecznej. R. 7, nr 8 (sierpień 1930) - Biblioteka UMCS"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

Cena numeru 1.20 zł.

TREŚĆ NUMERU: 1. „Pokojowe" podjazdy — W. R.j 2. Pierwsza podróż morska Głowy Odrodzonego Państwa Polskiego — Henryk Tetzlałf; 3. Podróże monarchów polskich po Bałtyku — inż. Witold Hubert, kpt. mar. w s. s.; 4. Wyspa Gotland. — Visby - miasto ruin i róż... — Michał Jacyna (Ali)j 5. Zagadnienie rozwoju naszej żeglugi na Wiśle — Tadeusz Maliszewski;

6. Regularne połączenia żeglugowe portu gdyńskiego — B. Kuźmiński; 7. Armja morska, jako gwarantka bezpieczeństwa Polski (ciąg dalszy) — W. Kosianowski; 8. Na ławicach Flandrji — Juljan Ginsbert; 9. Z życia marynarki wojennej państw obcych; U). Kronika; 11. Dział Oficjalny Ligi Morskiej i Rzecznej. PIONIER KOLONJALNY: 12. W sprawie realizacji programu kolonjalnego — Dr. W. Rosiński; 13. Maroko — E. de Martonne; 14. Przegląd Kolonjalny — Dr. J. Rozwadowski; 15. Kronika

Kolonjalna.

12 I L U S T R A C Y J I R Y S U N K Ó W W T E K Ś C I E .

„ P O K O J O W E ” P O D J A Z D Y

Propaganda niemiecka stara się ostatnio wmawiać usilnie w euro­

pejską opinję publiczną rzekomą

„niesprawiedliwość", jaka spotka­

ła Niemcy z racji polskiego dostę­

pu do morza.

Propaganda ta przeszła poza granice Rzeszy, zaczynając swój debjut zewnętrzny od... Francji.

Co pewien czas, bardziej ela­

styczne pisma francuskie, oraz mniej orjentujący się w sytuacji pewni publicyści tych pism, stara­

ją się „wynaleźć" sposoby, które- by „zadowoliły" i Polskę i Niemcy.

Piszą więc o stworzeniu korytarza w „korytarzu", lub o podziale „ży­

wego" organizmu państwowego Niemiec etc. etc.

Cała akcja propagandy niemiec­

kiej nastawiona jest na to, aby

„przekonać" Europę o upośledze­

niu Niemiec z powodu dostępu Polski do morza.

Zapomina się całkiem, że odzy­

skane przez Polskę Pomorze w 90 bezmała procentach zamieszkałe jest przez ludność rdzennie polską;

nie podaje się, iż nie sposób jest oddzielić 30-miljonowy kraj od do­

stępu do morza, przemilcza się fakt, że Polska zagwarantowała przez swe terytorjum wolny tran­

zyt towarów niemieckich między Rzeszą i Prusami Wschodniemi, jak i wolny tranzyt pasażerski między Prusami a Rzeszą.

Nacjonalistom niemieckim cho­

dzi jednakże nie o argumentację Rzeczową, a o co innego. Obojęt­

na jest dla nich sprawa normalne­

go, pokojowego współżycia są­

siedzkiego. W duszach ich tli nie­

ustannie zarzewie odwetu w sto­

sunku do wszystkich tych, którzy stłumili niemiecki imperjalizm. Na­

cjonalizm niemiecki w dalszym ciągu marzy o powrocie przedwo­

jennego status quo i korzysta z każdej okazji, aby wzmacniać swo­

je pozycje wypadowe. Akcja, jaką intensywnie stara się obecnie przeprowadzać niemiecka propa­

ganda nacjonalistyczna, ma cha­

rakter regularnych „pokojowych"

podjazdów.

„Niemieckość" Wisły nie może wyjść z mózgów niemieckiej haka­

ty. Zdaje im się, że żyją w dobie Fryderyka Wielkiego, kiedy bez skrupułów mogli dowolnie grabić ziemie Rzeczypospolitej. Mają nie­

przeparte chęci ustanowienia ro­

gatek celnych w Toruniu, aby przy ich pomocy skrępować normalne funkcjonowanie płuc niepodległej Polski.

Niemieckim burzycielom pokoju chodzi znowu o zrobienie z innych narodów swoich wasalów. Ich „po­

lityka" polega na kolejnem zdoby­

waniu utraconych w czasie wiel­

kiej wojny pozycyj. Wyzbyli sie aljantów nad Renem, uzyskali

duże ulgi reperacyjne, obecnie ini­

cjują odwet na wschodzie. Zaczy­

nają od Polski. Radziby naszym kosztem budować potęgę Niemiec, radziby po przez polskie ziemie wznowić swój odwieczny „Drang nach Osten".

Jest to oczywiście początek przemyślanej i przygotowanej przez nich „koronkowej" roboty.

W zanadrzu mają oni inne jeszcze

„pretensje". Chęć odzyskania już nietylko zagłębia Saary, ale tak­

że Alzacji i Lotaryngji nurtuje du­

sze imperjalistów germańskich od dziecka. Szkoła niemiecka jest niejako tym kondensatorem oma­

wianych przez nas wycieczek im­

perialistycznych bardziej agresyw­

nych Niemców. Od małego mówi się tam młodemu pokoleniu o rze­

komych niesprawiedliwościach, ja­

kie spotkać miały Niemców, wy­

sławia się pod niebiosa rodzimy militaryzm, nastawia się psychikę młodzieży w kierunkach odweto­

wych, przygotowuje się innemi sło­

wy łatwo palny materjał, który w przyszłości mógłby być jak najpo- datniejszym stosem pożogowym.

Koroną wszystkiego jest jednak­

że zachowanie się „góry" niemiec­

kiego życia politycznego. Ludzie, którzy powinni mieć opanowane nerwy i absolutny spokój, jeśli chodzi o ich zewnętrzne wystąpie­

nia — pozwalają sobie na niezdro-

(2)

we uderzania krwi do głowy. Nie umieją niejednokrotnie odróżnić tego, nad czem dyskutować mogą, od tego, nad czem wogóle zabierać głosu nie powinni. Zatracanie róż­

nicy między tego rodzaju sprawa­

mi doprowadzić oczywiście musi do stwierdzenia, że działalność te­

go rodzaju nosi w sobie zarzewie konfliktów międzynarodowych.

Ostatnie naprzykład wystąpie­

nie niemieckiego ministra Trevira- nusa, jest niejako potwierdzeniem naszych obserwacyj. Treviranus w swojej mowie wypowiedzianej w niedzielę dn. 10 sierpnia r. b. pod­

czas obchodu z okazji dziesięcio­

lecia plebiscytu w Prusach Wschodnich powiedział między in- nemi co następuje:

„Z chwilą oswobodzenia od cu­

dzego jarzma prowincyj nadreń- skich dla całego narodu niemiec­

kiego nasłała nowa era swobodne­

go i pokojowego rozwoju. A le mu­

simy być rzeczywiście wolni. Ma­

my łu na myśli naszych nieoswo- bodzonych jeszcze braci z nad Sa- ary oraz rozszarpaną krainę nad­

wiślańską, tę niezagojoną ranę we wschodniej rubieży Rzeszy.

Nigdy nie puścimy w niepamięć faktu, że Wilsona niegodziwemi środkami zmuszono do oderwania Prus Wschodnich od R zeszy i raz jeszcze stwierdzamy, że przyszłość naszego polskiego sąsiada, który mocarstwowe swe stanowisko zaw­

dzięcza w niemałej części przela­

nej krwi niemieckiej, (!) może być zapewniona tylko wówczas, jeżeli między Polską a Niemcami usta­

ną wszelkie różnice zdań i spory, powstałe wskutek niesprawiedli­

wych (!) granic.

Tamowanie krwi w organizmie Rzeszy na wschodzie jest bolączką, dolegającą nietylko Niemcom.

Sprawą tą powinna się zająć ca­

ła (!) Europa. Granice bowiem, ustalone na podstawach nielegal­

nych, nie mogą się utrzymać (!) na stałe wbrew woli pokrzywdzone­

go (!) i przyjdzie dzień, w którym wola ta zwycięży i wschodnia część R zeszy znowu będze połączona z macierzą".

W kilka dni później w przemó­

wieniu na zgromadzeniu partji konserwatywnej w Kassel, mini­

ster Treviranus potwierdził swo­

je wywody z 10 sierpnia, oświad­

czając między innemi:

„Nie widzę powodu, dla którego miałbym odwoływać w jakimkol­

wiek punkcie oświadczenia zawar­

te w mojem przemówieniu z ubieg­

łej niedzieli".

Te wynurzenia odpowiedzialne­

go męża stanu Niemiec, wynurze­

nia, które za jedyny cel mają ata­

kowanie „pokojowe" Polski, mu­

szą wzbudzić kategoryczny sprze­

ciw całego Narodu Polskiego.

Wyraz uczuć Narodu i Państwa naszego dał p. Minister Spraw Za­

granicznych Rzeczypospolitej, któ­

ry w sposób kategoryczny za­

strzegł się wobec posła niemiec­

kiego w Warszawie przeciwko niepraktykowanemu w normal­

nych stosunkach między narodami wystąpieniu odpowiedzialnego o- ficjalnego polityka Niemiec.

Cała opinja społeczna polska stoi jak jeden mąż za stanowi­

skiem zajętem przez polskiego Mi­

nistra Spraw Zagranicznych w sprawie niepoczytalnego przeciw- polskiego wybryku niemieckiego ministra.

Prezes Rady Głównej Ligi Mor­

skiej i Rzecznej p. Generał Roman Górecki dał znakomitą odprawę p. Treviranusowi, mówiąc, iż Na­

ród Polski do krwi ostatniej kropli z żył bronić będzie swych granic.

Również i opinja zagraniczna, orjentująca się w sprawach pol­

skich jednomyślnie potępia nie­

przytomne wystąpienia niemiec­

kich nacjonalistów. Szereg najpo­

ważniejszych dzienników francu­

skich potępia również z całą mo­

cą niebezpieczną dla pokoju eu­

ropejskiego akcję niemieckich im­

perialistów. v

Ponieważ propaganda niemiecka stara się po ostatnich „występach"

p. Treviranusa „dowodzić", że Zie­

mia Pomorska należała do Polski dopiero od 1466 (!) roku, przeto nie od rzeczy będzie zacytować na tern miejscu przedwojenną opinję

„rdzennie" niemieckiego uczonego Fr. Tetznera, który w książce swo­

jej „Die Slaven in Deutschland"

wydanej w 1902 r. w Brunświku, pisał: „Już wtedy; kiedy Św. W oj­

ciech przybył do Gdańska, miasto było polskie" lub „Kaszubski pa­

cierz jest ten sam, co pacierz pol­

ski, z tą tylko różnicą, że ć i ś ka­

szubi wymawiają twardo, t. j. c-i-s, jak również zamiast d i wymawiają dz".

Jak z tego widać, niemiecki u- czony sam, na podstawie własnych badań naukowych stwierdził pol­

ski charakter Pomorza, jak i to, że już np. od przeszło tysiąca lat Gdańsk był miastem polskiem.

To wystarczy, aby stwierdzić fałsze niemieckiej propagandy.

Niemieccy nacjonaliści wiedzą jak najlepiej o tem, jak się sprawy na­

szego dostępu do morza w istocie przedstawiają, a znajomość tę po­

mijają milczeniem dlatego, aby u-

latwiać sobie przekręcanie fak­

tów dla celów swej imperialistycz­

nej polityki.

Ze swej strony oświadczyć mu­

simy, że całe te niepoczytalne wy­

stąpienia, choćby nawet pochodzi­

ły z ust niemieckich ministrów, cała „pokojowa" podjazdowa ro­

bota propagandy niemieckiej, nic zmienić w dzisiejszym stanie rze­

czy nie zdołają.

Społeczeństwo polskie jako ca­

łość, bez różnicy przekonań poli­

tycznych, gotowe jest w każdej chwili do obrony swych granic, a co za tem idzie i swej niepodle­

głości, wszelkiemi środkami, jakie ma do dyspozycji.

W. R.

W Y JĄ T E K Z PRZEM Ó W IENIA GEN. DR. R O M A N A GÓRECKIE­

GO, PR ESEZA FE D ER AC JI POL­

SKICH Z W IĄ Z K Ó W OBROŃ­

CÓW O JC Z Y ZN Y 1 PREZESA R A D Y GŁÓ W NEJ LIGI MOR­

SK IE J I RZECZNEJ, W YGŁO ­ SZONEGO W DNIU 15.Y111 1930 R. N A PLACU M A R SZ A Ł K A PIŁSUDSKIEGO W W A R S Z A ­

W IE:

„Towarzysze broni! Dziś docho­

dzą nas wrogie odgłosy od zachod­

niej ściany. Nacjonalizm niemiecki, niepomny na krwawe ofiary W iel­

kiej W ojny, rozpoczął na wielką skalę propagandę na całym świę­

cie i fałszując historję, twierdzi, że Pomorze i wolny dostęp Polski do Bałtykuto krzywda niemiec­

ka.

Ostatnio nawet minister niemiec­

ki Treuiranus ośmielił się poruszyć kwestję rewizji granicy polsko- niemieckiej. On wie dobrze, że Po­

morze jest ziemią odwiecznie pol­

ską oraz, że Prusacy zrabowali je w czasie pierwszego rozbioru w r.

1772 i że gospodarczo jest ono wię­

cej nam potrzebne, niż im, wre­

szcie, że Prusy Wschodnie przed pierwszym rozbiorem Polski nigdy nie były terytorialnie połączone z Niemcami. Pomimo to nacjonaliści niemieccy starają się wmówić w opinję publiczną, że t. zw. korytarz pomorski to rzekomo krwawiąca rana na ciele narodu niemieckiego.

Otóż obowiązkiem naszym jest te kłamstwa wykazywać światu i pięt­

nować. Obowiązkiem naszym jest powiedzieć jasno i wyraźnie: Nie damy ziemi, skąd nasz ród!"

W tem miejscu zgromadzeni na placu byli obrońcy Ojczyzny i mieszkańcy stolicy odśpiewali „Ro­

tę" Konopnickiej. (Wg. „Kurjera Porannego" z dnia 16.V1II 1930 r.)

(3)

PIE R W SZ A PO D R Ó Ż M O R S K A G ŁO W Y O D R O D Z O N E G O P A Ń S T W A P O L S K IE G O

między narodami. Nic to, że nie mamy wspólnej granicy lądowej z zaprzyjaźnioną Estonją, że dzieli nas od niej inny organizm pań­

stwowy. Łączy nas morze, które­

go fale obmywają zarówno brzegi naszego Pomorza, jak i wybrzeże dawnej Kurlandji, która dziś, ja­

ko wolna Estonja, zasiada w ro­

dzinie państw Europy. Dzięki te- Rok 1930 przyniósł dwa zda­

rzenia, które oczy całej Polski skierowały ku naszemu wybrzeżu morskiemu. Pierwsze, to uroczy­

ście przez cały kraj obchodzone dziesięciolecie odzyskania przez Polskę tego wybrzeża, drugie, to pierwsza morska podróż Pana Prezydenta Rzeczypospolitej do Estonji.

Nie jest niewątpliwie dziełem przypadku, że w chwili, kiedy sal­

wy działowe witały Głowę Pań­

stwa Polskiego u wybrzeży za­

przyjaźnionej Estonji, brutalność pruska zrzuciła maskę ze swego obłudnego oblicza. Wybryk mini­

stra Treviranusa podkreśla nieja­

ko wagę tego wydarzenia, że ban­

dera Prezydenta Rzeczypospoli­

tej Polskiej powiała na falach Bał­

tyku. Bowiem podróż morska Pre­

zydenta Rzeczypospolitej stanowi w oczach całego świata jeszcze jeden dowód, że Polska ze swego wybrzeża morskiego wszechstron­

nie korzysta. Stąd m. in. bier/e się zdenerwowanie i nieopatrzne odsłanianie prawdziwych tenden- cyj, nurtujących nawet wśród od­

powiedzialnych czynników po tamtej stronie kordonu graniczne­

go na zachodzie.

Podróż Pana Prezydenta Rze­

czypospolitej podkreśliła poza tem znaczenie morza, jako łącznika

„Polonia" i towarzyszące jej polskie okręty wojenne na redzie T a llin n a . t o t . imz. CS. z -a łę s k i.

Brama tryumfalna na cześć p. Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, wzniesiona w porcie Tallinna. Powszechną uwagę zwracał napis na niej po polsku „Niech

żyje Polska".

Fot. iinż. S. Załęski.

mu morzu odległość granic Polski i Estonji jest wielokrotnie mniej­

sza, niżby to na podstawie sytu­

acji geograficznej obu państw wy­

dawać się mogło.

Podróż swą do Estonji odbył Pan Prezydent Rzeczypospolitej na pokładzie parowca „Polonia", największego polskiego statku handlowego i pierwszego parowca transoceanicznego, który podniósł biało - czerwoną banderę. Towa­

rzyszyli Panu Prezydentowi w po­

dróży Minister Spraw Zagranicz­

nych p. August Zaleski, Dyrektor Departamentu Morskiego M. P. i H. inż. Teodozy Nosowicz, oraz członkowie domu cywilnego i woj­

skowego, z p. dyr. Lisiewiczem i pułk. Głogowskim na czele. „Po­

lonia" płynęła w asyście honoro­

wej 5 polskich okrętów wojen­

nych. Całością flotylli dowodził dowódca floty polskiej, komandor Józef Unrug, komendantem woj­

skowym „Polonji" był komandor ppor. Eibel. Okrętami eskorty ho­

norowej były: kontr torpedowiec O. R. P. „Wicher" pod dowódz­

twem komandora — ppor. Mor­

gensterna, (okręt flagowy dowód­

cy dywizjonu torpedowego, ko­

mandora — por. Stankiewicza), oraz torpedowce: O. R. P. „Ma­

zur" — dowódca kpt. mar. Gin- towtt, O. R. P. „Ślązak" — do­

wódca kpt. mar. Hulewicz, O. R.

P. „Krakowiak" — dowódca kpt.

mar. Gebethner i O. R. P. „Pod

(4)

W drodze do Tallinna. W szyku to­

rowym idą sl'SP o l o n j a O . R. P.

Wicheri O. R. P. „Ślązak".

Fot. imż. S. Zalęski.

halanin“ — d o w ó d c a kpt. m a i

Dzienisiewcz. Okrętem salutują­

cym był torpedowiec O. R. P.

„Mazur”.

Podróż Pana Prezydenta Rze­

czypospolitej trwała od 8 do 13 sierpnia r. b. włącznie. Szczegóły jej, jak i entuzjastyczne powitanie i przyjęcie w Estonji Głowy Pań­

stwa Polskiego, znają czytelnicy

„Morza” z prasy codziennej, dla­

tego nie będziemy ich tutaj pow • tarzali.

Nie możemy wszakże pominąć milczeniem wybryku jednego z kapitatów niemieckiego statku, stojącego na redzie Tallinna, któ­

ry w chwili przybycia na redę polskiej flotylli zamiast gali po­

zwolił sobie podnieść na masz­

cie dziurawy kapelusz i stare bu­

ty. Ten namacalny dowód „kultu­

ry” niemieckiej nakazała policja estońska natychmiast sprzątnąć, spisując odpowiedni protokuł.

Dżentelmeństwo i wzajemne po­

szanowanie jest na morzu, wśród ludzi morza, milczącem i pow szechnem prawem. Wspólne nie­

bezpieczeństwo, wspólne twarde życie marynarza niweluje między nimi, jak nigdy na lądzie, różnice polityczne, narodowościowe : in­

ne. Kurtuazja wzajemna, posunię­

ta do wysokich granic, jest wyni­

kiem tej właśnie niwelacji. Dlate-

IV drodze do Tallinna. O. R. P.Ślą­

zaki za nim O. R. P. „Podhalanin".

F o t . im ż. S. Z a łę s k i .

go wybryk kapitana niemieckie­

go jest nietylko świadectwem je­

go chamstwa, ale w oczach mary­

narzy całego świata rzuca cień na niemiecką marynarkę handlo­

wą, jako całość.

HENRYK TETZLAFF.

P O D R O Ż Ę M O N A R C H Ó W P O L S K IC H PO B A ŁTY K U

Podróż morska najwyższego przedstawiciela Państwa, odbywa­

na pod własną banderą na pokła­

dzie okrętu wojennego lub w oto­

czeniu eskadry wojennej, miała zawsze, ma i mieć będzie bardzo doniosłe znaczenie. Jest ona bo­

wiem publicznem stwierdzeniem przed swatem, że dane Państwo:

1. posiada dostęp do morza, o- wej najważniejszej międzyna­

rodowej arterji komunikacyj­

nej;

2. z dostępu tego korzysta;

3. dostępu tego broni.

Stwierdzenie takie wskazuje, iż dane państwo w zupełności rozu­

mie ideę morską, t.j, ideę, bez któ­

rej nietylko mocarstwowe stano­

wisko państwa, lecz nawet jego byt niezależny stoją pod znakiem zapytania. Zrozumienie znaczenia podróży monarchy po morzu w Polsce przedrozbiorowej występuje jasno w tych okresach, kiedy Pań­

stwo sięgało po należne sobie mo­

carstwowe stanowisko na świecie lub już posiadało to stanowisko i kiedy w parze z tern kwitnęła idea morska. Dziś, kiedy w odrodzonej

Rzplitej odbyła się w sierpniu r.b.

podróż morska P. Prezydenta z Gdyni do Tallinna, warto sobie przypomnieć i dawne czasy i tych ludzi, którzy ongiś takie podróże odbywali.

W czasach przedhistorycznych mamy podania o podróżach po Bałtyku, jakie odbywał wnuk Le­

cha, Wizimierz, i o bojach, jakie toczył zwycięsko na Bałtyku z Duńczykami. Oznaką tych zwy­

cięstw morskich został założony przez Wizimierza Gdańsk, który wziął swe miano od licznych jeń­

ców duńskich, osadzonych przez polskiego księcia w nowozałożo- nym nad brzegiem Bałtyku gro­

dzie.

W XI stuleciu mamy zwycięskie walki morskie Boleława III Krzy­

woustego, który połowę swego ży­

cia poświęcił na ostateczne scale­

nie Pomorza zarówno nadwiślań­

skiego, jak i nadodrzańskiego z resztą Polski. W tych walkach morskich korzystał Krzywousty ze sprzymierzonej floty duńskiej, zdobywając na jej czele grody nadmorskie, jak Kołobrzeg, Szcze­

cin i Wolin, oraz wyspę Rugję. Pa­

mięć o tych czynach przechowała się w pieśniach ludowych i pierw­

szej polskiej kronice historycznej, znanej pod nazwą kroniki Galla.

W XVI stuleciu Zygmunt I Stary, po stłumieniu krwawych rozru­

chów i uśmierzeniu krnąbrnego zawsze Gdańska, wyjechał w 1526 r. na pełne morze na pokazanie, iż prawo otwierania i zamykania żeglugi morskiej, a co za tern idzie i panowanie na Bałtyku należy nie do Gdańska, lecz do króla pol­

skiego.

W końcu tego stulecia, w 1587 r. zawinął do Latarni pod Gdań­

skiem nowowybrany elekt, Zyg­

munt III Waza. Przybył on ze Szwecji na czele eskadry, złożonej z 20 okrętów wojennych. Czynno­

ści admiralskie sprawował Clas Flemming. Na pokładzie swego o- krętu przyjmował Zygmunt posłów narodu i w dniu 7-go października 1587 r. po raz pierwszy zstąpił na ziemię polską, udając się do Oliwy na zaprzysiężenie pacta‘ów con- venta‘ów, które kryły w sobie za­

rodek przyszłych wojen między

(5)

P o lsk ą a S zw ecją, w p o s ta c i sp o ru 0 E sto n ję. P rz y g ry w k ą do ty c h w ojen b y ły d w ie w y p ra w y m o r­

skie, ja k ie p rz e d się w z ią ł Z ygm unt III do Szw ecji.

P ie rw sz a z ty c h w y p ra w o d b y ła się w 1593 r. Szło w ó w czas o u- trz y m a n ie k o ro n y szw e d zk iej w rę k a c h Z ygm unta, p rz e c iw k o k tó ­ re m u z a c z ą ł już in try g o w a ć jego stry j ks. K a ro l S u d e rm a ń sk i. Sejm w a rszaw sk i, z d a ją c so b ie sp ra w ę z w a ż n o śc i u trz y m a n ia p rz e z Z yg­

m u n ta k o ro n y szw ed zk iej, co p r o ­ w a d ziło do unji p o lsk o -sz w e d z ­ kiej, w y z n acz y ł n a k o sz ty w y p ra ­ w y 300.000 zł. W y jazd n a s tą p ił z W a rsz a w y w d n iu 14 sierp n ia.

K ró l w ra z z k ró lo w ą A n n ą i całym d w o re m je c h a li W isłą n a s z k u ta c h do Gdańska. Do orszaku k ró le w ­ sk ieg o n a le ż e li nu n cju sz p a p ie sk i M alasp in a, p o d k a n c le rz y J a n T a r ­ now ski, w o jew o d o w ie G ostom ski, K o stk a i M iński, w ojew odzie W ey- her, k a s z te la n K ra sic k i, s e k r e ta r z k ró le w sk i T y lick i i w ielu innych.

W ieziono z so b ą k a p e le , stajn ie 1 p sia rn ie . W L a ta rn i p o d G d a ń ­ sk iem o c z e k iw a ła już e s k a d ra pod b a n d e ra m i p o lsk ą i szw e d zk ą;

s k ła d a ła się o n a z 40 o k rę tó w w o ­ jennych, częścio w o dw u, a c z ę ś ­ ciow o trz y m a sz to w y c h . O k rę ty b y ły n ao g ó ł d o ść s ta r e i zn iszc zo ­ ne, D o c h o w ały się n azw y n ie k tó ­ ry c h : „Ł abędź*', „ W ilk " , „ N ie d ź­

w ied ź", „ T e ty s" , „D o ry s", „L ip sk a n a w a " i t. d. K o m en d ę sp ra w o w a ł adm . C las F lem m ing, o k tó ry m b y ­ ła m o w a pow yżej. D n ia 9 w rz e śn ia po d n iesio n o k o tw ic ę , u d ając się do K a lm aru . W ie c z o re m teg o dnia p o w s ta ła b u rz a, k tó r a ro z p ro sz y ła c a łą e s k a d rę . O k rę t k ró le w sk i sc h ro n ił się do H e lu i ta m p rz e s ta ł do 16 w rz e śn ia , nim się u sp o k o iła n a w a łn ic a i z e b ra ły się ro z p ro sz o ­ ne o k rę ty . P o d ró ż do K a lm a ru o d ­ b y to w 2 dni, lecz, k ie d y już było w id ać b rz eg i szw e d zk ie, znów z e ­ rw a ł się h u ra g an , k tó ry ro z p ęd ził p o w tó rn ie c a łą flotyllę, ro z rz u c a ­ jąc jej o k r ę ty aż p o d G o tla n d ję i do z a to k i F iń sk iej. D op iero 27 w rz e śn ia z e b ra ły się o k rę ty w Els- n a b e n , je d n a k ż e ze s tr a tą dw óch, n a k tó ry c h zgin ęło 120 hajd u k ó w , 18 tra b a n tó w , 22 sz la c h ty sz w e d z ­ kiej i w ię k sz o ść koni. P o b y t Zyg­

m u n ta III w S zw ecji trw a ł do lip ca ro k u 1594. O d b y ła się u ro c z y sta k o ro n a c ja Z yg m u n ta n a k ró la szw ed zk ieg o , lecz sto su n k i m ięd zy now ym k ró le m a jego szw edzkim i p o d d an y m i p o z o s ta ły n a d a l n a p r ę ­ żone. Z ygm unt III o d d a ł n a czas sw ej n ie o b e c n o śc i rz ą d y n a d k r a ­ jem ks. K a ro lo w i S u d e rm a ń sk ie -

mu, a sam 25 lip ca u d a ł się z po-

w ro te m do P olski. W y jazd n a s tą ­ p ił ze S to c k h o lm u , lecz znów b u ­ rz e z a p ę d z iły flo tę do E lsn ab en , sk ą d w y sz ła d o p ie ro 14 sie rp n ia i w 2 dn i później s ta n ę ła pod H e ­ lem i L a ta rn ią .

D ruga w y p ra w a m o rsk a n a s tą ­ p iła w 1598 r. W S zw ecji w y b u ch ł o tw a r ty ro k o sz , n a k tó re g o czele s ta n ą ł ks. K a ro l S u d erm ań sk i.

Z ygm unt III m u siał ra to w a ć k o ro ­ nę i z w ró c ił się do sejm u o asy- g n o w a n ie o d p o w ied n ich śro d k ó w p ien ięż n y ch . Sejm p rz e z n a c z y ł znów 300.000 zł. n a za ciąg arm ji d e sa n to w e j i w y n a ję cie flo ty tr a n s ­ p o rto w e j. M iejscem z a ła d o w a n ia w ojsk b y ła , jak zw y k le, L a ta rn ia . T am śc ią g a ły n o w o z a c ię ż n e o d ­ działy. L iczyły o n e do 5.000 ludzi.

S k ła d a ły się z jed n eg o p u łk u p ie ­ c h o ty w ę g ie rsk ie j p o d d o w ó d z­

tw em W a c ła w a B ek iesza, jednego p u łk u g w ard ji p ieszej k ró lew sk ie j, p a r u k o m panij p ie c h o ty n ie m ie c ­ kiej pod J a n e m W e y h e re m , jednej k o m p an ji szk o c k ie j i p o c z tó w ks.

Z b arask ieg o , P rz e rę b sk ie g o i W oł- łow icza. N a cze ln e d o w ó d ztw o sp ra w o w a ł w o jew o d a J e r z y F a - re n sb a c h . M ia sta G d a ń sk , E lbląg i T o ru ń d a ły n a w y p ra w ę 13.000 zł, 34 d z ia ła i 60 c e n tn a ró w p ro ch u . F lo ta tra n s p o r to w a s k ła d a ła się z 60 je d n o ste k , z ty c h 6 szw edzkich, ja k ie d o sta rc z y li s tro n n ic y Z y­

gm u n ta ze S zw ecji; re s z ta b y ły to s ta tk i h o le n d e rsk ie , h a n z e a ty c k ie , d u ń sk ie i g d ań sk ie. A d m ira łe m by ł p o c z ą tk o w o T o n n ie r M eidel, a p o ­ tem S zw ed, S te n n o B an n er. W y ­ p ra w a ru sz y ła 3 sierp n ia, k ie ru ją c się n a K a lm ar. Z p o w o d u b u rz s ta ­ n ę ła o n a w ty m p o rc ie d o p ie ro 10 sie rp n ia . K a lm a r p o d d a ł się b ez o p o ru . Z ygm unt III w y sła ł n ie ­ z w ło c zn ie częścio w o lądem , a c z ę ­ ściow o m orzem S am u ela Ł a s k ie ­ go n a za ję cie S to ck h o lm u , a sam z w ięk sz em i siłam i ru sz y ł m orzem n a zd o b y c ie S te se b o rg a , leżąceg o w p o ło w ie drogi m ięd zy K a lm a ­ re m a S to ck h o lm em . P rz e d s ię ­ w z ię cie to ro z strz y g n ę ło _ losie całej w y p ra w y . T rw a ją c e b ez p rz e rw y b u rz e ro z p ę d z iły c a łą e s ­ k a d r ę Z yg m u n ta III, z k tó re j o c a ­ lało ty lk o 24 o k r ę ty i 800 ludzi.

S te se b o rg z o s ta ł je d n a k ż e p rz e z Z u g m u n ta z a ję ty , k tó r y z a d a ł n a ­ w e t p o d te m m iastem d o tk liw ą p o ­ ra ż k ę k się c iu S u d erm ań sk iem u . J e d n a k ż e flo ta szw e d z k a , k tó r a p rz e sz ła n a s tro n ę ro k o sz a n , z a ­ b lo k o w a ła e s k a d rę Z yg m u n ta w S te se b o rg u i zm u siła w te n sposób do w y c o fan ia się arm ji k ró le w sk ie j n a K a lm ar, b ro n io n y p rz e z B e k ie ­

sza. P o d ro d z e p rz e w a ż a ją c e siły ro k o sz a n ro z b iły Z y g m u n ta III na głow ę k o ło m o stu S k a n d e b ro , gdzie p a d ła p o k o te m c a ła p ie c h o ­ ta, ja k ą w y p ro w a d z ił Z ygm unt z P olski, K lę s k a ta zm u siła m o n a r­

chę do k a p itu la c ji, n a m ocy k t ó ­ rej za w y d a n ie w rę c e ro k o sz a n w sz y stk ic h sw oich stro n n ik ó w w S zw ecji u z y sk a ł on p ra w o p o w ro ­ tu do P o lsk i n a z a b lo k o w a n y c h w S te se b o rg u o k rę ta c h . Z ygm unt III o p u ścił sz c z ą tk i sw y ch w ojsk i 28 p a ź d z ie rn ik a sia d ł z n ielicznym o rsz a k ie m n a je d e n z o k rę tó w w o ­ jennych, k tó re p rz e sz ły do b r o n ią ­ cego się ciągle K a lm aru , i u d a ł się do G d a ń sk a . P rz e c iw n e w ia try z a ­ p ę d z iły okręt królewski pod Ro/e

w ie, gdzie z a rz u c o n o k o tw ic ę 2 li­

sto p a d a . T am Z ygm unt z n a la z ł g o ­ ścin ę w za m k u płk . K ro c k a u , p r o ­ to p la s ty ro d z in y K ro k o w sk ic h , d aw n eg o ż o łn ie rz a B ato reg o . P r z e ­ rz e d z o n e w o jsk a k ró le w sk ie w y ­ szły z K a lm a ru n a p o z o staw io n y c h im 24 o k rę ta c h i w dniu 5 lis to ­ p a d a z a w in ę ły do G d a ń sk a .

O d tą d już ż a d e n m o n a rc h a p o l­

sk i nie jeździł po B a łty k u . I N Z . W I T O L D H U B E R T ,

k p t. m ar. w s. s

W Y J Ą T E K Z P R Z E M Ó W I E N I A P U Ł K O W N I K A W O J S K A N ­ G I E L S K I C H A B B O T A , P R E Z E ­ S A F I D A C U ( M I Ę D Z Y N A R O D O ­ W E J F E D E R A C J I B Y Ł Y C H K O M B A T A N T Ó W ) , W Y G Ł O S Z O ­ N E G O N A A K A D E M J l I I I K O N ­ G R E S U F E D E R A C J I P O L S K I C H Z W I Ą Z K Ó W O B R O Ń C Ó W O J ­ C Z Y Z N Y , K T Ó R A O D B Y Ł A S I Ę W D N I U 1 5 . V I I I 1 9 3 0 R . N A R A ­

T U S Z U W A R S Z A W S K I M .

„ P o l s k a d z i s i e j s z a j e s t j u ż n a r o ­ d e m m o c n y m , z w ł a s n y m d o s t ę p e m d o m o r z a , m a j ą c y m m o ż n o ś ć k o ­ m u n i k o w a n i a s i ę z e ś w i a t e m c a ­ ł y m , d z i ę k i s w e m u w y b r z e ż u i s w y m d w u m p o r t o m .

C o się t y c z y P o ls k i i j e j d o s t ę ­ pu d o m orza, F I D A C d l a t e j s p r a ­ w y j e s t ju ż d a w n o p o z y s k a n y . F I D A C j e s t zd a n ia , ż e d o s t ę p do m o r z a musi P o l s k a z a c h o w a ć na wieki. W t e j s p r a w ie j e s t e ś m y zu ­ p e łn ie t e j s a m e j opinji, co w ie lk i F ra n c u z i w ie lk i p a r t j o t a Poincare.

J e s t o b o w i ą z k i e m n a s z y m w o b e c p o l e g ł y c h n a s z y c h b r a c i s t a w i ć o p ó r w s z e l k i m z a k u s o m , j a w n y m i u k r y t y m p r z e c i w k o o b e c n y m t r a k ­ t a t o m . P o p r o s t u c h o d z i n a m o u - t r z y m a n i e p o k o j u . "

(W g. „ K u rje ra P o ran n e g o " z dn.

16.Y III 1930 r.)

(6)

W Y S P A G O T L A N D

V 1 S B Y — A I A Ń T O 1 K U N I K Ó Ż ...

Największa wyspa Bałtyku. Ma­

lutki port. Pierwsze, co rzuca się do oczu — to nadzwyczajna prze­

zroczystość powietrza — widocz­

nie pyłu, zawieszonego w powie­

trzu, wcale niema. Z oddalenia rozróżniam nietylko gałęzie, lecz i — zdaje się — pojedyńcze liście na drzewach oraz poszczególne kamienie w murach.

Zanim trafiliśmy do rąk prze­

wodników — wymykamy się na miasto,

Zadziwiająca, przesadna nie­

omal czystość ulic i wnętrz. Pod­

glądamy przez niewidoczne szyby okienne — o ł t a r z e , a nie po­

koje.

Naokoło panuje niezamącony spokój i cisza— coś nieomal cmen­

tarnego, tylko, że nie wzbudza to ani żalu, ani strachu: — coś tu się działo wielkiego, ale bezosobowe­

go dla serca turysty. A przecież w dalekiem średniowieczu tętniło tu życie bujną falą: — przewalały się zaciekłe, krwawe wojny, kwitł handel z odległemi krajami zamor­

skiemu *

W malutkiej mieścinie z osiem­

nastu kościołów pozostały tylko ruiny, ale ruiny — zaiste przepięk­

ne. Kilkokilometrowe, dawne mu- ry obronne zachowały swój koś­

ciec prawie nietknięty — ozdobio­

ny tylko artystycznie zębem czasu.

Owszem są i róże, nawet dużo, ale wyczuwa się, że są to przyby­

sze, starannością ludzką tu pod­

trzymywani. Nie jest to — jak gło­

si reklama — miasto róż, ale mia­

sto przepięknych ruin.

Wchodzimy do Muzeum. Mieści się ono w szeregu, połączonych ze sobą, starych, dawniej mieszkal­

nych — budowli. Na tak małe, bo zaledwie kilka tysięcy mieszkań­

ców liczące miasteczko — mu­

zeum przeogromne.

Bóg z niemi, z temi paru kopja- mi Rafaela, Van-Dyck‘a — jest to właściwie zupełnie zbyteczne dla sławy Gotlandu, ale działy archeo­

logiczny i etnograficzny — rzeczy­

wiście przebogate.

W podziemiach — była kaplica Św. Ducha, urządzona na miejscu dawnej pogańskiej świątyni.

Szczątki oręża i zbroić rycer­

skich, kamienie runiczne, wogóle

— . najpiękniejsze świadectwo dni minionych, zachowały się tu dzię­

ki niespożytemu mater jałowi: — stronice granitów są najtrwalsze dla przechowania dziejów ludz­

kich.

Czego tam niema? I sanie eski- mosów i łodzie wydłubane z jed­

nego kawałka drzewa, i lektyki oraz... magle drewniane, ręczne.

A tu znowu jakiś niepojęty chyba astrologiczny, czworokątny instru­

ment muzyczny z tabelą, jak ru­

letka. Porozumienie się z dozor- czynią w kwestji zagadkowego in­

strumentu niemożliwe: — mówi tylko po szwedzku.

Brniemy dalej. Zbrojownia— ca­

ły arsenał broni palnej i siecznej.., karabiny pół-trzecia metra, jakieś

Visby.

arbalety — niby z rekwizytorni teatru. A tu znów śród zbioru ta­

bakierek — kolekcja przepysz­

nych żółwiowych grzebieni kobie­

cych — z ery... mastodontów w porównaniu z współczesnemu..

garsonkami.

Jednak musimy powracaćdo szeregu, bo za chwilę ruszamy już oficjalnie — na „skondensowane"

prawdziwe zwiedzanie — autoca- rami.

Mkniemy szybko, zaledwie parę chwil. Stajemy — studenci Uni­

wersytetu jako przewodnicy — u- dzielają steoretypowych wyjaś- nień.Baszta prochowa — ma do­

brze wypełnione curriculum vitae, ale wygląda jeszcze wyśmienicie:

— gotowa do usług jeszcze na pa­

rę stuleci.

Wązkie uliczki czyściutkie — nieomal wyszorowanej malutkie domki z dzikiego kamienia prze­

ważnie, lub z wyblakłej cegły. Ci­

sza, ani psa, ani dźwięku....

Za miastem — na wzgórzu Gal- genberg — o trzech filarach, naj­

większa nietylko w Szwecji, a bo­

daj i w świecie całym — szubieni­

ca, na której wieszało się — jak głosi legenda — odrazu całemi tu­

zinami... Stoi na szczycie najwięk­

szego na wyspie wzgórza — wi­

doczna przeto w promieniu przy­

najmniej kilkunastu kilometrów.

Wapienne, strome, poszarpane skaliska zbiegają łagodnie ku mo­

rzu o barwie wyblakłej. Nieco da­

lej na prawo w dole — jakiś ka­

mienny ścieżkowy labirynt. Obec­

nie służy do zabaw dziecinnych, a ongiś — pogański teren świątyń?

ny — dla odprawiania jakichś a- strologiczno-religijnych obrzędów

— zrównania dnia i nocy, oraz dla oddawania czci bóstwu słońca w przedhistorycznych czasach za­

pewne ułożony.

Z drugiej znowu strony — za pięknym laskiem modrzewiowym

— ruiny dawniejszego klasztoru trędowatych, przeznaczonego dla całej ongi Skandynawji.

Słońce świeci, ale jakoś blado i zupełnie prawie nie grzeje, a przecież to dopiero połowa sierp­

nia.

Jedziemy wzdłuż murów. Tro­

skliwość posunięta ta może tro­

chę za daleko: — mury są spięte w słabych miejscach dźwigarami

dwuteowemi — najmodernistycz- niejszego fasonu wieku żelaznego.

Trwałe to — nie przeczę, ale sta­

nowczo psuje styl.

(7)

N agle sta je m y śró d — trz e b a p rz y zn ać , że d o p ra w d y n ie p o sz la ­ k o w a n ej — szosy. P o ło w a jej ro z ­ k o p a n a i tro sk liw ie o sło n ię ta b r e ­ ze n to w y m n am io tem .

W id zę po ra z p ie rw sz y w życiu a rch eo lo g ó w p rz y p ra c y . Z dziw iło c o p ra w d a n a s nieco, ja k to p rz y z a k ła d a n iu tej szosy nie o d k ry to teg o c m e n ta rz y sk a , gdyż za le d w ie n ieco w ięcej niż m e tr od n a ­ w ie rz c h n i o d k o p a n o te ra z m ogiłę w sp ó ln ą n a p obojow isku.

S ie d zą m łodzi p a n o w ie z a s o r­

ty m e n te m ły żec zek , w ydłużonych, w ą sk ic h n o ży i szczy p có w — i o- stro żn ie, a s ta ra n n ie o d g rz eb u ją ziem ię z z e tla ły c h , a ro z sy p u ją ­ cy ch się p iszcz eli i cz aszek .

R óżnej w ie lk o śc i p in c e ty ra z po ra z w y d o sta ją ja k ie ś ogniw o p a n ­ c e rz a , zw ój w łosów , sp rz ą ż k ę , o- stro g ę, re s z tk i z e rd z e w ia łe g o m ie ­ cza.

P o g rz e b a n o tu p o d o b n o blisk o 2000 D u ń c zy k ó w i S zw ed ó w po k rw a w e j ro z p ra w ie w o k re sie w olnych, a n ie u sta ją c y c h n a ja z ­ d ó w k łó c ą c y c h się m ięd zy so b ą lu ­ dów półn o cy .

A tu ż o b o k sto i n o w o c zesn y b ro w a r czy t a r t a k — p rz e m y sło ­ w a s z p e to ta n asz y ch czasów .

N ieco d alej w z n a w ia ją — ty lk o k o n tu re m fu n d a m e n tu — jak iś sław n y ongiś k la s z to r — ta k d o ­ sz c z ę tn ie w y m a z a n y zę b em c z a ­ su z o b licza p o w ie rz c h n i ziem skiej, że re k o n s tru o w a ć trz e b a n a w e t z a ry sy jego linji o p a rc ia o łono m a tk i - ziem i.

P ię k n e to je st w pom yśle, ale czy p o trz e b n e d la ty c h sze rszy ch m as, co m ają ty lk o tv le czasu, aby, u g an iając się w p o cie czoła, ledw o w y w a lczy ć ty le, a b y za sp o k o ić głód i u b ra ć się cieplej — n a tej su ro w ej p ó łn o cy . C hyba, że to — d la tu ry stó w .

R u szam y dalej. Z ca łe g o s z e re ­ gu d a w n y c h k o śc io łó w — z a c h w y ­ ca ją m n je p rz e d e w sz y stk ie m r u ­ iny k o śc io ła Św. K a ta rz y n y . T a k b a je c z n ie p ięk n eg o g o ty k u r o ­ m ań sk ieg o — nigdzie nie w id z ia ­ łem . N ie sp o ż y te z a iste łu k i tr w a ­ ją na u rą g o w isk o n ie u b ła g a n e m u cz aso w i — d o ty c h c z a s — w sw ej eleg an ck iej, le k k ie j a n iezłom nej p o staci... T rz y n a w y — i k a ż d a p ięk n iejsza , zw ła sz c z a c z ęść o łta ­ rzo w a, c a ła p o k ry ta z ie le n ią p o ­ woi, w in a d zik ieg o i bluszczu...

T a k , an i w ie d e ń sk a V o tiv - K ir- che, an i n a w e t St. G u d u lle w B ru k se li — nie d o ró w n y w u ją n ie ­ sk a la n e m u p ię k n u w y tw o rn y c h k s z ta łtó w teg o ro m ań sk ieg o g o ty ­

k u — gdzieś tam , n a d alek ie j p ó ł­

nocy.

P rz y św ietle k się ż y c a — je st to d e k o ra c ja , k tó r ą m o żn a b y ło b y p o ró w n a ć ch y b a ty lk o z p ię k n e m fa n ta sty c z n e m k a rk o ło m n y c h a r ­ k a d g ó rsk ic h m o stó w w P o z ita n o n ad b łę k itn ą p rz e p a ś c ią M orza Śródziem nego.

W id o cz n ie — jak głosi p o d an ie

— p rz e o ry sz a , co b u d o w a ła te n cud, m u sia ła b y ć sk o ń c z o n ą a r ­ ty s tk ą — z ła s k i B ożej. K o n s e r­

w a cja — s ta ra n n a i u m iejętn a.

N a stę p n ie o g ląd am y k o śc ió ł Św.

D ucha. O sobliw ość jego p o leg a n a tem , że o łta rz je st jeden, a p ię te r dw a, czyli że n aw a, lu b a r k a o łta ­ rz o w a w y su n ię ta n a p rz ó d i je st c a łk o w ita — do stro p u . A p o w ­ s ta ło to p o d o b n o z p o w o d u c ia s n o ty —. szczeln eg o z a b u d o w a ­ nia o to c z e n ia — i n a d m ie rn e j ilo ­

ści m o d lący c h się ry b a k ó w i k u p ­ ców , m ając y ch szczeg ó ln e do k o ­ ścio ła teg o —. n ab o ż e ń stw o .

P o tę ż n e k o lu m n y g ra n ito w e , k a p ite le , fryzy, o rn a m e n ty w szy stk o , co p o z o sta ło — św ia d ­ czy o W ysokiem w y ro b ie n iu sm ak u a rty sty c z n e g o . Z ru in sz c z y tu k o ­ p u ły już n ieistn ie jące j — o tw ie ra się m alo w n iczy w id o k n a to m ia ­ ste c z k o ruin, to n ą c e w zieleni, b ieg n ąc e n ieo m al do sam eg o m o ­ rza...

In n e k o ścio ły — ja k np. św. M i­

k o łaj — im ponują w y m iara m i o b ra m a c h ja k w tu m a c h ro m a ń ­ sk ich p ó łn o cn ej F ra n c ji lub p o łu d - nion y ch N iem iec — z o k rą g łe m , g w iaz d zistem o k n em — nie w y ­ ró ż n ia ją się ta k ą w y tw o rn o śc ią k sz ta łtó w , jak p o p rz e d n ie .

W ogro d zie p o k o ścieln y m — tro sk liw ie u trz y m a n a w innica, figi

Wycieczka polskich dziennikarzy na tle szczątków średniowiecznej szubiency w Visby.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dzięki dobrej woli obu stron jest nadzieja, że tak ważna dla Państwa sprawa, jak budowa własnego portu w Gdyni, obecnie już pomyślnie i szybko będzie się

Port w Gdyni znajduje się dopiero w budowie i nie posiada jeszcze obecnie znaczniejszych urządzeń technicznych, używany jest zatem przez przemysłow­.. ców tylko

skiego, co do których toczy się obecnie żywa wymiana zdań między zaintereso- wanemi czynnikami, jak np.: Czy szkoła marynarki handlowej może i powinna być

Te tylko narody, cieszące się morzem, które umieją swój dostęp do morza i ubezpieczyć i wykorzystać, cieszą się też rozkwitem, są silne — gospodarczo i

Niechaj rozkołyszą się dzwony w świątyniach, niechaj flagi o barwach narodowych przystroją w tym dniu uroczystym cały kraj, niechaj wszystkie polskie serca

Jak wielce będzie przez to praca ułatwiona, jak dalece stanie się przez to owocniejsza, nietrudno pojąć, Po drugim roku polarnym spodziewać się należy

Ograniczmy się więc do przytoczenia tych jeszcze paru słów Herborda, gdzie mówi, iż „ryb jest (na Pomorzu) obfitość, wiarę V"szelką przechodząca, tak z mo­..

Przybijamy do brzegu, lecz z powodu kilkugodzinnego tylko zatrzymania się okrętu, możemy odbyć bardzo pobieżną wycieczkę i to tylko po dzielnicy portowej, położonej, jakby