• Nie Znaleziono Wyników

Zaklęte jezioro. Poemat w siedmiu pieśniach

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zaklęte jezioro. Poemat w siedmiu pieśniach"

Copied!
182
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

i - . Y - : i - v

■Mrs.

' x

.

/

v/i.

,

I

, \ >

1

'

l

m m .

i -

V

}• • i- v

;

.y'~ -7 V '

: > *-

\

(3)
(4)

} p >

> V,

I

, 1

'

,

' 1 , -

V , « , '•

/ s ' . ' 1 , , . - \ .* ■' s

^ i * , \ v

' f - ' ' « , fl W ,

<\ / ‘ I

... .

! ‘~rtC

' " * - • ^ : ' ■ ' ' ' r - ^ ' ■

v' - \ ; 7 / / ■ ' ‘. - f , A '• " V

-

I 7 ^

P \ v ■, : . . ) >. ' ' ;

. '

* • ” ■' ' \

M ' '/ ~ f * ' ’ 1

- - v , ; ' ’ -

^ ^

,r

, •

• V ) , • " - ■ i'

' a , 1 ' : - - -V ■■ ' ' „ , I _ - /< / .. i ,.-.', "! ■■ •■"' V ’■ . ■ \/\

1 - ^ v . ’ 1 1 . ą , ; : ; >:i 1 / . -

- : ' ' ’ ' c . . 1 1

^ t; v ; ^ y * , * , 4 l i * ,

/' . \p ' jr - : . . . ; -

.

. . - V . ■ > '' V. ■ " . ,

'

(5)

L U D O M I R B E N E D Y K T O W I C Z

ZAKLĘTE

J E ZI ORO

P O E M A T W S I E D M I U P I E Ś N I A C H

KRAKÓW

N A KŁ A D EM A UTORA - D R U K IE M A LEKS. R1PPERA 191 1

(6)

r\

/ i i b v

(7)

SŁOWO WSTĘPNE.

(8)
(9)

e w szystkich darów , ja k ie p o stęp p o d a, N a jb ła h sz y m zaw szeb ęd zie p ró żn a m oda Je d n a k pom im o w szelkich » a le « , »an i«, R ząd zi dziś św iatem ta w szechw ładna I nie d ość, że się nadym a i pu szy [pani — Z m ięty m fasonem dam skich kapelu szy,

N ie d ość, że w o k ó ł w ład zę sw oją sz erz y N a fałd ach spód nic, bluzek i k o łn ie rz y — L e c z , b y p o kazać swą p o tę g ę św iatu, W k racza zw ycięsko w sfe rę poem atu, C h w y ta zuchw ale za p ęd zel i d łu to 1 na e strad zie w yw ija b atu tą.

Z m u szony p rz e to lic z y ć się z tą stro n ą, B y zjed n ać so b ie czy teln ików gro n o, B ę d ę się s ta ra ł w m ej pow ieści w ątku B y ć w zg od zie z m odą zaraz od p o cz ą tk u : N asam p rzó d p rz e to , ch cąc pisać zabaw nie, R z e c z y sp o łe czn y ch w yrzekam się jaw nie, O b y w atelsk ich cn ó t u w ięd łe kw iecie R zucam do kosza p om ięd zy ru p ie cie — D a le j, w stęp u jąc na gru nt natchn ień żyzn y , N ie tknę spraw k raju , narodu, o jcz y z n y ] w szelkich innych tym p o d o b n y ch b red n i, D o b ry c h dziś ch y b a m nichom na S u ch ed n i O św iadczam rów nież i to w pierw szym rz ę d z ie , Ż e m ój b o h a te r b ez nazw iska b ęd z ie ,

(10)

Im ie mu ty lk o zostaw ię w o d sie cz y , B y go o d ró żn ić od zw ierząt i rz e cz y . M ie js c a w ypadku nie o zn aczę zg o ła

— P o e z y a nie je s t le k cy ą g e o g ra fi — W ię c nie w ym ienię gm iny ni p arafi, Z g re ck a p rz e k rę cę daw ne m iano sio ła.

W sz y stk o w og ó ln e ujm ę p iórem szk ice:

N ie b o , je z io r o , las i o k o lice.

N a w zorach m ody o p a rłsz y rze cz całą, N ie pow iem rów nież kied y to się d ziało , D a ją c p o em at w zd arzenia b o g a ty , P y ta m : co komu do m iejsca i d a ty ? T a k ułatw iw szy p o d ję tą r o b o tę

P rz e z now ej szk o ły u p roszczen ia z ło te ,

"Widzę z ra d o ścią, że ten sp osób m odny P o filistersk u d y ab e ln ie w ygod n y . C o na uw agę b io rą c w szy stko sp ołem , U ch y lam czapki i uderzam czo łem ,

W szy stk im się kłaniam i do nóg Ic h padam , P eg a z a m ego na ok lep dosiadam

] w p ran ad ziei o b fite g o m yta,

C h w ytam za w od ze i ruszam z k o p yta.

¥

(11)

P I E Ś Ń 1.

RODOWÓD b o h a t e r a .

(12)
(13)

o h a te r m o je j d ość d ziw nej p ow ieści, O fan tasty czn ym n a stro ju i tre ś c i, B y ł w p e łn e j w iośnie ży cia i m łod ości — M i a ł zdrow ą g łow ę, s e rc e , sk ó rę, kości, W ję d rn y c h m uskułach p o sia d a ł Iwią’siłę , C z a rn e m iał o cz y , p ło m ien n e a m iłe ,

B ę d ą c szlach cicem z rod u tę g o ja d a ł, D z ik ie rumaki odw ażnie d osiad ał, N ie g a rd z ił winem ch o ć b y i z am pułki, P ły w a ł ja k rekin , s trz e la ł w lo t ja s k ó łk i.

N ie sąd źcie w szakże, C z y te ln ic y d ro d zy , Ż c b y ł to p ro stak — h o ! ho! b ard zo p ro szę — C z u ł on p o ezy i w dzięki i ro z k o sz e,

Z n a ł się na form ach i um iał na w od zy T rz y m a ć nietaktu w szelakie w ybryki — - P e łe n d y sty n k cy i, w ied zy , e ste ty k i, N ie n o sił w cale do p o z ło ty g łow y :

C h o ć m łod y , m iał ju ż stop ień naukow y — D z ie ln ie u rząd zał w ycieczki i b ale,

G r a ł, śp iew ał, ta ń c z y ł a rcy d o sk o n ale.

L e c z ponad w szelkie sp o rty i tu rn ie je P r z e k ła d a ł gąszczem p o d esłan e k n ie je , G d z ie tro p ią c z bron ią wilki i ja s trz ę b ie , W lesiste lu b ił zapu szczać się g łę b ie . W ła śn ie te n je g o anim usz ostatni D o n ieb ezp ie czn e j zap ęd ził go matni —

(14)

1 w n iep o ję ty m dziw nych rz e c z y sk ład zie D a ł raz p o czątek n in ie jsz e j b allad zie.

N ie u p rzed zajm y »lecz w ypadków ale«

— M ó w ią c z n iem iecka, g alicy jsk im zw rotem —- B o p rz y jd z ie m iejsce pom ów ienia o tem , Ja k sam od zielność, łam iąca zuchw ale

P ły n ą c e z lud zkich dośw iad czeń p rz e stro g i, M o ż e nas rzu cić na ciern ie i g ło g i.

W ię c do porządku .

M ó j b o h a te r m łod y M i a ł im ie J e r z y — o ch rz cz o n y b y ł z w ody, G d y ż p rzyp ad ko w o u ro d z ił się w d ro d ze, W czasie p o d ró ż y niew ygod n ej sro d ze S w o ich ro d ziców , k tó ry ch w yższa siła W d alekie s tro n y W sch o d u p rze sie d liła.

O jc ie c b y ł w k raju wielkim szow inistą, P rz esa d n ie k o ch a ł P o lsk ę , w ięc na czy sto N ie s z e d ł z p o stęp em — ja k o zaco fan iec W ostatni św iata m usiał je c h a ć k raniec, W y ro k ie m sądu skazany leg aln ie

N a d ożyw otn ie w p o d ziem iach kopalnie.

M a tk a , ja k inne na on czas n ieste ty , B e z w yższy ch p o ję ć o celach k o b ie ty , Z am iast ucieczki z iakim tęgim gachem , C h cia ła do śm ierci b y ć pod jed n y m dachem Z m ężem , którem u na stop n iach o łta rz y P rz y s ię g ła m iłość z rum ieńcem na tw arzy.

Sm u tn y b y ł k on iec, o b o je albow iem P rz e są d y sw o je p rzy p łacili zdrow iem . M a tk a z p ru d ery ą sw oją starośw iecką W ro k odum arła i m ęża i d zieck o — - W trz y lata po n ie j, p rzy k ato rżnym b y c ie , 8

(15)

O jc ie c Je r z e g o z ak o ń czy ł to ży cie.

M a le ń k i Ju re k z o sta ł się siero tą.

S z c z ę śc ie m ktoś trze ci zatro sk ał się o to . B y ła to w ierna Ju rk a matki niania, K tó ra d zie liła z państw em los w ygnania, N ie ch cąc w tak cięż k iej op u ścić ich d oli, Z w łasnej w raz z nimi p o je ch a ła woli.

T u ła tw ie j p o ją ć p łask o ść te g o czynu , W ie d z ą c, że N ian ia p o ch o d ziła z gm inu.

Z re s z tą niech rz e cz tę , ja k kto ch ce, ocen ia, Ta^ N ian ia b y ła deską ocalen ia,

B e z k tó re j Ju r e k o siero co n w szystek, B y łb y ja k falą un iesiony listek.

N ian ia, sp rzed aw szy w szystKie ru chom o ści, Z łą cz y w sz y naw et w łasne oszczęd ności Z ca łą po państw u sumą gotow izn y , P o sta n o w iła w rócić do o jcz y z n y ,

1 c h o ć b y nie wiem co się zd arzy ć m ia ło , D o w ie źć J e r z e g o i zd row o i ca ło

] od d ać d ziecko, w b ezp ie czn ej p rzy stan i, W rę c e krew nego sw ej n ieboszczki pani.

W ię c zakup iła w otyw ę solenną 1 po o d b y te j spow iedzi z now enną, Z Ju rk iem na ręku p a d łsz y na kolana, O b la ła łzam i g ró b pani i pana — 1 w od ząc d łu g o oczym a sm utnem i,

Z k ażd eg o w zięła po trz y g arście ziem i, — W arstw ę po w arstw ie ró w n ając pom ału , Z a m k n ę ła w d ro b n ej szk atu łce z k ry ształu , A p o tem kw iatków urw ała dwa pęki:

Je d e n z nich dziecku w sunęła do rę k i, W drugi zaś sie b ie u b rała n ieb o g ę.

W yp o sażo n a tak ru szyła w d ro g ę Z błog o sław ień stw em ty ch , co zostaw ali

(16)

N a to , b y cie rp ie ć , p łakać, tęsk n ić d alej.

I le u d ręczeń zn iosła w te j p rzep raw ie, O suchym ch le b ie i u b o g iej straw ie, B y le b y dziecku nie b ra k ło na niczem — ja k z pom arszczonem od troski obliczem L ic z y ła ściśle każd y gro sz w ydany — Ja k ie z n o siła drw iny i szykany

O d ty ch , co w d ro d ze w y zysk ać ją ch cieli — W ie ty lk o P an B ó g i Je g o A n ie li.

Z ty ch trudów , wahań, n ieb ezp ieczeń stw , trw ogi, Z ty ch nieustannych walk N iani n ieb o g i,

M o ż n a b y gru bą w ydrukow ać k sięg ę — L e c z ja ty ch zd arzeń w ry m y nie zap rzęg ę, B o ty ch , co m ierzą spraw y nagą duszą, P o d o b n e głu p stw a ju ż d zisiaj nie w zruszą.

P rz eciw n ie naw et cz u ję się tem stru ty , Ż em m usiał w skrzesić takie trz y m am uty, K tó re się jed n ak niezbęd nym i sta ły D la w yjaśnienia sytu acyi c a łe j:

S k ą d się w ziął Ju r e k u krew nego m atki, Ja k z d o b y ł rozum , naukę, d o statk i, D la cz e g o z a sz ed ł z b y t d aleko w pu szczę, G d z ie sied zą o r ły i to k u ją g łu szcze, A z cz e g o w łaśnie o w ieczo rn ej z o rz y Z aw iązek m o jej ballad y się tw orzy . L e c z J e r z y b ęd zie ju ż ry ce rz e m ow ym , C o k ro cz y śm iało w duchu p ostępow ym — Z szow in istyczn ych w yzw olony kajd an, N a c z y s te j sztuki w yn iesie się m ajdan J barw jed w ab n y ch tę cz ą z aszeleści.

H o sa n n a ! snujm y d alszy cią g pow ieści.

K rew n y b y ł wujem dla m atki Je r z e g o , B y zaś spraw zb y tn io nie w ikłać, d latego 10

(17)

N ie c h ma ten ty tu ł do końca b allad y.

O tó ż pan W u j ten mial w łasne zasad y, Ż y ł w ięc naów czas całkiem p o stęp o w o.

L o ja ln o ść m ając we krw i, k ażd e słow o Z w y k ł d łu go w ażyć na szalach rozsąd ku , B y m ódz p rz y w o ła ć na czas do porządku K ażd y m o g ący w yrw ać się n ieb aczn ie N ie s fo rn y frazes. Z anim mówić zacznie, D o b r z e b y w ało nam yśli się w p rzód y.

B y ł d y p lo m atą, ch ociaż b ez o b łu d y . P rz eciw n ie lu b ił, zw łaszcza m łodym , g ratis P o w ie d z ie ć n ieraz verba veritatis.

Ile ż to ra z y p raw ił W u j d o b ro d z ie j, Ż e w szelka w ładza od B o g a p o ch o d zi, Ż e P o lsk a z braku karności w naro d zie, Z chw ałą sw ych d ziejó w osiad ła na lo d zie, Ż e nierząd o jcó w sp łacam y dziś d ro g o , Ż e le p ie j słu ch ać d y a b ła , ja k nikogo.

C o nie p rzeszkad za, że g d y b y tak nagle D o b r y w iatr z nieba p ow iał w nasze żagle I now y K aźm ierz w P ia sto w e j k o ro n ie, Z woli narodu siad ł na polskim tro n ie — T e n W u j, tak sk o ry z b ib lijn ą p o korą P rz e d o b cą w ład zą zginać się we czw o ro, W o b e c w łasnego króla p y ch ą z d ję ty , P o d n ió s łb y ro kosz i c z y n ił mu w stręty . M o ż e surow a z b y t op inia taka — L e c z ja nie w ierzę w potulność P o lak a, Z w łaszcza szlach cica, do teg o z fortu ną.

N ic nie rozd ym a tak, jak z ło te runo.

A W uj b y ł w łaśnie p?nem co się zow ie:

N o s ił się g órn o i w ru chach i w m ow ie, P o s ia d a ł d ob ra ro z le g łe na L itw ie ,

B r a ł u d ział w zjazd ach , zabaw ach, gonitw ie

(18)

P o w yścigow ych to rach m iast sto łe cz n y ch . Św iad om b y ł rów nież w ypraw n ieb ez p ie cz n y ch N a d ziki, ło sie , wilki i nied źw ied zie,

G d z ie g o ju ż stale staw iano na p rze d zie , G d y ż um iał zaży ć o szczep u i spisy.

P o lo w a ł naw et w In d y a ch na ty g ry sy . Z pańska z a je ż d ż a ł p rzed gan ek sąsiada C zw órk ą bachm atów , z fan tazy ą nielad a, P o ły sk u ją c y c h jed w abnem i g rzy w y . B y ł z n ieg o d zieln y je ź d z ie c i m yśliw y, T rz y m a ł rasow e o g a ry i c h a rty .

O losach k raju m y ślał nie na ż a rty : Z b aw ie n ie je g o w idząc p o stęp o w o, C h c ia ł w skrzesić P o lsk ę d rog ą naukową.

W tym celu w ielką p rze d się w ziął w ypraw ę D o In d y i W sch o d n ich w p rzyrod n ikó w kole, B y w tym m y śliw sk o -u cz o n y m zesp ole Z g o to w a ć P o lsc e i r o z g ło s i sław ę.

B a jo ń sk ie sum y, to p n ie ją c ja k śn iegi, P ły n ę ły z L itw y nad G angesu b rz eg i, U n o sz ą c z sob ą p racą rąk ty s ię c y Z d o b y te p lony w krw awym p o cie cz o ła , G d y w kraju głod em p rz y m ie ra ły sio ła,

P o d cz a s d o tk n ięty ch przednów kiem m iesięcy — G d y setki naszej u b o g ie j m ło d zieży ,

Ł a k n ą c e j św iatła, od szk oln y ch o ścież y O d p a rte nęd zą, b ez dachu i ch leb a, P ró ż n o ratunku w y g ląd ały z nieba.

L e c z cóż to zn aczy, g d y tak g ło śn a chw ała Z ty ch W u ja łow ów na P o lsk ę spad ała ] na tle w In d y a ch tk an eg o b rok atu , P rzy p o m in ała J ą całem u św iatu.

W sp an iałe b y ły łu p y te j w yp raw y;

W uj w łasną ręką na oczach obław y

(19)

R o z c ią g n ą ł p ięciu ty g ry só w na traw ie, Sied m iu lam partów , dwa rz a d k ie żóraw ie, D z ie w ię ć w ron m orsk ich, c z te ry korm oran y 1 je d e n ib is, p rzez b u rz ę zagnany,

P a d ł u go d zon y celnym W u ja strzałem . 0 tem zd arzeniu w In d y a ch n ieb y w ałem P is a ły g ło śn o angielskie dzienniki,

J a k o curiosum na łam ach kroniki.

Je ż e li dc> ty ch m yśliw skich tro fe i,

Z d o b y ty c h w gąszczach nad gangeskich kniei, D o d am y fran co p rzez T r y e s t na K raków W y s ła n y tuzin pak w yp chany ch ptaków 1 tek k ilk o ro zasuszon ych liści — T o b ęd zie suma ty ch w ielkich k o rzy ści, Ja k ie sp ły w a ły na k raj z te j w yp raw y, T a k p e łn e j p rz y g ó d , ro zg ło su i sław y — A k tó ra g ło śn ą b y ła i z te j stro n y , Ż e z ja d ła P o ls c e franków trz y m iliony.

Z a ten kosztow ny sp len d o r w o bec św iata, W o jcz y ź n ie m arnie u p ły w ały lata, G d z ie w szystkie d ary p rz y ro d z o n e ziem i Z o b fity ch plonów nad ziejm i p rz y sz łe m i, W sz y stk o , co na n iej ro śn ie i zakw ita, C a ła m oc b og actw w je j ło n ie u kry ta, O d puszcz litew skich p o tatrzań sk ie tu rn ie, S p a ły nieznane ja k p o p io ły w u rnie — W sz y stk o to nasze, przez w iedzę n ietk n ię te , L e ż a ło m artw e ja k sk arb y zak lęte.

M u z o an ielsk a ! nie bałam u ć p ro szę, Z a n a d to w tykasz tu sw o je trz y g ro sz e — K a z n o d z ie jsk ie g o p ełn a anim uszu,

Ja k stara panna b rz ę cz y sz k o ło uszu,

•3

(20)

N a szow inizm u znów w iod ąc mnie szlaki — P rz e sta ń o jcz y ź n ie ch o ć raz św iecić baki.

T y m w ypalonym ku M u z ie p ro testem R y so p is W u ja zam ykam i je ste m G o tó w snuć d alej znów m o ją op ow ieść.

C h cia łe m je d y n ie czy teln ik o m d ow ieść, Ż e w tym zatargu z M u z ą zacofaną, W o b liczu m ody u g iąłem kolano.

P rz e d tym w ięc W u jem , panem liczn y ch w łości, N iesp o d ziew an ie je d n e g o poranku,

S ta w iła N ia n ia Je r z e g o na ganku 1 sw o je sk ó rą p o w leczo n e kości.

Ż y d b a ła g u ła z n a jb liż sz e j ją stacy i P rz y w ió z ł zg ło d n ia łą i p ełn ą tu rb a cy i, Z o statn ią garścią m ied ziaków w kieszeni

1 parą ślu bn ych po państw u p ierścien i.

W u j mimo c a łe j m agnackiej pow agi.

G d y u jrzał z b lizka w izerunek nagi T e g o ogrom u tru d ów , zn oju , b ie d y , O k tó ry ch sły s z a ł z d aleka n iek ied y — G d y u p rzy to m n ił so b ie z ca łą m ocą M a łe g o Ju rk a n ied o lę sie ro cą — ] g d y do g łę b i w zruszony i łzaw y O g a rn ą ł m yślą b ezm iar te j p rzep raw y, Z k tó re j ty ch d w oje sta n ę ło w p rzy stan i — Z rzu ciw szy p an cerz w ielkopańskiej dum y, U c z u ł, zstę p u jąc w zw y k ły ch ludzi tłu m y , L ito ś ć d la d zieck a, a podziw d la N ian i.

W ię c b o le ją c y nad Ju rk a ż a ło b ą ,

N ie m ó gł ju ż d łu żej panow ać nad sobą — W id z ą c krew blizką w ta k iej p o n iew ierce,

S p o s tr z e g ł, że łam ie się w nim p o lsk ie s e rc e —

(21)

1 w y b u ch ając falą łe z rzę sistą,

U cz u ł się po raz pierw szy »szow in istą«.

M u z o ! zaklinam C ię na m iło ść boską, W e ź -r o z b r a t z tw o ją s y b e ry jsk ą tro sk ą , B o spad nie na m nie szy d erstw ca ła ste rta . Ju ż w id zę drw iący śm iech pana N e u v e rta , C z u ję na so b ie w zrok pana F eliksa 1 d rżę, gd y m yślę, ja k ie g o mi kiksa

W y tn ie w » N a p rz o d z ie « a lb o w » P o lsk iem S ło w ie#

G d y to rozw ażam , p rzech o d zi m nie m row ie.

A cóż d o p iero , gd y staw iąc się śm iele, P r z y jd ą mu w sukurs liczni p rz y ja c ie le ,

Z w ła sz cz a , g d y na m nie w z e sp o le m istrzow skim U d e rz ą na raz pan S ław sk i z O skow skim . M u z o ! ja p rz e cie — ty lk o się zastanów — N ie strzym am te g o naporu tytanów ,

G d y p ro m e tejsk ą łączn i am icy cy ą, M o ją o so b ę zm ięszają z p o licy ą . A cio s o statn i, z a d z ie ra ją c noska, Ż ą d łe m mi o sy p ch n ie pani T ę p o sk a ..

C ó rk o E d e n u ! ja k ie j ch cesz n a g ro d y ? ...

S p ra w ię C i w ach larz, zafu nd u ję lo d y , K u p ię Ci ciastek , i wina, i m iodu, T y lk o mi nie psuj sław y i dochodu .

Z g o d a — pow iadasz — w ięc układ zaw arty, W sz y stk o się p iękn ie sk ład a i na k arty M o je j ballad y żaden ju ż ep izo d

N ie p rz y jd z ie p ełen p a try o ty cz n y ch z g ry z o t.

W y b rn ą łe m p rz e cie, teraz w szystko g ład k o P o p ły n ie nap rzód , gdym z muzą w aryatką D o s z e d ł n are szcie do ład u i zg o d y . P e r e a t m undus! K lę k a jcie n a ro d y !

(22)

Z dała od w szelkich n aro d o w ych h e cy , O c z y ste j sztuki op artem u p lecy ,

P o z w ó lcie P aństw o z cierp liw o ści chw ilką, W k ró tk ich w yrazach d op o w ied zieć ty lk o O dalszym lo sie d w ojga znanych osó b — C o się om inąć nie da w żaden sp osób . W u j mimo w ielkiej w zasad ach ró ż n icy , Ja k a go z o jcem Je r z e g o d z ie liła , W czem tkwi narodu i p rz y s z ło ś ć i siła, J a c y go m ają zbaw ić p o lity c y ...

B o trz e b a w ied zieć, że w P o ls c e koch an ej N ie ty lk o o to drą się za łb y stan y, A le i ro d y blizką krw ią złączo n e — K ażd y ten w ózek ciągn ie w sw oją s tro n ę : W s z y s cy od stu lat p rz e sz ło ten sp ó r w iodą, K ażd y c h ce zbaw iać k raj w łasną m etod ą.

N ie g d y ś byw ali zbłąkani ry ce rz e ,- C o nieśli m ienie i ż y cie w o fie rz e , ] w zg iełk u b itew zraszali krw ią p o la : C i na w ym arciu, skoń czo n a ich ro la.

D z iś ? ... Je d n i tw ierd zą, że p rz y s z ło ś ć szczęśliw a W ekonom icznem b og actw ie spoczyw a —

] na tym gru n cie, d zie rżąc dum nie g łow ę W sp o rcie h artu ją s iły narodow e.

D ru d z y sp e łn ie n ie w P o lsc e te g o cudu W id z ą w nauce i w ośw iacie ludu.

Inni znów pełni fantazyi i m łodzi G ło sz ą , że P o lsk a w sztu ce się o d ro d z i:

M a ją ją zw łaszcza — co się w k rótce ziści — Z b a w ić najm łodsi nasi p e jz a ż y ści.

C i znów na kru chym rz e cz w sp arłszy b ad y lu , W id zą zbaw ienie w zakopiańskim stylu, W k ro ju u b ran ej w p a rz e n ice szaty 16

(23)

L u b w ch ło p sk ich skrzynkach m alow anych w kwia N ie brak nam w reszcie p ro ro k a w o jcz y ź n ie , K tó ry je j w ielkość widzi w jap o ń szczy źn ie.

A cóż d o p iero , g d y w eźm iem tak liczn y ch P ro ro k ó w z n aszy ch stronnictw p o lity cz n y ch , G d z ie każd y praw ym mieni się P o lak iem , Z w ąc przeciw nika z d ra jcą i łajd ak iem . T a k a o b fito ś ć środ ków zm artw ychw stania Ś r ó d m oich ziom ków stanow czo m nie skłania — C h o ćb y m b y ł panem fo rtu n y k siążęcej — D o te g o skarbca nie d orzu cać w ięcej.

T o ty lk o je d n o w yznać się o śm ie lę : Ż e g d y b y w szyscy ci p ro ro c y butni, T e siły , k tó re zużyw ają w k łó tn i,

— W łasn e am b icy e staw iając na cz e le — G d y b y te s iły p o łą cz y li w zgod zie — P o tę g ę w rogów z p o sad b y w yparli 1 w d z iejach P o lsk i, żywi czy um arli, B la sk iem -b y chw ały jaśn ieli w n arod zie.

] w życiu W u ja p rz y sz ła taka chw ila, W k tó re j się rozum na p ró żn o w ysila, B y stłum ić serca w rod zone p o ry w y . W u j m ając p rz y k ła d p rzed sob ą tak żyw y S tra s z n e j nied oli w swym krew nym n ie ste ty , W o b liczu te g o d ziecka i k o b ie ty ,

Z lud zkich am bicyi w yzw olony p y ch y , W w głąb w łasnej duszy z a p a trz y ł się cich y , R ach u n ek z sobą uczyniw szy długi

] m yślą w p rz e sz ło ść p atrząc nied aleką, O jco w sk ą Ju rk a o to c z y ł o p ieką,

A w N iani u czcił b o h aterstw o słu g i.

S ło w e m , że p o dniach tu łactw a ty ch dw oje W domu w ujow ym znalazło o s to ję ,

(24)

G d z ie im o b o jg u od ow ego ranka Sn u ć się zaczęła z ło ta k ołysan ka,

W k tó re j się Ju re k , m ając dach nad głow ą, P o d okiem N iani w ych ow yw ał zdrow o.

W uj im kom natę w y zn aczy ł osobną, Z -oknem na o g ró d , św ietlaną i zd obną.

D o te j kom naty sen ty m en t g łęb o k i U czu w szy , cz ę sto zw racał sw o je kroki — B a w ił się z Ju rk iem , b ra ł g o na kolana — Z N ian ią gaw ęd ę p ro w ad ził od rana, J e j opow iadań s łu ch a ją c ciekaw ie O te j p rz e b y te j d ro d ze i przepraw ie.

W tem oto czen iu czu jąc się ja k w n ieb ie, N ian ia w ytchnąw szy w net p rz y sz ła do sie b ie — A w idząc sw o je p an iątko um yte,

P o w ielkopańsku ubrane i sy te ,

N ie raz, gd y rad a na ręk ach g o trzym a, R ozjaśn ion em i św ieciła oczym a,

N ib y rad o ścią p ło n ąca pochod nia.

T y lk o g d y w cisz y znalazła się zm roku, U śp iw szy Ju rk a , w ted y ze łz ą w oku Z a dusze państw a m odliła się c o dina —

] pom nąc na ich d alek ie m o g iły ,

O d p łaczu w strzym ać się nie m iała siły . T a k ą to d rog ą, długą p rzez p u stynie, Z n a la z ł się m ały Ju r e k w O lim p in ie, P ań sk ie j sied zib ie W u ja i niebaw em S ta n ą ł pod jego op iek ą i praw em .

N ad głow ą d ziecka n ieszczęsn ych w ygnańców , Z poza zb u rzo n y ch ich żyw ota szańców , P rom ien n a p rz y sz ło ść w ykw itała z g łazu . W u j się do Ju rk a p rzy w iązał od razu , W ię c jak o b ogacz i w dow iec b ez d z ie tn y , M ó g ł mu w tem życiu zapew nić b y t św ietny,

(25)

M ó g ł go, serd e cz n e j raz d otknąw szy stru ny, Z ro b ić d zied zicem rodu i fo rtu n y .

Ja k o ż w isto cie we w szystkiem c o ro b ił, Z n ać b y ło , iż g o do te g o s p o s o b ił — G d y Ju r e k bow iem p rz y zdrow iu i krasie D o lat c h ło p ię c y c h d o sz e d ł w pew nym czasie, W uj hojn ą rę k ą , o los je g o c z u ły ,

Ł o ż y ł sow icie z e sw o jej szk atu ły ,

B y p rzez naukę w y k sz ta łcić w p rz y sz ło ści W szech stro n n ie um ysł ch ło p c a i zd oln ości.

N a tem — w ysław szy m o ją M u z ę d o wód — K o ń czę Je r z e g o d zieciństw a ro d o w ó d — 1 z p ro z y ż y cia , p e łn e j z losem waśni, W prow ad zę P aństw a w czaro w n y k ra j baśni.

" f

>9

(26)
(27)

PlEŚfŚ! Jl.

WYPRAWA

DO ZAKLĘTEG O JEZ IO R A

(28)
(29)

ło ta baśń lasu m oja się zaczyna Z p rzy jazd em Ju rk a w p ro g i O lim p in a, W k tó ry ch d oro sły m m łod zian em ju ż staw a, O zd o b io n św ieżo d ok to ratem praw a — D okąd po tru d ach z d o b y te j god ności P rzy b y w a na wsi w yp rostow ać kości.

Ju ż to nie Ju re k , ów siero tk a m ały, A le pan le r z y , ro sły , o k azały ,

D o sło w n ie taki i w fo rm ie i w tre ści, Ja k opisany na cze le pow ieści.

N a akt p ro m ocyi Ju rk a do W arszaw y W uj o so b iście p rz y je c h a ł, łaskaw y 1 dumny z sw ego w ychow anka w ielce — Z adow olenia w yraz p rz y b u te lce

Szam pana d ając, w niósł zd row ie Je r z e g o , W kole sp ro szo n y ch w sp ółkolegów je g o , N a sutej u czcie, w ydanej w dniu ow ym G w oli laurom Ju rk a naukowym .

Szczęśliw y Je r z y w serd eczn ej p o d z ięce P o śp ie sz y ł W u ja ucałow ać rę c e ,

O n go do piersi p rz y cisn ą ł ja k syna.

S łu ż b a na nowo d olew ała wina —

W ięc p o szły zdrow ia W u ja, g o ści, w iedzy;

Ju rk a na ręk ach podnieśli k oled zy ; W szystk o w d obranem o d b y ło się gro n ie,

(30)

G w arn o, w eso ło , ch o ciaż w d ob rym to n ie . P o cz e m re w iz y t nie dłużni nikom u, O b a j W u j z Je rz y m ru szyli do domu, N a aksam itach sied ząc w p ierw szej klasie, Ś p iesz n y m p o ciągiem , b y na sk rzy d łach p a ry , M i ja ją c szy b k o ziem ie i ob szary ,

S ta n ą ć cze m p rę d zej w domu na p o p asie.

L e c z g d y im bliskim b y ł sp o czy n ek b ło g i, T u się ich w łaśnie ro z d z ie liły d rogi — W u j bow iem d alej p o d ą ż y ł do W iln a, D o k ąd g o spraw a w zyw ała z b y t pilna ] ważna b ard zo , a w k tó re j b ez zw łoki P raw n e p o trz e b a b y ło p o d ją ć k ro ki, W n ieść do urzędu, um ieścić na liście.

C o m ó g ł b y ł z ro b ić ty lk o o so b iście . W wuju zaś b y ła ta cn o ta w ysoka, Ż e spraw p ilnow ał i nie sp u szczał z oka.

N a p o żeg n an ie W u j w rozm ow ie o tem

P r z y r z e k ł za ty d zień b y ć w domu z p ow rotem . G d y p o cią g o d sze d ł, J e r z y na p e ro n ie

S t o ją c , oczym a śled ził g o p rzez chw ilę.

A ż g d y mu zniknął w od d alenia p y le, W y s z e d ł p rzed d w o rzec, gd zie c z e k a ły konie.

N ie d łu g o p o tem , p o tru d ach b ez liku, B ity m g ościńcem , w lekkim pow oziku, P o ś ró d zbożam i falu jący ch łanów , N io s ła g o para z ło c is ty c h kasztanów , K tó ry m w te j d rod ze rów nej ja k po sto le , Z d a się, że sk rzy d ła w y ro s ły sok ole.

J e r z y p orw any rą cz o ścią ich chodu, M iło ś n ik ja z d y , ja k każdy za m łodu, D z ie rż ą c za w odze p ełen d zikich m arzeń, W ry tm ie ich k o p y t uczuł n o rg ię w rażeń d

(31)

T o w ysłow ienie je s t tak p ostęp ow e, Ż e każdy przed niem musi sch y lić g łow ę, K ażd y — powiadam — b o w iadom o p rz e cie , Ż e org ie teraz k ró lu ją na św iecie —

O rg ie są w duchu czasu i zarazem N ajw yższym dzisiaj p ostęp u w yrazem . M a m y w ięc o rg ie zasad, h aseł, ra cy i, O rg ie zgrom adzeń, strejk ó w , d em on stracy i, O rg ie golizny, bankructw , sp rzen iew ierzeń , D efrau d acy i, kolejow ych zd erzeń ,

O rg ie ro zb o ju na d ziejó w aren ie,

O rg ie plam w sztu ce i brudów na scen ie, O rg ie reklam y i p ochw alnych dym ów D la orgii p ełn ej częstoch ow skich rym ów , O rg ie b la g ie rs k o -c ie lę c y c h zachw ytów N ad orgią szp etnie m alow anych m itów , O rg ie głupstw , b red n i, zaro zu m iało ści.

1 w szelkich innych tym p o d o b n y ch ości.

G d y p atrzysz na to , załam aw szy d ło n ie, M y ś lis z , że w o rg iach ty ch lud zkość utonie.

G d zie orgia w rażeń od lejcó w i sio d ła, B y ła b y w końcu Je r z e g o zaw iod ła,

T ru d n o p rzew id zieć tak w ówczas ja k ninie — A le, że tra k t się k o ń cz y ł w O lim p inie, A d alej lotn e cią g n ęły się p iask i:

Je r z y z w rodzoną szczero ścią b ez m aski, N ie ch cąc się d ostać w to cy gań skie b ło to , Z w ielką p rzed ganek z a je c h a ł o ch o tą.

N a ganku sta ła N ian ia, a poza nią K ilko ro słu żb y z m arszałkiem na cz e le , Ku paniczow i garn ący ch się śm iele.

Je r z y nasam przód p rz y w ita ł się z N ian ią.

T a wpiwszy w niego sw o je o czy p łow e,

25

(32)

1 p rag n ąc u czcić w nim uczoną g ło w ę, Ju ż do ust n io sła je g o rę k ę — ale Je r z y ją zrę cz n ie co fn ą ł i w naw ale S e rd e c z n y c h uczuć N ian i d o b ro d z ice K w itnące zdrow iem ucałow ał lice .

P rz e z trz y dni c a łe trz y m a ją c się domu, J e r z y z p o d ró ż y w y p o czy w ał n ib y ,

T o ch o d z ił z N ia n ią do parku na g rz y b y , T o je ź d z ił konno — ale p okryjom u U k ła d a ł w m yśli w y ciecz k ę nie lada.

W ziąw szy za p re te k st zw y kły p rzeg ląd stada A rab ó w W u ja , gd zie m iał w y b rać so b ie W ierzch o w ca, stanąć g od n ego p rzy ż ło b ie D o usług je g o k aw alerskiej m ości — W ezw ał kuch m istrza b y mu z ob fito ści

D aró w , k tó ry m i z urzędu szafow ał, S u ty prow iantów k oszy k p rzy g o to w ał.

M a ją c zaś ru sz y ć n azaju trz o św icie, C h c ia ł się na d ro g ę w yspać n a leż y cie , W ię c na p odu szkach z ło ż y ł g ło w ę w cześnie, R e s z tę sw ych planów utopiw szy we śn ie:

P an J e r z y bow iem ta ił w sp osób ścisły O w iele d a lej id ące zam ysły.

W r o z le g łe j p u szczy s ta ry ch borów W u ja, P o k tó ry ch w nętrzu w szelaki zw ierz b u ja, G d z ie r o je p tactw a i o rlich gniazd sp o ro , M ie ś c i się w g łęb i Z a k lę te Je z io r o . N a b rzeg u je g o u p od nóża dębów

W śró d m chów z ielo n y ch jed w ab n ej p o ścieli, Ja k ie ś się z głazów rum ow isko bieli — S z cz ą tk i p ra sta ry ch murowań i zrębó w . Ja k ie jś od w ieczn ej warowni z św iątynią — 26

(33)

W ielce ponętnym ten zak ątek czynią.

Ś ró d nich n ajw iększy kam ień, w krąg w y cię ty , W głąb drążonym i p rzy o zd o b io n sk rę ty , W tem uroczysku s to ją c y na stra ż y , Z da się b y ć jed n y m z o fiarn y ch o łta rz y . O k oło teg o to je z io ra w łaśnie

K rą ży ły w ieńcem n ajcu d n iejsze baśnie.

W iedziano z dawna o tem p o śró d ludu, Ż e kto tam d o sta ł się, nie sk ąp iąc trudu — T en m ógł b y ć pew nym sow itej nagrod y W e w szelkich p ło d ach , ja k ie las dać m o ż e : B o tam n ajb u jn iej ro sn ą o sw ej p o rz e N ajzd row sze g rz y b y , n ajsło d sze ja g o d y ; Tam się n a jg ęściej gronam i orzech ó w Z ło cą leszczyn y na zim ow y p rz e ch ó w ; Tam stro ją brzegi je g o wód d okoła N ajśw ieższe kw iaty, najw on n iejsze z io ła ; N a wiosnę ptactw o tam n ajw d zięczn iej śpiew a, N ajstarsze w n ieb o unoszą się drzew a — 1 tam paproci moc czarów ukryta W noc św iętojańską na pew no zakw ita.

T o dzikie zdała od świata u stronie ja k ie ś czarow ne p rzen ik ają w onie, ] jak ieś ludzkie w y p ełn iają g ło sy , P rzed ziw ną pieśnią idące w n ieb io sy . W szeleście dębów i sosen od w ieczn ych , Podm uchem wiatru trąco n y ch śród ciszy , ja k ie ś o d g ło sy w yraźnie się sły szy

G łę b o k ich w estchnień i śm iechów serd e czn y ch . C zasem p rzez gąszcze blaskiem sło ń ca lite , D alek ie ech o jak g d y b y ob ite

O śpiew ny lutni z ło to stru n e j skraw ek, N iesie m uzykę h arf, lir i ligaw ek.

A gd y nad puszczą burza się p o d n iesie

(34)

1 skram i grzm otu ro z b ły śn ie p o lesie, W te d y z pośw istem w ichru , co sz a le je , Ja k a ś się wrzawa zryw a ponad k n ieje, Ja k iś lo t g ro ź n y u p io rn y ch m am id eł, J a k b y szum p om sty arch an ielsk ich sk rz y d eł W g o d zin ę sądu — jak iś zg iełk c z ło w ie c z y : W sz y stk o , co lud zkie w yp ow iedzą w argi, O k rz y k i, ję k i, z ło rz e cz en ia , skargi,

W e s p ó ł ze szczękiem z b ro ić, gro tów , m ieczy Ł ą c z y się w b o ju n iew id zialnych praw ic Z trzaskiem piorunów i ogniem b łyskaw ic.

W tak ą to chw ilę i je z io ro ca łe W y rz u ca z g łę b i szum y n ieb y w a łe, P lu skiem w zb u rzon y ch fali na ty sią ce D źw ięków ro z d a rte , o b rzeg i b iją c e , D z ik ą p rzy g ry w k ą tw o rz y zg o d n e sp ięcie W ty m ro z p ęta n y ch żyw iołów od m ęcie.

L e c z k ied y burza i g ro m y przem iną 1 nad tą b orów od w ieczną d ziedziną B łę k it się n ieb a n ao k ó ł ro z to c z y , W ten dziki o stęp je z io ra u ro czy W ra ca m a jesta t sp ok o ju i ciszy , K tó ry tym b rzeg o m stale to w arzy szy , K tó r y na d ębów k onarach się w iesza, G d z ie się g o łę b i n aw ołu je rzesza, K tó ry w zburzone w y gład ziw szy fale, C zarem osiad a w c z y s ty ch w ód k ry sz ta le.

K ie d y ci tro ski u b ieliły skron ie, A duch w p rzep aści zw ątpienia utonie, K ie d y z w rząceg o p rzew rotn o ści k otła L u d zka nikczem ność stru ła cię i zg n iotła, K ie d y cię w szystko na św iecie zaw iod ło, 28

(35)

T o, czegoś p ra g n ą ł i coś w ziął za g o d ło , Gdy całe ż y cie sro d ze ci d o ja d ło — Otrząśnij z sie b ie w szystkie id e a ły , Zostaw o jcz y z n ę , lud zkość i św iat c a ły , A przyjdź nad te g o je z io r a z w iercia d ło . Tutaj się serce tw o je uspokoi,

Tu nie d osięgną cię w rogow ie tw oi, Tu cię nie zrani o b o ję tn o ś ć ludzi, Ani twej w iary szyd erstw em nie zbru d zi.

Tu duch stru d zo n y zaszed łszy w tę ciszę , W szystek ból ż y cia naraz u k o ły sze 1 da ci od czu ć ten b ezm iar s ło d y c z y , Jaki dać m o że szałas p u steln iczy Temu, co d roższy dla n ieg o od z ło ta , Spoczynek ducha po b u rzach żyw ota.

Je rz y za m łod y b y ł i za szczęśliw y, B y m ógł zap rag n ąć celi pu stelnika, 1 jeśli rw ała go ta ustroń dzika, Inne go zg o ła n ę ciły tam dziw y.

N ie bacząc w cale co się z te g o zro d zi, S zed ł on z uporem , jakim sły n ą m łod zi, Budzić zak lęty ch sił, d rzem iący ch cich o, Na dnie je z io ra u tajo n e lich o .

Łatw o ju ż bow iem d om yśleć się m ożna, Ż e cała Ju rk a tak ty k a o stro żn a,

P od jęta w duchu od w czo raj z w ieczora, K ryła przed N ia n ią sp a ce r do je z io ra . Tylko, że Ju re k , ja k się w y żej rz e k ło , N ie szed ł ja k D a n te do R a ju p rzez P ie k ło , A le przeciw nie z E d e n u , co sły n ie

Blaskiem d ostatków W u ja w O lim p in ie — Dawszy tym w szystkim ro zk oszom arbuza, D ą iy ł zuchw ale, b y ob erw ać guza.

29

(36)

A b y dać poznać g ro z ę sy tu acy i, N a co się Je r z y narażał z te j racy i, N a ja k ie p ró b y rz u ca ł w łasną duszę — N a js k ry tsz ą je g o m yśl o d sło n ić muszę.

Je z io r o b y ło , ja k rz e k łe m , zak lęte — P rz e z w szystk ie ścieżki k o ło n iego kręte W o ln o się b y ło p rz e d z ie ra ć b ez szkod y, Z ry w a ć tam kw iaty, o rz e ch y , ja g o d y ,

K r y ć się p rzed sło ńcem w ja k n a jg łę b sz e cien ie, Z p rz e cz y s ty ch ź ró d e ł ugaszać p ragn ien ie, N a m chach zielo n y ch zażyw ać wyw czasu, P o ić się w onią balsam iczną lasu.

W o ln o tam b y ło każdem u polow ać, R o zm y ślać, m arzyć, koch ać się, flirtow ać, R z u ca ć w głąb lasu okrzy ki rad osne, P o w ronie gniazdo w d zierać się na sosnę, Z w ierzch o łk a d ębu b rać w ieniec je m io ły ,

W n ad b rzeżn y ch gąszczach w y b ierać k w iczoły — W o ln o się b y ło nawet w te j pogoni

P r z e jr z e ć w je z io ra zw ierciad lanej toni.

W sz y stk o to b y ło w olno i ta czara P e łn a przysm aków , w oni, u ciech , w rażeń N ie k ry ła w so b ie n ieb ezp ieczn y ch zd arzeń, N ie b ro n ił je j tam żaden duch ni m ara.

Je d e n w tem w szystkiem b y ł ty lk o w arunek, S tr z e ż o n y pilnie oczym a bogunek,

Z am ieszk u jący ch te b o ry i w od y.

P an n y te , ch ociaż s ły n ę ły z u rod y , N ie m iały w so b ie nic ze Św itezian ek ] żaden p rzez nie nie u to n ął Ja n e k — W o ln e od w szelkich m iłosnych manideł^

N ie zastaw iały na nikogo sid eł,

(37)

Ani go p ragn ąc p rzy p raw ić o zgubę, S ta ło ści je g o nie b r a ły na p ró b ę — N ikogo z d eszczu n ie w od ząc pod ry n n ę, B y ły dla ludzi d o b re i u c z y n n e:

N ieraz zb łąkan ą jałó w k ę lub c ie lę S trz e g ły od w ilków dni i n ocy w iele, Od ok ru tn eg o ch ro n iąc je napadu, Ku zgubionem u p o d p ę d z a ły stadu.

T a in sty tu cy a bog u nek tak cenna,

N ie ty lk o w p u szczy m o gła b y ć zbaw ienna, A le i w naszym podw aw elskim g ro d z ie, K ęd y się snują h o łd u ją ce m odzie W olne słu chaczki i w ilcy koled zy 1 gd zie pod g o d łem p o stęp u i w iedzy, G d y ż y cie lud zkie ta k z m łodu się karli, N ie je d n o c ie lę w ilcy ju ż ro z d a rli.

— T o zdanie M u z a b ru żd żąca mi w szędy, Za recep isem p rz y s ła ła z O ste n d y . — W ięc do bogunek w racam nad je z io ro 1 do ich p rzy słu g , k tó re p rz e d się b io rą ,

G d y ktoś w z b y t cięż k iej zn ajd zie się p o trz e b ie N a te j o d w ieków zalesio n ej g leb ie .

K tokolw iek p u szczy p rzestąp iw szy w rota, Z g u b ił się w lesie, gon iąc sił ostatkiem L u b też n ieszczęsny m d o tk n ięty w ypadkiem , W n ieb ezp ieczeń stw ie znalazł się żyw ota, W te d y bogunki w usługach sw ych sk ore, Z ratunkiem zaw sze p rz y ch o d z iły w p o rę.

T ak a ku ludziom łask aw ość ich znana B y ła strzeżon a i zaw arow ana

3 J

(38)

Mitycznem prawem pewnego zakazu, C o b y ł pokusą i g ro ź b ą od razu .

» O to o żad nej dnia i roku p o rze N ie w olno b y ło kąpać się w je z io r z e « . K to w n ieliczący m się z niczem zapale R z e c z o n y zakaz p rz e k ro cz y zuchw ale — T e n śród ty ch b o ró w cich eg o ob szaru N iesp o d ziew an ie popada w m oc czaru , K tó r y w je z io ra o to cz en iu b lisk iem , W n e t się u roczem p ocząw szy zjaw iskiem , N a tle te j w tę c z e u branej oazy

C o ra z cu d n iejsze ro z ta cz a o b razy — U ro k iem pieśni ta jem n eg o grania U p a ja duszę, do m iłości skłania,

C z y n ią c zuchw alca, w tem ustroniu d zikiem , N ie d o ścig n io n y ch m arzeń uczestnikiem . A le g d y śm iałek p o ta k ie j p ra k ty ce O p u ści te re n pu szczy i g ran ice O w a m oc czaru id zie za nim w ślad y ] śró d n a jg ęstsz e j g łó w ludzkich gro m ad y, P r ę d z e j cz y p ó ź n ie j, w p rost na środ ku d rogi.

Z a to zuchw alstw o b ie rz e od w et sro g i.

J e r z y od d zieck a w olim pińskim dw orze D o ś ć się n asłu ch ał b a je k o je z io rz e , 0 o w ej sro d ze w zb ro n io n ej kąpieli 1 o tym śm iałku, co g o d y abli wzięli Z a to , że w iedząc co się na dnie k ry je , W onem je z io rz e sk ąp ał się p o sz y ję . J e r z y to sły sz a ł i n ie ra z p o cichu Ł a k n ą ł się p r z y jr z e ć zb liska tem u lichu .

3 a

(39)

Teraz się d obra nad arzała pora B ez w iedzy W u ja d o trz e ć do je z io ra . Tutaj psych iczn ą w yp raw ię W am h e cę, G dy W am o d sło n ię naraz, ja k d alece Z tajnych p o bu d ek m ego b o h atera, K tóre go p ch a ły do p u szczy, w yziera Rasowa dusza p o lska, zaw sze zdolna C zepiać się o b c y c h h a se ł, a nie wolna Od m arzycielstw a nałogów d zied ziczn y ch , P ożąd ająca w rażeń ro m an ty czn y ch .

W kraju p od ów czas na cz o ło narodu Pozytyw izm u p rąd p ow iał z Z ach o d u — A choć ta duszna w d zie jach św iata era E p o k ę gw ałtów nad nami otw iera,

Choć w ra c y ę stanu s tro ją c się w y go d n ie, N ajp o tw o rn iejsz e uśw ięcała zb ro d n ie, C hoć p o tem , ro sn ąc ja k id ea w zn iosła, P rzez usta m ęd rców zag ład ę nam niosła M y śm y , d ław ieni niew oli łań cu ch em ,

Poszli na o ślep w P o lsc e za tym ru chem — W szystkie u m y sły trzeźw e i uczone

C h ciały w nim w id zieć ta rcz ę i o b ro n ę , G otow i naw et na rz e cz te g o ruchu

Z b y ć się p rz e sz ło ści i w treści i w duchu, P rz e k re ś lić w sztu ce i w lite ratu rze

T y sią c lat d zie jó w , ich sło ń ca i b u rze.

Z czarn y ch czelu ści fa b ry cz n y ch kom inów M ia ła się zro d zić N ow a P o lsk a czynów , Z w ieńczona kłęb ów d ym iących koroną.

Śniliśm y p ięk n ie, sro d ze nas zbudzono, G d y o rg ia stre jk ó w z pod fab ry czn y ch halin R zu ca dziś w g ru zy ten gm ach b ez podw alin.

Je r z y k sz ta łco n y w ow ej atm o sferze,

3 33

(40)

C o żyw ot ludzki z w szelkich złudzeń p ierze, S t o ją c pod w pływ em ów czesn eg o prądu, R ad n ib y b ła h o ść w ykazać przesądu, R ad d ow ieść czy n em , że w iary nie dzieli W n ieb ezp ieczeń stw o zak lęte j kąpieli — G d y ró w n ocześn ie ze dna je g o ducha J a k n a jg o rę ts z e p ragn ien ie w ybucha, B y cz a r się z jaw ił, b y d ał mu w cało ści Z a p o w ied zian e scen y i piękności

1 w k o le b łę d n y ch staw ił g o ry c e rz y . P a r ty tak sk rajn ie sprzecznem i pobu dki, N ie w ch od ząc w g ro źn e następstw a i skutki, U w z ią ł się gw ałtem d o jść do ty ch w y b rze ży — D ą ż ą c zaś s k ry cie do celu n a jp ro ś c ie j,

P o d n ieo b e cn o ść W u ja je g o m o ści, D z iś p o stan o w ił, za jak ąb ąd ź cen ę, W nu rtach je z io ra w ykąp ać się b en e.

P rz e z o rn y J e r z y dla za tarcia śladu 0 w sch o d zie k azał od w ieść się ku stadu, S k ą d — p rze je ch aw szy dw ie m ile z ogonem — O d e s ła ł w ózek z A u tom ed on em

D o O lim pina — p oczem sam n ap ręd ce O d p raw ił p rzeg ląd stada p rz y gaw ęd ce

Z koniuszym , b ie g ły m w ielce w swym zaw odzie, Ś r ó d k tó re j nag le sp o strz e g łsz y na p rzo d zie C w a łu ją ce g o z fantazyą rum aka,

R ozisk rzon em i oczam i ju naka,

M ię d z y stu końmi ledw ie go z o b a c z y ł, Ju ż g o dla sie b ie pod s io d ło p rzezn aczy ł.

M i a ł naw et ch ę tk ę w ziąć g o na uzd eczkę 1 d osiąść zaraz, lecz sw oją w y cieczkę

W n e t przyp om niaw szy, p o w strzym ał ten zap ał — C h o ć mu ów ź re b ie c z ło te m pokus k ap ał.

(41)

N ie tra cą c z oka w y tk n ięteg o celu,

N ie ch cia ł g o trw on ić dla ro zry w e k wielu, Ja k ie się m o g ły p rz y tra fić po d ro d ze — W ię c ow ej ch ę tce ukróciw szy w odze, K azał w ierzchow ca ju ż w y szko lon eg o O s io d ła ć dla się i do boku sw ego

P rz y d z ie lić g ierm k a, k tó ry w te j p o trz e b ie M ia łb y staran ie o winie i ch leb ie ,

K tó r y b y o cz y o tw o rzy w szy z rana O b s łu ż y ł sie b ie i konia i pana.

Ja k o ż się s ta ło zad ość je g o woli — ] w k ró tce ru s z y ł p rzo d em m ój b o h a te r W ten n ieb ezp ieczeń stw ta jem n icz y ch k rater, A za nim g ierm ek , furm an i pod stoli W je d n e j o so b ie, w iozący zapasy N a lekkim k oźle dw ukolnej k olasy , O je d n y m koniu, zap rzężon ym sk ład n ie O d ły s e j g ło w y aż po nogi zadnie.

T u zw ażyć p ro sz ę, ż e J e r z y , sie ro ta N ie p rzy p o m in ał w niczem D o n K iszo ta, B o ch o ć m iał g ierm ka, ten ja d ą c w zaro śle, P o ś p ie s z a ł za nim — ale nie na o śle,

L e c z na ry d w an ie, co ch o ć rod em z G d ańska, B y ł naszą b ied ą, p rzy rząd zo n ą z pańska.

Ż e ja W am pow ieść d ając C z y te ln ic y , W o b e c te j w y żej w spom nianel ró ż n icy , B y lite ra ck ie w zbudzić in teresa, N ie n aślad u ję w cale C erv an tesa.

C o , mam n a d z ie ję ze w szech m iar g łę b o k ą . N ow a k ry ty k a p o d n iesie w ysoko

] g ó rn o lo tn ą w yp isze mi od ę,

Ż em w o d ręb n o ści nigdzie się nie z a c ią ł — Je ś li tę ż sam ą, co do sw ych p r z y ja c ió ł,

(42)

1 d o mnie w sądach p rz y ło ż y m etod ę.

Z apew niam p rz e to na sp o só b w szelaki, Ż e Je r z y nie sz ed ł z kop ią na w iatraki, L e c z z d ubeltów ką na taśm ie p rzez ram ie, K tó rą się n ajp ierw p rzez p o ło w ę łam ie, A p o tem z ty łu n a b ija p om ału — 1 znów p ro stu je gotow ą do strz a łu . W ta k ie j p ostaci je c h a ł J e r z y przodem A za nim g ierm ek na w ózku N ik o d em W ązk ą d ro ży n ą , u top ion ą w darni, D o w y su n iętej n ajd alej sm olarni, K tó ra o ja k ie p ó ł mili z ogonem S ą sia d o w a ła ju ż z je z io re m onem —

] g d zie z p o w ro tem , n im by się ściem n iło , Z aw sze na n o cleg zd ąży ć m ożna b y ło . Z w ła sz cz a , że w szystko b y ło tam g otow e, N a cze m b y m ożna z ło ż y ć do snu g ło w ę.

B liz k o sm olarni, na ja k ie stajan ie , N a blaskom sło ń ca o d k ry te j p o lan ie, W z n o sił się d w o rzec m yśliw ski sp ortow n ie, M a ją c y o b o k sta jn ie i w ozow nie —

S p o r y d zied zin iec z zajazd em p rzed ganek, O z ło c o n sło ń cem w schodzącem co ran ek — Z o b szern ą sienią słu żącą za salę,

U b ra n ą w ro g i je le n ie w spaniale, M ie s z c z ą c ą w so b ie kilk oro o ścieży

D o b o czn y ch kom nat w iod ących, g d zie Je r z y M ó g ł się ro z g o ś c ić i sp o cząć o ty le ,

B y ku je z io ru w y ru szyć za chw ilę.

O w ą sm olarnię W u j b ard zo łaskaw y W y p u ścił praw em w ie cz y stej d zierżaw y W rę c e sta re g o sługi i szlach cica, K tó ry b y ł strze lce m u je g o ro d z ica , K ła d ą c mu ty lk o to zob ow iązan ie,

(43)

B y m iał o d w orze m yśliw skim staranie, B y s trz e g ł p o rząd k u i co id zie za tem . O p a la ł w zim ie, a w ie trz y ł go latem . J e r z y nie zastał d zierżaw cy m ajdanu, L e c z pow itany p rze z je g o ro d zin ę, Z n a la z ł usługę sk rzętn ą i g ościnę, Ja k ie m łodem u należą się panu.

A że po ow ym sp a ce rz e p rzez liście L e śn y ch zag ajeń , b y ł g ło d n y sia rcz y ście , Ł a tw o w ięc każd y w sw ej duszy d ośpiew a, Ja k praw ej rę c e pom agała lew a,

J a k nóż z w id elcem b y ły tu w ro b o c ie , N io s ą c w ędliny do ust i ła k o cie ,

K tó re mu z onym koszem p rzy n ie sio n o , Z flaszk ą ratafii e t cum vino b ono.

T y lk o n iech b io rą c rz e cz n azb y t z w ysoka, N ik t tu Je r z e g o nie ma za ż a rło k a :

D ą ż ą c do celu z w ytrw ałością w ielką, N ie m ógł żołąd k a zbyw ać b ag atelk ą — N ie p o z u ją cy zg o ła na upiora,

B y łb y nie za sz ed ł n aczczo do je z io ra , B e z cz e g o z w ątku w ypuściw szy atu, N ie b y łb y w cielon w ry m y poem atu.

Z re s z tą nikt z P aństw a pew nie nie zap rz e cz y , Ż e gw oli tem u porządkow i rz e cz y ,

] nagie dusze, nim k onceptem ruszą, N a je ś ć się d o b rze i zak ro p ić muszą.

D o b rz e ju ż b y ło z p o łu d n ia, g d y Je r z y W y ru s z y ł w lek k iej m yśliw skiej o d zieży , Z m ałą to re b k ą strz e le ck ą p rzy boku.

C h o ć polow ania nie m iał na widoku,

G d y ż w czerw cu p o ra nie b y ła po tem u — W szak że ładunków d w o je, po jed nem u

37

(44)

D o każd ej lufy z a ło ż y ł z uwagą,

N ie ch cąc w g łąb p u szczy chad zać z ręką nagą, G d z ie nikt nie zgad n ie co się zd a rz y ć m oże.

Ja k o ż od lu f ty ch od d zieliw szy ło ż e ,

W lew ą d a ł n ab ó j g ru by m śrutem d ziany — D o p raw ej kulę w ło ż y ł dla odm iany — O b o k zaś te g o p rz y c z e p ił do pasa U k r y te w p o chw ie o strz e kord elasa.

W takim rynsztunku ru s z y ł leśną d rogą A za nim w ślad y je g o , tuż za nogą, Ju ż nie ów gierm ek p rz y d z ie lo n y panu,

A le rasow y leg aw iec z m ajdanu — P ie s ponad psam i, p o k aźn eg o w zrostu, N ie lę k a ją cy się ścierni ni ostu, N i sp lątan ego trzęsaw isk sitow ia,

G d z ie w ie trz y ł kaczki b ez swanku dla zdrow ia.

N a p o sreb rz o n e j siw ym w łosem skórze K asztan o w ate n o sił ła ty d uże,

R o z p ły w a ją c e się w kropki i cen tk i.

C h o d z ić za s trz e lb ą zaw sze p e łe n ch ętk i, W tro p ien iu ptactw a sk rzę tn y do ekstazy, B y ł ty p em w yżła p o lsk ieg o b ez skazy.

T e n ty p taran tów m ięd zy legaw ym i, S ły n ą c y zdaw na przym iotam i swym i,

Z n ik ł dziś z p rz e d ganku szlach eck ieg o dworu B o w P o ls c e kw itnie te o ry a w yboru ,

N a m ocy k tó re j w jak n a jsz e rsz e j m ierze L u b im się s tro ić w cu d zoziem skie p ierz e.

W g onitw ie zatem co m odne i now e, W szy stk o o d o b cy ch b ie rze m y gotow e.

W ła sn y d o ro b e k zdaw szy na m anow ce, M a m y angielskie w y ż ły i w ierzchow ce, K o loń ską w ódkę i p ach n ące m y d ło, A n g o rsk ie k o ty , h olen d ersk ie b y d ło

(45)

K tó re nam d a je rasow e cie lice 1 owe sław ne byki w p o lity c e — D a le j, b y z licz y ć b ogactw sz ereg długi, M a m y w o jc z y ź n ie na nasze u słu g i:

S zw a jca rsk ie s e ry , lik iery i b o n y , T y ro ls k ie ja b łk a , w łoskie m akarony, H am b u rgskie r y b y , strasb u rsk ie p a sz te ty , S u łta ń sk ie fig i, tu re ck ie s o rb e ty — Szo w in isty cz n e j s trz e g ą c się p rzech w ałk i, W zn iecam y p łom ień szw edzkiem i zap ałki — M a m y dom ow e ogniska ubrane

W n iem ieck ie m eble, saską p o rcelan ę , P e rs k ie k o b ie rce , sm yrneńskie dyw any, Ja p o ń sk ie tack i, chińsk ie paraw any.

N a rę c e kład ziem duńskie rękaw iczki, S to p y stro im y w karlsbad zkie trzew iczk i -—

N osim w eneckie łańcuszki i b ro sz e , L y o ń s k ie jed w ab ie, ro sy js k ie k alosze, A m ery k ań sk ie b o b r y i niedźw iadki, Z K rym u b aran y , a w y d ry z K am czatk i.

G d y każd y naród ma co ś, z cz e g o sły n ie , M y nic w łasnego nie m am y je d y n ie — 1 ty lk o d ro g ą ta k iej ab d y k acy i,

M a m y osiągn ąć sz cz y t cy w ilizacy i.

T a k g ło szą p o stęp i w czyn ach i w m ow ie N asi p ro ro cy i ap o sto ło w ie,

D la k tó ry ch w P o ls c e w szystko narodow e J e s t nudne, p łask ie, banalne, ja ło w e — ] k tó rz y ab y nadać aktu alność

O w ej te o ry i g ło szo n e j ze swadą, Ja k o n ajw y ższy w yraz szczęścia kładą N a samem c z e le : »indyw id uaIność«.

Je r z y z N ep tu n em — tak sie zw ał legaw y — P rz e s z ło g od zinę k ro c z y ł b ez obaw y

39

(46)

Ś la d e m kołam i w y jeżd żo n ej steczk i, K tó rą m iał d o trz e ć do celu w ycieczki — G d y nagle sp o strz e g ł, że owa d rożyna N a p o d ścielisku g u b ić się zaczyn a.

P rz y s ta n ą ł zatem , niepew ny co b ęd zie, G d y mu ta je g o w ypraw a tak rw ie się ...

S p o jr z a ł ku słońcu , a p o tem p o lesie 1 p ro sty in sty n k t w ziąw szy za n arzęd zie, T a jn ik i p u szczy ch cia ł p rzen ik n ąć duszą — G d y w tem u s ły s z a ł ligaw kę pastuszą ] zdała b iczów w yraźne trzask an ia.

T a o k o liczn o ść od razu g o skłania P ó jś ć tam , skąd ech a n ad p ły w ają b ło g ie 1 o zgubioną z a p y tać się d ro g ę .

A le zaled w ie ten zam iar tak w zn iosły Z ło w ił szczęśliw ie, ja k na w ęd kę p strąg a, W id zi, że N ep tu n do czegoś się ściąga M ię d z y p a p ro cie co tam kępą ro s ły .

W ię c ch o cia ż nie m iał strz e la ć żad nej ch ę ci, C iek aw y b a rd z o , co się te ż tam św ięci, P o d s z e d ł ku niem u — i u jrz a ł w te p ęd y , J a k na ob razku ze sta re j leg en d y ,

U stóp w ielk ieg o d ębu — co nad jarem D rz e m a ł om szony ja k b y sre b re m starem — Sm u k łą sarenkę na m iękk iej murawie

P o g lą d a ją cą w legaw ca ciekaw ie, A n ieo p od al, tuż praw ie poza nią, J e j op ieku nkę w id ocznie i panią, M ło d ą d ziew czyn ę p rzed ziw nej u rod y, K tó ra przed chw ilą zryw ała ja g o d y , T e ra z p o d n iosła się , w yp rostow ana N a w idok w y żła i m łod eg o pana.

D ziew czy n a w iejska, ma jed n ak coś w so b ie ,

(47)

D ziw n eg o w ruchu, stro ju i o z d o b ie.

P om im o sło ń cem op alo n e lica,

B lask iem p łci sw o jej nęci i zachw yca, N io są c pow abów niezrów n an ych ciałem R u b in krwi z m lekiem p om ięszany b iałem . U sta ja k w iśn ie; czarn y ch oczu d w o je, Z pod d łu g iej rz ę sy p a trz ą cy ch na Ju r k a ; B rw i ja k dwa kru cze uronione p ió rk a ; W ło s y z hebanu, ro zcz esan e w zw oje, S p ię te nad czo łem p rzep aską czerw oną, B y ł y p rzed ziw ną tym w dziękom koroną.

U b ran a b y ła na oko zw y czajn ie — W stro ju je j jed n ak tk w iły ja k ie ś ta jn ie , K tó r e na szaty w ieśn iaczej tle szarem Z ło ty c h się nici w y b ija ły czarem . M ia ła koszulkę ze lnu tkaną sk rzętn ie, Z k tó re j się skraw ek gorsu lśn ił p o n ętn ie, B r a k ło je j bow iem k o łn ierza i sp ięcia.

N a u to cz o n ej w krąg szyi d ziew częcia, Z jak ąś n ied b ałą fan tazyą zaw isał

S z n u re k b u rszty n ó w , w ielkości o rzech ó w , T o cz o n y ch w d zięczn ie i z rytm em od d ech ów N a falu jącej p iersi się k o ły s a ł.

Z ram ion sp ły w ały sw obod nie rękaw y, Z am iast m ankietów , ja k b y dla zabaw y, N a szwach od przod u po ło k c ie ro z p ru te — N a jak ąś w schodnią p rz y k ro jo n e nutę, P rz y p o m in a ły z kontusza w y loty , K tó re znów d rogą kap ryśn ej p u stoty M i a ły u b rane końce narożników

W sznurki p aciorkó w barw nych i chw aścików 1 w te j p o sta ci, z każdym ru chem rę k i, W ciąż o d sła n ia ły je j k s z ta łty i w dzięki.

O b o k zaś te g o oczom dla rozryw ki

(48)

W id n ia ły krasne litew skie naszyw ki.

N a te j koszuli w rzo rzy ście utkana Z ap aska, w fa łd y na boku zebran a, N a tle zielen i w osnow ie z szkarłatu P ło n ę ła barw ą jak raw eg o kwiatu.

M is te r n y pasek ch ło p sk i, w kostk ę dziany, W sutą kokard ę na p rzo d zie zw iązany,

F re n d zlą sw ych kończyn , nu rzanych w karm inie, K o ń c z y ł z fan tazyą u b ió r na d ziew czyn ie.

J e r z y w p atrzo n y w ten je j w izerunek, G o tó w b y ł w ziąć ją za je d n ą z bogunek — ] b y o d d alić n ieu fn o ść lub trw og ę,

P rz y w o ła ł w yżła z naciskiem za n ogę, P ew n y , że so b ie zasłu ży ł na w iarę, P o s tą p ił naprzód je s z c z e kroków p arę.

U n ió s ł kapelusz i d zie rżąc g o w rę c e , R z e k ł p o litew sku : » D z ie ń d o b ry p an ien ce«.

D ziew czy n a z takim h o łd em pozd row iona, O d T e lim e n y d y g ać nie uczona,

C h o cia ż za ukłon od w d zięczy ć się rad a, S z tu k i d ygania zg o ła nie posiada — C h ło p sk i zaś zw yczaj k o rn eg o schylania D o kolan zn ała je d y n ie z podania,

W o b e c zn iesion ej p rzed la ty p ań szczy zn y , W sk u tek w archolstw a p asierb ów o jcz y z n y ] szow inistów , k tó rz y krw ią i m ieniem , Z d row iem i ży ciem , łzam i i cierp ien iem , B y u w łaszczenie to zm ienić w fa k t żyw y, Z m usili cara t do eg zek u ty w y .

Z a co ich m łod a P o lsk a z P ip id ów k i, N a tem at ludu tak d eklam u jąca, D z is ia j, g d zie m oże, łokciam i ro z trą ca , M ię d z y szlach etn e w liczając p ó łg łó w k i.

O tó ż to z w iny ow ych p atry o tó w , 42

(49)

N a k ry w a ją cy ch się k on fed eratk ą,

T a dziew ka w p u szczy z swą urodą gład k ą, O b m y ta z p iętna nizkieg o h elotów ,

Z am iast ch ło p sk ieg o u kłon u, z p o śp iechem O d p o w ie d ziała czarow nym uśm iechem — 1 ró w n ocześn ie p okraśniaw szy cała, P rz y ja z n ą ręk ą Je rz e m u p o d ała U b ra n ą w listki zielo n e i traw ki,

"Wiązkę p o ziom ek , w ielkich ja k truskaw ki, S ło d k ic h ja k m iło ść, p ach n ący ch ja k w iosna.

N a zaw iązanej znajom ości krosna S e rd e c z n e nici snuć się p o cz y n a ły , B u d z ą c w rażenia now e i z a p a ły . J e r z y poziom ki p r z y ją ł i naw zajem ,

P r o s te j grzeczn o ści p rz y ję ty m zw yczajem , D o b y ł z to re b k i p u d ełk o ró żow e

C u kierk ó w L o u rs ’a, sły n ą cy ch w s to licy , 1 p atrząc w czarn e o c z y krasaw icy, Z ukłon em w rę cz y ł je j s ło d y c z e ow e, P ro s z ą c u p rzejm ie b y ich sk osztow ała.

T e g o sojuszu dw óch serc karta b iała, B y ła n a jsz cz e rsz e j z g o d y pierw szą ratą, P o m ięd z y dw orem a słom ianą ch atą, Z a w a rtej w lesie w sp osób u ro cz y sty . S z cz ę ście m nie b y ło w p u szczy s o cy a listy ,

K tó r y b y g ło w ę w ych yliw szy z liści, R z u c ił w ty ch d w oje żagiew nienaw iści.

P o sło d k ich darach p rz y sz ło w net do słow a W sz c z ę ła się w k ró tce poufna rozm ow a W śpiew nym ję z y k u s ta ro ż y tn e j L itw y , W k tó re j, śród pytań rzu can ych gonitw y, J e r z y d o w ied ział się krok w k ro k , pow oli, Ż e krasaw ica ma im ię R o zy n a,

Ż e d ziew iętnastą w iosnę ro zp o czy n a —

(50)

Ż e o jc ie c , zdaw na o s ia d ły na ro li, S p ra w u je urząd s o łty s a w grom ad zie N a gran iczącej z tą puszczą osad zie, P o z a sm olarnią le ż ą ce j d ość b lisko . A gd y o jco w sk ie w y rzek ła nazw isko, B rz m ią ce dalekiem ech em , k tó re b ie ż y

P rz e z w ielkie ste p y od m orskich w y b rzeży — J e r z y od razu , sły sz ą c w ielo k ro tn ie,

P rz y p o m n ia ł so b ie — ja k b y ło isto tn ie — Ż e na p o brzeżu p u szczy od zachodu, S ta ła w pasiekach c a ła , p ełn a m iodu, Z nana oddaw na pod mianem P o ż a rsk a , G ło śn a na L itw ie osada tatarsk a,

P o c z ę ta z jeń có w w zięty ch w plen na w o jn ie, D z isia j śród b orów sie d zący ch sp o k o jn ie.

O w i to je ń c y , p rzy jąw szy ch rz e st z czasem , W now ej o jcz y ź n ie osied li pod lasem — A że po w o jn ie b y ł ch ło p có w b rak w ielki, N ie je d n a dziew ka z o b ję ć ro d zicielk i — J a k to n iety lk o na L itw ie się zd arza — Z ch rzczo n y m T a ta re m p o szła do o łta rz a . T a k ie j kolei zm iennych losów sedno

K rw ie w rogich ludów p o łą c z y ło w je d n o — T a jn ik i te g o dw óch ras skrzyżow ania R o z y n a m ianem ojcow skiem o d słan ia, P o któ rem J e r z y zro zu m iał b ez znoju O w ą w n iej dziw ną m ięszaninę s tro ju , Ó w ty p d ziew czy n y p o krew n y i bliski W d zięk om w ieśniaczki i czarom hu ryski, Ł ą c z ą c y w ry sa ch d w o jak ieg o rodu S ta r ą b aśń L itw y z m arzeniam i W schod u . A g d y mu je s z c z e w końcu w y jaw iła, Ż e i sarenka ow a, co z nią b y ła , W cią ż p rzy tu lo n a d o kolan d ziew częcia, 44

(51)

J e s t w ychow aną w domu od jag n ięcia — J e r z y b y ł świadom te j praw dy napew no, Ż e nie bog u nk ę n ap o tk ał pow iew ną, Z tę cz o w ej baśni złudną h e ro in ę ,

L e c z z krwi i kości zło ż o n ą d ziew czyn ę.

R a d n iesły ch a n ie, że trafem sp oty ka T a k ie g o w g łu ch e j p u szczy przew odnika, G o tó w nad sob ą p o w ierzy ć je j w od ze, M ó w i z frasu nkiem o zg u b ion ej d ro d ze S p o g lą d a w o cz y j b ła g a zarazem A b y mu b y ła w p u szczy d rogow skazem . R o z y n a m yśli, p o czem rak a sp iek ła, L e c z do je z io r a p ro w ad zić p rz y rz e k ła , N a p o m y k a ją c z p rzym kn iętą pow ieką S re b r n y m g ło sik iem , że to n ied aleko . Z a czem od d ębu w ielkiego zw róciła N a k rętą ścieżk ę, k tóra się tam w iła M ię d z y gęstw iny leszczy n i p ap ro ci, K ę d y się sło ń c e ty siącem k ó ł z ło ci I szm aragdam i p rz e z ie ra p rzez liście, B a rw ią c las c a ły dla oczu w zo rzy ście.

T y m szlakiem co dnia ch o d z iły je le n ie G a sić w je z io rz e o zm roku p rag n ien ie — T e ra z soju szem zw iązanych ty ch czw o ro M ię d z y w rzosam i k ro cz y nad je z io ro , Je d n o za d rugiem , d osłow nie w gąsio ra.

T u ta j w łaściw a nadarza się p ora

Z w ró cić uw agę wszem w o bec w ym ow nie N a s y tu a cy ę n iezw y kłą forsow n ie.

D o k o ła pu szcza, p ełn a drzew i czarów , Ś c ie ż k a to n ąca w co ra z g łę b s z y parów , R o z k w itła wiosna na ziem i i n ieb ie , D w a serca lg n ące naw zajem do sie b ie

45

(52)

1 gruchające pod stropem z b łę k itu L ite w sk ą mową, n ajb liższą sanskrytu . S a rn a na p rz e d z ie , a z ty łu legaw y — Z a sarną panna z w olnym i ręk aw y , Z rozw ianą grzyw ą h eban o w ych splotów . N ib y królow a cy g ań sk ich nam iotów ,

K rew naw pół w schodnia p osiana na L itw ie P rz e d dwustu la ty zw yciężona w b itw ie — Z a nią, w naw iasie m ięd zy psem i sarną, Z g łow ą n iezw y kły m zam iarem ciężarn ą, B o h a te r, d o k tó r, la t d w ad zieścia kilka — M i a ł praw ą lufę n ab itą na wilka.

46

(53)

P I E Ś Ń ] ] ] .

BIAŁA AMAZONKA.

(54)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Atom-force microscope image of a small region of the surface of a vibrating NbTi wire used by Rich Haley and Chris Lawson (Lancaster University) to generate superfluid turbulence,

Using dispersive microwave spectroscopy we resolve graphene ’s characteristic band dispersion and observe coherent electronic interference effects con firming the ballistic nature of

Ludwik Perzyna, lekarz, nauczyciel i wychowawca ludu.. Wydał, wstępem i przypisami

siedem obrazów, każdy sygnowany przez wszystkich jedenastu artystów, przywieziono z Kazimierza do Warszawy na wystawę w Instytucie Propagandy Sztuki (eksponowano je tam od 7

Miasto zaczęło się szybko zabudowywać i zaludniać do czasu, gdy w kilkanaście lat później, w zimie 1341 roku oddziały ruskie i tatarskie plądrując ziemie polskie dostały

Dawny Lublin, podobnie jak starożytny Rzym - rozsiadł się przed wiekami na siedmiu wzgórzach Miał on też swój Tybr w postaci rzeki Bystrzycy oraz Bagna Pontyjskie w

drowca ; a które sg tylko złudzeniem znurzonćj źrenicy — ho się oddalajg za zbliżeniem się karawany, i nakoniec rozplywajg się jak ulotne pary w powietrzu. (8)

Zanim jednak doświadczenie przeobraziło się w kanwę, na tle której komedja Fredry miała nam okazać świat poety i jego ludzi — płocha Muza młodości