Stanisław Marzyński
Wspomnienia o udziale profesora
Jana Zachwatowicza przy odbudowie
warszawskich kościołów
Ochrona Zabytków 37/2 (145), 102-104
Ja n a Zachwatowicza. I znam y też dobrze dzieje po w ojenne, odtw orzenie zarysu w arszaw skich fo rty fi k acji starom iejskich. U w idocznienie m ostu gotyckie go pod B ram ą K rakow ską, o co rozegrała się d ra m a tyczna w alka — to o statn i etap p ięknej przedw ojen nej inicjatyw y, któ rej realizatorem był Zachw ato wicz.
W m ym w spom nieniu w ym ieniam to, co zrodziło się w tam tych daw nych czasach, a znalazło k o n ty n u a cję w latach pow ojennych. Zacząłem od „B iuletynu N aukow ego” i na nim kończę. Ju ż w 1946 г., jako Rocznik VIII, ukazał się „B iuletyn H istorii Sztuki
i K u ltu ry ”, k w artaln ik w ydaw any przez Państw ow y In sty tu t H istorii Sztuki i Inw entaryzacji Zabytków Naczelnej D yrekcji Muzeów i Ochrony Zabytków oraz Zakład A rc h itek tu ry Polskiej i Historii Sztuki Politechniki W arszaw skiej. Oczywiście członkiem K om itetu Redakcyjnego był prof, d r inż. arch. Jan Zachwatowicz. A nu m er pierw szy otw ierało wspo m nienie Pamięci Oskara Sosnow skiego, napisane przez Ja n a Zachwatowicza.
Listopad 1983
prof, dr Stanisław Lorentz Warszawa
STANISŁAW MARZYNSKI
WSPOMNIENIA O UDZIALE PROFESORA JANA ZACHWATOWICZA
PRZY ODBUDOWIE WARSZAWSKICH KOŚCIOŁÓW
Na przedw iośniu 1945 r., po ciężkich czasach o kup a cji, rozproszeni po świecie polscy architekci zaczęli dostrzegać możliwość pow rotu do leżącej w gruzach Warszawy*. N iektórzy znajdow ali się blisko, po p ra w ej stronie W isły, inni na Lubelszczyźnie, jeszcze inni poza granicam i k ra ju , w obozach jenieckich, w partyzantce, w w ojsku na em igracji, a w ielu w tr u d nych w aru n k ach pracow ało w okupow anej jeszcze częściowo Ojczyźnie.
J a n Zachwatowicz, dzieląc losy W arszaw y, przetrw ał okres pow stańczy przygotow ując się do dzieła odbu dow y stolicy, k tó rej konsekw entnego niszczenia był św iadkiem . O dbyw ał narady, m obilizow ał środki, zbierał dane, opracow yw ał zam ierzenia budow lane, przygotow yw ał organizację i u stalał hierarchię ważności. Oczywiście, że pierw szoplanow ym dla N ie go zadaniem była ochrona od dalszej ru in acji obiek tów zabytkow ych, a w śród nich św iątyń, k tórych p rio ry tet nie w zbudzał żadnych w ątpliw ości — w szak kościoły w m iastach polskich były i są ozna ką żywotności m iejscow ego środow iska, zwłaszcza stolicy.
Zachw atow icz był do akcji odbudow y kościołów spe cjalnie predysponow any — On to, tow arzysząc sw e m u patronow i, poległem u podczas oblężenia W arsza w y w 1939 r. profesorow i O skarow i Sosnow skiem u, u r a tow ał i uchronił od zagłady znajdujące się w Z a kładzie A rc h ite k tu ry P olskiej P olitech niki W arszaw skiej bogate archiw um in w entaryzacyjne budynków zabytkow ych, a przede w szystkim kościołów w a r szawskich.
N ależy przypom nieć, że w latach m iędzyw ojennych, każdy studen t pierw szego roku a rc h ite k tu ry m iał obow iązek zinw entaryzow ania b u d y n k u drew n ian e go, charakteryzującego polską ciesiołkę, np. chaty, spichrza lu b szałasu góralskiego. T rzeba było n a ry sować sytuację, rzuty, elew acje oraz d etale zdobni cze i konstrukcyjne. Czasem kilkuosobow a grupa w yjeżdżała n a pom iary całej w si — kościółka, stud ni i budynków gospodarczych. Po drugim ro
ku studiów obowiązywał tak i sam rygor, lecz w od niesieniu do a rch itek tu ry m onu m entalnej — pałacu, zam ku, m urów obronnych lub najczęściej kościoła. W zależności od sty lu i w artości architektonicznej budow li opracow yw ały ją dwie lub kilka odpo wiednio uzdolnionych osób. W ten sposób w okresie m iędzyw ojennych lat istnienia Zakład A rchitektury Polskiej wszedł w posiadanie popraw nych planów praw ie w szystkich zabytkow ych kościołów w arszaw skich i w ielu prow incjonalnych. Jednocześnie dzie siątk i m łodych ludzi staw ało się znawcam i, a często naw et m iłośnikam i polskiej a rch itek tu ry kościel nej.
Było to zasługą prof. O. Sosnowskiego i jego znako m itych asystentów: architektów Raczyńskiego, Rau- by, K w ieka, Zborowskiego i innych, a głównie w okresie poprzedzającym w ojnę najm łodszego z nich, św ietnie rysującego — Ja n a Zachwatowicza, wówczas asystenta K ated ry R ysunku Odręcznego, kierow anej przez prof. Z ygm unta Kam ińskiego.
Do specjalności Ja n a należały jeszcze inne dziedziny architek tu ry , a m ianowicie fo rtyfikacje m iejskie, które były tem atem Jego pracy doktorskiej, a osiągnięciem praktycznym — odkrycie i częściowa rek onstru kcja w 1935— 1938 r. m urów otaczających w arszaw ską Starów kę i średniow iecznego m ostu z fragm entem B arbakanu. Nic więc dziwnego, że spraw a dalszej odbudowy m urów oraz otoczenia koś ciołów starom iejskich, a także innych w arszaw skich św iątyń stała się udziałem ich znaw cy i m iłośnika, którym był J a n Zachwatowicz.
W połowie 1945 r. dysponow ał On znakom itym m a teriałem dokum entacyjnym , cieszył się autory tetem w ładz kościelnych oraz zaufaniem rządu i gospoda rzy m iasta, i co pozwoliło Mu na określenie realnej możliwości odbudow y zabytkow ej W arszawy, a w pierw szej kolejności odbudow y kościołów. P o m ogła Mu w tym jednolita wola w arszaw skiej lu d ności. Zachw atow icz zjednał sobie także p o p ar cie k ard y n ała A ugusta Hlonda, k tó ry pow róciw szy
z intern o w an ia objął rząd y Kościoła w Polsce, po dejm ując odbudow ę i przyw rócenie K atedrze G nieź nieńskiej jej gotyckiej form y oraz regotyzację K a ted ry W arszaw skiej.
Spontaniczna akcja odbudow y kościołów rów nocześ nie z innym i zabytkam i, z Zam kiem (przy którym prace nagle w strzym ano aż do lat pięćdziesiątych), m uram i, rynkiem starom iejskim — i całej stolicy jest ogólnie znana. Z nany jest też udział w ielu osób i różnych inicjatyw w tym w ielkim zam ierze niu.
Celem niniejszego krótkiego w spom nienia jest podkreślenie roli, jaką P rofesor Zachwatowicz ode g rał w dźw iganiu z ru in w arszaw skich kościołów. Będąc na stanow isku G eneralnego K onserw atora, w płynął On na pow ołanie B iura O dbudow y Stolicy, a w ram ach B iura — W ydziału A rch itek tu ry Z ab yt kowej, gdzie znaleźli się koledzy i daw ni studenci Profesora, a także architekci, którym na sercu leżały spraw y kościołów. P am iętam dobrze, że przy w e r bow aniu architektów pragnących uczestniczyć w od budow ie stolicy J a n pytał: „czy jest Pan” lub „czy
jesteś b ezw zględnym zw olennikiem odbudow y S ta rego Miasta w a u tentycznej fo rm ie?” W ystarczyła
szczera odpowiedź tw ierdząca i już było się w gronie pracow ników W ydziału A rch itek tu ry Zabytkow ej BOS.
Jednym z takich entuzjastów był nieodżałow any prof. Zdzisław M ączyński, o którym mówiono, że w ybudow ał 100 kościołów w Polsce.
Do zainteresow ań badaw czych Zachwatowicza św ią tynie należały zawsze. W ynikało to w sposób n a tu ra ln y z Jego doskonałej znajomości historii sztuki, a także ze świadomości, że arch itek tu ry polskiej bez kościołów nie można ani poznać, ani zrozumieć. Dla przykładu: w album ie pt. A rch itektu ra Polska do po
łow y X I X w ie k u (w ydanym w 1952 r. przez PW T
pod redakcją Jan a Zachwatowicza) na ok. 390 zilu strow anych obiektów aż 220 dotyczy kościołów i k a plic. Nie można się więc dziwić, że wobec ogrom nych zniszczeń, jakich doznały w arszaw skie św iątynie, ich odbudow a, rekonstrukcja, a naw et przyw racanie kształtów zeszpeconych potrzebam i użytkow ym i było n atu ra ln y m odruchem ówczesnej społeczności arch i tektonicznej, dla k tórej P rofesor był wyrocznią. Poszczególne kościoły zabytkow e przechodziły pod opiekę architektów z W ydziału A rc h itek tu ry Z ab yt kow ej BOS. D okonyw ali oni oględzin stan u znisz czeń, zapoznaw ali się z będącą do dyspozycji inw en taryzacją i z fotografiam i, uzupełniali pom iary i zdjęcia z natury. Później następow ało opracow yw a nie p ro jek tu architektonicznego i konstrukcyjnego. Inw entaryzację zatw ierdzała Kom isja W ydziału A r ch itek tu ry Zabytkow ej. W tym sam ym czasie odby w ało się odgruzow yw anie i roboty w stępne.
K ated rą W arszaw ską zajm ow ał się P rofesor Z achw a towicz osobiście, trzym ając się zasady jej reogotyza- cji, czyli w ybudow ania — na pozostałych częściach fundam entów i średniow iecznych m urów — odtw o rzonych na nowo kształtów , w zorow anych na za chow anych reliktach. Podstaw ę prac stanow iły w nikliw e badania starych rycin i dokum entów , a także odnalezionych w gruzach fragm entów m urów , kam ieni i elem entów rzeźbiarskich. Do w spółpracy zaprosił P rofesor kolegów z Zakładu A rch itek tu ry P olskiej PW. Pierw sze w stępne prace podjęto w K a tedrze jeszcze za życia k ard y n ała A ugusta Hlonda.
Po jego zgonie, w 1948 r. prym as S tefan W yszyń ski potw ierdził p ro jek t jej regotyzacji, w prow adzając w łasne koncepcje, jak np. ceglany szczyt. P ro je k t w y m agał przeprow adzenia znacznych robót budow lanych i zlikw idow ania przeróbek dokonanych w latach 1820— 1830 przez A dam a Idźkowskiego. S p raw a ta była om aw iana na sesji zw ołanej w 1953 r. przez K urię M etropolitalną w Warszaw-ie. P rofesor po dłuższej dyskusji obronił całkow icie sw oją koncepcję odbudowy.
W tym czasie trw a ły także prow adzone pod Jego k ie run kiem prace w K ated rze G nieźnieńskiej. O po zytyw nym stanow isku k ard y n ała S tefana W yszyń skiego do tej spraw y może świadczyć, m iędzy in ny m i w ystąpieie k ard y n ała do w ładz państw ow ych pod kreślające zasługi P ro feso ra Zachw atow icza przy od budow ie i regotyzacji k a te d ry Św. W ojciecha.
Stosow ane przez J a n a Zachw atow icza p rzy w racanie zabytkow ym kościołom (a także innym gm achom publicznym ) ich pierw otn ych form w ynikało z Jego o rientacji przestrzennej, ze znajom ości historycznego budow nictw a, a jednocześnie i w spółczesnej k o n stru k cji. Liczne m am y p rzy kłady takich działań — doko nane pod Jego w pływ em odbudow y św iątyń w G dań sku, Szczecinie, Gnieźnie, W arszaw ie i innych m ia stach.
N adaw anie historycznym budow lom daw nych form zew nętrznych nie w ym aga stosow ania ciężkich m e tod, starego w y kon aw stw a opartego na użyciu t r a dycyjnych m ateriałów , tak ich jak kam ień, cegła, drew no, w apno. Można konstruow ać w spółcześnie i ogniotrw ałe posiłkując się w m iejscach niew idocz nych a statyczn ie n iepew nych stalą, żelbetem i w szelkim i m ateria ła m i izolacyjnym i i chroniącym i od zniszczeń. W ta k i sposób m ożna uzyskać znacz ne przestrzenie użytkow e, w cześniej nie znane. W G nieźnie np. nad naw am i bocznym i drew no za stąpiono k o n stru k cją w spółczesną, ab y móc zmieścić obszerne archiw a. W W arszaw ie daw ne, bardzo cięż kie ciesielskie w iązanie dachow e zastąpione zostało żelbetow ym i ram am i i p rz y k ry te cienką płytą. P o w stała dzięki tem u olbrzym ia hala. S łupy w naw ie m ogły odzyskać średniow ieczne k ształty przez u m ieszczenie w e w n ątrz żelbetow ych trzpieni.
Zniszczone belki d rew n ian e m ogą być zastępow ane elem entam i z żelbetu lub stali, co jest często okazją do zm niejszania k o n stru k cy jn ej wysokości stropów i w y ko rzystan ia uzyskanej k u b a tu ry na in ny u ży tek. Jeżeli daw ne belkow anie pozostaw ało widoczne, trzeba je było w edług pierw o tny ch profili okładać drew nem .
U łatw iało to urządzanie w odbudow yw anych kościo łach (podobnie jak w innych m o num entalnych gm a chach) w szelkich in stalacji technicznych. Te udogod nienia m ożna w znacznym stopiu przypisać zro zum ieniu i olbrzym iem u dośw iadczeniu P rofeso ra Zachw atow icza. Dośw iadczenia sw oje czerpał On m iędzy in ny m i z p ra k ty k i architektonicznej n ab y tej w latach przedw ojennych, gdy pracow ał u prof. O. Sosnowskiego przy budow ie kościoła Sw. Rocha w B iałym stoku (głośny k o n ku rs z la t dw udziestych), a później przy w ykończeniu pseudorom ańskiego koś cioła Św. J a k u b a w W arszawie, k tórym opiekow ał się już od 1939 r. O d najdu jem y rów nież Jego rękę rysow nika p rzy n iektórych kościołach projektow an ych w okresie m iędzyw ojennym przez K onstantego J a k i mowicza (Św. T eresa na Tam ce i MBZ na K am ionku).
Już po w ojnie Zachw atow icz byw ał często zaprasza ny jako k o n su ltan t do Drezna, B udapesztu, P ragi. N abyte w iadom ości przywoził do k ra ju i stosował przy odbudow ie kościołów, z kolei nasze osiągnięcia prezentow ał specjalistom zagranicznym .
Przewodnicząc fachow ym naradom m iał zw yczaj oso biście prowadzić protokoły. W ażył w nich każde sło wo i każde zarządzenie, a potem żądał ich w yko nania.
K ierując jako P rofesor około 30 lat Z akładem A r chitektury P olskiej PW i uczestnicząc w k ierow n i
czych organach ochrony zabytków korzystał z m ożli wości w szczepiania swoich zasad, m etod i form od budow y nie tylko młodzieży akadem ickiej, ale także architektom , naukowcom , historykom , ko nserw ato rom.
Zasady te przetrw ały, pozostaw iając niezatarte ślady w splendorze w arszaw skich św iątyń odbudow anych
pod Ja n a Zachwatowicza wpływem .
Październik 1983
prof, dr Stanisław M arzyński W arszawa
MARIA NOSKOWSKA
WSPOMNIENIE O PROFESORZE
R edakcja k w a rtaln ik a ,,Ochrona Z abytków ” u p rz ej mie poprosiła m nie o napisanie w spom nienia o P ro fesorze Ja n ie Zachwatowiczu. Czynię to chętnie, po nieważ pracow ałam w latach 1945— 1970 jako sek re ta rk a K ated ry i Z akładu A rc h ite k tu ry P olskiej P o litechniki W arszaw skiej, a kierow nikiem by ł P ro fe sor, m iałam więc możność poznać P rofesora w sp ra w ach codziennych. W tym długim okresie były różne lata, początkowo spraw y toczyły się szybko, w szyst ko trzeba było organizować na nowo. P rofesor w y jeżdżał często, jeździł po k ra ju , m iał dużo pracy jako G eneralny K onserw ator, zaczęły się też w y jazd y za
graniczne. Później nastąpiły lata spokojniejsze. Nie miało to w pływ u na naszą pracę w Zakładzie. P ro fe sor p atrzy ł na spraw y codzienne z dystansu, był zawsze spokojny, życzliwy, w szystko w yjaśniał do kładnie, nie daw ał prac ,,na w czoraj”. Te sam e ce chy ch arak teru podkreślali jego w spółpracow nicy i uczniowie, bo Profesor był zawsze sobą. Na zakoń czenie tego w spom nienia powiem krótko: był to w spaniały szef.
Listopad 1983
Maria Noskowska Warszawa
STEFAN PĄGOWSKI
NIGDY WSZYSTEK NIE UMRZE
Zachowałem Go w pam ięci opanow anego, cichego, jakby w bezsłow nym dialogu ze stw orzonym i i ukształtow anym i przez siebie w nętrzam i, w których najczęściej przebyw ał. Odnosiło się to do profesor skiego gabinetu i do dwóch ostatn ich pry w atn y ch mieszkań, w ydaw ało m i się również, że w pew nym stopniu i do odcinków pieszej tra sy dzielącej Lw ow ską 7 od Koszykow ej 55 w okresie intensyw niejszej, profesorskiej i dziekańskiej działalności na W ydziale A rch itek tu ry P olitechniki W arszaw skiej.
Moje pierw sze spotkania z P rofesorem określić mogę jaiko w yraźnie symboliczne. W szak byłem wówczas gim nazjalistą. Mimo to już w ow ym okresie mego życia stanow iły one dość k o n k re tn e epizody na d ro dze zbliżeń ku królow ej sztuk — arch itek tu rze, k tó ra wiodła najp ierw poprzez szperania w słow ach p i
sanych, a zanim nastąp iły bezpośrednie z nią kon frontacje, poprzez w tajem niczenia w śród „synów cieśli”. Aż dojrzał czas — im peratyw — znaleźć się blisko, jak najbliżej try p ty k u NOAKOWSKI — AR CHITEKTURA — ZACHWATOWICZ.
I tak już zostało.
Uległem bezpośrednim wpływ om Profesora — do radcy, stanow iącego na tyle realn ą podporę, na ile Noakowski był jej niezbędnym dopełnieniem . Mogę przeto po latach, gdy się je nie tylko liczy, ale spraw dza ich w artość i smak, po pro stu wyznać — od początku w spom nianych kontaktów z Profesorem obsesyjnie, a zarazem porównawczo analizow ałem , w jakim stosunku do siebie były głoszone przez obu w spaniałych i w yśm ienitych pedagogów św ięte p ra w dy o sztuce do stylu, w jakim były słuchaczowidzom