UMK Toruń
T ragedia w. ©linianacFp
'
#
TRAGEDYA W GLINIANACH
LEG EN D A H ISTO R YC ZN A
Z X IV W IE K U
NA S T A R Y C H S Z P A R G A Ł A C H O P A R T A
S P Ó Ł K A W Y D A W N I C Z A P O L S K A W K R A K O W I E
I908.
* rosuMW,
3 1 6 i SU>~
Z drukarni »Czasu« w K rakow ie, pod zarządem A . Ś Wierzyńskiego,
K- S^lkk
Sieroty królewskie.
«
to g o zastąpi? K t o zastąpi n aszego orła, opiekuna, , ojca? — o d zyw ały się g ło s y ludu w śród ję k ó w , ze w szystkich ziem, pow iatów , w ojew ództw .K t o m a rów n ie silną ręk ę do w ładan ia tą niesforną g ro m a d ą , któ ra zam ieszkała ziem ie od podnóża K a rp a t, aż po b rzeg i B a łty k u bursztyn w yd a ją ce g o ?
G d zie jest ten mąż z tak silnie bijącem sercem dla niedoli, że w szystkich upośledzonych p rzyg arn ie do s ie bie, bez w zględ u na stan, r e lig ię , pochodzenie, i ro zta czając sk rzy d ła opieki nad nimi, w p ra w icy sw ojej u trzy ma g ro źn y m iecz spraw ied liw ości i śm iało ud erzy nim w potężnych, sam ow ładn ych potentatów , ch ociażby oni n azyw ali się B orkow iczam i lub S w ięcam i?
K t o ma dziś ta k potężny um ysł, iż obejm ie w szy st
k ie różnorodne interesa p row in cyi słabo jeszcze spojo
nych, niezgodnych, ryw alizujących , p row ad zących sk ry tą z sobą w alk ę i spoi je cementem jed n ości p ań stw ow ej?
W ie lk o p o la n ie zawsze z g ó r y spoglądali na M a ło p o lsk ie ziem ie. K sią żę ta ślązcy, m azow ieccy, szczeciń s c y d arli się m iędzy sobą i niejednokrotnie łą c z y li się z N iem cam i, L itw ą lub K rzy ża k a m i p rzeciw ko swoim .
Ziem ie ruskie, od niedaw na w cielon e do P o lsk i, jeszcze w sobie nie p o czu ły p o cią g u do zespolenia się
z R z e c z ą p o sp o litą ; daw ne sym p atye c ią g n ę ły je ku R u si, a obaw ą przerażała L itw a, na której tronie w ie lk o k sią żęcym zasiadało w ów czas dw óch n iepospolitych lud zi:
O lgierd i K iejstu t, g ło w a i serce narodu, rozum i miecz.
W P o lsce zeszedł do g ro b u u koch an y kró l, ojciec ludu, k tó ry z p om ięd zy w ielu w ładców , zaszczycon ych p rzez h isto ry ę nazw ą W ie lk ie g o , ma niezaprzeczone do niej praw o.
N ie szu k ał on sła w y w n a b ytk a ch orężem , w y sta w ia jąc na rzeź tłum y... ch w ała orężna nie n ęciła g o . P o l
s k a odziedziczyła jej d osyć po B o lesław a ch i po ojcu je g o , k tó ry nie ża ło w a ł k rw i sw ojej dla sp raw y p o łą
czenia narodu w silną jedność.
P o g lą d y K a zim ierza p rze śc ig a ły n ietylk o w iek, w którym ży ł, ale i następne.
P r a g n ą ł on zostać dobroczyń cą sw o jeg o ludu, ró- w noupraw niając je g o sp raw y społeczne i religijn e. P r a g n ą ł on w sław ić się ja k o zn akom ity adm inistrator, g o spodarz, p raw o d aw ca; p rag n ął b y ć rzeczyw istym królem , potężnym w ła d c ą , p atryarch ą R e p u b lik i, któ ra od daw na p rzy sw o iła sobie ten tytuł, w cielając zw olna zasad y r e p ublikań sko - szlacheckie w k rew swoją.
Jeżeli o b ejrzym y się n ao ko ło i porów n am y praw a, ja k ie w ów czas istn iały w E u ro p ie , ze statutem W iś li
ckim , nie zapłonim y niezaw odnie rum ieńcem w stydu...
je że li spojrzym y na adm in istracyę P o lsk i, jej w spaniałe bud ow le, m ury miast, zam ki, ko ścio ły, a nad ew szystko w zrastający d o b ro b yt ludu, to bez zarozum iałości p o w ie
d zieć m ożem y, że pod rządam i K a zim ierza P o ls k a b y ła ozdobą E u ro p y i podziw em sąsiadów , a jedna ty lk o H i
szpan ia pod M auram i stała obok niej.
G osp od arstw o rolne p rzyb rało rozm iary im ponu
ją ce , o k rę ty ład o w n e naszem zbożem pod banderą p o l
sk ą n aw ied zały n ietylko b rzeg i D anii, F ran cyi, A n g lii, ale i oddalonej H iszpanii.
H an del zakw itn ął w całej potędze, a jeden z k u p ców kra k o w sk ich p rzyjm o w ał czterech k ró ló w na uczcie u siebie ta k w spaniale, że w ątp liw o ść jest, c z y k a żd y z tych panów m ó g łb y się zd o b y ć na podobną g o śc in ność u siebie, bez k rz y w d y sw oich poddanych.
I oto uderza grom i kraj c a ły zostaje p o g rą żo n y w żałobie, uciśnieni czują, że im zabrakn ie tej potężnej opieki, przed której m ajestatem w szystko się dotąd u g i
nało... ptaki ciem ności zaczyn ają znow u sw obodnie w y la ty w a ć z jask iń sw o ich , bo zaszło sło ń ce, któ re ich w zro k ra ziło ; w am p iry czu ją , że będą m o g ły znow u w yssysa ć krew ludu... ty g r y s y , lisy, w ilk o ła k i w lu d z
kiej postaci prostują sw o je czło n ki i otrząsn ąw szy się z bojaźni przed m artw ym olbrzym em , g o tu ją się do no
w y ch rozbojów .
N ie uszanow ano naw et testam entu k ró la szlach e
tn ego, w szystkich tych , któ rych koch ał, skrzyw dzono, obdarto, w ydziedziczono... uniew ażniono je g o w o lę , ja k z w y k łe g o filistra, i roje szerszeni w y s y p a ły się na pole w a lk i brzęcząc, k łu ją c, g ry z ą c się m ięd zy sobą i napeł
niając kraj c a ły o k rzykam i g ro z y , od k tó ry ch o d w y k ł od dawna.
R o z p o c z ę ły się n ajazd y dw orów , ja k za dawrtych czasów , k rew i płom ienie b u ch a ły dwom a strugam i, pod sycając się w zajem nie.
Ł atw ie j jest dać n arodow i d obrobyt, niż utrw alić w nim m iłość cnoty.
L ud w k ró tce uczuł żelazną rękę ciem iężców sw oich jednoplem iennych.
T e ra z cudzoziem iec ze strachem u d a w a ł się w p o dróż do P o lsk i prow adząc tow ary, k tó re za czasów sta re g o k ró la sw obodnie sprzedaw ał.
P o n u ry w id o k p rzed staw iał kraj, k tó ry niedaw no brzm iał w eselem i dostakam i im pon ow ał w szystkim nie
m al cudzoziem com .
M u ry w praw dzie w arow n ych miast jeszcze się nie o b a liły, ale na grod ach ju ż siedzieli inni starostow ie, któ rzy , ciągn ąc zysk i z ludu, u żyw ali s iły im nadanej dla p ry w a ty ty lk o i własnej korzyści, robiąc najazdy, lub je odpierając.
C ała W ie lk o p o lsk a w rzała w o jn ą, możne rodziny d a rły się m ięd zy sobą. B arto sz z O dolanow a w ió d ł w ojnę z W ła d y s ła w e m O polskim , a gd zie p rzeszły je g o bandy, tam zostaw ały ty lk o zgliszcza i p o p io ły, k re w ludu p ły n ęła całem i strugam i, k tó ry nie w ied ział naw et o co się b iją pom iędzy sobą panow ie.
N a Pom orzu, B o rk o w icze, pijani zemstą za śm ierć M aćka, w iedząc, że w g ro b ie już sp oczyw a m artw a ręka te g o , przed którym drżeli, w ied li uparte boje z g en era
łem w ielko p o lskim D om oratem ; całe o kolice W e łc z a p rzed staw iały ty lk o g ru zy.
Jan C zarn kow ski, sędzia poznański, ugan iał się ze sw oim i stronnikam i po p osiadłościach S w etyb o ra , k s ię cia na S tarym Szczecinie, i niszczył je bez m iłosierdzia.
H ołd ow n i panow ie D rdzenia niszczyli i łu p ili dobra arcyb iskup ie.
Ziem ow it M azow iecki zagarnął P ło c k , R a w ę , S o chaczew , W yszo g ró d , G ostyń, nie chcąc zło żyć h ołd u L u d w ik o w i; a g d y ty lk o um arł arcybiskup, Ziem ow it o b ie g ł Ł o w icz, k tó re g o b ro n ił D ersław , kanonik g n ie źnieński, syn ow iec prym asa.
Z aczyn ało się w P olsce panow anie kró lew iąt, które następnie p rzyw aro w a w szy pod Jagiellon am i, m iało z całą siłą rozpanoszyć się za S o b ie sk ie go , ubezw ład nić za S a só w R ze c zp o sp o litę , a zadać jej cios śm iertelny za S ta nisław a A u g u sta i p o ło ży ć ją na łożu niem ocy.
K tó ż jed n ak w tenczas ze w spółczesn ych m ó gł p rze
w id zieć następstw a te g o w zrostu kró lew iąt, k tó rzy ta k zdaw ali się pełn ym i d ob rych chęci i patryotyzm u, g o to w eg o do ofiar ze w szystkich sw oich skarbów , z życia
nawet... oprócz z swojej sam ow oli, którą n azyw ali »złotą wolnością«.
K ra j zniszczony b y ł w zajem nym i najazdam i; ludność w iejska, nie upraw iając pól, któ re za czasów kró la K a zim ierza ta k obfite p rzy n o siły plon y, popad ła w n ęd zę, ap atyę i chron iąc się p o sam otnych ustroniach i lasach, dziesiątkow an a b y ła strasznem i chorobam i.
M orow a dziew ica w io n ęła sw oją k rw a w ą chustą, ja k m ów i w ie lk i w ieszcz, na g ro d y, sio ła i b o gate m ia
sta, a k ę d y ty lk o p o w iew w iatru zaniósł jej tchnienie, ludzie padali ja k m uchy pod działaniem tru cizn y; tru p y le ża ły n iepogrzeban e p rzy drogach, a dzikie zw ierzęta i zg ło d n iałe p sy k a rm iły się ich ostatkam i.
K lę s k i te ów cześni m ędrcy p rzy p isy w ali zb iego w i gw iazd , a praw ie cała E uropa została niem i dotknięta, ale m ór szczególniej rozpan oszył się w P olsce i w zrósł do takiej p o tęgi, że, ja k utrzym uje D łu g o s z , w iększa p o ło w a ludności w yg in ęła.
W K r a k o w ie padło 20.000 ludzi.
N ajpierw p ojaw iała się gorączka, ro b iły się w rzod y, bolaki, dym nice i w śród strasznych cierpień kon ali lu dzie, napełniając pow ietrze jękam i i sm rodem niem ożli
w ym do zniesienia; najbliżsi u ciekali od sw oich u ko ch a
nych, roznosząc po okoliczn ych wsiach i lasach zarazę, a sam i stając się pastw ą w ilk ó w , niedźw iedzi i innych drapieżnych zwierząt.
B ie d n y lu d , o g łu p ia ły od bólu i strach u, szu kał p rzyczyn ch orob y około siebie, sąsiad p od ejrzyw ał są
siada bezm yślnie o czary rzucające śm ierć, ale najnie
szczęśliw szą ofiarą przesądu staw ali się żydzi. L u d ten, inaczej ubrany ja k tu b y lcy , m ów iący nieznanym ję z y kiem , zach ow ujący nieznane obrzęd y, niedaw no przy- g arn io n y przez K azim ierza, a publicznie z am bon p o tę
p ian y przez kazn od ziei za sw o ją n iew iarę, znajdow ał się w straszliw em położeniu.
Już w roku 1361 w e W ro c ła w iu lud rzucił się na nich z w ściekło ścią, pom ordow ał, rozszarpał ich m ajątki i nie w ielu ty lk o u ciek ło z m iasta, unosząc jed yn ie ła c h m any na g rzb iecie. A le teraz, k lę sk a moru p rzyb rała ta k ie rozm iary w P o ls c e , k ie d y lu d , pijan y rozp aczą, po om acku w y c ią g a ł ręce, szukając w in n ego około sie
bie, d osyć b yło w ów czas jed n ego sło w a nierozw ażnego, jed n eg o fak tu niedość jasn ego, a b y chm ura nienaw iści o b erw ała się, w y la ła potokam i k rw i i ro z le g ła się j ę kam i m ordu. N ik t nie zw ra cał u w a g i na to, że ci, k tó rym p rzyp isyw an o sprow adzenie k lę sk i, sami jej zu p eł
nie nie w m niejszych rozm iarach u le g a li i tysiącam i p a dali trupem .
R z a d k o k tó ry żyd o d w a żył się teraz w yjść jaw n ie z domu, a jeżeli g o konieczność do teg o zm u siła, to p rzem yk a ł się ch yłkiem pod ścianam i, drżąc z o b a w y spotkania się z k im k o lw ie k , b ęd ąc p ew n y m , że jeże li nie sp ad łb y nań rzucon y kam ień, to przynajm niej u sły sza łb y w ołanie ja k na w ilk a : O h a! oha! i słow a z ło rzeczenia.
N ieszczęśliw a ofiara przesądów nic nie odpow iadała, nie zawsze rozum iała słow a, ale pojm ow ała g ę sta i czuła razy, które się hojnie s y p a ły na jej p lecy.
N ic nie w yró w n a g r o z ie , k tó rą sieje lud podnie
con y fanatyzm em , k ie d y szuka w in n ych o ko ło sie b ie ; w ów czas tłum ca ły , ja k b y u lep io n y z dynam itu w re, chow a w ło n ie sw ojem straszne w yb u ch y i d o syć w ten czas jednej iskry, żeb y n astąp ił w yb u ch , k tó ry pochłania w szystko, nikom u nie przebacza, nad nikim się nie użali.
* * *
W p rzep yszn y dzień czerw co w y, d ro gą w ijącą się po nad N id ą od stro n y Chęcin k u W iś lic y , p o su w ał się orszak zło żo n y z kilku n astu jeźd źcó w zbrojnych. W śro d k u n iego w lo k ła się duża k o la s a , zaprzężona w sześć
kuchenne i inne a rty k u ły potrzebn e do życia w podróży,, bo w czasach tych, w k tó ry c h się rozpoczyna nasza p o w ie ść, n ikt jeszcze nie odczu w ał p o trzeb y zakład an ia restauracyj lub h oteli dla w y g o d y podróżnych.
R y c e rz , prow ad zący orszak, p rzyb ran y b y ł w le k k i p ółpancerz z w en eckiej stali, k tó ry o k r y w a ł mu t y łk a piersi i p lecy , pod nim m iał kaftan ło sio w y, k tó re g o ty lk o rę k a w y w id ać b yło z pod żelaza, na g ło w ie a k s a mitną, o k r ą g łą , czarną czap eczkę z czaplem p ió re m ; s z y szak zaś dla g o rą ca zd jęty z g ło w y w isia ł zaw ieszon y na łęku siodła, jak rów nież potężny, p rosty m iecz u pięty p rzy lew ym b o k u ; na praw ej stronie siod ła b ły szcza ł p rzytro czo n y topór, osadzony na krótkiem , dębow em ste- lisku, okutem z obyd w óch stron m iedzianym i prętam i;
koń rycerza silnie spocony g rz ą z ł po p ęcin y w lity c h piaskach, jak ie p otrzeba b y ło p rzeb yć o ko ło w si H o- hół, które w niedalekiej przeszłości u tw o rz y ły w y le w y N id y, n iecierp liw ie jed n ak żuł w ęd zid ło i ty lk o ham o
w an y rę k ą rycerza stąpał wolno.
D ziesięciu jeźd źców , to w arzyszących d ow ód cy, ro z
d zieliło się na dw a odd ziały, tak, że za rycerzem p o stępującym na czele jech a ło pięciu, d ru gich zaś pięciu, w lo k ło się za ostatnim w ozem , stanow iąc ty ln ą straż.
W s z y s c y uzbrojeni b y li w m iecze w iszące im u b o ków , na p lecach zaś m ieli zaw ieszone p otężn e łu k i i k o ł
czan y p ełn e strzał; ubiór ich bardzo skrom n y s k ła d a ł się z niebieskich kaftan ó w sukiennych, ścią g n iętych rze
m iennym , szerokim pasem , spodnie z baw olej sk ó ry i b u ty z dużemi ostrogam i d o p ełn iały ubrania. N a gło w a ch m ieli szerokie kapelusze otoczone czarną w stę g ą , po za k tó rą zatkn ięte b y ły m alow an e na blasze w izerunki św iętych .
Z czterech k o b ie t m ieszczących się w kolasie, s ie dzące na przodzie w idocznie sta n o w iły służbę dw óch dziew ic zajm ujących honorow e m iejsca; obiedw ie p an ie
«bran e w lniane su k ien ki, przepasane ty lk o zielonem i w stęgam i, bez żadnych ozdób, w tej ch w ili pozdejm o
w a ły dla go rąca b iałe kapelusze p erkalo w e z szerokiem i falbanam i, jak ich dziś jeszcze u żyw ają zakonnice, p o d a ły je służebnym , a te p rzy c z e p iły je na b okach ko lasy.
U o b yd w ó ch dziew ic b ły s z c z a ły zawieszone na szyjach duże, ze słon iow ej kości, opraw ne w złoto, krzyże. C a ły ten, zb yt p ow ażn y ubiór, zd a w ałb y się m ów ić, że należą do Zgrom adzen ia ja k ie g o ś zakonu. N ic jask ra w e go nie m ożna b y ło dopatrzeć w ich strojach, żadnych świeci- d e ł, żadnych b o g a ctw w p ad ających w oczy.
Starsza, m ogąca m ieć lat ośm naście, im ponow ała sw o ją p ostaw ą w yn io słą ja k topola, g ib k ą ja k trzcina, któ ra za każdym podm uchem w iatru p o ch y la się ; r y s y tw a rzy klasyczn e m o g ły b y słu żyć za w zór F id jaszow i, ry so w a ła się w nich n ieu gięta siła w o li i zarazem jak aś m ięk ko ść ko b iety.
P łe ć obyd w óch b y ła śnieżnej b ia ło ś c i; ale g d y star
sza z czarnemi, w ielk iem i oczym a, z kru czym i zw ojam i p rzep yszn ych w ło só w , teraz rozpuszczonych sw obodnie na ramiona, zd aw ała się spoczyw ającą boginią... druga, o ro k m łodsza, ja k p rzep yszn y, ro zw ijający się dopiero p ączek róży, p rzy cią g a ła pom im ow olnie do siebie k a ż d e g o sło d yczą w yrazu tw a rzy , łagod n ością uśmiechu, okiem niebieskiem , rozmarzonem , któ re R a fa e l n ad aw ał sw o im M adonnom.
W ło s y jej jasne z od b łyskiem zło ta o k r y w a ły b uj
n ie p iękn ą g ło w ę i n a d a w a ły jej taki w dzięk uroczy, iż zd aw ało się, że istota ta zstąp iła dopiero z niebios, że nie op rószył jej jeszcze p y ł ziemi i że lada ch w ila roz
w in ie sk rzyd ła cherubina i uleci do swojej o jczyzn y niebieskiej.
Z dw óch służebnych um ieszczonych na przedniem siedzeniu, jed n a trzym ała książkę do nabożeństw a, p i
saną na pergam in ie z przepysznem i m alow id łam i na każ-
dej stronicy, b o g ato opraw ną w srebrne o ku cia; d ru ga zaś podaw ała w tej ch w ili p yszn y b u k iet z b iałych ne- n ufarów m łodszej dziew icy, k tó ra p rzyjąw szy go, z lu bością nim się rozkoszow ała.
C a ły orszak w y d o b y ł się nareszcie z piasków , c ią g n ących się od H ohoła aż po Nidę.
T u już zaczyn ała się ziem ia czarn a, ja k b y ubita z kam ien nego w ęgla, b ły szczą ca od ślad ó w w yjeżd żo n ych k ó ł; pola jed n ak, któ rych żyźn o ść nie u stępow ała n ie
zaw odnie d elcie egip skiej, nędznie b y ły obsiane, c a łe p ó łłan ki p o kryte bujnym i chwastam i, w n iektórych m ie j
scach ta k bujnym i, że d o ro sły czło w iek, za g łę b iw szy s ię w nie, g in ą ł n ie w id zia ln y ; g d zien iegd zie ty lk o zło c ił się d ziałek jęczm ienia bujnie w y r o s łe g o , ja k b y p ra g n ą c y św iadczyć, że ludzie tu jeszcze ży ją i ziem ia zdolna ro dzić obfite p lo n y ; g d zien iegd zie kw itn ął biało-czerw ono- n ieb ieski groch , się g a ją c sw ojem i ło d yg a m i na czw a rty zagon , tw orząc plątaninę n iep rzebytą n aw et dla p o ln ego zająca; g d zien iegd zie sreb rzyła się blado - różow a g r y k a , a w niej o d zy w a ły się g ło s y p rzep iórek i chruścieli.
W sz y stk o to w sk azyw ało , że je że li ziem ia teraz nie sk ład a w dani p lon ów b o g aty ch , nie jej w tern wina,, lecz czło w ieka, k tó ry ją zan iedbał i pozostaw ił na w io snę bez upraw y.
K o n ie p o czu w szy pod kop ytam i gru n t tw a rd y o trzą
sn ęły się ze znużenia, zaczęły raźno postępow ać, w c ią g a ją c nozdrzam i w ilg o ć w o d y parującą z b lizko p ły n ą c e j N idy. R y c e rz , ja d ą c y dotąd na czele orszaku, p rzep u ściw szy eskortę naprzód, z b liży ł się do k o la sy d ziew ic i z uszanowaniem uniósł czapkę do g ó ry .
B y ł to mąż nie m łody już, okazałej postaci, z b ia łym ja k m leko w ąsem , z tw arzą w k ilk u m iejscach na
znaczoną bliznam i, zaw ięd ły, ale jeszcze silnej ręki, z si- wem błyszczącem okiem , pełnem en ergii, o d w agi i ż o ł
n ierskiego zapału.
'
— C zy m iłościw e panie p o zw o lą zatrzym ać się or
szak o w i w samej W iś lic y , czy też rozkażą dopiero po przejechaniu N id y rozbić nam iot w cieniu drzew , na zie
lonej łą c e i tam w yp o czą ć koniom ?
— M iło ściw y rycerzu Jaśku — od rzekła starsza — w y jeste ście jed y n ym naszym opiekunem , róbcie w ięc, ja k uw ażacie za w łaściw e, nam już w szystko jedno, g d zie się zatrzym am y na c h w ilę , k ie d y nam przychodzi tę p ię k n ą ziem ię opuszczać, k tó ra b y ła naszą k o le b k ą , w k tó rej w y c h o w a ły śm y się i m ia ły nadzieję k ie d yś w niej spocząć na w ieki.
— O ! nie, moja A nusiu — o d rzekła m łodsza. — W iś lic a to pom n ik s ła w y naszego dom u n ig d y niezga- s ł e j ; dopokąd ziem ia istnieć będzie, d op okąd ludzie m ó w ić będą polskim językiem , dotąd im ię ojca naszego K a zim ie rza i W iś lic a zaw sze w spólnie w spom inane będą.
T u stało się zadość sp raw ied liw ości bożej, tu nieśm ier
t e ln y k ró l postan ow ił praw a, o b d a rzył niemi swój lud ukochan y, zabezp ieczył od przem ocy potężn ych panów.
W iś lic a jest dla nas uśw ięconem miejscem, uczcijm y ją pożegn an iem , opuszczając ziem ię p o lsk ą , do której, B o g u ty lk o w iadom o, czy p o w ró cim y k ied y.
— Cóż za smutne m yśli krążą po g ło w ie waszej, m i
ło ściw a księżn iczko J a d w ig o — odezw ał się rycerz — e zyliźb y ście nie p ra g n ę ły p ow rócić do naszej ukochanej, pięknej ziem i?
— A c h ! szlachetn y rycerzu Jaśku — odp arła z u n ie
sieniem księżn iczka J a d w iga — czyż na ch w ilę naw et m oże podobna m yśl zago ścić w w aszym u m yśle? C zyż w y nie, znacie serc naszych, czyź m ożecie przypuszczać, iż z radością opuszczam y tę szlachetną k ra in ę , któ ra dla nas od w ieków , ta k po kąd zieli ja k i po mieczu, jest zie
m ią rodzinną, w której k re w P iastó w od ta k daw na z taką sław ą i p o żytkiem w ład a? W yje żd ża m y jak o b ez
dom ne w yg n a n k i, ja k o u legające przem ocy.
— N a B o g a ż y w e g o ! — za w o ła ł rycerz, a o czy je g o z a is k rz y ły się w span iałym ogniem — g d y b y m ta k m y ślał, g d y b y m na ch w ilę p ow ątp iew ał, że w yw o żę w as, najszlachetniejsze odrośle naszych kró ló w , pomim o w a szej w oli, czyż p rzy ło ży łb y m do te g o rękę i ekskorto- w a ł w as! ja, k tó ry ze św iętej pam ięci dziadem w aszym , W ła d y sła w e m , w alczyłem na ty lu polach b itew przeciw rozliczn ym n ieprzyjaciołom , k tó ry ty le razy h azard ow a
łem życie w obronie k rw i P iastó w , jab ym m iał b y ć w a szym stróżem , d o zo rcą, g d y b y m nie b y ł przekonany, że w łaśnie, k ie d y staniecie przed obliczem waszej dostojnej ciotki, królow ej E lżb iety, i jej w sp an iałego syn a L u dw ika, k ró la ty lu narodów , sp raw ied liw ość b ęd zie wam w ym ierzona.
O b ied w ie k ró le w n y z n ajw iększą u w a g ą słu c h a ły słó w rycerza, ale k ie d y A n n a z groźn ie nam arszczoną b r w ią , zd aw ała się uzbrajać w cierpliw ość, że b y nie w y buchnąć, m ło d s z a , księżn iczka J ad w iga, odezw ała się ła g o d n ie :
— N ie, mój d o b ry rycerzu, w szystko się skład a na to, że n ie m ożem y łudzić się nadziejam i sp raw ied liw o ści. M atkę naszą w ysłan o do G ło g o w a , a nas pod p o zo rem panującej zarazy trzym ano dotąd w zam ku ch ęciń skim , w zam ku pustym , bez dostatecznej służby, nie po
w iem już bez okazało ści przynależnej córkom k ró le w skim , ale naw et bez najprostszych w y g ó d , do k tó ry ch p r z y w y k ły ś m y i do któ rych ma p raw o każda kob ieta w yższe g o r o d u ; unieważniono testam ent naszego zacn ego ojca i nam obyd w om w yznaczono p o sagi po 300 g r z y wien srebra i po tysiącu g rzy w ie n szerokich g r o s z y ; p o sagi, ja k ie n ajbied niejszy z w ojew od ów tej przezacnej R zeczyp o sp o litej w styd ziłb y się dać sw ojej có rce ; czyż to są w skazów ki, że k to k o lw ie k m yśli o naszym losie, że k to k o lw ie k od w aży się sprzeciw ić tym niespraw ie
d liw ym postanow ieniom ?
Jaśko z Ż arnow a ze sm utkiem słu ch ał tych słów, ta k pełn ych g o ry c z y , w ych o d zących z ust n iebiań skiego dziew częcia. Coś ja k b y łza za b ły sła w je g o oku, otrzą
snął się jed n ak z te g o i o d rzekł stanow czym g ło se m :
— P r a w d a , źe n iespraw iedliw ość została p o p e ł
niona, że nie uszanowano testam entu w ie lk ie g o króla, ale to zrobili źli ludzie n ien aleźący do fam ilii, a k ró l L u d w ik nieobeznany z praw am i m iejscow em i, d ał się ty lk o p o k iero w ać ich radami.
— T a k , i tem boleśniejsze to jest, te w łaśnie ten, w k tó rym ojciec nasz p o k ła d a ł całe zaufanie, Jan S u ch y W ilk ze S trzelec, n ietylk o nie o d p ow ied ział je g o p rze konaniom objaw ionym w testam encie, ale zaprzedał nas ja k Judasz naszym w rogom .
— Mój B o ż e ! k to b y się te g o m ó g ł spodziew ać — p ow ied ział rycerz. — C zło w iek ten takich su ro w ych o b y czajów za panow an ia świętej pam ięci K azim ierza, teraz rozpu ścił się na w szelkie zbytki.
— Tem bardziej to zastan aw ia — odezw ała się d o
tąd m ilcząca A n n a — że o jciec nasz m ienił g o b y ć czło w iek iem bardzo rozum nym i ko ch ającym nauki.
— A le n iekochającym cnoty, nieposiadającym p ra w d ziw eg o ducha chrześcijań skiego kapłan a — o d rzekł Jaśko — teraz sta ł się drapieżn y i ch ciw y ja k w ilk i w il
kiem g o teraz nazyw ają. G rom adzi sk a rb y w szelkim i sposobam i i p atrzy przez szp ary na spełniane g w a łty , b y le mu się o p ła ca ły, a was, biedne sieroty, p o św ięcił swoim w id o k o m ; a le k ie d y się dostaniem y do króla, to mam n ad zieję, że z B o żą pom ocą w szystko się obróci na lepsze, a cio tka w aszych książęcych m ości nie może zostać obojętną na sro gi los córek sw o jego najukochań
szego brata.
— Jeżeli ty lk o pozostanie jej ty le czasu od zabaw , że b y g o nam jak ąś cząstkę m ogła p o św ięcić — odrzekła z g o ry c zą księżn iczka A nna.
— T o praw da — w yszep tał Jaśko, spuszczając g ło w ę na piersi. — P an i ta ta k leciw a, bez w zględ u na sw ój w iek, lubi nam iętnie za b a w y; ale zawsze płyn ie w jej żyła ch k re w starych P iastó w i ich dobre serce bije n a w et w lek k o m y śln ej piersi.
T a k rozm aw iając w yd ostan o się na w zgórze, z k tó rego dziw nie z a g a d k o w y p rzed staw ił się w idok.
— Co to je st za obóz? — za p y ta ła się niespodzia
nie kró lew n a Jad w iga, w skazując rę k ą na rozciągn ięte nam ioty, b u d y lepione z g lin y i desek, szała sy uplecione z g ałęzi, pom ięd zy któ rym i w id ać b y ło przesuw ające się postacie ciem ne, obdarte.
— T o zapew n e b ęd ą ko czu jący c y g a n ie — od p o
w ied ział Jaśko. — A le za w iele ich się tu porusza w tem m row isku, coś to jest n iezw yk łeg o , trzeba nam się n a
ocznie przekonać.
— S t a ć ! — zaw o łał donośnym głosem , a g d y c a ły orszak zatrzym ał się w miejscu, obracając się do jed n eg o z jedźdźców , d o d ał:
— T y K a cz o ra dotrzyj mi duchem do te g o obozo
w isk a i rozpatrz s ię , co to za ludzie i czego się tak n a
grom ad zili w tem m iejscu?
T łu m y w yn ęd zn iałych k o b ie t , dzieci i m ężczyzn w szelkieg o w ieku, o k ry ty ch łachm anam i, straszny p rzed sta w ia ły w id o k ; u b io ry ich nie m ia ły nic w sp óln ego z ubioram i m iejscow ych w ło ścian ; w szy stk ie łachm any, o kryw ające ich g rzb ie ty , b y ły koloru ciem nego, g d y lud w okolicach W iś lic y koch a się w b ia łych sukm anach i ja snych b a rw a ch ; po w iększej części boso, ci jedn akże m ężczyźni, k tó rzy m ieli obuw ie na nogach, w m iejsce b utó w n osili trzew iki.
O d p ierw szego spojrzenia K a c z o ra rozpo zn ał lud, ta k p ro te go w a n y niedaw no przez k ró la K azim ierza, lud, k tó ry g d zie k o lw ie k się znajduje, nie zatraca swojej n a
rodow ości, sw o jego języ k a , sw oich zw yczajó w , obycza-
Jan Ogiński Kontrymowicz. »Tragedya w Glinianach«. 2
•JWIWitenscKA
* rom&i
jó w , relig ii, przesądów , i d latego oprze się zaw sze w szel
kiem u naciskowi.
— A c h ! to w y, sm rodliw e ż y d y ! — za w o ła ł K a czora, zatrzym ując się w pośród sklecon ych nędznie sza
łasó w . — Co w y tu p orabiacie?
Żydzi, na w id o k jeźdźca, w p ad ającego niespodzianie do ich obozu, zd aw ali się mocno p rze ra że n i; w ielu z nich u ciekało bezm yślnie, inni ze strachu chronili się do nę
dzn ych b u d ; nikt nie odpow iadał.
— P ytam was się jeszcze raz — za w o ła ł K a c z o ra — skąd jesteście i co tu porab iacie?
W ó w cza s, ośm ielając s ię , w ystąp iła jak aś b iało g ło w a i nizko, obyczajem wschodnim , p o kło n iw szy się przed koniem jeźdźca, rękam i d o tyk ają c ziem i, odrzekła ro zp a czliw ie :
— S zla ch etn y panie, m y jesteśm y biedne ży d y z W i ślicy, dom y nasze popalono, m ajątki zabrano, w ielu w y m ordowano, a m y, cośm y potrafili ujść z życiem , siedzim y tu o g ło d zie i czekam y zm iłow ania W ie lk ie g o Jeh ow y.
Żołnierz nie czek a ł dalszych objaśnień. F a k t podo
b n y w ty ch czasach nie b y ł odosobniony, na całej p rze
strzeni R zeczyp o sp o litej ro z le g a ły się ję k i nieszczęśli
w y ch dzieci Izraela , p rześlad o w an ych , m ordow anych, obw in ion ych o sprow adzenie moru, zatruw anie studzien, rzucanie u roków i prow adzenie czarów .
W ró ciw szy do o czeku jącego orszaku, K a czo ra zdał rap ort dow ódzcy, którem u pilnie p rzy słu ch iw a ły się obie- dw ie księżniczki.
P o w ysłuchan iu raportu, Jaśko ob ró cił się do s ie d zących dziew ic i r z e k ł :
— Jedna to ze z w y k ły c h scen, ja k ie się teraz o d g ry w a ją po całej P o ls c e ; lud p rzyciśn ięty rozpaczą, szuka w in nych klęsk, jak ie g o d o tyk ają i dopuszcza się nad niew innym i g w a łtó w ; trzeba nam, nie zatrzym ując się , p rze b y ć to zbiorow isko nędzarzy, żeb y zaraza, która za-
pew ne p om ięd zy nim i g ra su je , nie m iała sposobności przyczep ić się do nas.
— Jazda! — za k o m e n d e ro w a ł— i c a ły orszak p u ścił się kłusem .
Im więcej jed n ak przybliżano się do zbiorow iska tylu nędz, tern w zrok księżn iczek sta w a ł się sm utniej
szy; w prześladow aniu ludu, k tó ry ta k p ro te g o w a ł ich o jciec, d o p a try w a ły i dla siebie zn ie w ag i i le k ce w a żenia zam iarów nieśm iertelnego praw od aw cy, k tó ry p ra g n ą ł jed n ą p o tęg ę w ięcej p rzysp o rzyć swem u krajow i.
— N a b o k ! na b o k ! — zaczęli w ołać jeźd źcy, p o
przed zający kolasę — na b ok szu b raw cy! zrobić m iejsce dla najjaśniejszych królew ien .
N ędzarze, k tó rzy dosyć pom ału usuw ali się z d ro gi i ap atyczn ie p atrzyli na zb liżający się orszak, u słysza w szy, że zbliżające się panie są kró lew n y, córki u bóstw io
n ego ich opiekuna, o k tó ry ch losie straszne w ieści ch o d ziły w ów czas po kraju, a k tó re w śród p rostego ludu p o sia d a ły m iłość i sym p atye należne nieszczęściu, na w ie ść t ę , c a ły ten tłum p rzyciśn ięty, obdarty, g ło d n y, w y d a ł jeden o k rzy k radości i tłum nie w ysy p ał się na d ro g ę ; starcy popadali na kolana, k o b ie ty b iły czołem o ziem ię, a w szyscy jedn ym w ielkim jękiem w itali now o p rzy b yłe i w y c ią g a li do nich ręce.
K o la s a m im ow oli musiała się zatrzym ać. W ó w cza s ko b iety i dzieci rzu ciły się do k ó ł, do k o n i; zaczęły c a ło w ać uprząż, podnosić ręce do nieba i zalew ając się łzam i, w o ła ć :
— C órki w ielk ieg o m onarchy! C órki d o b ro czyń cy b ied n ych! w itajcie nam i zlitujcie się nad nam i!
J a k a ś ko b ieta z dziecięciem na ręku przyczepiła się do d rzw iczek k o la sy , blada, a ta k chuda, że zdaw ało się , iż kości na policzkach przebiją skó rę i w yd ostan ą się na w ie rz c h ; dziecko na ręku, m ały czarnooki chłop- czyn a z chciw ością ssał pierś w ysu szo n ą ; kobieta ch w iała
się na nogach, a łz y duże sp ad ały po w yschniętej ja k pergam in tw arzy.
— A c h , A nusiu ! A n u s iu ! — p o w tarzała księżniczka J a d w iga ze łzam i p łyn ącem i po pięknem obliczu — co za straszny w id o k przedstaw iają ci b ie d a cy ! P atrz, ta biedna m atka chw iejąca się od gło d u , niem a czem p o silić sw ego d z ie c ię c ia ; ten starzec, ot tam siedzący pod tern drzew em praw ie nagi, poran ion y, zdaje się nic nie w idzieć i nic nie czuć z rozpaczy... trudno w yrzec, trup to, czy człow iek. R a tu jm y tę nęd zę, czem m ożem y.
I obracając się do Jaśka z Żarnow a, d o d ała:
— Chciejcie, d ob ry rycerzu Jaśku, kazać się za trzy m ać orszakow i, m usim y poratow ać ty ch bied aków n a szym i zapasami podróżnym i.
— Stan ie się w edle w o li w aszych k sią żę cy ch m o
ści — od rzekł niechętnie rycerz, ale jedn ocześn ie ro zk a z a ł zatrzym ać się swoim jeźdźcom .
K się żn iczk a A n n a sied ziała tym czasem m ilcząca z gro źn ie zasępioną tw arzą. W jej czarnem oku przesu w a ły się płom ienie gn iew u i teraz tw arz ta, m ajestatem sw e g o oburzenia, staw ała się tak podobną do rysó w n ie śm ierteln ego króla, k ie d y zm uszony b y ł do w alki z b ez
prawiem , że Jaśko, k tó ry g o zn ał w czasach m łodości, patrząc teraz na A n n ę , pom im ow oli przyp om n iał so b ie jej ojca. S ta ry ry c e rz z uw ielbieniem w p a try w a ł się w te groźn e, a ta k m ajestatycznie p iękn e lica i w duchu p o w tarzał so b ie:
— Czem uż niestety, nie ty w sp an iała latoroślo w ie l
k ie g o szczepu zasiadać będziesz na tronie Piastów ... cze
muż nie ty !
I zb liżyw szy się do ko lasy, z uszanow aniem o d k ry ł g ło w ę i rzek ł:
— M orow a zaraza zaledw ie niedaw no zaprzestała szerzyć się w tych stronach, m oże lepiej b yło b y, ż e b y w asze książęce m oście ro zk a zały ty lk o rozdać zb yteczn ą
2 I
żyw ność, a same nie m ia ły żadnego z tym i nieszczęśli
w ym i ludźm i zetknięcia.
— B ez w o li B ożej, w iecie to dobrze rycerzu, w łos z g ło w y czło w ie k a nie spadnie, nie obaw iam y się w ięc zarazy, przed któ rą nas w yw iezion o do Chęcin — o d p o w ied ziała A n n a. — Chcem y p rzyp a trzyć się tem u w id o k o w i n iedoli i op ow ied zieć k ró lo w i, ja k się tutaj o p ie
ku ją ludem ci, k tó rym p o w ie rzy ł rząd y kraju.
Tym czasem księżn iczka Ja d w iga kazała spiesznie p o w yjm o w ać służebnym rozm aite zapasy żyw n ości i za
brała się do rozdaw ania ich biedakom .
T łu m otaczał kolasę naokoło, w znosząc b łagaln ie ręce do nieba.
J a d w iga p o d ała n ajpierw m ałem u chłopcu, trzym a jącem u się za spódnicę m atki, k a w a łe k ukrojonej szyn k i z je le n ia ; dziecko chciw ie p o rw ało podany sobie k ęsek , ale zaledw ie p rzy ło ży ło g o do ust, g d y m atka rzu ciła się nań i w yd rzeć mu g o u siło w a ła; ch ło p ak nie p u ścił jed n ak otrzym anej zdobyczy, raźno u sk o czy ł na stronę
i żarłocznie p o żerał m ięsiwo.
— T o tr e fn e ! — w o ła ła zdaleka m atka. — T o trefne, te g o się je ść nie godzi.
W y g ło d z o n y jed n ak d zieciak nie zw racał na to ża
dnej uw agi.
P o kazało s i ę , że z zapasów żyw n ości, któ re w y d o b yto z w ozów , jed en ty lk o chleb b y ł w o ln y do użycia, inne a rty k u ły , ja k o to : w ędzone mięsa jelen i, dzików i w o łó w zabronione b y ły przez religijn e p rzep isy b ie dnym fan atykom .
N ic nie p o m o g ły usilne zachęcania k s ię ż n ic z e k ; starsi p iln ow ali m łodzież i surow o karcili w zrokiem i sło
wem tych , k tó rz y o k a zy w a li pochopn ość uledz p o k u s ie ; jedn a ty lk o m atka ukrad kiem p rzy ję ła m ięso i to oddała dorastającem u dziew częciu, chudem u ja k szkielet, p o k r y ty skórą. D ziew czę chw iejącym krokiem od d aliło się
na stronę i u k ry w szy się za krzakiem berberysu, chci
w ie zaczęło spożyw ać trefn ą p o traw ę; g łó d zw yciężył fanatyzm .
L u d Izraela o to c z y ł księżn iczki n aoko ło, a one h o j
nie w szystkim chleb rozdaw ały.
— K t o w as przym usił opuścić wasze dom y i u cie
k a ć w pola bez odzieży i pokarm u? — zapytała ^Anna.
— C órko w ie lk ie g o m onarchy — odpow iedział, zb li
żając się i p rzy k lęk a jąc na jedno kolano, starzec — m y
śm y od w ie k ó w przeznaczeni już na to, żeb y się p a stw iły nad nami i n a ig ra w a ły z nas lu d y ziemi. Za to, że stoim y p r z y w ierze jed n ego B o g a , g o n ią nas z kraju do kraju, obdzierają z krw aw o zapracow an ego dorobku i rzucają na nas potw arze, iż u żyw am y k rw i chrześcijańskiej do naszych m acy, że oddajem y się czarom , że zatruw am y studnie, i to w szystko m ów ią ci, k tó rzy nas nie znają.
W a s z w ielk i ojciec, k tó re g o pam ięć n ig d y nie zagin ie w pośród naszego ludu, k tó re g o im ię ze czcią w spom i
nać będą najdalsze pokolenia, p o zw o lił nam zam ieszki
w ać w gran icach sw o jego państwa, o to czy ł nas opieką i w ym ierzał nam jed n ako w ą szalę sp ra w ie d liw o ści; ale k ie d y B ó g p o w o ła ł do siebie sw o jego pracow nika, ze w szystkich za k ą tk ó w ziem i p o w y p e łza ły ptaki ciem ności i zm ory te rzu ciły się na lud b o ży, ażeby w yssać k re w je g o , i na lud w iejski, że b y g o obdzierać i ciem iężyć.
— N a lud m ów icie — od ezw ała się kró lew n a J a dzia — któż to w ię c nad wam i dopuścił się tej k rzy w d y , je że li nie lud?
— Ci, co nie w ah ali się zarów no skrzyw d zić najszla
chetniejsze có rki sw o jeg o d obroczyń cy, co nie w ahali się w yrzec w y ro k n iesp raw ied liw o ści nad niemi, usu
w ają c je n ietylk o od tronu, ale i od rod zicielskiego m a
ją tk u : panow ie p olscy.
S ło w a te, w yg ło szo n e przez starca, zro b iły silne w rażenie na ob yd w óch sierotach.
— W ię c i ten lud b ied n y zna ich k rz y w d y i wraz z niem i cierp i? N a czem się to skoń czy, jeżeli n ikt silną ręk ą nie p o ło ży tam y tym zbrodniczym nadużyciom ?
Tym czasem starzec m ów ił d a le j:
— B ardzo jesteśm y biedni od chw ili, g d y u stały rząd y W ie lk ie g o K a zim ierza nad P o ls k ą , ale i cała ta kraina pogrążon a je st w n ie d o li; nie lud to dopuszcza się zb rod niczych napadów na nas, ale panow ie p o tę ż n i;
przed k ilk u tygod n iam i, ja, Salom on W iś lic k i, rabin tu
tejszej g m in y Izraela, jeszcze b yłe m człow iekiem b o g a tym , spokojnym o sw o ją przyszłość, otoczony dziećm i i w nukam i, i oto p odobało się w ielkiem u panu D o b ie sław o w i z K u ro z w ę k dm uchnąć ty lk o i pom yśln ość moja i m oich w yzn aw có w zgasła ja k p ło m y k słom iany.
— J a k to !? — z a w o ła ły jednocześnie obiedw ie księ
żniczki zdziw ione — D o b iesław z K u ro z w ę k , w ojew oda k r a k o w s k i, ojciec kanclerza, doradca k ró la i p rzyjaciel królow ej m atki, zarządzającej teraz tą krain ą, m ó g łb y się te g o d o p u ścić!? T o niepodobn a!
— Jego tu nie b yło w praw dzie, ale je g o ludzie to sp raw ili — o d p ow ied ział rabin. — G d y b y te g o nie p o chw alał, m o g lib y uciśnieni zanieść do niego s k a rg ę , ale ci, k tó rzy się tam udali, nie p o w ró cili do dom ów.
— Cóż się z nimi stało, uw ięziono ich?
— N ie, ale zabiczow ano za to, że się ośm ielają tru
dzić potężn ego pana swojem i g łu p iem i skargam i i po- tw arzam i na je g o służbę.
— O pow iedzcie, jak się to w szystko stało — rzek ła A nna, ściągając groźn ie brwi.
— P r z y b y ł do nas odd ział żołn ierzy D obiesław a, p o w racający z K ra k o w a , r o z ło ż y ł się w naszych domach, b rał w szelkie dobro nasze, ja k ie mu się p odobało dla pożyw ien ia ludzi i koni. N ie sprzeciw ialiśm y się, k ie d y zabierano nam szaty i srebrne św ieczn iki, ze łzam i ty lk o b ła g aliśm y o lito ś ć ; ale k ie d y rozpasane żołd actw o rzu-
ciło się na nasze żon y i córki, cierp liw ość w yczerp ała s ię , zaczęła się b ija ty k a ; zraniono jed n eg o żołnierza, w ów czas inni zaczęli nas m ordow ać bez m iłosierdzia;
dom y nasze n ie ty lk o zrabow ano, ale w iększą ich część spalono, a k to k o lw ie k staw iał opór, został zam ordow any.
K o b ie ty i dzieci batam i w ypędzon o na puste pola ze sw oich siedzib... pastw iono się nad nami, ja k nie nad ludźm i. K ilk a n a śc ie trup ów pon iew ierało się niepocho- w an ych po ulicach W iś lic y , a m y, cośm y ocaleli, ratu
ją c się u cie c zk ą , z g ło d u um ieram y teraz.
— B ied ni w y ludzie! — zaw o łała księżn iczka J a d w ig a — biedni w y bardzo, ale n iesp raw ied liw ości w z g lę dem w as popełnione dojdą do uszu k ró la ; opow iem y mu w szystko, a on w ym ierzy wam spraw iedliw ość.
R a b b i sm utnie p o ch y lił g ło w ę i w yszep tał cicho:
— K r ó l ma k a ra ć nadużycia swojej m atki ro d zo n ej? B o ć to pod jej zarządem dzieją się te bezpraw ia.
N a tw arzyczce kró le w n y ro zlał się w yraz sm utku i pognębienia.
— N o, moja Jadziu — rzekła A n n a, obracając się do m łodszej siostry — nie w iele p om ogą sło w a nasze tym biedakom , a te kilkad ziesiąt bochen ków ch leba rozda
nych pom ięd zy nich, zaledw ie na kró tk o g łó d zaspokoją.
— O jciec nasz nie p op rzestałb y na tem — od p o
w ied ziała Jadzia — a nam trzeba działać ja k przystoi je g o córkom . W iesz, ja k a mi m yśl p rzyszła do g ło w y , kochana siostro?
A n n a spojrzała na tw arz p iękn eg o dziew częcia i p o trząsn ęła g ło w ą .
— M am y szk a tu ły napełnione naszym i w spania
ły m i posagam i; odd ajm y im to, co nam tak bezczelnie śmiano rzucić na odczepne. C zy każda z nas będzie m iała 300 kó p g ro szy c z y nie, w szystko nam je d n o ; a ta n ę
dza nie będzie na próżno w y c ią g a ć rą k do córek K a z i
mierza, kró la biednych.
rzew nieniem w p atryw ała się w jej rozanielone oblicze, u cało w ała jej p o liczki i rze k ła :
— T y przeznaczona jesteś na św ię tą ; w zniosła to m yśl, ale m usim y ją troszkę zm ienioną w czyn w p ro w a dzić; bo nie ostatni to są zapew ne nędzarze, k tó ry ch jeszcze spotkam y na naszej d rod ze; serca p ę k ły b y nam z żalu, g d y b y ś m y nic dla innych uczyn ić nie m o g ły.
R o zd zielm y te sk a rb y nasze na k ilk a części i niemi k o lejno obdarzać b ęd ziem y napotkaną niedolę.
Jadzia sp u ściła sm utnie g łó w k ę na piersi i w y szeptała :
— T y jesteś starsza, m oja siostrzyczko, i m ądrzej
sza odemnie, rozporządzaj ja k uw ażasz za najlepsze.
— Z acn y rycerzu — rze k ła w ów czas A nna, o b ra
cając się do Jaśka — rozkażcie w yd o b yć z w ozu sk rzyn k ę zaw ierającą nasze pieniądze, odliczcie z niej 100 kóp g r o szy i rozdajcie tym nieszczęśliw ym w im ieniu n aszego nieodżałow anego rodzica. A lb o lepiej złóżcie je do p o
działu na ręce te g o starca, k tó ry z nam i rozm aw iał przed chwilą.
Jaśko m ilcząc d op ełn ił rozkazu, o d liczy ł ioo kó p g ro szy i w rę czy ł je Salom onow i. K się żn iczk i p ragn ąc uniknąć podziękow ań, ro zkazały ruszyć orszakow i w d al
szą d rogę. W sz y s tk ie ręce p o d n io sły się do nieba, ze w szystkich piersi r o z le g ł się o k rzy k u w ielb ien ia, g d y orszak w y ru sza ł z zacieśn ion ego obozu i zb liżał się do przedm ieścia W iś lic y , ro zcią g ająceg o się na gip sow em w zgórzu, spadającem p o ch y ło do b rzeg ó w rzeki.
N a sam ym szczycie tej gip so w ej opoki, sterczał sta
ro żytn y, n iew ielk i k o śció łek , leżą cy już po za m urami m iasta, któ ry m i niedaw no K azim ierz o to czył n aoko ło W iś lic ę ; z dala w id ać b y ło w dolinie, w śród p yszn ych łą k zam ek w iślick i w tró jk ąt zbud ow any, z k tó re g o o b e cnie nie p o zo stały naw et fundam enta.
W śró d ryn ku w znosił się w sp an iały k o śc ió ł w stylu g o ty c k o - rom ańskim , zbud ow an y także przez zm arłego kró la na pam iątkę u kryw an ia się tutaj ojca, k tó reg o p o stać z kam ienia w y k u ta dotąd ozdabia ścianę zew nętrzną.
P r z y kościele, na tle b łęk itn ego nieba, ry so w a ła się o k a za ła kw ad ratow a dzwonnica, od dołu z ciosu, a w d ru g iej p o ło w ie z drobnych czerw on ych c e g ie łe k zbudo
w ana, obram ow ana u w ierzchu n ao ko ło w yk u tym i h e r
bam i w kam ieniu, na w ieczną pam iątkę ro d zin , k tó re swój grosz z ło ż y ły na jej budow ę. C ałe przedm ieście, aż do w spaniałej bram y, strzegącej m urów m iasta, przed staw iało k u p y zgliszcz, g d y ż cała ta część w arow n ego grod u, zam ieszkała przez żyd ów , b y ła św ieżo spalona.
G d zien iegd zie po rum ow iskach w łó c z y ły się gło d n e p s y i g rze b ią c w p o p io ła ch , w y c ią g a ły opalone kości, B ó g w ie do k o g o n a le żą c e ; gd zien iegd zie jak ieś utajone isk ry tliły się jeszcze w przyciesiach dom ów, a w iatr dym roznosił w o k o ło w raz z o b rzyd liw em i w oniam i ciał.
N igd zie nie p o k a zyw a ło się życie, nigdzie postać ludzka nie zam ajaczyła w śród te g o strasznego i w strę
tn ego pobojow iska.
R y c e r z Jaśko, chcąc skrócić królew n om , o ile m o
żn a , p rzyk re w rażenie teg o w id o k u , ro zkazał w ozom i kolasie jech a ć w yciągn iętym kłusem . T w ard a, g ip so w a opoka doskon ałą stan ow iła p o d ło g ę , i w ozy, raz d ostaw szy się na n ią , nie znajdując żad n ych przeszkód, sta cza ły się z g ó ry z n adzw yczajnym pośpiechem .
P rze b y to nareszcie to straszne pole rozpanoszonej śm ierci i ca ły orszak zn alazł się w k ró tce u otw artej b ra m y kam iennej miasta, wznoszącej się pośród dw óch w y sokich w ieżyc, sterczących w m urach otaczających W i
ślicę. B ram a b y ła na rozcież otw arta, n ik o go nie b y ło , a b y strze g ł w ejścia.
P rze b y to d łu g ą , k rętą u lic ę , zabudow aną m urow a
nym i domami i w yd o b yto się na ry n e k , k tó re g o bok
p o łu d n io w y zajm ow ała w spaniała k o le g ia ta ; u lice b y ły praw ie puste, a jeżeli gd zieś p o k a za ł się ja k iś p rze ch o dzień, to tw arz je g o ponura, w zro k spuszczony do ziemi, p o k a z y w a ły , że ludność m iasta p rzygn ęb ion a jest w ie lc e klęskam i.
N iespod ziew anie, na skręcie u licy, pokazał się je ź dziec na dzielnym koniu. B y ł to czło w ie k nie p ierw szej już m łodości, a stary, w yszarzany ku b rak, opasany rze m iennym pasem , u k tó reg o w isiała k a ra b e la , p o k a z y w a ły chudzinę jakąś. B ynajm niej jed n ak pokora nie przebijała się z oblicza jeźdźca. W ą s je g o już szp ak o w aty, p od k ręco n y do g ó ry z w ę gie rsk a , n adaw ał mu ju n acką m inę, a g łę b o k a szram a przez środ ek tw arzy zdradzała człow ieka, k tó ry m e da sobie w kaszę dm u
chać bezkarnie.
Jeździec zw olna zbliżał się do orszaku królew ien . O rszak ten w czasach, w któ rych okazało ść w podróżach b y ła na porządku dziennym , p rzed staw iał się w ięcej ja k skrom nie i szlachcic spojrzaw szy nań le k ce w a żą co , ja dąc sam ym środkiem ulicy, nie m yśla ł mu w cale ustą
pić z drogi.
— N a b o k ! — zaw ołał potężnym głosem K a czo ra , ostrzegając zb liżającego się jeźd źca.
— D la w szystkich rów na d ro g a — odparł zuch w ale szlachcic, opierając ręk ę na szabli.
— A le nie w szy scy są sobie rów n i — odparł ro z
g n ie w a n y K a czo ra — i nie w szystkim służą jed n akow e p rzyw ileje.
— P o lsk a szlachta w szystka sobie jest rów na — o d rzek ł w yn io śle szlachcic. — I k o g ó ż to ta k esko rtu jecie, że dw orzan ow i biskupa w ro cła w sk ie g o każecie się
usuw ać z drogi?
Jaśko u słysza w szy te słow a, popuścił cu g le kon iow i i w yp rzed ziw szy c a ły orszak, dotarł do zaw ad yaka i za
g lą d a ją c mu surowo w tw arz, z a w o ła ł:
— U stąp z d ro g i w aszm ość przed zbliżającem i się królew n am i, sierotam i naszego dobrego K azim ierza, bo je ż e li nie usłuchasz natychm iast, biada c i !
Tym czasem szlachcic p rzy g lą d a ł się rycerzow i.
— A le ż , je że li m nie pam ięć nie m yli — zaw o łał — m am przed sobą w aleczn ego rycerza Jaśka z Żarnow a, z któ rym razem odpieraliśm y Jad źw in gów z pod św ię te g o K r z y ż a przed dwudziestu laty.
— A c h , toś to ty za w a d y a k o ! — za w o ła ł Jaśko, w y c ią g a ją c rękę. — T y , d zieln y ch orąży L u b rań skiego, W o jc ie c h Chm ura!
— G rad o w a Chm ura, ja k m nie n azyw ają n iep rzy ja c ie le — od rzekł szlach cic, spiesznie usuw ając się na b ok i jednocześnie zdejm ując czapkę przed nadjeżdża- jącem i królew nam i.
Jaśko w y c ią g n ą ł r ę k ę , k tó rą Chm ura serdecznie uściśnął.
— G dzież m yślicie popasać, bo szkap y m acie p o m ęczone? — za p y ta ł poufale.
— G d zieżb y w yp ad ało odpocząć sierotom w ie lk ie g o kró la, ja k nie w zam ku w iślickim , w ystaw io n ym przez n ie g o ?
Chm ura zam yślił się na c h w ilę , na tw a rzy je g o od m alow ało się p ew n e zadziw ienie, następnie jeszcze w ię cej p rzy b liż y ł się do rycerza, i n a ch yliw szy się aż do ucha, r z e k ł:
— P o starej znajom ości, życzą c wam dobrze, szla
ch etn y panie, i szanując szczerze k rew p ły n ą cą w ż y ła ch sierot u kochan ego króla, nie rad ziłbym wam tam zajeżdżać.
— D laczego ?
— B o zam ek za jęty je st przez biskupa k ra k o w s k ie g o Zawiszę.
— C zyliż zam ek jest ta k m ały, że już nie pom ieści na parę go d zin naszego skrom nego orszaku?
—■ N ie jest ci on m ały, ale orszak Z aw iszy sk ła d a się przeszło ze stu koni, a g d y do te g o dodacie o rszak i panów Szafrań ców , K m itó w i w ielu innych to w arzyszą
cych mu, to się łatw o przekonacie, że pom ieszczenie tam kró lew ien je st niepodobne.
— Mój T y M ocn y B o ż e ! do czegóż to już p rzyszło w tej naszej ziemi, że dw ie ostatnie odrośle k ró le w sk ie g o rodu nie m ogą znaleźć strzechy gościnnej dla odpoczyn ku w p o d ró ż y ! A le ć w idzicie, m ości Chmuro, że cała parad a nasza sk ład a się zaled w ie z kilkunastu ludzi, m yślę w ięc, że trochę m iejsca się tam jeszcze dla nas znaleźć pow inno,
— A le ż dziesięć takich od d ziałkó w p om ieściłob y się jeszcze w zam ku w iślickim — za w o ła ł Chm ura — ty lk o , że tam już p ija ty k a trw a od trzech dni, rozm aite ka p ele cudzoziem skie gw arem napełniają p o w ietrze; ja k ieś tam w ęd ro w n e m instrele, czy ja k się tam n a z y w a ją , w y g r y w a ją na lutniach i śpiew ają pieśni, a tłum y spę
dzon ego ludu, to je st w ła ściw ie m łodych kobiet, n a p e ł
niają dziedzińce. O tóż w idzicie, mój Jaśku, w szystko to nie zdaje mi się b y ć stosowne dla oczów tych n ie w in n ych b iało głó w , k tó re m oże lekcew ażąco p rzy ję ła b y p i
jan a drużyna i d latego wam odradzam tam się k ie ro w a ć.
K r ó le w n y tym czasem , oczekując w kolasie k o ń ca rozm ow y, zaczęły się niecierpliw ić, co w id ząc Jaśko, s k ie ro w a ł kon ia ku nim i o d k ry w szy g ło w ę , r z e k ł:
— N ajm iłościw sze panie moje, odebrałem w ia d o mość, że na zam ek udać się nie będziem y m ogli, musi
m y w ięc rozbić nam ioty na b ło n iach N idy, lub udać się o ćw ierć m ili dalej do zam ku p ełczy sk ie go .
— C zy i w zam ku w iślickim mór zapanow ał? — za
p y ta ła księżn iczka Anna.
— G orzej ja k zaraza m orow a, m iłościw a pani, tam rozpasani na zb y tk i panow ie ucztują z Z aw iszą na c ze le .
N a tw a rzy królew n ej A n n y b ły sn ą ł w yra z oburze
nia, księżniczka Jadzia g o rzk o się uśm iechnęła.
f i