• Nie Znaleziono Wyników

Osobowość autora jako tworzywo literackie : na przykładzie komedii Aleksandra Fredry

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Osobowość autora jako tworzywo literackie : na przykładzie komedii Aleksandra Fredry"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Mieczysław Inglot

Osobowość autora jako tworzywo

literackie : na przykładzie komedii

Aleksandra Fredry

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 68/2, 21-40

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X V II I, 1977, z. 2

MIECZYSŁAW INGLOT

OSOBOW OŚĆ A K TO R A JA K O TWORZYWO LITERACK IE

NA PRZYKŁADZIE KOMEDII ALEKSANDRA FREDRY

1

Je d n ą z isto tn y ch zdobyczy najnow szej polskiej teatrologii było zw ró­ cenie u w ag i na in sp iru ją c ą literack o w agę zarów no konw encji insceniza­ cyjnych ja k i k o n k re tn y c h ró l oraz k o n k retn y ch postaci aktorskich. P o l­ ska teatro lo g ia k o n cen trow ała się w ostatn ich latach głów nie na b a d a ­ niu d ra m a tu rom antycznego i w ty m też zakresie odnotow ać m ożna jej najw iększe osiągnięcia, dokum entow ane cytow anym i często, klasycznym i już dzisiaj p racam i S tefan ii S kw arczyńskiej, Ire n y S ław ińskiej, Zbignie­ wa Raszewskiego, Ja ro sław a M aciejew skiego i innych. B yły to bowiem prace rozw iązujące w iele isto tn y ch problem ów genezy i s tru k tu ry tek stu literackiego.

P rzykład ow o rzecz biorąc, badaczy ro m an ty zm u od daw na in tereso ­ w ał pro b lem etycznej i psychologicznej złożoności c h a ra k te ru B alladyny. Z owej złożoności bow iem w y n ik a dopiero tragizm tej skądinąd jedn o­ znacznie zbrodniczej postaci. W poszukiw aniu literackiej genezy k rea c ji „tragicznego zbro d n iarza” w ysuw ano rozm aite hipotezy, najczęściej opo­ w iad ając się za in sp ira c ją Szekspirow ską i w iążąc postać B alladyny z postaciam i M akbeta i L ad y M akbet. Zbigniew R aszew ski zaproponow ał odm ienną drogę w y jaśn ien ia tej frap u jącej sp raw y i pow iązał genezę postaci ty tu ło w ej b o h a te rk i trag ed ii Słowackiego z osobowością i grą w y b itn ej francu sk iej a k to rk i, M arg u erite Georges г, odtw órczyni ro li ty ­ tułow ej w sztuce V ictora H ugo L u krèce Borgia, specjalnie n apisanej dla tej a k to rk i 2.

1 Z. R a s z e w s k i , O teatraln ym kształcie „Balladyny”. „Pamiętnik Teatralny” 1959, z. 1—3.

2 Tragizm postaci Lukrecji polegał, zdaniem V. H u g o (Théâtre. T. 1. Paris 1858, s. 4, 92—93), na tym, że była to osobowość łącząca w sobie sprzeczne cechy, takie jak „ohydna deprawacja m oralna” z jednej strony, a „wielkość królew ska” i „uczu­ cie m acierzyńskie” z drugiej. Taką ipostać mogła najpełniej przedstawić „panna G eorges”, aktorka łącząca „idealnie, w stopniu rzadko spotykanym , różne cechy sprzeczne, których jej rola w ym aga [...]. Jest wzniosła jak Hekuba i wzruszająca jak D esdem ona”.

(3)

Badania teatrologów doprow adziły w rezu ltacie do zasadniczej re w a ­ loryzacji poglądów n a sposób istnienia tek stu d ram atycznego i w s k r a j­ nych w ypadkach w iodły w k ieru n k u d eportacji d ram a tu poza o bręb l it e r a tu r y 3. Ta o sta tn ia koncepcja nie została w praw dzie pow szechnie p rzy jęta, niem niej jed n a k zgodnie uznano, iż te a tr je st d e term in an tem w spółtw orzącym a rty s ty c z n y k sz ta łt tek stu literackiego. U jaw n iającą się w tekście d ra m a tu d ialek ty k ę rela cji m iędzy lite ra tu rą a w idow i­ skiem te a tra ln y m p rzed staw ił ostatnio zwięźle J e rz y Ziomek:

W ieloautorski charakter dzieła teatralnego jest w łaściw ością przez dzieło literackie przewidzianą. Autor dramatyczny projektuje w idowisko, ale n aw et najbardziej z praktyką teatralną obeznany autor dramatyczny, najhojniej w y ­ posażający swój utwór w didaskalia, odstępuje część sw oich ;praw potencjalnej realizacji scenicznej. Z drugiej jednak strony autor dramatyczny często obdarza przyszły spektakl pew nym nadmiarem znaczeń, z których spektakl musi zre­ zygnować, czy spośród których m usi dokonać w yb oru 4.

R elacja poszczególnych członów owej dialektycznej opozycji k sz ta ł­ tow ała się w ró żnych epokach różnie i odm iennie w ygląd ał w poszczegól­ nych okresach sta tu s literack ości czy teatraln o ści w obrębie tek stu d r a ­ m atycznego. Badacze te a tru w yo d ręb n ili ostatnio trz y ty p y takiej r e ­ lacji. P rz y p ierw szym zak ładano sto su n ek podporządkow ania te a tru d ra ­ m atow i, przy dru gim ró w n o rzęd ne trak to w an ie obu sztu k jako p rzy sta ­ jących do siebie, choć ró żn ych w sw ej stru k tu rz e , w reszcie trzeci p ro ­ wadzi do p rzekształcenia d ra m a tu w jed en z licznych scenariuszy w ido­ w iska teatraln eg o 5.

W świadom ości tw órców epoki, w k tó rej pisał F red ro , dom inow ał drugi ze w spom nianych ty p ó w rela cji, o czym św iadczy nie tylko s tru k ­ tu ra em igracyjnego d ra m a tu rom antycznego. Konieczność liczenia się dram atopisarza z p raw a m i sceny, głów nie zaś z osobowością aktora, do­ strzegano rów nież w k ra ju . W spółczesny F red rze recen zen t pisał na m a r­ ginesie rela cji z w arszaw skiego sp ek tak lu C u d zo ziem c zy zn y :

3 Zob. S. S k w a r c z y ń s k a , Niektóre praktyczne konsekwencje teatralnej teorii dramatu. W: Wokół teatru i literatury. Warszawa 1970.

4 J. Z i o m e k , S em iotyczne problem y sztuki teatru. „Teksty” 1976, nr 2, s. 14—15.

5 Zob. D. R a t a j c z a k , Teatr i dramat. „Nurt” 1975, nr 11, s. 36: „Na m iejsce dominacji dramatu bądź teatru pojawia się m oment organicznej prawie współpracy, której najbardziej widom ym przykładem m oże być pojawiająca się jako w ynik tego rodzaju układu metoda w spółtw orzenia teatru i literatury dramatycznej. [...] Cha­ rakterystyczna jest przy tym śeisła współzależność pomiędzy konstrukcją poszcze- gólnych dramatów a ukształtow aniem sceny bądź m ożliwościam i, jakim i dyspono­ w ali konkretni autorzy. Tekst pisany bow iem w ścisłej współpracy z teatrem, powstający niejako w jego obrębie, w ykazuje podporządkowanie się architekturze teatru, respektuje prawa sceny, w pisany byw a niejako w dekorację, w kostium, w aktora, jednym słow em — w strukturę określonego w idowiska. Oczywiście sy tu a ­ cja taka z góry zakłada podleganie wzajem nym w pływom i tak jest w istocie: dramaturg ulega określonym m odelom teatru, pisząc dla ich potrzeb i bardzo często sięgając po gotowe wzorce fabularne dla scenicznej obróbki [...], a teatr z kolei poddany zostaje presji konw encji literackich i schematom literackiego m

(4)

yślenia'’-Pisarz m ieszkający w stolicy m a tę zawsze w yższość nad nieobecnym, że jest w stanie wykrywać wrodzone usposobienie m iejscowych aktorów; i można powiedzieć, że mający ową zdolność, która jest jednym z głównych warunków dla pisarza dzieł dramatycznych, [...] mógłby utworzyć komedię, która lepiej byłaby przyjm owana od w szystkich dotychczas g ra n y ch 6.

J a k widać, k ry ty k uzależniał w artość tek stu dram atycznego od uw z­ ględnienia osobowości jego te a tra ln y c h w ykonaw ców . Pojaw ienie się tej uwagi w kontekście om aw iania w arszaw skiego sp e k ta k lu znanej kom edii F re d ry mogło jednocześnie sugerow ać, iż b y ła to k ry ty czn a uw aga pod adresem tego niestołecznego przecież pisarza. Z subiektyw nego p u n k tu w idzenia recen zen ta — uzasadniona, ale obiek tyw n ie rzecz u jm u jąc — wielce niespraw iedliw a.

Bo F re d ro n ależał (obok d ram ato p isarzy ro m antycznych, a także obok Józefa Korzeniow skiego) do tych tw órców , k tó rz y b u d u jąc tek st litera c k i ściśle w spółpracow ali ze sceną. O czywiście — w w ypadku F re d ry była to głów nie scena lw ow ska 7. Sw em u p rzek on an iu o konieczności takiej w spółpracy dał w y raz w autobiografii:

Powziąłem przekonanie, wzm ocnione z czasem, że nie ma dzieła dram a­ tycznego, jakkolw iek ono dokładnie jest zakreślonym , które nie potrzebowałoby dalszego rozwinięcia i uwydatnienia dobrą grą aktorów. Dlatego m ówią we Francji: c r é e r u n r ô l e . I słusznie. Aktor przetwarza m yśl w c z y n 8.

W yznanie pisarza m ożna uznać za sw oistego ro d zaju podsum ow anie jego od lat trw ają ce j p rak ty k i. J a k w ynika np. z listu F ranciszka K isie­ lińskiego do F re d ry (z 12 X 1822), rolę D on K ich ota pisał on dla Alojze­ go Ż ó łkow skieg o9. W liście zaś H en ry k a F re d ry do b rata (z 15 III 1824) czytam y:

Teraz wkrótce mają grać [we Lwowie] Nowego Don Kiszota, a potem Męża i żonę. M ówiłem Kam ińskiem u o rozdaniu ról; przyrzekł, że tak będzie, jak

6 Hec. A. F r e d r o , Cudzoziemczyzn a. „Kurier P olsk i” 1830, nr 75, s. 384. 7 Zob. B. L a s o c k a , Teatr lw o w s k i w latach 1800—1842. Warszawa 1967, s. 258—262.

8 Cyt. za: B. Z a k r z e w s k i , „Autobiografia” Aleksandra Fredry. „Prace Literackie” t. 13 (1971), s. 128. Szacunek dla literatury przejawiający się w spro­ wadzaniu gry aktorskiej do twórczego uzupełniania zam ysłu autora był form ułą akceptowaną w ów czesnym teatrze lw ow skim . Św iadczy o tym wypowiedź tytułow ej bohaterki pozytywnej, Kloryny, w kom edii J. N. K a m i ń s k i e g o Czy to we śnie, czy na jawie, czyli Ostatnia rola aktorki (Bibl. Ossolineum, rkps 10.586/1, k. 97): „Zdawało m i się, jak to jest wzniosłą, szczytną chwałą idealne pom ysły w ielkich autorów urzeczywistnić, jaką to jest dla kraju i ludzkości zasługą temu, co jeniusz pom yśli i co w m yśli sw ojej pojmie, dać w yraz i kolor, dać życie, uczucie i dać przedstaw ienie ucieleśnienia, rzeczyw iste! Jaką to jest rozkoszą za­ chwycać się m yślą twórczego autora i to zachw ycenie w łasnym uczuciem i w łasną m yślą swoją obudzić w tych, co na nas patrzą i nas słuchają!”

9 Cyt. w edług A. F r e d r o , P ism a w s zystk ie. Wyd. krytyczne. Opracował S. P i g o ń . T. 14. Warszawa 1976, s. 334. Z tej edycji pochodzą w szystkie cytaty z utworów A. Fredry, przytoczone w niniejszej rozpraw ie (szczegółowa lokalizacja w nawiasach bezpośrednio po cytatach).

(5)

sobie życzysz; w jednym przypadku: gdyby Starzewska bardzo była słaba, Kamińska jej m iejsce za stą p i10.

T ea tra ln e zainteresow ania kom ediopisarza były dobrze znane lw ow ­ skim aktorom . Jed en z nich, Leon Rudkiew icz, zw racając się do F re d ry w spraw ie p rzesłania egzem plarza Ciotuni, dodaw ał: „prosim y o w łasno­ ręczne w yznaczenie ról, tak ja k JW -u P a n u najlep iej zdawać się b ę­ dzie” 11. W iem y też, że m łody podówczas a k to r Bogum ił Daw ison ko­ rzy sta ł z r a d pisarza przy kreo w an iu roli G u c ia 12. W ielbiciel ta le n tu F re d ry i jego w spółpracow nik, kom pozytor F ranciszek M irecki, w liście z 7 V 1836 w yznaw ał:

szczerze mówiąc, znalazłem w iele poetów m iędzy młodzieżą polską, ale żad­ nego, któren by na wzór J.W.J. Pana Dobr. znał efekt teatralny i był tyle prze­ jęty uszykowaniem dramy 1S.

W spółpracę F re d ry z te a tre m zauw ażyli rów nież ówcześni p am iętni- karze. To oni w łaśnie w ysunęli pogląd o in sp iracji w y b itn y ch osobowości ak to rsk ich w procesie tw orzenia przez pisarza postaci kom ediow ych. L udw ik Jabłonow ski w spom inał:

Kom edie Fredry były pisane dla tych aktorów, oni je sam i w m yśl autora poczęli, oni zarysy działających osób nakreślili, oni dali mu swoje pojęcie o sztuce i znajomość tajem nic sceny. On to w odwet dał ciało ich myślom, w lepszego towarzystwa odział go szaty i ożywił go swym dowcipem , a to po­ dwójne życie, spłynąw szy w jedną całość, utw orzyło piękne dzieło sztuki. We w szystkich jego komediach główne role to nie żadne urojone osobistości, ale Benza, Nowakowska, Kamiński, dla własnej rozrywki w dobrym humorze usnu- tą intrygę przeprowadzający podług natchnienia 14.

Podobnie sądził W ładysław Zaw adzki:

Pisał on [tj. Fredro] sw e kom edie um yślnie dla sceny lw ow skiej i mocno się przedstawieniem ich interesował. Sam dawał wskazówki artystom i z nimi przeprowadzał próby, a naw et pisząc sw e sztuki miał wzgląd na szczególne w łasności talentu aktora, dla którego tę lub ow ą rolę przeznaczał, i z góry już się do tego stosował. Pod jego też okiem wyuczone, były kom edie jego na scenie lw ow skiej przedstawiane tak doskonale jak nigdy nigdzie podobno; był on bo­ w iem wym agający i dopóty nie dopuścił przedstawienia, dopóki próby nie od­ pow iedziały zupełnie widokom autora 15.

W nekrologu W italisa Sm ochowskiego, pióra K onstantego Bor ej ki, przeczytam y z kolei:

10 Cyt. według: F r e d r o , op. cit., t. 14, s. 353. 11 Cyt. jw., s. 472.

12 Zob. B. D a w i s o n , Dziennik. W przekładzie i opracowaniu E. M i s i o l- k a. W: Wspom nienia aktorów. Opracowanie S. D ą b r o w s k i e g o i R. G ó r ­ s k i e g o . T. 1. Warszawa 1963, s. 282.

13 Cyt. według: F r e d r o , op. cit., t. 14, s. 510.

14 L. J a b ł o n o w s k i , Pamiętniki. Opracował oraz w stępem i przypisami opatrzył K. L e w i c k i . Kraków 1963, s. 50.

15 W. Z a w a d z k i , Pamiętniki życia literackiego w Galicji. Przygotował do druku, w stępem i przypisami opatrzył A. K n o t . Kraków 1961, s. 52.

(6)

Fredro [przyznawał się, że w iele ze swoich sztuk pisał mając przed oczyma N ow akow skiego i Smochowskiego, dla których z góry przeznaczał role i w y ­ obrażał sobie w nich obu artystów jako najlepszych przedstaw icieli na scenie 1?.

Z e m sta zrosła się z osobowością ak to rsk ą Ja n a N epom ucena N ow a­ kow skiego ta k silnie, iż — zdaniem w spółczesnych — śm ierć a k to ra zrodziła jak o b y u F re d ry przekonanie o nieuchronności klęsk i scenicznej tej w y b itn ej kom edii. W incenty R apacki pisał:

S tary Fredro na czele inteligencji Lwowa szedł za jego pogrzebem i, jak w ieść niosła, miał się wyrazić, że razem z nim i Zem stę pogrzebać trzeba 17.

2

Na czym polega w pływ osobowości ak to ró w te a tru lwowskiego na k s z ta łt kom edii F re d ry ? W pływ n a pewno ograniczony i w brew cyto­ w an y m tu ta j uogólniającym sądom ów czesnych nie określający bez resz ­ ty literack ieg o i św iatopoglądow ego bogactw a utw orów , a le przez to nie m niej w ażny. W jak i sposób p rzejaw ia się ow a insp iracja w literackiej budow ie postaci np. „dam ” czy „h uzaró w ”, a następn ie G ustaw a, L u d - m ira, C ześnika czy R ejenta? Zanim podejm iem y próbę częściowej p rzy ­ na jm n ie j odpow iedzi na to py tan ie, w arto zastanow ić się n a d tru d n o ścia­ m i, ja k ie to w arzyszą badaczow i, k tó ry zam ierza em pirycznie zw eryfiko­ w ać praw dziw ość cytow anych przekazów źródłow ych tra k tu ją c y c h o om a­ w ian y m zagadnieniu.

N a początek sp ró b u jm y określić obiekt badania, czyli w spom nianą już tu ta j k ilk a k ro tn ie osobowość ak to rsk ą. Posłużym y się, zgodnie z poglą­ dam i n iek tó ry ch psychologów, tą teorety czn ą k o n stru k c ją naukow ą jako p re te n d u ją c ą do stru k tu ra ln eg o opisu sposobu bycia i funkcjonow ania organizm u psychofizjologicznego nazyw anego osobą ludzką. E lem entam i osobowości będą dalsze teorety czne k o n stru k cje, takie jak: c h a ra k te r i tem p e ra m en t, uzdolnienia i inteligencja, cechy fizyczne — tw orzące e k sp re sy jn y a sp ek t jednostki i jej zachow ania się 18. Jednocześnie będzie to osobowość społeczna, w ty m sensie, że rozpoznaw alna w trakcie re a li­ zacji społecznie określonych reg u ł postępow ania 19. Interesow ać nas bę­ dzie przed e w szystkim część reg u ł w spółtw orzących tzw. osobowość k u l­

16 К. В о г e j к o, Witalis Smochowski. „Tygodnik Ilustrow any” 1888, nr 65, s. 50.

17 W. R a p a c k i , Szkice teatralne. Rozdz. D w aj dyrektorowie. W: Histrioni. Pow ieść z czasów Dioklecjana. Kraków 1906, s. 231.

18 Zob. J. N u 1 1 i n, S truktura osobowości. W arszawa 1968, s. 40—45. Wybór koncepcji Nuttina jest na pewno wyborem arbitralnym, ale uzasadnionym w chwili, gdy wśród psychologów nie ma zgody co do statusu teorii osobowości (zob. W. Ł u- k a s z e w s k i , Osobowość: struktura i funkcje regulacyjne. Warszawa 1974).

19 Jak pisze Z. Ł a p i ń s k i (O kategorii osobowości w badaniach literackich. „Roczniki H um anistyczne” t. 19 <1971), s. 285), „różne sytuacje prowokują realizację różnych stron naszego »ja«. I to według określonych społecznie reguł. Osobowość to nic innego, jak sposób posługiw ania się owym i regułami. Z jednej strony zatem

(7)

tu ra ln ą, czyli „trw ałe stan y świadomości i trw ałe dyspozycje p rz e ję te przez jednostkę i u trw alo n e w procesie a k u ltu ra c ji” 20. W śród dyspozycji istotne znaczenie przypadnie tzw. k o n s ty tu c ji21 (indyw idualnym w a ru n ­ kom zew nętrzn y m w yróżniającym sta tu s osobowości aktorsk iej na tle ogółu osobowości tw órczych. Z dając sobie spraw ę, że nie m ożem y m ieć k o n tak tu z osobowością żyw ych aktorów , tylko w przybliżeniu będziem y w stanie w śród godnych uw agi cech w yróżnić te, k tó re w iązały się z konw encją te a tra ln ą (np. reg u ły aktorskiego emploi), od tych, k tó re były w yrazem indyw idualnego w kładu Antoniego Benzy, Now akow skiego czy Smochowskiego. Ale osobowość tych w y b itny ch indyw idualności m ogła oddziaływ ać nie tylko w k ręg u sp raw tea tra ln y ch . N ow akow ski — bliski znajom y F re d ry — m ógł inspirow ać pisarza nie ty lk o jako ak to r.

P o praw ie 150 latach, p rzy ogrom nym n ied o statku m ateriałów m ono­ graficznych (np. dokum entujących lw ow skie inscenizacje sztu k F re d ry ) i przy b rak u opracow ań pośw ięconych w ym ienionym aktorom , p o d jęty przez nas problem stw arza szczególne trudności badaw cze. W arto go jed n a k wziąć na w arsztat.

3

Inscenizacjom D am i huzarów w X IX w. tow arzyszyła istotna różnica zdań przy ocenie gry ak to rek obsadzonych w rolach sióstr M ajora: Orgo- now ej, D yndalskiej i Anieli. I tak np. w P oznaniu Izabela M ajew ska odtw arzająca postać O rgonow ej „nie podobała się »cieniow aniem głosu, niekiedy zbyt ucho rażącym i p rzenikliw ym «” 22. W teatrze lw ow skim M arcelina E kerow a raziła k ry ty k ó w „ostrym i ru ch am i i rubasznym , su ­ row ym akcen tem d y k cji” 23 i w roli A nieli nadaw ała sw ojej grze „ ja sk ra ­ w ą b arw ę wesołości” 24. Z kolei k ry ty k te a tru w arszaw skiego narzekał, że „ a rty stk i nie um ieją oblec d y sty n k cją kom iczności i po padają w tr y ­ w ialność często” . Ale dodaw ał zarazem , iż „do takiego zb yt jaskraw ego podniesienia k o lo ry tu ro li p. A nieli przyczynił się w jednej sy tu a c ji a rty s ta p rzedstaw iający ro tm istrz a ” . K ry ty k przyjm ow ał n astępujące założenie:

Dzieła takiego jak Fredro mistrza posiadają sam e przez się tyle dowcipu i humoru, nie tylko w frazesach, lecz i sytuacjach, że należy je tylko wiernie

rola społeczna, z drugiej zaś — styl w ypełniania owej roli. Przed konwencją spo­ łeczną nie ma ucieczki. N aw et naruszanie reguł odbywa się zgodnie z innym ze­ społem reguł”.

20 A. J a w ł o w s k a , Osobowość kulturalna w społecze ństw ie socjalistycznym. „Studia Pedagogiczne” t. 34 (1975), s. 56.

21 Zob. N u 11 i n, op. cit., s. 40.

22 Z. G r o t , Dzieje sceny polskiej w Poznaniu. 1782—1869. Poznań 1950, s. 95. W zm ianka dotyczy spektaklu z r. 1838.

23 S. P e p ł o w s k i , Teatr Polski w e Lwow ie. T. 1. Lwów 1889, s. 236. W zmian­ ka dotyczy gry aktorki w r. 1854.

(8)

w ykonać, ażeby w yw ołać efek t pożądany — przesada w szelka nie powinna w nich m ieć udziału, albowiem zamiast podnieść, obniży sytuacje d a n e25.

Z d ru g iej jed n a k s tro n y m nożyły się głosy w skazujące na n iedo statek h u m o ru w inscenizacjach D am i huzarów 26 oraz na kłopoty z obsadą tak „ k a ry k a tu ra ln y c h ” p o s ta c i27.

O pinie X IX -w iecznej k ry ty k i św iadczyły o rodzeniu się in te rp re ta c y j- no-inscenizacyjnego dylem atu , k tó ry od tam ty ch la t po dziś dzień to­ w arzyszy scenicznym dziejom tej kom edii. Pow stało m ianow icie pytanie, czy D am y i h u za ry m iały być heroiczno-żołnierskim d ram atem , czy za­ b aw ną k p in ą z przygód sta ry c h wojaków . T endencja do trak to w an ia sz tu ­ ki jak o d ra m a tu zaczęła się rozw ijać b u jn ie na progu dw udziestolecia 28. W y stępu jąc z jej k ry ty k ą Tadeusz B oy-Żeleński dostrzegł dw a przeciw ­ sta w n e rozw iązania pozytyw ne. Jego zdaniem m ożna było odczytać ten u tw ó r w sty lu „klasyczno-kom ediow ym ” (czyli, jak b y śm y dziś pow ie­ dzieli, w konw encji saty ry czn ej) i w ted y należało podkreślać „całą os­ chłość, fałsz i obrzydliw ość stosunków rodzinnych” 29. Ale m ożna było rów nież potrakto w ać D am y i huza ry na p raw ach krotochw ili, czyli gro ­ teskow ej p a ra d y zabaw nych fig u r i śm iech budzących perypetii. Tę o sta t­ nią m ożliwość uznał k ry ty k za bliższą F red rze i dlatego z uznaniem po­ w itał inscenizację S tefana Jaracza w w arszaw skim T eatrze A teneum z r. 1931, program ow o zryw ający m z patriotyczn o-narod ow ą tonacją n ie ­ k tó ry c h poprzednich w ystaw ień.

O statn ie trzydziestolecie przyniosło w znow ienie sp o ru na innej nieco płaszczyźnie. O kreślił ją i opisał znakom icie S tanisław Pigoń, opow ia­ dając się za odczytaniem kom edii w duchu realizm u i h u m o r u 30. Ale te n realisty czn y p o stu lat badacza przem inął na ogół bez echa. Św iadczy

25 A 1., Teatra warszawskie. „Dziennik W arszawski” 1866, nr 275, s. 260. Podob­ ne głosy odnotow ali S. D ą b r o w s k i i R . G ó r s k i (Fredro na scenie. War­ szaw a 1963, s. 63, 64), opisując grę krakowskich aktorek w latach 1843 i 1863.

2e Zob. rec.: A. F r e d r o , Damy i huzary, „Afisz Teatralny” 1871, nr 27. 27 Zob. В. O., Teatr stanisławowski. „Gazeta Narodowa” 1867, nr 75, s. 3. 28 K om entując galową inscenizację Dam i huzarów w warszawskim Teatrze Narodowym w r. 1925 (na stulecie premiery), T. B o y - Ż e l e ń s k i (Obrachunki fredrowskie. Cyt. w edług wyd. w opracowaniu H. M a r k i e w i c z a . Warszawa 1954, s. 254), pow ołując się na opinię Stefana Jaracza stwierdzał: „Celebruje się Fredrę od św ięta, mrozi się go jakąś nieokreśloną bliżej tradycją, jakimś tajem ni­ czym s t y l e m , konserwuje się wszystko — tylko nie w esołość. [...] Kiedy przed kilku laty Teatr Narodowy zamierzył w ystaw ić Damy i huzary, zaczęto od tego, że w ezw ano na radę najtęższego specjalistę od historycznych mundurów. [...] Mundur w ysunięto na pierw szy plan, jako relikw ię historyczną — mundur napoleoński!

29 Ibidem, s. 255. Na tem at „odskoku” od „uświęconej tradycji, od aureoli m un­ duru i jego w łaściciela”, która dominowała przed r. 1930, zob. D ą b r o w s k i , G ó r s k i , op. cit., s. 67.

30 S. P i g o ń , W gościnie u pana Majora. W: W pracowni Aleksandra Fredry. W arszawa 1956. Teza o realistyczno-kom icznej w ym ow ie komedii została ostatnio w zm ocniona przez wydobycie obscenicznych aluzji zawartych w tekście Dam i hu­ zarów. Zob. M. I n g 1 o t, Sprawa końska w utworach Aleksandra Fredry. „Litera­ tura” 1976, nr 52/53.

(9)

0 tym pom ysł Jaro sław a M arka Rym kiew icza, k tó ry w sw oich U łanach (1975) uznał za w skazane w ystąpić z parodią Dam i huzarów jako n a ro ­ dowej d ram y o żołnierzu i dziewczynie.

Biorąc pod uw agę sform ułow aną pow yżej tezę o w spó łpracy pisarza z te a tre m lw ow skim , w a rto zapytać, czy analiza osobowości a k to rsk ic h prem ierow y ch w ykonaw czyń postaci — O rgonow ą grała A nna Salow a, D yndalsk ą A polonia K am ińska, A nielę zaś A niela S tarzew sk a — pozwo­ li n a m rzucić św iatło na sta tu s tych postaci w utw orze.

W ykonaw czyni ro li n a jsta rsz ej z sióstr, O rgonow ej, w r. 1825 m ia ła 42 lata, b y ła w ięc także n a jsta rsz ą z akto rek g rający ch „d am y ” .

Cieszyła się wśród publiczności lw ow skiej powodzeniem dzięki trafnemu kreśleniu charakteru starych, kłótliw ych kobiet i matek komicznych, choć spo­

tykała się z zarzutem, że „zazwyczaj gra przesadnie” 31.

Jabłonow ski o k reślił ją m ianem „m istrzy n i w k a ry k a tu rz e ” 32. G ry ­ w ała role cw anych, ale m ało in telig en tn y ch kum oszek (G łupiołebska w M ałom ieszczanach A. K otzebuego, w r. 1822), a także role zgryźliw ych s ł u g 33. J a k pisał K arol E streich er, „Salow a w sztuce Pojednanie (1819) 34 w ro li s ta re j i k łó tliw ej klucznicy była d o b rą” 35. Z ró l F red ro w sk ich g ry w ała ponadto U rszulę w G w ałtu, co się dzieje i D obrójską w Ś lub ach panieńskich.

W ykonaw czyni ro li D yndalskiej, m łodsza o 9 la t od Salow ej A polo­ n ia K am ińska —

Była niska, pulchna, bez najmniejszego powabu, o cienkim, piskliw ym gło­ sie. Talent nie był to spontaniczny. W szystkie braki nadrabiała pilnością i p r a cą 3e.

Odznaczała się „w y razistą m im iką tw arzy i dobrze opanow aną m im iką g e stu ” 37, „m ocnym w yrazem tw a rz y ” 38. G ry w ała przew ażnie role t r a ­ giczne (Lady M akbet, Bona w Barbarze R adziw iłłów nie), ale m iała na sw ym koncie kilka ró l F redrow skich. Lw ów w idział ją m ianow icie w p re ­ m ierow ych ro lach Szam belanow ej, P odstoliny i Ciotuni.

Ju ż z dotychczasow ego om ów ienia w ynika, że prem iero w a obsada D am 1 huzarów dobrana b yła przez inscenizatorów w niew ąptliw ej in ten cji podkreślen ia ak cen tó w farsow ych i k a ry k a tu ra ln y c h . T ek st w ychodził w y raźn ie naprzeciw tak im efektom eufonicznym i m im icznym . Spór m iędzy dam am i a h u zaram i był — w ek sp resji scenicznych środków

31 Sło wnik biograficzny teatru polskiego. 1765— 1965. Warszawa 1973, s. 623. “ J a b ł o n o w s k i , op. cit., s. 52.

38 K. E s t r e i c h e r , Teatra w Polsce. T. 3. Kraków 1879, s. 235. 34 Zob. L a s o c k a , op. cit., s. 355.

85 E s t r e i c h e r , op. cit. 36 L a s o c k a , op. cit., s. 214.

87 Polski słownik biograficzny. T. 11, s. 554.

88 F. K. P r e k, Czasy i ludzie. Przygotował do druku, w stępem i przypisami opatrzył H. B a r y c z . W rocław 1959, s. 33, przypis 11.

(10)

w yrazu — pojedynkiem n a głosy. D am y, dążąc do jego zwycięskiego za­ kończenia, obficie szafow ały e fek tam i ruch o w y m i i m im icznym i, łącznie ze „spazm am i m odnym i” . Jednocześnie zostały zróżnicow ane i sk o n tra - stow ane c h a ra k te ry dw óch sió str. O rgonowa, niegdyś najb ardziej m a ję t­ na, prezentow ała się jako osoba szczególnie pew n a siebie. D yndalska, zależna od siostry, jako uboższa, a zarazem m łodsza, w yzw alała swoje p rete n sje do św iata w ciągłym d ram aty zo w an iu sy tu a c ji i u staw icznym in try g o w an iu , p rzy czym m ogły u jaw nić się jej ta le n ty jako a k to rk i tr a ­ gicznej. Orgonowa została w ystylizow ana n a b abę g łupią i ograniczoną, n ato m iast D yndalską w yposażył pisarz w zdolność do sofistycznego ro zu ­ m ow ania, brzm iącego wów czas p rete n sjo n a ln ie w u sta c h kobiety (akt I, w. 151— 162), a zarazem prow adzącego do kom icznych w niosków (zob. a k t II, sc. 12).

K iedy F re d ro ch arak tery zo w ał sio stry M ajora: „jedna starsza i g ru b ­ sza od d ru g ie j” , to takie połączenie w ieku i tuszy w ym agało dalszego dobitnego sk on trasto w an ia. P ożądany k o n tra st m ożna było osiągnąć dzięki A nieli Starzew sk iej, 27-letniej wówczas aktorce, o 15 la t m łodszej od S a­ low ej, a o 6 od K am ińskiej. S tarzew ska była ak to rk ą „szczupłą, zgrabną, o klasycznych rysach, dużych, czarnych oczach” 39. G ryw ała role p ierw ­ szych am a n tek , m. in. H eleny w Panu Jo w ia lskim i K la ry w Ślubach panieńskich. Mimo że w ystępow ała często w tragediach, była typow ą a k to rk ą d ram y , gdyż „jej postacie nie b y ły a n i podniosłe, a n i bohaterskie, ty lk o ckliw e” 40.

J a k w iem y, A niela z D am i huzarów była jed y n ą p ann ą w śród sióstr. Z nając re a lia biografii i w yglądu g rającej ją ak torki, m ożna by p rzy ­ puszczać, że F red ro zam ierzał w jej osobie przedstaw ić nie zgryźliw ą sta rą pannę, lecz raczej m łodą jeszcze kobietę, k tó ra za w szelką cenę chce w yjść za mąż. I ten fa k t tłum aczy np. jej pasję w dem askow aniu poczy­ n a ń porucznika jako szczęśliwego kochanka Z o f ii41. Jednocześnie ta F red ro w sk a b oh aterk a o w ym ow nym przecież im ieniu nie om ieszkała w p rete n sjo n a ln y sposób podkreślać sw ej, być może udaw an ej, p an ień ­ skiej niew inności (słynne: „ Ja słyszałam , ale nie rozum iałam ; w szystkiego jeszcze zrozum ieć nie m ogę” ; a k t III, w. 335— 336), żywo k o n tra stu ją ce j ze w ścibstw em podglądaczki. S tylizacja na cnotliw ą panienkę, najm oc­ niej ujaw n io n a w akcie III, k o n trasto w ała rów nież ze znaną już odbior­ cy sceną 17 a k tu II, sły n n y m sam na sam z R otm istrzem . Była to scena p ełna dw uznaczników , zakończona obietnicą w spólnej w izyty w stajn i. W arto przypom nieć, że R o tm istrza g rał A ntoni Benza, późniejszy w y ­ konaw ca ro li Gucia, m istrz w k reacjach tzw. am antów lekkich, o czym w in n y m m iejscu w ypadnie szerzej powiedzieć. Tu ograniczym y się do

39 L a s o c k a , op. cit., s. 215. 40 Ibidem, s. 216.

41 „A ja mówiłam, ja mówiłam, że ten Porucznik niebezpieczny. Ja wiem , co to porucznik!” (akt III, w. 293—294).

(11)

stw ierdzenia, że sceniczne p a rtn e rstw o a k to ra o w alorach a m a n ta o raz m łodej „ starej p a n n y ”, stylizow anej n a „pierw szą n aiw n ą” , w isto tn y sposób w zm acniać m usiało w y b itn ie farso w y efek t całości.

O m aw iając sceniczne w alory postaci A nieli w arto w spom nieć o ro ­ dzaju dykcji g rającej ją ak to rki. S tarzew sk a słynęła z m onotonnej de­ klam acji, co p rzy w spom nianej poprzednio ckliwości raziło w rolach t r a ­ gicznych. Ale te cechy m ogły okazać się zaletam i w Damach i h uzara ch . N ajpierw dlatego, że ckliwość głosu żywo k o n trasto w ała z p ik an te rią sy ­ tuacji, na k tó re przychodziło ak to rce reagow ać (m. in. w akcie II, sc. 17). Po drugie dlatego, że głos S tarzew sk iej-A n ieli m usiał, podobnie ja k i cała postać, żywo kontrastow ać z eufonią kw estii pozostałych sió str — patetyczny ch i w rzaskliw ych. T ym sam ym jed n ak całe trio m ieściło się bez reszty w n iew ątpliw ie farsow ej p a rty tu rz e , jak ą w spółtw orzyły w Da­ m ach i huzarach role kobiece.

4

Albin stoi p rzy p raw ej stronie sceny, przy nim siedzi p rzy stole pierwsza K l a r a , druga A n i e l a , trzecia D o b r ó j s k a , robótkami zajęte. G u s t a w wchodzi i skło niw szy się, sta w ia krzesło na środku; siada obrócony do parteru, trochę na przodzie sceny. — G u s t a w w te j scenie m ów i z roztar­ gnieniem, aby ty lk o co mówić, z początku sw oim ubiorem zajęty.

Z przytoczonych tu didaskaliów sceny 9 a k tu I Ś lu b ó w panieńskich niedw uznacznie w ynika, kto będzie głów nym b o haterem m ających n a s tą ­ pić zdarzeń. Uw aga widza m usi być skupiona na G ustaw ie. On to będzie prow adził rozm ow ę z paniam i (18 w ersów — w p orów naniu z 4 w ersam i Albina!). G ustaw też zaśnie w k u lm in acy jn y m punkcie rozm ow y i scenę 9 skończy drzem ka na krześle.

Kom izm tej sceny polega na ko ntraście m iędzy in ten cją jej b o h atera, zam ierzającego olśnić „ p a ra fia n k i” b łyskotliw ą salonow ą rozm ow ą i zna­ jom ością w ielkośw iatow ej etyk iety , a re z u lta te m ow ych poczynań, sta ­ now iących zaprzeczenie jakichkolw iek zasad dobrego w ychow ania. Isto t­ n ą rolę odgryw a tu ironia zdarzeń. W idz wie, że sen Gucia jest efektem całonocnej h u lan k i i żartobliw ą k a rą w ym ierzoną trzpiotow i przez los.

Rolę Gucia zagrał w teatrze lw ow skim po raz pierw szy Benza. Otóż w yd aje się, że w łaśnie scenę 9 zawdzięczać m ożna F redrow skim obser­ w acjom scenicznych osiągnięć i ró l tego w ybitnego ak to ra.

W komedii K t o pierwszy, ten lepszy Benza (Pustacki) jak w iele scen za­ niedbywał, tak inne trafną i piękną grą oznaczał. Scena, w której drzymie, i następnie z Rapaksem i jego córką były Benzy g o d n e42

— pisał E streich er. F ra p u ją c a tego k ry ty k a , a n iew ątp liw ie i współczes­ nych F red rze scena drzem ki na krześle m iała w e w spom nianej kom edii pióra J. V iala decydujące znaczenie. R ozstrzygały się w niej losy dwóch

(12)

ryw ali, cnotliw ego W alerego i u tracju sza Pustackiego, ubiegających się 0 rękę Em ilii Bogackiej. O zdobyciu ręk i pan n y m iał zadecydow ać w ynik wyścigu na dystansie 4 mil, dzielących stolicę od siedziby ojca panny. Obaj ryw ale pilnow ali się n aw zajem i podczas pobytu w „oberży” (w isto­ cie był to dom R apaksa, rządcy m a ją tk u Bogackiego) nie spuszczali z sie­ bie oka, czekając, aż jednego z nich zm orzy w trak cie rozm ow y sen. S p o t­ kało to w końcu P ustackiego. Został on p rzekonany (przez sprytnego służącego im ieniem Szpaczek), że „o b erży sta” R apaks je st p rzy b ra n y m ojcem Em ilii. T ym sam ym przestało m u zależeć na pilnow aniu W alerego. Przeciw nie — s ta ra ł się jak najszybciej doprow adzić do odjazdu ry w a la po to, aby sam em u pozostać n a placu boju.

A utor farsy zdaw ał sobie sp raw ę zarów no z w agi om aw ianej sceny, jak i z trudności w jej odgryw aniu. W dołączonym do tek stu aneksie pt. Uwagi autora dla grających tę sztu k ę , pośw ięconym w yłącznie tejże sce­ nie 10 a k tu II, zaznaczył: „W akcie d rugim scena śpiących najw iększej w ym aga pilności” 43, i sfo rm u ło w ał kilka uw ag na te m a t jej p rezentacji.

M ożna przypuszczać, że w łaśnie ta scena, dzięki k ap italn em u jej odegraniu w tea trz e lw ow skim przez Benzę (1819), u tkw iła F red rze w p a­ m ięci i została w y k o rzy stan a w Ślubach panieńskich dla roli pisanej z m yślą o ty m w y b itn y m aktorze. Rzecz jasna, iż problem ad ap tacji po­ p u larn y c h m otyw ów farsow ych je s t tu rów nie istotny.

Nie był to powód jedyny, dla którego Benza m ógł się w ydaw ać ideal­ n ym odtw órcą, czy naw et w pew n y m sto p n iu upostaciow aniem Gucia. Był to w zasadzie a k to r g ry w ający role a m a n ta i b o h atera w tragediach 1 dram ach.

Piękny wzrost, twarz podłużna, w yraziste ruchy, poważne, okrągłe, dźwięcz­ ny, doniosły głos. Krótko mówiąc, b ył to uosobiony ideał aktora. Grał spokojnie, swobodnie, naturalnie, daleki od pseudoklasycznego patosu u .

E streich er zw racał uw agę na w yrazistość i m ęskość oblicza Benzy 45. Zaw adzki w spom inając, iż a k to r ten „oddaw ał niezrów nanie trzp io to w a- tego G u staw a” , stw ierdzał:

Um iał Benza zarówno być wzniosłym jako bohater, jak tkliwym i rzewnym w roli k och ank ów 46.

Jednocześnie w kom ediach g ry w ał ro le tzw. am an tów lekkich oraz trzpiotów . I tak w K łó tn i p rzez za kład g rał Sow izdrzalskiego (1814) 47. W kom edii Dom do przedania L udw ika D m uszew skiego o dtw arzał rolę Pustogłow a (1819), in teligentnego i sp ry tn ego blagiera, a jednocześnie

43 J. V i a l , K to pie rw szy, ten lepszy, czyli cztery mile drogi. Warszawa 1816, s. 153.

44 P e p ł o w s k i , op. cit., s. 70. 45 E s t r e i c h e r , op. cit., s. 214. 46 Z a w a d z k i , op. cit., s. 52, 402.

47 Sowizdrzalski został w e wspom nianej komedii (Bibl. Ossolineum, rkps 11.482, k. 27) ujęty w konw encji „fircyka m odnego”.

(13)

w iernego przy jaciela m azgaja K oncertow icza 48. W Pulpicie do pisania, czyli n iebezpieczeństw ach m łodości K otzebuego przed staw ił postać M a- jętnickiego, m łodego u tracju sza, naw róconego przez miłość na drogę cno­ ty 49. W kom ediach F re d ry g rał Zdzisław a w C udzoziem czyźnie i P r z y ­ jaciołach, R otm istrza w Dam ach i huzarach, a następ nie W acław a w Z e m ś­ cie, B irbanckiego w D ożyw ociu i E dm unda w Ciotuni. B yły to, jak celnie podkreślał P igoń c h a ra k te ry z u ją c E dm unda, ro le realizu jące postać „sto­ sunkow o m łodego, uroczego figlarza, żartow nisia o w dzięku uw odziciel­ sk im ” , k tó ry

żartuje z pretensjonalności ludzkiej dla zabawy, dla facecji prawi kobietom dusery nie przebierając i bawiąc się, jeśli one to biorą na serio. Można się zgodzić na to, że w tej rozrzutności uroku w stosunku do kobiet ma on wcale wyrobioną w praw ę [...]50.

A jednocześnie b y ły to role czułego, eleganckiego i „grzecznego” ko­ chanka 51. Połączenie tak ich ro m an ty zu jący ch cech jak „natch nienie i moc fa n ta z ji” 52, w ykształconych w czasie g ry w an ia ró l tragicznych am antów , z w dziękiem uw odziciela oraz sp ry te m i rozsądkiem trzpiota — stanow iło niew ątpliw ie in d y w id u aln y w kład Benzy do em ploi „lekkiego a m a n ta ” . S tąd też należy założyć, iż m iał on pew ien udział w pow staniu postaci Gucia, tego — frapującego badaczy — rom antycznego fircyka 53.

5

B arb ara Lasocka słusznie zw róciła uw agę, że w lw ow skich sporach o m odel k u ltu ry la t rom antycznego przełom u

główny atak skierowany był nie na Szekspira, a na Grillpąrzera, nie na Schil­ lera, tylko na, powiedzmy, Pixérécourta. Był w ięc w ym ierzony nie w roman­ tyczną koncepcję świata, lecz w pozory romantyzmu 54.

Także późniejsze, bogato udokum entow ane badania K ry sty n y P oklew - skiej św iadczą dobitnie, że Lwów, ró w n ie jak i reszta k ra ju , gorąco prze­ żyw ał spór ro m an ty kó w z klasykam i. Z tym , że b y ł to spór m ocniej niż gdzie indziej u w ik łan y w p ro b lem aty k ę te a tra ln ą . D yskusje nie om inęły

48 Zob. S. D u r s k i , Dramatopisarstw o L udw ika Adam a Dmuszcwskiego. Wrocław 1968, s. 71.

49 Rolę Benzy ustalono na podstawie notatki na lw ow skim scenariuszu teatral­ nym tej komedii (Bibl. Ossolineum, rkps. 10088/1).

50 S. P i g o ń , Objaśnienia do Ciotuni w: F r e d r o , op. cit., t. 6 (1956), s. 524—525.

51 L a s o c k a , op. cit., s. 202.

52 B. L a s o c k a , Zycie teatralne. W zbiorze: Literatura krajow a w okresie rom an tyzm u. T. 1. Kraków 1975, s. 230. „Obraz Literatury Polskiej X IX i XX W ieku”. Seria 3.

53 Zob. M. I n g l o t , w stęp w: A. F r e d r o , Ś luby panieńskie. Wrocław 1972, s. X IV —X IX (rozdz. Fircyk „romantyczny” i rozsądny). BN I 22.

(14)

rów nież kom ed ii F re d ry , czego dowodem była polem ika nad literack ą prow eniencją O d lu d kó w i p o e ty 55. Nieobce dyskusjom i lite ra tu rz e p rze­ łom u in ten cje p aro d y sty czn e w spółdecydow ały o kształcie u tw oró w F re d ­ ry , a w szczególności o kom pozycji Pana Jowialskiego.

W naszym p rzek o n an iu (uzasadnionym szerzej przy innej o k a z ji56) Pan Jow ialski to kom edia ironiczna. J e st on utw o rem tra k tu ją c y m o grze konw encji literackich , o znoszeniu się i w ykluczaniu rozw iązań k sz ta łto ­ w anych w edług a p rio ry czn y ch wobec życia, literack ich scenariuszy. Ogól­ nie rzecz biorąc, został w tej kom edii zarysow any obraz oporu, ja k i rz e ­ czywistość staw ia opisującym ją ludziom pióra, zwłaszcza tym , k tórzy sądzili, że życie da się opanow ać i przetw orzyć przez literack ą grę. T ra d y ­ cjonalizm daw n iejszych i różnorodność now ych, m odnych konw encji, p u ­ łap ki alu z ji litera c k ie j, w reszcie p rzew ro tn y obraz te a tru w tea trz e — to główne d y lem aty tw orzące p ara d ę chińskich cieni, spoza k tó ry c h raz po raz odsłania sw oje oblicze jak a ś inna, nie dostrzegana dotąd, ale znów nieostateczna „rzeczyw istość” .

In ten cje a u to ra podkreśla zakończenie, a w łaściw ie zakończenia ko­ medii. Z am iast błogosław ieństw a wieńczącego połączenie m łodych kochan­ ków słyszym y z u s t Jow ialskiego b ajk ę o czyżyku i ziębie. Ale i owa wielce dw uznaczna przypow ieść nie zam yka kom edii. F orm alnie kończą u tw ó r słow a pan i Jo w ialsk iej: „Figle! figle!” , żartobliw ie d ew aluujące i osłabiające znaczenie przypow ieści. Tym sam ym zakończenie, jedn o ­ znaczna z reg u ły p u e n ta każdego kom ediowego u tw o ru — rozpływ a się w ironicznym znaku zap y tan ia.

W scenie 3 a k tu I życzliw a Szam belanow a rad zi Januszow i, ab y w czasie s ta ra ń o ręk ę H elen y p rzy b ra ł pozę „jakiego sm ętnego w ielbi­ ciela, traw iącego noce w śród grobow ców ” .

Jakaś tajemna tęsknota, skargi na niesprawiedliw ość ludzi, a m oże i lekka zgryzota sumienia, jak to się dowiedziałam przypadkiem z jej dziennika, nie zaszkodziłaby wcale, [akt I, w. 228—229, i 231—233]

Ja n u sz odrzuca z obu rzeniem m ożliwość tego ro d zaju stylizacji. N a­ to m iast dla m im owolnego św iadka tej sceny, L udm ira, ra d a Szam bela- now ej sta je się cenną w skazów ką. K om entuje on podsłuchany dialog słow am i: „ Jaro m ir, A lp, L ara, rozum iem !” (j.w., w. 234).

W naszych rozw ażaniach sku p im y uw agę głów nie n a postaci Jaro m ira, b o h a te ra d ram a tu F ra n za G rillp a rz e ra Die A h n jra u , gryw anego często n a scenach polskich (w ty m rów nież od r. 1824 na scenie lw ow skiej) pt.

55 Zob. K. P o k l e w s k a , Galicja romantyczna. 1816—1840. Warszawa 1976, s. 140—145.

58 Zob. M. Inglot: K om edia ironiczna. O „Panu Jowialskim ” Aleksandra Fredry. R eferat w ygłoszony w Rzeszowie, 18 IX 1976, na zjeździe Towarzystwa Literackiego im. A dam a Mickiewicza; Literatura i teatr w komediach Aleksandra Fredry, rozdz. L ite ratu ra i au ten tyzm (w druku).

(15)

M atka rodu D o b ra ty ń sk ic h 57. Ów Ja ro m ir to h e rsz t zbójców , k tó ry w p rze b ra n iu przy b y ł do rycerskiego zamczyska i rozkochał w sobie bogatą dziedziczkę K larę.

A luzja litera c k a do w spom nianej dram y, pełnej zjaw , grobowców, lochów i narzędzi m ordu, ma istotne znaczenie w budow ie in try g i ko­ m ediow ej Pana Jowialskiego. Pod koniec ak cji L ud m ir postanaw ia m ia­ now icie podwoić w ysiłki, aby doprowadzić H elenę do m iłosnego w yznania. W ty m celu w prow adza do rom ansow ego dotąd re p e rtu a ru sw oich zabie­ gów elem en ty m elo d ram atu (ak t IV, sc. 9, zwłaszcza w. 438— 455). P rz y ­ biera m ianow icie pozę tajem niczego w inow ajcy skłóconego ze św iatem , szukającego schronienia w niedostępnych górach.

L u d m ir podejm ując uw odzicielską grę w m yśl w skazów ek Szam bela- now ej, k tó ra w y raźnie zalecała „zgryzotę sum ienia” , nie wie, że w y g ry w a ­ na przez niego poetyczna alu zja do d ram atu G rillp arzera odbieran a je s t dosłow nie — jako przyznanie się do w iny. Tym czasem (o czym L ud m ir rów nież jeszcze nie wie) W iktor rzu cił na przy jaciela podejrzenie, suge­ ru ją c , iż w osobie gościnnie przyjm ow anego w ędrow ca u k ry w a się po­ szukiw any przez policję rom an ty czn y zbójnik Szandor, z k tó ry m nb. (jak w spom niano w akcie I) obaj przyjaciele zam ierzali się spotkać w ed ­ ług pierw otnego „scenariusza” sw ojej w ędrów ki. H elena, podobnie jak Jan u sz, Szam belan i Szam belanow a, u w ierzyła w oskarżenie W iktora. Ale zareagow ała inaczej. L udm ir jako Szandor stał się dla niej nagle o biektem godnym uw ielbienia, postacią w yw ołującą w zniosłe przeżycia i tragiczn e decyzje. O strzegając ukochanego przed sk u tk am i oskarżenia, w y znała m u w gorących słow ach sw oje uczucie:

Uchodź, uchodź, nieszczęśliwy, ofiaro czarnych losów! Lecz w chw ili w iecz­ nego rozstania nie waham się wyznać, iż nie sam jeden ulegasz pod krwawym ciosem. — Serce H eleny towarzyszyć ci będzie. Jej modły ulatyw ać będą nad tw oją głową. — Oby się stać mogły niezłomną tarczą! Oby mogły wyjednać dla ciebie przebaczenie i spokojne nadal życie, [akt IV, w. 494—500]

D ram aty czn a scena pożegnania L u d m ira przez H elenę jest jak b y p aro d ią podobnej sceny m iędzy K la rą a Jaro m irem , sceny w y pełn iającej p raw ie cały III a k t d ram y G rillparzera, pełnej m elo dram atyczn ych efek­ tów, gestów, zaklęć i przysiąg 58.

57 Na tem at scenicznych dziejów twórczości F. Grillparzera w Polsce (m. in. o Matce rodu Dobratyńskich) zob. M. C i e ś l a , Zur Geschichte der Rezeption von Franz Grillparzers Werken in Polen. „Lenau-Forum ” 1974.

58 W rękopisie Matki rodu Dobratyńskich wykorzystanym przez teatr lw ow ski (Matka rodu Dobratyńskich {A hnjrau). Tragedia w 5 aktach napisana z niem iec­ kiego. Przez G r y l p a r c e r a , tłumaczona przez S. S t a r z y ń s k i e g o . War­ szawa 1826. Bibl. Ossolineum, rkps 10 214/1, k. 93— 127), akt III został przez insceni- zatorów skrócony (poprzez skreślenie niektórych ustępów) dla uwypuklenia roli K lary. N ie był to jednak scenariusz premierowy. Prem iera dramy odbyła się w r. 1824. Jak w ynika ze spisu obsady zawartego w m onografii L a s o c k i e j (Teatr

(16)

F re d ro uprzedził w idza o in try d ze W iktora. Tym sam ym w idz m ógł baw ić się sty lizacją L u d m ira i stylizow aną (przez autora) rozpaczą H e­ leny. U zyskany w ten sposób d ram aty czn y efekt opierał się na grotesko ­ w ym połączeniu m elo d ram atu i farsy. Tajem nicza „m aska” , sym boliczna m etafora tragicznych losów osłoniętego nią b oh atera, m aska k ró lu ją c a zarów no w dram ach ja k rom an sach czy pow ieściach poetyckich, została sprow adzona do ro li farsow ej p rzebieranki. W yznanie m iłosne — szczy­ tow y p u n k t rom ansow ych fab u ł i dram aty czn y ch in try g — zostało uzn an e za grę literack ich konw encji.

P aro d y sty czn a in te n c ja F re d ry wobec określonego ty p u k o n w en cji nie ograniczała się do w y k o rzy stan ia kom ediow o-słow nych środków w yrazu . Została ona dodatkow o podkreślona przez dobór aktorów g rają cy c h ro le am antów . Postać H eleny kreo w ała Starzew ska, znana n a m jako boh a­ terk a D am i huzarów , postać L u d m ira o dtw arzał Sm ochowski.

O w yborze Sm ochowskiego zadecydow ało zarów no ogólne em ploi tego a k to ra ja k i w szczególności k reacja, ja k ą stw orzył w M atce rodu Do- bra tyńskich , gdzie w ystępow ał jako p a rtn e r Starzew skiej.

Sm ochowski, znakom ity R e je n t (o czym później), był znan ym w lw ow ­ skim środow isku w ykonaw cą ró l trag iczn y ch i tajem niczych zbrod niarzy. Sław ny jako M akbet, specjalizow ał się rów nież w rolach m elo d ram aty cz- nych. J a k pisał E streich er, Benza g ry w ający uprzednio te ro le „u stępo­ w ał nieznacznie a z w olna m iejsca bohatero w i dram y, czarn em u c h a ra k ­ terow i, a w a n tu ru jąc e m u się po czarnych przepaściach, Sm ochow skie- m u ” 59. Iście m elodram atycznie realizo w ał on postać H o rejki w H ajdam a­ kach na U krainie, k tó rej koncepcję o p arł na um iejętn ie spotęgow anej „grozie i dem oniczności” 60. B ył jednocześnie specjalistą od ró l zb ro d n ia­ rzy, u k ry w a ją c y c h swą czarną duszę pod pozoram i przyzw oitości. W ten sposób odegrał W urm a z In try g i i miłości, F ranciszka M oora w Zbójcach, a także dw oraka M arinellego w Potw arcach K otzebuego 61.

Nic zatem dziwnego, że w M atce rodu D obratyńskich pow ierzono m u ro lę Jaro m ira. Z agrał ją znakom icie, w sposób w sp ółdecydujący o su k ce­ sie sztuki. J a k bow iem stw ierd zał Zaw adzki:

Matka rodu Dobratyńskich, w ielokrotnie przedstawiana na scenie lw ow ­ skiej, przyjm owana była przez długie czasy z uniesieniem przez publiczność tutejszą, głów nie z powodu św ietnej deklamacji Sm ochow skiego w roli Jaro­ mira [...] 62.

lw o w sk i [...], s. 340), a także z recenzji dramy w lw ow skich „Rozm aitościach” (1824, nr 51, s. 407), jej bohaterka nosiła na prem ierze im ię Zofia. Matka rodu D o b ra ty ń ­ skich ukazała się drukiem dopiero w 1850.

59 E s t r e i c h e r , op. cit., s. 208.

60 L a s o c k a , Teatr lw ow ski [...], s. 209. 61 E s t r e i c h e r , op. cit., s. 261.

62 Z a w a d z к i, op. cit., s. 60. Z uznaniem spotkała się już prem ierowa rola Smochowskiego. Jak pisał recenzent „R ozm aitości” (loc. cit.), „P. Sm ochow ski m iał główną rolę (Jaromira) i w ykonał ją z w ielkim talentem , celow ał osobliw ie w ak­ cie 5-tym ”.

(17)

M ożna założyć, że Sm ochow ski jak o L u d m ir w y g ry w ał w tra k c ie n ie ­ przerw anej rom ansow o-m elodram atycznej sty lizacji sw oje w alo ry a k to ra ról tragicznych, p rzy akom paniam encie ckliw ych ty ra d S tarzew sk iej. Na stylizację litera c k ą n ak ła d a ła się te a tra ln a , potęgując p a ro d y sty czn y efek t w oczach publiczności, k tó ra znała w spom nianą p a rę w obu ro d zajach ról. Może więc obsadę a k to rsk ą pow ołano na zasadzie zabiegu aluzyjnego, w spółtw orzącego ironiczny efek t kom edii.

6

Osobowość P ap k in a, k ształto w an a przez le k tu rę ry cersk ich , a w a n tu r­ niczych i sen ty m e n ta ln y c h rom ansów , tw orzy w ażny w spółczynnik g ro ­ teskow ego założenia Z e m s ty — kom edii, ja k słusznie zauw ażył Ju liu sz K lein er 63, p aro d iu jącej rom ansow ą k onw encję literack ą. P a p k in swoiście ocenia nie tylko w łasne szanse w oczach K lary , ale także in fo rm acje o postaci R ejenta, dziedzica drugiej połow y historycznego zam czyska, do którego p rzy b y ł po raz pierw szy. Takie określenia jak „połow y / D rugiej zam ku — czart dziedzicem ” (akt I, w. 127— 128) czy „M ógłby otru ć, za­ bić sk ry cie” (jw., w. 139), tra k to w a n e przez Cześnika jako zw yczajne in ­ w ekty w y, u P a p k in a w y w o łu ją a u te n ty c z n y p rzestrach. Bo P a p k in w ie­ rzy, że zam czyska są zam ieszkiw ane przez czartów i tru cicieli. S tąd też jego trw ożliw e, pokorne i nieśm iałe w ejście do k o m n aty R ejen ta w sce­ nie 4 a k tu III. O błudnie u p rzejm a m ina M ilczka zwodzi jed n akże chw i­ lowo P apkina. Puszcza on ted y w odze sam ochw alstw u, ale po ostrzeżeniu porzuca w popłochu pozę b o h atera i pow raca do postaw y początkow ej.

Otóż frag m en t sceny n a stęp u jącej po ponow nej m etam orfozie P a p k i­ na składa się z sy tu a c ji pogłębiających do g ranic farsow ego a b su rd u objaw y p rze stra c h u u kom icznego b o h a te ra Z e m sty . P isarz narzucił dialogowi ujęcie k am eraln e, po czym w y ko rzy stał efek ty w yn ik ające z r e ­ a k c ji P ap k in a na in ty m n e zbliżenie do rozm ów cy:

R E J E N T

Teraz słucham w aszm ość pana. sadzając go p raw ie g w ałtem Bardzo proszę — bardzo proszę —

siada blisko i naprzeciw ko Jakaż czynność jest mu dana?

Nie spuszcza z oka Papkina. (akt III, w. 27&—278)

W tej sy tu acji P a p k in p rzed staw ia cel sw ojej w izy ty coraz bardziej drżącym i cichym głosem , k o n tra stu ją c y m z u p rzed n ią hałaśliw ością:

P A P K I N

nie mogąc uniknąć w zroku R eje nta miesza się coraz więcej

[ ]

odwracając się, na stronie

63 J. K l e i n e r, „Śluby panieńskie” i „Zem sta” jako komedie antyromantyczne. W: O K rasickim i Fredrze. Wrocław 1956.

(18)

A, to jakiś wzrok szatana, Cały język w trąbkę zwija.

(akt III, w. 293—294)

Obok efektów ak u sty czn y ch została w tej scenie zaangażow ana gra spojrzeń, nasu w ająca skojarzen ie ze żm iją obezw ładniającą w zrokiem sw oją ofiarę. To sk o jarzenie w róci w n a stęp n ej scenie, w żałosnej skardze P ap k in a: „Pasm o życia ja d p rz e ry w a ” (w. 270). Jednocześnie R ejen t ko jarzy się P apkinow i z szatanem . In n y m i słow y: w świadom ości kom icz­ nego b o h atera zakorzenił się dem oniczny w izerun ek postaci R ejenta. Ów w yim aginow any dem onizm k o n tra sto w a ł żywo, w sposób arty sty czn ie celow y z tym w izeru n k iem M ilczka, jak i zarysow ał się w całokształcie jego scenicznych losów.

Z akładam y, że F red ro , b u d u jąc om aw ianą powyżej k a m e raln ą sy tu a c ję sceniczną, m iał na m yśli określone m ożliw ości w a rszta tu aktorskiego Sm o- chowskiego. G łów nie zaś g rę spojrzeniem , znakom icie opanow aną i często stosow aną przez św ietnego w ykonaw cę dem onicznych ró l w m elodram a­ tach. Sm ochow ski bow iem m iał „duże, b y stre oczy” 64. Zgodnie z w ym oga­ m i ów czesnej m im iki w y k o rzy sty w ał ów n a tu ra ln y a tu t, sp ecjalizując się w grze oczyma. J a k w spom inał jed e n z aktorów , g rający herolda w p rzed ­ staw ien iu M akbeta ze Sm ochow skim w ro li tytuło w ej:

Oczy [jego] iskrzyły się jak dwa rozpalone w ęgle, twarz m ieniła się od złości, usta nabrzm iały nam iętnością, a czoło nieposkromioną dumą. [...] Raz się tylko z jego szatańskim wzrokiem spotkałem , kiedy się otarł o mnie z b lis­ ka, ale ten widok tak b ył przerażający dla mnie, żem się zachwiał na nogach i za kulisy chw yciłem . Piorunem sw ych oczu przeszył m nie do głębi serca z takim znaczeniem, jakbym to ja b ył naprawdę tym nieszczęsnym zwiastunem, co mu jego fatalny upadek m iał zw iastow ać 65.

Z porów nania g ry Sm ochow skiego-M akbeta za w skazów kam i W ojcie­ cha B ogusław skiego o p ublikow anym i w M im ice (rozdział pt. W ściekłość) m ożna wnosić, iż lw ow ski a k to r k onsekw entnie realizow ał postulow ane tam reg u ły g ry oczyma. N ależy zatem sądzić, że i jako R ejen t u kazyw ał „czoło zmarszczone, b rw i sk upione do środka, a powieki w ciągnione, całe oczy na w ierzchu i b y stro p a trz ą c e ” 66. J a k w ynika z in te rp re ta c ji S tan isław a D ąbrow skiego

64 L a s o c k a , Teatr lw ow ski [...].

65 L. F a l k i e w i c z , S m och ow ski w roli Makbeta. „Kurier W arszawski” 1868, nr 215, s. 7.

66 W. B o g u s ł a w s k i , Mimika. Opracowali J. L i p i ń s k i i T. S i v e r t. W arszawa 1965, s. 117. Gra oczyma należała już w tedy do konwencji tradycyjnych. Jak bowiem wspom ina E s t r e i c h e r (op. cit., s. 329), krytyka zarzucała Smo- chowskiem u, iż grając w r. 1826 koniuszego Wernera (w dramacie J. B. E. C a n- t i r a n a d e B o i r i e i H. L e m a i r e K enilw ir th) „Zbyt przewracał oczyma,

(19)

[Smochowski], pierwszy Rejent, zm ieniał sw oją codzienną czamarkę na żupan i kontusz ciemny. Skręcał w dół w ęgierską modą w yostrzone w szpic w ąsięta i już był gotowy Rejent. Cerę m iał Milczek, jak zw ykle u śledziennika — bladą 67.

Owa bladość, czerń kostium u, a także drapieżność oblicza u zy sk iw an a w skutek m an ip u lacji z w ąsam i (różniły się one od zaw adiacko p od kręco­ ny ch wąsów N ow akowskiego-Cześnika) pozw ala w nioskow ać, że Sm o­ chow ski nad aw ał sw ojej postaci cechy szlacheckie, nie rez y g n u jąc z k o n ­ w encji św iętoszka, osobowości, ja k T artu ffe, w istocie bezw zględnej,

ale na zew nątrz słodkiej i kornej. Tym sam ym sty lizacja na dem oniczną g rę oczyma m usiała kom icznie kon trasto w ać zarów no z m aską o błu d n ik a jak i z m an ieram i szlachcica.

Z opinii w spółczesnych F red rze w ynikało, że w środow isku ak to ró w lw ow skich in sp iru jący ch tw órczą m yśl kom ediopisarza i dopełniających na scenie k sz ta łt jego literack ich in ten cji n a jb ard ziej w y raźn ie zaznaczy­ ła się osobowość J a n a N epom ucena N ow akowskiego, prem ierow ego Cześ- nika z Z e m sty . N iestety — dotychczasow y stan b ad a ń pozw ala w tym , zdaw ałoby się, tak b ardzo obiecującym p rzy p ad k u jed y n ie w ysunąć p a rę luźnych hipotez.

N ow akow ski należał do czołowych odtw órców ró l szlacheckich. G ra ł on m. in. Cześnika Bogackiego w Szko le ob m ow y Bogusław skiego, S ta ­ ro stę w Powrocie posła Niemcewicza, Szczero w iejskiego w Szlachcicu staropolskim Żółkowskiego oraz k ilk a ról sarm ackich w kom ediach D m u- szew skiego: D obrogosta Chw aliboga w T a deuszu Chw alibogu, A nzelm a w Szkoda w ąsów oraz Dobrogosta w S try ja c h i stry jen k a c h . B ył też R a- dostem w C udzoziem czyźnie F re d ry .

Cenił dawny zwyczaj i fantazję tych postaci, podnosił ich cnoty — w alecz­ ność, godność, gościnność. Wydawać by się mogło, że nie grał tych bohaterów, lecz nimi był naprawdę. Tego ciepła i szlachetności udzielił postaciom F re­ drowskim [...] 68.

W spom niane u tw ory , głów nie zaś najczęściej z nich wów czas g ry w a ­ ne kom edie Dm uszew skiego, tw o rzy ły w izeru n ek S a rm a ty p rzed staw ia­ nego w ów czesnych te a tra c h coraz bardziej apologetycznie (m. in. przez B onaw entu rę K udlicza), jako w cielenie cnót i szlach etn ych obyczajów daw nej Polski. W ydaje się, że w łaśnie dzięki ów czesnej kom edii o tem a­ tyce szlacheckiej, określanej dziś m ianem „kontuszo w ej” 69, w ykształcił się określony w zorzec staropolskiej osobowości, a tak że sposób jej u k a ­ zyw ania na scenie. K onw encja ta w n a stę p u jąc y sposób zarysow ała się w piosence E rasta z kom edii S zkoda w ą só w :

67 S. D ą b r o w s k i , Ty p y i maski fredrowskie. „Pamiętnik Teatralny” 1958, z. 2, s. 276.

68 B. L a s o c k a , A k to r z y w teatrze Kamińskiego. Jw., 1967, z. 1, s. 99. 69 Na tem at komedii kontuszowej i ról N ow akow skiego w utworach tego typu zob. też Z. R a s z e w s k i , S ta roświecczyzna i postęp czasu. W arszawa 1963, s. 311—312.

(20)

W dziawszy kontusz lub czamarę Przybiorę zwyczaje stare. Sute w ąsy i czupryna, Tęga i szlachetna mina. Karabela przy boku, Powaga w twarzy i w oku, Szczerość i w sercu, i w mowie, Tacy to byli przodkowie 70.

Słowa te sp o ty k ają się z uznaniem A nzelm a, k tó ry przeciw staw iając daw ność — teraźniejszości, tak oto chw ali k o n k u re n ta córki:

otóż to mi dawni ludzie, w ypalił komplem ent, jak należy; co m i po dzisiejszych oświadczeniach: strumyki, księżyc, baranki, romanse, to w szystko diabła warte, kocham waści, jesteś poczciwy, podobasz mi się i kwita n .

I prow adzi E ra sta do zbrojow ni, m uzeum daw nej, w ojennej chw ały. J a k w y n ik a z przytoczonej przez Lasocką oceny a k to rstw a N ow akow ­ skiego, postacie S arm ató w g ry w ał on z ap ro b atą. Ale zawsze p am iętał o kom icznej stron ie tych k re a c ji — o k tó re j często zapom inali ak to rzy w arszaw scy. W iem y bowiem, że N ow akow ski polem izow ał z tra d y c ją

K udlicza.

K rytyka [warszawska] zarzucała mu [tj. Nowakowskiem u] gromadzenie drobiazgów, gdy Kudliez był spokojny i szlachetny. N owakowski górował nad w spółgrającym i tym, że grał naturalnie; zaś aktorzy warszawscy, nawykłszy do m elodram i oper, tracili miarę, gdy trzeba było utrzymać równy ton w ko­ m edii 72.

O pisana przez E streich era sy tu a c ja bezpośrednio dotyczyła odegrania roli ty tu ło w e j w M olierow skim S ką p cu w ro k u 1829. Ale sygnalizow ana przez badacza „n a tu raln o ść ” (i „ n ien atu raln o ść”) oznaczała bardziej ogól­ ne cechy g ry akto rsk iej w kom edii. Można zatem uznać, że N ow akow ski honorow ał specyfikę kom edii i u jaw n ia ł w grze w łasn y tem p eram en t. A była to, ja k skądinąd wiadom o, osobowość złożona. Jak o „ n a tu ra go­ rączkow a, nerw ow a odczuw ał w szystko z b y t żywo. P a lił się i g ry zł na p rzem ian” 73. W przeciw ieństw ie do Sm ochowskiego, typow ego a k to ra tragicznego, był urodzonym kom ikiem . U m iał baw ić się i śm iać oraz płatać figle na scenie i w ż y c iu 74.

N ależy sądzić, że w ten sam, n a tu ra ln y , ale zarazem kom ediow y spo­

70 L. D m u s z e w s k i , Szkoda wąsów. W: Dzieła. T. 2. W rocław 1821, s. 115. 71 Ibidem, s. 141—142.

72 K. E s t r e i c h e r , Historia sceny w arszaw skiej do r. 1850. „Pamiętnik L ite­ racki” 1936, z. 4, s. 764. I odbitka.

73 R a p a c k i , Szkice teatralne, s. 230.

74 Zdaniem W. R a p a c k i e g o (Witalis Smochowski. S y lw e tk a pośmiertna. „Echo Muzyczne, Teatralne i A rtystyczne” 1888, nr 226, s. 37—38) Nowakowski: „Wirtuoz na strunach uczuć ludzkich, umiał i zapłakać, i roztkliwić, i rozśm ieszyć na poczekaniu [...], znał na w ylot aktorskie figle i rano by ten w stać musiał, ktoby go w p ole w yprow adził”.

Cytaty

Powiązane dokumenty

wstrzemięźliwości krytyków, zgłaszających nader często zastrzeże ­ nia tyczące zarówno treści jak konstrukcji sztuk autora Panny mę­ żatki, szczególnie komedie

„Gigantach”, „Hedorach” i relacjach pomiędzy tymi potworami... Te filmy robią kasę, a kina muszą realizować plan sprzedaży biletów.. Podczas gdy od omawiania tych

Inni, którzy twierdząc oficjalnie, że produkują szmirę tylko dla pieniędzy, nie przyznają się, że właściwie ten rodzaj sztuki im się podoba.. Wreszcie ci, którzy są na

Przejdźmy zatem do analizy formy muzycznej dwóch utworów Fredry przynależących do genologicznego typu operetki - Nowego Don Kiszota czyli Stu szaleństw i Noclegu w

Udowodni¢, »e odejmowanie na Z nie ma elementu neutralnego i »e nie jest

wykonujący zadania z zakresu administracji rzą- dowej informuje o wywieszeniu na tablicy ogło- szeń Urzędu Miasta (II piętro, naprzeciw pokoju 215) wykazu nieruchomości

Polecenie - msdt - Narzędzie diagnostyczne pomocy technicznej firmy Microsoft.. Narzędzi można używać do zbierania informacji o problemach z

Miejsce i czas wydarzeń Polska, współczesność Słowa kluczowe Projekt Wagon 2010, wolność.. Wolność to na pewno nie jest „róbta