• Nie Znaleziono Wyników

Analiza treści literatury ustnej : omówienie krytyczne

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Analiza treści literatury ustnej : omówienie krytyczne"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

Heda Jason

Analiza treści literatury ustnej :

omówienie krytyczne

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 81/1, 255-280

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X X I, 1990, z. 1 P L IS S N 0031-0514

HEDA JASON

ANALIZA TREŚCI LITERATURY USTNEJ: OMÓWIENIE KRYTYCZNE

[.··] 1

2. Założenia

Przypuśćm y, że rozw iązaliśm y już problem y techniczne i te związane z k ry ty k ą tekstu: nasze tek sty są rep rezentatyw ne i m iarodajne oraz w łaściw ie przygotow ane do w prow adzenia do kom putera. M ożemy teraz pozwolić, by dane te zostały zanalizow ane pod odpow iednim kątem . Jakie p y ta n ia zada kom puterow i an alityk treści? Co m a na celu jego analiza? Ja k ie zadał pytania, jakie odpowiedzi otrzym ał i jakie w yciągnął w nio­ ski? A naliza treści to tylko narzędzie; to m y m usim y ustalić pytania, n a które odpowie, oraz ra m y teoretyczne, w k tórych mieszczą się p y ta ­ nia i odpowiedzi.

R ozpatrzm y więc stro nę teoretyczną p racy an ality k a treści. Zacznie­ m y od om ówienia założeń k ry jący ch się u jej podstaw , a następnie p rz e j­ dziem y do om ówienia jej celów i rezu ltató w (zob. rozdz. 3). Założenia analizy treści b ajek i opowieści ludow ych nie zawsze są przedstaw iane explicite p rzez om aw ianych tu autorów . S p róbujm y zatem zrek o n stru o ­

[Heda J a s o n — izraelska folklorystka, profesor uniwersytetu w Tel-A w iw ie, autorka m.in.: Studies in Jewish Ethnopoetry (1975), Types of Oral Tales in Israel (1975), Ethnopoetry, Form, Content, Fiction (1972) oraz licznych prac teoretycznych.

Przekład według: H. J a s o n , Content Analysis of Oral Literature: A Discus­ sion. W zbiorze: Patterns of Oral Literature. Eds H. J a s o n , D. S e g a l . The Ha­ gue — Paris, s. 272—298.]

1 [W pom iniętym tu rozdz. 1, zatytułowanym Technical Problems, autorka omawia pokrótce takie zagadnienia, jak źródła badanych tekstów, rozmiary ana­ lizowanych próbek i ich reprezentatywność, posługiwanie się tekstami w prze­ kładzie na język badacza, zapis i redakcja tekstów oraz przygotowanie ich do analizy. Rozdział ten kończy się przykładem czterech w ersji tego samego popular­ nego epizodu w alki ze smokiem; przykład ma ilustrować poruszane przez autorkę problemy. — Przypis tłum.]

(3)

wać owe założenia na podstaw ie stw ierdzeń, jakie u nich znajdujem y, m ając nadzieję, że odtw orzyliśm y je trafn ie.

2.1. C h a ra k te r lite ra tu ry u stnej

Założenie pierw sze dotyczy c h a ra k te ru lite ra tu ry u stn ej. O kazuje się, że lite ra tu rę u stn ą uw aża się za pew ien „ te k s t”, nie różniący się w za­ sadzie od w szelkich in ny ch m ateriałó w w erb aln y ch pochodzących z danej k u ltu ry . Je d y n e różnice biorą się z fak tu , że lite ra tu ra u stn a jest n a tu ­ raln y m , nieśw iadom ym w y tw o rem danej społeczności, inne tek sty n ato ­ m iast to w ypow iedzi sprow okow ane przez badacza w przeprow adzanych przezeń w yw iadach (Colby 1966b, s. 381). Różnica ta spraw ia, że w b a­

daniach antropologicznych często korzystniejsze jest posłużenie się lite­ r a tu r ą u stn ą niż tek stam i innego rodzaju, m ożna ją zaś trak to w ać w taki sam sposób jak inne ty p y m ateriałó w słow nych.

Ja k się już poprzednio stw ierdziło (podrozdz. 1.7), opow iadający bajki ludow e jest a rty stą . Dzieło lite ra tu ry u stn ej jest więc dziełem sztuki. P rz y tak im założeniu nie m ożem y się zgodzić z tym i an alityk am i treści, k tó rz y nie przep ro w adzają żadnego rozróżnienia m iędzy lite ra tu rą u stn ą a innym i ty p am i m ateriałó w w erbalnych. Naszym zdaniem lite ra tu ra ustna, będąc sztuką, nie może być u jm o w an a tak samo jak wypow iedź sprow okow ana w yw iadem . L ite ra tu ra u stn a m a bardzo złożoną, w ielo­ poziom ową s tru k tu rę i sam a w sobie jest pew nym w y tw orem danej k u ltu ry , fu n k cjo n u jący m w niej w określony sposób (zob. Jason 1975); ty ch dwu właściwości niepodobna przypisać jakiegokolw iek ty pu w ypo­ wiedziom u zyskany m w ram a ch w yw iadu. T esty psychiatryczne i np. przem ów ienia polityczne m ają tak ą czy inną stru k tu rę , lecz s tru k tu ra ta będzie różna od s tr u k tu ry lite ra tu ry ustnej.

Z acy tu jm y w ty m kontekście auto ró w m etody analizy kom puterow ej nazw anej przez nich „an alizato rem ogólnym [General In q u ire r]” (Stone e t al. 1966, s. 13):

jeśli porównamy m owy publiczne jednego człowieka z rozmową przy obie- dzie rodzinnym innego człowieka, prawdopodobnie więcej dowiem y się o róż­ nicach między m owam i publicznym i a rozmowami przy obiadach rodzinnych niż o różnicach m iędzy owym i dwoma ludźmi.

2.2. Dostępność inform acji

D rugim założeniem analizy treści jest to, że inform ację, jaką niesie lite ra tu ra ustna, m ożna odnaleźć, rozum iejąc po p ro stu ogólny sens jej w arstw y słow nej. Ten sens ogólny z kolei z aw arty jest w polach sem an ­ tycznych, k tó re zdaniem badaczy zostały także zachow ane w przekładzie. P rz y takim założeniu p rzy jm u je się więc, że w lite ra tu rz e u stn e j nie ma żadnej głębszej w arstw y organizacji. Przeciw staw ia się tem u pogląd, po­ dzielany przez autorkę, że lite ra tu rę u stn ą należy uznać za wielopozio­

(4)

mową, a zatem że znaczenia, jakie ona niesie, wcale nie dają się bez tru d u odnaleźć bezpośrednio n a poziomie pow ierzchniow ym , czyli w w a r­ stw ie słow nej.

Każde psychoanalityczne ujęcie bajek czy opowieści ludow ych usiłuje wykazać, że w litera tu rz e u stn e j są także głębsze w arstw y znaczenia. L év i-S trau ss (1968) p róbuje n a w e t w ykryć s tru k tu rę owych głębszych w arstw znaczenia. O statnio zaś podjęto próbę podejścia do tego zagad­ nienia z p u n k tu w idzenia funkcji lite ra tu ry u stn ej w system ie społecz­ nym . Stw ierdzono np., że głębsza w arstw a jakiejś legendy o św iętym może mieć nie ty lk o inne, ale n aw et odw rotne znaczenie niż to, które odsłania w arstw a pow ierzchniow a (Jason 1975).

2.3. Równość elem entów w bajce ludow ej

Trzecie założenie to to, że w szystkie elem enty w w arstw ie jaw nej — w arstw ie słow nej — są sobie rów ne. Swego rodzaju hierarch ie ważności u sta la się, biorąc pod uw agę jedynie częstotliwość w ystępow ania tych elem entów (M aranda 1967b, s. 17— 18, 20), lecz nie ich m ożliwą pozycję w danej bajce (która może mieć w łasną stru k tu rę ). Naszym zaś zdaniem elem enty w ystępujące w bajce nie są sobie równe. Pozycja jakiegoś elem entu w ynika z określonej organizacji na co najm niej dw u pozio­ m ach literackich: (a) s tru k tu ry pow ierzchniow ej w arstw y językow ej [texture], k tó ra organizuje cechy prozodyczne i stylistyczne danej bajki, oraz (b) n a rra c y jn e j s tru k tu ry fabuły. Cechy prozodyczne badali m.in. Lotz (1954) i Sebeok (1957, 1959, 1962). S tru k tu rę n a rra c ji analizow ali m .in. W ołkow (1924), N ikiforów (1927), P ro pp (1976), D undes (1964), H orner (1970) i Jason (1967). B adania dowiodły, że każdy elem ent m a swą określoną pozycję i fun kcję w stru k tu rz e literackiej, każda zaś pozycja m a sw oje znaczenie w układzie całej bajki.

W yjaśnijm y to na przykładzie ukazującym funkcję pewnego elem en­ tu w n a rra c y jn e j s tru k tu rz e bajki. W cześniej (podrozdz. 1.9) przytoczono kilk a fragm entów bajek opisujących walkę ze smokiem. W tekście 1 smok w alczy z B ohaterem swoim mieczem. W edług P rop pa (1976) sm ok gra w bajce rolę Przeciw nika, miecz zaś stanow i przedłużenie Przeciw ­ nika. W krótce jednak B ohater prosi sm oka o miecz. D ow iadujem y się, że miecz ten jest bronią m agiczną (w term inologii P rop p a jest to więc M agiczny Pom ocnik), bez k tó rej B ohater nie zdoła pokonać P rzeciw nika (tekst 1: „ S h e d a 2 m ożna było zabić tylko jego w łasnym m ieczem ”). D ając B ohaterow i miecz, smok p rzestaje na chw ilę grać rolę P rzeciw ­ nika, p rzy jm u jąc rolę D onatora. N astępnie znowu pow raca do roli P rz e ­ ciw nika i jako tak i zostaje pokonany i zabity. W toku bajki miecz

2 [Shed to istota nadprzyrodzona, przypominająca smoka, w hebrajskiej bajce zanotowanej przez autorkę w Izraelu; fragment dotyczący walki z nim przedstawia autorka w rozdz. 1. — Przypis tłum.]

(5)

zm ienia się więc z przedłużenia P rzeciw nika w M agicznego Pom ocnika. Po spełnieniu przezeń roli, jaką m iał odegrać w bajce, czyli po pokonaniu Przeciw nika, o m ieczu — podobnie jak w w y padku każdego M agicznego Pom ocnika — nie m a ju ż w zm ianki. A naliza tekstu, w k tó re j ustala się, ile razy w spom niany jest miecz, a ile razy smok, całkow icie zaciem ni znaczenie, jakie te dwa elem en ty m ogły mieć w bajce, i relację, w jakiej m ogły do siebie pozostawać.

2.4. Znaczenie poszczególnego elem entu w bajce ludow ej

C zw artym założeniem p rzy jm o w any m w analizie treści jest to, że słowo pojaw iające się w bajce m a tam dokładnie to samo znaczenie i tę sam ą konotację co w m owie potocznej, k tó rą znam ionuje przecież zorga­ nizow anie n iearty sty czn e, a także że każdy elem ent w spom niany w bajce odpow iada dokładnie tem u, co w y stępu je we w spółczesnej jej rzeczy­ wistości (w przytoczonym w yżej przykładzie miecz jest w sposób oczy­ w isty bronią czarodziejską, skoro tylko nim w łaśnie m ożna zabić smoka. Jednakże słowo „czarodziejski” w ogóle w tekście nie pada). Uw aża się rów nież, że poszczególne pola sem antyczne w ystępujące w bajce podobne są do odpow iednich pól w mowie zorganizow anej nieartystycznie.

I w tym w y p ad k u nasze zastrzeżenia wiążą się z pojm ow aniem lite ­ r a tu r y u stn e j jako dzieła sztuki. Będąc dziełem sztuki, lite ra tu ra ta m a m.in. pew ną in ten cję a rty sty czn ą oraz pew ną s tru k tu rę literacką. J a k w idzieliśm y w poprzednim podrozdziale, każdy elem en t w bajce, przedm iot czy działanie, n ab iera określonego znaczenia dopiero w ram ach s tr u k tu ry i in te n c ji bajki. P onadto jeden i ten sam elem ent może mieć różne znaczenia w zależności od pozycji, jaką zajm uje w różnych tekstach.

Tak jak każda lite ra tu ra , lite ra tu ra u stn a realizu je się w gatu n kach literackich. K ażdy tek st lite ra tu ry u stn e j należy do jakiegoś jej gatunku. G atun ki te są na razie m ało zbadane. W ydaje się zupełnie oczywiste, że g atun ek jest zjaw iskiem u w aru n k o w an y m kultu row o i że każda k u l­ tu ra , a p rzy n ajm n iej k ażdy rozległy obszar k u lturow y, będzie mieć swe w łasne gatunki. D otychczas pod ty m k ątem zajm ow ano się przede w szyst­ kim europejską lite ra tu rą u stn ą — chociaż n aw et w te j dziedzinie dużo w ięcej jest niejasności niż bezspornych u staleń — i błędem byłoby p rze ­ noszenie stosow anych tu pojęć (takich jak baśń, legenda, anegdota, epos, ballada) bezpośrednio n a u stn ą lite ra tu rę pozaeuropejską. N iem niej nie każda opowieść, n a jak ą n a tra fia m y w jakim ś społeczeństw ie przed- piśm iennym , je st od razu m item . Z agadnienie to kom plikuje jeszcze fakt, że ta sam a treść opowieści może być realizow ana w różnych gatunkach. Jak o p rzy k ład przytoczm y bajk ę o „lekkom yślnym opacie”, którem u król nakazuje pod k a rą śm ierci odpowiedzieć n a pew ne pytania. Opowieść ta w całym świecie zachodnim znana je st jako p o p u larn a anegdota (zob. AT 922), w k u ltu rz e żydow skiej n ato m iast jest po pu larn ą św iętą legendą

(6)

(zob. bibliografię w: Jason 1965, n u m ery 922, 922 A, 922* C; także Jason 1975, rozdz. 9C).

K ażdy g atu n ek m a swe w łasne środki artystyczne. Ma też w łasny św iatopogląd czy zbiór m orałów, k tóre mogą być w ręcz przeciw staw ne m orałom jakiegoś innego gatun k u. Np. w św iętych legendach żydow­ skich pew ne grzechy i przew inienia są surow o karan e (Jason 1965, n u ­ m ery 705— 799; 1975 rozdz. 9B), w g atunku bajki natom iast tejże k u l­ tu r y popełniający te sam e przew inienia zostaje n ad er szczodrze w y­ nagrodzony, otrzym ując królestw o i królew nę (Jason 1965, n u m ery 950,

1525 n.). Oznacza to, że tem u sam em u czynowi (przestępstw u) p rzy ­ pisuje się różne w artości w różnych g atunkach lite ra tu ry ustnej.

A nalizując jakąś próbkę tek stów różnych gatunków pod kątem okreś­ lonych w y stępujących w nich słów, a ty m bardziej analizując p rzy uży­ ciu tej sam ej listy słów tek sty pochodzące z różnych k u ltu r — w k tó ­ ry c h słowa te m ają różne znaczenia i w artości — w yklucza się ja k ą ­ kolw iek możliwość nad an ia sensu uzyskanym wynikom .

2.5. R elacja m iędzy lite ra tu rą ustn ą a społeczeństw em

Założenie piąte dotyczy c h arak teru relacji m iędzy lite ra tu rą u stn ą a społeczeństw em . Pow szechnie uw aża się, że lite ra tu ra u stn a jest swego rodzaju „odbiciem ” (lub „rodzim ą etno g rafią”) społeczeństwa, w k tó ry m pow staje. Zakłada się ty m sam ym bezpośrednią zależność m iędzy społe­ czeństw em a jego lite ra tu rą ustną, p rzy czym społeczeństw o jest tu czynnikiem pierw otnym , lite ra tu ra u stn a zaś — w tórnym . Z u stn e j lite ­ r a tu r y danego społeczeństw a m ożna więc w zasadzie uzyskać bezpośred­ nią inform ację o n im sam ym .

Zgodnie z ty m poglądem , dla którego pożywkę stanow i m yśl szkoły B o aso w sk iej3, b ajk a ludow a jest pew nym „tek stem ” m ogącym „odzw ier­ ciedlać m odalne lub typow e treści um ysłów ludzi w jakim ś społeczeń­ stw ie ”; są to „dane dotyczące (...) bezpośrednio stanów u m y słu ” (Kalin e t al. 1966, s. 570). „Treść tem atyczna b ajek ludow ych” to „system m yśle­ nia społeczeństw a” i da się porów nać do „kategorii etnograficznych”, będących „opisem system u działania czy rzeczyw istości” (Kalin et al. 1966, s. 586). Oznacza to, że tu by lcy opisują w swych bajkach zachow a­ nia idealne.

Colby ro zp a tru je b ajkę ludow ą w dw u aspektach: (a) w ujęciu „mo­ delu zachow ania” R obertsa i S u tto n -S m ith a (1962; także R oberts et al. 1963) oraz (b) w ujęciu psychologicznym (psychoanalitycznym ). W u ję ­ ciu pierw szym , tw ierdzi Colby, „bajki ludow e mogą opisywać sankcje

* Zob. np. Boas 1938, s. 622: „możemy oczekiwać, że znajduje w nich (tj. m i­ tach) odzwierciedlenie to, co głównie interesuje tę kulturę. Zdarzenia w opowieści odzwierciedlają życie tego ludu i z opowieści owych można częściowo odtworzyć jego zajęcia i życie społeczne”.

(7)

i zachow ania zakazane (...) bądź też opisyw ać różnego ty p u zachow ania i strateg ie pożyteczne” (1966a, s. 381). W ty m ujęciu, k tó re przypom ina rów nież przytoczony w yżej pogląd K alina, b ajk i ludow e są u k ład an e przez członków danej k u ltu ry po to, b y p rzedstaw ić id ealny system wzorców. Stanow ią one pew ien „m odel zachow ań” i jako tak i będą b ardziej u stru k tu ro w an e niż zachow ania rzeczyw iste (Colby 1966b, s. 798). T ak więc pierw o tn ą m yśl Boasa, że opowieści są odbiciem tubylczego społeczeństw a, Colby i K alin rozbudow ali o pojęcie różnicy m iędzy zachow aniem rzeczyw istym a idealnym . Jednakże takie ujęcie w k a te ­ goriach „m odelu zachow ań” czy „m odelu zachow ań idealn ych ”, jak każde uogólnienie, upraszcza zjaw isko, w yolbrzym ia bow iem pew ną ce­ chę, k tó ra może być aspektem d rugorzędnym lub wręcz przypadkow ym . Dla zilustro w an ia tego, że ogólnie biorąc, opowieści nie są „m odelem zachow ań”, posłużm y się p rzy kładem opowieści ludow ych w żydow skiej k u ltu rz e Bliskiego W schodu. J e d n a g ru p a opowieści, pew ne św ięte le­ gendy, u kazują k o nflik t człow ieka z Bogiem, inna g ru p a opow iada o cu­ dow nych czynach św iętych, w trzeciej natom iast, n iektó ry ch baśniach tej k u ltu ry , popełn iający p rzestępstw o zostają sowicie w ynagrodzeni. Opowieści takie z pew nością nie g rają w ty m społeczeństw ie roli d y d a k ­ tycznego m odelu ani dla dzieci, ani dla dorosłych. Od przeciętnego człon­ ka tej k u ltu ry nie oczekuje się, by zachow yw ał się jak św ięty, by czynił cuda, ani ty m bardziej, b y w adził się z Bogiem; nie jest też w zorcem oczekiwanie nagro d y za popełnianie przestępstw . Owe legendy pełnią w ty m w ypadku określoną fu n kcję w w iązaniu system u w artości tej k u ltu ry ze s tru k tu rą społeczną i w u trw ala n iu istniejącego porządku spo­ łecznego przez podtrzym y w an ie oficjalnych wzorców i ich p rzed staw i­ cieli — św iętych (szczegółową analizę zob. w: Jason 1975; roli w spom nia­ nych tu bajek jeszcze nie zbadano).

B ajkę czy opowieść ludow ą m ożna też, jak w spom niano wyżej, u jm o ­ wać z psychologicznego p u n k tu w idzenia. Zdaniem C olby’ego (1966a, s. 381) może ona „działać jako swego rod zaju katharsis (...), może p rz y ­ nosić słuchaczow i w yzw olenie z tego, co go bezpośrednio otacza” . U pod­ sta w ujęcia psychoanalitycznego k ry je się ta sam a Boasowska idea bez­ pośredniej zależności m iędzy u stn ą opowieścią a społeczeństw em . Jeśli opow iadane histo rie m ają być psychoanalitycznym i w yznaniam i całej społeczności, to opowieści te m uszą pozostaw ać z ową społecznością w bez­ pośredniej współzależności, zależności m iędzy podm iotem a jego w łasny­ mi fantazjam i, w k tó re j oba człony m uszą być oczywiście zgodne w cza­ sie. U znaje się zatem , że społeczeństw o bezpośrednio w ytw orzyło, lub p rzy n ajm n iej przetw orzyło, tę lite ra tu rę ustną, jaka w n im obecnie w y ­ stępuje; w przyszłości społeczeństw o to będzie m iało inne opowieści, ta k jak in n e b y ły jego opowieści w przeszłości.

Z astanów m y się, czy m ożem y przyjąć takie założenie. J a k już po­ w iedzieliśm y, wiąże ono opowieści ze w spółczesnym im społeczeństw em .

(8)

W w ypadku społeczeństw przedpiśm iennych nie w iem y n atu raln ie, jak w yglądały ich opowieści tysiąc czy naw et pięćset lat tem u, nie w iem y również, jak w yglądały wówczas same te społeczeństwa. Istnieją wszakże społeczeństw a, w któ rych można stw ierdzić, jak one same i ich historie w yglądały tysiące la t tem u i jak w yglądają dzisiaj. D ysponujem y sze­ regiem h istorii ze starożytnego Bliskiego W schodu, starożytności klasycz­ n ej oraz z daw nych Indii, i n iek tó re z nich są nadal opow iadane ustnie n a całym obszarze Bliskiego W schodu, basenu Morza Śródziem nego, większości regionów Europy, Rosji, Indii, a n aw et na D alekim W scho­ dzie (w ty m o statnim w ypadku praw dopodobnie przyniesione z Indii przez buddyzm ). Do tak ich należy opowieść o sp ry tn y m złodzieju, k tó ry okrad ł farao n a R am psynita i dostał w końcu za żonę jego córkę. H istorię tę przytacza H erodot (Grecja, V w. p.n.e., Księga 2,121; bibliografię tekstów średniow iecznych oraz w spółczesnych utrw alon ych przekazów ustn y ch zob. w AT 950, 1525 n., a także regionalne su plem en ty do tych indeksów ). Inną taką niezw ykle rozpow szechnioną opowieścią jest opo­ wieść A pulejusza (Rzym, II w.) o Psyche, k tó ra m usiała przew ędrow ać cały św iat, by odnaleźć swego ukochanego A m ora (bibliografię tekstów zob. w AT 425).

W ciągu co n ajm n iej dw udziestu pięciu wieków, jakie m inęły od czasu, gdy opowieści te zostały zapisane, na rozległym obszarze, na k tó ­ ry m są one obecnie ogólnie znane, skład etniczny ludności, języki, s tru k ­ tu ra społeczna, w yznaw ane religie, światopoglądy, style sztuki i wiele innych czynników ulegało licznym przem ianom ; a przecież owe p o p u lar­ ne historie przekazyw ane ustnie nie zm ieniły się. W ersja H erodota nie bardziej różni się od k tórejkolw iek z dzisiejszych ustny ch w ersji historii 0 Ram psynicie niż te dzisiejsze w ersje m iędzy sobą, niezależnie od tego, czy pochodzą z Egiptu, Jem enu czy Indii. Jeśli obecnie w eźm iem y np. p a rę opowieści z jakiejś wioski egipskiej, przetłum aczym y je z potocznej arabszczyzny fellachów na angielski, znorm alizujem y je (zgodnie z zale­ ceniem M arandy 1967b, s. 9— 10) i zastosujem y do nich program „an ali­ zatora ogólnego”, czy m ożem y oczekiwać, że uzyskam y określone w ia ry ­ godne inform acje n a tem a t współczesnego Egiptu?

Gdy zw aży się to wszystko, utrzym an ie Boasowskiej hipotezy o swego rodzaju jedno-jednoznacznej relacji m iędzy bajkam i a społeczeństwem , hipotezy k ry ją c ej się u podstaw większości prow adzonych przez a n tro ­ pologów i psychoanalityków prac nad lite ra tu rą ustną, nie w ydaje się możliwe. Z w rot używ any przez M arandę na określenie bajek ludow ych 1 m itów — „przesłania tra d y c y jn e ” (1967a, s. 78) — jest określeniem stosow anym obecnie do tak w ielu aspektów k u ltu ry , że właściwie traci ty m sam ym jakiekolw iek znaczenie.

P rz y zjaw isku tak złożonym jak lite ra tu ra u stna trzeba zapytać, jaki to elem ent w tej litera tu rz e — jeśli w ogóle jakiś — g ra rolę „p rzesła­ n ia ” . P rzesłania jakiego rodzaju? Przesłania c z e g o , przekazyw anego

(9)

k o m u i przez k o g o ? Jeśli np. w iele bliskow schodnich św iętych opo­ wieści żydow skich mówi o skarbach, jakie s ta ją się udziałem cnotliw ych, to czy pow inniśm y w yprow adzić stąd w niosek, że opowieści te odzw ier­ ciedlają w ielką troskę o dobrobyt tego społeczeństw a? Albo może, że niosą one „przesłanie d o b ro b y tu ” (co zw rot „przesłanie d o bro by tu” m iał­ by znaczyć?)? K to prag n ie przekazać to przesłanie? Do jakiego rod zaju społeczeństw a przesłanie tak ie m iałoby być skierow ane? Z jakiego po­ wodu?

Dopóki nie dow iem y się, gdzie szukać odpowiedzi na takie pytania, stw ierdzenie, że lite ra tu ra u stn a to przesłanie trad ycy jne, nie może się nam wydać zbyt sensow ne (zob. Jaso n 1969, 1975, o m ożliw ych p rzesła­ niach, jakie niesie określony g atu n ek lite ra tu ry ustnej. W ty m w ypadku m ożna znaleźć pew ne przesłanie n a rzecz istniejącego porządku społecz­ nego. P rzesłanie to przekazyw ane jest w imię owego porządku społecznego i adresow ane do w szystkich jego członków. Stanow i ono jedną z cech bajki, nie należy go w szakże utożsam iać z b a jk ą jako całością).

P rzyp u śćm y jednak, że lite ra tu ra u stn a w ogóle je st p ew nym „prze­ słan iem ”, cokolw iek m iałoby to znaczyć. W ydaw ałoby się, że stając się „przesłaniem ”, lite ra tu ra u stn a nie może już być zarazem bezpośrednim odbiciem k u ltu ry , do k tó re j należy, lecz m usi funkcjonow ać jako pew ien elem ent tej k u ltu ry . W tak im zaś w ypadku z właściwości pól sem an ­ tycznych w ystęp u jący ch w w arstw ie słow nej bajek nie m oglibyśm y uzyskać bezpośredniej info rm acji o danej k u ltu rze. Pogląd, że lite ra tu ra u stn a fu n k cjo n u je jako część społeczeństw a, jest poglądem dobrze zna­ nym ; pierw szy p rzedstaw ił go M alinow ski (1958), w nieco udoskonalonej postaci został on sfo rm u ło w an y przez E isen stad ta (1965, s. 18—20) i J a ­ son (1975; zob. także podrozdz. 1.4 w niniejszej pracy). Jeśli zaś lite ­ ra tu r a u stn a je st elem en tem społeczeństw a, to w żaden sposób nie może być jednocześnie opisem jego p orządku idealnego.

Z am kn ijm y te rozw ażania p rzy k ład em rozum ow ania ty p u Boasow- skiego na tem a t relacji m iędzy lite ra tu rą u stn ą a społecznością i p rz y ­ kładem jego zaprzeczenia. P a u l R adin poddał analizie jedną z opubli­ kow anych przez siebie b a je k plem ienia W innebago. Szczegóły tej bajk i nie odpow iadały dokładnie znanej rzeczyw istości w spółczesnej społe­ czeństw a W innebago, R adin założył więc, że kiedyś w przeszłości spo­ łeczność ta odpow iadała ow em u opisowi. Nie dysponow ał jednak żadnym dowodem na po tw ierdzenie sw ojej hipotezy (Radin 1949, s. 74— 77). Nieco później tę sam ą b a jk ę zanalizow ał L év i-S trau ss i te same szcze­ góły w ytłum aczył inaczej — jako niezbędny elem ent złożonego schem atu s tru k tu ra ln eg o , kryjącego się u podstaw znaczenia te j b a jk i w ram ach całej m itologii W innebago. O m aw iane szczegóły zaw arte b y ły w opo­ w ieści po to, b y ukazać ten schem at s tru k tu ra ln y i niekoniecznie m u ­ siały mieć cokolw iek wspólnego z obecnym i czy m inionym i realiam i tej społeczności (L évi-S trauss 1960, s. 357— 359).

(10)

2.6. „A nalizator ogólny” jako narzędzie e ty c z n e 4

Szóste założenie to to, że pew na ogólna lista słów, op arta na polach sem antycznych, sporządzona przez członków jakiegoś społeczeństw a za­ chodniego w jakim ś języku zachodnim, stanow i praw om ocne narzędzie etyczne, za pomocą którego m ożna m ierzyć wszystkie inne k u ltu ry . A na­ liza treści jest m etodą w ystarczająco dobrze znaną, b y nie wym agać bardziej szczegółowego przed staw iania (zob. Berelson 1962, Pool 1959, Stone et al. 1966, G erbner et al. 1969, H olsti 1969). N iektórzy z a n a lity ­ ków treści, k tó rz y zajm ow ali się lite ra tu rą ustną, posługiw ali się listam i „analizatora ogólnego” S tone’a przy w szystkich badanych k u ltu ra c h (Colby oraz K alin et al.); inni (jak np. M aranda i Sebeok) w oleli spo­ rządzać swe w łasne listy haseł n a podstaw ie m ateriałów , jakie analizo­ wali.

W łasności etyczne to fizyczne i psychiczne powszechniki, pola sem an­ tyczne nato m iast to pojęcia ludzkie, które podobnie ja k w szystkie po­ jęcia są uw arun k o w an e kulturow o, czyli emiczne. Tego uw arunkow ania dowodzi każda p raca naukow a w dziedzinie etnologii (zob. np. M etzger i W illiam s 1966). W ystarczy rz u t oka na jakąkolw iek pracę z tej dzie­ dziny, by dostrzec, że poszczególne pole sem antyczne, n aw et jeśli w y­ stęp u je w kilku k u ltu ra ch , m a różną treść (tj. należą do niego różne słowa) w każdej społeczności językow ej (pole sem antyczne da się w y ­ znaczyć jedynie w języku, dla naszych celów m usim y więc ustalić dzie­ dzinę jakiegoś języka oraz dziedzinę społeczności, któ rej członkowie m ó­ w ią ty m językiem ). Ta emiczność pola sem antycznego w yklucza możność m iędzykulturow ego porów nyw ania naw et „tych sam ych” pól sem antycz­ nych jako zam kniętych całości. Lista „analizatora ogólnego” jest więc em iczna dla języka angielskiego i jego pól sem antycznych, a nie etyczna. „A nalizator ogólny” jest em iczny w odniesieniu nie ty lk o do b ajek lu ­ dowych, lecz także do danych antropologicznych w ogóle, p rzy najm niej w tedy, gdy posługuje się nim tak jak dotychczas. Sebeok przeprow adzał sw oje badania przed w ynalezieniem „analizatora ogólnego”. Badał tylko jedną k u ltu rę i nie w daw ał się w analizę porównawczą, sporządzał zatem listy i p rogram y tylko dla tej jednej k u ltu ry . Są to listy emiczne i ta k też są trak to w an e przez autora.

P róbą stw orzenia pewnego narzędzia etycznego jest rów nież słow nik M arandy. W praw dzie M aranda także u kład a swój w łasny słow nik, lecz

4 [Termin „etyczny” jest tu używany w specyficznym znaczeniu i odwołuje się do wprowadzonego przez K. Pike’a rozróżnienia: etic — emic. Jak pisze W. B u r ­ s z t a w haśle „Etic/emic” (w: Słownik etnologiczny. Pod redakcją Z. S t a s z c z a k . Warszawa—Poznań 1977, s. 94), „w znaczeniu szerszym podejście etic oznacza tyle co badanie system u kulturowego z pozycji zewnętrznego obserwatora”; podejście typu emicznego (emic) zaś to „badanie system ów kulturowych z pozycji w ew nętrz­ nego interpretatora”. — Przypis red.]

(11)

jest to j e d e n słow nik dla c z t e r e c h k u ltu r, k tó re niezależnie od tego, jak m ogą być do siebie podobne, różnią się nieco od siebie. I to w łaśnie te różnice M aran da prag n ie ustalić. W odniesieniu do owych czterech k o n k retn y ch k u ltu r ułożona przez M arandę lista słów pow inna być narzędziem etycznym , bo stanow i w te d y coś w rodzaju w ypadkow ej czterech system ów em icznych, coś, co m ożna porów nać do słow nika m ającego być rzekom o jednocześnie słow nikiem czterech języków, k tó re choć pokrew ne są przecież odrębne.

W obu jed n ak w ypadkach, czy używ a się list „an alizato ra ogólnego”, czy też list w łasnych, m etoda ta jest in d u k cy jn a i statystyczna, m a zaś n a celu szeroką analizę porów naw czą (z w y jątk iem p rac y Sebeoka, k tó ra jest statystyczn a, ale nie porów naw cza). S tatystyczna analiza porów ­ naw cza w ym aga porów nyw alnych, dobrze określonych jednostek. Słow ­ niki analityk ów treści m ogłyby być zbudow ane z takich jednostek, gdyby b y ły etyczne. J a k wszakże w skazyw aliśm y, słow niki te są nie etyczne, lecz emiczne dla języka angielskiego, a ty m sam ym nie są narzędziem , k tó re pozw alałoby na jak ąko lw iek analizę m iędzykulturow ą.

2.7. A naliza in d u k cy jn a i analiza ded uk cyjn a

Założenie siódm e to założenie, że obliczenia częstotliw ości w ystępo­ w ania elem entów mogą odsłonić takie czy inne wzory, łącznie ze zw iąz­ kam i stru k tu ra ln y m i. W ykazy częstotliw ości w ystępow ania używ ane są w analizach staty sty czn ych . M ają one ukazać relacje m iędzy liczonym i elem entam i, p rz y czym relacje te należą do określonego układu odnie­ sienia. W rezu ltacie m ożna otrzym ać jak iś „m odel sta ty sty c z n y ” będący m odelem in d u k cy jn y m (zob. L é v i-S trau ss 1970, s. 367— 379; budow anie z pow odzeniem przez an ality k ó w treści m odeli staty sty czn y ch om aw iam niżej w podrozdz. 3.3.4). Sam a w sobie p ro ced u ra ta jest praw om ocna, w ątpliw a je st jednak praw om ocność stosow ania m etody staty sty czn ej do analiz P ro p p a (1976) i L év i-S trau ssa (1968) (zob. Colby 1966b, s. 793, M aranda 1967a, s. 83).

Modele zarów no P roppa, jak i L évi-S trau ssa, są bow iem tw oram i de­ d u kcyjnym i 5. L év i-S trau ss św iadom ie posługuje się teoretycznym i kon- stru k tam i d ed u k cy jn y m i n ak ład any m i n a rzeczywistość (zob. om ówienie w: N utini 1970), Propp n a to m ia st uw aża sw ój m odel za p ro d u k t pew nego procesu indukcyjnego. W istocie jed nak m odel Proppa należy do p e w ­ nej „g ram atyk i g e n e ra ty w n e j” s tr u k tu ry n a rra c ji bajek ludow ych i o b e j­ m u je jej s tru k tu rę pow ierzchniow ą (zob. Lakoff 1972, w edług Chom

-6 Nutini (19-68, s. 11—14, 1970, s. 1185—118-6) nazywa modele, do których do­ chodzi się na drodze dedukcji, „strukturami m odelowym i” lub „modelami gra­ m atycznymi” (b.d., rozdz. 3), indukcyjna analiza statystyczna natom iast przynosi „modele statystyczne” (zob. L évi-Strauss 1970, s. 367—379) bądź „strukturę para- dygmatyczną” (Nutini 1968, s. 11—14, 1970, s. 1185—1186). „Modele m echaniczne” Lévi-Straussa mogą być, jak się zdaje, zarówno indukcyjne, jak i dedukcyjne.

(12)

sk y ’ego 1957, oraz Jason 1967, 1971b), W zięty z osobna sam opis s tru k ­ tu ry pow ierzchniow ej stw arza złudzenie opisu indukcyjnego i em pirycz­ nego. Nie ulega wszakże wątpliwości, że Propp zapożyczył swoje n arzę­ dzia — jednostki i relacje — z dedukcyjnego m odelu jednego z poprzed­ ników, nie przejm u jąc całego m odelu (zob. N ikiforów 1927, Jason 1971b). Nie w ydaje się, by za pomocą wielu n aw et obliczeń częstotliwości w ystępow ania elem entów , analiz statystyczn y ch lub m odeli staty sty cz­ nych m ożna było przejść od analizy indukcyjnej do jakiegoś k o n stru k tu dedukcyjnego (zob. L év i-S trau ss 1970, s. 367— 379; inne zastrzeżenia wobec spraw dzania m odeli P roppa i L év i-S trau ssa za pomocą analizy treści omówione są niżej, w podrozdz. 3.3.4).

3. Cele i w yniki

Z badajm y teraz cele analizy treści, takie, jakie przedstaw iają rzecz­ nicy tej m etody, i zobaczmy, w jak iej m ierze re z u lta ty ich prac spełniły ich oczekiwania.

3.1. Ujęcie retoryczne

Sebeok, k tó ry jako jeden z pierw szych posłużył się m etodą k om p ute­ row ą i analizą treści w badaniach nad lite ra tu rą ustną, w a rty k u le p ro ­ gram ow ym sform ułow ał następ u jący problem dla badań kom puterow ych w tej dziedzinie: „Zagadnienie pierw sze to ustalenie reguł liczbowych rządzących dy stry b u cją dźwięków w odpowiednich ram ach sy n taktycz- n y c h ” (Sebeok 1965, s. 257, a także s. 265—270 o dalszych podobnych problem ach). Tak sform ułow any problem należy do dom eny poetyki i językoznaw stw a. Czysto językow e aspekty tego zagadnienia leżą za­ pew ne w sferze zainteresow ań dyscypliny językoznaw stw a, w aspekcie poetyckim zaś stanow i ono część badań literackich, a poniew aż lite ra tu rę u stn ą uznaje się za litera tu rę , zagadnienie to p rzedstaw ia bardzo w ażną dziedzinę badań. Sebeok uważa je za pierw szy krok we wszelkich b ad a­ niach lite ra tu ry u stn e j (Sebeok i Ingem ann 1956, s. 261—268). B adania tak ie dotyczą wszakże tylko pow ierzchniow ej w arstw y językow ej, a nie treści lite ra tu ry ustnej. Pow ierzchniow a w arstw a językow a może być oczywiście analizow ana jedynie w tek stach w języku tubylczym , i tak w łaśnie postępow ał Sebeok. N iestety jednak ten kieru nek badań po­ w ierzchniow ej w arstw y językow ej nie znalazł w ielu naśladowców .

3.2. Ujęcie kulturologiczne

Opisane wyżej podejście jest podejściem językow ym i literackim . Kalin, Davis i M cClelland natom iast skupiają swą uw agę na całej k u l­ turze. P ytan ie, jakie staw iają ci autorzy, brzm i: „Dlaczego ludzie piją napoje alkoholowe w um iarkow anych i nadm iernych ilościach?” (1966, s. 569— 570). T eksty lite ra tu ry u stnej trak to w an e są tu nie jako lite ra ­

(13)

tu ra , lecz raczej jako pew ien typ d anych — jeden spośród w ielu ich typów — i ro zp atry w an e na ty m sam ym poziomie co w szystkie inne dane. Aczkolwiek samo w sobie py tan ie to jest oczywiście uzasadnione, to przecież w takim u jęciu niew iele dow iadujem y się o sam ej litera tu rz e u stn e j i praca ta nie m a żadnego istotnego znaczenia dla teorii tej lite­ ra tu ry . K w estię zaś, czy takie w ykorzystanie lite ra tu ry u stn ej w y trz y ­ m uje k ry ty k ę i może pomóc odpowiedzieć na p y tan ie zadane przez K a­ lina, Davisa i M cClellanda, rozw ażaliśm y w yżej (podrozdz. 2.1 i 2.5). W ykazaliśm y tam , że posługując się lite ra tu rą u stn ą w ten sposób, nie otrzy m uje się odpowiedzi n a pytan ie, k tó re in te resu je autorów .

3.3. Ujęcie sem antyczne

Analiza, jak ą przep ro w ad zają Colby i M aranda, dotyczy zagadnień dwojakiego rodzaju. P ierw sza g ru p a problem ów (zob. niżej, podrozdz. 3.3.1— 3.3.3) p okrew na je s t tem u, co głównie zajm u je K alina, Davisa i M cC lellanda (1966): Czego mogę się dowiedzieć o in te resu jąc e j m nie społeczności z jej lite ra tu ry u stn ej? G ru p a d ru g a (zob. niżej, podrozdz. 3.3.4) to kw estie zw iązane bezpośrednio z sam ą tą lite ra tu rą . Obie gru p y zagadnień b ada się, analizując pola sem antyczne. (Nawiasem mówiąc, w arto zauw ażyć, że zarów no Colby (1966a, s. 386), jak i M aranda (1967a, s. 83), w yliczają cele dokonyw anych analiz nie n a początku sw ych prac, lecz dopiero w konkluzjach. Nie jest to bez znaczenia, okazuje się bowiem, że główne ich zainteresow anie sk upia się na m etodzie analizy treści; sam problem , jaki m etoda ta pow inna pomóc rozw iązać, zostaje niejako zepchnięty n a drugi plan).

3.3.1. T r u i z m y . Colby (1966a, s. 386, 1966c) p rób u je dowiedzieć się czegoś o społeczności, b adając pola sem antyczne. Pola sem antyczne określane jako „ te m a ty ” oraz relacje statystyczne, w jakich pozostają one do siebie, analizuje się po to, b y odkryć „w artości, m otyw ację i to, co zn ajd u je się w c e n tru m uw agi danej k u ltu ry (aby zrozum ieć), w jaki sposób k u ltu ry o rganizują pojęciowo otaczający je św ia t” (Colby e t al. 1963, s. 318), celem zaś je st „zbadanie bardziej ab strak cy jn y ch aspektów k u ltu ry m etodam i m niej su b iek ty w n ym i niż te, k tóre przyjęło się sto ­ sow ać” (Colby 1966b, s. 794). Także Sebeok uważa, że „analiza m atry cy przyniesie pew ne zrozum ienie w zoru pow iązań w y stępujących w b ad a­ n y m źródle, przypuszczalnie odzw ierciedlających w zory danej k u ltu r y ” (Sebeok i Ingem ann 1956, s. 267).

Ja k już pow iedzieliśm y, om aw iając podejście kulturologiczne (zob. podrozdz. 3.2), w ydaje się w ątpliw e, czy problem y takie dadzą się roz­ wiązać za pomocą analizy treści b ajek ludow ych. W yniki uzyskane przez C olby’ego to po części w łaściw ie truizm y, po części zaś w nioski m ylne. R ozpatrzm y kilka przy k ład ów zarów no jednego, jak i drugiego. Zacznie­ m y od truizm ów . Colby przeb ad ał bajk i eskim oskie, stosując do nich listę „analizato ra ogólnego”. W bajk ach tych fabuła często sprow adza

(14)

się do poszukiw ania ludzi lub zw ierzyny; analizując je, Colby stw ierdził, że słow a należące do pola sem antycznego „poszukiw anie” rzeczywiście w ystępu ją tam z dużą częstotliw ością aż do chwili, gdy przedm iot po­ szukiw ań zostaje odnaleziony, po czym słow a te p rzestają się pojaw iać {1966b, s. 794). Czyż jednak norm alnie oczekiwałoby się, że słow a od­ noszące się do „poszukiw ania” będą w ystępow ać po epizodzie, w którym to, czego poszukiw ano, zostało odnalezione?

W innym w ypadku Colby stw ierdził, że bajki japońskie zajm ują się bardziej „sytuacjam i zew nętrznym i, zazwyczaj społecznymi, eskim oskie (bajki) nato m iast są bardziej nastaw ione na (...) zdolności i możliwości (głów nie fizyczne) jedn o stk i” (1966b, s. 794). Czyż nie byłoby niedorzecz­ nością oczekiwać od Eskimosów, b y opowiadali o złożonych sytu acjach społecznych, takich np. jak życie dw orzanina? Colby odkryw a ponadto, że „w bajk ach eskim oskich słowa należące do kategorii »zmęczony« (...) używ ane są w pow iązaniu ze »snem« lub »odpoczynkiem« m ającym i przyw racać siłę fizyczną” (1966b, s. 796). Czy podobna oczekiwać od jak iejś k u ltu ry , by ch arak terystyczn e b y ły w n iej takie połączenia jak „zm ęczony” i „dorastające baw oły” lub „spać” i „zielone stoliki” ?

3.3.2. W n i o s k i m y l n e . W ynik będący truizm em jest po p ro stu n iezbyt użyteczny. M niej nieszkodliw e w ydaje się natom iast ustalanie w ątp liw ych związków. Jako przy kład takiego postępow ania przytoczm y w niosek, że w k u ltu rze japońskiej rodzice odczuw ają „w ielką dum ę ze sw ych dzieci i miłość do nich, n a w e t w tedy, gdy nie są one norm alne lub są fizycznie niezdolne pom agać rodzicom ” (Colby 1966b, s. 796). K on­ k luzja ta o p arta jest na św iadectw ie „pew nej (japońskiej) historii (w k tó ­ re j) chłopiec m a tylko cal w zrostu. W innej dziecko jest ślim akiem ” (1966b, s. 796), a m imo to oboje dzieci są przez sw ych rodziców kochane i otaczane troską. Czy w yciąganie takiego w niosku jest uzasadnione? G d yb y te dwie bajki b y ły sw oistym w ytw orem k u ltu ry japońskiej, cie­ szyły się dużą popularnością w Japonii i tylko w Japonii, w ypadek ten zasługiw ałby na zbadanie. Tak jednak nie jest. Obie bajk i znane są na całym świecie (inform acje o ich d y stryb u cji m ożna znaleźć n aw et w: Seki 1963, źródle, n a k tó ry m opierał się Colby). P ierw sza to opowieść o Tom­ ciu Paluchu, m ającym cal w zrostu; w w ielu w ersjach tej b ajki okazuje się on dość pom ocny dla swoich rodziców, jako że przynosi do dom u sk a rb y (zob. AT 700). D ruga z w ym ienionych bajek to pew na odm iana opowieści o Am orze i Psyche, znanej nam już ze starożytności klasycznej (P u rser 1910) i należącej do n ajpopularniejszych bajek na świecie (zob. AT 425 n., w spom niane wyżej w podrozdz. 2.5). Także i w ty m w ypadku b o h ater — syn m ający postać ślim aka lub innego zwierzęcia — przynosi rodzicom fortun ę. Dzięki sw ym zdolnościom czarodziejskim dostaje za żonę królew nę, okazuje się zaczarow anym p rzystojn ym m łodzieńcem i z czasem dziedziczy tro n swego teścia. W obu bajkach synowie o takich nienorm aln y ch postaciach rodzą się sw ym rodzicom w sposób cudow ny

(15)

po d łu g o trw ałej bezpłodności i są swego ro d zaju istotam i n adprzyrodzo­ nym i. (W b ajk ach w y stęp u ją rów nież takie nadprzyrodzone córki).

Nie w y d aje się, by postacie z ty ch b ajek i stosunki m iędzy nim i, któ ry ch znaczenie jest do dzisiaj dość n iejasne, m iały wiele wspólnego z rzeczyw istym i rodzicam i i dziećm i oraz ich w zajem nym i stosunkam i. Popularn o ść owych b ajek w różnych k u ltu ra c h nie u łatw ia zadania, i nie chcielibyśm y się w daw ać w bezpodstaw ne spekulacje. Jeśli zaś chodzi 0 stosunek uczuciow y japońskich rodziców do ich dzieci, to n asuw a się uw aga, że tylko sk ra jn ie złe w a ru n k i surow ego środow iska n atu raln eg o bądź społecznego mogą spraw ić, by norm alni rodzice nie dbali o te spośród dzieci, k tó re m ają nieszczęście być w jakiś sposób upośledzone. Dlaczego więc m iałoby n a s dziwić, że dbają o nie Japończycy, n aw et w sw ych bajkach?

Z astrzeżenia budzi też w y sn u ty przez C olby’ego wniosek, że b ajk i Indii i Chin w y kazują w ielkie podobieństw a, natom iast b a jk i Indii i Egip­ tu są zupełnie różne (Colby et al. 1963, s. 322). K onkluzja ta w ydaje się nieco zaskakująca. Egipt i Indie należą ogólnie do tego sam ego obszaru kulturow ego, obejm ującego Europę, św iat islam ski oraz Indie; n a w e t pobieżna znajom ość lite ra tu ry u stn e j ty ch k rajó w pozw ala stw ierdzić, że egipska lite ra tu ra u stn a (będąca częścią lite ra tu ry u stn e j islam u) 1 (nieplem ienna) lite ra tu ra u stn a Indii są dość zbliżone do siebie w te ­ m atach, działających postaciach, realiach, środkach literackich, p o d sta­ w ow ych w artościach i in n y ch elem entach. C hińska lite ra tu ra u stn a n a ­ tom iast różni się od u stn e j lite ra tu ry zarów no indyjskiej, jak islam skiej. (W praw dzie buddyzm w prow adził do Chin indyjskie m ate ria ły literackie, nie w rosły one jednak w lite ra tu rę u stn ą do tego stopnia, by ją p rze­ kształcić, pozostając jed y n ie n u rte m drugorzędnym ). Jeśli Colby odkrył in n y k ieru n ek podobieństw , to gdyby n a w e t nic w ięcej nie dało się po­ wiedzieć o jego m etodach, już sam ten p rzy k ład św iadczyłby o ich za­ wodności (zob. indeksy b ajek Thom psona i R obertsa (1960) dla Indii, oraz E b erh ard a (1937) dla Chin; nie m a jak dotąd żadnych indeksów dla m ateriałó w egipskich czy islam skich. P rzedstaw ione w yżej rozum o­ w anie opiera się n a osobistej znajom ości tego m ateriału przez au to rk ę i n a analizie m ateriałó w żydow skich z islam skiego obszaru kulturow ego; zob. Jason 1965).

Colby tw ierdzi, że p rzed podjęciem kom puterow ej analizy ilościowej dokonał „jakościow ych b ad ań w artości i tem ató w (...) ty ch sam ych p ró ­ bek bajki lu d o w ej” i że „ re z u lta ty analizy k om puterow ej w łaściw ie (...) p o tw ierd zają” w yniki ow ych b ad ań jakościow ych (Colby et al. 1963, s. 320). Nie pow iedziano n iestety , n a czym b ad ania te polegały, nie zn a­ m y więc m etod, jakim i się posłużono, i dlatego też nie m ożem y ich om a­ wiać. W każd ym razie nie w ydaje się, b y w yniki odpow iadały faktom . Jedn ą z cech lite r a tu r y u stn e j, k tó rą w sw ym m niem aniu odkrył Colby (1966b, s. 797), jest to, że „należy oczekiwać, iż (...) częstotliwość,

(16)

z jaką jej (bajki) elem enty pow tarzają się w bajce, oraz stopień u s tru k - tu ro w an ia ty ch elem entów w skazuje na znaczenie, jakie określone tem a ty (pola sem antyczne) w ystępujące w bajce m ają dla ludzi danej k u ltu ry ” . J a k wiadom o od daw na, bo od czasu O lrika (1909), pow tarzanie się elem entów w utw orze n a rra c y jn y m („stopień u stru k tu ro w an ia ” ) w ystę­ pu je na w szystkich poziomach: (a) na poziomie pow ierzchniow ej w arstw y językow ej używ a się pew nej liczby synonim ów i paralelizm ów ; (b) do pospolicie spotykanych cech s tru k tu ry n a rra c ji należy w ystępow anie pew nej liczby bohaterów , którzy mogą być wobec siebie opozycyjni bądź paraleln i (np. trzej synowie króla, z któ ry ch tylko najm łodszem u udaje się pokonać smoka); (c) całe epizody pow tarzają się pew ną ilość razy w różnych połączeniach. Liczbę pow tórzeń określać będzie liczba będąca w danej k u ltu rze liczbą św iętą lub sym boliczną. W k u ltu rze indoeuro- pejsk iej tak ą liczbą jest liczba trzy; w k u ltu rz e sem ickiej są to trzy i siedem, u pew nych zaś plem ion arabskich są nim i dw a i cztery. W k u l­ tu ra c h tych pew ne elem enty b ajk i będą się niezm iennie pow tarzać określoną ilość razy, a pew ien zakres słów i pól sem antycznych będzie używ an y częściej niż inne. Szkłowski (1919) wykazał, że takie pow tórze­ nia służą jako środki literack o -arty sty czne w całościowej stru k tu rz e danej bajki. Na in n y m poziomie funk cję p o w tarzania w yjaśnił L évi­ -S tra u ss (1968, s. 265): „Pow tórzenie m a pew ną ch arak tery sty czn ą fu n k ­ cję: u jaw nian ie s tru k tu ry m itu ” . Tak więc w pow tórzeniu w yraża się literack a lub logiczna s tru k tu ra m ityczna bajki, a nie zainteresow anie określonym i tem atam i (polami sem antycznym i), np. w alką ze smokiem, m ałżeństw em czy stosunkam i m iędzy braćm i, jeśli w jednej bajce mowa 0 trzech.

3.3.3. P o s z u k i w a n i e t e g o , c o i s t o t n e . W jakiej m ierze M arandzie (1967b) w szczegółowo przezeń opisanych badaniach, k tórych podstawię n ak reślił we w cześniejszym studium (1967a), udało się uzyskać w yniki o isto tn ym znaczeniu? W praw dzie znacznie sk ru p u la tn ie j niż Colby zdaje on spraw ę z przygotow ania danych do analizy i jej p rze­ biegu, a re z u lta ty przedstaw ia w postaci precyzyjnych i złożonych s ta ­ ty sty k , jednakże rów nież i te w yniki nie w y d ają się zby t doniosłe. W y­ każem y to na p a ru przykładach.

M aranda (1967b, s. 16, 18) przytacza dwa tek sty (4106 i 5106 w edług jego kodu), w któ ry ch jego zdaniem główna postać działająca należy do katego rii isto t nadprzyrodzonych lub niebiańskich. W obu tek stach do tej katego rii należą jednak dwie postacie: Słońce i Księżyc. K tóra z nich jest więc postacią główną? A naliza owych tekstów w y korzystująca m etody analizy s tru k tu ry n a rra c ji w ypracow ane przez P ro p p a (1976) 1 Jason (1967) wykaże, że przy najm n iej w górnej w arstw ie te j s tru k ­ tu ry postacią główną w ydaje się Księżyc. Nieco poniżej górnej w a rstw y będzie nią Słońce, gdzieś jeszcze niżej zaś będziem y m usieli głów ną rolę w bajce przypisać istocie, k tó rej nie jest obojętne, czy step jest

(17)

w ypalany, czy nie, m im o że istota ta w w arstw ie pow ierzchniow ej wcale się nie pojaw ia — jest ona elem entem „ u su n ięty m ”, jeśli wolno nam posłużyć się ta k ą analogią. Do tego odkry cia nie m ogłaby doprow adzić k om puterow a analiza treści.

Inny m p rzyk ład em w yniku, którego w artość poznawcza budzi w ą tp li­ wości, jest w niosek dotyczący roli, jak ą w analizow anych opowieściach g rają jag u ar i tap ir. D ow iadujem y się, że jag u a r pojaw ia się w 0,0324% zdań w całym m ateriale o bejm ującym w szystkie cztery badane plem iona; ponadto, że „A pinajow ie (...) z a jm u ją się jego (tap ira) potw ornym w y ­ glądem w jed n ej jednostce zdaniow ej, jego siłą zaś w siedm iu zdaniach” (M aranda 1967b, s. 15). P odane jest zestaw ienie ukazujące, że jag u ar pojaw ia się w ty lu to a ty lu setn ych procenta jednostek zdaniow ych w opowieściach jednego plem ienia i w ty lu to a ty lu setnych p ro centa w opowieściach innego. P am ię ta ją c o tym , co pow iedziano w yżej o tr u d ­ nościach zapisyw ania, tłum aczenia i publikow ania m ateriałó w (rozdz. 1), czytelnik może sam ocenić w artość owych liczb.

P rzy puśćm y jednak, że opowieść została zarejestro w an a zgodnie z w szystkim i reg u łam i i zanalizow ana w języku oryginalnym . Ja k ie wówczas znaczenie m iałby fakt, że jag u a r w spom niany jest w ty lu zda­ niach? Czy częstotliw ość, z jak ą w y stęp u ją w opowieściach jaguary, m ówi coś o znaczeniu p rzy p isy w an y m im w tej k u ltu rze? Albo czy m ówi ona coś o s tru k tu rz e opowieści (stru k tu rz e n a k tó ry m poziomie opowieści?)? Opowieść jest zawsze w yrażona w indyw idualnym sty lu n a rra to ra , częstotliw ość w ystępow ania słów m ówi zatem co nieco o sty lu konkretnego n a rra to ra , choć też niezbyt wiele. S tylu nie tw orzy wszak częstotliw ość w ystępow ania poszczególnych słów, lecz raczej relacje m ię­ dzy słowami.

P rzy puśćm y jednak, że zdołaliśm y usunąć tę trudność indyw idualnego sty lu i m am y teraz tek st n e u tra ln y . Ja k ie w tedy m iałby znaczenie fakt, że tap ir jest w korpusie b a je k w spom niany tyle to a ty le razy? A by lepiej naśw ietlić tę spraw ę, p o ró w n ajm y w ypadek tapira, zw ierzęcia rzeczy­ wiście w ystępującego w środow isku n a tu ra ln y m społeczności, k tó rej bajk i analizow ano, z w ypadkiem isto ty fik cy jn ej z k ręg u k u ltu ry eu ro ­ pejskiej, sm okiem . Sm ok p rzed staw ian y jest jako pewnego rod zaju zw ie­ rzę — sk rzy d laty gad o k ilk u głowach. Stosuje się doń w szystko to, co M aranda od n ajd u je we w zm iankach o tapirze: opisuje się jego p o tw o rn y w ygląd, m a k ilk a głów, zieje ogniem , w ydziela odrażającą w oń i zjada ludzi, jest niezm iernie du ży i silny, uw aża się go za zdolnego do w zięcia za żonę kobiety (porw anej królew ny). W ujęciu M arandy (1967b, s. 15) m ożna to sform ułow ać następująco: ludzie „zajm ują się” potw ornym w yglądem sm oka w X jednostek zdaniow ych, jego zw iązkam i z kobie­ tam i zaś w Y jednostek zdaniow ych.

Jakie znaczenie m a tak a in fo rm acja statystyczna? W w ypadku tapira, elem entu rzeczyw istego środow iska n atu raln ego, stw ierdzenie, że „A

(18)

pi-najow ie (...) zajm u ją się (...)” (M aranda 1967b, s. 15) takim i a takim i aspektam i tego zwierzęcia, może stw orzyć w rażenie, że w skazuje się n a znaczenie, jakie przypisuje się tapirow i w k u ltu rze tego plem ienia. T apir stanow i oczywiście w ażną część ich natu ralneg o środow iska, z któ ­ ry m m uszą ustanow ić pew ne relacje. Ta sam a jednak procedu ra zasto­ sow ana do in n ej k u ltu ry , w k tó re j spotykam y istotę podobną, lecz fik ­ cyjną, ujaw nia, że w powyższym rozum ow aniu coś szw ankuje. Ludzie m ów iący o sile i potw orności sm oka nie „zajm ują się” ty m sam ym sm okam i. Nie są one elem entem ich rzeczyw istego środow iska ani św iata ich w ierzeń. W iemy, że sm oki nie g rają żadnej roli ani w oficjalnej religii (chrześcijaństw ie), ani w w ierzeniach ludow ych Europy. (W ydaje się, że natchn ienia do przedstaw ień przeciw nika św. Jerzego n a średnio­ wiecznych m alow idłach dostarczały w yobrażenia istot szatańskich. B aj­ kow y smok natom iast, a tak i jest tu przedm iotem rozw ażań, nie m a wszakże żadnego zw iązku ze św iatem religii). W k u ltu rz e europejskiej smoki należą do jednego tylko g atun k u lite ra tu ry u stn ej, a m ianowicie baśni. W obrębie tego g atu n k u w ystęp u ją zasadniczo w roli przeciw ­ nika głównego b o h atera (zob. Propp 1976). W szystkie ich przerażające właściwości służą jako chw yt literack i m ający dobitniej zaznaczyć zw y­ cięstwo, jakie odnosi nad nim i bohater. Smok pojaw ia się tylko w okreś­ lonych scenach, w scenach w alki ze sm okiem (zob. podrozdz. 1.9), toteż częstotliw ość jego w ystępow ania w baśni jest do pewnego stopnia p rze­ w idyw alna.

W racając do opowieści A pinajów , dobrze byłoby wiedzieć, w jakich gatunkach lite ra tu ry u stn ej w ystępuje tam ta p ir i w jakich rolach. Ta inform acja może nam pomóc zrozum ieć znaczenie pojaw iania się tap ira w opowieściach tej k u ltu ry ; może nam naw et pomóc z góry przew idzieć częstotliw ość, z jaką będzie w nich występować.

J a k już wspom niano, M aranda ostrożniej w yciąga wnioski. P rz y ­ toczm y jedn ą z takich proponow anych przezeń jako pew ne m ożliwe w y­ jaśnienie konkluzji i spraw dźm y, czy przyjm ow anie zw iązku tego ro ­ dzaju, jaki podsuw a autor, jest celowe. M aranda (1967b, s. 32) zadaje następ ujące pytanie:

W całym korpusie (opowieści Wschodnich Timbira) podróżowanie i w szyst­ ko, co się z nim wiąże, ma najniższą częstotliwość występowania, podobnie jak zainteresowanie innym i plemionami — czy należałoby stąd wnosić, że Wschodni Timbira są plem ieniem najbardziej osiadłym z tych czterech?

Rozważm y in n y w ypadek: analiza próbki ballad szkockich z X V III w. w ykazała, że 50% z nich tra k tu je o pozam ałżeńskich przygodach m iłos­ nych, przy czym w szystkie one kończą się, p rzy najm niej dla kobiety, tragicznie (Jason 1966b). Czy należałoby stąd wnosić, że w X V III-w iecz- nej Szkocji, z jej p atriarch aln y m i klanam i, 50% kobiet nosiło w łonach dzieci z niepraw ego łoża lub było przyłapyw anych na cudzołóstwie, a rodziny w ym ierzały im karę? Znaczenie tych ballad m ożna przecież

(19)

w yjaśnić inaczej, odw ołując się do wprow adzonego przez G luckm ana (1963) pojęcia „ry tu ałó w b u n tu ” : p rzyjem n ie było śpiew ać o uczuciach, k tó re nie m ogły się urzeczyw istnić w p raw dziw ym życiu. B allada m ogła spełniać fun k cję pew nego ry tu a łu b u n tu , m im o że, aby pozostaw ała w zgodzie z p rzy ję ty m i no rm am i społecznym i, bohatera, k tó ry ośm ielił się je pogwałcić, sp oty k ał w balladzie trag iczn y koniec. Tak więc fu n k ­ cją ballady było u trzy m y w an ie rów now agi em ocjonalnej członków spo­ łeczności, a nie bezpośrednie odzw ierciedlanie w arun kó w społecznych. Również w w y padku plem ienia W schodnich T im bira ich zaintereso­ w anie lub b rak zainteresow ania podróżą czy jakim ś innym tem atem m ożna próbow ać w yjaśnić jedynie n a podstaw ie gru n to w n ej znajom ości ich k u ltu ry . Nie zapom inajm y, że baśń, k tó rej bohaterow ie nie u sta ją w poszukiw aniu przygód, opow iadana jest przez bezspornie n ajbard ziej osiadłych chłopów E urazji.

3.3.4. W z ó r . P rzejd źm y teraz do drugiej gru p y zagadnień, kw estii dotyczących s tru k tu ry treści lite ra tu ry u stn ej. Zarów no Colby (1966b, s. 794, 797), jak i M aranda (1967a, b, s. 16), w yobrażają sobie, że owa treść m a pew ien „w zór” czy „ s tru k tu rę ”, i uw ażają, że celem analizy treści jest zbadanie ow ych właściwości. Om ówm y zatem proponow ane przez nich jednostki, relacje i schem aty.

Colby zdaje się odróżniać dwie w a rstw y praw idłow ości: w arstw ę jaw ną, k tó rą określiłby jako „w zór”, oraz w arstw ę głęboką, na któ rą składają się „szablony” i „sch em aty ”. T erm in „w zór” uznaje Colby (1966b, s. 797) za odpow iedni n a oznaczenie w yraźnie widocznych p r a ­ widłowości zarów no b ajek ludow ych, jak i zachowań. W zór obejm uje „ te m a ty ” (Colby et al. 1963, s. 318), k tó re są chyba tożsam e z polam i sem antycznym i i uw ażane za jednostki. Nie jest jedn ak jasne, jak te ­ m aty stają się jednostkam i w bajce ludow ej, Colby nie w skazuje bowiem reguł, w edług k tó ry ch z prosty ch jednostek, czyli pól sem antycznych, m ożna by układać całość b ardziej złożoną, czyli wzór. P rzy jm u jem y wszak, że za reg u ły kom pozycji Colby (1966b, s. 795) nie uw aża w y k a­ zów częstotliw ości, ani za w zory opracow anych przez siebie diagram ów . Z akłada się, że poniżej poziom u powierzchniow ego jest w arstw a głębsza, k tó ra rów nież stanow i pew ien wzór. Na tę w arstw ę sk ładają się jednostki określane m ian em „szablonów ” oraz reg u ły kom pozycji o kreś­ lane jako „sch em aty ” (Colby 1966b, s. 794, 797). Owe reg u ły — schem a­ ty — nie są opisane. O szablonie zaś m ówi się, że jest „składnikiem w zo ru ” („w zór” jest tu n ajw y raźn iej określeniem używ anym w bardzo ogólnym sensie w szelkiej praw idłow ości; 1966b, s. 794); w innym m iejscu (&’. 797) czytam y, że szablon to „raczej (...) część niż (...) pew na całość”, albo (ibidem ) że term in u „szablon używ a się tu ta j w sensie elem entu pc znawczego p rzy tw o rzen iu b ajek ludow ych i w arunk o w aniu zachow ań w ogóle”. Jak o p rzy k ład szablonu Colby (ibidem ) przytacza „rolę ro dzi­ cielską”, p rzy czym ro la ta jest częścią om aw ianej przezeń k u ltu ry , a nie

(20)

elem entem w łaściw ym bajce ludow ej. Szablon byłby zatem , jak się zdaje, jednostką bardzo ogólną, leżącą u podłoża danej k u ltu ry jako całości, bajk i zaś stanow iłyby część tej k u ltu ry . Taka definicja szablonu jest nazbyt m glista i nazbyt ogólnikowa, by m iała w artość analityczną. Colby nie w skazuje, jaki jego zdaniem m iałby być związek m iędzy „ te ­ m atem ” (w arstw ą powierzchniow ą) a ow ym system em „szablonów ” i „schem atów ” (w arstw ą głęboką). (Czytelnik zauw ażył zapewne, że nie posługujem y się term inam i znanym i z gram atyki transform acyjnej, „ s tru k tu rą pow ierzchniow ą” i „ s tru k tu rą głęboką”; podaw ane przez Col- b y ’ego definicje jego term inów nie są dostatecznie ścisłe, by pozw alały na tak ą analogię).

M aranda natom iast tra k tu je składniki różnych porządków jako jed­ nostki tego samego poziomu: pojedyncze elem enty, zbiory elem entów , kategorie pojęciowe i pola sem antyczne (zob. ich listę w: M aranda 1967b, s. 18). Poza jednostkam i M aranda rozróżnia także poziomy. Poziom y te m ają znaczenie statystyczne i u stalane są arb itralnie. Elem enty m iesz­ czące się w określonym zakresie częstotliw ości w ystępow ania są g ru ­ pow ane razem jako jeden poziom. Na ty m sam ym poziomie pojaw iają się zatem różnorodne jednostki w ym ienione wyżej; tak więc np. na po­ ziomie drugim zn ajd u jem y takie elem enty jak „ruch nieprzechodni”, „ p ta k ” i „następow anie po” (M aranda 1967b, s. 17— 18, 20). „Ruch nie­ przechodni” to proces fizyczny, k tó ry przypuszczalnie dokonuje się jako pew nego rodzaju działanie w ykonyw ane w bajce; „ p ta k ” to elem ent, k tó ry może być albo postacią w bajce w ykonującą jakieś działanie, albo przedm iotem , na k tó ry działanie to jest skierow ane, bądź też może n a ­ leżeć do scenerii bajki; „następow anie po” zaś to właściwość określająca relacje m iędzy dwom a lub więcej elem entam i i może się ona w yrażać w bajce jako działanie lub nie. Nie w ydaje się, by łączenie tych k a te ­ gorii jedynie na podstaw ie częstotliw ości ich w ystępow ania mogło się przyczynić do lepszego zrozum ienia czy to danej bajki, czy danej k u l­ tu ry . K ażdy z elem entów , któ rych częstotliwość w ystępow ania obliczono i na tej podstaw ie zaliczono do takiej kategorii jak „ru ch nieprzechod­ n i”, m a inne m iejsce czy funkcję w bajce i to w łaśnie jego pozycja n a ­ daje m u określone znaczenie (zob. wyżej, podrozdz. 2.3). Jeśli w yryw a się go z te j pozycji i podciąga pod jakąś inną kategorię, elem ent taki zostaje pozbaw iony znaczenia.

O dnosim y w rażenie, że M aranda nie p ró b u je naw et odkryć znacze­ nia ani w yróżnionych przez siebie elem entów , ani kategorii. Z tego podziału n a poziom y nie w yłania się żadna s tru k tu ra czy choćby coś w rodzaju regularnego wzoru. W ykresy (M aranda 1967b, s. 18, 20) służą jedynie jako graficzne przedstaw ienia częstotliw ości w ystępow ania ele­ m entów , „profile” zaś poszczególnych b ajek lub poszczególnego korpusu b ajek opracow ane przez M arandę (1967b, s. 30— 33) w ydają się po p ro stu podsum ow aniam i częstotliw ości w ystępow ania słów. Naszym zdaniem

(21)

częstotliw ości te sam e w sobie nie m ają w ielkiego znaczenia, a ich pod­ sum ow anie nie zbliża nas do analizy stru k tu ra ln e j. Nie odsłaniają one ani „układów p arad y g m aty czn y ch ”, ani „sy n tagm ” (M aranda 1967a, s. 82). P ra c y M arandy b rak jakiegoś u k ład u odniesienia, k tó ry pozwo­ liłb y uporządkow ać elem en ty w „m odele staty styczno -parad y gm aty czne” (zob. N utini 1968; b.d.; zob. także przypis 4 w niniejszej pracy).

M aranda (1967b, s. 9) dąży do w ykrycia jednostek w ykraczających poza pow ierzchniow ą w arstw ę językow ą, czyli jednostek treści. Te zaś p orów nuje do „m item ów ” L év i-S trau ssa (1970). Czy jednostki takie da się jednak ustalić m etodam i analizy treści, tj. przez obliczanie częstotli­ wości w ystępow ania słów? Oto co o ty m zagadnieniu m ówi sam L évi­ -S tra u ss (1968, s. 248):

Wiemy, że nie można ich (jednostek struktury mitu) sprowadzić ani do fonemów, ani do morfemów, ani do semantemów, ponieważ znajdują się na wyższym poziomie: m it nie różniłby się w przeciwnym wypadku od jakiej­ kolw iek innej form y wypowiedzi.

W ydaje się, że M aranda (1967a, s. 78, 1967b, s. 9) staw ia znak ró w ­ ności m iędzy sw ym i „tw ierd zen iam i an ality czn y m i” a „m item am i” L é­ vi-S trau ssa: „atom istyczne jednostki d y sk u rsu m itycznego — m item y

(...) lub tw ierdzenia an ality czn e” . Owe „tw ierd zenia analityczne” to w istocie poddane norm alizacji zdania znajdujące się n a poziomie po­ w ierzchniow ej w a rstw y językow ej, będącej „składnikiem fonologicz- n y m ” „ g ra m aty k i” b ajki. A kt p rzek ład an ia tekstów b ajek na „ tw ie r­ dzenia an ality czn e” niszczy oczywiście pierw o tn ą literacko -artystyczną s tru k tu rę w a rstw y pow ierzchniow ej, pozostaw iając tylko sem antycznie zubożony m ate ria ł językow y. N orm alizow anie to nie m a nic wspólnego z jednostkam i s tru k tu ry n a rra c ji w yodrębnionym i przez Proppa, k tóre tw orzą „składnik sy n ta k ty c zn y ” „ g ra m aty k i” bajki (czy tak swobodne posługiw anie się przez nas frazeologią C hom sky’ego (1964, s. 81— 82) m ożna uznać za dopuszczalne?). Toteż badanie „fonem ów, m orfem ów i sem antem ów ” języka nie może doprow adzić do w ykrycia „m item ów ” danej bajki.

Zarów no Colby, jak i M aranda, sta ra ją się powiązać swoje prace z analizam i P ro p p a i L é v i-S trau ssa trak to w an y m i jako całość. M aranda m ówi nam , że m etodam i analizy treści spraw dził już Morfologię bajki P ro p p a (1976) oraz zw eryfikow ał k ry ty k ę, jak iej poddali ją L év i-S trau ss (1960) i Brem ond (1964). S tw ierdził też, że m odel P ro p p a m a tak ą moc heurystyczn ą, iż pozw ala wskazać zm iany s tru k tu ra ln e w niektó ry ch u tw o rach n a rracy jn y ch . M aranda (1967a, s. 83) zapow iadał, że p raca ta zostanie niebaw em opublikow ana, nie pow iedział jednak w yraźnie, jaką m etodą spraw d zał analizę Proppa. Czy z ko n tek stu wolno nam w niosko­ wać, że była to kom pu tero w a m etoda w yszukiw ania określonych słów? Nie m ożna oceniać pracy, k tó re j się nie zna. W każdym razie użycie w spom nianej w yżej m etody — jeśli to nią się posłużono — do takiego

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bożena Brych, Anna Dziedzic, Janina Pichalska, Elżbieta Świderska : Drama na lekc j ach języka polskiego w szkole średniej

Marian K~czmarek, Urszula Krauze, Tadeusz Lewowicki, Miecz~sław Łojek, MaksymiHan Ma~.iaszek, Heliodor Muszyński, Wojciech Pasterniak (redaktor naczeln~), Edw~rd

W dniu 3.06.1980 r., na probostwie parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Jastrzębiu Zdroju, odbyło się spotkanie proboszcza tej parafii i zarazem dziekana dekanatu

Andrzej Cisek, Dobra osobiste i ich niemajątkowa ochrona w kodeksie cy­ wilnym (rec.. Zagadnienia

Osoby niepełnosprawne, ale także ludzie z czasową niepełnosprawnością, takie jak: osoby po urazach lub losowych wypadkach, które okresowo poruszają się przy użyciu kul lub

Janczewskiego nie ograniczyły się jednak tylko do cywilistyki i ustroju adwokatury.. Posiadał on ponadto bardzo gruntowne wiadomości z zakresu historii

Adwokat może oczy­ wiście też być pełnomocnikiem powoda cywilnego i pokrzywdzo­ nego, przy zastosowaniu przepisów kodeksu postępowania cywil­ nego (art. W tym

P ow ołanie do Przem yśla biskupa Niemca było wynikiem ówczesnej przewagi Niem ców wśród katolików tej ziemi, uważanej za przynależną do Węgier, a