• Nie Znaleziono Wyników

Ucieczka Stanisława Lema

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ucieczka Stanisława Lema"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Małgorzata Szpakowska

Ucieczka Stanisława Lema

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3, 75-90

(2)

M ałgorzata Szpakowska

Ucieczka Stanisława Lema

To dosyć osobliw a historia. B ył sobie lekarz, k tó ry został pisarzem , i był sobie p i­ sarz, k tóry został filozofem. Ja k im b y ł lekarzem — powiedzieć nie potrafię, ale pisarzem i filozofem stał się niebanalnym .

N azw isko Stanisław a Lem a czytelnikom kojarzy się przede w szystkim z opowieściam i należącym i do

science fiction. Sposób funkcjonow ania w Polsce tej

lite ra tu ry je st zresztą dość osobliwy, być może d la ­ tego, że m a ona stosunkow o niew ielką tradycję, je ­ śli zaś szuka się d la niej p rek u rso ró w w przeszłości, n a tra fia się zazw yczaj nie n a popu larną fa n ta sty k ę rozryw kow ą, z k tó rej X X -w ieczna science fictio n w końcu w yrosła, lecz n a dzieła czcigodne, bliższe uto p ii społecznej, od trylogii księżycowej Ż uław skie­ go poczynając, na pow ieściach W itkacego kończąc. S tąd też Lem działalność sw oją rozpoczął na ziemi w łaściw ie niczyjej, ale jednocześnie m ając do czy­ nienia z k ry te ria m i dostosow anym i nie do p ro du kcji rozryw kow ej, lecz do lite ra tu ry czasem więcej niż am b itnej. Nie było poprzedników , konw encji i wzo­ ró w — b y ły za to w ym agania. I S tan isław Lem p o ­ stanow ił im sp rostać, postanow ił upraw iać science

fictio n z całą powagą. O publikow ał kilkadziesiąt

opo-Scie nce fiction

(3)

L em te o r e ty ­ k iem literatu ry

Ż ądania w ob ec

science fiction

w iad ań i pow ieści cieszących się nadzw yczajną p o p u ­ larnością, p o w ielekroć w znaw ianych i n a ty c h m ia st znikający ch z księgarń. O pow odzeniu jeg o książek fa n ta sty c z n y ch w spółdecydow ała zapew ne .pozycja niem al m onopolisty. Ale nie tylko.

Poza ty m bow iem , że sam ją upraw ia, L em je s t t e ­ o rety k iem lite r a tu r y fan tasty czno -n auk ow ej. Ju ż w W ejściu na orbitę znalazł się szkic pośw ięcony

science fictio n , wów czas n a gruncie polskim prawie-

zupełnie n iezn an ej; in fo rm a c ja ta m z a w a rta sta n o ­ w iła je d y n y bodaj drogow skaz p o zw alający zoriento­ wać się w gw ałtow nie eksplodującej w ty m czasie tw órczości fan tastyczn o-naukow ej Zachodu, przede w szystkim Stanów Zjednoczonych. W jak im ś sensie rep ry z ę tego szkicu stanow ią w yd an e w 1970 r. dwa. grube tom y F a n ta sty k i i futuro log ii, gigantycznego eseju, w k tó ry m L em o statecznie sform u łow ał sw e poglądy na science fic tio n i, poddaw szy an alizie n ie ­ zliczone książki należące do tego g atu n k u , p rze d sta ­ w ił w łasn e pod jeg o adresem żądania. F a n ta styka

i futurolog ia pośw ięcona została diagnostycznym

i przed e w szystkim prognostycznym m ożliw ościom lite ra tu ry „przyszłościow ej” . E fe k ty tej analizy o ka­ zały się zastan aw iające, bow iem p rzeg ląd istn iejącej p ro d u k cji litera c k ie j przyniósł o b raz zdecydow anie n eg aty w n y; w b rew tem u jed n a k Lem od sw oich po­ stu lató w nie odstąpił.

Nie są to oczyw iście p o stu la ty n aiw n e w rodzaju: „ lite ra tu ra fan tasty czn o -n au k o w a pow inna p raw d zi­ wie przepow iadać przyszłość” ; g dyby tak im i były,, nie w a rto b y się w ogóle n ad n im i zastanaw iać. Ż ą­ danie Lem a d aje się sform ułow ać bardziej ogólnie: lite r a tu r a science fic tio n w in n a pow ażnie tra k to w a ć swój zw iązek z n a u k ą i w k o nsekw encji w in n a p o ­ czuw ać się do szczególnej odpow iedzialności, n a m ia­ r ę ty c h zadań, jak ie jej w dzisiejszym św iecie p rz y ­ p ad ają.

Nasz św ia t bow iem , zdaniem Lem a, z n a jd u je się w sy tu a c ji p rzełom ow ej, d la której b ra k p rec e d e n ­ sów. P ostęp w n a u k a c h p rzy rodniczy ch i

(4)

technicz-'77

U C IE C Z K A S T A N IS Ł A W A L E M A n y ch doprow adził nas do takiego szczebla rozw oju, n a k tó ry m sta je m y przed problem am i należącym i jjuż nie ty lk o do p orządku socjologii (zagadnienia k u ltu ry m asow ej, swoistość p raw rządzących w iel­ kim i ag lom eracjam i itp.), ale do p orządku biologii po pro stu . Z naleźliśm y się w obec m ożliwości w prow a­ dzenia biotechnik, wobec szansy działań autoew olu- c y jn y ch . J a k pow iada Lem: „nasze czasy podprow a­ d z a ją ludzkość do progu, poza który m sporządzenie zw rotnego sprzężenia m iędzy k u ltu rą i dziedziczno­ ścią będzie m ożliw e” (F a n ta styka i futurologia, t. 2, s. 40 1 )1. Otóż sy tu a c ja tak a pociąga ze sobą konsek­ w encje, któ rych w ag i nie um iem y, a bodaj i nie chcem y dostrzegać. Jej nowość i niezw ykłość pole­ ga n a tym , że zm ienione zostają w sposób zasadniczy gran ice dowolności ludzkich poczynań; to, co do­ tychczas w naszej kondycji było biologicznie dane, więc niezm ienne — staje się, czy stanie się niedługo, dom eną decyzji. Innym i słowy, przekształcona zosta­ je w sposób isto tn y egzystencjalna sy tu acja czło­ w ieka. „Do tej p o ry — pisze Lem — stan ow iła tech - noew olucja zm ienną niezależną ziem skiej cyw ilizacji, a sta ły m tej cyw ilizacji p a ra m e tre m była norm a ga- tunkow o-biologiczna u stro ju człow ieka”. O becnie człow iek pozbaw iony został tego p u n k tu oparcia. „ J e d y n ą jego o sto ją (...) może być k u ltu ra w e w łaści­ w ych jej autonom icznych w arto ściach” (F antastyka

i futorologia, t. 1, s. 119).

I tu pojaw ia się zasadniczy kłopot. Bo m am y w p ra w ­ dzie znakom ite, n iem al nieograniczone technologie, ale n ie b ardzo w iem y, do czego chcielibyśm y je za­ stosow ać. B rak nam nie ty lk o takiego p ro je k tu spo­ łecznego i antropologicznego, którego w prow adzenie w życie spotkałoby się z pow szechną zgodą — ale b ra k n a m w izji jakiejk olw iek . Z m ianom

zachodzą-1 C y ta ty pochodzą z n astęp u jących książek S ta n isła w a Lem a:

F ilozofia p r z y p a d k u . L it e r a tu r a w ś w ie t le em pirii. K rak ów

196в W yd aw n ictw o L iterackie, ss. 608; F a n ta s t y k a i f u t u r o ­

logia. K raków 1970 W yd aw n ictw o L iterackie, ss. 29i2; D o sk o ­ nała próżnia . W arszaw a 1971 C zytelnik, ss. 236.

M ożliw ości działań au to ew o lu cy j-nych N ie m a p ro jek ­ tu an trop olo­ g icznego

(5)

cym w św iecie tech niki nie tow arzyszy bow iem s ta ­ b ilizacja w św iecie w artości; przeciw nie: te o sta tn ie u leg ają coraz w iększem u rozchw ianiu.

Pow odów tego jest w iele. A b strah u jąc już od do­ św iadczeń historycznych, k tó re p rze k re śliły n a d z ie ję na au to m aty czn ą sam orealizację w artości w m ia rę rozw oju technologicznego i n aw et stw o rzy ły p o d sta ­ w ę do p o d ejrzeń , że zależność je st od w ro tn a — w skali g lobalnej w idoczny je s t o stateczny już chy ba

R ozkład w a rto - schyłek w ia ry w istnienie jakich ko lw iek w arto ści ab - SC1 so lu tn y ch i pow szechnie obow iązujących. N auka —

a p rzez n a u k ę rozum ie tu L em m atem aty k ę o raz d y ­ scypliny em piryczne ty p u przyrodniczego' — żad ­ n y ch poza in stru m e n ta ln y m i w skazów ek w tej m a­ te rii dostarczyć nie jest w stanie. O dpow iedzialność za e w e n tu aln e odpowiedzi spoczyw a więc jed y n ie n a k u ltu rz e.

Czy k u ltu ra jest w stanie odpow iedzieć n a staw ian e jej p ytan ie? I czym w ogóle je st dla L em a k u ltu ra ? W w y d an ej w 1968 r. F ilozofii p rzyp a d k u , gdzie po­ jęcie to po d d an e zostało' szczegółowej analizie, Lem uznał ją za v n iv e rsu m człow ieka, za całość specyficz­ nie ludzkiego św iata. „Nie m a takiej cechy — p isał — k tó rą człow iek m ógłby p rzejaw iać w k u ltu rz e «pozakulturow ym » sposobem ” (Filozofia p rzyp a d k u , s. 255). A gdzie indziej: „py tać o człow ieka poza k u l­ tu rą , to ty le, co p y tać o rzekę poza jej brzeg am i”

(Filozofia p rzyp a d k u , s. 258). Człow iek je d n a k oczy-

K ultura i b io- wTiście nie je s t stw orzeniem ty lk o k u ltu ro w y m , lecz

cenoza p rze d e w szystkim i n ieu ch ro n n ie biologicznym . K u l­ tu ra jest jed n y m ze sposobów p rze trw a n ia , jak ie o b rał sobie g atu n ek ludzki; je j granice o k reśla n e są zawsze p rzez konieczność biologiczną. „ K u ltu rę — p ow iada Lem — będziem y zrów nyw ać porów naw czo z biocenozą, albow iem ta k je d n a , ja k d ru g a p ro w a ­ dzą, jak k o lw iek w niezupełnie tożsam ych w a ru n ­ kach, zasadniczo ta k ą sam ą grę z przeciw nikiem , k tó ­ ry m je st n a tu r a ” (Filozofia p rzyp a d ku , s. 384). Bio­ cenoza je s t gen erato rem gatu n k ó w żyw ych, b ę d ą ­ cych jej a rty k u la c ja m i; podobnie poszczególne k u

(6)

l-7 9 U C IE C Z K A S T A N IS Ł A W A LEM A

tu ry stanow ią arty k u lac ję nadrzędnego system u, stw orzonego przez an tro po - i socjoewolucję.

Ale k u ltu ra , rzecz p ro sta, nie daje się sprow adzić je ­ dynie do ro li m echanizm u zachow ującego gatunek ludzki. Z drugiej bowiem stro n y je st ona m echaniz­ m em sam onapraw czym , zaw dzięczającym tę sw oją zdolność znacznej nadm iarow ości w stosunku do sw oich zachow aw czych fun k cji. Nie w yczerp uje się zatem ani gdy tłum aczyć ją w yłącznie fu n k cjo n al­ nie, an i gdy in te rp re to w a ć ją jako — z p u n k tu w i­ dzenia gatunkow ego — bezinteresow ną. D la celów niniejszego rozum ow ania m ożna pom inąć spraw ę dalszych konsekw encji, jak ie Lem ze sw ojego ro zu ­ m ienia k u ltu ry w yprow adza: staty sty czn eg o c h a ra k ­ teru praw idłow ości dających się zaobserw ow ać wśród zjaw isk do k u ltu ry zaliczanych; w y starcza poprze­ stać n a stw ierdzeniu, że Lem pojm u je k u ltu rę m ię­ dzy in n ym i jak o rodzaj zachow ania przystosow aw ­ czego.

A raczej tak ą ro lę przy p isu je jej w dotychczasow ych dziejach gatun k u. W edług bowiem postaw ionej w F antastyce i futurologii diagnozy, opisującej sy­ tu ację a k tu a ln ą — fu n k cjo nu jący dotychczas system przystosow aw czy uległ jakiem uś zakłóceniu. D o­ tychczas biologia by ła w sposób konieczny wobec k u ltu ry nad rzędna i w yznaczała jej granice; dzisiaj lub n a jd a le j ju tr o ow e granice b ędą m ogły być w znacznym sto p niu przez sam ą k u ltu rę określane. P rzy sto so w anie zam ieni się w autoreg ulację, k tó re j k ry te ria w inny być im m an en tn ie zaw arte w sam o­ reg u lu jący m się m echanizm ie; tym czasem w edług diagnozy Lem a b rak n aw et zadatków n a narod ziny tak ich kry terió w . K u ltu ra taka, z jak ą m am y dzi­ siaj do> czynienia, okazuje się zbyt słaba, by nałożo­ n y n a nią ciążar udźw ignąć.

N a sytuację niedogodną rea g u je nerw icow o. P rz e ja ­ w em ow ej n erw icy jest m iędzy innym i rozplenienie się k atastro ficznych w izji — in telek tu aln ie najczęś­ ciej jałow ych i nadużyw ających bez m iary arg u m en ­ tu o ry ch ły m końcu w szystkiego. Tak, ja k b y m

a-Inny w y m ia r kultury

(7)

W izje k a ta stro ­ fic z n e U cieczk a od w o ln o śc i U czn io w ie czarn ok siężn ik a

rżen iem o sam obójstw ie n e u ra s te n ik chciał się po­ cieszyć, gdy życie n a stręcza m u p ro b lem y, k tó ry m spro stać n ie p o tra fi. Z zestaw ień przed staw iony ch p rzez L em a w y n ik a, że przew ażająca większość lite ­ r a tu r y fan ta sty c z n ej to ta n d e tn a eschatologia: scien­

ce fic tio n „poddała te m a t k a ta stro fy tak ie j k o m p let­

n e j inflacji, że dzięki n iej nic on już w łaściw ie nie znaczy” (F a n ta sty k a i juturólogia, t. 2, s. 33). M a to dw o jaki sk u tek : z jed n ej s tro n y n ieu stająca w iz ja ostatecznego' k ra c h u staje się rozw iązaniem z astęp ­ czym , n eu ro ty czn y m n ark o tyk iem ; z drugiej — b a ­ nalizacja k a ta s tro fy pow oduje zanik w rażliw ości n a całkiem re a ln e niebezpieczeństw a. P ro fu zja k a ta s tro ­ fizm u n ie je st aksjologicznie n e u tra ln ą m odą lite ra c ­ k ą i ra c ję m a L em pow iadając, że jest po p ro stu szkodliw a „jak każde działanie, k tó re p rzy czyn ia się do nihilizo w an ia w a rto śc i” (F a n ta styka i fu tu ro -

logia, t. 2, s. 25).

Obok u p a ja n ia się sam obójstw em innym rozw iąza­ niem n erw icow ym jest ucieczka od wolności. Zaob­ serw ow ać ją m ożna w te n d e n c ji do tw orzenia fałszy ­ w ych absolutów , ale rów nież w szędzie tam , gdzie o p ty m isty czn y m „jakoś to będzie” sta ra m y się ła ­ tać d ziu ry w naszym w yobrażeniu o przyszłości. Bo­ w iem „jakoś to b ęd zie” oznacza najczęściej p rzek o ­ n an ie, że w sam ej n a tu rz e św iata istn ie ją takie n ie ­ p rze k ra cz a ln e b a rie ry , k tó re ograniczą sw obodę n a ­ szej decyzji i dzięki tem u ocalą nas od ponoszenia ko n sek w en cji n aszych w łasn y ch ty m razem błędów , że „człow iek p ew n y ch rzeczy nie uczyn i nie dlatego, poniew aż inaczej w ybierze, lecz dlatego, że m u św iat n a to nie pozw oli.” Co jest, ja k pow iada Lem , „p rze­ rzu c a n ie m odpow iedzialności za los lud zk i na o n to - logię” (F a n ta styka i futurologia, t. 2, s. 358). P o zbaw ieni w sp arcia ze s tro n y m ocno u g ru n to w a n e ­ go sy stem u w arto ści, zdani jed y n ie sam i n a siebie, jeste śm y więc w te j chw ili ow ym i uczniam i czarn o ­ księżnika, w praw iający m i w życie nieznane moce, n a d k tó ry m i nie ty lk o nie w p ełn i p an u je m y , ale n a ­ w e t n ie p o tra fim y pow iedzieć, do czego w łaściw ie

(8)

S I U C IE C Z K A S T A N IS Ł A W A L E M A s ą n a m potrzebne. Proponow anie, b y wobec tego p rze stać w ogóle robić cokolw iek, jes!t oczyw istą ■demagogią: po pierw sze dlatego, że ograniczenie eks- pansjo nistyczn y ch am bicji byłoby, ja k się w ydaje, n a ru sz e n ie m najisto tn iejszeg o w yznacznika człow ie­ czeństw a; po w tóre zaś — bo prak ty cznie po p ro stu nie dałoby się przeprow adzić. C yw ilizacja nasza ■zdradza raczej ten d en cję przeciw ną: by realizow ać w szystko, co jest do zrealizow ania możliwe, bez w zg lęd u na to, czy je s t w ty m jakikolw iek sens, czy

go nie ma.

J e d y n ą n adzieją pozostaje w ięc ow a znerw icow ana, zak łam an a i u ciekająca od najw ażn iejszych p roble­ m ów k u ltu ra . O n a bow iem ty lk o pow strzym ać nas może od szaleństw a, w w y n ik u którego autoew olucja ludzkiego g atu n k u okaże się sam ozniszczeniem — bądź w sensie n ajszerszym , przez spow odow anie ja ­ kiejś niem ożliw ej w tej chw ili do przew idzenia ogól­ n e j k a ta stro fy , bądź w sensie w ęższym — w sk u tek zaprzepaszczenia tego w szystkiego, co dotychczas z istotą człow ieczeństw a trad y cy jn ie było w iązane. J e ż e li zaś sy tu a c ja je st ta k alarm u jąca — trzeba ze w szystkich sił starać się zapobiec niebezpieczeństw u. Do tej ro li p red e sty n o w a n i są, z w yżej w yłożonych racji, oczywiście ludzie k u ltu ry ; jednocześnie jednak, a b y m ogli w ypełnić sw oje posłannictw o, nieodzow ­ n e jest, b y niebezpieczeństw o znane b y ło im nie ty l­ k o ja k o bliżej nieokreślone zagrożenie, ale b y p o tra ­ fili je zrozum ieć i w yciągnąć z niego konsekw encje w sposób o p a rty n ie jed y n ie n a fa n ta z ji i intuicji, lecz na w iedzy i ścisłym rozum ow aniu. Innym i sło ­ w y: tą dziedziną ludzkiej aktyw ności, w któ rej dzię­ k i sk ojarzen iu św ia ta w arto ści z osiągnięciam i n a u k i przeciw działanie nieobliczalnym sk u tkom rozw oju ■technologicznego w y d aje się m ożliwe — jest w łaś­ n ie science fiction.

P rzytoczone rozum ow anie, tłum aczące ogrom w ym a­ gań, jak ie L em staw ia p rzed fa n ta sty k ą naukow ą, w y d a je się w zasadzie nie do podw ażenia. Ma ono ty lk o jed ną, zasadniczą w adę: odnosi się nie do ta

-N ad zieją je s t

scien ce fiction

(9)

Sk ojarzen ie nauki i k u ltu ry

P rzew a g a w ar stw y dysk u r- sy w n ej

kiej fan ta sty k i, ja k a istn ieje, ale do tak iej, jak a — zdaniem L em a — być pow inna. Ta bow iem , k tó rą szczegółow em u przeglądow i poddał w F a ntastyce

i futu ro log ii, p rzed staw ia o b raz zgoła inny. Ze w s k a ­

zanych w yżej pow odów S tan isław L em lite ra tu rę fan ta sty c z n ą tra k tu je serio, ta k serio, ja k tra k tu je się futuro lo g iczn e w ypow iedzi dyskursyw ne, i tak serio, ja k tra k tu je się u tw o ry literack ie uznaw ane za arcydzieła. J e st to zresztą stanow isko k onsek­ w en tn e: ty lk o na n ajw y ższym poziom ie skojarzenia obydw u porządków — n au ki i k u ltu r y — pow stać mogą ow e dzieła, k tó re w y p e łn ią notoryczną lu k ę w naszym w id zeniu przyszłości, u stan aw iając d la ludzkości cele zarazem etycznie akceptow alne i te c h ­ nicznie m ożliw e do zrealizow ania. Ale gdy Lem ze sw ym i zaostrzonym i do ostateczności k ry te ria m i p o d ­ chodzi do sery jn ej p ro d u k cji litera c k ie j, do k o n fek ­ cji fan tasty czn o -n au k o w ej, a naw et do w łasn y ch książek b e letry sty czn y ch , ro zszarp u je je na strzęp y i w końcu p o zostaje z p u sty m i rękom a.

W łaśnie: rów nież do w łasn ych książek fan ta sty c z n o - naukow ych, k tó ry m zaw dzięcza w opinii społecznej sław ę i k arierę. Chociaż przy zn ać m u trzeb a — ta k ­ że jak o p isarzow i, nie ty lk o jako teo re ty k o w i — znaczną konsekw encję. K iedy w 1951 r. ukazała się p ierw sza fan tasty czn a pow ieść Lem a, Astronauci, p rzy jęto ją w p raw d zie życzliw ie, ale ta k po trosze, ja k się zazw yczaj p rzy jm u je pozycje rozryw kow e; podobna rea k c ja to w arzyszyła późniejszym książkom :

S ezam o w i i O błokow i M agellana. C zytane z p e r ­

sp ek ty w y dalszej tw órczości Lem a o k azu ją się je d ­ n ak czym ś in n y m ; od początku bow iem budow ane b y ły tak, aby n ad w arstw ą przygodow o-sensacyjną górow ało jakieś ogólniejsze pytanie, choć p rzy zn ać trzeba z drugiej stro ny , że w p rzy p ad k u ow ych trzech pierw szy ch książek Lem a p ro b le m aty k a b yła jeszcze m ocno uproszczona. N iem niej ju ż wów czas zarysow ała się ta k ch arak te ry sty c z n a dla tego p isa ­ rza p rzew ag a stro n y problem o w o-dysk ursy w nej n a d tech n iczn o -literack ą, a więc zadatek przyszłej drogi

(10)

8 3 U C IE C Z K A S T A N IS Ł A W A LEM A

od lite ra tu ry science fictio n do tem a ty k i par excel­

lence filozoficznej. Z resztą czy przyszłej? Juiż w ro k u

1957 uk azała się pierw sza filozoficzna książka Lem a,

Dialogi, w k tórej — acz pod postacią b e rk e ley ’ow -

skiego p astiszu — znaleźć m ożna w zalążku w ięk­ szość w ątków , któ re w dalszej twórczości Lem a do­ czekały się szczegółowego opracow ania. Pom inąw szy jed nak fak t w y d ania Dialogów, zarów no owe wczes­ ne, jak i późniejsze powieści i znakom ite często opo­ w iadania Lem a stanow ią zjaw isko osobliwe. Bo nie są to przecież ty lk o takie sobie bajeczki o przygo­ dach na przyszłej Ziem i czy na in n y ch plan etach ; na tle sensacyjnych w ydarzeń i z upodobaniem k re ­ ślonych przez a u to ra obrazów pu lsu jącej kosm icznej p lazm y pojaw iają się p y tan ia znacznie pow ażniejsze: o sens i istotę ludzkiej k u ltu ry , o przekładalność w zajem ną k u ltu r heterogenicznych, o możliwości de­ stru k c ji k u ltu ry w łasnej, o procesy alienacyjne, o p raw o do reform ow ania i „ulep szania” k u ltu r cu­ dzych, o relaty w izm w artości m oralnych i n aw et o A bsolut — bo ta k przecież m ożna in terp reto w ać jedno z półgroteskow ych, półpow ażnych opow iadań z cy klu w spom nień Ijo na Tichego — o k o n stru k to rze m aszyn m yślących, analogonów psychiki ludzkiej, k tó ry obdarzył je św iadom ością podobną naszej, nie k o n tak tu ją c ą się jed n a k ze św iatem zew nętrznym , ale jed y n ie z n ad ajn ik iem k ształtu jący m „św iat” dostępn y owym świadom ościom . W ten sposób kon­ s tru k to r stał się w szechw ładnym bóstw em swoich m aszyn i ich — po ten cjaln ą p rzy n ajm n iej — O p a trz ­ nością. Mógł dostarczyć im na p rzem ian cierpień lub szczęścia, podsuw ać p roblem y do rozw iązania, pozw alać, by budow ały teo rie naukow e i badały „rzeczyw istość” , jak ą przed n im i rozpościerał, zn a j­ dując w niej pew ne praw idłow ości. Dla każdej z tych izolow anych św iadom ości tw orzył w yobrażenie sze­ regu fikcy jn ych bytów im podobnych, dostarczał im poczucia w ięzi społecznej — i czuł się w ładcą absolutnym , prześlad o w an y m tylko jed n ą m yślą: czy i on sam w raz ze swoim i m aszynam i nie je s t je d y ­

P y ta n ia o sen s i isto tę lu d z­ kiej k u ltu ry

(11)

Od litera tu r y do filo z o fii

P róba teorii literatury;

nie zap ro g ram o w anym p rz e z kogoś in n eg o m ec h a ­ nizm em , cząstką u k ła d u analogicznego do tego, k tó ­ ry sam w ybudow ał.

Te i in n e p y tan ia uzyskiw ały w o pracow aniu lite ­ rac k im m niej lu b b ard ziej u d an y k sz ta łt fa b u la rn y ; w y d a je się je d n a k , że d la sam ego a u to ra p rzesłan iały po tro sze litera c k ą realizację. P rzek o n an ie o w adze podejm o w an y ch problem ów okazało się silniejsze od p o trz e b y a rty sty c z n e j ekspresji. Spośród utw orów bele try sty cz n y c h p o w stałych w ciągu o sta tn ic h k il­ k u la t n ajciek aw szy m ch y b a w y d aje się Głos P ana,

gdzie n ik ła fab u ła je s t ju ż całkiem jaw n ie p re te k ste m do teo re ty c z n y c h rozw ażań n a tem a t m ożliwości (i sensow ności) k o n ta k tu z pozaziem skim i cy w iliza­ cjam i. A le Głos Pana w yznacza ty lk o jed en k ie ru ­ nek, n ie ja k o p se u d o fa b u larn y ; obok niego istn ie je także d ru g i, o stateczn ie dom inujący. Rów nolegle z tw órczością lite ra c k ą p o w staje bow iem coraz w ię­ cej a rty k u łó w w facho w ych czasopism ach filozoficz­ n y c h o ra z n a stę p n e książki, z lite ra tu rą sensu stricto nie m ające już w iele w spólnego: w ro k u 1964 S u m m a

technologiae, k tó ra w y w o łała zainteresow anie i po ­

lem iki ze stro n y n ajw y b itn iejszy ch filozofów p o l­ skich, p rze d staw ia jąc m ożliw e p e rsp e k ty w y św ia ta po rew o lu c ji technologicznej, a n astęp n ie, w ro k u 1968, Filozofia p r zy p a d k u — zask aku jąca n a pozór w zestaw ieniu z dotychczasow ym i zain tereso w an ia­ m i L em a pró b a sk o n stru o w an ia w łasn ej teo rii lite r a ­ tu ry .

Od science fictio n do teo rii k u ltu r y droga je st w p raw d zie dalek a, ale jak o ś w k o ń cu zrozum iała. Gdzież tu jed n ak przejście do teorii lite ra tu ry ? T y m ­ czasem zw rot, jak ieg o L em dokonał, b y n a jm n ie j nie jest ta k p a ra d o k sa ln y , ja k b y się n a p ierw sz y rz u t oka w yd aw ać mogło. Z d a je się n a w e t n ajzu p ełn iej logiczną k o n sek w en cją zadań, jak ie sobie jako- tw ó r­ cy science fic tio n p o staw ił i k tó ry m — nie sp ro stał. Pod ad resem jeg o książek fan tasty czn o -n au k o w y ch zgłaszać m ożna — i czyniono to n ieje d n o k ro tn ie — w iele zastrzeżeń od stro n y tech niczn o -literack iej;

(12)

85

U C IE C Z K A S T A N IS Ł A W A L E M A znakom ite pom ysły ko in cy d ują tam z banalnym i rozw iązaniam i fab u larn y m i, ze schem atycznym p rzedstaw ieniem bohaterów , z niekonsekw encjam i k o n stru k cy jn y m i. M niej to widoczne w opow iada­ niach, gdzie w a rstw a problem ow a może zapełnić znaczną część tek stu ; b ard ziej rażące w pow ieściach. Ja sk ra w y m tego p rzy k ład em może być Pow rót

z gw iazd i choć je s t niew ątpliw ą nielojalnością

przyw oływ ać jak o dowód pow ieść w całej tw órczo­ ści L em a chyba n ajsłabszą, w łaśnie ow a jaskraw ość tak i zabieg uspraw iedliw ia. W F antastyce i fu tu r o ­

logu sa m a u to r poddał ją zresztą ta k b ru ta ln e j i p r e ­

cy zyjn ej k ry ty ce, n a jak ą z tru d e m pow ażyłby się złośliw y n a w e t recenzent; sam ow iedza pisarza, k tó ­ r y stał się au te n ty cz n y m znaw cą i teo re ty k ie m lite ­ ra tu ry , prow adzi w końcu i d o takich paradoksów .

P ow rót z gw iazd je s t h isto rią astro n au ty , k tó ry w y ­

s trz e lo n y w d łu g o trw ałą podróż kosm iczną i w sku ­ te k spow olnienia procesów biologicznych w p ręd k o ­ ściach podśw ietlny ch zachow ujący m łodość, w raca n a Z iem ię ta k ą , jak ą s ta ła się ona w ciągu jego s tu - k ilkudziesięcioletniej nieobecności: n a Ziem ię cy­ w ilizacji ułagodzonej, Ziemię kom fortu, dobrobytu, zanik u konfliktó w społecznych, farm akologicznie w szczepionej m iłości bliźniego i rów nież farm akolo­ gicznie w y trzeb ion ej żyłki ry zy k a. O brazek tej „bez­ zęb n ej” cyw ilizacji stan o w i w izję przerażającą: u k a ­ zuje bow iem przyszłość w olną w praw dzie od c ie r­ pień, ale i ty m sam ym pozbaw ioną bodźca do dosko­ n alen ia się, bez b u n tu , bez p ro testu , bez notorycz­ nego no n serviam , bez dążenia do tran scendencji. N iczyje życie nie je st w tej przyszłości narażone n a niebezpieczeństw o ani bezsensow nie m arnow ane; za­ razem jed n a k przychodzi zapytać, czy przypadkiem owo bezcenne życie ludzkie nie p rze stało w ogóle być w arto ścią i czy b rak niebezpieczeństw a nie ode­ b rał m u po p ro stu sensu. J e s t to więc książka o ko­ nieczności ryzyka, n aw et in stru m e n ta ln ie zbytecz­ nego, o konieczności zła, by mogło istn ieć dobro,

B rutalna i p recyzyjn a autok rytyk a

„B ezzęb n a” cy w iliza cja

(13)

O k on stru k cji fab u larn ej

0 nieodzow ności przeszkód, by było co przezw y­ ciężać.

Je st —1 a raczej m ogłaby być: bo do jej zbudow ania nie w y starcza sam p ro b lem i płynące z niego kon­ sekw encje: Lem p rzez cały czas kurczow o trzy m a się m yśli, że przecież pisze powieść. I do p y tan ia fu n d a ­ m en taln ego m ozolnie dorabia fabułę, zaw ikłania 1 p e ry p e tie rom ansow e (te o statnie, ja k sam potem tłum aczy, z czystej ludzkiej litości dla bohatera), opisy p rzy rod y , pościgi, suspensy i inne przy bu dó w ­ ki, k tó re nie zawsze do siebie p asu ją i stanow ią ba­ la st zibyt ciężki, aby naczelny pro b lem zdolny był u rato w ać całość. W ud erzający sposób k o n stru k c ja m yślow a nie p rz y sta je do k o n stru k c ji fa b u la rn e j. Więc m oże — pow ie ktoś — je st to po p ro stu tak i p rzy p ad ek , w k tó ry m pisarz m a w praw dzie p o m y­ sły, ale b ra k m u tale n tu , aby je w prow adzić w ży­ cie? A b stra h u ją c już od m etodologicznej nieczysto­ ści tak iego p y ta n ia (niby w edle jakich k ry te rió w od­ dzielić b y się dało „pom ysł” od „ ta le n tu ” ?), istn ie ją przeciw tem u niepodw ażalne k o n tra rg u m e n ty w po­ staci ty ch k siążek Lem a, k tó re nie będąc ani f a n ta ­ sty k ą, a n i filozofią, są p o pro stu dobrą lite ra tu rą . Myślę p rzed e w szy stk im o W yso k im za m k u , choć i o w cześniejszym Czasie n ieu tra c o n ym d ałoby się powiedzieć, że zn ajd ow ały się w n im zadatki na książkę n ieprzeciętną, i że głównie schem atyzm k ró lu ją cy w ow y ch czasach zaw ażył n a niedoskona- łościach tej powieści. W yso ki za m ek, w olny od ta ­ kich obciążeń, je s t lite ra tu rą , ja k to m aw iał 'Ingar­ den, „czystej k rw i” ; p rzy ty m tak ą książką, jak ą w p e w n y m sensie każdy człow iek m ają cy ja k ie t a ­ kie zaufanie do w łasnego um y słu i jak iś se n ty m e n t do w łasn ej osoby (a któ ż ich w końcu n ie ma?) chciałby n apisać: książką o sobie sam y m po p ro stu i bez uspraw ied liw ień. J a k im jestem , jak im byłem , ja k ie b y ło m oje dzieciństw o, co sobie o sobie sam y m i o św iecie m yślę i m yślałem . Nie chodzi mi tu ta j oczyw iście o tożsam ość fak tó w i nie m a z pew nością w iększego znaczenia, czy S ta n isław L em w rzeczyw i­

(14)

8 7 U C IE C Z K A S T A N IS Ł A W A L E M A

stości zbudow ał kiedyś ab su rdaln e im perium biu ro ­ kraty czn e, k tó re potem w W ysokim za m k u opisał; chodzi mi jed ynie o< in te le k tu a ln ą tożsam ość autora i n arro to ra . W yso ki za m ek to nie tylko 2)biór w spom ­ n ień ładnie opow iedzianych; to także esej — dzien­ n ik um ysłu, a jednocześnie — w n ajp ełniejszym sło­ w a tego znaczeniu — poetycka w izja w łasnej św ia­ domości, tw ó r rzad k o spotykanej literackiej finezji. Nie tę d y więc droga i nie od stro n y literack iej p rz y ­ chodzi zaatakow ać n ied o statk i tw orzonej przez L e­ m a fa n ta sty k i naukow ej.

A poniew aż s tro n a filozoficzno-problem ow a je s t w niej nie do podw ażenia i poniew aż k o m peten­ cji Lem a w zakresie tego, co< stanow i „m ateriałow ą” p odstaw ę jego książek — w nau k ach p rzy ro d n i­ czych — n ik t n ig d y nie pow ażył się zakw estionow ać, sy tu a c ja zak raw a n a całkow ity paradoks. N iezrozu­ m iała m usiała w ydaw ać się rów nież sam em u au to ro ­ wi, już nie ty lk o w odniesieniu do dzieł w łasnych, o co ostatecznie m niejsza, ale w stosunku do całego g atu n k u , przed k tó ry m tak odpow iedzialne zadania postaw ił: n aw et jeżeli w szystkie w arunki, koniecz­ ne dla stw orzenia doskonałych k siążek science fic ­

tion, zo stają spełnione — dzieła n a m iarę w ytyczo­

n ych im zadań nie p ow stają. Na czym polega błąd? Sądzę, że tak ie w łaśnie lub podobne rozum ow anie zaprow adziło Lem a tam , gdzie zn ajd uje się on obec­ nie: od zaintereso w an ia d la św iata do zainteresow a­ nia dla jego arty sty czn ego opisu, od rozw ażań onto- logicznych do teorii lite ra tu ry .

A że Lem na ogół poczyna sobie rzetelnie, więc i jego

Filozofia p rzyp a d k u stała się w ydarzeniem w h u m a ­

nistyce, jak o p ró b a stw orzenia syntetycznej i cało­ ściow ej w izji dzieła literackieg o w raz z jego uw ikła­ niam i kultu ro w y m i, w raz z procesam i odbioru, p rz e ­ kształceniam i i deform acjam i. Ew okow ała znane zresztą kłopoty w spółczesnej hum an istyki, sprow a­ dzające się, b ardzo rzecz upraszczając, d o trudności, jak ie nastręcza znalezienie przejścia m iędzy s tru k ­ tu rą znaczącą a tym , co je s t przez n ią znaczone —

C zym jest W y s o k i ' Z a m e k Od rozw ażań ontologiczn ych do teorii li t e ­ ratu ry

(15)

K łop oty w sp ółczesn ej h u m a n isty k i

U cieczk a w b łazeń stw o

z jed n ej stro n y , i m iędzy syn chronią a diachron ią — z d ru g ie j. W prow adzając pojęcia z zakresu s ta ­ ty sty k i i p ro b ab ilisty k i, L em usiłow ał znaleźć j a ­ kieś odpow iedzi n a te p y tan ia . Jednocześnie zaś p rz e ­ prow ad ził szczegółow ą i n a d e r im p etyczn ą k ry ty k ę ro zm aity ch obecnie fu n k cjo n u jący ch sżkół w n a u c e o lite ra tu rz e . I chociaż jeg o o stateczne w nioski b y ­ ły w w iększości n eg aty w n e, okazało się bow iem n ie ­ zbicie, źe ściśle n au k ow ej teo rii dzieła litera c k ie g o stw o rzy ć po p ro stu nie m ożna, jego książka w y d a ­ w ała się ożyw cza ju ż p rzez sam fak t, że w p row ad za­ jąc zupełnie now y i sk ą d in ą d zaczerp nięty a p a ra t pojęciow y, p o zw alała z ca łą ostrością d o strzec n ie ­ doskonałości i b ezp raw n e uproszczenia m etod, k tó ­ ry m i się teo ria lite ra tu ry posługuje. A le też oczy­ w iście Filozofia p rzy p a d k u rozw iązania p roblem u p rze k leń stw a ciążącego n ad g atu n k iem science fic -

tion n ie przyn io sła; niezależnie od swej autonom icz­

nej w a rto śc i pozostała ty lk o jeszcze je d n y m b ezsku­ tecznym e tap em poszukiw anej przez L em a drogi do zbaw ienia św iata przez lite ra tu rę .

A sk o ro zaw iodła w iedza — pozostała ju ż ty lk o ucieczka w błazeń stw o. Rów nocześnie z tra k to w a n ą se rio fa n ta s ty k ą L em pisy w ał zawsze g ro te sk i; s ta ­ now iły one zazw yczaj w y krzyw ione odbicie ty ch problem ów , k tó ry m i się a k tu a ln ie zajm ow ał. Lecz ja k n ap isać science fictio n, w k tó re j m iejsce science zajm ow ałaby h u m an isty k a? O tóż Lem tego dokonał. P a ro d iu ją c siebie d o k w a d ra tu — bo zarów no sam ą f a n ta s ty k ę n auk o w ą, jak i m eto dy teo rety zo w an ia n a jej tem a t — rozpoczął recenzow anie dzieł n ie ­ istn ieją cy c h , skoro istn iejące jeg o w y m agań zaspo­ koić nie zdołały. I ta k p o w stała w 1971 r. chyba n a j­ znakom itsza książka fa n ta sty c z n a Lem a — D oskona­

ła próżnia.

Z części p rzy n a jm n ie j streszczonych w ą u a si-re c e n - zjach D oskonałej próżni pom ysłów dałoby się w y ­ kroić d o b ry ch k ilk a pow ieści fan ta sty c z n y ch i kilk a esejów n ajzu p ełn iej serio. Dlaczego w ięc Lem ich nie napisał? Dlaczego o p a trz y ł je groteskow ym zn a­

(16)

8 9 U C IE C Z K A S T A N IS Ł A W A L E M A

kiem zapytania? Sądzę, że zasada jest tu podobna ja k — m u ta tis m u ta n d is — w Głosie Pana: p o sta­ w ienie prob lem u je s t d la p isarza znacznie w ażniej­ sze od p o trzeb y arty sty czn ej ekspresji i n a obleka­ nie p y ta ń w k sz ta łt fa b u la rn y szkoda m u po p ro stu czasu i tru d u . Z drugiej zaś stro n y n ie są to jeszcze p y tan ia n a ty le precy zy jn ie sform ułow ane, b y m ożna im nadać postać dysku rsy w n eg o w ykładu. P rzy o k a ­ zji L em stw orzył w ięc now y gatu nek litera c k i — coś, co m ożna nazw ać „ lite ra tu rą em b rio nalną” . Potem , ja k b y speszony w łasn ą niekonw encjonalnością, d la je j zneu tralizo w an ia p rzy d ał żartobliw e opako­ w anie. J e s t to paszkw il n a lite ra tu rę —■ z pewnością. I z pew nością je s t to rów nież paszkw il na kry ty k ę. Ale je s t to przed e w szystkim paszkw il n a sam ego siebie: nieu nik n iona konsekw encja sam ow iedzy. Bo­ w iem D oskonałą próżnią o tw iera recen zja — D o­

skonałej próżni w łaśnie, ja k o książki, k tó ra nigdy

nie pow stała, a zarazem książki nie spełnionych tęsk n o t i m arzeń, „opowieści o tym , czego się chce, ale czego się nie m a” , jak pow iada Lem , nie istn ie ­ jący recen zen t w łasnego nie istniejącego dzieła (Do­

skonała próżnia, s. 10).

I na ty m m ożna by zakończyć. Doskonała próżnia stanow i, jaS" dotychczas, n ajdalszy p u n k t dojścia; w ydane o statnio opow iadania z tom u Bezsenność i uzupełn ienia d o D zienn ikó w g w iazdow ych o ty le tu n ic nie zm ieniają, że sięgają do p ro b lem aty k i w cześniejszej, stanow ią p rzedłużenie w ątków daw ­ niej podejm ow anych. Ale Lem napisze zapew ne jeszcze w iele now ych książek, a potem , żeby je zro­ zum ieć, zbuduje jeszcze w iele teorii. A tym czasem stu d e n c i filozofii ju ż p isu ją p race m agisterskie na te m a t jego pom ysłów ; dojdzie zapew ne niedługo i do doktoratów . Postaw iw szy sobie z założenia niem oż­ liw e do zrealizow ania zadanie zbaw ienia św iata przez lite ra tu rę — S tan isław Lem nigdy nie będzie z sie­ bie zadowolony, nigdy nie będzie mógł „po p ro stu ” pisać powieści, nigdy nie p rzestan ie szukać. I ta k c hy ba je s t w łaśnie n a jle p ie j. Bow iem od A stro n a u tó w

Dlaczego nie serio?

Z b aw ien ie św ia ta przez literaturę?

(17)

P ię k n a przygoda lu d zk iego u m y słu

po D oskonałą próżnię, przez groteskow e opow iada­ nia, sensacyjn e powieści i rze teln ie u p raw ia n ą filo­ zofię — tw órczość S tan isław a Lem a je s t — razem ze w szystkim i sw oim i brak am i i m an k am en tam i — bardzo p iękną p rzygodą ludzkiego poszukującego um ysłu, św iadom ego w łasn ych ograniczeń i n ie­ usta n n ie żądnego ow e ograniczenia przekroczyć, eks­ plo ru jąceg o coraz to now e obszary ludzkiej w iedzy w n iep rzerw an ej pogoni za tak ą p raw d ą, o k tó rej wie, że je j nigdzie znaleźć nie może, a le k tó rej nigdy nie p rzestan ie ścigać.

Cytaty

Powiązane dokumenty

In contrast to the earlier REIT data samples used by Campbell, Giambona and Sirmans (2009), we find, prior to the macroeconomic event of the financial crisis, that

Największym zainteresowaniem przedsiębiorców sektora MSP w ramach Sektorowego Programu Operacyjnego Wzrost konkurencyjności przedsiębiorstw w latach 2004−2006 cieszyło

W myśl tych przepisów, w toku sprawy administracyjnosądowej może być prze- prowadzone postępowanie mediacyjne, którego celem jest wyjaśnienie i rozważenie okoliczności faktycznych

Podstawową metodą psychologii śledczej jest analiza tych wszystkich ujawnio- nych w toku śledztwa lub dochodzenia śladów zdarzenia i zebranych dowodów, które podlegają

t.. Pajora, całkowicie niejasna byłaby również relacja po- między art. Według treści art. 435 k.c., jeżeli szkoda powstała wyłącznie z winy poszkodowanego, wówczas zobowiązany

Od przedstawionych wyżej ogólnych zasad dotyczących za­ kresu kognicji sądu w postępowaniu na skutek wniesienia skargi na czynności komornika istnieją wyjątki

The ideas generated by the participants were not limited to concrete physical solutions (in spite of being so asked), but extended to other domains. This is a clear and

In this paper, we propose a frequency independent approach, the numerical steepest descent path method, for computing the physi- cal optics scattered electromagnetic field on