• Nie Znaleziono Wyników

Z dziejów polskiej ballady poromantycznej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z dziejów polskiej ballady poromantycznej"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)

Czesław Zgorzelski

Z dziejów polskiej ballady

poromantycznej

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 52/2, 339-368

(2)

CZESŁAW ZGORZELSKI

Z D Z IEJÓ W P O L S K IE J BALLADY PO R O M A N T Y C Z N E J1 1

L ata p rzeciw ro m an ty czn y ch te n d e n c ji tzw.* „pozytyw izm u” nie za­ znaczyły się w dziejach b allad y zjaw iskam i, k tó ry m — jako zw rotn y m — należałoby pośw ięcić w ięcej uw agi. Z upełnie w y raźne osłabienie tę ­ tn a rozw ojow ego oraz ograniczenie tw órczości do n ieśm iałej k o n ty n u acji tych ty lk o odm ian g a tu n k u , k tó re nie stanow iły głównego, program o­ wego n u r tu b a lla d y ro m an ty czn ej, stanow ią n a tu ra ln e konsekw encje atm o sfery, ja k a w ty ch tru d n y c h dla poezji latach po klęsce pow stania styczniow ego w lite ra tu rz e polskiej zapanow ała.

K o n ty n u a c ja ob jęła przede w szystkim te n k ieru n e k twórczości, któ­ r y w ubiegłym okresie rep rezen to w ała tzw. „ballada z tezą” . I co

dziw niejsze: tw órczość balladow a — w brew w szystkim pozytyw istycz­ n ym n aw oływ aniom do rozsądku i realizm u politycznego — w iern a pozostała sw em u pow ołaniu p a trio ty czn em u i zasadom program u, jak i w okresie przedpow stan io w y m głosiła. W postaw ie narodow ej nadal oka­ zała się „ ro m a n ty c z n a ” i obow iązek swój wobec pow stania i jego żoł­ n ierzy w m iarę sw ych — jakże wówczas skrom nych! — możliwości w y ­ k o n yw ała k o n sekw en tn ie, bez w ahań i w ątpliw ości politycznych.

O dezw ali się przede w szystkim ci, k tó rz y swe oblicze poetyckie k ształto w ali jeszcze w okresie try u m fó w ro m an tyzm u : Mleczna siostra W łodzim ierza W olskiego, Pod w ro ta m i J a n a N epom ucena Jaśkow skiego, a zw łaszcza liczne szkice i opow iadania balladow o-patriotyczne L e n a rto ­ wicza, jak n iek tó re w iersze z Ech nadwiślańskich (Niech ż y je Polska,

W ojciech poczciwy, H anka Zabużanka, Panicz itp.), a także Ze starych 1 Rozdział większej pracy o balladzie w Polsce; w znacznym skróceniu, z opuszczeniem m ateriału szczegółowego, ma się ukazać jako fragment wstępu poprzedzającego antologię ballady polskiej w w ydaniu B i b l i o t e k i N a r o d o ­ w e j .

(3)

zbroić r y tm y , do tra d y c ji Ś p ie w ó w N iem cew iczow skich naw iązujące.

Inaczej — pod osłoną aluzji m etafo ry czny ch — przem ów ią tak że poeci m łodsi: Bałucki, A snyk, C zerw ieński, sięgając przew ażnie do w ątków z h isto rii a n ty c z n e j2. Nie b rak rów nież obrazków balladow ych osnutych w okół w ydarzeń p ow stania i prześladow ań, jakie później nastąpiły; jedne' — jak A sn y ka Na pobojowisku (1871) lub Odpoczywa (1868) — d a ją w yraz ów czesnym n astro jo m rozczarow ania, inne zaś p ró b u ją je­ d y n ie utrw alić przeżycia z m inionych dni w alk i żałoby (Bałuckiego

P r z y katafalku, 1863; piosnka b alladow a A snyka Pierw iosnki, 1867;

W ładysław a Bełzy Duch, 1874; A u releg o U rbańskiego Dziad z lirą, Na

m o rzu, 1884, i i n n e 3).

Z tego też odgałęzienia tw órczości b alladow ej w iedzie sw ój ród nie­ ró w n ie liczniejsza g ru p a w ierszy realizu jący ch publicystyczno-społeczne p o stu la ty dążeń pozytyw istycznych. W szakżeć — m ów iąc słow am i Chm ie­ low skiego — b y ły to czasy, „kiedy się pojaw iały liczne u tw o ry w ier­ szem i prozą w obronie kobiet szuk ających p rac y i łam iących się nę­ dzą, w obronie szw aczek zm uszonych żyć z lichego zarobku a kuszonych przez lekkom yślną m łodzież [...]” 4. R zadko w praw dzie b y w a ły to b alla­ dy w e w łaściw ym tego słow a znaczeniu; fab u ła ich nie zawsze uk ład ała się w k ształty akcji d ram aty czn ej, a liry z m p rz y b ie ra ł przew ażnie po­ stać bezpośrednich rea k c ji w zruszeniow ych podm iotu i d y d ak ty czn o -p u - blicystycznych w skazań pod adresem czyteln ika. Tw órczość ta stanow i raczej najbliższe obrzeże ballady, dalszy e ta p rozw ojow y jed n ej z od­ m ian , w y kraczający już n iejed n o k ro tn ie poza ściślejsze granice g a tu n ­ k u , p o d ejm ujący jed n a k n iek tóre z ty ch fu n k cy j, jak ie w system ie lite ­ rac k im poprzedniego okresu spełniała ballada.

N ajczęstszym p rzejaw em tego ty p u s ta je się w ow ym czasie obrazek epicko-liryczny, początkow o w y raźn iej p o d trz y m u ją c y sw e po k rew ień ­ stw o gatunkow e z b alladą, z czasem coraz częściej poza granice jej w y ­ k raczający. Z anim jeszcze w latach 1879— 1883 odm iana ta w pełni się u k lasy czn i w postaci „obrazków ” K onopnickiej, w s tru k tu rz e sw ej dość znacznie odbiegających od tra d y c y jn e g o w y stro ju ballady 5, p ojaw ią się

2 Por. np. takie w iersze „historyczno”—balladowe, jak B a ł u c k i e g o Spod

Cheronei (1862), A s n y k a Julian Apostata (1864), Król Juba (1876), C z e r w i e ń ­

s k i e g o Term opile (1881) czy — z „m łodopolskich” już czasów — Cz. J a n ­ k o w s k i e g o Kassandra (1892). Podobny charakter mają utwory wprowadzające alegorię nie sięgającą do historii, np. C z e r w i e ń s k i e g o Ali (1881) lub — z póź­ niejszych — Ballada G l i ń s k i e g o (1901).

3 Z późniejszej twórczości na uwagę zasługują Ballady m is tyczne M. G r o s - s e k - K o r y c k i e j , powracające w swych w izjach do w ydarzeń 1863 roku.

4 P. C h m i e l o w s k i , Współcześni poeci polscy. Petersburg 1895, s. 250. 5 Bez dachu (1879), Jaś nie doczekał (1880), Przed sądem (1880), Na dnie p rze­

(4)

Z D Z I E J Ó W P O L S K I E J B A L L A D Y P O R O M A N T Y C Z N E J 341

opow iadania i pieśn i balladow e W ładysław a Bełzy, A snyka, A le k san d ra M ichaux, podpisującego się pseudonim em M irona, S tan isław a G ru d z iń ­ skiego i innych. W szystkie p raw ie krążą w okół niedoli n a jb ied n iejszy ch na wsi, n a jm itó w w szelkiego rod zaju czy drobnych głodujących rz e ­ m ieślników w m ieście, szwaczek, szewców, k o w a li6. Skrzyw dzenie u b o ­ giej dziew czyny przez p an a z pałacu, śm ierć z w ycieńczenia w sk u te k n a d m ie rn e j p rac y i nędzy, bezradność ubóstw a wobec choroby i c ie rp ie ­ nia n ajbliższych — oto najczęstsze m otyw y, wokół k tó ry ch rozw ija się zazw yczaj opow iadanie ty ch utw orów . Dość rychło przeto p o w sta je szablon, którego m echanizm przygłusza w ym ow ę szlachetnych in te n c ji i łzawego n ieraz współczucia. Do silniejszych akcentów b u n tu lu b n a ­ m iętnego potępienia nie dochodzi w nich niem al nigdy. Z rzad k a jen o pojaw ia się gorycz ironii lub sarkazm u.

D opiero u sch y łk u stulecia, w tw órczości A n d rzeja N iem ojew skiego, zaznaczy się w y raźn iejsza zm iana w k o n ty n u ac ji tej linii tw órczości b a lla d o w e j7. Zm ieni się wówczas nie tylko zakres sfer społecznych

su gestią „obrazków” K o n o p n i c k i e j napisane wiersze: M i r o n a Obrazek zi­

m o w y, Szkic z ulicy (1884), W i e r z b i c k i e g o Obrazek rodzajowy (1884), cała

kolekcja obrazków L a s k o w s k i e g o (Z chłopskiej piersi, 1901—1902), S n ie ży n y i Strzelec P. K o ś m i ń s k i e g o (1896) i w iele innych. Z utworów tego typu w y ­ rastają później balladowe portreciki życiorysowe czy kroniki środow iskowo-rodo­ w e w rodzaju tych, jakie w yszły spod pióra O p p m a n a .

6 Por. np. B e ł z y : Pieśń o koszuli (1868), Wiązka drzew a (1868), Pieśń p r z y

kaganku (1869), K o w a l (1871), Pajac (1874), A s n y k a W chacie (1871), M i r o n a Konające (1867), G r u d z i ń s k i e g o Dramat na bruku (1873) i inne. N iekiedy

m ateriał fabularny takich „obrazków” rozszerzony bywa do ram nowelek w ierszo­ wanych; por. np. alegoryczną balladę C z e r w i e ń s k i e g o Trzej bracia (1881) lub opowieść W. W y s o c k i e g o Zaklęta łza, określoną przez autora m ianem

ballady (1885; por. o niej: C h m i e l o w s k i , op. cit., s. 309).

7 Z wcześniejszych prób wprowadzenia tem atyki robotniczej do ballady w y ­ m ienić warto Stagnację B. L o n d y ń s k i e g o (pseudonim B r u n o L a s , Poezje. Warszawa 1887, s. 8— 11). Przykład to tym bardziej znamienny, że ilustruje etap przejściow y, św iatła i cienie nie są tu jeszcze rozłożone w sposób zdecydowany; w spółczucie narratora obejmuje nie tylko głodną ciżbę bezrobotnych, ale także w łaściciela fabryki, „m agnatem ” tu zwanego, i jego córkę. Co w ięcej: tłum d e­ m onstrujących robotników ukazano w wierszu tym jako żywioł groźny, dziki i w reakcjach sw ych okrutny; w scenie gdy „magnat” dobrowolnie oddaje tłum ow i w szystkie perły swej córki, narrator zwie bezrobotnych „gawiedzią niesforną”, „dziką ciżbą”, która przywykła do „bachanalij pijackich”. A głów ny przywódca tego tłumu to „postać zuchw ała”, na której ustach jaw i się „śmiech jędzy”; jego funkcja w akcji utworu przyrównana być może do roli okrutnego smoka czy straszliw ego żywiołu w tradycyjnych wątkach baśniow o-balladowych. Jak zły Tatar, jak siła wezbranej rzeki czy morza, jak los nieubłagany uosobiony w d zi­ kim potworze smoczym — porywa niewinną dziewczynę i naw et w powszechnej sc e­ nie radości na końcu utworu, gdy nad w szystkim i zaw isa „anioł niebieski, pro­ m ien ny”, m ąci ów przywódca ludu ogólną harmonię szyderczym śm iechem n

(5)

ie-objętych jej obserw acjam i, ale także ton głów ny w ypow iedzi. W s tro ­ fach balladow ych ukazan e zostaną nieludzkie w a ru n k i p rac y w k o pal­ niach, w hutach, w fabrykach; sens o d tw arzanych zdarzeń p row adzić pocznie ku problem aty ce sp raw robotnika; ich ostrze m ierzyć ju ż będzie nie w starośw iecki św iat dw o ru i pana, ale w egoistyczne in te re sy w iel­ kiego przem ysłu i k a p ita łu 8. I nie żal rozbrojony se n ty m e n ta ln y m współczuciem , ale b u n t i potępienie stw a rz a ją liry czn y n u r t p rz e n ik a ­ jący n a rra c ję ty ch balladow ych obrazków . Nie ty le niedola u k azy w a­ nych losów ludzkich, ile oskarżenie system u, k tó ry dław i społeczeństw o,

staje się też głów nym źródłem ich p a to s u 9.

D rugi n u r t ballady tego o kresu w yp ływ a z krańcow o odległych źródeł in spiracyjn ych , z pró by zdeprecjonow ania n iek tó ry ch w arto ści, w poezji ro m an ty cznej z p rzejęciem opiew anych. P rzed e w szy stk im — uniesień m iłosnych w yolbrzym ionych ponad m iarę w skazan ą p rzez roz­ sądek. Ale w y drw ić egzaltację uczuciową, w chodząc na te re n g a tu n k u , k tó ry uniesienia te swego czasu n aju słu żn iej w y rażał — to znaczyło sparodiow ać także sam g atun ek , w yk orzy stać głów ne zasoby jego k o n ­ w encji w fu n k cji saty ry czn o -żarto b liw ej, posłużyć się kom izm em usz­ tyw nień schem atycznych balladow ej, se n ty m e n ta ln e j czy ro m a n ty cz n e j

trad ycji. Te usztyw n ien ia dla poetów z okresu „ p o zy ty w isty czn ej” trz e ź ­ wości staw ały się ty m b ard ziej widoczne, im w y raźn iej odczuw ali b a lla ­ dę jako gatu n ek już zam ierający, dla dążeń w spółczesnej im poezji zb y t oczywiście p rzestarzały .

Nie pam iętali jed n ak zapew ne, iż w próbach ty ch m ieli dość liczne grono poprzedników , od N iem cew iczow skiej D u m y o N ie d źw ied ziu

poskromionej zuchwałości. Chwiejność w postawie narratora — jakże znam ienna dla przejściowej pozycji tej odmiany obrazków balladowych i dla ścierania się dawnych tendencyj współczucia sentym entalizm em okraszonego z romantyzującym buntem nowych dążeń przeciw krzywdzie panujących w ów czas stosunków spo­ łecznych!

8 N i e m o j e w s k i , cykl pt. Polonia irredenta (Kraków 1895—1896); por. zwłaszcza wiersze: Starowina, Na wozie, Zalew kopalni (z części poświęconej gór­ nikom) lub Ż y w y automat (w późniejszych wydaniach przerobiony na Walcownię),

Żmiję czy Zbyteczni ze zbioru zatytułowanego Łuny. Słusznie zestawiono je z obra­

zami w ówczesnych powieściach R e y m o n t a i Ż e r o m s k i e g o . Zob. A. M a- z a n o w s k i , Młoda Polska w powieści, liryce i dramacie. Kraków 1902, s. 112.

9 Jednocześnie nietrudno zauważyć inną lin ię rozwojową obrazków ballado­ wych ukazujących tragedię człowieka w nędzy; prowadzi ona z pozycyj Konopnic­ kiej bezpośrednio ku kształtowaniu świata według nakazów poetyki m łodopolskiej, która w izję tę poetyzuje, niezwykłościam i baśni przykrasza, o sferę nadprzyrodzo­

ną rozszerza, a centrum zainteresowań ku wnętrzu przeżyć ludzkich przesuwa. Za przykład tym wyraźniejszy, że na uproszczeniach niedoskonałej realizacji artystycz­ nej oparty, służyć m oże w iersz balladowy B. A d a m o w i c z a Dzieci dawno po ­

(6)

Z D Z I E J Ó W P O L S K I E J B A L L A D Y P O R O M A N T Y C Z N E J 343

z 1807 r. począw szy. J u ż w ted y bow iem przesada i eg zaltacja — w pierw sen ty m e n ta ln a , potem h ip erro m an ty czn a — raziły i śm ieszyły poetów. Nie ty lk o zresztą w dziedzinie tem a ty k i erotycznej. Grozę duchów w y ­ zy skiw ały dla ż a rtu i zabaw y już tak ie u tw o ry balladow e, jak R ycerz w p rzekładzie B ru n o n a K icińskiego (z poezji niem ieckiej, 1819) lub S tra ­

c h y A ntoniego E d w ard a O dyńca (przeróbka opow iadania K ry stia n a G el-

lerta) z ro k u 1822. Podobnie schem aty m iłosnej b allad y rom anty czn ej byw ały nieraz przed m io tem ironicznej parodii. W ystarczy zacytow ać

Żeglarza B erw ińskiego, tra w e stac ją sw ą ośm ieszającego nie tylko ero­

ty k ę, ale i ru sałczan ą fa n ta sty k ę Św itezia nki. Albo U jejskiego — nie tylk o sły n n ą A n ty -L e o n o r ą (1849), ale i rów nie w ża rtac h sw ych o stry w iersz pt. Poezja i proza, ze znam iennym podtytułem : „śm ieszne, bo

s ta r e ” (1848). '

Lecz dla poetów „p o zy tyw isty cznej” trzeźw ości nie było to jeszcze tak stare.

Jako szczególnie niezgodne i śmieszne w ręcz marnotrawstwo czasu ścigał pozytywizm poezję m iłosną — powiada B o y -Ż e le ń sk i10 — Sam pam iętam w tym że warszaw skim P r z e g l ą d z i e T y g o d n i o w y m taką odpowiedź od redakcji: „Wierszy m iłosnych nie drukujemy”.

Czyż m ożna było znaleźć lepszy sposób na ujaw n ien ie ty ch ten d en cji ja k ośm ieszenie uniesień kochanków w g a tu n k u przez ro m antykó w szczególnie ulubionym ? P osyp ały się przeto b allad y ironiczne, z ża rto ­

bliw ie sa ty ry c zn ą in ten cją, u tw o ry z uśm ieszkiem parodii: „ballada stu d e n c k a ” Ślub Bałuckiego (1862), Ballada karnawałowa Bolesław a C zerw ieńskiego (.1881), w p ew n ej m ierze n a w e t — S cherzo A snyka (1870), czy — z późniejszych już — L a d y Dixie (Ballada) Czesław a Jan k o w sk ie­ go (1892) lu b Ballada o t y m , jako sport wszelaki doczesna, marnością

b y w a F elic ja n a F aleńskiego (ogłoszona w ro k u 1895) n .

N ajczęstszym sposobem d eg rad acji poetyckiej uniesień m iłosnych s ta je się w b allad ach tego ty p u w prow adzenie do konw encjonalnego u k ła d u zdarzeń niespodzianki w postaci n a d e r zw ykłego i w

„prozaicz-10 We w stępie do: Młoda Polska. Wybór poezyj. Wyd. 2. W rocław 1947, s. V—VI. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria I, nr 125.

11 Por. także znacznie w cześniejszą balladę żartobliwą F. F a l e ń s k i e g o pt. O gorącej miłości (w: K w i a t y i kolce. W arszawa 1856, s. 96—101). Odmienny — choć także z lekka żartobliwy — charakter posiada Ballada studencka G. D a n i ­ ł o w s k i e g o ; utworzona już w okresie pełnych tryum fów poezji „młodopolskiej” (w: Poezje. W arszawa 1902, s. 51—54), wprowadza do narracji tyle akcentów poe­ tyckiej nastrojowości i liryzm u „na serio”, że żart służy tu raczej zamaskowaniu rzewnego wzruszenia i staje się w w iększym stopniu czynnikiem dyskrecji niż dyskredytow ania w stosunku do wyrażanego uczucia.

(7)

ności” sw ej zabaw nego rozw iązania tragiczn ych po w ik łań w ą t k u 12. Podobnie ro zw ijają sw ą opowieść u tw ory, w k tó ry c h oddziaływ a nie tyle parod ia konw encji gatu n k o w y ch, ile sa ty ry c zn a iron ia u k ształto - w ań fab u larn y ch , w yraźn ie do obyczajów daw nej b a lla d y n a w ią zu ją ­ cych. Egzaltow ana m iłość m łodzieńcza doprow adza w n ich zazw yczaj do zgodnego rozstania kochanków , w k tó ry m spow szednienie uczuć, zrozum ienie w łasnych interesó w m ają tk o w y ch lub posłuszne poddanie się woli rodziców przygłusza całkow icie głos w za jem n y c h skłonności m łodej pary. T ak je st w Sta ry c h dziejach C zerw ieńskiego (1881), w Z e r ­

waniu A urelego U rbańskiego (1884), w Ostatniej schadzce W ładysław a

O rdona (1894), w P ie r w s z y m zawodzie S tanisław a Rossowskiego (1899) i w w ielu innych utw o rach 13. Im dalsze jed n ak są te u tw o ry od cza­ sów „p ozyty w isty cznej” trzeźw ości, ty m w y raźn iej rezy g n acja, p rz e ja w ia ­ jąca się dotąd w k o n stato w an iu takiego u k ład u spraw , p rzy b ie ra cha­ r a k te r saty ry czn ej dezap rob aty nie ty le system u w artości, którego jest on w yrazem , ile raczej n a d e r trzeźw ych czy też zb y t posłusznych k o ­ chanków. Rossowski p rzed staw iając w w ierszu Z s m ę t n y c h opowieści (1899) m łodą p a rę u stę p u ją cą — m im o w zajem n ej m iłości — p rzed n a ­ ciskiem starszych, zam yka n a rra c ję w ym ow nym p y tan iem : „B oh atero ­ wie czy tch órze?”

B allada w te j atm osferze staje się powoli g a tu n k ie m poezji ż a rto b li­ wej, niem al fraszkow ej, jak w epigram acie ku zręcznie dow cipnej p oin­ cie zm ierzającej. P rzy k ład ó w — znaleźć by m ożna w iele; i z tych cza­ sów, i z późniejszych nieco, z o k resu M łodej Polski; w praw dzie zm ie­ niać się wówczas poczyna k ie ru n e k saty ryczneg o oddziaływ ania, ale ballada jako g a tu n ek żartobliw y, w y k o rz y stu ją cy konw encje uśw ięcone w okresie poezji ro m an ty czn ej, zyskuje coraz szersze zastosow anie. Sam a nazw a „ b a llad y ” sta je się w ty ch okolicznościach sygnałem zn a­ czeń parodiow o -satyryczn ych i d latego też zapew ne po jaw ia się w ty ­ tułach takich w ierszy praw ie niezaw odnie, niekiedy ty lk o zastępow ana określeniem : „piosen ka” lub „ b a jk a ” . N ajczęściej są to żartobliw e sa­ ty ry w y k o rzy stu jące w zaw oalow anej lekko parodii w ą tk i lu b m otyw y ballady ro m antyczn ej. W iersze Z te k i Chochlika W łodzim ierza Z agór­ skiego (1865— 1881) lub — z późniejszych — niek tó re utw ory Ja n a L e­

12 Zdarza się także ściąganie ideału m iłości romantycznej do poziomu bruko­ wej „prozy” życia za pomocą stryw ializow ania go w przesadnie drobiazgowych,

rzekomo „realistycznych” obrazkach ulic, zaułków i karczem. Por. np. Balladę M i ­ r o n a ze znamiennym podtytułem „obrazek nie flam andzki”.

13 Podobną funkcję w balladach powtarzających spopularyzowany schemat fa ­ bularny spełnia zakończenie wręcz odwrotne w stosunku do znanego z tradycji rozwiązania. Tak jest np. w Przysięgach B a ł u c k i e g o (1882), w Kopciuszku A s n y k a (1879) i w tym podobnych utworach balladowych.

(8)

Z D Z I E J Ó W P O L S K I E J B A L L A D Y P O R O M A N T Y C Z N E J 345

m ańskiego czy S tan isław a Srokow skiego — służyć tu m ogą jako n a j­ bardziej c h a ra k te ry sty c z n e p rzy k ła d y 14.

Czasem ten d e n c je te p rzyb io rą c h a ra k te r tra w e sta c ji znanych po­ w szechnie k o n stru k c ji balladow ych, np. P o w rotu t a ty w w ierszu K a­ zim ierza L askow skiego Pow rót m a m y czy Pani T w a rd o w skie j w b alla­ dzie W łodzim ierza Pląskow skiego Pani Młódź-złota. K iedy indziej żądło sa ty ry c zn e k ry je się przede w szystkim w sform u ło w aniu finału (np. w Powrozie W ładysław a Sabowskiego), ale najczęściej sam to n opo­ w iadania, żarto b liw a aluzyjność n iek tó ry ch w yrażeń, czy niedw uznacznie sa ty ry c zn y sens u k azan ej sy tu a c ji — u ja w n ia ją in ten cję u tw o ru (por. np. W incentego R apackiego Król-poeta i paz).

N iekiedy w szakże ten d e n c je saty ry czn e u su w ają się na p lan dalszy, odgryw ać poczy n ają ro lę d ru gorzędną, a żarto bliw y ak c en t opow iadania sk u pion y zostaje w dowcipie, k tó ry jak p o in ta w epigram acie pada w zakończeniu u tw o ru , p rzek ształcając go w anegdotę pogodnym h u ­ m orem nasyconą. W y starczy tu zacytow ać cykl b allad Czesław a J a n ­ kow skiego Z ac ny król lu b w iersz A rtu ra O ppm ana L e k a rz królowej, rea liz u jąc y fabułę, k tó rą znacznie później w y k o rzy sta także G ałczyński w sw ej Balladzie staroniem ieckiej 15. A le są to już dzieje ballad y m łodo­ polskiej, a p rzy k ła d y w ym ienione p rzed chw ilą stanow ią jak b y zaczątek now ego ty p u tw órczości balladow ej, k tó ry w dw udziestoleciu m iędzy­ w o jen nym ciążyć pocznie coraz w y raźn iej k u dziedzinie piosenki e s tra ­ do w o -k ab areto w ej .

W zestaw ieniu ty ch d w u biegunow o różnych n u rtów : b allad y z te ­ zą p a trio ty c z n ą lu b społeczną, z jed n ej stro n y , i b alla d y żarto bliw o -saty - ry czn ej, z d ru g iej, u k ła d a ją się — najogólniej rzecz u jm u ją c — dzieje tego g a tu n k u w okresie trzeźw ości „p o zy ty w isty czn ej” . Ż aden z obu n u rtó w nie m iał an i dość sił, ani am bicji do w yprow ad zenia go na no­ w e to ry . O ba w iodły w łaściw ie balladę w ślepą uliczkę, gdyż an i p u b li­ c y sty k a w ierszow ana, an i s a ty ra społeczno-obyczajow a nie rysow ały przed nią now ych p ersp e k ty w poetyckich. W szystko to było k o n iu n k tu ­ raln e, zepchnięte k u p ery ferio m , k ró tk im oddechem czasu swego żyjące. Pozostaw ała jeszcze w praw dzie dość rozgałęziona rodzina b allad pie­ lęg n u ją cy c h w iern ie tra d y c je odziedziczone z czasów rom anty cznej św ietności g atu n k u . A le w kształcie odśw ieżonym spotkać ją m ożna

14 W iersze Z a g ó r s k i e g o : Sunt lachrymae rerum! Ballada; Ballada, jakich

w i e l e ; L e m a ń s k i e g o : O dumnej pannie, Ballada; Ballada radosna; Piosenka o smoku; Piosenka o królu i damach; Bajka o rybaku i ry baczc e; S r o k o w s k i e ­

g o : O rycerzach, co z upiorami w alczy ć chcieli, Ballada i O Zbyszku zw ycięzc y.

Ballada. Do nich dorzucić by jeszcze można satyrę W y s o c k i e g o Latający szlachcic (Ballada) i inne.

15 Jeszcze inne oblicze — drwiny raczej niż anegdoty — ukazuje „ballada brukowa” L o n d y ń s k i e g o R yw ale (1387).

(9)

zaledw ie k ilk ak ro tn ie: u A sny k a (Czary, 1870; Zaczarowana królew na, 1874), u K onopnickiej (wiersze o c h arak terze balladow ym w ro d za ju

Lataw icy, 1884), w Zaślubinach Bałuckiego (1861); z poetów o k resu po­

przedniego — u L enarto w icza w Historii o pani, co pana zabiła (1869), p rzetw arzającej pow tórnie w ą te k pieśni ludow ej opracow an y ju ż w L i ­

liach. Liczniej nieco krzew i się wówczas — m im o ducha „p o zy ty w i­

sty c z n e j” trzeźw ości — b allad a p rod u k cji epigońskiej, szablonow a im i­ tacja ro m an tycznej poprzedniczki. Z rzad k a — u poetów d ru g ieg o rz ę ­ du; o w iele częściej — u rym opisów nie zasłu gu jący ch n a w e t n a ta k ą klasyfikację. B allady lub u tw o ry balladow e O rdona, W ładysław a T a r­ nowskiego, G rudzińskiego, U rbańskiego i w ielu in n y ch służyć tu m ogą jako w ym ow ne ilu stra c je obu ty ch k ateg o ry j b allad o p isarstw a 16. Toteż ze stro n y tej — kon w en cjo n alnej — linii tw órczości b allad o w ej da­ rem nie by było oczekiw ać w yprow adzenia g a tu n k u z im pasu, w jak im się znalazł. Zdaw ało się przeto, że przed b allad ą nie m a już w y jścia, że grozi jej sk ostnienie w postaci dotychczasow ych w cieleń ro m a n ty cz ­ nych, zejście do arch iw u m lite ra tu ry .

Stało się jed n a k inaczej. W ystarczyło, że na fali coraz to w z ra sta ją ­ cej opozycji przeciw zacieśnionej skali „pozytyw istycznego” u jm o w an ia rzeczyw istości w yp łyn ęło zainteresow anie p raw d am i głoszonym i w p ie rw ­ szej połowie w ieku przez ro m an ty zm , by pozycja b allad y w lite ra tu rz e uległa zm ianie zasadniczej. W raz z naw ro tem do tam tego, ro m a n ty cz n e ­ go sposobu odczuw ania św iata użyteczność jej jako śro d k a w ypow iedzi poetyckiej sta ła się oczyw ista. A le nie był to już pow rót zjaw iska z la t poprzednich. H isto ria lite ra tu ry nie zna tego ro d zaju pow rotów . Z m ie­ n iła się sy tu acja, zm ieniły się czasy i zm ieniło się także zadanie po­ etyckie ballady.

2

Dla poetów ów czesnych nie zawsze może było to jasne. W raz ze zw rotem k u tra d y c ji ro m an ty czn ej o tw ierała się przed nim i dro ga n a j­ łatw iejsza i — zdaw ałoby się — najoczyw istsza. K o n ty n u a c ja tem ató w , p roblem atyki, gatunków , sposobów w y rażan ia się poetyckiego, słow em — całej atm osfery ówczesnego życia literackiego. K o n ty n u acja, nie k a l­ kow anie — oczywiście! — jak było to w w ym ienionych p rze d chw ilą

16 Por. np. w iersze O r d o n a ( S z a n c e r a ) : Z tematu ludowego lub N ie w e ­

sołe w esele (1869); utwory T a r n o w s k i e g o : Ballada; Ballada nocna; Wnuka zdrajcy, Ballada (1869); Klasztorn e d zw on y G r u d z i ń s k i e g o (1873); Weselisko

U r b a ń s k i e g o (1884); ballady M i r o n a (A. M i c h a u x ) : Smutna bajka, W lo­

sie, Dziwożona (1884) i inne. Ostatnia z w ym ienionych powraca raz jeszcze do

(10)

Z D Z I E J Ó W P O L S K I E J B A L L A D Y P O R O M A N T Y C Z N E J 3 41

balladach poprzedniego okresu. Ze zm ianam i, w y n ik ający m i z dostoso­ w ania poezji do w ym ag ań nowego czasu.

J a k w ąska i do potrzeb ówczesnego życia niew y starczająca to b y ła droga, okazać m iała już niebaw em p ra k ty k a litera c k a poetów. Ale nie ty lko n a początku tego okresu, lecz także w w iele la t później stanow iła ona jed en ze szlaków , k tó ry m twórczość ówczesna zm ierzać próbow ała k u swoim , now ym celom. T ak też k ształto w ała się linia rozw ojow a jed n ej z czterech odm ian b allad y tego okresu. O dm iany n a pew no nie n ajw ażn iejszej, ale jako n a jw y ra ź n ie j z tra d y c ją pow iązanej na p ierw ­ szeństw o w c h a ra k te ry sty c e zasługującej.

P rób o w ała ona tra d y c ję tę poetycko w ygrać, podobieństw am i fabu ły czy s tru k tu ry w ejść w bogaty św ia t literack ich skojarzeń, aluzjam i do u tw orów ro m a n ty czn y ch znaczenie swe rozszerzyć, a jednocześnie od­ m ien n ą a u rą p ro b le m aty k i, sposobów k ształtow ania n a rra c ji czy jej ję ­ zykowego opracow ania otw orzyć czytelnikow i oczy k u perspek tyw o m now ym , w ro m an ty zm ie przym g lo ny m jeszcze lub w ogóle niew idocz­ n ym 17.

Nie zawsze bodaj droga ta do rez u lta tó w pozytyw n y ch doprow adza­ ła. Ł atw iej było now ym i m otyw am i odśw ieżyć sta ry schem at fab u larn y , łatw iej tak że — na now ym m ate ria le postaci i zdarzeń ukazać ta je m n i­ czą nieodgadnioność, zadziw iającą niepojętość św iata, ty lek ro ć już w ro ­ m an ty zm ie o d tw arzan ą, niż dać su gestyw ne odczucie now ych zagadek, przed poezją w p rzeżyciu w y rastający ch . Toteż droga ta nieraz sprow a­ dzała się do p o w tó rzenia tego, o czym daw no już m ów iła b allada ro m an ­ tyczna. Inaczej — to p raw d a, nieraz pełniej czy głębiej, a przew ażnie za p o średn ictw em zm ienionego m a te ria łu fabularnego.

Oto p rzy k ład y .

Pow tórzenie sch em atu tragicznego k o n flik tu m ałżeńskiego w Żonie

w o je w o d y Czesław a Jankow skiego (1892), odnow ione d y sk recją opowia­

dania, dziw nym postępow aniem w ojew ody i tragiczną niespodzianką

17 Najwyraźniej może ujawnia się to w balladach, które przejmując m otywy, wątki czy sposób rozwijania zdarzeń z dorobku poezji romantycznej, „unowocze­ śniają” swą w ypow iedź nieoczekiwanym wprowadzeniem m otywów z najświeższej w spółczesności. W rezultacie zetknięcia starego i nowego św iata balladowej rze­ czyw istości pow staje kontrast — niekiedy o znaczeniu z lekka żartobliwym, kiedy indziej jako środek pogłębienia znaczeń lirycznych. Por. funkcję takich m otywów jak pociąg w balladzie B u k o w i ń s k i e g o W malowniczych górach S tyrii (1901), gdzie ukazano go w roli rzekomego smoka pędzącego ku średniowiecznemu rycerzowi, zabłąkanemu w nowoczesne warunki cyw ilizacyjne. Tenże motyw, po­ ciąg, pojawia się jako kontrast ciszy i bezruchu cmentarza w jednej z Ballad

ws półczesnych W acława W o l s k i e g o , nazwanej K r z y ż e (1902). O znaczeniu św ia­

ta kopalń i hut, wprowadzonego do balladowych utworów N i e m o j e w s k i e g o z cyklu Polonia irredenta, mowa już była wyżej.

(11)

finału. O statn ia w ola w godzinie śm ierci, pow ierzan a p tak o m do speł­ nienia, w w ą tk u odm ienionym zam ianą um ierająceg o od r a n b o h a te ra na dziew czyną, k tó ra popełn ia sam obójstw o z ż a lu do niew iern eg o ko­ chanka w Obłąkanej W acław a R olicz-L iedera (1898). H isto ria ry ce rz a i śpiącej k ró lew n y uniezw yklona w Balladzie M aryli W olskiej (1907) ujęciem fab u ły w s tru k tu rą m onologu b o h a te ra w prozie i w prow adze­ niem odm iennej re a k c ji jego obudzonej p a rtn e rk i. D aw ny sch em at ślu ­ bu narzucanego córce przez ojca i ucieczki jej z- dom u, pogłębiony no­ w ym m otyw em trag iczn ej śm ierci n iań k i w Tru ją cy c h kw ia ta ch Czesła­ wa Cieplińskiego (1912). Spotkanie ry cerza z elfam i, k tó re ja k ru sa łk i w Luborze uśpić chcą sam otnego w lesie, odśw ieżone in n y m zakończe­ niem zd arzenia w Elfach E dw ard a Leszczyńskiego (1916), w iodących ród nie ty le od b allad y B ohdana Zaleskiego, ile raczej od pieśni sk a n d y ­ naw skich w przekładzie E dw arda Porąbow icza. „K niaziow a” p o rw an a przez tajem niczego ry cerza i B artek , k tó ry zabija leśniczego za u w ie­ dzenie m u żony — w ballad ach K azim ierza G lińskiego (1901). S e n ty ­ m en ta ln y m oty w h a rfy jęczącej w kom nacie królow ej na znak, że tr u ­ b a d u r jej um iera, i upiór dziew icy p o k u tu ją c e j jak M ary la z To lubią w balladach Józefa Jankow skiego (1897). P a ra fra z a Malin Ignacego Chodźki w baśni d ram aty czn ej Z y g m u n ta S arneckiego pt. S zk la n a Góra (1897); Kropla k r w i G lińskiego (1901) i F r a g m e n t I V Jó zefa K o rw in - -K uczyńskiego (1890), n aw iązujące fab u łą i k ro je m w iersza do P u szk i­ now skiej b allad y w przeróbce U jejskiego p t. Czarny szal; Gawęda K a­ zim ierza S terlin g a (1900), p o w tarzająca sch em at fa b u la rn y i tok m e­ try c z n y T rzech B udrysów ; w iersze osnu te n a w ą tk u L ilij M ickiew i­ czowskich: Pieśń o pani, co zabiła pana K asprow icza (1902) i p a ra fra z a w pleciona w te k st Bolesława Śmiałego W yspiańskiego (1902— 1903). A. przede w szystkim — popularność Ś w itez ia n ki, k ilk a k ro tn ie p o w ta­ rz a n e j w tw órczości b alladow ej tych czasów z w a ria n ta m i różnego ro ­ d zaju i stopnia, w Dziwozonie W iktora G om ulickiego (1896), w Balla­

dzie księżycow ej W ładysław a Bukow ińskiego (1898), w M arzeniu J e ­

rzego Żuław skiego (1908?) — jak b y na zaprzeczenie słow om C hm ie­ lowskiego, iż „zanadtośm y się już n asłu ch ali naśladow ców pom ysłu

Ś w itezianki, ażeby podobny utw ór, m ający za treść zdarzenie n iep raw d o ­

podobne, a nie odśw ieżony jak ąś głębszą tre śc ią w e w n ętrzn ą , m ógł na nas robić w ra ż en ie ” 18. A p rzykładów podobnych przytoczyć b y m ożna znacznie w ięcej 19.

18 C h m i e l o w s k i , op. cit., s. 249. Por także w cześniejszą Dziwożonę M i ­ r o n a (1867).

19 Tu w ym ienić by należało niem al w szystkie ballady R o l i c z - L i e d e r a , W i e r z b i c k i e g o , W o l s k i e j , L e s z c z y ń s k i e g o , w iele w ierszy Czesława i Józefa J a n k o w s k i c h , Wacława W o l s k i e g o , M. S m o l a r s k i e g o , Bajkę

(12)

Z D Z I E J Ó W P O L S K I E J B A L L A D Y P O R O M A N T Y C Z N E J 349

To ponow ne — ta k b u jn e liczbowo — rozkrzew ienie się b allad nie jest także bez znaczenia dla roli g a tu n k u w rozw oju ówczesnej poezji. Św iadczy nie ty lk o o k ie ru n k u upodobań poetów tego czasu, ale także o częściow ym p rz y n a jm n ie j odzyskiw aniu przez balladę te j dom inującej pozycji, jak ą zajm ow ała w początkow ej fazie rom anty zm u. N eorom an- tyzm św iadom ie i d em o n stracy jn ie n aw racał k u dążeniom tam ty c h cza­ sów. W iódł k u poezji n a s tro ju i sym bolów , k u sztuce, k tó ra b y „za zm ysłow ym i an alo giam i” u k ry w a ła „pierw iastki nieskończoności” , odsła­ n iała „bezgraniczne pozazm ysłow e h o ry zo n ty ” 20. P ro w adził ku hege­ m onii su b iek ty w izm u i lirycznego sposobu w ypow iadania się w poezji; ku k sz ta łto w an iu św ia ta w yzw olonego z w ięzów kopiow ania rzeczy­ w istości nas o taczającej, śm iało w kraczającego w sferę m arzen ia sen­ nego, baśni sy m boliczno-lirycznej i fa n ta sty k i balladow o-rom antycznej. Mocą ty ch p rag n ie ń k o jarzono zadziw iającą odm ienność czasów za­ m ierzchłych z n a stro jo w ą poety zacją św iata, w k tó ry m w szystko s ta ­ wało się „baśniow o” piękne; zespalano surow y p ry m ity w izm pieśni lu ­ dow ej z w y ra fin o w a n ą kunsztow nością sztu ki w ierszow ania, archaizm y w słow niku z n a stro jo w y m i efek tam i m etaforyk i. P oezja — w edług słów P rzesm yckiego — staw ała się „św iąty nią m arz en ia ” ; coraz częściej podkreślano:

iż Piękno bez tła nieskończonego, bez perspektyw gdzieś w niezmierzoność, ku gwiazdom i za gwiazdy sięgających obyć się nie może [...].

że rozm aite przeczucia, przepowiednie, czary, nadnaturainości i cudowności rom antyków [...] nie są w cale czczymi widmami jedynie ich wyobraźni, lecz przeciwnie, dowodem w ielkiej intuicyjnej ich potęgi w odczuwaniu faktów, które nauka dziś stwierdzać p oczyn a21.

W iadom o, iż te n d e n c je te w iązały się z ów czesnym i i w cześniejszym i nieco zjaw iskam i w lite ra tu rz e zachodnioeuropejskiej. W iadom o także, iż pierw sze lata ofensyw y poetyck iej now ych, m odernistycznych dążeń — to e ta p gorączkow ego n aw iązy w ania rozluźnionych w poprzednim okresie 22 k o n tak tó w z ru ch em um ysłow ym i poetyckim Zachodu. W iel­ k ą rolę odegrały t u głów ne p eriodyki literack ie tego czasu z Ż y c i e m krak o w sk im i C h i m e r ą n a czele; n a ich łam ach i poza nim i pojaw iać się poczęły stu d ia i szkice in fo rm u jące o now ych zjaw iskach w lite ra ­ tu rze obcej, posypały się także p rzek ład y .A ntoniego Langego, B roni­ porcelanową Z. D ę b i c k i e g o , Echa pu styn i F. N o w i c k i e g o , Pazia Z. W o j ­

n a r o w s k i e j i w iele innych.

20 Por. słowa P r z y b y s z e w s k i e g o w programowym artykule Confiteor. Ż y c i e , (Kraków) 1899, nr 1, z 10 I.

21 Cytaty z przełom owego wstępu P r z e s m y c k i e g o do: M. M a e t e r l i n c k ,

W y b ó r pism dramatycznych. Warszawa 1894, s. LXIV i LXVI.

(13)

sław y O strow skiej, M iriam a i w ielu innych. Dla dziejów poezji polskiej w ogóle, a dla tw órczości b alladow ej w szczególności — rolę z d arzen ia 0 w y jątk ow ej w adze o degrały Pieśni ludowe celtyckie, germ ań skie, ro­

mańskie, udostępnione czytelnikom polskim w r. 1909 w tw ó rczy m

poetycko przekładzie E d w ard a Porębow icza 23.

W św ietle ty ch okoliczności zrozum iały się sta je nie ty lk o ów czesny ren esans ballady, ale tak że jej n a tu ra ln y zw rot k u p rzejaw om u trw a lo ­ nym przez tra d y c ję rom an ty czną. U tw ory do niej n aw iązu jące k sz ta ł­ tu ją najliczniejszą bodaj g ru p ę ballad praw dziw ie „n eo ro m an ty czn y ch ” . Nie one jed n ak d ecy d ują o dalszym rozw oju b a lla d y jako g a tu n k u . Z byt jaw nie zajm ow ały pozycję reg resy w n ą w dziejach sztu k i b a lla d o ­ wej, zb y t rzadko w k raczały na drogi poszukiw ań now atorskich, by ro lę tę m ogły odegrać. Chociaż niek tó re z nich znam ienne są — ow szem — dla dążeń poezji tego okresu w ogóle, dobrze ilu s tru ją zarów no lite ra c - kość jej pom ysłów fab u larn y ch , ja k i sztu kę stw a rz a n ia za pom ocą aluzyj sugestii, że poza słow am i u k ry w a się jakiś sens głębszy. R e p re ­ zen tu ją p oetykę rozszerzania p e rsp e k ty w po etyckich w ypow iedzi za po­ mocą skojarzeń ze św iatem literack im innych utw orów .

3

N ajśw ietniejszą poetycko rep re z en ta cją n ie k tó ry ch dążeń b a lla d y neorom antycznej m oże być do pew nego sto p n ia tw órczość ballad o w a W yspiańskiego. Do pew nego stopnia — gdyż w y k ra c za ona daleko poza dom inujący ty p w ym ienionych przed chw ilą utw orów . D ram atycznością s tru k tu ry dialogow ej (lub do dialogu raz po raz sprow ad zanej) i w zbu ­ rzeniem w ew n ętrzn y m w ypow iedzi p rzekształca epicki p ro fil n a rra c ji, k tó ry przew ażał w tw órczości ro m antyczn ej. O strzej też, niż było to w utw o rach poprzednich, rea liz u je W yspiański ballad ow y sty l a lu z y j­ nego w zm iankow ania: sy stem przem ilczeń i niedom ów ień, n ap om kn ień 1 m glistych aluzji, lu k fab u la rn y c h i bezpośredniego zestaw ian ia fra g ­ m entów niew y raźnie ze sobą pow iązanych — w szystko to ilu s tru je r a ­ czej typow o m łodopolską techn ik ę stw a rz a n ia niejasneg o z ary su sieci fab u larn ej p rzy zdecydow anie jednoznacznej w ym ow ie sugestii n a stro - jow o-lirycznych.

23 w wydaniu książkowym: Lw ów 1909; niektóre ogłaszane były poprzednio w C h i m e r z e . O wrażeniu, jakie one w yw oływ ały, m ówią pięknie w spom nienia W. B o r o w e g o w szkicu Edward Porębow icz jako k r y t y k i jako badacz litera­

tu ry polskiej. W: Dziś i wczoraj. Warszawa 1934, s. 229—230 (pierwodruk w: P r z e ­

g l ą d W s p ó ł c z e s n y , 1933, nr 131, s. 331—354). Por. także w ysoką ocenę tych przekładów w recenzji B. L e ś m i a n a (Szkice literackie. Opracował J. T r z n a ­ d e l . Warszawa 1959, s. 389—395; poprzednio w: K u r i e r W a r s z a w s k i , 1909, nr 322).

(14)

Z D Z I E J Ó W P O L S K I E J B A L L A D Y P O R O M A N T Y C Z N E J 351

Mimo to jed n a k żaden chyba z w ybitniejszych tw órców b allad y m ło­ dopolskiej nie u jaw n ia w całej sw ej poezji, a więc tak że w u tw o rach innego ro d za ju i g atu n k u , takiego natężenia różnych przejaw ów „balla- dow ości” , jak to, k tó re n asyca tw órczość W yspiańskiego. I to — „balla- dow ości” odw ołującej się raz po ra z do w ątk ó w i m otyw ów uśw ięconych tra d y c ją rom antyczn ą. Podobnie zresztą jest w jego b allad ach w m onto­ w anych organicznie w te k s t dram atów , ale posiadających rów nież w ła­ sne znaczenie, w łasn y odrębny sens zam kniętej, autonom icznej cząstki

u tw o ru 24. U ja w n ia się to przede w szystkim w tak ich w ątkach i m o ty ­ wach, k tó re n aw iązu jąc do sk arb ca ro m an ty czn ej te m a ty k i balladow ej obliczone są w y ra ź n ie na sk ojarzen ia ze św iatem znanych już pow szech­ nie utw orów .

R usałki w k raczające d ziałaniem sw ym w losy ludzi zw ykłych, b ra to - b ó jstw a dokonyw ane na tle m iłości do siostry, topielice, w iedźm y i w il­ kołaki u dziw n iające fa n ta s ty k ą rom an ty czn ą św iat leg en d arn y ch czasów, cała sfera niezw ykłości u k ry w a ją c y c h się na dnie rzek, „gdzieś w wo­ d n ym narodzie ru sa ln y m ” — w szystko to w iąże św iat utw orów W y­ spiańskiego z ty m , jak i się k ształto w ał w tra d y c y jn e j balladzie ro m an ­ tycznej. F a n ta s ty k a baśniow o-balladow a lu b m itologiczna jaw i się tu w poetyckich w izjach odległej, zam ierzchłej p rze sz ło śc i25. N ad posta­ ciam i, k tó ry m w św iecie ty m dano działać, ciąży fa ta ln y w y ro k losu, trag izm zao strza ich ry sy i pogłębia spojrzenie poety n a całość stw a ­ rza n e j rzeczyw istości. W szystko — uniezw yklone archaizacją, stylizo­ w an ą jednolicie n a lakoniczność, p ry m ity w iz m i gw arow ą odm ienność język a pieśni ludow ych. W szystko — poddane zniew alającem u działaniu w yrazistego, o stro zaznaczonego ry tm u i m elodyjności układów m e- tryczno-skład n io w y ch. Oto głów ne cechy p rze jęte przez W yspiańskiego

24 Por. np. w Legendzie I i II nie tylko trzy znane powszechnie i wyraźnie wyodrębnione ballady, ale także w ypow iedź Martwicy na początku aktu II („Węże pełzną ku m nie z wód...”), wabiącą pieśń W ilkołaka („Pójdzino, dziewczyno...”), opowieść Chóru („Dziewannami, kalinami...”). Podobnie w Bolesławie Ś miałym (w dramacie cytow ać by można balladę Rapsoda o ucieczce Mieszka z w ięzienia cesarza Konrada, wspom nianą już parafrazę pieśni o pani, która pana zabiła, balladową piosenkę Św ista i Pośw ista o królu, śpiew Przewodnika i Chóru kalek 0 cudach przy trumnie św. Stanisława. Por. także balladę o otruciu Mieszka przez stryja i śpiew rusalny „Błąkasz się, królu krwawy...’' w rapsodzie Bolesław Śmiały. Por. w reszcie śp iew Św itezianki w Legionie i pieśń Rusałek o zmienności losów ludzkich w S k a łce; jeszcze wyraźniej balladowy charakter ma scenariusz w ierszo­ w any przed aktem II w Akropolis z refrenem: „Na czatach, na zamku, w Krako­ w ie ”, podobnie zresztą jak i rozmowa A chillesa z falam i Skamandra w sc. 14

Achilleis.

25 „Siłą W yspiańskiego była szczególna wizyjność historyczna” — powiada Z. W a s i l e w s k i (Sta nisła w Wyspiański. Wyobraźnia płynącego czasu. W: Poeci

(15)

ze w zoru ballady ro m an ty czn ej, lecz in dyw idualnością jego siln ie za­ znaczone i w połączeniu z now ym i, typow o m łodopolskim i ten d e n c ja m i w now y k sz ta łt poezji n eo rom antycznej przetopione.

A rów nocześnie „balladow ość” jego d ram ató w s ta je się jeszcze je­ d n y m objaw em w zra sta ją c e j roli ballady jako g a tu n k u , k tó ry m a już w ow ym czasie dość siły, by oddziaływ ać także n a sąsied n ie reg io n y twórczości. Legendę I nazw ano „w ielką, prześlicznie u d ra m a ty z o w a n ą b a lla d ą ” 26, ale i L egendę II określić by m ożna jako d ra m a ty c z n e po­ w iązanie m niej lub bard ziej w yodrębnionych członów b alladow ego k ro ­ ju . W staw ki balladow e w Bolesławie Ś m ia ły m , w dram acie i w ra p ­ sodzie, balladow e fra g m en ty Akropolis, Achilleis, Legio nu czy S k a łk i, trad y cy jn o -b allad o w y c h a ra k te r gości zza św iata w W ese lu — w szystk o to św iadczy w ym ow nie o stopniu, w jakim św ia t d ra m a tó w W y sp iań ­ skiego nasycony został atm o sferą „balladow ości”.

O balladow ych d ram a ta c h tego czasu m ówić m ożna zresztą n ie ty lk o p rz y twórczości W yspiańskiego. Skarb i Godiwa, ballada w 3 aktach S ta ffa , Sita K asprow icza, Ijola Żuław skiego, S zk la n a Góra S arn eck iego — oto p rzy k ład y siły a tra k c y jn e j tego g a tu n k u w poezji m łodopolskiej, b ard ziej może znam ienne niż ten, jak im w poezji ro m a n ty cz n e j słu żyć m ógł św iat Balladyny.

4

A ni ballady „n eo rom an ty czne”, m im o sw ej p rzew ażającej liczeb­ ności, ani balladow e w sta w k i w d ram atach W yspiańskiego, m im o d u żej sugestyw ności poetyckiej, nie m iały ta k w ielkiego znaczenia d la d a l­ szego rozw oju g a tu n k u jak dw ie pozostałe linie jego ew o lu cji w o k re­ sie M łodej Polski. Obie w y ra sta ją z poszukiw ania now ych środ kó w na w y rażen ie całej niepojętości św iata, jako rzeczyw istości p rz e ła m a n e j w człow ieku, przezeń w sw ój w łasny, su b iek ty w n y sposób p rzeży w an ej. R om antyzm odczuw ał tę niepojętość jako cechę św iata, istn ie ją c ą nieza­ leżn ie od przeżycia osobowości z nim się sty k a ją ce j. Ś w ia t i osobowość

tę przeciw staw iał jako dw a w y raźn ie rozdzielone istn ien ia. W odczu­ ciu poety z okresu „M łodej P o lsk i” , g ranice te się zacierały. Ś w ia t d a n y m u był w przeżyciu su b iek ty w n y m i w yrazić całą jego n iepojętość, odtw orzyć skom plikow aną nieskończoność znaczyło tyleż, co w yrazić n iepojętość i nieskończoność w rażenia, jakie osobowość tw órcza w ze­ tk n ię c iu z nim odnosiła.

28 Słowa W. F e l d m a n a (Współczesna literatura polska. Wyd. 5. L w ów 1908, s. 510). Por. także stw ierdzenie K. W r ó b l e w s k i e g o („Legenda” Stanisława

Wyspiańskiego. Warszawa 1920, s. 3—4), iż Legenda I „mimo dialogu i zew nętrzne­

(16)

Z D Z I E J Ó W P O L S K I E J B A L L A D Y P O R O M A N T Y C Z N E J 353

Ja k że m ożna było tego dokonać?

B allada m łodopolska znalazła dw ie drogi. Obie dość skom plikow ane i w m etodach sw ych niejednolite. Je d n a prow adziła poprzez pozorną obiektyw izację ty ch w rażeń, p rzetłum aczenie ich jak gdyby na język m etafo ryczny w postaci sym bolów , u k ształtow anych w now ą, fik cy jn ą, baśniow o-fantastyczną rzeczyw istość. D ruga — w ręcz odw rotnie: w io­ dła ku bezpośredniej m etodzie lirycznego w y rażen ia całej p ełn i w rażeń odniesionych z przeżycia rzeczyw istości, zasugerow ania jej w yrazistością doznań psychicznych jed n o stk i niepojętość św iata odczuw ającej.

Je śli pierw sza z ty c h dróg prow adziła k u balladzie zobiektyw izo­ w anej, sym bolicznie baśniow ej, d ru g a k ształto w ała w ypow iedź na b al­ ladę psychologiczno-liryczną. O ile pierw sza za pom ocą m etafo ry i sy m ­ bolu próbow ała w rażen ia i n a stro je swe przetłum aczyć, przekazać pośrednio, o ty le d ru g a w szystkim i sposobam i liry k i usiłow ała w rażenia te i n a stro je w yrazić bezpośrednio. P ierw sza w iodła k u epickiej odm ia­ nie b allady, d ru g a zaś p rzy b ie ra ła n a się — coraz w y raźn iej — k sz ta łt w ypow iedzi lirycznej.

I jedn a, i d ru g a rezy g n o w ały z am bicji filozoficznych. Nie tu do­ strz e g ały isto tn y sens swego istnienia. Obie zm ierzały k u uch w yceniu subiek ty w n eg o p rzeżycia św iata w percepcji w yodręb n ionej jednostki. Nie ty le n a w e t przeżycia, ile — w rażeń i nastrojów . I stą d zupełnie odm ienny sposób u k azyw an ia rzeczyw istości. T rafn ie u jm u je to Iren eusz O packi w p racy o n a rra to rz e w balladzie X IX w ieku:

W balladzie wczesnoromantycznej, która m iała ambicje filozoficzne, am ­ bicje p o k a z a n i a tajem nic świata — wszystko było konkretne. Rządziło tam paradoksalne prawo ucieleśnienia zjawisk zazm ysłowych. Boginka wodna była obleczona w ciało kobiety, a upiór był zjawą namacalną. A le to paradoks po­ zorny. Przyczyny były jasne: konkretnemu św iatu narratora musiał być prze­ ciw staw iony równie konkretny świat tajemnic. Tam zasadą strukturalną była zasada antytezy dwu św iatów , a dopiero w m iejscu ich przecięcia się w yra­ stała niepojętość. Z czasem prawo antytezy zanikło, a zapanowało prawo har­ monii. Stąd, gdy ballada na powrót zaczyna wkraczać w krainę tajemnic — jej struktura siłą ciążenia tej w łaśnie harmonii zaczyna bezpośrednio w y r a ­ ż a ć tajemną nieokreśloność. Równocześnie wkraczają m łodopolskie teorie „na­ giej duszy” — teorie zagłębiające się w psychikę. Rodzi się w ślad za tym w yrafinow anie estetyczne, położenie nacisku na niezgłębioność wrażeń. I to różni tę balladę od [...] ballady romantycznej. Tamta w cieliła m yśl. Ta zaczy­

na w cielać wrażenie. Tamta w cieliła tajemniczość świata. Ta w ciela tajem ni­ czość władz duszy człowieka 27.

Te w spólne założenia obu linii m łodopolskich d aw ały jed n a k odm ien­ n e re z u lta ty . Z adanie sw e bow iem realizow ały każda in n ą m etodą.

27 I. O p a c k i , O narratorze i narracji w balladzie X I X wieku. Praca nie dru­ kowana; m aszynopis w zbiorze prac m agisterskich W ydziału Nauk Hum anistycz­

(17)

5

P ierw sza linia ballad m łodopolskich szła w y raźn ie w k ie ru n k u baśni. S tw a rza ła św iat, k tó ry z zasady sw ej jak n ajd alszy b y ł od kopii zew­ n ętrzn eg o w yglądu rzeczyw istości otaczającej poetę. Ś w iat, którego poe-

tyckość sprow adzała się nieraz do k ategorii „śliczności” , czaram i baśni u niezw yklonej, a m ech an iką sym bolu stw a rz a ją c e j su g estię (czy też u łu d ę tylko) głębi znaczeniow ej. Sensu, k tó ry nie da się w ypow iedzieć bez reszty słow am i. Pozornie obiektyw na, epicka spraw ozdaw czość n a r­ racji, „estety zm ” w k ształto w an iu św iata balladow ej rzeczyw istości, w y ­ k o rzystyw anie w ty m celu m otyw ów zaczerpniętych ze sk arb ca tra d y c ji balladow ej i stw arzan ie m etodą sym bolicznego rozszerzan ia znaczeń — sugestii p od tek stu lirycznego: oto głów ne znam iona b a lla d k ieru n e k ten rep rezen tu jący ch . Mimo pozorów opow iadania rozw ijającego zazw yczaj przebieg zdarzeń w czasie — sens liry czny i te j tak że odm iany ballady m łodopolskiej nie ulega, oczywiście, żadnej w ątpliw ości. Różnica w sto­ su n k u do gru p y sąsiedniej, liryczno-psychologicznej, polega jedynie na m etodzie u jm o w an ia w ypow iedzi w k sz ta łt opow iadania lu b opisu. Ś w iat, k tó ry się spoza fab u ły ty ch b allad ry su je , sty lizow any byw a n a j­ częściej na k rain ę baśniow ej cudowności.

Czarowność filozoficzna |ballad] — pisze Opacki w cytowanej przed ch w i­ lą pracy — przechodzi w czarowność baśniową. D ociekliw ość m yśli, która wiązała się z życiem, zastępuje fantazja, łącząca się z nastrojem. Pojawiają się u Glińskiego osrebrzone księżycem baszty, złoto, król, prawieczni kniazie i kniaziowe. Córki zaczynają zam ieniać się w sarny, a drzewa mówić.

Nie ty lko — u G lińskiego. U O strow skiej i S ta ffa — przede w szyst­ kim , jako u n a jb a rd zie j w y b itn y ch przedstaw icieli tego n u r tu ballady.

A le i u w ielu im w spółczesnych. S zklana góra, gró d ru sałczan y , zaklęta kró lew n a, śpiący rycerze, złote łabędzie, p rzem aw iające zw ierzęta i ptak i — oto pow racające raz po raz m o ty w y czarów ty ch ballad. N ieraz m ów ią ju ż o ty m ich ty tu ły : Józefa S tan isław a W ierzbickiego Z aklęta kró­

lewna; W acław a W olskiego Baśń o śpiącym gryfie, Baśń o z ło ty m ła­ będziu, W ojsko zaśnione; Leszczyńskiego El f y, Gwiazda króla; Rossow-

skiego Królewna; ballad a W olskiej O panu rusalnym ; Żuław skiego B a j­

k a o s k o w r o n k u i zam orskiej królewnie, ballad a O królew icu-junaku;

Sm olarskiego Ostatnia bajka; Różyckiego Bajka i w iele innych. U rze­ czenie baśnią u jaw n ia się n a w e t w k arierze po etyck iej tego słowa: nagle w języku pew nej g ru p y b allad w szystko sta je się „b aśniow e” ; jaw ią się nie ty lk o „baśniow e w izje” , „baśniow e d a le ” i „baśniow y czar” „ k ru c h y ” , ale także „baśniow ych k ry ształó w toń c h ło d n a ” , „baśniow a p ajęczy n a” , „baśniow y d y w a n ”, „korow ód baśn io w y ” , a n a w e t „szklane baśniow e sito” . A cytow ane p rzy k ład y — to przecie część tylko m a­

(18)

Z D Z I E J Ó W P O L S K I E J B A L L A D Y P O R O M A N T Y C Z N E J 355

te ria łu z pięciostronicow ego cyk lu W acław a W olskiego pt. Baśń lat

dziecinnych 28.

Z najdo w ał te n n u r t b allad y pew ne oparcie w tra d y c ji późnorom an- tycznych b allad baśniow ego c h a ra k te ru tego ty p u jak Madej A ntoniego C zajkow skiego, Car-dziewica Tom asza A u gu sta O lizarow skiego, Noc

św. Jana Z m orskiego, Z a klęta dziewica T adeusza Ł ady Zabłockiego lub Sprawa o k ró le w n ę Faleńskiego. Ja k o spadkobierców zaś te j linii w o k re ­

sie m iędzyw ojennego dw udziestolecia zacytow ać m ożna w c h a ra k te rz e przykładów b alla d y J a n a Z ah radn ik a, tak ie zwłaszcza jak Ballada o błę­

k itn e j róży lub P ielgrzym . W pew nej m ierze b allad y S tanisław a B a­

lińskiego, Balladę H a n k i Jan u szew sk iej itp.

B allada-baśń. Baśń o trzech siostrach, C ud-królew na, S zklan a Góra... Czyż trz e b a w ym o w n iejszy ch ty tu łó w , jak te trz y , odnoszące się do ballad O strow skiej? W y starczy w ym ienić m otyw y, k tó ry m i g ra w nich poetka: b ogaty pan , królew icz i trz y siostry, idące „w babie lato na ła n ” :

Która nici najw ięcej umota, Tej dostanie się korona złota.

W in n ej: ,,cud k ró le w n a złotowłosa, piękna ja k zorza” , n ad m orzem „w słoneczną ciszę” zasłuchana, „na złote słońce” m o d rym i oczym a zw rócona — i m łody ry b ak , „ k ra są ” jej zachw ycony, ze sm u tk iem p y ­ tający:

Zaż przy twoich stopach, pani, tęskność ukoję?

I w reszcie — liry k balladow y S zk lan a Góra, w k tó rej „m ilion św ieci sło ńc” :

W złotym oknie królewna się słania, Śpiew ająca w ieczny hymn kochania,

Nieprześnione sw e zaklęcie śniąc.

We w szy stk ich — św iat g rają cy czaram i w y m arzo n ej, baśniow ej śliczności. Wre w szy stk ich spojrzenie n a ziem ię i człow ieka oczami, k tó re

28 Do baśni można by także odnieść słowa tegoż autora wypow iedziane o sa­ m otności w cyklu Złoto baśni p rze b ły s k a :

W jej mroku, niby sowa próchnem oczu widzę Niezbadane dla innych ludzi tajemnice...

Por. także, co w w ierszu Baśń Wschodu m ówi W o l s k i (Mare tenebrarum. Poezje. Seria IV. W arszawa [1912], s. 20—21) o roli baśni. N ajlepiej jednak ów zwrot poezji młodopolskiej w kierunku baśni tłumaczą słowa L e ś m i a n a (op.

(19)

w idzą tylk o piękno. U rojone, w ym arzone, w yśnione, ale w św iecie bal­ lady , k tó ra idzie k u baśni — praw dziw e.

To jest spojrzenie na przyrodę przez pryzm at piękna. Na rzeczyw istość przez baśń. Na naturę przez piękno literackie 2Э.

A jednocześnie — balladow e pogłębienie znaczenia usym bolicznio- nych opow iadań za pom ocą kom p lik acyj, k tó re p rzy no si po inta: z lek k a ironiczna w Baśni o trzech siostrach, a sm u tk iem p rz e jm u ją c a z po­ w odu kalectw a ślepej k ró lew n y w d ru g ie j z n i c h 30. Sym boliczność fa ­ b u ły sta je się dzięki tem u jeszcze w y ra ź n ie j o dczuw alna i w sw ych m ożliw ościach w yrazow ych wzbogacona.

To samo — w w iększości ballad S taffa. B aśń o trzech siostrach, k tó re „chow ały w sercu ta jn e sn y ” , w Balladzie o d a r o w a n y m se rc u : „w ęże złote, m ąd re n ad dziw otę” , „pierścień, którego czar zgad uje p rz y ­ szłe lo sy ” , „kam ienie zielone” , „droższe n a d złoto” i „serce ru b in o w e ” . A potem — „złoty p a n ” , „na s re b rn e j tarczy lilie złote” i serca r u ­

binow ego oddanie. I w szystko, co stało się później. A lbo b aśń o k ró ­ lew n ie m odrookiej, „ślicznego liczka” , k tó re j śm ierć groziła poprzez sen o róży czerw onej; niechże w ięc nie zn a jej wcale! I s tą d w y ra sta Bal­

lada o róży nieznanej, opow iadająca, ja k żyła ta k ró lew n a: Piękna, słodka i jasna,

Nie w iedząc, co to róża, Róża wonna i krasna.

Aż przyszła noc, „błyszczała p ełń m ajo w a ” i tęsk n o ta w yw iodła k ró ­ lew nę k u róży n iezn an ej, oddając ją w e w ładzę śm ierci.

A w ięc i w ty ch b allad ach — podobnie jak u O stro w sk iej — fin a ł fa b u la rn y odbiega od pogody baśniow ej. W pierw szej z n ich b o h a te rk a

„Nigdy nie dowiedziona, zawsze poza naw iasem logiki, złocąca się niby ubocznie i postronnie na marginesie życia doświadczalnego — baśń [...] gra rolę poważną w naszym m yśleniu: rolę tęczowego mostu, który nas łączy z dziedziną nielogiczną istnienia, z brzegiem urw istym owej tajem nicy, której twarz nie jest do twarzy ludzkiej podobna. [...] Gdybyśmy [...] zebrali [...] w szystkie baśnie, może byśm y otrzym ali w rezultacie cenny przyczynek do historii instynktu ludzkiego, rzut oka na to, co nam dotychczas ten instynkt poszepnął, czego nas napomknieniami sw ym i pouczył, ku czemu kierował i nakłaniał”.

29 O p a c k i , op. cit., s. 48. Por. tamże (s. 46—49) analizę w iersza O s t r o w s k i e j

Ż y w y ruczaj. „Niezrównana wszędzie, gdzie daje wrażenia, sny, marzenia, nad-

obłoczne w izje” — m ówi o poezji Ostrowskiej jej recenzent, W. G o s t o m s k i ( K s i ą ż k a , 1906, s. 151— 152).

30 Por. o niej słowa L e ś m i a n a (op. cit., s. 346) w recenzji zbiorku Aniołom

d źw ięku (ogłoszonej w: L i t e r a t u r a i S z t u k a , 1913, nr 5): , Czarodziej sko-

(20)

baśni”.-Z , D baśni”.-Z I E J Ó W P O L S K I E J B A L L A D Y P O R O M A N T Y C baśni”.-Z N E J 357

opow iadania „skonała, bo serce oddała” , „Na grobie jej zak w itła lilia jak śnieg b ia ła ” . W d ru g iej — ,,nad grobem kró lew n y p rzesm u tn ie sło­ w ik śpiew a” . Sym bolika szczegółów fab u la rn y c h w pierw szej balladzie bogata i zaw ikłana, w d ru g iej — p ro sta i łatw o czytelna, w obu zaś po d dana tak , by nie było żadnej w ątpliw ości, iż w niej to w łaśnie k r y je się klucz do znaczenia całości. N a rra c ja — z lek k a liryzo w ana — roz­ w ija w ą te k kolejno, chronologicznie, z zaznaczeniem d y stan su epickiego. I podobnie je st w Balladzie o zło tych kulach, w w ierszu O tęskniącej

k r ó le w n ie , w p ew n ej m ierze n a w e t w Balladzie o trz e w ic z k u z gu b iony m .

I u S ta ffa — podobnie jak u O strow skiej — w szystko obraca się w św iecie w ysublim ow anego p iękna i odcieleśnionej m iłości. W szystko tu idealnie czyste, ze zm ysłowości ziem skiej odbarw ione. N iem al — seraficzn e. A le w szystk o tak że w prow adzone do w ypow iedzi jako uogól­

niony, sym boliczny znak w rażeń i nastro jó w człow ieka w zetkn ięciu ze św ia te m i losem , k tó ry go czeka. W szystko w skazu jące na jak ą ś cząstkę ow ej niepojętości i nieskończoności św iata w duszy lu dzkiej przełam anego.

6

Te sam e cele in n ą m eto d ą osiągnąć p ró b u je d ru g a lin ia b allady m ło­ d o p o lsk iej, k u liry c e zm ierzająca. Je j an te n a tó w — bardzo d alekich

w praw dzie — nie tru d n o odszukać w balladzie ro m an tycznej. W te j przede w szystkim , k tó ra drogą n a rra c ji b o h atera głównego w yrazić p ró ­ bow ała tak że jego rea k c je em ocjonalne: w Pocztylionie Syrokom li, w J u ­

hasce O lizarow skiego. Może rów nież w u tw o rach stojących ja k g d y b y

w p rze jściu m iędzy jed n y m a dru g im okresem ? U Faleńskiego? W T o ­

pielicy? W R o z m a r y n ie ? Ale i one dalekie są jeszcze od tego, ku czem u

zm ierzać pocznie b allad a m łodopolska. D opiero u T e tm a je ra te n d e n c je te p o jaw ią się w y ra ź n ie j.

Nie w e w szystkich — oczywiście — balladach, k tó re napisał. W n ie ­ k tó ry c h jaw n ie j m oże przem ów ią tra d y c je rom antyczne, egzotyka i p ie r­ w o tn a żyw iołow ość ludzi nie sk rępow anych w ięzam i cyw ilizacji. T ak m ożna by np. in te rp re to w a ć jego b allad y „Jan o siko w e” , zbójnickie. A le i z nich n iek tó re, np. Ballada o Janosiku i Szalam onównie Jadw idze — jeślib y się im bliżej p rzy jrzeć — u ja w n ia ją p ro b le m aty k ę psycho­ logiczną w u jęciu, jak ie do pew nego ty lk o stopnia zwać by m ożna tra d y c y jn ie ro m an ty czn y m . Inaczej już jed n ak rzecz się p rzed staw ia, je śli n a tle poprzedniego rozw oju spojrzeć np. na Balladę o cyganie, n a Balladę z Z a w is z y Czarnego czy na Pieśń o szyldw achu.

W szystkie trz y — to u tw o ry o problem atyce psychologicznej; k a żd a o d tw o rzy ć p ró b u je zadziw iającą niepojętość rea k c y j psychicznych bo­

(21)

h a te ra; żadna n a rra c ja epicka z d y stan su obojętnego o b serw ato ra w y ­ starczy ć tu nie może.

W pierw szej s tru k tu ra opow iadania u trz y m u je się na pozór dość długo. Na pozór — jedn ak , gdyż p o w tarzający się w k ażd ej strofie w iersz drugi: „C ygan, co g rał na g ęśli” — u n iezw yk la re la c ję epicką, n asyca ją em ocją i zbliżając do w ypow iedzi liry czn ej podsuw a każdym sw ym pow rotem prześw iadczenie o rów noczesnym p rz e p ły w a n iu pod słow am i u k ryteg o n u r tu znaczeń. Lecz i ta pozornie spokojna n a rra c ja zostaje w o statn ich stro fach całkow icie zburzona: w p ierw o k rzy k „hej!..” , a zaraz potem — w y raz zdum ienia, niepokoju, m oże p rz e ra ­ żenia naw et: „Lecz przebóg! Cóż to!..” N a rra to ra obiek tyw n ego już nie m a. N astąpiło jak b y em ocjonalne zespolenie się jego z b o h aterem . I nie w iem y już, k tó ry to z nich w y raża w te n sposób sw ą uczuciow ą reak cję. W tak iej atm osferze nie zdziwi nas w cale typow o liry c zn a sugestia w przem ilczeniu finałow ym :

Jest tam nurt cichych, głębokich wód, Oko nie dojrzy, kto runie w spód...

Jeszcze w y raźn iej w y stąp i to samo w obu n astęp n y ch ballad ach. Śpiew G ierm ka z Z a w iszy Czarnego — to dialog, w k tó ry m n a rra c ja ograniczona zostaje do p ow tórzenia jednego ty lk o słow a „pow iada” . Dialog, którego jed y n ą fu n k cją je st w yzw olenie lirycznego w estch n ien ia h etm ana:

lecz przed w łasnym mym bólem zbiec nie mogę tym polem, ni w esela dojechać nie mogę...

Podobnie — w Pieśni o s z y ld w a c h u : n a rra c ja , uliryczn ion a po w ta­ rzający m się bez zm iany refren em : „Zdrow aś, M ary ja...” , p rze p lata się stale z drugą, naw iasow ą linią w ypow iedzi, lirycznie w y ra ż ają cą in ­ ty m n y ciąg w spom nień i reflek sy j, m iłości i tęsk n o ty , p rag n ie n ia i lęk u szyldw acha.

W szystko, cokolw iek jest w ażne w tych b alladach, ro zgry w a się w e w n ę trz u postaci. Na zew n ątrz nie dzieje się p raw ie nic; akcji we w łaś­ ciw ym tego słow a znaczeniu w nich nie ma. Nie m a też w cale szcze­ gółowości przed staw ień ani k o n k rety z ac ji ukazyw anego św iata. Bo i po co? N adm ierne rozw inięcie e lem en tu fab u larn eg o odw iodłoby ty lk o uw agę od tego, co w balladach tych je st najw ażniejsze. D robne ziaren ko fa b u la rn e m a dość siły, by w yrosło zeń p rzed staw ien ie o sy tu a c ji bo­ h atera. I to do odtw orzenia jego w ew nętrznego sta n u n ajzu p ełn iej w y ­ starcza.

J a k w liry ce w łaśnie. I tu, jak tam , nie m a w cale p o trzeby uzupeł­ niania w ypow iedzi k o n k re tn ą in fo rm acją o losie bo h atera; dość, jeśli

Cytaty