• Nie Znaleziono Wyników

Krąg Piastów Zofji Stryjeńskiej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Krąg Piastów Zofji Stryjeńskiej"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Bibljoteka Sejmu Śląskiego

21420

JERZY W ARCHAŁOW SKI

KRAG PIASTÓW

ZOFJI STRYJEŃSKIEJ

M C M X X I X

W A R S Z A W A — K R A K Ó W

W Y D A W N I C T W O J. M O R T K O W I C Z A

T O W A R Z Y S T W O W Y D A W N I C Z E W W A R S Z A W I E

(2)

K R A K Ó W DRUK W . L. ANCZYCA I SPÓŁKI

(3)

K R Ą G P I A S T Ó W

(4)
(5)

JERZY W ARCHAŁOW SKI

KRAG PIASTÓW

V

ZOFJI STRYJEŃSKIEJ

M C M X X I X

W A R S Z A W A — K R A K Ó W

W Y D A W N I C T W O J. M O R T K O W I C Z A T O W A R Z Y S T W O W Y D A W N I C Z E W W A R S Z A W I E

(6)

KRAKÓW — DRUK W . L. ANCZYCA I SPÓŁKI

(7)

Mamy przed sobą nowe dzieło Zofji Stryjeńskiej:

22 kolorowe rysunki, przedstawiające Piastów. Trudno odrazu przystąpić do ich oceny artystycznej, wobec dwóch rzeczy dominujących: królewskiego tematu i królewskiego talentu. Mimowoli odbywamy drogę tam i zpowrotem;

zabiega nam ją z jednej strony autor ze swą przebogatą indywidualnością, z drugiej zasłania uświęcona legendą wspaniałość dziejowej treści. Ale przeznaczeniem wielkich z Bożej łaski talentów artystycznych to nietylko twórcze rozwiązywanie zagadnień plastyki, to coś więcej. To zdzie­

ranie skorupy przesądów, to rzucanie światła na stosunek współczesnych do dogmatów, to poddawanie ich rewizji, to poruszanie umysłów. Jedna genjalna kreska, w natchnie­

niu zrodzony plastyczny obraz, wyzwolona z konwenansu kompozycja, potrafią czasem zatargać duszami i porwać umysły silniej od literatury, od naukowych dociekań, od społecznej propagandy.

Wielcy ludzie i wielkie rzeczy nie umierają. Prędzej czy później dobierze się do nich żyjący : człowiek i przy pomocy nauki czy sztuki wskrzesi minione. Ale i żywi, i umarli, i wskrzeszeni, przechodzą te same koleje. Kostnieją przed dniem naturalnej swej śmierci, «brązowieją», o ile o wielkich chodzi, jakby powiedział Boy. Óbraz, który się 0 nich wytwarza, fałszywy, prawdziwy, czy wątpliwy, po odegraniu swej roli, po wypromieniowaniu swego światłą, starzeje się. Ludzkość ma jedną słabość: przyzwyczaja się 1 — obojętnieje, a tracąc wrażliwość, ubożeje. Ale ta samą

K rąg Piastów. 1

(8)

2

ludzkość ma jedną zaletę: potrzebuje ciągłej odnowy. Nauka i sztuka, rzucając raz po raz jaskrawe światła swych reflek­

torów z nowego punktu na przedmiot, budzą ze snu i odnawiają do nowych wstrząsów wrażliwość ludzką.

Odtwarzanie przeszłości różne miewa cele: «zbudo­

wanie», «naukę i przestrogę», «podniesienie ducha». Naj- świetniejszem i najpłodniejszem bywa, gdy żadnych celów nie wysuwa, a wynika z głębokiej, niepohamowanej pasji do zajrzenia w twarz prawdzie lub do odcyfrowania i od­

dania zapomocą sztuki własnych wizyj wewnętrznych,

^płynących z niezbadanych źródeł natchnienia. Wówczas każdy temat, każda treść, z talentem postawiona przed oczy, wzrusza człowieka, wzbogaca go, a w narodzie po­

mnaża wiedzę o sobie. Klucz do tej wiedzy mają artyści.

Oni posiadają dar otwierania skrytek zamkniętych na sie­

dem pieczęci.

Obraz teraźniejszości, oglądany zbliska przez człowieka współczesnego, roztacza się jakby na płaszczyźnie. Odsłania dużo szczegółów, wszystkie naraz. Obraz dawny nawija się na film świadomości samemi szczytami, ukazuje punkty zwrotne, wielkie postacie, doniosłe zdarzenia. Sztuki współ­

czesnej, któraby obrazowała najdawniejsze dzieje Polski bodaj w ich szczytowych postaciach i zdarzeniach, nie było. Dziejopisarstwo posługuje się z początku wyłącznie kroniką, napuszoną, dworską, w duchu epoki, jednostronną, skąpą (Gallus, Kadłubek). Później, pomimo świetnych ba­

dań historycznych swoich i obcych, opartych na krytycz-

;nem opracowaniu źródeł, mamy dużo rzeczy wyjaśnionych, ale też dużo podanych w wątpliwość, a niejeden obraz całkiem — przemalowany. Jeszcze bardziej względne są źródła plastyczne do postaci, ubiorów, insygniów, akceso- rjów, rynsztunku: pieczęcie, monety, puhary, nagrobki, drze- woiyty, minjatury na rękopisach, rzadkie zbiory muzealne, a przez analogję zbiory innych krajów. Wszystko to, dla

(9)

3

wiernego odtworzenia postaci, a zwłaszcza charakteru i rysów twarzy, przedstawia wartość minimalną, gdyż nie mamy tu do czynienia z portretami w nowszem pojęciu, ani z dokumentami naukowemi, tylko z szablonowem, w duchu epoki, a zależnem od słabej umiejętności rzemieśl­

niczej lub dowolnej fantazji ujęciem danego wizerunku.

Wszelkie wyobrażenia, jakie sobie tworzymy na tej pod­

stawie o Piastach naprzykład, są oparte raczej na dobrej wierze i woli niż na istotnem przekonaniu. Nawet nagrobki, uchodzące za współczesne, jak Łokietka i Kazimierza Wiel­

kiego w katedrze wawelskiej, są konwencjonalne, pozbawione indywidualnego wyrazu, i nie mogą budzić tego zaufania, jakie daje portret. Tern mniej rzeźbiony zwornik w t. zw.

Sali hetmańskiej w domu przy rynku w Krakowie, ucho­

dzący za podobiznę Kazimierza Wielkiego — ma on cha­

rakter wybitnie dekoracyjny, przedstawia nie indywiduum, tylko przeciętną głowę w nieokreślonym wieku z trefioną brodą i dlugiemi włosami.

Przy odtwarzaniu dawnych postaci o cóż nam idzie?

Nie o kształt nosa, krój wąsów czy długość brody, ale o charakter człowieka, wyrażający się w zespole rysów twarzy. Oddanie tego jest najtrudniejsze. Nawet nowo­

czesna fotografja mówi nie wszystko, bo jakże zależna jest od talentu operatora i umiejętności pozowania! Tak samo malowany portret, rzadko bywa dokumentem charakteru.

Gdy o Piastach mowa, brak nam oczywiście i tych nie­

doskonałych środków dla otrzymania wiernego podobień­

stwa. Jedyna droga, jaka pozostaje artyście, to po zapozna­

niu się z okruchami wskazówek plastycznych i opisami celem wywołania nastroju i wytworzenia pewnej atmosfery, oddanie się własnej intuicji, o ile ją posiada i pod warun­

kiem, że w psychice artysty temat znajduje szczery, głę­

boki oddźwięk, a nie jest tylko sprawą przyczyny zewnętrz­

nej. Przytem posiłkowanie się interpretacją czy wizją

(10)

4

innego artysty jest zbędne. Tylko całkiem nowe, osobiste spojrzenie na rzecz może mieć wartość owego reflektora, który budzi znieczuloną wrażliwość, odsłania bodaj cząstkę rzeczywistości i każe jej żyć dopóty, dopóki patrzy na nią żywe oko artysty.

Cóż jest dziś w obiegu jako wizerunki naszych kró­

lów? Obrazy M. Bacciarelli’ego ukazują nam ukoronowa­

nych panów o konwencjonalnym wyrazie w duchu epoki, w Bacciarellowskim stylu. Wszyscy od Chrobrego po Stanisława Augusta mogliby zasiąść przy jednym biesiad­

nym stole, nie budząc zdziwienia, skąd się naraz tu wzięli.

O 36-ciu dość niezdarnie rzeźbionych popiersiach, które zdobią dom w Warszawie, znajdujący się w miejscu daw­

nej Bibljoteki Załuskich nie warto wspominać. Pracowite rysunki Aleksandra Lessera, wydane w 1860 r. są ćwicze­

niami w pewnej manjerze rysunkowej na zadany temat, a korzystanie ze źródeł, jak pieczęcie, monety, drzeworyty, nagrobki, a dla późniejszych obrazy, pomijając już wąt­

pliwą wartość tych dokumentów, które bądź co bądź miały ogólny charakter epoki, jak bodaj drzeworyty z kro­

niki Bielskiego lub późniejsze nieraz pełne wyrazu współ­

czesne portrety, nie ustrzegło autora od zatracenia nawet tego charakteru przez jednakowe wypieszczenie wszystkich twarzy i rąk i zaokrąglenie rysów, tak znamienne w wi­

zerunku Batorego w porównaniu z przepysznym portretem współczesnym u XX. Misjonarzy w Krakowie. Jako oso­

biste wizje artystyczne, rysunki Lessera również nie mogą być brane w rachubę. Są żadne.

A ciekawość rosła. Rozbudził ją w narodzie Matejko dziełem swego życia. Wielki swój talent i potężną indywidual­

ność oddał całkowicie na usługi przeszłości w apostolskim celu oddziałania obrazami na własne społeczeństwo. W po­

szukiwaniu prawdy archeologicznej i w walce z konwenan­

sem ówczesnego malarstwa historycznego zmagał się Ma­

(11)

5

tejko z ogromem przedsięwziętej przez siebie pracy i wszyst­

kie jej wyniki umieścił prawie in crudo w swych obrazach.

Przejęcie się rolą wskrzesiciela przeszłości i apostoła na­

rodowego zabijało w nim nieraz, jak to znakomicie udo­

wodnił St. Witkiewicz, wielkiego malarza. Z drugiej strony indywidualność jego jako człowieka, przepełnionego po­

wagą, skupieniem i smutkiem, wycisnęła tak przemożne piętno na całym tonie jego malarstwa i na każdej postaci, że gdyby nie potęga talentu, nie ogrom dokonanego dzieła, nie kilka arcydzieł wyrazu, nie patrjotyzm płonący każdego dnia i każdej godziny, co wszystko razem zyskało mu za życia powszechne uznanie, graniczące z uwielbieniem na tle autosuggestji, zbudziłoby się więcej krytycyzmu co do prawdy historycznej jego postaci. Sam Witkiewicz nie ustrzegł się tej suggestji i w apoteozowaniu prawdy Ma- tejkowskiego wyrazu poszedł za daleko. Mógł Matejko je­

dnostronnie wybierać i oświetlać momenty dziejowe histo- rji narodu, ale w tłumie postaci, któremi zapełnił swe obrazy, ta jednostronność nie mogła przecie być prawdą. Matejko nie znał uśmiechu, nie miał pogody ducha. Wszystko u niego jest jeśli nie tragiczne, to bezbrzeżnie smutne, nawet zwy­

cięstwa. Wszystko ponure, nawet postacie z obojętnego cyklu «Ubiory w Polsce», nawet szkice humorystyczne jak

«Jazda do nieba i piekła». Niezaprzeczenie, Matejko był malarzem wyrazu, ale wyrazu wywołanego znalezieniem się wśród akcji w danej chwili dziejowej, odtwarzającego pewne zbiorowe uczucia, lub pewną dziejową rolę, nie zaś wyrazu indywiduum jako takiego, wyrazu człowieka żywego, jego osobistego charakteru, wyrazu jego rysów twarzy jako własności na codzień. Gdyby z wyrazów Matejkowskich postaci odjąć tę akcję okolicznościową wielkich wydarzeń, wówczas rysy, budowa i przyrodzony typ twarzy zdra­

dzałyby znacznie mniejszą rozmaitość i byłyby wobec tego zaprzeczeniem nieskończonej rozmaitości życiowej prawdy

(12)

6

ludzkiej. Ludzi swoich Matejko ubierał, sposobił i nama­

szczał, jak aktor ubiera się, sposobi i charakteryzuje do odegrania roli w teatrze, zostawiając żywego człowieka, zapewne nieraz mniej interesującego, ale bardziej prawdzi­

wego, w domu.

Ta właściwość Matejki zaciążyła szczególnie na cyklu jego rysunków przedstawiających «poczet królów polskich».

Tu już nie było akcji. Tu król spoczywał lub pozował na tronie, wobec czego wymknął się całkowicie Matejce, jako malarzowi. A trzeba pamiętać, że królów swych Matejko robi na parę lat przed śmiercią, na zamówienie wiedeń­

skiego wydawcy (Maurycego Perlesa). I mamy wrażenie, że robi ich bez wewnętrznego malarskiego przekonania, raczej z potrzeby archeologiczno-społecznej, która przepeł­

niała jego duszę, ale nie mogła zastąpić artystycznej in­

tuicji i siły zmęczonego już talentu. Przyjęto ten cykl mimo to jako dogmat, nie dzięki temu, że trafił do przekonania, lecz dzięki stanowisku mistrza w sztuce polskiej i w spo­

łeczeństwie, dla którego, w tych zwłaszcza rzeczach, nie mógł nie być autorytetem. Opromienieni wielkiem nazwi­

skiem Matejki, oto już czwarty dziesiątek lat, królowie jego królują w domu i szkole. Przyzwyczajono się do nich.

«Zbrązowieli». — Czy przez to są nam bardziej bliscy, czy wogóle są nam bliscy?

Przedewszystkiem są do siebie wszyscy nieprawdo^

podobnie podobni. Te same szeroko otwarte duże ciemne oczy, krzaczaste brwi, mięsiste, jednakowo wykrojone usta, jednakowa wybitna muskulatura twarzy, z minimalnemi odmianami. Wszyscy mają nietylko zwykły, smutny, Ma- tejkowski, ale jeszcze specjalnie zmęczony wyraz twarzy.

Drobiazgowo wystudjowane korony i akcesorja są tylko literackim dowodem królewskości, ale plastycznie w cało­

ści portretu nie odgrywają roli. Postacie są, mimo wszystko, koturnowe, teatralne. — Czy wyrażają majestat? A czy

(13)

w charakterze tych królów — a idzie nam szczególnie 0 Piastów — można dopatrzeć się patrjarchalnych włoda-S rzy licznych ludów, skrzętnych gospodarzy rozległych ziem, walecznych rycerzy i zdobywców, zawikłanych w walkach;

bratobójczych o tron królewiąt i książąt, ściganych i ści-f gających, upokarzanych i odbierających hołdy, zaaferować nych i skłopotanych zmiennemi kolejami losu, sprawców:

kurczenia się i rozszerzania ojczyzny, przebiegłych polity^

ków, wreszcie założycieli wielkiego państwa? Trudno dać na to odpowiedź twierdzącą, patrząc na ten cykl dość kon-.

wencjonalnych i wymęczonych rysunków Matejki. A czy są tam przynajmniej ludzie, targani namiętnościami, bólem, upajający się władzą i powodzeniem, dobrzy, szlachetni, okrutni, słabi, mocni, mężowie, kochankowie, ojcowie ro­

dzin? Jednem słowem, czy są to ludzie z krwi i kości, żywi, ludzcy, prości, a przez to nam bliscy? Niestety, i tego.

przyznać nie można, co nie przeszkodziło Matejce dać w wielkich swych obrazach szereg przepysznych figur kró­

lewskich z genjalnie ujętym Batorym na czele, w całym blasku dziejowych wydarzeń.

Któż po Matejce mógł dać materjał do ikonografji królewskiej? Oczywiście, Wyspiański. Ale nie było mu to sądzone, choć i w plastyce (witraże, szkice do Bolesława Śmiałego), i w poezji zdążył dać nam przedsmak tego, czem mógłby być jego cykl królewski, — Za sprawą Ma­

tejki po raz pierwszy spojrzano w twarz królowi. Otwarto trumnę Kazimierza Wielkiego. Powstał obraz Matejki — dokument Ale powstał też i wspaniały, pełen życia choć zamkniętego w szkielecie, projekt witrażu Wyspiańskiego, 1 jegoż poemat Kazimierz Wielki. I Wyspiańskiego sztuka nie była wesoła. Była cmentarna, żałobna, lecz mimo wszystko, nie była ponura. Zrodzona z wżycia się w prze­

szłość, patrzała zawszę w przyszłość, zabiegając wzro­

kiem daleko. Choć często krytyczna i negatywna, była

(14)

8

zawsze prorocza; jasnowidząca. Poufaląc się z nieboszczy­

kami, czyniła ich ludzkimi, żywymi. Żywem jest w witrażu spojrzenie oczodołów Kazimierza, żywym jego głos w poe­

macie, współczującym, dobrym, rozumiejącym dalekich po­

tomnych, tych ciekawskich, co mu zakłócili spokój w pod­

ziemiach wawelskich. A jak żywym i ludzkim jest Bole­

sław Śmiały i szkic do jego postaci! Jest jakaś prostota w całem dziele Wyspiańskiego. On kilkoma głęboko od- czutemi postaciami podważył kolumny, na których spo­

czywał cykl królów Matejkowskich, zrobił wyłom w «Pocz­

cie Królów Polskich».

W «Skałce», nad którą i poza którą unosi się tra­

giczna postać Bolesława Śmiałego, w Skałce, rozgrywają­

cej się w siedzibie równej królowi potęgi — biskupa, w dramatycznem napięciu konfliktu dwóch idei, wśród atmosfery przepojonej buntem i czynem, w samym środku królowania Piastów, w punkcie zwrotnym tego królowa­

nia, rzuca Wyspiański spojrzenie wstecz i w przyszłość, widzi zmienność losów, i nicość sławy, i błyskawiczność trwania — ludzkiego, a więc i królewskiego życia. Widzi, jak «daleko na wodach Wisły, przesłaniając zamczysko i górę, dobywa się nad roztocz wód ze spienionych fal wstające koło niezmierne: Krąg Piastów. A na tym kręgu, jak na tęczy, coraz się inny Piast w koronie u szczytu zja­

wia na przełęczy; za kręgiem toczy się i tonie». Słychać śpiew Rusałek:

Król się rodzi z w ó d topieli, w złotym blasku strojem lśni, berło pieści, mieczem dzieli, sw oją dolę szczęścia śni.

S zczęście kołem bieg sw ój toczy:

d ziś: u szczytów , jutro w dół:

(15)

9

koło płynie z w ó d przeźroczy, w w o d ę ginie, w piach i muł.

C hw ilę jeno w górnym szczycie, chw ilę jeno w słońcu św ieć;

złudnym jeno blaskiem życie, w kole w iecznem na dół leć.

Koło losu w iecznie bieży, niewstrzym any bieg i ciąg.

Coraz now y, krasy, św ieży, Ż yw y w chodzi w św ietlny krąg.

Król się rodzi z w ó d topieli...

Miała być grana przed paru laty «Skałka» w krakow­

skim teatrze. Dekoracje powierzono Zofji Stryjeńskiej. Rzecz nie przyszła do skutku. Ale narodził się: Krąg Piastów.

Nie ze studjów archeologicznych i nie na zamówienie wydawcy powstały te wizerunki. Na podłożu psychicznem swej organizacji — myślenia i widzenia serjami postaci, na podłożu stałej swej pasji do rzeczy polskich dawnych i najdawniejszych, przy akompaniamencie śpiewu Rusałek Wyspiańskiego po odbytych modłach Biskupa, nie tyle pod wpływem, ile pod pretekstem tego śpiewu, zobaczyła Stryjeńska nagle koło tęczowe, a na niem wszystkich na­

raz i każdego zosobna, zobaczyła «jak na tęczy coraz się inny Piast u szczytu zjawia na przełęczy; za kręgiem to­

czy się i tonie».

Jest, pomimo fatalizmu, pomimo pogoni za sławą i szczęściem poprzez morze krwi, na dnie którego wyczuwa się żmudny wysiłek spajania, to nagłe rozpadanie się, za sprawą tychże królów, polskiej Piastowskiej krainy, — coś jasnego w tej wizji. I artystka zobaczyła swych królów na jasno, spojrzała na nich prosto, jak na ludzi, których los na jeden błysk chwili wyrwał ze zwykłego szeregu

(16)

10

śmiertelnych, wkładając w ręce miecz i berło, a na głowę koronę. — Jest w czasach dzisiejszych jakieś zmęczenie patosem. Wolna Polska jaśniej i prościej patrzy na rzeczy.

Nie celebruje, mniej ma powodów do «budzenia ducha narodu» i sztucznego podtrzymywania go zapomocą upio­

rów, żywych trupów, chodzących trumien. To wszystko odbiło się i na ewolucji sztuki, zwracającej się na nowo do dawnych rodzimych tematów.

Na białym tonowym papierze o ciepłym odcieniu (rozm.

około 63 cm. x 48 cm. w oryginałach) narysowane ostrym konturem półpostacie, lekko założone akwarelą w kilku za­

sadniczych, jasnych, kolorowych płaszczyznach. W tern lekkiem natężeniu kolorów widać jednak różnice tonów przeważnie ogorzałych twarzy i rąk, różnice włosów, skóry i oczu. Ruchy i wyrazy tych 22-ch postaci nie po­

zostawiają nic niedomówionego. Budowa czaszek zdecy­

dowana o typie słowiańskim, narzucająca się bliskiem po­

krewieństwem z rozmaitemi odmianami współczesnych ty­

pów etnicznych polskich. Ludzie z ludu, z nad jezior, rzek i z puszcz, ale wyrośli ponad przeciętność, przeznaczeni do spełnienia wielkich zbiorowych zadań. Lecz nadewszystko ludzie to żywi, ukazani nam kilkoma kreskami, ale tak zdecydowanie, że pomimo prawie braku akcesorjów, samotni, bez dekoracji i otoczenia, w prostocie ogólnikowo zaznaczo­

nego stroju, wydają nam się pełni ruchu, akcji lub skupie­

nia, a tu i owdzie wyraźnych ludzkich słabości czy waha­

nia. Wszyscy należą do jednego rodu. Ale każdy jest inny.

Czy są to tylko szkice? Pojęcie szkicu ściśle wiąże się z organizacją psychiczną artysty i wynikającym stąd plastycznym sposobem jego pracy. U Matejki powstaje naj­

przód szkic rysunkowy znaczony gęstemi kreskami ołówko- wemi, zagęszczającemi się w miarę wydobywania formy i waloru, prowadzonemi jednym ciągiem, nerwowo, aż wy­

łoni się z nich stopniowo postać, jak z mgławicy. W miarę

(17)

11

szkicowania, w ciągu roboty forma krzepnie, twardnieje, jak gips pod wpływem czasu, jakby zastygła lawina wy­

rzucanych kresek. Potem przychodzi w pomoc model, po­

tem bogaty, poprzednio wystudjowany i opracowany ar­

cheologiczny «słownik» Matejki, wreszcie odbywa się wy­

konywanie i wykańczanie obrazu na płótnie.

U Stiyjeńskiej inaczej. Ona, gdy bierze ołówek czy pendzel do ręki, nie szkicuje w zwykłem znaczeniu słowa, nie waha się, nie szuka, tylko rysuje prawie alla prima zdecydowanemi formami. Nie studjuje, tylko patrzy i pa­

mięta. Odtwarza jakby obrazy gotowe, wydobywa je z za­

padłych kątów wyobraźni, gdzie przeszły już cały proces kształtowania pod wpływem jakiejś zewnętrznej podniety i tłumnie napływających z zewnątrz błyskawicznych obser- wacyj. Wyobraźnia i obserwacja działają u niej jednocze­

śnie. Nie można o niej powiedzieć, że po studjach przy­

gotowawczych «puszcza wodze fantazji». Fantazja — to stała, nieodłączna, składowa część jej psychiki. Działa ona zarówno w momencie obserwacji, jak i roboty twór­

czej, a nawet więcej w momencie obserwacji. Myśl i czyn, jak i w jej życiu, nie są odseparowane, działają społem.

Tern się tłumaczy ta pewność, to zdecydowanie form ogól­

nych, jak i szczegółów w jej dziełach. Stąd płynie ta siła jej suggestji i gwarancja artystycznej prawdy jej sztuki.

Stąd zaufanie do jej dzieła. Jej rysunki są tylko pozornie szkicami. To przeważnie zdecydowane kompozycje cha­

rakteru i wyrazu.

Przez kilkanaście lat swej bujnej karjery artystycznej, która jest nieprzerwanym ciągiem skojarzonego procesu obserwacji i imaginacji, Stryjeńska wydobyła jakby z ukry­

cia setki żywych typów polskich. Są one dla naszego po­

kolenia rewelacją. Nie dlatego, byśmy przedtem nie mieli genjalnych artystów, odkrywców i budowniczych polskiej psyche, lecz dla tego, że obdarzona specjalnym darem ja-

(18)

12

snego wypowiadania się zapomocą nie budzącego żadnej wątpliwości rysunku, nie utopionego w plastyce obrazu, coraz bardziej wyzwolonego z obciążąjących go szczegó­

łów, pozbawionego cienia konwenansu czy manjery, uwol­

niła te typy od resztek literackiej słodyczy i tradycyjnej już pospolitości, wyzwoliła je, dając głos pełnej orkiestrze tonów, od najmocniejszych bohaterskich, gwałtownych, za­

maszystych do piekielnie wnikliwych lub humorystycznych, do skupionych, cichych, delikatnych czy będących apoteozą poezji i wdzięku. I w tej nowej próbie siły, dotykając po raz pierwszy śmiałego zagadnienia, wyzwoliła je jakby z jakiegoś koszmaru, otwierając drogę do nowego, prost­

szego traktowania ludzi wielkich i dawno umarłych na prawach ludzi żywych i dostępnych, zapomocą uczuć, do których jesteśmy i dzisiaj zdolni, a których niewyczer­

pana skala tkwi w duszy artystki.

Nie możemy tu wchodzić w szczegółowy rozbiór akcesorjów i ubiorów. Ale ogólny ton mistrzowsko poło­

żonych barw i charakter zaznaczonych form pozwalają, przy odrobinie imaginacji, domyślać się całej krasy złota, drogich kamieni, złotogłowiu, lam, altembasów, brokatów, atłasów, aksamitów, jedwabiów, płócien, sukna, wyszyć i haftów, jak i twardej zbroi, kutej i złotniczej roboty, idących do Polski bogatą falą od Zachodu z cesarskiego dworu, czy ze Wschodu z falą najazdów. Na pytanie, jak ten czy ów król ubrany, autorka odpowiada bez namy­

słu, gotowa szczegółowo rysować, konstruować i przy­

bierać suknie królewskie i zbroje. Ale nie to uważała w odtwarzanych postaciach za najważniejsze, tylko cha­

rakter człowieka i działacza. Odwracając narazie jakby z rozmysłu uwagę od akcesorjów, skupiła je na człowieku.

Krytyka czy korekta tych postaci pozostaje oczywi­

ście otwarta dla innych intuicyj artystycznych czy dla badaczy historji. Ale trudno zaprzeczyć, by Stryjeńskiej

(19)

13

Krąg Piastów, ukazujący się nam jak na tęczy, której jedno ramię tkwi w mrokach dziejów, drugie w duszy dzisiejszego Polaka, nie oswajał nas bardziej może niż dotychczasowe przedstawienia rzeczy ze zjawiskiem pierw­

szego królewskiego rodu, a wobec szczupłości i względ­

ności źródeł nie rzucał pomocniczego światła, płynącego z innych rejonów, na badania uczonych i rozpamiętywa­

nia publiczności i młodzieży.

Nie może być zadaniem tego szkicu opowiadanie sło­

wami charakteru i dzieła każdego z królów ani przyta­

czanie wyników dzisiejszej wiedzy historycznej o epoce piastowskiej celem przymierzania do słów danej plastycz­

nej postaci, każdej zosobna. Scharakteryzowaliśmy tylko ogólnie ludzki pierwiastek tych nowych obrazów na tle obrazów dawniejszych, starając się wzbudzić zaufanie do intuicji artystki. Ale trudno nie wymienić z legendarnych postaci bodaj Piasta rolnika i kołodzieja, którego typ tak łatwo odnaleźć w spotykanym jeszcze i dzisiaj na ziemiach naszych typie polskiego kmiecia. A z historycznych jakąż nowością i świeżością tchnie orla postać Chrobrego, roz­

ważna Kazimierza Odnowiciela, niepohamowana ale i opa­

nowana zmorą potężnej jakiejś idei Bolesława Śmiałego, poważna i światła Kazimierza Sprawiedliwego, urocza i uczuciowa Leszka Białego, skupiona, niesamowita i skryta Bolesława Wstydliwego, skłopotana polityką i losem, ale mądra i przewidująca Władysława Łokietka, pogodna i wspa­

niała Kazimierza Wielkiego.

Stryjeńska rysowała swych Piastów z powagą wiel­

kiego talentu, opanowanego wizją. Ale w trakcie roboty pozostawała sobą, czyli naturą impulsywną, a pełną pro­

stoty i humoru. Ostatniemu z Piastów, jakby chcąc za­

znaczyć swój osobisty do niego stosunek, włożyła bez ceremonji na koronę wieniec laurowy, a zapalając w ręku króla symboliczny znicz, nagle, za podszeptem wrodzo-

(20)

14

nego humoru, wetknęła mu jeszcze w rękę palący się pa­

pieros. Możnaby w tern nawet dopatrzeć się jakiegoś pod­

świadomego odruchu jakby na znak protestu przeciwko nastrojowi patosu i koturnowości dawnego malarstwa hi­

storycznego. A zrobiła to tak zręcznie, że może ujść nie­

postrzeżenie ten gest żartobliwy, jakby bagatelizujący całą pracę artystki. Nie mniej żart ten nic tej pracy nie ujmuje z wielkich zalet artystycznych, z oryginalności i świeżo­

ści pomysłów, z bogactwa wyrazów.

Krąg Piastów, wydobyty z teki artystki, nasuwa je­

szcze jedną refleksję. Za mało mamy tej miary talentów, aby ich dzieła pozostawały w ukryciu. Czyni temu zadość wydawca. Ale na tern nie powinno się skończyć. Przesu­

nęła się przed nami tęczowa wizja Piastów, zawieszona nad Skałką. Patrzy na nią Wawel, który dziś jest znowu na ustach wszystkich, a przedwojenne pytanie, co zrobić z zamkiem wawelskim, przestało istnieć.

Oto powstaje tam rezydencja dla Głowy Państwa.

Sala za salą ukazuje nam swe nowe oblicze. Niestety, szczytna myśl przywrócenia zabytku do stanu dawnej świetności zaplątała się jakoś nieszczęśliwie w usiłowaniach nadania mu cech fałszywego bogactwa zapomocą imitacyj i falsyfikatów, dając w rezultacie wnętrza, pozbawione świeżości w kompozycji, choć lśniące od złoceń, politury, marmurów... A tak jeszcze niedawno wśród tychże wnętrz, pustych, lecz starannie odnawianych, odsłaniających prze­

śliczne autentyczne szczegóły dawnej dekoracji, można było rozkoszować się pięknem proporcyj i marzyć o twórczej sztuce, która tym proporcjom przysporzyćby mogła nowych wartości i życia. Wawel, mogący stać się w niepodległej Pol­

sce kolebką sztuki żywej, gotuje dla niej — przykro to powie­

dzieć — grób. Dawno osądzone metody «historycznego»

odnawiania odżyły na nowo, a z niemi wszystkie niekon­

sekwencje, błędy, kompromisy, wahania, nieśmiałość i łata-

(21)

15

nina, zdradzające przedewszystkiem brak zapału u artystów do takiej roboty. O zdolnościach twórczych polskich artystów wydano zgóry wyrok ujemny, zapoznając wspa­

niały dorobek dzisiejszej sztuki dekoracyjnej i pomijając najdoświadczeńsze, najświetniejsze talenty, a wśród nich w pierwszej linji — talent Zofji Stryjeńskiej. Tak jak przed laty katedra wawelska nie chciała królewskich witraży Wyspiańskiego, tak dzisiaj zamek, jak się zdaje, nie chce sztuki najoryginalniejszej w Polsce artystki. Znając szeroko dekoracyjne wartości jej talentu i natchnione wizjonerstwo, łatwo jest sobie wyobrazić, czem mogłyby stać się jej po­

mysły w dalszem opracowaniu na ścianach wawelskiej rezydencji. Mają ściany krużganków zamkowych popiersia obcych imperatorów obcą malowane ręką. Mogłoby mieć wnętrze zamkowe wizerunki własnych królów, w nowej żywej interpretacji jednego z najświetniejszych i najbar­

dziej polskich talentów.

(22)

' ' » . . a . . . » ,,• r

: ' ^ - M i _js

-• j: ■

j j ■ . ,

- '‘‘‘’i H ’ ^ -i , i

>" {i > ■’ i \ ‘ ^ ^

'ł' J,',. ' ' ’/ ■

I i ' , • v ( ‘ v > I • , ' . o ; i 'U

I ' ! •- .'/ <U. .< l, * ' ' , , , , ^ / '

Ä Ä If | ; ■■■; c S r i m f n s f i sf i s i l S ^ ; » i» ; l ą s . ,

■r . 1 . . 'i'..-.''-... ; . ■ •:

r-' ;

: ■ .

-

'

.7. ^

'

.

' '

(23)

ZO FJA STRYJEŃSKA

P IA S T O W IE

T e k a z a w i e r a j ą c a 22 b a r w n e p o d o b i z n y P i a s t ó w

I . Piast 12. W ładysław D rugi

2 . Ziemowit O- Bolestaiv Kędzierzawy

i- Leszek ! 4 . Mieczysław Stary

4 - Ziemomysł A- K azim ierz Sprawiedliwy S- Mieszko Pierwszy 16. Leszek Biały

6 . Bolestaiv Chrobry n - W ładysław Laskonogi 7- Mieczysław D rugi 18. Bolesław W stydliw y

8 . K azim ierz Odnowiciel UJ. Leszek Czarny

9 - Bolesław Śmiały 20. Przemysław

10. PPmdysław Herman 21. W ładysław Łokietek

11. Bolesław Krzywousty 22. K azim ierz W ielki

Cena zł, 6 0 .—, w płóciennej tece zł. 80.—

(24)

B ib lio te k a Śląska w Katowicach Id : 0030000715617

!

II 21420

P o l s k a S z t u k a Dekoracyjna

T e kst napisał, m aterjał zebrał J E R Z Y W A R C H A Ł O W S K I

b . k o m i s a r z d z i a ł u p o l s k i e g o n a M i ę d z y n a r o d o w e j W y s ta w ie S z t u k i D e k o r a c y j n e j w P a r y ż u .

^ X ^ ielk ie to w y d a w n i c t w o , p o ś w i ę c o n e polskiej s z tu c e d e k o ra c y jn e j, o b e jm u je c a ło k s z ta łt w y s ił­

k ó w n a s z y c h w tej d z ie d z in ie . W y d a n e n i e ­ z m ie rn ie b o g a to , z a w i e r a 2 0 ilustracyj w tekście, ora z 127 o d d z i e l n y c h p l a n s z ilu s tra c y jn y c h c z a r n y c h i k o l o r o w y c h z r e p r o d u k c ja m i p r a c : : : n a jw y b itn ie js z y c h p o l s k i c h a r t y s tó w : : :

CENA ZŁ. 7 5 .—; W O PRA W IE ZŁ. 9 0 .—

W Y D A W N I C T W O J. M O R T K O W I C Z A

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zasada indukcji strukturalnej orzeka, iż własność kategorii syntaktycznej może być udowodniona indukcyjnie poprzez analizę struktury jej definicji: dla każdego przypadku ba-

dany prostokąt miał pole

Lubię, gdy zaczynają się wakacje.. Lubię

Ale także i te niebezpieczeństwa, o których była mowa przed chwilą, jeśli tylko zgodzimy się, że veritas ut adaeąuatio jest wtórna wobec veritas ut

A kiedy zosta³em wice- marsza³kiem, to stwierdzi³em, ¿e to jest ju¿ abso- lutny koniec mo¿liwoœci sprawnego funkcjonowa- nia, bo dosz³y jeszcze inne obszary (zajmowa³em siê

11) w celu oferowania Pani/Panu bezpośrednio (marketing bezpośredni) produktów i usług firm współpracujących z Administratorem (partnerów Administratora), w tym

Powtarzałam w kółko: «Możliwe, że wywiad jest potrzebny, ale ja się do tego absolutnie nie nadaję»” – opowiadała po latach Zofia Dwornik.. podpisała zobowiązanie

Reakcją na pojawiające się przejawy agresji wobec Żydów, którzy po wojnie zdecydowali się pozostać w kraju, gdzie rozpoczął się Holocaust, stały się nowe programy