PRZYRODA i TECHNIKA
c z a s o p i s m o , p o ś w i ę c o n e p o p u l a r y z a c j i n a u k p r z y r o d n i c z y c h i t e c h n i c z n y c h
W y c h o d z i r a z n a m i e s i ą c z w y j ą t k i e m l i p c a i s i e r p n i a
KOMI T E T R E D A K C Y J N Y : Przewodniczący prof. E. Roni er, wiceprzew. prof. M. Si edl ecki R E D A K C J A : Dr. A n n a d’Ab a n c o u r t - K o c z wa r o wa , Katowice, ul. Sienkiewicza 19 A D M I N I S T R A C J A : Lwów, Czarnieckiego 12. P.K.O. 500.800
T R E S C
A rty k u ły . D ru ga w y pra w a B au era na K ańczen dzen - gę. — B. S z a b u n ie w ic z : D z ieło C. S herrin gtona
• i E . D . A drian a. — St. N a g u r sk i: N iek tóre w s p ó łcz e sne d rog i i m a te rja ły d rogow e.
P o s tę p y i z d o b y cz e w ied zy . Now e g r u p y k rw i. — G ą
sien ice m uch ja k o środek lecz n icz y . — C zy k w iecia k ja b łk o w ie c je s t szkodn ik iem . — Z n ow szych badań nad b io lo g ją B ielin k a kapustn ika. — K r zy żó w k a b y dła z antylopą. — N ow e teren y zasięgu ren ifera . — Co to je s t szk ło organ iczn e.
Co się d z ie je w P o lsc e , śm ierteln ość na raka w P olsce w św ietle c y fr — Za ga dn ien ie re g u la cji W is ły i żeglu
gi rzeczn ej. — K a len d a rz y k a stron om iczn y n a m iesiąc m aj 1933 r. — R u ch to w a ró w na W iśle.
R u ch n a u k ow y i o rg a n iza cy jn y . Z d orocz n y ch ob ra d P a ń stw ow ej R a d y O ch ron y P rz y r o d y . — P ra ce nad org a n iza cją M uzeum P rzem ysłu i T ech n ik i. — Ostatnie rozp orzą d zen ia , d oty cz ą ce och ro n y p rz y r o d y w P olsce.
K s ią ż k i nadesłane, św ia t i ż y c ie . — R o b o t y w odn e i m eljora cy jn e. — S k a rb y p r z y r o d y i ich och rona.
P rz eg lą d czasopism .
S łow n iczek w y ra z ó w o b cy c h i term in ów n aukow ych.
ROK XII ZESZYT 4
K W I E C I E Ń 1 9 3 3 P renum erata ro czn a z ł. 8.40
<T>. 2 . 4 6 0
3 3
N A K Ł A D S. A . K S I Ą Ż NI C A - A T L A S T . N. S. W. , L W Ó W - W A R S Z A W A
Uwagi dla P. T. Współpracowników Przyrody i Techniki.
A rtyku ły i notatki uprasza się nadsyłać p r z e p i s a n e n a m a s z y n i e , lub pisane odręcznie w sposób b a r d z o c z y t e l n y . A rtyku ły te i notatki są honorowane w wysokości 60 zł.
za arkusz, o ile ukażą się w druku.
Oprócz honorarjum może autor otrzymać bezpłatnie 20 egzem
plarzy odnośnego zeszytu. Odbitki wykonuje się tylko na wyraźne życzenie autora na poczet honorarjum. A utorzy, reflektujący na odbitki, winni zaznaczyć, w jakiej form ie życzą je sobie otrzymać (w okładce, bez okładki, z nadrukiem tytułu lub bez, łamane lub nie i t. p .).
R ęk opisów ani m aszynopisów red a k cja nie zwraca.
Uwagi dla P. T. Prenumeratorów.
Pisma w sprawie prenumeraty nadsyłać należy tylko pod adresem Admi
nistracji Przyrody i Techniki: Książnica-Atlas, Lwów, Czarnieckiego 12.
Prenumeratę najlepiej wpłacać blankietem P. K . O. na nr. 500.800.
Prenumerata roczna źł. 8,40, półroczna zł. 4,20.
Zeszyt pojedynczy zł. 1,— .
S k ł a d y g ł ó w n e : Książnica-Atlas, Oddział w Warszawie, ul. Nowy Świat 59. — Księgarnia św. Wojciecha, Poznań, plac Wolności 1, Lublin i Wilno. — S. A. Krzyżanowski, Kraków, Linja A — B. — E. Ja
sielski, Stanisławów. — W . Uzarski, Rzeszów. — F. Welker, Przemyśl.
S. Seipelt, Ska z ogr. odp., Łódź, Piotrkowska 47.
S k ł a d h u r t o w y : Księgarnia Katolicka, Katowice, św. Jana 14.
Zaprenumerowałeś już
„Świat i Życie“ ?
Patrz strona 189 tekstu.
Rok XII. KW IECIEŃ 1933. ZE SZY T 4.
PRZYRODA I TECHNIKA
C Z A S O P IS M O P O Ś W IĘ C O N E P O P U L A R Y Z A C J I N A U K P R Z Y R O D N . I T E C H N IC Z N Y C H
W S Z E L K IE P R A W A Z A S T R Z E Ż O N E . P R Z E D R U K D O Z W O L O N Y Z A P O D A N IE M ŹRÓD ŁA.
DRUGA W YPR A W A BAUERA NA KAŃCZENDZĘNG?.
Zestawione z upoważnienia autora.
R ye. 1. Grupa Kańczendzeugi, widziana z Dardżylingu. Pod chmurami Sikkim . — Pot. Brenner.
Kańezendzenga, olbrzym górski na granicy Nepalu i In d yj. Nie wierny dziś jeszcze, czy drugi on, czy trzeci w rzędzie niebotycznych kolosów Him alajów. Czy przewyższa słynny K„ w Karakoram (8610 m ), czy też nie osiąga tej wysokości. A utorytet indyjskiego urzędu topo
graficznego, t. zw. Survey o f India, przemawia za cy frą 28.146 stóp, t. j. 8579 metrów. A le cyfrę tę osiągnęła triangulacja indyjska zapo- mocą pomiarów z dziesięciu punktów z odległości od 76 do 164 km.
Stąd duża możliwość błędu. Z drugiej strony dwukrotne oznaczenie wysokości szczytu w odstępie prawie 40 lat (1847 i 1884) różniło się w wyniku tylko o niespełna 10 m, na co mógł zresztą wpłynąć i stan czapy śniegowej na szczycie. •
146 Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę.
Kańczendzenga to najpopularniejszy, najwięcej majestatyczny ze szczytów himalajskich. Błyszczy zdaleka bielą swych śniegów nizinie B engalji. Oddawna też przykuł do siebie wzrok europejskiego badacza.
Szedł więc ku niemu znany alpinista angielski Preshfield jeszcze wT r.
1899, Szwajcar Guillarmod w 1905. Sławny badacz angielski dr. Kellas kilkakrotnie zwiedzał okolicę masywu i ustępował pod przygniatają
cym grozą widokiem ścian Kańczendzengi. Inni też, czy z zachodu czy ze wschodu idąc, stawali przed potwornemi, 3500 m wysokości licząeemi ścianami, ustawicznie targanemi lawinami, i wracali.
Trudności tworzyła przyroda tego obszaru. Olbrzymia różnica po
ziomów między szczytem a niziną hindostańską była przyczyną powei- t lani a się potoków himalajskich w kilka tysięcy metrów nieraz liczące niedostępne jary, zarosłe w dole dżunglą tropikalną, ku górze gęstym lasem. Owa różnica poziomów a, co za tern idzie, bardzo wielka siła erozyjna wody i lodowców przemieniła krawędziowe pasmo himalajskie w' strzeliste szczyty i igły. D odajm y do tego nieustanne przy cieple dnia letniego lawiny kamienne i śnieżne. D odajm y fakt, że lato to okres deszczowego monsunu, a pogodna zima bardzo silnych wiatrów i mro
zów, a będziemy mieli słabe wyobrażenie o trudnościach, które czekają tutaj podróżnika.
Akademicki Alpenverein w M onachjum uzupełniał oddawna obsadę najśmielszych wypraw7 wysokogórskich, tak w Europie, jak w7 A zji, czy Ameryce. Pierwszorzędną szkołę i doświadczenie, które dawały mło
dym ludziom A lpy, zużytkowywali oni na całym świecie, przemieniając nadzwyczaj trudną rynnę P allavicin i’ego z Grossglocknera, czy takąż grań Peteret w7 grupie Mont Blanc na Pik Lenin (7130 m) na Pami
rach, czy Kazbek na Kaukazie.
Z takiego to środowiska pochodzi Paul Bauer, który dwukrotnie, w r. 1929 i 1931, zaatakował Kańczendzengę z pierwszorzędną grupą, której wysokości ponad 7000 m nie były ohpe. W yniki obu tych wypraw są dzisiaj dostępne dla ogółu dzięki temu, że u ją ł je w dw7óeh książ
kach: „Im K am pf um den H im alaja“ o wyprawie z 1929 r. i w świeżo wydanej „U m den Kantsch“ z opisem w ypraw y z 1931 r. Obie książki wydane zostały u Knorra i H irtha w Monachjum.
Nie w7szyscy .może wiedzą, że autor otrzymał za pierwszą swoją książkę złoty olim pijski medal w Los Angeles w r. 1932. Zadaniem na- szem jest przedstawić wyniki drugiej w ypraw y Bauera z 1931 r., opie
rając się na jego opowiadaniu w czasie niedawnego pobytu w Polsce, oraz na książce i ilustracjach, łaskawie oddanych do d yspozycji „P rz y rody i Techniki“ przez autora.
Podstawą obu wypraw Bauera był Dardżyling, znana, miejscowość klimatyczna na południowych stokach Himalajów, na wysokim grzbie
cie górskim, około 2400 m nad poziom morza wzniesiona. Z tej to m iej
scowości roztacza się w pogodne ranki nie m ający równego na świecie widok ku północy na olśniewająco białe ściany Him alajów. W dole, 2000 przeszło metrów poniżej, płyną w głębokich jarach na wysokości 200 metrów himalajskie potoki. W ysoko, zwyczajnie ponad chmurami na niebie świeci Kańczendzenga, niespełna 70 km odległa. Owa olbrzy-
Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę. 147 mia różnica wzniesień, wynosząca 8400 m, nadaje temu widokowi fa n tastyczne, nieziemskie prawie cechy (R yc. 1).
W ypraw a Bauera zmontowała się szybko w Dardżylingu. 210 tra
garzy, 6 służby miało towarzyszyć 9 Niemcom i nieść sprzęt i żywność, przywiezione z Niemiec i z In d yj, w góry. Użycie wozów, czy zwierząt jucznych było na drodze w ypraw y nie do pomyślenia. W yłącznie człowiek miał spełnić fun k cje transportowe.
R yc. 2. W sch odn ia ściana K ańczendzengi. Na praw o grań p ółnocn o-w schodnia, drog a w y pra w y Bauera. Na przedzie lod ow iec Zem u. R óżnica w y so k o ś ci m iędzy lodow cem a szczytem = 3600 m.
Fot. Brenner.
W dniu 29 czerwca 1931 r. było wszystko ju ż w drodze, aby na tydzień zaszyć się w głębokie i parne doliny himalajskich potoków, gęstym lasem porosłe. D roga wiodła przeważnie doliną rzeki Tisty i je j dopływ u Zemu-czu, który odwadnia masyw Kańczendzengi, od wschodu. Na wysokości 4070 metrów wypływa ten potok z lodowca Zemu, zbierającego Opad na tym stoku. Lodowiec Zemu, potężny język, niespełna 30 km długi, o małym stosunkowo spadku, sięga! pod wschodnią ścianę Kańczendzengi (Ryc. 2 ). Ż lewej i prawej strony za
sila go wiele mniejszych lodowców z innych, do 7000 metrów sięgają
cych szczytów. Jednym z nich- jest przedziwnej piękności - Sińiólchu (6891 m ), położony niedaleko od końca lodowca (R yc. 3).
10*
148 Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę.
Zadaniem w ypraw y było po osiągnięciu lodowca przejść wzdłuż niego pod ściany szczytu, aby tam rozpocząć właściwą wspinaczkę. Z a
danie to spełniono, zakładając po drodze szereg obozów, które służyły jako miejsca noclegowe i składy sprzętu oraz żywności. Od obozów niższych do wyższych dostarczali je tragarze aż do gru py przedniej na grani Kańczendzengi. B yło owych obozów 11. Najniższe przy końcu lodowca b yły zaopatrzone w nam ioty; wysokie to b yły jam y, w lodzie wybite, „o gotyckiej architekturze, która uniemożliwia kapanie wody ze ścian na nos, lecz odprowadza ją po ścianach“ .
Trudnościami, które w yłoniły się od samego początku, były przede- wszystkiem lawiny śnieżne i kamienne, walące bez ustanku przy nieco wyższej temperaturze ze ścian doliny Zemu. Jedynie doświadczeniu E uropejczyków i tragarzy należy za wdzięczyć, że zginął tylko jeden z tragarzy od lawiny kamiennej jeszcze w dolinie Tisty.
R yc. 3. Siniolchu od północy. Fot. Brenner.
Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę: 149
R yc. 4. Grupa K ańczendzengi i droga w ypra w y Bauera z Dardżylingu (kropkow an a).
Podziałka 1:1,000.000.
Podobnie i choroby dotknęły wyprawę. Dwóch tragarzy zmarło na malarję i febrę. K ilku z E uropejczyków i wielu z tragarzy chorowało na nie, bo lato było ciepłe i wilgotne. W reszcie poważną trudnością b yły ciągłe mgły’ i fantastyczne wprost opady śnieżne i deszczowe.
I tak rekord z 8 /X 1929 wyniósł 2 m nowego śniegu w ciągu 24 godzin.
D roga lodowcem doprowadziła wreszcie czołową grupę wspinaczy na wysokości około 5700 metrów do stóp ściany Kańczendzengi. Wy
kluczoną oczywiście była wędrówka wprost z lodowca na główny’ szczyt wobec ciągłych lawin. Bauer zdecydował się więc osiągnąć jedną z bocz
nych grani, wiodącą od północnego zachodu ku szczytowi, i nią się po
suwać. D roga tą granią chroniła jako tako od lawin, byda jednak w początku niezmiernie stroma i nastręczała wielkie trudności technicz
150 Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę.
ne. Dopiero później grań spłaszczała się i stawiała mniejsze trudności.
Forsowanie też owej dolnej, stromej części grani północno-zachod
niej zajęło grupie aż miesiąc czasu, a pochłonęło dwa życia, E u rop ej
czyka Schallera i tragarza Pasanga, którzy spadli około 600 metrów7 z grani na lodowiec. Nie zachwiało to zresztą, ale pchnęło do no
wego wysiłku, którego rezultatem było wykucie drogi w lodzie na stro
mej, prawie 2000 m wysokiej części grani i osiągnięcie mniej stromych partyj na wysokości około 7000 metrów7. W uderzeniu jednak dalszem nie brał już udziału sam Bauer, który wskutek choroby zmuszony został do odwrotu z wysokości 7275 metrów, ale wyłącznie jego tow7a-
R yc. 5. Turnia z m iejscem na ob óz na grani północn o-w schodniej. — Fot. Brenner.
Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę. 151
R yc. 6. Fragment drogi na grani p ółnocn o-w schodniej. Na lew o głów n y szczyt K ańczendzengi.
Fot. Allwein.
rzysze Allwein, A ufschnaiter, Hartmann, Pircher, W ien oraz traga
rze Pemba, Kami i Ketar. Osiągnęli oni śzczyt grani północno-zachod
niej (7700 m) i zeszli nieco wdół kn właściwej grani północnej Kań- ezendzengi. Tam napotkali stromą ścianę lawinową, która nie dała się obejść. W yczerpani wielomiesięcznym wysiłkiem fizycznym i ner
wowym, alpiniści stali ju ż na granicy swych sił. Odwrót ich więc z te
go punktu (18 września) był tylko wynikiem przykrej ale świadomej
152 Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę.
R yc. 7. S poczyn ek grupy tragarzy na początku poziom ego odcinka grani. — Fot. Brenner.
d ecyzji jednostek, odpowiedzialnych za swe życie własne i towarzyszy.
Kańczendzenga po raz drugi oparła się człowiekowi.
W yp ra w y Bauera zademonstrowały nam prawie kres możliwości wysiłku fizycznego człowieka w wysokich górach. Ale podobnie, jak
R yc. 8. Grzebień śnieżny na grani (7275 m). W tyle Siniolchu. — Fot. Hartman.
Druga wyprawa Bauera na Kańezendzengę. 153
R yc. 9. G łów ny szczyt Kańczendzengi, w idzian y ze szczy tu grani półn ocn o-w sch od n iej (7700 raj.
Fot. Hartman.
i w ypraw y na Ewerest, pouczyły nas, że co najm niej do wysokości 8000 m zbędnem jest użycie tlenu. P ouczyły nas dalej, że organizm ludzki znosi wcale dobrze takie wysokości przy powolnem wznoszeniu się na nie. Grupa czołowa Bauera spędziła 7 tygodni w wysokości po
nad 6000 m, 10 dni nawet ponad 7000 m. Powolne podnoszenie się wgórę wskutek trudności drogi było doskonałem przystosowaniem
154 Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana.
organizmu. Dopiero na wysokości 7360 m zauważono mały spadek apetytu i zdolności snu, co mogło też pochodzić z długiego wysiłku.
Brak tchu, ozy osłabienie nie dokuczało gru pie; z wysokością tylko spadało powoli tempo robocze. W ypraw a Bauera przyniosła m. i.
bardzo interesujące pom iary tętna, siły'm ięśn i, składu krwi i t. p.
w tych wysokościach. W zrost np. szybkości tętna zauważono dopiero ponad 6000 m, podobnie jak i inne zmiany funkcjonalne.
W ypraw a Bauera dostarczyła nam pięknej m apy wschodnich sto
ków Kańczendzengi z lodowcem Zemu, w podziałce 1:33.333, opartej na zdjęciu fotogrammetrycznem. Żaden z lodowców H im alajów nie ma jeszcze takiej mapy. Ścisłe obserwacje pogody, inform acje o budowie geologicznej, pom iary szybkości ruchów lodowców, spostrzeżenia o ich charakterze, przywieźli i opracowali poszczególni członkowie a przez p u blikację w książkach „U m den Him alaja“ i „U m den Kantsch“
udostępnili ogółowi. Stąd też wyprawa ta odbiega znaczeniem daleko poza alpinistyczny jeno wyczyn. D aje ona wiele rzeczowego m aterjału nauce, podobnie jak w yprawy na Ewerest, ałajsko-pamirska wyprawa niemiecka i t. p. Jest nadto przepięknym przykładem woli i hartu współczesnej młodzieży. W szak najstarszy członek wyprawy, Bauer, nie przekroczył 35 lat, a średnia reszty wahała się koło 25 lat. iw.
BOŻY DAR SZABUNIEW ICZ, Kraków.
DZIEŁO C. SHERRINGTONA I E. D. ADRIANA.
Nagroda Nobla za fizjo lo g ję i medycynę została w roku ubiegłym rozdzielona między dwóch badaczy układu nerw ow ego: C. Sherringtona i E. D. Adriana. Zasługi ich dla nauki mają dużo cech wspólnych, jednak z wielu względów odm ienny posiadają charakter.
S i r C h a r l e s S h e r r i n g t o n , profesor Uniwersytetu w Ox- fordzie, liczy obecnie 73 lata. Mimo późnego wieku nie przerwał pracy naukowej. Posiada on olbrzymie wprost zasługi, gdyż liczne badania jeg o dotyczą najbardziej zasadniczych kwestyj czynności układu ner
wowego centralnego, a pojęcia, które on stworzył, stały się w wielu wypadkach podstawowemi dla późniejszego rozw oju tej dziedziny wie
dzy. Streszczenia jego badań ze względu na ich rozciągłość, specjalność poruszanych zagadnień oraz ich liczbę nie da się dokonać w krótkiej wzmiance. A b y dać pojęcie o ogromie pracy i zasług tego wielkiego człowieka, w yliczyć można ważniejsze kwestje, w których powstaniu i rozwoju brał on żyw y udział.
Należą tu tak zasadnicze sprawy, jak wykrycie i zbadanie fiz jo lo gicznego t o n u s m i ę ś n i o w e g o (napięcia, istniejącego u niepra
cujących m ięśni), wytłumaczenie tego napięcia jako odruchu pewnych ośrodków, zasadnicze badania nad temi ośrodkami, nad zmianami tonus mięśni w zależności od ruchów innych mięśni, działających na te same części szkieletu; wytłumaczenie niektórych złożonych czynności orga
nizmu, jak np. chodzenia jako szeregu związanych ze sobą odruchów ;
Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana. 155 badania nad ruchowemi ośrodkami kory mózgowej, zwłaszcza u małp człekokształtnych; nad unerwieniem ruchowem i czuciowem m ięśni;
nad sposobem kurczenia się mięśni p rzy czynnościach odruchowych.
Z tego długiego spisu widać, jak licznemi kwestjami o zasadniczem znaczeniu zajm ował się Sherrington. Jednak osią, dookoła której wszystkie te badania się obracają, zasadniczą kwestją, która stale zaj-
R yc. 2. Schem at ruchu od ru ch ow eg o (podł. H eule’g o z Httbera). c f — neu- ry t kom órki ru chow ej, w y ch od zą cy z rdzenia, g — kom órka czuciow a, cp — neu ryt kom órki czuciow ej, rozgałęziający się w rdzeniu, s — kom órka p ośrednicząca i jej w y
pustki.
R yc. 1. N euron (podług A . B ecka).
mowała jego umysł i którą we wszystkich swych badaniach miał na widoku, była c z y n n o ś ć o ś r o d k ó w n e r w o w y c h , ta n ajtru d
niej dostępna czynność organizm u zwierzęcego. Dlatego największą ilość badań poświęcił Sherrington odruchom.
A b y dać pojęcie, jak złożone i trudne do rozwiązania sprawy wcho
dziły w badaniach tych w rachubę, opiszę tu, o ile się da, przystępnie, pewne zagadnienie, dotyczące odruchów, które Sherrington rozwiązuje w niedawno ogłoszonych badaniach.
Przedtem jednak przypom nieć trzeba zasadnicze rzeczy o budowie układu nerwowego i o odruchach. (Patrz Przyroda i Technika, rok X , 1931, s. 289— 292). Układ nerwowy można rozpatrywać jako zbiór
156 Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana.
komórek nerwowych, czyli neuronów. Neuron (rys. 1) składa się z właściwej komórki i je j wypustek. W skład neuronu wchodzą n a j
częściej liczne wypustki, zwane d e n d r y t a m i , które doprowadzają podniety d o k o m ó r k i , i jedna, zwana n e u r y t e m , która pod
niety odprowadza o d k o m ó r k i . Komórka jest mała, średnica je j przeciętnie wynosi około 1/ 100 milimetra, zaś włókna mogą być bardzo długie choć cieniutkie, dochodząc do metra i więcej długości.
W układzie nerwowym, rozpatrywanym jako zbiór neuronów, bę
dziem y mogli rozróżnić 3 rodzaje komórek: 1) czuciowe, 2) ruchowe i 3) pośredniczące. Kys. 2 przedstawia schematycznie budowę rdzenia kręgowego. W idzim y część rdzenia, przedstawioną w postaci cylindra.
W schemacie uwidoczniona jest jedna k o m ó r k a c z u c i o w a ( g ) ; posiada ona jedną tylko wypustkę, która dzieli się na dwie gałązki.
Jedna z nich zdąża na o b w ó d ; jest to długie w ł ó k n o , k t ó r e ł ą c z y k o m ó r k ę c z u c i o w ą z j e d n e m l u b w i e l o m a z a k o ń c z e n i a m i c z u c i o w e m i , c z y l i o r g a n a m i c z u c i o - w e m i, umieszczonemi jużt.o w skórze, już też w innych organach zmysłowych. Jeśli zakończenie czuciowe zostanie zadrażnione, wówczas wysyła ono wzdłuż włókna do komórki jakąś bliżej nieznaną podnietę.
Podnieta przewodzona zostaje z komórki dalej w kierunku rdzenia przez drugą gałązkę wypustki nerwowej (c p ). W idać na schemacie, że gałązka komórki czuciowej, zdążająca do rdzenia, dzieli się na liczne m n iejsze; niektóre z tych odgałęzień zdążają do k o m ó r e k r u c h o w y c h , w schemacie umieszczonych szeregiem z drugiej strony rdze
n ia ; wypustki odprowadzające komórki czuciowej stykają się z w y
pustkami doprowadzającem i komórek ruchowych. W ten sposób pod
nieta, udzielona czuciowemu zakończeniu komórki czuciowej, może zostać przekazana komórce ruchowej. Ta ostania przez swe włókno od
prowadzające (c f) może wysłać odpowiednie zadrażnienie do mięśnia i pobudzić go do skurczu. Bowiem odprowadzające w ł ó k n a k o m ó r e k r u c h o w y c h wychodzą z rdzenia i w postaci długich włókien z d ą ż a j ą d o m i ę ś n i .
Na schemacie widać, że niektóre odgałęzienia wypustki komórki czuciowej zdążają nie do komórek ruchowych, lecz do k o m ó r e k p o ś r e d n i c z ą c y c h ( S ) , których włókna odprowadzające zdążają dopiero do komórek ruchowych. Podnieta czuciowa, zależnie od ro
dzaju, siły i innych czynników, może zostać skierowana z komórek czuciowych bezpośrednio do ruchowych, albo też przez pośredniczące.
Przytem pośredniczyć może w przenoszeniu podniety nie jedna ko
mórka, lecz liczne, gdyż każdy neuron posiada wypustki, umożliwia
jące mu komunikację nietylko z komórkami ruchowemi, lecz z innemi k o m ó r k a m i p o ś r e d n i c z ą c e m i w y ż s z e g o r z ę d u . W skład ustroju nerwowego wchodzą mil jo n y i mil ja rd y komórek nerwowych. Układają się one w pewne zbiorowiska, działające wspólnie, zwane o ś r o d k a.m i.
O d r u c h e m jest zjawisko, w którem podnieta, udzielona nerwom albo zakończeniom nerwów czuciowych, przenosi się do ośrodków, z któ
rych przez włókna nerwowe ruchowe (m otoryczne) przenosi się do
Dzieło C. Slierringtona i E. D. Adriana. 157 t. zw. e l e k t o r a , to jest narządu, którym organizm reaguje na otrzy
maną podnietę, a którym może być m i ę s i e ń , g r u c z o ł l u b t. p.
Jest to więc zjawisko bardzo złożone, w którem w grę w chodzą: 1) apa
rat odbierający podnietę, 2) włókna nerwowe, przewodzące podnietę do rdzenia, 3) ośrodek nerw owy (centrum odruchow e), który prze
kształca tę podnietę w zależności od je j rodzaju, siły, od stanu orga- nizmu i ośrodków nerwowych, 4) nerw, odprow adzający podnietę przekształconą do 5) organów, zapomocą których następuje reakcja.
P rzy p om ocy m etod, d oprow adzon ych do w ielkiej doskonałości, przedsięw ziął Sherrington badania nad stosunkiem czasow ym poszcze
góln ych części procesu odruchow ego. Doświadczenia, o k tórych m o
wa, w ykonane zostały na kotach, u k tórych przez specja ln y zabieg oddzielano rdzeń k ręg ow y od ośrodk ów w yższych, aby te nie m ogły w spółdziałać w pow staw aniu odruchów . Badano c z a s u p ł y w a j ą c y o d c h w i l i z a d r a ż n i e n i a d o w y s t ą p i e n i a r e a k c j i (ja k o taką uw zględniano skurcz m echaniczny i p rą dy czyn nościow e w m ięśniach). Odruch w zględnie ruch mięśnia w yw oływ an o w c z w o r a k i s p o s ó b : 1) przez zadrażnienie nerw u czuciow ego p rzy samym organie czuciow ym , 2) przez zadrażnienie tychże sa
m ych w łókien n erw ow ych w m iejscu, gdzie w chodzą one do rdzenia, 3) przez zadrażnienie nerw u ru ch ow ego mięśnia, w k tórym pow sta
wał odruch, tuż po w y jściu tego nerw u z rdzenia i w reszcie 4) przez zadrażnienie nerw u ru ch ow ego p rzy samym mięśniu. Z różn icy trw a
nia tych czasów, odpow iadających różnym miejscom zadrażnienia, można b yło oznaczyć trwanie poszczególn ych części odruchu.. Tak np. przez oznaczenie czasu odruchu, g d y drażniono nerw czu ciow y daleko od rdzenia i g d y drażniono ten sam nerw tuż p rzy rdzeniu, i obliczenie różn icy tych dw óch okresów można było wnosić, ile czasu potrzeba, b y podnieta przebiegła odnośną długość nerwu, a zn ając tę długość p rzebytej drogi, można było ob liczyć szybkość przebiegu p odn iety w nerw ie czuciow ym . W p od ob n y sposób oznaczono szybkość przebiegu p odn iety w nerw ach ru ch ow ych oraz okres czasu, przez k tóry podnieta zostaje zatrzym ana w rdzeniu, w k tórym w ięc od byw a się poprzednio wspom niane, „skierow yw anie“ p odn iety przez te lub inne d rogi kojarzeniow e. Czasy, które tu w chodzą w rachubę, są nieraz bardzo małe. Tak np. czas przekształcania w zględnie skie
row yw ania p odn iety w rdzeniu w om aw ianych odruchach w yn osił zw ykle parę tysięcznych sekundy, a w niektórych odruchach w y n osił mniej niż 0,5 tysięcznych sekundy. Zasługa Sherringtona nie na tern polega, że on pierw szy oznaczył pow yższe czasy, gdyż robiono to ju ż przed nim w ielokrotnie, ale na tern, że oznaczył te czasy p rzy p o m ocy m etodyki bez zarzutu, oraz na tern, że oznaczał różne te okresy odruchu w tym samym eksperym encie, d a ją c m ożność p o r ó w n a n i a i c h b e z p o ś r e d n i e g o i o d d z i e l n e g o n i e j a k o r o z p a t r z e n i a i z b a d a n i a p o s z c z e g ó l n y c h c z ę ś c i p r o c e s u o d r u c h o w e g o . W dośw iadczeniach tych okazało się, że szybkość przewodzenia podniety w nerwach czuciowych (35 me
trów na sek.) jest znacznie m niejsza, niż w ru ch ow ych (80 m /sek .).
158 Dzieło €. Sherringtona i E. D. Adriana.
Na podstawie takich eksperym entów p otra fił Sherrington głęboko w niknąć w istotę odruchu. Jako przykład kw estyj, które w tych d o św iadczeniach dały się rozwiązać, przytoczę następujące zjawisko.
Przez zadrażnienie jedn ok rotn e krótkie ru chow ego nerw u uzyskuje się t. zw. s k u r c z p o j e d y ń c z y odnośnego mięśnia, t. j. krótki skurcz, trw a ją cy około 0,1 sekundy. Jeśli natomiast rów nie krótko zadrażnić odpow iedni nerw czuciow y, to skurcz, ja k i powstanie (ja k o odruch) w tym samym mięśniu, będzie z n a c z n i e d ł u ż s z y . Z fiz jo lo g ji mięśni wiadom o, że przez w i e l o k r o t n e draż
nienie nerw u ruchow ego w krótkich odstępach czasu (np. 50 razy na sek.) można w mięśniu uzyskać s k u r c z t ę ż c o w y , trw a ją cy znacznie dłużej niż pojed yń czy, m ianowicie tak długo, ja k długo na nerw padają podniety. Można w ięc było się spodziewać, i o roz
strzygnięcie tej spraw y się pokuszono, że podnieta czuciow a p o je d yn cza przekształcona zostaje w ośrodku odruchow ym w ten sposób, że kom órki ruchowe, t. j. stojące w związku z ruchowem i włóknam i nerwowem i, udzielają mięśniom przez pośrednictw o nerw ów im pul
sów nie pojed yń czych , lecz w ielokrotn ych , k tóre p ow od u ją od pow ied
nio dłuższe skurcze.
Otóż badania Sherringtona rozstrzygnęły tę sprawę w sposób nie
oczekiw any. Okazuje się, że przyczyna przedłużenia skurczu nie leży w tern, że następują w ielokrotne w yładow ania tych samych kom órek ruchow ych, ale w tern, że różne kom órki zadrażnione w czasie jedn ego odruchu posiadają r ó ż n e c z a s y w y ł a d o w a n i a i że czasy te są bardzo różnorodne, skąd i przedłużenie skurczu. Z dalszych p o
m ysłow ych badań okazało się, że w yładow anie kom órki ruchow ej następuje nie odrazu pod w pływ em jedn ego bodźca czuciow ego.
Pierw szy, w zględnie pierwsze impulsy przechodzące od strony k o m órek czu ciow ych w y w ołu ją p e w i e n s t a n z a d r a ż n i e n i a k o m ó r k i r u c h o w e j , w zrastający p od w pływ em podniet następ
n y c h ; dopiero p od w pływ em pew nego impulsu, k tóry niejako d o p e ł n i a m i a r y , następuje w y ł a d o w a n i e k o m ó r k i , czyli oddanie impulsu przez w łókno ruchow e do mięśnia. Po w yładow aniu takiem może nastąpić nowe załadowanie kom órki przez dopływ ające w dalszym ciągu bodźce czuciowe, nowe w yładow anie i t. d.
Na podstaw ie podobn ych dośw iadczeń w yjaśn ić się daje oddziały
wanie podniet czu ciow ych na ośrodki nerwowe, w p ływ wzajem ny odru ch ów na siebie i t. p. D a ją one możność zrozumienia tego, j a k p r a c u j e u s t r ó j n e r w o w y c e n t r a l n y . O d r u c h y b o w i e m s k ł a d a j ą s i ę n a c z y n n o ś ć c a ł e g o u k ł a d u
o ś r o d k o w e g o .
Studja Sherringtona cechuje to, że dotyczą one kw estyj n ajbar
dziej zasadniczych i przeprowadzane są z w ielką dokładnością, w nik
liw ością i głębokiem zrozumieniem badanych zjawisk.
D rugi z laureatów, E d g a r D o u g l a s A d r i a n , lektor f i z jo lo g ji w Cambridge, jest jeszcze m łody, liczy bowiem lat 43. Z a j
m ował się on rów nież czynnością układu nerw ow ego, ale, o ile Sherrington starał się dociec tajem nic n ajbardziej niedostępnej części
Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana. 159 łuku odruchow ego, t. j. ośrod k ów n erw ow ych, o tyle badania A driana dotyczą raczej obw od ow ej części łuku odru ch ow ego. Z a j
mował się on c z y n n o ś c i a m i n e r w ó w , m i ę ś n i i z a k o ń c z e ń n e r w o w y c h c z u c i o w y c h . Pierwsze je g o prace d otyczą pobu d liw ości i sumowania podn iet w mięśniach i nerw ach, oraz zmian elektrycznych w mięśniach w czasie ich czynności, czyli prądów czynnościow ych. S p ecja lizu je się w e le k tro fiz jo lo g ji. W czasie swych poszukiwań, po zastosowaniu lamp k atod ow y ch ja k o w zm acniaczy do elektrom etru w łosow atego, uzyskał on p rzyrząd do badania zmian elektrycznych, ce ch u ją cy się zdolnością do bardzo szybkich reak cyj i od zn a cza jący się olbrzym ią czułością, p rzy p om ocy którego można b yło r e j e s t r o w a ć p r ą d y elektryczne ju ż nie od pni n erw o
w ych, ale o d p o s z c z e g ó l n y c h w ł ó k i e n . Musiano oczy
w iście od siebie od preparow yw ać w łókna nerw owe, w zględnie oddzie
lano od nerw u m aleńkie ich pęczki. Średnica w łókien n erw ow ych jest dość różna, ale przeważnie w ynosi 4— 16 m ikronów (tysiącznych części m ilim etra), to też zrozumiałem jest, że zabiegu takiego nie można w yk on a ć p od kontrolą n ieu zbrojon ego oka. Posłużyły do tego celu lu p y binokularne, dające plastyczn y obraz pola widzenia.
P rzy p om ocy tych m etod, które stopniow o coraz dalszemu ule
gały w ydoskonaleniu, A dria n ze swymi w spółpracow nikam i starał się w yśw ietlić, w jaki sposób i zapom ocą ja k ich czynników zakoń
czenie nerw ow e czuciow e, a w ięc aparat o d b iorczy organizm u, na k tó ry działa jakiś czynnik zewnętrzny, może za pośrednictw em w łókna n erw ow ego „porozu m ieć się“ z ośrodkiem nerw ow ym , oraz w ja k i sposób ośrodek ru ch ow y w rdzeniu w ydaw ać może, również przez pośredn ictw o w łókna, różnorakie „rozporządzenia“ mięśniom.
Badania A drian a nie w yśw ietliły samego zjaw iska, gdyż nie d o ty cz y ły je g o istoty. To też mimo je g o badań samo zjaw isko stanu czynnego w nerw ie nadal pozostaje dla nas ta jem n icą ; niew iadom o, co od byw a się w nerw ie w czasie przebiegu podniety. W badaniach A drian a m i e r n i k i e m c z y n n o ś c i n e r w u b y ł y z m i a n y e l e k t r y c z n e .
Badania je g o w ykazują, że zakończenie nerw ow e czuciow e z k o
m órką w ośrodku nerw ow ym , w zględnie kom órka ruchow a z p od le
ga jącem i je j włóknam i mięsnemi, porozum iew ać się może zapom ocą jak ichś i m p u l s ó w j e d n o s t k o w y c h . Im pulsy te m ają za
wsze p o d o b n y charakter, i to zarówno przy braniu p o d uw agę róż
nych stanów zadrażnienia elementu, w y syła jącego te impulsy, ja k też p rzy porów n yw an iu im pulsów, w ysyłanych przez różne zakoń
czenia czu ciow e za pośrednictw em różn ych nerw ów . R ozpatrzym y d okładniej jed n o z dośw iadczeń, aby w y tw orzyć sobie bardziej zro
zumiały obraz tych złożonych stosunków.
W dośw iadczeniu, k tóre tu ja k o przyk ład przytoczę, chodziło o zbadanie i m p u l s ó w , k t ó r e o ś r o d e k o d d e c h o w y w y s y ł a d o m i ę ś n i o d d e c h o w y c h , p ow od u ją cy ch ruchy klatki p iersiow ej i przepony. Badania w ykonano na uśpionych uretanem królikach , którym odpreparow yw ano gałązkę jed n ego z nerw ów
160 Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana.
szyjnych (3 pary nerw ów rdzen iow ych ), stanowiącą część nerwu przeponow ego, którego zadrażnienie p ow odu je skurcz przepony.
Gałązka ta s k ł a d a s i ę z o k o ł o 150 w ł ó k i e n nerw ow ych.
W łók n a te rozdzielano pod łupą zapom ocą cienkich igiełek i przeci
nano część tych w łókien tak, aby tylko parę w łókien zostało nietknię
tych. Jednocześnie badano przechodzenie b odźców ruchow ych, które przez nieuszkodzone w łókna nadal wysyłane b y ły z ru ch ow ych k o
m órek n erw ow ych w rdzeniu do w łókien mięśnia przeponow ego.
Rys. 3 daje nam w ynik pierw szej części om awianego dośw iadcze
nia. W id zim y cztery części tego rysunku. Każda z nich odpow iada pewnem u okresow i dośw iadczenia. Są to fo to g r a fje ruchów słupka rtęci w elektrom etrze w łosow atym . Część dolna, ciemna, odpow iada cieniow i tego słupka na film ie fotograficzn ym , który przesuwa się z dość znaczną szybkością tak, że uchw ycone zostają r u c h y s ł u p k a r t ę c i , k t ó r e s ą o d z w i e r c i e d l e n i e m p r ą d ó w c z y n n o ś c i o w y c h w n e r w i e . Każda część rysunku odpow ia
da norm alnem u w dechow i uśpionego zwierzęcia.
N ajp rzód zbadano p rą dy czynnościow e całego nerw u (150 w łó
kien) ; w idzim y je w części A . P rąd y są bardzo nieregularne, a czę
stość im pulsów nie daje się w cale rozpoznać. Następnie przecięto około 9/ 10 nerwu, to jest pozostaw iono tylk o około 15 w łókien nie- p rzeciętych i od nich odprow adzono prąd w sposób analogiczny do p o p rze d n ie g o ; ta część odtw orzona jest na kliszy B. W idać, że im
pulsy przedstaw iają znacznie większą praw idłow ość, jednakże i tu nie d ają się od cyfrow ać. W dalszym ciągu przecięto jeszcze znaczną część pozostałych w łókien tak, że pozostały tylk o 3 nieprzecięte w łókna n erw ow e; p rą dy od nich odprow adzone (klisza C) przedsta
w iają w przeciw ieństw ie do poprzednich bardzo w ielką p raw idło
w o ść; w idzim y p ojed yń cze im pulsy (na rysunku w postaci z ą b k ó w );
poszczególne bodźce są do siebie bardzo podobne i pow tarzają się w czasie, gd y nerw jest czynny, regularnie 40 razy na sekundę. Część D odpow iada tym że samym prądom z tych sam ych trzech włókien, które uzyskano kilka minut po zdjęciu C. U dołu zapisane jest d rga
nie w idełek strojow ych, które są tu miarą czasu (100 okresów na sekundę).
Dośw iadczenie to tłum aczy się w sposób n astęp u jący: fo to g r a fje C i D od pow iadają s t a n o w i c z y n n e m u j e d n e g o t y l k o w ł ó k n a ; nie wszystkie z nich przew odzą p odn iety do mięśnia w warunkach doświadczenia. F otogra fje A i B odpowiadają licz
nym impulsom z licznych włókien, i n t e r f e r u j ą c y m ze sobą, d a ją c obraz trudn y do odcyfrow ania.
W dru giej części tegoż dośw iadczenia chodziło o rozstrzygnięcie pytania, w ja k i sposób ośrodek m iaruje p odn iety dla mięśnia, to znaczy, w ja k i sposób kom órka nerw ow a p ow odow ać może raz słabszy, to znów silniejszy skurcz mięśnia. Czy może siła im pulsów n erw ow ych ulega zmianom, lub też zmienia się ich form a?
W yn ik tego badania zn ajdu jem y na rys. 4. Klisze A i B uzyskano przy zwykłem oddychaniu zwierzęcia. Częstość im pulsów w ynosi tu
Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana. 161 27 na sek. Zaraz po ich otrzym aniu zaciśnięto rurkę tracheotom ijną, przez którą k rólik od dych a, na pew ien p rzeciąg czasu. N astępuje wówczas, wskutek nagrom adzenia się bezw odnika kwasu w ęglow ego w krwi, zadrażnienie ośrodka od dech ow ego i, ja k kolw iek pobieranie pow ietrza jest niem ożliwe, ru ch y mięśni oddechow ych stają się znacz
nie silniejsze. W czasie tego w zm ożonego oddychania, a więc gd y przez nerw y oddech ow e p rzech odzić m usiały odpow iednio silniejsze p odn iety dla mięśni od dech ow ych, uzyskano klisze C i D. Z klisz tych w idać, że p o s t a ć i w i e l k o ś ć i m p u l s ó w p o z o s t a ł a t a s a m a ; z m i a n i e u l e g ł a j e d y n i e i c h c z ę s t o ś ć , któ-
R yc. 3. R y c. i-
ra w ynosi 68 w kliszy C i 55 w kliszy D na sekundę. Tak więc przy zwiększeniu siły zadrażnienia bodźce p ozostają takie same, a zmienia się jed yn ie ich częstość. Trzeba zaś m yśleć, gdyż nie mamy podstaw do innego zapatrywania, że, skoro zm iany elektryczne są takie same, to i istotne zmiany, jak ie w czynnym nerw ie w ystępują, jed n ak ow y m ają charakter. I to jest bod a j najw ażn iejszy w ynik prac Adriana, wynik, p osiad a jący ogrom ne znaczenie teoretyczne.
W sposób analogiczny zbadał A drian bodźce, idące z rdzenia do mięśni w czasie odruchów , i okazało się, że i tu pan u je to samo p ra wo : t y l k o c z ę s t o ś ć b o d ź c ó w n o r m u j e s i ł ę s k u r c z u m i ę ś n i a . Przeprow adzono badania także nad impulsami, w ysy- łanemi przez zakończenia nerw ów czu ciow ych , np. w organach zm y
słow ych, lub w skórze u różnych zwierząt. I tu mamy do czynienia z impulsami jednostkow em i, stale o jed n ak ow ej postaci. Zależnie od siły podn iety i charakteru organu zmienia się częstość w ysyłanych bod źców oraz trwanie serji takich bodźców . Jeśli bowiem zadrażni
li
162 Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe.
my organ czu ciow y jakąś trw ale pobudzającą podnietą, wówczas organ ten w ysyła przez w łókno nerw ow e do swej kom órki czuciow ej szereg bodźców jed n ostkow ych , następujących po sobie w jed n ak o
w ych odstępach czasu. Częstość tych impulsów p oczątkow o jest n aj
większa, a potem stopniow o m aleje i wreszcie po pew nym czasie im pulsy ustają zupełnie. Zakończenie nerw owe „p rzyzw yczaiło się“
n iejako do zadrażnienia. Otóż u różnych organów zm ysłow ych ten czas przyzw yczajenia się, ten okres, w którym częstość podniet stop
niow o spada do zera, jest różny. lin zakończenia nerw ow e w yżej stoją p od względem zróżnicowania, tern dłuższe serje podniet zdolne są w ysyłać. Częstość podniet jest ogrom nie różnorodna i w znacznym stopniu zależy od siły podniety. Spotykam y się z liczbam i, wynoszą- cemi 5— 300 im pulsów na sekundę.
P rzypom n ijm y teraz to, co Sherrington p oda je dla kom órek ner
w ow y ch w rdzeniu: zostają one p od w pływ em licznych impulsów czu ciow ych niejako załadowane, t. j. w prow adzone w pew ien stan zadrażnienia tak, że ostatni impuls, dopełn ia ją cy miary, p ociąga za sobą w yładow anie kom órki przez w łókno ruchow e do mięśnia. Jeśli kom órka nadal otrzym uje bodźce czuciow e, zostaje znów „zała do
wana“ i następuje nowe w yładow anie do mięśnia. Te wyładowania w regularnych odstępach czasu przesyłane do mięśnia to są właśnie impulsy, które A drian badał we w łóknach ruchow ych, badając rów nież te bodźce, które do rdzenia zdążają przez nerw y od strony za
kończeń ezuciowych.
W id zim y teraz, ja k pięknie uzupełniają się badania tych dw óch uczonych. A drian badał wysyłanie b odźców czuciow ych, Sherring
ton — skutek, ja k i w y w ołu ją one w ośrodkach rdzeniow ych, oraz pow staw anie im pulsów ruchow ych, które znów ja k i reakcja mięśni b yły przedm iotem eksperym entów Adriana. Dzieła ich spojone są ściśle ze sobą.
Inż. STEFAN NAGURSKI, Paryż.
NIEKTÓRE WSPÓŁCZESNE DROGI I MATERJAŁY DROGOWE.
Od p oczątków d ziejów ludzkości d rogi lądowe b y ły jed n ym z n a j
głów n iejszych czynników rozw oju handlu, a przytem dobrobytu na
rodów . M iały one rów nież ogrom ne znaczenie strategiczne, tak z punktu widzenia agresyw nego, ja k o też i obrony. R ozw ój kolei żelaznych w dru giej połow ie ubiegłego stulecia i w początku X X w.
zadał, zdaw aćby się m ogło, śm iertelny cios kom unikacji drogow ej, a głów nie dużym arterjom d róg bitych. W chw ili obecnej jedn ak sytuacja zupełnie się zmieniła, bowiem, dzięki sam ochodom , droga bita n ietylko odzyskała swe odw ieczne znaczenie, ale zaczyna zupeł
nie poważnie zagrażać przem ysłow i i k om unikacji k olejow ej.
Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe. 168 R am y niniejszego artykułu pozw alają nam tylk o bardzo p obież
nie w spom nieć o najw ażn iejszych postępach w tej dziedzinie w iedzy ludzkiej oraz o ogrom nem wprost znaczeniu d ró g dla życia kraju, co, niestety, często jest zupełnie niedoceniane.
Zaczniem y przeto naszą pogadankę od w yliczenia dotychczas u żyw anych m aterjałów d rogow ych wraz z bardzo krótkim kom en
tarzem do każdego z nich, zestaw iając dalej warunki, jak im dobra d roga w inna odpow iadać z punktu widzenia technicznego i ekono
m icznego. P rzejdziem y następnie do opisu zastosowania najnow szych m aterjałów d rogow ych . P ozw olim y sobie wreszcie w ygłosić kilka re fle k sy j oraz w n iosków osobistych, które nam się zw ykłe nasuwały p rz y dysku sji poruszonych w niniejszym artykule kw estyj.
N ajdaw n iejszym m aterjąłem d rogow ym i jeszcze dotychczas uży
w anym jest kamień a rzadziej drzewo. Kamień stosowano w n a j
rozm aitszy sposób, a głów nie w ykładano nim drogi, nie używ ając żadnego spoiw a (b ru k ), dotychczas jeszcze bruki t. zw. kostkow e uważane są ja k o najlepszy i najtrw alszy m aterjał drogow y, lecz, niestety, b u d ow y p odobn ych d ró g kosztu ją bardzo drogo, stąd więc, w ob ec p otrzeby szybkiej ich rozb u dow y na w ielką skalę, musiano znaleźć tańsze i szybsze sposoby.
Kamień, u żyw any obecnie do bu d ow y d ró g o wielkim ruchu, p ow in ien odpow iadać pew nym wym aganiom , a w ięc pow inien być tw ard y, ale nie kruchy, i pow inien się zn ajd ow ać ja k n ajbliżej m ie j
sca w y d ob ycia ze w zględu na koszty transportu. N ajpow szechniej używ anem i obecnie gatunkam i skał są: granit, kw arcyt, arkoza, p orfir, bazalt, dioryt, ofit, skały krzem owo-wapienne, czyli wapień b. tw ardy. Krzem ienia rzadko się używa, jest 011 bowiem pomimo sw ej tw ardości stosunkow o k ru ch y i m iażdży się z łatw ością p od kołam i w ozów . Kam ienia używ a się obecnie przeważnie w postaci tłu czon ej lub też w postaci żw iru naturalnego, o ile je g o złoża zn aj
d u ją się w pobliżu m iejsca robót. W pew nych warunkach używ a się rów nież m ączki kam iennej, zwanej fille r ’em.
Jako zaprawy, m ającej na celu spojenie p ojed yń czych kaw ałków kamienia, używ a się obecnie substancyj, k tóre się otrzym uje z dy- sty la cji w ęgla i ro p y n aftow ej, oraz substancyj pochodzenia krze
m ow ego. D o pierw szych należą rozm aitego rod zaju dziegcie m ine
ralne, oleje ciężkie, k tóry ch mieszaniny oraz gatunki noszą rozmaite, mniej lub w ięcej fan tazyjn e nazwy, ja k np. m exfalt, spramex, road- oil, topeka, rock-asphalt, fuel-oil, flu x i t. p. P rodu k tów ty ch jest bardzo wiele, a jed en i ten sam posiada często kilka nazw, nietylko zależnie od k raju, lecz nawet od ^przedsiębiorstwa, które go wyrabia.
D o drugiej grupy zaliczyć m ożem y cem enty hydrauliczne i ich p o chodne.
Zastanowim y się teraz nad warunkami, którym pow inna od p o w iadać tania współczesna droga, ponieważ one stanowią głów n y cel poszukiw ań w tym kierunku.
R o z w ó j lok om ocji sam ochodow ej stawia cały szereg wymagań, k tóry m pow inna odpow iadać droga współczesna. Na czele postawić
11*
164 Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe.
Ryc. i.
można kw estję trasy i p rofilu drogi. D rogi pow inny mieć ja k n a j
m niej zakrętów, te zaś w inny m ieć bardzo znaczny prom ień. Ze w zględu na szybkość w spółczesnej lok om ocji, drogi na zakrętach pow in n y mieć p ro fil odpow iednio p och yły celem zapobieżenia fata l
nym skutkom siły ośrodkow ej, która może spow odow ać przew róce
nie rozpędzonego wozu. O dpow iedni p ro fil pozw oli uniknąć raptow nego hamowania wozu, które fatalnie w pływ a na trw ałość drogi.
D roga powinna być ja k najgładszą, bowiem nierów ności p ow odu ją w bardzo szybkim czasie w y b o je i zniszczenie drogi. Nawierzchnia powinna być bardzo jednolita, a m aterjały starannie dobrane. P o
wierzchnia może być elastyczna i nie powinna, zwłaszcza po deszczu, w y w oły w ać ślizgania się wozów . W reszcie współczesna droga nie powinna dawać i pow odow ać hałasu i kurzu. Budując drogę, należy pamiętać, że, im łatw iej wóz będzie się toczy ł po jezdni, tern mniej się ona będzie zużywała, zatem tańsze będzie je j utrzymanie.
Na ryc. 1 przedstaw iono ty p o w y p rzek rój d rogi o nawierzchni sm ołow cow ej, k tóry to rodzaj .jest w chwili obecnej najbardziej rozpowszechniony. Na rycinie tej warstwą (6) jest stary podkład, w postaci np. d rogi bitej, starego bruku i t. p. Pierwszą czynnością będzie nadanie b u d u jącej się drodze odpow iedniego profilu, w y rów n ując przytem bardzo starannie nierów ności i w y b oje starej drogi. W tym celu pokryw a się dawną jezdnię warstwą betonu bitum icznego, złożonego z tłuczonego kamienia o średnicy m niej więcej 5— 6 cm i z odpowiedniego gatunku bitumu, który wcho
dzi do mieszaniny w p ro p o rcji np. 5— 6°/0. Otrzym uje się w ten sposób m asywny bandaż, o którego pow ierzchni da wyobrażenie fo-
Ryc. 3.
Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe. 165 to g r a fja na ryc. 2. N aturalnie, te w arstw y w alcu je się bardzo sta
rannie, ja k to w idać na ryc. 3. Na tę warstwę podkładow ą, która gra rolę poniekąd fundam entu drogi, układa się warstwę miesza
niny tłustszej (3 ), złożonej z cieńszego żwiru, którą się rów no roz
kłada, ja k to w idać na ryc. 4, i suto p osypu je d osyć cienkim su
chym żwirem (2 ), poczem warstwę tę m ocno się w alcuje. R yc. 5 przedstaw ia pow ierzchnię tej w arstw y. W reszcie na tak p rzy g o to wane podłoże nakłada się bandaż jezdn i (1 ), o grubości 1— 3 era, zależnie od przew idyw anego rod za ju ruchu. Bandaż ten składa się np. z 70— 80°/0 piasku, 10— 20 °/0 f ille r ’u (m ączki m ineralnej) i 9,5— 12°/0 bituminu, ja k np. m exfalt. W arstw ę tę rozkłada się rów nom iernie i w alcu je, eo d aje bardzo gładką powierzchnię, której kaw ałek przedstaw iony jest na ryc. 6. Jeżeli się użyło piasku nie
zbyt cienkiego, lub jeśli d roga przeznaczona jest do lekkiego ruchu,
R yc. 4.
można polać tę pow ierzchnię cienką warstwą czystego bitumu.
Czynność tę przedstawia ryc. 7, zaś ryc. 8 ilustruje gotow ą do u żytku drogę. Oto klasyczny przebieg budow ania w spółczesnej bi
tum ow ej drogi. O czywiście, warunki danej m iejscow ości, klimatu, starej jezdni, w płyn ą na k olejn ość lub w ogóle na obecność opisa
nych p ow yżej czynności.
Skład mieszanin również może ulec gruntow nym zmianom. Tak np. jeżeli brukowana kamieniem k ostkow ym jezdnia jest jeszcze w dobrym stanie, aby pozbaw ić ją kurzu i w ygładzić, można ją p o k ry ć cienką warstwą bitum ow ego betonu. P od ob n y rodzaj jezdni widać na ryc. 9.
Bardzo ważnem zagadnieniem w dziedzinie d rogow ej jest u trzy
manie jezdni, a w ięc je j naprawianie. W ysuw ają się tutaj dwa czy n n ik i: cena i szybkość w ykonania napraw y i m ożliwie ja k n a j
krótsze zatrzym anie ruchu na drodze w okresie remontu. Otóż n o
w oczesne d rogi m ają tę zaletę, że naprawa ich jest bardzo szybka,
166 Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe.
R yc. 5. R yc. 6.
stosunkowo tania i nie wym aga bynajm niej zam ykania ruchu na danym odcinku. P ojedyncze w yboje, a nawet niew ielkie uszkodzone odcinki w bandażu (w a rstw y: 1, 2 lub nawet 3 i 4 na ryc. 1) d ają się bardzo szybko naprawić przez wstawienie tak zw. łat.
W m iejscu w yboju wykrawa się prostokąt, w yjm u jąc zeń stary ma- terjał i napełniając go nowym, który się starannie równa i ubija. Je
żeli chodzi o dłuższy odcinek, ubijać go można małym walcem moto
rowym.
G runtow ny rem ont d rogi na dłuższej przestrzeni przeprow adza się n ajczęściej w sposób następujący. Na starą jezdnię nakłada się
R yc. 7.
Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe. 167
R y c. 8.
św ieży bandaż z m asy bitum ow ej, p odobn ie ja k na ryc. 5, przyteni w yk on yw a się pracę naprzód na jed n ej p ołow ie drogi, następnie na drugiej, żeby całkowicie nie zatrzymywać ruchu. R yc. 7 przed
stawia now ą m etodę zakładania bandaża. R ozsypu je się naprzód rów nom iernie na starej jezdn i suchy żw ir tłu czon y i w a lcu je się go m ocno. Polew a się następnie tę warstwę kaihienia gorącą smołą i znow u w alcu je ciężkim walcem . O ile d roga ma bardzo mocne podłoże, a zużycie jezdni jest czysto pow ierzchniow e, w ystarczy p o
lać ją bitumem (ryc. 7) i posypać cienkim żwirkiem i piaskiem.
R yc 9. Ryc. 10.
168 Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe.
R am y niniejszego artykułu każą nam zakończyć ten krótki opis z dziedziny d ró g bitum icznych. Oczywiście, należy sobie przytem zdać sprawę, że do preparacji bitumu i je g o mieszanin ze żwirem na gorąco lub na zimno potrzebne są jeszcze inne m aszyny (kotły, kadzie lub zbiorn ik i), k tórych tylk o część zdołaliśm y przytoczyć.
B udow nictw o d ró g pow ołało do życia zupełnie now ą gałąź przem y
słu, przem ysł d ro g o w y ( l ’industrie de la rou te), który obejm u je kopalnie bitumu, rafin erje dziegciów , sm oły i t. p. zapraw, ja k rów nież kamieniołomy, m łyny i t. d. O bejm uje on rów nież warsztaty bu d ow y m aszyn d rogow ych (w alce, podgrzew acze, w rębiarki i t. d.) i gru pu je całe arm je specjalistów , tak inżynierów , ja k i robotników d rogow ych .
M ów iliśm y pow yżej o najbardziej rozpow szechnionym d otych czas typie now oczesnej drogi, przynajm niej w E u rop ie; teraz zaś p rzejdziem y do m niej znanego typu, do d róg o nawierzchni beto
now ej.
Zasadnicza różnica w porów naniu z drogam i bitum owem i p o lega na tem, że ja k o substancja spajająca żwir służy tu nie smoła, lecz cement, czy raczej rodzaj cementu. Cementowa d roga jest na
turalnie o wiele trwalsza od bitum ow ej i wym aga rzadziej remontu, jed yn ą je j wadą jest jedn ak koszt pierwszej budow y, to też dla
tego typ ten stosunkowo niebardzo jest jeszcze rozpowszechniony.
W arstw a betonu cem entow ego może rów nież służyć ja k o doskonały fundam ent dla jezdni bitum ow ej. B udow a p odob n ej d rogi jest na
der prosta, bowiem na starą jezdn ię nakłada się warstwę betonu, przygotowanego w zwykłej betoniarce, i warstwę tę walcuje się.
Rye. 10 przedstawia remont ulicy Piotrogrodzkiej (rue de la Petro- grad) w Paryżu, którą p ok ryto warstwą cem entowego betonu „S o- łiditit“ . A u tor niniejszego artykułu miał często okazję p rzyp atry
wania się tej pracy, którą w ykonyw ano w roku ubiegłym . Na p ierw szym planie w idać tutaj specjalną now ego typ u walcarkę, jeżdżącą po szynach wszerz u licy ; relsy w ygięte są zgodnie z profilem u licy tak, że maszyna u bija beton, zostaw iając autom atycznie żądaną w ypu kłość jezdni. A b y nadać jezdni w ięcej jed n olitości i m ocy, zwłaszcza p rzy ciężkim ruchu, w m urow uje się w beton siatkę że
lazną, której dwa typ y przedstawiono na ryc. 11. Układanie siatki a przedstawia ryc. 12. Zaznaczam przy okazji, że w wielu wypadkach nawierzchnia asfaltowa może rów nież b yć wzm ocniona podobną siatką, np. na zakrętach. P rzy budow ie d ró g cem entow ych jak o spoiw a w yłącznego czy też dodatkow ego używ a się odniedawna krzemianu sodu.
W A m eryce używano do budow y d róg z bardzo dobrym skut
kiem ceg ły krzem ionkow ej bardzo tw ardej, -lest to m aterjał bardzo drogi, k tóry jedn ak w dalszej eksploatacji d ró g dobrze się opłaca, bow iem utrzym anie podobn ej jezdni jest niezmiernie tanie i łatwe.
W E uropie jezdn ia ta stosowana była dotychczas tylk o tytułem prób na drogach, przeznaczonych do użytku specjalnego, ja k wyścigi, p rób y sam ochodów i t. p.
Na zakończenie tej krótkiej pogadanki o drogach niezbędnem
Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe. 169
R yc. 11. R y c. 12.
jest dodać, że istnieje obecnie m nóstwo system ów i m etod budow y dróg, które się różnią gatunkiem m aterjałów , o ja k ich była mowa, i wykonaniem . K ażda droga, a nawet je j odcinek pow inien być przedm iotem gru ntow n ych badań i namysłu, m ających na celu zna
lezienie odpow iednich m aterjałów lub ich p ro p o rc ji oraz m etod bu
d ow y, od p ow ia d a ją cych n ajlep iej terenow i, klim atowi, m ożliwościom dostaw y m aterjałów , sile rob oczej, ruchow i i t. p. W w yniku p rzy
gotow aw czych badań i trasowania w yłon ić się może zupełnie nowy, ale uznany za n a jodp ow iedn iejszy typ drogi. Przedsiębiorstw a bu
d ow y d ró g w ciąż „k re u ją “ nowe ty p y naw ierzchni dróg, potrzebu
ją ce często m aterjałów o specjaln ych własnościach. Oczywiście, aby można było przeprow adzić ow ocne badania i zap rojektow ać dobrą drogę, trzeba być doskonale poin form ow an ym o w szystkich k w e
st ja ch i zagadnieniach, związanych z tą dziedziną techniki, o czem, niestety, w ielu p rojek tod a w ców zapomina.
R ola d ró g w ogóle, a odniedaw na d ró g „b ity ch “ , jest w dziejach n arodów niezmiernie ważna i — zdaniem naszem — n a j w i ę k s z y m kapitałem danego państwa jest je g o sieć drogow a. Na p o tw ierdzenie tego zdania przytoczę, że rozw ój Stanów Z jed n oczon ych zaczyna się od czasu, gd y przeprow adzono pierw szą kolej, łączącą W sch ó d z Zachodem . A we F ra n cji wszystkie zewnętrzne o b ja w y żyw otności i aktyw ności narodu francuskiego opierają się mniej lub w ięcej na niew ym ow nie łatw ej k om u n ik acji w tym kraju, który posiada najlepszą i najgęstszą sieć d rogow ą na kontynencie euro
pejskim .
W nioski, które stąd można w yciągn ąć, można głównie zastoso
w ać do n ow ood rod zon ych państw, które p ow in n y przedewszystkiem dążyć do ja k najszybszego rozw inięcia sieci d rogow ej, która wpłynie zbawiennie na handel w ewnętrzny i m iędzynarodow y.
L i t e r a t u r a : Le Gavrian : La chaussée moderne. — Revue Générale des Routes, rocznik 1931.
170 Postępy i zdobycze wiedzy.
POSTĘPY I ZDOBYCZE WIEDZY.
Nowe grupy krwi. Coraz częściej w spraw ozdaniach z procesów sądow ych można napotkać wzmianki o tem, że dla rozwiązania p ew nych krym inologicznych zagadek zastosowano badanie krwi jako do
w ód rzeczow y, przez oznaczenie przynależności do p ew n ych określo
nych grup krwi. To też p ojęcie grup krw i nie jest obcem nawet sze
rokiem u ogółow i, ja k kolw iek nie w szyscy zdają sobie sprawę z tego, co ono oznacza. Na łamach „P rz y ro d y i Techniki“ ogóln e w yniki badań nad tem epokow em zagadnieniem zostały p ok rótce streszczone przed dwom a laty, w związku z przyznaniem n agrod y N obla jednem u z n ajw ybitn iejszych badaczy na tem polu, L a n d s t e i n e r o w i . Klasyczne zdobycze w tej dziedzinie, k lasyfik u jące w szystkich przed
staw icieli ludzkości na cztery grupy, zależnie od chem icznych w ła
sności ich krw i, p ogłęb iają się z rok u na rok. Celem niniejszej notatki jest streszczenie ostatnich rezultatów badań w tym zakresie.
Ciałka czerwone krw i zaw ierają pewne substancje chemiczne, k tó re ogólnie m ożemy nazwać r e c e p t o r a m i , reagu jące z innemi związkam i chemicznemi, zawartemi w su row icy krwi, zwanem i a g- g 1 u t y n i n a m i. Każdem u receptorow i odpow iada ściśle dostoso
wana do niego agglutynina. Jeżeli zawiesina ciałek czerw onych zetknie się ze surowicą, zaw ierającą swoistą dla receptora danych cia
łek czerw onych agglutyninę, ciałka czerwone zlepiają się ze sobą, zbi
ja ją się w grudki, czyli agglutynują. Przekonano się, że w ciałkach czerw onych krw i ludzkiej w ystępu ją dw a rodzaje receptorów , na
zwane receptorem A i receptorem B, którym od pow iadają aggluty- n iny anti-A i anti-B. N igd y jed n ak nie w ystępu ją w ciałkach czerw o
nych i surow icy krw i tego samego osobnika jednocześnie odpow iada
ją ce sobie recep tory i agglu tyn in y ; w tym w ypadk u musiałaby b o
wiem następować a gglu tyn acja krw inek ju ż w obrębie naczyń k rw io
nośnych za życia. Natomiast u niektórych osobników w ystępu ją w krw inkach czerw onych rów nocześnie oba receptory, u innych znów brak receptorów zupełnie. Zależnie od tego można podzielić ludzi na 4 g ru p y : 1) osobników z krw inkam i czerwonemi, obdarzonem i recep
torem A i surow icą z agglutyniną anti-B, 2) osobników z krwinkam i z receptorem B, a surow icą z agglutyniną anti-A, 3) ludzi, których krw inki zaw ierają oba receptory, a surow ica żadnych agglutynin i wreszcie 4) ludzi pozbaw ionych receptorów (t. zw. grupa O ). Te w łaściw ości chemiczne krw i, t. zn. obecność lub brak pew nego recep
tora, są w łaściwościam i wrodzonem i, utrzym ującem i się przez całe życie niezmiennie i dziedziczącem i się ściśle w edłu g reguł nauki 0 dziedziczności. W ystarczy zaobserwować p od m ikroskopem kroplę k rw i badanego osobnika, zmieszaną z kroplą surow icy, zaw ierającej znaną agglutyninę, ażeby stwierdzić, do ja k ie j gru py k rw i dany człow iek należy. R ozległe i doniosłe praktyczne znaczenie tego ro dzaju badań w m edycynie praktycznej, antrop ologji, krym in ologji 1 t. d. jest ju ż powszechnie znane.
B adania Landsteinera i je g o w spółpracow ników , przeprowadzane
Postępy i zdobycze wiedzy. 171 w ostatnich latach w A m eryce, rozszerzyły w ybitn ie zakres naszych w iadom ości o grupach krw i. Okazało się, ż e w k r w i n k a c h l u d z k i c h , o p r ó c z z n a n y c h i p o w y ż e j o m ó w i o n y c h s u b - s t a n c y j A i B, w y s t ę p u j ą j e s z c z e t r z y i n n e r e c e p - t o r y, k t ó r e L a n d s t e i n e r n a z w a ł s u b s t a n c j a m i M, N i P. M iędzy klasycznem i receptoram i A i B, a opisanemi ostatnio receptoram i M, N i P istnieje jed n ak ta zasadnicza różnica, ż e a g- g l u t y n i n y , r e a g u j ą c e z M, N i P, n i e i s t n i e j ą n i g d y w s u r o w i c y l u d z k i e j . P o w s t a j ą o n e d o p i e r o w e k r w i z w i e r z ą t , k tóry m przez dłuższy czas w strzykiw ano zawiesinę ludzkich ciałek czerw onych, zaw ierających recep tory dane.
R ecep tory te w ystępu ją w k rw inkach czerw onych niezależnie od re
ceptorów klasycznych, m oże w ięc istnieć krew, k tórej k rw in ki zawie
ra ją jednocześnie recep tory A i M, albo B i M, albo A , B, M i N i tern podobn e kom binacje.
Jeżeli jakiem uś zw ierzęciu będzie się w strzykiw ać przez dłuższy czas zawiesinę ciałek czerw on ych człow ieka, p osiadającego np. recep
to r y B i M, to w su row icy zw ierzęcia pow staną swoiste agglu tyn in y anti-B i anti-M. A gglu tyn in ę anti-B można w pew ien sposób z tej su
ro w icy usunąć i w ów czas surow ica ta będzie agglutynow ała tylk o wyłącznie krw inki, zaw ierające recep tor M, bez w zględu na obecność innych recep torów w tych krw inkach. W yk ry w an ie obecności tych now o od k ryty ch receptorów połączone w ięc jest z dużemi trudn o
ściami, ale mimo to zbadano w ystępow anie tych receptorów ju ż u w ię
cej niż 10.000 ludzi w A m eryce i E uropie. N ajm niej zbadaną jest sub
stancja P, p ra w dopodobn ie w ystępu je ona tylk o u m urzynów . N ato
miast u w szystkich ludzi w ystęp u je substancja M lub N, lub też obie razem. U obu p łci w ystępu ją te substancje jed n ak ow o często. Ze sta
tystyczn ych obliczeń wynika, że 30°/0 ludzi należy do gru py M, 20°/0 do gru py N, 50°/0 do gru py MN, i ten stosunek częstości jest taki sam w N ow ym Y ork u , w poszczególn ych k rajach E u rop y i w Ja- pon ji. Zbadano do tej p o ry 300 rodzin na ich przynależność do tych now o opisanych grup k rw i i z badań tych w ynika, że dziedziczą się one podobnie ja k klasyczne gru py A i B, ściśle w edłu g reguł nauki o dziedziczności.
Badanie na obecność recep torów M i N nie będzie miało takiego znaczenia dla praktyczn ej m edycyn y, ja k badanie na obecność re
ceptorów A i B. Natom iast może od dać w ielkie przysługi krym ino- lo g ji, gdyż recep tory te dadzą się w y k ry ć jeszcze w starych, za
schniętych śladach krw i. O ile p otw ierdzą się w yn ik i badań nad dzie
dziczeniem się recep torów M i N, to w dociekaniach dom niem anego ojcow stw a, tak częstych w rozpraw ach sądow ych, będzie można w y kluczyć ojcow stw o w każdym co trzecim przypadku, zamiast, ja k dotychczas, zaledw ie w 1/ 7 części przypadk ów . B. S.
Gąsienice much jako środek leczniczy. Znam iennym objaw em , ce
ch u jącym zastosowania badań n au kow ych dla celów praktycznych, jest w spółpraca n iejedn ok rotnie bardzo od ległych gałęzi p rzyrodn i