• Nie Znaleziono Wyników

Przyroda i Technika, R. 12, Z. 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przyroda i Technika, R. 12, Z. 4"

Copied!
52
0
0

Pełen tekst

(1)

PRZYRODA i TECHNIKA

c z a s o p i s m o , p o ś w i ę c o n e p o p u l a r y z a c j i n a u k p r z y r o d n i c z y c h i t e c h n i c z n y c h

W y c h o d z i r a z n a m i e s i ą c z w y j ą t k i e m l i p c a i s i e r p n i a

KOMI T E T R E D A K C Y J N Y : Przewodniczący prof. E. Roni er, wiceprzew. prof. M. Si edl ecki R E D A K C J A : Dr. A n n a d’Ab a n c o u r t - K o c z wa r o wa , Katowice, ul. Sienkiewicza 19 A D M I N I S T R A C J A : Lwów, Czarnieckiego 12. P.K.O. 500.800

T R E S C

A rty k u ły . D ru ga w y pra w a B au era na K ańczen dzen - gę. B. S z a b u n ie w ic z : D z ieło C. S herrin gtona

• i E . D . A drian a. — St. N a g u r sk i: N iek tóre w s p ó łcz e ­ sne d rog i i m a te rja ły d rogow e.

P o s tę p y i z d o b y cz e w ied zy . Now e g r u p y k rw i. — G ą­

sien ice m uch ja k o środek lecz n icz y . — C zy k w iecia k ja b łk o w ie c je s t szkodn ik iem . — Z n ow szych badań nad b io lo g ją B ielin k a kapustn ika. — K r zy żó w k a b y ­ dła z antylopą. — N ow e teren y zasięgu ren ifera . — Co to je s t szk ło organ iczn e.

Co się d z ie je w P o lsc e , śm ierteln ość na raka w P olsce w św ietle c y fr — Za ga dn ien ie re g u la cji W is ły i żeglu­

gi rzeczn ej. — K a len d a rz y k a stron om iczn y n a m iesiąc m aj 1933 r. — R u ch to w a ró w na W iśle.

R u ch n a u k ow y i o rg a n iza cy jn y . Z d orocz n y ch ob ra d P a ń stw ow ej R a d y O ch ron y P rz y r o d y . — P ra ce nad org a n iza cją M uzeum P rzem ysłu i T ech n ik i. — Ostatnie rozp orzą d zen ia , d oty cz ą ce och ro n y p rz y r o d y w P olsce.

K s ią ż k i nadesłane, św ia t i ż y c ie . — R o b o t y w odn e i m eljora cy jn e. — S k a rb y p r z y r o d y i ich och rona.

P rz eg lą d czasopism .

S łow n iczek w y ra z ó w o b cy c h i term in ów n aukow ych.

ROK XII ZESZYT 4

K W I E C I E Ń 1 9 3 3 P renum erata ro czn a z ł. 8.40

<T>. 2 . 4 6 0

3 3

N A K Ł A D S. A . K S I Ą Ż NI C A - A T L A S T . N. S. W. , L W Ó W - W A R S Z A W A

(2)

Uwagi dla P. T. Współpracowników Przyrody i Techniki.

A rtyku ły i notatki uprasza się nadsyłać p r z e p i s a n e n a m a s z y n i e , lub pisane odręcznie w sposób b a r d z o c z y ­ t e l n y . A rtyku ły te i notatki są honorowane w wysokości 60 zł.

za arkusz, o ile ukażą się w druku.

Oprócz honorarjum może autor otrzymać bezpłatnie 20 egzem­

plarzy odnośnego zeszytu. Odbitki wykonuje się tylko na wyraźne życzenie autora na poczet honorarjum. A utorzy, reflektujący na odbitki, winni zaznaczyć, w jakiej form ie życzą je sobie otrzymać (w okładce, bez okładki, z nadrukiem tytułu lub bez, łamane lub nie i t. p .).

R ęk opisów ani m aszynopisów red a k cja nie zwraca.

Uwagi dla P. T. Prenumeratorów.

Pisma w sprawie prenumeraty nadsyłać należy tylko pod adresem Admi­

nistracji Przyrody i Techniki: Książnica-Atlas, Lwów, Czarnieckiego 12.

Prenumeratę najlepiej wpłacać blankietem P. K . O. na nr. 500.800.

Prenumerata roczna źł. 8,40, półroczna zł. 4,20.

Zeszyt pojedynczy zł. 1,— .

S k ł a d y g ł ó w n e : Książnica-Atlas, Oddział w Warszawie, ul. Nowy Świat 59. — Księgarnia św. Wojciecha, Poznań, plac Wolności 1, Lublin i Wilno. — S. A. Krzyżanowski, Kraków, Linja A — B. — E. Ja­

sielski, Stanisławów. — W . Uzarski, Rzeszów. — F. Welker, Przemyśl.

S. Seipelt, Ska z ogr. odp., Łódź, Piotrkowska 47.

S k ł a d h u r t o w y : Księgarnia Katolicka, Katowice, św. Jana 14.

Zaprenumerowałeś już

„Świat i Życie“ ?

Patrz strona 189 tekstu.

(3)

Rok XII. KW IECIEŃ 1933. ZE SZY T 4.

PRZYRODA I TECHNIKA

C Z A S O P IS M O P O Ś W IĘ C O N E P O P U L A R Y Z A C J I N A U K P R Z Y R O D N . I T E C H N IC Z N Y C H

W S Z E L K IE P R A W A Z A S T R Z E Ż O N E . P R Z E D R U K D O Z W O L O N Y Z A P O D A N IE M ŹRÓD ŁA.

DRUGA W YPR A W A BAUERA NA KAŃCZENDZĘNG?.

Zestawione z upoważnienia autora.

R ye. 1. Grupa Kańczendzeugi, widziana z Dardżylingu. Pod chmurami Sikkim . — Pot. Brenner.

Kańezendzenga, olbrzym górski na granicy Nepalu i In d yj. Nie wierny dziś jeszcze, czy drugi on, czy trzeci w rzędzie niebotycznych kolosów Him alajów. Czy przewyższa słynny K„ w Karakoram (8610 m ), czy też nie osiąga tej wysokości. A utorytet indyjskiego urzędu topo­

graficznego, t. zw. Survey o f India, przemawia za cy frą 28.146 stóp, t. j. 8579 metrów. A le cyfrę tę osiągnęła triangulacja indyjska zapo- mocą pomiarów z dziesięciu punktów z odległości od 76 do 164 km.

Stąd duża możliwość błędu. Z drugiej strony dwukrotne oznaczenie wysokości szczytu w odstępie prawie 40 lat (1847 i 1884) różniło się w wyniku tylko o niespełna 10 m, na co mógł zresztą wpłynąć i stan czapy śniegowej na szczycie. •

(4)

146 Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę.

Kańczendzenga to najpopularniejszy, najwięcej majestatyczny ze szczytów himalajskich. Błyszczy zdaleka bielą swych śniegów nizinie B engalji. Oddawna też przykuł do siebie wzrok europejskiego badacza.

Szedł więc ku niemu znany alpinista angielski Preshfield jeszcze wT r.

1899, Szwajcar Guillarmod w 1905. Sławny badacz angielski dr. Kellas kilkakrotnie zwiedzał okolicę masywu i ustępował pod przygniatają­

cym grozą widokiem ścian Kańczendzengi. Inni też, czy z zachodu czy ze wschodu idąc, stawali przed potwornemi, 3500 m wysokości licząeemi ścianami, ustawicznie targanemi lawinami, i wracali.

Trudności tworzyła przyroda tego obszaru. Olbrzymia różnica po­

ziomów między szczytem a niziną hindostańską była przyczyną powei- t lani a się potoków himalajskich w kilka tysięcy metrów nieraz liczące niedostępne jary, zarosłe w dole dżunglą tropikalną, ku górze gęstym lasem. Owa różnica poziomów a, co za tern idzie, bardzo wielka siła erozyjna wody i lodowców przemieniła krawędziowe pasmo himalajskie w' strzeliste szczyty i igły. D odajm y do tego nieustanne przy cieple dnia letniego lawiny kamienne i śnieżne. D odajm y fakt, że lato to okres deszczowego monsunu, a pogodna zima bardzo silnych wiatrów i mro­

zów, a będziemy mieli słabe wyobrażenie o trudnościach, które czekają tutaj podróżnika.

Akademicki Alpenverein w M onachjum uzupełniał oddawna obsadę najśmielszych wypraw7 wysokogórskich, tak w Europie, jak w7 A zji, czy Ameryce. Pierwszorzędną szkołę i doświadczenie, które dawały mło­

dym ludziom A lpy, zużytkowywali oni na całym świecie, przemieniając nadzwyczaj trudną rynnę P allavicin i’ego z Grossglocknera, czy takąż grań Peteret w7 grupie Mont Blanc na Pik Lenin (7130 m) na Pami­

rach, czy Kazbek na Kaukazie.

Z takiego to środowiska pochodzi Paul Bauer, który dwukrotnie, w r. 1929 i 1931, zaatakował Kańczendzengę z pierwszorzędną grupą, której wysokości ponad 7000 m nie były ohpe. W yniki obu tych wypraw są dzisiaj dostępne dla ogółu dzięki temu, że u ją ł je w dw7óeh książ­

kach: „Im K am pf um den H im alaja“ o wyprawie z 1929 r. i w świeżo wydanej „U m den Kantsch“ z opisem w ypraw y z 1931 r. Obie książki wydane zostały u Knorra i H irtha w Monachjum.

Nie w7szyscy .może wiedzą, że autor otrzymał za pierwszą swoją książkę złoty olim pijski medal w Los Angeles w r. 1932. Zadaniem na- szem jest przedstawić wyniki drugiej w ypraw y Bauera z 1931 r., opie­

rając się na jego opowiadaniu w czasie niedawnego pobytu w Polsce, oraz na książce i ilustracjach, łaskawie oddanych do d yspozycji „P rz y ­ rody i Techniki“ przez autora.

Podstawą obu wypraw Bauera był Dardżyling, znana, miejscowość klimatyczna na południowych stokach Himalajów, na wysokim grzbie­

cie górskim, około 2400 m nad poziom morza wzniesiona. Z tej to m iej­

scowości roztacza się w pogodne ranki nie m ający równego na świecie widok ku północy na olśniewająco białe ściany Him alajów. W dole, 2000 przeszło metrów poniżej, płyną w głębokich jarach na wysokości 200 metrów himalajskie potoki. W ysoko, zwyczajnie ponad chmurami na niebie świeci Kańczendzenga, niespełna 70 km odległa. Owa olbrzy-

(5)

Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę. 147 mia różnica wzniesień, wynosząca 8400 m, nadaje temu widokowi fa n ­ tastyczne, nieziemskie prawie cechy (R yc. 1).

W ypraw a Bauera zmontowała się szybko w Dardżylingu. 210 tra­

garzy, 6 służby miało towarzyszyć 9 Niemcom i nieść sprzęt i żywność, przywiezione z Niemiec i z In d yj, w góry. Użycie wozów, czy zwierząt jucznych było na drodze w ypraw y nie do pomyślenia. W yłącznie człowiek miał spełnić fun k cje transportowe.

R yc. 2. W sch odn ia ściana K ańczendzengi. Na praw o grań p ółnocn o-w schodnia, drog a w y pra w y Bauera. Na przedzie lod ow iec Zem u. R óżnica w y so k o ś ci m iędzy lodow cem a szczytem = 3600 m.

Fot. Brenner.

W dniu 29 czerwca 1931 r. było wszystko ju ż w drodze, aby na tydzień zaszyć się w głębokie i parne doliny himalajskich potoków, gęstym lasem porosłe. D roga wiodła przeważnie doliną rzeki Tisty i je j dopływ u Zemu-czu, który odwadnia masyw Kańczendzengi, od wschodu. Na wysokości 4070 metrów wypływa ten potok z lodowca Zemu, zbierającego Opad na tym stoku. Lodowiec Zemu, potężny język, niespełna 30 km długi, o małym stosunkowo spadku, sięga! pod wschodnią ścianę Kańczendzengi (Ryc. 2 ). Ż lewej i prawej strony za­

sila go wiele mniejszych lodowców z innych, do 7000 metrów sięgają­

cych szczytów. Jednym z nich- jest przedziwnej piękności - Sińiólchu (6891 m ), położony niedaleko od końca lodowca (R yc. 3).

10*

(6)

148 Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę.

Zadaniem w ypraw y było po osiągnięciu lodowca przejść wzdłuż niego pod ściany szczytu, aby tam rozpocząć właściwą wspinaczkę. Z a­

danie to spełniono, zakładając po drodze szereg obozów, które służyły jako miejsca noclegowe i składy sprzętu oraz żywności. Od obozów niższych do wyższych dostarczali je tragarze aż do gru py przedniej na grani Kańczendzengi. B yło owych obozów 11. Najniższe przy końcu lodowca b yły zaopatrzone w nam ioty; wysokie to b yły jam y, w lodzie wybite, „o gotyckiej architekturze, która uniemożliwia kapanie wody ze ścian na nos, lecz odprowadza ją po ścianach“ .

Trudnościami, które w yłoniły się od samego początku, były przede- wszystkiem lawiny śnieżne i kamienne, walące bez ustanku przy nieco wyższej temperaturze ze ścian doliny Zemu. Jedynie doświadczeniu E uropejczyków i tragarzy należy za wdzięczyć, że zginął tylko jeden z tragarzy od lawiny kamiennej jeszcze w dolinie Tisty.

R yc. 3. Siniolchu od północy. Fot. Brenner.

(7)

Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę: 149

R yc. 4. Grupa K ańczendzengi i droga w ypra w y Bauera z Dardżylingu (kropkow an a).

Podziałka 1:1,000.000.

Podobnie i choroby dotknęły wyprawę. Dwóch tragarzy zmarło na malarję i febrę. K ilku z E uropejczyków i wielu z tragarzy chorowało na nie, bo lato było ciepłe i wilgotne. W reszcie poważną trudnością b yły ciągłe mgły’ i fantastyczne wprost opady śnieżne i deszczowe.

I tak rekord z 8 /X 1929 wyniósł 2 m nowego śniegu w ciągu 24 godzin.

D roga lodowcem doprowadziła wreszcie czołową grupę wspinaczy na wysokości około 5700 metrów do stóp ściany Kańczendzengi. Wy­

kluczoną oczywiście była wędrówka wprost z lodowca na główny’ szczyt wobec ciągłych lawin. Bauer zdecydował się więc osiągnąć jedną z bocz­

nych grani, wiodącą od północnego zachodu ku szczytowi, i nią się po­

suwać. D roga tą granią chroniła jako tako od lawin, byda jednak w początku niezmiernie stroma i nastręczała wielkie trudności technicz­

(8)

150 Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę.

ne. Dopiero później grań spłaszczała się i stawiała mniejsze trudności.

Forsowanie też owej dolnej, stromej części grani północno-zachod­

niej zajęło grupie aż miesiąc czasu, a pochłonęło dwa życia, E u rop ej­

czyka Schallera i tragarza Pasanga, którzy spadli około 600 metrów7 z grani na lodowiec. Nie zachwiało to zresztą, ale pchnęło do no­

wego wysiłku, którego rezultatem było wykucie drogi w lodzie na stro­

mej, prawie 2000 m wysokiej części grani i osiągnięcie mniej stromych partyj na wysokości około 7000 metrów7. W uderzeniu jednak dalszem nie brał już udziału sam Bauer, który wskutek choroby zmuszony został do odwrotu z wysokości 7275 metrów, ale wyłącznie jego tow7a-

R yc. 5. Turnia z m iejscem na ob óz na grani północn o-w schodniej. — Fot. Brenner.

(9)

Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę. 151

R yc. 6. Fragment drogi na grani p ółnocn o-w schodniej. Na lew o głów n y szczyt K ańczendzengi.

Fot. Allwein.

rzysze Allwein, A ufschnaiter, Hartmann, Pircher, W ien oraz traga­

rze Pemba, Kami i Ketar. Osiągnęli oni śzczyt grani północno-zachod­

niej (7700 m) i zeszli nieco wdół kn właściwej grani północnej Kań- ezendzengi. Tam napotkali stromą ścianę lawinową, która nie dała się obejść. W yczerpani wielomiesięcznym wysiłkiem fizycznym i ner­

wowym, alpiniści stali ju ż na granicy swych sił. Odwrót ich więc z te­

go punktu (18 września) był tylko wynikiem przykrej ale świadomej

(10)

152 Druga wyprawa Bauera na Kańczendzengę.

R yc. 7. S poczyn ek grupy tragarzy na początku poziom ego odcinka grani. — Fot. Brenner.

d ecyzji jednostek, odpowiedzialnych za swe życie własne i towarzyszy.

Kańczendzenga po raz drugi oparła się człowiekowi.

W yp ra w y Bauera zademonstrowały nam prawie kres możliwości wysiłku fizycznego człowieka w wysokich górach. Ale podobnie, jak

R yc. 8. Grzebień śnieżny na grani (7275 m). W tyle Siniolchu. — Fot. Hartman.

(11)

Druga wyprawa Bauera na Kańezendzengę. 153

R yc. 9. G łów ny szczyt Kańczendzengi, w idzian y ze szczy tu grani półn ocn o-w sch od n iej (7700 raj.

Fot. Hartman.

i w ypraw y na Ewerest, pouczyły nas, że co najm niej do wysokości 8000 m zbędnem jest użycie tlenu. P ouczyły nas dalej, że organizm ludzki znosi wcale dobrze takie wysokości przy powolnem wznoszeniu się na nie. Grupa czołowa Bauera spędziła 7 tygodni w wysokości po­

nad 6000 m, 10 dni nawet ponad 7000 m. Powolne podnoszenie się wgórę wskutek trudności drogi było doskonałem przystosowaniem

(12)

154 Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana.

organizmu. Dopiero na wysokości 7360 m zauważono mały spadek apetytu i zdolności snu, co mogło też pochodzić z długiego wysiłku.

Brak tchu, ozy osłabienie nie dokuczało gru pie; z wysokością tylko spadało powoli tempo robocze. W ypraw a Bauera przyniosła m. i.

bardzo interesujące pom iary tętna, siły'm ięśn i, składu krwi i t. p.

w tych wysokościach. W zrost np. szybkości tętna zauważono dopiero ponad 6000 m, podobnie jak i inne zmiany funkcjonalne.

W ypraw a Bauera dostarczyła nam pięknej m apy wschodnich sto­

ków Kańczendzengi z lodowcem Zemu, w podziałce 1:33.333, opartej na zdjęciu fotogrammetrycznem. Żaden z lodowców H im alajów nie ma jeszcze takiej mapy. Ścisłe obserwacje pogody, inform acje o budowie geologicznej, pom iary szybkości ruchów lodowców, spostrzeżenia o ich charakterze, przywieźli i opracowali poszczególni członkowie a przez p u ­ blikację w książkach „U m den Him alaja“ i „U m den Kantsch“

udostępnili ogółowi. Stąd też wyprawa ta odbiega znaczeniem daleko poza alpinistyczny jeno wyczyn. D aje ona wiele rzeczowego m aterjału nauce, podobnie jak w yprawy na Ewerest, ałajsko-pamirska wyprawa niemiecka i t. p. Jest nadto przepięknym przykładem woli i hartu współczesnej młodzieży. W szak najstarszy członek wyprawy, Bauer, nie przekroczył 35 lat, a średnia reszty wahała się koło 25 lat. iw.

BOŻY DAR SZABUNIEW ICZ, Kraków.

DZIEŁO C. SHERRINGTONA I E. D. ADRIANA.

Nagroda Nobla za fizjo lo g ję i medycynę została w roku ubiegłym rozdzielona między dwóch badaczy układu nerw ow ego: C. Sherringtona i E. D. Adriana. Zasługi ich dla nauki mają dużo cech wspólnych, jednak z wielu względów odm ienny posiadają charakter.

S i r C h a r l e s S h e r r i n g t o n , profesor Uniwersytetu w Ox- fordzie, liczy obecnie 73 lata. Mimo późnego wieku nie przerwał pracy naukowej. Posiada on olbrzymie wprost zasługi, gdyż liczne badania jeg o dotyczą najbardziej zasadniczych kwestyj czynności układu ner­

wowego centralnego, a pojęcia, które on stworzył, stały się w wielu wypadkach podstawowemi dla późniejszego rozw oju tej dziedziny wie­

dzy. Streszczenia jego badań ze względu na ich rozciągłość, specjalność poruszanych zagadnień oraz ich liczbę nie da się dokonać w krótkiej wzmiance. A b y dać pojęcie o ogromie pracy i zasług tego wielkiego człowieka, w yliczyć można ważniejsze kwestje, w których powstaniu i rozwoju brał on żyw y udział.

Należą tu tak zasadnicze sprawy, jak wykrycie i zbadanie fiz jo lo ­ gicznego t o n u s m i ę ś n i o w e g o (napięcia, istniejącego u niepra­

cujących m ięśni), wytłumaczenie tego napięcia jako odruchu pewnych ośrodków, zasadnicze badania nad temi ośrodkami, nad zmianami tonus mięśni w zależności od ruchów innych mięśni, działających na te same części szkieletu; wytłumaczenie niektórych złożonych czynności orga­

nizmu, jak np. chodzenia jako szeregu związanych ze sobą odruchów ;

(13)

Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana. 155 badania nad ruchowemi ośrodkami kory mózgowej, zwłaszcza u małp człekokształtnych; nad unerwieniem ruchowem i czuciowem m ięśni;

nad sposobem kurczenia się mięśni p rzy czynnościach odruchowych.

Z tego długiego spisu widać, jak licznemi kwestjami o zasadniczem znaczeniu zajm ował się Sherrington. Jednak osią, dookoła której wszystkie te badania się obracają, zasadniczą kwestją, która stale zaj-

R yc. 2. Schem at ruchu od ru ch ow eg o (podł. H eule’g o z Httbera). c f — neu- ry t kom órki ru chow ej, w y ch od zą cy z rdzenia, g — kom órka czuciow a, cp — neu ryt kom órki czuciow ej, rozgałęziający się w rdzeniu, s — kom órka p ośrednicząca i jej w y ­

pustki.

R yc. 1. N euron (podług A . B ecka).

mowała jego umysł i którą we wszystkich swych badaniach miał na widoku, była c z y n n o ś ć o ś r o d k ó w n e r w o w y c h , ta n ajtru d­

niej dostępna czynność organizm u zwierzęcego. Dlatego największą ilość badań poświęcił Sherrington odruchom.

A b y dać pojęcie, jak złożone i trudne do rozwiązania sprawy wcho­

dziły w badaniach tych w rachubę, opiszę tu, o ile się da, przystępnie, pewne zagadnienie, dotyczące odruchów, które Sherrington rozwiązuje w niedawno ogłoszonych badaniach.

Przedtem jednak przypom nieć trzeba zasadnicze rzeczy o budowie układu nerwowego i o odruchach. (Patrz Przyroda i Technika, rok X , 1931, s. 289— 292). Układ nerwowy można rozpatrywać jako zbiór

(14)

156 Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana.

komórek nerwowych, czyli neuronów. Neuron (rys. 1) składa się z właściwej komórki i je j wypustek. W skład neuronu wchodzą n a j­

częściej liczne wypustki, zwane d e n d r y t a m i , które doprowadzają podniety d o k o m ó r k i , i jedna, zwana n e u r y t e m , która pod­

niety odprowadza o d k o m ó r k i . Komórka jest mała, średnica je j przeciętnie wynosi około 1/ 100 milimetra, zaś włókna mogą być bardzo długie choć cieniutkie, dochodząc do metra i więcej długości.

W układzie nerwowym, rozpatrywanym jako zbiór neuronów, bę­

dziem y mogli rozróżnić 3 rodzaje komórek: 1) czuciowe, 2) ruchowe i 3) pośredniczące. Kys. 2 przedstawia schematycznie budowę rdzenia kręgowego. W idzim y część rdzenia, przedstawioną w postaci cylindra.

W schemacie uwidoczniona jest jedna k o m ó r k a c z u c i o w a ( g ) ; posiada ona jedną tylko wypustkę, która dzieli się na dwie gałązki.

Jedna z nich zdąża na o b w ó d ; jest to długie w ł ó k n o , k t ó r e ł ą ­ c z y k o m ó r k ę c z u c i o w ą z j e d n e m l u b w i e l o m a z a ­ k o ń c z e n i a m i c z u c i o w e m i , c z y l i o r g a n a m i c z u c i o - w e m i, umieszczonemi jużt.o w skórze, już też w innych organach zmysłowych. Jeśli zakończenie czuciowe zostanie zadrażnione, wówczas wysyła ono wzdłuż włókna do komórki jakąś bliżej nieznaną podnietę.

Podnieta przewodzona zostaje z komórki dalej w kierunku rdzenia przez drugą gałązkę wypustki nerwowej (c p ). W idać na schemacie, że gałązka komórki czuciowej, zdążająca do rdzenia, dzieli się na liczne m n iejsze; niektóre z tych odgałęzień zdążają do k o m ó r e k r u c h o ­ w y c h , w schemacie umieszczonych szeregiem z drugiej strony rdze­

n ia ; wypustki odprowadzające komórki czuciowej stykają się z w y­

pustkami doprowadzającem i komórek ruchowych. W ten sposób pod­

nieta, udzielona czuciowemu zakończeniu komórki czuciowej, może zostać przekazana komórce ruchowej. Ta ostania przez swe włókno od­

prowadzające (c f) może wysłać odpowiednie zadrażnienie do mięśnia i pobudzić go do skurczu. Bowiem odprowadzające w ł ó k n a k o m ó ­ r e k r u c h o w y c h wychodzą z rdzenia i w postaci długich włókien z d ą ż a j ą d o m i ę ś n i .

Na schemacie widać, że niektóre odgałęzienia wypustki komórki czuciowej zdążają nie do komórek ruchowych, lecz do k o m ó r e k p o ś r e d n i c z ą c y c h ( S ) , których włókna odprowadzające zdążają dopiero do komórek ruchowych. Podnieta czuciowa, zależnie od ro­

dzaju, siły i innych czynników, może zostać skierowana z komórek czuciowych bezpośrednio do ruchowych, albo też przez pośredniczące.

Przytem pośredniczyć może w przenoszeniu podniety nie jedna ko­

mórka, lecz liczne, gdyż każdy neuron posiada wypustki, umożliwia­

jące mu komunikację nietylko z komórkami ruchowemi, lecz z innemi k o m ó r k a m i p o ś r e d n i c z ą c e m i w y ż s z e g o r z ę d u . W skład ustroju nerwowego wchodzą mil jo n y i mil ja rd y komórek nerwowych. Układają się one w pewne zbiorowiska, działające wspólnie, zwane o ś r o d k a.m i.

O d r u c h e m jest zjawisko, w którem podnieta, udzielona nerwom albo zakończeniom nerwów czuciowych, przenosi się do ośrodków, z któ­

rych przez włókna nerwowe ruchowe (m otoryczne) przenosi się do

(15)

Dzieło C. Slierringtona i E. D. Adriana. 157 t. zw. e l e k t o r a , to jest narządu, którym organizm reaguje na otrzy­

maną podnietę, a którym może być m i ę s i e ń , g r u c z o ł l u b t. p.

Jest to więc zjawisko bardzo złożone, w którem w grę w chodzą: 1) apa­

rat odbierający podnietę, 2) włókna nerwowe, przewodzące podnietę do rdzenia, 3) ośrodek nerw owy (centrum odruchow e), który prze­

kształca tę podnietę w zależności od je j rodzaju, siły, od stanu orga- nizmu i ośrodków nerwowych, 4) nerw, odprow adzający podnietę przekształconą do 5) organów, zapomocą których następuje reakcja.

P rzy p om ocy m etod, d oprow adzon ych do w ielkiej doskonałości, przedsięw ziął Sherrington badania nad stosunkiem czasow ym poszcze­

góln ych części procesu odruchow ego. Doświadczenia, o k tórych m o­

wa, w ykonane zostały na kotach, u k tórych przez specja ln y zabieg oddzielano rdzeń k ręg ow y od ośrodk ów w yższych, aby te nie m ogły w spółdziałać w pow staw aniu odruchów . Badano c z a s u p ł y w a ­ j ą c y o d c h w i l i z a d r a ż n i e n i a d o w y s t ą p i e n i a r e ­ a k c j i (ja k o taką uw zględniano skurcz m echaniczny i p rą dy czyn ­ nościow e w m ięśniach). Odruch w zględnie ruch mięśnia w yw oływ an o w c z w o r a k i s p o s ó b : 1) przez zadrażnienie nerw u czuciow ego p rzy samym organie czuciow ym , 2) przez zadrażnienie tychże sa­

m ych w łókien n erw ow ych w m iejscu, gdzie w chodzą one do rdzenia, 3) przez zadrażnienie nerw u ru ch ow ego mięśnia, w k tórym pow sta­

wał odruch, tuż po w y jściu tego nerw u z rdzenia i w reszcie 4) przez zadrażnienie nerw u ru ch ow ego p rzy samym mięśniu. Z różn icy trw a­

nia tych czasów, odpow iadających różnym miejscom zadrażnienia, można b yło oznaczyć trwanie poszczególn ych części odruchu.. Tak np. przez oznaczenie czasu odruchu, g d y drażniono nerw czu ciow y daleko od rdzenia i g d y drażniono ten sam nerw tuż p rzy rdzeniu, i obliczenie różn icy tych dw óch okresów można było wnosić, ile czasu potrzeba, b y podnieta przebiegła odnośną długość nerwu, a zn ając tę długość p rzebytej drogi, można było ob liczyć szybkość przebiegu p odn iety w nerw ie czuciow ym . W p od ob n y sposób oznaczono szybkość przebiegu p odn iety w nerw ach ru ch ow ych oraz okres czasu, przez k tóry podnieta zostaje zatrzym ana w rdzeniu, w k tórym w ięc od ­ byw a się poprzednio wspom niane, „skierow yw anie“ p odn iety przez te lub inne d rogi kojarzeniow e. Czasy, które tu w chodzą w rachubę, są nieraz bardzo małe. Tak np. czas przekształcania w zględnie skie­

row yw ania p odn iety w rdzeniu w om aw ianych odruchach w yn osił zw ykle parę tysięcznych sekundy, a w niektórych odruchach w y n osił mniej niż 0,5 tysięcznych sekundy. Zasługa Sherringtona nie na tern polega, że on pierw szy oznaczył pow yższe czasy, gdyż robiono to ju ż przed nim w ielokrotnie, ale na tern, że oznaczył te czasy p rzy p o ­ m ocy m etodyki bez zarzutu, oraz na tern, że oznaczał różne te okresy odruchu w tym samym eksperym encie, d a ją c m ożność p o r ó w n a ­ n i a i c h b e z p o ś r e d n i e g o i o d d z i e l n e g o n i e j a k o r o z p a t r z e n i a i z b a d a n i a p o s z c z e g ó l n y c h c z ę ś c i p r o c e s u o d r u c h o w e g o . W dośw iadczeniach tych okazało się, że szybkość przewodzenia podniety w nerwach czuciowych (35 me­

trów na sek.) jest znacznie m niejsza, niż w ru ch ow ych (80 m /sek .).

(16)

158 Dzieło €. Sherringtona i E. D. Adriana.

Na podstawie takich eksperym entów p otra fił Sherrington głęboko w niknąć w istotę odruchu. Jako przykład kw estyj, które w tych d o ­ św iadczeniach dały się rozwiązać, przytoczę następujące zjawisko.

Przez zadrażnienie jedn ok rotn e krótkie ru chow ego nerw u uzyskuje się t. zw. s k u r c z p o j e d y ń c z y odnośnego mięśnia, t. j. krótki skurcz, trw a ją cy około 0,1 sekundy. Jeśli natomiast rów nie krótko zadrażnić odpow iedni nerw czuciow y, to skurcz, ja k i powstanie (ja k o odruch) w tym samym mięśniu, będzie z n a c z n i e d ł u ż ­ s z y . Z fiz jo lo g ji mięśni wiadom o, że przez w i e l o k r o t n e draż­

nienie nerw u ruchow ego w krótkich odstępach czasu (np. 50 razy na sek.) można w mięśniu uzyskać s k u r c z t ę ż c o w y , trw a ją cy znacznie dłużej niż pojed yń czy, m ianowicie tak długo, ja k długo na nerw padają podniety. Można w ięc było się spodziewać, i o roz­

strzygnięcie tej spraw y się pokuszono, że podnieta czuciow a p o je ­ d yn cza przekształcona zostaje w ośrodku odruchow ym w ten sposób, że kom órki ruchowe, t. j. stojące w związku z ruchowem i włóknam i nerwowem i, udzielają mięśniom przez pośrednictw o nerw ów im pul­

sów nie pojed yń czych , lecz w ielokrotn ych , k tóre p ow od u ją od pow ied­

nio dłuższe skurcze.

Otóż badania Sherringtona rozstrzygnęły tę sprawę w sposób nie­

oczekiw any. Okazuje się, że przyczyna przedłużenia skurczu nie leży w tern, że następują w ielokrotne w yładow ania tych samych kom órek ruchow ych, ale w tern, że różne kom órki zadrażnione w czasie jedn ego odruchu posiadają r ó ż n e c z a s y w y ł a d o w a n i a i że czasy te są bardzo różnorodne, skąd i przedłużenie skurczu. Z dalszych p o­

m ysłow ych badań okazało się, że w yładow anie kom órki ruchow ej następuje nie odrazu pod w pływ em jedn ego bodźca czuciow ego.

Pierw szy, w zględnie pierwsze impulsy przechodzące od strony k o ­ m órek czu ciow ych w y w ołu ją p e w i e n s t a n z a d r a ż n i e n i a k o m ó r k i r u c h o w e j , w zrastający p od w pływ em podniet następ­

n y c h ; dopiero p od w pływ em pew nego impulsu, k tóry niejako d o ­ p e ł n i a m i a r y , następuje w y ł a d o w a n i e k o m ó r k i , czyli oddanie impulsu przez w łókno ruchow e do mięśnia. Po w yładow aniu takiem może nastąpić nowe załadowanie kom órki przez dopływ ające w dalszym ciągu bodźce czuciowe, nowe w yładow anie i t. d.

Na podstaw ie podobn ych dośw iadczeń w yjaśn ić się daje oddziały­

wanie podniet czu ciow ych na ośrodki nerwowe, w p ływ wzajem ny odru ch ów na siebie i t. p. D a ją one możność zrozumienia tego, j a k p r a c u j e u s t r ó j n e r w o w y c e n t r a l n y . O d r u c h y b o ­ w i e m s k ł a d a j ą s i ę n a c z y n n o ś ć c a ł e g o u k ł a d u

o ś r o d k o w e g o .

Studja Sherringtona cechuje to, że dotyczą one kw estyj n ajbar­

dziej zasadniczych i przeprowadzane są z w ielką dokładnością, w nik­

liw ością i głębokiem zrozumieniem badanych zjawisk.

D rugi z laureatów, E d g a r D o u g l a s A d r i a n , lektor f i ­ z jo lo g ji w Cambridge, jest jeszcze m łody, liczy bowiem lat 43. Z a j­

m ował się on rów nież czynnością układu nerw ow ego, ale, o ile Sherrington starał się dociec tajem nic n ajbardziej niedostępnej części

(17)

Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana. 159 łuku odruchow ego, t. j. ośrod k ów n erw ow ych, o tyle badania A driana dotyczą raczej obw od ow ej części łuku odru ch ow ego. Z a j­

mował się on c z y n n o ś c i a m i n e r w ó w , m i ę ś n i i z a k o ń ­ c z e ń n e r w o w y c h c z u c i o w y c h . Pierwsze je g o prace d otyczą pobu d liw ości i sumowania podn iet w mięśniach i nerw ach, oraz zmian elektrycznych w mięśniach w czasie ich czynności, czyli prądów czynnościow ych. S p ecja lizu je się w e le k tro fiz jo lo g ji. W czasie swych poszukiwań, po zastosowaniu lamp k atod ow y ch ja k o w zm acniaczy do elektrom etru w łosow atego, uzyskał on p rzyrząd do badania zmian elektrycznych, ce ch u ją cy się zdolnością do bardzo szybkich reak cyj i od zn a cza jący się olbrzym ią czułością, p rzy p om ocy którego można b yło r e j e s t r o w a ć p r ą d y elektryczne ju ż nie od pni n erw o­

w ych, ale o d p o s z c z e g ó l n y c h w ł ó k i e n . Musiano oczy­

w iście od siebie od preparow yw ać w łókna nerw owe, w zględnie oddzie­

lano od nerw u m aleńkie ich pęczki. Średnica w łókien n erw ow ych jest dość różna, ale przeważnie w ynosi 4— 16 m ikronów (tysiącznych części m ilim etra), to też zrozumiałem jest, że zabiegu takiego nie można w yk on a ć p od kontrolą n ieu zbrojon ego oka. Posłużyły do tego celu lu p y binokularne, dające plastyczn y obraz pola widzenia.

P rzy p om ocy tych m etod, które stopniow o coraz dalszemu ule­

gały w ydoskonaleniu, A dria n ze swymi w spółpracow nikam i starał się w yśw ietlić, w jaki sposób i zapom ocą ja k ich czynników zakoń­

czenie nerw ow e czuciow e, a w ięc aparat o d b iorczy organizm u, na k tó ry działa jakiś czynnik zewnętrzny, może za pośrednictw em w łókna n erw ow ego „porozu m ieć się“ z ośrodkiem nerw ow ym , oraz w ja k i sposób ośrodek ru ch ow y w rdzeniu w ydaw ać może, również przez pośredn ictw o w łókna, różnorakie „rozporządzenia“ mięśniom.

Badania A drian a nie w yśw ietliły samego zjaw iska, gdyż nie d o ty ­ cz y ły je g o istoty. To też mimo je g o badań samo zjaw isko stanu czynnego w nerw ie nadal pozostaje dla nas ta jem n icą ; niew iadom o, co od byw a się w nerw ie w czasie przebiegu podniety. W badaniach A drian a m i e r n i k i e m c z y n n o ś c i n e r w u b y ł y z m i a n y e l e k t r y c z n e .

Badania je g o w ykazują, że zakończenie nerw ow e czuciow e z k o­

m órką w ośrodku nerw ow ym , w zględnie kom órka ruchow a z p od le­

ga jącem i je j włóknam i mięsnemi, porozum iew ać się może zapom ocą jak ichś i m p u l s ó w j e d n o s t k o w y c h . Im pulsy te m ają za­

wsze p o d o b n y charakter, i to zarówno przy braniu p o d uw agę róż­

nych stanów zadrażnienia elementu, w y syła jącego te impulsy, ja k też p rzy porów n yw an iu im pulsów, w ysyłanych przez różne zakoń­

czenia czu ciow e za pośrednictw em różn ych nerw ów . R ozpatrzym y d okładniej jed n o z dośw iadczeń, aby w y tw orzyć sobie bardziej zro­

zumiały obraz tych złożonych stosunków.

W dośw iadczeniu, k tóre tu ja k o przyk ład przytoczę, chodziło o zbadanie i m p u l s ó w , k t ó r e o ś r o d e k o d d e c h o w y w y ­ s y ł a d o m i ę ś n i o d d e c h o w y c h , p ow od u ją cy ch ruchy klatki p iersiow ej i przepony. Badania w ykonano na uśpionych uretanem królikach , którym odpreparow yw ano gałązkę jed n ego z nerw ów

(18)

160 Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana.

szyjnych (3 pary nerw ów rdzen iow ych ), stanowiącą część nerwu przeponow ego, którego zadrażnienie p ow odu je skurcz przepony.

Gałązka ta s k ł a d a s i ę z o k o ł o 150 w ł ó k i e n nerw ow ych.

W łók n a te rozdzielano pod łupą zapom ocą cienkich igiełek i przeci­

nano część tych w łókien tak, aby tylko parę w łókien zostało nietknię­

tych. Jednocześnie badano przechodzenie b odźców ruchow ych, które przez nieuszkodzone w łókna nadal wysyłane b y ły z ru ch ow ych k o­

m órek n erw ow ych w rdzeniu do w łókien mięśnia przeponow ego.

Rys. 3 daje nam w ynik pierw szej części om awianego dośw iadcze­

nia. W id zim y cztery części tego rysunku. Każda z nich odpow iada pewnem u okresow i dośw iadczenia. Są to fo to g r a fje ruchów słupka rtęci w elektrom etrze w łosow atym . Część dolna, ciemna, odpow iada cieniow i tego słupka na film ie fotograficzn ym , który przesuwa się z dość znaczną szybkością tak, że uchw ycone zostają r u c h y s ł u p ­ k a r t ę c i , k t ó r e s ą o d z w i e r c i e d l e n i e m p r ą d ó w c z y n n o ś c i o w y c h w n e r w i e . Każda część rysunku odpow ia­

da norm alnem u w dechow i uśpionego zwierzęcia.

N ajp rzód zbadano p rą dy czynnościow e całego nerw u (150 w łó­

kien) ; w idzim y je w części A . P rąd y są bardzo nieregularne, a czę­

stość im pulsów nie daje się w cale rozpoznać. Następnie przecięto około 9/ 10 nerwu, to jest pozostaw iono tylk o około 15 w łókien nie- p rzeciętych i od nich odprow adzono prąd w sposób analogiczny do p o p rze d n ie g o ; ta część odtw orzona jest na kliszy B. W idać, że im­

pulsy przedstaw iają znacznie większą praw idłow ość, jednakże i tu nie d ają się od cyfrow ać. W dalszym ciągu przecięto jeszcze znaczną część pozostałych w łókien tak, że pozostały tylk o 3 nieprzecięte w łókna n erw ow e; p rą dy od nich odprow adzone (klisza C) przedsta­

w iają w przeciw ieństw ie do poprzednich bardzo w ielką p raw idło­

w o ść; w idzim y p ojed yń cze im pulsy (na rysunku w postaci z ą b k ó w );

poszczególne bodźce są do siebie bardzo podobne i pow tarzają się w czasie, gd y nerw jest czynny, regularnie 40 razy na sekundę. Część D odpow iada tym że samym prądom z tych sam ych trzech włókien, które uzyskano kilka minut po zdjęciu C. U dołu zapisane jest d rga­

nie w idełek strojow ych, które są tu miarą czasu (100 okresów na sekundę).

Dośw iadczenie to tłum aczy się w sposób n astęp u jący: fo to g r a fje C i D od pow iadają s t a n o w i c z y n n e m u j e d n e g o t y l k o w ł ó k n a ; nie wszystkie z nich przew odzą p odn iety do mięśnia w warunkach doświadczenia. F otogra fje A i B odpowiadają licz­

nym impulsom z licznych włókien, i n t e r f e r u j ą c y m ze sobą, d a ją c obraz trudn y do odcyfrow ania.

W dru giej części tegoż dośw iadczenia chodziło o rozstrzygnięcie pytania, w ja k i sposób ośrodek m iaruje p odn iety dla mięśnia, to znaczy, w ja k i sposób kom órka nerw ow a p ow odow ać może raz słabszy, to znów silniejszy skurcz mięśnia. Czy może siła im pulsów n erw ow ych ulega zmianom, lub też zmienia się ich form a?

W yn ik tego badania zn ajdu jem y na rys. 4. Klisze A i B uzyskano przy zwykłem oddychaniu zwierzęcia. Częstość im pulsów w ynosi tu

(19)

Dzieło C. Sherringtona i E. D. Adriana. 161 27 na sek. Zaraz po ich otrzym aniu zaciśnięto rurkę tracheotom ijną, przez którą k rólik od dych a, na pew ien p rzeciąg czasu. N astępuje wówczas, wskutek nagrom adzenia się bezw odnika kwasu w ęglow ego w krwi, zadrażnienie ośrodka od dech ow ego i, ja k kolw iek pobieranie pow ietrza jest niem ożliwe, ru ch y mięśni oddechow ych stają się znacz­

nie silniejsze. W czasie tego w zm ożonego oddychania, a więc gd y przez nerw y oddech ow e p rzech odzić m usiały odpow iednio silniejsze p odn iety dla mięśni od dech ow ych, uzyskano klisze C i D. Z klisz tych w idać, że p o s t a ć i w i e l k o ś ć i m p u l s ó w p o z o s t a ł a t a s a m a ; z m i a n i e u l e g ł a j e d y n i e i c h c z ę s t o ś ć , któ-

R yc. 3. R y c. i-

ra w ynosi 68 w kliszy C i 55 w kliszy D na sekundę. Tak więc przy zwiększeniu siły zadrażnienia bodźce p ozostają takie same, a zmienia się jed yn ie ich częstość. Trzeba zaś m yśleć, gdyż nie mamy podstaw do innego zapatrywania, że, skoro zm iany elektryczne są takie same, to i istotne zmiany, jak ie w czynnym nerw ie w ystępują, jed n ak ow y m ają charakter. I to jest bod a j najw ażn iejszy w ynik prac Adriana, wynik, p osiad a jący ogrom ne znaczenie teoretyczne.

W sposób analogiczny zbadał A drian bodźce, idące z rdzenia do mięśni w czasie odruchów , i okazało się, że i tu pan u je to samo p ra ­ wo : t y l k o c z ę s t o ś ć b o d ź c ó w n o r m u j e s i ł ę s k u r c z u m i ę ś n i a . Przeprow adzono badania także nad impulsami, w ysy- łanemi przez zakończenia nerw ów czu ciow ych , np. w organach zm y­

słow ych, lub w skórze u różnych zwierząt. I tu mamy do czynienia z impulsami jednostkow em i, stale o jed n ak ow ej postaci. Zależnie od siły podn iety i charakteru organu zmienia się częstość w ysyłanych bod źców oraz trwanie serji takich bodźców . Jeśli bowiem zadrażni­

li

(20)

162 Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe.

my organ czu ciow y jakąś trw ale pobudzającą podnietą, wówczas organ ten w ysyła przez w łókno nerw ow e do swej kom órki czuciow ej szereg bodźców jed n ostkow ych , następujących po sobie w jed n ak o­

w ych odstępach czasu. Częstość tych impulsów p oczątkow o jest n aj­

większa, a potem stopniow o m aleje i wreszcie po pew nym czasie im pulsy ustają zupełnie. Zakończenie nerw owe „p rzyzw yczaiło się“

n iejako do zadrażnienia. Otóż u różnych organów zm ysłow ych ten czas przyzw yczajenia się, ten okres, w którym częstość podniet stop­

niow o spada do zera, jest różny. lin zakończenia nerw ow e w yżej stoją p od względem zróżnicowania, tern dłuższe serje podniet zdolne są w ysyłać. Częstość podniet jest ogrom nie różnorodna i w znacznym stopniu zależy od siły podniety. Spotykam y się z liczbam i, wynoszą- cemi 5— 300 im pulsów na sekundę.

P rzypom n ijm y teraz to, co Sherrington p oda je dla kom órek ner­

w ow y ch w rdzeniu: zostają one p od w pływ em licznych impulsów czu ciow ych niejako załadowane, t. j. w prow adzone w pew ien stan zadrażnienia tak, że ostatni impuls, dopełn ia ją cy miary, p ociąga za sobą w yładow anie kom órki przez w łókno ruchow e do mięśnia. Jeśli kom órka nadal otrzym uje bodźce czuciow e, zostaje znów „zała do­

wana“ i następuje nowe w yładow anie do mięśnia. Te wyładowania w regularnych odstępach czasu przesyłane do mięśnia to są właśnie impulsy, które A drian badał we w łóknach ruchow ych, badając rów ­ nież te bodźce, które do rdzenia zdążają przez nerw y od strony za­

kończeń ezuciowych.

W id zim y teraz, ja k pięknie uzupełniają się badania tych dw óch uczonych. A drian badał wysyłanie b odźców czuciow ych, Sherring­

ton — skutek, ja k i w y w ołu ją one w ośrodkach rdzeniow ych, oraz pow staw anie im pulsów ruchow ych, które znów ja k i reakcja mięśni b yły przedm iotem eksperym entów Adriana. Dzieła ich spojone są ściśle ze sobą.

Inż. STEFAN NAGURSKI, Paryż.

NIEKTÓRE WSPÓŁCZESNE DROGI I MATERJAŁY DROGOWE.

Od p oczątków d ziejów ludzkości d rogi lądowe b y ły jed n ym z n a j­

głów n iejszych czynników rozw oju handlu, a przytem dobrobytu na­

rodów . M iały one rów nież ogrom ne znaczenie strategiczne, tak z punktu widzenia agresyw nego, ja k o też i obrony. R ozw ój kolei żelaznych w dru giej połow ie ubiegłego stulecia i w początku X X w.

zadał, zdaw aćby się m ogło, śm iertelny cios kom unikacji drogow ej, a głów nie dużym arterjom d róg bitych. W chw ili obecnej jedn ak sytuacja zupełnie się zmieniła, bowiem, dzięki sam ochodom , droga bita n ietylko odzyskała swe odw ieczne znaczenie, ale zaczyna zupeł­

nie poważnie zagrażać przem ysłow i i k om unikacji k olejow ej.

(21)

Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe. 168 R am y niniejszego artykułu pozw alają nam tylk o bardzo p obież­

nie w spom nieć o najw ażn iejszych postępach w tej dziedzinie w iedzy ludzkiej oraz o ogrom nem wprost znaczeniu d ró g dla życia kraju, co, niestety, często jest zupełnie niedoceniane.

Zaczniem y przeto naszą pogadankę od w yliczenia dotychczas u żyw anych m aterjałów d rogow ych wraz z bardzo krótkim kom en­

tarzem do każdego z nich, zestaw iając dalej warunki, jak im dobra d roga w inna odpow iadać z punktu widzenia technicznego i ekono­

m icznego. P rzejdziem y następnie do opisu zastosowania najnow szych m aterjałów d rogow ych . P ozw olim y sobie wreszcie w ygłosić kilka re fle k sy j oraz w n iosków osobistych, które nam się zw ykłe nasuwały p rz y dysku sji poruszonych w niniejszym artykule kw estyj.

N ajdaw n iejszym m aterjąłem d rogow ym i jeszcze dotychczas uży­

w anym jest kamień a rzadziej drzewo. Kamień stosowano w n a j­

rozm aitszy sposób, a głów nie w ykładano nim drogi, nie używ ając żadnego spoiw a (b ru k ), dotychczas jeszcze bruki t. zw. kostkow e uważane są ja k o najlepszy i najtrw alszy m aterjał drogow y, lecz, niestety, b u d ow y p odobn ych d ró g kosztu ją bardzo drogo, stąd więc, w ob ec p otrzeby szybkiej ich rozb u dow y na w ielką skalę, musiano znaleźć tańsze i szybsze sposoby.

Kamień, u żyw any obecnie do bu d ow y d ró g o wielkim ruchu, p ow in ien odpow iadać pew nym wym aganiom , a w ięc pow inien być tw ard y, ale nie kruchy, i pow inien się zn ajd ow ać ja k n ajbliżej m ie j­

sca w y d ob ycia ze w zględu na koszty transportu. N ajpow szechniej używ anem i obecnie gatunkam i skał są: granit, kw arcyt, arkoza, p orfir, bazalt, dioryt, ofit, skały krzem owo-wapienne, czyli wapień b. tw ardy. Krzem ienia rzadko się używa, jest 011 bowiem pomimo sw ej tw ardości stosunkow o k ru ch y i m iażdży się z łatw ością p od kołam i w ozów . Kam ienia używ a się obecnie przeważnie w postaci tłu czon ej lub też w postaci żw iru naturalnego, o ile je g o złoża zn aj­

d u ją się w pobliżu m iejsca robót. W pew nych warunkach używ a się rów nież m ączki kam iennej, zwanej fille r ’em.

Jako zaprawy, m ającej na celu spojenie p ojed yń czych kaw ałków kamienia, używ a się obecnie substancyj, k tóre się otrzym uje z dy- sty la cji w ęgla i ro p y n aftow ej, oraz substancyj pochodzenia krze­

m ow ego. D o pierw szych należą rozm aitego rod zaju dziegcie m ine­

ralne, oleje ciężkie, k tóry ch mieszaniny oraz gatunki noszą rozmaite, mniej lub w ięcej fan tazyjn e nazwy, ja k np. m exfalt, spramex, road- oil, topeka, rock-asphalt, fuel-oil, flu x i t. p. P rodu k tów ty ch jest bardzo wiele, a jed en i ten sam posiada często kilka nazw, nietylko zależnie od k raju, lecz nawet od ^przedsiębiorstwa, które go wyrabia.

D o drugiej grupy zaliczyć m ożem y cem enty hydrauliczne i ich p o ­ chodne.

Zastanowim y się teraz nad warunkami, którym pow inna od p o ­ w iadać tania współczesna droga, ponieważ one stanowią głów n y cel poszukiw ań w tym kierunku.

R o z w ó j lok om ocji sam ochodow ej stawia cały szereg wymagań, k tóry m pow inna odpow iadać droga współczesna. Na czele postawić

11*

(22)

164 Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe.

Ryc. i.

można kw estję trasy i p rofilu drogi. D rogi pow inny mieć ja k n a j­

m niej zakrętów, te zaś w inny m ieć bardzo znaczny prom ień. Ze w zględu na szybkość w spółczesnej lok om ocji, drogi na zakrętach pow in n y mieć p ro fil odpow iednio p och yły celem zapobieżenia fata l­

nym skutkom siły ośrodkow ej, która może spow odow ać przew róce­

nie rozpędzonego wozu. O dpow iedni p ro fil pozw oli uniknąć raptow ­ nego hamowania wozu, które fatalnie w pływ a na trw ałość drogi.

D roga powinna być ja k najgładszą, bowiem nierów ności p ow odu ją w bardzo szybkim czasie w y b o je i zniszczenie drogi. Nawierzchnia powinna być bardzo jednolita, a m aterjały starannie dobrane. P o­

wierzchnia może być elastyczna i nie powinna, zwłaszcza po deszczu, w y w oły w ać ślizgania się wozów . W reszcie współczesna droga nie powinna dawać i pow odow ać hałasu i kurzu. Budując drogę, należy pamiętać, że, im łatw iej wóz będzie się toczy ł po jezdni, tern mniej się ona będzie zużywała, zatem tańsze będzie je j utrzymanie.

Na ryc. 1 przedstaw iono ty p o w y p rzek rój d rogi o nawierzchni sm ołow cow ej, k tóry to rodzaj .jest w chwili obecnej najbardziej rozpowszechniony. Na rycinie tej warstwą (6) jest stary podkład, w postaci np. d rogi bitej, starego bruku i t. p. Pierwszą czynnością będzie nadanie b u d u jącej się drodze odpow iedniego profilu, w y ­ rów n ując przytem bardzo starannie nierów ności i w y b oje starej drogi. W tym celu pokryw a się dawną jezdnię warstwą betonu bitum icznego, złożonego z tłuczonego kamienia o średnicy m niej więcej 5— 6 cm i z odpowiedniego gatunku bitumu, który wcho­

dzi do mieszaniny w p ro p o rcji np. 5— 6°/0. Otrzym uje się w ten sposób m asywny bandaż, o którego pow ierzchni da wyobrażenie fo-

Ryc. 3.

(23)

Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe. 165 to g r a fja na ryc. 2. N aturalnie, te w arstw y w alcu je się bardzo sta­

rannie, ja k to w idać na ryc. 3. Na tę warstwę podkładow ą, która gra rolę poniekąd fundam entu drogi, układa się warstwę miesza­

niny tłustszej (3 ), złożonej z cieńszego żwiru, którą się rów no roz­

kłada, ja k to w idać na ryc. 4, i suto p osypu je d osyć cienkim su­

chym żwirem (2 ), poczem warstwę tę m ocno się w alcuje. R yc. 5 przedstaw ia pow ierzchnię tej w arstw y. W reszcie na tak p rzy g o to ­ wane podłoże nakłada się bandaż jezdn i (1 ), o grubości 1— 3 era, zależnie od przew idyw anego rod za ju ruchu. Bandaż ten składa się np. z 70— 80°/0 piasku, 10— 20 °/0 f ille r ’u (m ączki m ineralnej) i 9,5— 12°/0 bituminu, ja k np. m exfalt. W arstw ę tę rozkłada się rów ­ nom iernie i w alcu je, eo d aje bardzo gładką powierzchnię, której kaw ałek przedstaw iony jest na ryc. 6. Jeżeli się użyło piasku nie­

zbyt cienkiego, lub jeśli d roga przeznaczona jest do lekkiego ruchu,

R yc. 4.

można polać tę pow ierzchnię cienką warstwą czystego bitumu.

Czynność tę przedstawia ryc. 7, zaś ryc. 8 ilustruje gotow ą do u żytku drogę. Oto klasyczny przebieg budow ania w spółczesnej bi­

tum ow ej drogi. O czywiście, warunki danej m iejscow ości, klimatu, starej jezdni, w płyn ą na k olejn ość lub w ogóle na obecność opisa­

nych p ow yżej czynności.

Skład mieszanin również może ulec gruntow nym zmianom. Tak np. jeżeli brukowana kamieniem k ostkow ym jezdnia jest jeszcze w dobrym stanie, aby pozbaw ić ją kurzu i w ygładzić, można ją p o ­ k ry ć cienką warstwą bitum ow ego betonu. P od ob n y rodzaj jezdni widać na ryc. 9.

Bardzo ważnem zagadnieniem w dziedzinie d rogow ej jest u trzy­

manie jezdni, a w ięc je j naprawianie. W ysuw ają się tutaj dwa czy n n ik i: cena i szybkość w ykonania napraw y i m ożliwie ja k n a j­

krótsze zatrzym anie ruchu na drodze w okresie remontu. Otóż n o­

w oczesne d rogi m ają tę zaletę, że naprawa ich jest bardzo szybka,

(24)

166 Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe.

R yc. 5. R yc. 6.

stosunkowo tania i nie wym aga bynajm niej zam ykania ruchu na danym odcinku. P ojedyncze w yboje, a nawet niew ielkie uszkodzone odcinki w bandażu (w a rstw y: 1, 2 lub nawet 3 i 4 na ryc. 1) d ają się bardzo szybko naprawić przez wstawienie tak zw. łat.

W m iejscu w yboju wykrawa się prostokąt, w yjm u jąc zeń stary ma- terjał i napełniając go nowym, który się starannie równa i ubija. Je­

żeli chodzi o dłuższy odcinek, ubijać go można małym walcem moto­

rowym.

G runtow ny rem ont d rogi na dłuższej przestrzeni przeprow adza się n ajczęściej w sposób następujący. Na starą jezdnię nakłada się

R yc. 7.

(25)

Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe. 167

R y c. 8.

św ieży bandaż z m asy bitum ow ej, p odobn ie ja k na ryc. 5, przyteni w yk on yw a się pracę naprzód na jed n ej p ołow ie drogi, następnie na drugiej, żeby całkowicie nie zatrzymywać ruchu. R yc. 7 przed­

stawia now ą m etodę zakładania bandaża. R ozsypu je się naprzód rów nom iernie na starej jezdn i suchy żw ir tłu czon y i w a lcu je się go m ocno. Polew a się następnie tę warstwę kaihienia gorącą smołą i znow u w alcu je ciężkim walcem . O ile d roga ma bardzo mocne podłoże, a zużycie jezdni jest czysto pow ierzchniow e, w ystarczy p o­

lać ją bitumem (ryc. 7) i posypać cienkim żwirkiem i piaskiem.

R yc 9. Ryc. 10.

(26)

168 Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe.

R am y niniejszego artykułu każą nam zakończyć ten krótki opis z dziedziny d ró g bitum icznych. Oczywiście, należy sobie przytem zdać sprawę, że do preparacji bitumu i je g o mieszanin ze żwirem na gorąco lub na zimno potrzebne są jeszcze inne m aszyny (kotły, kadzie lub zbiorn ik i), k tórych tylk o część zdołaliśm y przytoczyć.

B udow nictw o d ró g pow ołało do życia zupełnie now ą gałąź przem y­

słu, przem ysł d ro g o w y ( l ’industrie de la rou te), który obejm u je kopalnie bitumu, rafin erje dziegciów , sm oły i t. p. zapraw, ja k rów ­ nież kamieniołomy, m łyny i t. d. O bejm uje on rów nież warsztaty bu d ow y m aszyn d rogow ych (w alce, podgrzew acze, w rębiarki i t. d.) i gru pu je całe arm je specjalistów , tak inżynierów , ja k i robotników d rogow ych .

M ów iliśm y pow yżej o najbardziej rozpow szechnionym d otych ­ czas typie now oczesnej drogi, przynajm niej w E u rop ie; teraz zaś p rzejdziem y do m niej znanego typu, do d róg o nawierzchni beto­

now ej.

Zasadnicza różnica w porów naniu z drogam i bitum owem i p o ­ lega na tem, że ja k o substancja spajająca żwir służy tu nie smoła, lecz cement, czy raczej rodzaj cementu. Cementowa d roga jest na­

turalnie o wiele trwalsza od bitum ow ej i wym aga rzadziej remontu, jed yn ą je j wadą jest jedn ak koszt pierwszej budow y, to też dla­

tego typ ten stosunkowo niebardzo jest jeszcze rozpowszechniony.

W arstw a betonu cem entow ego może rów nież służyć ja k o doskonały fundam ent dla jezdni bitum ow ej. B udow a p odob n ej d rogi jest na­

der prosta, bowiem na starą jezdn ię nakłada się warstwę betonu, przygotowanego w zwykłej betoniarce, i warstwę tę walcuje się.

Rye. 10 przedstawia remont ulicy Piotrogrodzkiej (rue de la Petro- grad) w Paryżu, którą p ok ryto warstwą cem entowego betonu „S o- łiditit“ . A u tor niniejszego artykułu miał często okazję p rzyp atry­

wania się tej pracy, którą w ykonyw ano w roku ubiegłym . Na p ierw ­ szym planie w idać tutaj specjalną now ego typ u walcarkę, jeżdżącą po szynach wszerz u licy ; relsy w ygięte są zgodnie z profilem u licy tak, że maszyna u bija beton, zostaw iając autom atycznie żądaną w ypu kłość jezdni. A b y nadać jezdni w ięcej jed n olitości i m ocy, zwłaszcza p rzy ciężkim ruchu, w m urow uje się w beton siatkę że­

lazną, której dwa typ y przedstawiono na ryc. 11. Układanie siatki a przedstawia ryc. 12. Zaznaczam przy okazji, że w wielu wypadkach nawierzchnia asfaltowa może rów nież b yć wzm ocniona podobną siatką, np. na zakrętach. P rzy budow ie d ró g cem entow ych jak o spoiw a w yłącznego czy też dodatkow ego używ a się odniedawna krzemianu sodu.

W A m eryce używano do budow y d róg z bardzo dobrym skut­

kiem ceg ły krzem ionkow ej bardzo tw ardej, -lest to m aterjał bardzo drogi, k tóry jedn ak w dalszej eksploatacji d ró g dobrze się opłaca, bow iem utrzym anie podobn ej jezdni jest niezmiernie tanie i łatwe.

W E uropie jezdn ia ta stosowana była dotychczas tylk o tytułem prób na drogach, przeznaczonych do użytku specjalnego, ja k wyścigi, p rób y sam ochodów i t. p.

Na zakończenie tej krótkiej pogadanki o drogach niezbędnem

(27)

Niektóre współczesne drogi i materjały drogowe. 169

R yc. 11. R y c. 12.

jest dodać, że istnieje obecnie m nóstwo system ów i m etod budow y dróg, które się różnią gatunkiem m aterjałów , o ja k ich była mowa, i wykonaniem . K ażda droga, a nawet je j odcinek pow inien być przedm iotem gru ntow n ych badań i namysłu, m ających na celu zna­

lezienie odpow iednich m aterjałów lub ich p ro p o rc ji oraz m etod bu­

d ow y, od p ow ia d a ją cych n ajlep iej terenow i, klim atowi, m ożliwościom dostaw y m aterjałów , sile rob oczej, ruchow i i t. p. W w yniku p rzy­

gotow aw czych badań i trasowania w yłon ić się może zupełnie nowy, ale uznany za n a jodp ow iedn iejszy typ drogi. Przedsiębiorstw a bu­

d ow y d ró g w ciąż „k re u ją “ nowe ty p y naw ierzchni dróg, potrzebu­

ją ce często m aterjałów o specjaln ych własnościach. Oczywiście, aby można było przeprow adzić ow ocne badania i zap rojektow ać dobrą drogę, trzeba być doskonale poin form ow an ym o w szystkich k w e­

st ja ch i zagadnieniach, związanych z tą dziedziną techniki, o czem, niestety, w ielu p rojek tod a w ców zapomina.

R ola d ró g w ogóle, a odniedaw na d ró g „b ity ch “ , jest w dziejach n arodów niezmiernie ważna i — zdaniem naszem — n a j w i ę k ­ s z y m kapitałem danego państwa jest je g o sieć drogow a. Na p o ­ tw ierdzenie tego zdania przytoczę, że rozw ój Stanów Z jed n oczon ych zaczyna się od czasu, gd y przeprow adzono pierw szą kolej, łączącą W sch ó d z Zachodem . A we F ra n cji wszystkie zewnętrzne o b ja w y żyw otności i aktyw ności narodu francuskiego opierają się mniej lub w ięcej na niew ym ow nie łatw ej k om u n ik acji w tym kraju, który posiada najlepszą i najgęstszą sieć d rogow ą na kontynencie euro­

pejskim .

W nioski, które stąd można w yciągn ąć, można głównie zastoso­

w ać do n ow ood rod zon ych państw, które p ow in n y przedewszystkiem dążyć do ja k najszybszego rozw inięcia sieci d rogow ej, która wpłynie zbawiennie na handel w ewnętrzny i m iędzynarodow y.

L i t e r a t u r a : Le Gavrian : La chaussée moderne. — Revue Générale des Routes, rocznik 1931.

(28)

170 Postępy i zdobycze wiedzy.

POSTĘPY I ZDOBYCZE WIEDZY.

Nowe grupy krwi. Coraz częściej w spraw ozdaniach z procesów sądow ych można napotkać wzmianki o tem, że dla rozwiązania p ew ­ nych krym inologicznych zagadek zastosowano badanie krwi jako do­

w ód rzeczow y, przez oznaczenie przynależności do p ew n ych określo­

nych grup krwi. To też p ojęcie grup krw i nie jest obcem nawet sze­

rokiem u ogółow i, ja k kolw iek nie w szyscy zdają sobie sprawę z tego, co ono oznacza. Na łamach „P rz y ro d y i Techniki“ ogóln e w yniki badań nad tem epokow em zagadnieniem zostały p ok rótce streszczone przed dwom a laty, w związku z przyznaniem n agrod y N obla jednem u z n ajw ybitn iejszych badaczy na tem polu, L a n d s t e i n e r o w i . Klasyczne zdobycze w tej dziedzinie, k lasyfik u jące w szystkich przed­

staw icieli ludzkości na cztery grupy, zależnie od chem icznych w ła­

sności ich krw i, p ogłęb iają się z rok u na rok. Celem niniejszej notatki jest streszczenie ostatnich rezultatów badań w tym zakresie.

Ciałka czerwone krw i zaw ierają pewne substancje chemiczne, k tó ­ re ogólnie m ożemy nazwać r e c e p t o r a m i , reagu jące z innemi związkam i chemicznemi, zawartemi w su row icy krwi, zwanem i a g- g 1 u t y n i n a m i. Każdem u receptorow i odpow iada ściśle dostoso­

wana do niego agglutynina. Jeżeli zawiesina ciałek czerw onych zetknie się ze surowicą, zaw ierającą swoistą dla receptora danych cia­

łek czerw onych agglutyninę, ciałka czerwone zlepiają się ze sobą, zbi­

ja ją się w grudki, czyli agglutynują. Przekonano się, że w ciałkach czerw onych krw i ludzkiej w ystępu ją dw a rodzaje receptorów , na­

zwane receptorem A i receptorem B, którym od pow iadają aggluty- n iny anti-A i anti-B. N igd y jed n ak nie w ystępu ją w ciałkach czerw o­

nych i surow icy krw i tego samego osobnika jednocześnie odpow iada­

ją ce sobie recep tory i agglu tyn in y ; w tym w ypadk u musiałaby b o­

wiem następować a gglu tyn acja krw inek ju ż w obrębie naczyń k rw io­

nośnych za życia. Natomiast u niektórych osobników w ystępu ją w krw inkach czerw onych rów nocześnie oba receptory, u innych znów brak receptorów zupełnie. Zależnie od tego można podzielić ludzi na 4 g ru p y : 1) osobników z krw inkam i czerwonemi, obdarzonem i recep­

torem A i surow icą z agglutyniną anti-B, 2) osobników z krwinkam i z receptorem B, a surow icą z agglutyniną anti-A, 3) ludzi, których krw inki zaw ierają oba receptory, a surow ica żadnych agglutynin i wreszcie 4) ludzi pozbaw ionych receptorów (t. zw. grupa O ). Te w łaściw ości chemiczne krw i, t. zn. obecność lub brak pew nego recep­

tora, są w łaściwościam i wrodzonem i, utrzym ującem i się przez całe życie niezmiennie i dziedziczącem i się ściśle w edłu g reguł nauki 0 dziedziczności. W ystarczy zaobserwować p od m ikroskopem kroplę k rw i badanego osobnika, zmieszaną z kroplą surow icy, zaw ierającej znaną agglutyninę, ażeby stwierdzić, do ja k ie j gru py k rw i dany człow iek należy. R ozległe i doniosłe praktyczne znaczenie tego ro ­ dzaju badań w m edycynie praktycznej, antrop ologji, krym in ologji 1 t. d. jest ju ż powszechnie znane.

B adania Landsteinera i je g o w spółpracow ników , przeprowadzane

(29)

Postępy i zdobycze wiedzy. 171 w ostatnich latach w A m eryce, rozszerzyły w ybitn ie zakres naszych w iadom ości o grupach krw i. Okazało się, ż e w k r w i n k a c h l u d z ­ k i c h , o p r ó c z z n a n y c h i p o w y ż e j o m ó w i o n y c h s u b - s t a n c y j A i B, w y s t ę p u j ą j e s z c z e t r z y i n n e r e c e p - t o r y, k t ó r e L a n d s t e i n e r n a z w a ł s u b s t a n c j a m i M, N i P. M iędzy klasycznem i receptoram i A i B, a opisanemi ostatnio receptoram i M, N i P istnieje jed n ak ta zasadnicza różnica, ż e a g- g l u t y n i n y , r e a g u j ą c e z M, N i P, n i e i s t n i e j ą n i ­ g d y w s u r o w i c y l u d z k i e j . P o w s t a j ą o n e d o p i e r o w e k r w i z w i e r z ą t , k tóry m przez dłuższy czas w strzykiw ano zawiesinę ludzkich ciałek czerw onych, zaw ierających recep tory dane.

R ecep tory te w ystępu ją w k rw inkach czerw onych niezależnie od re­

ceptorów klasycznych, m oże w ięc istnieć krew, k tórej k rw in ki zawie­

ra ją jednocześnie recep tory A i M, albo B i M, albo A , B, M i N i tern podobn e kom binacje.

Jeżeli jakiem uś zw ierzęciu będzie się w strzykiw ać przez dłuższy czas zawiesinę ciałek czerw on ych człow ieka, p osiadającego np. recep­

to r y B i M, to w su row icy zw ierzęcia pow staną swoiste agglu tyn in y anti-B i anti-M. A gglu tyn in ę anti-B można w pew ien sposób z tej su­

ro w icy usunąć i w ów czas surow ica ta będzie agglutynow ała tylk o wyłącznie krw inki, zaw ierające recep tor M, bez w zględu na obecność innych recep torów w tych krw inkach. W yk ry w an ie obecności tych now o od k ryty ch receptorów połączone w ięc jest z dużemi trudn o­

ściami, ale mimo to zbadano w ystępow anie tych receptorów ju ż u w ię­

cej niż 10.000 ludzi w A m eryce i E uropie. N ajm niej zbadaną jest sub­

stancja P, p ra w dopodobn ie w ystępu je ona tylk o u m urzynów . N ato­

miast u w szystkich ludzi w ystęp u je substancja M lub N, lub też obie razem. U obu p łci w ystępu ją te substancje jed n ak ow o często. Ze sta­

tystyczn ych obliczeń wynika, że 30°/0 ludzi należy do gru py M, 20°/0 do gru py N, 50°/0 do gru py MN, i ten stosunek częstości jest taki sam w N ow ym Y ork u , w poszczególn ych k rajach E u rop y i w Ja- pon ji. Zbadano do tej p o ry 300 rodzin na ich przynależność do tych now o opisanych grup k rw i i z badań tych w ynika, że dziedziczą się one podobnie ja k klasyczne gru py A i B, ściśle w edłu g reguł nauki o dziedziczności.

Badanie na obecność recep torów M i N nie będzie miało takiego znaczenia dla praktyczn ej m edycyn y, ja k badanie na obecność re­

ceptorów A i B. Natom iast może od dać w ielkie przysługi krym ino- lo g ji, gdyż recep tory te dadzą się w y k ry ć jeszcze w starych, za­

schniętych śladach krw i. O ile p otw ierdzą się w yn ik i badań nad dzie­

dziczeniem się recep torów M i N, to w dociekaniach dom niem anego ojcow stw a, tak częstych w rozpraw ach sądow ych, będzie można w y ­ kluczyć ojcow stw o w każdym co trzecim przypadku, zamiast, ja k dotychczas, zaledw ie w 1/ 7 części przypadk ów . B. S.

Gąsienice much jako środek leczniczy. Znam iennym objaw em , ce­

ch u jącym zastosowania badań n au kow ych dla celów praktycznych, jest w spółpraca n iejedn ok rotnie bardzo od ległych gałęzi p rzyrodn i­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Osiemnasty Zjazd Państwowej Rady Ochrony Przyrody poruszył m. Bardzo ożywione były wystąpienia w tej kwestii na Zjeżdzie i dano w yraz oburzeniu z powodu

W porównaniu z naszem założeniem okazuje się, źe zarówno jeden jak i drugi sposób ochrony jest tylko połowicznym, gdyż w pierwszym wypadku tylko w obrębie

chające gałęzie, przy pomocy grzybów roztoczowych lub w arunkow ych pasożytów. Te wypadki byw ają jednak rzadsze. Psucie się korzeni oraz pnia w ew nątrz może też

c) Wyjaśnij, na konkretnym przykładzie, w jakich sytuacjach potrzebna jest ochrona czynna. b) Na podstawie informacji zamieszczonych pod tematem oraz informacji w podręczniku

a) Wymień sposoby ochrony przyrody wyróżnione ze względu na zakres elementów przyrody objętych ochroną. b) Na podstawie powyższych informacji oraz informacji w

dzić może tylko o to, aby tem przekształceniem rozumnie pokierować, aby oprócz względów materjalnych, użytkowych, znalazły swój wyraz także potrzeby idealnej

ostoje i siedliska przyrodnicze, a także siedliska roślin, siedliska zwierząt i siedliska grzybów oraz twory i składniki.. przyrody nieożywionej, wyróżniające się szczególnymi

zewnętrznymi oraz na powstrzymaniu się od ingerencji w jego funkcjonowanie. Jest to zwykle ochrona in situ , czyli w miejscu, w którym występuje chroniony obiekt. Do biernych