• Nie Znaleziono Wyników

Ojciec Bocheński w Polsce — sprawozdania z Jego odczytów w Warszawie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ojciec Bocheński w Polsce — sprawozdania z Jego odczytów w Warszawie"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Tomasz Olszewski

Ojciec Bocheński w Polsce —

sprawozdania z Jego odczytów w

Warszawie

Studia Philosophiae Christianae 24/2, 235-248

(2)

S tu d ia P hilosophiae C h ristian a e A TK

24(1988)2

SPRAWOZDANIA

TO M A SZ O LSZEW SK I

OJCIEC BOCHEŃSKI W POLSCE —

SPRAWOZDANIA Z JEGO ODCZYTÖW W WARSZAWIE

W dn iach od 23 p aźd ziern ik a do 10 listo p ad a 1987 r. przebyw ał w Polsce — po ra z pierw szy od 1939 r. — o. prof. In n o ce n ty M aria Bo­ ch eń sk i OP. S ław ny w całym naukow ym św iecie d om inikanin jest je d ­ nym z n ajw y b itn ie jszy c h znaw ców logiki i filozofii; je st ta k że postacią 0 n iezw ykłej drodze życiow ej, o siln ej osobowości i n ie k o n w en cjo n al­ n y ch przek o n an iach .

P oniżej p rze d staw io n a zostanie k ró tk a c h a ra k te ry sty k a biograficzna 1 n a u k o w a o. B ocheńskiego, a n astęp n ie re la c je z Jego czterech odczy­ tów w ygłoszonych w W arszaw aie (czw arty z nich w ATK).

Józef F ra n cisz ek E m an u el B ocheński u rodził się w 1902 r. w Czu- szowie koło K ra k o w a w rodzinie ziem iańskiej. Dom rodzinny sp rzy jał k sz tałto w an iu się uczuć p atrio ty czn y ch oraz solidnem u w ykształceniu ogólnem u (m łodszym i b raćm i J. B ocheńskiego są A leksander, w y b itn y p u b lic y sta i eseista polityczno-społeczny, oraz Adolf, głośny w Polsce N iepodległej p isa rz polityczny, le g en d a rn e j odw agi oficer, poległy pod A nconą). Po ukończeniu gim n azju m we L w ow ie J. B ocheński bierze udził ja k o u ła n ochotnik w w o jn ie 1920 r. W la ta c h 1920—1926 stu d iu je n a W ydziale P ra w a w e Lw ow ie, potem n a W ydziale E konom ii P olitycz­ n e j w P oznaniu. W ty m okresie był bod aj że agnostykiem . Jed n ak ż e w 1926 r., za sp ra w ą w ybitnego filozofa i teologa, o. J a c k a W oroniec- kiego OP, w stę p u je do W yższego S em in a riu m D uchow nego w P oznaniu, a po ro k u — do S em in ariu m Z akonnego oo. D om inikanów , gdzie p rz y j­ m u je im ię In n o ce n ty M aria. W 1928 r. w y jeż d ża do S zw ajcarii; ta m uzy sk u je stopień d o k to ra filozofii. W la ta c h 1931—33 stu d u je teologię w A ngelicum w R zym ie i zostaje d o k to rem teologii. Od 1935 r. w y k ład a ta m logikę. W 1938 r. h a b ilitu je się n a W ydziale Teologicznym U J w K rak o w ie i o b ejm u je stanow isko docenta.

W k am p a n ii w rześniow ej 1939 r. bierze u dział jako k ap e la n do b itw y pod K ockiem w łącznie, po czym w ra c a do K ra k o w a, gdzie przez p rzy ­ p ad e k u n ik a losu w yw iezionych do obozu k o n ce n trac y jn eg o w S achsen­ h au sen uczonych k rakow skich. N iem al cudem u d a je m u się dotrzeć n a Zachód, gdzie fu n k c ję k a p e la n a pełn i przez cały czas w ojny, m. in. w b itw ie pod M onte Cassino.

Po w ojn ie chciał w y k ład ać logikę, ale o trzy m u je k a te d rę filozofii n a u n iw ersy te cie w e F ry b u rg u S zw ajcarsk im , gdzie pełnił później fu n k c je dziek an a i re k to ra . W 1957 r. je st założycielem a potem d y re k ­ to rem In s ty tu tu E uropy W schodniej w e F ry b u rg u . J e s t zap raszan y

(3)

z w y k ład am i do w ielu zn akom itych uczelni n a całym świecie. J e s t a u to ­ rem p o n ad trzy d z iestu dzieł filozoficznych i logicznych, m. in. sły n n e j

F orm ale L ogik z 1956 r. (będącej h isto rią logiki fo rm a ln e j z zastoso­

w an iem środków logiki w spółczesnej), czy m ongrafii E uropäische P h i­

losophie der G egenw art z 1947 r., tłu m aczo n ej m. in. w Z w iązku R a ­

dzieckim . J e s t założycielem , re d a k to re m i w ydaw cą licznych czasopism n a u k o w y c h i w ydaw nictw se ry jn y c h , m. in. z p ro b lem aty k i filozofii w Z w iązku R adzieckim (jest bow iem docenianym w św iecie n a u k i znaw cą te j filozofii, choć te n fa k t w in n y c h kręg ach budzi n ieraz se n ­ sację).

Po ty c h danych biograficznych w a rto zarysow ać stanow isko filozo­ ficzne o. B ocheńskiego ze w sk azan iem n a jego genezę.

Ja k o m łody stu d e n t p ra w a — w ów czas jeszcze Józef B ocheński — nosił zaw sze ze sobą (jak sam tw ierdzi) K r y ty k ę czystego ro zu m u K an ta. Po ty m okresie „naw rócił się” n a tom izm i przez k ilk a la t był zapalonym , choć naiw nym neotom istą. D opiero odkrycie przełom ow ego w dziejach jasnego i bezbłędnego m y ślen ia dzieła, P rin c ip ia m a th e m a ­

tica R ussella i W hiteheada. zapoczątkow ało n a początku la t trz y d z ie ­

sty c h trzeci, logiczny okres rozw oju. W y k ład an iu filozofii —■ po w o j­ nie —■ tow arzyszyło u m acnianie się n a stan o w isk u racjonalistycznym . P od w pływ em b ad a ń nad filozofią w spółczesną (Scheler, W h iteh ead i inni, oraz m yśliciele radzieccy) i k o n ta k tó w z filozofam i a m e ry k a ń ­ skim i zaczyna u p raw ia ć filozofię an ality czn ą w naw iązan iu do polskiej tra d y c ji w te j dziedzinie. P o d k re śla, że in stru m e n ty w a rsz ta tu logika i filozofa w ykształcił w Polsce, że w ielk ą rolę odegrali w jego życiu nau k o w y m L ukasiew icz, L eśniew ski i T arski.

O becne stanow isko folizoficzne o. B ocheńskiego m ożna usiłow ać p rze d ­ staw ić za pom ocą n a stęp u jący c h haseł. A rystotelizm , k tó ry z kolei sk ła d a się z obiek ty w izm u (poznaw anie św ia ta nie je st tw orzeniem , ale u jm o w an iem niezależnych od m ojej jaźni przedm iotów ), racjo n alizm u (nie m am y nic lepszego nad rozum , a te n — m im o sw ych słabości — k ie ru je się logiką, k tó re j w szystko podlega, a poza k tó rą je st ty lk o nonsens) i w reszcie realizm u (bo p rzedm ioty re a ln e m a ją p ierw szeń ­ stw o nad idealnym i) oraz idealizm u (w ty m sensie, że p rzedm ioty idealne, choć są innego ro d za ju niż rea ln e, ta k że jakoś są niezależne od poznania). Do tych haseł dodać m ożna jeszcze u niw ersalizm (nie w y k lu ­ cza a priori żadnej dziedziny zag ad n ień an i żadnej m etody, o ile jest rac jo n aln a ) i rad y k a lizm (bo filozofia nie zadow ala się założeniam i in n y c h nau k , p rag n ie dotrzeć do sam ych korzeni rzeczyw istości).

W śród pow yższych haseł nie został w ym ieniony tom izm , ale ta m się ju ż zn ajd u je. O. B ocheński p o d k reśla bow iem , że św. Tom asz nie nazw ałb y się tom istą, gdyby chodziło o jego poglądy filozoficzne, gdyż u ich podstaw je st w łaśnie arystotelizm . S pecyfika tom izm u u ja w n ia się w łaściw ie dopiero w teologii. Z asługą św. T om asza je st w y ra źn e rozdzielenie w iedzy od w iary , zdefiniow anie teologii i sy stem atyczne przem yślenie jej sto su n k u do n au k św ieckich. O. B ocheński tw ierdzi, że teologia tom istyczna p rzy p o m in a b ard z iej fizykę, aniżeli m a te m a ty k ę : p ra w d y w iary nie są p rze słan k a m i, z k tó ry ch się coś w yw odzi; są raczej danym i, k tó re należy u porządkow ać i w yjaśnić za pom ocą tw o ­ rzo n y ch te o rii teologicznych. Do tego zaś p o trzeb n a jest dobra, logiczna m etoda.

Je śli chodzi o stosunek o. B ocheńskiego do inn y ch niż jego s ta n o ­ w isk filozoficznych, a ta k ż e do innych postaw św iatopoglądow ych, pod­ k reślić należy, że czym innym je st to usto su n k o w an ie się, a czym

(4)

innym — jego w yraz. Oceny, k tó re fo rm u łu je o. Bocheński, są z zasady zrad y k alizo w an e czy w ręcz szokujące; tym czasem poprzedza je zawsze żm udna, do k ład n a i uczciw a re flek sja, k tó re j owocem jest rzetelny i za­ pew ne w yw ażony pogląd n a dane zagadnienie. O w a re fle k sja jest w d u ­ żej m ierze o p a rta n a analizie logicznej, k tó ra „jest n ajśw ietn iejszy m śro d k iem do osiągnięcia jasności um ysłu, do rozdzielenia sensu od nonsensu, do u sy stem aty zo w an ia w ielu m ożliw ych odpow iedzi na jedno p y ta n ie ”. Je śli analiza w ykaże błędność jakiegoś m niem ania, to cóż dziw nego w tym , że te n błąd zostanie w y tk n ię ty ; jeśli ktoś w yraża się do tego sto p n ia m gliście, że nie sposób pojąć, czy i ja k ie m yśli chce przekazać, to od o. Bocheńskiego usłyszy p ra w d ę („bełkot!”), gorzką co p raw d a, ale jakże cenną dla przyszłych ro zw ażań naukow ych. W tych przypadkach, kiedy b ad a n ia w ykazują, że dan e stanow isko jest w y ra ­ żone zrozum iale, że m yśl u ch ro n iła się przed błędam i, ale że mim o w szystko różni się od stan o w isk a zajętego przez o. Bocheńskiego, w ów ­ czas stw ierdzić trzeb a, że z dw óch rozw iązań przyjęło się to, któ re w y d aje się w d an ej sy tu a cji bard ziej uzasadnione: o. B ocheński te m u nie zaprzeczy, ale ze w zględu n a w łasn e przem y ślen ia będzie polem izo­ w ał z p u n k tu w id zen ia p refero w an y ch przez siebie, uzasadnionych także, przekonań. S iła jego arg u m e n tac ji i dosadność n iektórych osądów św iadczą przecież nie o jakim ś szow inizm ie filozoficznym , ale raczej 0 gorliw ości, z ja k ą w alczy o praw dziw ą, rz e te ln ą i n aukow ą filozofię. Ów szczególny rys postaci o. B ocheńskiego — jakim jest godzenie racjo n alizm u najw yższej pró b y i uczciwości in te le k tu a ln e j w b adaniach naukow ych z je d n ej strony, a w yko rzy sty w an iem n a tu ra ln e j przecież skłonności ludzkiego um ysłu do sen sacji z d ru g iej — u ja w n ił się także podczas w ygłaszanych w Polsce odczytów. O. B ocheński naw iązyw ał bo­ w iem często zarów no w treści, ja k i w form ie, do sw ej o sta tn ie j p u b li­ k a c ji książkow ej, a m ianow icie do w y d an e j w lip cu 1987 r. w In sty tu c ie L ite ra ck im w P ary żu p racy pt. S to zabobonów — k r ó tk i filo zo fic zn y

sło w n ik zabobonów . Jednoznaczność i rad y k a ln o ść sądów zaw artych

w treśc i poszczególnych haseł są m ianow icie w ynikiem przem yślanego 1 zam ierzonego zabiegu dydaktycznego, czy też chw ytu publicystycz­ nego: stanow ić m a ją prow okację in te le k tu a ln ą . W ielki a u to ry te t w dziedzinie ścisłego m yślenia filozoficznego dom aga się krytycznego i analitycznego usto su n k o w an ia się do obran y ch stanow isk filozoficz­ nych, czy też w yznaw anych św iatopoglądów , od ty c h w szystkich, k tórzy U św iadam iają sobie podstaw ow ą rolę, ja k ą odgryw a racjonalność jako k ry te riu m naukow ości. Sam dobór haseł św iadczy zresztą dobitnie 0 tym , że nie był św iatopoglądow o te n d en c y jn y : jest m aterializm dialektycznym , ale ta k że filozofia ch rześcijań sk a; jest anarchizm , ale 1 hum anizm ; ta je m n ic a i w ia ra to w arzy szą rozum ow i i nauce, itd.

S am A u to r p rzy z n aje się do w ysoce obrazoburczego c h a ra k te ru sw ej książeczki. Sądzi bowiem , że d e s tru k c ja filozoficzna — w im ię dobrze p o ję tej filozofii w łaśn ie — jest n ajszlach etn iejszy m zadaniem filozofa. N a pocieszenie i k u przestrodze dodaje, że sam był ongiś w yznaw cą w ielu spośród om ów ionych zabobonów , nie będąc przy tym w y jątk iem w sw ej zaw odow ej gru p ie filozofów.

Podczas p o bytu w Polsce o. B ocheński odw iedził kolejno: K raków , W arszaw ę, L ublin i znów K raków . W każdym z tych m iast w ygłaszał odczyty; te w ygłoszone w W arszaw ie zo staną poniżej zrelacjonow ane.

P ierw szy odczyt m iał m iejsce w p ią te k 30 p aźd ziern ik a w P olskim T ow arzystw ie Filozoficznym i dotyczył filozofii analitycznej.

(5)

Z pojęciem filozofii an a lity cz n ej w iążą się dw a częste błęd y w y- n ia k a ją c e z n ieporozum ienia : uto żsam ia się bow iem n ie ra z filozofię a n a lity c z n ą z filozofią oxfordzką, k tó ra je d n a k ogranicza się do analizy ję zy k a n atu ra ln eg o , podczas gdy filozofia anality czn a nie stro n i od b a d a n ia system ów sform alizow anych; in n y m błędem je st sprow adzanie te j o sta tn ie j do neopozytyw izm u: p olska filozofia an a lity cz n a z la t tr z y ­ dziestych nie by ła neopozytyw istyczna.

Po ustrzeżen iu słuchaczy p rzed ty m i nieporozum ieniam i, o. B ocheński zapow iedział cztery części swego odczytu: an a liz a filozofii anality czn ej, h isto ria te j filozofii, je j ro la — a jako czw arty p u n k t — posłanie do polskich filozofów.

P rz e d sta w ia ją c analizę filozofii an a lity cz n ej o. B ocheński pod ał listę tr z y n a s tu typow ych p rzed staw icieli tego k ie ru n k u ; są nim i: K. A jd u - kiew icz, J. L. A ustin, R. C a rn a p , R. M. Chisholm , R. M a rtin , K. P opper, W. V. O. Q uine, N. R escher, G. Ryle, H. Scholz, P. F. S traw so n , A. T a r ­ ski, P. W ein g artn er. O kazało się, że to, co w spólne tym m yślicielo m , d a je się przed staw ić za pom ocą czterech haseł: analiza, m ow a, logika, przedm iot. A naliza, bo przeczy się m ożliw ości tw o rzen ia w ielk ich sy n ­ tez: w iedza je st zbyt rozległa, a k r y te r ia racjonalności, k tó re o bow ią­ zyw ać pow inny w dzisiejszych czasach, bez po ró w an ia ostrzejsze, aniżeli za czasów S u m m y św. Tom asza; n iezw y k ła złożoność św ia ta um ożliw ia w zasadzie ty lk o analizę, a syntezy lo k aln e są bardzo tru d n e . M owa, bo „pojęcia n ie b u ja ją w p o w ie trz u ” : n ie m a pojęć sam ych w sobie, z n a jd u ją się one w słow ach, a d roga do nich prow adzi przez analizę ty c h słów ; an aliza języka je st w ięc podstaw ow ym w a ru n k ie m p orządnej ro b o ty filozoficznej. Logika: nie przeczy się m ożliw ości pozn an ia np. intuicy jn eg o , ale to nie je st m eto d a b adaw cza w nauce; to logika w yznacza granice naszego poglądu n a św iat, „filozofia, dopóki nie je st o p a r ta n a logice, to zw ykłe b u ja n ie ”. P rzed m io t: odrzuca się su b ie k ­ tyw izm , m ów ić trz e b a o ty m , co obiek ty w n e, niezależne od poznania; w n au ce zdanie m a k om unikow ać ja k ą ś tre ść obiektyw ną.

K ażde z ty c h czterech haseł m ożna zradykalizow ać, ale w ta k ie j s k r a jn e j postaci s ta je się to a b su rd a ln e : „terap e u ty cz n y w ittg e n ste in ia - n izm ” jako sk rajn o ść analizy (filozofia jedynie jako w y ja śn ia n ie zdań); an aliza w yłącznie języka (doprow adzenie do d eg ra d acji filozofii przez w yłączne p isanie przyczynków do sło w n ik a oxfordzkiego); u tożsam ienie filozofii z logiką (np. T arsk i, któ reg o w sp an iałe p race sta n o w ią isto tn y p rzy czy n ek do filozofii, ale filo zo fii n ie za stę p u ją); neopozy-tywizm —* sk ra jn o ść przedm iotow ości (zasada sp raw dzalności itd.).

A naliza filozofii an ality czn ej w sk az u je ta żk e n a to, że te n k ie ru n e k nie je st szkołą, nie m a jednego m istrz a; w śród an a lity k ó w są bow iem p latonicy, arystoteliey, k onceptualiści, nom inaliści, a n a w e t kantyści.

Je śli chodzi o historię, należy stw ierdzić, że filozofia an a lity cz n a nie w yw odzi się jedynie od a n ty h eg lo w sk iej postaw y G. E. M oore’a; jej

n o w o ż y tn y rodow ód sięga do L eibniza. Z aś p olska filozofia an a lity cz n a

pochodzi ze szkoły K. T w ardow skiego, ucznia F. B ren tan y , i u k sz ta łto ­ w a ła się głów nie n a P rincipiach. K orzenie filozofii an a lity cz n ej są w ięc rozległe, a stanow i ona w czasach w spółczesnych n a w ró t — poprzez ciem ne w ieki filozofii sy n te ty c zn ej i zagadkow ej te o rii poznania od K a rte z ju sz a po X IX w iek — do najlep szy ch tra d y c ji m yśli schołastycz- n ej i filozofii klasycznej.

Rola filozofii — p odobnie ja k k aż d ej in n e j n au k i — b y ła w śre d n io ­ w ieczu służebna w obec teologii; dzisiaj ta k że filozofia może być n a u k ą

(6)

służebną, pom ocniczą i nie m a w ty m nic hańbiącego. W n au k a ch przyrodniczych rolę podstaw y sp ełn ia m a te m a ty k a i dlatego w iele pojęć je st ta m dostateczne już ścisłych. N atom iast w n au k a ch h um anistycz­ nych je st inaczej: m a te m a ty k ę tru d n o jest stosow ać, a niezbędne jest ścisłe pojm ow anie. H um aniści są często b ezrad n i n a w ysokim poziomie a b s tra k c ji; tym czasem tra d y c y jn ą ro lą filozofii je st m. in. przygotow y­ w a n ie now ych pojęć, now ego języka dla tw orzących się dyscyplin naukow ych. Filozofia anality czn a może też przygotow yw ać syntezy lo­ kalne, gdy an aliza zostanie doprow adzona do należytego poziom u; może o n a ta k ż e rozw iązyw ać problem y in te rd y scy p lin arn e, gdy w y sp ecjali­ zow anie n a u k szczegółow ych uniem ożliw ia znalezienie w spólnego języka. N a zakończenie swego w yk ład u , w sw oim posłan iu o. B ocheński zaapelow ał do filozofów polskich o badanie, k o n ty n u o w an ie i ro zw ija­ nie polskiej m yśli analitycznej. W w ielu ośrodkach w Polsce polska filozofia jest niezn an a lub nie je st b ra n a n a serio; filozofow ie polscy p o sz u k u ją now ych p rąd ó w lub u g ru n to w an y c h ju ż poglądów za granicą, a tym czasem m am y w Polsce n ap ra w d ę św ie tn e tra d y c je w ciąż a k tu a l­ n ej i żyw ej m yśli anality czn ej, a m ianow icie filozoficzną szkołą lw ow - sk o -w arsza w sk ą. W ta m ty c h p rzed w o jen n y ch czasach P o lsk a była w te j dziedzinie n a p ra w d ę m ocarstw em . P olacy m a ją jakieś kom pleksy i w stydzą się sw oich trad y c ji, a obcy n ie ra z w ręcz uczą się języka polskiego po to, by m óc studiow ać polskich m yślicieli. W te j sy tu a cji zajęcie się polską filozofią jest nie tylko w ielkim pow ołaniem , ale i zadaniem dla Polaków .

W dy sk u sji po odczycie głos za b rało około dzisięciu spośród licznie zgrom adzonych słuchaczy. Żywe zain tereso w an ie spow odow ane treśc ią w y k ład u znalazło w yraz w dociekliw ych py tan iach , k tó re — w raz z od­ pow iedziam i n a nie — zostaną poniżej w skrócie i po u system atyzo­ w an iu przedstaw ione.

Czy filozof analityczny zachow ujący zgodność z czterem a w ym ienio­ n ym i h asłam i m oże być np. k o n se k w e n tn y m plato n ik iem ?

Filozof anality czn y m oże mieć ciągoty w k ie ru n k u danego sta n o w i­ ska; w ielu an a lity k ó w sk ła n ia się w łaśn ie k u platonizm ow i. L ogika fo rm a ln a je st arystotelesow ska, ale A n a lity k i p ow staw ały w tedy, gdy A ry sto teles był a sy sten tem u P la to n a i d la niego je pisał. Jed n ak że logika dziś je st już całkow icie n e u tra ln a filozoficznie i w tym je st ta k że arystotelesow a. U A ry sto telesa nie w iadom o bow iem , co m a ją rep rez en to w ać zm ienne w sch em atach sylogizm ów : rzeczy, treści idealne, przedm iotow e m yśli czy w reszcie słow a. J e s t to genialny pom ysł. D zięki te m u jego logika może m ieć zastosow anie w k aż d ej filozofii.

O ro li logiki w filozofii: Co robi logik? T w orzy narzędzie form alne. Ale zanim się dojdzie do system u form alnego, należy n a jp ie rw a n a li­ zować pojęcia. F o rm a liz a c ja — to operow anie n a sam ych sym bolach w o d erw an iu od tego, co one sym bolizują; je st to ogrom ne u łatw ienie, a zarazem sposób n a u strzeżenie się przed p u ła p k am i języka potocznego. A le filozofia n ie je st ty lk o logiką fo rm a ln ą , je st czymś w ięcej: gdy z n a jd u je m y się n a płaszczyźnie k ateg o ria in e j, to m am y do czynienia w łaśn ie z filozofią.

J e s t przede w szystkim „ istą ”, tj. uczniem w czyjejś szkole, p o w tarz a­ jącym bez n am y słu sta re słow a sw ego guru. A w filozofii nie m ożna J e s t p rzede w szystkim istą, tj. uczniem w czyjejś szkole, p o w ta rz a ją ­ cym bez n am y słu sta re słow a swego guru. A w filozofii nie m ożna m ieć g u ru , trz e b a w szystko przem yśleć sam odzielnie: ta k a je st n a u k a

(7)

św. Tom asza. M łodzi filozofow ie m ie w a ją swego g u ru i s ta ra ją się go w e w szy stk im naśladow ać; filozof ta k nie może je d n ak postępow ać. A co zrobił św. Tom asz? T ra fił na zalew now ej filozofii i logiki; był teologiem , a nie filozofem , w ięc stw orzył now ą teologię. G dyby żył dzisiaj, u p raw ia łb y w ty m celu logikę m atem aty czn ą; nie m ożna być p aleo to m istą: m ów ić o T rójcy Ś w iętej, a nic nie w iedzieć o rela cja ch trójczłonow ych.

Dlaczego o. P rofesor odrzuca w filozofi hum anizm ?

W filozofii nie da się uzasadnić ta k ie j postaw y, zresztą w szystkie n au k i św iadczą o tym , że człow iek nie zasługuje na jak ąś n adzw yczajną pozycję i w artość w św iecie. H um anizm z n a jd u je u zasadnienie jedynie jako postaw a relig ijn a, tam bow iem znaleźć m ona dla niego rac ję bytu.

Czy filozof może zajm ow ać się budow aniem św iatopoglądów , czy też m a pozostać na te re n ie n auki?

Nie m ożna rac jo n aln y m i śro d k am i uzasadniać św iatopoglądów . Nie m a św iatopoglądu naukow ego, św iatopogląd z n a tu ry w ym aga w yb o ru n a zasadzie a k tu woli. F ilozofia ch rz eśc ija ń sk a i filozofia m a rk sisto w ­ ska, to nie są filozofie, ale św iatopoglądy. W filozofii nie m a dogm a­ tów , są n ato m ia st p o stu laty m etodologiczne.

Czy sam o prześw iadczenie o racjo n aln o ści człow ieka je st uzasad ­ nione?

Tak. U zasadnienie jest em piryczne: na każdym k ro k u k orzystam y z rozum u, a p rzy n a jm n ie j pow inniśm y. P olak now oczesny m usi być ra c jo n a listą : przeszliśm y przez chorobą irra cjo n alizm u (m esjanizm itd.); po tych paroksyzm ach irra cjo n alizm u dusza polska się zbuntow ała. Nie m a w yjścia, jesteśm y sk azan i n a racjonalizm .

D rugi w arszaw sk i odczyt odbył się 31 paźd ziern ik a u oo. D om inika­ nów w kościele św. Jack a, a dotyczył filozofii religii.

R eligię c h a ra k te ry z u je przede w szystkim postaw a wobec num enu, tj. w obec św iętości, w obec tran sc en d e n tn e g o Boga. T ak w ięc nie każdy św iatopogląd jest religią. R eligia przynosi także pew ną odpow iedź na za g ad n ien ia eg zystencjalne (sens życia, cierpienia, śm ierci itd.), zaleca p ew ien kodeks przepisów m o raln y ch i w reszcie zak ład a pew ien pogląd n a św iat (tzw. credo). R eligię trz e b a odróżniać od sam ych obrzędów , od m ow y sa k ra ln e j i od uczuć religijnych.

N a początku X X w ieku pow stała filozofia anality czn a (patrz w yżej), zrz ek ając a się budow y św iatopoglądów . Czym jest w ięc an a lity cz n a filo ­ zofia religii? Z daniem o. B ocheńskiego je st przede w szystkim logiką religii. J a k jest m ożliw a logika relig ii?

L ogika jest w sp an iały m narzędziem analizy. To narzędzie może zostać w każdej dziedzinie zastosow ane pod w aru n k iem , że w te j dziedzinie w y stę p u ją jakieś poglądy, że są w yrażone w m ow ie i że m ow a ta z a w iera zdania oznajm ujące. R eligia za w iera poglądy w yrażone w m o­ w ie za pom ocą zdań orzekających, k tó re sk ła d ają się n a tzw. credo. L ogika religii jest więc m ożliwa.

L ogika w ogóle dzieli się n a trzy części; są to: logika fo rm a ln a , czyli czysta (teoria n ajb a rd z ie j ogólnych cech przedm iotów ), logika stosow ana do m ow y, czyli sem iotyka (analiza logiczna języka) i w reszcie logika sto so w an a do m yśli (m etodologia). L ogika religii dzieli się podobnie na teo rię s tr u k tu r w poglądach relig ijn y ch , teorię znaczeń słów relig ijn y ch i teorię uzasad n ień w ierzeń relig ijn y ch .

J a k ie są różnice pom iędzy w ia rą a n au k ą? W obu m am y do czynie­ nia ze zdaniam i orzekającym i, ale je st różnica w ich uzasadnianiu.

(8)

W n auce w szystkie zdania m uszą być jakoś uzasadnione czysto ra c jo ­ naln ie; w religii n ato m ia st d ecydujące znaczenie odgryw a ak t w oli: d an e w ierzenie relig ijn e p rzy jm u je się nie dlatego, że je st oczyw iste lub praw dopodobne, ale dlatego, że chcem y je przyjąć.

N iekiedy sta w ia się p roblem sensow ności w ierz eń relig ijn y ch ; p rz y j­ m u je się w tedy, że zdanie m a sens, gdy je st spraw dzalne, tj. gdy p rz y ­ porządkow ać m u m ożna jakieś k ry te riu m spraw dzalności. W przeciw ­ nym razie ta k ie zdanie niczego nie orzeka, je st bełkotem . W jak i spo­ sób i w ja k im sensie zdania religii są spraw d zaln e? Je śli m ow a religii jest spójna, to poszczególne zdania są sensow ne gdy d ają się w yw ieść z założenia. A jeśli chodzi o k ry te riu m em piryczne, to — ja k ktoś po­ w iedział — trz e b a um rzeć, wówczas zdania religii zostaną spraw dzone. G dy m ow a je st o sensow ności religii, poruszyć trze b a spraw ę t a ­ jem nic w iary. Co m ożna pow iedzieć np. o T ró jcy Ś w iętej? Je śli nic, to sam o to słow o je st bez sensu, je st bełkotem , a w ia ra w bełkot, to w ia ra godna papugi, a nie człow ieka. T ym czasem pod tym i słow am i coś się k ry je, jakoś je rozum iem y; skoro w ięc ta ta jem n ica m a dla nas ja k iś sens, a tru d n o jest nam te n sens w naszym języku w yrazić, to znaczy, że należy posłużyć się odpow iednim do naszych możliw ości poznaw czych językiem . Sw. Tom asz ro zp raco w ał — p rzy n a jm n ej w za­ rysie — te n problem i stw orzył tzw. teo rię analogii, k tó rą dzięki logice m atem aty c zn e j m ożem y sform ułow ać lepiej, niż d aw niej i posługiw ać się nią. W jej św ietle okazuje się, że ta je m n ic ą je st ta k ie coś, co m ożna opisyw ać za pom ocą pojęć analogicznych.

Czy jest jak ieś uzasadnienie w iary ? W iary nie m ożna udow odnić, w ym agany je st a k t woli, decyzja. R eligia jest o p a rta na w ierze, a w ia ra p rze k ra cza rozum ow anie; nie znaczy to jed n ak , że m usi być ab su rd a ln a, że je st całkow icie pozbaw iona racji. Nie m ożna w ierzyć w coś bez żadnej racji, tym bard ziej że od tego zależy sens naszego życia. A ra c ja znaczy — logika.

Istn ie ją dw a sposoby przygotow ania a k tu w iary. Je d e n poprzez p rz y ­ jęcie a u to ry te tu , co nie przeczy racjonalności. G dy m a tk a pow ie dziecku, że je st ta k ie m iasto zw ane W arszaw ą, lu b też że będzie to dziecko kiedyś dorosłe, to postąpi ono rac jo n aln ie, jeśli da m atce w iarę. D rugi sposób dojścia do w iary jest poprzez stw orzenie tzw. hipotezy relig ijn ej. H ipoteza re lig ijn a nie je st w iarą, ale poprzedza w iarę. B rzm i ona m niej w ięcej ta k : gdybym został k ato lik iem — czy b u d d y stą lub tp. — m oje życie m iałoby sens; to jest zdanie, k tó re m a znaczyć m niej w ięcej tyle, że k la sa zdań, k tó re zostały p rzy ję te jako praw dziw e, zostanie jakoś uporządkow ana. P o staw ien ie ta k ie j hipotezy re lig ijn e j może być ak tem racjo n aln y m , a po nim może przyjść a k t w ia ry dzięki k tó rem u w ierze­ n ia relig ijn e sta n ą się pew ne.

O czywiście sp ra w a filozofii czy też logiki religii łączy się z w ielom a trudnościam i. T rudności, a n aw e t sprzeczności, nie są jed n ak czym ś n adzw yczajnym w życiu naukow ca, są n aw e t jego chłebem pow szednim . Ż ad en praw d ziw y naukow iec nie k a p itu lu je przed trudnościam i, nie p rz e ra ż a się. Je śli Bóg nam coś objaw ia, to n a m ia rę naszych m ożli­ wości poznaw czych: pow iniśm y w ięc sta ra ć się to zrozum ieć, a o ile zechcem y — p rzy jąć to.

W ożyw ionej dyskusji po w ykładzie poruszone zostały liczne p ro ­ blem y; n ie k tó re zostały już omówione, a spośród pozostałych p rz e d sta ­ w ione zo staną w skrócie te — ja k się zd a je — ciekawsze.

N a ponow ne podniesienie p roblem u stosow alności logiki do religii, o. B ocheński odpow iedział ja k następ u je.

(9)

F orm alizm , to m etoda, w k tó re j a b s tra h u je m y od sensów znaków . L ogika fo rm a ln a je st ty m sam ym , co daw n iej ontologia: je st je d n ak inaczej u p raw ia n a, ale o b raca się ta k ż e n a płaszczyźnie k a te g o ria ln e j n a jb a rd z ie j ogólnych znaków ; dotyczy n ajb a rd z ie j o d erw an y ch cech przedm iotów . Logikę fo rm a ln ą należy odróżniać od logiki fo rm alisty cz- nej, k tó ra je st n au k ą będ ącą jedynie ja k gdyby g rą n a sam ych znacz­ k a c h pozbaw ionych znaczenia.

Nie stosow anie logiki, a n a p rzy k ła d d ialek ty k i, uniem ożliw ia ja k ą ­ kolw iek wiedzę. Je śli d ia lek ty k pow ie, że k ro w a je st czerw ona i nie je st czerw ona, to niczego n ie pow iedział, żadnej in fo rm ac ji nie p rz e ­ kazał; to je st bełkot, ro b ien ie fa l w pow ietrzu, nic w ięcej. S am a in tu ic ja je st m ożliw a jedynie w sto su n k u do p rzedm iotów bezpośrednio danych; tym czasem Bóg nie je st bezpośrednio dany, w ięc żadna rzeczyw ista w iedza (przeciw ieństw o urojo n ej) o Bogu nie je st m ożliw a n a p o d sta­ w ie in tu icji.

J a k o. B ocheński ocenia filozofię T e illa rd a de C hardin?

J e s t to klasyczny zabobon, heglizm u b ra n y w p ió rk a naukow ca. Ż ad n a historiozofia nie może być n au k ą , bo o p iera się n a fałszyw ych przesłankach.

D laczego o. P ro feso r łączy ze sobą tra d y c ję greck o -rzy m sk ą z jed n ej stro n y i heb raizm z drugiej? Czy nie je st to sprzeczność?

N ie w idać ta k ie j sprzeczności i je st w ątp liw e, by m ożna ją było w ykazać. T ra d y c ja cyw ilizacji eu ro p e jsk ie j w y n ik a z połączenia trze ch p rąd ó w : g rec k iej postaw y w obec czystej fo rm y i w iedzy, rzy m sk iej po­ sta w y w sto su n k u do społeczeństw a, p a ń stw a i p ra w a — o b a te p rąd y dotyczą sp raw tego św ia ta — oraz ży d o w sko-chrześcijańskiej postaw y w obec zagadnień egzystencjalnych, a w ięc dotyczącej sp raw pozaśw ia- tow ych. Nie m a w ięc ża d n ej sprzeczności.

N ajp e łn ie jsz a synteza ty c h trz e c h w ym ienionych czynników s k ła d a ją ­ cych się n a naszą cyw ilizację zn a jd u je się w S u m m ie św. Tom asza. P o ­ cząw szy od R enesansu p o ja w ia ją się je d n a k ten d en c je do odchodzenia od te j tra d y c ji; trw a ło to aż do X IX w ieku. Je d n y m z p rzedstaw icieli te j te n d e n c ji był Spinoza, w edług którego m ąd ro ść m a polegać n a nie- m y ślen iu o śm ierci, a w ięc n a za p o m in a n iu o niej. Z asługą eg zy sten cja- listó w jest, że zw rócili znow u uw agę n a filozoficzne znaczenie p ro b le­ m ów egzystencjalnych, ty le że opow iedzieli się za absurdem , a n ie za sensem ludzkiego żyw ota.

Czy gdyby w P iśm ie Ś w ię ty m pom inąć — ta k ja k to n ie ra z czynią ateiści — cuda, Boga i całą religię, to czy nie pozostanie jeszcze ety k a?

P ism o Sw . je st ja k gdyby niesione przez zagad n ien ia egzystencjalne

ro zw iązyw ane w płaszczyźnie pozaśw iatow ej, a ety k a je st im podpo­ rząd k o w a n a. Bez rozw iązań, k tó re są w P iśm ie Sw . objaw ione, ety k a ta m z a w a rta tra c i sw ą podstaw ę, sw e uzasadnienie.

O dczyt trzeci — zorganizow any przez K IK — odbył się 2 listo p ad a 1987 r. M im o k o n tro w ersy jn e g o te m a tu (C hrześcijaństw o a m a rk sizm —

m o żliw o ść dialogu), sp o tk an ie z o. B ocheńskim okazało się być k o le j­

n y m zw ycięstw em nad irracjo n alizm em . O czysto naukow ych zam ierze­ n iach p re le g e n ta św iadczą zastrzeżen ia przez niego n a w stęp ie w ypo­ w iedziane: „ J a nie jestem ideologiem ; m oim zadaniem nie je st budzić ta k ie czy in n e uczucia, ale analizow ać o b iektyw nie pew ne z a g ad n ien ia”. N aukow e sfo rm u ło w an ie pro b lem u je st następ u jące. M arksizm i ch rześcijań stw o tr a k tu je się ja k d w a zespoły zdań; zadaniem je st

(10)

zbadanie sto su n k u tych dw óch klas zdań. J e s t to zagadnienie logiczne, którego nie m ożna rozw iązać za pom ocą in tu ic ji czy uczuć.

O. B ocheński n a jp ie rw odróżnił trzy znaczenia słow a m arksizm , p otem rozw ażał o sto su n k ach odpow iednich klas zdań, a w reszcie po ­ w iedział k ilk a słów o dialogu, choć — ja k pod k reślił — sp e cja listą w te j dziedzinie nie jest.

P ojęcie m a rk sizm u je st w ieloznaczne, co je st przyczyną częstych i po­ w ażnych nieporozum ień.

N ajp ierw czysty m arksizm , m yśl sam ego K a ro la M a rk sa i tych, k tó ­ rzy chcą m u być w iern i: je st to m ark sizm bez składników dodanych przez Engelsa, L en in a itd.

N astęp n ie m ark sizm znaczy też: m ark sizm -len in izm , czyli kom binacja poglądów p rzede w szystkim M arksa, Engelsa, P lec h an o w a i Lenina.

W reszcie m ark sizm a b stra k cy jn y , k tó ry polega na in sp iro w an iu się m yślą M arksa: jedne poglądy się p rzy jm u je, in n e odrzuca, a dodaje się do tego jeszcze poglądy zaczerpnięte skądinąd.

N ależy te ra z zbadać, ja k i jest stosunek k aż d ej z odpow iednich trzech k las zd a ń do zespołu tw ie rd z eń zw iązanego z chrześcijaństw em .

Co z a w iera czysty m arksizm ? M ark s je st niew ątpliw ie w ielkim n aukow cem : je st w spółtw órcą socjologii, ekonom istą itd. M iał je d n ak pecha, bo w iększość jego — sk ą d in ą d p orządnych — hipotez naukow ych, ja k np. o p o stęp u jący m ubóstw ie ludzi p rac y w kapitalizm ie, zostało za jego życia sfalsyfikow anych. M iał też św ietn e pom ysły filozoficzne, ale ich nie ro zw inął; filozofem w ięc nie jest, choć go za takiego m a ją ze w zględu n a jego socjologię. Był m o ralistą : zm ienił ówczesny sto su ­ nek do ludzi p rac y fizycznej i pod tym w zględem w szyscy jesteśm y jego uczniam i. B ył też praw dziw ym d em o k ra tą. Był w yznaw cą św ia to ­ pogląd u ośw ieceniow ego: w ierzył w p o stęp ludzkości ku rajo w i n a ziem i dzięki „św iatłu ” nauki. O drzucał B oga i r a j poza ziem ią, a w ierzył w sam ozbaw ienie się ludzkości. A teizm je st w ięc isto tn y m skład n ik iem jego św iatopoglądu, nie może w ięc być pogodzony ze św iatopoglądem ch rześcijańskim .

M ark sizm -len in izm je st o ficjaln ą ideologią kom unizm u. P o w stał z m ark sizm u przez dodanie w ielu poglądów w ykluczających często p rze k o n an ia M arksa. U M ark sa np. nie m a n ienaw iści do religii, k tó ra to n ienaw iść je st isto tn y m czynnikiem u L en in a (Lenin je d ak sp rze­ ciw ił się przem ocy w obec religii). W m arksizm ie-len in izm ie relig ia jest fałszy w ą m etafizy k ą, bo nie m a Boga, fałszy w ą etyką, gdyż zbaw ienie je st ty lk o społeczne, a nie in d yw idualne, i fałszyw ą tech n ik ą, dlatego że od m odlitw y skuteczniejszy je st np. piorunochron.

Św iatopogląd m a rk sisto w sk o -len in o w sk i je st w ięc rad y k a ln ie p rz e ­ ciw ny ch rześcijań sk iem u i nie w idać żadnej m ożliw ości jakiegokolw iek k o m p ro m isu n a płaszczyźnie ideow ej.

C hrześcijań stw o nie je st ze sw ej n a tu ry zw iązane z jakim ś sy ste­ m em gospodarczym czy politycznym , może w ięc być do pogodzenia z k ażdą ideologią pod w aru n k ie m , że ta go nie w yklucza. W łaśnie m a rk sizm a b s tra k c y jn y sp ełn ia czasem te n w aru n e k , ale jest przecież nieuczciw ością, gdy z m yślą M a rk sa o d rzu ca się isto tn e jej sk ład n ik i, a ta k i system n a d a l nazyw a się m arksizm em .

J a k w ta k ie j sy tu a cji p rze d staw ia się m ożliw ość dialogu? „Nie jestem sp e cja listą od dialogu, od tzw. filozofii d ialogu” pow iedział o. Bocheński. Czym je st dialog? J e s t to rozm ow a w celu lepszego zrozum ienia się, zn alezienia k om prom isu czy tylko jego szukania, a czasam i by pomóc

(11)

dru g iem u jeśli je st w błędzie. W a ru n k am i dialogu są: istnienie dwóch u g ru n to w an y c h stan o w isk i obecność pew n ej m in im aln ej dozy dob rej w oli po obu stronach.

Czy te w a ru n k i są spełnione jeśli chodzi o chrześcijaństw o i m a rk - sizm -leninizm (bo te n św iatopogląd w chodzi głów nie w grę)?

C h rześcijanie u p ra w ia ją c y dialog z m arksizm em -leninizm eim są nie­ ste ty często ludźm i m ającym i w ątpliw ości co do swego c h rz eśc ija ń ­ stw a: nie je st to w ted y dialog ro zu m ian y ja k w yżej, ale szukanie o p ar­ cia w stan o w isk u drugiego.

B ardzo tru d n o o dobrą wolę ze stro n y m ark sistó w -len in istó w , bo są prze k o n an i — a p rzy n a jm n ie j ci p raw dziw i, a nie w ątp iąc y — że ch rz eśc ija ń stw o je st narzędziem k lasy w yzyskującej. W ta k ie j sy tu a cji dialog przekształca się w p róbę n aw ró cen ia oponenta lu b w próbę w y k az an ia wobec św iadków sw ej wyższości.

P odsum ow ując, o. B ocheński podkreślił, że nie przeczy możliwości, a czasem pożyteczności p o rozum iew ania się, zwłaszcza w p rak ty c zn y c h , społecznych spraw ach. A le do dialogu sam ych św iatopoglądów je st b a r- bardzo sceptycznie nastaw iony.

W dy sk u sji po odczycie u ja w n ia ła się często potrzeba odchodzenia od te m a tu i naukow ego podejścia p rele g en ta : n ie k tó re p y ta n ia, choć n ie ra z ciekaw e, o trzym yw ały p rzew ażnie ża rtobliw e lu b w y m ija ją c e od­ pow iedzi, ja k np. „to je st sp ra w a polityczna, a ja p o litykiem nie je ste m ”, lub też — o sw oim w ykładzie — „to są pogaduszki n otorycz­ nego te o re ty k a ”.

Oto zestaw ienie n ie k tó ry ch p y ta ń i odpowiedzi.

J a k się m a jezuickie państw o In d ia n w P a ra g w a ju do niem ożności pogodzenia ch rz eśc ija ń stw a z m item r a ju n a ziemi?

Jezuici nie chcieli w cale robić r a ju n a ziem i; dążyli do zrobienia przyzw oitego społeczeństw a i to im się w dużej m ierze udało.

Co o. P ro feso r sądzi o socjalizm ie chrześcijańskim ?

M ożna być chrześcijań sk im socjalistą, ale nie m ark sistą. Socjalizm dotyczy u stro ju społecznego, gospodarczego, w ięc jako ta k i nie może być sprzeczny z religią; n ato m ia st chrześcijański m a rk sista — to p rze­ cież zabobon.

Czy spraw iedliw ość społeczna jest nazw ą bytu?

To nie jest n aw e t zabobon, to jest bełkot. S praw iedliw ość społeczna, to pew ien zespół norm , zasad dotyczących postępow ania społecznego. Ale co to m a w spólnego z bytem ? „Nie rozum iem !”

Czy poza religią i filozofią zabobon zagraża jeszcze czem uś?

N auce, oczywiście. D zisiaj spór pom iędzy n au k ą a relig ią p rak ty c zn ie nie istnieje. G alileusz tw ierdził, że n a u k a m ówi, jak gw iazdy p o ru sza ją się po niebie, a relig ią — ja k dostać się do nieba. R eligia i n a u k a nie m a ją nic w spólnego, są zupełnie rozłączne. Kościół to p rzy ją ł do w iadom ości, a naukow cy też są tego św iadom i. N atom iast relig ią i — zw łaszcza — n au k a są zagrożone przez zabobony, przesądy, fałszyw e m n ie m a n ia przeczące oczyw istość (np. F e y era b en d itp.).

Co o. P ro feso r sądzi o tezie m arksizm u, że gdy zniknie w yzysk — zan ik n ie także religią?

N a zachodzie o b serw u je się co innego: dobrobyt zdaje się szkodzić religijności. T am ta m ludziom dobrze, że p rze sta ją m yśleć o raju .

D laczego o. P ro feso r robi ta k ą rek la m ę M arksow i?

„ J a nie lubię, gdy m nie k to ś o sk arża o reklam ę. J a M a rk sa znam i szanuję, ale żadnej rek la m y nie ro b ię ”.

(12)

Czy nie sądzi o. P rofesor, że dla ch rz eśc ija n in a jedyną fo rm ą dialogu pow inno być: „Idźcie i n au c za jc ie”?

A ta k , to p raw d a. Je śli ktoś o siln ej w ierze i w d uchu apostolskim idzie i innym p rze d k ład a sw oją w iarę, to dobrze robi. Ale czy to m ożna nazw ać dialogiem ? C hyba nie.

C zw arty, o sta tn i z w arszaw sk ich odczytów o. prof. B ocheńskiego m iał m iejsce w A TK w czw artek 5 listo p ad a 1987 r.

N adzw yczajnego gościa pow itał w im ieniu naszej uczelni jej re k to r, ks. prof. H elm ut Juros. W p o w ita n iu tym ks. R e k to r podkreślił, że w izy ta w A TK o. Bocheńskiego by ła od w ielu la t oczekiw ana; w spo­ m n ia ł także, że A TK podjęła — n a mocy uchw ały R ady W ydziału F ilo ­ zofii C h rze śc ijań sk iej — s ta ra n ia o n ad a n ie o. prof. I. M. B ocheńskiem u d o k to ra tu honoris causa (inform ację tę p rzy w ita n o oklaskam i). Prosząc 0 w ygłoszenie w y k ład u ks. R e k to r dodał, że w ykład te n je st rów nież okazją d la licznie zgrom adzonych pracow ników i stu d en tó w ATK sp o t­ k a n ia się z w ielką postacią o. Bocheńskiego oraz zam anifestow ania w ia ry w rozum , k tó ry — w czasach szerzącego się irra cjo n alizm u — p rz y jm u je zdyscyplinow any w yraz w m yśli filozoficznej M istrza m ą ­ drości i życia.

T em atem odczytu o. Bocheńskiego było pojęcie system u. J e s t to pojęcie ogólne, w pew nym sensie u n iw ersa ln e, gdyż może znaleźć zastosow anie w licznych, nieraz bardzo różnych od siebie dziedzinach. Ja k o pojęcie stosow ane w nauce, w inno m ieć sw ą definicję, sw ą teorię. Teorię ta k ą stw orzył ok. 30 la t te m u L. von B e rtala n ffy ; je st to w ięc w pew n ej m ierze nowość. Z aw a rte w odczycie dane są w ynikiem skon­ fro n to w a n ia analizy sam ego o. B ocheńskiego z dotychczasow ym i osiąg­ nięciam i w tw o rzen iu teo rii system u.

W każdym system ie w yróżnić m ożna trzy składow e; są to: elem enty system u, czyli jego zaw artość (content), czynnik syntetyczny, scalający, w yznaczający s tru k tu rę system u (s tru c tu re ), w reszcie otoczenie system u, a w ięc elem enty zew nętrzne, pow iązane z system em (e n v iro n m e n t).

S ystem jest czym ś zasadniczo różnym od klasy elem entów . Ż adna k la sa nie je st czym ś realnym , je st bow iem by tem m yślnym , idealnym ; system n ato m ia st je st zawsze bytem realn y m , n aw e t gdy jego elem enty są b y ta m i idealnym i. P oza ty m k la sa może być p u sta (np. k la sa żon K opernika, bo K o p ern ik nie m iał żony), a system m usi m ieć co n a j­ m n ie j dw a różne elem enty.

S ystem je st ta k że czym ś innym , niż k o nglom erat, ag re g at p rzedm io­ tów . W agregacie bow iem rela cje pom iędzy elem entam i są luźne, po części przypadkow e; tym czasem w system ie sta n jednego elem entu jest uzależniony od sta n u innego elem en tu : elem e n ty system u pow iązane są zależnościam i przyczynow ym i.

P o w staje p y ta n ie: ja k ie są rodzaje system ów , ja k m ożna je dzielić? P odział system ów w edług elem entów d aje d w a rodzaje system ów : hom ogeniczne, k tó ry c h elem enty są jednego typ u , np. w szystkie są re a ln e (dom sk ła d ający się z rea ln y ch części), lu b w szystkie idealn e (aksjom atyczny system geom etrii euklidesow ej); heterogeniczne, k tó re za w ie ra ją jednocześnie elem enty re a ln e i idealn e (takim system em je st wg. In g a rd e n a dzieło literackie).

N a p odstaw ie odróżnienia czynników zespalających w yróżnia się system y scen tralizo w an e (b atalion p an c ern y w czasie ak c ji bojow ej) 1 n iescen tralizo w an e (dom).

(13)

Z p u n k tu w idzenia zw iązku system u z otoczeniem d aje się zauw ażyć sy stem y o tw arte , dopuszczające w p ły w z ze w n ątrz i o d d ziaływ ujące na otoczenie, oraz system y zam k n ięte, odizolow ane od swego otoczenia, u n iezależniane od zm ian w nim zachodzących.

W reszcie system y m ogą być staty czn e, gdy nie zachodzą w nich zm iany, lu b też dynam iczne; są w ted y m echaniczne, o ile d ziała ją ty lk o n a zew nątrz, bądź organiczne, jeśli od d ziały w ają ta k że n a siebie.

T a k w skrócie prze d sta w ia się teoria sy ste m u. J e s t ona p ew n ą p ro ­

pozycją ontologii system ów . J e s t n a u k ą w m arszu, in sta tu nascendi. T rz eb a w ięc ją ro zw ijać: pojęcie sy stem u jest przy k ład em po jęcia do­ m agającego się analizy, now ego sp o jrzen ia.

A by w skazać n a pew ne zastosow anie te j teorii, o. B ocheński p rze d ­ sta w ił sw ą próbę analizy pojęcia p rze d sięb io rstw a przem ysłow ego Do­ ciek a n ia w stępne doprow adziły do w niosku, że ta k ie przed sięb io rstw o należy tra k to w a ć jako system . E le m en ta m i tego system u m ia ły być w g D av id a R icardo — angielskiego k la sy k a ekonom ii — k a p ita ł i praca. W iedząc, że system polityczny je st w dużej m ierze uzależniony od sy stem u gospodarczego, pow szechnie w yróżniało się dw a rodzaje u s tro ­ jów : k ap italisty c zn y , gdy pierw szeństw o w p rzed sięb io rstw ach o d g ry ­ w a ją w łaściciele k a p ita łu , oraz socjalistyczny, gdy ludzie pracy, ro b o t­ nicy m a ją p ierw szą rolę. T ym czasem je st to zabobon. P rzeczy to oczy­ w isty m faktom , gdyż nie w zięto pod uw agę trzeciego, i to ro zstrz y g a­ jącego n ie ra z elem entu, a m ianow icie w y n ala zk u technicznego. P oza ty m uw zględniać też trz e b a otoczenie system u, a w ty m otoczenu co n a jm n ie j trzy elem enty zew nętrzne, tj. odbiorcy, cały rejo n , okolica, w k tó re j przedsiębiorstw o działa, oraz państw o; bez ty c h elem entów zew n ętrzn y ch nie sposób w yobrazić sobie d ziałające przedsiębiorstw a. P o p ełn ia się n ie ra z jeszcze je d en błąd, a m ianow icie uto żsam ia się p rzedsiębiorcę z k ap ita listą . T ym czasem p rzedsiębiorca — to w łaśn ie ów czynnik scalający, o rgm zujący sy stem ; k a p ita lista je st jedynie elem e n te m przedsiębiorstw a. U tożsam ianie p rze d sięb io rstw z k a p ita listą pow oduje u w iąd p rzed sięb io rstw przem ysłow ych.

D ostrzeżenie w spom nianych trz e c h elem entów w ew n ętrz n y ch i trze ch elem en tó w zew nętrznych, a ta k ż e odróżnienie czynnika organizującego (przedsiębiorcy) od ty c h elem en tó w um ożliw ia dostrzeżenie, że te o re ­ tycznie istn ie ją nie dw a, ale sześćdziesiąt cztery m ożliw e u stro je p rze d sięb io rstw a i w y b ra n ie lepszego, a to w zależności od tego, czy i k tó ry m elem entem pow ierzy się fu n k c ję przedsiębiorcy. W iele spośród 64 u stro jó w istn ie je w rzeczyw istości: p rzedsiębiorca m oże być nieza­ leżny od w szystkich elem entów ; może też być m ianow any przez p a ń ­ stw o, bądź przez k ap italistó w , bąd ź przez p racow ników itd. Może ta k że być ra d ą nadzorczą złożoną po rów no z p rzedstaw icieli praco w n ik ó w i ak cjo n a riu szy itd.

P rz y k ła d p rzed sięb io rstw a przem ysłow ego m ia ł w skazać n a p rzy ­ datność p ojęcia system u. P rz ed sta w io n a te o ria system u m ia ła n ato m ia st stan o w ić p rzy k ła d stosow ania p o rzą d n ej analizy logicznej p ojęcia ogól­ nego, ja k im jest system . Zaś sam a an a liz a jest p rzy k ład em w ielk ich m ożliw ości um ysłu ludzkiego: sto so w an a w n au ce — a w szczególności w filozofii — d aje w y niki pozytyw ne u w aln iają c ją od m ę tn ia c tw a i n ad m iern y ch uproszczeń.

K ra je m p o siadającym — zdaniem o. Bocheńskiego — w ielką tra d y c ję m y ślen ia czystego, jasnego, analitycznego je st w łaśn ie P olska. J e s t p rzy ty m k ra je m n aro d u katolickiego, o w ielk iej liczbie pow ołań k ap ła ń sk ic h

(14)

i zakonnych „Jeste m głęboko przek o n an y — pow iedział o. B ocheński — że P o lsk a je st p o w ołana do stw o rzen ia now ej teologii k a to lic k ie j”.

To posłanie w ielkiego uczonego, d o m in ik an in a, do słuchaczy z ATK p rz y ję te zostało gorącym i oklaskam i.

Po odczycie ks. p ro re k to r prof. E. M oraw iec zaprosił w szystkich do d yskusji, k tó rą poprow adził k ie ro w n ik k a te d ry logiki, doc. E. N ie- znański.

D yskusja po w ykładzie odznaczała się w ielością p y ta ń dotyczących problem ów teorety czn y ch i szczegółowych, choć nie zab rak ło także p y ta ń zw iązanych z zag adnieniam i n a tu ry ogólnej. Oto skrótow e z e sta­ w ienie poruszonych spraw .

J a k się m a te o ria system u do m etafizy k i A rystotelesa?

Z tego, co jest w te o rii system u, u A ry sto telesa w y stę p u je jedynie rozróżnienie m a te rii (hyle) i firm y (m o rp h e), co odpow iada za w a r­ tości system u i czynnikow i scalającem u. To rozróżnienie A ry sto telesa było oczywiście genialne, ale je st jedynie p u n k te m w yjścia d la dalszej reflek sji.

A rystoteles je st niew ątp liw ie najw iększym geniuszem filozofii, w ięc należy go znać. Nie znaczy to jednak, że należy na tym poprzestać: trz e b a m yśleć dalej. Nie m ożna za nim p o w tarzać; zadaniem filozofa je st pogłębiać, nadaw ać now e im pulsy, rozw ijać. „W filozofii nie m a g u ru ” pow tórzył raz jeszcze o. Bocheński.

J a k się m a logika czysta do logiki stosow anej?

K łopoty stricte logiczne (m etalogiczne) p o ja w ia ją się w logice tak , ja k inne tru d n o ści w innych naukach. S am a an aliza logiczna filozofii, w szczególności form alizacja, n a strę cz ają w iele problem ów . Nie przeczy to je d n a k m ożliw ości stosow ania logiki fo rm a ln e j do zagadnień filozo­ ficznych. Ju ż n a w e t logika e le m e n ta rn a d aje pozytyw ne w yniki, gdy się ją sto su je w filozofii.

Czy system je st ab stra k te m , czy też k o n k retem ?

S ystem je st re a ln y i re la c je pom iędzy czynnikam i składow ym i sy ste­ m u ta k ż e są rea ln e. N atom iast sam o pojęcie sy stem u jest pojęciem filo ­ zoficznym , a ściślej m ów iąc — ontologicznym .

Czym je st ontologia, a czym — m e tafizyka?

O ntologia — to n a u k a opisow a, nie rozum iejąca, o n ajb a rd z ie j oderw an y ch cechach każdego p rze d m io tu w ogóle. J e s t podstaw ą filo ­ zofii. N ie w olno je j m ylić z m etafizyką, k tó ra je st dyscypliną filozo­ ficzną za jm u jąc ą się p rzedm iotam i n ie ele m e n tarn y m i i nie danym i dośw iadczalnie, k tó re są je d n a k jakoś zw iązane z całością naszego do­ św iadczenia. D ochodzim y do n ich n a drodze rozu m o w an ia; trad y c y jn y m i p rzedm iotam i, k tó ry m i chce się zajm ow ać m etafizy k a, to: św iat, dusza, Bóg. M etafizyka je st z n a tu ry — ze w zględu na sw ój przedm iot — dziedziną niezw ykle tru d n ą , złożoną, i bez odpow iedniego przygotow a­ n ia form alno-logicznego niesłychanie tru d n o je st u p raw ia ć ją porządnie, odpow iedzialnie. D latego też w ielu z g ó ry rez y g n u je z je j u p raw ia n ia, a jeszcze in n i w ogóle przeczą m ożliw ości je j tw orzenia. Nie znaczy to je d n a k w cale, że nie można jej u praw iać.

A by podsum ow ać jakoś to spraw ozdanie z odczytów o. Bocheńskiego w W arszaw ie w a rto odać, co następ u je.

S tyl o. Bocheńskiego, jego bezw zględne oceny, cięte rip o sty w dy ­ sk u sjach , a zw łaszcz* w sp o m n ian a książeczka S to zabobonów , oceniane być m ogą jako coś destrukcyjnego, negatyw nego. Tym czasem polski C zytelnik m a dostęp do w spaniałego d ziełk a ; w k tl rym znajdzie pozy­

(15)

ty w n y w y k ład rz e teln e j, p o sta n ality cz n ej postaw y filozoficznej o. Bo­ cheńskiego. Chodzi m ianow icie o jego książeczkę K u filo zo fic zn em u m y ­

śle n iu — w pro w a d zen ie do p o d sta w o w y ch pojęć filo zo ficzn ych , w y d an e j

przez IW P A X w 1986 r. C zytając ją je st się prow adzonym przez p ew ­ nego przew o d n ik a po w sp an iale u p raw ia n y m ogrodzie filozofii p ra w ­ dziw ie n aukow ej, a na zakończenie w yjrzeć m ożna poza m u r ogrodu i u jrzeć bogaty i rozległy św ia t religii.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Godność można określić jako wartość daną, lecz również zadaną. Stygmaty­ zacja, nawet tłumaczona powszechną dezaprobatą danej cechy, nie może nigdy sprowadzić

Nie sposób, oczywiście, w ramach recenzji zmieścić wszystkich uwag - zarówno kry­ tycznych, jak i aprobujących - jakie narzucają się przy lekturze Transcendencji realistów. Jest

W Narodowej Strategii Edukacji Ekologicznej (Ministerstwo Środowiska, 2001) zwraca się uwagę na to, iż środki masowego przekazu powinny:.. • „W sposób rzetelny,

W takim ujęciu prawo to cel działania, pojęty - zgod- nie z tradycją arystotelesowską-jako dobro, jako coś (w szerokim sensie tego sło- wa, obejmującym również samo działanie),

The free expansion, low restrained expansion and generated expansion stress under low-restraint condition were measured and calculated during the samples exposed to 1.5 g/L and

In de eerste twee jaren van de studie wordt de basis gelegd; de inzich- ten , kennis en vaardigheden die voor iedere bouwkundig ingenieur van belang zijn moeten in die jaren

W tej profilaktyce ważne jest niwelowanie postawy „mi to się nie może zda- rzyć”, weryfikowanie innych mitów na temat uzależnień, uczenie radzenia sobie z emocjami, pomoc

Price (1977) proposed an algorithm based on an “apparent thermal inertia”, calculated from satellite observations of daily minimum and maximum temperature and surface