• Nie Znaleziono Wyników

"Krytyka spod znaku Baader-Meinhof" : strategia krytyczna Andrzeja Falkiewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Krytyka spod znaku Baader-Meinhof" : strategia krytyczna Andrzeja Falkiewicza"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Małgorzata Szumna

"Krytyka spod znaku

Baader-Meinhof" : strategia

krytyczna Andrzeja Falkiewicza

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (132), 224-237

2011

(2)

2

2

4

Opinie

Małgorzata SZUMNA

„Krytyka spod znaku Baader-Meinhof”.

Strategia krytyczna Andrzeja Falkiewicza

.. .podnieść w ym agania staw iane wrażliw ości o d b io r­ cy i w prow adzić go w sytuację niew ygodną, co n a j­ m niej kłopotliw ą.

A n d rz e j F a lk ie w ic z

José O rtega y Gasset w pochodzącym z 1906 ro k u szkicu K rytyka barbarzyńska pisał:

R u ch rat z O berw esel, niem iecki teolog z XV w ieku tw ierdził, iż św. P io tr w ym yślił W ie l­ ki Post po to, by stworzyć większe zapotrzebow anie na łow ione przez siebie ryby. N ie m yślcie jednak, że m oja pochw ała oportunistycznego barbarzyństw a m a być jedynie u sp ra ­ w iedliw ieniem mego podejścia do krytyki. Jakież ono jest? D la now ozelandzkich M aory­ sów n ajw ażniejszą cechą książki jest to, że m ożna ją otworzyć i zam knąć, d latego też nazywa się ona u nich „m u szlą”. W ydaje mi się, że ten now ozelandzki p u n k t w idzenia [...] m ógłby się okazać bardzo pło d n y i trafn y w krytyce literackiej. T ak sam o jak jedyną w artością m uszli jest jej sm akow ita zaw artość, któ rą po zjed zen iu traw im y, tak sam o książka in teresu je m nie o tyle tylko, o ile jej treść pozostaje we m nie, przechodząc do m ojej krwi i trafiając do serca. Cóż m nie może obchodzić książka, po p rzeczy tan iu k tó ­ rej nic we m nie nie pozostaje? Cóż m ogą m ieć dla m nie za w artość w szystkie te „p rze­ zwyciężone tru d n o śc i”, cała doskonałość w arsztatu i w yszukana sztuczność, jeśli nie tra ­ fia do m nie, a nie jestem przecież żadnym sztucznym tw orem , lecz żywym czytelnikiem ?1

J. O rtega y G asset K rytyka barbarzyńska, w: tegoż Dehumanizacja sztuki i inne eseje, przeł. P N iklew icz, W arszaw a 1980 s. 32-33.

(3)

C zytając O rtegę dziś, dostrzec m ożem y w tym sw oistym m anifeście p rzede w szystkim poczciw y urok czegoś z lekka starom odnego, nie ta k bow iem się dziś m yśli o krytyce. Serce krytyka? A cóż to takiego? K rytyk jako „żywy czy teln ik ”? Jeśli już, to tylko w roli pewnej retorycznej figury, poddaw anej gwałtownej dysku­ sji; figury, o której losach najpełniej zaśw iadczyć m ogą kontrow ersje form ułow a­ ne na m arginesie krytycznoliterackich w yznań D ariusza Now ackiego, zebranych po tem w tom ie Zawód: czytelnik. In n e, co oczywiste, rządzą dziś krytyką opozycje, in n e stoją p rze d n ią w yzw ania2. „K rytyka b a rb a rz y ń sk a” - w ta k im w ydaniu, jakie postulow ał O rtega - wydawać się n am m oże co najwyżej nieszkodliw ą fanaberią, pew nym kaprysem , który odejść m u si do lam usa. G dzie tu m iejsce na p ro sto d u sz­ ną le k tu rę, gdzie p rzestrzeń na p ełen fu rii okrzyk: „Ach, furda z w arsztatem , liczy się siła oddziaływ ania”? K rytyka prym ityw istyczna? Taka, k tóra na p la n pierw szy wysuwa to, co się w k rytyku dzieje, która m a śm iałość nazyw ania pew nych stanów jego duszy - n iem odna jest z zasady, m ożna pow iedzieć, że stoi w cien iu podejrze­ nia. O pow iadać się za n ią - to skazywać się na ban icję z krytycznoliterackiego salonu, to staw iać się w pozycji b u n to w n ik a i anarchisty, k tó ry w p rzew rotny spo­ sób ak tu alizu je ten d en cje daw no już przebrzm iałe.

Cóż jed n ak się stanie, jaka będzie tego procesu konsekw encja, gdy p o tra k tu je ­ m y m yśl O rtegi zu p e łn ie serio, gdy na bok odłożym y uspokajające przek o n an ie o tym , że to tylko bezpieczna ram o ta, słowem - gdy się w radykalizm tego p ro jek ­ tu krytycznego (przy w szystkich jego m ieliznach, łatw ych do w ypunktow ania) uczci­ wie w czytam y? Czy w ogóle m ożna sobie w yobrazić skuteczne naw iązanie do tych postulatów , naw iązanie, k tóre nie ugrzęźnie w pokusie le k tu ry naiw nej i nie b ę­ dzie tylko bezw olną p róbą reaktyw acji? M yślę, że A ndrzej Falkiew icz po d tym O rtegow skim w idzeniem krytyki gotów byłby się w w ielu m iejscach podpisać. Fal­ kiewicz, enfant terrible polskiej krytyki, jest bow iem w pew nym przynajm niej sensie k o n ty n u a to rem tej lin ii m yślenia. K onty n u ato rem jed n ak idącym drogą własną, często dość przy tym p o k rętn ą i wyboistą. N astępcą, k tó ry odrabia pew ną lekcję w now ych okolicznościach, m ających daleko idące konsekw encje dla k sz ta łtu jego pisarstw a.

W ydaw ałoby się, że w spółczesny odbiorca przyzw yczajony jest do am orficzno- ści krytyki, do tego, że n ad e r często staje się ona swego ro d zaju targow iskiem p ró ż­ ności, na któ ry m h a n d lu je się nie tylko o p in ia m i o lite ra tu rz e , ale i gdzie ciągle bierze się udział w swoistym p ojed y n k u na miny. K rytyka jest obszarem - że przy­ pom nę praw dy oczywiste - w któ ry m reguły gry byw ają zm ienne, celny argum ent m oże zostać podw ażony rz u tk im i finezyjnym konceptem , in telek t zm aga się ze spraw nością pióra, a krytyk nie ustaje w w ysiłku, by przyciągnąć i zatrzym ać uw a­

N ie w ydaje m i się tu celowe w ym ienianie tych różnic, dobrym w prow adzeniem do tego, jak się dziś m yśli o krytyce, m ogą być p rzynajm niej dwie pozycje: w stęp pióra D ariu sza N ow ackiego i K rzysztofa U niłow skiego do antologii B yła sobie krytyka. Wybór tekstów z lat dziewięćdziesiątych i pierwszych (Katowice 2003) oraz książka Dyskursy krytyczne u progu X X I wieku. Między rynkiem a uniwersytetem

(red. D. K ozicka i T. C ieślak-Sokolow ski, K raków 2007).

2

2

(4)

2

2

6

gę czytelnika. Badacze g a tu n k u p ró b u ją za krytyką nadążyć, katalo g u ją formy, w których m oże się ona przejaw iać, w ym ieniają, szufladkują. Tak n apraw dę jed­ nak wobec pew nych k ry ty czn o literack ich zjaw isk pozostają b ez rad n i. Zarów no histo ry k krytyki, jak i zwykły czytelnik, m a z F alkiew iczem n ie u sta n n y kłopot, w zrastający z k siążki na książkę. Ponaw ia więc w ciąż te sam e p y ta n ia: jak p o ra­ dzić sobie z p rze n ik an ie m się form , n ak ład a n iem ich na siebie naw zajem , z celo­ wym i prow okacyjnym m ieszaniem porządków i dykcji, z ostentacyjnym w prow a­ dzaniem jawnego b ełkotu, jak w chłonąć i sklasyfikow ać język m istyki używ any do opisu dzieła literackiego? Jak w reszcie m ożna wypolerow ać w ysuw aną na p la n pierw szy chropow atość, kied y m in im aln a w rażliwość m ówi nam , że to w tym , co szorstkie i k o stropate szukać należy w artości i oryginalności tego sposobu lektury?

F alkiew icz niczego odbiorcy nie ułatw ia. M ożna by do niego zastosować for­ m ułę, w której kiedyś A ndrzej D raw icz próbow ał zam knąć C hlebnikow a, który m iał pisać „tak, jak m ów i ktoś, kto m a cały czas głowę z a p rzątn iętą w iększym i od form ułow anych m yślam i, więc steruje słowami nieprecyzyjnie, czasem m ylnie, z wa­ h an iem , [...] z w ew nętrzną niezbornością frazy, z nagłym i p au zam i, zaw ieszenia­ m i głosu, urw aniam i - gdy m yśli już całkiem zakłócają k o ntrolę n ad słow am i”3. Jako krytyk, Falkiew icz w p ełn i św iadom ie we w łasnych in te rp re tac jac h na d rugi p la n spycha pro b lem formy, nie interesu je go odpow iedź na p ytanie o to, jak coś jest zrobione. Falkiew icz-krytyk jednocześnie jed n ak - bogatszy od O rtegi o do­ świadczenia lite ra tu ry XX w ieku, zwłaszcza tej o prow eniencji aw angardowej, która podstaw ow ym jest p rze d m io te m jego nam y słu - b ezlitosną prow adzi z odbiorcą grę: przebicie się do jego odczytań wym aga wszakże przezw yciężenia i rozszyfro­ w ania formy, w k tórą św iadom ie analizy te zostały ubrane. Z abieg te n - p rz e n ie ­ sienie akcentu n a św iatopogląd pisarza przy całkow itym n ieraz lekcew ażeniu tego, co m ożna by nazwać literackością dzieła oraz w yrafinow ane w łasne zabawy z k ształ­ tem w ypow iedzi, n akazujące się n a d tym , jak to jest skonstruow ane, w lekturze zatrzym ać - to zarazem jeden z podstaw ow ych w yznaczników tego m odelu u p ra ­ w iania krytyki, ale i stała przy tym kość niezgody w p olem ikach z literatu ro z n aw ­ cam i, krzyw iącym i się i ostrożnie odnoszącym i do takiego postępow ania.

D obrą ilu stra cją tej n ieufności m ogą być uwagi Jerzego Jarzębskiego, który w obszernym eseju krytycznym pochylał się n a d Polskim kosmosem. Dziesięcioma esejami przy Gombrowiczu - a więc n a d tom em , k tó ry i ta k uznać by jeszcze trzeba za n ajb ard ziej konw encjonalną z w ypow iedzi Falkiew icza. P odejrzliw ie odnosił się więc recen zen t do tego, co nazyw ał „dziw acznością sty lu ”, zaskakiw any był tym , jak konstruow ane jest „ja m ów iące”, nie b u d ziła w n im en tu zja zm u „chwiej- ność kateg o rii p o d m io tu w tekście F alkiew icza”, chociaż jednocześnie bardzo p re ­ cyzyjnie i jasno p o trafił on uchwycić i uzasadnić jej istn ien ie. Ja rz ęb sk i w tym szkicu pozostaw ał czytelnikiem w nikliw ym , ale nie wpisyw ał się w tak ą koncepcję odbiorcy, jakiej dom agał się au to r Fragmentów o polskiej literaturze; nad e wszystko

A. D raw icz Chlebnikow, M undi Constructor, w: tegoż Zaproszenie do podróży. Szkice o literaturze rosyjskiej X X w ieku, K raków 1974, s. 29.

(5)

bow iem był w stanie sform ułow ać i d o b itn ie pow iedzieć, co m u się w tym czyta­ n iu G om brow icza nie podoba. Pisał więc, podsum ow ując jeden z elem entów wy­ w odu Falkiew icza:

To praw da, że G om brow iczow ska k o n stru k cja artystyczna obudow uje, czy naw et m ask u ­ je, m etafizyczną „ d ziu rę ”, ale Falkiew iczow i jak gdyby zbyt spieszno do tej nagiej p raw ­ dy: rozm ontow ując rusztow ania, na których ro zp ięty jest fan tazm a t p isarza, dem askując grę, naraża się na zarzu t, że oto p rzegryzł się „na w ylot” i nie pozostało m u w w yniku nic godnego uwagi. M o ż e w i ę c t r z e b a z p o k o r ą o p i s y w a ć s t r u k t u r y - j ę ­ z y k o w e , f a b u l a r n e , i t d . - w r a m a c h k a ż d e g o z u t w o r ó w - ś w i a t ó w G o m b r o w i c z a z o s o b n a , zająć się syntagm atyką jego m yślenia - z a m i a s t r e ­ k o n s t r u o w a ć p a r a d y g m a t y , algorytm y strategiczne ufundow ane na pustce i o d ­ syłające do niej m ocą n ieubłaganej logiki.4

Z arzu t te n - ucieczki od niespiesznej analizy na rzecz bezcerem onialnego p rze­ chodzenia do sedna - m ożna uogólnić i uznać za podstaw ow e zastrzeżenie, jakie w ysuw ają krytycy akadem iccy wobec sposobu le k tu ry Falkiew icza.

„B arbarzyńskość” tej krytyki na czym innym się jed n ak zasadza n iż u O rtegi y Gasseta: o nie, nie m a tu m iejsca na p rostą ekspresję, to nie jest świat niezapo- średniczonych w zruszeń. N ie bez pow odu użyłam w cześniej określenia „krytyka prym ityw istyczna” - u Falkiew icza w szystko jest na pozór grubo ociosane, to p o r­ ne, zawsze jakby niedokończone. Sm akow ita zaw artość m uszli, która ta k kusiła O rtegę, dla Falkiew icza nie jest czymś, co m ożna by w spokoju traw ić - jego k ryty­ ką rządzić będ ą pojęcia zdecydow anie bardziej zbrutalizow ane.

Pisze on:

Ja zaś jestem . D la czytelnika tych (n iekiedy błahych, n iekiedy dziw acznych i drasty cz­ nych) zapisów jedna spraw a nie ulega wątpliw ości: w szystkie one d zieją się w duszy i ciele autora. Ow szem , czy teln ik m oże w ątpić, czy a u to r rzeczyw iście to przeżył bądź „p rze­ czu ł” [...] - ale wie, że m iejsce akcji ta ście: jest jednoznacznie określone. [...]

Tylko więc sobą mogę w eryfikow ać O bjaw ienie; i tylko sobą - dzieła p isarskie do których p rzystępuję jako krytyk; i tylko sobą - w łasne „pow ieści” i „pro to k ó ły ”. P rzy n aj­ m niej - staram się ta k w eryfikow ać.5

F alkiew icz ła m ie pew ien m odel p isa n ia o lite ra tu rz e , do którego jesteśm y przyzw yczajeni. M odel, który m ożna by roboczo nazwać krytyką zdystansow aną: w yraźnie rozdzielający i w yznaczający o drębne m iejsca podm iotow i k rytycznem u, tekstow i, n a d którym się on pochyla, w reszcie autorow i, k tóry za tym tek stem stoi. Proponow any przez niego sposób le k tu ry nie m a przy tym w iele w spólnego z p o ja­ w iającym i się od daw na sugestiam i, które nakazyw ały odejście od czytania b ez n a­

4 W szystkie cytaty pochodzą z tekstu Gombrowicz wobec nicości, w: J. Jarzębski Powieść jako autokreacja, K raków 1984, s. 118, 121 i 126-127; pod k reślen ia m oje - M.Sz. 5 A. Falkiew icz Takim ściegiem. zapisy z lat 1974-1976, przepisane w 1986, przeczytane

w 2008, W rocław 2009, s. 226.

2

2

(6)

2

2

8

m iętnego. Z sugestiam i, które w pisyw ałyby się w lin ię, do której przyznaw ał się w k ilk u m iejscach m iędzy in n y m i D ariu sz N ow acki, pisząc:

n ajlepiej i najp ełn iej przem aw ia do m nie ro zu m ien ie krytyki literackiej op isan e e ro ­ tycznym i m etaforam i - to ro m an s z tekstem (B łoński), przygody człow ieka książkow ego (B alcerzan), rozkosz i przyjem ność tek stu (B arthes) czy naw et to, co p rzeb ija ze zbanali- zowanego frazeologizm u „obcowanie z książką (z czyjąś tw órczością)”.6

U Falkiew icza n ib y podobnie: p u e n tu je jeden z zapisków w Takim ściegiem k u ­ lawym aforyzm em : „Zachow ać do św iata erotyczny stosunek - to jedyne co m usi arty sta”7. Z tej p ro sto lin ijn o ści czytania, do której naw iązyw ał N ow acki, drw ił już jed n ak K rzysztof U niłow ski, w ypom inając: „D oskonale! R om ans, schadzka, czułe tête-à-tête, ale... na w idoku publicznym ! P rzed oczam i m oich czytelników! [...] M igdalisz się z lite ra tu rą , ale tak, żeby cię in n i słyszeli (widzieli)? [...] H a, więc to taka skrom ność, co próżność u k r y w a ! . ”8. U Falkiew icza w szystko nagle tra c i na niew inności, staje się na swój sposób bezw stydne. K om entując jeden z zabiegów redakcyjnych dokonyw any na którym ś z w łasnych tekstów, dodaje: „w te n sposób będę m iał jeden pornoesej i jeden esej p o rn o ”9. K ategoria „p o rn o eseju ” wydaje się całkiem użytecznym n arzęd ziem in terp retacy jn y m , pozw alającym na w gryzie­ n ie się w tę twórczość. Jakby to bow iem b a n a ln ie nie b rzm iało, krytykę F alkiew i­ cza m ożna podsum ow ać prostym : zapisane na ciele, a naw et - w pisane w ciało, w reszcie - także pisan e ciałe m 10. D rg n ien ia duszy? Serce krytyka? Skądże. K ryty­ ka b eb ech am i p isa n a 11, w dosłow nym sensie krytyka żarłoczna; krytyka, będąca

10

Cyt. za w stępem N ow ackiego i U niłow skiego do w spom nianej już antologii Była sobie krytyka (s. 19), ale są to słowa, które są także jego de k laracją w Zawodzie. Tam że, s. 106.

K. U niłow ski Dariusz zawodowiec, w: tegoż Koloniści i koczownicy. O najnowszej prozie i i krytyce literackiej, K raków 2002, s. 259.

A. Falkiew icz Takim ..., s. 106.

Za przew rotny k o m en ta rz do tej o p in ii m ożna uznać uwagę, k tó rą po d zielił się Falkiew icz w rozm ow ie z Jarosław em Borowcem: „Przychodzi pan do m nie dlatego, że jestem au to rem k ilk u n a stu książek nap isan y ch w ciągu p ięćdziesięciu lat. Z acząłem pisać, chociaż od początku było to zajęcie tru d n e, a potem pisałem dlatego, że nie um iałem nie pisać. Pisząc, czułem się fizycznie lepiej, niż nie pisząc. Każda n ap isan a książka to stra ta kilk u lub k ilk u n a stu kilogram ów ciała. Po czym przybierałem na wadze, ale fizycznie czułem się gorzej. D obre sam opoczucie w racało, gdy w pisyw ałem się w n a stęp n ą książkę. Tak lite ra tu ra stała się częścią m nie. N ieodzow nym skład n ik iem mojej p rzem ia n y m aterii, rów nie w ażnym jak białko i k alo rie” (J. Borowiec Szare światło. Rozm owy z Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem, W rocław 2009, s. 124).

11 Ten sto su n ek Falkiew icza do ciała w pisyw ałby się w szerszy proces, któ ry w sposób n astęp u jący podsum ow yw ała A nna Łebkow ska: „ [...] we w spółczesnym dyskursie kulturow ym podział na to, co cielesne, i to, co duchow e, uległ zdecydowanej

(7)

zapisem owego procesu traw ienia, który ta k su b teln ie zasygnalizow ał O rtega. N o ­ tu je Falkiew icz:

U parcie zajęty niepokojem usytuow anym w m i ę s i e . u m nie in n y m i drogam i to chadza. In n e n iebezpieczeństw a nasze w idzę (jeśli w idzę), in n e m am arg u m e n ty (jeśli m am ), jestem kim ś in n y m (jeśli jestem ), nie m am ani czasu, ani uwagi, żeby tak jak oni patrzeć. [...] D l a ś w i a t a m a m g o t o w y j ę z y k , o d z i e d z i c z y ł e m go. D l a m o j e ­ g o m i ę s a j e s z c z e n i e z n a l a z ł e m j ę z y k a . 12

To sobąpisanie, w ygryw anie siebie i w łasnych słabości, staje się poszukiw a­ n ie m języka dla tego m ięsa; próby jego odnalezienia są ce n traln y m p roblem em krytyki Falkiew icza.

K ładę na to nacisk, gdyż m oże w tym p u n k cie najłatw iej m ożna uchwycić za­ sadniczą różnicę zachodzącą m iędzy sposobem m yślenia o krytyce Falkiew icza a b ardziej konw encjonalnym i ujęciam i: wypow iedź krytyczna w tym w ydaniu za­ wsze będzie form ą autobiografii. S tw ierdzeniu te m u trzeba nadać odpow iednią ostrość: n ie chodzi tu bow iem o a u to p o rtre t form ułow any gdzieś na m arginesie, o dy sk retn ą rek o n stru k cję dokonyw aną na podstaw ie kolejnych recenzji, pozw a­ lającą n am naiw nie przypuszczać, że oto gdzieś ta m m ignął n am au to r13. K rytyka

przem ianie. Podział ten dotychczas [...] o p iera ł się na relacji m iędzy tym, co zew nętrzne, i tym, co w ew nętrzne, zaś obecnie trak to w an y jest jako w ielostopniow e dośw iadczanie św iata, w ram ach którego posiadanie ciała w spółgra z byciem ciałem . O d m ian y w spółczesnych nam p ra k ty k o d tw arzan ia inności łączą się raczej

z ujaw nianym dośw iadczaniem cielesności lek tu ry aniżeli z m istycznym zjed n o czen iem ” (A. Łebkow ska Kategoria empatii we współczesnym dyskursie literaturoznawczym, w: tejże Empatia. O literackich narracjach przełomu X X i X X I wieku, K raków 2008, s. 211-212).

12 A. Falkiew icz Takim ..., s. 83.

13 M am tu na m yśli przykładow o takie próby zdefiniow ania w ysiłku krytyka, które starają się jego lek tu rę w pisać w jakąś autobiografię czytelnika, „historię czy tan ia”. Podejm ow ał je chociażby D a riu sz N ow acki, pisząc o dwóch książkach Jerzego Jarzębskiego - o Apetycie na Przemianę i Pożegnaniu z emigracją. W pierw szej recenzji mówi: ,A p e ty t... m ożna czytać jako histo rię czytania, i to takiego czytania,

w którym jak w zw ierciadle p rzegląda się czy teln ik [Jerzy Jarzębski]. Tak napraw dę bowiem Jarzębski pyta o to, czego dow iedział się o sobie czytającym . U dało m u się tym sam ym dotrzeć do najgłębszego sensu lektury, sensu, k tóry uw alnia od naiw nej kwestii: czego dow iedziałem się z przeczytanych książek? K rytyk powiada: «N ajw ażniejsze są [...] w tym tom ie krytyczne lektury» (s. 11 ) - i ja m u wierzę. U fam także w głęboki sens następującego zdania: «w cześniejszych (poglądów - D .N .) nie chcę się w yrzekać, stanow ią bowiem takie sam o św iadectw o czasu, jak pow stająca w tedy literatu ra» (s. 12). A n ietuzinkow y sens tej d ek larac ji na tym polega, że nie m a powodów, by krytyk rezygnow ał z w łasnej podm iotow ości; wyraża on siebie nie poprzez zaw łaszczanie kom entow anych utworów, nie przez bu d zącą zażenow anie wyznaw czość (w zględnie gw ałtow ną niechęć), lecz przez opow ieść -

histo rię swojego c zy tan ia” (D. N ow acki A petyt na eksperta, „ Z n a k ” 1998 n r 3 (514).

2

2

(8)

2

3

0

Falkiew icza jest krytyką ekshibicjonistyczną, dem onstracyjne egocentryczną i wy­ wrotową: podw aża sam ą siebie i sam tradycyjny sens upraw ian ia krytyki stawia po d zn ak iem zapytania. Falkiew icz n ie godzi się na rolę dyskretnego k o m e n tato ­ ra, to siebie - nie om aw ianego pisarza - stawia w ce n tru m uwagi. Jego krytyczne za p isk i są p ró b ą uchw ycenia p rz e m ia n i d y n am ik i p o d m io tu , zawsze je d n ak - p o d m io tu krytycznego. A kt le k tu ry - ro zu m ian y jak akt pewnego intelektualnego k an ib alizm u - rów nież n ie jest statyczny. Pisze się w szakże nie tylko o tych, jak u O rtegi, których twórczość się przeżyło, ale i nade w szystko o tych, których się dosłow nie przeżuło. K tórych w prow adziło się do w łasnego organizm u, zin tern ali- zowało. Falkiew icz wywraca na nice banalność stw ierdzenia o w chodzeniu w cu ­ dzą skórę: jego ro zu m ien ie krytyki rów noznaczne jest z podszyw aniem się 14, w pi­ syw aniem w analizow anego autora poglądów w łasnych, których n ie m am y odwagi w yrazić sam em u, z niw elow aniem granicy m iędzy tym , co swoje i obce. C zytanie tym sam ym staje się zawsze w spółm yśleniem .

C zytając - pisał C esare Pavese - nie szukam y nowych idei, lecz m yśli przez nas kiedyś m yślanych, które na czytanej stronicy uzyskują pieczęć potw ierdzenia. U d erzają n as u in ­ nych słowa rozbrzm iew ające w strefie już naszej, której spraw am i już żyjem y; w praw ia­ jąc ją w w ibrow anie, pozw alają nam pochwycić pow stające w ew nątrz nas zaw iązki cze­ goś now ego.15

O ryginalne jest więc nie tyle podejście, co jego konsekw encje dla tekstów. U F al­ kiew icza czytelnik n ie u sta n n ie staw iany jest w sytuacji podglądacza, k tó ry u czest­ niczy w tym , co najb ard ziej intym ne; k tóry św iadkiem jest tego, jak m yśl cudza staje się in teg raln y m elem entem w łasnego naszego św iatopoglądu. C ały te n p ro ­ ces w pisyw ania i przepisyw ania, dwie - obok cielesności - kluczow e kategorie dla m yślenia o krytyce Falkiew icza, rozgrywa się na jego oczach, ba!, rozgrywać się m usi, ta k jakby to dopiero obecność obserw atora pozw alała na zw ieńczenie cało­ ści sukcesem .

M arek Bieńczyk pisał kiedyś w Melancholii o „m anii k ryptocytatu i cytatu, który jest okrężnym , p a ra d o k saln ie m oże n a jb ard zie j in ty m n y m sposobem osobistej

K orzystam z w ersji internetow ej - h ttp ://w w w .o p o k a.o rg .p l/b ib lio te k a /I/IL / re c_ ap ety t_ n a.h tm l - dostęp 18.06.2010). W w ypadku Falkiew icza chodzi o zu p ełn ie in n y m odel autobiograficzności, taki, w którym ślady lek tu ry - zasadniczo przekształcające p o d m io t - p rzem ieszane są z in n y m i tekstam i, bardzo zróżnicow anym i gatunkow o, w tym rów nież z w ypow iedziam i sensu stricto

w spom nieniow ym i. To nigdy nie jest czysta krytyka, ba!, to krytyka, k tóra z czasem swoją „krytyczność” coraz bardziej zaciera czy zanieczyszcza, testu jąc n ieu stan n ie cierpliw ość odbiorcy. C zytanie krytyki Falkiew icza jed n a k poza tym porządkiem autobiograficznym - tj. takim , któ ry przyznaje p ry m at tem u , co chce nam on o sobie sam ym pow iedzieć - w ydaje się dość jałowe.

14 A. Falkiew icz T a k i m . , s. 125.

15 C. Pavese Rzemiosło życia. Dziennik 1935-1950, przeł. A. D ukanović, W arszaw a 1972, s. 196.

(9)

ek sp re sji” 16. U Falkiew icza często - zwłaszcza we w cześniejszych tek stach - nie sposób pow iedzieć, gdzie kończy się m yśl w łasna i zaczyna już m yśl obca, gdzie jeszcze n ad a l m am y do czynienia z (krypto?) cytatem , a gdzie już z kom entarzem . Ta piętrow a „cudzosłow ność”, p iętrząca dodatkow e u tru d n ie n ia p rze d odbiorcą, jest kolejnym dow odem na polem ikę Falkiew icza z tradycyjnym m o delem u p ra ­ w iania k rytyki, w k tórej kom en tato ro w i p rzy p isu je się rolę p o śred n ik a m iędzy au to rem a czytelnikiem . Tym czasem on m ów i otwarcie:

[...] kontestow ać k o n testu ją cy ch , dyskutow ać z d y sk u tu jący m i w ybierając co słabsze p u n k ty ich sprzeciw u, pod każdą ich rację p o dkładając w łasną niew ygodną wobec tam tej kontrrację, w ypełniając ofiarnie luki ich przew odu myślowego, ale bez nadziei na w dzięcz­ ność i zagrobowe przetrw anie? [...] To [...] n ajbardziej zgodne z m oim w rednym tem p e ­ ram en tem , z m ężn ie-tch ó rzliw ą n a tu rą solisty. S olisty wobec chóru, solisty psującego c h ó raln y śpiew chóru - i tym od c hóru zależnego.17

Szkice Falkiew icza są w ta k im razie p rzede w szystkim form ą w prow adzenia w sam ego Falkiew icza, za co bierze on zresztą p ełn ą odpow iedzialność. Chcecie G om browicza? - zdaje się mówić - to czytajcie sam ego G om brow icza. Z tych in ­ te rp re ta c ji nie sposób w ypreparow ać głosu mówiącego.

P ytanie, na ile te n m odel upraw ian ia krytyki faktycznie jest czym ś od m ien ­ nym od m eto d istniejących, na ile zaś zachłysnąć m ożna się jego dom niem aną oryginalnością, w ynikającą nad e w szystko z tego, że jako głos an a rch isty stara się n am ją sprzedać sam autor?

L ek tu ra z pozoru Falkiew iczow i m ało życzliwa m ogłaby dążyć do pokazania, w jaki sposób p ró b u je on reanim ow ać tru ch ło kry ty k i im p re sjo n isty czn e j18, ze­ p chniętej w obecnej praktyce na m argines życia literackiego i przypisyw anej ra ­ czej w ypow iedziom nieprofesjonalnym . Podobieństw o to jed n ak jest, jak sądzę, czysto pow ierzchow ne i tylko z pozoru do opisu tw órczości krytycznej F alkiew i­ cza z pow odzeniem m ożna by zastosować obszerne fragm enty rozw ażań M ichała G łow ińskiego, rzeteln ie analizującego w yznaczniki tego ty p u d y skursu krytyczne­ go19. P raktyka Falkiew icza pokazuje raczej - jeśli już trzym ać się tego p u n k tu odniesienia - w jak i sposób m ożna przezw yciężyć pew ne aporie krytyki im p resjo ­ nistycznej - z tego, co było wobec niej podstaw ow ym i za rzu tam i, czyniąc a tu t20. 16 M. B ieńczyk Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty, W arszaw a 1998, s. 38. 17 A. Falkiew icz Takim ..., s. 209.

18 Przyw oływ anie w tym kontekście a k u rat jednej z form w łaściw ych przede

w szystkim krytyce m łodopolskiej nie jest badaw czym kaprysem , w tę stronę k ieru ją notow ane na m arginesie uwagi i sugestie sam ego Falkiew icza, dla którego ten w czesny m od ern izm jest w ażnym p u n k tem o d niesienia. Por. np. Wybrane z ognia, w: tegoż Znalezione, W rocław 2009, s. 29.

19 Zob. M. G łow iński Od impresjonizmu do hermeneutyki, w: tegoż Ekspresja i empatia. Studia o młodopolskiej krytyce literackiej, K raków 1997, s. 62-96.

20 Z arz u ty te rek o n stru u ję przede w szystkim na podstaw ie fragm entów pośw ięconych

dyskusji nad krytyką im p resjo n isty czn ą oraz g ran icam i krytyki w książce D ariu sza

23

(10)

2

3

2

Jak sądzę jednak, na użytek tego tek stu , bardziej owocne od pokazania tych zbież­ ności będzie p rzedstaw ienie punktów , w których Falkiew icz zdaje się z ograniczeń tych wyłamywać.

W ielokrotnie zarzucano zw olennikom tego ty p u krytyki, że ich przyw iązanie do tej m etody w ynikiem jest b ra k u stałego system u estetycznego, który stać by się m ógł dla n ic h trw ałym p u n k te m odniesienia. Ten deficyt owocować m iał pogrąża­ n iem się w n ad e r sw obodnych dyw agacjach, notow aniem odczuć nazbyt su b iek ­ tyw nych i niem ożliw ych do jakiegokolw iek zw eryfikow ania. Falkiew icz zarzu t ten p rzełam u je - cała jego krytyka w ynika z pewnego niezw ykle konsekw entnego p o ­ m ysłu na to, jaka m a być lite ra tu ra . W m ającym ch a rak te r m a n ifestu tekście zaty­ tułow anym Literatura w łaśnie - pochodzącym z ro k u 1961, ale „przepisanym ” w wy­ danym w zeszłym ro k u tom ie Znalezione, Falkiew icz staw ia spraw ę ostro:

„Jest dla siebie jednocześnie polem swojej bitwy, w idow nią swojej przegranej i m au zo ­ leum w łasnej k lęsk i”. Te słowa pochodzą z m yśliw skiej noweli F au lk n era, lecz mówią o polow aniu tru d n iejszy m . Są d efin icją literatury. [...] Bo jest tylko jeden problem lite ­ ra tu ry w arty uwagi i zachodu, jeden problem serio: żeby słowo stało się ciałem . Słowo m usi dążyć do sp ełn ien ia, to jego n a tu ra ln y k ieru n e k .21

Po czym dodaje dalej:

N ie mówię tu taj o łam a n iu literack ich konw encji - m yślę o lite ratu rze , któ ra złam ie re­ gułę gry.

O na m usi znaleźć albo stworzyć taki sposób u nerw ienia tekstu, by do końca siebie nie dookreślając (więc nie zam ykając siebie w żadnej historycznie zm iennej praw dzie) - p o trafiła w zniecić niepokój - w prow adzała w w ibrację psychikę odbiorcy - potęgow ała jej n a tu ra ln ą zdolność kojarzenia.

Problem tkw i tylko w u d zielen iu w ibracji: myśl czytelnika, w ypełniona treścią w łas­ n ą i in ty m n ą, m usi biec po tych sam ych łu k ac h skojarzeń, co myśl au to ra w m om encie p isania. (M ożna też pow iedzieć inaczej: problem tkwi we w p ojeniu p rzek o n an ia, że „tak już przedtem sam em u się m yślało”).

W łaśnie to - posłużyć się um ysłem czytelnika, spraw ić, by ten o d n alazł w sobie «de- cyzje własne» i sform ułow ał je. W łaśnie to - przerzucić sztukę w m echanizm y psychicz­ ne odbiorcy. U m ieścić tezę poza książką, poezję poza w ierszem ; w ytrącić lite ra tu rę z w ar­ stwy słowa. W edrzeć się w tę sferę, gdzie w um yśle człow ieka rodzi się abstrakcja - w tę p o n ad ab strak cy jn ą sferę, gdzie m yśl będzie w iecznie się odnaw iać.

M yślę o lite ratu rze program ow o niedow cipnej. Proponuję, by zrezygnow ała z fa b u ­ larnych k o n stru k cji, z groteski i iro n ii. Jeśli chce trw ać i być w ielka, m usi sobie znaleźć albo stworzyć takie „p o n ad ”, tak ą sferę, z której będzie m ogła razić b ezk arn ie we w szyst­ kie d zied zin y życia, a gdzie sam a pozostanie n iety k aln a.22

Skórczew skiego Spory o krytykę literacką w dwudziestoleciu międzywojennym (K raków 2002). N ajw ażniejsze są dla m nie jego rozw ażania zam ieszczone w rozdziale Krytyka sztuki - czy sztuka? Sporów granicznych biegun drugi (s. 97-145).

21 A. Falkiew icz Literatura, w: tegoż Znalezione, s. 83. 22 Tam że, s. 88-89.

(11)

To, jak Falkiew icz m yśli o literatu rz e, wykracza więc daleko poza zwykłe w o­ bec niej oczekiwania. N iew ątpliw ie najw ażniejszym aspektem tego m a n ifestu nie jest program ow e naw oływ anie do rezygnacji z iro n ii - na rzecz obrony w zniosłości - lecz ta k radykalne położenie nacisk u na tym , by lite ra tu ra staw ała się swoistym narzęd ziem m a n ip u la c ji um ysłem czytelnika; by odrywała się od samej tylko czy­ stej literackości (która Falkiew icza - zgodnie z całą jego koncepcją - i tu ta j n ie ­ specjalnie in teresu je), a spraw dzała się i była spraw dzana w k ażdym akcie le k tu ­ ry. P otw ierdzeniem jej byłaby zdolność reakcji odpow iedniego odbiorcy, który do­ piero sam ym sobą gw arantow ałby tak n apraw dę jej jakość.

N ie tru d n o zauważyć, że opinia ta jednocześnie głosem jest i au to k o m en tarzem do p rak ty k i krytycznej sam ego Falkiew icza. A ktu alizu je on tym sam ym pew ien spór, k tóry dziś stracił już chyba na atrakcyjności - o relację m iędzy lite ra tu rą a krytyką, o to, na ile krytyka sam a jest lite ra tu rą . Ten m om ent in te resu je m nie u Falkiew icza m oże n ajbardziej: cała m oja bow iem refleksja zbudow ana jest na in sp ira c ji za czerp n iętej z jednego te m a tu w yraźnie p rze d la ty zasugerow anego przez W łodzim ierza Boleckiego, pokazującego rozdźw ięk zachodzący m iędzy ko n ­ struow aniem nowego m o d elu lite ra tu ry w p ro jek tach aw angardow ych d w udzie­ stolecia a b rak ie m odpow iedniego języka krytycznego, k tóry pozw alałby na uchw y­ cenie tego, co w tych tek stach w ażne i isto tn e23. R adykalizm Falkiew icza jest - taka byłaby m oja in tu icja - w yciągnięciem pew nych konsekw encji z tej krytycz­ nej bezradności, któ ra kazała się au to ro m zapętlać w form y ta k karkołom ne, jak przyw ołane przez Boleckiego z n u tk ą iro n ii poem aty krytyczne. Falkiew icz p ro ­ b lem te n podejm uje: krytyka postaw angardow a - zdaje się mówić - n ie m oże się posługiw ać p o p rz e d n im i językam i, nie m oże ich bezrefleksyjnie pow tarzać. Z n a­ leźć m usi dla siebie nową form ułę: zarów no fo rm aln ą24, jak i tę zw iązaną z sam ą au tokreacją p o d m io tu krytycznego. Skoro zm ien ił się język literatu ry , to i m usi ulec zm ianie język krytyki. I nie m oże to być zm iana kosm etyczna.

M ichał G łow iński, zastanaw iając się n a d p roblem em in te rtek stu aln o śc i w kry­ tyce m łodopolskiej, pokazyw ał, jak funkcjonow ała ona w im presjonizm ie:

S prow adzając je [założenia] do postaci n ajbardziej uproszczonej pow iedzieć m ożna, iż w jego [dyskursu krytycznego] obrębie istn ia ły jakby dwie oddzielne sfery: dzieło lite ­ rackie i p o d m io t krytyczny, który w ten czy in n y sposób na nie reagow ał i te swoje re ak ­ cje podaw ał do publicznej w iadom ości. O bydw ie sfery n iem al się nie przenikały, były w dużej m ierze autonom iczne. K rytyk m ów ił sw obodnie o swoich w rażeniach i reakcjach, m ów ił od siebie, w swoim języku, całkow icie niezależnym od języka dzieła. [...] W tego typu dyskursie „ja” krytyczne jest jaw ne, nie kryje się za scjentystycznym i analizam i i u o gólnieniam i, ale też nie kw estionuje w niczym au to n o m ii om aw ianego dzieła, mówi,

23 C hodzi mi tu przede w szystkim o uwagi sform ułow ane w rozdziale „Powieść-worek”. Miciński, Jaworski, Witkacy z książki Boleckiego Poetycki model prozy

w dwudziestoleciu międzywojennym. Witkacy - Gombrowicz - Schulz (K raków 1996, s. 27-56).

24 O sobną kwestią, nad któ rą należałoby się pochylić, jest p rzeanalizow anie tego,

z jakiej racji Falkiew icz przyznaje p ry m at fragm entow i czy na przykład pam fletow i.

23

(12)

2

3

4

czym ono dla niego jest, ale w eń nie przenika. Jest to swojego rodzaj dy sk u rs krytyczny w pierw szej osobie, n ieotw ierający w zasadzie żadnych perspektyw dla p ra k ty k in tertek - stualnych [...].25

To w łaśnie w tym pu n k cie - w zasadniczej niezgodzie na zachow anie au to n o ­ m ii dzieła - tkw i podstaw owa różnica m iędzy krytyką Falkiew icza a pro jek tem krytyki im presjonistycznej. S kom plikow ane strategie in te rte k stu a ln e są p o d sta­ wowym zabiegiem au to ra Polskiego kosmosu, najb ard ziej m oże użytecznym n arz ę­ dziem pozw alającym m u na takie zbliżenie się do tek stu , jakiego szuka. W ycho­ dzą one przy tym daleko poza m etody, którym uwagę w swoim szkicu pośw ięcał G łow iński, nie ograniczają się tylko do „m owy pozornie zależnej w krytyce”, są w ch ła n ia n iem i p rze k szta łc an ie m języka autorów , o których się pisze i na wzór których organizuje się w łasny tekst krytyczny. Falkiew icz w daleko idący sposób przekształca koncepcję em patii, która zdaniem G łow ińskiego jest jednym z po d ­ stawowych w yznaczników krytyki m łodopolskiej, w ykorzystuje ją we w łasnej p ra k ­ tyce, ale nadaje jej zu p ełn ie już w spółczesny sens26 - raz jeszcze akcent kładąc na sobie (jako tym , który tą k ategorią się posługuje do zrozum ienia innych), a nie na autorze (którego przy jej pom ocy m ógłby starać się zrozum ieć). W ielostronne gry in te rtek stu aln e , n aru sz an ie porządków , m ieszanie form i obracanie wniwecz ja­ kichkolw iek gotowych u sta le ń spokrew nia pisarstw o krytyczne Falkiew icza w spo­ sób oczywisty z in n y m i form am i sylw icznym i i każe raz jeszcze zastanow ić się n ad tym , co krytykę raczej z lite ra tu rą spokrew nia n iż od niej dzieli.

Falkiewicz z politow aniem najpew niej odniósłby się do jednego z najczęstszych zarzutów, które kierow ano w stronę krytyki im presjonistycznej: o krytyku - pisano z preten sją - więcej się dow iadujem y z tych szkiców niż o tekście, o którym pisze. To, co dawniej wydawało się słabością, tu staje się p u n k te m centralnym . Krytyka - w tradycyjnym swoim rozu m ien iu dość przez Falkiewicza sponiew ierana - wybija się u niego jednocześnie na niepodległość i otrzym uje daleko idącą autonom ię. N ie p ełn i już roli służebnej wobec literatury, zyskuje - choć nie wiem , czy to nie będzie określenie zbyt m ocne - status w pew nym sensie równoległy. W m odelu krytyki p ro ­ ponow anym przez Falkiewicza chodzi o swobodną i niczym nieskrępow aną m anife­ stację krytycznego ja, które pow staje w ciągłym dialogu i agonie z tekstam i. L ite ra­ tu ra nie jest tu jednak strywializowana czy tylko używana (jak m ogliby zżymać się ortodoksi), dla Falkiewicza - przypom nijm y jego m anifest - ma sens o tyle tylko, o ile dosłownie nabiera cielesności, o ile trw ale zm ienia coś w odbiorcy.

C zytelnikow i zostaje tu bow iem p rzypisana rola specjalna - pozornie całkow i­ cie lekceważony, w ydaje się zdany na łaskę i niełaskę piszącego, który czasem ty l­

25 M. G łow iński Intertekstualność w młodopolskiej krytyce literackiej, w: tegoż Ekspresja..., s. 180.

26 W spółczesną am biw alencję w w ykorzystyw aniu kategorii em p a tii w b ad an iach literatu ro zn aw czy ch - w tym także w dysk u rsach krytycznym - om aw ia w przywoływanej już książce A nna Łebkow ska. Por. tejże E m p a t ia . , zwłaszcza s. 24-31 (kontrow ersje) i 207-213 (przyczyny uprzyw ilejow ania em patii).

(13)

ko z przew rotną troską głaszcze go po główce, w prow adzając zw roty do czytelnika ro d em ze starośw ieckiej pow ieści. Tak napraw dę jednak ostatecznie okazuje się, że m iejsce m u w yznaczone jest wyjątkowe. C zytelnik u Falkiew icza - w swoim ak­ cie le k tu ry te k stu krytycznego - zdaje się pow tarzać gest krytyka w zględem autora: to siebie sam ego utw ierdzać m a w każdym kolejnym odczytaniu, siebie budować.

D ziś, w czasach łatw ego czytelnictw a - pisze F alkiew icz - m arzy m i się ten m ak sy m a l­ ny sto p ień tru d n o śc i staw ian y czytelnikow i: za każdym razem - n iek ie d y dotyczyłoby to jednego z d an ia - m u siałb y rozstrzygać, czy m a do czy n ien ia z w ypow iedzią a rty ­ styczną, tw órczością naukow ą, n iew ybrednym kaw ałem , m an ifestac ją zboczenia sek su ­ alnego, w yjaw em d ew iacji um ysłow ej [...] czy jeszcze z czym ś in n y m . M arzy m i się, że czy teln ik , zraz u le k tu rą przestraszony, poczuje się pew niejszy - i sam sp o jrzy na siebie z sz a cu n k iem .27

Jednocześnie jed n ak w pisany on jest wciąż - o czym pam iętać należy - w k o n ­ cepcję, w której to po d m io t krytyczny odgrywa rolę główną.

O dczucie takie, że cały czas przebyw am w kręgu w łasnej obsesji. N iem ożność opow ie­ dzenia, na czym by ta obsesja m iała polegać. M oże dopiero czytelnik sobie opowie? I w ten sposób dowie się, o czym m iała być ta książka? A i ja dow iem się przy okazji. W ięcej znaków zap y tan ia niż kro p ek .28

Rola jego jest podw ójna: w akcie le k tu ry k o n sty tu u je siebie, ale i niejako w dopo­ w iedzeniu tym dopiero k o n stru u je sam ego piszącego. W efekcie jego m iejsce jest am biw alentne i m ieści się m iędzy dwoma porządkam i: jego relacja z krytykiem zawsze będzie jednocześnie dialogiem , ale i n ie u sta n n y m sporem . Obaj jednak skazani są na to, co Falkiew icz nazywa w którym ś m iejscu „rad ykalizm em liczby pojedynczej” .

K rzysztof U niłow ski, pisząc o powieści Falkiewicza Ledwie mrok, zwracał w swo­ jej recenzji uwagę na to, w jak dużym sto p n iu w ydaje się on d łu ż n ik ie m m o d e rn i­ stów, których u to p ijn e p o stu laty zdaje się dziś jeszcze na nowo ak tualizow ać29. Po le k tu rz e tych tekstów czy teln ik zostaje z dw iem a co n ajm n ie j w ątpliw ościam i. Zastanaw ia się, n a ile skutecznym zabiegiem jest p isanie o literatu rz e, która w chło­ nęła w siebie język aw angardy, przy pom ocy zrein terp reto w an ej krytyki o ro d o ­ w odzie jed n ak w czesnom odernistycznym 30? Przede w szystkim pyta jednak, na ile 27 A. Falkiew icz Komentarz-przedmowa. Widmo wyrazu, w: tegoż Znalezione, s. 11.

28 A. Falkiew icz Płonące, w: tegoż Znalezione, s. 24.

29 K. U niłow ski M odernizm poczty (Andrzej Falkiewicz), w: tegoż K o lo n iś c i., s. 76-83. 30 G odne uwagi w tym kontekście m ogłoby być roz p atrzen ie tego zw rotu krytyków ku

m odernizm ow i w w ym iarze pokoleniow ym . Być może w arto by zestaw ić Falkiew icza z H en ry k iem Berezą, o którym pisał Z y g m u n t Z iątek: „Już sam o ożenienie go z rad y k aln ą podm iotow ością każe skojarzyć b u n t krytyka przeciw ko dotychczasow em u ro zu m ien iu i używ aniu lite ra tu ry w łaśnie z b u n tem

m odernistycznym , a parę in n y ch jeszcze trw ałych w yobrażeń o pow ołaniu lite ratu ry

potw ierdza chyba słuszność tego skojarzenia. Bereza nigdy nie przestanie

2

3

(14)

2

3

6

te n m odel k rytyki - n iezależnie od swoich in sp ira cji - m ieści się jeszcze w ja k ich ­ kolw iek konw encjach jej upraw iania? Co jest - pytam y, czytając Falkiew icza - spraw dzianem skuteczności krytyka? Czy m ia rą jego sukcesu jest stw orzenie cało­ ściowego, k o h ere n tn eg o p ro je k tu krytycznego, k tó ry w ykorzystuje w kolejnych swoich interpretacjach, każdą z n ich naznaczającym tym sam ym w yrazistą sygnatu­ rą; p ro jek tu na tyle jed n ak autonom icznego, że zaw ieszam y p rzy jego ocenie p y ta­ n ie o trafność i zasadność literac k ich rozpoznań? Czy m ieści się w gran icach kry ­ tyki taka działalność, któ ra - a i owszem - absolutyzuje lite ra tu rę , o tyle jednak tylko, o ile ta m oże stać się tworzyw em autokreacji; która odbiorcy przyznaje rolę uprzyw ilejow aną - po d tym wszakże w arunkiem , że bez słowa sprzeciw u zgodzi się na wejście w rolę te rm in ato ra ? P arafrazując U niłow skiego, m ożna pow iedzieć, że to, co p ro p o n u je Falkiew icz, jest p e rm a n e n tn ą rew oltą przeciw ko krytyce, która n ie zgadza się na to, b y być (tylko) krytyką. W ciągłym w ysiłku p rzek raczan ia granic, dom aga się stałego u d ziału czytelnika, ponaw ianych aktów w spółuczest­ nictw a. W yczuw ali to już pierw si odbiorcy, w trafnej in tu ic ji ujął to Jerzy Jarzębski: Skoro G om brow icz (Falkiewicz), niepełny, w ychylony ku Innym - w nich poszukuje swojej k on ty n u acji, to rów nież tek st utw oru (literackiego, krytycznego) odkryw a p rzed nam i swoją niezupełność, dom aga się afirm acji lub zaprzeczenia, in icju je i p ro jek tu je lekturę jako p o d trzy m an ie gry.31

C zytanie Falkiew icza jest więc godzeniem się na grę w edług jego w łasnych reguł, na grę, któ ra w dużej m ierze uniew ażnia nasze obiekcje i każe zawierzyć tem u, kto n am reguły te dyktuje. Falkiew icz jest krytykiem ubezw łasnow olniają­ cym i zaw łaszczającym w ta k im sam ym stopniu, w jakim naru sza autonom ię te k ­ stu, in g eru je rów nież w swobodę w yboru odbiorcy: m ożna go w całości przyjąć bąd ź też w całości odrzucić, nie zostaw ia m iejsca na w ybory p ośrednie. N igdy przy tym nie pozw ala zapom nieć o stw ierdzeniu, któ re pojaw ia się w jednym z począt­ kowych fragm entów Takim ściegiem: „Są piszący, którzy rozkochują w sobie czytel­ ników - i ci zjad ają ich jak kogel-m ogel, po łyżeczce po łyżeczce, p rze d snem . Tak zjadany być nie chcę”32.

podkreślać, że p rzed m io tem zainteresow ania praw dziw ej lite ra tu ry jest człow iek «wieczny», tożsam y m im o takich czy in n y ch «społecznych przebrań», takich czy in n y ch «historycznych kostiumów ». Będzie kontaktow i ze sztuką [...] przypisyw ał zdolność u sp raw iedliw ienia i o d k u p ien ia istn ien ia. Będzie lite ratu rę uw znioślał, p rzypisując jej [...] m ożliwości podejm ow ania problem ów , przede w szystkim m oralnych, które p rzed tem rozw iązyw ała religia. O pow ołaniu i m ożliw ościach literatury, zwłaszcza wobec ludzkich potrzeb, będzie zawsze pisał podniosłym i, «mocnymi», silnie nasyconym i em ocjonalnie słowam i i z d a n ia m i” (Z. Z ią te k Misja odnowienia polskiej prozy (O krytyce Henryka Berezy), w: Sporne postaci polskiej literatury współczesnej. K rytycy, red. A. B rodzka-W ald i T. Ż ukow ski, W arszaw a 2003, s. 295).

31 J. Jarzębski Powieść jako autokreacja, s. 121-122. 32 A. Falkiew icz Takim ..., s. 22.

(15)

Abstract

Małgorzata SZUMNA

Jagiellonian University (Kraków)

‘A Baader-Meinhof criticism’. Andrzej Falkiewicz’s critical strategy

The article deals with Andrzej Falkiewicz's radical, post-avant-garde critical project. In his sequential books, Falkiewicz has been increasingly transgressing the traditional limits of literary criticism, forcing us to ask about its different formula. Ms. Szumna shows in what ways, owing to a different definition of the notion of empathy and making use of complicated intertextual games, Falkiewicz reinterprets a modernistic pattern of impressionistic criticism - and, above all, how he reestablishes the relations between the author, the critic, and the reader.

2

3

Cytaty

Powiązane dokumenty

Just as with Richter’s distortion of his images to both occlude and reveal more, so too does DeLillo’s refusal to portray the man’s possibly perverted behaviour add to

Sm akow ita zaw artość m uszli, która ta k kusiła O rtegę, dla Falkiew icza nie jest czymś, co m ożna by w spokoju traw ić - jego k ryty­.. ką rządzić będ ą

Ogromny wkład w  zbieranie materiałów, prze- prowadzanie analiz, przygotowanie i dopracowywanie ilustracji, a także sam tekst wnieśli pracownicy i współ- pracownicy Biura

Niezależnie od tego, czy wasza wyprawa zakończyła się sukcesem, czy klęską, zastanówcie się nad sposobem podejmowania decyzji.. Przedyskutujcie to w grupach, zapiszcie odpowiedzi

Ze względu na jej tło ideologiczne oraz przeszłość jej człon- ków można postawić tezę, iż Lehawa jest kontynuacją poglądów i postulatów rabina Kahane oraz że kahanizm

Zdrowie – według definicji Światowej Organizacji Zdrowia – to stan pełnego fizycznego, umysłowego i społecznego dobrostanu.. W ostatnich latach definicja ta została uzupełniona o

Z uwagi na delikatność zagadnienia proponuję, żebyście drogie kobietki przeczytały tekst znajdujący się w ćwiczeniówce na stronach 27-28 i rozwiązały test znajdujący się

Dzięki nim przedsiębiorcy coraz lepiej uświadamiają sobie, że faktoring to nie tylko prosta forma fi- nansowania, ale także ochrona przed ryzykiem braku zapłaty ze strony