• Nie Znaleziono Wyników

Zrozumieć Śląsk : różnica kulturowa i granice teorii

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zrozumieć Śląsk : różnica kulturowa i granice teorii"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Jan P. Hudzik

Zrozumieć Śląsk : różnica kulturowa

i granice teorii

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (131), 231-243

(2)

/

Zrozum ieć Śląsk. Różnica kulturowa i granice teorii

L ist z Polski:

„M yślę, że ten czas pośw ięcony na Śląsk otw orzy u C iebie zdrow e spojrzenie na kw estię Śląska, bez tej m gły idealizacji, o t zw y cza jn ej k ra in y p ro ste g o lu d u , o języ k u k łu ją c y m w u szy ... Bercikowe gad an ie tłucze mi się po głowie”.

K.

Poniższy tek st to zapis refleksji, jakie tow arzyszyły m ojem u wyjazdowi na zjazd kulturoznaw ców w C ieszynie (październik 2009). Tak się złożyło, że po raz pierw ­ szy udałem się w tedy na Śląsk j a k o f i l o z o f .

Filozof odwiedza Śląsk

i dzieli się ogólną refleksją na temat różnicy

Powraca filozof na Śląsk, tam , gdzie się u rodził i wychował. N ieosiadły in te ­ le k tu alista , koczow nik pom iędzy dom am i i językam i. Pyta o to, k im jest. Chce poznać innego w sobie lu b może: siebie innego. P y tanie to b u d z i dziś szacunek - każdem u w ypada je zadaw ać, aby poznać w łasną genealogię. F ilozof zastanaw ia się, jakiego więc rod zaju kotem ta k n apraw dę je st1? N ie wie, co począć ze swoją

Traw estuję uwagę C lifforda G eertza: „K łopot z etn o cen try zm em tkwi w tym , że u tru d n ia nam [...] określenie w łasnej relacji wobec św iata, zorientow anie się, jakiego ro d zaju n ieto p erz am i n apraw dę jesteśm y” (C. G eertz Zastane światło. Antropologiczne refleksje na tematy filozoficzne, przel. Z. Pucek, U niversitas, K raków

2003, s. 98).

23

(3)

2

3

2

śląskością - m arn e to pocieszenie, ale p rzypom ina sobie, iż w podobnej sytuacji był kiedyś naw et sam F ranz Kafka. Przyznaw ał on, że z w szystkiego, co żydow ­ skie, blisk ie są m u - „niezależnie od [jego] stan u u m y słu ” - jedynie opowieści chasydzkie (i to jeszcze - a to już mój ko m en tarz - te w b ardziej przystępnym , uproszczonym tłu m ac ze n iu C hajim a Blocha, nie ta k „drastycznym ”, jak M a rtin a B ubera), cała zaś reszta pozostaje m u obca: „jestem w n ią jednym pow iew em w ia­ tr u w dm uchiw any, a in n y m znow u zaraz dalej poryw any”2.

F ilozof w ydaje się rów nie n ie k o m p eten tn y w m a te rii śląskiej, jak p rask i p isarz w żydowskiej. M im o kapryśnej w ietrznej pogody, m usi jednak wybierać: albo ustali, co to z niego za kot, określi m iejsce swego pochodzenia, obszar zam ieszkania i znaki szczególne, albo zajm ie się tylko robotą analityczną n a d pojęciem tegoż zwierza i n ajp ierw w ydobędzie z niego, pow iedzm y, sam o m iauczenie - kota w całości nie ujrzy. Po k ró tk im nam yśle uśw iadam ia sobie, że w rzeczy samej jest to dylem at, k tó ry porusza go b a r d z o , pryw atnie - jako Jana H u d zik a urodzonego w R udzie Śląskiej 14 czerwca 1960 roku, z ojca Ew alda i m a tk i O tylii, zam ieszkałego od 1979 ro k u w L u b lin ie - i zawodowo, na p o lu filozofii. Pryw atne i p ubliczne, su­ biektyw ne i obiektyw ne zdają m u się w tej refleksji a n ty n o m ia m i pozornym i. Tu i ta m , w życiu i w n auce wobec w szystkiego, co poszczególne, co zdarza się raz i nie daje się pow tórzyć, zachow uje się albo bezcerem onialnie (ujm uje to po p ro ­ stu w zn an ą sobie siatkę znaczeń - i w idzi w tym to, co zna i czego szuka), albo z należn ą - jak to odczuw a - ostrożnością, kied y daje sobie i napo tk an ej różnicy czas, cierpliw ie, a naw et nieskończenie zwleka z m om en tem jej skonsum ow ania, p ró b u ją c u jąć ją n ie w tym , czym ona j e s t , lecz w jej s t a w a n i u s i ę . To w u p ro szczen iu dwa o d m ien n e style m yślenia i d ziałan ia - te n d rugi, zarów no w życiu, jak i w nauce, jest chyba rzadziej spotykany, przyznaje z goryczą. W tym pierw szym praca n a d u sta le n iem t e g o s a m e g o dom aga się c z e g o ś i n n e ­ g o - polega na ekskluzji i negacji - w tym d ru g im n ato m iast idzie o s a m ą r ó ż ­ n i c ę , k tóra zawsze już w jakiś sposób zaw arta jest w tożsam ości. P rzypom ina so­ bie, że ów d ru g i w arian t pró b u je tłum aczyć n a p rzykład koncepcja zwana ontologią fu n d am e n taln ą, w edle której w bycie, to znaczy w tym , co j e s t zaw arte jest coś innego, (to jest) b y c i e , któ re nie jest. F ilozof wie, że nie jest to tylko gra słów. Ale n ie p o trze b u je tu tego w yjaśniać. Sądzi, że w ystarczy odwołać się do dośw iadcze­ nia: gdyby bow iem różnica była czym ś rad y k a ln ie now ym , to w ieściłaby n am zgu­ bę, niem ożność odnalezienia się w śród jednostkow ych osób i rzeczy. A skoro tak źle z n a m i nie jest, to w jej stru k tu rz e m u si być coś, co podziela ona z in n y m i poszczególnościam i, i co, z jednej strony, spraw ia, że nasze poznanie polega na rozp o zn an iu , zatacza koło, jest anam nestyczne, z drugiej zaś um ożliw ia n am for­ m y zachow ań, jakie w spólnie podzielam y z innym i. Różnica m u si więc jakoś p rze­ nikać się z t y m s a m y m .

I jeszcze jedna uwaga. Oczywiście łatw iej n am poruszać się na w łasnym te re ­ nie, gdzie większość naszych zachow ań jest rutynow a, rzadko kiedy coś nas zaska­

(4)

kuje i w ytrąca z biegu codziennych spraw. C zujem y się pew nie i bezpiecznie w świe­ cie, k tóry jest stab iln y i przewidywalny, gdzie precyzyjnie p o trafim y się ze sobą porozum iew ać - język jest bezbłędny, przezroczysty. P rzedstaw ia i w yraża to, co n a tu ra ln e i swojskie, co jest w łasnością p rze strzen i społecznej i pokrywa się z jej organizacją poznaw czą, z podziałam i i ro zró żn ien iam i - na dozw olone i zakaza­ ne, dobre i złe, praw dziw e i fałszywe, przyjazne i w rogie - dokonyw anym i przez lu d z i b ezgraniczne ufnych w potęgę swojego zdrow ego i praktycznego ro zu m u 3. Filozof nie chce się jed n ak p o n ad n ic h wynosić, b ardziej odczuwa potrzebę ro zli­ czeń ze swoim profesjonalnym , tradycyjnie ekskluzyw nym pojm ow aniem świata, n obilitow anym przez fu ndatorów dyscypliny, przekonanych, że s a m ą m y ś l ą , tj. s a m y m r o z u m e m d o k a ż d e j r z e c z y p o d e j ś ć m o ż n a . Jest tak dlatego, tłum aczy, że m yśl m a skłonność do u sta la n ia tego, co j e s t - do ujęcia i s t o t y , pokazania m odelow ego kota, w yabstrahow ania z niego m iauczenia, zare­ jestrow ania go za pom ocą odpow iedniej a p a ra tu ry i prezentow ania n astęp n ie na w ystaw ach osobliw ości, na koniec zaś zabieg an ia o um ieszczenie, jako w zorca, w m iędzynarodow ym b iu rze wag i m iar. Tyle tradycja m etafizyczna. D ośw iadcze­ nie - na ogół w tej trad y cji m niej doceniane (to tylko dygresja, a m oże uszczypli­ wość) - uczy jednak, że zwykle z tych u staleń m u sim y się szybko wycofywać, p rze­ ściga je bow iem przygodna rzeczyw istość, która nie tyle j e s t , ile s t a j e s i ę . A coś takiego daje się tylko o p o w i e d z i e ć , a ni e p o z n a ć i w y j a ś n i ć . U ję­ ta tu i teraz, rzeczyw istość ta jest już n ie całkiem taka sam a, jest in n a od tej, którą dopiero co zdołaliśm y uchwycić. To stałe wycofywanie się z odkrytych u p rzednio praw d ilu stru je grę, jaka toczy się m iędzy tym , co jest w łasnością rzeczy a tym , co należy do p la n u języka, lub jeszcze inaczej: m iędzy in te le k tem a w yobraźnią, fak- tycznością a m ożliw ością, rzeczyw istym a fab u la rn y m . N ie zn am y reg u ł, które określają proporcje m iędzy tym i członam i - gdybyśm y je znali, świat byłby p łaski i m onotonny. A ta k jest ro zm aity i zaskakujący, co jednych cieszy, u innych zaś b u d z i lęk, w stręt, naw et agresję.

Tłumaczy, dlaczego nie można poznać Śląska

(przy czym stanowisko jego nie ma nic wspólnego

z tzw. sceptycyzmem)

A ni biały, an i czarny, an i polski, an i niem ieck i, biało-czarno-szaro-zielony, czesko-austriacko-niem iecko-polski. M elanż, substancja lepka, płynna, tekstual- no -m aterialn a. Z urody i pochodzenia Śląsk to m ieszaniec, dziecko i rodzic now o­ czesności w jednym : plac ekspery m en taln y dla w ynalazków rew olucji naukow o­ -technicznej oraz jej ce n tru m energetyczne. H ybryda, któ ra wymyka się m odelom te o rii socjologicznych, usiłujących dopatrzyć się jakiejś w y m iernej/prostej zależ­ ności m iędzy bazą i nadbudow ą, system em - gospodarką i ad m in istra cją - i

Le-Zob. Z. B aum an E tyka ponowoczesna, przeł. J. B aum an, J. T okarska-B akir, PW N ,

W arszaw a 1996, s. 214-228.

23

(5)

2

3

4

bensweltem. W brew logice now oczesny w tym pierw szym i (zważywszy na d o m in u ­ jące tendencje) tradycyjny w drugim . O tw arty na innych - na ogół biednych, opusz­ czających swoje ro d zin n e strony częściej za chlebem n iż dla rom antycznej przygo­ dy - i zarazem zam k n ięty p rze d nim i, pożerający ich przez swoje lokalne zwyczaje i style życia, w zględnie trw ałe form y k u ltu ry stacjonarnej głów nie w obszarach pracy, rodziny, języka i czasu wolnego.

F ilozof pyta, jak sobie z czymś ta k im poradzić? In tu ic ja podpow iada m u ostroż­ ność i zastosow anie tego drugiego ze w spom nianych n a p oczątku stylów m yślenia. U jąć niezw ykłość w jej staw an iu się, to zad an ie aporetyczne, bez pew nej drogi i bez kresu. W szelka próba jej pozn an ia m u si w iązać się z nazw aniem jej, utrw ale­ n iem , zam ien ien iem niejako w m artw ą n a tu rę , stu d iu m u niw ersalnych znaczeń. S tąd i konieczność jej opow iedzenia, któ re naw iązuje do inn y ch zastanych opo­ w iadań. P rocedura ta dom aga się cierpliw ości, zdolności o d kładania w czasie u ło ­ żenia się z n ieznośną n ieprzejrzystością bytu. C hw ytanie staw ania się przy p o m i­ na n ab ieran ie w ody p rze tak ie m lub ła p an ie ręką pow ietrza, albo owego kota, który stale się jej wyślizguje: gdy dziś ktoś zdoła opisać jego m iauczenie, ju tro b rzm i m u już ono trochę inaczej, co w ięcej, b ardziej charakterystyczne n iż m iauczenie, we­ dług najnow szego sta n u w iedzy na te m at kotów, okazują się w tedy jego zdolności łow ieckie, gdy dziś w ydaje się jedyny i niepow tarzalny, ju tro jakoś dziw nie zaczy­ na wykazywać podobieństw a do innych osobników swego g atu n k u . Czyżby więc takie definicyjne w ysiłki były pozbaw ione sensu? Tylko pozornie. Tak to jest z sub­ stancją śliską, lepką i płynną, tłum aczy filozof. N igdy nie uda się dotrzeć do jej istoty, uchwycić w czystym , autentycznym w ydaniu, b ezpośrednio - tj. bez użycia naczyń: pojęć, języka, rep rez en ta cji - w tym , co decyduje, że jest ona tym , czym jest: to coś przyw iera do ścian naczyń, przy jm u je ich kształty, a że naczynia stale się zm ieniają, to i ono także w raz z n im i ulega stale odroczeniu w czasie, w p rz e ­ strzen i - ro zm a za n iu i rozplen ien iu .

N a różnicę kultu ro w ą składa się w iele ta k ich naczyń, schem atów postrzegania świata, które zaczynają w chodzić ze sobą w interakcję, w zajem nie się korygować i uzg ad n iać4. Każde jej ujęcie to propozycja po rząd k u , sensu, ustalen ia tego, co jest właściwe, a co nie. Praw da na jej te m at jest fu nkcją ta k ich w łaśnie założeń - reguł d y skursu lub pola badaw czego, jak powie filozof uczenie. Jako taka jest więc historyczna. N ie jest w artością absolutną, nie jest też tylko poznaw cza. Także m oralna - a za n ią społeczna i polityczna - o czym przek o n u je się filozof, św ia­ dom , iż jeszcze bardziej destab ilizu je in teresu jącą go różnicę, gdy p ró b u je ją za­ g arnąć za pom ocą w łasnych siatek znaczeniow ych. Z ad an ie to w jego w ypadku k o m p lik u je się w dw ójnasób, n ab iera kark o ło m n ej, w ielopiętrow ej k onstrukcji: jest osobistym i zawodowym w yzwaniem .

Zob. L. G an d h i Teoria postkolonialna, przeł. J. Serw ański, W ydaw nictw o Poznańskie, P oznań 2008, s. 121.

(6)

W yznaje swoje credo,

próbuje zrozumieć i nie zdradzić

F ilozof m a poczucie d łu g u w dzięczności, jaki zaciągnął u ludzi, w śród k tórych w yrastał i dojrzew ał i którzy ukształtow ali go, nauczyli w dzieciństw ie mówić, p ła ­ kać, śm iać się, m odlić i przeklinać. Ale jak oddać im spraw iedliw ość? K to b a r­ dziej go ukształtow ał, co i ile zawdzięcza sobie, a co i ile innym ? Jak p ro p o rc jo n al­ nie rozłożyć tu „d o b ra”, skoro nie zna żadnej m iary „słuszności” podziału? A może, m yśli sobie, chodzi o to tylko, żeby m ieć zdolność i odwagę to w szystko wypowie­ dzieć, znaleźć na opisanie tego jakiś język, m niej lu b b ardziej precyzyjny, niew aż­ ne, wejść w dyskurs, zróżnicow ać, pow iększyć i rozm nożyć go. Słowam i, n igdy n ie ­ w ypłacalnym i, jak sam o opisywane przez nie życie, wytyczyć w te n sposób - wierząc w ich siłę spraw czą - jakiś obszar wolności. N ie pozwolić być rzeczom w w ielkim s p o k o j u b y t u - zaingerow ać w nie.

Jest u to p istą na m ia rę u to p ijn o ści pojęć, w k t ó r y c h p r a c u j e . Pojęcia n igdy nie są w stanie schwytać tego, co się staje, m ijają się z tym , w ychodzą poza, k o n s t y t u u j ą j a k ą ś z i e m i ę i j a k i ś n a r ó d , k t ó r e g o j e s z c z e n i e m a 5. Ów n aró d m a dopiero nadejść, jego przyjście/obecność jest stale odraczane, odsuw ane w czasie. Tęsknota za n im i um iłow anie go nie w iążą się z n ac jo n a li­ zm em , raczej z h eb ra jsk ą n o sta lg ią Z iem i. Pow rót do tak iej Z iem i, do takiego M iejsca nie obrazuje m itu O dyseusza, lecz h isto rię A braham a, k tóry na zawsze opuszcza swoją ojczyznę i w yrusza do nieznanego kraju. Powracać w tym stylu - myśleć i działać - przystoi nie tylko filozofowi, ale jem u także, jeśli m a być sobą i tworzyć pojęcia, oddaw ać się pracy, któ ra nie m a początku an i końca, jest n ie ­ u stan n y m eksperym entow aniem . T aki filozof m oże stawać się Ś lązakiem ta k sam o jak i In d ia n in e m po to tylko, żeby Ślązak lub In d ia n in m ógł sam stawać się kim ś in n y m i w y m k n ą ć s i ę s w e j a g o n i i . K ontaktuje się więc tylko z tak ą g ru ­ pą etniczną, któ ra nie uznaje się za czystą, lecz za skundloną, gorszą, koczow ni­ czą, uciskaną m ieszankę6.

Zrozum ieć ją to oddać jej sprawiedliwość. D la filozofa to okazja, by wziąć odpo­ w iedzialność za tych, którym zawdzięcza to, kim jest. Skali tego długu nie określi jednak poznawczo. N igdy też nie u stali dokładnie proporcji m iędzy tym , co jego własne a tym , co należy do języków: tego rodzim ego, w którym w yrastał, Mutterspra­ che, i tych wyuczonych, w tym także filozoficznych. Czuje to samo, co H orst Bienek:

S ytuacje graniczne. Przejścia. A m biw alencje uczuć, pochodzenia, ch a ra k te ru , języka. Także w duszy. N ie bez pow odu czas dojrzew ania jest tym czasem , k tóry chcę ciągle opi- sywać.7

5 Zob. G. D eleuze, F. G u a tta r Co to jest filozofia?, przel. P. Pieniążek, slow o/obraz terytoria, G d ań sk 2000, s. 122.

6 Zob. i por. tam że, s. 123-125.

7 H. B ienek Opis pewnej prowincji, przeł. B. Fac, A text, G d a ń sk 1994, s. 64.

2

3

(7)

2

3

6

To syndrom k u ltu r pogranicza - synonim u niejednoznaczności, m ieszanki tra d y ­ cji i języków, która nie p oddaje się całościow em u ujęciu, będąc stale w ystawiona na totalizu jące roszczenia, nadchodzące z odległych centrów k u ltu r narodow ych oczekiw ania id e n ty fik ac ji i jednoznaczności. C ałe system y sym boliczne, wobec których różnica zawsze jest n ie p ełn a i niedoskonała. W kontekście now oczesnych p ań stw narodow ych pogranicze było, jest i będzie pokraczne, p odejrzane i nieczy­ ste - w k ażdym w ym iarze: politycznym , etniczn y m , lingw istycznym , ale także m oralnym . Oczyścić z w szelkich poszlak n i e n o r m a l n o ś c i m oże je jedynie zam iana sta tu su na „kresy” - za spraw ą tego ty p u ideologicznego dopalacza p o ­ granicze znajdzie się w sam ym c e n tru m św iadom ości narodow ej, jego m ieszkańcy aw ansują na strażn ik ó w sta n u p o sia d an ia, patrio tó w -b o h ateró w w alczących na ru b ieżach o zachow anie jedności i ciągłości tradycji, żyjących w czarującym k ra j­ obrazie b lisk im sercom w szystkich p r a w d z i w y c h członków n aro d u . To, co b rzydkie i p rostackie - „Wszystko tu m a jeden ch arak ter, jeden kolor. Świątynia nędzy ludzkiej - to pew na”, jak f o t o g r a f u j e Śląsk pisarz, w ychow any na „kre­ sach”, Jarosław Iw aszkiew icz8 - staje się nagle p iękne i w zniosłe, ta k jak dom ek rod zin y B asistów w Soli ziemi czarnej K azim ierza Kutza: stanica, szaniec, m itycz­ ny, ra jsk i k rajo b raz początków ro d u . C zysta, a u ten ty c zn a , u c h w y c o n a n a g o r ą c y m u c z y n k u , niczym niezm ącona tożsam ość.

Swoi po la ta c h sta li się m u obcy, tym b ard z iej jest ich ciekaw, chce ich zro z u ­ m ieć. A to n ie znaczy w e j ś ć w i c h s k ó r ę , p o s t a w i ć s i ę n a i c h m i e j ­ s c u , an i naw et n a ś l a d o w a ć . Z achow ania tego ty p u św iadczyłyby o tym , że źle się prow adzi, p rzy p o m in a łb y w n ic h nie tyle filozofa, ile raczej - tu pow ołuje się na o p in ię an tropologa - ro m an ty k a albo szpiega. Ow szem , z ro z u m ien ie jest dla niego ty p e m m yślenia, k tó re n ie o d łąc zn ie w iąże się z tym , co ro b i i jak żyje, jest czym ś więcej niż tylko tym , co w i e . To m yśleć i działać w jednym , o rie n to ­ wać się w lu d z k im św iecie, dobierać do niego słowa, k tó re nie o d b ija ją się echem od in n y c h słów, um ieć dlatego odróżniać lepsze jego opisy od gorszych. Ale k tó ­ re są lepsze? Te, k tó re pozw alają się po ru szać p o śró d zaw iłych s tr u k tu r p o ję cio ­ w ych lu d z i w tym św iecie żyjących, tra fn ie je rozpoznaw ać, jak chociażby w tedy, gdy o d ró żn ia się „porozum iew aw cze m ru g n ię cia od nerw ow ych tików i d o strze­ ga różnicę m iędzy p raw dziw ym i m ru g n ię c ia m i a tym i, k tó re są ich p a ro d ią ”9. T aki p ro je k t verstehen, kry ty czn ej re fle k sji, św iadom ej sw oich u w aru n k o w ań , dobrze służy filozofow i i, jak m n ie m a , nie tylko jem u. W skazuje on trz y zalety takiego p ro jek tu .

8 J. Iw aszkiew icz Podróże do Polski, PIW, W arszaw a 1977, s. 105. N a tem at tzw. polskich kresów w schodnich jako d y sk u rsu kolonialnego zob. m .in. B. B akuła Kolonialne i postkolonialne aspekty polskiego dyskursu kresoznawczego (zarys problematyki), „Teksty D ru g ie ” 2006 n r 6, s. 11-32; M. Ja n io n Niesamowita słowiańszczyzna. Fantazmaty literatury, W ydaw nictw o L iterack ie , K raków 2007. 9 C. G eertz Interpretacja kultur. Wybrane eseje, przeł. M .M . Piechaczek, W ydawnictw o

(8)

N ie ufa obiektywizmowi nauki,

ale zrzeka się też korzyści z różnicy

Pierw szą pożąd an ą właściw ością p ro jek tu „badaw czego” nastaw ionego na ro ­ zum ien ie, zdolne oddać spraw iedliw ość in n y m ludziom , jest to, że filozof dzięki n ie m u przestaje się obaw iać posądzenia o b ra k obiektyw izm u. Św iadom y swoich w łasnych ograniczeń, żywi p o dejrzenia wobec tych, którzy n ad m ie rn ie w ierzą ro ­ zum ow i; sam w ykorzeniony, sk u n d lo n y i nieczysty, bard ziej niż im ufa poecie- -wygnańcow i, k tó ry w yjaśnia, że „najlepszym pow odem , by stać się koczow nikiem , nie jest świeże pow ietrze, lecz ucieczka od racjonalnej te o rii społeczeństw a o p ar­ tej na racjonalnej in te rp re ta c ji h is to rii” 10. R e p rezen tan ci tzw. całościowej n a u k i społecznej dość łatw o zap om inają o jej politycznej sprawczości, niezw ykłych osiąg­ nięciach w zakresie rozw oju XX-wiecznego nom adyzm u. N ie p am iętają też o uw a­ ru n k o w an iach w łasnej p ercepcji św iata, m niej lub b ardziej św iadom ie stają więc oni na pozycjach dom inujących, o p erują retoryką podziałów b in a rn y c h m iędzy obiektyw nym i subiektyw nym , rzeczyw istym i tekstualnym , naukow ym i artystycz­ nym , em ocjonalnym i racjonalnym . P rzyjm ując absolutny p u n k t w idzenia, w ypo­ w iadają się z poczuciem wyższości, siłą swoich arg u m en tacji m iażdżą oponentów (nie p artn e ró w w dialogu). M ówią wtedy, pow iedzm y, tak: „debatę [na te m at Ślą­ ska] często prow adzą i an im u ją ludzie głęboko przeżyw ający swoją śląskość, ale n iem ający podstaw do ogólniejszej refleksji społecznej, a już na pew no socjopoli- tyczn ej”. I dalej już p ro tekcjonalnie: „Potrzeba idealizacji, co oczywiste, najczę­ ściej odczuw ana jest przez osoby obdarzone ta le n te m artystycznym , osoby su b te l­ n e ”, „g ru p a lu d z i zw iązanych ze sztu k ą, z lite ra tu rą , z d z ie n n ik a rstw e m ” . „Tu ‘praw da em ocji’ była w ażniejsza n iźli praw da rzeczowych argum entów ” 11. W swym d ążen iu do „socjopolitycznej” popraw ności wywodu, pow ołują się na praw o u n ij­ ne, któ re n ak a zu je przez region rozum ieć je dnostkę ad m in istra cy jn ą , jaką jest w ojew ództw o12.

F ilozof dom yśla się, że p r a w d z i w i n a u k o w c y pozostaw iają już artystom i d zien n ik arzo m rozw ażania n a d tym , iż o kształcie tegoż województwa decyduje państw o scentralizow ane, alergicznie reagujące na w ew nętrzne różnice k u ltu ro ­ we, u p atru jące w n ic h zagrożenia dla własnej integralności, politycznej jedności n a ro d u - w rezu ltacie narzuca więc ono arb itra ln ie sztuczne granice sw ojem u te ­ ry to riu m , lekcew ażąc jego trw ałe h isto ry c zn o -k u ltu ro w e i etn iczn e p o d z ia ły 13.

10 J. Brodski Pochwała nudy, przeł. A. Kołyszko, M. K łobukow ski, Z nak, K raków 1996, s. 116.

11 J. W ódz, K. W ódz Czy nadciągają Ślązacy?, w: Nadciągają Ślązacy. Czy istnieje narodowość śląska?, red. L.M . N ijakow ski, Scholar, W arszaw a 2004, s. 118, 120. 12 Tam że, s. 128.

13 Zob. na ten tem at np. H. W aniek Mühlstraße/ulica M łyńska, w: Nadciągają Ślązacy?, s. 225-227; T. Z arycki Polska i jej regiony a debata postkolonialna, w: Oblicza polityczne

regionów Polski, red. M. D ajnow icz, W ydaw nictw o W SFiZ , B iałystok 2007, s. 38-39.

2

3

(9)

2

3

8

Rzecz w tym jednak, że realia społeczno-polityczne istnieją tylko w ram a ch w spól­ n ot dyskursyw nych, w których udział b iorą zarów no owi naukowcy, jak i artyści i dziennikarze. Także filozofowie. Wszyscy - chociaż w cale niedem okratycznie - n ad a ją im znaczenia. P r a w d z i w i n a u k o w c y p ró b u ją te n fakt ukryć, pozo­ stali członkow ie w spólnoty n iek o n iec zn ie są tego św iadom i. F ilozof n ato m ia st odczuwa pow inność zdem askow ania m echanizm ów konstruow ania świata społecz­ nego. N ie staje się przez to kim ś wyjątkowym . P rzeciw nie, zdaje sobie spraw ę z te ­ go, że jego w łasne opowieści ta k sam o w spółkształtują swój przed m io t, jak i opo­ w ieści n a u k o w e ; że jedne i drugie są t y l k o fikcjam i, zgodnie z etym ologią słowa fictio: w ytw oram i, czyli czym ś skonstruow anym . Jedne i drugie od b eletry ­ styki ró żn ią się ro dzajem ra m pojęciow ych i s tru k tu r narracy jn y ch - w raz z nim i celam i, k tórym służą, i sto su n k iem do naszej w iedzy o b i e k t y w n e j , co znaczy­ łoby tu taj: pozostającej w zgodzie z obow iązującym i w naszej społeczności stan ­ d ard a m i - a nie b ezp o śred n im dostępem do r z e c z y s a m y c h 14. N ajpew niej dobrze w iedział o tym już A rystoteles, kied y tw ierdził, że „poezja jest b ardziej filozoficzna niż h isto ria ”, że więc opisyw anie świata w try b ie „jak gdyby”, za p o ­ m ocą obrazów, jest bliższe rzeczyw istości - tzn. tem u , co jednostkow e - n iż opisy­ w anie go za pom ocą ogólnych pojęć. Jedno i drugie realistycznie przedstaw ia świat, ale jedno i drugie też na swój sposób go p rzy tym fikcjonalizuje. Realność nie jest dostępna bezpośredniej p ercepcji, zawsze p o d d an a jest bow iem jakiem uś opisowi, to znaczy językowi. Rezygnacja z am bicji uniw ersalistycznych, św iadom ość w łas­ nych ograniczeń - nastaw ień i języków, w p roporcjach, których nie p o trafi on jed­ n ak ustalić - pozw ala filozofow i lepiej w idzieć swój przed m io t i stawiać tym ogra­ n iczeniom w iększy opór.

N ie przyznając się do swoich ograniczeń - politycznych i m etodologicznych - n a u k i społeczne (o am bicjach holistycznych) n ie p rzyznają się też do swojej fik- cyjności, do tego, iż sam e w swej genezie pow odow ane są także potrzebą idealiza- cji: b ad a ją s tru k tu ry społeczne, któ re są ko relatem m odeli teoretycznych, czyli sytuacji idealnych (w cytow anym tekście autorzy k o n stru u ją tzw. „m odel decen­ traliza cji o zm iennej g eo m etrii” 15). F ikcyjność n a u k i - w sensie skonstruow ania, a nie fałszyw ości - ujaw niona, odbiera jej przyw ilej w yjątkowego d ostępu do świa­ ta społecznego i zdradza jego podw ójną n a tu rę - splot faktów i w artości, rzeczy i słów, m aterialn o ści i dyskursyw ności16. N iezdolna odróżnić jednego od d ru g ie ­ go nau k a sam a skazana jest na sp otkanie z in n y m i d yskursam i - artystycznym i, literackim i, dziennikarskim i, które przedstaw iają, tłum aczą i w spółkreują śląskie realia. Chcąc nie chcąc, w rezultacie inspiruje więc ona także dyskurs k u ltu ry opo­ zycyjnej, celebrującej swoje historyczne cierpienia, kolonialną przeszłość, i oferu­ jącej, jako reko m p en satę, strategie polityczne antykolonialnego n acjo n alizm u

-14 Zob. i por. C. G eertz Interpretacja kultur, s. 30-31. 15 J. W ódz, K. W ódz, Czy nadciągają Ślązacy?, s. 129.

16 Zob. L.J.D . W acquant Wprowadzenie, do: P. B ourdieu, L .J.D . W acq u an t Zaproszenie do socjologii refleksyjnej, przeł. A. Sawisz, O ficyna N aukow a, W arszaw a 2001, s. 15.

(10)

narodow ości lub n aro d u śląskiego. M echaniczny stru k tu ra liz m , k tóry k o n cen tru je się na funk cjo n aln y ch i in stytucjonalnych aspektach bad an y ch zjaw isk, i u śm ier­ ca przez to p odm ioty działające, przyw raca je w te n sposób na nowo do życia, wy­ znaczając im na ogół pozycję m itologizujących h isto rię k u l t u r o w y c h n a i w ­ n i a k ó w . R egionalnych szowinistów.

M a teria k u ltu ro w o sk u n d lo n a jest w ielogłosow a, b ard z iej n iż na m onolog - ta k sam o n au kow ego/socjom etrycznego jak i subiektyw istycznego sposobu wy­ ja śn ia n ia - o tw arta na dialog, rozm ow ę, w której ścierają się różne sądy i p u n k ty w idzenia. Śląsk m a dlatego s tru k tu rę z d a rz e n ia /z d e rz e n ia różn y ch dyskursów . L ub inaczej: jest n ie p rz ejrz y sty m , k łopotliw ym - te ra z w języku klasy k i filozo­ ficznej - o s t a t e c z n i e j e d n o s t k o w y m f a k t e m , k tó ry b ard z iej daje się dośw iadczyć, spostrzec i w yczuć17 n iż poznać naukow o, tj. w yjaśnić za pom ocą u n iw e rs a ln y c h praw . E fe k ty w sz y s tk ic h ty c h - filo z o f lu b i używ ać słow a - a i s t e h t y c z n y c h (pozakognityw nych) sposobów k o n ta k tu z rzeczyw istością m ożna tylko opow iedzieć. Ale ta k ie o p ow iadanie w p rak ty c e n ig d y n ie m oże być c z y s t e , w zn a c z en iu : w olne od te o rii. N a lu d z k i św iat j e d n o s t k o w y c h f a k t ó w sk ład ają się ta k że stru k tu ry generow ane przez w iedzę na ich tem at: w chodzą one w zak res określonych in sty tu c ji, regulow ane są praw em , m edycy­ ną, ekonom ią, p ed a g o g ik ą ... Jednostkow y fakt to w rez u lta c ie k o n stru k t - filo­ zof znów m u si p rzyznać, że i w tym w y p ad k u nie zna p ro p o rc ji - zarów no języ­ ków naukow ych, jak i literac k ich (o których jeszcze za chw ilę), i w szelkich innych: potocznych, p olitycznych, m ed ialn y ch . Śląsk, jak każda różnica k u ltu ro w a, jest u to p ią , m iejscem , którego nie m a, r z e c z y w i s t o ś c i ą a b s o l u t n ą , w tym sensie, że jest n ie jak o w szędzie i n ig d zie zarazem . D o stę p n ą m y ślen iu dialogicz- n em u , w oln em u od przem ocy sposobów b a d a n ia k u ltu ry z cz arn o -b iały m o b ra­ zem naszy ch i obcych, o d rzu c ają ce m u a b so lu tn y p u n k t w id zen ia - nie da się wyjść poza k u l ę , k t ó r e j ś r o d e k j e s t w s z ę d z i e , a o b w ó d n i g d z i e . M yślen iu , k tó re tra k tu je różnicę z pozycji praw d y a i s t h e t y c z n y c h w n ią wglądów. F ilo zo f w ierzy, że staw ią one opór w szelkim p ró b o m jej esencjalizow a- nia. P raw da o różnicy n ie należy do tych z g a tu n k u poznaw czych - w ym aga u r u ­ ch o m ien ia w yobraźni, jest czym ś, co podlega ocenie, co jest stale kw estionow ane (uczeni dopow iedzą: w ra m a c h p o l i t y k i p r a w d y , w obszarze danego p o l a n a u k o w e g o 18), co n ie da się zw eryfikow ać em p iry czn ie - w eryfikacja zakłada bow iem stałość re la c ji zn a cz ąc e-zn a cz o n e - u sta la n e jest w in te rak cji. D latego jest chw iejna, nie m a za sobą trw ałych racji, an i podstaw . D ialo g u pro w ad zo n e­ go p rzez osoby opow iadające swoje p rzeżycia nie da się zatrzy m ać, poniew aż ró żn icy n ie da się złapać, przy szp ilić niczym m otyla p in e z k ą w gablocie. P raw da o ceniana m u si w alczyć o swoje: wykazywać racje niepew ne, ru ch o m e, korygo­

17 To A rystoteles o aisthesis, zob. tegoż, E tyka nikomachejska, przeł. D. G rom ska, PW N , W arszaw a 1982, s. 221-222 (1142 a 25-30).

18 D. C o u zen s H oy Critical Resistance. From Poststructuralism to Post-Critique, T he M IT

Press, C am bridge M ass. 2005, s. 134.

2

3

(11)

2

4

0

wać je, dyskursyw nie w zm acniać lub osłabiać, pow racać na nowo do dośw iadcze­ n ia ... Tylko na tym b u d u je moc swojego obow iązyw ania.

W obec powyższego - to druga p ożądana cecha om aw ianego p ro je k tu verstehen - filozof zrzeka się więc korzyści, jakie płyną z postaw ekstrem alnych: zarówno z kosm opolityzm u ro zu m u , jak i p atrio ty zm u em ocji - obydwie są rów nie n ie b ez­ pieczne przez inspirow anie p o lityki tożsam ościow ej, b ra k to leran cji dla inności, u m a cn ia n ie w śród lu d z i podziałów , któ re rodzą ostatecznie przem oc. O bydwie w idzą tylko jeden rodzaj relacji m iędzy tym sam ym a innym : w ykluczenie. Albo - albo. A lternatyw a rozłączna zam iast koniu n k cji, opozycyjność zam iast równoczes- ności. Ż adnego p rze n ik an ia , żadnej d ialektyki m iędzy jednym i d rugim . F ilozof nie ufa polityce, która akceptuje b in a rn e podziały na w iększość i m niejszość, swo- jość i cudzość, lepszość - w dyskursie śląskim stanow ią ją Europejczycy, ludzie cyw ilizacji zachodniej - i gorszość - ich w schodni sąsiedzi. N ie oddaje ona sp ra­ w iedliw ości tubylcom , okrada ich z n ie sta b iln y ch znaczeń. Z jednej strony ro zu ­ m ienie, o które m u chodzi, pozw ala oprzeć się urokom w iedzy obiektyw nej, socjo- m etrycznych b ad a ń , d o k u m en talizo w an ia i archiw izow ania f a k t ó w . O ddanie d ługu różnicy kulturow ej nie m usi wiązać się z kolekcjonow aniem t w a r d y c h d a n y c h . F ilozof jest w zw iązku z tym pew ien, że nie w arto w ędrow ać na Śląsk tylko po to, by zbadać czystość krw i jego m ieszkańców , policzyć ta m Polaków, N iem ców i Ślązaków, ew entualnie koty lub cyklistów, zapew ne, dom yśla się, tak sam o jak „nie w arto w ędrować dookoła św iata tylko po to, by policzyć koty w Zan- zib arze” 19.

Z drugiej strony n ato m iast om aw iane rozum ienie pozw ala też stawić opór p o ­ kusie tw orzenia genealogii źródła, m istycznego zaczarow ania, sentym entalnych pow rotów do k rain y dzieciństw a. Filozof, k tó ry w yrzeka się korzyści, jakie m oże dziś (dem okracja, U nia E uropejska) czerpać z różnicy, obawia się, że jeśli ją zła­ pie (zidentyfikuje), to zdradzi siebie i swoich bliźnich: spłaszczy, w yprostuje, uchyli swoją i ich kundlow atość. Jeśli ulegnie jej pow abow i i zacznie solidaryzow ać się ze „sw oim i” przeciw „obcym ”, to w pisze się w dobrze sobie zn an ą h isto rię n ie n a ­ wiści i zakłam ania. N ie zw alnia go to jed n ak z pow inności uregulow ania ra c h u n ­ ków. M im o że nie zna w aluty, an i form y spłaty.

Czyta w tym celu prozę

Trzecia w reszcie p ożądana cecha p ro je k tu ro zu m ien ia różnicy kulturow ej - k tóry od d aje/m a szansę oddać jej spraw iedliw ość - m a rów nież znam iona oporu i em ancypacji: dzięki n ie m u filozof m oże bow iem oprzeć się szatań sk im p odszep­ tom do wyw yższania się n a d sw oim i ziom kam i, do w p adania w retorykę banałów, ta k ich chociażby, jak o konieczności wyjścia ze sk an sen u i „ośw iecenia” m asy ro ­ botniczej w w aru n k ach kryzysu i tran sfo rm ac ji gospodarki. K rytyczna refleksja

19 Stąd i owa, w spom niana na w stępie, figura „k o ta”. Słowa H e n ry ’ego D avida T h o reau cytuje C lifford G eertz w: Interpretacja kultur, s. 32.

(12)

d elik atn ie p rzypom ina m u o tym , by z n im i rozm aw iać i słuchać ich, a nie p rze­ m awiać do nich.

I by nie odżegnywać się od tych, którzy p osługują się mową, z jakiej n aśm ie­ w ają się ludzie u p a tru jący w szelkich n o rm popraw ności językowej w językach li­ terack ich , polsk im lu b n iem ieckim . M owa Ślązaków, wyrosła pod presją silnych narodow ych k u ltu r d ru k u , sam a nie doczekała się ani pow ażnej literatury, ani - w zw iązku z tym - żadnych au to p o rtretó w w postaci no rm alizacji gram atyczno- -leksykalnych. D latego też - a to uwaga jednego z n ielicznych jej w ielkich orę­ dow ników - w p iśm ie nie daje się jej „zupełnie odtworzyć tak, b y nie w yglądało to na p rze d rz eźn ian ie”, była ona bow iem „m ieszaniną słów w szystkich tych, którzy przyszli tu boso, zew sząd... golców, g rubiańska, tw arda, o rd y n a rn a ..., gdyż takie było ich życie, tw arde, ciężkie i zw ykłe”20. D o tego stopnia zwykłe, że niew id zial­ ne w św ietle konw encji i kodów k o m unikacyjnych k u ltu ry niem ieckiej i polskiej. P odobne ludzkie losy na peryferiach. Skazane przez „ c en tra”, bro n iące n a ro d o ­ wych tożsam ości, na w ieczne n ie-u-siebie, w ykorzenienie i koczow anie. Złorzeczy sudecka N iem ka (to także h isto ria Śląska Czeskiego) w pow ieści E m m y B rasla­ vsky po d ty tu łem Aus dem Sinn (dosłownie: z t e g o , c o w g ł o w i e ) ; au to rk i urodzonej w 1971 roku, w ro dzinie w ypędzonych, sudecko-katolickiej ze strony ojca i śląsko-protestanckiej ze strony m atki:

S apperlot, do d iobła z tym i Czecham i! Ino tyla z tego momy. Roz nie som m y N iemcy, i nijako n im i być nie możemy. A roz juzaś som m y już N iem cy i zarozki w inni! C i tam na górze wszyscy m uszą być pom ylyni!

I jeszcze w niosek, jak i w yprow adzają b ohaterow ie tego opow iadania z h isto rii swojego życia: „U siebie w dom a to tam , kaj większość w spom nień. A one som w głow ie”21.

P ro d u k c ja naszych narodow ych znaków tożsam ości w przew ażającej części zaw łaszczona została przez pisarzy w ychow anych na tzw. „kresach” w schodnich, w kolebce polskiego rom an ty zm u , w m itologicznym sercu Polski. Ich kłopot ze Śląskiem polega na jego czarnym w ęglu - najb ard ziej w idocznym zn a k u różnicy, in d u stria ln y m k rajobrazie, niep rzy jazn y m człowiekowi, szorstkim i kalekim , jak i mowa jego lu d u , zasługującym dlatego na m isję cyw ilizacyjną przez n aró d za­ m ieszkujący żyzne m alow nicze ziem ie n adw iślańskie (w historycznych w aria n ­ tach: n ad b u ż ań sk ie i n adniem eńskie).

K iedy Jarosław Iw aszkiew icz w la tac h 30. odw iedza Śląsk, to dlatego chce tam w idzieć siebie przede w szystkim jako turystę. Pisze więc sta m tą d „fotografie”- a p a rat fotograficzny, który nie re je stru je rozm ów i nie wym aga k ontaktow ania się z lud źm i, zdaje się m u hig ien iczn ie czystym m e d iu m , bezpiecznym , oddalonym od obiektu. Raz jeden tylko usłyszał robotników dźw igających „wielki szary bal d rew n ian y ” : „Tylko razem , panow ie, do p io ru n a, eins, zwei, d re i” . U słyszał klisze śląskiej mowy. Z nał je już wcześniej. O glądając zdjęcie w w itrynie zak ład u foto­

(13)

2

4

2

graficznego z m iejscow ą m ło d zieżą m a tu ra ln ą , n o tu je ich nazw iska, „Koczor, Wolny, Fajkus, W arczok, M u sio ł”, i, rozczarowany, kom entuje: „Ani jednego n a ­ zwiska na ski, naw et na icz. Nowa P olska”22. Choć nie zn a jd u je „kresów ”, to jed­ nak nie rezygnuje łatwo z oswojenia dziwnej k rain y za pom ocą w artości, idei i wzo­ rów, k tóre ją zeuropeizują, a przez to także spolonizują. N akłada więc na nią bliskie m u ram y narracyjne, takie jak włoskie m alarstw o („a p rze d tu n elem , na pierw ­ szym plan ie, jak na w łoskim obrazie, leży że b rak ”23), opera („wielki te n gm ach [fabryczny] zbudow ano w stylu w ielkiej opery p ary sk ie j”24), k rajobrazy stolic eu ­ ro p ejsk ich („jak na daw nych pocztów kach dziecinnych, które m i rodzice przysy­ ła li z W ie d n ia ”25), czy w reszcie klisze p ro p ag an d y sanacyjnej („tutaj, gdzie k sią­ żęta polscy sprow adzili n iem ieckich k o lo n iz a to r ó w .”26). I te n sam Śląsk w oczach jego rodzim ego pisarza, niem ieckojęzycznego, k tó ry nie fotografuje, lecz słucha i rozm aw ia: „D la kogoś, kto tu wyrósł, kto tu m u si żyć i ch ętn ie tu m ieszka, b rzm i to jak m uzyka [...]: b yłem w B udkow icach, Jellow ej, K nurow ie, w Siem ianow i­ cach, w M ałej Panw i, w G ogolinie, Z abrzu, M iechow icach i G roszow icach”27. Tu i ta m argum entacja odw ołuje się do w rażliw ości zm ysłowej - filozof k onsekw ent­ nie mówi: a i s t h e t y c z n e j - inform ującej o tym , co tw arde, przyjem ne, dźwięcz­ ne, swojskie. Rzecz jed n ak w tym , że an i jeden, ani d ru g i p isarz nie jest po siad a­ czem jakiejś czystej - przezroczystej, niedyskursyw nej - w rażliw ości, u jednego i u drugiego jest ona zawsze już w rażliw ością „ciała uspołecznionego”, którego dyspozycje to uw ew nętrznione efekty d om inujących w otoczeniu społecznym sche­ m atów poznaw czych. N ie da się więc wytyczyć granicy m iędzy tym i schem atam i a r z e c z ą s a m ą : w szelkie rzekom e obiektyw ne dane w św ietle ich tekstow ych rep rez en ta cji zn ik ają z pola w idzenia, m ieszają się z n im i, p rze n ik ają w zajem nie.

21 „S apperlot, d e r D eibel hol die Tschechen! D as h aben w ir n u n davon. E rst sind w ir keine D eu tsch en , d ü rfen keine sein. D an n sind w ir doch D eutsche u n d schuld! D ie sind w ohl alle d e p p e rt da oben!”; „Zu H ause is da, wo die m eisten

E rin n e ru n g en sind. D ie sind im K o p f” (E. B raslavsky Aus dem Sinn, C laassen, B erlin 2007, s. 274, 332). W ypow iedź polityczna już przez sam o językowe dopasow anie do kształtu realiów pogranicza: Deibel jest d iabłem , a Sapperlot (z francuskiego: Sacré nom de dieu!) to przekleństw o: „cholera!”.

22 J. Iw aszkiew icz Podróże do Polski, s. 107, 104. Jest to tekst, jak m ożna sądzić, rep rezen taty w n y dla lite ra tu ry polskiej. Jego fragm enty zam ieszczają - zapew ne z uwagi na w artości literackie i inform acyjne - au to rzy p o dręcznika dla III klasy g im nazjum . Zob. T. G raszka, A. G rabow ski, G. O lszowska W rodzinnej Europie [ze zn am ien n y m podtytułem ] Kształcenie literacko-kulturowe, Z nak, K raków 2001, s. 54-55.

23 J. Iw aszkiew icz Podróże do Polski, s. 103. 24 Tam że, s. 105.

25 Tam że, s. 107. 26 Tam że, s. 108.

27 H. B ienek Pierwsza polka. Die erste Polka, przeł. M. Przybyłow ska, W okół nas, Gliwice 1994, s. 197.

(14)

N ie m ożna dzięki te m u odróżnić k u ltu ry - śląskiej - jako n a t u r a l n e g o f a k ­ t u od k u ltu ry jako b y t u d y s k u r s y w n e g o , obojętnie czy to w postaci k o n ­ stru k cji teoretycznej, czy literackiej. N iem niej jed n ak obydw u pisarzy coś od sie­ bie ró żn i - i to zasadniczo. N astaw ienie. Pierwszy ak centuje swoją n eu traln o ść - nieśw iadom y w łasnych ograniczeń, cieszy się iluzoryczną w olnością, zbiera osob­ liwości, chce je zgrom adzić - zgodnie z zasadą: im w ięcej, tym lepiej - zabrać ze sobą w w alizce do dom u i n astęp n ie zaprezentow ać w książce, na wystawie lub w m uzeum . D ru g iem u św iadom ość w łasnych u zależn ień - św iadom ość znaków różnicy, osadzonych w głębokich p o k ład ach ciała - daje praw dziw ą wolność ( k t o t u m u s i ż y ć i c h ę t n i e t u m i e s z k a ) , zdolność staw iania praktycznego oporu w szelkim tzw. represyjnym system om w ładzy i wiedzy, lub inaczej: syste­ m om sym bolicznym , zm ierzającym , przez swoją siłę i pozorną atrakcyjność - n a ­ tu raln o ść - do tego, żeby przejąć k o ntrolę n ad jego m yśleniem i działaniem .

Filozof, k tóry odw iedza Śląsk, wie, że n ie jest już m ożliw y pow rót do k raju dzieciństw a, bo nie m a nic w kultu rze, co byłoby czyste i autentyczne. M ówi dlatego m etonim icznie, że Śląsk jest dziś hybrydą - w niezn an y ch filozofow i p roporcjach - zarów no iw aszkiewiczowski, jak i bienkow ski. Tak sam o jak Polska - jednocześ­ nie śląska i w schodnia, europejska i azjatycka. Jednocześnie a n ie przeciw staw nie. B inarne opozycje przestały już być m u użyteczne w opisyw aniu świata. W n io sk u ­ je stąd, że n ie w arto w ybierać się na Śląsk tylko po to, by posłuchać ta m „ b e r c i - k o w e g o g a d a n i a ” lu b by podziw iać jedynie ziem iańskie dworki. W arto n a to ­ m iast tylko wtedy, gdy zechce się ta m znaleźć jedno i drugie lub jedno w d ru g im naraz.

Abstract

Jan P. HUDZIK

Maria Curie-Skłodowska University (Lublin)

Understanding Silesia. A cultural difference and the limits of theory This article is heterogeneous as to genre, containing elements of philosophical tale, with certain autobiographical elements, and a study in cultural science. Taking the example of Silesia, described here as a Czech-Austrian-German-Polish entity, a fluid textual-material substance, the author makes an attempt at showing the heterogeneous and thereby, truly aporetic sources of cultural difference, making the entity in question a historically-variable phenomenon, an outcome of never-ending work on d e t e r m i n i n g it, rather than d i s c o v e r i n g . To this end, the essayist uses and tests some languages of philosophical, scholarly and literary discourses, revealing at the same time their contributions to the effort of social construction of the sought-for difference.

2

4

Cytaty

Powiązane dokumenty

Thus the Mach number that leads to the A^-type of solution is a minimum value below which the postulated quasi-steady propagation of a combustion wave is not possible. From the

Here we come to the very understanding both the disciplinary didactics as the general didactics. That is the particular method and a particular content of a

Key words: attention-deficit/hyperactivity disorder (ADHD), structural neuroimaging, children, abnormalities, brain, physio- pathology, morphometric study, magnetic

When the legs are in a straight position (the length of the arm of the force bending the fin is maximum), the propulsion effect depends on the downward movement speed because the

3 In a youth camp, each participant must take part in at least one of the following activities: chess, backgammon or dominoes.. Show the above information in

polskiej w Japonii, w: Spotkania polonistyk trzech krajów – Chiny, Korea, Japonia – Rocznik 2012/2013.. Międzynarodowa Konferencja Akademicka

Mimo że wolność prasy i swo- boda wypowiedzi co do zasady determinują jawność życia społecznego, kontrolę działalności państwa i instytucji publicznych, to mogą one

Termin świat bizantyński (czy świat Bizancjum) ewoluuje od kilkudziesięciu lat 1. Dziś nie oznacza już tylko i wyłącznie ziem dawnego Cesarstwa Wschodniorzymskiego, które