• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 12, nr 3 = 102 (1931)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 12, nr 3 = 102 (1931)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

□ □ W R R S & f l W R K H f t K Ó W P G 2 H H Ń O D

M łE S JE C S H IK SW IHSKU SODBLICHJ MRRJRN.

CZ3Ue2ttJÓW S2KÓŁŚRE3NłeH W POLS€S. CH3

HORES R E D . I R OMI N I S T R . K S . 3 0 S E F WINKOWSKI

2

H K

0

P H M E X M f l Ł O P O L S K H X Ł U K H S S Ó W K a .

--- - ^ l i P M H S Ł J l i a Ł

(2)

Warunki prenumeraty miesięcznika „Pod znakiem Marji“ (9 numerów rocznie) na rok szkolny 1931/32

z przesyłką pocztową niezmienione

Całorocznie:

, :r ;s

m i\ m

?i ■ ;*»»»“

n

ii

kategotji w Polsce: “ “ “ w Polsce: “ * “ za9ranlc3- t Ł l .

Pojedynczy numer: (pół dolara)

D lasod.-uczniów f » r _ _ Ola w szystkich > ir . . . . r n

i ,a .'S S 25 01 . 35 P- . - . * " “ 58 !!.

0 Nr. konta P. K. 0. 406.680, Kraków.

@

j

T R E Ś Ć NUMERU s str.

Życzenia ś w ią t e c z n e ... 49

Bądź Sarnym II (c. d.) — X . J. W inkowski ...43

Przyjmiesz mnie Chryste — K. K alkow ski ...51

Historja starej komży — J. Kiimmel — r. d. . . ...51

Z podróży do n d;ekwańskiej stolicy — III. (c. d ) — X. ]. W. . . . 53

Sylwetki katolickie — Apostoł mł dzfeży — X. A Kolping — X J. V. 58 Wiadomości katolickie - Ze świata . . . . ...59

Z niwy misyjnej — Dziwna s p r a w a ... 61

Ignacy Paderewski o Kościele katol... .... 63

Z życia nasz-eh sodal;cyj — II, Zjazd diec. piński — Dziesięciolecie sod. gimn. w Ostrowie . . . ... .... . 63

Z sodalicyj akademików w Polsce — W arszaw a... 65

Ze spraw Kolonji na Ś n i e ż n .c y ... 65

Nowe książki i wydawnictwa (D uchaussois — D m owski — K rasiński — Górska — K a le n d a r z e )... .... 67

Część urzędowa i org an izacy jn a; Komunikat Prezydjum Związku nr. 3 4 ... 68

Od W yd<i.vnictw a... 69

Nekrolog j a ...69

Masze Spravozdania Brzesko B uczacz — Chodzież — Kraków I — Leżajsk — Lwów III Łuków — O strów pozn — P szczy­ na — S u w a łki — Trzemeszno — Wejherowo I. — W olkowysk Zgierz . ... 69

O kłaH k e p ro je k tn w n l p ro f K K ło s o w s k i, Z a k o n n n -.

(3)

N ajczcigodniejszym K siężom M oderatorom , U kochanym S o d a liso m n a szym , Wielce S za n o w n ym i D rogim C zyteln i­

kom i P rzyjaciołom Z w ią z k u i m iesięcznika p r z y n adch odzą­

cych Ś w iętach B ożych N a ro d zin sk ła d a m y najserdeczniejsze życzenia, a p rzed innem i to, a b y źBoże D ziecię w tych cza ­ sach pełnych niepokoju i rozterki, grożących o baw ą i niepew ­ nością ju tra , dusze W asze obdarzyło betleem skim darem p o ­ koju, przyniesionego ludziom dobrej woli.

I prośba skrom na p rzy tych życzeniach. Ś lą c /e dalej rodzinom i przyjaciołom sw oim na dzień ‘W ig ilji c zy N o w e g o R oku , raczcie j e kreślić na kartach n a szej SKolonji, której p rze z to rzetelną przyniesiecie pom oc i serdeczną w y ś w ia d ­ czycie przysłu gę.

R E D A K C J A .

Ks. J Ó Z E F W IN K O W S K I

Bądź karnym!

W pierwszym numerze tegorocznym naszego miesięcznika stara­

łem się, jak mogłem najlepiej, przedstawić Wam, Drodzy Sodalisi, konieczność zdobycia w młodych latach karności wewnętrznej, którą w człowieku tak niemal doszczętnie zrujnował grzech pierworodny, a którą przywrócił w nim tak cudownie nasz Boski Zbawiciel.

Jego to dzieło mamy dalej prowadzić, Jeg o pracę uzupełnić i z Jego pomocą odbudow ać we wnętrzu swej duszy prawdziwą, mę­

ską i chrześcijańską karność.

Ale jak to uczynić, od czego zacząć?

Zycie wewnętrzne człowieka — to życie rozumu, woli i serca.

W tę potrójną dziedzinę mamy wprowadzić ład i porządek — mamy wprowadzić karność.

Karność rożumu ?

Na czernie może polegać rola rozumu w tej całej sprawie ? O to na zdobyciu, na umocnieniu, na wszczepieniu weń na zawsze

(4)

50 POD ZNAKIEM MARJ1 Nr 3 głębokiego, wewnętrznego przekonania o potrzebie karności, o konie­

czności potępienia nieodwołalnie wszelkiej anarchji umysłowej, wszel kiego chaosu pojęć i zasacł, bo stąd przecież płynie w następstwie anarchja woli i całego życia. A nic przecie na świecie tak nie wyrabia karności umysłu, jak wiara! Ona mu w imieniu najwyższego autory­

te tu Boga głosi konieczność poddania się i posłuchu, ona zabrania stanowczo tak powsze~hnego dziś mędrkowania i krytykowania wszy­

stkiego i wszystkich, ale równocznśnie, szanując jego naprawdę Boskie pochodzenie, żąda rozumnego posłuszeństwa, przytacza racje i dowody, legitymuje się sprawdzianami, tak, że każdy umysł nitspaczony i nie­

skażony pychą z prawdziwem poczuciem karności jej prawdy i tajemni c e przyjiruje.

K arność woli ?

To jej chętne poddanie się stale i zawsze zasadom przyjętym przez rozum. Stale i zaw sze! Nie czasem, nie pod wpływem chwilo­

wych, choćby najszlachetniejszych wrażeń, porywów, pobudek. To łatwość, to szczera chęć słuchania połączona z tem serdecznem zaufa­

niem, że tak zawsze najlepiej, najpewniej, najszczęśliwiej. To wreszcie siła woli nabywana mozolnie i żmudnie w codziennym, karnym trudzie, w codziennem spełnianiu cenionego nadewszystko prawa Bożego i mo­

ralnego obowiązku.

Karność serca ?

Czy to nie dziwne o niej mówić i jej wymagać ? A przecież serce niekarne może stać się najokropniejszym tyranem człowieka, slbo przeciwnie zrobić zeń niedołęgę - marzyciela i uczuciowca, niezdolnego do żadneg-o wysiłku. W ięc i serce musi być karne! Uczucia, bez któ ­ rych życie byłoby szare i bezbarwne, muszą jednak w pełnym i war- toścow ym chrakterze ludzkim być poddane rozumowi i woli. Bynaj­

mniej nie aż do zimnego wyrachowania czy stalowego uporu, bo toby je zabiło, ale do skierowania ich we właściwe łożysko, do jasnego określenia ich roli, która powinna zgadzać się ze szlachetnym, wy­

kształconym .ozumem, z wyrobioną moralnie, silną i uczciwą w~lą.

Czy w tych trzech dziedzinach duszy panuje u Ciebie karność?

A jeśli to pytanie dla m łodego zbyt daleko idące, to pytam przy­

najmniej, co już uczyniłeś w życiu, aby tę karność choć w części urzeczywistnić ?

Jaki Twój pogląd osobisty, wewnętrzny, jakie Twoje przekonanie o istotnej wartości w iary? Jak odnosisz się w głębi duszy do jej prsw d, do jej ta je n n ;c, czy i w jakim stopniu o nie oparłeś początki Twych zasad, które tylko w łączności z nią mogą zczasem stać się napraw dę kierownicze i n ieugięte?

Jaki stosunek Twej woli do prawd i zasad rozum u? Czy ona stale ich słucha, czy czasem tylko, czy najczęściej wyłamuje się zpod ich autorytetu i puszcza się samopas na drogi rozbicia, błędu, namię­

tności ?

A wreszcie s e r c e ! Czy zdajesz sobie sprawę z wartości uczuć,

(5)

N r 3 P O P ZNAKIEM MARJ1 51 czy je kształcisz, uszlachetniasz, uzgadniasz w miarę możności z gło­

sem rozumu i potęgą zdecydowanej wol>?

Karność wewnętrzna — to najcudniejsza, Boża harmonja duszy.

O b y ś ją zdobył, posiadł, zatrzymał na całe życie, na zawsze.

K A Z IM IE R Z K A Ł K O W SK I S M.

Poznań

P rzyjm iesz mnie Chryste ?

U Ciebie cicho . . . . C ze k a m ___

Sam je s te ś C h ryste? Chcę pójść do Ciebie, W okół noc, ciemno, Chcę słu ty ć lobie, Ś w ia t ś p i ... Ja sługa Twój ...

7y czu w a sz sam I l y ś Pan nad P a n y !

L Twoich bram J a Ci oddany

J a stoję, /. tobą tu być.

Lecz się boję l a k w iecznie ty ć

W e jść . . Pragnę

■Przyjmiesz m nie C hryste ? P rzyjm iesz m nie C hryste ? P a tr z ę . . . .

Lam pka p ło n ie . . . Ze jesteś,

Wierzę

Więc u słysz m ię!

Ja błagam Cię.

D o Ciebie wołam Bo bez Cię nie zdołam Z y ć . . . .

P rzyjm iesz m nie C hryste ?

Historja starej komży.

Opowieść.

(Ciąg dalszy)

Było to w pewne, piękne, pogodne popołudnie, gdy nagle nasza ścierka usłyszała tuż przed drzwiami wiodącemi do zakrystji, a zam- kniętemi na wszystkie spusty ożywioną rozmowę między żoną kościel­

nego a jakimś, całkiem jej nieznanym człowiekiem.

— Nu — i dlaczego nie? — ci£gnął jakiś głos mocno nosowy.

Niech pani tylko otworzy, niech paru idzie- po klucze, żebym ja sam mógł wszystko oglądnąć. Przecie pani widzi, że ja nie żaden rozbójnik ani włamywacz... Kto w ie? Może zrobimy mały handel i pani też coś będzie mi2Ć z tego?... Ja chętnie coś ofiaruję, bo przecież pan kościel­

ny to taki solidny, uczciwy człowiek... Zrobię to dla niego...

Wszystko to słyszała wybornie przez drzwi nasza ścierka — ale ten obcy głos wcale się jej nie podobał... No, a już tem mniej jego właściciel, gdy się wreszcie w otwartych drzwiach ukazał.

(6)

52 P O D ZNAKIEM MAK [i Nr 3

— Jak to nie jest żyd — szepnęła do siebie, to chyba ja jestem żydówka... Dzięki Bogu, że mnie tak spostponowali — dodała — przy­

najmniej jestem bezpieczna przed jego szponami...

Handlarz szedł od szafy do szafy, wszystko oglądał, tego i owe*

go dotykał, gdy tymczasem żona kościelnego czule spoglądała na sztukę monety, którą jej za otwarcie zakrystji ofiarował.

Żyd podszedł do kadzielnicy wiszącej tuż przy drzwiach i nagle wzrok jego padł na ścierkę. Najpierw spojrzał tylko powierzchownie, potem przyjrzał się bliżej, dokładniej, ujął w swe palce, próbując i badając, podnosząc brudną, czarną tkaninę pod światło.

t Ścierce zrobiło się niedobrze. Odczuła dziwny lęk i niepokój przy tym egzaminie i z całego serca przyrzekała sobie i postanawiała już nigdy nie narzekać, nie skarżyć się na swój los, byle tylko ten straszny człowiek wypuścił ją z swej ręki i na kołku w zakrystji zostawił.

Tymczasem handlarz znalazł gdzieś stary, bezwartościowy talerz z blachy i jakieś drewniane lichtarze i jeszcze stary kociołek na w ę­

gle do kadzielnicy i do tych przedmiotów z całkiem niby obojętną miną dorzucił zwinięta w kłąb naszą ścierkę, którą szybko zdjął z koł­

ka na drzwiach zakrystji. Ścierka spostrzegła natychmiast, że wszystkie inne przedmioty to tylko pozór dla kupna, ale że całą istotę handlu ona sama stanowi, choć rzekomo ma być tylko bezwartościowym d o ­ datkiem.

— Więc dam pani dwa i pół franka za tę starzyznę — oto pie­

niądze — proszę.

— Ale ja tak nie m o g ę ! — odparła kobieta, wprzód muszę za­

pytać się księdza proboszcza.

Handlarz roześmiał się.

— Nu... to przecie nie potrzebne, całkiem nie potrzebne! Pan ksiądz proboszcz tylko się ucieszy, że się pozbył starych gratów... Ja mu jeszcze poślę nowy, fajny kociołek na węgle, bo stary już na nic.

To czysty interes!

I znowu zabierał się do wyliczenia pieniędzy. W tej samej chwi­

li ktoś pchnął drzwi i — do zakrystji wszedł kościelny. Nasza ścierka doskonale posłyszała, jak żyd zaklął półgłosem... Dreszcz ją przeszedł.

Kląć w zakrystji, tak blisko wielkiego ołtarza i Najświętszego Sakra­

mentu !!...

A kościelnego przysłał sam Pan Bóg — tak sobie z radością szeptała zakrystyjna ścierka z gorącą radością. Jak ten wsiadł teraz na swoją kobietę za to, że żyda tu wpuściła 1 Nawymyślawszy jej p o ­ rządnie, zwrócił się do kupca, który teraz dawał mu pięć franków...

Ale gdy zakrystjan ścienię spokojnie znów na drzwiach powiesił, żyd.

podbiegł ku niej, chwycił w ręce, chciał zapakować i kościelnemu ofiarował już dziesięć franków za „tę szmatę do czyszczenia metali11 jak mówił.

Teraz dopiero wydało się wszystko mocno podejrzane poczciwe­

mu kościelnemu.

— Nic z t e g o ! zawołał więc — Oddaj ścierkę i wynoś się pan

(7)

N r 3 h*QD ZNAKIEM MARJ1 53 z zakrystji. Mnie tu nic nie wolno sprzedawać, nawet zniszczonych

rzeczy. Tak kazał ksiądz proboszcz i sprawa skończona.

A gdy żyd nie wypuszczał szmaty z ręki i dawał już dwanaście i piętnaście, a nawet dwadzieścia franków, kościelny uparł się jeszcze bardziej.

— Tak głupi znowu nie jestem, — mówił, wyrywając mu starą koronkę z ręki. Ani za pięćdziesiąt franków jej nie sprzedam...

— No — to i ja jej nie potrzebuję! rzucił z gniewem handłarz i wvszedł.

Teraz dopiero kościelny użył sobie w bardzo nieparlam entar­

nych słowach na żonie za jej głupotę, zawiesił ścierkę na dawnem miejscu, wyszedł, a drzwi do zakrystji zamknął bardzo troskliwie.

J. Kiim m el.

Z p o d r ó ż y d o n ad sek w ań sk iej stolicy.

Urywki dzienniczka.

III.

Pierw sze chwile — Nasze m ieszkanie — W ystawa Kolonjalna i jej idea — Francja zza morza — Pawilon Misyj katolickich — Jego skarby — „Krypta męczenników" — Pawilon - apologja — Niepo­

wetowana strata na P. W. K. w Poznaniu.

Pierwszy raz w P a r y ż u !

Któż z tych, co po raz pierwszy w życiu znaleźli się w jakiemś wielkiem, stołecznem mieście zagranicą, nie zna tych masami tłoczą­

cych się wrażeń, tego chaosu myślowego, który one powodują i tych usiłowań, by to wszystko jakoś uporządkować, uładzić i przywieść do jasnego zdania sobie sprawy, co i dlaczego i jak na nas o d ­ działywa . . .

P a r y ż . ..

Przecież sam dźwięk tego słowa wywołuje w duszy kulturalne­

go człowieka szeregi niekończących się skojarzeń w mnóstwie dzie­

dzin, skojarzeń wyłaniających się z jakichś oddawna nieruszanych głębin duszy i znowu spychających jedno drugie, więżących na kró­

cej czy dłużej myśl, nie mogącą sobie z niemi dać rady — tak chcia­

łaby bardzo wszystko widzieć, wszystko, co wie i słyszała kiedykol­

wiek sprawdzić, wszystkiego osobiście doświadczyć i dotknąć...

Z takiemi uczuciami czy — jak kto chce — z takiem usposo­

bieniem jechałem owego dnia sierpniowego z północnego dworca chyba z górą pól godziny na lewy brzeg Sekwany, do znanego Quartier Latin, gdzieśtry mieli zalecone mieszkanie. Prędko jednak pokazało się, że nic z tego nie będzie. W tej nawskróś „eklezjasty- cznej“ dzielnicy Paryża odbywał się właśnie ogromny zjazd misyjny duchowieństwa i wszystkie hotele i hoteliki dokoła, nie mówiąc o różnych szkołach i instytutach katolickich, zajęte były przez czarne sutanny.

(8)

54 P O D ZNAKIEM M ARji Nr 3 Niema przecież złego, coby na dobre nie wyszło. Mieliśmy jeszcze jeden adres i po długim marszu (w Paryżu właściwie nie m o ­ żna chodzić piechotą, gdyż odległości są ogromne) rozbiliśmy nasz n a ­ miot wędrowny w znakomitym punkcie miasta, w centrum niemal, a przecież dość ustronnie i cicho, na skraju olbrzymiego placu Inwa­

lidów... Z okna pokoju na czwartem piętrze ponad miłe, zielone za­

rośla okalające cały ten plac, wzrok niczem niekrępowany leciał p o ­ nad morze budowli na drugą stronę Sekwany i opierał się dopiero na wspaniałej bieli bazyliki M o n t M artre, po przeciwnej stronie, na prawo mając wyniosłą kopułę pałacu Inwalidów...

Zdając sobie spr-twę z tego. źe właściwym, acz trochę ukrytym motorem naszej podróży była jednak Wy«tawa Kolonjalna, postano­

wiliśmy, zaopatrzeni już w Polsce w stały bilet wstępu na nią, jak najprędzej ją zobaczyć. Poświęćmy więc dziś temu olbrzymiemu;

przedsięwzięciu francuskiego ducha parę, zasadniczych uwag.

F ra n c ja e u ro p e js k a — n a m ap ce śro d k o w e j — je s t, ja k w id ać 24 ra sy m n iejsza o b sz a re m o d F ra a c ji k o io n ja ln e j w y o b ra ż o n e j p rzez w ię k sz ą m apę.

Oczywiście chcąc zrozumieć Wystawę i jej ideę, trzeba choć trochę pojąć doniosłość sprawy koionjalnej dla Francji. A więc naj­

pierw kilka nieodzownych cyfr.

Francja europejska zajmuje obszar 500.000 km kw. i liczy okrą­

gło 40 miljonów mieszkańców, Francja zamorska, kolonjalna zajmuje 12 miljonów km. kw. i liczy 60 miljonów mieszkańców. Jest przeto

(9)

Nr 3 P O D ZNAKIEM MARJ1 55 24 razy większa od M acierzy! Całkowity więc obszar podlegający władzy Republiki wynosi razem tyle, co cała Europa wraz z Małą Azja i jeszcze Persją. Import do Kolonij wynosi 20 miljardów franków r o ­ cznie, z tego dla samej Francji przypada 11 miljardów, ekspert Ko­

lonij osiąga sumę ogółem 15 miljardów franków, z tego do Francji europejskiej wynosi 7 mijardów. Całkowity zatem roczny obrót w bi­

lansie handlowym Kolonij francuskich dochodzi do zawrotnej sum y 35 miljardów franków.

Kto się trochę wmyśli w te cyfry, zrozumie, czem są dla F ra n ­ cji Kolcnje i dlaczego Wystawa Kolonjalna urosła do znaczenia naro­

dowej i państwowej sprawy.

A tymczasem tym właśnie życiodajnym Kolonjom (pamiętajmy i:

wpływa z nich rocznie ra towary do Francji 11 miljardów!) zagroziło poważne niebezpieczeństwo. Najpierw rosnące coraz ruchy nacjonali­

styczne, potem bolszewicka propaganda wywrotowa.

Trzeba było Kolonje wysunąć, jako sprawę interesującą każdego*

Francuza, trzeba było mówić i wołać i krzyczeć, że bez Kolonij Francja nie może żyć, że bez Kolonij nie wytrzyma „kryzysu g o sp o ­ darczego", trzeba było poruszyć miljony spokojnych, oszczędnych, zamkniętych w ciasnym krę^u najbliższych spraw „bourgois“ francu­

skich i sprawę francuskiego VOutrem er (zamorze) położyć im na samo serce, zrobić tematem ich myśli, ich uczuć, ich rozmów, aby wszyscy nagle jednym głosem, potężnym i zwartym poczęli wołać:

S a u v o n s nos Colonies — Ratujmy nasze Kolonje!

I — przyznać trzeba — dokonano tego wspaniale, imponująco*

świetnie !

Stworzono paryską Wystawę Kolonjalną

Wsiadamy więc do podziemnej M etropolitalne i jedziemy do położonego właściwie już pod Paryżem Vincennes, gdzie mieszczą się tereny wystawowe.

Zdaje mi się, że niepodobieństwem jest tutaj „opisywać" Wy­

stawę. I miejscaby brakło i pożytek z tego byłby niewielki, możeby nawet taki opis znudził niejednego z naszych Czytelników.

Wszak i z naszej P e w u k i czytaliśmy raczej wrażenia, syntety­

czne refleksje! A przeto wziąwszy pod rękę Kochanego Czytelnika, w ej­

dźmy z nim raczej na chwilę do pawilonu, którego nam żadną miarą po­

minąć nie wolno, do wyniosłego Pawilonu Misyj Katolickich.

1 znowu — darować proszę — ciśnie się tu do głowy gwałtem cale mnóstwo spostrzeżeń i myśli. Na państwowej Wystawie francu­

skiej pawilon misyjny! W kształcie jakby bazyliki! Z strzelającą wy­

soko wgórę wieżą uwieńczoną krzyżem ! Pawilon, który władza du ­ chowna podniosła do godności kościoła parafjainego Wystawy i jej tysięcy funkcjonarjuszy, wystawców, służby, w którym co niedzielę odprawiają się Msze święte ! Czyli jeden z tych zadziwiających, zda się, paradoksów wewnętrznej polityki francuskiej, który nieraz jeszcze i nie na jednem miejscu będziemy w czasie naszego pobytu w Sto­

licy obserwować.

No tak! Bo przecież Kolonje francuskie są nie do pomyślenia

(10)

56 P O D ZNAKIEM MARJ1 Nr 3 bez M isy j! Wspaniała, bohaterska wprost działalność tych cichych synów chrześcijańskiej Francji, budując na lądach i wyspach królowanie Chrystusowe, tem samem siłą rzeczy wiąże najściślej Francję zza morza ze 3tarą ojczyzną. Tym to względom przypisać należy, że pa wilon Misyj zajął poczestne i to bezpłatne miejsce na Wystawie i bez przesady można powiedzieć, źe jest najsilniej odwiedzany tak, że chwilami trudno się doń przedostać przez tłumy czekające u wejścia, zalewające wnętrze.

Nic w zewnętrznym wyglądzie i wewnętrznem urządzeniu nie pozostało tu bez piętna głębokiej myśli misyjnej. Wszystko kryje w sobie jakiś symbol, wszystko głosi jakąś zasadę — i — dodajmy, wszystko jest wybitnem dziełem nowoczesnej sztuki religijnej. Prze­

piękne są zwłaszcza witraże, zalewające wnętrze łagodnem, głębokiem i tajemniczem światłem; podobnie freski wybitnych malarzy katoli­

ckich wspaniale ujmują dzieje ewangelizacji świata w ciągu 19 wie­

ków istnienia misyjnej akcji Kościoła. Poniżej niekończące się sze­

regi tablic statystycznych, obrazy, zdjęoa, dioramy, manekiny! Cze góż tam niema! Zwłaszcza dioramy, których nawiasem mówiąc pełną jest cała Wystawa, znakomicie obrazują działalność misjonarską, a skonstruowane wprost prześlicznie i znakomicie oświetlone uczą w sposób poglądowy praktycznej misjologji.

Największe, naprawdę niezapomniane wrażenie robi „krypta męczenników". Na jej ścianach pełno najdroższych pamiątek po nich, za szkłem narzędzia ich straszliwych tortur, przed ołtarzem duża pły­

ta kamienna, na niej blisko 300 nazwisk misjonarzy poległych czasu wielkiej wojny. W pamięć moją wbiła się szczególnie wstrząsająca scena wykonana z figur, woskowych naturalnej wielkości, a przedsta­

wiającą śmierć X. Dupuy, ginącego na straszliwy trąd, pożerający go, a otrzymany od pielęgnowanych przezeń nieszczęśliwych.

Obok eksponatów pełno stolików, przy których zasiedli tzeczy- wiści, żywi misjonarze i zakonnice misyjne. Niestrudzeni w objaśnia­

niu, w rozdawaniu ulotek, broszurek, obrazków, które rozchodzą się w setkach tysięcy, bo przez pawilon płyną tłumy bez k o ń c a .. Na twarzach wszystkich zwiedzających znać niekłamane wzruszenie, widać nawet łzy w oczach... To też otwierają s ę dłonie, sakiewki, woreczki i płyną centimy i franki na ofiarę... A podziwiać trzeba dających, bo kwestarzy i kwestarek pełno w każdym kącie, w każdych drzwiach...

Jeszcze nieraz przyjdzie nam podziwiać ofiarność, tak zresztą skrajnie oszczędnych Francuzów, na cele religijne.

Wychodzę z pawilonu pełen podzi vu i najserdeczniejszego wzruszenia. Rozumiem do głębi, jaką potężną i nawskróś Bożą sprawą są Misje, jaka moc łaski Bożej i dobra wszelkiego spływa na miljony dusz przez Misje i chciałbym, aby każdy Polak mógł choć raz w ży­

ciu zobaczyć taką wystawę misyjną...

Ale obok tego inna myśl nie daje mi dziś i na długo jeszcze spokoju. A już dwa lata zgórą upływa od chwili, kiedy się mi w du ­ szy zjawiła... odżywając tu w Paryżu z ogromną siłą i równie wielkim żalem. Wędrując w roku 1929 po Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu, pytałem się nieustannie, czemu, czemu w tym wspania-

(11)

NADZWYCZAJNY DODATEK ILUSTRACYJNY ZA GRUDZIEŃ 1931 R.

P odnieś rączką B o że D ziecię, błogosław krainę m iłą...

Fot. X . / . W in k .

N asza n o w a kaplica na śnieżnickiej Kolonji.

(12)

Fot. X . J. W ink.

W nętrze kaplicy z artystycznem tabernaculum w stylu zakopiańskim .

Fot. X . J . W ink.

Bracia Koloniści przy obiedzie na w erandzie.

i

(13)

Nr 3 P O D ZNAKIEM M A R jl 57 łym, imponującym obrazie naszego kulturalnego, duchowego i mater- jalnego dorobku brakuje pawilonu Kościoła Katolickiego w P o ls c e ! Wyczuwałem jakby intuicją, że może myślano, iż to nie przystoi, nie wypada występować na Wystawie, pokazywać się i przedstawiać się publiczności na równi ze świeckiemi instytucjami czy organizacjami.

Już wtedy byłem pewny, że popełniliśmy jakiś ogromny błąd, że straciliśmy bezpowrotnie jakąś wspaniałą okazję. Pawilon misyjny w Vin- cennes utrwalił moje przekonanie najmocniej i już na zawsze.

To, co Kościół katolicki pokazał w nim Francuzom i całemu światu więcej zdziałało i działa, niż tomy apologij, niż kazania, niż najwymowniejsze konferencje. Wierzący — tu rozpalają się do żaru i wzruszają się do głębi, oglądając żywe bohaterstwo, obojętni, nie­

wierzący i błędnowiercy tu poznają w najszlachetniejszej formie, czem jest, co kryje w sobie, do czego jest zdolny katolicyzm 1 Przez ten pawilon nie można przejść obojętnie, nie można wyjść zeń bez refle- ksyj głębokich i może bardzo daleko sięgających... A płyną tędy tłu­

my i tłumy różnojęzyczne i różnokolorowe z obydwóch półkul świata!

I pomyśleć tylko — na naszej Wystawie poznańskiej — pawi­

lon Kościoła katolickiego w kształcie n. p. modrzewiowego polskiego kościółka. W nim co najpiękniejsze zabytki polskiej sztuki kościelnej, tablice i wykresy pracy duchowieństwa, zakonów, szpitali, ochronek, przytułków... bractw, związków, organizacyj... P ogląd na dzieje kato licyzmu w Polsce, a potem „krypta męczenników" — relikwie z zie­

mi chełmskiej i Podlasia... Relikwie kapłanów • zesłańców na Sybir i tych z Kulturkampfu i tych z Bolszewji z X. Budkiewiczem na czele...

I jeszcze portrety i sceny z życia i dioramy od św. Wojciecha poprzez Skargę, Kordeckiego i Kajsiewicza aż po X. Wawrzyniaka i Skorup­

kę. I jeszcze praca dla emigracji polskiej w Europie i Ameryce.

I wiele, wiele innych jeszcze zabytków, pamiątek, relikwij zebranych z Polski i świata... Cóż za cudowna Wystawa, co za wspaniale o w o c e ! Bo u nas to naprawdę lada mydłek, lada ćwierć inteligent, n a ­ wet analfabeta ośmiela się mówić o Kościele, tak, jak się mówi 0 pierwszym lepszym kramiku z mieszanym to w a re m !!! Lada p is m a k ' poważa się na słowa, wyrazy, które zdumiewają, niewiadomo czem więcej, czy rozbrającym brakiem elementarnych o Kościele wiadomości, czy też bezczelną, nie do wiary przewrotnością. Niechby taki jeden 1 drugi raz namacalnie, poglądowo zobaczył, nie usłyszał, nie przeczy­

tał, ale zobaczył na w łasne oczy, co to jest Kościół, co zrobił i robi Kościół, a urwałby wpół niedomówionę słowo, a zakrztusiłby się na­

poczęta, ale nie dokończoną obelgą.

Bo Kościół — to potęga, Kościół — to majestat, Kościół — to świętość — ale dzisiejszym ludziom trzeba to pokazać, inaczej po­

kazać niż w czasach wiary i żarliwości, ale pokazać koniecznie, by p o ­ znali, że walcząc z Kościołem, zaiste nie w iedzą, co czynią...

Tak pokazał Kościół francuski — ufajmy, że na najbliższej P o ­ wszechnej Wystawie w Polsce — pokaże i nasz. A Sodalicje pójdą w pierwszym szeregu z pom ocą!

X . J. W.

(14)

58 P O D ZNAKIEM MARJ1 N r 3 Ks. JÓ ZEF WINKOWSKI

Sylwetki katolickie

A postoł młodzieży — X . A do lf Kolping.

(Ciąg dalszy).

Pobyt w Kolonji otworzył Kolpingowi oczy na duchową nędzę niemieckiego czeladnika. Spotkał on się tutaj z objawami takiego zepsucia, upadku moralnego, niewiary, pracy w niedzielę, by w „nie­

bieski poniedziałek" nieprawnie zarobiony grosz przegrać i przehulać, źe zadrżał z bólu i czuł się do samej głębi wstrząśnięty. Nikt, lite­

ralnie nikt nie zatroszczył się o tę, jakby wydziedziczoną w społeczeń­

stwie warstwę młodych. Go najwyżej policja wkraczała karnie, gdy nieprawość stawała się publicznem zgorszeniem, lub jawną nieuczci wośsią. Podobnie majstrowie, tak chętnie dodający sobie nieraz ąa szyldach dopisek: paryski, zupełnie nie dbali o moralny poziom swych pracowników. Kolping czuł się bardzo nieszczęśliwym i najzupełniej osamotnionym ; wszak nie mógł żyć, jak tamci, a nie żyjąc, odłączał się od nich i stawał się im zupełnie obcym...

Cierpiał więc, a w t e m cierpieniu zbudziło się w duszy jego czyste uczucie dla pewnej, zacnej panienki, którą poznał w tym czasie tak ważnym i niebezpiecznym dla niego. W pamiętniku swoim wy­

znaje szczerze, jak ta szlachetna w pełnem słowa znaczeniu miłość, uchroniła go od upadku w bagno zepsucia, o które każdego dnia się ocierał. Szlachetna to musiała być dusza kobieca, która duchowo podtrzymywała Adolfa w zmaganiu się z najgorszemi wpływami, któ­

ra rozżarzała w nim postanowienie zmiany powołania, choć aż nadto dobrze wiedziała, że przez to właśnie straci go na zawsze...

I myśl poświęcenia się Bogu na służbę ołtarzy coraz silniej, c o ­ raz wyraźniej poczyna nurtować w młodym czeladniku szewskim.

Zaiste w 22 roku życia mogła się ona niejednemu wydać szaleństwem.

Ale czy Bóg, jak pisze Szczucka, nie ma na tej ziemi swoich „szaleń­

ców" ??

Jednym z nich niewątpliwie był Adolf K o lp in g !

Zamykał się w sobie, milczał i modlił się gorąco, nieustannie o moc wiary, o siłę woli, o potęgę wytrwania. Na jakiś cza?, szuka­

jąc rady, wybrał się w rodzinne strony.

Proboszcz jego wioski rzucił mu twarde s ło w o : gdyś szewc — patrz swego k o p y ta ! Zato ojciec dodał mu odwagi i otuchy.

Nasz czeladnik wraca więc do Kolonji. Cały dzień spędza na trójnożnym, drewnianym stołku przy kopycie, ale marzy o chwilach wieczoru i nocy, które innej ma pracy poświęcić... A gdy od warszta­

tu głowę podnosi ku okienku małemu, z którego ledwo widać kawał przeciwległego domu, z goryczą stale spostrzega tam w oknie jakie­

goś nudzącego się nad książkami, gimnazjalnego leniwca...

Nabywa za ciężko zapracowany grosz łacińską gramatykę i sam

(15)

Nr 3 P O D ZNAKIEM MARJI 59 bez czyjejkolwiek pomocy mozoli się w swej ubogiej izdebce w dłu­

gie, nocne godziny nad jej — jakże dla niego, niemal analfabety tutaj — zawiłemi formułkami.

O ! Sodalisi drodzy, ilekroć Wam pokusa lenistwa podsuwa wstręt do książki, ilekroć zbliża się do Was myśl o zlekceważeniu obowiązku, o rzuceniu pracy dla przyjemności — wspominajcie tego biednego szewca przy łojowej świecy, poświęcającego chwile niemal koniecznego po ciężkiej pracy wypoczynku studjom łaciny, temu naj­

trudniejszemu może samouctwu — i z nową energją chwytajcie za pług codziennej Waszej, w jakże odmienych warunkach, prowadzonej r o b o ty !

Kolpingowi bywa przy niej ciężko, och jak bardzo ciężko! — ale tam, gdzieś w przyszłości, jak we mgle świeci mu stuła kapłańska i kielich Chrystusowy... Więc krzepi się i jak w gwiazdę trzechkrólo- wą wpatrzony, zwalcza śmiertelne zmęczenie i senność i brak podstaw i trudności i —• w pół roku po rozmowie z nielitościwym, zda się, proboszczem, staje przed nim z prośbą o... łaskawe przeegzaminowa­

nie go z łaciny.

Zdumiony kapłan, zmienia z miejsca swe stanowisko, obiecuje serdecznie pomoc, zyskuje mu przyjaciół i dobrodziejów i w jesieni 1837 roku czeladnik szewski, Adolf Kolping zdawsze pomyślnie egza­

min, zostaje przyjęty do piątej klasy gimnazjum w Kolonji.

Radość zalewa mu serce.,. Idzie z nową energją w przyszłość, którą sam Bóg przed nim otwiera... (C. d. n.)

WIADOMOŚCI KATOLICKIE

Komunikaty Katolickiej Agencji Prasowej w Warszawie.

ZE ŚWIATA.

Encyklika papieska po japońsko. Pod redakcją profesorów uniwersytetu kato­

lickiego w Tokio przygotowano do druku tłómaczenie japońskie encykliki „Quadra- g^simo Anno", którego rozpowszechnieniem w Japonji zajmie się jeden z najw ięk­

szych tokijskich zakładów wydawniczych. Jednocześnie przygotowano cały szereg artykułów o tej encyklice do umieszczenia w prasie japońskiej, Fakty te łącznie z fa­

ktem ukazania się w dniu 5 lipca pierwszego numeru tygodnika „Nlppon Catholic Shinbun" świadczą dobitnie o rozwoju katolickiej pracy publicystycznej w Japonji

Nawrócenie wybitnego kaznodziei baptystów w Assanie. W kaplicy katolickiej w Gauhati, w prowincji Assanu, księża Salezjanie, przyjęli na łono Kościoła nawróco nego byłego kaznodzieję baptystów, Jabouk D. Marak, wieloletniego inspektora szkół w Assanie. Pochodzący z ludu Garo, J. D. Marak otrzymał od baptystystów bardzo staranne wykształcenie w Ameryce i cieszy się wielkiem poważaniem u krajowców, z pośród których wyszedł.

Odznaczenie Legją honorową bohaterskiej zakonnicy. Kardynał Lienart ude­

korował w Lille krzyżem Legji honorowej siostrę Marję Antoninę z zakonu francisz­

kanek Misjonarek Marji. Odznaczona zakonnica od 30 lat opiekuje się trędowatymi w Birmanji. Do zakonu franciszkanek misjonarek wstąpiła w r. 1885; w dwa lata po­

tem wyjechała do Birmanji; swoją pracę apostolską rozpoczęła w szpitalu św. Jana w Mandalay, następnie przeniosła się do Bhamo, gdzie założyła schronisko dla trędo­

watych, którem kierowała w ciągu długich lat. Prezydent Francji upoważnił kardynała

(16)

60 P O D ZNAKIEM MARJ1 Nr 3

Lienart do wręczenia krzyża nowej członkini Legji. Uroczystość odbyła się w sposób prosty, ale bardzo wzruszający. Po krótkiem, serdecznem przemówieniu, kardynał zbli­

żył się do zakonnicy, która drżała ze wzruszenia, 1 pow iedział: “W imieniu Rzeczy­

pospolitej mianuję Siostrę członkiem Legji honorowej".

Aeroplany na usługach misyj. W North Beach ks. William Flynn, dyrektor generalny „Marąuette League", dokonał poświęcenia nowego aeroplanu .T he Alasca Missionary" (.M isjonarz A laski'). W uroczystości wzięli udział przedstawiciele urzędu lotniczego, władz administracyjnych i l'cznie zgromadzęna publiczność. Kierować no wym aparatem będzie lotnik misjonarz, ojciec Jerzy Feltes, jezuita. Nowy aeroplan misyjny, zaopatrzony w pływaki, które pozwolą mu odbywać loty z większem bezpie­

czeństwem nad wodnemi terenam i Alaski, może być uważany za ostatni wyraz tech nlki awiacyjnej. Ma on miejsca dla czterech pasażerów, przyczem w każdej chwili mo że być przystosowany do przewożenia chorych. .T he Alasca Missionary" ułatwi kon­

takt między poszczególnemi stacjami misyjnemi, rozrzuconemi na olbrzymiej prze strzeni około mlljona kilometrów kwadratowych. Dotychczas misjonarze na Alasce byli tak dalece izolowani od świata, że białego człowieka widywali zaledwie raz na rok. Obecnie dzięki aeroplanowi każda stacja misyjna będzie wizytowana raz na m ie­

siąc. (Świetne opisy w książce .W śród lodów polarnych* p. str. 67).

Bohaterstwo katolickiego oficera łodzi podwodnej. Wielkie wrażenie w kato lickich kołach Anglji wywołała wiadomość o odczytaniu w izbie gmin raportu komen­

danta brytyjskich sił morskich w Chinach w sprawie zatopionej łodzi podwodnej

„Possejdon*. Raport podnosi z uznaniem zachowanie się podoficera Patryka Henryka Willts’a, katolika, który w chwili katastrofy nie stracił głowy, lecz wydawszy odpc- wiednie rozkazy, odmawiał głośno z marynarzami modlitwy. Przytomność umysłu, chrześcijańskie poświęcenie i męstwo Willis’a umożliwiły wyratowanie wielu ludzi.

Król angielski odznaczył bohatera katolickiego złotym medalem Alberta, najwyższym orderem, przyznawanym członkom brytyjskiej siły zbrojnej w czasie pokoju.

Zawody sportowe młodzieży katolickiej we Francji. W Vanncs, w Bretanji od­

były się zawody o championat Franrji w których wzięło udział 150 zawodników, re­

prezentujących 13 katolickich stow arzyszeń. gimnastycznych. Jednocześnie urządzono wielkie zawody gimnastyczne, w których wystąpiło 160 towarzystw 1 8 000 młodzień ców katolickich, przybyłych ze wszystkich zakąttów Francji. Zawody odbyły sfę w obecności przedstawiciela sekcji wychowania fizycznego w ministerstwie oświaty, któ­

ry ze szczerym podziwem mówił o niezwykłych rezultatach pracy, osiągniętych przez związki gimnastyczne młodzieży katolickiej,

Z działalności papieskiego trybunału .Sacra Romana R ota'. W roku 1930 trybunał Stolicy Apostolskiej „Sacra Romana R ota" cgłosił nieważność czternastu małżeństw z całego świata! Rozpatrywano 52 sprawy, z tego 27 bezpłatnie. Wśród nowych czternastu spraw, w których uznana została nieważność małżeństwa, dziewięć było prowadzonych bezpłatnie. Cyfry te są bardzo ważne, ponieważ ludzie złej woli utrzymują, że, kto ma pieniądze, może postarać się w Rzymie o unieważnienie małżeństwa.

Odwołanie oszczerstw przeciwko duchowieństwu katolickiemu Mówca francu­

ski Echapin, specjalista od oszczerczych wystąpień przeciwko duchowieństwu, skazany za tę swoją działalność kalumniatorską przez trybunał w Tours, przyznał się publi­

cznie do swego błędnego postępowania, oświadczając, że będzie się starał naprawić w przyszłości skutki swej demoralizującej akcji.

Wzruszające objawy przywiązania do misjonarza. Niedawno, bo dopiero w sty czniu 1929 r., w miejscowości Sikkim u stóp Himalajów na granicy Nepalu i Bhutanu (północne Indje), powstała niezależna misja, na czele której stanął X. Dounel, działa­

jący tam zresztą bardzo dawno, gdyż od 30 iat zgórą. Jak obfite owoce wydała tąm jego praca dowodzi nietylko fakt, że dziś misja w Sikkim liczy przeszło 1000 katcli ków, ale i to nadzwyczajne poszanowanie, jakie zdobył sobie X. Doumel u miejsco­

wej ludności nawet niekatolickiej. Kiedy po podróży swej do Francji, dokąd udał się na zebranie towarzystwa misyjnego, wracał do Sikkim, wierni przyjęli go nadzwyczaj uroczyście, ofiarowując serce ze złota, jako dowód swego doń przywiązania. Pod­

kreślić należy, że X. Dounela witali również bardzo liczni poganie, wśród których nie brakło kapłanów hinduskich j bonzów buddyjskich.

Młodzież faszystow ska w bazylice św. Piotra. Do Rzymu przybyło z nad gór­

nej Adygi 1.500 członków faszystowskiej organizacji młodzieży „Avanguardisti“ Mus-

(17)

solini odbył przegląd ich oddziałów, a przedtem Ks Bartolomasi, biskup połowy wojsk włoskich dokonał poświęcenia ich sztandaru w obecności .II Duce“ oraz przed­

stawicieli władz cywilnych i wojskowych Po przeglądzie avanguardlsti zwiedzili bazylikę ś.v. Piotra.

Sztuka japońska wkracza w mury Watykanu. Seikyo Okayama jest pierw­

szym malarzem japońskim, którego prace znalazły się w Watykanie obok dzieł mi­

strzów Zachodu. Artysta, który od wielu lat jest katolikiem, odbył niedawno podróż w ofolice Nagasaki, celem zebrania materjału o początkach chrześcijaństwa w Japonji.

Przy tej okazji Seikyo Okayama powziął myśl zilustrowania najwybitniejszych epizo dów z historji chrześcijaństwa w krainie Nipponu w szeregu obrazów w klasycznym stylu japońskim. Legat apostolski w Tokjo zamówił u niego dla Watykanu 38 odpo­

wiednich prac, z których 32, wykonane na najdelikatniejszym jedwabiu japońskim, są już gotowe i wkrótce będą osobiście przez legata przewiezione do Wiecznego Miasta. W zbiorze tym znajduje się piękne dzieło p. t. .26 męczenników wiary chrześcijańskiej \ W ciągu bieżącego roku artysta zamierza wykonać pozostałe sześć obrazów, które zawiezie sam do Rzymu.

Nr 3 P O D ZNAKIEM M ARjł , 61

Z niwy misyjnej

Krakowska Misyjna A kcja Znaczkowa w r. szk. 1930/31.

Z ra d o śc ią p o d n ie ść m usim y, że u b ieg ły ro k zazn a czy ł się olbrzym im p o stę p e m w ro zw o ju M. A . Z., p ra g n ą c e j sp ie szy ć z p o m o c ą po lsk im m isjo n arzo m , a zw łaszcza polskiej m isji w R odezji, w A fry ce P o łu d , p rz e z sp ie n ię ż a n ie zu żytych znaczków p o c z ' to w y ch . O k ó ln ik i n asze, dz!ęki w ielkiej życzliw ości XX. P re fe k tó w — za k tó r ą im n a j­

se rd e c z n ie j d zięk u jem y — p o zy sk ały c a łe m asy m łcd zieży d la n aszej idei.

K iedy w pierw szym ro k u istn ien ia A kcji m łcd zież n a d e s ła ła led w ie o k o ło 500 ,0 0 0 zużytych znaczków nieu szk o d zo n y ch , to w o s ta ta im ro k u o trzy m aliśm y o d niej o koło 1,460,500 zn aczków . Z tą z a ś p o m o cą m a te rja ln ą łą c z ą się s to k r o ć d o n io śle jsz e ow oce d u ch o w e, ja k zazn ajam ian ie się z k w e s t ą m isyjną, ro z p a la n ie m iłości dla d u s T. N a jś w ię t­

szą K rw ią J e z u s a o d k u p io n y ch , p ra g n ie n ie o fiar i p o św ięceń . „ Z a p a ł s tu d e n tó w d la te j A k c;i je s t wielki, — pisze K s P re fe k t D ę b ick i z Ja s ła — n ie k tó rz y w yzbyw ają się sw ych pięk n y ch m arkow ników , by uczynić c o ś d la m u rzy n k ó w ". M ała Isia z P u ław p rz y ­ sła ła 10,000 zu żytych znaczków jak o o fia rę n a m urzynków w in te n c ji p o m y śln e g o e g z a ­ m inu d o k lasy pierw szej.

A k c ję sta ra m y się o p rz e ć n a o rg a n iz a c ja c h i sto w a rz y sz e n ia c h k a to lick ich J u ż w ty m ro k u m ięd zy innerni S o d alicje M a rjań sk ie sw ą u m ie ję tn ą p ra c ą b a rd z o w iele A k cji d o p o m o g ły , p rzy sy łając znaczki oczyszczone, p o so rto w a n e , o ra z sc h lu d n ie p o w ią ­ z a n e w s e tk i

N iek ied y w śró d sta rs z e g o sp o łe c z e ń stw a sp o ty k a m y się ze zd u m ie w a ją c ą w p ro st o fia rn o śc ią sz la c h e tn y c h du3z Były w y p ad k i, iż m iłośnicy fila te listy k i ofiarow yw ali d la w zn io słej id ei w sp ie ra n ia m isyj c a łe olbrzym ie, c e n a e sw o je zb io ry zn acz k o w e ja k K s. K a n o n ik L. Z iem ski z O s tro w a W Ip. c i y p. L. K opyciński z K rak o w a.

A k c ja u trz y m u je o b e c n ie sto su n k i z 9 0 m iejscow ościam i w 46 p ań stw ach . W P o lsce objęliśm y już w szy stk ie w o jew ó d ztw a . N ajin ten sy w n iej w s p ó łp ra c u ją z nam i w o je w ó d z tw a : k ra k o w sk ie , p o m o rsk ie , p o zn ań sk ie, o raz ślą sk ie.

Z n a c z k ó w n a d e s ła n o w u b ie g ły m ro k u d o A k c j i :

S ta r s z e sp o łe c z e ń stw o o k o ło . ... 400,700 M łodzież o k o ł ) ... 1,460,500 R azem . . . , 1,861,200 Z naczków s p rz e d a n o o k o ło 1,300,000 z a ... 4 ,748 20 zł.

W y d a n o n a cła, k o re sp o n d e n c ję , p rzy b o ry b iu r o w e . . . . 6 7 8 2 6 „ C z y sty d o c h ó d . . . . 40 6 9 94 zł.

(18)

62 P O D ZNAKIEM MARJI Nr 3

Jeżeli je sz c z e d o te g o d o d a m y zeszło ro c zn y czy sty d o c h ó d 9 9 5 '2 8 zł., to o trz y ­ m am y 5 ,0 6 5 ‘22 zł. c z y ste g o d o c h o d u zy sk a n e g o w c iąg u n ie sp e łn a d w u le tn ie g o istn ien ia Akcji.

Z naczki, b y m 'a ły w a rto ść m u sz ą być nieuszkodzone, niepoplamione, n ie należy ich w ięc zryw ać z k o p e rt, lecz albo w yciąć w raz z p a p ie re m , a lb o zm oczyw szy wodą o d k leić ; n a stę p n ie z a ś o d sy ła ć jak o „ D ru k i" d o C e n tra li A k c ji.

M isyjna A kcja Znaczkow a

K ra k ó w — K o p e rn ik a 2 6.

Dziwna sprawa.

W numerze 7 miesięcznika za kwiecień 1929 roku nasz Referent misyjny, P. W. X. Mod. Masłowski rzucił myśl., aby każda ze związko­

wych sodalicyj ofiarując 3 złote (tylko trzy złote!) przyczyniła się do stworzenia jednego " stypendjum m isyjnego imienia naszego Związku dla wykształcenia katecbisty murzyńskiego w polskiej misji w Rodezji.

Na ten apel pospieszyło kilka sodalicyj z ofiarami, reszta pominęła go milczeniem; sprawę poruszył II. Zjazd prowincji krakowskiej, wpłynęło

jeszcze kilka czeków i znów myśl upadła.

D laczego? O to pytanie! Z braku zaintere sowania m isjam i? Nie! Nigdy nie było ono tak żywe, jak obecnie. Wszak mamy zgórą 100 kółek misyjnych w Związku!

Czy z braku pieniędzy? I to nie! Wszak sodalicje złożyły na misje w r. szk. 1929/30 aż 3266 złotych! W ięc gdzie powód, gdzie p o w ó d ? Były i przypomnienia w miesięczni­

ku. W szystko na n ic ! Dziwna, dziwna spra­

wa, rzucająca niemiłe światło na naszą nie­

umiejętność przeprowadzenia wspólnej, tak miłej i doniosłej akcji 1 Może po tych sło­

wach Coś się zmieni i — ufamy — wpłyną wkładki i Związek nasz pomoże walnie bo-

Patrzcie, iic składają na misje haterskim, polskim misjonarzom w dalekiej,

protestanci (500.000000 franków czarnej Afryce, znojącym się nad szerzeniem

w i e l k i w o r ) — a ile k a t o l i c y ! . .

Królestwa Bożego na ziemi.

O to sodalicje, które dotąd raczyły poprzeć „stypendjum“ i ich ofiary: Biała I. 3 zł., Bielsko na SI. 3, Bochnia 2, Brzesko 8, Inowro­

cław 35, Kościan 3, Kraków I. 3, Kraków 11. 3, Kraków V. 3, K roto­

szyn I. 3, Łowicz 4, Poznań I. 3, Rudnik n/S. 3, Sosnowiec 3, Tarnów I. 4, Tarnów II. 3, Tarnów IV. 3, W olsztyn I. 5, Zakopane 11 '50.

Razem za 2 i pół roku 105 50 zł.

Komunikaty misyjne.

1. Intencje m isy jn e:

a) n a g ru d z ie ń : O obronę przed niebezpieczeństw em rozszerzenia się hin d u izm u w Indjach.

b) n a s ty c z e ń : O p ow rót Jakobitów do jed n o ści z K ościołem ■

(19)

Nr 3 P O D ZNAKIEM MARJI 63

2. Tydzień modłów o zjednoczenie Kościołów o d b y w a się w sty c z n ia od 1 8 - 2 5 w łącznie.

a) M o d litw a o d p o w ie d n ia z n a jd u je się w n u m e rz e styczniow ym 1930 r. w m ies.

„P o d m a k i e m M arji", s tr . 108,

b) O b ra z k i z m o d litw ą o zje d n o c z e n ie ch rześcija n w 3chodu z K o ścio łem K a to ­ lickim m o żn a n a b y ć w b iu rz e : K ato lick ieg o Tow. M isyjnego w W arsz aw ie, ul. M ianow ­ sk ie g o 22, m . 3.

c) L ite ra tu ra d o ty c z ą c a U nji je s t p o d a n a w m ies. „ P o d znakiem M a rji”, w n u ­ m e rz e styczniow ym 1931 r. s tr . 95.

Ignacy P aderew ski o Kościele katolickim.

Wypowiadając ostatnio swoje zdanie o dzisiejszych stosunkach w Polsce, nacechowane silną ufnością w wielką przyszłość narodu polskiego, sławny syn Ojczyzny naszej zaznaczył:

„Co n ajw ażniejsza, uw ażam , że skupić się w in n i w szyscy d zi­

sia j w Polsce p rzy Kościele katolickim , z któ rym P olska jest tak ściśle, ja k chyba żaden inny kraj, zw iązana. P rzez Kościół Polska narodziła się ja k o państw o, dzięki Kościołowi stw o rzyła w ielką cy­

w ilizację i kulturę, w niosła do ogółnej skarbnicy cyw ilizacyjnej i kulturalnej p o w a żn y sw ó j udział. D zięki K ościołow i odrodzi się silna i potężna, bo tylko taka w ogóle m oże istnieć, ja k o państw o.

N ig d y słaba i skazana na w ieczne szam otanie się w ew nętrzne i w y ­ staw iona na za ku sy w rogów.

Z życia naszych sodalicyj.

I. Zjazd diecezjalny piński w Brześciu n/B.

w dniach 24 i 25 maja 1931 r.

W Zjeździe uczestniczyły następujące sodalicje: Baranowicze, gimn. państw, m.

Brześć n/B. g. p. m., Brześć n/B. m. g. pryw. Masłowskiego, Drohiczyn n/B. g. p. m., Łuniniec g. p. m , Nieśwież g. p. m., Nieśwież m. sem. naucz., Prużana 1 m. sem.

naucz., Prużana II m. g. p., Pińsk m. g. państw.

Nie wzięły udziału w Zjeździe: Bielsk gim. pań.tw ., Nowogródek gim. państw.

Nie zorganizowano jeszrze sodalicji w Stołpcach w glm. parstw . męskiem, w Kobry- niu w gimn. i w szkole technicznej męskiej.

Zjazd się rozpoczął uroczystą M s/ą św. odprawioną przed cudownym obrazem Matki Boskiej Brzeskiej, Patronki unitów, podczas której uczestnicy przyjęli Komunję św.

Z( branie zaś rozpoczęło się o godi. II w sali gimnazjum państwowego Im. R.

Trauguta przemówieniem moderatora diecezjalnego X. Kan. Fabjana Szczerbickiego z Pińska.

Program Zjazdu został zmodyfikowany, gdyż obrady trzeba było skończyć już w pierwszym dniu, z powodu wyjazdu do Kodnia.

Pierwszy referat: Odrodzenie życia religijnego w Polsce wypowiedział z ogrom­

nym entuzjazmem p. Henryk Skirmunt prezes Akcji Katolickiej w diecezji pińskiej.

Referat zrobił wielkie wrażenie na uczestnikach. Referat: Życie wewnętrzne w soda- licjl wywrłał ożywioną dyskusję, która poruszyła sprawy wychowawcze, a mianowicie więcej radości i dodatnich stron życia naszego podawać swym członkom, a unikać mówienia o złych stronach.. Trzeci referat: Oddziaływanie sodalisa na zewnątrz był

(20)

64 P O D ZNAKIEM MARJ1

przyjęty z wielkiem uznaniem, gdyż poruszył zagadnienie sodalicji w nauczycielstwie i w staiszem społeczeństwie. Wreszcie ks. Moderator diecezjalny wygłosił referat:

Łączność sodallcyjna w naszej diecezji i nasze zebrania.

Uchwalono:

1. Zainteresować szerszy ogół pracą sodalicyjną przez organizowanie odczytów, obchodów i kó! przyjaciół.

2. Dobór członków sodalicyj przeprowadzać już w klasach pierwszych przez zakładanie Krucjaty Eucharystycznej.

3. W sodaiicjach ściśle przestrzegać statutów.

4. Prosić Moderatora diecezjalnego o ujednostajnienie pracy w poszczególnych sodaiicjach.

5. Dzień 8 grudnia przyjęto ja«o dzień święta sodalicyj całej diecezji.

W dniu 25 maja prawie wszyscy uczestnicy Zjazdu wzięli udział w pielgrzymce do Kcdnia, gdzie złożyli hołd Królowej Podlasia.

Świetnie urządzone przyjęcie przez sodalicje brzeskie dopomogło w znacznej mierze do podniosłego nastroju i serdecznego zbliżenia się tych, którzy pracują ped jedii)m sztandarem Królowej Nieba i Ojczyzny.

Dziesięciolecie sodalicji uczniów gimnazjum państwowego w Ostrowie pozn.

Program naszego obchodu wypełnił cały dzień 10 maja 1931, a uświetniony był pobytem wśród nas J. E. Najprzew. Ks. Biskupa Dymka, który na specjalne zaproszenie przybył do Ostrowa, aby sodalisom, a także licznym zastępom dziatwy udzielić św. Sakramentu Bierzmowania. Już w sobotę setki młodzieży odprawiły spo wiedź, a w niedzielę przyjęły Komunję św. Tegoż dnia o 9 rano kościół parafjalny po brzegi wypelniia młodzież i starsi. Las sztandarów organizacyj miejscowych oraz delegacyj ze sąsiednich miast przyozdobił prezbiterjum. Wzruszającym momentem było przyjęcie nowego zastępu młodych „Rycerzy Marji*, dla których J. E Ks. Biskup dokonał poświęcenia przepięknego sztandaru Następnie rozpoczęła się uroczysta msza św.

pontyfikalaa. Przed ołtarzem ukazała się majestatyczna a dostojna postać Ks. Biskupa w otoczeniu licznego orszaku duchowieństwa.

Po odczytaniu Ewangelji na ambonie stanął ks. Kosibowicz T. J. z Krakowa, uproszony dla wygłoszenia kazania. W krótkie.n sprawozdaniu nie sposób zamknąć wzniosłe myśli, ani potężne uczucia, jakie złotousty Kaznodzieja przelał w serca słuchaczy. Takiego .kazania" nie można „opow iedzieć', trzeba je przeżyć ! Zapewne Ostrów dawno nie słyszał i pewno nie prędko usłyszy drugie takie kazanie. Po mszy św. pro esja z chorągwiami i sztandarami odprowadziła Ks. Biskupa na probostwo.

Jubileusz dziesięciolecia zakoń:zyła wieczorem podniosła akademja w teatrze. Sala zapełniła się elitą miejscowego obywatelstwa, przybyli przedstawiciele władz państwo w y;h i wojskowych, delegaci towarzystw, duchowieństwo. Także J. E. Ks. Biskup uświetnił akademję swoją obecnością. Bogaty program wykonano na piękn.e przystro jonej obrazem Matki Boskiej, sztandarami i zielenią scene.

Po odśpiewaniu przez chór gimnazjalny prastarej naszej pieśni .B ogu Rodzica", ks. prefekt L. Ziemski jako moderator Sr dalicji zagaił akademję, podkreślając znacze^

nie sodalicji w życiu m odzieży.

Po:zem sod. Mizera, uczeń kl. VIII (w zastępstwie prefekta Brzóski) przedłożył sprawozdanie z dziesięcioletniej działalności Sodalicji Marjańskiej uczniów gimna zjum w Ostrowie.

Następnie na mównicy zajaśniała u spaniała postać Ks. Biskupa, który zreasu­

mował wzniosłe cele sodalicji przedstawione przez ks. Moderatora i sprawozdawcę.

Połoiył silny nacisk na pierwia,tek religijny, który winien być ośrodkiem wszelkich poczynań młodzieży społeczeństwa zwłaszcza polskiego, w którem kult dla Najśw.

Marjt Panny był w ciągu całych dziejów bardzo żywy. Zakoń:zył błogosławieństwem pracy pod sztandarem Marji Panny dla dobra Narodu i Kościoła katolickiego. Długo niemilknące oklaski złożono w hołdzie Najdostojniejszemu Pasterzowi.

(21)

M o n e t y P a ń s t w a W a t y k a ń s k i e g o .

U góry: 2 liry z wyobr. D obrego P asterza i herbem Piusa X I; poniżej: 5 lirów z Piotrem -Rybakiem i 1 lir z N iepokalaną; u dołu: 10 lirów ze św. Piotrem i Królową Pokoju. Form aty powiększone. Zw raca uw agę wysoki artyzm mennicy watykańskiej.

(22)

Pom nik X. Adolfa K olpinga przed kościołem Franciszkanów w Kolonji (p. arty k u ł).

Fot. X . K . Grelewski.

Nasi kochani Koloniści na schodach wiodących do now ej śnieżnickiej kaplicy.

Patrzcie, jaka radość na ich opalonych obliczach!

Zaiste dobrze n a m tu być.

(23)

Nr 3 KOD ZNAKIEM MARJ1 65 W dalszym ciągu po występie orkiestry gimnazjalnej przemówił ks. Kosibo- wicz.

Na drugą część akademii po odśpiewaniu przez chór gim nazjalny pieśni „Zro- waś M arjo“ złożyły się produkcje sceniczne: a to fragment z „Dziadów III. cz.*

(opowiadanie kaprala - sodalisa), Ostatnie chwile przed śmiercią św. Stanisława Kostki (Akt IV .G ranitow y Królewicz D ucha' Milieskiego). Obydwa cbrazy wykonane przez uczniów - sodalisów wypadły dość udatnie.

Odśpiewaniem pieśni .B łękitne rozwińmy sztandary ." przez wszystkich soda­

lisów zakończono akademję a zarazem uroczystości, związane z obchodem „D ziesiędo łecia". Uroczystości te w pamięci młodzieży pozostawią zapewne niezatarte wrażenie;

staną się b >dźcem do dalszej pracy, uszlachetniając wychowanie miodego 1 zdrowego moralnie pokolenia. (Sęk)

Z sodalicyj a k a d e m ik ó w w Polsce.

W a r s z a w a Zarząd sodaiicji na rok szk. 1931/2 ukontytuował się jak następuje:

Prezes sod Ruszkowski Andrzej. I Wicepr. Reterski Jan II. W icepriz. Sędek Jan, Sekret.

Szubert Wacław, Skarbn. Zieliński Andrzej. Biblj. Tuz Jerzv, Instruktor kand. Gajewski Antoni, Gospodarz Dobrzański Antoni. Ilość członków 200. Lokal sodal cji mieści się przy ul Senatorskiej 31. Wydano drukiem plan pracy na nowy r szk. Wśród referatów objętych nieraz przez bardzo wybitnych działac/y katolickich widnieją takie n. p. nie zmiernie interesujące tem aty: Zadanie katolickiego lekarza, Zadania katol. pisarza, ka­

tolika inżyniera, katolickiego historyka, Rola katolika w polityce, Dusza młodzieży św i?tvnią Marji, Cncta w życiu w e w n ę trz n a , Synteza katolicyzmu i inne. Na dni 27 — 30 czerwca zapowiedziane rekolek je zamknięte na Bielanach.

Z e spraw Kolonji na Snieżnicy.

Potrzeba dalszego poparcia. Koloniści, którzy ubiegłych wakacyj znaleźli się już po raz drugi na Kolonji, mieli wyborną sposobność ocenić, jak ogromny postęp zrobiliśmy w porównaniu z pierwszym ro kiem, ile zaprowadziliśmy ulepszeń, ile stworzylśm y rzeczy zupełnie nowych. Pisałem o nieb w numerze październikowym naszego pisma.

Dziś dodam, że stworzyliśmy początki bibljoteki, przeinaczając do niej niemal wszystkie książki beletrystyczne przesyłane do Redakcji „Pod znakiem Marji“ jako egzemplarze recenzyjne. A zaznaczyć trzeba, że w porównaniu z rokiem poprzednim, w ostatnim wzmogło się ogromnie zamiłowan e czytelnictwa wśród Kolonistów. Bywały dnie, że w szafce bibljotecznej nie było ani jednej książki, a niektóre były zamawiane już zgóry i szły poprostu z ręki do ręki. Stworzyliśmy także początek apteczki kolonijnej i przyborów i gier sportowych, zakupując na razie piłkę - siatkówkę i siatkę sznurową. Am atorów niemal nigdy nie brakło.

Oczywiście projektów na przyszłość nnamy całą moc... jeszcze.... Ale, ale...

Jak z tego wszystkiego wynika Kolonja potrzebuje ciągłej opie ki i ciągłej ofiarności. Tymczasem trudne warunki gospodarcze w społeczeństwie niezmiernie ją obniżyły. Dość powiedzieć, że gdy w r. 1929/30 nasze D rogie Sodalicje złożyły na Kolonję kwotę prze­

szło 9000 złotych, to w ostatnim 1930/31 zaledwo połowę jej, to jest 4100 zł. Oczywiście rozbudowa Kolonji w tych warunkach musiałaby

Cytaty

Powiązane dokumenty

mal wszystkich naukowych towarzystw Francji i zagranicy. Obok nich zasiedli dostojnicy Senatu i Parlamentu oraz wysłańcy Szkoły Normalnej, Politechniki, Szkoły

sięcznika nie możemy już sobie dziś wyobrazić pracy związkowej, która tak dobrze się rozwija, a jednak ostatnia fala drożyzny zachwiała po­.. ważnie bytem

wolągom tanecznym rychły koniec — i u nas. Ameryka bowiem, jak donoszą ostatnie dzienniki, sama się od nich energicznie już odwraca i woła „precz z nowymi

Winkowski, podnosząc, że za kilka dni zbierze się z inicjatywy naszego Wydziału Naczelnego I Zjazd sodalicyj uczenie szkół średnich w Polsce na Jasnej Górze stawia

Nadzieja ta odbija się na twarzy każdego, w jego spojrzeniu, r ichach.. Niebawem stajemy przed główną fasadą klasztoru i liczymy się, a właściwie lustruje

bie decydujący wpływ na naszą młodzież i niestety niejednokrotnie, wciągając ją na manowce polityki, spaczyć jej charakter i całą wartość moralną. Nad

Pierwszy Zjazd XX. Uchwały te, znane doskonale wszystkim sodalicjom naszym, stały się jakby zrębem konstytucji, powołanego przez nie do życia Związku sodalicyj

bach, na wyjazdach do chorych. Ostatecznie kościelny podawał ją już tylko przy najgorszej pogodzie... Na delikatnem płótnie pokazały się pęknięcia, małe