ją je w zmieniających się
kontekstach,
towtedy niemożemyz nasząmowąi
argu mentowaniem wiązać absolutystycznych
roszczeń. Wszystkostaje się
wtenspo sób
—jak powiedział
toteoretyk systemów Luhmann
—kontyngentne.
Wszystko
mogłobyć także całkiem inne.
Także filozofiamogłaby być całkiem inna w zależności od kontekstu
symbolicznego,który ją
każdorazowo określa.Postmodemiści
opowiadają
sięw
sposóbjednoznaczny za arbitralnością filozofii.
Nie
zauważają jednakprzy
tym, żeuwikłani
sąw permanentny dialog zprzeka
zem
filozoficznymprzeszłości, bez którego
niebyliby
wstanie
sformułować własnegostanowiska. Na swoim
przykładzie potwierdzają —wbrew
temu, co saminatentematsądzą
—że
filozofiabynajmniej nie jestoparta na
arbitralnych decyzjachsemantycznych.
Andrzej
Szahaj
Filozofia jako działalność sensotwórcza
Stanąłem
przed niełatwym zadaniem. Mam
otoskomentować poglądy,
któ
rychkomentowanie przychodzi
miztrudem. Powód? Są
mi więcej niżbliskie, są
także moje.Trudność wynika zatem
stąd,że
bliskośćta
niepozwala
nauzyska
nieodpowiedniegodystansukrytycznego, przeszkadza
wtwórczymnamyśle. Po
zostaje mi
jedyniewskazać na te
elementypodejścia
JózefaNiżnika,
które wyda
jąmi
się trafne, leczwymagające jeszcze pewnego
uzupełnieniaczy
przynajmniejpodkreślenia. Rację
mazatem autor
omawianej tuksiążki
pisząc,iż
„tonieprzy padek,
żekłopoty filozofii
ze swojątożsamościązbiegły
się zrozpowszechnie
niem antyfundamentalizmu
cpistcmologiczncgo”
(s.7).
Antyfundamentalizm epis- temologiczny, który święci dziś tryumfy w świecie filozofii,odsyła bowiem do
lamusate
wszystkietęsknoty, w
których świetle filozofiajawiła sięjako
jakaśsuperwiedza,
uprzywilejowana względemcałej reszty kultury przez to,
że tylkoona może jej
dostarczyćpewnych i
stałych podstaw poznawczych. Tymczasem wydaje się, że kultura takichabsolutnych
podstaw niepotrzebuje,
zaśuroszcze-
niafilozofii
okazały sięjeszczejedną formą
intelektualnej pychy.Słusznie też Niżnik
wybieraHusserlado
zilustrowania„końca pewnego marzenia”
.Rzeczy
wiściehistoriaHusserla jestniesłychaniepouczająca,
a
staranneprzestudiowanie zwrotu,jaki
siędokonał w
jego filozofii, możenam
niejednowyjaśnić
zhistorii pewnego
złudzenia.Ciekawe skądinąd, że
trafne,jakmi sięwydaje,
wnioskizewo
lucji myśli
Husserla wyciągnął myśliciel zorientowanysocjologicznie, a
miano wicie
Alfred Schutz, gdy tymczasem filozofowie skoncentrowali się raczejna
obronieHusserlaprzed Husserlem
samym.Józef Niżnik
trafnie umiejscawianapięciew
łoniefilozofii dwudziestowiecz
nej nastyku
filozofii
oambicjach
naukowych lub„ścisłych
” (Husserl)i
filozofiiświatopoglądowej, z ducha Diltheyapoczętej.
Słusznie
też podnosiwagę nieco za
pomnianej
koncepcji
następstwaświatopoglądów,której autorembył
Dilthey, atakżeprzełomową
rolęrefleksji
hermeneutycznejw ukonstytuowaniu się
dzisiejszejme- tafilozoficznej
świadomościfilozofii.
Podobniejak Niżnik upatrywałbym w tym
modelupodejścia do
filozofii, w związanym znim historyzmie
oraz kulturolo-gicznym nastawieniu
szansyna
odrodzenie ducha filozofiipojmowanej
jako„swój czas uchwycony
w myślach
”,by przy wołać Hegla.
Tojednak, co
Niżnik nazywa arbitralnościąfilozofii, wołałbym nazwać
jej zdolnościąsensotwórczą.
Jak
zwał,
tak zwał, idzieo to,
że filozofięcechuje niezwykła umiejętność:
potrafiona
mianowicieprojektować nowe metafory i
sposobyujmowania świata oraz
lo
su człowieka, którepoupowszechnieniu
sięmogąstać się „twardą”podstawą
na
szegomyślenia
(sukcesy, jakieodnieśli Kartezjusz czy
Kant w projektowaniu nowychmetaforpowodują,
żewszyscy
dziśmyślimyKartezjuszemczy
Kantem,czy
tego chcemy,czy nie).
Wtymsensie
możnapowiedzieć,
że filozofiajest jed
nym
znajważniejszych
laboratoriównaszego(europejskiego)
myślenia,w
którymrodzą
sięowe
wspominaneprzez Niżnika „intelektualne
wynalazki” (s.28),
po zwalające tej
kulturzeuzyskiwać coraz większą
samoświadomość, złożoność, wciążrozszerzać zakres
jej wyobraźni. Wtensposób filozofiaod swych
począt ków pełni rolę
jednegoznajważniejszych mechanizmów uczenia
siękulturyzachod
niej.
Wprzypadku
filozofiimechanizm
tenokazał
sięunikalny i
bardzoefektyw
ny,
oczym łatwo
sięprzekonać
porównująckulturę
zachodniązewszystkimi
in nymi
kulturami.Słusznie
teżNiżnikpojmuje funkcje filozofii
jakozwiązanezna dawaniem spójności symbolicznemu
uniwersum kultury. Choć zdrugiej strony,
gdy pisze: „Arbitralność filozofii nie ma, niemoże
mieć i niewymaga żadnych racji zewnętrznych
wobec filozofii” (s. 61), to trzeba oponować.Filozofia
jestuwikłana
wintertekstualne związki
z innymi dziedzinami kulturyi żywi
się(przy
najmniej
czasami)tekstami
orazmetaforamitam wynalezionymi (i tak np.
pookre
sie
zafascynowania nauką,
poczęłanajwyraźniej
wykorzystywać pewne wątkipojawiające się
wteorii literatury).
Sam autor zresztą na końcowych stronach swejksiążki
wskazujena owe kulturowe
uwikłanie filozofii,jej
związek z kon
tekstem,słusznie
skądinąd pisząc, że„wpływkontekstu na
ideefilozofiijest naj
częściejpoza
świadomym wyborem”
(s. 114).Ale
dlategoteż właśnie
takważny jestpluralizm filozofii,
albowiemtylkoon
pozwalarzucać
zzewnątrz światło naokreślone orientacje filozoficzne, ukazywać tkwiące u
ichpodłoża przesądzenia, a w
tensposób
takżechronićprzednadmiernymi
roszczeniamijakiejś określonej filozofii do
posiadania całejPrawdy.
Ochronata
jestcenna, albowiem,jak słusz
nie
powiada Barbara Skarga:
„prawda jestdespotyczna
zeswej natury”1, i rosz
czenia
dojej posiadania
mogąowocować
niechęciądo
słuchania głosówin
nych,
tęsknotądo
zakończenia filozofii pojmowanejjako
„rozmowa ludzkości”
(M.Oakeshott, R. Rorty). 1
1 B. Skarga, O filozofię bać się nie musimy, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 1999, s. 46.
Twierdzenie,
żefilozofiajestelementemkulturytylkopozornie
jest banałem.Trzeba
je przypominać wciążod
nowa, albowiem filozofia maskłonność, aby
postrzegaćsiebiejako
aktywnośćsytuującąsiępozakulturą,pozawszelkimkon
tekstem,zaś filozofowie, aby
kreowaćsięna istoty ledwo rąbkiem
suknizahacza
jące
o ziemskie
sprawy. Jeślipojmować
filozofię jakowyrazicielkę
duchaczasu,jako
naszelaboratorium
myślenia,aktywnośćtwórczązakorzenioną głęboko w swoim czasie i
miejscu,to wtedy trzeba
takżedocenić wagę
tych typówrefleksji,
które mogąten stanzależności
pomiędzyfilozofiąi
resztąkultury naświetlić.Idzie
mitu o słusznie przez Niżnika
podkreślanąrolę
socjologiiwiedzy
(dodałbymdo tego
jeszczeteorię
orazhistorię kultury).
Niżniktrafiue też
zauważa,że
z koleisocjo
logia
wiedzy żywi
sięfilozoficznymi ideami, takżew rezultacie mamy do
czynie nia
zpewnąintertekstualnością,
procesemwzajemnego
uczeniasię,
inspirowania izależności.Trudno
tumówić o wyższości czegoś nad
czymś.Jest raczej
tak, żekultura wraz
z socjologią wiedzy,teorią
ihistorią
kulturyoraz
wszystkimiinnymi
dziedzinamihumanistyki,a
wreszciecałą resztą kultury (w
tymreligią i
nauką) two
rząjeden
system naczyńpołączonych,
pole wzajemnychreakcji i napięć, działania zależności i
zapożyczeń. Śmiemtwierdzić, żetylko
wtej holistycznej
pers pektywie
dasię zrozumiećdziałanienaszej europejskiej
kultury, wtymi znacze
nie
oraz sens pewnych
propozycjifilozoficznych. Mówiąc
namarginesie, wciąż czekam z niecierpliwościąnataknapisane
dziejefilozofii, które ukazywałyby jej historię
wcałej
kulturowej złożoności,rzutując ją na tło dziejów kultury
euro
pejskiej,historii oraz
polityki. Podobniewyczekiwana przez mnie jest
historiafi
lozofii jako historia
metafor
isposobów
ichupowszechniania
się2. Dlaczego zwyciężyły te właśnie, a
nieinne metafory?
Jakto
się stało? Ktoprzegrał tę bata
lię i
dlaczego? Tylkozewnętrzna
historia filozofiimogłaby pokusić
się oodpo
wiedzina te
pytania.
Wperspektywie
tu sygnalizowanej,filozofia abdykując
z po zycji,
któresobie przez wieki
rościła,stanowiska
arbitrawszystkich
ludzkichspraw,
dostarczycielkiabsolutnej
prawdyi
niezachwianych podstaw,zachowa
łaby
jednocześnieskromniejszą
nieco,ale
wciąż trudnądo przecenienia i
nieza- stępowalnąfunkcję,o której pisze
Niżnikjakoo
funkcji „zapewnianiaspójności
symbolicznego uniwersumczłowieka
iw
tensposób fundowania,
a następniegwarantowania koniecznego
sensu”
(s. 35). Tyletylko,że
wiedziałabyjuż ona,
żesens
ten możebyćwieloraki,
historyczniei
kulturowozmienny,zróżnicowanyi
ściśle zależnyod
intertekstualnych związków zinnymi dziedzinami humanistyki i
kul tury
jakotakiej. Owaświatopoglądowość filozofii,o
jakiejpisze
Niżnik, w połą czeniu
zpowyższąsytuacją
musiałobyprowadzićdo uznania
pluralizmuorienta
cji filozoficznych jako trwałej
i cennejcechy, wynikającej
ztrwałości pluralizmu2 Jak słusznie powiada Anna Pałubicka: .historię filozofii uprawia się w sposób niehis- toryczny” (A. Pałubicka, Racjonalizm i empiryzm w interpretacji kulturoznawczej, w: A. Pa
łubicka (red.), Kulturowe konteksty idei filozoficznych, Wydawnictwo Naukowe IF UAM, Poznań 1997, s. 93).
światopoglądowego
typowego dlanowożytnej
kulturyeuropejskiej.
W tym kon
tekściewarto
wskazaćna szczególnie korzystną
sytuację filozofii polskiej.Wi
doczne
wniej bowiem są
wpływyróżnych
orientacjii wielorakich
inspiracji.To
dobrze. Niewszystkimstan
tenmoże
sięjednak podobać. Można go
bowiemkla syfikować także
jako eklektyzm, oczekując jakiegoś procesuujednolicenia,wejś
ciana ścieżkę
Jedynie
słusznej filozofii”
. Moimzdaniem
stantenjest korzystny,
gdyżpozwala na zachowanie
naszej kultury filozoficznej wstanie
pewnegowe
wnętrznego
napięciai
niepokoju. A nie ma nic bardziej ożywczego dla kultury niż spóri
niezgoda.W
kontekście
powyższych rozważań wartotakże
wspomniećo
nieuchronnejświatopoglądowości filozofii, która
samąsiebie
zwie „naukową”
i stara sięod
różnić od filozofii czasami
klasyfikowanej jako„literacka”.
Pójściewstronę nau
ki
miałoby dla zwolennikówtej pierwszej
opcjizdjąć
z filozofiiciężar bycia
wy-razicielką
pewnych opcji światopoglądowych (i dodajmy — etycznych,a nawet
politycznych). Owapozornaneutralność i(z przyjmowanej
przeznich perspekty
wy) wyższość filozofii, określającej się
mianem naukowej,
wynikajednak
wy
łącznie zuprzywilejowywania pewnego
światopoglądu,który
wtej filozofii znaj duje wyraz, a mianowicie
scjentyzmu,zaś stawianie za wzór
tzw.metody nauko
wej nie
jest niczym
innym niż uprzywilejowaniempewnego partykularnego
spo
sobu myśleniawobec
sposobówinnych. Idzie
raczej oto, aby
ufilozoficznićnau kę, a
nieo to, aby
unaukowić filozofię. Taostatnia
istniałai miała
się dobrzena długo
przedtem niżpojawiła
sięnauka,
takjakją
obecniepojmujemy.
Niewidzę żadnychpodstaw do tego, aby
uprzywilejowywaćjedną partykularną
sferękultu ry
koszteminnej.
Zpożytkiem
dla naukibędzie, jeśli stanie
sięona bardziej filo
zoficznie
samoświadoma.Nie
oznaczato, żepróby wypracowaniafilozofii nauko
wej
uważam
zapozbawione
sensu. Stanowiąone ciekawą przygodę intelektual
ną, ważny element
wnaszym laboratorium
wyobraźni,istotny
przyczynekdo za
istnienia ożywczego
wielogłosu
filozofii współczesnej. Idziejedynieo to,
abyowej
etykietki „naukowa”
nie używaćw
sposóbnieuprawniony
filozoficzniei kultu
rowo do
operacji wykluczaniai naznaczania, piętnowania i marginalizacji.
Te,jak to słusznie
zauważaNiżnik
wrozdziale
Ideologicznywymiar filozofii,ideolo
giczne operacje
przynosząbowiem więcej
szkody niżpożytku, wprowadzając niepotrzebnie
nadmiernie konfrontacyjnytondo
naszychsporów
i różnic. Powo ływanie
się naautorytet nauki
służyczęsto próbie zamknięcia
dyskursu, zakoń
czeniafilozoficznej rozmowy, tak jak w średniowieczu
służyło temu odwołanie siędo
prawdwiary. Podobnie
jednak,jak jestem przeciwny uprzywilejowywaniu filozofii zwanej przez
niektórych„naukową”
,przeciwny
jestemuprzywilejowy
waniu
jakiejkolwiek
innejopcji
filozoficznej kosztemopcjiinnych.Nie marzy
mi się ostateczne zwycięstwoktórejkolwiek
zlicznych odmian filozofii.
Wod
różnieniu od wielu innych
filozofówpostrzegam bowiem pluralizm
jej paradyg
matóworaz niekonkluzywność wniosków
jakowartość, a
niejakowadę.
Rację wydaje się
mieć Józef Niżnik
takżei wtedy,
gdy podkreśla specyfikęnaszej dzisiejszej sytuacji kulturowej
(ponowoczesnej,jak powiada), polegającą na tym,
żeto,
cowcześniej
wydawało sięnaturalne,
oczywiste,konieczne, dane, gotowe
itd.,okazuje
sięwytworzone,
wynalezionei
wtymsensie,jak
mówi, arbi
tralne.Sytuacja ta
dotykatakżefilozofii, a
możeprzede wszystkim filozofii.
Co
raz wyraźniejwidać,
żejest
ona dziedzinąkultury, a zatem sferą ludzkich prze
konań
wartościujących, nie zaśjakimś korytarzem
pomiędzy tym,co
ludzkie(zmienne,
czasowe,historyczne,
stronniczeitd.),a czymś, co pozaludzkie
(wiecz
ne, absolutne,obiektywne,
pozahistoryczne).Można rzec,
żena naszych oczach
dokonuje sięprocesodczarowania
filozofii, któryjedniskłonnibyliby łączyć
z jej nieuniknionymzmierzchem,
a drudzyz
uzyskiwaniem przez filozofięnaj
wyższego
stopnia
samoświadomości. Osobiścieskłaniamsiędo
przekonaniaNiż
nika,
żefilozofii
obecnienicniegrozi(jak też do słów
BarbarySkargi,
że„ofilo
zofię
baćsię
nie musimy”).
Nie grozijejo
tyle,o
ilesłuszne
sąsłowaNiżnika, że: „To właśnie potrzeba
sensuwymaga uporania
się zprzygodnościami
” (s.63).
Nie można
jednak,jeśli
sięchce
byćkonsekwentnym,twierdzić, że tak pojmowa
na filozofia jest zkonieczności
wieczna. Pojawiła
sięonaw
pewnymokreślonympunkcie dziejów kultury
zachodnieji oczywiście
(teoretycznieprzynajmniej)
mo
żezniknąć, zostać
zapomniana.Stałoby
siętakwtedy, gdyby
potrzebanadawa
nia
sensubądź
tozniknęła (a można sobie wyobrazić
sytuację kultury doskonalezmaterializowanej, gdzie
światopoglądkonsumpcjonistyczny wyparłby wszystkie
inne światopoglądyi dlatego też konsumpcja
stałaby sięjedynymsensem
życia ludzkiego), bądźteż była
zaspokajanaprzez inne dziedziny kultury
(np.przez
religięlub
naukę). Dziśjednakwydaje
się, żejejzanik
jestmałoprawdopodobny.Prawie
pewnejestjednak to, że
podwpływem
swych pouczającychprzygódinte
lektualnych
weszła ona na
ścieżkęwyzbywania
się nadmiernych roszczeńi
nieu
zasadnionychpretensji
(np.do bycia arbitrem
dlacałej reszty
kultury),zachowu
jąc
swąfunkcję, o
którejpisze wielokrotnie Niżnik. Trudno
sobie wyobrazić, comogłoby ją w
tej funkcjiobecnie zastąpić.
Aninauka,
anireligia,
tradycyjnekon
kurentki
do
spełnianiaowej
funkcjiw kulturze europejskiej,
nie wydają się dziś natyle mocne, aby
zepchnąćfilozofięna margines. I
bardzodobrze. Kultura eu
ropejska żywi
sięjuż od
dawnapermanentnym
napięciempomiędzyreligią,
nau
kąi filozofią,a
także sztuką. Tonadaje
jej wewnętrznydynamizm, ożywia i u- trzymuje w stanie
twórczegoniepokoju.
Podobnie
jak Niżnik,
postrzegam teżfilozofię
postmodernistyczną jakocen
ny
barometrstanu
całejkultury,
odzwierciedlenie jej samoświadomości,próbę pogodzenia
się zeświatem,
któryna naszych oczach
wyłaniasię,
zrozumieniago i
oceny.Postmodernizm
niejestczyimś kaprysem i
obrażanie się naniego tylko
dlatego, że wypowiadaprawdytrudne i niewygodne, wydaje mi
się niemądre. Fi lozoficzny postmodernizm
jestpróbązrozumienia,
kreacji nowychmetafor i kry
tyki
tego, co zastane.
Tymwłaśnie, czym
filozofiazawsze była.
Można itrzeba
sięznimspierać, niepowinno
sięgo jednak
lekceważyć.Niewiele
potrafiłbym dodaćdo
uwag Niżnikana temat racjonalności. Pro
blemten
postrzegam bardzo
podobnie.Podobnie
zatemjak on
uważam, żekażdy modelracjonalności
jestpewnym wynalazkiem,
preferującympewną
stronniczą wizjęświata.
Nieumiem myśleć o
racjonalności poza kulturą, poza wszelkimkontekstem.
Stądteż, podobnie jak autor
omawianej pracy, opowiadałbym sięza nieabsolutyzowaniem
jakiejkolwiek formy racjonalności,za
dostrzeganiem jejuwikłania
światopogląowegoi kulturowego. Tylko to
pozwolinam uniknąć sto
sowania
zbytpochopnych zabiegówwykluczania przez
definiowanie czegośjako nieracjonalnego. Próby ujednolicania kulturywedle jakiegoś schematu
racjonal ności
wydająmi
się, tak samojak
Niżnikowi, niebezpieczne.W sumie zatem
są
dzę, iżpoprzerobieniu
obowiązkowej lekcji Michela Foucaultaoraz najnowszej antropologii kulturowej,pojęciem
racjonalności,jak i przeciwstawieniem racjo-
nalne/nieracjonalne,winniśmy posługiwać
siębardzo
ostrożnie,nietracączoczucałej
złożonościsytuacji. Chyba
że chcemy wyraźnie wyartykułowaćjakąśnor
matywną
wizjęracjonalności.
Wtedyjednak
musimy się liczyćztym, że jej
stronni
czość etyczna, światopoglądowa czykulturowa zostanie
szybko ujawniona, asiła
perswazyjnaowej
wizjiograniczona do
jejwyznawców,
co,nawiasem mówiąc, ma
wyraźniemiejscewodniesieniudo
lansowanegotui ówdzie modelu
racjonal
nościnaukowej
jako Jedyniesłusznego”.
Lansującgo
nie zauważasię
częstosprawy banalnej i
sygnalizowanejprzez
wielu autorów: racjonalnośćta
nie mażadnej
niezmiennej treści, możnaco
najwyżejzidentyfikować jej
względnie stałe cechy formalne,które dotyczą nauki
jako pewnejformy
dyskursu, jako pewnej formy życia. Formata jednak, której zresztąjestem admiratorem,
sprowadzasiędo kilku
prostychwskazówek etycznych, dających
się wwielkim uproszczeniu zidentyfikować przy
użyciu Habermasowskiejteorii niezakłóconej
komunikacji.Zauważmyjednaknawiasem, żeteoria
ta,
jakowzór,
pewien„konstytutywny
po zór
”, jakpowiada sam
Habermas,może znaleźć
zastosowanietakże w innych dziedzinach
kultury, co pokazuje, że monopoluna
takpojmowaną
racjonalność niemusi wcale mieć
nauka.Wydaje
sięskądinąd,
żez faktu,iż taki
monopoldłu go w
kulturzeeuropejskiej miała i nawet
dziś jeszcze możestanowić
wtym
sen
siepewien wzór (aczkolwiek niedoskonały,
albowiempraktyka dyskursu nauko
wego znacznie
odbiegaodjegofilozoficznychi etycznych
założeń,co
licznestudia
z historiinauki wyraźnie
wykazały),był
jednym zczynników decydujących
ojejwyjątkowym
wkulturze
tej prestiżu(innym, ważniejszym,
byłazpewnością nad
zwyczajna efektywność techniczno-technologiczna
niektórychjej
teorii). Mam wrażenie, że prestiż filozofii zależećbędzie
(jak zwykle)od
tego,czy filozofia zdoła stanowić inspirację
dla innychsfer kultury, udatnie wywiązywać
się ze swej funkcji kreowanianowych metafor, usensawniania
naszego życia,nadawa
nia mu
znaczenia,
uspójnianiauniwersum naszych
wartości, relacjonowania zło żoności naszego
doświadczenia, przekładania swychwysoce abstrakcyjnych re
zultatów na
narracje możliwe dozrozumieniaprzezrefleksyjną
publicznośćorazpodtrzymywania konwersacji
ludzkości wimię zachowania ciągłości naszej,
takbardzo
egzotycznej, kulturyzachodniej.
Aldona
Jawłowska
Uwagi socjologa o Arbitralności filozofii
Pytania
o
miejsce irolę
filozofii w sytuacji głębokichzmian kulturowych,
postawionew
książceJózefa Niżnika Arbitralność filozofii,
są ważne nietylko
dla socjologa. Równieżi
dla przedstawicieli innych dyscyplin humanistycznychmyśl
filozoficzna stanowiczęsto
źródłoinspiracji i
możliwośćodnalezienia szer
szej perspektywy, zktórej
wybrany „przedmiot” analizy
staje sięlepiejwidoczny.
Wydaje
się, żewchwili obecnej
mamydo
czynieniaz wyraźnym ożywieniem
za
interesowańśrodowisk
twórczychfilozofią
różnych epoki różnych
orientacji.Można
oburzać sięnafilozofujących socjologów,historykówczy
artystówza to,
że zjej dorobku
czerpiąw sposób niekompetentny. Rzeczywiście,zdarza
się, że fragmenty, wyrwane zdzieła
stanowiącegopewną całość,
osadzonew nowym
kontekście,zmieniają
znaczenia. Zdarzasię
też,że ulubione
..filozoficznecytaty
”,przez ciągłe
ichpowtarzanie
nicjuż
nieznaczą,funkcjonując
jakohasła lub
ety
kiety rozpoznawcze ichużytkowników. (Taki los
spotkałnp.
niektóre sformuło wania modnych filozofów jak
J.Derrida,
J.-F. Lyotardczy
J. Baudrillard). Za strzeżenia
„prawdziwychfilozofów” budzi również beztroska,
z jakąniekiedy fi
lozofującyhumaniści odwołują
sięrównocześnie do
przeciwstawnychkierunków filozoficznego
myślenia. Jednakże,nawette niezbyt fortunne
sposobykorzystania
ztekstówfilozoficznych
potwierdzają, iż wkulturzewspółczesnej następuje
zwrot kufilozofii.
Sądzę, że przyczyntego
interesującegozjawiska nieda
sięwyjaśnić
jedyniemodą.
Takwięc, problemyporuszoneprzezJ.Niżnika sytuują
sięwcen
trum
aktualnych dyskusji i
sporów.Zdajęsobiesprawę,iż autorowi
chodziło
głównieo sformułowanie
tych prob lemów, a zarazem wstępnych
odpowiedzi,które
zamierzarozwinąć w
dalszych pracach.Chodziło
zatemo
zasygnalizowanieswegoudziałuwdyskusji. Byćmo że,
zewzględuna
tęskrótowość wywodu
autorniezdołałprzekonaćmnieo traf
ności swoich