• Nie Znaleziono Wyników

"Placówka" Bolesława Prusa : projekt kolejnej interpretacji

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Placówka" Bolesława Prusa : projekt kolejnej interpretacji"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Józef Bachórz

"Placówka" Bolesława Prusa : projekt

kolejnej interpretacji

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 75/3, 133-150

(2)

P L I S S N 0031-0514

JÓZEF BACHÓRZ

„PLACÓWKA” BOLESŁAWA PRUSA PRO JEK T KO LEJN EJ IN TERPRETACJI *

Dwa w dotychczasowej tradycji dominują style odczytywania, a za­ tem i pojmowania Placówki, przenikające się nawzajem i zazwyczaj traktow ane komplementarnie. W jednym z nich przeważa baczenie na walory realistyczne, w drugim — na przesłania dydaktyczne. Z obu tych nurtów interpretacyjnych — najniew ątpliw iej do dziś żywotnych i aktu­ alizowanych coraz to nowszymi spostrzeżeniami — w yłaniają się kon­ kluzje, które dzięki szkole (wszakże od wielu lat znajduje się Placówka w spisach lektur obowiązkowych) stanowią naszą wspólną własność, gdy myślimy o powieści P rusa jako o obrazie życia wiejskiego w drugiej połowie XIX w. albo jako o lekcji przestróg przed zagrożeniami polskie­ go stanu posiadania czy o lekcji zaufania do moralnych i narodowych w artości ludu.

Nie ma najm niejszych powodów do kwestionowania zasadności tych konkluzji. Placówka upraw nia do ich formułowania, a naw et swoiście je wymusza. Powstała w okresie programowej troski pisarza o realizm (jej pierw odruk w „Wędrowcu” ukazywał się w latach 1885—1886, edycja książkowa wyszła spod pras drukarskich w r. 1886), a jednocześ­ nie dbałości o dydaktyczne pożytki opisywania rzeczywistości. Ale jak­ kolwiek uznawano w tedy powszechnie konieczność łączenia „żywiołów” realistycznych i dydaktyzmu, to przecież zdawano sobie sprawę z tru d ­ ności ich harmonijnego współistnienia. Po latach panowania tendencyj­ ności wiedziano zwłaszcza o szkodach, jakie realizmowi może wyrządzać aprioryzm „dążnościowy”. Toteż choć recenzenckie poszukiwania realiz­ mu w Placówce zazwyczaj splatały się z rozmyślaniami o przesłaniach dydaktycznych, zdarzało się nierzadko, że — zależnie od tego, które w ar­ tości recenzent uw ypuklał — utyskiwano na tę powieść bądź za nie­ dostatki realizmu, bądź z powodu mankamentów w motywacji idei prze­ wodniej.

* A rty k u ł ten jest popraw ioną w ersją referatu przed staw ion ego na k o n feren cji zorgan izow an ej w 70 rocznicę śm ierci Prusa p rzez In sty tu t L iteratu ry P o lsk iej U n iw ersy tetu W arszaw skiego.

(3)

1 3 4 J Ó Z E F B A C H Ó R Z

Nad utyskiw aniam i i zastrzeżeniami zdecydowanie górowały — o tym pam iętać stale trzeba — opinie pochwalne. I to od samego początku. Niemal wszyscy piszący o Placówce dostrzegali rzetelne w niej odzwier­ ciedlenie problemów społecznych wsi w Królestwie pouwłaszczeniowym, podnosili odkrywcze i nowatorskie przedstawienie w izerunku chłopa, aprobowali nauki w ynikające z fabuły. Słowa kry ty k i pojawiały się z re­ guły (wszakże nie bez wyjątków) na marginesach wywodów aprobatyw - nych. Nie zapominając o tych proporcjach zajm iem y się jednak przez chwilę głosami sceptycznymi i uwagami polemicznymi, one bowiem — jak się w ydaje — ujaw niają lepiej niż zdania pochlebne pewną cha­ rakterystyczną właściwość dotychczasowych interpretacji Placówki.

Już w roku 1886, kiedy w prasie nie przem inęły jeszcze echa sa­ tysfakcji pierwszych entuzjastów świeżego dzieła Prusa, ukazał się w warszawskim ,,Głosie” artykuł „prenum eratora prowincjonalnego”, podpisanego pseudonimem: Chłop. Poczuł się on w obowiązku zaprotesto­ wać przeciwko — jak sądził — sfałszowaniu obrazu wsi, a przede wszyst­ kim p o rtretu wieśniaka. Pisał:

B y ć m oże, iż P l a c ó w k a jako u tw ór arty sty czn o -litera ck i, w y tw ó r fa n ­ ta zji p o ety ck iej, posiada n iep o sp o lite za lety , ale m nie się zdaje, że obok p ię k ­ n o ści p o ety ck iej k ażdy ta k i u tw ór p o w in ien p osiad ać jeszcze p raw d ę życiow ą, gd y ż bez tej p ra w d y n a jlep sza pod in n y m i w zg lęd a m i praca n ie zad ow oln i c z y te ln ik a dobrze ob ezn an ego z tą sferą społeczną, k tórej dolę i n ied olę au tor o d m a lo w a ć zam ierzał. W P la c ó w c e ta k iej p ra w d y niedużo. [F 181]1

Po takim w stępie „Chłop” przystępuje do przedstawienia zarzutów i w yrzutów , tłumacząc przy okazji, jak powinien by wyglądać obraz wsi zgodny z praw dą:

O soby p o w o ła n e przez P rusa do obrony „ p la có w k i” w y g lą d a ją w roli b o ­ h a teró w ow ej „epopei c h ło p s k ie j” śm ieszn ie i k aryk atu raln ie. [...] Ś lim ak zna się na k o ło d ziejstw ie, na b ed n arstw ie, n a w et m łocarn ię n ap raw ić potrafił, ale o b ok teg o b y ł to p r ó ż n i a k , p rzy m y śla ją cy nad ty m ty lk o , jak b y się w y le ż e ć i w y sp a ć. Po zab ron ow an iu p o letk a zd aw ało m u się, że ręce w yjdą m u ze sta w ó w i n ogi chyba opadną, gd y b y się ru szył z m iejsca. Ś lim a k b y ł m oże z n a tu ry le n iw y m , ale m ogę ręczyć, że n a w et najb ard ziej le n iw y chłop na b ro n o w a n ie n ig d y sk a rży ć się n ie b ęd zie, gdyż robota ta w c a le ciężką n ie jest. J e ż e li P ru s ch ciał w ten sposób zazn aczyć istn iejącą n ib y to w śród ludu w ie js k ie g o sk ło n n o ść do sk argi i n a rzek a n ia na ciężar p racy fizy czn ej, to w y ­ rząd ził tem u lu d o w i zu p ełn ie n ie zasłu żon ą o b elg ę. N a ciężką pracę, zw łaszcza na w ła sn y m k a w a łk u ziem i, chłop sk arżyć się n ie m a zw yczaju [...] P rzyp u śćm y jed n ak , że Ś lim a k b y ł w y ją tk o w y m p różn iak iem , jakże w ta k im razie po­ god zim y le n istw o jego z tą ok oliczn ością, p ozw alającą nam m ieć o Ślim ak u zu p ełn ie in n e w y o b ra żen ie, że on na sw o ich 10 m orgach nie ty lk o m ógł w y ­ ż y w ić rod zin ę i d w oje słu g u trzym ać, a le n a w e t k w ia ty w don iczk ach h o­ d ow ał, stó ł ob ru sem n a k ry w a ł, g ościom n a w id elcu k iełb a sę p od aw ał i ro k ­ 1 W ten sposób o d sy ła m y do an tologii: S. F i t a , „P l a c ó w k a ” B o le s ł a w a P r u ­

(4)

rocznie po 50 rubli do skrzyni odkładał. D ojść do tak iego dobrobytu m ógł Ś lim ak ty lk o drogą w y trw a łej i ciągłej pracy, a w ięc p różniakiem i nied ołęgą chyba n ie był. [F 181— 182]

Lista pretensji „Chłopa” jest znacznie dłuższa. A więc: niezbyt podobne do praw dy jest — jego zdaniem — gderanie Ślimakowe na kupno krow y jako na „marnowanie grosza na głupstwo” (F 182), bo naw et i najchciwszy grosza wieśniak nie uznaje krowy za głupstwo. Cała zresztą scena kupna jest — choć zabawna — bardzo niedorzeczna. Zupełnie kłóci się z prawdopodobieństwem wysłanie przez Jagnę Ślim a­ kową chłopaków ża ojcem, by go przypilnowali przy targow aniu się 0 łąkę we dworze: jeśli nie ufała mężowi, sama by za nim poszła. Jeszcze mniej możliwe w życiu byłoby przyjęcie dziecka głupiej Zośki przez Owczarza: parobek nie miałby czasu na niańczenie maleństwa, a sąsiadki nie dałyby żyć Ślimakowej, gdyby sama nie zajęła się znajdą, skoro w jej chałupie ją zostawiono. Nie ma ani odrobiny praw dy życiowej w przysądzaniu głodnego dziecka do wymienia krowy czy w wożeniu go zimą do lasu. Nie ma żadnej praw dy w pomyśle bieganiny Ślimaka za masłem i drobiem po wioskach: normalny chłop nigdy by się tego nie imał; prędzej by żonę posłał.

W śród gospodarzy w iejsk ich rzadko m ożna spotkać h an d lu jących byd łem , w iep rzk am i lub zbożem , h andlujących zaś nab iałem i drobiem w żadnej n ie zn ajdziesz w iosce. [F 184]

Wskazawszy szereg tego rodzaju uchybień, korespondent „Głosu” konkludował, że choć idea powieści zasługuje na w iarę (chłop rzeczywiś­ cie ma „wielkie przywiązanie do macierzystego zagona” i w ytrw a na nim wśród przeciwności), to niefortunnie się stało, że do piastowania tej idei pisarz powołał „głupców lub niedołęgów” — i „zamiast wiernego obrazu rzeczywistości dał nam jej k arykaturę” (F 185).

Analogiczne napomknienia czynili — zazwyczaj na zasadzie nawiaso­ wych przerywników — także recenzenci przychylni Prusowi. Iwan F ran ­ ko w pięknym omówieniu Placówki dowodnie obrachował, iż żadnym sposobem niedojda i leń, jakim jest Ślimak, nie uciułałby na 10-morgo- w ym gospodarstwie — nawet przy największej zapobiegliwości żony ■— owych 50 rubli rocznie do skrzyni. I w ogóle cała ekonomiczna treść tej powieści nie 'wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością, czytelnika zaś nie zorientowanego wprowadza Prus w błąd.

Gospodarz na d ziesięciu m orgach k iep sk iej roli jest u nas raczej b ied n ym niż zam ożnym ; w y ż y je sam z rodziną i pod atek zapłaci — i na ty m koniec; nieraz p rzyjdzie się [!] na w iosn ę d okupić chleba, a p ra w ie zaw sze — p a s z y 2. Potwierdzał zastrzeżenia do ekonomicznych aspektów Placówki rów ­ nież Aleksander Świętochowski w drugiej ze swych wypowiedzi o tej 2 I. F r a n k o , Ch łop po ls k i w ś w ie t le p o e z j i po ls kie j. („P l a c ó w k a ”, p o w ie ś ć

B o le s ł a w a Prusa). W arszaw a 1886. W: O li te r a tu r z e pols k iej. W yboru dokonał

(5)

1 3 6 J O Z E F B A C H Ó R Z

powieści 3. Naw et jej entuzjasta, Józef Kotarbiński, dopatrzył się pew nej skazy na realizmie. Za sztuczny uznał monolog Owczarza na tem at regre­ su i degeneracji klasy szlacheckiej:

W ty m m iejscu , raz jed en w p o w ieści, P ru s dał się u n ieść ten d en cy jn ej szkapie, która p o g alop ow ała za granicę przed m iotow ości. [F 134]

Spostrzeżenia tego pokroju (można by z nich ułożyć zgoła jakąś A n ty -

-Placówkę) zasadzały się na zestawianiu określonych momentów utw oru

z realiam i znanym i poszczególnym recenzentom z życia. Możliwości ta ­ kich zestawień nie zostały wyczerpane i dałoby się je pomnożyć 4. Je d ­ nakże opinie i uwagi krytyczne o Placówce brały się nie tylko z prze­ ceniania różnych detali, a więc z utożsam iania realizm u z weryzmem. Tego utożsam iania unikali przecież od początku autorzy większości w y­ powiedzi. Ze stanowiska tych poszukiwaczy realizmu, którzy posługiwali się pojęciem typowości, spraw ą centralną m usiały się stać kwestie b ar­ dziej zasadnicze, takie jak Prusow ska w izja chłopa i koncepcja jego roli narodowej. Przew ażająca liczba opinii — zarówno współczesnych P ru ­ sowi, jak i późniejszych, form ułowanych przez historyków literatu ry —· współbrzmiała tonacją zgody na awansowanie Placówki do panteonu n aj­ w ybitniejszych osiągnięć realizmu. Ślimaka uznano przy tym za rzetelny typ chłopa polskiego.

N u ty w tej harm onii sceptyczne pojawiały się rzadko, ale — co charakterystyczne — pobrzm iewały w wypowiedziach autorów tak lub inaczej sytuujących się po chłopskiej stronie myślenia o wsi.

W roku 1913 działacz ludowy Tomasz Nocznicki kwestionował sens przedłużania się żywotności Prusow ej „filozofii” ludu.

Źle jest, że w ła śn ie dziś, k ie d y już zeszli do grobu „ S lim a k o w ie” (co ich w y h o d o w a ły cza sy pań szczyźn ian e), n iek tó rzy „ p u b licy ści”, pisząc o ch łop ie, n a Ś lim a k ó w sprzed la ty [!] się p ow ołu ją. Gorzej jest, że oni ch cielib y dziś, ażeb y chłop gospodarz b y ł ty lk o Ś lim a k iem . Bo ci p a n o w ie n ie są w sta n ie zrozum ieć, iż d zisiejsze czasy to już n ie d la Ś lim a k ó w . [F 189]

8 P ierw szą w y p o w ied zią A . Ś w i ę t o c h o w s k i e g o o P la c ó w c e b y ły u w a g i p o ch leb n e w fe lie to n ie L i b e r u m v e t o („P raw d a” 1886, nr 32), drugą — fra g m en ty obszern ego eseju A l e k s a n d e r G ł o w a c k i (B o le s ła w P ru s) (jw ., 1890, nry 32— 39). P rzedruk obu w y p o w ie d z i w: F 123— 124, 171— 173.

4 P iszą cy te sło w a p am ięta p o w ą tp ie w a n ia w ie jsk ic h czy teln ik ó w P l a c ó w k i p och od zących z jed n ego z p o łu d n io w y ch reg io n ó w P o lsk i co do k ilk u m o ty w ó w , m. in. la m e n ta c ji Ś lim a k a w sty lu : „a po co ja b ied n y na ten św ia t p rzych od ziłem ” (to p rzy ok azji ku p n a k row y); ta k i s ty l la m e n ta c ji w ty m reg io n ie rezerw u je s ię dla k o b iet — m ężczyźn i złorzeczą, a je śli już la m en tu ją (co się zdarza n ie z w y k le rzadko), to in aczej. A lb o zm a rtw ien ie Ś lim a k a o d rabinę dla n ow ej k ro w y w obo­ rze: d rabin nad żło b a m i d la b y d ła w p ew n y ch ok olicach n ie zak ład an o (jed y n ie w sta jn ia ch dla koni), bo u w ażan o, że k row a m oże o n ie strącić róg. Czy n p . k w e stia G o d z in e k podczas n ieszp orów . W edle obyczaju n iek tó ry ch o k olic G o d z in k i śp iew a się ty lk o ra n o i n iesto so w n o ścią b y ło b y ich in to n o w a n ie — jak to s ię d zieje w P la c ó w c e — n a n a b o żeń stw ie p op ołu d n iow ym .

(6)

Wywód ten — jakkolwiek Nocznicki atakuje współczesnych sobie konserw atyw nych ludomanów — podszyty jest żalem do autora Pla­

cówki za pewnego rodzaju krótkowzroczność: Prus dostrzegł oto scho­

dzących do grobu, nie zauważył wchodzących w przyszłość...

W ćwierć wieku później Stanisław Pigoń, który świetnie pam iętał, jak istotne znaczenie miała Placówka dla nobilitowania problem atyki chłopskiej w literaturze i w myśli politycznej, i który podkreślał, że P ru s trafnie odnalazł w chłopskim przywiązaniu do ziemi „fundam ent niewytracalności plemiennej narodu”, także wyraził zdanie, iż

ten elem en ta rn y b iologizm [jaki znajduje się u pod staw w ia ry P ru sa w lud] w raz z ob u d zen iem się o b yw atelsk im chłopa przestał ludziom w ystarczać, a na w si począł n a w et drażnić. [...]

R ola P la c ó w k i jako utw oru rozw ojow ego skończyła się, karta z d ziejów chłopa polsk iego zap isan a ręką Prusa odw róciła się i za su n ęła w prze­ szłość. [F 195]

Dopowiedzeniem do końca zastrzeżeń, które się pojawiały przy tym sposobie czytania Placówki, jest szkic Stefana Bratkowskiego z r. 1976 pod znamiennym tytułem : Usunąć „Placówkę” ze szkoły. Powieść ta — tłum aczy autor szkicu — w najmniejszym stopniu nie oddaje praw dy o przyczynach wygranej chłopa polskiego z niemiecką ekspansją gospo­ darczą i polityczną. Nie inercyjnym trw aniem i biologicznym przyrośnię­ ciem do ziemi obroniła się polskość wsi tam, gdzie jej najwięcej zagra­ żało, lecz postawą czynną, pomysłowością inicjatyw i dobrą organizacją. W c h w ili k ied y w w arszaw sk im „W ędrow cu” u k azyw ała się P la c ó w k a , w W ielk op olsce działała już sieć 150 k ółek rolniczych [...]5.

Usuniętą ze spisów lektur powieść Prusa radzi Bratkowski czytać absolwentom szkoły, którzy już z lekcji historii znają prawdziwe przy­ czyny uratow ania się wsi polskiej przed zachłannością niemiecką i w y­ narodowieniem.

W takiej optyce wartość Placówki jako dzieła realistycznego polega głównie na tym, że odzwierciedliła pewien miniony etap mentalności chłopskiej i dziejów wsi polskiej, etap zam knięty już na początku XX wie­ ku. Należy więc ta powieść do świadectw swojego czasu, o tyle tylko interesujących dzisiejszego czytelnika, o ile ciekawią go pam iątki prze­ szłości lub m ateriały pomocne rozumieniu historii.

Wspólnym elementem interpretacji, w których zatrzymywano się przy zawartości ideowej Placówki lub analizowano pocieszającą wymowę fi­ nału, były najczęściej pochwały za naukę oporu przeciwko zagrożeniom polskiego stanu posiadania i za nadzieję w ytrw ania narodu wśród

prze-8 S. B r a t k o w s k i , N a jd łu ż s z a w o jn a P o la k ó w . W: S. B r a t k o w s k i ,

S k ą d p r z y c h o d z i m y ? W yd. 2, zm ien ion e i poszerzone. W arszaw a 1978, s. 269. P ie r ­

w o d ru k rozw ażań o p o w ieści Prusa u kazał się w „K u lisach ” (1973, nr 26), pt.

U su n ą ć „P l a c ó w k ę ” ze s z k o ły , i pod ty m ty tu łem przedrukow ał go F i t a (F 222—

(7)

1 3 8 J O Z E F B A C H Ó R Z

ciwności dziejowych. Ale od czasu do czasu także i w tym w ątku roz­ ważań pojawiały się powątpiewania. Nadzieja w ydaw ała się niezbyt prze­ konywająco uzasadniona. Świętochowski w r. 1886 powiadał, że powieść Prusa „nie posiada artystycznego planu” (F 124), a Teodor Jeske-Choiń- ski — jakby kontynuując tę myśl — pisał:

H am erow ie w a lczą ze Ś lim a k iem z n ieu b łagan ą cierpliw ością germ ańską, prześlad u ją go, niszczą, robią nędzarzem i sierotą. A le chłop osta ł się, z w y ­ ciężył. N iem cy p oszli sobie, skąd p rzyszli — Ś lim a k n ie ruszył się z m ie j­ sca [...]. W rzeczy w isto ści n ie w y trzy m u ją S lim a k o w ie tak potężnego zew sząd parcia, u stęp u ją z p osteru n k u , a le m ęża Jagn y o ca liła — ten d en cja autora. C hłop na d ziesięciu m orgach pok on ał b og a ty ch i rozu m n iejszych N iem ców . [F 143]

Zbożne tedy zam iary Prusa zwyciężyły w zakończeniu, ale argum en­ tacja fabularna, która je poprzedziła, przem awia przeciwko tendencyj­ nem u pokrzepieniu.

Iw an Franko sądził podobnie: chwalebna intencja dydaktyczna Prusa kłóci się z wizją przedstawionej rzeczywistości. Wbrew w erbalnym za­ pewnieniom autorskim (finałowi) powieść zaznacza „dosadnie różnicę charakterów narodowych [tj. germańskiego i słowiańskiego] i niemożność w ytrzym ania takiej walki ze strony chłopa polskiego” 6. K onstanty M arian Górski w 1887 r. dostrzegał to samo:

P rzeb ieg p o w ie śc i ta k sm u tn y, że n ie chce się bardzo w ierzy ć zakończeniu, k tóre n a w e t a u to r b ru taln ą scen ą w ch ału p ie rad zatrzeć i osłonić. Bo p ok łócili się N ie m c y m ięd zy sobą, źle się ob liczyli — sąsied zi i w rogow ie naszego c h ło ­ pa m uszą w ieś opuścić.

„Mój R obaku! czy to ty lk o p raw d a?”

G łuchą w ą tp liw o ść budzi ten k on iec, choć dość dobrze u m o ty w o w a n y , w o b ec rea listy c zn eg o n astroju p o w ieści. [F 166—167]

Z wyrozum iale żartobliwą melancholią godzi się Jeske-Choiński na optymistyczne przesłanie:

W ięc k ied y p. P rus tw ierd zi, że i n iep rzy ja ciel g in ie przez p ry w a tę i n ie ­ zgodę, że p rzezn aczen ie broni p o lsk ieg o chłopa n a jego zagonie i zdaje się m ó w ić z p iosen k ą, że „to n ie dla N iem ców , a le dla P o la k ó w ”, to n ie p ozostaje nam jak dodać to słow o, k tórym so łty s autora oracje sw e kończy: A m en! [F 169]

Pęknięcie finalne, będące rodzajem w ady kompozycyjnej, stw ierdzają niemal wszyscy dzisiejsi kom entatorzy Placówki. Zdaniem Janiny K ul- czyckiej-Saloni powieść rozpoczęła się „jako naturalistyczne studium nad polską w sią”, a zakończyła się jako powieść „pisana »dla pokrzepienia serc«, budząca w iarę w chłopa polskiego” 7. W pracy Edw arda Pieścikow- skiego czytamy, że

e F r a n k o , op. cit., s. 191.

7 J. K u l c z y c k a - S a l o n i , L it e r a tu r a p ols ka l a t 1876— 1902 a in s p ira cja E m ila Zoli. Stu dia. W rocław 1974, s. 318.

(8)

op tym izm zakończenia P la c ó w k i robi w rażen ie ten d en cji n addanej. [...] W e fe k ­ cie k om pozycja p o w ieści jest — horr ib ile dic tul — zw ich n ięta , k ręgosłu p m a jak b y rozszczepiony [...]8.

Franciszek Ziejka konstatuje:

od w rócen ie lo só w w si przez N iedoperza m a w sobie w ie le cudow ności, ale p raw ie n ic — z codziennej rzeczyw istości. I w tym m iejscu sp otyk am y się z P ru sem -id eo lo g iem , pisarzem , który dla n adrzędnej id ei p o św ięca p ra w d o ­ p od ob ień stw o s y t u a c ji9.

Ostrożniej, ale podobnie rzecz ujął Stanisław Fita we wstępie do swo­ jej antologii:

fin a ł P la c ó w k i jest k on sek w en cją p o sta w y b ohaterów , n ie w y ra sta jed n ak lo ­ gicznie z rozw oju akcji. [F 34— 35]

Stwierdziwszy owo finalne pęknięcie kompozycyjne autorzy przyto­ czonych opinii nie odbierają dziełu wartości — ich zdaniem i ze skazą powieść jest w ybitna — nie uchylają jednak sugestii, że Prus jakby bezwiednie znalazł się w potrzasky. Bo oto pragnąc połączyć m aterię realistyczną z apriorycznym zamiarem krzepicielskim, uw ikłał się w sy­ tuację, z której właściwie nie było zadowalającego wyjścia. Stanowisko konsekwentnie realistyczne wymagałoby zakończenia tragicznego, któ­ rem u w ostatniej chwili — widać — sprzeciwił się dydaktyk, pomny zasady większej skuteczności nauczania przez dobre przykłady niż od­ straszania groźbami.

Wyostrzając, a zarazem dopowiadając konkluzję, można by powie­ dzieć, że Prusowi-realiście panowanie nad zakończeniem wymknęło się z powodu nagłej interw encji Prusa-dydaktyka.

.V

Nie przecząc istnieniu skazy finalnej — byłoby to przecież przecze­ nie faktowi! — pragnęlibyśmy jednak zwrócić uwagę na symptomy świa­ domej i zamierzonej autorskiej zgody na takie niespodziewane „uorga- nizowanie się” zakończenia. Jak wiadomo — był P ru s specjalistą od finałów denerwujących, finałów, o których wiedział, że zaskakują czy­ telników i wywołują niezadowolenie znacznej ich części. Ale zakończe­ nia Placówki nie skorygował, choć mógł był to uczynić — wszakże jeszcze i do wydania 5 tej powieści wprowadzał poprawki (zob. F 36) — ty m bardziej że kierunki zmian wskazywali recenzenci wielce mu życzliwi. Trudził się stylizowaniem niezbyt ich pasjonującego początku — zakończenia nie ruszał. Ostatecznie więc uznał skazę za niezbędną. Tak jak później za konieczny uznał „niejasny” finał Lalki, mimo że dochodzi­ ły go żale czytelników, pragnących ocalenia Wokulskiego.

O możliwości innej, pesymistycznej perspektyw y rozwoju sytuacji

S E. P i e ś c i k o w s k i , B o le s ł a w Prus. W arszaw a 1977, s. 92. 9 F. Z i e j k a , J ó z e f Ś li m a k . „W ieści” 1969, nr 42, s. 5.

(9)

1 4 0 J Ó Z E F B A C H Ó R Z

przedstawionych w Placówce wiedział doskonale, bo nieraz o tym myślał i pisał przedtem. Jako publicysta bił na alarm i ostrzegał kasandrycznym i wizjami przyszłości przed kolonizacją niemiecką. W roku 1883 dram atycz­ nie roztrząsał kwestię, kiedy „nasze w nuki [...] dzięki przezorności swo­ ich dziadów zostaną pastucham i w tym samym kraju, którego mogli być szczęśliwymi posiadaczami” 10.

Bo od wieków — stw ierdzał — trw a system atyczny pochód niemiecki na teren y zachodniosłowiańskie. Od wieków odbywa się proces germ ani- zacyjny, w w yniku którego nad Łabą i nad Odrą dawno już zam ilkła mowa słowiańska, postępy zaś tego procesu, organizowanegov wielce skrupulatnie, każą się spodziewać dnia, w którym i nad Wisłą stanie się to samo, jeśli nie potrafim y w porę zdobyć się na skuteczną samo­ obronę.

Niepokój, którego pisarz nie taił w tego rodzaju wypowiedziach oraz którym dzielił się z czytelnikami na wielu kartach Placówki, został w finale tej powieści przezwyciężony, a przynajm niej stłum iony raptow ­ nie, tak raptow nie, że aż rodzi się pytanie: czy całkiem serio? Bo może ta nieoczekiwana odmiana losu Ślimakowego, a więc i skaza finalna, jest w istocie — jeśli rozpatryw ać ją w perspektyw ie wcześniejszych utworów Prusa z finałem pozornie pokrzepiającym — przekornym aktem sarkaz­ mu wobec czytelnika żądnego łatw ych pocieszeń? Wszakże tak było V/ Sierocej doli, gdzie autor kazał Opatrzności przyłożyć ręki do w ypad­ ków, by ułożyły się m isternie w groteskowy ciąg cudów, dzięki którym naiw ny czytelnik, złakniony pokrzepienia — zostaje pokrzepiony. Czy­ telnikowi zaś już wyrosłem u z naiwności P rus powiada w tej noweli praw dę całkiem gorzką. Czy coś podobnego nie dzieje się w zakończeniu

Placówki?

W Sierocej doli notorycznego grzesznika „schwyciła [...] za kark po­ tężna praw ica boża i już z Placu Teatralnego zawróciła na pocztę” n , by omarkował list kryjący ostatnią szansę ocalenia sieroty. List jest źle zaadresowany, ale cudem trafi we właściwe ręce, itd. W PlacóiOce do uratow ania Ślim aka przyczyni się ksiądz, kom pletnie nie naw ykły do zajmowania się chłopskimi nieszczęściami, który dopiero po okropnej zgry­ zocie pokona szatańską pokusę zielonych oczu pani Teofiłowej, do roz­ budzenia zaś sumienia kapłana wyznaczy autor posła bardzo lichego: pariasa okolicznego, od wszystkich pogardzanego Jojnę Niedoperza. R atu­ nek więc zawisł na strasznie w ątłej nici. Bardzo dziwne trafy musiały się przydarzyć, by Ślimak odżył. Te tra fy konsternow ały już pierwszych kom entatorów powieści:

10 B. P r u s , K r o n ik i . O pracow ał Z. S z w e y k o w s k i . T. 6. W arszaw a 1957, s. 158.

11 B. P r u s , S ie r o c a dola. W: W y b ó r pis m . W yd. w 10 tom ach. Ze w stę p e m M. D ą b r o w s k i e j . T. 2. W arszaw a 1957, s. 163.

(10)

Czy ch ciałb y p. P rus w yrazić takim sposobem m yśl, że po szlach cicu , od którego upadku zaczyn ają się w szy stk ie n ieszczęścia chłopa p olsk iego, pozo­ stają dla tegoż chłopa dw aj le p si p rzyjaciele — Żyd i ksiądz? N ie śm iałb ym coś podobnego tw ierd zić, chociaż po u w ażn ym przeczytan iu P l a c ó w k i m im o w oli n asu w ają się podobne m y ś li12.

Autor Sierocej doli z miną żartobliwie melancholijną odrzekłby na takie dictum, że to „Pan Bóg jest najlepszym dram aturgiem , ponieważ daje najm niej spodziewane rozwiązanie”. I dodałby z ironią:

D ziw n e rzeczy w yrab iasz, o P anie! że pom in ąw szy ty le zacn ych i w y k w in ­ tn y ch osób, do sp ełn ien ia sierocej w o li u ży łeś lich w iarza w w y ta r ty m i z a ­ błoconym p ła sz c z u !...1*

Jednakże mimo stwierdzenia powierzchniowego podobieństwa do Sie­

rocej doli nie należy krzepiącego zbiegu wypadków w Placówce zapisy­

w ać na konto autorskiej ironii melancholijnej czy sarkazmu. Mają rację interpretatorzy, którzy pokrzepiający finał utw oru potraktow ali serio. Dola Józefa Ślimaka — acz w yratow ała go autorska opatrzność trochę podobnie jak Jasia pani Wincentowej w noweli o sieroctwie — nie od samych tylko przypadków zależy. W Sierocej doli przydarza się taka liczba zadziwiających zbiegów okoliczności, jaka nigdy by się nie przyda­ rzyła w życiu rzeczywistym. W dzieje Ślimaka i jego w ytrw ania na „placówTce” wpisana jest — oprócz zdarzeń niezwyczajnych — idea in­ stynktownego chłopskiego trw ania na własnej ziemi. I choć naderw aną w pewnym momencie nitkę zdarzeń fabularnych, układających się w chłopskie zmaganie z kolonistami niemieckimi, sztukuje pisarz dziw­ nym i trafam i, to jednak splot idei i autorskiego przekonania o związku mentalności chłopskiej z wioską rodzinną ani razu w tej powieści nie zostały nadwątlone.

Padły tu już słowa „ironia”, „sarkazm”, „groteska”, czyli słowa, które odwodzą nas od centrum problem atyki realizmu. Posługiwano się nimi nieraz przy rozpatryw aniu rodowodowych koneksji pisarstw a Prusa, zwłaszcza w pracach o wcześniejszej jego nowelistyce. Inwencję, niekiedy zgoła ekwilibrystyczną zdolność kombinowania sytuacji fabu­ larnych, jaką popisywał się P ru s w młodości (z efektami zresztą nie zawsze chwalonymi), kojarzyli badacze z tradycją powiastki oświece­ niowej o akcji pełnej aw antur i igraszek, z karkołom nymi konstrukcjam i nowelistyki romantycznej, z parodystyczno-ironicznymi „ram otkam i” Augusta Wilkońskiego, naw et z fantazyjną i „dewiacyjną” prozą Lud­ wika Sztyrm era. Czyli z obszernym dziedzictwem literatu ry przedrealis- tycznej. Poza poetykę ortodoksyjnie pojmowanego realizmu wiodły także rozważania o Prusow ym humorze i komizmie. Zygm unt Szweykowski pisze:

12 F r a n к o, op. cit., s. 184. 1B P r u s , S ie roca dola, s. 163.

(11)

1 4 2 J Ó Z E F B A C H Ó R Z

Z d ow cip em łą czy P ru s ściśle tech n ik ę parodii i k aryk atu ry, które d e ­ form u jąc rzeczy w isto ść nadają jej sp ecja ln y to n zab aw n ego w y ja s k r a w ie n ia 14. Do tego zespołu pojęć w arto również włączyć pojęcie symbolu. Jó­ zef K otarbiński zmarszczył się — jak pam iętam y — przy Owczarzowym kom entarzu do kuligu ziemiańskiego. Ale inny krytyk, entuzjasta Wy­ spiańskiego, nie z tendencyjną szkapą kojarzył tę scenkę, lecz z pre- symbolicznym pegazem: przypom inała mu ideę W yzw o len ia 15.

Symbolika w powieściach Prusa i w ogóle w powieściach realistycz­ nych to tem at często dzisiaj dostrzegany. W niniejszych jednak roz­ myślaniach o Placówce nie na tym temacie pragnęlibyśm y się zatrzy­ mać, choć jest nęcący i zapewne niejedno zagadnienie z jego pomocą mogłoby zyskać interesujące oświetlenie. Pragnęlibyśm y mianowicie przyznać praw o obyw atelstwa w refleksji nad tym utw orem innem u jeszcze pojęciu spoza arsenału realistycznego, pojęciu paraboli, czyli przypowieści.

Wśród pozytywistycznych naw oływ ań do realizm u niewiele było oczywiście miejsca na zadumę o paraboli. W ykluczała ją teoretycznie

mimesis. N arracja traktow ana jako kreacyjna działalność podmiotu —

a taka koncepcja n arracji stw arza szansę p a ra b o li16 — była właśnie chłostana w imię „przedmiotowości” i pokory pisarza wobec rzeczywis­ tości.

Ale bezpośrednio przed pozytywizmem narracja kreacyjna, rozumiana jako „w ehikuł służący do przenoszenia znaczeń ogólnych” 17, odrastała — mimo niechęci rom antyków do klasycystycznego spadku alegorii, emble­ m atu, powiastki, exem plum , bajki zwierzęcej etc., a więc gatunków za­ sadniczo skazanych na pochówek wraz z całym wiekiem XVIII — i to odrastała pędam i wcale interesującym i. Niektóre z nich rozw ijały się w konary wielkiej literatu ry ro m an ty czn ej18, inne obiecująco rozkw itały V/ powieściopisarstwie k ra jo w y m 19. Pod wpływem Hoffmanna i Richtera

14 Z. S z w e y k o w s k i , T w ó r c z o ś ć B o le s ł a w a Pru sa. W yd. 2. W arszaw a 1972, s. 59.

15 Zob. A . G r z y m a ł a - S i e d l e c k i , P o z y t y w i s t y c z n a k o ł y s k a W y s p i a ń s k i e ­

go. W: O t w ó r c z o ś c i W y s p ia ń s k i e g o . O pracow ała A. Ł e m p i c k a . K rak ów 1970,

s. 385— 390. P rzed ru k w : F 199—205.

18 Zob. M. G ł o w i ń s k i , N o r w i d a w i e r s z e - p r z y p o w i e ś c i . W zbiorze: C y p r ia n

N o rw id . W 150-lecie u rodzin . M a t e r ia ł y k o n f e r e n c ji n a u k o w e j 23—25 w r z e ś n ia 1971.

W arszaw a 1973, s. 72— 73. 17 Ibidem., s. 73.

18 Zob. Z. S t e f a n o w s k a , H isto ria i p r o f ecja. S t u d i u m o „ K się g a c h n a­

r o d u i p i e l g r z y m s t w a p o l s k i e g o ” A d a m a M ic k ie w ic z a . W arszaw a 1962, passim .

19 Zob. M. Ż m i g r o d z k a , P r o z a f a b u l a r n a w k ra ju . W zbiorze: L it e r a tu r a

k r a j o w a w o k r e s ie r o m a n t y z m u . 1831— 1863. T. 1. K ra k ó w 1975, s. 165— 166. „Obraz

L itera tu ry P o lsk iej X IX i X X W iek u ”. Seria 3. S zczegółow e rozw ażan ia na tem a t p o w ieści p a rab oliczn ej w tw ó rczo ści Ż m ich ow sk iej — zob. M. W o ź n i a k i e - w i c z - D z i a d o s z , M i ę d z y b u n t e m a re z y g n a c ją . O p o w ie ś c i a c h N a r c y z y Ż m i ­

(12)

pisywał opowieści paraboliczne Kraszewski, „hoffmannizował” Dzierz- kowski, nie stronił od przypowieści Józef K orzeniow ski20.

C harakter parabolicznych „powieści przykładnych” miewały po r. 1850 również nowelki dla ludu, np. niektóre utw ory Jana Kantego Gregorowicza 21.

Przyczyną, dla której parabola wdzierała się — nierzadko przy tym karlejąc i przysychając — na teren z pozoru mało dla siebie stosowny, tj. do nowel i powieści ewoluujących ku realizmowi, było dziedziczenie przez polską prozę beletrystyczną pewnych obligacji po romantyzmie. To praw da, że w okresie zmierzchania i kryzysu romantyzmu zwolennicy powieściopisarstwa kwestionowali lub korygowali — w imię zbliżenia literatu ry do życia — romantyczny kreacjonizm, że tępili pogłosy indy­ widualizmu i że rom antyczny maksymalizm ideowy zastępowali tak lub inaczej rozumianym pragmatyzmem. Ale naw et najżarliwsi rzecznicy „kopiowania rzeczywistości” nie pragnęli uwolnienia pisarzy od „posłan­ nictw a” edukacyjnego, od obowiązku dydaktycznego, od „dążności” 22. Odejście od tego obowiązku w sytuacji polskiej uważano by zgodnie za niemoralne. Romantycznego wieszcza zastępował więc pragm atyczny rzecznik tendencji (np. organicznikowskiej), który miał wprawdzie dbać 0 zadowolenie czytelniczego zmysłu prawdopodobieństwa, ale w żadnym wypadku nie powinien tego czynić kosztem społecznie użytecznej tezy. Toteż w m iarę przygasania romantyzmu i w pierwszej fazie pozytywiz­ mu rozwijała się u nas literatu ra „dążnościowa”, w której świat przed­ stawiony pełnił funkcję przykładu ilustrującego lub motywującego określone hasła programowe. Nie była to oczywiście literatu ra parabo­ liczna, ale na marginesie tak pojmowanej „piśmienności” istniało m iej­ sce i dla paraboli.

W miarę jednak dostrzegania ułomności poznawczej i ograniczoności ideowej pisarstw a tendencyjnego, w miarę więc dojrzewania realizmu 1 rozszerzania się horyzontu m oralistyki powieściowej — parabola nie tylko nie znikła, ale zaczęła się uszlachetniać dzięki zrzucaniu znamion służebności celom doraźnym lub repetycji elementarza obyczajowego. Zaczęła więc stawać się towarzyszką oraz dopełnieniem wielkiej tw ór­

20 K r a s z e w s k i p rzek ład ał parabolę J. P. R i c h t e r a pt. Ś m i e r ć anioła („Znicz” 1834, s. 217—224), do jego zaś w ła sn y ch u tw o ró w typ ow o p arabolicznych za liczy ć m ożna np. Ł zę w niebie („B iblioteka W arszaw sk a” 1847, t. 1) i P o d r ó ż d o

m i a s t e c z k a (W arszaw a 1857). W śród p o w ieści K o r z e n i o w s k i e g o p arab oliczn y

ch arak ter m ają — p isan e pod w p ły w em P o g a n k i Ż m i c h o w s k i e j — N o w e

w ę d r ó w k i O r y g in a ła (W ilno 1851). D z i e r z k o w s k i zaw arł k ilk a u tw orów para­

b oliczn ych w P o w ie ś c ia c h z ż y c i a to w a r z y s k i e g o (t. 1—2. L w ów 1846).

21 Chodzi tu zw łaszcza o jego K s ią ż e c z k i o b r a z k o w e (t. 1— 3. W arszaw a 1862— 1863).

22 Zob. A. B a r t o s z e w i c z , O g ł ó w n y c h te r m i n a c h i p o ję c ia c h w p o l s k i e j

k r y t y c e li te r a c k i e j w p i e r w s z e j p o ło w i e X I X w ie k u . W arszaw a—'Poznań 1973,

(13)

1 4 4 JÓ Z E F B A C H Ó R Z

czości realistycznej, tej twórczości, która swoją tożsamość odnajdywała nie w prostym „kopiowaniu życia” na użytek sezonowych postulatów, lecz w kształtow aniu nowej symboliki i sięganiu do głębszych pokładów wiedzy o mechanizmach rzeczywistości ludzkiej.

Nie jest przypadkiem , że Sienkiewicz w okresie tworzenia swoich najbardziej znanych powieści historycznych i współczesnych pisywał przypowieści w rodzaju Legendy żeglarskiej (1884), Dioklesa (1906) czy

Sądu Ozyrysa (1908) 23. I nie jest przypadkiem, że w Faraonie P rusa

znajdziem y inkrustacje paraboliczne — by tu przypomnieć choćby mo­ dlitwę Psujaczka — przy czym poszukiwano już koneksji tej powieści z trad y cją filozofującej paraboli powieściowej romantyków, m. in. z „okultystycznym ” Sędziw ojem Józefa Bohdana Dziekońskiego 2i.

Próby paraboli pojawiały się w twórczości P rusa i wcześniej. To np.

Filozof i prostak (1873) z akcją — jak przystało na przypowieść lojalną

w sposób szkolny względem tradycji najbardziej znanych — zlokalizo­ w aną na egzotycznym Wschodzie (w Chinach). To również utw ór Z le­

gend dawnego Egiptu (1888). Ale to także w tręty paraboliczne i exempla

moralne, rozsiane po nowelach i w interesującej nas tu taj Placówce. Jako przypowieść, a zarazem figuralną przestrogę, można przecież odczytywać w ty m utworze narrację o w yrąbaniu starego lasu przez ko­ lonistów. Posłuchajmy:

L as padł. Z ostało ty lk o niebo i ziem ia, a na n iej trochę kęp jałow cu , tro ch ę leszczy n y , troch ę m łod ych sosen ek , n iep oliczon e szeregi p ień k ó w i całe sto sy leżą c y ch d rzew , z k tórych p ośp ieszn ie obcinano gałęzie. N ic z liścia steg o n arod u nie u sza n o w a ł topór drapieżny.

N ic, n a w e t dębu, po k tórego stu letn iej korze z e ślizg iw a ły się w stę g i p io ­ ru n ów . Z apatrzony w n ieb o zw y c ię z c a burz p ra w ie n ie d ostrzegł kręcących s ię u stóp jego robaków , a ciosy sie k ie r n ie w ię c e j go ob ch od ziły od p u k an ia d zięcio łó w . P a d ł n agle, p rzek on an y w osta tn iej ch w ili, że to św ia t się ob alił i że n a tak n ie p e w n y m św ie c ie ży ć n ie w arto.

B y ł in n y dąb, na k tórego zesch łej gałęzi p o w ie sił się k ied y ś n ieszczęsn y S zy m o n Gołąb. L udzie odtąd m ija li go ze stra ch em . T oteż u jrzaw szy grom adę tra czó w z siek iera m i zaszem rał: „ U ciek ajcie stąd , bo im ię m oje znaczy śm ierć. J e d e n ty lk o c zło w ie k d otk n ął m ych k on arów i u m a rł”. G dy zaś tracze, z a ­ m ia st u słu ch a ć jego ży czliw y ch u pom nień, p oczęli go rąbać i coraz g łęb iej za­ p u szczać m u w ciało o stre żelaza, w p a d ł w stra szn y g n iew , ryk n ął: „Zdruzgoczę w a s!...”, i — o b a lił się na ziem ię.

S osn a, w k tó rej d ziu p li k ry ła się p ara w iew ió rek , w id ząc p o w szech n e znisz­ czen ie cieszy ła się n ad zieją, że u n ik n ie złego losu przez w zg lą d na sw oich lok a to ró w : „L itość ich w zru szy, bo cóż są im w in n e b iedne, m ałe w ie w ó r - k i? ” — szep ta ła i — p ad ła m iażd żąc w ła sn y m ciężarem w y straszon e z w ie ­ rzątka.

28 K ilk a tego ty p u u tw o ró w w y b ra ł T. J o d e ł k a - B u r z e c k i d o tom u B aśni

i leg en d S i e n k i e w i c z a (W arszaw a 1978).

(14)

T ak g in ęły m ocne drzew a jedno po drugim ; nad ich grobem p ła k a ła m gła nocna i k w iliły p ta k i pozbaw ione o jczystych siedzib. [P 3 50]25

Nie w arto by było w tym miejscu wszczynać sporu o to, czy mamy do czynienia z antropom orfizującą alegorią, czy z przypowieścią we właściwym tego słowa znaczeniu, bezsporna natom iast w ydaje się przy­ należność przytoczonego fragm entu do — by tak rzec — „rodziny p ara­ bolicznej”. I pewne jest, że znaleźliśmy się daleko od narracyjnej kon­ wencji realistycznej, że jesteśm y w krainie stylu ekspresyjnego, w k ra­ inie dostojnie archaizowanej składni i patetycznego słowa, w krainie m etafory ocierającej się o hiperbolę, w krainie bliskiego sąsiedztwa z prozą poetycką romantyków...

Tuż po parabolicznej opowieści o zagładzie lasu w analogiczną przy­ powieść przemienia się narratorska inform acja o rozsadzaniu wielkich kamieni polnych, o których podanie miejscowe głosi, że były rozrzucone ręką szatana na początku świata (P 351). W poetycką parabolę o groź­ nych chm urach gadających, spuszczonych jak psy ze smyczy, przeobraża się relacja o burzy nad Białką (P 397—398). Można by jako przypowieść o nędzarzu miłosiernym odczytywać historię starego Jojny Niedoperza, a jako przypowieść o kapłanie niegodnym, który przez jeden uczynek zostanie zbawiony, historię proboszcza. Obie one pojawiają się jako opo­ wiadania niemal samoistne (jedynie poprzez udział bohaterów w rato ­ w aniu Ślim aka wiążą się z główną fabułą powieści) i obie w erbalizują się w konwencjach właściwych fabułom parabolicznym. W obu też m a­ m y do czynienia z cechującą gatunek paraboli „swoistą dialektykę kon­ kretności i schematyczności”, z ujmowaniem postaci raczej jako typów niż indyw iduów 28, ze szkicowością rysunku sytuacji oraz z umyślnym i niedopowiedzeniami.

O niektórych przypowieściach z Placówki powiedzieć by można: skró­ towe, jakby szczątkowe, więcej mają wspólnego z alegoryzującym po­ równaniem lub exem plum niż z „budowlami” fabularnym i. Tak jest zwłaszcza wtedy, gdy autor oddaje głos Ślimakowi i Owczarzowi. Posłu­ giwanie się przez nich lapidarnym i parabolami, exemplami, bajką itp. jest — podobnie jak potem w Chłopach Reymonta — składnikiem re­ alistycznego obrazu obyczajowości i ku ltu ry ludowej. Ślimak np. tłum a­ cząc swemu Jędrkow i — gdy idą do dworu — hierarchię i porządek w świecie ludzkim, posługuje się przykładem psów m ądrych i psów głu­ pich (P 272), a Niemcom uzasadnia swoją niechęć do przenosin odwoła­ niem się do exem plum „drzewiny”, m arniejącej po przesadzeniu z lasu na inny grunt (P 341). Owczarz objaśnia Znajdzie rytm pracy latem

25 W ten sposób od sy ła m y do w yd.: B. P r u s , P la c ó w k a . W: W y b ó r p is m , t. 4. L iczby po skrócie oznaczają stronice.

n G ł o w i ń s к i, op. cit., s. 76.

(15)

1 4 6 JÓ Z E F B A C H Ó R Z

i zimą, opowiadając o chodzeniu Pana Jezusa po świecie ze słońcem jako latarnią (P 321).

W eryfikują się pozytywnie w przywoływanych tu przykładach także inne cechy charakterystyczne paraboli. A więc — „wpisane” w ten ga­ tunek sugestie związku z mądrością odwieczną, pamięcią jakichś zda­ rzeń i praw d dawnych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Zda­ rzeń i praw d archaicznych, czerpanych z tego samego źródła co mądrość podań, legend, mitów, nauk religijnych. Toteż parabola domaga się — wzorem mitów, legend i ksiąg religijnych — odczytywania wypadków i postaci jako znaków, z których trzeba wyprowadzać sensy. A zarazem każe — jak mit, legenda, podanie — podziwiać zaskakującą „zmyślność” tych znaków. Właściwością wielu paraboli jest (to widać także w nie­ których przykładach z Placówki) swoiście zrygoryzowana konstrukcja: zdarzenia są jakoś uszeregowane, postacie poklasyfikowane, przy czym konstrukcja ta — nieraz kunsztowna, np. regułam i sym etrii rządzona —■ może zawierać m otywy dziwne i nie zawsze od razu jasne, w ostatecznej jednak w ykładni wszystkie one zyskują znaczenie lub czytelny udział w znaczeniu.

„K onstruktyw izm ” paraboli nie zakłada, że mądrość i praw da u kry te w przypowieści muszą odpowiadać wymogom rozumu. N ajstarszą tr a ­ dycją gatunku (Orient, Biblia) było przekazywanie albo objaśnianie praw d objawionych, a nie logicznych dowodów praw dy. Toteż „czystym” fabułom parabolicznym nie należałoby stawiać pytań o stopień zgodności np. z regułam i zdrowego rozsądku, prawdopodobieństwem życiowym czy doświadczeniem historycznym.

Po tych uwagach pora przyjrzeć się sprawie Józefa Ślimaka w Pla­

cówce. Jego historia rządzi się — i owszem — praw am i realistycznego

podobieństwa do rzeczywistości historycznej, ale zarazem układa się zbyt „geom etrycznie” w pewien porządek, który nosi silne piętno um yśl­ ności konstrukcyjnej. N ajpierw więc powieściowa biografia bohatera wznosi się po szczeblach kolejnych sukcesów. Przybyw a mu dobytku, nadziei, szans — i domowników. Od pewnego momentu proces, który był dodawaniem, przem ienia się w odejmowanie. Stopniowo ubywa wszyst­ kiego: m ajątku, sług, najbliższych. Nadciąga osamotnienie i poniżenie. Gdy zaś udręczony i opuszczony przez bliskich człowiek pogrąży się w rozpaczy i gdy nic już nie zdaje się zwiastować ratu n k u — przychodzi ocalenie.

Zdarza się oczywiście i w życiu pasmo powodzeń człowieka bez jego szczególnej zasługi, a potem passa nieszczęść bez jego szczególnej winy. I zdarza się niespodziewane podźwignięcie się z upadku. Jednakże kon­ w encja powieści realistycznej domaga się bardzo w nikliwych uzasadnień historycznych, psychologicznych, a naw et logicznych tego wszystkiego, co w fabule jest niespodziewane czy przypadkowe, oraz tego w szystkie­

(16)

go, co jest nadm iernie regularne. Dlatego recenzenci Placówki tak się m artw ili — pam iętam y — o Ślimakowe ruble w skrzyni (wydawały się motywem „nadgorliwie” dopełniającym łańcucha prosperity) i dlatego tak się zżymali na niedostatek m ateriału dowodowego w optymistycz­ nym finale.

Prus tymczasem ■— jakby na przekór oczekiwaniom konsekwentnie realistycznym — każe przyjąć do wiadomości i akceptacji ciąg zdarzeń niezbyt wyczerpująco lub niezbyt precyzyjnie wytłum aczalny w kate­ goriach przyczyn i skutków zgodnych z tym i oczekiwaniami. Tak jakby miał w pamięci przekazy przedwiekowej mądrości — religijnej i mitycz­ nej — które także nie do samego rozumu i doświadczenia dziejowego apelowały...

Gdy szukamy archaicznego podglebia historii Ślimaka, moglibyśmy zatrzymać się przy imieniu przez niego samego wyszeptanym w podzięce „dobrodziejowi”, gdy swym przyjściem do stajennego barłogu w yrw ał go z odrętwienia: „Rychtyg jak ten święty biskup, co Łazarza własnymi rękam i podnosił i rany mu opatryw ał” (P 499). Ale nie tylko wzgląd na Ślimakową omylność nakazuje nam myśleć o odniesieniu innym niż ana­ logia do ewangelijnej opowieści o wskrzeszeniu Łazarza. Bo życie Józefa Ślimaka bardziej wydaje się podobne do historii Hiobowej. Historii na początku wielce pomyślnej, a potem — i nagle — przemienionej w dzie­ je tw ardych bożych prób, ucisku, u traty bogactwa i przyjaciół, nadziei i rodziny. Historii zwątpień, bólu, poniżenia i złorzeczenia. Gdy zaś przepełni się m iara nieszczęść, gdy żadna z plag nie zostanie m u oszczę­ dzona — przyjdzie miłosierdzie i zadośćuczynienie. Ciężko doświadczony człowiek odzyska majętności i rozpierzchłych przyjaciół, założy nową rodzinę i nacieszy się potomstwem.

Nie pragniem y tu — rzecz jasna — mówić o wpływie czy podobień­ stwie szczegółów, lecz o analogii w takim sensie, w jakim kreacje po­ etyckie kojarzym y z archetypami.

W sporze o dzisiejszą aktualność Placówki Anna Tatarkiewicz upo­ m inała się o dostrzeganie znaczeń mitycznych w powieści, która w yraża ideę „samozbawicielskiej ofiary”, ideę zadomowioną — co zaświadcza legenda o Wandzie — w kulturze polskiej od dawna 27. Sugestia ta nie kłóci się — jak sądzimy — z zawartością dzieła, w którym Jagna swoim nieprzejednaniem i zaklęciem w godzinę śmierci raz na zawsze stwarza przedział między małżonkiem a kolonistami. Ale czyż historia Józefa Ślimaka nie mogłaby być traktow ana jako reaktualizacja m itu cierpli­ wego sługi Bożego, wydanego na pastwę nieprzyjaciołom, chłostanego i wreszcie przywalonego klęskami, a jednak ocalonego i zwycięskiego, bo wśród cierpień zachował wiarę i zgromadził zasługi?

27 Zob. A. T a t a r k i e w i c z , S p ó r o czyn y. F 226—227. A rty k u ł te n sta n o w ił o d p ow ied ź na fe lie to n B r a t k o w s k i e g o U su nąć „P l a c ó w k ę ” z e szk o ły.

(17)

1 4 8 J Ó Z E F B A C H Ó R Z

Mamy świadomość, że historia Ślimaka nie jest „czystą” parabolą. Wiemy, że identyfikacja narrato ra z relacjonowaną fabułą jest tu co najm niej tak czytelna jak identyfikacja z nadbudowanymi nad nią sen­ sami sym bolicznym i28, gdy tymczasem w przypowieści „czystej” n a rra ­ to r utożsamia się z symboliczną w ykładnią dzieła, a nie z pretekstową historią fabularną. Jednakże podjęcie tropu, który tu sugerujem y, do­ zwala zauważyć w Placówce kilka innych składników rzeczywistości przedstawionej, charakterystycznie zharmonizowanych z przypowieścio­ wym nurtem stru k tu ry tego utw oru.

Oto w przestrzennym i czasowym zorganizowaniu akcji dostrzegamy pewne znaczące — bo i liczne — skłonności do „przym glania” specy­ fiki lokalnej i konkretności historycznej. Akcja dzieje się „gdzieś w Pol­ sce”. Biografowie Prusa dopowiedzieliby: w okolicach Nałęczowa. Ale z powieści tego się nie dowiemy. Wieś nad Białką nie ma nazwy w łas­ nej, a pod względem topograficznym przypomina miejscowości z różnych stron Polski. Nie wiemy, jak się nazywa nieodległe miasteczko. Uczniom w szkołach trzeba dziś zwracać uwagę, że nie chodzi o zabór pruski ani austriacki, lecz rosyjski, bo w alutą obiegową są ruble. Z kw estią czasu — podobnie. Daleko bogatszą m amy w tekście inform ację o porach dnia i roku, porankach, południach, wieczorach i nocach — niż o datach dziejowych. Można wprawdzie wydedukować oddalenie czasowe od po­ w stania styczniowego i reform y uwłaszczeniowej, ale czytelnik nie­ fachowy wie właściwie tyle, iż rzecz się dzieje w jakimś XIX-wiecznym „kiedyś” po zniesieniu pańszczyzny i w okresie nasilania się kolonizacji niemieckiej na ziemiach polskich.

Albo postacie. Już od nazwisk poczynając, m ają w sobie coś ze styg- m atu alegorycznego: Ślimak, Owczarz, Grzyb, Grochowski, zapewne do niedawna Groch; stara Sobieska podejrzewa, że i Ślimak przy lepszych rublach przechrzciłby się na Ślimaczyńskiego... (P 298). Pan, ksiądz, w achm istrz — obchodzą się bez nazwisk.

Wszystko to ma aspekty funkcjonalności także i w realistycznej „fak­ tu rze” powieści, zwłaszcza jako budulec typowości. Na pewno. Ale wszystko to uczestniczy zarazem w kształtow aniu historii bohatera, któ­ ry może nas zainteresować nie tylko ze względu na swą przynależność do jednego czasu i konkretnego miejsca. Także w form owaniu opowieści o człowieku, który przylgnąwszy do ojcowizny, ocali się od niepowodzeń, katastrof i osaczenia, gdy — zda się — wszystko sprzysięgło się przeciw niemu. Opowieść o człowieku pełnym ułomności i wad, który — dźwi­ gając brzemię ponad siły — upada, ale z upadku powstanie.

Nie m a tu potrzeby przywoływać tych utworów Prusa, w których moglibyśmy znaleźć potwierdzenie jego przekonania, iż ludzie prości, zahukani Michałkowie i służebne dziewki (Na wakacjach) są bohaterami

(18)

istotnych dziejów ludzkości. Oni właśnie, a nie aktorzy błyskotliwych fajerw erków historycznych, niosą w sobie — wraz z niezniszczalnym instynktem życia — najbardziej podstawowe normy człowieczeństwa; przez nich dokonuje się żmudny i nieefektowny, pełen zahamowań i spóź­ nień, zgryzot i niedoli — ewolucyjny postęp świata ludzkiego. Oni czynią sobie ziemię poddaną i trw ają na niej — nieudolnie i niepewnie, ale niezmordowanie.

To właśnie w Placówce wydaje się doniosłe, że do piastowania god­ ności reprezentanta człowieczeństwa istotnego (i oczywiście — o czym* już wielokrotnie pisano — polskości nieustępliwej) został powołany wieśniak, obarczony — chciałoby się powiedzieć: zbyt hojnie obarczo­ n y — wadami. Ten nadm iar wad, który chłopskim czytelnikom powieści kojarzył się z karykaturą, w jakiejś mierze odzwierciedla Prusową filo­ zofię człowieka, filozofię zabarwioną sceptycyzmem (w dojrzałej tw ór­ czości autora Placówki nie ma postaci idealnych). Lecz w jakimś stopniu mógł się brać i z polemicznej przekory webec głównego n u rtu dotych­ czasowej tradycji literackiego „awansowania” ludu. Istniała przecież przed Placówką wcale liczna scheda ludowych utworów Kraszewskiego, Miłkowskiego, Zachariasiewicza. Dominującą tendencją tego piśmiennic­ tw a była obrona ludu przed krzywdzicielami oraz walka o takie czy inne praw a chłopa, przy czym najczęściej motywowano potrzebę tych praw obrazami niezasłużonej chłopskiej krzywdy. By zaś krzywda prze­ mawiała do wyobraźni czytelników niezawodnie i wołała głośniej o spra­ wiedliwość, przedstawiano krzywdzonych jako ludzi idealnie szlachet­ nych i czujących, pięknych i wzniosłych (vide np. utw ory Kraszewskiego w typie Ulany i Ostapa Bondarczuka). W czasach młodości pozytywizmu zdarzało się, że replikami na te ujęcia idealizujące — replikami też czy­ nionymi w intencji oskarżycielskiej pod adresem sfer wyższych — sta­ w ały się obrazy „czarne”, mające ostrzegać przed zgubnymi dla narodu lub społeczeństwa skutkam i ciemnoty, zabobonu i prym ityw izm u w iej­ skiego.

W każdym razie — podkreślm y to — chłop w tych utworach poja­ wiał się dla wniesienia bądź zilustrowania jakiejś kwestii chłopskiej, a jego wizerunek był tej kwestii podporządkowany.

W Placówce nie chodzi o obronę chłopa i wsi. Jest, pewno że jest — i to sugestywna — wizja potrzeb ludności wiejskiej; jest — i to w yra­ zista — mapa obszaru pilnych działań „organicznych”. Ale powieść o tym przede wszystkim mówi, że wieśniak to podwalina narodowego bytu i sól ziemi. Nie ten wieśniak, którego powoływała do literackiego istnienia im aginacja szlachetnych obrońców ludu, i nie ten, którego ogładzi, „uobywatelni” i zamożnym uczyni pozytywistyczna „praca u podstaw” — lecz ten, który był i jest: ze wszystkimi swoimi przy­ warami, z całym swoim nieokrzesaniem, konserwatyzmem, zacofaniem. Taki jak Ślimak, którego rozumu przeceniać przecież nie można. Raz

(19)

ΙδΟ J Ó Z E F B A C H Ó R Z

zagada wprawdzie mądrze, że można by jego „lemma znam ienite” wpi­ sywać w narodowe album, ale za chwilę „w ydum a” coś takiego, co po latach nadawałoby się na cytat w In d yku Sławomira Mrożka. Raz za­ dziwia szlachetnością, ale kiedy indziej — upiwszy się do nieprzytom ­ ności — wali się literalnie w gnoju. Bywa zawzięty chwalebnie, ale i bez­ troski. Z zakończenia dowiadujemy się, że pod panowaniem Gawędziny nie przemieni się w inny gatunek człowieka. Pozostanie, jaki był. Do­ świadczenia historyczne, walka z kolonistami, kolej żelazna — wszystko * to w niewielkim stopniu wpłynęło na jego oporną naturę. Historia zdmuchnęła dwór, odleciały ze wsi wędrowne niemieckie ptaki — Slima- kowie trw ają. Grzeszni i niezbyt rozgarnięci, ale odporni na ciosy i zdolni do regeneracji po nieszczęściach — na wiosnę będą siali owies i orali pod ziemniaki; za ich sprawą ziemia praojców będzie rodzić dla nich i ich dzieci.

I Ślimaków nie trzeba „uczłowieczać” romansowymi metodami, przy­ pisując im czulsze serca, chłonniejsze głowy lub delikatniejsze sumienie.

Bo oni i ze swymi słabościami trw alsi są nad pomyślność i nad nędzę. Może dlatego ta powieść po latach — mimo że zdezaktualizowały się socjalne kwestie dawnej wsi, a słowo „kolonizacja” trzeba objaśniać w przypisach — pozostaje utw orem „do czytania” dla tych, którzy w pra­ wdzie niegdysiejszymi problem ami nie bardzo się interesują, ale przecież nie są wolni od przeżywania w łasnych zagrożeń i załamań na jakiejś chwiejącej się placówce? I dla tych, którzy — wśród okoliczności dzie­ jowych zupełnie innych niż opisane w Placówce — wiedzą lub przeczu­ wają, że ciężkie próby i ofiary zawsze mogą być udziałem człowieka, a w ytrw anie wśród tych prób jest sprawdzianem jego wartości.

Omówioną powyżej skazę Placówki, tak dowodnie stwierdzoną przez krytyków i badaczy, pragnęlibyśm y uznać za w ynik nałożenia się na sie­ bie realistycznej praw dy historycznej o polskiej wsi — i przypowieści reaktualizującej historię mityczną. Bo — raz jeszcze zaakcentujm y — nasze rozważania nie miały na celu zakwestionowania realistycznych interpretacji tego utw oru, lecz ich dopełnienie. Dopełnienie o przypo­ wieść, która „skazą” (teraz już w cudzysłowie) kładzie się na realistycz­ nej budowli. Ale dopiero ze „skazą” realizm jest dojrzały.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Były to: Kar- packie Towarzystwo Narciarzy (149 członków); Sekcja Narciarska Lwowskiego Wojskowego Centralnego Klubu Sportowego „Czarni” (290 członków); Sekcja Narciarska

Op dit niveau worden verschillende cyclustijden, verde- lingen van groentijden, volgordes waarin aan richtingen groen wordt gegeven en offsets (nodig voor coördinatie)

To assess the impact of a collision on the particles trajectories, the collisions are grouped per particle size fraction, and the distribution of the order of collision

van der Hout / Uplift Risk Maps for Sewerage Renewal Planning in Deltaic

Bowiem tradycje i przekazy ustne, praktyki społeczno-kulturowe, wiedza oraz umiejętności zebrane i opisane w Świecie naszych przodków, stanowią właśnie ważny aspekt

się Zwyczajne Zgromadzenie Delega­ tów Wojewódzkiej Izby Adwokackiej w Bydgoszczy.. Obrady otworzył dzie­ kan Rady

Wiemy też, że czyniąc z niego narzędzie swej zemsty za plotkarskie intrygi barona, godziła się ostatecznie z myślą, iż jej obrońca może zginąć w

A nareszcie oprócz myśli i uczuć dusza nasza posiada jeszcze najcenniejszą władzę – wolę, przez którą działamy, stajemy się użytecznymi albo szkodliwymi dla innych.. Mamy