• Nie Znaleziono Wyników

Pionierzy: czasopismo społeczno - historyczne, R. 9, 2004, nr 1 (22)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pionierzy: czasopismo społeczno - historyczne, R. 9, 2004, nr 1 (22)"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

C Z A S O P I S M O S P O Ł E C Z N O - H I S T O R Y C Z N E

• Zielonogórskie ogrody • Kalendarium Pionierów (cd.) • Dzieje sztuką pisane \

• Verden - miasto partnerskie

Archeologiczne odkrycia w Zielonej Górze

• Porady Starego Piwowara

(2)

ęfó&ifbung 3, «Hm Äwtöettarm (<SjifKl>en au fcer ettóinwutt).

Uliczka dawnej Zielonej Góry, w głębi widać Wie- żę Łazienną, po prawej stronie mury obronne. Ry- sunek pochodzi Z „ Grünberger Blätter" (1920 r.).

/• - . ^ ^

i !*'

"i >- ° ^ V

1)OOL|

PIONIERZY • MAJ 2 0 0 4 • NR I (22)

p - l O i l i S J ^ Z 7

i u j i u ł i i n i H i i i i ł m i l l l I ł ł W I H

Wydawca:

Sekcja Historyczna Stowarzyszenia Pionierów Zielonej Góry,

ul. Stary Rynek 1, Ratusz - Sala Wspomnień,

65-067 Zielona Góra.

Redakcja:

Redaguje Kolegium w składzie:

Maria Gołębiowska Wojciech Strzyżewski

Robert Skobelski Adam Górski

Adres Redakcji:

ul. Stary Rynek 1, Ratusz - Sala Wspomnień,

65-067 Zielona Góra

Korekta:

Ewa Nodzyńska

Druk:

Drukarnia „EURODRUK"

Zielona Góra

Na okładce:

Zielona Góra na dawnych kartach pocztowych (zbiory specjalne UZ)

Materiałów nie zamawianych redakcja nie zwraca.

W materiałach nadesłanych redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania zmian redakcyjnych.

Za treść reklam redakcja nie odpowiada.

f

D wudziesty drugi numer Pionierów, który od- dajemy do Państwa rąk, ma w przeważającej części charakter wspomnieniowy. Chcemy tym sa- mym powrócić do korzeni - idei jaka towarzyszyła narodzinom pisma.

Poczynając od tego numeru prezentować bę- dziemy sylwetki zielonogórskich pionierów. Przy- bliżymy Czytelnikom ich często powikłane lecz fa- scynujące dzieje. Zaczynamy od Pani Marii Gołę- biowskiej, która sprawuje patronat nad naszym czasopismem i jest jego dobrym duchem. Bez Pani Marii, jej energii, inicjatywy i zaangażowania, wy- dawanie kolejnych numerów już dawno byłoby niemożliwe. W tym numerze znajdą Państwo tak- że: artykuł Witolda Nowickiego o zielonogórskich ogrodach, oraz kolejną część kalendarium Pionie- rów Zielonej Góry w opracowaniu Ireneusza Wo- jewódzkiego. Stanisław Prałat przedstawia swoje

wspomnienia z lat 1939-1949. Na kolejnej stronie znajdą Czytelnicy wspomnienia Pani Gudrun Lintzel. Warto się z nimi zapoznać, by spojrzeć na historię naszego miasta z innej perspektywy. Lon- gin Dzieżyc zaprezentował Galerię Sztuki Śląska Lubuskiego. Jeżeli ktoś z Państwa jej jeszcze nie widział, to do odwiedzenia Muzeum Ziemi Lubu- skiej skłoni Państwa ten artykuł. Grzegorz Chmie- lewski przybliża Czytelnikom miasto partnerskie Zielonej Góry - Verden, natomiast Edyta Staroń ośrodki społeczno-kulturalne jakie działały na na- szym terenie w latach sześćdziesiątych dwudzieste- go wieku.

Kolejne strony poświęcone są odkryciom arche- ologicznym dokonanym na terenie naszego mia- sta. Autor - Krzysztof Garbacz zwraca uwagę, iż

„część historii Zielonej Góry nadal spoczywa pod powierzchnią ziemi". Jan Muszyński zaprasza na- tomiast na sentymentalną podróż jaką odbył wraz z przyjaciółmi po majątku Mielżyńskich. Jerzy Łatwiński oprowadza Państwa po Łowieckich Gó- rach oraz przedstawia początki turystyki w powo- jennej Zielonej Górze. Na koniec jak zawsze za-

praszamy do kuchni Starego Piwowara.

Mamy nadzieje, że jak zawsze znajdą Państwo coś interesującego dla siebie.

i

REDAKCJA

II

•• -V;. i» >«r iw i c* m i m mm m 11 mmm i mmmm m m « « « • wmm mm mmmmmm

u

(3)

4 PIONIERZY • MAJ 2 0 0 4 • NR I

Przywołując hasło „ogród" wypadałoby postawić pytanie: czy ograniczyć się do konkretnego tematu - ogród w naszym mieście, czy też pozwolić sobie, przynajmniej w części wstęp- nej, na szersze spojrzenie. Bo też samo pojęcie „ogród" nie pozwala się zamknąć w ramach ogródka przydomowego, skweru czy zieleńca.

Zacznijmy od słownikowego terminu „sztuka ogrodo- wa", które już zawiera w sobie obszerną, bogatą treść. Jako sztuka jest więc umiejętnością zakładania i formułowania ogrodów przy użyciu elementów architektonicznych i przy- rodniczych.

Sztuka ta legitymuje się historią prawie tak starą jak hi- storia człowieka. Znana była dobrze w czasach starożytnych.

Rozwinęła się w wiele stylów i odmian w powiązaniu z epo- kami historycznymi.

W czasach współczesnych możemy poprzez literaturę fa- chową, film, ale także poprzez autopsję, zapoznawać się z pojęciami: ogród renesansowy, barokowy, romantyczny.

Zwiedzanie miejskich i podmiejskich ogrodów w Rzymie, Paryżu, Londynie, Wiedniu, Warszawie, Monte Carlo czy Barcelonie jest dla wielu osób głównie celem turystycznych eskapad. Myślę, że największą atrakcją w tej materii byłaby możliwość zwiedzania wiszących ogrodów Semiramidy za- łożonych na rozkaz władcy Babilonu - Nabuchodonozora II (znanego głównie z wydanego w roku 587 przed Chrystu- sem rozkazu zburzenia Jerozolimy). Niestety, wiszące ogro- dy Babilonu, jeden z tzw. „Cudów Świata" nie radują ludz- kich oczu już od czasów starożytnych. Ale - na pocieszenie - można by tu przytoczyć obszerną listę wspaniałych, istnie- jących od stuleci do dziś ogrodów europejskich. Wymieńmy tylko niektóre: rzymskie Tivoli-Villa d'Esté ze swymi wspa- niałymi organami wodnymi, Villa Borghese, ogrody watykań- skie, paryskie Tuilerie, Wersal, wiedeński Prater, londyński Hyde Park i Regents Park, warszawskie Łazienki Królew- skie oraz bardzo oryginalny Jardin Exotique de Monaco.

Wypada tu chyba przeprosić czytelnika za strzelanie z „gru- bych armat". Słynne ogrody w bogatych miastach, znani z historii mecenasi sztuki (także ogrodowej), wielkie przestrze- nie, przyjazny klimat - jak się to ma do skali stosunkowo niewielkiego, niezbyt zamożnego miasta jakim jest Zielona Góra? Tak, tematem jest nasze miasto, ale czy celowe było- by suche przedstawienie stanu faktycznego z odniesieniem do niezbyt odległej przeszłości?

A więc nie same fakty - także praktyczne spojrzenie na to co jest, ze wszystkimi dodatnimi i ujemnymi przykłada- mi, ale także nasuwające się zasiedziałemu mieszkańcowi wnioski czy propozycje.

Myślę, że nie trzeba przekonywać nikogo co do stwier- dzenia, że nasze miasto jest w skali kraju klimatycznie uprzy-

(22)

wilejowane. Położone w wydłużonej niecce, otoczonej wzgó- rzami, skarpą odrzańską, leśną otuliną, chlubi się korzyst- nym klimatem pozwalającym nawet na trwałą uprawę drzew, krzewów czy bylin regionu śródziemnomorskiego. A cho- ciaż podłoża, gleby, nie zaliczają się do najlepszych, a nawet dobrych, to troskliwa ręka zdolnego ogrodnika (zawodowca czy amatora) może tu zdziałać cuda (lub prawie cuda).

Nic więc dziwnego, że powojenny przybysz z centralnej czy wschodniej Polski mógł tu zobaczyć drzewa, krzewy, któ- rych wcześniej nie znał. Można tu przykładowo wymienić:

bożodrzew (ailauthus), cyprysik błotny (taxodium dist.), iglicznia trójkolcowa (gleditschia), kasztan jadalny (castanea sativa), katalpa surmia (catalpa bign.) oliwnik (eleagnus), magnolia (magudia cobus), platan (platanus), miłorząb (gin- gho bilb.), cyprysik (chamaecyparis), jodła kalifornijska (abies concolor). Poprzestańmy na tych drzewiastych przy- kładach, aby nie zanadto nużyć dalszą wyliczanką krzewów, ziół, bylin.

Cofając się myślą do czasu działania tu niemieckich ogrodników i amatorów wypada podkreślić ich wielkie zain- teresowanie zieloną przyrodą, a przy tym talenty i profesjo- nalizm. Potwierdza to zresztą współczesność - fachowe wy- dawnictwa propagują dobrą kulturę ogrodniczą, profesjonal- ne przedsiębiorstwa zapewniają interesujące rozwiązania małych ogrodów przydomowych, jak też wielkich założeń parkowych, a nawet miniogrodów na tarasach i dachach wiel- komiejskich bloków.

Wracając do wcześniejszego stwierdzenia o klimatycz- nych walorach Zielonej Góry nie sposób pominąć tematu winiarstwa, choć winnica nie jest ogrodem sensu stricte, to jest niewątpliwie zieloną enklawą o wartościach użytkowych i kulturowych. Uprawa winnej latorośli w naszym mieście i na terenach peryferyjnych w kierunku Sulechowa jest do- wiedziona już od roku 1314. To dawno - chociaż znam nad- reńskie winnice udokumentowane od początków IX w. Miej- scowe winnice zyskują na znaczeniu w XV wieku, w związ- ku z wprowadzeniem tyrolskiej odmiany traminet.

Od XX wieku, z wolna, uprawa wina ulega ograniczeniu kosztem rozwoju sadownictwa. Zielonogórskie winnice nie znalazły uznania u powojennych polskich włodarzy miasta.

Uzasadnienie - nieopłacalność uspołecznionej produkcji wi- nogron (chociażby na potrzeby miejscowej wytwórni win).

Jednak o oddaniu winnic prywatnym miłośnikom uprawy winorośli nie pomyślano. W taki to sposób piękne, winne stoki zwrócone na południe zostały zabudowane niepiękną

„nową" architekturą. Dziś, miano „winnego grodu" uzasad- niają nieliczne pnie winogradu w ogródkach przydomowych i na pracowniczych działkach oraz tradycyjne winobrania w ramach „Dni Zielonej Góry". Wypada nawiasem dodać, że klimatyczne ocieplenie ostatnich czasów sprzyja winorośli bardziej niż kiedyś. Wprowadza się tu i ówdzie ciepłolubne odmiany sprowadzane z krajów bałkańskich. Są już „wino- grodnicy" uprawiający po kilkanaście odmian winorośli. Tym niemniej charakterystyczny rytm zieleni stoków winnych należy do przeszłości.

Czas powojenny może był także przychylny dla sadów owocowych i ogrodów. Dynamiczna rozbudowa miasta na naszych oczach pochłonęła większość upraw użytkowych.

Dziś trudno uwierzyć, że kilka dziesięcioleci wstecz, przy ul. Boh. Westerplatte (Topolowej) w ogrodzie pana Stellec- kiego, cieszyły oczy przechodniów wspaniałe krzewy wielo-

PIONIERZY • MAJ 2 0 0 4 • NR I (22) 5

barwnych róż. Właściciele czy użytkownicy domów, wtopio- nych w zieleń ogrodów bardzo długo nie wykazywali dbało- ści o te niewielkie zielone enklawy. Z licznych początkowo cennych drzew czy krzewów do dziś przetrwało niewiele.

Obecnie, kiedy obserwujemy renesans zainteresowania na- turą, te liczne pomniki przyrody są już dostrzegane i doce- niane. Właściciele mniejszych czy większych powierzchni ogrodowych z roku na rok wzbogacają je o tradycyjne, ale także i nowe odmiany wysokiej i niskiej zabudowy zielonej.

Miasto, które z nazwy i tradycji było zielone, podejmuje powoli walkę z dominacją betonu i wielkiej płyty. Niestety, nonszalancja urbanistów lat ubiegłych poczyniła znaczne szkody. Nie dbano o zapewnienie miastu nawet niewielkich terenów parkowych. A przecież były możliwości łączenia, tworzenia sieci „zielonych płuc" wewnątrz miasta. O tych, i pokrewnych problemach, kontynuacja w następnym nume- rze pisma.

Witold Nowicki

i M p M H

'l 'i A A A

Poniższe kalendarium jest dalszym ciągiem zapisu działalności pionierów Zielonej Góry sporządzonym na podstawie rękopisu Kroniki Pionierów Zielonej Góry od 23 listopada 1985 r., założo- nej i prowadzonej przez Adama Chmielewskiego. Objętość kroni- ki uniemożliwia przedrukowanie jej w całości na łamach „Pionie- rów". Z konieczności więc, redakcja zdecydowała się na formę kalendarium streszczającego zapisy kroniki.

ROK 1 9 8 8 5 stycznia

W wieku 74 lat zmarła pionierka Cecylia Cyplik. Przybyła do Zielonej Góry 10 sierpnia 1945 r. i rozpoczęła pracę w hotelu

„Gwardia".

11 stycznia

Odbyło się posiedzenie Zarządu Sekcji Pionierów Towarzy- stwa Przyjaciół Zielonej Góry. Poza bieżącymi sprawami sekcji mówiono także o propozycji Towarzystwa Miłośników Tradycji umieszczenia herbu Zielonej Góry nad drzwiami wejściowymi do ratusza.

23 stycznia

Antoni Kosmalski był honorowym gościem zielonogórskie- go Balu Sportowca, na którym został wyróżniony pamiątkowym pucharem. Przewodniczący sekcji pionierów angażował się także w życie sportowe miasta i z pasją uprawiał tenis.

10 lutego

Kolejne zebranie zarządu sekcji. Zatwierdzono plany pracy poszczególnych komisji na rok 1988. Powołano Komisję ds. Od- znaczeń w składzie: A. Kucharska, H. Wierzbicka i E. Prędkie- wicz.

13 lutego

„W zielonogórskiej Palmiarni odbyło się uroczyste spotkanie władz miasta z pionierami z okazji 43 rocznicy wyzwolenia Zie- lonej Góry. W spotkaniu uczestniczyła ponad 60-cio osobowa grupa pionierów".

20 lutego

Zebranie sprawozdawcze Sekcji Pionierów TPZG za rok 1987 w bibliotece im. Norwida. W zebraniu uczestniczyło ponad 110 pionierów, przewodniczyła A. Kucharska. Sprawozdanie z dzia- łalności zarządu złożył A. Kosmalski.

27 lutego

„W 77 roku życia zmarła pionierka Rozalia Bieniaszewska.

Do Zielonej Góry przybyła 27 września 1946 r. i rozpoczęła pracę w Lubuskiej Wytwórni Win".

2 marca

Zmarł pionier Zielonej Góry Stanisław Szymański. Do mia- sta przybył 15 maja 1945 r.; był pracownikiem PKP, odznaczo- nym Brązowym Krzyżem Zasługi.

5 marca

Spotkanie pionierek Zielonej Góry z okazji Dnia Kobiet w bibliotece im. Norwida. W części artystycznej wystąpili ucznio- wie Państwowej Szkoły Muzycznej pod kierunkiem Anny Schmidt.

7 marca

Zmarła pionierka Eugenia Oleszkiewicz, która przybyła do Zielonej Góry 20 lipca 1945 r. Do emerytury pracowała w instytu- cji państwowej, miała 82 lata.

11 marca

Na posiedzeniu zarządu sekcji „omawiano przebieg zebrania sprawozdawczego zarządu i spotkanie pionierek z okazji Dnia Kobiet. Powołano na członka zarządu sekcji, jak i na przewodni- czącą Komisji Łączności z Młodzieżą p. Zofię Sałacińską".

10 kwietnia

Kolejne zebranie zarządu zatwierdziło plan pracy Komisji Łączności z Młodzieżą. Omawiano także sprawy pochodu pierw- szomajowego oraz przygotowania do obchodów Dnia Matki.

21 kwietnia

„W wieku 82 lat zmarł pionier Zielonej Góry Jan Oźmiński.

Do Zielonej Góry przybył 28 maja 1945 r. i rozpoczął pracę w Starostwie, a później w Komitecie Powiatowym PPS".

1 maja

Grupa pionierów uczestniczyła wraz z rodzinami w pocho- dzie z okazji Święta Pracy. Migawka z tego przemarszu ukazała się w wieczornym dzienniku telewizyjnym.

10 maja

Odbyło się posiedzenie zarządu sekcji. Poza sprawami bieżą- cymi dyskutowano nad przygotowaniami do Dnia Matki.

14 maja

„Tego dnia, po 50-letnim pożyciu małżeńskim, uroczyście odnawiali swoje ślubowanie" Jadwiga i Feliks Piotrowscy - pio-

(4)

6 PIONIERZY • MAI 2 0 0 4 • NR I (22)

nierzy Zielonej Góry. Uroczystość miała miejsce w kościele Świę- tego Ducha, gdzie przybyła także delegacja pionierów.

16 maja

W Muzeum Ziemi Lubuskiej otwarto wystawę twórczości Stefana Słockiego. Okazją ku temu była 75 rocznica urodzin i pięć- dziesięciolecie pracy artysty, który był także pionierem Zielonej Góry.

28 maja

Ponad 90 pionierek uczestniczyło w spotkaniu z okazji Dnia Matki zorganizowanym w WiMBP przez sekcję pionierów. Spo- tkanie ubarwił występ chóru dziecięcego z SP nr 7.

10 czerwca

Przedwakacyjne posiedzenie zarządu sekcji. Ustalono plan pracy sekcji w okresie wakacyjnym, mówiono także o sprawach Towarzystwa Przyjaciół Zielonej Góry.

21 czerwca

W 58 roku życia zmarł nagle pionier Zielonej Góry Mieczy- sław Paterczyk. Przybył do miasta 20 maja 1945 r. i rozpoczął pracę w ochronie przemysłu, a następnie w Dyrekcji Lasów Pań- stwowych.

3 lipca

Autor kroniki poświęcił wiele miejsca dr Albinowi Bandur- skiemu (ur. 1905 r.), zasłużonemu pionierowi zielonogórskiej medycyny. Zamieścił również obszerne streszczenie wywiadu z doktorem, wydrukowanego w numerze 27 pisma „Służba Zdro- wia".

24 lipca

Zmarł Jan Wierzbicki, pionier przybyły do Zielonej Góry w sierpniu 1946 r. Początkowo był związany z przedsiębiorstwem drzewnym „Paget", później pracował w ZMP. Miał 67 lat.

25 sierpnia

„W wieku 72 lat zmarł zasłużony pionier Zielonej Góry An- drzej Romańczak. Do Zielonej Góry przyjechał 1 czerwca 1945 r.

Był założycielem i kierownikiem amatorskiego teatru kolejowe- go, a następnie wicedyrektorem Teatru Ziemi Lubuskiej".

31 sierpnia

Zmarła nagle pionierka Helena Lubińska, miała 66 lat. Do Zielonej Góry przybyła 5 września 1946 r.

9 września

Spotkanie zarządu sekcji. „Poinformowano zebranych o za- łożeniu Albumu Zasłużonych Pionierów Zielonej Góry".

10 września

W wieku 58 lat zmarł nagle pionier Wincenty Sudakiewicz.

W Zielonej Górze zamieszkał w sierpniu 1945 r., pracował w Pań- stwowych Zakładach Zbożowych.

12 września

Odszedł w wieku 76 lat Wiktor Jaworski, lekarz weterynarii, pionier przybyły do Zielonej Góry 11 lipca 1945 r.

10 października

Kolejne posiedzenie zarządu sekcji.

23 października

„Po przeżyciu 67 lat zmarł pionier Zielonej Góry Henryk Lan- dziński". Był długoletnim pracownikiem Polskiej Wełny.

5 listopada

Zmarła pionierka Paulina Smektała. Miała 80 lat, w Zielonej Górze mieszkała od 31 sierpnia 1945 r., pracowała w Polskiej Wełnie.

7 listopada

W wieku 87 lat zmarła pionierka zielonogórskiego szkolnic- twa i emerytowana nauczycielka Franciszka Tereszkiewicz, która przybyła do Zielonej Góry 1 lutego 1946 r.

7 listopada

W ratuszu reprezentacja pionierów spotkała się z nowym prze- wodniczącym Miejskiej Rady Narodowej w Zielonej Górze Wła- dysławem Budą. Równocześnie inna grupa pionierów wzięła udział w obchodach rocznicy Rewolucji Październikowej.

1 1 listopada

Posiedzenie zarządu sekcji. Przypadło ono w 70 rocznicę od- zyskania niepodległości, więc „uczczono ten fakt chwilą patrio- tycznej zadumy i ciszy".

12 listopada

Uroczyste spotkanie pionierów z okazji Dnia Seniora. W spo- tkaniu, oprócz ok. 140 pionierów uczestniczyli m.in. przewodni- czący MRN oraz prezydent miasta Edmund Błachowiak. Spotka- nie nawiązywało swoją wymową do rocznicy odzyskania niepod- ległości. Najstarszą przybyłą pionierką była Michalina Zielewska (ur. 1901 r.), zaś najstarszym pionierem Eugeniusz Lubiński (ur.

1903 r.).

19 listopada

40-lecie małżeństwa świętowali Regina Burkowska i, należą- cy do grona pierwszych osadników, Tadeusz Burkowski.

22 listopada

„Po przeżyciu 62 lat zmarła pionierka Jadwiga Nowicka". Do Zielonej Góry przybyła 4 kwietnia 1946 r., pracowała w Lubu- skim Przedsiębiorstwie Ceramiki Budowlanej.

9 grudnia

Posiedzenie Zarządu Sekcji Pionierów TPZG.

16 grudnia

W 77 roku życia zmarł zasłużony obywatel Zielonej Góry Mikołaj Mesza. Do miasta przybył w czerwcu 1945 r. i rozpoczął pracę w administracji miejskiej. Pełnił funkcję burmistrza i był pierwszym prezydentem Zielonej Góry.

25 grudnia

Złote gody obchodzili Olga i Władysław Kawałkowscy - pio- nierzy Zielonej Góry.

31 grudnia

Antoni Kosmalski - przewodniczący Sekcji Pionierów TPZG i zapalony tenisista - został wyróżniony w corocznym plebiscycie

„Gazety Lubuskiej".

ROK 1 9 8 9 10 stycznia

Na tradycyjnym zebraniu zarząd sekcji omawiał plan pracy na najbliższe tygodnie.

13 stycznia

Zmarł Stanisław Litwin, pionier osiadły w Zielonej Górze 29 września 1945 r. Był muzykiem, odznaczonym m.in. Krzyżem Partyzanckim i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Pol- ski. Miał 78 lat.

18 stycznia

„Zmarł, przeżywszy 85 lat, pionier Zielonej Góry Antoni Masztalerz. Do Zielonej Góry przybył 28 marca 1946 r. i rozpoczął pracę we własnym warsztacie mechanicznym, później był nauczy- cielem zawodu".

WSPOMNIENIA PIONIERZY • MAI 2 0 0 4 • NR I (22)

27 stycznia

„Po przeżyciu 74 lat zmarł pionier Zielonej Góry Alfred Mer- da. Do Zielonej Góry przybył 15 czerwca 1945 r., gdzie otworzył i prowadził sklep rzeźniczy".

10 lutego

„ Odbyło się kolejne posiedzenie zarządu sekcji, na którym omawiano m.in. organizację zebrania sprawozdawczego oraz spo- tkania z okazji Dnia Kobiet".

14 lutego

Ponad sześćdziesięciu pionierów przybyło do klubu MPiK na spotkanie z władzami miasta z okazji 44 rocznicy wyzwolenia.

Uznanie dla działalności pionierów wyraził p.o. prezydenta mia- sta Edmund Błachowiak.

18 lutego

Coroczne zebranie sprawozdawcze Zarządu Sekcji Pionierów TPZG z udziałem ponad 120 pierwszych osadników. Sprawozda- nie z działalności zarządu za rok 1988 złożył wiceprzewodniczą- cy A. Chmielewski.

28 lutego

Zmarł w wieku 83 lat Aleksander Wewiór, emerytowany pra- cownik Polskiej Wełny, pionier osiadły w Zielonej Górze 26 czerw- ca 1945 r.

4 marca

Tradycyjne spotkanie pionierek w bibliotece im. Norwida z okazji Dnia Kobiet. Wystąpiła orkiestra dęta z Zespołu Szkół Bu- dowlanych.

10 marca

Na posiedzeniu zarządu pozytywnie oceniono przebieg ze- brania sprawozdawczego, a także spotkania z okazji Dnia Kobiet.

8 kwietnia

Odszedł kolejny pionier. Jan Wielgosz miał 72 lata, do Zielo- nej Góry przyjechał w lipcu 1945 r. Był jednym z organizatorów polskiej administracji w mieście i architektem powiatowym.

10 kwietnia

Zebranie Zarządu Sekcji Pionierów TPZG.

19 kwietnia

„W wieku 78 lat zmarł pionier Franciszek Bobowski. Do Zie- lonej Góry przyjechał 5 maja 1945 r., gdzie założył i prowadził swój prywatny sklep tytoniowy. Równocześnie był prezesem Stron- nictwa Pracy".

5 maja

„W ratuszu odbyło się spotkanie przedstawicieli Zarządu Sek- cji Pionierów Zielonej Góry z nowo wybranym prezydentem mia- sta Edmundem Błachowiakiem. Spotkanie odbyło się na prośbę pionierów, udział w nim wzięli Antoni Kosmalski, przewodniczą- cy zarządu sekcji, oraz Anna Kucharska i Adam Chmielewski, wiceprzewodniczący. Zapoznano prezydenta i z działalnością sekcji (...). Poruszono również sprawę odznaczenia aktywnie działają- cych członków obecnego zarządu. Natomiast prezydent zapoznał uczestników spotkania z pracami MRN".

10 maja

Podczas zebrania zarządu sekcji omawiano przygotowania do uroczystości z okazji Dnia Matki oraz przebieg spotkania z prezy- dentem.

27 maja

Spotkanie pionierek z okazji Dnia Matki. Uroczystość uświet- niły występy zespołu dziecięcego z SP 6.

9 czerwca

Kolejne zebranie zarządu sekcji.

23 czerwca

W wieku 81 lat zmarła pionierka Maria Łobejko. Do Zielonej Góry przybyła 22 września 1945 r., pracowała w Polskiej Wełnie.

8 lipca

Zmarł pionier Władysław Bodak. Miał 76 lat. Do Zielonej Góry przyjechał 27 lutego 1946 r., pracował jako pełnomocnik PGK.

14 lipca

Po ukończeniu 78 lat zmarł Aleksy Bielawski, pionier osia- dły w Zielonej Górze od 9 listopada 1945 r. Pracował jako piekarz w swojej prywatnej piekarni.

I 1 września

Posiedzenie zarządu poruszało m.in. sprawy organizacji Dnia Seniora i przygotowania zebrania sprawozdawczo-wyborczego.

10 października

Następne zebranie zarządu koncentrowało się wokół Dnia Seniora i spraw bieżących.

8 listopada

W wieku 73 lat zmarła pionierka Walentyna Bielawska. Przy- była do Zielonej Góry 17 maja 1946 r. Pracowała w piekarni pro- wadzonej przez męża.

10 listopada

Posiedzenie Zarządu Sekcji Pionierów TPZG.

II listopada

W bibliotece im. Norwida odbyło się uroczyste spotkanie pio- nierów z okazji Dnia Seniora. Połączono je z obchodami rocznicy odzyskania niepodległości. Obecni na spotkaniu byli przedstawi- ciele władz miejskich i MRN. Wyróżniono najstarszych z przyby- łych pionierów, podobnie jak przed rokiem, byli to M. Zielewska i E. Lubiński. Z programem pieśni patriotycznych wystąpił liczny zespół uczniów z SP nr 7.

23 listopada

Autor kroniki odnotowuje czwartą rocznicę działalności ów- czesnego zarządu sekcji. „Należy stwierdzić - pisał z żalem - że ten czwarty rok był bardzo nieudany". Zaznaczał, że nieporozu- mienia z zarządem TPZG „w wielkiej mierze ostudziły zapał do pracy społecznej niektórych członków" sekcji pionierów.

25 listopada

Przy okazji 13 rocznicy powołania Sekcji Pionierów Towa- rzystwa Przyjaciół Zielonej Góry A. Chmielewski odnotował: „W naszej sekcji jest około 380 osób, (...) ta suma to tylko około 10 % pionierów żyjących w naszym mieście".

4 grudnia

W wieku 84 lat zmarła pionierka Franciszka Korajczyk. Do Zielonej Góry przybyła 1 września 1945 r., pracowała w Polskiej Wełnie.

10 grudnia

W 77 roku życia zmarł Aleksander Hołyś, mieszkaniec Zielo- nej Góry od 13 września 1945 r., emerytowany pracownik Zasta- lu.

11 grudnia

Odbyło się kolejne zebranie zarządu sekcji, na którym podsu- mowano uroczyste spotkanie z okazji Dnia Seniora.

C.d.n.

Opracował:

Ireneusz Wojewódzki

(5)

8 PIONIERZY • MAI 2 0 0 4 • NR I (22)

i

Wspomnienia i relacje

Moje wspomnienia z lat 1939-1949

Przysłowie mówi, że lepiej późno niż wcale. Tak więc po wielu latach postanowiłem krótko opisać przeżycia moje i moich braci oraz nasze przygody związane z okre- sem dzieciństwa i młodości. Chciałbym choć krótko opo- wiedzieć o sobie, moich najbliższych i znajomych.

W latach 1935-1939 rodzice moi wybudowali się w nadgranicznym, powiatowym mieście z Niemcami, w któ- rym to żyło wielu Polaków. Mieszkańcy miasta i okolic trudnili się między innymi handlem końmi. Skupowane w Polsce konie przeprowadzali przez granicę do Niemiec, do Wschowy i okolic, gdzie sprzedawali je za cenę dwu- krotnie wyższą niż płacili za nie w Polsce. W Polsce pła- cili przeciętnie 100 złotych za konia, natomiast w Niem- czech sprzedawali je za cenę 100 marek (jedna marka kosztowała 2 zł). Handlarze ci zarabiali zatem na każdym koniu 100 zł, za co mogli w Polsce zakupić (za jednego sprzedanego konia w Niemczech) dwa. Pewnego razu handlarze polscy przeprowadzali swe konie do Niemiec, do Wschowy. Wśród zakupionych w Polsce koni, prze- prowadzili również zakupionego w Polsce, osła. W trak- cie przeprowadzki przez granicę koni i osła do sprzedaży w Niemczech, polscy pogranicznicy wpięli sprytnie pod ogon przeprowadzanemu osiu kartkę w języku niemiec- kim (o której to polscy handlarze nic nie wiedzieli - nie zauważyli tego) z napisem po niemiecku „wierzchowiec dla Hitlera" i z tą kartką przekroczyli granicę Niemiec.

Po przekroczeniu granicy polsko-niemieckiej, pol- skich handlarzy wraz ze swoimi końmi i osłem z przy- czepioną kartką zauważyli Niemcy. Zatrzymali ich i aresz- towali za obrazę Hitlera. Polacy tłumaczyli się, że musie- li to zrobić Niemcy, bo przecież kartka była napisana po niemiecku, a nie po polsku, a oni nie potrafią pisać w języku niemieckim. Po kilku dniach aresztu Niemcy wy-

pędzili Polaków wraz z końmi i ma się rozumieć z nie- szczęsnym osiem z powrotem do Polski, w wyniku czego Polacy przez długi czas nie byli wpuszczani z końmi na sprzedaż na teren Niemiec.

Zdenerwowany niepowodzeniem i stratą handlarz pol- ski sprzedał na polskiej stronie owego osła za bezcen, ze stratą, wartości kozy. Osła od handlarza kupił ogrodnik, stary kawaler Śliwa, sąsiad mojego ojca, który osiołka wykorzystywał do prac w ogrodzie i do przewozu swoich warzyw i upraw w ogrodnictwie na targ, trzy razy w ty- godniu, w poniedziałek, środę i piątek. Sąsiad moich ro-

dziców nie miał specjalnego zajęcia dla posiadanego osła w sobotę i niedzielę i chętnie nam go wypożyczał wraz z uprzężą i wózkiem w zamian za jego karmienie, opiekę i nadzór. Wypożyczanego osiołka wykorzystywaliśmy do jazdy na oklep oraz w zaprzęgu do wózka, na wyjazdy do babci mieszkającej w odległości około 18 km, w lesie na polanie. Babcia wybudowała tam domek jednorodzinny, budynek gospodarczy i małą stodołę oraz założyła pasie- kę liczącą około 50 uli. Był tam wspaniały sad i staw ryb- ny tonący w zieleni, otoczony przepięknymi różnokolo- rowymi kwiatami. Jazda z trójką braci do Babci osioł- kiem trwała 5 godzin, dlatego też wyjeżdżaliśmy tam rzad- ko. Rodzice mieli też psa Bubiego.

Kiedyś, zupełnie przypadkowo, ów sąsiad ogrodnik wracał z targu do domu wózkiem zaprzężonym w leni- wego, powolnego osiołka. W pewnym momencie nasz pies Bubi wydostał się z zagrody i dopadł do sąsiada jadącego do domu, szczekając i skacząc osiołkowi przed nosem.

Osiołek długo nie wytrzymał tej napaści i ruszył galopem za psem tak szybko, że ów ogrodnik pogubił z wózka swe skrzynki, doniczki i niesprzedane warzywa. Ten moment wykorzystaliśmy do szybszej jazdy do naszej Babci i od tego czasu, do wyjazdu braliśmy w drogę naszego psa, co skracało nam jazdę do 2 godzin w jednym kierunku.

Po przyjeździe do Babci osioł zawsze tam odpoczy- wał, i przy tym tak ryczał oślim głosem, że mieszkańcy wioski wybiegali ze swych zagród myśląc, że to syrena straży pożarnej daje sygnał o pożarze. Jest również inna rzecz godna przypomnienia. Którejś niedzieli przyjecha- liśmy do Babci w przyśpieszonym tempie, dzięki pomo- cy naszego psa. Nieco zmęczony osiołek stał na środku podwórza nie ruszając się z miejsca. Przyszli w odwie- dziny dwaj mężczyźni, którzy widząc stojącego nierucho- mo osła wsiedli na niego. Osioł nie ruszył się z miejsca.

Stanisław Prałat, lata trzydzieste.

WSPOMNIENIA PIONIERZY • MAI 2 0 0 4 • NR I (22) W pewnym momencie ktoś wyszedł ze stodółki, nie za-

mykając jej za sobą. W tym samym momencie osioł ru- szył wraz z mężczyznami na grzbiecie w kierunku otwar- tej furtki, pakując się do stodółki, a że furtka była bardzo niska, osioł wsunął się do wnętrza, a amatorów jazdy zo- stawił na bramie. A ludzie mówią, że głupi jak osioł.

Starym zwyczajem, po każdym przyjeździe do Bab- ci, częstowani byliśmy świeżo upieczonym chlebem, świe- żym masłem i miodem. Każdego roku jesienią, aż do wy- buchu II wojny światowej, darowała nam 40-litrową ko- new miodu. W czasie wojny Babcia została wysiedlona i wywieziona do Niemiec na przymusowe roboty, dlatego też wszelkie dostawy miodu ustały aż do jej powrotu na własną zagrodę, do pszczół, do zielonego owocowego

sadu z kolorowymi kwiatami i przepięknym zarybionym stawem z rechoczącymi żabami.

Ten czas, to nieopisana tęsknota za Babcią, którą ko- chałem bardziej niż własną matkę, która mnie i mojego starszego brata urodziła u Babci. Babcia wychowywała nas u siebie do drugiego i trzeciego roku życia, ponieważ nasi rodzice mieli zajęcie we własnej piekarni i sklepie spożywczym, nie mając czasu na opiekowanie się wła- snymi dziećmi. Nasza Babcia dzieliła się z nami swoją bogatą wiedzą na temat pszczół, twierdząc, że te niezwy- kłe owady są równe człowiekowi, o czym napiszę w na- stępnym numerze „Pionierów".

Stanisław Prałat

f O

\Du

Wprawdzie bieżący rok wchodzi już w swą dość za- awansowaną fazę, to jednak chciałabym przedstawić pe- wien wiersz autorstwa Otta Juliusa Bierbauma, odno- szący się właśnie do Nowego Roku. Bierbaum urodził się w 1865 roku w Zielonej Górze, a zmarł w 1910 roku w Dreźnie. Był lirykiem i pisarzem. Jego powieść „Prinz Kuckuck", zawierająca wątki autobiograficzne, okaza- ła się sukcesem na skalę światową, a jego liryczna twór- czość doczekała się częściowej adaptacji Richarda Straussa.

Zum neuen Jahr Das ist des Weges Wende.

Nun hebt voll Dank die Hände, wohl uns, wir stehn am Tor!

Dahinter ist es helle, es leuchtet auf der Schwelle das junge Licht hervor

Und mag in Nacht und Tagen Uns böses Schicksal schlagen Wir bleiben doch getrost.

Uns ist zu jeder Stunde, uns ist fürjede Wunde ein Balsam zugelost.

Die Liebe lässt auf Erden Nicht müd und irre werden

Und keinen einsam stehn.

Auf, Jahr, mit Lust und Schmerzen!

Wir wolln mit reinem Herzen durch deine Pforten gehen.

Na ulicy Długiej, wcześniej znanej jako Lange Gas- se, stoi szkoła, w której rozpoczęłam swą edukację, a

do której uczęszczała jeszcze moja mama. W 1908 roku powołano tu szkołę ludową, w której zdecydowanie przestrzegano zasady podziału na klasy dziewczęce i chłopięce. Nieco wcześniej funkcjonowała tam szkoła dla dziewcząt z biednych rodzin.

Uczęszczałam do niej przez dwa lata. Pierwszy rok szkolny rozpoczął się na Święta Wielkanocne, a kolej- ny zaplanowano już na wrzesień. W ten sposób mieli- śmy skrócony czas nauki. W Niemczech, w dniu roz- poczęcia nauki, uczniowie otrzymują tzw. Schultüte, w której znajdują się słodycze bądź inne małe prezenty.

Nie wiem, czy zwyczaj ten ma za zadanie otoczyć dziec- ko troską, z uwagi na wstąpienie przez nie na „drogę odpowiedzialności", czy też jest to znak dnia świątecz- nego, gdyż malcy przecież tylko w pewnym sensie stają się dorośli.

Naszym nauczycielem był niezwykle dobry peda- gog o nazwisku Fiedler. Niestety, wraz z wybuchem wojny został powołany do wojska i nie wiem, co się z nim dalej działo. Później nauczał nas emerytowany nauczyciel, ale i on bywał pociągany do obowiązku wykonywania prac pomocniczych. Moja mama uważa- ła go jednak za dobrego nauczyciela.

Jestem w stanie przypomnieć sobie jeszcze dwie piosenki, których nauczył nas pan Fiedler podczas swo- ich zajęć. Pierwsza brzmiała:

Fünfzig kleine Mädchen seh ich gehen, wollen in die Schule, das ist schön, wollen fleißig lernen, das ist fein, Kinder müssen immer artig sein.

Co można powiedzieć o ówczesnych czasach? Kla-

sy były nadzwyczaj liczne, obowiązkiem nauczyciela

była opieka nad pięćdziesięcioma uczennicami. Zada-

(6)

WSPOMNIENIA

niem stawianym przed tymi małymi istotami było uczyć się pilnie i być grzecznym! Musiałam sobie wziąć to bardzo do serca, gdyż tak właśnie, chętnie i pilnie uczy- łam się. Może przejęłam się również obowiązkiem „by- cia grzecznym", gdyż przez długi czas byłam nader skromnym i cichym dzieckiem.

Druga piosenka, którą śpiewałyśmy, dotyczyła dnia urodzin. Na taką okazję mogłyśmy wdrapać się na ławki szkolne, a rozpościerając ramionka intonowałyśmy:

Breit aus Flügel beide, o Jesu, meine Freude, und nimm dein Küchlein ein.

Will Satan mich verschlingen, so lass die Englein singen:

Dies Kind soll unverletzet sein.

A to strofa ze śpiewnika kościelnego autorstwa Pau- la Gerhardta (1607-1676):

Nun ruhen alle Wälder,

Vieh, Menschen, Städt und Felder;

es schläft die ganze Welt;

ihr aber, meine Sinnen, auf \ auf, ihr sollt beginnen,

was was eurem Schöpfer wohlgefällt.

To była jedna z ulubionych piosenek mojej babci, która w okresie szkolnym wyuczyła się 80 pieśni ko- ścielnych i wiele z nich śpiewała tylko dla mnie.

Z babcią, prawie co dzień, chodziłyśmy do wiel- kiego ogrodu mojej cioci, który znajdował się In der Ruh, czyli na dzisiejszym Zaciszu. Ta okolica jest już nie do poznania. Nie ma tam tych wszystkich domów, które wówczas stały w „moim wielkim ogrodzie". Dom mo- jej cioci stoi wprawdzie jeszcze pod numerem 15 (dziś podobnie jak i przed wojną), to jednak po ogrodzie nie ma już śladu. Od jej domu, do alei Wojska Polskiego

{Lessener Straße) widziało się wówczas jedynie pola i łąki.

Nasza droga do ogrodu prowadziła wzdłuż Mühlweg, (dziś ulica Krakusa), następnie drobnymi ścieżkami, przy tzw. ogródkach działkowych oraz wzdłuż pól szpa- ragowych, aż do farmy ptactwa Ringmanna, gdzie wów- czas ujadały dwa straszne psy, buldogi. Obydwa wyły przeraźliwie, gdy jechało się rowerem wzdłuż ogrodze- nia. Dziś, to tereny pomiędzy ulicą Węglową, ulicą Działkową i ulicą Krętą. Część z nich tworzyło także

„Osiedle Olchowe", tutaj stały domki jednorodzinne dla rodzin wielodzietnych.

Sam ogród był dla mnie rajem. Znajdowała się w nim nieskończona ilość owoców. Szczególne upodoba- nie żywiłam zwłaszcza do wiśni specjalnego gatunku,

tzw. Schattenmorellen. Czas, który razem z babcią spę- dzałyśmy w drodze, był niezwykle interesujący i po- uczający. Znała ona bowiem wiele ziół, które sama zbie- rała, by zawsze, gdy było to konieczne, zaparzyć z nich wywar. Jeszcze dziś widzę przed sobą jej zgrabne ru- chy, gdy rozrywała płatki herbaciane swymi smukłymi palcami i mieszała wybrane gatunki herbat i ziół. Była wychowana na przyrodolecznictwie. Babcia była ponad- to wolna od wszelkich życiowych obaw. Gdy obserwo- wała oddziały rosyjskie wkraczające do miasta, plądru- jące domy, dopadała do poszczególnych żołnierzy i siłą odbierała im zrabowane przedmioty, od tak, prosto z ręki. Ciocia, do której należał piękny dom i ogród, wy- jechała na Zachód już w 1945 roku, razem ze szpita- lem, w którym umieszczono jej 15-letniego synka, cięż- ko wówczas chorego. Złapał bowiem ciężkie zapalenie płuc i opłucnej podczas kopania okopów i stawiania umocnień wzdłuż Odry. Moja ciocia zabrała jedynie nie- wielki kuferek. To było wszystko, co pozostało z jej ciężkiej pracy. Tak też, opieka na jej domem przypadła w 1945 roku mojej babci. Prawie przez cały czas prze- bywała ona samotnie w tym wielkim domu, a Rosjanie dobrze ją znali. Z daleka wołali do niej: Ciociu, jesteście

sama?, a ona odpowiadała wówczas: No jasne, ale ani mi się ważcie tutaj zbliżać!

Tymi słowami chciałabym wystawić mojej babci symboliczny pomnik. Miała przecież tak ciężkie życie, a pozostawała zawsze prawdziwą chrześcijanką i zawsze, gdy chorowałam trwała przy mnie, swojej najmłodszej wnuczce. Jej ciężkie życie wyglądało następująco.

Mama mojej babci zmarła krótko po porodzie. Maco- cha nie przyjęła jej do domu, a jedynie oddała do ciot- ki, która również zmarła, gdy moja babcia miała 14 lat.

Tak więc od najmłodszych lat zdana była sama na sie- bie. Potem wyszła za mąż i powiła własne dzieci. Mąż i dwaj synowie, politycznie zaangażowani, pozostawali zdecydowanymi działaczami antyhitlerowskimi. Syno- wie trafili za to do obozu koncentracyjnego, a podczas wojny poległo trzech z jej pięciu wnuków. W wieku 77 lat, pozbawiona środków do życia, zmuszona była opu- ścić swą ojczyznę. Szczególnie tęskniła za pozostawio- nymi lasami zielonogórskimi. Mnie, swoją ulubioną wnuczkę, widziała już raczej rzadko, gdyż los rzucił nas w różne strony Niemiec. Piszę o tym również dlatego, by nie zapomniano, iż rządy Hitlera i sama wojna wy- rządziła wiele złego samym Niemcom. Myślę, iż po- winniśmy sobie nawzajem opowiadać więcej naszych historii życia, by dzięki temu nie tylko poznawać losy ludzi z drugiej strony, lecz także budować swój własny sposób zrozumienia siebie nawzajem. Może w niedłu- gim czasie moglibyśmy stworzyć jakieś wspólne Fo- rum poświęcone tej problematyce. Myślę, iż byłby to dobry pomysł.

Gudrun Lintzel Tłumaczenie Jarosław Kuczer

PIONIERZY • MAI 2 0 0 4 • NR 1 (22) 1 1

Działaczką Sekcji Historycznej Stowarzyszenia Pionierów Zielonej Gór

M ieszkanie pani Marii Gołębiow- skiej jest pełne wspo- mnień i pamiątek. Od- nosi się wrażenie, jak- by czas w tym miejscu zatrzymał się na chwi- lę. Wszystko to sprawia, że cały ten nastrój cie- pła i serdeczności daje się odczuć już od wej- ścia do domu i przez cały czas przebywania w nim. Dopełnieniem

Pani Maria Gołębiowska tej atmosfery jest ciepło

Fot. Marek Woźniak i spokój bijące od pani

Marii.

Przemysław Bartkowiak:

Zanim opowie Pani naszym Czytelnikom o swoim życiu w Zielonej Górze, wróćmy wspomnieniami do początków, czyli do lat Pani dzieciństwa i młodości, które były przecież chyba bardzo barwne i szczęśliwe.

Maria Gołębiowska:

Tak, rzeczywiście, moje lata dziecięce i młodzień- cze były właśnie takie. Urodziłam się 5 maja 1922 roku w Kijowie. Spędziłam tam wraz z rodzicami pierwszy rok swego życia. Moi rodzice oboje mieli ukończone wyższe studia, tato był inżynierem agronomem, a mama skończyła filologię z naciskiem na język polski. Mniej więcej po roku, całą rodziną wyjechaliśmy z Kijowa ostatnim oficjalnym transportem do Brześcia, by stam- tąd udać się do mojej babci do Szostakowa. Posiadała ona tam swój majątek, który był oddalony od Brześcia o około 30 km. Pierwsze wspomnienia tego majątku, które mi się nasuwają, związane są z gruszami, które tam rosły, i z tym, że je często zbierałam. Przyjechałam z wielkiego miasta, w którym mój świat był ograniczo- ny do małego podwórka znajdującego się przy domu, a więc grusze zrobiły na mnie duże wrażenie. Sam przy- jazd do Szostakowa spowodował duże przeobrażenia w moim dziecięcym życiu, a nawet w mojej psychice.

Tutaj doświadczyłam prawdziwego ciepła rodzinnego, a także miałam nieograniczoną przestrzeń życiową umożliwiającą mi zabawę, a później częste rozmyśla-

nia. Tam spędziłam cały okres dzieciństwa i każde let- nie wakacje w okresie nauki szkolnej. Czasy szkolne związane były z Brześciem, ponieważ uczęszczałam w tym mieście do gimnazjum i przez cały rok mieszka- łam tam w drugim domu należącym do mojej rodziny.

P. B.: W jakim momencie zaskoczyła Panią wojna?

M. G.: Wojna zaskoczyła mnie w Szostakowie, spę- dzałam tam wakacje. Na początku miejscowość tę za- jęły wojska niemieckie, by po kilku dniach wycofać się i oddać te tereny armii radzieckiej. W pamięci utkwił mi fakt zjawienia się żołnierzy niemieckich w naszym majątku. Zatrzymali się przed bramą wjazdową i za- częli domagać się jej otwarcia. Wówczas zaczęłam z nimi rozmawiać po niemiecku. W wyniku tej krótkiej roz- mowy zostałam poczęstowana przez jednego z nich kawałkiem czekolady, nie chciałam jednak jej zabrać.

Po chwili wzięłam ją i zaczęłam mu wciskać do ust, po tym geście ów żołnierz zabrał tę czekoladę i przełamał ją, oddając mi połówkę. Moja odmowa spowodowana była ówczesną propagandą polską, mówiącą że Niem- cy chcą otruć polskie dzieci. Niemcy założyli także w naszym domu, ze względu na jego wielkość, sztab woj- skowy. Po trzech dniach Niemcy wycofali się, a ich miejsce zajęli Rosjanie. Zaraz po ich wkroczeniu cała nasza rodzina została uwięziona w piwnicy. Zostaliśmy uwolnieni dopiero po tym, jak wstawiła się za nami pra- wie cała wioska, niemniej mieliśmy zakaz opuszczania majątku. Udało się mi jednak opuścić Szostakowo, naj- pierw udałam się do Brześcia, a potem do Kobrynia, by w końcu zostać osadzoną przez Niemców w obozie kon- centracyjnym w Falkensee. Spędziłam w nim cztery lata, zostałam tam także ciężko ranna.

P.B.: Jak po tych wszystkich perturbacjach wojen- nych wspomina Pani przyjazd do Zielonej Góry i pierw- sze lata spędzone tutaj?

M. G.: Zjawiłam się wraz z rodzicami w Zielonej

Górze w piękną wrześniową noc w 1945 roku. Miasto,

o istnieniu którego jeszcze kilka dni wcześniej nic nie

wiedziałam, urzekło mnie od pierwszego wejrzenia. W

księżycowej scenerii wyglądało jak ze snu. Wąskie chod-

niki, niskie rzeźbione płotki, piękne ogródki skalne i

świerki srebrzyste podkreślały urok malowniczych

domków. Tak rozpoczęłam pierwszą godzinę pobytu w

mojej drogiej Zielonej Górze. Wtedy nie przypuszcza-

łam, że właśnie tutaj spędzę całe swoje życie. Tu zało-

(7)

1 2 PIONIERZY • MAI 2 0 0 4 • NR 1

żę rodzinę i że przez długie lata będę pracować w ko- lekturze Totalizatora Sportowego, pochowam rodziców, a także, że w tym mieście samodzielne życie rozpoczną moje dzieci. Pamiętam dawną Zieloną Górę. Było to miasto zieleni, ogrodów i winnic, np. z Wieży Brani- borskiej rozpoście-

rał się piękny wi- dok na Wzgórza Piastowskie obra- mowane polami i winnicami.

P. B.: Jakie zmiany według Pani dokonały się w Zielonej Górze na przełomie XX/

XXI wieku? Jak je Pani ocenia?

M. G.: Pierw- sze lata były cza-

„Dzień Seniora" 1990 r., p. Maria Gołębiowska, czwarta z lewej strony.

Zielonogórscy pionierzy: Maria Gołębiowska, Jadwiga Kolibab- ka, Stefania Dyra, Helena Piłat (matka pierwszego obywatela Zie- lonej Góry).

(22)

sem powojennej euforii. Jednak w wyniku objęcia wła- dzy przez komunistów, coraz częściej mówiono o aresz- towaniach i rewizjach. Wiele spraw stanowiło jednak temat tabu. Rozpoczęła się także walka z tzw. prywatną inicjatywą, to jest z rzemieślnikami, kupcami i ogrod- nikami, w wyniku której ucierpiał także mój tato, tra- cąc w tym czasie swoje ogrodnictwo. W 1950 roku Zie- lona Góra została miastem wojewódzkim. Z powiato- wego miasteczka stała się stolicą regionu. Zaczęły po- wstawać nowe gmachy administracyjne i kulturalne, np.

biblioteka imienia Cypriana Kamila Norwida. W 1989 roku zmienił się system. Nie zatrzymało to jednak roz- woju miasta zapoczątkowanego w okresie powojennym, a wręcz go przyspieszyło i trwa aż do dzisiaj. Jedna z zasad, którą chciałabym przekazać młodym mieszkań- com brzmi: - nie tylko władza jest odpowiedzialna za wygląd i klimat miasta, ale wszyscy musimy czuć się gospodarzami naszego domu. Dlatego też marzę i wie- rzę w to, że nasza Zielona Góra pozostanie miastem przyjaznym mieszkańcom, również dla przyszłych po- koleń.

P. B.: Kiedy rozpoczęła Pani swoją działalność w

„Pionierach", co Panią do niej skłoniło i na czym pole- gała?

M. G.: Rozpoczęłam ją w połowie lat 80-tych za sprawą mojej znajomej, która poleciła mi pracę spo- łeczną w Towarzystwie Przyjaciół Zielonej Góry. Po- siadało ono w swojej strukturze organizacyjnej taką komórkę, która nazywała się „Pionierzy". Wystąpiłam z wnioskiem, aby oderwać „Pionierów" od Towarzy- stwa i utworzyć z nich samoistną organizację. Tak do- szło do powstania Sekcji Historycznej Stowarzyszenia Pionierów Zielonej Góry, której zostałam pierwszą prze- wodniczącą. Na początku nasza siedziba mieściła się w jednej z sal Biblioteki Wojewódzkiej im. C. K. Norwi- da w Zielonej Górze. Przez cały czas jednak starałam się o nowe pomieszczenie ze względu na to, że mieli- śmy za mało miejsca. Udało nam się i dostaliśmy od miasta Salę Wspomnień (tak ją nazwaliśmy) w zielono- górskim ratuszu. Na początku zajęłam się jej wyposa- żeniem, dbałam także o wszelakie inne sprawy związa- ne z działalnością „Pionierów", np. pozyskiwanie środ- ków finansowych. Przebyta choroba uniemożliwiła mi prowadzenie tak przemęczającego trybu życia, niemniej jednak przez cały czas pozostaję aktywną działaczką tego stowarzyszenia. Bardzo żałuję jednak, że w tej chwili nie działa już przy naszej sekcji Towarzystwo Młodzieżowe, ponieważ wielu z nas chciałoby swą wie- dzę, doświadczenia życiowe i wspomnienia przekazać młodym ludziom kształtującym obecną rzeczywistość.

Mam taką nadzieję że ulegnie to zmianie.

Dziękuję, że zechciała Pani podzielić się swoimi wspomnieniami z naszymi czytelnikami.

Pijalnia, Kudowa Zdrój.

PIONIERZY • MAI 2 0 0 4 • NR I (22) 13

e/e sztultc

D

o najcenniejszych wystaw Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze należy Galeria Sztuki Śląska Lubu- skiego. Stała prezentacja dzieł sakralnych ukazuje zabytki 0 bogatych wartościach treściowych, ideowych i artystycz- nych, przybliżając kulturę naszego regionu od XIV do koń- ca XVIII wieku.

Początki zbioru sztuki sacrum sięgają lat dwudziestych XX wieku, kiedy to w miejscowym Heimatmuseum powstał Dział Kościelny, wzbogacany w okresie powojennym ko- lejnymi przekazami.

Na przestrzeni blisko 12 lat istnienia ekspozycji podle- gała ona zmianom odnoszącym się zarówno do jej koncep- cji, jak i merytorycznej zawartości. Początkowo zlokalizo- wana w pierwszym pomieszczeniu obecnej wystawy, pre- zentowała wyłącznie rzeźbę gotycką. Z czasem wzbogaciły ją realizacje współczesne z galerii autorskiej Aleksandry Domańskiej-Bortowskiej oraz praca Grzegorza Olecha „La- birynt". Na jednej przestrzeni znalazły się rzeźby gotyckie oraz dwudziestowieczne, ukazując przeobrażenia zachodzą- ce w sztuce na przestrzeni wieków. Obecnie prace artystki eksponowane są przed wejściem na ekspozycję razem z

„Wieżą asymetryczną" Kajetana Sosnowskiego.

W nowym poszerzonym przestrzennie kształcie Gale- rię Sztuki Śląska Lubuskiego tworzy blisko 80 obiektów.

Wystawa została ujednolicona treściowo oraz wzbogacona odrestaurowanymi muzealiami malarstwa i rzemiosła z XVII 1 XVIII wieku.

Motywem powszechnie występującym w sztuce sakral- nej już od VI wieku są krucyfiksy. Na ekspozycji prezentu- jemy trzy przedstawienia, począwszy od najstarszego tchną- cego dramatyzmem i ascezą, poprzez mniej ekspresyjne, ale odważniejsze formalnie dzieło, po trójosobowe ukrzyżowa- nie prezentacyjne z figurami Matki Boskiej i św. Jana.

Tradycyjnie z wielkim szacunkiem i atencją odnoszono się do Marii - Matki Boskiej. Od wieków szczególną rolę pełniły wizerunki Madonn, najpełniej oddając piękno ko- biecej urody. Jedna z prezentowanych figur nawiązuje do idealizującego stylu pięknych Madonn. Stylu, obejmujące- go w naszej części Europy głównie Czechy, skąd około 1400 roku dotarł on na Śląsk, znamionując rozkwit miejscowych warsztatów.

Na terenach Dolnego Śląska bardzo popularny był tak- że kult św. Anny Samotrzeć, ukazanej na wystawie w dwóch różnych przedstawieniach, stojącym oraz późniejszym, tro- nującym.

Niemal wszystkie prezentowane obiekty powstały w anonimowych warsztatach snycerskich. W średniowieczu, twórczość tego rodzaju uprawiali głównie rzemieślnicy ce- chowi, realizujący zamówienia według określonego kano- nu figuralnego, często powielając najwybitniejsze dzieła.

i

(ze zbiorów Muzepi Ziemi L

Do bliżej określonych artystów z naszego regionu nale- żał Mistrz ołtarza z Gościszowic. Przyjmuje się, że tworzył on na północno-zachodnich terenach Dolnego Śląska przy- najmniej od 1499 do około 1520 roku. Z jego dorobkiem łączymy około 15 zachowanych zespołów ołtarzowych z Gościszowic, Konina Żagańskiego, Wichowa, Chichów, a także prawdopodobnie z Sulechowa czy Kalisza. W zbio- rach Muzeum Ziemi Lubuskiej znajdują się dwie rzeźby, pochodzące z tej pracowni: Matka Boska z Dzieciątkiem oraz święta Barbara. Blisko dwa lata temu kunszt rzeźbiar- ski i malarski „Mistrza" mogliśmy szerzej poznać w pre- zentowanym czasowo ołtarzu z kościoła w Dziko wicach.

Największymi obiektami pierwszej części galerii są dwa XV i XVI-wieczne ołtarze, przybierające w gotyku postać rozbudowanych wieloelementowych kompozycji.

Rozwój reformacji oraz niszczycielska wojna 30-letnia przyniosły upadek cenionej w średniowieczu twórczości rzeźbiarzy śląskich.

Pośród dzieł barokowych poziomem artystycznym wy- różnia się figuralna grupa „Zaślubin Marii". Znakomicie rzeźbione, ujęte w dynamicznej pozie postacie zdradzają świetne dłuto nieznanego mistrza. Między figurami prezen- towany jest XVIII-wieczny obraz „Pocałunek Józefa", po- wstały według pierwowzoru dzieła Michała Leopolda Wil- lmana, wybitnego śląskiego malarza barokowego, tworzą- cego wraz z uczniami dla wielu tutejszych kościołów.

Dominującą pozycję pod względem ilości w zbiorze Działu Sztuki Dawnej zajmują rzeźby z XVII i XVIII wie- ku, wyobrażające Chrystusa Zmartwychwstałego. Najstar- sza z figur powstała około roku 1500, natomiast pozostałe mocno zróżnicowane artystycznie, reprezentują już sztukę barokową.

Do nielicznych dzieł kamiennych na wystawie należy XVII-wieczne przedstawienie kanonika praskiego Jana Ne- pomucena. Był to najpopularniejszy święty doby baroku na Śląsku, mający chronić między innymi przed powodzią i utopieniem. Obok rzeźby eksponowany jest obraz ze sceną jego męczeńskiej śmierci.

Razem z dziełami rzeźbiarskimi i malarskimi wystawę współtworzą wyroby rzemiosła z XVII-wiecznym cyborium, kielichem mszalnym z ampułkami, misą chrzcielną oraz świecznikami ołtarzowymi.

Cennym i bliskim nam obiektem jest nawiązująca do współczesności mitra Ojca Świętego Jana Pawła II. Ten szczególny dar Stolicy Apostolskiej i Kurii Biskupiej w Zie- lonej Górze zainaugurował nabytki sztuki sakralnej w no- wym trzecim tysiącleciu.

Powstałe przed setkami lat dzieła nadal wywołują do- znania artystyczne i emocjonalne, świadcząc o przeszłości regionu. Zabytki prezentują różne filozofie i style, począw-

(8)

15 PIONIERZY • MAI 2 0 0 4 • NR I

Przedstawienia Matki Boskiej (fragment ekspozycji)

Ekspozycja gotycka (fragment)

Ekspozycja gotycka (fragment)

(22)

szy od zrodzonego z doktryny Kościoła, często ascetyczne- go i dydaktycznego gotyku po pełen ekspresji, teatralności i przepychu barok.

Sztuka ta wzrusza, będąc równocześnie źródłem inspi- racji dla współczesnych artystów. Gotyckie i barokowe dzie- ła z galerii przedstawiła w swoich realizacjach prof. Alek- sandra Mańczak. Jej komputerowo montowane fotografie

„św. Sebastian", „Skok" oraz „Putto" współtworzą cykl prac

„Mury polskie".

Ubiegły rok przyniósł także realizację kolejnego przed- sięwzięcia. W galerii „Nowy Wiek" powstała instalacja Rolanda Schefferskiego, której najstarszym elementem były właśnie rzeźby sakralne.

Motywem przewodnim obu tych współczesnych reali- zacji stał się czas, wyzwalający emocje i refleksje, podkre- ślający symbiotyczne związki między współczesnością i przeszłością.

W oparciu o ekspozycję powstają też prace na różnych wydziałach Uniwersytetu Zielonogórskiego, umożliwiając

Ekspozycja barokowa (fragment)

WSPOMNIENIA PIONIERZY • MAI 2 0 0 4 • NR I (22)

studentom zgłębianie arkanów sztuki. Galeria w obecnym kształcie to efekt długotrwałych zabiegów restauratorskich.

Znaczna część spośród prezentowanych na wystawie obiek- tów przeszła gruntowne prace konserwatorskie, ratujące je przed zniszczeniem oraz przywracające im blask dawnej świetności.

Galeria Sztuki Śląska Lubuskiego jest wyrazem szacun- ku dla wielowiekowych tradycji kulturowych regionu oraz symbolem ciągłości w sferze kultury duchowej i material- nej. Jako depozytariusze wielowiekowego dorobku zapisa- nego w dziełach sztuki staramy się go jak najszerzej pre- zentować współczesnemu pokoleniu.

Aleksandra Mańczak, Z cyklu „Mury polskie", „Sw. Sebastian", 2001 r. Pachołek, forma słupa o przekroju kołowym, lekko posze- rzający się ku dołowi. W części górnej dookolny szeroki pierścień z dwoma taśmowymi pasami, zwieńczony formą półkolistą. Poni- żej na powierzchni trzy dookolne pierścienie oraz reliefowy kar- tusz herbowy z datą 1740.

Longin Dzieżyc

Bibliografia:

D. Biernacka, Warsztat rzeźbiarski Mistrza ołtarza z Gości- szowic, „Zielonogórskie Zeszyty Muzealne", 1969, nr 1.

liczności i przyczyny podjęcia przez władcę Franków tak okrutnej decyzji.

Granicę wschodnią monarchii Ka- rola Wielkiego - podobnie jak uprzed- nio Cesarstwa Rzymskiego - wyzna- czał Ren. Usadowieni za rzeką Sasi, wykorzystując zaangażowanie Fran- ków i ich władcy w walkach na Pół-

wyspie Pirenejskim i Apenińskim, _ przekraczali tę wodną granicę, aby gra- Verden - herb miasta bić i pustoszyć osiedla frankońskie.

Najazd w 772 r. spowodował wyprawę odwetową Franków, która jednak nie powstrzymała Sasów od kolejnych najazdów grabieżczych w latach 773 i 776. W tej sytuacji Karol Wielki podjął decyzję o podboju Saksonii i w latach 779-730 opano- wał jej część wschodnią i południową, aż po Łabę.

Podbici Sasi zmuszeni zostali do przyjęcia chrztu, budowy kościołów oraz składania danin na rzecz monarchy i kleru.

Czekali jednak na dogodną okazję, aby zrzucić z siebie zwierzchnictwo Franków. Gdy w 782 r. Serbowie Łużyccy wtargnęli do Saksonii i Turyngii, a armia Karola Wielkiego ruszyła przeciwko łupieżcom, przekraczających Wezerę Fran- ków zaskoczyli zbuntowani Sasi, zadając im ciężkie straty.

Wieść o klęsce armii Karola Wielkiego stała się hasłem do ogól- nego powstania Sasów, któremu przewodził Widukind.

Z silną armią Karol Wielki wkroczył jeszcze w 782 r. do Saksonii, stanął obozem w Verden i zażądał wydania przywód- ców powstania. Możnowładcy sascy wydali Frankom 4 500 powstańców, przede wszystkim chłopów. Znawcy przedmiotu są przekonani, że wielmoże sascy, spełniając żądanie Karola Wielkiego, realizowali również własny zamysł wyeliminowa- nia tych chłopów, którzy pod przywództwem Widukinda wy-

1. Z a r y s d z i e j ó w

Położone nad rzeką Aller, dopływem Wezery, na południowy wschód od Bremy, Verden jest miastem dolnosaskim o rodo- wodzie sięgającym wczesnego średniowiecza. Jego dzieje roz- poczyna przekaz z 782 r. o ścięciu w Verden z rozkazu Karola Wielkiego w jednym i tym samym dniu 4 500 Sasów.

Ta ponura informacja, dla której nawet w ówczesnych wie- kach trudno byłoby znaleźć analogię, nasuwa gję pytanie o oko-

Verden - usytuowanie

(9)

r

16 PIONIERZY • MAJ 2 0 0 4 • NR i (22)

Verden - katedra

państwowe i kościelne, a rozwój kultury w jego monarchii - nazywany renesansem karolińskim - nie byłby możliwy bez ich udziału.

Mnisi z Irlandii i Szkocji uczestniczyli również w chrystia- nizacji Dolnej Saksonii, a erygowane około 787 r. biskupstwo w Verden obsadzane było początkowo przez iroszkockich du- chownych.

Swój rozwój zawdzięcza Verden korzystnemu położeniu w centrum prowincji nad rzeką Aller, na skrzyżowaniu waż- nych szlaków handlowych. Wzniesiony jeszcze przed najaz- dem Franków drewniano-ziemny gród bronił dogodnej prze- prawy przez rzekę, był również ośrodkiem władzy zwierzch- niej i sądowniczej. W niewielkiej odległości na północny- wschód od grodu stwierdzono istnienie osady z czasów przed- karolińskich. Na jej miejscu - po zniewoleniu Sasów - wznie- siono kasztel obwarowany konstrukcją drewniano-ziemną, a po erygowaniu biskupstwa wybudowano katedrę, pierwotnie drewnianą, zastąpioną następnie romańską budowlą wzniesioną z kamiennych ciosów. Obszar katedry z siedzibą biskupa i lud- nością służebną otoczony był fosą i chroniony palisadą.

Wzdłuż rzeki Aller, na północ od katedry, rozwijało się osiedle podlegające biskupowi, skupiające głównie rzemieślni- ków i kupców, które do końca XII w. wykształciło w dużym stopniu formy struktury miejskiej. W 985 r. cesarz Otton II nadał biskupowi Verden przywilej targowy, a także prawo pobiera- nia cła i bicia monety. Natomiast cesarz Henryk VI, w doku- mencie wystawionym w 1192 r., potwierdził prawo biskupa Rudolfa jako pana na Verden do dalszej rozbudowy „civitas", przy czym nikt bez zgody biskupiej nie mógł wznosić w mie- ście budynków w miejscach publicznych, do których zalicza- no place i ulice.

W kompleksie zabudowań Verden, od okresu wczesnośre- dniowiecznego począwszy, występował wyraźny podział na dwie odrębne jednostki: siedzibę biskupa i księży, z katedrą, zapleczem służebnym i nadrzeczną osadą rybaków, skupiony- mi w części południowej oraz osiedle rzemieślników i kupców skupionych w części północnej miasta. Podział ten jednoznacz- nie zaakcentowało opasanie osiedla rzemieślników i kupców murem obronnym, czego dokonał w początku XIII w. biskup Yso. Miasto w obrębie murów nosiło nazwę Norderstadt (Pół- nocne Miasto) Verden, a strefa biskupia - początkowo Süder- ende (Południowy Kraniec), a od 1651 r. - Süderstadt (Połu- dniowe Miasto) Verden. Rozwijało się głównie miasto rzemieśl- ników i kupców - Norderstadt. Począwszy od 1235 r., w jego stąpili nie tylko przeciw Frankom, lecz również przeciw swym

panom, wyzwalając się spod ich uciążliwej zależności.

Kara, jaka spotkała w Verden zbuntowanych Sasów, nie powstrzymała ich jednak od walki - wręcz przeciwnie. Przez okres trzech lat Karol Wielki ogniem i mieczem pustoszył Sak- sonię i wysiedlał całe osady saskie w głąb Galii. Wreszcie w 785 r. Widukind poddał się Frankom i - dopełniając warun- ków kapitulacji - przyjął chrześcijaństwo.

Warto dodać, że ujarzmieni i drastycznie uciskani Sasi w 793 r., gdy Karol Wielki walczył z Saracenami i Awarami, po- nownie podjęli próbę wyzwolenia się spod władzy Franków.

Jak poprzednio, cała Saksonia znalazła się w ogniu powstania.

Po jego stłumieniu, Karol Wielki zrównał Sasów w prawach z Frankami, co w istotny sposób zjednało mu mieszkańców pod- bitej prowincji.

Czynnikiem integrującym monarchię Karola Wielkiego była religia oraz kultura przesycona wartościami chrześcijań- skimi. W rozwijaniu szkolnictwa i kształceniu kleru ważną rolę spełnili mnisi iroszkoccy. W Irlandii i Szkocji, które uniknęły niszczycielskich najazdów w okresie wczesnośredniowiecznych wędrówek ludów, w licznych klasztorach miejscowi mnisi pie- lęgnowali nieskażone teksty Pisma Świętego i antyczną łacinę.

Karol Wielki powierzał mnichom iroszkockim ważne urzędy Verden - widok miasta, miedzioryt Meriana z 1663 r.

Verden - plan starego miasta

L

PIONIERZY • MAJ 2 0 0 4 • NR 1 (22) 17

księgach występują nazwiska rajców miejskich, świadczące o działalności verdeńskiego samorządu. Pełnię praw miejskich uzyskało jednak Verden dopiero 12 marca 1259 r., z nadania bpa Gerharda.

Część biskupia Verden (Süderende) otoczona została pół- kolistym murem obronnym dopiero w 1371 r. Pierwotny mur Północnego Miasta w dalszym ciągu dzielił obie części Verden.

Rajcowie północnego Verden decydowali o rozwoju gospodar- czym miasta. W części biskupiej rzemieślnicy mogli podejmo- wać pracę jedynie za zgodą rady miejskiej i po wstąpieniu do cechu w Norderstadt Verden. Reglamentowany był handel suk- nem. W południowym Verden mógł być prowadzony tylko za zgodą rady. W XIV w. miejscowi rzemieślnicy skupieni byli w cechach piekarzy, krawców, szewców, kramarzy, kuśnierzy, ko- wali oraz producentów wyrobów z kości. Rzemieślnicy innych zawodów mogli należeć do cechów pokrewnych.

Rozplanowanie verdeńskiej starówki zaskakuje w porów- naniu z planami średniowiecznych miast polskich. Te ostatnie, nawet jeżeli w swym układzie nawiązują do starszego osadnic- twa, wykazują regularny układ sieci ulicznej (szachownicowy), skupionej wokół prostokątnego centrum - rynku. Takie są pla- ny Zielonej Góry, Sulechowa, Świebodzina, czy - spośród miast większych, Wrocławia i Poznania. Plan Verden jest odmienny, pierzeje miasta nie są skupione koncentrycznie wokół rynku i nie tworzą regularnego, szachownicowego planu. Zabudowa zabytkowego Verden dostosowana jest do warunków tereno- wych: biegu rzeki i szlaków komunikacyjnych. Główne ulice, łączone poprzecznie, wytyczone zostały wzdłuż rzeki, poszcze- gólne kwartały starówki mają układ nieregularny, co jed- noznacznie wskazuje, że nie powstały w rezultacie jednorazo- wego wyznaczenia planu, lecz narastały sukcesywnie w miarę rozwoju miasta.

Najstarszą budowlą Verden jest katedra. Krypta oraz do- brze zachowany krużganek to pozostałości po romańskich fa- zach jej budowy. Katedra jest trójnawowym kościołem halo- wym (o nawach równej wysokości), z obejściem chóru, tran- septem i wieżą od strony zachodniej. Do budowy jej części wschodniej, rozpoczętej na przełomie XIII i XIV w., użyto po- czątkowo piaskowca, zastąpionego następnie cegłą. Korpus nawowy katedry ukończono w XV w.

Budowlą romańską, wzniesioną w XII w. z cegły, był pier- wotnie kościół parafialny św. Jana. W dobie gotyku wybudo- wano na jego miejscu trójnawowy kościół halowy.

W całości zachowanym zabytkiem romańskim jest nato- miast kościół św. Andrzeja, datowany na lata około 1212-1220.

Niewielki, jednonawowy, z niemal kwadratowym chórem z absydą, był pierwotnie kryty stropem drewnianym.

Kolejny kościół, św. Mikołaja, wybudowany wraz ze szpi- talem pw. tegoż świętego w XIII w., nie zachował się w pier- wotnym stanie. Jego gotycką sylwetę uwzględnił jedynie Me- rian w swojej panoramie Verden z 1663 r.

Ratusz występuje po raz pierwszy w księgach miejskich w 1330 r. jako „domus consulum". Dwukondygnacyjny budynek, zdobiony schodkowymi szczytami, posiadał niewielką wieżycz- kę (sygnaturkę) zakończoną stożkowo. W jego miejsce, w la- tach 1730-1732, wzniesiono nowy budynek, również dwukon- dygnacyjny podpiwniczony, z ozdobnymi szczytami. Został przebudowany w trzeciej ćwierci XIX w., a w latach 1903-1905 rozbudowany i wzbogacony o wyniosłą wieżę.

cdn.

Grzegorz Chmielewski

Verden - północny szczyt transeptu i ściana szczytowa szkoły ka- tedralnej (1578)

Verden - ratusz

Verden - głowa byka na domu garbarza

Cytaty

Powiązane dokumenty

Sczaniecki był autorem rozdziałów historycznych przedstawiających przeszłość poszczególnych krain Ziemi Lubuskiej: krainy międzyrzeckiej, torzymskiej oraz krośnień- skiej

• przy wale obelisk ku czci żołnierzy Wojsk Ochro- ny Pogranicza. Dalej do ujścia po lewej stronie Odry są tereny Niemiec. Brak mostów i przepraw uniemożliwia wza-

1776 miasto było w posiadaniu zakonu Jezuitów. Otyń ciąży ku pobliskiej Nowej Soli. Zachował się pierwotny układ urbanistyczny, którego centrum stanowi prostokątny ry- nek

Szwagier Jóźwiak (mąż najmłod- szej siostry mojej mamy Janiny) naliczył, że miał czternaście ran. Ja tylko to zauważyłam, że miał wargę wyrwaną tak, że mu było widać

osobową grupę znanych w mieście Polaków jako zakładników, grożąc ich rozstrzelaniem. Pomimo akcji dywersyjnych w oko- licy, Komitet utrzymywał się do końca roku. Niedaleko

Powody mojego „lania&#34; według Matki były zawsze bar- dzo istotne, bo: jednego roku podpaliłem papiery za sza- fą, kiedy chodziłem po mieszkaniu ze świecą choinko- wą,

przez Włodawę na pomoc Warszawie. brali udział w bitwie z Niemcami, ostat- niej bitwie tej wojny. była skazana na klęskę, jednak przegrana nie oznaczała końca walki, ani

Na półkuli północnej wiosna zaczyna się wówczas, gdy Słoń- ce, widziane z Ziemi znajduje się w punkcie Barana, to jest 21 marca, lato zaczyna się, gdy Słońce widoczne jest