Zbigniew Sudolski
"Matka Słowackiego"
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 85/3, 52-60
1994
Z B IG N IE W S U D O L S K I
„M A T K A S Ł O W A C K IE G O ”*
D n ia 26 lipca (starego stylu) 1855 zm arła n a cholerę w K rzem ieńcu, w w ieku 63 lat, i spoczęła n a publicznym cm entarzu tunickim (od nazwy przedm ieścia: T uniki) Salom ea z Januszew skich, 1° voto E uzebiuszow a Słow a
cka, 2° voto A ugustow a Bécu. C o wiemy o tej niepospolitej kobiecie, ja k ą była ta, k tó ra w św iadom ości przeciętnego polskiego inteligenta w ystępuje ja k o
„ m a tk a S łow ackiego”, za traca jąc tym sam ym ja k b y swą osobow ość i niezw ykłą indy w id ualno ść?
Była n ajstarszą z tro jg a dzieci T eo d o ra Januszew skiego, zarządcy d ó b r
‘Liceum K rzem ienieckiego, i A leksandry z D um anow skich. Jej b racia to Jan, sędzia ziem ski p o w iatu bracław skiego, uczestnik po w stan ia listopadow ego (w oddziale gen. Różyckiego), który zginął tragicznie, zam ordow any przez chłopa przew o dn ika, o raz Teofil, b u ch alter Liceum K rzem ienieckiego i U niw ersytetu K ijow skiego, g o sp o d arz o uzdolnieniach artystycznych (był uczniem Ja n a R ustem a), posiadający naw et przez k ró tk i okres w łasną pracow nię m alarsk ą w W ilnie; o sk arżo n y w procesie Szym ona K on arsk ieg o, aresztow any i zesłany w 1838 r. do P erm u, skąd pow rócił po 4 latach, by n a staro ść osiąść w raz z żo n ą H ersylią, z d o m u Bécu, w odziedziczonym w raz z siostrą U bien iu pod lw ow skim Z adw órzem ; łączyły go wówczas bliskie stosu nk i przyjacielskie z „przed b u rzo w cam i” r. 1863 — L udw ikiem W olskim , T adeuszem W asilew skim i M ieczysław em R om anow skim .
R o dzin a Januszew skich w yw odziła się ze średniej szlachty, w yznania rzym skokatolickiego, p o siad ała nieprzeciętne uzdo lnienia i system atycz
ną, urzędniczą p ra cą z a rab iała n a swe skrom n e utrzym anie. W biografiach Ja n a i Teofila zasługują na uwagę: czynne zaangażow anie się w spraw ę w olności ojczyzny, a także uzdolnienia artystyczne, d u ża w rażliw ość n a p o e z ję 1 o b jaw iająca się naw et w specyficznym zachow aniu, sk łan iająca np. Teofila do w yboru m alow niczego m iejsca swego wiecznego spoczyn
ku n a jed n y m ze wzniesień pod U bieniem (życzenie zresztą nie zreali
zow ane).
* Referat w ygłoszony w Krzemieńcu 2 X 1993 na sesji poświęconej Słowackiem u, zor
ganizowanej przez Tow arzystw o O drodzenia Kultury Polskiej w Krzemieńcu.
1 W skazują na to m.in. wpisy poetyckie Teofila Januszew skiego w sztam buchu pani Salomei.
Zob. Z. S u d o l s k i , Refleksje nad sztambuchami Salomei Słowackiej-Bécu. W zbiorze: W kręgu rodziny i przyjaciół Słowackiego. W arszawa 1967, s. 94 — 98.
„ М А Т К А S Ł O W A C K IE G O ” 53
Z zachow anych kilku p o rtre tó w pani Salom ei patrzy n a n as k o b ieta 0 rysach dość nieregularnych, tw arzy okrągłej, grubym , dużym nosie i ustach, pięknych, ogrom nych, czarnych i m ądrych oczach oraz takiego sam ego k o lo ru w łosach podciętych k ró tk o , spływ ających po b o kach tw arzy w m odn ych dużych lokach. C hoć m alarze z pew nością nie upiększali m odelu, zgodnie potrafili o d d ać nieprzeciętny wdzięk p ortreto w anej osoby. Juliusz Słow acki raz w spom inał w swej korespond encji z m a tk ą jej „szare, m od re oczy” (К 1, 4 3 1)2, innym zaś razem pisał:
oczy ty m asz wielkie, zielone a ciemne, pełne słońca — w dołach czarnego smutku, św iecące się jak lam py tajemnicze w Jozafatow ych grobowcach. [K 2, 60]
N iekiedy oczy te p rzy p o m in ają poecie J e d n ą z tych M ad o n n h iszp ań sk ich ” fascynujących swą „pięknością m atki boleśnej [ . ..] , najbliższą p ięknościom aniołow ym ” (K 2, 60).
Jakie więc m iała oczy pani Salom ea: czarne, szare, m odre, zielone? N ie rozstrzygniem y w ątpliw ości, je d n o jest je d n a k pew ne: jej oczy były pełne wyrazu, oddaw ały głębię osobow ości i, ja k to zwykle byw a u osób n ieprzecięt
nych, m ieniły się w zależności od nastroju. Z ostatnieg o p o rtre tu m alow anego przez W ojciecha K ornelego S ta ttlera w 1848 r. p atrzy ju ż n a nas „sch o ro w an a 1 zm ęczona życiem k o b ie ta ” (K 2, 156); sakralizując jej o b ra z szuk ał p o eta p u n k tu odniesienia w ikonografii religijnej.
Jesienią 1808 licząca 16 lat có rk a A leksandry i T e o d o ra Januszew skich zo stała w yd ana za m ąż za 35-letniego profesora G im nazju m W ołyńskiego w K rzem ieńcu, E uzebiusza Słow ackiego. Był to aw ans w hierarchii społecznej
— c ó rk a rządcy d ó b r gim nazjalnych w chodziła w kręgi elity k ultu ralnej.
N iew ątpliw ie zw róciła n a siebie uw agę p o d starzałego ju ż kaw alera swym w dziękiem , w rażliw ością i nieprzeciętną inteligencją. K ształciła się w praw dzie zgodnie z ów czesnym zwyczajem w dom u, jej polszczyzna, zw łaszcza w zakresie fonetyki i ortografii, była dość przeciętna, nielepiej było też z ary tm ety k ą, sk o ro sam a pisała o sobie, iż jest nieukiem , k tó ry ledwo wie, że 2 a 2 jest 4; n a to m ia st m ów iła dość biegle po francusku, zasób jej w iadom ości był rozległy, a dzięki pracow itości, zainteresow aniom i szerokiem u zakresow i lek tury była w stanie prow adzić interesujące rozm ow y, a choć „nie p am iętała cytacji”, poprzez niezw ykły k o lo ry t „przydający ciągle now y wdzięk d o jej rozm ów , tw orzyła [ . .. ] myśl n o w ą” 3.
Z ainteresow an ia, wrażliw ość, c h a ra k te r pani Salom ei k ształto w ały się niew ątpliw ie po d wpływem m odnych wówczas rom an sów francuskich. Ale ja k ujaw n iają listy jej syna i koresp o n d en cja jej samej z A ntonim E d w ardem O dyńcem , nie tylko zn a ła czołow ych pow ieściopisarzy sentym entalizm u i ro m antyzm u, takich ja k R ousseau, Sterne, C o op er, pani de Staël, W alter Scott, F ry d ery k Skarbek, K lem en ty na T ań sk a, zachw ycała się poezją T h o m asa M o o re ’a, B yrona, A lph on se’a de L am a rtin e’a, ale rów nież nieobca jej była tw órczość poetycka J a n a K ochanow skiego, F ran ciszk a K niaźnina, Pochwała głupoty E razm a z R o tte rd am u , interesow ała się najnow szym i publikacjam i
2 Tym skrótem odsyłam y do wyd.: Korespondencja Juliusza Słowackiego. O pracow ał E. S a w r y m o w ic z . T. 1 —2. W rocław 1963. Pierwsza liczba po skrócie oznacza tom , następne — stronice.
3 J. S ł o w a c k i , Pamiętnik. W: Dzieła. T. 10. W rocław 1949, s. 508.
utw o ró w M ickiewicza, o których m iała swoje zdanie, zaznaczając n a egzem p
larzu kreskam i, k ro p k a m i i krzyżykam i swoje w rażenia (W 181)4. Przede w szystkim je d n a k stara ła się dość regularnie śledzić n a bieżąco ówczesne czasopism a literackie, czytać w ychodzące w W arszaw ie dzienniki przesyłane przez O d y ń ca Janow i Śniadeckiem u (W 227, 92), interesow ał ją francuski
„ Jo u rn a l des D am es et des M o des” w ychodzący we F ran kfu rcie n ad M enem o ra z „B ibliotheque U niverselle”.
O rozległości i ró żn o ro d n o ści jej lektury, a także o tym , że czytała uw ażnie i przeżyw ała to, co czytała, i um iała w ybrać w sk azan ia m oraln e, świadczą, liczne wypisy czynione przez p an ią Salom eę w osobnych, p rzeznaczonych n a to zeszytach i książeczkach (zielonej i pąsowej). Znaleźć tam m o żn a słow a R ousseau n ak azujące życzliwość w obec ludzi, zrozum ienie ich w ad i ułom ności, fragm enty utw orów S terne’a m ów iące o potrzebie p rzebaczania nieprzyjacio
łom , o d p łaca n ia d o b ry m za złe, o pow ściągliw ości w w y po w iadan iu sądów , cy taty z pism W a lte ra S cotta, gdzie u k az an a jest czułość serca i p olecan a w strzem ięźliw ość w b a d a n iu w szystkich p o b u d ek naszych czynów , a tym sam ym a u to r o p o w iad a się za sp o ntaniczn ością ludzkich reakcji i działań;
z H o raceg o w ypisana jest znam ienna myśl o niedow ierzaniu tym , co m ów ią źle o swych przyjaciołach, a z B acona — o bezzasadności d y sp u t n a tem at przew agi jednej płci n ad drugą. D u Ledis fascynuje czytelniczkę nakazem p o b łaża n ia głupocie, k tó ra jest ułom nością, i dlatego o krucieństw em jest o b ra can ie jej w śmieszność. Szczególnie ulubionym filozofem p an i Salom ei jest C h ry stian H erm an W eiss, k tó ry zw raca jej uw agę wyliczeniem najbardziej p o żą d an y ch przym iotów człow ieka, takich ja k d o b ro ć, m ąd ro ść i odw aga, ceni rozum i użyteczność jedn ostki. T akie wypisy św iadczą o am bicjach i bogactw ie osobow ości czytelniczki. Liczba i d o b ó r książek, a zw łaszcza „cytacji” m ów i o poszu kiw an iu lektury znacznie pow ażniejszej i głębszej od głośnych powieści, jak im i fascynow ały się przeciętne ówczesne dam y. U m iała też przez p ryzm at czytanych książek patrzeć rozsądnie n a świat, czynić obserw acje, zastanaw iać się n ad wszystkim , „szczególnie n ad swoim i czuciam i i p o stęp o w an iem ” ; naw et o p o w iad an y m Julkow i bajeczkom „sens m o raln y d o ra b ia ła ”. M a ria K o n o p n ic ka, m ająca d ostęp do tych nie zachow anych do dziś „złotych m yśli” o tak ch arakterystycznym ciężarze m oralnym , stw ierdzała:
usiłow ała ona [tj. pani Salom ea] wyrobić w sobie pewną pogodną filozofię życia i rada otaczała się autorami, którzy tę filozofię wyznają. Pobłażliw ość, wyrozum ienie, przebaczenie uraz, dążenie do równow agi ducha i umysłu, oto ewangelia życia, jaką znajdujemy zapisaną w tej małej [zielonej] k siążeczce5.
W nioski te trafnie ch arak tery zu ją w ybór w skazań m oraln ych , k tó re jed n ak , m ając niew ątpliw y wpływ n a szlachetność i d o b ro ć pani Salom ei, nie zdołały u k ształto w ać „pogodnej” filozofii jej w łasnego życia. N a ostatniej stronicy swej
„zielonej książeczki” m a tk a poety za n o to w ała w skazania z pew nością dla niego przeznaczone:
4 Tym skrótem odsyłam y do wyd.: W kręgu bliskich poety. L isty rodzin y Słowackiego.
O pracow ali S. M a k o w s k i i Z. S u d o l s k i. W arszawa 1960, s. 181.
5 M. K o n o p n i c k a , Wspomnienie o pani Slowackiej-Bécu, m atce J. Słowackiego. „Świat” 1886.
Zob. też mój esej pt. Refleksje nad sztambuchami Salomei Słowackiej-Bécu w antologii W kręgu rodziny i przyjaciół Słowackiego, a także К 1, 430 (list z drugiej połow y listopada 1839).
„ М А Т К А S Ł O W A C K IE G O ” 55
Śm iało więc, m łodzieńcze, na zaczętej drodze, bo wielka jest przyszłość każdego, kto
kolwiek poczuw szy w sobie iskrę boskości, w jasne słońce ją rozdmucha.
W iara w boskość n atch n ien ia i n ak a z pielęgnow ania i rozw ijania w sobie iskry geniuszu — o to ja k wiele zaw dzięczał Słow acki m atce.
O b serw acja w ypisów „złotych m yśli” z lite ratu ry sentym entalnej i ro m a n tycznej o ra z z dzieł filozoficznych pozw ala też uchwycić postępujący w św iado m ości pani Salom ei proces przełam yw ania w yraźnego indyferentyzm u po lity cz
nego, k tó ry przed r. 1830 w yrażał się w zupełnym b ra k u „cytacji” p a trio ty c z nych, a tak że w szokujących nas dziś jej zacho w aniach (korzystanie przed w yjazdem w r. 1827 do K rzem ieńca z zastępczego m ieszkania w a p a rta m e n ta c h N ow osilcow a, po d nieobecność senatora).
N a ra s ta n ie w ydarzeń pow stan ia listopadow ego zm ienia całkow icie postaw ę p an i Salom ei, w ydaw ałoby się, d o tą d obojętnej w obec spraw ojczyzny. O d m o m en tu zap isan ia tek stu Warszawianki D elavigne’a wiersze p atrio ty czn e zw racają co raz częściej uw agę m atk i poety. W tych w pisach sztam buchow ych po r. 1830 chodzi ju ż nie tylko o literacką stylizację m o n o to n ii i p ro w in c jo n a l
nej, m ałom iasteczkow ej nud y czy też o sform ułow anie podstaw ow ego k o d eksu po staw etycznych, ale o uczestnictw o duchow e w naro d o w y m zrywie w o ln o ściow ym i przejaw patriotycznej solidarności. W latach dw udziestych za in te re
sow ania polityczne pani Bécu nie w ychodziły po za o p ło tk i prow incji i sp ro w a
dzały się najwyżej do zbierania plotek i aktu aln ej satyry przedstaw iającej takiego czy innego k a n d y d a ta do miejscowego sejm iku szlacheckiego.
Z m ian a w św iadom ości politycznej pan i Salom ei d o k o n u je się niew ątpliw ie rów nież p o d wpływem bezpośredniego zaang ażo w an ia w ru ch u n aro d o w o w y zw oleńczym jej braci — J a n a w p ow stan iu listopadow ym , a Teofila w spisku S zym ona K o narskiego. T en o statn i czyn b ra ta pani Bécu zaprow adził rów nież ją sam ą przed kom isję śledczą w K ijowie w ro k u 1838. Ta, zdaw ało b y się, n ie p o ra d n a i „słab a” — zdaniem Ewy Felińskiej — k o b ieta stan ęła w ów czas na w ysokości zad an ia, stanow czo zaprzeczając jak iem uko lw iek udziałow i w spis
ku, nikogo nie obciążając, a na p ytanie o poezje swego syna p o trafiła bez zająknienia, rezolutnie odpow iedzieć, iż „nigdy ich nie czytała” 6.
W y darzenia, o k tó ry ch m ów im y, niew ątpliw ie h arto w ały po staw ę pani Salom ei w jej późniejszym , dojrzałym życiu. W okresie m łodości i wczesnego w dow ieństw a po śm ierci pierw szego (1814) i drugiego m ęża (1824) decydujący w pływ na ukształto w an ie jej osobow ości m iały przede w szystkim książki.
W ypisy „złotych m yśli” zaw ierających isto tne w skazania m o raln e świadczyły o jej niezwykłej d ob ro ci, o której sam Słow acki pisał: „W szystko d o b re m am od ciebie — w szystkiem u złem u sam jestem w inien”, lub w kilka m iesięcy później: „byłaś m oim Bogiem — aniołem stróżem życia m ojego” 7.
A że nie jest to tylk o op inia syna skłonnego do idealizacji m atki, d ow o d zą rów nież w ypow iedzi w spółczesnych — M ickiewicz m ów ił o jej listach do O d y ń ca, iż są „fenom enem d o b ro c i” 8, a dwaj trzeciorzędni poeci regionalni, Ju lian K o rsa k i M aurycy G osław ski sławili jej szlachetność, do broczy nn ość,
6 Zob. artykuł S. M a k o w s k i e g o U dział T. Januszewskiego i Salomei Bécu w sprzysiężeniu Szym ona K onarskiego w książce W kręgu rodziny i przyjaciół Słowackiego.
7 К 1, 94 (list z początku lutego 1832), 156 (list z 8 XII 1832).
8 Zob. A. E. O d y n ie c , L isty z podróży. Cyt. za: W 314.
um ysł i niezw ykłe d ary serca w znam iennych w ierszach zap isan ych pt.
W imionniku jednej damy:
C o płeć swą zdobić może, mieścisz w swej ozdobie, K to szczęśliwy, szczęśliwszym staje się przy Tobie, A ten, którego nieszczęść otaczają cienie,
Z ust Twoich pije litość, z oczu zapom nienie.
[Julian] K [orsak ] [ .. . ] uśmiech, spojrzenie, wszystkie Twoje wdzięki Odebrałaś z rozrzutnej przyrodzenia ręki.
[ ]
[ .. .] Litość, skrom ność, dobroczynność, T o policzasz za powinność.
Serce rzadkie, umysł stały, T o masz wyższe nad pochw ały9.
M [aurycy] G [o sła w sk i]
N iew ątpliw ie w ch a rak terze i zachow aniach p ani Salom ei d o m in u je nie
zw ykła „m iłość i przyw iązanie do syna” 10, ale bez cienia despotycznej dom inacji, p ołączo n a z pragnieniem pozostaw ienia sw em u dziecku, jed ynem u i ukochan em u, wolnej woli m im o realnej perspektyw y rozłąki, cicha zg o d a na o b ra n ą przez niego drogę życia. „D elikatny spo sób o d d alen ia go od niebez
pieczeństw a” przez przekazanie w r. 1831 w eksla n a D re zn o czy naw et wcześniej, n a wyjezdnym z K rzem ieńca, m ilcząca sugestia w y rażająca się we w sunięciu do pod ró żn eg o tłu m o k a sam ou czk a francusko-niem ieckiego. N a p oczątk u ich rozłąki oboje ulegają jeszcze sile w yobraźni, ja k b y nie w pełni św iadom i piętrzących się z biegiem miesięcy i lat tru dn ości. 18/30 listo p a d a 1827, u pro g u studenckiego życia, Słow acki pisał z W ilna do K rzem ieńca:
„O ile m arzeń, ile p ro jek tó w naszych przeszło nie ziszczonych, a m y jeszcze m arzym y” (K 1, 25).
W ciąż kierow ali się m arzeniam i o m ożliwości po łączenia sw ych d ró g — najpierw były to spełnione oczekiw ania w akacyjnych sp o tk ań , nie zrealizow ane nadzieje n a w spólne g ospo d aro w an ie n a W ołyniu, później, gdy n ab rzm iew ają
ca sytuacja p olityczna piętrzyła przeszkody co raz trudniejsze do przebycia, planow ali osiąść najpierw w podlw ow skim U bieniu, p o tem gdzieś w D reźnie, by tam żyć razem . P ro jek t odw iedzin czy naw et stałego p o b y tu w U b ien iu stał się b ard zo szybko nierealny, zam iar w spólnego zam ieszkan ia p o z o sta ł jedynie w sferze m arzeń. W reszcie pod koniec życia, po w ielkich — zd aw ało się:
przekraczających m ożliw ości o b ojg a — tru d ac h i stara n ia ch , sp o tk ali się przelotnie we W rocław iu. Ileż rozterek i przeszkód m usiała p an i S alom ea przezwyciężyć, jak ieg o wysiłku d ok o n ać, by n a k ró tk o sp o tk a ć się z synem (w przybliżeniu w okresie: 20 czerw ca — 6 lipca 1848). T o szczęśliwe o dn alezie
nie się po latach uśw iadom iło je d n a k obojgu, ja k og ro m n ą, nie d o przebycia, przepaść w ykopały m iędzy nim i lata ro z łą k i11. C odzien no ść w rocław skich dni w ypełnił p o eta „sielankow ą atm osferą”, a m a tk a otoczyła go „anielską d o b rocią i słodyczą”, z „ tak ą łag od nością p o stęp o w a ła” 12. S ielankow ość, d o
9 Cyt. za: S u d o l s к i, Refleksje nad sztambuchami Salomei Siowackiej-Bécu, s. 89, 90.
10 К 1, 147 (list z 9 XI 1832), 58, 60 (list z 7 III 1831).
11 Zob. M. J a s t r u n , Spotkanie z Salomeą. W arszawa 1951. N ow sze ujęcie tego problem u w studium B. Z a k r z e w s k i e g o Słowacki we Wrocławiu (W rocław 1992).
12 К 2, 204 (list z 1 VIII 1848).
„МАТКА SŁOWACKIEGO”
57
broć i słodycz w zajem nych k o n ta k tó w nie zdołały je d n a k wyciszyć n ieu ch ro n nych d y so n an só w zrodzon ych p o d wpływem nieubłaganego czasu. Juliusz, od kilku ju ż lat „rycerz n adpow ietrznej w alki”, m istyk w ędrujący po krainie K ró la -D u ch a , m usiał m ocn o zatrw ożyć m atk ę swymi „dziw actw am i”. T a kobieta z głębokiej prow incji, zag u b io n a w świecie n arastający ch konfliktów społecznych i narodow ych, do k tó ry ch zrozum ienia nie w ystarczała ju ż znajom ość lite ra tu ry sentym entalnej, a naw et tw órczości B y ro na czy wczes
nego L a m a rtin e ’a ani trad y cy jn a religijność, d alek a była od dewocji czy tym bardziej od m istyki. R o zb ra t tych dw óch tak różnych św iatów był n ieu ch ro n ny. O stateczn ie je d n a k zwyciężyła m iłość, Słow acki n ap isał po tem w liście:
tyś z m iłością wielką dla mnie tę rozm owę prowadziła, zasłaniając to, co ci we mnie prze
ciwnym być m ogło — a tylko o moim miłującym cię sercu pam iętając13.
O sad je d n a k pozostał. P an i Bécu nie była w stanie zrozum ieć „tego now ego sto su n k u ”, ja k i był teraz m iędzy jej synem a światem .
Już w czesna k o resp o n d en cja pani Salom ei z O dyńcem ujaw nia, iż do kościoła i p ra k ty k religijnych raczej się nie garnęła — u n ik a k az ań u wileńskich b ern ard y n ó w , swą nieobecność w kościele tłum aczy nieraz „czasem jesiennym , w ilgotnym ” (W 108); naw et dzień W szystkich Świętych, gdy cała rod zin a jest n a nabożeństw ie, nie n a stra ja jej do m odlitw y. P rzełom n astąp ił d op iero z biegiem la t i bolesnych dośw iadczeń — podczas zeznań w procesie Szym ona K onarsk ieg o m ogła deklaro w ać się ja k o p ra k ty k u ją ca katoliczka. Pisząc do m atki w k o ń cu r. 1847, w perspektyw ie p lanow anego sp o tk an ia, Słow acki naw iązyw ał d o osiągniętej przez nią dojrzałości duchow ej:
przyszedłem zdolny czuć i podzielić z tobą całą piękność czującej i wykształconej nie
szczęściam i duszy twojej, a nigdy ciebie nie zawstydziłem ani upokorzyłem podłością jaką w mojej będącą naturze [ . . . ] 14.
Ł ączy ich ta łagodność, „anielska d o b ro ć i słodycz” 15 c h a ra k te ru pani Salom ei. Ale ostatecznie bezw zględna presja polityczna p ań stw zaborczych rozdziela ich n a zawsze — on w raca do paryskiej W ieży Babel n a kilka swych o statn ich m iesięcy, o n a do cichego K rzem ieńca n a kilka swych ostatn ich lat.
N a d al oboje będą wieść żyw ot oszczędny, pełen wyrzeczeń. Już u prog u lat trzydziestych p ani Słow acka-B ćcu sprzed ała swój kocz, później perły, by pow iększyć k a p ita ł przekazyw any synowi, nieco później z tych sam ych pow odów p rzestała o palać część po ko ik ów swego w dowiego, sam otnego dom ku. Z aw sze chętnie o taczała się tow arzystw em osó b m iłych, korzystała w pełni z niezw ykłego d aru , jak im obdarzył ją Stw órca, „d a ru gaw ędzenia”
— ju ż w k o ń cu lat trzydziestych Słow acki pam iętał, iż m a tk a lubi „obudzać myśli w kole tow arzyskim i w yciągać z niego iskry ja k z krzem ieni” 16.
W obliczu o taczających ją nieszczęść jest szczególnie czuła i gotow a do pom ocy, przekazuje stały fundusz n a rzecz ofiar syberyjskich. D oznaje, ja k określał to p oeta, „ptaszęcego bicia serca” n a w idok niebezpieczeństw lub ludzkiego nieszczęścia17 (K 2, 186). Ale m im o tego lęku, jak im n apaw ał ją
13 К 2, 206 (list z 12 VIII 1848).
14 К 2, 157 (list z 28 XII 1847).
15 К 2, 204 (list z 1 VIII 1848).
16 К 1, 381 (list z 21/22 VIII 1837), 381 (list z 2 I 1838); К 2, 100 (list z 15 X 1845).
17 К 2, 186 (list do H. Januszewskiej z 25 V 1848).
otaczający świat, p o trafiła dzielnie staw iać m u czoła i chodzić po ziemi, zabiegając o spraw y dotyczące sw oich najbliższych — ju ż w latach dw udzies
tych d b a ła o publikację spuścizny pośm iertnej po E uzebiuszu Słow ackim , na przełom ie lat czterdziestych i pięćdziesiątych troszczyła się o księgarskie interesy swego syna we L w o w ie18. W dojrzałym życiu tow arzyszyły jej dewizy:
„jakoś to będzie” i „Bóg nie opuszcza d o b ry c h ”.
Z ap am iętale o d d aw ała się ogrodnictw u, uw ielbiała kw iaty, p o siad ała nie
zw ykły talen t objaw iający się w u k ład an iu b u k ie tó w 19. Z pew nością też, ja k daw niej, haftow ała n a kanw ie, a ow oce swej pracy przesyłała nieraz synowi (były to m.in. sceny p rzedstaw iające k o n tu szo w ą szlachtę). W w olnych chw i
lach u k ład ała pasjanse, w m łodości naw et gryw ała w wista. W latach czterdziestych od ra n a zasiad ała „w okienku o tw arty m [ ...] , w esoła i go to w a do po gaw ęd y”, „gaw roniła”, ja k to sam a określała, p o tem szła n a mszę do d w o rk u C hlebow skiego, gdyż po likw idacji kościołów k atolickich w zw iązku z represjam i p op ow staniow ym i — tylko w pryw atnej kaplicy dom ow ej m ogła szukać pociechy religijnej. P o pow rocie z n ab o żeń stw a o d d aw ała się z z a p a łem p arzeniu kaw y w swej „kaw iarniczce” i degustacji ciasteczek w łasnego w y p ie k u 20.
P a n ią Salom eę rozrzew niała niegdyś ła d n a m uzyka. Ju ż w okresie wileń
skim jej m ieszkanie w ypełniały dźw ięki w ykonyw anych w spólnie z pasier
bicam i w ariacji C zernego; lubiła też m uzykę ludow ą, u kraińsk ie pieśni o H ry- ciu i Szczęsnym P o to ck im , co to „z ap ro d a ł Polszczu, Ł ytw u, U k ra in u ”, sm utne niem ieckie walce, a w śród nich z pew nością ten najsłynniejszy, sko m p o n o w an y n a m otyw ach z Wolnego Strzelca W ebera, k tó reg o uczyli się naw et nie um iejący zupełnie grać n a fortepianie (K rasiński!). W latach czterdziestych życie codzienne pani Salom ei z pew nością n ad al było w ypełnione m uzyką, lek tu rą i pisaniem listów. W drugiej połow ie lat czterdziestych m iarą jej d ojrzew an ia jest ob ojętn o ść w obec „fraszek” — w stążek, chusteczek — k tó re ju ż jej nie baw ią, i rozm iłow anie w m uzyce C ho p in a, zw łaszcza w jeg o polonezach, k tó re p a n u ją n ad głębią jej duszy i w pływ ają n a zupełne „ro zh arm o n izo w an ie”
n e rw ó w 21. C h yba szczególnie teraz, w koń cu lat czterdziestych, „życie — ja k niegdyś — w ydaje się jej ogołocone ze w szystkich n a d z ie i. .. iluzji”. U tw ierd za się w p rzek o n an iu , iż nic dobreg o jej nie czeka, koryguje myśl w ypisaną niegdyś z lek tu r pani de Staël, że „życie jest je d n ą poezją — poetycznym snem ” ; dla niej, ju ż w m łodości dośw iadczonej nieszczęściam i podw ójnego w dow ień
stw a i ch orob am i, życie jest „przykrym snem ” 22.
Już u progu lat trzydziestych pisała z p rzeko nan iem d o A leksandry Bécu, iż
„nie m a d o b ra zupełnego nigdy n a tym świecie”, a p o k ład ają c nadzieje w M iłosierdziu Bożym, dośw iad czona cierpieniam i była p rzek o n an a, iż Bóg nie dozw oli jej ju ż przeżyć nikogo z ro d z in y 23. Jakże m yliła się — przyszło jej
18 К 2, 204 (list z 1 VIII 1848); К 1, 426 (list z 6 VIII 1839).
19 К 1, 186 (list z 26 IV 1833), 296 (list z 1 IV 1835).
20 К 2, 36 (list z 16 IV 1844), 208 (list z 12 VIII 1848).
21 К 1, 63 (list z 12 IV 1831), 83 (list z 30 X 1831), 234 (list z 24 III 1834); К 2, 77 (list z końca lutego 1845), 83 (list z 14 III 1845).
22 W 7 6 - 7 7 (list z 6 IX 1826).
23 L is ty Salomei Słowackiej-Bécu do A leksandry Bécu. O pracow ał Z. S u d o l s k i . „Pam iętnik Literacki” 1992, z. 4.
„ М А Т К А S Ł O W A C K I E G O ’ 59
jeszcze przeżyć śm ierć w łasnych rodziców , pasierbicy A leksandry i d o zn a ć tego najo krutniejszego ciosu — o trzym ać w iadom ość o śm ierci syna, p ielg rzym o
wać n a jeg o grób, fundow ać n ag ro b ek w P ary żu i tablicę pośw ięconą jego pam ięci w kościele św. A nny w K rakow ie, troszczyć się o całość spuścizny pośm iertnej. C ierpienia z pew nością h a rtu ją ją, nie jest to ju ż k o b ieta p o d d ając a się tak łatw o m elancholii i egzaltacji — niegdyś b a rd z o łatw o ulegająca pesym istycznym n astro jo m , p o d d ając a się w p ro st n ało go w o p a trzeniu w księżyc, by za każdym spojrzeniem w spom inać i w zdychać. W liście d o O d y ń ca pisała w latach dw udziestych: „pow iedzieć śm iało m ogę, że wiele razy w m oim życiu [księżyc] osładzał mi łzy boleśne, gorzkie i chwile n ajsm utniejsze” 24.
Ale jednocześnie ju ż w ów czas u m iała spojrzeć na swoje skłonności i p rzy
zw yczajenia z pew nego dystansu, gdy z właściw ą sobie k o k ieterią i h u m o rem pisała:
nikt nie zaprzeczy mi nadzwyczajnej zdolności w wyszukiwaniu pow odów do płaczu i bogow ie powinni by na uwiecznienie tego we mnie talentu w jaką piękną fontannę albo jeszcze stosowniej w jaki mruczący strumyk mnie przemienić. Strumyk coś więcej rom antyczniej, a ja też więcej mam prawa do rom antyczności jak do których „ ...n o w o ś c i” [ . . . ] 25.
Z dum iew a i św iadczy o dużej inteligencji pani Salom ei ten d a r z a chow yw ania dystan su i krytycznej oceny w łasnych słabości. K iedy jesienią 1827 w spom inała w ystępy sztu k m istrza B artłom ieja B osko i tru p y Stefaniego, to stw ierdzała z rozb rajającym , subtelnym hu m o rem :
B osko ucinał głow y gołąbkom i znow u je im przyprawiał, a ten [tj. członek trupy Stefaniego] to z ludźmi robi. N ie uwierzy Pan, jak mi ta sztuka przypadła do gust, chciałam skorzystać z okazji dobrej i odm ienić moją głowę, ale niestety, nikt nie chce m ieniać się na moją i m uszę z nią zostać do śmierci” 26.
Innym razem pisała: „M a m a m nie chce na ro z sąd n ą k ob ietę w ykierow ać, nie wiem, ja k się jej to u d a ” (W 264). W m łodości — ja k sam a w sp o m in a
— „uw ażają ją za dziecię dobre, ale p opsute, zdziw aczałe, litują się i k o c h a ją ” (W 257).
M łodzieńcza egzaltacja, rozczytyw anie się we francuskich ro m an sa ch k ształtow ały jej w yobraźnię, przejaw iały się w snach, w k tó ry ch d om ino w ały cm entarze, groby i trum ny. N ie wiemy, jak ie o brazy pow racały w snach dojrzałej pan i Salom ei, z pew nością je d n a k zazn ała od życia tyle bolesnych dośw iadczeń, że lite ra tu ra blad ła w tej konfrontacji. N ie wiem y też, czy n ad a l w latach czterdziestych i pięćdziesiątych z takim za p am iętaniem u p ra w iała epistolografię, raczej w ydaje się to w ątpliw e, tak ze w zględu n a b rak o d p o w ied niego odbiorcy, ja k i n a siły o raz koszt.
W wileńskiej m łodości m iała am bicję, by ko m u n ik o w ać w y b ran em u adresato w i w sw obodnej gaw ędzie swoje m yśli; „listow ne gaw ędy” były wów czas całą jej przyjem nością, „daw ała się unieść chw ilow em u n a tc h n ie n iu ” i m odzie epoki (W 60 — 61). P ociąg ała ją w ów czas sam a „przyjem ność b azgrania, co na myśl przyjdzie”, i z ko kieterią zw ierzała się z obaw , ja k ą opinię w yrobi sobie n iep o żą d an y czytelnik o ich autorce. Z godnie z u p o d o
24 W 59 (list z 30/31 VIII 1826).
25 W 189 (list z 21 XI 1827).
26 W 277 (list z 1 XI 1827).
baniem epoki, w której do m in o w ała teo ria listu sentym entalnego, k o re sp o n dencja ta p rzy p o m in ała „m agazyn, w któ ry m różne rzeczy bez b ra k u złożono n a k upę” 27.
P o ro k u 1830 pani S alom ea pisała ju ż niem al wyłącznie d o syna, k tó ry na łożu śmierci polecił spalić całe swoje p ry w atne archiw u m korespondencji.
S k ru p u latn e spełnienie testam en tu sp ow odow ało n iep o w eto w an ą stratę. O c a lałe listy pani Salom ei do O dyńca z okresu w ileńsko-krzem ienieckiego z lat dw udziestych m ają nie tylko w artość d o k u m en taln ą, należą do nielicznych zachow anych zespołów listów kob iet piszących po po lsk u — w tym w ypadku była to k o b ieta o głębokiej k u ltu rze literackiej, do tego m a tk a w ielkiego poety.
T ę „bazgranin ę” zatrzy m ało z pew nością sam o życie, do jrzew anie w ew nętrzne a u to rk i, w yciszanie zbędnej egzaltacji, w skutek k tórej u zn aw ała siebie za uosobienie nieszczęścia, ofiarę nieuleczalnej ch oro b y pchającej j ą k u końcow i z ta k ą sentencją n ag ro b n ą : „O n a nie była szczęśliwa”. Bolesne dośw iadczenia la t czterdziestych z pew nością osłabiły jej literack ą egzaltację i stylizow anie się n a sentym entalną d am ę zgodnie z m o d ą epoki, ale nie uw olniły jej o d poczucia osam otnienia, p otrzeb y „w sparcia i opieki”, której szczególnie w ów czas ła k nęła. D latego tak nas razi „tw arde, żelazne” obejście się z nią K a ro la Szajnochy, k tó reg o sp o tk ała n a swej d rodze n a p o cz ątk u lat pięćdziesiątych.
Czy n ap raw d ę ta k tru d n o było zrozum ieć tem u 35-letniem u w ów czas m ężczyź
nie tę starą, 60-letnią kobietę, p o trze b u jącą „tro ch ę przychylności i n a tu ra ln o ści” w p ostępow aniu, „cierpiącą, słab ą i bied n ą”, k tórej in sty n k t m acierzyński ła k n ą ł w ciąż synow skiego serca i przyw iązania? Stw ierdzenie p an i Salom ei:
„gdyby lepiej p o zn a n a była głębia duszy m ojej, to pew nie n a szacunek i przyjaźń zasłużyłabym [ . . . ] ” 28 — jest o skarżeniem w ybitnego h isto ry ka, k tó ry nie był w stanie zrozum ieć ani m atki, ani jej wielkiego syna. T ragiczne dośw iadczenie p ani Salom ei z K aro lem Szajnochą, k tó reg o k re o w ała w swej w yobraźni n a pierw szego m onografistę i w ydaw cę pism p o śm iertn ych „Ju lk a”, dopełniło czarę goryczy, jakiej do starczyło jej życie. T ak p ra g n ęła w m łodości p o zostać w pam ięci potom nych, n a starość w iązała swe nadzieje z w ielkością syna; nie zaznała je d n a k nigdy za życia pociechy trw ałej pam ięci.
1 kw ietnia 1828 pisała z K rzem ieńca do O dy ń ca:
Zapom nienie, zapom nienie! ach, czemuż ja nie m ogę coś takiego zrobić dobrego, żeby moja pamięć długo, długo na tym świecie egzystow ała, a nie dosyć by mi jeszcze było, żeby długo, ale żeby miłe jakie uczucie w ludziach wzbudzać mogła. Ach, jaka to rozkosz być musi dla tych, co sobie to zdziałali i pewni są te g o 29.
M im o swej niebywałej w yobraźni nie przypuszczała, iż dzięki synow i oboje o d n io są „za grobem zw ycięstw o”.
27 W 292 (list z 11 II 1828), 273 (list z 26 X 1827).
28 W 325 — 332 (listy do K. Szajnochy z grudnia 1852 i w iosny 1853).
29 W 3 0 1 - 3 0 2 (list z 26 III - 1 IV 1828)