• Nie Znaleziono Wyników

Ślepi i kulawi

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ślepi i kulawi"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Piotr Graff

Ślepi i kulawi

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (20), 175-179

(2)

„Według typologii Henryka Markiewicza byłby to narrator należący pozornie do św iata przedstawionego, a posiadający mimo to «wszechwiedzą narratora autorskiego»” (s. 34).

Rzeczywiście, „dopasow ało się” , ty le że przytoczona reg u łk a w ty m w yp adk u a k u ra t niczego nie w yjaśnia. N adm ierna „zgodliwość”, k tóra m oże 'być zaletą tow arzyską, je st jed n a k w adą u histo ry k a lite ­ ra tu ry . J e rz y Speina u siłu je pogodzić n a jw y ra ź n ie j sprzeczne odczy­ tania Schulza, ko rzysta na rów nych p raw ach z definicji i c h a ra k te ­ ry sty k ogólnych, k tó re czasem w y d a ją się w zajem nie w ykluczać (np. spraw a groteski). R ezu ltatem tego ro d zaju zabiegów nie może być oczywiście „bezstronność” , lecz eklek tyzm i niespójność w yw odu. Zbiorę w nioski. Są takie książki, k tó re lubim y, i takie, który ch nie lubim y. I nie ulega w ątpliw ości, że część skreślonych w yżej żartó w i złośliwości m ożna w ytłum aczyć m oim i ind y w id u aln y m i upodoba­ niam i. Nie chciałbym jednak, żeby całe m oje w y stąp ien ie b ran e było za m an ifestację gustu. Ani mi bow iem w głowie odm aw iać tej p racy wszelkiej w artości. Pow iem otw arcie, choćby m iało to pozory n ie ­ konsekw encji: le k tu ra ta była dla m nie bardzo pouczająca. Czas pośw ięcony B a n k r u c tw u realności nie będzie więc w żadnym w y ­ padku zm arnow any. Jeśli książkę tę m ożna określić — przyznaję: złośliw ie — jako zlep fiszek, to jed n a k ich dobór i opracow anie do­ wodzą praw dziw ie im ponującej eru d y c ji au to ra. P ra ca Jerzego Speiny zaw iera na p rzy k ład odkryw czą i p rzekonyw ającą dokum en­ tację dotyczącą związków p isarstw a Schulza z p ra k ty k a m i eksp resjo ­ nistów (spostrzeżenia dotyczące analogii m iędzy S k le p a m i cyn a m o­

n o w y m i a Po ta m te j stronie K ubina i pow ieścią Golem M eyrinka).

C iekaw e b y w ają też propozycje in te rp re ta c y jn e — ja k np. te doty­ czące „dw ustopniow ej in te rp re ta c ji m itologicznej” czy p ro b lem aty ki alien acy jn ej w dziele Schulza. Jak że więc niew iele brakow ało, by

B a n k r u c tw o realności było zupełnie in n ą książką. Nie ulega w ą tp li­

wości, że autorow i starczyłoby inw encji i wiedzy. Gdyby... nie ufał n ad m iern ie w możliwości nożyczek i k leju.

Wojciech Wyskiel 2 7 5 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y

Ślepi i kulawi

Urszula Czartoryska: Od pop-artu do sztuki koncep­

tualnej. W arszawa 1973 WAiF, ss. 350.

Ś w iat nie je st już ten, co daw niej; czujem y to< wszyscy niejasno, ale nie p o jm u jem y dokładnie — a p rzy n a jm n ie j jako tak o oświecona m niejszość zdaje sobie spraw ę, że tego nie p o j­

(3)

m u je — ja k i on je st w łaściw ie. D otkliw ie odczuw am y naszą ślepotę, a p od ejrzew am y, że ku law i są naszym i przew odnikam i. N iektórzy nie chcą się daw ać tak prow adzić na m anow ce i czynią gw ałtow ne ruchy, że'by odtrącić n iep o rad n e choć ap o dy kty czne ram ię i n a ty c h ­ m iast ro zb ijają się o n ajb liższą przeszkodę. Ale nie chcą się do tego przyznać i w o łają głośno — jeszcze głośniej, jak najgłośniej — że oto w ydo stali się n a ró w n ą drogę.

K siążka U rszuli C zartory sk iej tra k tu je o sposobach, w jakie rozbi­ ja ją sobie głow y i pośladki ci spośród naszego plem ienia ślepych, któ rz y w ierzą, że sposobem odzyskania jednego oka je st up raw ian ie czegoś, co spokrew nione je st w ięzam i pochodzenia albo pow inow ac­ tw a z niegdysiejszą sztuką.

J e s t to książka ta k pom yślana, że nie m ogła się nie udać, n aw et gdyby nie została doskonale n ap isan a i św ietnie udokum entow ana. Sukces tk w ił w p rojekcie. Nie jest to bow iem h istoria sztuki ostatnich d w u ­ dziestu czy p ię tn a stu lat, a n i n aw et nie jest to h istoria określonego n u rtu tej sztuki, ale prób a zrozum ienia — na podstaw ie analizy działalności n iek tó ry ch plastyk ó w — pew nego w ażnego odłam u w spółczesnej k u ltu ry , tego m ianow icie, k tó ry na całym świecie h a ­ łaśliw ie p rzeciw staw ia się „m ilczącej w iększości” zarów no poprzez aktyw ność a rty sty c z n ą i ąu a si-arty sty e zn ą , jak i na różne inne spo­ soby.

A by odtw orzyć całość, k tó re j frag m en tem je st to w szystko, co opi­ sała C zartoryska, trz e b a do niego dołączyć na pow rót nie jedną, lecz trz y części. Z jed n e j stro n y n u r t p lasty k i od p o p -a rtu do sztuki kon­ cep tu aln ej należy, jako część, do całości sztuk plastycznych oraz całok ształtu kom pleksu artystycznego. Z d ru g iej należy on, także ja k o część, do tego odgałęzienia k u ltu ry w spółczesnej, k tó ry nazw ać m ożna „głośną m niejszością” w przeciw staw ieniu do k u ltu ry „m il­ czącej w iększości” . M am y w ięc całość — k u ltu rę — podzieloną w edług d w u k ry te rió w dychotom icznych: po pierw sze, na sztukę i nie-sztu!kę; po d ru g ie, na to w szystko, co w yn ika z przyzw olenia na stan istn ieją cy i to, co w y n ik a z niezgody na ten stan. K siążka C zartoryskiej opow iada o sztuce (tzn. plastyce) w ynikającej z to ta l­ nej niezgody.

Głów na korzyść z le k tu ry książki nie tylko polega na tym , że gro­ m adzi ona o b fity i sk ąd in ąd niedostępny, a przejrzyście uporządko­ w an y m ate ria ł n a te m a t w y d arzeń , dzieł i postaci oraz ich m otyw acji (choć je st to korzyść w ielka i niezaprzeczalna), ale także na tym , że uśw iad am iam y sobie i zdobyw am y n iem al pewność, że ta druga p e r­ sp ekty w a — k u ltu ro w a , a nie a rty sty czn a — jest w ażniejsza i lepiej przyczynia się do pow stan ia szparki m iędzy pow iekam i jednego z naszych oczu niż p e rsp e k ty w a proponow ana przez historyków sz tu ­ ki. W idzim y tu ta j w sposób w yrazisty, ja k pew ne w ażne ten d encje i trw ałe postaw y — najogólniej i ty lk o m etaforycznie dające się

(4)

nazw ać „ k o n te stac y jn y m i” czy „lew ackim i” — zdobyw ają możność w y razu dzięki poczynaniom arty stó w , a z drugiej stro n y ja k w sam ej tej działalności m ają swe źródło i z niej oraz dzięki n ie j przenoszą się na in n e te re n y aktywmości, bardziej bezpośrednio w p ły w ając jeśli nie na losy cyw ilizacji, to na sposoby, w jak ie się do niej odnosimy. N asuw a się nieodparcie poró w n an ie z in n ą książką o p artą na zbli­ żonym m a te ria le faktograficznym , z Ikonosferą M. Porębskiego. T a m te n a u to r dokonuje pośpiesznych i czasem m echanicznych prze­ niesień i uogólnień procesów arty sty czn y ch na sferę życia społecz­ nego i dlatego nie u d aje m u się przekonująco powiązać faktów i tych procesów, w których, w edług niego, te fak ty uczestniczą. C zartoryska trzym a się fak tó w ściśle i dzięki tem u szersze u w arunk ow ania oraz oddziaływ ania ikonosfery zostają unaocznione, choć przew ażnie nie nazw ane.

W E urop ie c d daw na (przy n ajm n iej od przełom u stuleci) coraz częściej po jaw ia się postaw a polegająca na to taln ej n eg acji istn ie ją ­ cego sta n u k u ltu ry i społeczeństw a w e w szystkich p rzejaw ach i na pro p ono w an iu w zam ian jak ie jś jed n ej recep ty u n iw ersaln ej co do p rzew id yw an y ch zbaw iennych skutków , a zarazem niezw ykle prostej w realizacji. Ju ż np. k o n stru k ty w iści w ierzyli, że organizacja środo­ w iska w izualnego w edług ich zasad przyniesie odnowę techniczną i m oraln ą społeczeństw a i sk ie ru je sztukę nie tylko w now ym kie­ ru n k u (co było n a tu ra ln ie p raw d ą, bo był to k ieru n e k nowy), ale w k ie ru n k u jed y n ie właściwTym . O statnio jed n a k tak i sposób m yśle­ nia zw ielokrotnił się i p raw ie um asow ił; jak sądzę, należy wiązać to zjaw isko ze statystyczn y m i procesam i w ykładniczego w zro stu p e w ­ nych in sty tu cji i grup, m.in. sztuki i arty stó w .

S ztuka jako dziedzina utopii i fikcji szczególnie d eb rze n ad aje się do m anifesto w ania tej postaw y. A także z innego pow odu nad aje się w yb ornie do tego użytku: w niej sam ej zaw arte są, w ykształcone od d aw ien daw na, p raw idła i reguły, k tó re m ożna g en eraln ie podaw ać w w ątpliw ość, nie w yk raczając je d n a k poza jej obręb dzięki tem u w łaśnie, że te regu ły i p raw id ła m ają długą historię i dzięki tem u są, po pierw sze, elastyczne, a po d ru g ie — w cielone w bezładny, sam o- pow ielający się system in sty tu cjo n aln y , tak że w sta tu sie sztuki uczestniczy wszytko, co nosi stem pel tego system u. Proces a rty s ­ ty czn y odbyw a się nie tylko w p rzestrzen i społecznej — pom iędzy ty m i, k tó rz y robią sztukę a ty m i, dla k tó ry c h je s t robiona, ale także w p rzestrzen i w e w n ątrzarty sty czn ej, w zam kniętym obiegu „re p u b ­ liki sztu k ” , gdzie istn ieją w yżłobione k a n a ły in fo rm acy jn e i system y energetyczne.

Proces a rty sty c z n y może mieć dw a stan y hom eostazy: stag n acyjny , polegający na produkow aniu, w ram ach trw ały c h regu ł, coraz to now ych, bądź też stale ty ch sam ych utopii, oraz m obilny, polega­ jący na tym , że reg u ły sta ją się zm ienne i wobec tego, raz puszczone w ruch, pozw alają na p ro d u ko w an ie jakichkolw iek utopii tylko pod

R O Z T R Z Ą S A N I A T R O Z B I O R Y

(5)

w aru n kiem , że jed n e zasady są stale zastępow ane drugim i. O czyw iś­ cie te n drugi stan rzeczy p a n u je obecnie.

Cechą szczególną n u r tu p lasty k i zdefiniow anego w ty tu le książki C zarto ry sk iej je s t to, że w e w szystkich sw ych szybkozm iennych k ształtach p ro d u k u je on u to p ię wciąż od now a tę samą: utopię sam ej zm iany, nowości jak o tak iej, podaw ania w w ątpliw ość w szystkiego, co zastane. L ew acki negatyw izm , dziecinne zw racanie uw agi n a sie­ bie każe ta k obliczać każde działanie, aby szokowało nowością p o ­ m ysłu, a zarazem tak, aby m iało zasięg u niw ersaln y , aby dosięgało w szystkiego grym asem negacji, aby pokazany język mógł być do­ strzeżony przez każdego i a b y w szyscy m usieli się poobrażać. Ta w łaśnie postaw a to taln a leży u podstaw jej w łasnej trag edii czy może po p ro stu paradoksu. Jeśli chce się obrazić w szystkich, to jedno z dw ojga: albo ten zam iar się u d aje i w ted y m ożna głośno w ołać o n ieto le ra n cji społeczeństw a, o tłu m ie n iu wolności sztu k i i n a ru sz a n iu p ra w jednostki, Albo też zam iar się nie ud aje i n ie obraża się n ik t (ani też n ik t się nie p rzejm u je) i w ted y m ożna n a ­ rzekać na obojętność lub p erfid ię społeczeństw a, k tó re przyw łaszcza sobie gest a rty s ty , czyniąc zeń gest błazna. D la sztuki (i w szelkiej działalności) staw iającej sobie określone, a n ie u n iw ersaln e cele po­ lem iczne, je s t to jed y n ie d y lem at p rak ty c zn y ; dla sztuki k o n te sta ­ cyjnej i dla postaw lew ackich na każdym tere n ie je st to antynom ia logiczna i dlatego nie dająca się przezw yciężyć i decydująca o ich nieskuteczności.

P ra k ty c z n y m sposobem w ym inięcia an tynom ii, z jakiego sztuka le ­ w acka korzy sta — z konieczności raczej niż program ow o — je s t ograniczenie jej zasięgu do d w u zam kniętych i naw et częściowo w za­ jem n ie izolow anych obiegów: w ew n ątrzarty sty czn eg o i „ w e w n ą trz - lew ackiego” . Ci, k tó ry m to ta ln e n eg aty w n e utopie tej sztuki są p ro ­ ponow ane, do k tó ry c h m ają dotrzeć — m ilcząca większość k o n su ­ m entów k u ltu ry i n a w e t jej w ytw órców — pozostają nieporuszeni. „Izolacja m as od w szystkich rodzajów sztuki je st jeszcze wciąż f a k ­ tem i rozproszone in ic ja ty w y nie będą m ogły tej sytuacji ra d y k a ln ie zm ienić” (s. 216). Na jed n y m biegunie p o p -k u ltu ra jest w łasnością ludzi o określonej m entalności (statystycznie je st to przew ażnie młodzież, ale nie cała i nie tylko; uproszczeniem jest w iązanie po p­ k u l t u r y w yłącznie z m etry k am i tych, k tó rzy są w jej kręgu); na d ru gim biegunie sztuka au to tem aty czn a czy k o n cep tu aln a nie w y k ra ­ cza poza galerie i salony. K ażda k o lejna odm iana tego n u rtu p ro ­ po n u je w sw oich teo riach i m anifestach w łasn e rozw iązania in te ­ le k tu a ln e i w łasne realizacje p lastyczne jak o u n iw ersaln e recep ty na now ą organizację św iata w idzialnego i now ą stru k tu rę p rz e strz e ­ ni społecznej (jakie k o n k retn ie, to m ożna przeczytać u C zarto­ ryskiej). Ale każda m u si n aty ch m iast ustąpić m iejsca n astęp n ej, bo głów ną jej leg ity m acją jest nowość i już po p a ru latach lub m iesią­ cach ci, k tórzy usiłow ali na serio realizow ać now e testam en ty , są

(6)

skazani n a p iętn o epigonów , bo n a w e t nie herety k ó w . T aki los czy p rzy p a d e k zd arzył się n iejed n em u , ja k to w k ilk u m iejscach poka­ zu je a u to rk a (por. np. s. 185— 186 i in.).

C zarto ry sk a o p isuje w y b ra n e przez siebie poczynania a rty stó w z sy m p a tią i najżyczliw iej w n ik ając w ich in ten cje, a zarazem bez sek ciarsk iego pobłażania, nie w ah ając się przed m ocnym n a w e t epi­ te te m tam , gdzie dostrzega p re te n sjo n a ln e uroszczenia albo p u stą dem agogię. W ydobyw a w ażne w artości in te le k tu a ln e tam , gdzie d a ­ dzą się odnaleźć, w skazuje w arto ści a rty sty c z n e (chociaż nie m oże ich pokazać z pow odów technicznych) tam , gdzie się one n arzu cają. U nika zarazem p u łapk i, w k tó rą raz po raz w p ad ają k ry ty c y zachod­ ni, n a w e t uchodzący za w y bitny ch, ja k B u rnham , M orris czy S te - zaker: nie w p a d a w bełkot, k tó ry m p o słu g u ją się (i zawsze posługi­ w ali) a rty śc i, ale przek ład a uda tn ie ich m gliste in tu icje i pom ysły na język d y sk u rsy w n y . Ale dzięki tem u w łaśnie, być m oże trochę w b rew in te n c jo m au to rk i, w idać, że im pow ażniejsze i b ardziej ż a r­ liw e są z a m iary arty stó w , im w ięcej ta le n tu i w irtu o zerii technicz­ nej an g a żu ją w ich realizacje, im większe odnoszą sukcesy takty czne, ty m dotkliw sza jest strateg iczn a p orażka całego n u rtu . Ż aden z jego k ieru n k ó w nie m a szansy na to, by stać się głów nym czynnikiem odnow y m o ra ln ej i cyw ilizacyjnej, an i n a w e t na to, by sam ą sztukę pchnąć w ra d y k a ln ie now ym k ie ru n k u i ogarnąć jej zasięgiem m a­ sowe społeczeństw o.

Z d ru g iej stro n y p rzejaw y tego n u r tu sztuk i są jed n y m z elem entów now oczesnego k rajo b razu , są d e m o n stra c ją stan u św iadom ości m a­ łego może, ale w ażnego odłam u dzisiejszego społeczeństw a i zasłu­ g u ją na to, żeby w rażliw ość estety czn a i m oralna zn alazła n a nie odpow iedź. N ie w szyscy jesteśm y k o n cep tu alistam i, ale nie m ożem y odm ów ić odpow iedzi na p y tan ie, dlaczego n im i nie jesteśm y .

P iotr G raff 2 7 9 R O Z T R Z Ą S A N I A 1 R O Z B I O R Y

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ale że to ślepemu nieznośne się zdało, Iż musiał zawżdy słuchać, co kulawy prawi, Wziął kij w rękę: &#34;Ten - rzecze - z szwanku nas wybawi&#34;.. Idą dalej;

Kolejny rozdział „Śmierć jest bramą do pełni życia” uświa- damia problem, nadmiernego przywiązania się do ziemskiego życia, któ- re jest tylko przygotowaniem do wiecznego

przedmiotów, potrafią je opisywać, jednak są to opisy o nie do końca ja- snym znaczeniu. Cechą charakterystyczną dla tego etapu rozwoju jest nie- zbyt dobrze rozwinięta

W związku z procesem poszerzania się granic ad- ministracyjnych miast kosztem obszarów wiejskich w praktyce pojawia się problem z zapewnieniem odpowiedniego poziomu ochrony

Następny mówca adw. Edward K a­ leta podzielił się bardzo osobistymi wspomnieniami o Stanisławie Mierz­ wie jako o polityku ludowym, bezkom­ promisowym w swych

pierwszy wypadek po II wojnie światowej powołania adwokata na stanowisko ministra sprawiedliwości.. „Rzeczpospolita” (nr 177 z dnia 31.VII.1989 r.) relacjonuje debatę w

W oparciu o to ostatnie znaczenie Gelio zakłada, że „ślepi i kulawi” to idiomatyczny zwrot określający oddział najem­ ników, którzy w imieniu Filistyńczyków

Eliot (7): „Wielkości literatu ry nie można określić wyłącznie kryteriam i literackimi, chociaż trzeba pam ię­ tać, że jedynie wedle kryteriów literackich