• Nie Znaleziono Wyników

Przy pracy Zygmunt Piłat

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przy pracy Zygmunt Piłat"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr 26 (722) KĘDZIERZYN-KOZLE 15. 09. 1994 r. ISSN 1232-566X Cena 1000 zł

Dobrowolność ze wskazaniem

Centralizacja służb technicznych wy- wołuje emocje. Wyjaśnień udzielili (na sesji KIM') A. Żelazny i B. Augustyn (dział ka ad ni i nisI racyj na).

— Odbyło się spotkanie z kierownikami służb i zakładów. Wyjaśniliśmy cel zmian

— chodzi o skupienie sił wykonawczych w jednym miejscu, poprawą obsługi techni- cznej, obniżkę kosztów itp. Od kierowni- ków oczekiwaliśmy propozycji innej orga- nizacji. Niczego z góry nie nakazywaliśmy.

Na ustalenie przyszłej wizji i uzgodnienia mieli parę tygodni. Opracowania te opie- rać miały się na zasadzie spełnienia dobro- wolności ze wskazaniem. W tym okresie dyrekcja nie interweniowała. Dokumenty już spłynęły do dyrekcji. Są różne, jeśli chodzi o obszerność. Wszystkie zawierają ideę formuły przyszłej pracy, schemat oraz wskazania, które punkty mogą stanowić zagrożenie. Są różnice w podejściu do sprawy, wymagają uładzenia. Całkowitej analizy jeszcze nie ma. ze wstępnych usta- leń wynika nadwyżka mocy. Są w służbach wakaty i one będą likwidowane. Ludzie ze służb przechodzą także do produkcji.

— Przegląd zrobiono i w służbach admi- nistracyjnych. Odpowiednie dokumenty czekają na zatwierdzenie. Służby pracow- nicze będą w jednym dziale— od momen- tu przyjęcia do chwili odejścia z zakładu będzie pracownik w tym samym miejscu.

Dział będzie miał jednego kierownika.

Dotychczasowi kierownicy dwóch będą za- stępcami. Jest nacisk na szybkie załatwie- nie tych spraw.

K.S.

Rozdzielnie i uziemienia

Bliska przyszłość oznacza dla bla- chownia ńskicli elektryków yorący okres. Gdy w wytwórni brykietów eko- logicznych zainstalowane zostaną urządzenia produkcyjne, czeka ich spiętrzenie robót.

Dla potrzeb wytwórni — konkret- nie dla węzła załadowczego — wyko- nywano rozdzielnię. Zaawansowanie prac sięga 75% usługi. Nic wszystkie silniki są już ustawione, nie wszystko można podłączyć. Brakuje odbiorni- ków, czyli silników napędzających ta- śmociągi. Trwają prace przy głównej (dużej) rozdzielni dla wytwórni, któ- ra ma być posadowiona w budynku sterowni. Adaptuje się stare urzą- dzenia (z bczpiecznikowni nr 3) do nowych potrzeb. Oznacza to wypo- sażenie na nowo 14 pól. Urządzenia oczyszczono, pomalowano, dołożo- no odpowiednią aparaturę. Częs'ć rzeczy pochodzi z zakładowych re- zerw, trochę dokupiono m.in. płyty

teksiolitowc, przekladniki prądowe oraz styczniki. Jest to dla elektryków dość duże zadanie. Wykonują oni też uziemienie ochronne. Na bieżą- co są informowani o wykopach, w których układają „bednarkę" ocyn- kowaną.

Innego rodzaju usługą są przeglądy

— będących w bardzo złym stanic — podciągarek wagonowych oraz suwni- cy. Istniejące urządzenia — po spraw- dzeniu, przeglądzie i remoncie — wra- cają do stanu używalności. Wówczas muszą być przekazane „pod dozór".

Średnio prace te wykonuje 14 osób.

Pracują tu brygady mistrzów Ludwika Wieljjnsa i Antoniego Pietrka. Koor- dynuje poczynanie inż. Paweł Waw- rzynowicz. Przyszłość zapowiada pra- cę na tzw. wydłużonym dniu.

K.S.

Przy pracy Zygmunt Piłat

Nim nastanie zima

Lato jeszcze trwa, a energetycy myśla- mi już są przy zimie. Nie tylko myślami, zresztą. Przygotowania do zimy na tere- nie zakładów zakończono już na począt- ku września, a w osiedlu w kilka dni później. Polegały one głównie na prze- glądzie i remoncie wszystkich stacji grzewczych. Energetycy musieli dotrzeć i zająć się pięcioma podstacjami, dwu- dziestoma wymiennikami, ośmioma wy- parkami i sporą ilością armatury. Przez ich ręce przeszło piętnaście pomp du- żych. dziesięć małych, cała sieć instala-

cji wyparek i wymienników. Do wszy- stkiego trzeba było zajrzeć, sprawdzić, usunąć ewentualne wady, a w końcu odcisnąć. Zajmowano się także wymia- ną oprzyrządowania elektrycznego i po- miarowego. W przypadkach wymiany pomp trzeba też było doprowadzić no- wą sieć, zainstalować nowe urządzenia pomiarowe i elektryczne.

Na terenie osiedla zajmowano się dwo- ma przepompowniami. Rodzaj prac taki jak na zakładowym podwórku — prze- gląd i wymiana pomp oraz urządzeń ele-

ktrycznych i pomiarowych. Dokonano także przeróbki wymienników na ruro- we, bo montowane wcześniej tzw. jady nie zdały egzaminu — przy naszej wo- dzie. Wypłukano także gruntownie sieć w zakładzie i w osiedlu, oraz napełniono gorącą wodą.

HENRYK GRODOŃ, kierownik War- sztatu Wydziału Remontów Energetycz- nych: — Wykonano mnóstwo niezbęd- nych prac, spora ich część musiała spro- stać wymogom UDT, jako że akurat w ty m roku jest termin kontroli. Pracowało wielu, wielu ludzi. Chcieli wszystko zrobić sprawnie i szybko. Prace nadzorowali:

Edmund Wycisło, Józef Jachem i Hen- ryk Piechaczek, każdy w swojej branży.

(zet)

Słońce na życzenie

Pożegnanie lala z Młodzieżowym Związkiem Zawodowym oraz WOPR-em odbyło się 3 września nad akwenem w Dębowej.

Lic/na grupa członków M / Z wraz z ro- dzinami cały dzień bawiła się i wypoczywa- ła, zdobywając równocześnie punkty w III Turnieju Rad Wydziałowych. Rano było pochmurno i deszczowo. Z tego też powo- du odwołano występ zespołu ..Renoma".

«)hawiano się zawilgocenia sprzętu. Kiedy jednak dochodziła godzina rozpoczęcia za- bawy, nad Dębowi) słońce przebiło się przez chmury. Już nie pierwszy raz organi- zatorom imprezy w tym miejscu dopisuje

szczęście. Przy skocznej muzyce J. Roclio- wiak i N. Szendzielorz przeprowadzają konkurencje sprawnościowo-rekreacyjne i zaliczaj*} kolejne punkty.

Przeprowadzono następujące konkuren- cje: rzut piłk^ ratowniczą, biegi w butach gumowych, rzut piłkami do celu, bieg w maskach, rzuty ringo, skok wdał z miejsca, r/.ut lotkami do tarczy, we wszystkich gru pach wiekowych kobiet i mężczyzn.

W punktacji ogólnej zwyciężył Zakład Tworzyw — 84,5 pkt, przed Głównym Me chanikiem, 47 pkt i Straż,) Przemysłowy 27 pkt. Kolejne miejsce zajęli: Transport Ko- lejowy, Główny Elektryk.Warsztaty Szkol-

ne i Główny Energetyk. Poszczególne rady wydziałowe zdobyły nagrody finansowe na swoj;j działalność statutowjj.

W przerwach turniejowych zmagań moż- na było upiec kiełbasę na ognisku i wypić piwo.

Dzieci i dorośli po raz ostatni w br. mogli popływać łódkami, kajakami i rowerami wodnymi. Swoje umiejętności w kierowa- niu łodzi.) patrolowi) — z nowym silnikiem ufundowanym przez Urząd Miasta — wy- kazywał starszy ratownik W. Nykiel. Ogni- ska pilnował SI. 'tylus, mikrofon do czer- woności rozpalał T. Witko, a gości rozba- wiał J. Banach. Była to miła i ciepła impre- za, mimo nieciekawej pogody. Do zobaczenia za rok, na IV Turnieju Rad Wydziałowych.

TW

Więzy krwi

W wiciu rejonach kraju w bankach krwi brakuje tego bezcennego leku.

I Ionorowc dawstwo zanika. Nic ma ta- kiego problemu w Kędzicrzynie-Koźlu, gdzie notowana jest nawet nadwyżka.

Dzieje się tak za sprawą wielu wspa- niałych ludzi, m.in. takich jak krwio- dawcy z Klubu IIDK przy Cukrowni

„Cerekiew" w Ciężkowicach, współ- pracujących od lat z klubem blachow- niańskim. Zwyczajowo cztery razy w roku zjawiają się w M P L i oddają krew w tutejszym punkcie krwiodawstwa.

W początkach września byli tu ostatni raz w br., gdyż podczas kampanii cu- krowej najważniejsza jest praca.

Klub w Ciężkowicach (jego zalążki) istnieją od początków lat siedemdzie- siątych. Była to grupa nieformalna, na fikcję przychodziły różne osoby. W 1976 r. zarejestrowano oficjalnie gru- pę (16 osób), której przewodził Adolf Selm lwi tz. Początkowo „podpisano"

do zakładowej OSP i faktycznie w większości pierwsi członkowie byli strażakami. Od 1981 r. klub jest przy

(Ciąg dalszy na str. 2) Życie Blachowni

KON TURY

(2)

z przywilejów dla krwiodawców właści- wie nic nie zostało (jedynie wolny dzień) nie mam kłopotów. Muszą podkreślić, że bardzo przychylnie pod- chodzi do naszych spraw dyrektor cu- krowni — Paweł Kwiatkowski. Raz w roku mamy walne zebranie, zawsze na nim jest. My staramy się nie kompliko- wać niczego, akcje planujemy wcześ- niej, informujemy o nich kilka tygodni przed.

— Ja jestem chyba dożywotnim pre- zesem. Mam w zarządzie wspaniałych ludzi, cieszy mnie frekwencja na akcjach. Dlatego pełnię nadal tą fun- kcję. Myślę, że i im pasuję skoro mnie wybierają. Jedyną sprawą — chciał- bym to podpowiedzieć kolegom z

„Blachowni" — która ciut nas drażni jest za mała przepływowość w labora- torium. Może dałoby się to zmienić.

My przyjeżdżając tutaj mamy określo- ny czas powrotu. Kiedy trzeba czekać, denerwujemy się, skacze ciśnienie, a to przed akcją niewskazane. Tylko proszę nie traktować tego jak oczepia- nic się.

Gospodarz spotkania L. Piecuch, go- rąco dziękował kolegom za wspomo- żenie banku krwi. — Cieszę się, że u nas krew czeka na chorego. I3o w kraju bywa z tym różnie. Życzę wam udanej kampanii. Satysfakcjonuje mnie fakt, że mamy w pobliżu tak dobrze trzyma- jący się klub. Nasza współpraca owo- cuje dla chorych i to się liczy. A więc do następnego spotkania...

K. S.

Międzyzdroje

i przeboje

Sezon urlopowy skończył się już, niestety. Tegoroczne lato nie skąpiło nam słońca i ciepła. Może nawet za- fundowało go nam w nadmiarze. Ci jednak, którzy urlop spędzali nad mo- rzem na pewno nie narzekali z tego powodu. Największym „wzięciem"

spośród blachowniańskich ośrod- ków cieszyły się Międzyzdroje. Trud- no się dziwić — krok do morza, do- brze warunki mieszkaniowe, w każ- dym domku kolorowy telewizor, lo- dówka (bez niej w tym sezonie ani rusz), piecyk na wypadek chłodu i deszczu. Fajnie się tutaj mieszka i wy- poczywa. Ale jak wszędzie nie da się uniknąć nieporozumień i zgrzytów na linii pracownik—obsługa ośrodka.

Zdarza się czasem np. że do „dwój- ki" przyjeżdżają trzy osoby. Idzie wtedy w ruch tzw. dostawka. Pra- cownikom wydaje się, że nie muszą za to płacić, ale nie mają racji. Zgod- nie z obowiązującym regulaminem dostawkę opłaca się w 70% pełne- go skierowania i nie ma od tego żadnych odstępstw.

Czasem sprzeciw wypoczywają- cych budzi fakt, że muszą przed od- jazdem sprzątać domek. Wynika to wszystko z tego, że turnusy zmie- niają się w takich terminach, iż per-

sonel ośrodka nie ma czasu na gruntowne uporządkowanie do- mków. Spada więc ten obowiązek po części na wypoczywających.

Zdarzają się także, choć niezbyt często, przypadki zamiany skiero- wań. To znaczy, skierowanie wysta- wione jest na inną osobę, a przyjeż- dża do ośrodka zupełnie inna. Jest to również nieprawidłowość za któ- rą ponosi się konsekwencje w po- staci dopłaty do pełnego skierowa- nia.

Sprawą bulwersującą niektórych pracowników są wypoczywający w ośrodku tzw. obcy i obcokrajowcy, głównie Niemcy. Bierze się to stąd, iż dwa domki ma do dyspozycji kie- rownictwo ośrodka. Pełnopłatne skierowania załatwiane są tutaj bez- pośrednio na miejscu, a uzyskane z tego tytułu pieniądze wpływają na konto ZChB. Nic firma na tym nie traci, a wręcz przeciwnie, sporo zy- skuje.

Międzyzdroje tętniły w tym roku życiem od maja do końca września.

Gdyby ośrodek był dwukrotnie wię- kszy, też nie byłoby problemów ze sprzedażą skierowań. Tutaj po pro- stu ludzie lubią jeździć.

(zet)

Drewniany — ładniejszy

Skoro odnotowaliśmy postawienie szpetnej blaszanej budy, to wypada wspomnieć również ojej zamianie na coś znacznie estctycznicjszcgo. Mowa oczywiście o kiosku Grudyni Wielkiej, który latem ponownie zaistniał w na-

szym osiedlu. Brzydki kram zamienio- no na ładny, drewniany kiosk, który teraz na pewno już nie szpeci osiedla.

A i zakupy przyjemniej w takim się robi.

(zet)

Małe drogie pranie

Ciekawe, czy kiorys z Czytelników zgadnie, ile może dzisiaj kosztować wy prawniekg prania? Dodajmy jesz- cze, że w pralni zakładowej. Jak sadzi- cie? 50 tysięcy, 100, 150, 200. A może mniej? A może więcej? Oczywiście, że więcej. I lo znacznie.

W sierpniu z pewnej komórki do- starczono do prania trzy firanki, pięt- naście ścierek do naczyń i cztery zasło- ny, co ważyło właśnie 9 kg. Pranie po- wróciło czyściutkie, lo fakt, ale kwota za usługę, która widniała na fakturze, znacznie przyciemniła ten jasny obra-

zek — 500 tysięcy, czyli calutkie pół milion lub jak kto woli pół bańki albo całego Sienkiewicza. Wyliczano przy tym skrupulatnie, ile za co. 7

Firany i zasłony miały razem 25 m".

Każdy metr to 8 tys. zł. Razem 200 tys. zł. Tzw. inne — 6 kg, to pewnie owe ściercczki. Za każdy kg „inne- go" 50 tys. zł. Razem 300 tys. zł. 200 + 300 tys. zł daje, jak w mordę strze- lił 500 tys. zł. Można powiedzieć — złoty interes. Aż dziwne, że do tej pory zakładowa pralnia jeszcze się nie sprywatyzowała.

(/et) Fot. A. Kozubek (Dokończenie ze] i' sir. 1)

cukrowni i obecnie liczy ponad 30 Nol, Franciszek Operskalski, An-

S< ' , . . drzej Kocha, Jerzy Koszela, Marek n i w fm y krCW k a mPa- Zwierzycki.

cukrowniczymi — stwierdził — Kiedyś chciałem założyć harcerski prezes Rocznie jest zwykle ok. 30 li- klub krwiodawców —wspomina B. Pi- trow w br. mamy już 35 l, a od po- róg. Niestety nie wyszło mi to. Od kil- ezćjlku istnienia zebrało się ponad 400 kunastu lat jestem więc z cukrownika- litrów. Nasi dawcy krwi to ludzie dość mi. Jestem w zarządzie klubu, kon- mlodzi, średnia niewiele ponad 30 lat. kremie pełnię funkcję skarbnika.

Notujemy stałą rotację, przychodzą Mam rzadką grupę AiRII-, wiem że młodzi, rocznie ok. 8 osób. Mamy pra- jest potrzebna. Wyjazd do „Błachow- wie cały przekrój zawodów — od bez- ni" jest dla mnie swego rodzaju odpo- robotnych poczynając przez chłopów,

robotników, do prywatnych właścicieli.

Nasi ludzie mają po kilka fachów, w kampanii pracują w różnych miej- scach zakładu.

— Jednym z założycieli klubu był, znany dobrze w mieście, Karol Deut- cher. Naszym honorowym członkiem jest Eryk Ociepka. Krew oddaje z na-

mi np. pracownik Komendy Rejono- wej. Przeniósł się lam, ale pozostał na- szym sympatykiem. Jest z nami Broni- sław Pirójj, właściciel sieci sklepów.

Załatany biznesmen, ale znajdzie czas by tu z nami przyjechać. Często korzy- stamy z jego samochodów. Nie braku- je wśród nas ludzi naprawdę zasłużo- nych dla krwiodawstwa. Jan Urbaniak ma na swoim koncie prawic 301 odda- nej krwi. Uhonorowany został Złotym

Krzyżem Zasługi. I Ionorowe odznaki Pamiątkowa folka krwiodawców z Ciężkowic, (czyli po oddaniu 18 1) mają Joachim

skim szpitalu, źle się wspomina te cza- sy, bywało że nawet nie padło podzię- kowanie. Dobrze, że swego czasu K.

Deutsclier i L. Piecuch dogadali się w tej sprawie. Początkowo, w dobrych czasach, ZChB przysyłały po nas sa- mochód. 'leraz, choć w innym stopniu, zakład i Klub I II)K też nam pomaga- ją. W ub. roku paru naszym członkom ufundowano wyjazd do Dusznik.

— Z tymi wyjazdami — dorzuca A.

Schulwitz —bywało różnie. Pamiętam taki jeden z początku lat osiemdziesią- tych" Autobus ze spółdzielni zamarzł w drodze. Bardzo kombinowaną tra- są, trochę pieszo, trochę jakimś zatrzy- manym samochodem, jednak dotarli-

Fot. A. Kozubek

(3)

Nr 26 (722) "ŻYCIE BLACHOWNI"

Tam, gdzie pieniądz przemawia

Świątynię bożka Pieniądza można zwiedzać. Po przejściu przez bramkę z wykrywaczem metali i odstaniu swego w kolejce do windy (schody w budyn- kach użyteczności publicznej są „to- warem" trudnodostępnym), wjeżdża- my na drugie piętro, gdzie w małej, zaciemnionej salce wyświetlany jest film, objaśniający pracę giełdy. Nie- wiele rozumiem z całego wykład u (ach ten mój angielski!); ot tyle, że najważ- niejsze są kolory marynarek, w które pracownicy giełdy są ubrani: jedni sto- ją i oczekują na podchodzących, dru- dzy chodzą dostojnym krokiem, a jesz- cze inni biegają — kolor marynarki wyznacza funkcję, szczebel w hierar- chii służbowej i ... szybkość porusza- nia. Psioczę na mojego wykładowcę ekonomii z pierwszego roku studiów;

mógł opowiedzieć — choćby nawet z dobrze okazywanym obrzydzeniem — o niesłusznej wówczas giełdzie papie- rów wartościowych; byłbym mądrzej- szy oglądając film. Po filmie możemy wejść na oszkloną galeryjkę (szkło pancerne, a jakże!), z której widać po- ruszający się tłum kapłanów i wyznaw- ców bożka Pieniądza. Wyobrażamy sobie te miliony dolarów, które przele- wają się pod naszymi stopami. Sale giełdowe są cztery, ale dla publiczności dostępna jest tylko jedna. Mało kto lubi pracować pod spojrzeniami ga- piów; pewnie „otwarta" sala jest miej- scem zsyłki za drobne wykroczenia służbowe. Najbardziej zagorzałymi uczestnikami zmagań giełdowych są w Nowym Jorku... emeryci. I nic chodzi lu tylko o to, że grając na giełdzie, można nieźle zarobić. Giełda dostar- cza tak silnych emocji, że można podo- bno w grze znaleźć sens życia.

Z budynku giełdy, wstępując po dro- dze do kościoła, należącego do wy- znawców religii o bardzo długiej i skomplikowanej nazwie (kościół jest piękny), idziemy do Worid Trade Cen- ter (Światowe Centrum Handlu). Uli- czki południowej części Manhattanu są wąskie i nie biegną prostopadle do siebie, tak jak w pozostałej części wy- spy. Południowa część jest „starym"

miastem, w które wkomponowano kil- kanaście supernowoczesnych wieżow- ców. Ale „Bolka" i „Lolka", jak prze- zwali Polacy dwa najwyższe budynki WIT:, (rudno określić mianem wie- żowców; ich ogrom umieszcza je dale- ko poza kategorią. 110 kondygnacji, 440 metrów wysokości (tyle samo zre- sztą nad poziomem morza, bo niemal tuż pod ich „stopami" pluszczą wody Atlantyku, a właściwie zatoki Górny Nowy Jork), tysiące pomieszczeń: ga- lerii, restauracji, sklepów, biur. l o już nie są wieżowce — drapacze chmur; to już są „drapacze nieba", co zresztą od- daje angielskie słowo: „skyscrapers".

W World Trade Center pracuje na sta- łe 50 000 osób. Gości i interesantów

przychodzi codziennie około 200 tysię- cy. Do Centrum należy 22-piętrowy, 825 pokojowy hotel, którego sala ba- lowa „Nieuw Amsterdam Ballroom"

może pomieścić 1000 gości. W hotelu znajduje się basen, sauna, gymnasium

— czyli sala gimnastyczna, kort teniso- wy, „ścieżka zdrowia" dla miłośników joggingu; hotel zatrudnia profesjonal-

nych trenerów.

Stara legenda głosi, że kiedyś, przed tysiącami lat, u granic llgiptu stanęły obce wojska, grożąc wojną. Wówczas faraon, któremu nic śpieszno było do walki, choć armia egipska starła by pewnie śmiałków, zaprosił przywódcę wojsk do siebie. Nic próbował gościa ani nastraszyć, ani przekonać. Zawiózł go bez słów do miejsca, gdzie już od stuleci wznosiły się piramidy. I w tym miejscu zakończyła się wojenna wy- prawa butnego barbarzyńcu. Mały i

gach i meblach. 700 robotników zna- lazło zatrudnienie przy usuwaniu skutków pożaru i emisji. Każdy kąt, każdy przedmiot był dokładnie myty, a ściany — pokryte płytami zawie- rającymi azbest — zostały pomalo- wane specjalnym lakierem. Oba wie- żowce stoją, jak stały, i drwią z zama- chowców, których już zresztą złapa- no i osądzono.

Dzisiaj jedziemy „tylko" na 38 pię- tro, gdzie mamy spotkanie z firmą konsultingową. Szybkobieżna winda wyrzuca nas na żądaną wysokość w ciągu pół minuty. Ogromna płaszczy- zna piętra jest podzielona ścianami nośnymi na sektory. W każdym sekto- rze znajduje się kilkadziesiąt biur:

bądź to wydzielonych pełnymi ściana- mi działowymi pomieszczeń, bądź roz- graniczonych szklanymi ściankami grup komórek. Podchodzę do szklanej

Pan Romuald Michałek — dyrektor Programów Technicznych Światowego Centrum Środowiska, z autorem i... „tradycyjną amerykańską szklaneczką whisky".

przytłoczony potęgą władcy IZgiptu, wrócił do swych wojsk i nakazał od- wrót. Jakże prowadzić wojnę z kró- lem, który potrafi wznosić tak ogrom- ne, ponadczasowe budowle. Współ- cześni barbarzyńcy — islamscy terro- ryści próbowali dwa lata temu ugodzić Amerykę w samo serce — furgonetka z materiałem wybuchowym, zostawio- na na drugim poziomic wielopiętro- wego parkingu, który przylega wprost do wieżowców, miała „zrównać z zie- mią siedzibę imperialistycznego zła".

— Rzućcie Amerykę na kolana! — brzmiał zapewne rozkaz, wydany nie- przejednanym wojownikom. Wybuch wystraszył lokatorów, którzy tłumnie wybiegli na ulice, naruszył trochę kon- strukcję nośną i stropy parkingu, a po- żar, który powstał, spowodował emisję pyłu azbestowego, który szybami wind przedostał się do wszystkich pomiesz- czeń, osiadając na ścianach, podlo-

ściany zewnętrznej. Korytarz urywa się

— tuż za niezbyt grubą szybą zieje przepaść. I choć nic cierpię na lęk wy- sokości, skłamałbym, gdybym powie- dział, że widok nie zrobił na mnie wra- żenia. Na tarasie widokowym, trzy- dziestego zresztą piętra Pałacu Kultu- ry w Warszawie jest gruba barierka, o którą można się oprzeć, a tu pod nią jest solidna siatka zabezpieczająca przed samobójczymi zakusami. Tutaj:

za krystalicznie czystą, prawic niewi- doczną szybą nie ma nic! Czuję, jak jakieś małe stworzonka, wylęgnąwszy się na moich piętach, rozpoczynają po- wolną wędrówkę w górę nóg, by wspią- wszy się po kręgosłupie, rozpocząć swój upiorny taniec po moim karku.

Jednak wysokość fascynuje bardziej.

Mrówki uspokajają się trochę, a ja nie mogę oderwać wzroku od fantasty- cznego widoku miasta, widzianego z takiej wysokości.

Nasi dzisiejsi gospodarze częstują nas lanczem podanym w salce konfe- rencyjnej; kanapki, zimne napoje i oczywiście nieśmiertelna kawa. Ktoś (chyba pan Kazimierz) wybrał piwo imbirowe, i teraz wzrokiem, w którym jest pełno zdumienia dla amerykań- skich gustów, toczy po współbiesiadni- kach. Dają się skusić na odrobinę; fa- ktycznie — dziwny naród ci Ameryka- nie!

Nie ma czasu dzisiaj na odwiedzenie tarasu Widokowego. Zresztą zaczyna padać deszcz ze śniegiem. Oba budyn- ki od 60 piętra są już w chmurach.

Idziemy kilkaset metrów do siedziby Ministerstwa Ochrony Środowiska, Region II. Przy wejściu do budynku nieprzyjemny zgrzyt: jeden z kolegów ma przy sobie pamiątkowy, przywie- ziony z zagranicznej delegacji scyzo- ryk. Po lanczu, zamiast do teczki scho- wał go do kieszeni. Oczywiście wykry- wacz metali reaguje natychmiast.

Wartownik nie chce ani przepuścić, ani wziąć scyzoryka w depozyt. Sprzeczka trwa dłuższą chwilę. W końcu nasz ko- lega rezygnuje i kładzie „broń" na murku przed wejściem, w nadziei, że nie zginie. Pan Romuald próbuje wy- tłumaczyć postępowanie strażnika.

Mówi, że nie mógł przyjąć noża w de- pozyt, bo ktoś mógłby go posądzić o to, że przyjmuje broń, którą może sam przekazać terroryście. Scyzoryk ma pięciocentymetrowe ostrze; przecięt- ny karateka mógłby narozrabiać wię- cej i skuteczniej gołymi pięściami. Ale

najważniejsze: gdyby nóż był w teczce, nie byłoby sprawy. Na lotniskach, w Kongre:;e, na giełdzie teczka była prześwietlana i nic. Przyjmujemy w końcu argument: wartownika obowią- zuje regulamin i to wszystko! Na czele ministerstwa, któremu podlega pięć stanów, stoi pan V;illiam Muszyński.

To on mówi, że w branży ekologicznej panuje żartobliwa opinia, iż ochronę środowiska w USA opanowała „pol- ska mafia".

Robi się coraz chłodniej. Na ulicach coraz więcej śniegu. Dziś wieczorem nic ma sensu robić jakiejkolwiek wy- cieczki „na miasto". Pewnie z naszych apetytów na jutrzejsze oglądanie No- wego Jorku ze 110 piętra też nic nie będzie. Jako, że mój pokój jest najwię- kszy, zapraszam wszystkich do siebie na „nocne rodaków rozmowy", przy tradycyjnej amerykańskiej szklanecz- ce. Pan Romuald jest znakomitym ga- wędziarzem. Przez długie godziny opowiada o Ameryce, panujących tu zwyczajach — o wszystkim, czego nic zdołamy w czasie tak krótkiego poby- t u zobaczyć.

(cdn)

Roman Gałoński

(4)

Zamieszać w lidze

Piłkarze „Unii" Kędzierzyn-Koźle (były „Chemik") rozpoczęli nowy sezon w klasie międzyokresowej seniorów oraz w klasie międzywojewódzkiej juniorów.

Zespół seniorów trenowany przez Zygfryda Blanta po czterech kolejkach zdobył 4 punkty i znajduje się w środku tabeli (pechowa porażka 0:1 w ostatnim meczu z Rakowem II Częstochowa). W zespole występują prawie sami młodzi zawodnicy, wychowankowie trenera juniorów J. Fuchsa. Należy liczyć się z tym, iż za rok może to być bardzo mocny zespół pretendujący do awansu do III ligi.

W ostatnim przegranym meczu z Rakowem „Unia" wystąpiła w następującym składzie: Barszcz, Stolarewski, Gąsior, Lewczak, Gnoiński, Dziewulski, Na- ciejewski, Stobrawę, Pakuła, Sulima, Stojak.

Działacze „Unii" zapraszają kibiców na mecze w rundzie jesiennej, które rozgrywane są ma stadionie „Kuźniczka".

terminarz rozgrywek:

18.09 — Unia—Polonia Głubczyce 04.09 — Morcinek Kaczyce—Unia 01.10 — Unia—Kalwarianka 08.10 — Skra Częstochowa—Unia

15.10 — Unia—Czarni Otmuchów

2 2 . 1 0 — Unia Oświęcim—Unia Kędzierzyn-Koźle 29.10 — Unia—Zawisza Pajęczno

06.11 — Włókniarz Bielsko-Biała—Unia 11.11 — Unia—Pasjonat Dankowice

x x x

Po dobrej, wiosennej rundzie juniorzy „Unii" trenowani przez J. Fuchsa, zostali w słabszym składzie bez czołowych piłkarzy, którzy zmienili barwy klu- bowe. M. Barszcz, k. Strzelczyk, A. Lewczak, G. Stojak — I zespół, T. Głąbik

— LZS Walce, S. Mitrenga (Victoria Cisek), M. Pierściński („Górnik" Kłod- nica), Ł. Micbniewicz („Odra" Opole), R Rybotycki, J. Owsiany, T. Obartuch

— szukają nowego klubu. Po odejściu tych piłkarzy trener Fuchs ma sporo kłopotów, by zgrać nowy zespół, który mógłby „zamieszać" w lidze. Znając jednak walory fachowe i ambicjonalne trenera, wierzę iż chłopcy szybko dojdą

do zgranego kolektywu.

W bieżącym sezonie w kadrze znaleźli się: G. Niewiadomski, M. Kuchajewicz, S. TVvarogal, A. Kowaczek, A. Dorosz, M. Głazowski, R. Żymełka, T. Pietrzak, A. Nowak, R. Cupryś, ML Macugowski, A. Lach, J. Zabrocki, A. Kopeć, K Tomkiel, A. Chojnowski, R. Ciepiela, S t Jasłowski (z „Blachowianki").

Kierownikiem drużyny jest Czesław Chłopek, kierownikiem sekcji Ryszard Ligarski. Juniorzy rozgrywają swoje mecze także na stadionie „Kuźniczka" o godz. 12.00.

Terminarz rozgrywek:

18.09 — Unia—GKS Katowice 21.09 — Raków Częstochowa—Unia 25.09 — Unia—Ruch Chorzów 02.10 — Odra Wodzisław—Unia 05.10 — Unia—Górnik Zabrze

09.10 — Włókniarz Częstochowa—Unia 16.10 — Unia—Odra Opole

2 3 . 1 0 — Unia Oświęcim—Unia Kędzierzyn-Koźle 30.10 — Unia—MOSIR Sosnowiec

06.11 — Stadion Chorzów—Unia 11.11 — Unia—Polonia Bytom 13.11 — Start Namysłów—Unia 20.11 — Unia—Gwarek Zabrze.

W swym pierwszym meczu juniorzy przegrali na wyjeździe z AKS Niwką 0:1.

DccJnono Gst

l a i r z ą d W o j e r c ś d z k i

3U6C B a t e f i S o i ; ^ UJ O p o l u

O d d z i a ł Terenowy

O R G A N I Z U J E

w icrmintG od

NAUKI PŁYWANIA

DOSKONALENIA- P Ł Y W A N I A

KURS

M M Z5 LLKCJI

/~cr;Qc:ci cdEsywajg się w KRYTE"! PKYUJAI.N1

NAUKA PŁYWANIA -JGR. TONIEBZIACEK-czwartek W MA£Y HGR. SttODA - PIĄTEK i r - ^ r

I GR.^OMIŁBZIAtEK-CZUĄRTEK

DOSKONALENIA m i — •

I I>UZY I - ŚRODĄ - piątek.

CHńsr.ych informacji udzielają my "fliOTR Piry^yfr ZAPISY - OH 05.09.9^

50

48>->l3 ul KASIE KR-/TŁ] WulALMI

w aodztt~2i'JjrŁ^j i.-r »->

w Z O WOPR Nr łel. tfkllk ZA]ĘC1A PRoUATtffl:

i C*R. irtSTR. ST. UOLKIEUICZ.

UGR. IM STR. ^ PIETRZAK,

. w godzinach Z OT WOPPL

Tak żegnano wakacje i lato na „Weekendzie z Lechem". Były gry, konkur- sy z nagrodami, zabawa ludowa. Jak widać uczestnicy dopisali i nie nudzili się.

Fot. A. Kozubek

Wieści z "Blachowianki"

Od rozpoczęcia rozgrywek mistrzo- wskich kl. „B" upłynęły już 3 tygodnie, rozegrano 4 kolejki spotkań. Inaugu- racja sezonu piłkarskiego 1994/95 wy- padła „Błachowiance" na własnym boisku z drużyną LZS Łany, z którą to

— mimo widocznej przewagi w grze

— zremisowano 1—1. rlen mecz z nie najsilniejszym przeciwnikiem nie ro- kował nadziei na przyszłos'ć. Tak też się stało. Kolejne 3 mecze przyniosły już same porażki i to w dosyć wysokich

rozmiarach. W Bierawie przegraliśmy 0 — 7 , nic mogliśmy sobie dać rady z Cisowianką (u siebie) przegrywając

1—3, a już całkowitą klęskę zanotoli- śmy w Gościęcinie, gdzie przegraliśmy

1 — 1 0 .

ll\k niskie loty „Blachowianki" nale- ży tłumaczyć brakiem kilku czołowych zawodników, którzy zostali kontuzjo- wani i jeszcze przez kilka meczy nie będą mogli wziąć udziału w grze. Ubył również czołowy napastnik Adam Bąk, który przeszedł do A klasowej drużyny „Orzeł" Polska Cerekiew. Z zamiarem odejścia do tej samej druży- ny nosi się nasz najlepszy snajper Grzegorz Ciesielka, który w ubiegłym sezonie strzelił połowę zdobytych bra- mek. 'lóteż w ostatnim meczu w Go- ścięcinie trener Zbigniew Kuźmicz musiał sięgnąć do rezerw z drużyny juniorów. W meczu seniorów wystąpili po raz pierwszy Marcin Miraszewski i kalał Nowak.

x x x

rlak się złożyło, że pod nieobecność dotychczasowych opiekunów drużyny juniorów J. Szyinaczka i k. Szustera zespołem opiekował się Zbigniew

Kuźmicz, przeprowadzając przed roz- grywkami zaledwie 2 zajęcia treningo- we. W zespole zgłoszonych jest 20 młodych zawodników. Przybył do dru- żyny kafał Popanda, a ubył Sławomir Jasłowski, przeszedł do „Unii " Kę- dzierzyn-Koźle występującej w klasie międzywojewódzkiej. Życzymy kole- dze Jasłowskiemu udanych występów pod okiem trenera mgr. Jerzego Fu- chsa.

x x x

Drużyna juniorów, jak wiadomo, uzyskała awans do kl. A, toteż z dużym zainteresowaniem oczekiwaliśmy na pierwszy mecz. Tym bardziej, że odby- wał się przed własną publicznością.

Nasi juniorzy stanęli na wysokości za- dania i pokonali drużynę LZS Steblów 7 — 0 .

Podajemy terminarz rozgrywek ju- niorów kl. A, w której występuje 12 zespołów (analogicznie jak w klasie

„B" seniorów):

18.09 Górnik Kłodnica—Blachowianka 25.09 Blachowianka—Biedrzychowice 02.10 Urbanowice—Blachowianka 09.10 Blachowianka—Baborów

16.10 Branice—Blachowianka 23.10 Blachowianka—Pawłowiczki 30.10 Boguchwałów—Blachowianka

13.11 Kuźnia Raciborska—Blachowianka Jak wynika z zestawienia par czeka na- szych młodych zawodników sporo dale- kich wyjazdów, co związane jest z wy- ższymi opłatami za autobus. Wszstkie mecze rozpoczynają się o godz. 10.00.

Życzymy naszym juniorom udanych wy- stępów i dobrego samopoczucia. Oby omijały ich kontuzje, które „polubiły"

naszych seniorów.

(M—Ż)

(5)

"ŻYCIE BLACHOWNI"

MARIA P.

Uroda królowej

W naszych zakładach jest miejsce jedno, na dźwięk którego twarze bledną.

A usta ledwo wypowiedzą zgoła:

To nasza sławetna smoła.

Tu rano kroczy smołowców tłum, bo przecież ich szczęście tu.

Gdzieżby znaleźli tyle radości,

gdyby nie w urodzie tej „smołowości"?

Każdy tej smole oddałby serce i swoje upaprane po łokcie ręce.

I nawet kwiaty, co rosną przy laborze pochylają główki zwiędnięte w pokorze.

Smoła — to przecież zakładów królowa, jej tylko przystoi tu panować.

To jej „szlachetne" opary i wonie

rozsadzają nam tak często płuca i skronie.

Każdy, kto choć raz ze smołą się zetknął, ten już na dobre w jej lepkości utknął.

Bo któż odmówić sobie zdoła to, czym nas obdarza smoła?

Więc gdy po drodze ujrzycie człowieka któremu z buta smoła wycieka,

lub gdzieś na ręce tkwi reszta smoły cześć mu oddajcie, pochylcie głowy.

Praca na smole — to szczęście bez miary, tutaj się garnie i młody i stary.

Tu jest największy zapachów aromat, Więc niech nam żyje smoła — sto lat!

len wiersz został napisany osiem lat lemu, gdy jeszcze pracowałam w ZChB na Wydziale Smoły. Jeżeli ten wiersz zostanie wydrukowany w „ŻB", będzie to dla mnie nie lada zaszczyt...

Sarno nie urośnie

l ale letnich upałów mamy już co prawda za sobą, ale efekty nadmierne- go siońca pozostań.} na zawsze. Co zmarniało i uschło już nie ożyje.

'lak się jakoś nieciekawie składa, że Blachownia, choć ogólnie rzecz biorąc jest osiedlem zielonym i ładnie zadrze- wionym, to okolice boninów i macie- jów nadal przypominają Saharę. Od lat wiosną i jesieni;} sadzi się tam co prawda żywopłoty, młode drzewka, ale elektów jakoś nic widać. Inne osiedla w mieście, ot choćby Leśne i Pogorzelec, toni} już w zieleni, choć wyrosły później od naszych boninów.

Dlaczego tak się dzieje? Na pewno sporo w tym winy samych mieszkań- ców, a zwłaszcza dzieci niszczących młode rośliny, ale nie bez winy jest tez administracja osiedla, a zwłaszcza działający z jej ramienia gospodarze bloków. Jak się już wyda pieniądze, kupi rośliny, wsadzi w ziemię, to trzeba je od czasu do czasu podlać. Nawet jeśli nie ma specjalnych upałów, a co dopiero przy czterdziestopniowych skwarach. Każde nowo posadzone

drzewko powinno dostać, chociaż co kilka dni, wiadro wody. Gdyby tego przestrzegano, już od lat teren o któ- rym mowa mógłby cieszyć oko urodą drzew i krzewów. Bo sadzono ich bez liku i wiele różnorodnych gatunków.

Sprawa jest u nas tym trudniejsza, że nie mamy porządnej gleby, zatrzymu- jącej wilgoć, tylko piasek przez który woda przelatuje jak przez sitko. Efe- kty są takie, że na zazielenienie okolic, o których mowa, wydano już pewnie krocie, a rezultaty są nader marniut- kie.

Prawdę powiedziawszy nie wiem, czy gospodarze bloków mają w obowiąz- kach pielęgnowanie zieleni, a jeśli tak czy ewentualnie zadbano o stworzenie im możliwości do wywiązywania się z takowych obowiązków. Być może wszystko to polega tylko na dobrych chęciach. W każdym razie trzeba to wszystko jakoś unormować, coś wy- myślić, aby wreszcie i tam, między bo- ninami i maciejami, coś wyrosło i ocie- niło trochę tę pustynię.

(zel)

Kowalska do swego męża:

— Ci nasi sąsiedzi to bardzo mili ludzie. On codziennie wychodząc do pracy całuje ją czule. Dlaczego ty tego nie robisz?

— Muszę się z nią najpierw zapo- znać...

* * *

Chłopak z dziewczyną na space- rze:

— Och, kochany — szepcze ona

— nie mogę wprost wyrazić uczu- cia, które porusza moje wnętrze.

— Ze mną to samo. Nie powinni- śmy tych śliwek popijać piwem.

Inni mężowie, to by swoim żonom nieba przychylili, a ty co?

— Ja też bym przychylił, gdybym miał pewność że tam już zosta- niesz.

Sekretarki rozmawiają o swoim szefie.

— Jak on się świetnie ubiera — mówi jedna.

— I jak szybko — dodaje druga.

pieżnego, 32. Miklos n (ur WK r.) — wę- gierski działacz poli- tyczny — wsnak.

Pionowo: 1. Dwunasta część roku, 2. włóknisty minerał, toksyczny dla ludzi, 4. na głowic króla, 5. gwałtowny wir powietrzny, tajfun, 6. Wilhelm (1831—

1910) pisarz niemiecki—wspak, 8. ocena czyjejś pracy, opinia, 10. wyodrębnio- na linijka wiersza, 15. w starożytnej Grecji pierwotnie tajemne obrzędy, 16.

Jerzy (1911—1968) — wioślarz, 19. Haycs Allan (ur. 1923) — amerykański łyżwiarz figurowy, 20. owad, największy z pasikoników, 21. kawa rozpuszczalna, 22. inaczej — figowiec bengalski, 23. pierwiastek chemiczny o liczbie atomowej 86,24. proces odbudowy utraconych przez ustrój komórek, 25. rzeka w północ- no-wschodniej I liszpanii.

Hasło: C3,114, L13, L2, N3, A10, Al 1, N6, C9, C10, L7, N2, BI, D l i , J8, J3, J l l , A3, KI, L5, El, KIO, II, Cl, L7, N6, C3, K12, J l l , A8, N3, Cl, 113, L5, 114, C10, JX, 115,1)13, A2, FI3, N2, El, 1)11, II, C12.

Wśród Czytelników, którzy w terminie 10 dni od daty ukazania się gazety nadeślą hasło rozlosujemy nagrodę rzeczową.

Prawidłowe rozwiązanie krzyżówki nr 24/720:

Chleb otwiera każde usta.

Nagrodę wylosowała Krystyna Worobiec. Nagrodę prześlemy pocztą.

f J V » — G a z e la s a m o r z ą d u pracowniczego Z C h „ B l a c h o w n i a " . U k a z u j e się c o 10 d n i . R a d a j j & J R e d a k c y j n a : A n d r z e j Dąbrowski, Czesława G a w ę d a , K a z i m i e r z Kaliński, E w a l d K u c h a r -

czyk, J a n Muszyński, Józef Piękoś, Z b i g n i e w S a d o w s k i ( p r z e w o d n i c z ą c y ) , P i o t r Siwczyk, P i o t r S z a l a , A n d r z e j Szopiński-Wisla ( r e d a k t o r naczelny), Wanda Taczalska, T a d e u s z W i t k o , J a n u s z S i e d l a c z e k . D z i e n n i k a r k i : Kiystyna S o s z y ń s k a - S u p r o n , Z o f i a Wisła - S z o p i ń s k a , f o t o r e - p o r t e r : A r k a d i u s z K o z u b e k . Sekretariat: J o a n n a O c z o ś .

A d r e s r e d a k c j i : 4 7 - 2 2 5 Kędzierzyn-Koźle 7, ul. W y z w o l e n i a 7. Tel. red. n a c z e l n e g o 3 6 7 — 0 6 , r e d a k t o r z y 366-10, teleks 0 . W 6 I .

W y d a w c a : „ T l i L P R I i S S " Agencja Filmowa i W y d a w n i c z a

R e d a k c j a nie zwraca materiałów nie z a m ó w i o n y c h . Z a s t r z e g a m y s o b i e p r a w o s k r a c a n i a o r a z a d i u s t a c j i a r t y k u ł ó w i k o r e s p o n d e n c j i , a także z m i a n ich tytułów. Z a tres'ć o g ł o s z e ń r e d a k c j a n i e o d p o w i a d a

Krzyżówka z

U hasłem

Poziomo: 1. Ary- stokrata, 3. krasnal,- 7. zajqc afrykański, 9.

pojazd jcdnoślado-"

wy, 11. atrybut — ki- tara, 12. w muzyce"

— akcent stosowany w śpiewie gregoriań-"

skim, 13. opera wlo-_

skiego kompozytora V. Belliniego w 2_

akiach, 14. na zaku- py, 17. krćjżenie pły-_

nu w obwodzie za- mkniętym, 18. pole-_

cenie dla psa, 22. sto- lica Szwajcarii, 26.- siarorzymska pieśń żałobna, 27. prawo- rozpowszechniania czasopisma zagra-- nieznego na terenie danego państwa, 28."

punkt przeciwległy zenitowi, 29. sardyn-"

ka pacyficzna, 30._

inaczej kwoka, 31.

pazury ptaka dra-_

pieżnego, 32. Miklos (ur 1948 r.) — wę- gierski działacz poli- tyczny — wspak.

(6)

Trzy łyki codzienności

Ol)raz pierwszy: Piątek, wczesne przedpołudnie. Wybrałem się do Koźla autobusem nr 13. Na naszym osiedlu luz, tłok zaczyna się od „Piastów". Wsia- da dużo młodzieży, osób starszych, ma- tek z małymi dziećmi. Przy dworcu PKP (w Kędzierzynie) brak wolnych miejsc siedzących. Starsza babina — z wiader- kiem, pewnie na działkę, aby wnusiom przytargać pomidorki i ogóreczki — spędza mnie wzrokiem z siedzenia.

Wstaję i obserwuję zachowanie współ- pasażerów. Na następnym przystanku wsiada znów kontyngent starców i staro- winck, trzymających za rączki ukochane wnuczęta.

Wolnych miejsc siedzących brak.

Trudno wymagać od kierowcy, aby on zwolnił swoje! Podnosi się młodzian, ciut starszy od wnucząt, plączących się między lasem nóg dorosłych. I co wi- dzę: babuleńka zamiast sama usiąść, sadza na zwolnione siedzenie — na oko — czteroletnie chłopię. Sama bic- daczynka przybiera nogami, jakby tań- czyła na rozżarzonych węglach. A mo- że uciskały ją buty?

W tym momencie zacząłem się gło- boko zastanowiać, nad zaobserwowa- nym częstym zjawiskiem. Czy to dzie- cię, tak przyzwyczajane, ustąpi kiedyś komuś miejsca? Należy raczej w to

wątpić. Ja sam mam szacunek dla wie- ku i płci, ale to co obserwuje się w komunikacji miejskiej wyraźnie wska- zuje, że ludzie w podeszłym wieku czę- sto sami (nic uogólniam tutaj zaobser- wowanego faktu) powodują taką re- akcję, że mlodzian/nka/odwraca twarz, gdy obok stoi stary, sterany człowiek.

Nie twierdzę, żem dobrze wychowa- ny, ale gdyby mój ojciec widział, że nie ustępuję miejsca osobie starszej, ko- biecie w błogosławionym stanie, to dałby mi takiego kopniaka, że musieli- by wystrzelić za mną bochenek chleba, abym nic umarł z głodu, nim spadł- bym na ten padół.

Na koniec przytoczę anegdotę o pa- sażerach lokomocji miejskiej. Do za- tłoczonego tramwaju wsiada babina. I stoi. W pewnym momencie odzywa się do sąsiedniego pryszczatego mło- dzieńca: Nic ma już dżentelmenów.

Na co młodzian odszczekuje — są, ale nie ma miejsc...

Obraz drugi: Szpital w Koźlu. Na drzwiach trójkącik i kółeczko, za nimi przybytek, w którym człowiek znajdu- je niewypowiedzianą ulgę. I mnie też

tam pogoniło. Dobrze, że moja Pani nie widziała, jak pięknie tańczyłem pod tymi drzwiami. Bo dostałbym po pysku za lo, że przez tyle lat ukrywam,

nic umiem tańczyć! Wyznaję to publi- cznie. Chyba, że po kilku kieliszkach.

Ale wtedy jakoś zawija mi się lewa no- ga za prawą i najczęściej oglądam boży świat z poziomu podłogi...

Wlazłem do kabiny, ułożyłem sobie i ciągnę za łańcuch, czekając aż popły- nie I b O . O mały figiel nie urwałem łańcuszka, choć tak na oko mógłby służyć za linę holowniczą. Dałem za wygraną. Przy wyjściu wisiała umywal- ka z lśniącą nową baterią (o dziwo, nie ukradli!). Myślę sobie, umyję łapska, które mi zawsze obijała higienistka w podstawówce, wpajając tymże sposo- bem... miłość do wody. Odkręcam i słyszę coś syka, charczy, ale ani kropli.

Postałem i dopiero zaskoczyłem — przecież jest posucha i poza wódą wo- dy niet. Tę powinni odwiedzający i pa- cjenci pewnie też — przynosić z sobą.

A może to zemsta jakiegoś hydrauli- ka? Za to, że wycięto mu nie to co trzeba?

Na pocieszenie dodam, że w pociągu (często nim jeżdżę, wracając z Cieszy- na) relacji Gliwice—Opole, można uświadczyć wc, wodę i nawet papier toaletowy. Nie kradną!?

Obraz trzeci: Poczta w Koźlu. Ludzi

— jak zawsze w takiej instytucji — dużo. Stanęliśmy — ja i moja Pani, czyli żandarm w spódnicy — w ogon- ku, posuwającym się z prędkością żół- wia, aby kupić żetony c i dowiedzieć się, jak z tej instytucji zadzwonić poza rejon Koźla. Wybuliłem za krążki swój całodzienny przydział „Popularnych", mleka i chleba. Na osłodę przemiła pani w okienku poinformowała nas, że ... jakiś tam kierunkowy, ale ona nic wie jaki, a lak w ogóle, to ona się na tym (jak i z którego aparatu się dzwo- ni) nie zna! W tym momencie pewnie Bell przewrócił się w grobie, albo nowy

mnie) zatelepało.

Wywiało nas z poczty na ulicę i tutaj chyba dzięki wiaterkowi otrzeźwiałem.

Mówię: stara, idziemy do automatu i wykręcamy numer. Starucha popuka- ła się w czoło i mówi — zgłupiałeś. Ale ja już wiedziałem co robię. Żeton w paszczę aparatu i kręcę: kierunkowy j następny, domowy numer. Słyszą, wrzuć monetę, więc to czynię. Blacha wpada i cisza. Pcham kolejny, z takim samym skutkiem. Cholera mnie wzię- ła. Nie z powodu, że uzurpuję sobie monopol na nieomylność. Ale, że to bydle tak nienażartc! Obok drugi au- tomat. Myślę — raz kozie śmierć. Po- wtarzam, trzymając się ściśle „bijącej"

w oczy instrukcji, manewr i słyszę głos babci. I to tak wyraźnie, jakbym roz- mawiał z nią w tym samym pomiesz- czeniu. Po rozmowie zacząłem liczyć.

Dwa automaty takie same, jak dwa bliźnięta, jeden kłapie: wrzuć monetę i śmieje się z naiwniaka. Drugi uprzej- mie łączy. Chyba coś tutaj jest nie tak.

Ileż może być takich bubli w całej aglo- meracji K-Koźla? Przy samym dworcu PKP (w Kędzierzynie) jeden notorycz- nie łyka złom i milczy. Zacznę chyba trzymać gołębie pocztowe, przynaj- mniej będę miał gwarancję, że wiado- mość... dofrunie.

PS. Przepraszam kundelka. On wic swoje, ja swoje. Całe to pisanie zda się ... psu na budę. Pewnie na tę, którą z takim poświęceniem targało młode dziewczątko (w sobotę) po ul. Bronie- wskiego. W stanic ... „wskazującym"

chodzę tą drogą, i dotąd nie widziałem jeszcze kundelka.

J. Zimny

Liryka

i

groza

W Klubie SITPChem odbył się wernisaż prac Józefa Wil- konia, artysty znanego z ilu- stracji i grafiki książkowej, nie tylko w kraju, ale i za granicą.

Ilustruje on ponadto czaso- pisma, projektuje karnety, po- cztówki oraz inne małe formy grafie.-!,->o. Uprawia także ma- larsko si:alugowe i sceno- g r a f , projektuje gobeliny.

Sztuka J. Wilkonia charakte- ryzuje się rozmaitymi zmiana- mi technik, tonacji i formy. Je- go prace są jednak zawsze pełne zarówno poezji i liryki, jak dramatu i grozy.

Jest wielkim artystą i niezwy- kłym człowiek:em, o czym mieli okazję przekonać się uczestnicy spotkania. Na miejscu mogli kupić piękne wydany katalog ilustracji J.

Wilkonia.

Wystawa czynna jest do 21 września. Spóźnialskim za- chęcamy do wizyty w klubie.

K. S.

Rewolucja

Zakończenie sezonu 1993/94 w siatkówce mężczyzn było dla kibiców z Kędzierzyna mocnym ciosem poniżej pasa. Drużyna zajęła czwarte miejsce. Po kompromitującej końcówce wszyscy z niesmakiem rozje- chali się na wakacje. Było już wtedy jasne, że działacze „Mo- stostalu" dadzą się przekonać, iż walczyć dalej o ckstraklasó z tym składem się nic da.

Nasza krytyka gry „Mostosta- lu" była odbierana w różny spo- sób — od tzw. czepiania się do wygrażania, iż pismaków z „Ży- cia Blachowni" (czyli autora) do hali sportowej (zresztą bla- chowniańskiej) wpuszczać się nie będzie. Przeżyliśmy pier- wszy szok i ... wyszło na nasze.

W „Mostostalu" jednak doko- nano rewolucji. Z zespołu ode- szli A. Lach, A. Wójcik, I).

Rudnicki, J. Baranowski. Na włosku wisiało pozostanie T.

Szarka. K. Ilarupa ze względu na studia przenosi się do II ligo- wego AZS Opole.

Obecnie trwają intensywne działania aby wzmocnić skład lak, by naprawdę w bieżącym sezonie można było myśleć o ekstraklasie.

pod siatką

Na pewno zespół „Mostosta- lu" zostanie wzmocniony Rafa- łem Kwasowskiin z „Włóknia- rza" Bielsko-Biała i Tomaszem Paluchem ze „Stilonu" Go- rzów. W końcówce są rozmowy o pozyskanie dwóch reprezen- tacyjnych juniorów: Roberta Szczerbaninka z Motoru Jelcz- Oława i Rafała Elwartowskie- yo z „Burzy" Wrocław. Ponad- to w zespole trenują juniorzy własnego chowu (o nich napi- sze my w terminie późniejszym). W zespole, oprócz wymienionych pozo- stai.B. Mienctilewicz, W. Wo- liński, R. Demboiiczyk, M. Po- dolak, V. Szpak, G. Makarski.

Trenerem pozostał L. Mile- wski, II trenerem A. Kubacki.

Oprócz tych zmian informacja, iż trener I.. Milewski znalazł się w radzie trenerów polskiej siat- kówki, a G. Makarski próbo- wany jest do gry w reprezenta- cji kraju.

Szerzej o planach i termina- rzu w kolejnym numerze „ZB • Mam nadzieję, iż w br. będę milej i cieplej pisał o siatka- rzach — seniorach, bo do mło- dzieży mam zawsze dużo sza- cunku.

TA\V J. Wilkoń wśród niezwykłych tworów — nietoperzy,

ryb, jeży — z drewna i blachy

Fot. A. Kozubek

K O N T U R Y

Dodatek miejski 98 (110)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak już zaznaczyłyśmy powyżej, nasze bada- nia zmierzały do pokazania powiązań, jakie zachodzą między poszczególnymi czynnikami uczestniczącymi w kontroli poznawczej, a

Natomiast bohater opowiadania W głuszy leśnej dochodzi do wniosku, iż tylko uświadomienie sobie przez człowieka swojego nie- rozerwalnego związku z naturą

Brnąc w zakamarki językowe, Panowie Recenzenci nie mogą zdecydować się co do zawartości treściowej słowa nadmiarowe.. Zostało to

Автор утверждает, что совместное обучение со здоровыми детьми создает условия детям с особенностями психофизического развития для

W 2013 roku większość założycieli stowarzyszenia My Poznaniacy oddzieliła się od organizacji i założyła nowe stowarzyszenie — Prawo Do Miasta.. W Sopocie

Projekt uchwały zmieniającej uchwałę w sprawie określenia zasad rozliczenia tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć nauczycieli, dla

D la autora jest to jasne; przyczyną początkowych, a częściowo i późniejszych klęsk była zbyt mała liczebność armii, a zwłaszcza piechoty, zaskoczenie, jakim

w sprawie nostryfikacji stopni naukowych i stopni w zakresie sztuki nadanych za granicą, komisja jednomyślnie zaproponowała Radzie Naukowej Dyscypliny Nauki Chemiczne