Dodatek do„DRWĘCY”
Nr. 37. Nowemiasto, 12 września 1926 r. Rok 3.
Ewangelia
św. Mateusza rczdsr. 22, wiersz 34—46.
W onczas przyszli do Jezusa Faryzeuszowi«, i spytał Go ¿eden z nieh zakonny Doktór, kusząc Go: Nauczycielu, które jest wielkie przykazanie w Zakonie? Rzekł mu J e
2us: Będziesz miłował P an a Boga twego, ze wszystkiego serca twego, i ze wszystkiej duszy twojej, i ze wszystkiej my
śli twojej. A wtóre podobne jest temu: Będziesz miłował bliźniego twego, jako siebie samego. Na tem dwojgu przykazaniu wszystek zakon zawisł i Prorocy. A gdy się Faryzeuszowi« zebrali spy
ta ł ich Jezus, mówiąc: Co się wsm zda o Chry
stusie? czyi jest syn? Rzskłi Mu: Dawidów.
Rzekł im: Jskoż tedy Dawid w duchu zowie go Panem , mówiąc: Rzekł Pan Panu memu, siądź po praw icy mojej, aż położę nFprzyjaeioły swo
je podnóżkiem nóg twoich? Jeśli Dawid zowie Go Panem, jakoż jest Synem jego?' Żaden nie mógł mu odpowiedzieć słowa, ani śmiał żaden od ocego dnia o co więcej Go pytać.
4 •$* Hf» 4* 4* 4* 4* & 4* 4* 4* *£• *f* 4» 4» 4* 4= 4* 4* *& Ą ■
Nauka z ewangelji.
Co znaczy Boga miłować?
Znaczy mieć w nim upodobanie, przyjemność i radość, gdyż jest On najwyżazem i najdosko- nsłszem dobrem. Boga miłować znaczy dalej ra dować się z Jego nieskończonego M ajestatu i wspaniałości, kierować ku Nismu wszystkie m y
śli, słowa i uczynki jako do jedynego celu, we wszystkiem wykonywać Jego wolę i być goto
wym raczej wszystko, nawet życie postradać, aniżeli Jego przyjaźń.
Co znaczy miłować Boga ze wszystkiego
■erca i ze wszystkiej duszy?
Te różne wrażenia oznaczają w głównej rze
czy jedno i to samo, t. j. iżbyśmy przywiązani byli do Boga z prawdziwą, szczerą, serdeczną miłością. Przez serce rozumieć także możemy na
szą wolę, przez którą nic więcej od Boga nie pragniem y, jak tylko tego, ażeby poznany został przez wszystkich ludsi, przez nich był kochany, ezezeny i wola Jego przez nss i wszystkich lu
dzi była jak najściślej pełniona. Dusza może
oznaczać i rozum, za pomocą którego winniśmy się starać przez rozważanie rzeczy stworzonyc h o osiągnięcie poznania i miłości Boga, ocenienie Go i uwielbianie nadewszystko. Przez myśl mo
żna ęozumisć i Pamięć, przez którą przypomina
my sobie ustawicznie Boga i Jego niezliczone,
& nem wyświadczone, dobrodziejstw«,
zbnie cbwalimv Ge, dziękujemy i w obliczności Jego nieskalany prowadzimy żywot. Z wszystkich fił kochamy wtedy Boga, kiedy wszystkie porusze
nie naszego ciała t. j. pięć zmysłów, ręce i nogi, język i t. d. poświęcamy służbie Bożej i wszy
stkie uczynki zwracamy ku Niemu, jako nasze
mu ostatecznemu celowi.
Dlaczego powinniśmy Boga m iłcw ić.
1. Gdyż jest On najgodniejszy naszej miło
ści, jest treścią i zbiorem wszelkiego dobrego i pięknego, jest pierwowzorem i sprawcą wszel
kiego dobra stworzonego i piękności. On jest Sam w Sobie najwięktzem debrem. 2. Gdyż jest On zarazem najwyższym dobrem, które samo jed
no może uczynić nas szczęśliwymi. „Stworzyłeś nas, Boże, dla Siebie“, mówi święty Augustyn,
„i niespokojnem będzie »erce nasze, dopóki w Tobie nie spoczniemy.“ 3. Gdyż Bóg nss najprzód umiłował, wyświadczył nam i dotąd wyświadcza niezliczone dobrodziejstwa dla duszy i dia ciała.
4. Gdyż Bóg wyraźnie nam nakazuje kochać sie
bie, obiecuje i daje nam za to rzeczywiście jako nagrodę życie wieczne.
Kiedy miłość do Boga jest doskonałą?
Jeżeli Go nadewszysiko miłujemy, gdyż jest On w Sobie najwyższem, najwięcej kochania gc- dnem dobrem, t. j., gdyż jest nieskończenie świę
ty, sprawiedliwy, nieskończenie litościwy, szczo
drobliwy i miłosierny względem nas.
Kiedy miłość do Bcgs nie jest doskonałą?
Jeżeli Boga nie dla Jego najwyższej dosko
nałości jeno głównie dlatego kochamy, iż jret naezam najwyższem dobrem.
Co znaczy Boga nadewszystko miloweć?
Znaczy Boga tak bardzo miłować, iż.byśmy woleli straeió raczej wszystko inne, nam najdroż
sze nawet, życie, aniżeli byśmy chcieli przez
grzech ciężki od Niego się odłączyć.
Czy przy miłości możs i bojaźń istnieć?
Miłość niewolnicza nie może istnieć, ale z pe
wnością dziecięca, gdyż niewolnicza jest raczej obawą przed karą aniżeli obawą przed Bogiem, tj. obawą obrażenia Go. Ta niewolnicza miłość nie może łączyć się z miłośeiąBoga, gdyż w miłości pisze święty Augustyn (In. I. Joan. Tr.
9) nie mieśei się obawa, gdyż miłość doskonała wypłasza obawę (I. Jan. 4,18). Dzieóąea zaś bo
jaźń jest obawą obrażenia Bsga, najlepszego Oj
ca. Ta bojaźń prowadzi do miłości, nawet jeat początkiem mądrości. (Psalm 100, 10). Tę to bojaźń winniśmy się starać przyswoić sobie, gyż odpędzi ona od nas grzech tak, jak odpędzają Stróże złodzieja. Ona to uszczęśliwi nas radoś
cią i weselem, chwałą i wspaniałością i spro
wadzi na nas w godzinie śmierci błogosławień
stwo Bożo i da nam śmierć szczęśliwą.
(Syrach. 11—13).
Jak dochodzimy do tej doskonałej miłości Boga!
1. Przez rozważanie Jego nieskończonych Boskich doskonałości, Jego wszechmocy, dobroci, mądrości, świętości, piękności it. d. 2. Przezroz- ważanie Jego nieograniczonej miłości ku nam, którą nam okazał w stworzeniu człowieka przez cierpienie i śmierć Swego jednorodzonego Syna.
3. Przez częste ćwiczenia się w tych cnotach.
4. Przez gorliwą modlitwę o te cnoty. 4. Głów
nie przez przyjmowanie Sakramentów świętych i przez dobre i Bogn przyjemne uczynki.
Kiedy mamy pełnić uczynki miłości względem Boga!
1. Skoro przyjdziemy do zupełnego rozumu»
skoro Boga poznamy i przekonamy się, że ma"
my obowiązek miłować Go; 2. jeżeli usiłują nas odciągnąć od Boga świat, czart i ciało przez swe pozorne dobra i przyjemności; 3. jeżeli odłączy
liśmy się od Boga przez grzech śmiertelny; 4.
kiedy przyjmujemy Sskramenta święte, miano
wicie Komun ję świętą; 5. jak tylko otrzymamy od Boga jakie szczegół niej <ze dobrodziejstwo; 6.
kiedy patrzymy na stworzenia Boże, kiedy znaj
dujemy się w godzinie śmierci; 7. częściej pod
czas dnia, przyezem możemy użyć pewnych a- któw miłości, jskie wydrukowane są w dobrych książkach do nabożeństwa.
Gzy jesteśmy obowiązani miłować także bliźniego?
Jesteśm y obowiązani, gdyż 1. jest to w yra
źną wolą i przykazaniem Bożena; 2. Jezus dal nam przykład tej miłości prrez swe życie i śmierć 3. Bóg Sam miłuje wszystkich ludzi; 4. wszyscy ludzie są tak samo, jak i my dziedzicami nieba, dziećmi Boge i odkupieni zostali tak, jak i my ceną K rw i Chrystusu Pana.
Co znaczy kochać bliźniego jak siebie samego?
Nie znaczy to, ażebyśmy mieli obowiązek ko"
chać bliźnego w tej mierze i w tym stopniu, co siebie samych; względem nas wogóle mamy wię
ksze obowiązki, niż względem drugich. Kochać bliźniego, jak siebie samego znaczy, kochać go w ten aam sposób, jak siebie samych.
Jakie są najprzedniejsze uczynki względem drugiego?
Są to nczynki miłosierdzia co do ciała i co do duszy.
Dlaozego zowie się przykazanie miłości Boga i bli
źniego największem przykazaniem?
Zowie się dlatego, że w dwóch tych prayka- zaniaeh zawarte są wszystkie inne i na niem, jak mówi Chrystus opiera się cały Zakon. Kto więe pełni te dwa przykazania, pełni cały Zakon i czyni wszystko, co Boga jest milem, gdyż kto Boga z całego miłuje serca, ten nie odłącza się od Niego przez niewiarę, ten nie wyznaje pu
blicznie lub skrycie bałwochwalstwa i zabobo
nów, ten nie szemrze przeciw Boga, ten nie spo
tw arza Imienia Boskiego przez klątw y i przy
sięgi ten nie znieważa niedzieli, gdyż wie, że to wszystko nie podoba się Bogu.
»Co zda się wam o Chrystusie?*
Tak zapyta! Chrystus Faryzeuszów, ażeby przekonać ich własną ich odpowiedzią, iż nie jest tylko człowiekiem, nie tylko cielesnym synem Dawida, ale także jednorodzonym synem Boga od wieków, Panem Dawida i wszystkich ludzi.
(Psalm 2, 7.)
Prawdziwa godność.
Cóż znaczą wszystkie tytuły świata, Jeżeli serce ubogie w cnoty,
Cóż znaczy pałac choć szczerozłoty,
Jeżeli mieszka w nim podłość k a ta ...
Cóż znaczą tron i królewska szata, Jeżeli rządzą żołdaków groty, Tłumiące myśli podniebne wzloty I tryumfujące nad trupem b ra ta ...
Zaprawdę nlczem jest ludzka chwała, Gdy sercem włada namiętność wszelka, A dusza brudna i w czynach m a ła ...
Tam tylko godność panuje wielka, Gdzie ciało w mocy jasnego ducha Pokornie jego rozkazów słucha.
Józef Stańczewski.
Niewdzięczni synowie.
Sw. Alfons opowiada następujące zdarzenie:
Jakiś bogacz, który był znany jako oszust, dostał w ręce zgorzeliny i musiał umierać. We
zwano księdza. Ten oświadczył natychm iast choremu, iż jest ciężko zobowiązany oddać nie
prawne mienie. Jednak chory nie chciał o tern ani słyszeć. — Moi trzej synowie poszliby z to r
bami — odpowiedział księdzu. *
Użył tedy kapłan podstępu, aby skąpca na
wrócić; powiedział mu że wie o pewnym środku który gangrenę natychm iast usunie. Rzekł więc do chorego:
— Musi kteś żyjący dać sobie rękę przypa
lić, aby troohę tłuszczu spłynęło na tw oją rękę.
Przywołano trzech synów; lecz żaden zn ieh nie chciał się poddać takiej-katuszy. Wówczas rzekł ksiądz:
(Ciąg dalszy na 4 ej stronie)
—
137
—pízKielei na Lesznie.
Powieść
przez
14) W alerego Przy borowskiego
(Ciąg dalszy).
Oświeciwszy migoczącą się nieustannie Świeczką czaszkę, Hełiglas podniósł swój ciężki k astet i nim doktór mógł temu przeszkodzić, spuścił go na głowę szkieletu. Rozległ się głu
chy trzask łamanych kości. Gdy jedaak drugi ra z chciał to samo powtórzyć, doktór nie wiele myśląc, wiedziony instynktem zaehowania szkie
letu, udeizył silnie laską w szybę, tak, że ta prysła z brzękiem rozgłośnym na drobne szcząt
ki. Miał jednak tyle przytomności, że nie stłukł tej szyby w której był otwór od kuli.
Dźwięk tłuczonego szkła wywarł na H eli' glasie piorunujące wrażenie. Z okropnym, z głębi duszy wyrywającym się krzykiem, upuścił kastet i świeczkę i począł uciekać. Słychać by
ło odgłos jego kroków, który nakonieo po paru m inutach ucichł i rozpłynął sią w szumie burzy.
Doktór usunął się nieco na boki począł roz
myślać nad tem, co widział i co mu teraz czy
nić należy. Był wzruszony do głębi widowis
kiem, którogo był świadkiem i na razie nie mógł sobie zdać sprawy z celu, dlaezegoHeligUs chciał szkielet zniszczyć. Zresztą nie czas był teraz o tem myśleć. Należało spełnić to zada
nie dla którego tu przyszedł.
Zadanie to wydawało mu się teraz o wiele trudniejszym, niż z początku.
— Kto wie — mówił sobie — może spotkam się gdzie z Heliglasem. Moża po doznanym strachu oprzytomniał i przyczaił się, żeby schwy
cić śmiałka który podgląda jego zbrodnicze czyn
ności. Destanie się teraz do dworku przedsta
wia poważne niebezpieczeństwo, bo jeżeli Heli- glas raz się dopuścił zbrodni, dla czegożby jej drugi raz nie miał spełnić!
Ale z drugiej strony, wstyd mu było sam e
go siebie eofać się przed niebczpieceeńst wem urojo- nem, zresztą postanowi! sobie dostać się do dw or
ku i spełnić to musi. Należało tylko z echować wszelkie możliwe ostrożnośei.
W tym celu skradając się pod murem, ko
rzystając z gąszczu wszelkiego rodzaju zielska i krzaków, rosnących tam obficie, zatrzym ując się przy każdym oknie i nadsłuchując pilnie, czy jaki odgłos podejrzany nie dojdzie do jego uszów, dostał się do tarasu. Teraz trzeba było wejść na ten taras śmiało z narażeniem się na wszelki napad niespodziany i spróbować czy prowadzące nań drzwi szklane nie są otwarte.
Wchodząc po kamiennych oślizlyoh od deszczu schodach, przypomniał sobie Żubr, że Hcliglas zostawił kastet w pokoju ze szkieletem, że za tem prawdopodobnie jest bezbronny, a więc niema się czego lękać nagłego napadu. Miody lekarz, jakkolwiek mizerny i szczupły, miał znaczną siłę muskularną i w walce na pięście nie łatwoby się dal pokonać.
Rozebrawszy wszystkie te okoliczności w swej głowie, wszedł śmiałe na taras. Burza ucichła, wiatr ustawał, deszcz tylko lal nieustannie i od czasu do czasu olbrzymie błyskawice, pól nieba sobą ogarniające, na^łem światłem oblewały wszys
tkie przedmioty. Właśnie jedna z takich błyska
wic zajaśniała, gdy doktór znalazł się na tarasie i stąpał ostrożnie, gdyż tafle kam ienne posadz
ki chwiały się pod nim i dziur było mnóstwo, pelnyeh wody. W chwili nagiego tego światła zdawało mu się, że jakieś białe widmo stoi po praw ej jego ręce. Zabobonna trw oga nim og ar
nęła, ale szybko opamiętał się. Wszak idąc po południu przez pokój prowadzący na taras, wi
dział na nim na balustradzie wielkie wazony kamienne, pełne sielska nadającego im wygląd bardzo malownicy. Nie zważał w ięcnatoiśm ia*
ło ruszył ku drzwiom szklanym.
Na szczęście te zamknięte były tylko na klam kę i z łatwością się otworzyły. Aie zawiasy z a r
dzewiałe i zapewne dawno niesm arowsne, zas
krzypiały tak przeraźliwie, skrzypnięcie to roz
legało się w pm tyrn pokoju tak rozgłośnie, że włosy na głowie powstawały doktorowi. Lecz cofać się już było zapóźao. Zam knął drzwi za sobą i usunąwszy się nieco na bok, oparł się o ścianę podsłuchując pilnie czy juki podejrzany głos nie dojdzie do niego.
Ale wszędzie panowało grobowe milczenie.
Otaez-iła go atm osfera duszna i parna, pomiesza
na ze stęchlizuą, właściwą domom niezamieszka
łym przez człowieka. Z zewnątrz tylko docho
dził szum deszczu i gdzieś przez dziuraw y dach i sufit przeciekały krople wody i z głośnym plus
kiem padały na kałużę, którą zapewne na pod
łodze utworzyły. Zresztą było cicho.
D jktór dobył latarki, otworzył ją, zapalił świeczkę i kierując światło na pokój, przejrzał go starannie. Nikogo w nim nie było. Na środ
ku istotnie utworzyła się kałuża od przeciekają
cego przez sufit deszczu i krople spadając nie
ustannie, głośny plask wydawały. Dwoje drzwi, z których jedne prowadziły w głąb domu ku dziedzińcowi, drugi ku pokoikowi ze szkieletem, były na rozcież otwarte. Młody człowiek poszedł naprzód do tych które, wiodły w kierunku dzie
dzińca i zamknął je, przyezem na wielką ucie
chę swoją, przekonał się, że klucz w nich tkwił.
Z trudnością wielką i niemałym wysiłkiem zdG- iał ten klucz obrócić, tak wszystko tu było od długiego nieużywania zardzewiałe.
— Dziwny dom — szepnął — tu widoczni*
od dawna nikt nie mieszkał.
Zabezpieczywszy się od nagiego napadu, ruszył ku pokojowi ze szkieletem.
Wszędzie, wprzód nim wszedł, rozświecał sobie drogę latarką, ale nigdzie żywej duszy nie znalazł. Na posadzce tylko suchej i pokry
te* grubą w arstwą kurzu, znać było dokładnie mokre, pełne błota ślady stóp Heliglasa. Jeżeli kroki, kierująca się ku pokoikowi ze szkieletem, były drobne, wahające Bię, częstokroć nawet za
wracały się, to te, które czynił w czasie uciecz
ki swaj, były szerokie i w prostej linji idące.
Uciekał widać jak szalony.
Wszędzie prawie, we wszystkich, które prze
chodził pokojach, sufity były dziurawe i woda z nich ciekł», tworząc szkaradne, brudne kałuż*
na posadce.
(Ciąg dalszy nastąpi.)
—
138
—— Widzisz, synowie twoi nie chcą nawet na kilka sekund, dać sobie ręki przypalić dla swo
jego ojca, a ty chcesz być męczonym dla swoich synów* nie przez kilka sekund,lecz przez całą wie- eezność, i to nie tylko na ręce lecz na całym ciele i duszy.
Ocknął się chory na te słowa i rzek:
— Teraz otworzyłeś mi. księże, oczy; chcę się spowiadać i oddać majątek.
Złodziej, który nie thce oddać, nieebże za
tem wspomni na wieczną karę, która go nie*
chybnie czeka.
ROZMAITOŚCI
Podatek od krótkich włosów.
B aw arję spotkał zaszczyt zaincjonoWania podatków od damskich fryzur. Wszystkie »a le Garconne" ogarnęło przerażenie gdy rozeszła się wiadomość, że radny m iasta Landau, nad Isarą wniósł na radzie miejskiej projekt opodatkowa
nia fryzur a la Garconne po 50 Mk.
P ro jek t ten misi na celu powstrzymanie nie
mieckich kobiet od pozbawiania się „tej najw aż
niejszej ozdoby“.
Ojcowie m iasta Landau w yrazili jednak opi- nję, że nie czują ¡cię upraw nieni do wydawania przepisów o modach kobiecych.
W ten sposób niezawisłość mody kobiecej miasteczka Landau zestala uratow ana.
Badania życia w ielorybów.
Z wysp Falklandzkieh wyruszyła ns polu dniowy ocean Lodowaty wypraw», której celem jest badanie życia wielorybów, wobec szybkiego tępienia tych olbrzymieli ssaków morski* h dla tłuszczu i fiszbinów. Głównym przedmiotem ba
dania tej w ypraw y będzie sprawdzenie tw ier
dzenia irary n srzy , że wieloryb żyje w wielożtń- stwie i że każdemu samcowi towarzyszy zawsze pięć do ośmiu samic. Gdyby twierdzenie to oka zalo się prawdziwe, w takim razie przez zaksz bicia samców, można by przynajm iej częściowo przeciwdziałać wytępieniu wielorybów.
Mumja konia.
Muzeum keirskie »najdzie się niebawem w posiadaniu niezwykłej starożytności egipskiej.
Oto, podczas prac wykopaliskowych, dokonywa
nych w pobliżu piram idy schodowej Sakkary przez archeologów : F irth a i Quibl*tta z polece
nia egipskiego departam entu starożytności, zna
leziono wielką skrzynię, a w niej — mumję ko
nia. Koń ten, zupełnie dorosły, zachował się do
skonale. Ze stylu skizyni, nie posiadającej ża
dnych napisów, i z w arstw y ziemi, w której skrzynię znalezione, można wnosić, że niezwy
kła, wogóle pierwsza tego rodzaju, mumja po
chodzi z 1200 r. grzęd nr. Chrystusa.
O ile wiadomo, konie wprowadzili do Egiptu hyskowie, albo królowie pasterze, i liesne wize
ru n k i tych zwierząt pożytecznych widnieją na pomnikach osiemnastej dynastji. Znaleziona mumja, spreparow ana odpowiednio przez prof.
anatdm ji szpitala Kair el Aini, dr. Douglasa Der- ry , wystaw iona będzie, jak zaznaczyliśmy powy
żej, w muzeum kairskiem.
Chińska m aszyna do pisania.
Ociemniały podczas wielkiej wojny, sir Wal
ter Hillier, obmyśli! i zbudował maszynę do p i eania, zastosowaną do wprowadzonego obecnie w Chinach alfabetu składającego się z 40 głosek na miejsce tysięcy, używanych poprzednio w piśmie ehińskiem ideogramów. Ponieważ Chió- ezyey piszą z góry na dół, a pierwsze szeregi wyrasów czytają od praw ej strony ku lewej, maszyna więc sira W altera H illiera posiada zna
ki, wskazujące kolejność szeregów. Ociemniały wynalazca, a zarazem gruntow ny znawca języ
ka chińskiego, zorganizował dla studentów chiń
skich, kształcących się w stolicy Anglji, wykła
dy pisania na swej maszynie.
W e s o ł y k ą c i k . D owiedział się
Burm istrz (surowo): — Żalono się przede- muą, że wczoraj w nocy jakiś pijak w yrabiał na ulicach ogromne aw&ntury.
P o lic ja n t: — Widziałem go.
Burm istrz : — Co ? Dlaczego nie został przy- aresztowany ?
P o lic ja n t: — Bo to byl sam pan burm istrz ł Racja.
Żona: — Co? kupiłeś mi fortepian? Wiesz przecie, że grsć na nim nie umiem.
Mąż: — Nie nie szkodzi! Mas* także kuch
nię, a nie umiesz gotować!
Oj, 1e dzieci
Ciocia (która od pewnego czasu bawi w od
wiedzinach u rodziców małej Jadzi): — W osta
tnich nocach spałam bardzo źle. Powinniście posypać łóżko proszkiem na pluskwy.
Jadzia: — Właśnie, proszę cioci, tatuś po
wiedział, że łóżko się posypie proszkiem, jak tylko ciocia odjedzie.
Bajeczka.
Gdy stary pan Poeięgiel przyszedł do domu, został przez żonę sprzeklinany, dlaczego tak dłu
go siedział w szynku.
— Uspokój się, kochana Zenobjo — pow ia
da Poeięgiel uprzejmie. — Miałem dzisiaj dzień napraw dę szczęśliwy. Po drodze spotkała mię rusałka, która, bieżąc z dalekich stron, zbłądziła.
Z wdzięczności za to, że wskazałem jej właściwą drogę, podarowała mi tę oto parę pantofli. K to ubierze lewy pantofel, t«n znikip. Ale gdy po
tem ubierze drugi, staje się znowu widzialnym.
Pojmujesz, że podarek taki j«gt nadzwyczaj w ar
tościowy, gdyż dzięki niemu można zarobić bar
dzo wielsa pieniędzy.
Zenobia zamilkła i spoglądała, na męża z niedowierzaniem.
— Chodź! — powiedział mąż. — Spróbuje
my, esy rusałka mówiła prawdę.
Zenobja wdziała pantofel na lewą nogę i — o cudo! — stała się niewidzialną.
— Jak mi Bóg m iłj! — zawołał Poeięgiel.
— Znikła, naprawdę zn ik ła!
I chwyciwszy prawy pantofel, pobiegł do pobliskiej fabryki i rzuci! go tam do gorejącego pieca.
#
# *
— Co słychać, panno Kasiu? — Da wnośmy 9ię nie widzieli.
— Bardzo eiężko ehorowałam.
— Jakoś tego po oczach nie znać?
— J a nie chorowałam ns oczy tylko na kiszkę.
—