• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel 1926, R. 3, nr 45

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nasz Przyjaciel 1926, R. 3, nr 45"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 45 Nowemiasto 7 listopada 1926 r. Rok 3

Ewangelja

św. M ateusza rozd2. 13, wiersz. 24—30.

Onego czasu Jezus insze podobieństwo lu­

dowi przełożył, mówiąc: Podobne się stało Kró­

lestwo niebieskie człowiekowi, który posiał do­

bre nasienie na roli swojej. A gdy ludzie spa­

li, przyszedł nieprzyjaciel jego i nasiał kąkolu między pszenicą i odszedł. A gdy urosła tra­

wa i owoc uczyniła, tedy się pokazał i kąkol.

A przystąpiw szy słudzy gospodarscy, rzekli m u : Panie, iżaliś nie posiał dobrego nasienia na ro­

li tw ojej? Skąd tedy kąkol ma? I rzekł im:

nieprzyjazny człowiek to uczynił. A słudzy rzekli m u: Chcesz, iż pójdziemy i zbierzemy je? I rzekł: Nie, byście snąć zbierając kąkol nie wykorzenili razem z nim i pszenicy. Do­

puśćcie obojgu rość aż do żniwa, a czasu żni­

wa rzekę żeńcom : zbierzcie pierwej kąkol, a zwiążcie go w snopki ku spaleniu, a pszeni­

cę zgromadźcie do gumna mojego.

Nauka z ewangelii.

C o r o z u m i e m y p r z e z K r ó l e s t w o n i e b i e s k i e ?

Rozumiemy przez to Kościół Boży, czyli zgromadzenie prawowiernych chrześcijan na ziemi, przeznaczonych do radości niebieskich.

C o z n a c z y d o b r e n a s i e n i e , a c o k ą k o l ? Dobre nasienie (jak mówi sam Chrystus Mat. 13, 38) oznacza dzieci Boże, t. j. prawdzi­

wych chrześcijan, tworzących żywe członki Ko­

ścioła, albo też Słowo Boże, które czyni ludzi dziećmi Bożemi; kąkol oznacza dzieci grzechu, czyli djabła, t. j źle czyniących (Jan 3, 8) i wszelką błędną i przewrotną naukę, wiodącą człowieka do złego.

K to s i e j e d o b r e , a k t o z ł e n a s i e n i e ? Dobre nasienie sieje syn człowieczy Jezus nietylko sam, ale i przez Apostołów i ich na stępców kapłanów ; złe nasienie rzuca sam dja- beł i źli ludzie, których czart używ a za n a­

rzędzia.

C o to b y l i z a l u d z i e , k t ó r z y s p a l i ? 1. Rozumieć przez to należy zwierzchności świeckie i duchowne, nie dające baczności na swe owieczki i nie chroniące ich od pokuszeń, w tedy bowiem przychodzi czart i przez złych ludzi zasiewa fałszywe nauki i zachętę do złe­

go. 2. Tu zaliczyć należy tych, co obojętnie i bez uwagi słuchają Słowa Bożego i Mszy św..

modlą się byle jak, nie przystępują do Sakra­

mentów św. W ich duszy zasiewa djabeł na­

sienie złych myśli, zachcianek i żądz, skąd się rodzi zielsko pychy, porubstwa, gniewu, zazdro­

ści, łakomstwa i td.

C z e m u P a n B ó g n i e p o z w o l i w y r w a ć i w y p l e n i ć k ą k o l u , t. j. z ł y c h l u d z i ?

Czyni On to 1. gdyż jest cierpliwy i chce grzesznikom dać czas do pokuty i poprawy.

2. Z miłości dla sprawiedliwych, którym przez wyrwanie i wyplenienie złych, nie chce odjąć sposobności ćwiczenia się w cnocie i jednania sobie zasług.

J a k i j e s t c z a s ż n i w n y , c o z n a c z y w y ­

*

r a z ż e ń c y , a c o o d ł ą c z e n i e k ą k o l u od d o b r e g o z i a r n a ?

Zbawiciel tłumaczy to temi słowy: .Żniwa­

mi jest koniec św iata; żeńcami są Aniołowie.

Jak kąkol się zbiera i pali w ogniu, tak będzie i na końcu świata. Syn człowieczy ześle Swych Aniołów, a ci zbiorą z królestwa Jego wszystkie zgorszenia, wszystkich czyniących krzyw dy i wrzucą ich w piec ognisty; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Tedy sprawiedliwi świe­

cić będą, jako słońce w królestw ie Ojca ich“.

(Mat. 13, 3 9 -4 3 ).

* * 4 * 4 * * * * * * j * 4 » « i ‘ * * * * * % * * * * * * < > * * *

ZdźMa i sumienie.

Pewnemu szlachcicowi skradziono srebro.

Nie mógł znaleźć złodziej». Wreszcie wezwał ca­

łą służbę do pokoju i raekł:

— Między wami jest z pewnością złodziej, lecz ja go zaraz odkryję.

Kazał wszystkim stanąć szeregiem prosto, potem ręce w górę podnieść, głową kręcić, noga­

mi przebierać i t. d.

D o d a t e k do „ DR WĘ C Y”

(2)

Wreszcie rozda! między wszystkich źdźbła słomy jednakowej długośei i rzekł:

— Teraz uważajcie! w ręku złodzieja uroś­

nie źiźblo za dziesięć minut o połowę większe.

Po tych słowach odszedł do drugiego pokoju, gdzie stukał, hałasował, krzyczał...

Po dziesięciu minutaeh przybył do nich na­

po wrót i począł od każdego z nich odbierać słomki.

Wszystkie źdźbła były jednakowo długie, tyłko źdźbło lokaja było o połowę krótsze, bo mu złe sumienie w strachu doradziło odgryźć połowę słomki.

Nawet slndzy krzyknęli po tern odkryciu:

— O a jest złodziejem, on skradł srebro!

My chcemy Boga!

(Pieśń młodzieży.)

My chcemy Boga. Święta Pani!

O usłysz Twoich dzieci śpiew!

My Twoi słudzy ukochani Za wiarę damy — życie, krew!

Błogosław słodka, P an i!

Błogosław wszelki stan!

My chcemy Boga! My poddani!

On naszym Królem, Oą nasz Pan!

My chcemy Boga w rodzin kole, W troskach rodziców, w dziatek snach.

My chcemy Boga w książce, w szkole, W godzinach wytchnień, w pracy dniacli

Błogosław, słodka Pani! i t. d.

My chcemy Boga w wojsku, w sądzie, W rozkazach królów, w księgach praw, W służbie na morzu i na lądzie,

Spraw to, Maryjo! spraw, o spraw!

Błogosław, słodka Pani! i t. d.

My chcemy Boga, w wszelkim stanie.

Boga niech wielbi: szlachta, lud, Pan, czy robotnik, czy mieszczanie Bogu niech niosą życia trud.

Błogosław, słodka P a n i! i t. d.

My chcemy Boga w naszym kraju Wśród starodawnych polskich strzech;

W polskim języku i zwyczaju, Niech Boga wielbi chrobry Lech.

Błogosław, słodka Pani! i t. d.

My chcemy Boga w każdej chwili,

! dziś i jutro — w szczęściu, w łzach;

Czy nam się pociech niebo chyli,

Czy w gruzach legnie szczęścia gmach.

Błogosław, słodka P a n i! i t. d.

My chcemy Boga! Jego prawo Niech będzie naszych czynów tchem!

Byśmy umieli chętnie, żwawo:

Obierać dobre, gardzić złem!

i Błogosław, słodka Pani! i t. d.

iiiiiiiiin tiiiiiiiiirtiiiiiiiiiiiin iiiiiiu iiiiiiiiiiiiiiiim im iiiiiiiiiiiiiiiiiiilT iiim n n riT iT iH in in

Z ł o t e nti/śfi

Odwiedzaj chętnie chorych wioski swojej, bo jest to jeden z dobrych uczynków, za który cię Pan }ezus na sądzie ostatecznym nagrodzi.

ROZMAITOŚCI

Nowe cuda natury.

Promienie, które są 250 razy mocniejsze od promieni X.

— Jak donoszą z Moskwy, udało się rosyjs­

kim uczonym na wyżynach Turkiestanu odkryć no­

wy rodzaj promieni, spływających na ziemię z wszechświatów. Promienie te, jak mówi sprawoz­

danie, są identyczne z odkrytemi przez amery­

kańskiego fizyka Miilikana i są 250 razy silniejsze niż najsilniejsze promienie X. Trzynaście lat upły­

wa, jak zagadkowe te promienie po raz pierwszy zwróciły na siebie uwagę fizyków. Właściwym odkrywcą był wiedeński badacz przyrody, prof.

Hesse który dowiódł istnienie zupełnie dotychczas nieznanych promieni w wyższych regjonach po­

wietrza. Na podstawie tych danych poczyniono dokładne pomiary, które doprowadziły do zdumie wających rezultatów.

Okazają się ślady jakiejś promieniującej ma­

terii w atmosferze, które pod względem siły i in­

tensywności przewyższają każde zjawisko tego ro­

dzaju. Poczyniono następnie próby przy punocy wolnych wzlotów balonów, na bardzo znacznej wy­

sokości, dalej pomiary na bardzo wysokich szczytach gór. Domiemania naukowe Hessa zostały potwierdzo ne. Amerykanin Millikan, który zupełnie niezależne od swoich europejskich kolegów stwierdził istnienie tych nowych tajemniczych promieni, wskazał w ame rykańskiej prasie na olbrzymią naukową doniosłość rezultatów swych badań. Dowiedziano się od nie­

go że promienie owe, których pochodzenie było zu pełnie zagadkowe są wstanie przeniknąć blok granit, grubości 2 mtr., podczas gdy najenergiczniejsze pro­

mienie X mogą prześwietlić zaledwie płytę ołowia­

ną, grubości kilku milimetrów. Oświadczenie to obudziło zainteresowanie niętylko sfer naukowych ale nawet ludzi którzy zagadnieniami temi wcale się nie interesują Atoli tajemnica tych nadpro- mieni nie jest jeszcze bynajmiej wyświetlona. Właś­

nie obecnie odbywają się z niemi doświadczenia na szczycie góry Mnich w Szwajcarii, wysokości 4,105 m. nad poziomem morza. Badacze mają na­

dzieję niętylko zbadać siłę tych promieni, ale tak­

że ich pochodzenie.

Dotychczasowe spostrzeżenia wykazały, że in­

tensywność w mowie będących promieni, jest zu­

pełnie niezawisłą od słońca. Działają one zupełnie tak samo w nocy, jak wednie, nie mają zatem swe­

go źródła w słońcu. Źródło to raczej znajduje się gdzieś w dalekiej przestrzeni wszechświata. Siła promieni osiąga maximum swego natężenia, gdy droga mleczna jest widoczna w zenicie.

Millikan postawił hipotezę, że promieni^ te są wysyłane przez mgławicę, rozsiane licznie w róż­

nych stronach wszechświata, w których zachodzi ewolucja materji polegająca na przemianie wodoru w hel.

Dalsze badania niewątpliwie wykażą, czy i o ile promienie te będzie można zużytkować w życiu praktycznem-

Miasto telefonów

Niema zdaje się na kuli ziemskiej miasta, w któremby telefon tak byi w użyciu jak w Stokholnne. Dnia 1 maja tego roku liczył Stok- holm mający 450 tysięcy mieszkańców 98 183 abo­

nentów, czyli prawie cztery i pól osoby nu jeden

(3)

przKieleî na Lesznie.

Powieść

przez

21)

Walerego Przy borowskiego.

(Ciąg dalszy).

Wynotowawszy sobie wszystkie szczegóły z księgi hipotecznej, doktor wyszedł na ulicę rozgo­

rączkowany, coraz bardziej zdziwiony przebiegło­

ścią Heliglasa.

Upał był niezmierny; zegary wskazywały go­

dzinę drugą i jeść mu się chciało mocno, gdyż od wczoraj nic w ustach nie miał. Wśród straszli­

wego szferegu wypadków, w które został wpląta­

ny, zapomniał o jedzeniu. Poszedł więc do restau­

racji, w której zbierali się jego koledzy i tu na ga- wędce wesoło spędził parę godzin; przedmiotem ogólnym wszelkich iozmów, był szkielet kobiety na Lesznie.

Oczywiście doktor nie mówił tego, o czem wiedział, ale za to słuchał wszystkich. Wieść 0 mniemanym nocnym napadzie na dworek, dla wykradzenia, jak mówiono szkieletu, rozszerzyła się; zresztą z pogawędek tych nic nowego się nie dowiedział. Pożegnawszy swych kolegów, po­

szedł do cukierni najbliższej na czarną kawę.

Właśnie co przyniesiono świeże dzisiejsze dzien­

niki; wziął więc do rąk „Kuriera“ i wyczytał, jak się zdaje, ręką Goldsinga skreślony następujący artykuł, który całą uwagę doktora pochłonął.

Artykuł ten miał sensacyjny tytuł:

„Szkielet na Lesznie.“

Artykuł „Szkielet na Lesznie“ brzmiał tak:

„W dalszym ciągu szczegółów o znalezionym tajemniczym szkielecie kobiecym w starym, opu­

szczonym dworku na Lesznie zasala nowa, nie­

zmiernie ważna i ponure śwjatło na całą tę spra­

wę rzucająca komplikacja.

Kiedy bowiem dziś rano, o godzinie 5 tej, ro­

botnicy zajmujący się rozbiórką rzeczonego dwor­

ku, tamże przybyli znaleźli na suchej i kurzem po­

krytej posadzce pokojów ślady liczne nóg ludzkich.

Jak wiadomo, dzisiejszej nocy szalała w naszem mieście wielka burza i w Czasie niej widocznie ktoś dostał się do wnętrza dworku, gdyż ślady by­

ły mokre i pokryte błotem, ślady te były dwoja­

kie, świadczące, że dwóch ludzi, z dwóch różnych stron dostało się do dworku. Jedne szły od po­

dwórza, drugie zaś od ogrodu — oba atoli skierowa­

ne były ku pokoikowi, mieszczącemu się w samym kącie domu, gdzie został odkryty szkielet kobiecy.

„Koło tego szkieletu zbiegły się oba ślady 1 w różnych kierunkach się skrzyżowały. Sam szkielet został naruszony, jakiemś ciężkiem na rzędziem strzaskano część czaszki, a oprócz tego szukano widocznie czegoś więcej, gdyż odjęto kilka kafli posadzki, znajdującej się tuż koło szkieletu.

Co się tam kryło?... kto to wie. Prawdopodobnie jakiś dowód zbrodni, który postarano się usunąć.

Prócz tego, w pokoiku tym znaleziono szybę stłu­

czoną i kawałki szkła leżały rozrzucone na posadzce;

znaleziono też nitdopaloną świecę stearynową, którą widocznie nocni poszukiwacze sobie przy­

świecali. Rozrzucona kupa gruzów, leżąca w ką­

cie pokoju, jak również popiół w kominku dowo­

dzą, że i tam czyniono poszukiwania.

„Później ślady w dużej sali się rozchodzą i idą w tym samym pierwotnym kierunku, to jest jedne ku dziedzińcowi, a drugie ku ogrodowi. Na dziedzińcu znać je doskonale. Tajemniczy poszu­

kiwacz przebiegł go. wyszedł na uiicę i znać przez dość dużą przestrzeń na flizach marmurowych je­

go zabłocone stopy, kierujące się ku miasta. Dru­

gi jego towarzysz wyszedł przez szklane drzwi, niestety nie zamknięte, na kamienny taras, stąd przebiegł przez otwartą przestrzeń i wkroczył na trawniki, zarosłe gąszczem, w których znikają je ­ go ślady, choć tu i ówdzie spostrzegać się czasem dają. Od tej strony ogród otoczony jest muren*, poza którym znajdują się tyły posesji przy ulicy Ogrodowej. Należy przypuszczać, że złoczyńca przez ten mur przeszedł i ukrył się w którejś z tychże posesyj. śledztwo prowadzi się energicznie choć o ile wiemy dotąd nie zdążyło dojść do ża­

dnych rezultatów. W ostatniej chwili donoszą nam o ważnem odkryciu ; ze względu jednak potrzeby zachowania sekretu śledztwa, nie możemy go pu­

blicznie go wyjawić.

„Bądź co bądź. owe odwiedziny nocne mają bardzo poważne i doniosłe znaczenie. Dowodzą one niezbicie, niemal naocznie, że na kobiecie owej przed laty kilkunastu c?y kilkudziesięciu, popełnione zostało morderstwo, o czem my zresztą, po pier wszych przelotnych oględzinach szkieletu, ani na chwilę nie wątpiliśmy. Co więcej odwiedziny owe dowodzą, że morderca czy mordercy żyją i mie szkają w Warszawie, że lękając się, by nie zostali wykryci, gdyż prawdopodobnie jakieś dowody ich zbrodni mieściły się obok szkieletu pod podłogą, odważyli się na krok zuchwały i śmiały pozornie, w gruncie rzeczy zupełnie bezpieczny, gdyż w ca­

łym dworku żywej duszy nie było i korzystając z nocy burzliwej, dostali się do jego wnętrza.

Niestety! teraz poszukiwania są o wiele trudniej sze, gdyż pod oderwaną podłogą, jeżeli co było, zostało zabrane.“

W tym tonie ubolewania pisał jeszcze Gold- sing przez pół szpalty, ale dla doktora nie miało to już znaczenia. Jego przeraziła wiadomość, że w' ostatniej chwili śledztwo natrafiło na poważne odkrycie. Cóżby to mogło być ? Drżał, czy cza­

sem nie dostano się do jego mieszkania i zabłoco­

nych butów i burki nie znaleziono. Ogarnął go nadzwyczajny niepokój, a że był człow!ekiem, który lubił stawiać czoło niebezpieczeństwu, nie wiele myśląc, ruszył do siebie na Leszno.

Umyślnie szedł piechotą i wolno, żeby nie zwrócić w' Stróżu domu uwagi na siebie, zwłaszcza, że dotąd bardzo rzadko jeździł dorożką. Wszedł­

szy do bramy zastał stróża otoczonego kucharka­

mi z całego domu i zagniewanego mocno.

— Zęby ich wciurności! . . . niby to ja im nie gadam, co bez noc calusieńką nikt od nas nie wy­

chodził. La wirowy mi wymyśla, a ja swoje : ka żdy z lokatorów spał jako się patrzy.

— O cóż to idzie ? — spytał doktor.

— Ano, panie dychturze, a to ta lawirowy i policja i dwóch stójkowych przyszli pytać, czy kto u nas nie chodził po nocy do tego tam tru p a ..

pan w ie .. co to na Leśnem.

— Wiem. Cóż chciał rewirowy?

(Ciąg dalszy nastąpi.)

167 -

(4)

168 ap a ra t. P roca te g o je st 2 1 9 5 0 a p a ra tó w pod­

m iejsk ich . M ieszk an ie bez tele fo n u w S zto k h o l­

m ie z u p e łn ie s ię i*ie tra fia , prócz tego na każ­

d ym p la cu i w ogrodach p o m ieszczon e eą budki tele fo n ic z n e , przy k tó ry ch sta le sto ją kolejki. Ża­

den S zw ed n ie k r z y w i się, ch oćb y go n ie w ie ­ d zieć jak często p r z y z y w a ! d zw on ek tele fo n ic z n y , n a to m ia st zw ró cen ie się lis to w n e u w a ża za coś bardzo d ziw n eg o i n a jczęściej na lis t y m iejsco w e n i* od p ow iad a, u w a ża ją c c zło w iek a , k tó ry p isze, m o g ą c tele fo n o w a ć , za d ziw ad lo. R ó w n o cześn ie S zto k h o lm je st m iastem , w którem p r a w ie n ie zd arzają s ię sk a r g i n a w a d liw e fu n k c jo n o w a n ie te le fo n ó w .

Odkrycie nieznanych ludów w Azji.

B rzm i to ja k bajka, a je d n a k ., a je d n a k ., są jeszcze n a św ię cie s z cz e p y lu d zk ie, tak sc h o ­ w an e. że ich żad en u czon y n ie zbadał, a n i n ie o p isa ł, że żad en c y w iliz o w a n y , cz ło w ie k do nich n ie d otarł.

P u łk o w n ik T h orton , po p ow roeie z T y b etu , p rzed sta w i! k rólew sk iej ak ad em ji g eo g r a ficz n e j rap ort, k tó r y z a k r a w a n a fa n ta sty c z n e h isto rje G u liw era.

O p ięćset m il a n g ie lsk ic h do M alobaru T h o r­

to n od k rył n iem al n ied o stęp n e k o tlin y g ó rsk ie, za m ieszk a łe p rzez k arłów i o lb rzy m ó w . K a rły , k tórzy się sam i z w ą K u ru m b esa m i, n ie p rzek ra­

czają, w zro stem jed n eg o m etra i ż y ją n iezm ier­

n ie p r y m ity w n ie , jak zw ie rz ę ta .

N a to m ia st ich n a jb liżsi są sied zi o lb rzy m i — m in im u m d w a m etr y d ziesięć ce n ty m e tr ó w w z r o ­ stu — dają w rażen ie dużej c y w iliz a c ji i r o zw a g i.

P lem ię to tw orzące rodzaj r e lig ijn e j k on g reg a cji, je s t bardzo n ieliczn e i w y n o si ty lk o sied em set g łó w i liczb a ta n ie m oże być n ig d y przekroczo na. T y lk o bow iem śm ierć jed n e g o z olb rzym ów , p o zw a la , w ed łu g r e lig ijn y c h zasad p lem ien ia na n a r o d z in y .z a s tę p c y “.

Ford buduje motocykle powietrzne.

S ły n n y fa b r y k a n t sam och od ów , F ord , z a ją ł się , jak w iadom o, o sta tn iem i cz a sy lo tn ic tw e m , zam ierzając sp o p u la r y z o w a ć a ero p la n y tak, jak sp o p u la r y z o w a ł sa m o ch o d y . P r z e d e w sz y stk ie m ch o d zi m u o b u d ow ę sa m o lo tu ta n ie g o k tó ry b y sta l się d o stęp n y dla w s z y stk ic h . W ty m celu bada różne n ow e p o m y sły , a m ięd zy in n em i także m o to cy k l p o w ie tr z n y m ech an ik a fr a n c u sk ie g o Le- blanca. M o to cy k l ten zao p a trzo n y w sk ła d a n e p ia ty , m oże w każdrj c h w ili b yć za m ie n io n y n a sa m o lo t i u n ieść sw e g o jeźdźca, b ęd ącego zarazem p ilo tem , na w y so k o śc i 40 do 50 m etrów nad p o w ie r z c h n ią ziem i, n rzyczem siln ik , za m ia st ob ­ ra ca ć k ola, ob raca śm ig ę, u m ieszczo n ą z przodu m otocyk la, n a d a ją c m in ia tu ro w em u sa m o lo to w i szyb k ość do 70 kim . n a g o d zin ę, a w iec szyb k ość p o c ią g u p o sp ie sz n e g o . L eb lan e n iety lk o zb u d o ­ w a ł m od el te g o sa m o lo tu n o w e g o ty p u , ale tak że w v p ró b o w a l g o w pobliżu D ijon u n ió słsz y się w p o w ie tr z e i p o w ró c iw sz y sz c z ę śliw ie na lo tn isk o , po zatoczen iu w ie lk ie g o luku nad m iastem . O czy­

w iś c ie d rob n e ro zm ia ry siln ik a i zb iorn ik a b en ­ z y n y n ie p ozw alają sa m o lo to w i L eblancą w z b i­

ja ć się oa w y so k o ść i o d b y w a ć lo tó w d łu g o trw a ­ ły ch , ale m o to cy k l p o w ietrzn y n a d a w a łb y się do k o m u n ik a c ji m ięd zy m ia sto w ej, ze w z g lę d u na ta n io ść , bo w ed łu g obliczeń w y n a la z c y , k o szto ­ w a łb y 400 d olarów , a n a w e t jeszcze m n iej p rzy fa b r y k a c ji m a so w e j, b y łb y d o stę p n y d la lu d z i

ta k że m n iej zam ożn ych , jak d zisia j m ele sam o­

ch o d y F ord a, tak rozp ow szech n ion e i sp o p u la r y ­ zo w a n e, p rzy n a jm n iej w A m ery ce.

81 letni alpinista na szczycie Montblanc.

W ty ch d n iach dotarł n a s z cz y t M ontbłan- eu n a jsta rszy a lp in ista św ia ta , 81 le tn i K a ro l S tiid l. P rzed 65 la ty , jak o 1 6 -letn i m łod zien iec w d rap ał się tam p o r a ź p ie rw szy , obecnie n a p oże­

g n a n ie sw e j k arjery tu r y sty c z n e j p o w ęd ro w a ł znów szlak iem sw e j m łod ości i dotarł do sz c z y ­ tu. S ęd ziw em u tu ryście w y p r a w ił zw ią zek a lp i­

n istó w u cztę, podczas k tórej p ostan ow ion o w m u­

row ać n a szczy cie M ontblancu tablicę na cześć n a jsta r sz eg o tu r y sty .

Sędzia w spodenkach kąpielowych.

W ty c h dniach w jed n ej z m iejsco w o ści k ą ­ p ie lo w y ch w p ob liżu N o w eg o J o rk u , p olicjan t a r e sz to w a ł w eso łe gron o w k o stiu m a ch k ą p ielo ­ w y c h , pędzące auto przez m iasto na plaże. G ly w e so łe g ro n o m iało sta n ą ć przed sąd em p o lic y j ­ n y m za p o g w a łc e n ie zak azu u k a z y w a n ia się w k ostju m ach k ą p ielo w y ch poza p lażą, to okazało się, że sęd zia u żyw a! k ą p ieli w m orzu. U d ano się w ięc na p lażę, w y w o ła n o sęd zieg o z w o d y sędzia zaś w sp od en k ach k ą p ie lo w y c h p o w o ła ł n a ty c h m ia st d w óch k ą p ią cy ch się, tak sam o jak on, m o k ry ch i o b n a żo n y ch , na a sesorów i na p o ­ czek an iu sk a za ł w eso łe g r o n o na z a p ła cen ie g r z y w n y po 10 dolarów od oso b y , poezem cale to w a r z y stw o r u sz y ło do w od y.

W e s o ł y k ą c i k . Amatorzy muzyki.

— P e w ie n w y b itn y ten or za p ro szo n y zo sta ł do dom u bankiera. P o k o la cji proszą śp iew ak a, ab y zech cia ł dać jakąś próbkę sw e g o talen tu .

— Ł a sk a w a pani — odpow iad a ten o r — o- b aw iam się, że g o d zin a je st późna i m ógłb ym p rzeszk od zić sąsiąd om .

— A ch t.o nic nie szkodzi, w łaśn ie m a m y im zam iar d ok n ezy ć, bo ci n iezn o śn i lu d zie w u b ieg ły m ty g o d n iu otru li n a sz e g o p sa.

Szampan.

B u ch a lter firm y h an d lu jącej w in em K o h n w y je h al na w y w c z a sy w a k a cy jn e. P o sta n a w ia eie w te d y trochę .p u śc ić “ i każe sobie podać bu­

telkę szam p an a. P o sk osztow an iu p ierw szego k ieliszk a p. K o h n k r z y w i się w z g a r d liw ie i m ów i do keln era:

— W iesz pan, ten w asz szam pan to m i w ca le nie im p o n u je.

— N ie n ie szk od zi, jak pan zobaczy rach u n ek to ten n a p e w u o p an u zaim p on u je.

U weterynarza.

— W etery n a rz do ch ło p s: D laczego p rzy ch o ­ dzicie do m n ie ze sw oją z w ic h n iętą nogą?

W ieśn iak : od czasu , k ied y pao d o k to r tak św ietn i* m ojego b yk a w y k u r o w a l, to m am do pana zu p ełn e zau fan ie.

W okresie polowań.

— K lien t: J a k to , tak drogo żąda pan za za­

jąca? A le ż za tak ą k w o tę m ożn aby sob ie w y ­ d zierżaw ić p olow an ie.

K u p iec: A le z teg o jeszcze n ie w y n ik a w ca­

le, aby pan m ó g ł zd ob yć zając».

Cytaty

Powiązane dokumenty

oznaczać i rozum, za pomocą którego winniśmy się starać przez rozważanie rzeczy stworzonyc h o osiągnięcie poznania i miłości Boga, ocenienie Go i uwielbianie

Począł się baczniej przyglądać dziwnej postaci, stojącej przed mm i zdawało mu się koniecznie, że już gdzieś tę figurę otyłą, nizką z rucham i

Jest to niezawodnie pierwszy człowiek, któremu wolno się będzie poszczycić że się nie urodził na ziemi, ale w podniebiu. Kubłami wina ugaszono pożar

Od czasu do czasu wielka błyskawica oblewała mglistem, białem światłem pół nieba i przy jej blasku Żubr spostrzegał przed sobą tylko ogromne, guące się

Wyraził się zaś dlatego tak, że dotykał się ręką tych włosów i teraz przymknąwszy oczy, przy­. pomniał sobie uczucie, jakiego doznawał przy tern

Skoro tylko wyleczył się z ran i dźwignął się z łóżka, pożegnał się ze swoimi, bogaty strój rycerski dał pierwszemu z ubogich, kcórego napotkał, sam

Nie zakrywa, ale bezbożni ubiegając się za rozkoszami życia, nie dostrzegają tych nieszczęść, które tuż idą za nimi ; a ponieweż rozważanie przyszłości

Ponieważ był dość blisko okna, mógł się więc łatwo przekonać, źe stało się to bardzo dawno, gdyż wycięte szło nie zachowało nigdzie metalicznego