• Nie Znaleziono Wyników

KLIMAT MIAST WIELKICH.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "KLIMAT MIAST WIELKICH."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

21 ( 1 4 5 9 ) . W a rsz a w a , dnia 22 m aja 1910 r.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: r o c z n ie r b . 8, k w a r ta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztową r o c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W sz e c h św ia ta " i w e w s z y s tk ic h k się g a r ­ nia ch w kraju i za g ra n icą .

R e d a k to r „ W szech św ia ta * 4 p r z y jm u je z e sp ra w a m i r ed a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o r e m w lo k a lu r e d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A Ne. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

K LIM A T M IA ST W IELK IC H .

K lim at danej okolicy j e s t przed ew szyst- k ie m zależny od p e w n y c h w a ru n k ó w g e ­ ograficznych: od w zględnego położenia m a te m a ty c z n e g o na k uli ziem skiej, t. zn.

od o dd alen ia od ró w nika, co decy d u je o „słonecznym " klim acie tego p u nk tu ; dalej od położenia względem wielkich zbiornikó w w o dy (mórz, jezior, do p e w n e ­ go sto p n ia rzek), od w ysokości położenia n a d morzem, od s to s u n k u tego p u n k t u do d ró g i k i e r u n k u w ie lk ic h prąd ó w p o ­ w ie trz n y c h i t. d. Te i różne inne j e s z ­ cze czynniki, bardziej lokalne, j a k e k s p o - zycya, z a ch m u rz e n ie i t. d. p rze o b ra ża ją k l im a t sło n e c z ny,—k t ó r y p a n u je n a g ó r ­ nej g ra n ic y a tm o sfe ry i daje się tylko obliczyć n a p od staw ie p ra w a stronom icz­

n y c h i fizycznych, ale nig d y obserw ow ać lub m ierzy ć w rzeczy w istości,—na k lim at ziemski, k t ó r y faktycznie p a n u je w d a ­ nej okolicy i w p ływ a n a w s z y s tk ie s to ­ su n k i p rz y ro d y nieżyw ej, żywej i społe­

c z e ń s tw a ludzkiego. Od niego zależy spo­

sób, w ja k i czynniki m orfologiczne mo­

d e lu ją k ra jo b ra z , jak o ść sto s u n k ó w h y ­

drograficznych, w y g lą d i sk ła d szaty ro ­ ślinnej i fauny: do k lim a tu ziemskiego dostosować się musi człowiek, chroniąc się p r z e d na d m ia re m zimna lub ciepła, przed n a d m ia re m wilgoci lub suszy, przed w ia tra m i i t. d. Z dru giej s tr o n y w yz y­

skiw ać m usi w odpowiedniej porze s to ­ sunki klim atyczne w rolnictw ie, w hodo­

wli bydła; pośrednio one odbijają się w w a h a n iac h r u c h u to w arow ego i osobo­

wego, do pew nego sto p nia n a w e t w c h a ­ r a k te rz e k u ltu r y i formacyj politycznych i społecznych.

Ten k lim a t ziem ski zazwyczaj z na jdu je się w zw iązku ty lk o ze s to s u n k a m i nie- zależnemi od człowieka: n a rozm ieszcze­

nie wielkich b a sen ó w wód, n a położenie i w ysokość gór, n a przebieg prądów wo­

dy w m orzu i p o w ie trz a n a lądzie, na ekspozycyę i t. d. człowiek nie m a żadne­

go w pływ u. Ale w n iek tó ry ch razach człowiek do pew nego stopnia może p r z e ­ obrazić k lim a t lo kaln y i te n w pływ je g o n a zjaw iska m eteorologiczne danej oko­

licy je s t nadzw yczaj ciekawy. Znaną je s t rzeczą, j a k doniosły był w pływ czło­

w ieka n a rozm ieszczenie s z a ty roślinnej, zwłaszcza lasu: na ogro m nych p rz e s trz e ­ niach znikł las, karczow ano go w E u r o ­

(2)

322 WSZECHSWIAT M 21 pie lu b palono go, j a k to się dziś jeszcze

dzieje w A m e ry c e lu b A fryce. L a s w y ­ w ie ra n ie m a ły w p ły w n a z ja w is k a m e ­ teorologiczne, zw ła sz c z a n a h y d ro m e te - ory, t. zn. n a s to s u n k i wilgoci pow ietrza, s to s u n k i p a ro w a n ia i opadów, a z niem i są w z w ią z k u s to s u n k i h y d ro log iczne wód g r u n t o w y c h i p rz e b ie g u wód rze c z ­ nych: j e s t to p e w n ik , choć o liczbową w a r to ś ć teg o w p ły w u , j e g o w y m ia r y t o ­ czy się spór w n a u c e od l a t d ziesiątków . Ale ta k ż e s k ła d i t e m p e r a t u r a p o w ie trz a w lesie ró żn i się od p o w ie trz a poza l a ­ sem, siła w ia tr ó w w lesie się zm n ie jsz a i t. d. Rozum iem y, że n a k lim a t danej okolicy nie p ozo stan ie bez w p ły w u , je ż e li się w y tę p ia la s y n a niej i w je j otocze­

n iu położone. I rzeczyw iście od d a w n y c h l a t z a o strz e n ie k l im a t u n i e k t ó r y c h k r a ­ jów , j a k np. k r a j ó w ś ró d z ie m n o m o rsk ich ,

p r z y p is u ją w y tę p ia n iu lasó w , choć p r a ­ w d opodobnie n ie s łu s z n ie w t a k i m stopniu.

Ale w i n n y c h w y p a d k a c h p o d o b n y p r z e ­ b ieg rzeczy j e s t n iew ą tp liw y .

Również nie u l e g a k w e s ty i, że g d y b y się udało s tw o rz y ć w ielk ie n ow e b a s e n y wodne o s ta łe m z a w o d n ien iu , j a k to d łu ­ gie czasy i n a s e ry o p ro je k to w a n e było przez F r a n c u z ó w d la S a h a ry , a j a k b y się to w n i e k t ó r y c h okolicach f a k ty c z n ie m o­

że u d a ło (m y ślę np. o w ie lk ic h depre- s y a ch w k r a j u D a n a k il n a w sc h ó d od A besynii, gdzie w obrębie w łoskiej i f r a n ­ cuskiej E r y t r e i i k r a j u H a r a r d e p re s y e schodzą w pobliżu m o rza C zerw onego do

— 200 m), w te n c z a s s to s u n k i k lim a ty c z n e k ra jó w s ą s ie d n ic h g w a łto w n e j m u s ia ły b y uledz zmianie: w t y m razie oczywiście na k o r z y ś ć t y c h k rajó w . W a h a n i a t e m ­ p e r a t u r y o b n iży ły b y się, w ilg oć p o w ie trz a i op a d y z n a c z n ie b y się p o d w yższy ły , w ia ­ t r y lokalne w zm ogły. T a k iej z m ia n ie u le ­ g a ją s to s u n k i k lim a ty c z n e w k r a j a c h p o ­ łożonych dokoła w ie lk ic h je z io r (Michi­

gan, jezioro G enew sk ie w S z w a jc a ry i, Błotne n a W ę g r z e c h i t. d.); tak ie z m ia­

n y k lim a ty c z n e n a s tą p i ły też p r aw d o p o ­ dobnie w o d leg ły c h e p o k a ch , g d y p o ­ w ie rz c h n ie m orza K a s p ijs k ie g o i jez io r śro d k o w o -a z y a ty c k ich b y ły znacznie w i ę k ­ sze od d zisiejszych.

T rudniej człowiekow i w yw rzeć wpływ

n a za chm u rz e n ie (i opady): p ró b y „strze- la n ia “ w pow ietrze, czynione w n a jr ó ż ­ n ie js z y c h okolicach, ty lko po części się udały. Jeszcze m niej człowiek może z b u ­ dować góry, k tó re b y n a k lim a t mogły w y w rz e ć wpływ donioślejszy. Okazało się j e d n a k w o s ta tn ic h 30 lata ch , że dzieło budow niczego z m ysłu człowieka, wielkie m ia s ta , isto tn ie nie pozostały bez w p ły ­ w u n a k lim a t t y c h w ielk ich zbiorowisk ludzi. S t u d y a m i n a d k lim ate m m ia s t zajm ow ali się p rze d e w sz y stk ie m A n g licy (bracia Russel, F r a n k la n d , A itken , Cohen, Schaefer, Eaton), F ra n c u z i (Renou) i N iem ­ cy (M ahlmann, H ellm ann, Hann). Ten w p ły w o g ran ic za się c o praw da ty lk o do malej prze strz e n i, tylk o do obręb u w ła ­ ściwego g ę sto z abu do w an ego m iasta, ale w obec znacznego zgęszczenia ludności o d d z ia ły w a n a z n a czną ilość j e d n o s t e k lu d z k ic h i s ta je się, j a k to ogólnie w ia ­ domo, przeto doniosłym.

W p ły w w ielkich m ia st n a ich k lim at w y n ik a głównie z dw u źródeł: po p ie rw ­ sze z liczn ych procesów palenia, k tó re s p o trz e b o w u ją, j a k w p ie r s ia c h ludzkich t a k też w piecach fa b r y k i m ieszkań, z n a ­ czną ilość tlenu, w y tw a r z a ją c jed no cze­

śnie w ielkie m a s y bezw o dnika w ęglow e­

go a ta k ż e p y łk u węglowego, k tó ry się un osi w powietrze, po d ru g ie z la k tu , że ka m ie n ic e i ulice b ru k o w a n e p r z e d s ta ­ w iają zw iększoną znacznie p ow ierzchnię in te n s y w n e j insolacyi i prom ien iow an ia.

P r z y p a t r z m y się bliżej n ie k t ó r y m w ła ś c i­

wościom k lim a tu w ielkich m iast.

J u ż s k ła d p o w ie trz a j e s t w d uż yc h m ia s ta c h nieco in n y niż poza ich o b r ę ­ bem: dotyczę to zarów no gazów z a w a r­

t y ch w pow ietrzu, j a k i m e c h a n ic z n y c h d ro b n y c h pyłków w nim zawieszonych.

Że p o w ie trz e w m iastach j e s t „ go rsze“

i zanieczyszczone, ogólnie wiadomo. Stało się to w raz z coraz gęstszem i w m ia s ta c h

„m głam i ciem nem i" przed m iotem obaw y i n ie b e z p ie c z e ń stw a ludności miejskiej.

Zanieczyszczenie chemiczne ga z am i j e s t wcale znaczne, zw łaszcza jeżeli g ę s ta m g ła p r z y k r y w a j a k b y p łaszczem c ia ­ s n y m m ia s to i uniem o żliw ia w y m ian ę i m ieszanie pow ietrza. W. Russell w po*

(3)

N« 21 WSZECHSWIAT 323 w ietrzu L o n d y n u w 1000 m3 powietrza

zn a la z ł średnio:

, tlenków kw asu

» i„ k i „ In e g o podczas pogody 0,0033 0,0128 0,0010 0,038 podczas słoty 0,0101 0,0310 0,0026 0,045 pod m głą gęstą 0,0139 0,0460 0,0028 0,051

Zanieczyszczenie chem iczne rośnie więc w tró jn a s ó b i więcej. L i tr wody, po ­ w sta łe j z rosy, zaw iera w Londynie:

K w asu siarczanego 0,0382 g, kw asu solnego 0,0188 g, amoniaku 0,0079 g, na w si zaś kwasu siarczanego 0,0132 g, kw asu solnego 0,0003 g, am oniaku 0,0046 g.

W wielkich m ia s ta c h fab ry czn y ch te lub owe części składow e m ogą p rz e w a ­ żać stoso w nie do p ro d u k tó w ta m głównie w y tw o rz o n y c h .

Jeszcze bardziej u de rz a zanieczyszcze­

nie m ec ha nic z n e pow ietrza w ielkich m iast p y łk a m i m ikroskopicznem i. W k ażdym c e n ty m e tr z e sześciennym pow ietrza w iel­

kom iejsk iego są tysiące, n a w e t se tk i t y ­ sięcy z ia rn ek drobnego pyłu. A itk e n w y ­ n a la z ł do w cip ny p rzy rz ą d x), zapomocą k tó re g o udało mu się obliczyć ilość ty ch z ia rn e k w je d n o s tc e przestrzeni:

Znalazł on w Londynie, Victoria S treet 100 000—140 000 pyłków w cm3, w Glasgow (zi­

ma) 170 000—470 000 pyłków w cm3, w E dinburghu (zima) 45 000—250000 pyłków w cm3, w .Paryżu (ogród) 100 000—200 000 pyłków w cm.3, na R igi K ulm (1880 m) 4 0 0 -7 000 pyłków w cm3, w po­

koju, gdzie paliły się dw a płomienie gazowe 1 900 000, a w pobliżu sufitu 5 400 000 pyłków w cm3.

J a s k r a w i ę w y s t ę p u ją z ty c h liczb n ie ­ k tó re stosu nki; w w ielkich m ia s ta c h fa ­ b ry c z n y c h j e s t 100 000 — 500 000 p y łk ów w c m 3, w P a r y ż u w ogrodzie jeszcze 100000 — 200000. E d in b u rg h , k tó ry m a daleko mniej fa b ry k od Głasgowa, j e s t o 50%, a n a w e t czasem o 85°/0 mniej zanieczyszczony od Głasgowa. Czyste

x) P rzez obniżenie ciśnienia pow ietrza i t e ­ goż rozszerzenie się para wodna zaw arta w da- nem pow ietrzu, skraplając się, osiadała na pyłkach, k tóre spadały na płytę szklaną podzieloną deli­

katnie, na której potem mikroskopem liczono krople.

powietrze gó rskie (Rigi Kulm) m a tylko 400 — 800 pyłków w cm3, a tylko jeżeli w ia tr w ieje z m ia st (Lucerna, Zug) ta liczba podnosi się do 6 —7 000. J a k s t r a ­ sznie duszne, g ęste i zanieczyszczone po ­ wietrze je s t w pokojach, gdzie A itk en liczył 2—5 milionów ta k ic h pyłk ów w cm3!

Przezroczystość p o w ie trz a z n a jd u je się w p e w n y m s to s u n k u do m echanicznego j e g o zanieczyszczenia, choć nie ty lk o od niego j e s t zależna: jeżeli n iem a w po­

w ietrzu silnych prądów o ró żn ych te m ­ p e ra tu ra c h , to p ow ietrze j e s t te m mniej przezroczyste, im więcej j e s t w niem pyłków m ikroskopicznych. Dlatego w m ia ­ s ta c h p rzezroczy sto ść j e s t t a k m ała, co się szczególnie rzu c a w oczy, jeżeli u d a ­ j e m y się na p a g ó re k w pobliżu m iasta:

dokoła j a s n y , c zysty w idok aż w dal, a w m ie ś c ie , p r z y k r y t e m j a k b y sz petn ym w elonem b ru n a tn a w o - s z a r y m , szczegółów rozpoznać nie można.

Deszcz i rosa z m y w a ją pyłk i zanie­

czyszczające powietrze, p rz e d e w sz y stk ie m pyłki w ęglowe. D latego opady w m ia­

stach są zazw yczaj b ru dn e, a drzew a i b u d y n k i p o k ry w a ją się częstokroć po deszczach w a r s tw ą c z arn ą brudną, k tó ra szpeci b u d y n k i i j e s t bardzo szkodliwa dla roślin. T a k a w a rs te w k a , osadzona przez dw udniow e deszcze (14—16 g ru d n ia 1891 r.) n a d rze w ac h sk ła d a ła się:

(w m iligram ach na m2 powierzchni) w Man­

chester, Alexander P a rk z ciał stałych 131, z kw a­

su siarczanego 7,2, w M anchester, Owens College z ciał stałych 315, z kw asu siarczanego 10,4, w M anchester, Infirm eary A lbert Square z ciał stałych 780, z kw asu siarczanego 25,8.

To zanieczyszczenie m echaniczne po­

w ietrza w ie lk ic h m ia st j e s t czynnikiem , w y tw a rz a ją c y m znane „m gły c z arn e 11,

„m gły m ie js k i e 11, k tó re sta ły się ju ż po­

n iek ą d k lę s k ą w ielkich m iast, szczególnie Londynu. Nie m ów iąc ju ż o n ie k o rz y s t­

nych ich h y g ien ic zn y c h s k u tk a c h , trz e b a przypomnieć, że te m g ły po w od ują cza­

sami ogólny zastój r u c h u w wielkich m ia­

stach, niebezpieczeństw o życia na ulicach, a nadto, s k u tk ie m konieczności s z tu c z n e ­ go ośw ietlenia ulic podczas dnia, w t a ­ k im L o nd yn ie k o s z tu ją często tysiące funtów szterlingów w ciągu dpia. W e ­

(4)

324 W SZECHŚW IAT JM® 21 d łu g H a n n a (k tó ry c z e rp a ł z Times) ju ż

w ro k u 1885, g d y L o n d y n b y ł jeszcze m n ie js z y niż dzisiaj, p e w n e g o dnia (24 s ty c z n ia) sp o trz e b o w a n o o 35 milionów stóp sz e ś c ie n n y c h g a z u do o św ietlenia więcej niż n orm aln ie. Te m g ły s ta ły się t a k ą k lę s k ą dla L o n d y n u , że ju ż w r o k u 1900 z p o rę k i z a k ła d u p a ń s tw o w e g o m e ­ teo rolo g iczn ego oflcyalnie rozpoczęto b a ­ dan ia n a d niem i (London fog inąuiry).

W e d łu g sz cz e g ó ło w y c h b a d a ń F. A. Rollo R u ssela i W . I. R u s s e la m g ła czarna t w o ­ r z y się z z w y kłe j białej m g ły dopiero p rze d p o łudn iem m ię d z y 8 a 12; do 6-ej z r a n a m gła, k t ó r a p o w s ta je zazwyczaj w zim ie n a d T a m iz ą s k u t k i e m zn acznego ochłodzenia się po w ie rz c h n i ziemi w n o ­ cy, j e s t czysto biała. P o te m w m ia rę p o d p a la n ia n iez lic z o n y c h pieców i kotłów w L o n d y n ie p o w ie tr z e s ta j e się coraz m niej c z y ste m , a n a p y łk a c h o sad za się p a r a w o d n a m gły: w t e n sposób m g ła s ta je się „ c z a r n ą “.

M gła czarna, g d y r a z p o w stała, n ie z n i­

k a szybko, t r w a ona w L o n d y n ie czasem k ilk a dni z rzędu. Mgła z w y k le u sta je , s k ro plon a drobn o p a r a w o d n a p rzechodzi w s t a n gazu, w te n c z a s g d y s k u tk i e m p o d w y ż sz e n ia się ciepła lub o suszenia p o w ie trz a przez m ieszan ie z innem , su- chem , p a ro w a n ie w danej m asie pow ie­

trz a j e s t możliwem. N a t o m i a s t m gła c z a r ­ n a i w te n c z a s nie u sta je . A i t k e n t ł u m a ­ czy to w ta k i sposób, że m g ły m ie js k ie s k r a p l a ją się w p o w ie tr z u n a p y łk ac h , k t ó r e są do p e w n e g o s to p n ia h ygrosko- piczne, ch c iw e wilgoci, g d y ty m c z a s e m m g ły n a w si o s a d za ją się n a p y łk a c h

„ o b o ję tn y c h “ w z g lę d em p a r y w odnej. To u t r u d n i a p a ro w a n ie m g ły m iejsk iej, k t ó ­ r a jeszcze dalej t r w a , g d y m g ła w ie js k a j u ż się w gaz p rzem ieniła, a w ięc p r z e ­ s ta ła b y ć w idzialną. N ajczęściej m g ła c z a rn a w L o n d y n ie po w s ta je w zimie, co j e s t w b e z p o śre d n im z w ią zk u z faktem , że wogóle m g ły n ajczęściej b y w a j ą w zi­

mie: s k u tk i e m niskiej t e m p e r a t u r y p o ­ w ie trz a w te n c z a s w z g lę d n a w ilg o tn o ść p o w ie trz a j e s t b lis k a m axim u m , t a k , że dalsze ochłodzenie p o w i e tr z a (np. k a ż d e j nocy) może s p ow od o w ać sk ro p le n ie p a r y w odnej p o w ie trz n e j w form ie m gły.

Oprócz wyżej w sp o m n ia n y c h s k u tk ó w m g ły czarne nadzw yczaj szkodliwie od­

d z ia ły w a ją n a stosunk i zd ro w o tn e l u d n o ­ ści m iejskiej: s t a t y s t y k a stw ierdziła, że liczba w y p a d k ó w śm ierci w L ondynie n a g le p o d s k a k u je w d niach czarnej mgły, a liczba zach orow ań może pow iększyć się dziesięciokrotnie.

J e s t to m iędzy i n n e m i *) spowodow ane przez m ałą liczbę godzin słonecznych w zimie w w ielkich m ia s ta c h i u n ie m o ­ żliwionego p rzez to lu b znacznie z m n ie j­

szonego d ziałania d e z y n fe k u ją c e g o p r o ­ m ieni słonecznych. Dow odzą teg o n a ­ s tę p u ją c e liczby:

Ilość średnia godzin sło­

necznych w Kew. London City. Greenwich w m iesiącu g ru ­

dniu lut. styczn. 71 15 45 w roku całym 1399 1 026 1 227

K ew j e s t zachodniem prze dm ie śc ie m L o n d y n u , G reenw ich południow o-w schod- niem . W idzim y j a k zw łaszcza w zimie bezp o śre d n ie prom ieniow anie słoneczne j e s t w c e n tr u m m ia s ta znacznie u k ró co ­ ne. Im dalej od m ia sta , te m więcej g o ­ dzin słonecznych: t a k np. ilość godzin słoneczny ch w m ie sią c a ch lis to p a d —l u ty w W oburn K ew C ity Greenwich. E astbourne

206 172 96 150 268

Ilość dni z m głą w z r a s t a w raz ze w z r o ­ s te m m ia s ta ( ja k i z p ogorszeniem ma- t e r y a łu opałowego): w W ie d n iu ilość dni m g li s ty c h w y n o siła średn io (według F ritscha):

w latach 1774-1800-1810-1820-1830-1810-1850 ilość dni

m glistych 35 35,7 65,1 66,8 110,5 124,6 W z ro s t t y c h liczb j e s t b ard zo w y r a ź ­ ny, ale te n szereg liczb n ie j e s t może całkiem bez zarzutu.

S to s u n k i lo nd yń sk ie są ca łk iem jasne:

w latach 1871-1875, 1876-1880, 1881-1885, 1886-1890 ilość dni

m glistych 50,8 58,4 62,2 74,2

In n y m powodem je s t uniem ożliw ienie przez m gły w ym iany pow ietrza, rozchodzenia się gazów szkodliwych. Zaw artość bezwodnika węglow ego w po w ietrzu londyńskiem, zazwyczaj 0,04°|0 (objętości) w zrasta podczas panow ania gę­

sty c h m gieł do 0,14°|0.

(5)

JSIa 21 WSZECHŚWIAT 325 W z ro s t ilości dni w ynosi w zimie wię­

cej niż w lecie, zgodnie z te m co wyżej 0 peryodzie rocznym m gieł wogóle po­

wiedziano: ilość dni m g listy c h wzrosła w przeciąg u lat 1871— 1890

w zimie podczas w iosny w lecie w jesieni

o 13,8 o 2,2 o 0,2 o 7,2

Ale nie t y lk o bezpośrednie św iatło sło­

neczn e w m ia sta c h króciej działa, także pośre d n ie rozproszone zw ykłe światło dzienne j e s t w m ia s ta c h znacznie osła­

bione. W y k a z u j e to różnica średniej dzien­

nej in te n sy w n o śc i św ia tła dziennego w W ie d n iu (duże miasto) i w Kremsmiin- s te r (m iasteczko małe), położonych na tej samej szerokości geograficznej (48°12' 1 48°3')

Styczeń lu ty marzec kwieć, maj czerw.

W iedeń 15 40 62 145 171 217 Kremsmiin-

ster 33 54 91 174 180 341

lipiec sierp, wrzes. paźdz. list. grudz. rok 274 253 151 60 26 16 119 303 269 199 75 43 28 149

Te liczby zupełnie ja s n o w y k a z u ją znaczną różnicę ja s n o ś c i n ieb a w m ia ­ s ta c h wielkich; na w si szczególnie w g r u ­ dniu i sty czn iu, gdzie s to su n e k wynosi praw ie 1:2.

W ielkie kam ienne, nagie, j a s n e pow ierz­

c hnie domów i ulic b r u k o w a n y c h bardzo silnie p ro m ie n iu ją z jed n e j s tro n y , a t a k ­ że m ogą p r z y b r a ć względnie w y sokie t e m p e r a t u r y w lecie, a nisk ie w zimie, o dm iennie od zarośniętej, zielenią pokrytej ziem i n a wsi. Z drugiej stro n y wielkie m asy k am ien ne, z k tó ry c h m u ry i b r u k się sk ła d a ją , p rz e trz y m u ją ciepło raz osią­

g nięte dłużej i od dają j e także powie­

trzu, tak, że przeb ieg te m p e ra tu ry w po­

w ietrzu m ia st spóźnia się w zględem jej przebiegu w p o w ie trz u poza miastem . Z tego w y n ik a ją n a s tę p u j ą c e zjawiska:

Ś rednia te m p e ra tu ra ro cz n a pow ietrza j e s t w m iastach nieco wyższa od t e m p e ­ r a t u r y bliskiego sąsiedztw a. Stw ierdził to już Renou w siódm ym d z ie s ią tk u ub.

w. (P a ry ż - m iasto jest o 0,7° cieplejszy od P a r y ż a - wsi), a za nim liczni inni (Perlew itz i H ellm ann dla Berlina, H ann dla W ie d n ia i Grazu). Ta różnica t e m ­ p e r a t u r y w z ra sta do p ew nego stopnia wrraz ze wzrostem m iast, nie wolno więc z tego zjaw iska wnioskować o ogólnych zm ianach klim aty c z n y ch , j a k to nieraz czyniono. B ezw zględne m ax im a i m in i­

ma te m p e r a t u r y są w m ia s ta c h wyższe niż n a wsi, w a h a n ia większe, co łatwo zrozum iem y wobec f a k tu silnego prom ie­

niow ania domów w m iastach. W różnych częściach m ia s ta w a h a n ia te i b e zw zglę­

dne wysokości t e m p e ra tu ry są n a tu r a ln ie różne, stosow nie do z abudow ania i poło­

żenia (Hellmann).

W a h a n ia te m p e r a t u r y spóźniają się w m iastach, tak , że w nich zarów no cie­

p ła j a k i chłody p rzychodzą później niż na wsi. Z tego w yn ik a przedew szystk iem , że w m iastach po ran k i są w zględnie chło­

dne, a wieczory ciepłe. Szczególnie w l e ­ cie daje się to uczuć: duszne ciepłe w ie­

czory letnie należą w m ia s ta c h do naj- p r z y k rz e jsz y ch chwil, w y n ik a to ja s n o z n a s tę p u jąc e g o zestaw ienia. Różnica temp. między B erlinem m ia s te m —a B e r­

linem wsią w ynosi:

0 7 am (rano) 2 pm (poi.) 9 pm (wie­

czór)

średnie max.

średnie

min. średnia

w zimie 0,8° 0,3° 1,0° 0,7° 1 2° X)~J 0,8°

na wiosnę 0,7° 0,1° 1,6° 0,5° 1,4° 0,9°

w lecie 0,3° 0,1° 2,1° 0,7° 2,6° 1,2»

w jesien i 0,7° 0,0° 1,4» 0,1° 1,5° 0,7°

(6)

326 W SZECHSWIAT JV 21 Z tej s am ej racyi, j a k to z p ow y ższy ch

liczb w y n ik a , w io sn a w m ia s ta c h j e s t chłodniejsza, a je s i e ń cieplejsza niż n a wsi. N a jm n ie js z e różnice t e m p e r a t u r y m ię d z y m ia s te m a w sią p r z y p a d a ją w p rze b ieg u d z ie n n y m te m p e r, n a połu ­ dnie, w p rze b ie g u r o cz n y m n a je s ie ń .

Z teg o w sz y s tk ie g o w y n ik a , że w m ia ­ s ta c h w ielkich d o p r a w d y k lim a t danej okolicy p r z y b ie ra s p e c y a ln e ce ch y kli­

m a t u ca łk iem m iejsco w eg o , a te z m ia n y n a s tą p i ły w k lim a c ie ty lk o s k u tk ie m w p ły w u c zyn n ości lu d zk ie j n a przyrodę.

J a k m ia s ta w a ż n e m a j ą zn aczen ie dla k ra jo b ra z u , t a k również, choć w m n ie j­

szej m ierze, s ą one w a ż n e dla k lim atu . Odbija się to n a w e t w p e w n y m s to p n iu w szacie roślinnej; sp a d ły w w ielkich m ia s ta c h śn ie g b y w a sz y b k o i sk rz ę tn ie u s u w a n y . W iad om o zaś, że s z a t a ś n ie ­ żna j a k o b a rd z o zły p r z e w o d n ik ciepła nie p rze p u s z c za w zn acz n y m sto p n iu w a ­ h a n ia t e m p e r a t u r y po w ie trz n ej w g łą b ziem i i c hroni ziemię, a w ra z z nią i k o ­ rze n ie roślin od zam arzn ięcia. S p r z ą t a ­ nie s z a t y śnieżnej w m ia s ta c h p r zy c z y ­ n i a się do tego, że z iem ia głębiej i d łu ­ żej z am arza, t e m u u le g ły ju ż częstokroć d rze w a uliczne i ogrod o w e w m ia sta c h . Ale i n n a rzecz w ażniejsza: w szczegóło­

w y c h o p ra c o w a n ia c h k l im a t u zazwyczaj o p ie ra m y się n a o b s e rw a c y a c h zrobio­

n y c h w m ia s ta c h . Nasze p o g lą d y o k li­

macie danej ziem i w y m a g a ją z teg o wzglę­

du pew n ej choć drob n ej po p raw k i.

D r. L udom ir Sawicki.

F. GLANGEAJJD.

A L B E R T G AUDRY I R O Z W Ó J Ś W IA T A Z W IE R Z Ę C E G O .

(Dokończenie).

§ 2. Góra Leberon. — Wędróu-ki (migracye).

W k ilk a l a t później (1872 r.) G a u d ry ro z­

p o c z y n a p o s z u k iw a n ia n a górze L eberon, koło C u c u ro n (Y aucluse), w złożu, m a ją -

cem n a d z w y c z ajn ie dużo p odobieństw a do złoża w P ik e rm i ze względu n a wiek i fau n y . P rzedsięw ziął on te b adania

„już nie poto, ab y p rz e k o n a ć się, że ro­

dzaje i ro dzin y ssaków nie s ta n o w ią j e ­ d n o s te k niezm ien ny ch, lecz, ab y s t w i e r ­ dzić to samo dla g a tu n k ó w przez z b a d a ­ nie, czy u ja w n iły one d o s ta te c z n ą m iarę p lastyc znośc i, a b y wolno było w n io sk o ­ wać, że j e d n e pochodzą od d ru g ic h ".

Dzieło o L e b e ron ie sta n o w i odpow ied­

n ik dzieła o P ik e rm i i dopełnia to o s t a t ­ nie w w ielu p u n k ta c h .

N a k re śliw s z y w sp a n ia ły obraz p rz y ro ­ d y m ioceńskiej, G a u dry dochodzi do w niosku, że c h a ra k te r y z u je j ą wielki rozwój Roślinożernych, i w y k a z u je, że ssaki, ze w zględu n a s w ą złożoność, u le ­ gły zm ianom znacznie w iększy m , niż bezkręgow e.

Rozwija on rów nież i in n ą ideę b ard zo ważną, rzu c o n ą przez C u viera i d a ją c ą je s z c z e dzisiaj w y n ik i b ogate; m a m na

m yśli w ę d ró w k i (migracye).

S tw ie rd z a m y często w y d a tn e różnice m ięd zy dw om a o so b nika m i k olejnem i w w a r s tw a c h ziemi, leżący ch j e d n a na d rugiej; różnice te d a ją się w y tłu m a c z y ć je d y n i e , jeś li założymy z m ia n y w śro do­

w isku z w ierząt.

Te z m ia n y w y w o ły w a n e są przez re- g re s y e lub t r a n s g r e s y e m orskie, podno­

szenie się lub obniżanie n ie k tó r y c h ob ­ szarów lądow ych.

K ró tk o mówiąc, p rze m ia n y biologiczne n a p e w n y m o bszarze są zależne od zm ian fizycznych, zm iany fau n isty c z n e z n a jd u j ą się w ścisłej zależności od zm ian g e o g ra ­ ficznych. „Kiedy u t rz y m u ję , że różnica m iędzy d w om a p o d p ię tra m i m io cen u g ó r ­ nego j e s t głów nie s k u tk i e m zm ian, ja k ie zaszły w ś ro d o w isk u zw ierząt, nie u w a ­ żam te g o f a k tu za odosobniony w dzie­

ja c h rozw oju istot. Z asadnie p rzy p u sz ­ czam y, że całość ś w ia ta o rganicznego k r o cz y ła n a p rzód w sposób c iągły i że, j e ś li geologowie n a p o ty k a j ą n ag le od­

m ie n n e skam ieniałości, p rzec h o d z ąc z j e ­ dnego p ię tr a do d ru g ie g o , to pochodzi to stąd, iż przeprow adzili oni naogół g r a ­ nice m ię d z y p iętram i w t y c h m iejscach , k ie d y o d byw a ły się prze m ie sz cz a n ia f a ­

(7)

JSIÓ 21 WSZECHSWIAT 327 un. Paleontolog, k tó ry nie wierzy w w ę­

drów k i i w y g a sa n ia lokalne, nie może zgodzić się na istn ienie łączników m ię ­ dzy isto tam i dawnem i; s tw ie rd z a on zja­

w iania się, znikan ia i pow roty, k tó ry c h nie j e s t w s ta n ie zrozumieć" (Gaudry).

T a k więc zrozumiałemi się s ta j ą więzy ścisłe, niezbędne, istnieją ce m iędzy g e ­ ologią a paleontologią. N ajw y b itn ie jsz y n a w e t paleontolog m u si być geologiem, aby znać fauny, k tó re bada, a geolog, s tu d y u j ą c y te r e n y osadowe j e s t obowią­

zany by ć paleontologiem.

§ 3. Gady paleozoiczne i teorya pratypu.

R o zp atrzy w szy rozwój ssaków w k o ń ­ cu czasów m ioceńskich i w y c ią gn ąw szy w ażne w nioski, o ja k i c h m ów iliśm y w y ­ żej, G audry zabiera się następnie do z b a ­ d ania zw ie rz ą t czworonożnych, któ ry c h egzem p larze o d k ry to świeżo w łu p k a c h p e rm sk ic h w A utun.

P rz ed t y m o k rese m płazy i g a d y p a ­ leozoiczne b y ły we P r a n c y i praw ie n ie­

znane. Przez: opis t a k cie k a w y c h form z A u tu n , j a k P ro trito n , Actinodon, Euchi- r o sa u ru s , S te re o rac h is i t. d. i p rzez pod­

k reśle n ie p o k rew ie ń stw , zachodzących m iędzy niemi, G a u dry zapełnia lukę, j a ­ k a istn iała w h isto ry i tych p ierw o tn y c h kręgow ców , i j e s t zniew olony do p rze ­ d y s k u to w a n ia sposobu, w j a k i u tw o rzy ł się ty p kręgow ców , a więc i p r a t y p , — k w e s ty i, k t ó r a w yw ołała tyle zdań sp rz e ­ cznych w śró d zoologów i embryologów.

W e d łu g uczonego paleontologa „ k rę ­ gowce nie pochodzą od zwierząt, zbudo­

w a n y c h w e d łu g w zoru t. zw. p r a ty p u k ręg ow e g o. Przeciw nie, p ierw o tn e ty p y k ręgow ców , różniły się, j a k się zdaje, z nacznie od p r a ty p u kręgow ego, gdyż t e n o s ta tn i m ia ł się składać od je d n e g o k o ń c a do d ru g ie g o z k ręg ó w mało co z m ienio n y ch , ty m c z a s e m głó w n ą cechą n a js t a r s z y c h k ręg ow ców był, zdaje się, k rę g o s łu p nie zupełnie sform ow any. N a j­

s ta r s z e r y b y paleozoiczne nie posiadały k r ę g ó w albo też posiadały kręgi, k tó ry c h ś r o d e k nie był skostniały. Podobnie p ie r w s z e g a d y m iały s tr u n ę g rzbie to w ą, k tó r e j części składow e b y ły zupełnie s k o s tn ia łe . Nie można tw ierdzić, że g ł o ­

wa k ręgo w ców stan ow i rozw inięcie k r ę ­ gów, gdyż kości g łow y i członków u tw o ­ rzyły się wcześniej od kręgów ".

Są to idee sprzeczne z te o r y ą Okena i z ty lu innem i teoryam i, ale ważne wnioski G audryego są op arte na fak ta c h rze c z y w isty c h .

§ 4. Człowiek kopalny.

Jeszcze przed ukazaniem się pierw sze­

go wielkiego dzieła o P ik e rm i (1859 r.), um y sł G audryego z a ab sorbo w an y b ył in­

n y m przedm iotem , k t ó r y również w y w o ­ łał d y sk u sy e bardzo ożywione, a nieraz n a w e t gw ałtow ne. Szło mianowicie o i s t ­ nienie człow ieka kopalnego n a p o c z ątk u okresu czw artorzędow ego, bro n ion e przez B ouchera de P e r th e s , a zaprzeczane lub silnie k w e s ty o n o w a n e przez innych. Aby rozwiązać k w e sty ę, G aud ry za ją ł się ko ­ paniem w m iejscowości S a i n t - A c h e u l (Somme), miejscowości, k t ó r a m iała się stać w przyszłości ta k sław ną, j a k P i­

kermi, i udało m u się o d kryć w aluw iach czw arto rzę d o w y c h k rzem ienie, ciosane przez człowieka, w to w a rz y stw ie kości dziś w yg a sły ch g a tu n k ó w zw ierzęcych:

w ielkich wołów, Rhinoceros tichorhinus, m a m u ta (Elephas p rim ig e n ius) i hipopo­

tam a. T y m sposobem u s ta lo n a została nieodbicie owa współczesność, przez n ie­

k tó ry c h n e gow ana, Była tó pierw sza ra- cyonalna p o d sta w a n au k o w a klasyfikacyi tere n ó w czw arto rzęd ow y ch , m ającej póź­

niej być przedm iotem ważnej rozpraw y („M ateryały do dziejów czasów c z w a rto ­ rzędow ych"), do k tó re j w ziął sobie do pomocy jedn ego ze sw y ch m łodych u c z ­ niów, dzisiejszego n astęp cę, Marcelego Boulea.

S zereg prac, o j a k i c h m ów iliśm y w y ­ żej, p r a c t a k o rygin a lnych , z który ch każda stanow i etap w paleontologii, s p r a ­ wił, że G a udry został m ian ow an y profe­

sorem tego p rze d m io tu w m uzeum h i ­ storyi n a tu r a ln e j na miejsce L a r t e t a (1872).

Za pracow nię służył mu tam w ąski i ciem ny pokój o o knach s p ró c h n ia ły c h i posadzce z cegieł, a zbiory paleontolo­

giczne, ściśle mówiąc, nie istniały wcale.

Były one rozproszone u ro zm a ity c h zoo­

(8)

328 W SZECHŚW IAT .Ns 2L logów. Dopiero w 7 lat. później (1879 r.)

G a u d ry dopiął tego, że w sz e d ł w p o sia ­ danie sk a m ie n ia ło śc i z P ik e rm i, k tó re n ie g d y ś sam z eb rał i zb ad ał.

Życzliwa a d m i n is t r a c y a m uze u m z g o ­ dziła się w t e d y ła s k a w ie n a w y b u d o w a ­ nie małej szopy oszklonej; szczęściem m ia ł to być ty lk o z a c z ą te k galeryi, od­

po w iedniejszej n a p om ieszczen ie b ogactw p a leo nto lo gicznych, j a k i e ch ciał w y s t a ­ wić n a w idok p ublic z n y i dać do p ozna­

nia w s z y s tk im . Ale, a b y o trz y m a ć pałac, podobny do zoologicznego, j a k i e zaso b y p e rs w a z y i m u sia ł z siebie wydobyć!

Kiedy g a le r y a z o s ta ła w reszcie zb u d o ­ w a n a i u rzą d z o n a w e d łu g je g o w s k a z ó ­ wek, s ta n ę ł a p rze d na m i, j a k to pięk nie pow iedział p. L iard, „n ib y w cielenie hi- storyi, w cielen ie filozofii; w istocie, j e s t ona h is to r y ą t w o r z e n ia się zw ie rz ą t, u n a ­ ocznioną, d o ty k a ln ą , o b ja ś n ia ją c ą '1. W s p a ­ n ia ła t a w y s t a w a o d s z u k a ń y c h ś w ia d k ó w w ieków u b ieg ły c h , u s z e r e g o w a n y c h w p o ­ rz ą d k u z ja w ia n ia się ich n a ziemi, j e s t j a k b y s k ró te m dziejów ś w i a ta zw ierzę­

cego, od p r o m ie n ie t e r e n ó w k a m b ry j- sk ic h aż do p ie r w o ro d n e g o oso b n ik a r a s ludzkich, k t ó r y b y ł j u ż Homo sapiens.

Ale, zanim d o ta rł do te g o k r e s u o s ta ­ tecznego, Gaudry, j a k o u c z o n y i profe­

sor, złożył sw e idee a v d ziełach, k tó re z y sk ały rozgłos wielki.

§ 5. Pow iązania wśród św iata zwierzęcego.

Jedność planu świata zwierzęcego.

Po sześciu la ta c h n a u c z a n ia G a u d ry w y d a ł m iano w icie p ie r w s z y swój tom

„Po w iązań w ś ró d ś w ia ta zw ierzęcego"

(Les e n c h a i n e m e n t d u m o n d e anim al)

„ S k am ieniałości t r z e c i o r z ę d o w e j Dzieło to, o n a g łó w k u t a k w iele m ów iącym , w yw ołało w ielki e n tu z y a z m w ś ró d p r z y ­ rod n ik ó w w s z y s tk ic h k ra jó w .

W k ilk a lat później u k a z a ły się „ S k a ­ m ien iało ści pa le oz oic z n e “, n a s tę p n ie —

„Skam ieniałości m ez oz oic z n e “. T a t r y ­ logia naukowra s ta n o w i s tre s z c z e n ie z n a ­ cznej części p r a c y i idei G audryego.

W y ra z „p o w ią z a n ia “ c h a r a k t e r y z u j e do ­ s ta te cz n ie ducha, j a k i ożyw ia tę try lo g ię . I s tn ie ją po w iązania, p o k r e w ie ń s tw a oczy­

w is te m iędzy r o z m a ite m i isto ta m i, k t ó r e

uk a z y w a ły się kolejno n a ziemi i któ re is tn ie ją obecnie. A te o sta tn ie są tylko w y n ik iem rozwoju, k tó reg o rozm aite e t a ­ p y m ieszczą się w szeregu okresów g e o ­ logicznych. Nie m ożna zrozum ieć ś w ia ta w spółczesnego bez znajom ości światów , k tó re w ygin ęły. Niem a ś w ia ta k op a ln e ­ go i ś w ia ta żyjącego, j e s t tylk o j e d e n świat. J e ś li rozwój ro zm aity ch istot, za­

l u d n ia ją c y c h kolejno ziemię, d okonyw ał się pod w p ły w e m przyczyn p rzy ro d z o ­ n y c h (zm iany w zależności od ś ro d o w is­

ka, potrz e b , w ędrów ek, m u ta c y i i t. d.), to, j a k p rzy p u sz c z a G audry, „przyczyny te z kolei m u sia ły b y ć czyn nem i w celu u rz e c z y w is tn ie n ia p ew nego planu; aby p lan te n w y k ry ć , aby go wyłożyć, n a p i­

s a ł t a k niep ospolite dzieła i poświęcił swe ż y c ie “. (Liard).

W 1896 r. G a u d ry ogłasza in n e dzieło, bę dą ce j a k b y dop e łn ie nie m „Powiązań";

j e s t t o „Z ary s paleontologii filozoficznej*1, dzieło, w k tó re m w y kład a, co m yśli o za­

gadn ie n iac h , k tó r e n a s u w a stu d y o w a n ie paleontologii.

W s z ere g u rozdziałów a u to r z ary su w yk azu je, że ś w ia t zw ierzęcy sta n o w i j e d n ę w ielką całość, k tó re j rozwój m o­

żna śledzić t a k samo, j a k śledzim y ro z ­ wój je d n o s tk i. Czyni po kolei przegląd zw iększania się ilości isto t ży jący ch, ich różnicowania, w z ro s tu ich ciała, p o s tę ­ pów w ich działalności, w rażliw ości oraz inteligencyi.

Z rozw a ża ń ty c h w y n ik a w nio sek p r a k ­ tyczny, d o ty cz ą c y oznaczania w iek u w a r s tw ziem i ze sto p n ia rozw oju z w ie ­ rząt, w nich się z n a jd u jąc y c h . „ N ikt nie przeczy ju ż dzisiaj, że głów nie zapomo- cą sk am ieniało ści m ożna oznaczać wiek terenów . U sta lo n e zostało, że k a ż d y t e ­ ren z a w iera p e w n ą ilość c h a r a k te r y s ty c z ­ n y c h skam ieniałości. Dlaczego są one bardziej c h a r a k te r y s ty c z n e dla jedn e g o, niż dla dru g ie g o okresu? D aw niej n i k t tego nie wiedział, i to nie mogło się podobać, gdyż nie lubi się tego, czego się nie rozum ie i ma się w ie lką tru d n o ś ć w z a p am iętan iu .

„Ale, jeśli paleontologia każe n a m u znać rozwój p ra w id ło w y ś w ia ta zw ie­

rzęcego, to j e s t rzeczą oczyw istą, że m ia ­

(9)

JMs 21 WSZECHSWIAT 329

ra rozw oju skam ieniałości m usi odpowia­

dać ich wiekowi geologicznemu; p o jm u ­ j e m y w te d y , dlaczego dane sk a m ie n ia ło ­ ści s p o ty k a ją się w d a n e m piętrze. S to­

pnie ro zw oju skamieniałości, ja k ie p rz y ­ noszą n a m do oznaczenia, w s k a z u ją nie- tylko zm iany w organizacy i ty c h zwie­

rz ą t kop aln ych, lecz rów nież zm iany w głó w n ych podziałach czasów geologicz­

nych. Jeśli stw ie rd z a m w d w u złożach odrębnych, że w je d n e m stopień rozw oju zw ie rz ą t j e s t mniej posunięty, niż w dru- giem, to w n io sk u ję z tego, że pierwsze pochodzi z o kresu wcześniejszego, niż d r u g ie ”. (Gaudry).

Np. w zależności od m ia ry rozwoju k rę g o s łu p a , ogona, zębów, łusk, p o k r y ­ w a ją cy c h ciało ryb, rozróżniam y okresy:

paleozoiczny, środek mezozoicznego, t r z e ­ ciorzędowy. Gady o kręgo słu pie n iezu­

pełnie s k o s tn ia ły m cechu ją okres paleo­

zoiczny; n a jw y ż sz y szczebel p anow ania gadó w z n am ion uje okres mezozoiczny, ich po d obieństw o do typów współczes­

n y c h — okres trzeciorzędowy.

Dość pokazać paleontologow i łap y lub zęby r o z m a ity c h z w ie rz ą t z różnych o k re ­ sów, a często będzie mógł orzec: oto ła ­ pa zwierzęcia eoceńskiego, olig o ceń sk ie­

go, m ioceńskiego i t. d. Z w y ją tk ie m kilku popraw ek, h isto ry a o d k ryć w ciągu lat o sta tn ic h , d o ty cz ą c y ch np. słoni, po­

tw ie r d z a w sposób ś w ie tn y te idee, k tó ­ re są w łaściw ie tylk o wnioskiem bezpo­

ś re d n im z ciągłego rozw oju istot.

O dw iedziny g a le ry i paleontologicznej w M uzeum pozwolą zapomocą dowodów n a m a c a ln y c h zdać sobie sp ra w ę z idei, wyłożonych przez G audryego. Opierając się n a t y c h w łaśn ie dowodach—s k a m ie ­ niałościach, z e b ra n y c h ze w szy stkich k r a ­ jów , G a u d ry zbudował sw ą d o k try n ę

w j ę z y k u s k ro m n ym , czysty m i h a rm o ­ nijny m .

W o sta tn ic h sw ych pracach, o k tó ry c h dopiero co mówiliśmy, w ykazał zapomo­

cą liczn ych ry su n k ó w , n a d e r p rze jrz y s­

ty ch , dlaczego d o k try n a tra n sfo rm isty cz - na j e s t je d y n ą , zapomocą k tó re j można w y tłu m a c z y ć histo ryę z w ie rz ą t k o p a l­

nych. Potrafił n a d to dokonać jeszcze czego innego: uposażył te dzieje w łatw o

udzielające się ciepło, w czar poetycki, które czynią czytanie je g o k siążek w r ó ­ wnej mierze pow abnem , j a k pouczają- cem.

Ale oto uczony dociera do 75-go roku życia. W y b ija dla niego godzina oficyal- nego usunięcia się z zajm owanej posady, trz e b a rozstać się n iebaw em z uczniami, z k tó r y m i obcował t a k zażyle, i ze zbio­

rami, k tóre umiłował praw dziw ie. Było­

by to przejście niesły ch anie ciężkie, k t ó ­ rego potrafił G a u d ry e m u zaoszczędzić jego uczeń p. Boule, sa m ju ż w y b itn y uczony, pow ołany na je g o następcę.

Zachow ał on G au d ryem u jego gabinet, w sz y s tk ie jego przyzw yczajenia, i sęd zi­

wy uczony został do o s ta tn ic h dni sw e­

go życia w tej siedzibie gościnnej, k tó rą z tak im t ru d e m niegdyś wykołatał. I do k o ń c a życia świecił ta m p rzy k ład em pra­

cy be z u sta nnej, zadziwiającej jasności i płodności um ysłu.

§ 6. F auny Patagońskie. Cząstka świata antarktycznego.

W samej rzeczy, od 190-1 do 1908 rok u G audry z w raca sw e poszu kiw ania ku stronom , zupełnie now ym dla niego, na które odkrycia A m e g h in a x), zwróciły były świeżo uw agę. Ten ś w ia t dziw n ych kręgo w có w kopalnych w Patagonii, k tó ­ r y w p ro w adza chaos do um ysłu, p rz y ­ zwyczajonego do form europejskich, azya- tyckich i pólnocno-am erykańskich, p r z y ­ ciąga Gaudryego. Niepospolite zbiory, zaw ierające najciekaw sze okazy tej f a ­ uny, o d k r y te przez m łodego francuza, Tournoiiera, służą m u za m a te ry a ł do now ych badań, k tó re go roznam iętniają, gdyż w y s u w a ją p rze d nim nowe z a jm u ­ jące zagadnienia.

W trz e ch k o lejn y ch rozpraw ach G audry w y k ła d a idee, j a k i e zrodziły się w jeg o umyśle pod w p ływ em ty c h badań. Oto streszczenie ty ch rozpraw:

„Z w y ją tk ie m wczesnego trzeciorzędu, ssaki lądowe P a ta g o n ii ró żn ią się bardzo od ssak ów półkuli północnej. W szy s tk ie

i) Glangeaud: Ssaki kredow e patagońskie, Revue gen. des Sc., 28 lutego 1898 r.

(10)

330 W S Z E C H S W I A T M 21

rodzaje są odm ienne, p r z y te m większość z nich do ta k ie g o sto pn ia, że nie sposób ich pom ieścić w r z ę d a c h , u s ta lo n y c h dla ssak ó w n a s z y c h okolic.

„Nie ty lk o rod za je są o dm ienne, lecz i d ro g a rozw ojow a b y ła inna. Kiedy p a ­ leonto log ia półkuli północnej d o sta rc za nam p r z y k ła d u ciągłego postępu, A m e ­ r y k a p o łu d n io w a p rz e c iw n ie okazuje p rze rw ę w rozw oju. W o k resie m io c e ń ­ skim, żadne zwierzę nie należało do P r z e ­ żu w ających, G r u b o s k ó rn y c h p a rz y sto k o - p y tn y c h , J e d n o p a lc o w y c h (Solipedes), j a k nasze konie, S ło n io w a ty c h , D rapieżn y ch ło żyskow ych, Małp c z łe k o k s z ta łtn y c h . Trw ało to do o k re s u teraźn iejszego , gdyż m asto d o n ty , konie, je le n ie , niedźw iedzie, m a c h a iro d u sy , k t ó r y c h s z c z ą tk i z n a le z io ­ no w w a r s tw a c h p a m p a s o w y e h obok p o­

to m k ó w z w ie rz ą t trz e c io rz ę d o w y c h P a ­ tagonii, z b y t od b ieg a ją od ty c h o sta tn ic h , a b y je m ożna było u w a ż a ć za ich tra n s- form acye; nie u l e g a w ątpliw ości, że p r z y w ę d ro w a ły one z północy. F a u n y , ja k i e w y tw o r z y ły się n a zie m i p a t a g o ń ­ skiej, nie p o dd ały się w p ły w o w i p r z y b y ­ szów: z a m ia s t uledz p rze m ia nie, k ilk a g a tu n k ó w w y m arło, z a c h o w u ją c do o s t a t ­ ka p rze d z ia ł m ię d z y ś w ia te m p o łu d n io ­ w y m a p ółnocnym .

„ F a k t y analo g icz n e m u sia ły p o w ta rz a ć się w A u stra lii, j e ś li zw a ż y m y, że ss a k i ta m te js z e nie p r z e k ro c z y ły jesz c ze s to ­ pnia r o z w o ju n a s z y c h ro d za jó w eoceń- skich.

„ T a k te d y p o w ie rz c h n ia ziem i s k ł a d a ­ łaby się z dw u części: półk u li północnej, n a k tó rej p o s tę p t r w a ł n ie p r z e r w a n ie aż do n a s z y c h czasów i życie u k a z y w a ło się w całej okazałości; oraz o bszarów a n ta rk - ty cz n y c h , gdzie ś w i a t z w ierzęcy z a tr z y ­ m ał się w rozw oju. D laczeg o ? D o t y c h ­ czas tego je s z c z e nie w iem y. J e s t t o n o ­ we z a g adn ien ie, p o w s ta ją c e p rz e d uczo­

nymi, z a jm u ją c y m i się rozw ojem istot;

wszakże nie było z p e w n o śc ią dw u o ś ro d ­ ków tw o rzenia, j e d n e g o n a półkuli p ó ł­

nocnej, d r u g i e g o —n a p o ł u d n io w e j11.

G a u dry u m a r ł w 81-ym r o k u życia, p r z e p ę d z iw s z y o s ta tn ie l a t a n a b a d a n iu ty c h form a n ta r k ty c z n y c h . Z o s taw ia n a ­ w e t w p uśc iź n ie n iep osp o lite dzieło po­

ś m ie rtn e , d oty czące P y ro th e riu m , j e d n e ­ go z n a jc ie k a w sz y c h stw o rz e ń ś w ia ta po­

łudniow ego,—dzieło, k tó re n ie b a w e m u k a ­ że się z d ru k u i będzie j a k b y o s ta tn im hołdem, złożonym je g o pamięci.

W słow ach powyższych zaledwie do­

tk n ą łe m z a słu g Gaudryego. Ale je s t to w y s ta rc z a ją c em , aby u w y d a tn ić różno­

rodność i wielkość jego pracy. Dzięki j e m u , w spółczesnym m u b a d a cz o m i ucz­

niom: Cope M arshow i i Osbornowi w A m e ­ ryce; Flow erow i, L y d e k k e ro w i w Anglii;

N e u m a y row i, Zittelow i i R u tim eyero w i w A u s try i, Niemczech i Szw ajcaryi; Dou- yillemu, Bouleowi i D e p e reto w i we Fran- cyi, i i n n y m —rozwój ś w ia tó w d a w n y c h o s ta te c z n ie zo sta ł mocno u g r u n to w a n y .

Ale trz e b a pam iętad, że G a ud ry p o ­ prze dz a ł w sz y stk ic h w y m ienionych. Głę­

b ok ością z a g ad n ie ń b a d a n y c h , w pływ em znacznym , j a k i w y w ie r a ł oraz k oncep- cyarni te o re ty c z n e m i A lb e rt G a u d ry p rz y ­ pom ina L a m a rc k a ; ale dzięki sw y m spo­

strzeżeniom t a k cen n ym , j e s t on D a r w i­

n em ś w ia tó w zaginionych, i imię je g o powinno ja ś n ie ć obok imion d w u ty c h ś w ie tn y c h uczonych.

Tłum. L. H.

S S A W C E N A D R Z E W N E .

( W e d ł u g d-ra A. S o k o lo v s k y e g o ) .

( D o k o ń c z e n i e ) .

Znacznie więcej form n a d rz e w n y c h z n a jd u je m y av dziale gryzoniów. Nie mówiąc ju ż o w ie w ió rk a c h i k o s z a tk a c h , c ałą b udow ą p r z y s to s o w a n y c h do życia n a d rze w ac h , ale nie p o s ia d a ją c y c h ża­

d n y c h s p e c y a ln y c h narządów, m am y w tej g ru p ie p o latu c h ę (P te ro m y s) z fa łd a ­ m i sk ó ry m iędzy odnóżami i m a m y w re ­ szcie j e d e n z n a jś w ie tn ie js z y c h p r z y k ł a ­ dów p r z y s to s o w a n ia się do życia n a d r z e ­ w n ego i zm ia n pod w p ły w e m tegoż p rzy ­ s to so w an ia się w a m e r y k a ń s k ie j podro- dzinie j e ż a t e k d rz e w n y c h (Cercolabinae), b lisko sp o k re w n io n y c h z po w szech nie z n a n em i j e ż a tk a m i s ta r e g o ś w i a ta (Hy*

(11)

M ‘2 -1 W S Z E C H S W I A T 331

stricinae), k tó re j e d n a k p row adzą życie w yłącznie naziem ne i nie są wcale uzdol­

nione do w d r a p y w a n ia się bodaj trochę n a drzewa.

Ze w z g lę d u na podo b ień stw o ogólnego t y p u b u d o w y obie te g r u p y j e ż a t e k łą ­ czą w j e d n ę rodzinę (Hystricidae), a m e ­ r y k a ń s k ie j e d n a k g a tu n k i poza zgodno­

ścią ogólnego planu budowy różnią się w ybitn ie szczególnemi p rzy sto so w an iam i do życia n a drzew ach. P rzedew szyst- kiem m a ją one odpowiednio zmienione łapki i ogon c h w y tn y : łażą też dosko­

nale i n a w e t wcale szybko po gałęziach;

u m ieją p rze rz u ca ć się z jed n e j n a drugą, z aw iesiw szy się n a ogonie i ty ln y c h no­

gach, a p rzedniem i s ta r a ją c się dosięg nąć pożądanej gałęzi; um ieją też po m istrzo w ­ sku w y tr w a ć cały dzień nieruchom o w rozw idleniu p nia lub gałęzi, t r z y m a ­ j ą c się je j szerokiem i i lekko wklęsłem i

ła p k a m i oraz ogonem albo też n a w e t bez pom ocy ogona. W ogóle należą do stw orzeń pow olny ch i ciężałych: w dzień nie r u sz a ją się praw ie wcale i dopiero w nocy p o pisu ją się sw ą zręcznością w' ła ż e n iu po drzewach.

Ale w sz y stk ie p rzy sto so w a n ia bezpo­

śre d n ie do życia d rzew nego sta n o w ią tylko j e d n ę część zmian, j a k i m uległa ta g r u p a jeż a te k . Znacznie ciekawsze są dalsze zm iany, któ re są ju ż n iejako p o ś re d n ie m n a s tę p s tw e m tam ty c h : m ia ­ nowicie z a n ik kolców, b ę d ący ch c h a r a k ­ te r y s ty c z n ą c ech ą j e ż a te k s ta re g o św ia­

ta. Kolce te s ta n o w ią bardzo w ażny środe k o bro nny dla zwierząt, ż y ją c y c h na odsłoniętej prze strz e n i, na ziemi, j a k g a t u n k i ze s ta re g o świata; s ta j ą się j e ­ d n a k zupełnie zbyteczne dla form n a ­ drzew nych, dla k tó ry c h gałęzie w raz z liśćmi s ta n o w ią ju ż sam e przez się d o ­ s ta te c z n ą osłonę. To też u j e ż a te k a m e ­ r y k a ń s k i c h kolce u le g ły o g ro m ne m u z a ­ nikowi: s ta ły się mianowicie znacznie k ró ts z e i rzadsze, u n ie k tó r y c h g a t u n ­ ków są n a w e t zupełnie u k r y te pod w ło­

sami, tak , że na z e w n ą trz nie m ożna ich wcale z a u w a ż y ć i trz e b a dopiero po cią­

gnąć r ę k ą po grzbiecie, aby się p r z e k o ­ nać, iż kolce z n a jd u ją się tam rzeczy­

wiście.

Przechodząc do rzędu Szczerbaków, z n a jd u je m y i ta m w dalszym ciągu for­

m y drzewne, m ianowicie w dwu g r u ­ pach: m ró w kojad ów (częściowo) i le n i w ­ ców (wyłącznie).

Rodzina m rów kojadów (Myrmecopha- gidae) p rze d staw ia ciekaw y szereg przejść od zupełnie naziem nego — m ró w ko jada wielkiego czyli g r zy w ia steg o (Myrmeco- p h a g a ju b a ta ), przez form ę p o śre d n ią — ta m a n d u ę (M. tam andua), p r z e b y w a ją c ą w części n a ziemi, w części n a drzew ach do czysto d rzew nego — m ró w k o ja d a ka- rzełkow atego (M yrm ecophaga s. Cyclo- tu ru s didactylus). M rów kojady drzew ne ta k samo, j a k i inne, należą do s tw o rz e ń ociężałych, łażą j e d n a k do brze po g a łę ­ ziach, trz y m a ją c się ich olbrzym iem i sier- pow atem i p a z u ra m i i z a k rę tn y m ogonem.

U m ieją też odpoczywać, zaw iesiw szy się na n ich w s z y stk ie m i c z te re m a łap a m i i jeszcze u m ocn iw szy się ogonem.

W y łącznie d r ze w n ą j e s t rodzina le n iw ­ ców (T a rd ig ra d a ), któ ry c h istnienie j e s t t a k ściśle zw iązane z d rzew am i, j a k np.

małp albo wiewiórek. Tylko co do c h a ­ r a k t e r u i usposobienia są to wręcz p rze­

ciwne stw orzenia: o ile bow iem ta m te są ruchliw e, zw in ne i zręczne, o tyle le ­ niwce należą do najpo w o ln iejszy ch i naj- n ieru c h liw sz y c h zw ierząt. Mimo tego, są one t a k ściśle p r z y sto so w a n e do po­

b y tu n a drzew ach, że na ziemi s ta ją się zupełnie niedołężne i porusz a ją się n a d ­ zwyczaj niezdarnie, najlepiej jeszcze w t e ­ dy, g dy m ają ja k i e ś nierów ności g r u n tu , za k tó re m ogą się c h w y ta ć i przyciągać.

Zato n a d rze w ac h p o ru sz a ją się w p r a w ­ dzie bardzo powoli, ale nadzw yczaj p e ­ wnie, n a nich też sp ęd zają cale życie, schodząc na ziemię je d y n ie w o s ta te c z ­ ności. Nie m a ją wcale ogona, w szelkie więc r u c h y w y k o n y w a ją je d y n ie zapo- mocą odnóży, n a d zw y czajnie g ię tk ic h a silnych zarazem , i uzbro jon y ch mocne- mi sie rp o w a tem i pazuram i. R uchy u ł a ­ tw ia im ta okoliczność, że przednie k o ń ­ czyny są wydłużone i leniw iec może s ię ­ gać niem i daleko, jeżeli chce się p rze­

nieść bezpośrednio z je d n e j gałęzi n a drugą.

Powolność ruch ó w len iw c a j e s t n a d ­

(12)

332 W S Z E C H S W I A T M 21 zw yczajna, opow iadano też ó niej t y s i ą ­

ce b a je k , np., że n a w y d r a p a n ie się n a drzewo p o trz e b u je k ilk u godzin. P ó źn iej­

sze s p o s tr z e ż e n ia s p ro s to w a ły w p ra w dz ie p rzesadę, p o tw ierd z iły j e d n a k w ie lk ą ich powolność; p rze k o n a n o się mianowicie, że n a drzew o m a ją c e 16 m e t r ó w w y s o ­ kości leniw iec d ra p ie się koło 10 m in ut, daleko m u więc bardzo do zręczności m ałp albo w iew ió rek: ta m te w b ie g a ją n a drzewo, p ra w ie że lecą do góry, on lezie w dosłow n em zn a cz e n iu teg o w yrazu, w bardzo p rz y te m o ry g in a ln e j pozycyi:

zaw iesza się m iano w icie n a g a łę z i wszy- s tk ie m i c z te r e m a ł a p a m i g r z b ie te m n a dół, n a s tę p n ie z tego położenia s t a r a się uc h w y c ić b e z p ośre dn io w y ż s z ą gałęź za­

pom ocą je d n e j z p rze d n ic h łap i po d cią­

gną w sz y się w górę, czepia się je j k o ­ lejno poz o sta łem i łapam i, a b y p otem w te n sa m n ie u d o ln y sposób dźw ig n ąć się znów n a n ow ą gałąź. Ł a tw o pojąć, że t a k i sposób d r a p a n i a się nie może się o d b y w a ć szybko.

Ale to też leniw iec j e s t m is trz e m nie ty le w s z tu c e łaż e n ia po d rze w ac h , ile raczej w u t r z y m y w a n iu się n a nich. Pod ty m w z g lę d em nie może się z n im ró ­ w n a ć bodaj żadne inne zwierzę: je g o ol­

brzym ie sie rp o w a te p a z u ry , o b jąw szy g a ­ łąź, z a c i s k a j ą się z t a k ą siłą, że r o z e rw a ­ nie ich s ta j e się rz e c z ą p raw ie n iem o ż li­

wą, a z w ie rz ę bez z m ę c z e n ia może w i­

sieć n a n ic h całem i g o dz in a m i, a n a w e t dniam i. L e n iw ie c o d p o c z y w a też w tej pozycyi i w tej p ozycyi się k a rm i, s ię ­ g a ją c po ż y w n o ść w y d łu ż o n e m i przednie- mi odnóżami. K a rm ie n ie się u ł a t w i a mu ta k ż e n iez m ie rn ie r u c h l i w a szyja, k t ó ­ r ą może w y c ią g n ą ć s to s u n k o w o b ardzo daleko, a ta k ż e w y k r ę c a ć j ą w ta k i s p o ­ sób, że część t w a r z o w a u n i e k t ó r y c h g a ­ t u n k ó w z o s ta je p ra w ie z u p e łn ie zw ró c o ­ n a w tył.

Można w ięc leniw ca z z u p e łn ą słu s z ­ nością u w a ż a ć za z w ie rz ę znakom icie p r z y s to s o w a n e do życia n a d rz e w a c h , po­

mim o j e g o ociężałości i pozornej n iezdar- ności. P r z y s to s o w a n ie to w y r a ż a się w ogrom n ej r u c h liw o ś c i i g iętk o ści k o ń ­ cz y n oraz w p o tę ż n y c h h a k o w a t y c h p a ­ zu ra c h . J a k o szczeg óln y je g o o b jaw n a ­

leży je s z c z e w y m ien ić istn ie n ie specyal- nej sieci n aczy ń ra m ie n io w y c h i u d o ­ wych, k t ó r a to sieć zabezpiecza naczynia od p ę k n ię c ia i p r z e r w a n ia się w czasie ro z m a ity c h n a d z w y c z a jn y c h pozycyj, j a ­ kie leniw ce p r z y b ie ra ją w swoich w ę ­ d r ó w k a c h po d rzew ach.

W d alszym przeglądzie ssaw có w n a p o ­ t y k a m y znów form y n a d rz e w n e w r z ę ­ dzie drapieżców. Z n a jd u ją się m iano w i­

cie w śró d n ic h niety lk o ta k ie g a tu n k i, j a k k u n y , ryś, kot, la m p a rt i t. p. u zdol­

nione do nadzw yczaj zręcznego p o ru sz a ­ nia się po drze w ac h, ale nie prow adzące w yłącznie n a d rz e w n e g o sposobu życia, lecz i takie, k tó ry c h istn ie n ie b ardzo ś c i­

śle zw iązane j e s t z drzew am i, k t ó r e p r z e ­ b y w a ją n a n ich s ta le i z tego powodu p o sia d a ją szczególne przystosow ania, n o­

szą n a sobie w y ra ź n e piętn o zw ierząt n a d rz e w n y c h .

T akie form y z n a jd u je m y w śró d niżej s to ją c y c h drapieżców, w rodzinie n ie ­ dźwiedzia, p r z y te m i t u m a m y cały sze­

r e g prze jść, całą s k a lę s top nio w ań od naziem nego do n a d rz e w n e g o sposobu życia.

W iększo ść t a k zw anych niedźw iedzi w łaściw ych (Ursinae) łazi po drzew ach m niej lub więcej zręcznie. N iektóre, j a k in d y js k i w a rg a cz (U rsu s s. M e lu rsu s la- biatus) i niedźw iedź m ala js k i (U rsus ma- lay a n u s ) posiadają n a w e t niejakie spe- c yalne p r z y s to s o w a n ia do drzew , w po­

s ta c i wielkich łap, uzdoln ion y ch z n a k o ­ micie do o b ejm o w ania gałęzi, i o g ro m ­ n y c h za g ię ty c h , p raw ie s ie rp o w a ty ch p a ­ zurów; w a rg a c z p r zy p o m in a n a w e t t a k dalece a m e r y k a ń s k i e leniwce, że pierw si podróżnicy, k tó rz y go opisali, n a d a li m u nazw ę len iw c a n iedźw iedziow atego (Bra- d y p u s ursinus). Żaden j e d n a k z ty c h n ied źw iedzi nie p r z e b y w a w yłączn ie na drzew ach, k a ż d y żyje więcej n a ziemi, a n a d rz e w a w łazi je d y n ie dorywczo dla zdobycia żywności, j e d e n t y lk o n iedź­

wiedź m ala js k i um ie to robić p raw d z i­

wie zręcznie, żaden też nie m a p ię tn a z w ie rz ą t n a d rz e w n y c h .

W yższy stop ień p r z y s to s o w a n ia się do d rz e w p rz e d s ta w ia p o dro d zin a c h w y ta - czów (Ailurinae); w idzim y t u t a j ju ż w y ­

(13)

M 2i W S Z E C H S W I A T 333

raź n e odbicie na budow ie tego sposobu życia, n iem a t u atoli jeszcze takiego w y ­ sokiego udoskonalenia, j a k np. u len iw ­ ców.

G atun ek, zwany p a n d ą (Ailurus ful- gens) a od znaczający się długim p u s z y ­ s ty m ogonem, p rze d s taw ia do pewnego stop n ia zw ierzę napół drzew ne, p rzeby ­ w a bowiem dość dużo na drzew ach, w ię­

cej j e d n a k n a ziemi. G atunek, zw any c h w y ta cz e m albo b in tu ro n g ie m (A rctitis s. P a r a d o x u r u s b in tu ro n g ), j e s t znacznie bardziej przysto sow any, m a bowiem za- k r ę t n y ogon, d ający się owijać naokoło gałęzi, chociaż w sposób niezupełnie j e ­ szcze doskonały. C hw y tacz nie m a też tej p ełni i swobody ruch ó w n a drzew ach, j a k ą odz.naczają się zw ierzęta o do sko ­ nale c h w y tn y c h ogonach, łazi po g a ł ę ­ ziach wolno, u m ac n ia ciągle sw ą pozy- cyę ogonem, od w ija go i n a w ija z roz­

m y słem i bez pośpiechu, w k a ż d y m j e ­ d n a k razie p rz e b y w a j u ż głównie na d rzew ach , n a ziemię schodzi rzadziej i może j u ż być zu pełnie słusznie zali­

czony do zw ierząt n adrzew nych.

C zysto drzew ne fo rm y z n a jd u je m y w trzeciej podrodzinie—szopów (Procyo- ninae), chociaż i t u ta j stopień p rzy sto so ­ w ania się do drzew b y w a rozm aity. Głó­

w n y p rzedstaw iciai tej g r u p y z n a n y p o ­ w szechnie szop (Procyon lotor) odznacza się n a d z w y c z a jn ą zgrab n o ścią ruchów , chociaż nie można tego p rzypuścić n a ­ w e t po j e g o w yg ląd zie i chociaż nie m a ż a d n y ch szczególnych o rg an ó w poza w iel­

k ą zręcznością i siłą nóg, łap e k i palców.

Łazi p rędk o i w p ra w n ie zarów no po pniach pionowych lub pochyłych, ja k i po gałęziach poziomych; nie spraw ia m u p rz y te m różnicy, czy ma drap ać się do gó ry czy też spuszczać się z drzewa;

potrafi ta k ż e a rty s ty c z n ie s uw ać się po gałęzi, w zorem leniwców, g rz b ie te m na dół, uczepiw szy się jej w s z y s tk ie m i c z te ­ r e m a łapkam i. Ale p o ró w n anie z len iw ­ cem nie j e s t dla niego zupełnie od p o ­ w iednie, um ie on bowiem tak ż e p r z e s k a ­ k iw a ć z z u p e łn ą p ew n o ścią siebie z j e ­ dnej gałęzi n a d rugą, wogóle za ch o w a ­ niem się n a d rze w ac h przy po m in a raczej m ałpy. Należy więc do ty p o w y c h zw ie­

rzą t n adrzew nych , chociaż i na ziemi m a z u p e łn ą swobodę i szybkość ruchów.

Rów nie zręcznie łażą po drzew ach o stron osy czyli z d eb y (Nasua), i one j e ­ d nakże schodzą od czasu do czasu na ziemię. Są ta m atoli mniej pewne s ie ­ bie, p o ru sz a ją się niezdarniej i dlatego za la d a niebe z p ie c z e ń stw e m u m y k a ją z pow rotem n a drzewo.

Ale praw dziw ie drzew ne piętno nosi n a sobie dopiero w ikław iec (Cercoleptes caudivolvus), na jb a rdzie j p rzy sto sow ane do d rze w zwierzę w całym rzędzie d r a ­ pieżców. Ma on c h w y tn y ogon, do sk o­

nale rozw inięty, tak , j a k u n iek tó ry ch małp i torbaczy. To też chociaż nogi m a dość krótkie, łazi doskonale po d r z e ­ w ach i g ałęziach dzięki ogonowi, nie u s tę p u ją c nic a nic m ałpom w zręczno­

ści i szybkości ruchów .

N ietoperze w in n y być również zaliczo­

ne do zw ierząt d rzew n ych, bo chociaż nie odznaczają się żadną szczególną zdol­

nością do łażenia po gałęziach i p ro w a ­ dzą raczej życie p o w ie trz ne, n a drze w ac h j e d n a k lokują się zwykle n a w ypoczy­

n e k i u m ie ją całem i god zinam i wisieć na gałęziach gło w ą na dół, uczepiw szy się ich p a z u ra m i t y ln y c h łapek. Są to więc w k a ż d y m razie p rzy sto so w a n ia do p o b ytu na drzew ach. Nietoperze należą do ty p u ssaw ców n a d rz e w n y c h o bocz­

nych fałdach skóry, j a k u latoperzy, t y l ­ ko że u nich rozwój ten poszedł jeszcze dalej, fałdy rozw inęły się w p raw d z iw ą błonę lotną, a odnóża częścią w organy, podpierające tę błonę, częścią zaś w n a ­ rz ą d y do zaczepiania się n a gałęziach.

Przechodząc do najw yższy ch g ru p — m ałp ia te k i małp, w k ra c za m y w dziedzi­

nę stw orzeń p r a w ie wyłącznie d rz e w ­ nych, w śród k tó ry c h g a tu n k i n aziem n e należą do w y ją tk ó w , a w rzędzie m a łp ia ­ t e k n ie m a ich n a w e t wcale. I t u rów n ież sp o ty k a m y rozm a ite stop nie p rzy sto so ­ w ania do życia n a d rz e w a c h i rozm aite jego w ydoskonalenie, na o g ó ł j e d n a k tu, zwłaszcza w śró d małp, z n a jd u je m y n a j ­ wyższy rozwój tej sztuki. J a k o n a rz ą d y specyalne służą odnóża c h w y tn e o w ie l­

kim palcu p r z e c iw s ta w n y m in n y m oraz ogon, k tó ry z re s z tą b y w a c h w y tn y j e ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wyznaczyć prawdopodobieństwo zdarzenia, że odległość od środka kuli do najbliżej położonego punktu jest większa lub równa a, 0 < a <

Wyznaczyć prawdopodobieństwo zdarzenia, że odległość od środka kuli do najbliżej położonego punktu jest większa lub równa a, 0 < a <

Wyznaczyć prawdopodobieństwo zdarzenia, że odległość od środka kuli do najbliżej położonego punktu jest większa lub równa a, 0 < a <

Niech zdarzenia A, B są niezależne. Rzucamy trzema kostkami do gry. Niech A oznacza zdarzenie polegające na tym, że na każdej kostce wypadła inna liczba oczek, B oznacza zdarzenie,

Ile doświadczeń według schematu Bernoulliego musimy przeprowadzić, aby najbardziej prawdopodobna liczba sukcesów była równa 51, jeśli prawdopodobieństwo sukcesu w

Rzucamy dwiema kości do gry i określamy trzy zdarzenia: A - pojawienie się parzystej liczby oczek na pierwszej kości, B - pojawienie się nieparzystej liczby oczek na drugiej kości i C

[r]

Pokaż, jak używając raz tej maszynerii Oskar może jednak odszyfrować c podając do odszyfrowania losowy