Andrzej Sieczkowski
Ludwik Brunon Świderski
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 36/3-4, 394-397
LUDW IK BRUNON ŚW ID ER SK I
U rodzony 14. VIII. 1913 r. w środow isku inteligenckim w Grodnie, tam że ko ń czy gim nazjum im. M ickiewicza i w r. 1931 w stępuje na w ydział hum anistyczny U niw ersytetu W a r szaw skiego. D yplom m ag istra filozofii o trzym uje w 1936 r. jako uczeń zm arłeg o rok później prof. J. U jejskiego. W czasie studiów nie po p rzestaje na zakresie historyczno-literackim , lecz zajm uje się pilnie językoznaw stw em polskim i słow iańskim o raz filologią klasy czn ą, zw łaszcza grecką. Nie m ieszając się w rozgryw ki polityczne, k tó re w ow ym czasie szczególnie sil nie roznam iętniały życie w arszaw skich uczelni, bierze czynny udział w działalności studenckich kół naukow ych.
B ezpośrednio po u zyskaniu m agisterium zostaje a sy ste n tem , a w roku następ n y m sta rszy m asy sten tem p rz y k ated rze historii lite ra tu ry polskiej prof. J. K rzyżanow skiego. Z w ła ściw ą sobie sum iennością prow adzi ćw iczenia p rosem inaryjne z z ak resu nauk pom ocniczych i m etodyki badań literackich. Ten niezbyt w dzięczny, a tak w ażn y przedm iot znakom icie leżał w sferze jego uzdolnień i um iejętności. Krótkie bowiem, ale pełne treści określenie: rzeteln y badacz naukow y — w ier nie, jakkolw iek bynajm niej nie całkowicie, c h a ra k te ry z u je umy- słow ość L udw ika Św iderskiego.
P o c z y n a ją c od końcow ych lat uniw ersyteckich, Ś w ider ski najpierw się" zajm uje, a później w prost pasjonuje tw órczo ścią O rzeszkow ej. U czuciow ego podłoża ty ch zainteresow ań szu kać trzeb a nie tylko w zam iłow aniu Św iderskiego do naszej lite ra tu ry p o zy ty w istyczn ej, lecz przede w szy stk im w jego lo kalnym p atriotyźm ie kresow ym , a naw et ściślej — grodzień skim . Mimo przeniesienia się na sta łe do W arsz a w y , mimo p ro jek tow an ego w y jazd u za granicę na d alsze studia, czem u przeszkodził wrybuch w ojny, polonista nasz nigdy nie zerw ał k o n tak tu ze sw ym rodzinnym m iastem .
Zapał i p ra c a Św iderskiego w lew ają życie w senne do ty ch czas, jak z re sz tą wiele innych sto w arzy szeń kulturalnych, T o w arzy stw o im. E. O rzeszkow ej w W arszaw ie i jego oddział w G rodnie. G rom adzone przez T o w arzy stw o zbiory, (przede w szy stk im ręko p isy literackie i w szelka korespondencja au torki „Nad N iem nem “, nareszcie zo sta ją celowo w yzyskane.
Św iderski pow iększa jeszcze te zbiory, naw iązując kontakt z różnym i osobami, które m ogą mu udzielić ustnych inforina- c y j; jeździ w ty m celu do szeregu m iast, najczęściej do G rodna i W ilna. Nominalnie pod kierunkiem prof. Ujejskiego i p rzy w spółudziale sędziwego prof. A. Drogoszew skiego, w istocie zaś rzeczy w łasną głównile p rac ą — przygotow uje kom ento w any, pom ysłow o ułożony zbiór listów O rzeszkow ej oraz pełną edycję jej pism. Gabinet m łodego polonisty zamienia się nie mal w m uzeum wielkiej pisarki. A utografy, portrety , pierw o druki, w łasne a rty k u ły — słowem „gdzie spojrzeć — O rze szkow a“, jak ktoś z bliskich powiedział w żartobliw ym wierszu 0 Ludwiku.
W yniki tej p rac y dają się poznać w latach 1937—-39, kiedy to Biblioteka P olsk a w y daje trz y tom y „Listów “, a G e bethner i W olff — „P ism a“ (30 tomów). Ja k w k ażdy m dziele, tak i tu taj (mowa o „L istach“, bo w „P ism ach“ trudno dopa trz y ć się jakichkolw iek przeoczeń) drobiazgow a k ry ty k a zdo łała w ytknąć jakieś nieznaczne potknięcia lub rzeczy do dysku sji. W zasadzie jednak są to w ydania wzorowe. K om entator 1 w łaściw y red a k to r w łożył w nie cały swój pitetyzm dla w y bitnej autorki, w rodzoną staranność, naukow ą rzetelność, a w reszcie m rów czą pilność tak sam ego opracow ania, jak dru karskiej korekty.
Dość było z resztą spojrzeć na w a rszta t p racy Ś w id er skiego — posegregow ane teczki, pokatalogow ane notatki, w y raźnym charak terem gęsto zapisane i opatrzone dokładnym i tytułam i zeszyty, arkusze i karteluszki, nakoniec półki z a sta wione rów nym i rzędam i niebieskich, jednakow o opraw nych książek, aby poznać główne cechy właściciela tej pracow ni: p edantyczną system aty czn o ść i pracow itość.
Ale to nie w szystko. B adacz, szperacz i' skrupulat okazał się zarazem p rak ty czn y m organizatorem i propagatorem op ra cow yw anych przez siebie w ydaw nictw . Już w pierw szych m ie siącach 1936 r. w szczyna akcję prasow ą na rzecz „Listów “, a następnie i „Pi’sm “ w dziennikach i tygodnikach różnych od cieni. Oto ty tu ły kilku spośród tych artykułów : „Eliza i Z yg m unt“ („P ro sto z M ostu“ nr 7 1936 r.), „Nitefortunna spółka“ (tam że n r 12), „Eliza O rzeszkow a i E razm P iltz “ („C zas“, nr 81), „O nagrodę Nobla dla O rzeszkow ej“ („G azeta P o lsk a“ nr 90), „O rzeszkow a w Białow ieży“ (tam że, nr 136), „Eliza O rzeszko w a “ („Tem po dniia“, n r 67 z 1937 r.). Są to najczęściej epizody biograficzne opisane żyw o i z zacięciem. Ukazuje się też p arę pow ażniejszych prac, tyczących się sam ej tw órczości O rze szkowej (arty k u ły w tyg. „Podbipięta“, „H erkules i P s y c h e “ w „Tygodniku Ilustrow anym “, „Dzieje jednej powieści“ w „Ku rierze L iteracko-N aukow ym “ i inne). Co więcej, Św iderski w cią ga do w spółpracy innych autorów , p rzy d ając tym swej kam panii publicystycznej rozm achu i urozm aicenia (patrz np. arty k u ły
3 9 6 A n d r z e j S ie c z k o w s k i
E. J. Jankow skiego w poznańskiej K ulturze“). P o stać is tw ó r czość P an i E lizy s ta ją się d la czy tającej publiczności zjaw i skiem m odnym . Z yskuje na ty m literatu ra, a rozpoczęte w ła śnie w ydaw nictw o m a drogę p rz e ta rtą .
Ł atw o się dom yślić, że nie zaniedbał Św iderski lokalnej p ra s y grodzieńskiej. W tam tejszy m ,,Now ym Ż yciu“ głośno jest 0 O rzeszkow ej p rzez ca ły rok 1936, 1937 i 1938: „L isty Elizy O rzeszk o w ej“ (nr 48 z 1936 r.), „Złote G ody N ad Niem nem “ (nr 21 z 1937 r.), „Z korespondencji E. 0 . “ (nr 47), „L isty E. 0 . “ (nr 82 z 1938 r.), i in., częściow o p rzedruki w łasnych artykułów . D robnym i w zm iankam i sygnalizow ane są oczyw iście bezim ien nie, poszczególne to m y ukazu jąceg o się w ydaw nictw a. W ię k sza p ra c a biograficzna ukazuje się już przed sam ą w ojną w dru- skienickiej „O n dy n ie“ : „O rzeszkow a w D ruskienikach“. P ró cz druku wchodzi w grę żyw e słowo, przede w szy stkim na terenie G rodna, np. o d czy t dla m łodzieży licealnej p. t. „O rzeszkow a ż y w a “ , w yg ło szo n y 18. V. 1939 r„ w rocznicę śm ierci powieścio pisarki.
A rty k u ły i o d c z y ty Św iderskiego, choć pełne niepodrö- bionego kultu dla autorki, dalekie są od t. zw. brązow nictw a 1 nu d y koturnow ej. Dowodzi tego ich ujęcie, a czasem i sam a tem a ty k a , np. „O rzeszkow a w anegdocie“.
Z m niejszym pow odzeniem próbow ał też sił w felietonie na łam ach teg o ż grodzieńskiego „Nowego Ż ycia“.
* * *
W czerw cu 1939 r. Ludw ik B runon — bo tak się stale podpisuje — pojm uje żonę. W k ró tce m a runąć na św iat w ojna.
W okupow anej W arsz a w ie w loką się znane w szystkim m iesiące i lata. Ludwik, jak ty lu innych, ch w y ta się daw ania lekcyj, z rów ną łatw ością ucząc polskiego, łac in y i) przedm io tów m atem aty czn y ch . G óruje jedn ak sp raw a ogólna. Z aczy n ają się k o n ta k ty z ta jn ą o rg an izacją wrojskow ą, radiow e na słu chy na u ży tek ściślejszy, a z czasem i publiczny. Pokój L u dw ika na Złotej staje się m iejscem nie m ający ch końca debat p olitycznych w kółku daw nych uniw ersyteckich kolegów. Szło się na te pogw arki ty m chętniej, że już od pierw szy ch m iesięcy okupacji m ożna się było w ty m pokoiku ro zczy ty w ać w ca łych plikach podziem nej p rasy . I k olportaż nie był obcy gospo darzow i.
Idąc ogólnym torem w arszaw skiej inteligencji, kółko roz- p raw ia c z y ze Złotej p rze k sz ta łca się w rodzaj klubu literacko- dysku sy jn eg o. W ty m w łaśnie zespole 11. m aja 1941 r. Ludw ik o dczy tuje sw oje obszerne studium o hum orze, będące wnikliwą, podbudow aną filozoficznie analizą takich pojęć, jak dowcip, kom izm , m ały i wielki hum or. P o przym usow ej przerw ie L u dwik, jak sam to określił, znów czuje się „intelektualnie pod niecony“, znów w pływ a w nurt um iłowanej dziedziny.
Dokoła p ad ają ciosy. A fera radiow a źle się kończy. W czesnego popołudnia 1 siterpnia 1941 r. gestapow cy p rz y ła pują Ludw ika na g orący m uczynku. W łaśnie, pełen radosnego podniecenia i najlepszych nadziei na przyszłość, słucha kom en ta rz y radiow ych do zaw arteg o przed dwom a dniami porozu mienia polsko-rosyjskiego. Z fatalnego domu Zajęcza 12 droga prow adzi n a P aw iak, na VII a później V oddział. 11 sierpnia widzę L udw ika po raz, jak dotąd, ostatni. Ze schodów szpitala więziennego, o pół p iętra nade m ną — spogląda porozum ie w aw czo ta sam a spokojna, trochę blada, naw et lekko uśmiech nięta spoza nieodłącznych okularów (już rodzinie udało się do starczy ć nową p arę do w ięzienia), jakże znajom a, bliska i na zaw sze pam iętna, śm iało zary so w an a tw arz Ludw ika. Kończył w łaśnie 28 lat.
K rótko trzy m an o go na miejscu. W e w rześniu p rz y szedł znak życia z Oświęcimia, a potem — ślady giną w pu stym m roku, pełnym n ajg o rszy ch możliwości. Już w grudniu zdaw kow y telegram z Ośw ięcim ia donosi żonie o śmierci, inne jednak i późniejsze inform acje przeczą praw dziw ości tej de peszy.
Do dziś nie m a wieści o Ludw iku Brunonie Św iderskim . Boleśnie dośw iadczeni rodzice (jeden z braci Ludw ika padł w pam iętnej m asak rze w aw erskiej, siostra z córeczką, areszto w ana p rzez Niemców, nie daje dotychczas znaku życia) żyw ią się jeszcze przebłyskiem nadziei.
* * *
S ylw etka pracow nika naukow ego i organizatora-w ydaw - cy zo stała tu naszkicow ana. W y p ad a dodać choć p arę słów 0 człowieku.
Uczuciow ość i w rażliw ość wielka, osłaniająca się z jednej stro n y m aską żartobliwości, z drugiej — pew nym dystansem w stosunku do otoczenia. D arzony ogólną sym patią, w obejściu u przejm y praw ie do p rzesad y , grono osób praw dziw ie i bez resz ty bliskich m a bardzo niewielkie. M ocno rozw inięte uczu cia rodzinne. M a wielki sentym ent do obu sw ych profesorów . C h a ra k te r praw y, sam dla siebie m oże niełatw y. Siła woli połączona z uporem . C hrześcijaństw o pojm uje i przeżyw a głęboko, to sam o powiedzieć trzeb a o narodow ości. W sądach ostrożny, a gdy trzeb a — b y stry . Czasem przeżyw a konflikty m iędzy dw iem a silnie rozw iniętym i w ładzam i: uczuciową w ra żliwością i intelektem . P ra c y naukowej oddaw ał się całkow icie 1 z w ew nętrzną pasją, p rzy czym system atyczność i intensyw ność n adaw ała jej piętno tak bardzo polskiemu życiu um ysło wem u potrzebne.