• Nie Znaleziono Wyników

Wspomnienia osobiste o prawnikach piotrkowskich

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wspomnienia osobiste o prawnikach piotrkowskich"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Miron Kołakowski

Wspomnienia osobiste o prawnikach

piotrkowskich

Palestra 22/10(250), 49-56

(2)

in n e ak ty reso rto w e o c h a ra k te rz e ogólnym . P o w ierzen ie tego m e ch a n izm u k o n tro l­ nego M inistrow i S praw ied liw o ści d aje p e łn ą ręk o jm ię p o p raw y s ta n u le g isla cji r e ­ sortow ej i jej całk o w itej zgodności z a k ta m i p ra w n y m i wyższego rzę d u , a ta k że z zasadam i p o lity k i p ra w n e j, m a jąc ej n a celu społeczną skuteczność p ra w a .

W pracy K om isji P ra c U staw odaw czych S ejm u n a I półrocze 1978 r. w id n iał jeszcze te m a t o p ierw szorzędnej w adze, a m ianow icie om ów ienie działań z m ie rz a ją ­ cych do k sz tałto w an ia św iadom ości p ra w n e j społeczeństw a. T em at, k tó re m u n a le ­ żałoby poświęcić w iele stro n . Z am ieszczenie go w ty c h uw agach b y ło b y nie tylk o nadużyciem cierpliw ości czytelnika, ale p rz e d e w szy stk im spłyceniem zagad n ien ia szczególnie istotnego.

D latego na kan w ie tego te m a tu w rócę znow u do b a rd z iej osobistych spostrzeżeń. P ra c a poselska, w y ra ż a ją c a się m.in. w celow ym , środow iskow o i k o n se k w e n tn ie prow adzonym terenow o, k o n ta k cie z w yborcam i, niesie w sobie ta k ż e i te n aspekt, tj. p rac ę nad św iadom ością p ra w n ą społeczeństw a. I znow u n asu w a się tu sk o ja rz e ­ nie w p ro st z p racą ad w o k ata. W istocie sw ej form y, w y ra ż a ją c e j się w niesieniu pom ocy praw n ej, m a ona sta ły i bezpośredni w pływ na podnoszenie w iedzy p raw n ej ogółu obyw ateli, a pu b liczn e oddziaływ anie sło w a m ów ionego p rzez a d w o k a ta m a znaczenie nie tylko dla k lie n ta i orzeczenia zapadłego w jego sp raw ie. Niesie ono w sobie społeczny odzew, p obudza i u tr w a la św iadom ość p ra w n ą i k s z ta łtu je p o sta ­ w y ludzkie na sali sądow ej i poza nią.

W te n sposób a d w o k a tu ra znow u połączyła m i się w refle k sja c h z p o lity k ą.

MIRON KOŁAKOWSKI

W spomnienia osobiste o prawnikach piotrkowskich

Z P io trk o w em T ry b u n a lsk im z e tk n ą łem się po ra z pierw szy , gdy ja k o m łody chłopiec zam ieszkałem z rodzicam i i b raćm i w ty m m ieście pod k o n ie c 1924 r. Od ra z u za frap o w ała m nie nazw a m iasta. Z łożona z dw óch w yrazów , b rz m ia ła p o ­ w ażn ie i nobliw ie. W zbudziła też zaraz m oje za in te re so w a n ie i skłoniła do p o sz u k i­ w a n ia je j w yjaśnienia. P oniew aż zaw sze m nie zajm ow ały n a u k i h u m a n isty c zn e z h isto rią i n au k a m i społecznym i n a czele, sta ra łe m się rozszyfrow ać pochodzenie ta jem n icz ej i niecodziennej nazw y. P y ta n ia i le k tu ry doprow adziły w k o ń cu do od ­ k ry c ia istn ie n ia T ry b u n a łu K oronnego z se sja m i w P io trk o w ie i L u b lin ie o raz dla W. K się stw a L itw y w W ilnie. P o szukiw ałem d alej siedziby sam ego T ry b u n a łu , in te ­ re so w a ła m nie jego p rac a oraz znaczenie i w te n sposób doszedłem do z a in te re so w a ­ n ia się praw em , m echanizm em jego d ziała n ia oraz ludźm i w p ro w a d za jąc y m i je w życie.

J e s t zn am ienne, że w lo k alizacji siedziby T ry b u n a łu w P io trk o w ie u d zielił m i pom ocy znak o m ity k rajo z n aw ca , a u to r licznych o p raco w ań książkow ych i cennych w y ja śn ie ń i odkryć w tej dziedzinie M ichał R aw ita-W itan o w sk i, z zaw o d u fa rm a ­ ce u ta , w łaściciel ap tek i n a P la c u T ry b u n a lsk im , m ieszczącej się p ra w ie n a p rz e ­ ciw ko daw nego b u d y n k u T ry b u n a łu . Zbieg okoliczności sp ra w ił, że M. W itanow ski, n ie zw y k le uczynny człowiek, pochodził z C zęstochow y pod o b n ie ja k ja i osiedlił

(3)

się później n a s ta łe w P iotrkow ie. W dzięczni piotrk o w ian ie ufun d o w ali po II w o j­ n ie św ia to w ej n a dom u, w k tó ry m m ieszkał, tablicę p am iątk o w ą dla u w iec zn ien ia jego zasług d la m iasta.

M oja p rzy g o d a „ try b u n a lsk a ” zaprow adziła m n ie po ukończeniu g im n a zju m n a W ydział P ra w a U n iw e rsy te tu W arszaw skiego, i to bez en tu zja zm u ze stro n y m ojego ojca, w y b itn e g o pedagoga, k tó ry sa m m a ją c w ykształcenie politechniczne (inż. c h e ­ mik), u fa ją c m oim zdolnościom m atem atycznym , w idział w e m nie rac zej s tu d e n ­ ta p o litec h n ik i, a n astęp n ie in spe in ży n iera. T ry b u n a ł P io trk o w sk i pok rzy żo w ał te plany i sp o w o d w ał sk ie ro w a n ie m nie na drogę zaw odu praw niczego.

K iedy ju ż n a u n iw ersy tecie stu d io w ałem h isto rię daw nego p ra w a sądow ego p o l­ skiego u prof. R afacza, nim b T ry b u n a łu tro c h ę osłabł, gdy dow iedziałem się o jego niedoskonałości oraz o tr u d n e j i długiej w alce o fachow ość jego k a d r, a zgoła n a s tą ­ pił u m n ie szok, gdy w ja k iejś książce historyczno-obyczajow ej (nie p a m ię ta m dzisiaj an i jej ty tu łu , an i au to ra) przeczytałem o „św iadkach p io trk o w sk ic h ” ja k o synonim ie fałszyw ych św iadków . B ardzo m nie to zabolało, gdyż rzucało cień na m iasto, k tó reg o już zdążyłem sta ć się lo kalnym p atrio tą. Szok nie trw a ł na szczęście długo, gdyż d o ­ w iedziałem się w krótce, że w podobnym znaczeniu w K oronie czy na L itw ie u ż y w a ­ no rów nież o k re śle ń „św iadków lu belskich czy w ile ń sk ic h ”. Z rozum iałem , że n ie ś ro ­ dowisko i m o raln o ść m ieszkańców m ia sta decydow ała o jego o k reśle n iu , a le fa k t, iż ta m w łaśn ie o d b y w ały się sesje sąd o w e najw yższej in stan c ji R zeczypospolitej w okresie przedrozbiorow ym .

Ze stoickim zatem spokojem czytałem in n e uw agi k ry ty c z n e o T ry b u n a ła c h czy p ozostałych innych sądach polskich, o uporczyw ej w alce o podniesienie k w a li­ fikacji sędziów , o złośliw ościach n a te m a t p ro k u ra to ró w (czyli dzisiejszych ad w o ­ katów ), p ó źniejszych p a tro n ó w tw orzących p a le s trę try b u n a lsk ą , itp.

Z acząłem n iefraso b liw ie i z uśm iechem odczytyw ać w „D aw nym p ro cesie p o l­ sk im ” p ro f. R afacza ta k ie np. w iadom ości, że d ep u tato m T ry b u n a łu G łów nego n ie w olno było od 1669 r. b ra ć udziału w zabaw ach i b a n k ie ta c h w czasie sp ra w o w a ­ nia przez nich urzędu.

U o dporniłem się n a ta k ie u w agi i nie m ogły m nie one zrazić do p ra w a czy z a ­ w odów p raw n ic zy ch , zw łaszcza że rów nocześnie u znakom itego h isto ry k a p ra w a prof. S. E stre ic h e ra w jego ro zp raw ie pt. „ K u ltu ra p raw n ic za w P olsce X V I w ie k u ” przeczytałem ta k ą oto o bronę p ro k u ra to ró w (dzisiejszych adw okatów ) p rze d X V I- -w iecznym i a ta k a m i: „(...) nie należy chyba na sam ych p ro k u ra to ró w sk ła d ać w in y za w y m iar spraw iedliw ości w sądach. N ie oni byli w inni, jeżeli p ra w o było niejasn e, sprzeczne ze sobą, p a rty k u la rn e , a n ajw ięk sz a część jego przepisów pozostała nigdy nie sp isan a. Nie oni też byli w inni, je śli sędziow ie stosow ali p rzepisy zb y t lite r a l­ nie i fo rm a listy cz n ie, a m im o W szystkich sk ła d an y c h p rzy sią g uleg ali w pływ om p rzy ja źn i i n ie p rz y ja ź n i”. A kiedy jeszcze w s ta re j p rac y B a rtło m ie ja G roickiego „P orządek sądów i sp ra w m iejskich p ra w a m agdeburskiego w K o ro n ie P o lsk ie j” p rzeczy tałem p o chw ałę zaw odu adw okackiego w ta k ie j b ard z o pochlebnej form ie: „(...) p ro k u ra to ro w ie (adw okaci) są bardzo R zeczypospolitej p o trze b n i i zaw ód ich je st uczciw y (...) są ja k o b y sądow i rycerze, albow iem ja k ry ce rz w aleczn y pokoju pospolitego m ieczem broni, ta k p ro k u ra to r dow cipem swoim spraw ied liw o ść m noży, a niesp raw ied liw o ść tłu m i” — to u tw ierd ziłem się w o b ran iu p rze ze m n ie słusznej drogi zaw odow ej.

Nic dziw nego, że po ukończeniu u n iw ersy te ck ich stu d ió w p ra w a zdecydow ałem się na w y b ó r p ra c y w zaw odzie adw okackim .

A p lik a c ję ad w o k a ck ą rozpocząłem n a przełom ie 1932/1933 r. w P io trk o w ie T ry ­ b u n alsk im pod p a tro n a te m a d w o k a ta J a n a Kobosa. W szedłem od ra z u w p io trk o ­ w skie środow isko praw nicze, k tó re m nie przyjaźnie przyjęło. P oznałem je dobrze

(4)

i p rzekonałem się, że rep re z e n to w a ło ono godnie p o lsk ą m yśl i tr a d y c je praw n icze. W rażenia, k tó re sn u ję poniżej, są n a pew n o bardzo subiektyw ne. Z d a ję sobie sp raw ę, że dzięki o p ty m isty c zn em u c h a ra k te ro w i pam ięci ludzkiej w ięcej z a p am ię­ ta łe m w ra że ń p rzy je m n y ch niż przy k ry ch . To je s t n ie w ą tp liw ie w a d a k aż d y ch w spom nień sprzed la t. S ta ra m się je d n a k p rze d staw ić ludzi i środow isko ta k , ja k je rzeczyw iście p am iętam , nie zm ien iając w niczym u trw alo n y c h w ra że ń . M uszę się liczyć ta k że z tym , że ja k o m łody a d e p t w iedzy p raw niczej d o sta łe m się do śro d o w isk a ludzi starszy ch , dośw iadczonych, k tó rz y w m oich oczach b y li a u to ry te ­ ta m i w dziedzinie p ra w a i ta k im i dla m nie w pam ięci pozostali. To m a ta k ż e swój w pływ na to n m oich w spom nień.

M uszę się przyznać, że mój początek p rac y w c h a ra k te rz e a p lik a n ta a d w o k a c k ie ­ go nie był w cale łatw y. Z godnie z obow iązującym i w ów czas — zre sztą k ró tk o — p rzepisam i nie m usiałem kończyć n a jp ie rw ap lik a c ji sądow ej, lecz ty lk o 5 -letn ;ą adw okacką, zakończoną b ardzo tru d n y m egzam inem w R adzie A d w o k ack iej w W arszaw ie. F ak ty czn ie p rac ę a p lik a n ta rozpocząłem ju ż w listopadzie 1932 r., ale dopiero 12 m a ja 1933 r., po złożeniu ślubow ania, zostałem fo rm a ln ie w p is a n y na listę ap lik an tó w adw okackich. W tych okolicznościach, kied y zacząłem p o ru sza ć się po szerokich ja sn y ch k o ry ta rz a c h sądów pio trk o w sk ich , zw ykłe w ez w a n ie sądo­ w e było dla m nie now ością, a żargon p raw n ic zy często niezrozum iały, k się g i h ip o ­ teczne ta jem n ice , a a k ta sądow e o patrzone ja k im iś dziw nym i zapiskam i po d o b n y ­ m i do hieroglifów , w y m ag a ły cierpliw ości i o p an o w a n ia w ielu p ra k ty c z n y c h — w g ru n cie rzeczy dość prostych, ja k się po tem okazało — um iejętności.

M uszę przyznać, że b ędąc w ted y najm ło d szy m ap lik an tem , sp o tk ałem się z dość pow szechną życzliw ością i uczynnością. Z arów no ze stro n y dośw iadczonych u rz ę d ­ ników sądow ych oraz sędziów , z k tó ry m i się stykałem , ja k i w ielu adw o k ató w . Te o b ja w y przychylności spow odow ały, że w n iedługim czasie p rz e sta łe m n a te r e ­ nie sądów być przysłow iow ym „zagubionym dzieckiem w e m gle”, sta w ałe m się zaś pow oli św iadom ym p raw nikiem .

O braz k o ry ta rz y i sal sądow ych, po k tó ry c h p o ru szali się za h u k an i u cz estn icy - -stro n y procesów, ciągle się spieszący adw okaci czy też przechodzący o b o ję tn ie sę­ dziow ie lub p ro k u ra to rz y — sta w a ł się dla m nie coraz b ard z iej czytelny. J a zaś w niedługim czasie w ty m w iecznym ru ch u o d nalazłem sw oje m iejsce i n a b ie r a ­ łem n a tu ra ln e j sw obody zaw odow ej.

Z dobyw ałem ostrogi adw okackie. Z anim je uzyskałem , założyłem na d o b re p r a w ­ dziwe, a n ie przenośne ostrogi do żołnierskich butów , gdy w paźd ziern ik u 1933 r. zo­ stałem pow ołany na cały ro k do odbycia służby w ojskow ej w Szkole P o d c h o rą ­ żych R ezerw y A rty le rii w e W łodzim ierzu W ołyńskim . A gdy po jej odbyciu w 1934 r. w róciłem znów do p rac y ap lik a n ta , poczułem , że służba w ojskow a, ucząc m n ie k o ­ nieczności podejm ow ania szybkiej decyzji (rozkazu) oraz sp ra w n e j organ izacji i o rie n ­ ta c ji w sy tu a c ji bieżącej, m iała te ż sw ó j d o b ry w p ły w na rozw ój zaw odu. W róciłem do dalszej p rac y w P io trk o w ie dojrzalszy i z now ym sp o jrzen iem n a je j cel i sens.

Jeszcze b ardziej się u pew niłem po pow rocie, że m iędzy poszczególnym i p io n a ­ m i praw n iczy m i: sądow nictw em , a d w o k a tu rą , p r o k u ra tu r ą i n o ta ria te m p an o w a ła w P io trk o w ie harm o n ia, w zajem n y szacunek oraz zrozum ienie. Życie to w a rz y sk ie było b u jn e i ożywione. O bserw ow ałem w yso k ą k u ltu r ę w spółżycia. A z a in te re so w a ­ nia w y k ra c z a ły poza zasięg zaw odow ych sp raw .

N iech ilu s tra c ją takiego s ta n u rzeczy będzie ta k i oto dro b n y fak t. P ra w ie n a p rz e ­ ciwko g m ach u sądów znajdow ał się znany lo k al g astronom iczny p. B anaszew skiego. W tym lo k a lu w godzinach południow ych był sta le za reze rw o w an y duży stół, p rz y k tó ry m grom adzili się p raw n ic y w szy stk ich zaw odów dla spożycia dru g ieg o ś n ia ­ dania. Mój p atro n , mec. Kobos, w prow adził m nie do te g o g ro n a i m ogłem zauw ażyć,

(5)

że p rzy sto le n ie mówiło się o sp raw ac h zaw odow ych, ale dyskutow ało n a ró żn e in n e in te re su ją c e te m aty : społeczne, k u ltu ra ln e itp. Rozm owy b y ły ożyw ione, d ow ­ cipne i b ły sk o tliw e. C zasam i dochodziło do k o n tro w ersji, ale n ik t z d y sk u ta n tó w nie w y k ra c z a ł poza g ran ice k u ltu ra ln e j w y m ia n y poglądów. K iedy d y sk u sja s ta w a ­ ła się zbyt gorąca, zaw sze znalazł się ktoś, k to dow cipem czy zręczną uw agą p o tr a ­

fił zm ienić te m a t i rozładow ać n ap ięcie .

N ależy dodać, że S ą d O kręgow y w P io trk o w ie T ry b u n a lsk im był te ry to ria ln ie n ajw ięk sz y m sąd em w tzw . K ró lestw ie K ongresow ym . P ra co w ali w n im w y b itn i praw n icy , czego najlep szy m dow odem je s t to, że z szeregów jego sędziów , p r o k u ra ­ to ró w czy a d w o k a tó w re k ru to w a li się po o d zyskaniu niepodległości po I w ojn ie św iatow ej sędziow ie nowo utw orzonego S ądu N ajw yższego. P rzy k ład o w o przytoczę tu k ilk a n az w isk : pierw szym prezesem S ądu N ajw yższego b y ł S tan isław S rzed n ick i, a sędziam i SN zostali potem M ak sy m ilian R udow ski, E d w ard R u d n ick i i sądzący jeszcze do n ie d aw n a Z bigniew M asłow ski oraz w ielu innych.

W P io trk o w ie praco w ał też ja k o p ro k u ra to r K azim ierz R udnicki, sz lac h etn y czło­ w iek i z n a k o m ity przed staw iciel p ra w a polskiego. P rzy p o m in am sobie ta k ie n az w i­ ska w y b itn y c h p io trk o w sk ic h sędziów i p ro k u ra to ró w , ja k Z ygm unt K w ieciński, H enryk A ngiew icz (ostatni p rzed II w o jn ą św iato w ą prezes S ąd u O kręgow ego), z a ­ m ordow any w n iem ieckim obozie k o n ce n trac y jn y m , D aniel T chorzew ski, H en ry k Izdebski, J a n M arczew ski i w ielu innych.

O czyw iście n ajle p ie j poznałem środow isko adw okackie, k tó re rep rez en to w ało nie m niej w y so k i poziom etyczny, zaw odow y i k u ltu ra ln y .

Mój p io trk o w sk i p a tro n m ec. Kobos, do b ry cy w ilista, sp e cja liz u jąc y się w p r a ­ wie osobow ym i rzeczow ym , był tro sk liw y m w ychow aw cą. U dzielał m i nie ty lk o ra d praw niczych, a le i p raktycznych, dotyczących sto su n k u do k lie n ta , o ty m m ian o w i­ cie, ja k w yrobić w sobie sam odzielność oraz o rien tację w stosow aniu p ra w a w życiu. M ając o lb rzy m ią ru ty n ę, p o tra fił pokazać, ja k należy podejść n a w e t do pozornie złej sp ra w y i b ro n ić in teresó w k lie n ta , ta k aby uzyskał to, co m u się należy. On m nie uczył, ja k w p raw ie cyw ilnym nie m ożna opierać się na jed n y m p rzepisie, ale o g arn ia ć całość praw a.

B liskim p rzy ja cie le m mego p a tro n a b y ł nesto r a d w o k a tu ry p rze d w o jen n ej w Polsce m ec. D obrosław K ley n a .W ybitny adw okat, k tó ry w śród sw oich osiągnięć m iał u d ział u d a n y w w ielkich procesach cyw ilnych i k arn y c h . S zczupły, średniego w zrostu, zaw sze nien ag an n ie u b ran y , często z k w iatem w bu to n ierce, elegancki w zachow aniu, o w ysokim ta k cie i k u ltu rz e . W 1938/1939 obchodził ju b ileu sz 60-le- cia p ra c y w ad w o k a tu rze. J a ju ż w ów czas kończyłem a p lik a c ję ad w o k ack ą w Czę­ stochow ie, ale otrzym ałem jego u p rz e jm e zaproszenie n a tę uV>czystość. P on iew aż o dbyw ałem w te d y ćw iczenia w ojskow e, nie m ogłem być obecny na ju b ileu sz u 1 dlatego p rze słałem tylko listo w n e życzenia. N a drugi czy trz e c i dzień otrzy m ałem ń a k ilk u stro n ic ac h nap isan y odręczny list od ju b ila ta w b ardzo ciepłym tonie, za­

w ia d a m ia ją c y m nie m. in., że m oje życzenia b y ły odczy tan e n a b an k ie c ie i że bardzo go ucieszyły. L ist za w ierał szereg in fo rm acji, serdecznych słów pod m oim ad resem oraz życzenia dla m nie.

Mec. K le y n a prow adził m. in. bardzo in te re su ją c y — i to z dużym su k cesem — proces cyw iln y o w łasność g ru n tó w , na k tó ry ch był zbudow any T om aszów M azo­ w iecki. M im o podeszłego w iek u w ystępow ał on do śm ierci w są d ac h , i to b ard z o dobrze, o p rac o w u jąc sp raw y sta ra n n ie i p rze m aw ia jąc ład n y m , choć tro c h ę s ta r o ­ św ieckim języ k iem p o ls k im ..

R azem z mec. W łodzim ierzem K ań sk im , św ie tn y m k a rn ik ie m , m ec. K leyna b ra ł u d ział p rze d p ierw szą w o jn ą św iato w ą w słynnym p rocesie D am azego M aco­ cha i in. O czyw iście w iem o ty m tylk o z o pow iadań i lite ra tu ry . J a k m nie in fo r­

(6)

m ow ano, obaj w spom niani obrońcy w ygłosili w ted y zn a k o m ite krasom ów czo p rz e ­ m ów ienia obrończe.

Mec-. W łodzim ierz K ań sk i, ojciec mego kolegi i p rzy ja cie la z o k resu studiów u n iw ersy te ck ich , zm arły n a k ilk a la t przed w ybuchem II w o jn y św iato w ej, poza p raw n ic zy m i m iał szerokie za in te re so w an ia m uzyczne i literac k ie. G ra ł po w irtu o - zow sku na skrzypcach. O jego m a estrii w grze n ajle p ie j św iadczy to, że b y ł on p a rtn e re m słynnego i w ielkiego polskiego s k rz y p k a -a rty s ty B ran d ta, znanego i po­ p u la rn e g o n a całym św iecie.

Często w gm achu sądów spotykałem — spokojnie, a le energicznie w kraczającego na w ielką, w id n ą d w u p iętro w ą salę ro zp raw — szczupłego, przystojnego, średniego w zro stu m ec. Czesław a Różyckiego, k tó ry w y stę p o w a ł w dużych procesach k arn y c h . Ś w ietn y obrońca. M ów ił może tro ch ę sucho, ale b u d o w ał sw e przem ów ienia bard zo p rec y zy jn ie i z żelazną logiką. Po m istrz o w sk u opero w ał m a te ria łe m fak ty c zn y m , a k o n stru k c ję p ra w n ą o p ie ra ł na bogatym orzecznictw ie SN i subtelnej in te r p re ta ­ cji przepisów . Jego syn, Ja n u sz .Różycki, do dzisiaj ślad am i ojca w y k o n u je w P io trk o w ie zawód adw okacki.

Od mec. Różyckiego w iele m ożna się było nauczyć w dziedzinie sztuki obrończej i dlatego m y, ap lik an ci adw okaccy, ch ę tn ie chodziliśm y na procesy, w k tó ry ch on w ystępow ał. T ak sam o spośród p ro k u ra to ró w ch ę tn ie słuchaliśm y o skarżeń w noszonych przez prok. H. Izdebskiego (później a d w o k a ta i radcy praw nego).

P rz y p o m in a m sobie jeszcze dw óch adw okatów , k tó ry ch w y stą p ien ia słuchane były z za in tereso w an iem i odznaczały się n ie p rz ec iętn y m poziomem . J e d e n z nich to mec. N ow achow icz, P o lak pochodzenia k araim skiego. P rz y sto jn y , o o rie n ta ln y m typie, p rze m aw ia ł zw ykle barw nie, z patosem , obrazowo, w sty lu — ja k b y śm y to d z i­ siaj o k reślili — retro . C hętnie używ ał m e tafo ry i cytow ał lite r a tu r ę p ię k n ą. P a ­ m iętam , p rzy słu c h iw ałem się raz procesow i toczącem u się przeciw ko 3 oskarżonym 0 w zięcie udziału w bójce w le tn ie p o południe na b itej drodze. Jed n eg o z o sk a rż o ­ n ych b ronił w łaśnie mec. N owachow icz. P rz y p o m in a m sobie, że gdy opisał on m ie j­ sce zajścia, to zrobił to ta k sugestyw nie, iż w ydaw ało m i się, że czuję w nozdrzach k u rz zw iew any w ia tre m z drogi, a w oczach w yobraźni w idziałem za k u rzo n e

k rz a k i przydrożne.

D rugi z nich, niepozorny, chodzący lekko ro zkołysanym kro k iem z w ysoko u n ie­ sioną głow ą ja k b y dla do d an ia sobie w zrostu, mec. W acław W alosiński w k ła d a ł w sw e obrony p asję i zaangażow anie. M ów ił z te m p eram en te m , pro sto i ja sn o w y ­ k ła d a ją c sw e racje. Obaj w y m ienieni m ów ili zaw sze dobrym językiem polskim , choć b ard z o różnym stylowo.

W śród cyw ilistów , poza w y m ienionym i w yżej mec. mec. K obosem i K leyną, m uszę w spom nieć do b rze za p am iętan y ch p rze ze m nie: A dam a P ajew skiego, B ro n i­

sła w a O w czarka, M aurycego L ew ita oraz S tan isław a S ilbersteina.

Mec. P aje w sk i, ojciec m ego p rzy ja cie la i czynnego do dzisiaj a d w o k a ta w P io tr ­ kow ie W iesław a P ajew skiego, był sp e cja listą w dziedzinie p ra w a zobow iązaniow ego 1 p ra w a hipotecznego, ja k w iadom o, b ardzo skom plikow anego w b. K ongresów ce. U m iał o pracow yw ać ciekaw e i zręczne w nioski hipoteczne i odznaczał się o ry g in a l­ nością k o n cep cji p raw nych, o p arty c h na głębokiej w iedzy. Mec. O w czarek, r u ty ­ n ow any cyw llista, o um yśle sp e k u laty w n y m i w ielk iej pracow itości, w yrobił sobie dużą p ra k ty k ę i był w śród k lie n tó w b ard z o p o p u la rn y m adw okatem . M ieszka do dzisiaj ja k o em ery to w an y ad w o k a t w P iotrkow ie. Mec. L ew it m iał u k ończone dw a fa k u lte ty : p ra w n y i m a tem atyczny. T ak różne stu d ia dały m u w p ra k ty c e ad w o ­ kack iej zdolność bardzo logicznego i ścisłego rozu m o w an ia i tw o rzen ia zn a k o m i­ tych koncepcji, k tó ry ch p o tra fił su g esty w n ie bronić. Z ajm ow ał się, o ile m i w iad o ­ mo, w yłącznie p raw em cyw ilnym i po pobycie w P io trk o w ie p rzeniósł się potem

(7)

do W arszaw y. Mec. S ilb erste in specjalizow ał się w p ra w ie cyw ilnym oraz h a n d lo ­ w ym i czekow ym z w ekslow ym .

K a n c e la rię cyw ilną i k a r n ą prow adził mec. F eliks Ja strz ę b sk i, z m arły po o s ta t­ niej w o jn ie . W ygląd m ia ł sarm ack i, su m ia sty w ąs, a p o ru sza ł się żyw o i en erg icz­ nie. B ard zo ruchliw y, ch a ra k te ry sty c z n y m ru ch em p raw ej rę k i w czasie rozm ow y gładził w ą sy i zasłan iał u sta , ja k b y chciał przy tłu m ić z b y t siln y głos. Z w ykł m a ­ w iać, że d obrym ad w o k a tem m ożna być w tedy, gdy się m a tu b a ln y głos. A on w ła ­ śnie ta k im tu b a ln y m i silnym głosem dysponow ał.

M łodszym i od w yżej w ym ienionych, ale starszy m i ode m nie byli zdolni i do­ b rz y adw okaci: W incenty S zafnicki, T adeusz K ęp iń sk i i H e n ry k Z y lb erb erg . P ie r ­ w szy, z m a rły po o sta tn ie j w ojnie, b yły p ro k u ra to r, ja k o ad w o k a t p ro w a d ził k a n ­ ce la rię ru ch liw ą , raczej k a rn ą , ale ta k ż e i cyw ilną. T ad eu sz K ęp iń sk i p ra c u je d otychczas ja k o ad w o k a t w Łodzi. H en ry k Z ylb erb erg p rze d w ybuchem II w ojny św ia to w ej w yjech ał na w y sta w ę do S ta n ó w Z jednoczonych i ta m go z a sta ł w ybuch w ojny. P o zo stał w ięc i u sta b ilizo w ał się w USA, zdał p o trz e b n e egzam iny a m e r y k a ń ­ skie i pod nazw iskiem : H en ry M ount otw orzył k an c elarię adw okacką. P odobno ma sp o rą p ra k ty k ę , a specjalizow ał się w P olsce w p raw ie cyw ilnym i skarbow ym . P o w o jn ie odw iedził nasz k ra j.

W śród m ych rów ieśn ik ó w byli ad e p ta m i p raw niczym i m oi przy jaciele: J a n W o- roniecki — obecnie ad w o k a t w R adom sku, i Z bigniew B łotnicki — p r o k u ra to r w o­ jew ódzki w Łodzi po w ojnie, oraz p rze d w o jen n i ap lik an c i adw okaccy: T eodor G a - siń sk i, W iesław R enke, A dolf K row icki. O sta tn i trz e j, zdolni i w arto ścio w i p ra w n i­ cy, zginęli w czasie w ojny. T. G asiński zadręczony przez N iem ców (bodaj w M a j­ danku), W. R enke, uczestnik p o w sta n ia w arszaw skiego, w yw ieziony do obozu w N iem czech i ta m zginął. A. K row icki został zastrzelony w czasie o k u p a c ji przez N iem ców . Jeszcze je d en z m oich rów ieśników p ra w n ik ó w -p rz y ja c ió ł F lo ria n K ra ś- kiew icz, zaangażow any w ru c h u oporu, are szto w a n y p o te m w P io trk o w ie przez gestapo, został bestialsk o i o k ru tn ie zam ordow any.

O m aw ia ją c w spom nieniow o m iędzyw ojenny św ia t p raw n ic zy P io trk o w a , nie m o ż­ n a p o m in ą ć jeszcze dw óch k a te g o rii ludzi: obrońców sądow ych oraz n o ta riu szy . O b ro ń cy sądow i re k ru to w a li się z ludzi, k tó rzy n ie m ieli fo rm a ln y c h k w a lifik a ­ cji ad w okackich, ale ze w zględu n a sw oje p rzygotow anie zaw odow e m ieli p ra w o w y stę p o w a n ia przed sądam i. B yli m iędzy n im i ludzie w y b itn i. N a p rz y k ła d A n to n i B yczkow ski, je d en z najlep szy ch w b. K ró lestw ie K ongresow ym znaw ców p ra w a hipotecznego i rzeczowego, był człow iekiem w ielkiej w iedzy i p o sia d ał olbrzy m ią p ra k ty k ę . P rz y zn a m się, że k o rzy sta łe m n ierzad k o z jego ra d , k tó ry c h z życzliw oś­ cią udzielał. Inni, ja k ic h p am iętam , to p.p. M ichał E gierski, S taro sielec i K ęp iń sk i. C iek aw y m i p ostaciam i byli n ie k tó rzy notariusze, ta cy ja k W ładysław P ia sz - czy ń sk i czy M a ria n B yczkow ski lu b F elik s K okczyński. P ie rw sz y b y ł b ardzo św ia ­ tły m człow iekiem , dużo czytającym , i to n a bieżąco, lite r a tu r ę społeczną w ró ż­ n ych językach. P a m ię ta m jego gorący i p ełen te m p e ra m e n tu w yw ód n a te m a t b e s t­ se lle ra fra n cu sk ieg o ow ych czasów „L’E u ro p e tra g iq u e ”. B yła to w o k resie sz erzą ce­ go się h itlery zm u i ów czesnych totalizm ó w fra n c u sk a b ib lia liberalizm u. P. P ia sz - czy ń sk i p rzy k a w ia rn ia n y m sto lik u bard zo ciekaw ie, choć i k ry ty cz n ie rela cjo n o w a ł książkę. W idać, że rzecz poznał g ru n to w n ie i p rzeży w ał ją oraz głęboko p rze m y ­ ślał, a p rzy ty m opow iadał o niej b ardzo lekko i dow cipnie. T ak ich z nim ro z­ m ów n a różne te m a ty było w iele, zaciekaw iały o n e i uczyły, d latego te ż ch ę tn ie

b y w ałe m ich słuchaczem .

P o p rac y w godzinach w ieczornych p raw n ic y sp o ty k a li się w P io trk o w ie w dw óch lok alach k aw ia rn ian y c h . J e d e n z nich na ul. S łow ackiego (daw nej K aliskiej), o ciem n y m w n ę trz u z d rew n ia n y m i boazeriam i, n ależał do p. B orczyka. T en dom

(8)

w pierw szych d n ia ch w o jn y został zburzony bom bam i z sam olotów n iem ieckich, choć w pobliżu żadnego celu w ojskow ego nie było. D rugą k a w ia rn ią b y ła „ K ra ­ k o w sk a” p. M eliana n a p la cu K ościuszki — duży, ja sn y lokal. Obie b yły u lu b io n e

jako m iejsca w ieczornych i popołudniow ych sp o tk a ń praw n ik ó w .

Spośród n o ta riu szy zupełnym przeciw ień stw em p. Piaszczyńskiego b y ł p. Bycz- kow ski. W esoły, dow cipny, o dużym poczuciu h u m o ru , lubiący się zabaw ić. O po­

w iadano o nim , Iż kiedyś w k o n k re tn e j rozm ow ie n a te m a ty finansow e o raz o k u r ­ sach ak c ji pow iedział od niechcenia, że zna dużo lepszy sposób lo k a ty pien ięd zy aniżeli k u p o w an ie akcyj. K iedy go zapytano, w czym on lo k u je pien iąd ze, odp o w ie­ dział z pow ażną m iną: „we w sp o m n ie n ia ch ”. N ajciekaw sze, że ch y b a to by ła praw da.

P. F eliks K okczyński był człow iekiem pow ażnym i raczej m ałom ów nym — n a tu ­ ra ln ie w edług m oich obserw acji.

S ynow ie obu o sta tn io w ym ienionych n o ta riu szy ukończyli ta k ż e p ra w o i byli m oim i m łodszym i kolegam i. J a n B yczkow ski zginął b o h a te rsk ą śm iercią w p o w s ta ­ niu w arszaw skim , a A n toni K okczyński p rac o w a ł w czasie w ojny w słu żb ie z a g ra ­ nicznej, a te ra z podobno p rze b y w a w Londynie.

Na chw ałę środow iska praw niczego P io trk o w a trze b a jeszcze przy p o m n ieć, że nie zasklepiało się ono w sp raw ac h ściśle zaw odow ych. P rzed staw iciele jego b ra li czynny udział w życiu k u ltu ra ln y m m iasta. W ielu p raw n ik ó w było za p a m ię ta ły m i o d b io r­ cam i i czy teln ik am i lite r a tu r y p ięk n ej i nau k o w ej. Na bieżąco zap o zn aw ali się z l i ­ te ra tu r ą historyczną, społeczną, p asjonow ała ich psychologia i socjologia. W ielu pracow ało czynnie społecznie. P rz y k ład e m był tu P a tr o n a t opieki n a d w ięźniam i. P row adzono za jego p o śred n ic tw em ak c ję kształcen ia więźniów. W iem o ty m , gdyż i m nie do tej ak c ji w ciągnięto. I ja, i inni m łodzi oraz sta rs i p ra w n ic y p ro w a d z i­ liśm y liczne w y k ład y dla w ięźniów . P rzew odniczącą p a tro n a tu b y ła p. P ło w eck a, żona p ro k u ra to ra okręgow ego. Do zarządu w chodzili inni p ra w n ic y różn y ch za­ wodów.

In te n sy w n a działalność k u ltu ra ln a p rz y b ie ra ła postać znanych z tr a d y c ji X IX - -w iecznych w P olsce salonów arty sty czn y ch . W iem o 2 takich salonach m uzycznych. Je d e n u mec. K ańskiego, a d ru g i u sędziego L erm ontow a. P am ię ta m , że w ty m d r u ­ gim słyszałem po* raz pierw szy w życiu słynnego i znakom itego p ia n istę fra n cu sk ieg o R o b e rta C asadessus. P rzy p o m in am sobie także, że u ta len to w a n y m p ia n is tą w śró d a d w o k a tó w był mec. A lfred Kon, zam o rd o w an y przez N iem ców w W arszaw ie.

Dzięki te m u szerokiem u w achlarzow i za in tereso w ań nie spostrzegało się u p r a w ­ ników p io trk o w sk ic h ta k niebezpiecznego dla intelig en cji sk o stn ien ia zaw odow ego. Ich hory zo n ty m yślowe, ich p rac a społeczna w pływ ały ożywczo na a tm o sfe rę i ro z ­ wój k u ltu ry m ia sta i całego okręgu.

W spom inając o kolegach p ra w n ik a c h z P io trk o w a , nie m ogę pom inąć jeszcze k ilk u z nich, chociaż nie podjęli oni p rac y ani w sądow nictw ie, an i a d w o k a tu rz e . J e d ­ nym z nich je st m in iste r Ja n u sz W ieczorek z P re zy d iu m R ady M in istró w , p rz e ­ w odniczący R ad y O chrony P om ników P am ię ci W alk i M ęczeństw a w Polsce. J a k m i w iadom o, do P io trk o w a odnosi się on zaw sze z sy m p a tią i serd eczn ie w sp o m in a la ta w nim spędzone. D rugi, z k tó ry m byłem zaprzyjaźniony, to A n to n i M aszew ski. U kończył g im n a zju m w P io trk o w ie, a praw o na U niw ersy tecie W arszaw sk im . P rzed w o jn ą b y ł znanym i w ybitnym sp o rto w c e m -le k k o a tle tą (śre d n ie d y sta n se i skok w dal), rep rez en to w ał P olskę n a olim piadzie. Po stu d iac h w s tą p ił do zaw o­ dow ej służby w ojskow ej. W alczył w czasie dru g iej w o jn y n a jp ie rw w e w rz e śn iu w Polsce, a n a stę p n ie b ra ł udział w k a m p a n ii w łoskiej pod M onte C assino, a potem , p ro w a d zą c pod A nkoną swój oddział do a ta k u na pozycje niem ieckie, poległ ś m ie r­ cią b o h a te rsk ą . W licznych p a m ię tn ik a c h i rep o rtaż ac h z II w o jn y św ia to w ej je st

(9)

cpis jego żo łn iersk ie j śm ierci (np. u W ańkow icza, u d ra M ajew skiego i w ielu in ­ nych).

N a k o n iec dodam , że p raw n ik ie m i kolegą je st ta k ż e działający dotychczas w P io trk o w ie T ad eu sz N ow akow ski, były d y re k to r F a b ry k i M aszyn G órniczych, b. po­ seł n a S ejm , członek egzekutyw y KW P Z P R i przew odniczący W ojew ódzkiego K o­ m ite tu F ro n tu Jed n o ści N arodu w P io trk o w ie. Będąc za p alo n y m działaczem sp o ­ łecznym , je s t m o to rem licznych in ic ja ty w w P iotrkow ie. D la p rzy k ład u : b y ł in ic ja ­ to rem p o sta w ie n ia p o m n ik a K o p ern ik a , a ta k że zain icjo w ał obecne O bchody 400- -lecia u tw o rz e n ia T ry b u n a łu K oronnego w P io trk o w ie T ry b u n a lsk im .

Szczególną sa ty sfa k c ję sp ra w iła m i w iadom ość, że w o sta tn ic h w y borach do S e j­ m u p rze p ro w ad z o n y ch 21 m a rc a 1976 r. je d n y m z posłów o k rę g u w yborczego N r 43 w P io trk o w ie T ry b u n a lsk im została mec. M aria B udzanow ska, członek p io trk o w sk ia - go Z espołu A dw okackiego, sa ty sfa k c ję ty m w iększą, że b ęd ą c n a szóstym m iejscu na liście k a n d y d a tó w F ro n tu Jedności N aro d u (okręg te n w y b ie ra ł ośm iu posłów), u zy sk ała spośród w szy stk ich k an d y d a tó w n ajw ięk sz ą liczbę w ażnie o ddanych gło­ sów. F a k t te n w y m o w n ie św iadczy o au to ry tecie a d w o k a ta B udzanow skiej w śród w yborców i o w y ró żn iający m się k red y c ie zaufania, ja k im się cieszy w społeczeń­ stw ie. A by ty m oczekiw aniom sprostać, poseł-m ecenas B u d zan o w sk a p o d ję ła odpo­ w iedzialne obow iązki zastępcy przew odniczącego K om isji S p ra w U staw odaw czych

Sejm u.

M uszę p rzy z n ać, że sam jestem w p ra w d zie częstochow ianinem z u ro d zen ia i w C zęstochow ie kończyłem ap lik ac ję ad w o k ack ą oraz ta m rów nież w y k o n u ję za­

w ód a d w o k a ta, ale zaw sze z se n ty m e n tem i serdecznością w sp o m in a m la ta sp ę­ dzone w P io trk o w ie, jego św ia t p raw n ic zy okresu m iędyw ojennego, atm o sferę, za­ b y tk i, a rc h ite k tu rę , a n a w e t jego sp okojny n astró j, czasam i ro b iąc y w ra że n ie sen ­ ności.

O becnie, ja k b y zgodnie z m oim i sy m p atiam i, p o w sta ła w C zęstochow ie W oje­ w ódzka Izb a A dw okacka, o b ejm u jąca sw oim zasięgiem w ojew ództw o częstochow ­ skie i p io trk o w sk ie . M am n adzieję, że może w te j dziedzinie p o w sta n ie in te g ra c ja obu b lisk ich m i regionów i ośrodków adw okackich, z k tó ry m i je ste m zw iązany uczuciow o w yszkoleniem zaw odow ym oraz k o n ek sjam i koleżeńskim i.

N ie u m ie m sobie dokładnie uśw iadom ić, co je s t n ajw a ż n ie jsz ą przy czy n ą mego se n ty m e n tu do P io trk o w a T rybunalskiego. Może w y p ły w a to stąd, że w łaśn ie w P io trk o w ie sp ędziłem la ta w czesnej m łodości, a może stą d , że ta m pow ziąłem św ia ­

do m ą i ja s n ą decyzję pośw ięcenia się zaw odow i adw okackiem u. A decyzji tej nigdy nie żałow ałem . A m oże przyczyną są obie te rzeczy raz em w zięte!

J A N WORONIECKI

M ord polityczny w Piotrkowie

O w iany m ite m niezłom nego bojo w n ik a socjalistycznego o niepodległość, m item S y b iru i niem ieckiego w ięzienia w M agdeburgu, Józef P iłsu d sk i, otoczony g ru p ą osób zd ecydow anych i politycznie o p eraty w n y ch , d okonuje w m a ju 1926 r. u d a n e ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

na niby się kochać będziemy więc chociaż upij się ze mną nigdy się tak nie kochałeś a i napoju takiego nie piłeś miły od

Metalowa szafa archiwizacyjna wbijała mi się w plecy, a moja noga przewieszona przez jego silne przedramię zaczynała boleć bardziej niż mdlejące ramiona, którymi trzymałam

Projekt ma zawierać zdjęcia/rysunki i opis miejsca (gdzie się ono znajduje, atrakcje, ciekawostki, itp.). Prace skopiowane z internetu nie będą

Okazało się, że będzie wolne miejsce w Choczewie (Choczewo należało kiedyś do powiatu lęborskiego), bo ówcze- sny lekarz stomatolog miał jeszcze miesiąc do wy-

Osuszacze zmienoobrotowe ALUP AVSD umożliwiają osiągnięcie najwyższej jakości powietrza przy niewyo- brażalnych wcześniej oszczędnościach energii.. Ich napęd o

Umyślnie chował przede mną swoją twarz, jakby bojąc się, że jeśli na mnie spojrzy, wybuchnie z wściekłości?. Skąd w ogóle się

Jak zatem widzimy, na przestrzeni 25 lat stanęło na misyjnej roli Burundi i Rwandy 24 polskich Karmelitów Bosych. Dużo, bo trzeba pamiętać, że wszyscy zakonnicy

Pracownik – jedna ze stron stosunku pracy (drugą jest pracodawca): osoba fizyczna wykonująca określonego rodzaju pracę na rzecz pracodawcy, pod jego kierownictwem, w wyznaczonym przez