M A T E R J A L Y
1. FR. G 1E D R0YĆ
..C A S U S HOTHBILIS”
„Casus notabilis“. Taki nagłów ek dał pisarz m iejski S tarej W a r
szawy opisowi rzeczy niezw ykłej, któ ra tu się stała w roku 1660.
A gnieszka M akowszczanka z G arw olina u rato w ała życie Dubowiczo- wi, rzu cając mu chustę n a szyję w chwili, kiedy m istrz spraw iedliw o ści m iał w ykonać na nim wyrok śmierci. Tłum podniósł wrzawę, żoł nierze zaś otaczający Dubowicza, zaskoczeni w ydarzeniem , nie śmieli sprzeciwić się temu, by pomieniona Agnieszka uprow adziła skazane go z placu kaźni.
P o dając ten opis do d r u k u 1), zatrzym ałem tytu ł, który pozosta wiam i teraz.
P rzyp ad ek obecny zasługuje na uwagę tak ze w zględu na epokę, w której się zdarzył, jako też na w łaściw ą sobie cechę odrębną.
Posłuchajm y opowieści, zaw artej w raporcie m ajora Ponińskiego2). „R apport powinny do J. W. de P o u p p art G enerała M ajora w dy wizji Bracław skiej i Kijowskiej kom enderującego, — D elikw ent To masz Gregorowicz podług dekretu P. Kom isji W ojskow ej O. N. na ścięcie dekretow any i za ordynansem JW . P an a Dobr. dziś n a plac egzekucji o godzinie dziewiątej zrana gdy w yprow adzony został, dziew czyna nazwiskiem Agnieszka Bilska, na już klęczącego z zawią- zanemi oczami delikw enta na placu, w darłszy się gwałtow nie w kreis z 200 ludzi uformowany, pom iędzy doboszów, z których jeden aż upadł, zarzuciwszy go chustką, rękom a go objęła, a n a gwałtowne jej odpychanie i odryw anie przez podprofosà i żołnierzy, krzyczała: „Niechaj tu zginę, nie dam się odedrzeć“. N a co m istrz spraw iedli wości miecz już dobyty, podług jakichściś Praw , jak pow iada Saxo- na (iż gdy dziewczyna delikw enta nieżonatego w m yśli wzięcia go so~
1j Przegląd Historyczny, 1905, I, 143.
2) Księga pcud nagłówkiem „Raporty i Koty sekretne od roku 1789 do roku 1792 Komisji wojskowej obojga Narodów".
366 „CASUS NOTABILIS’ 2
bie za m ęża chwyci się, ścinać go niem ożna), schował i ścinać go nie chciał, więc ja tak dla spokojności pospólstwa, które zaczęło k rzy czeć „Daj Boże zdrowie tej dziewczynie, iż go od śmierci w yrato w ała“, też dla m istrza niechcącego delikw enta śc nać, przym uszony zostałem do rezolucji wyższej Zwierzchności nazad z placu delikwen ta wraz dziewczyną, k tóra odrywać się żadnym sposobem nie daje, odprow adzić na hauptw ach. M istrza sprawiedliwości, gdym kazał przyw ołać do siebie, zacząłem strofować go, iż za ten krok będzie w odpowiedzi, odpowiedział mi dopiero, aby go pow tórnie w yprow a dzić, to mu łeb utnie, gdy ja koniecznie każę, lecz przestraszonem u delikwentowi, którem u natychm iast krew puścić kazałem , powtórzyć m ąk takiej bojaźni i dla pospólstw a tym zwyczajem, jak m istrz sam zeznaje w k raju praktykow anym , uprzedzonego, bez wyraźnego roz kazu W yższej W ładzy w zdrygałem się. M istrza sprawiedliwości, któ- ren mi od M agdeburgji Żytomierskiej dla delikwentów tracić się m a jących dnia 9 teraźniejszego miesiąca za rew ersem pozwolony, odsy łam do Żytomierza. Ten delikwent, będąc Piliponem, U niacką p rzy jął wiarę. — Dan w Tetjow ie d. 7 grudnia 1791 roku. — Poniński
Ma-• t i
jor ,
Dla uw ydatnienia zaznaczonej powyżej cechy odrębnej naszego przypadku, zestawm y go z innym, wcześniejszym. W roku mianowicie 1684 w Żywcu kraw czyk z Zabłocia za kradzież koni był skazany na śmierć. Pew na dziewczyna chciała go uratow ać i, stosując się do zwy czaju, rzuciła na niego „podw ikę“ i uprow adziła go z placu kaźni. K at bronił swego łupu. W szczęła się w alka pom iędzy m istrzem sp ra wiedliwości a skazanym i jego obrończynią, w alka zacięta, k tó rą kar przypłacił ciężką chorobą i śmiercią. Zwycięstwo nie uratow ało je d nak życia Krawczykowi: dwu hajdukom udało się oderw ać dziewczy nę od skazańca „i był ścięt“.1)
W róćm y do naszego przypadku.
T radycja, jak widzimy, przechow ała się jeszcze na schyłku w. XV III wśród ludu, który nie w ahał się naw et przybierać groźnej postaw y wobec gotowych nie uszanow ać jej; k a t nietylko stanął po stronie tłum u, lecz nadto powoływał się na jakieś nieistniejące prawo.
J a k się skończyła spraw a Gregorowicza, śladów nie udało się nam znaleźć. A byłoby rzeczą ciekawą dowiedzieć się, czy w ładze ów czesne w ypow iedziały w alkę prastarem u zwyczajowi, czy też same uległy gwoli poszanow aniu tradycji.
В S t a n i s ł a w E s t r e i c h e r , Wypraszanie od kary śmierci w obyczaju naszego ludu. Lud, 1904, t X, 225.