• Nie Znaleziono Wyników

Zaklinanie zagłady : (o debiucie powieściowym Piotra Szewca)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zaklinanie zagłady : (o debiucie powieściowym Piotra Szewca)"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Arkadiusz Morawiec

Zaklinanie zagłady : (o debiucie

powieściowym Piotra Szewca)

Acta Universitatis Lodziensis. Folia Litteraria Polonica 8, 415-432

(2)

F O L IA L IT T E R A R IA PO L O N IC A 8, 2006

A r k a d iu s z M o r a w ie c

ZAKLINANIE ZAGŁADY

(O DEBIUCIE POWIEŚCIOWYM PIOTRA SZEWCA)

W syntetycznym opracow aniu najnow szej literatury polskiej czytam y, iż proza nostalgiczna, nieustannie obecna w ku ltu rze polskiej, „b y ła je d n ą z najżywotniejszych tradycji, jakie pozostaw ały do dyspozycji literatury u schyłku lat osiem dziesiątych” 1. Jakkolw iek pisarstw o P io tra Szewca w pi­ sywane jest w n u rt najnow szej prozy, podejm ującej w spom niane dziedzictw o, należy zastrzec, iż o p u b lik o w an a w 1987 r. Z agłada - będąca przedm iotem niniejszych ro zw ażań - otw iera jednocześnie tę fazę n u rtu , określanego najczęściej p ojem ną form ułą: m itograficzny, k tó ra święciła triu m f w latach dziewięćdziesiątych, m .in. za spraw ą książek A nny Boleckiej, A leksandra Jurewicza czy Olgi T okarczuk. N u rtu , dodajm y, w isto tn y sposób kształ­ tującego obraz najnowszej prozy polskiej, kontynuow anego u progu obecnego stulecia. Co ważniejsze jed n ak , Z agłada należy do tekstów inicjujących tę odmianę m itografizm u (nostalgia jest jej kom ponentem ), k tó r a pozbaw iona jest autobiograficznego um ocow ania. C hodzi o takie utw ory, w których dokonywana jest m ityzacja bezpow rotnie m inionej przeszłości, nie znanej jednak pisarzow i z autopsji. Przy tym Szewc, inaczej niż auto rzy najgłośniej­ szych do k o n ań om aw ianego n u rtu , ani nie „zag o sp o d aro w u je” m iejsc n o ­ wych, jak penetrujący G d ań sk - Paw eł H uelle w W eiserze D aw idku (1987) i Stefan Chw in w Hanemannie (1995), ja k T o k arczu k w „sudeckim ” D omu

dziennym, dom u nocnym (1998), ani też nie rek o n stru u je korzeni rodzinnych,

jak czyni to w B iałym kam ieniu (1994) Bolecka. W praw dzie bohaterem

Zagłady, a także drugiej, opublikow anej w 2000 r., pow ieści Szewca pt. Zmierzchy i p oranki jest m iasto, w którym rozpoznajem y Z am ość, miejsce

urodzin pisarza, to jed n a k nostalgia nie jest fo rm u łą w yczerpującą sens obu tych powieści. Szewc bowiem p o n ad pam ięć, której ro la w jego prozie jest nie do przecenienia, p rzedkłada zaklęcie. W ydaje się, że pisarzow i nie tyle

' P. C z a p l i ń s k i , P. Ś1 i w i ń s k i, Literatura polska 1976-1998. Przew odnik p o prozie

i poezji, K raków 1999, s. 194.

(3)

chodzi o p o w r ó t d o p r z e s z ł o ś c i , k onkretnej, nieznanej przecież z bezpośredniego dośw iadczenia, ile o o c a l e n i e św iata skazanego na zagładę, pojętego możliwie najszerzej - trwającego i zanikającego w zbiorowej i indyw idualnej pam ięci, ale też, zwłaszcza, podlegającego zatarciu świata sensu, w artości. J a k to w p rzy p ad k u prozy m itograficznej bywa, chodzi 0 św iat lepszy, idealny.

Z książek sytuow anych w ram ach n u rtu nostalgicznego, ojczyzn prywat­ nych („k o rzen n eg o ” ), szerzej: m itograficznego, specyficzne pokrewieństwo łączy Zagładę z pow ieścią K rótkie dni W łodzim ierza Pażniew skiego, opub­ likow aną w 1983 r. K siążki te - d o d ać d o nich m o ż n a Galicjadę (1984) R yszarda S ad aja - napisane są przez au to ró w , k tó rzy nie przeżyli bezpo­ średnio opisywanej przez siebie u traty korzeni (geograficznych, historycznych, kulturow ych). Są zbyt m łodzi2, kreują w łasną wizję przeszłości, układającą się w m it swojskiej przestrzeni. W Krótkich dniach czytam y: „Nigdy nie byłem w tym d o m u , a przecież pam iętam w szystko d o sk o n ale” 3. Tadeusz K o m e n d a n t uznaje tę pow ieść za początek n u rtu m ałych ojczyzn, w który przekształciła się m itograficzna literatu ra kresow a4·. D odajm y, że tym, co u p o d ab n ia do siebie powieści Pażniew skiego i Szewca jest brak jednost­ kow ego b o h atera, a także narracyjna statyczność, um iłow anie szczegółu. A kcja obu utw orów rozgryw a się w latach trzydziestych w prowincjonalnym, synkretycznym kulturow o m iasteczku (u Pażniew skiego w K am ieńcu Podol­ skim , „m ałej wieży B abel” ) - m iejscu idealizow anym . O baj pisarze dokonują fuzji historii i m itu. I w Krótkich dniach, i w Zagładzie znajdujem y przeczude 1 sygnały nadchodzącej w ojny (drugiej, św iatowej) - w ątek zagłady5. Warto nadm ienić, iż Szewc jest autorem niezwykle życzliwej recenzji Krótkich dni6, co je d n a k nie dow odzi żadnych zależności. W szak sw oistym konspektem

Z agłady je st ogłoszony w 1983 r. esej Pałą się nasze m iasta7. Czytamy

w nim tak ie m .in. - urastające w powieści do rangi m otyw ów kluczowych, wręcz jej idei - zdania: „M oje m iasto zaczęło się palić, nim się urodziłem". „ P o ż a r nosiłem w ustach i w w yobraźni” , „M oje m iasto wciąż muszę zdobyw ać. R ato w ać od W ielkiego P ożaru. M oże u d a m i się coś uratować”8.

2 Pażniewski urodził się w 1942, Sadaj - w 1950, Szewc zaś w 1961 r. 3 W. P a ż n i e w s k i , K rótkie dni, W arszaw a 1983, s. 5.

4 T. K o m e n d a n t , C zym była, czym mogła być literatura korzenna, „T y tu ł” 1997, nr 1. s. 96, 97.

5 W ątek ten obecny je st również w powieści Sadaja, ujm ującej je d n a k czas na sposob k ronikarski, dynam iczny; Galicjada je st pisaną z epickim oddechem ro d o w ą sagą - opowiada losy ro d u W alichradów , zam ieszkałego od kilku pokoleń w widłach Sanu i Wisły.

6 P. S z e w c , Kraina umarłego piękna, „ O d ra ” 1984, n r 4, s. 99-100. Szewc wskazuje tuna „kresow e” inspiracje Krótkich dni: zwłaszcza prozę A ndrzeja K uśniew icza, ale też Leopolda Buczkowskiego, Ju lian a Stryjkowskiego i A ndrzeja Stojowskiego.

7 P. S z e w c , Palą się nasze miasta, „Tw órczość” 1983, n r 3, s. 66-70. 8 ibidem, s. 69, 70.

(4)

W eseju tym odnajdujem y pejzaż Z am ościa, z nazw am i ulic, ze sta ro z á k o n ­ nými śniącymi W ielki P ożar albo W ielką P ow ódź - m otyw y rozbudow yw ane w Zagładzie. D odajm y, że fragm enty zapow iadające w ydanie książkow e powieści Szewca ukazały się ju ż w ro k u publikacji K rótkich dni, przy czym pierwszy z nich pom ieszczony był obok w spom nianego eseju9.

Ważnym, jeżeli nie najw ażniejszym , im pulsem dokonującej się w latach osiemdziesiątych eksplozji tekstów m itograficznych, zw łaszcza prozy ojczyzn prywatnych, był stan wojenny. L iteratu ra „k o rzen n a” - zauw aża K o m en d an t - „wzięła się z dośw iadczenia pustego, zaaresztow anego czasu. [...]. C hodziło w tym wszystkim o wyjście z zaklętego kręgu ideologii. K ażdej ideologii. [...] Chodziło rów nież o przyw rócenie św iatu, którem u sztucznie narzucono jedność, zapoznaw anej różnicy. Była w tym fascynacja ró ż n o ro d n o ścią i o d ­ miennością, z której pow staw ał pryw atny m it” 10. K o n statację tę należałoby dopełnić stwierdzeniem , że ze sprzeciwu zrodziła się w ow ym czasie przede wszystkim tzw. lite ra tu ra stanu w ojennego, zaś obecność ideologii w idoczna jest również w literaturze „korzennej” , zapatrzonej m .in. w ideologicznie oprawione K resy, m it G alicji oraz ideologicznie używ ane międzywojnie. Trzeba p o n ad to dopow iedzieć, że nie tylko jedność, ale i różnica, z czego Komendant w inien zdaw ać sobie sprawę, byw a pojęciem tyleż filozoficznym, co fundującym o k reślo n ą ideologię (w z a ł o ż e n i u a n ty to ta lita rn ą , anty- totalizującą). W ielokulturow ości, m inionem u, a także tolerancji przypisuje się przecież określone w artości, te zaś podlegają użyciu. Św iadczą o tym m.in., hołubione przez Paźniew skiego, fundujące liberalno-konserw atyw ny wymiar jego pisarstw a m ity - jagielloński i galicyjskiej a rk a d ii11.

Wróćmy je d n a k do genezy „k orzennego” zw rotu w literaturze, do stanu wojennego. Pisarstw o Szewca potw ierdza zarów no diagnozę postaw ioną przez Komendanta, ja k i sform ułow ane wyżej dopow iedzenia. O to książkow ym (choć raczej broszurow ym ) debiutem pisarza jest w ydany w obiegu niezależ­ nym zbiorek poezji Świadectwo z roku 198312. O dnajdujem y w nim anty- totalitarny sprzeciw i zapow iedzi w pełni zrealizow anego w Zagładzie „przy­ wracania św iatu zapoznaw anej różnicy” . Tym , co najw yraziściej łączy zbiór poetycki z d eb iu tan ck ą powieścią, jest obrazow anie katastroficzne i niezgoda na uśmiercanie rzeczywistości „ukorzenionej” w zasadach pluralizm u, w ol­ ności, tolerancji. W pejzażu Świadectwa dom inują ogień, dym , płonące, spalone m iasta. T ak ie są też tytuły niektórych wierszy: W świetle ogniska,

9 P. S z e w c , Zagłada, „Tw órczość” 1983, n r 3, s. 70-77. 10 T. K o m e n d a n t , op. cit., s. 94.

11 Por. A . M o r a w i e c , Eseistyczne błyski, „ Z n a k ” 2002, n r 3, s. 140-145. Zob. też li U n i ł o w s k i , D o czego liberałom potrzebne „małe ojczyzny"?, „ F A -a rt” 2003, n r 3-4, s. 132-139.

11 P. S z e w c , Świadectwo, [W arszawa 1983], W ydaw nictw o Przedświt, W arszaw ska N ieza­ leżna Oficyna Poetów i M alarzy.

(5)

Pójdziesz lam w ogień, B ędziem y się palić, Ś w ia t je s t ogień. Jest to poezja

zaangażow ana, jak k o lw iek nie szczególnie ty rtejsk a. U k a z a n y w niej świat podlega zagładzie w w ym iarze wręcz to taln y m , w w yniku, nie przywoływanej w szak zbyt n atrętn ie, rzeczyw istości stanu w ojennego: w Jeszcze żyję znaj­ dujem y „telefony głuche” , w wierszu Lublin 1982 p o jaw ia się fraza „obłoki ognia gazu d y m u ” , w wierszu Plonie Kordian i K onrad w jednym wersie zestawione są em blem atyczne m iesiące k o jarzo n e ze społecznym protestem: „grudnie, czerwce i sierpnie” . S tan w ojenny p o d leg a w to m ik u hiperbolizacji: zam ienia się w w ojnę, jeśli nie wręcz apokalipsę.

T om ik Szewca praw ie nie znalazł krytycznego responsu. K red y tu zaufania udzielił „b ard zo m łodem u poecie” W łodzim ierz Bolecki: „Szew c szuka jeszcze swej poetyki, a jego pierw sza książka świadczy o w yraźnej fascynacji ostat­ nim i w ierszam i Ja ro sław a M a rk a R ym kiew icza (zw łaszcza jeg o wierszem pt.

Pali się m oje m iasto13) o raz m oralistycznym p rzesłaniem poezji Zbigniewa

H erb erta i R y szard a K rynickiego. [...]. Są to u tw o ry sym boliczne, będące p ró b ą określenia przez a u to ra własnej tożsam ości w św iecie” w. Do za­ proponow anej przez k ry ty k a listy nazw isk d o d a ć m o ż n a Stanisław a Barań­ czaka, zw łaszcza jego u tw ó r Wypełnić czyteln ym pism em , którego echo odnajdujem y w tytułow ym w ierszu ze Św iadectwa, n a stę p n ie katastroficzne wizje Czesław a M iłosza, w yrażane w „m ow ie o g n ia ” , o ra z reaktywowaną w tym czasie tradycję rom antyczną - najw yraziściej te m a ty z o w a n ą w wierszu

Plonie Kordian i Konrad. W y p ad a w spom nieć, że Św iadectw o potraktowano

też zdecydow anie krytycznie; w skazyw ano, iż to m pełny je s t „ładnych słów, które m ów ią niew iele” 15, zaś sceneria w ierszy je st „ z b y t n a trę tn ie apokalip­ tyczna” 16. Jednym ze źródeł negatyw nych ocen m o g ła być dysproporcja między (p o żąd an ą) ak tu aln o ścią i k o n k retn o ścią ad resu tej poezji (zważmy, iż recenzje ukazały się w czasopism ach dru g o o b ieg o w y ch ) a nadmiernie w takim kontekście uniw ersalizującą tekst „ a p o k a lip ty c z n ą ” symboliką.

P rogram pisarski, w pisany w po w stającą rów nocześnie z omawianymi w ierszam i Z ag ła d ę11, kształtuje się je d n a k odm iennie. W pow ieści nieobecna jest n u ta zaangażow ania społeczno-politycznego, zaangażow anie m oralne staje się m niej w idoczne, zaś apokaliptyczność zary so w an a je st - o czym się przekonam y - dyskretnie. R ozw ażając literackie p o k rew ień stw a przywoły­ wanej w tym szkicu tw órczości Szewca, d o d ajm y , iż ta k w poezji, jak

13 U tw ór ten stanow i inspirację oraz jeden z in tertek stó w eseju Palą się nasze miasta. 34 P s e u d o n i m [W. Bolecki], ,,C óż p o poecie w czasie m a rn ym ? ”. Przegląd tomików

poetyckich sianu wojennego, „ A rk a ” 1984, n r 7, s. 79.

15 A. O l i w a [R. Holzer], Książki z kolportażu, „ V erb u m ” 1984, n r 4 -5 , s. 43. 13 J. Z i e l o n y , K siążki z trudem zdobyte, „T u , te raz” 1983, n r 21, s. 9.

17 Pod jedynym d atow anym w zbiorze wierszem, Jeszcze żyję, w idnieje d a ta 1982. Szewc pisał Zagładę w latach 1981-1983 (zob. M eta fizyka , m itogrąfia i rękaw koszuli, z Piotrem

(6)

i w prozie, zw łaszcza w zakresie budow ania n astro ju , odnaleźć m o żn a ślady arkadyjsko-katastroficznej liryki Józefa Czechowicza; w Zagładzie nad bez­ pośrednimi obrazam i zniszczenia górę bierze „sielanka zag ro żo n a” . W p o ­ wieści m ożna też d o p atry w ać się inspirującej roli P iosenki o końcu św iata18. Ostatecznie Szewc, p o d o b n ie ja k M iłosz, k atastro fie przeciw staw ia ocalenie. W roku 1993 pisarz w spom inał: „Te wiersze [ze Św iadectwa - przyp. A .M .] powstawały rów nolegle z powieścią, był to p oczątek m inionej dekady. [...]

Zagładę zacząłem pisać w drugiej połow ie 1981 roku, w krótce po ogłoszeniu

stanu wojennego. Byłem w tedy studentem pierw szego ro k u polonistyki. Zamknięto uczelnię, a j a znalazłem się w d om u. K iedy odtw arzam dziś w pamięci tam ten czas, uśw iadam iam sobie, że pisanie pow ieści, której realia umieściłem w Z am ościu sprzed półw iecza, pom agało m i przetrw ać” 15. Tak oto pisarz w ypełniał „p u sty czas” , wycofywał się z kręgu opresywnej ideologii - ku dom niem anym korzeniom sensu, by „coś u rato w ać” .

Strategia z a p ro p o n o w an a w Zagładzie okazała się celna. Powieść, inaczej niż wyraziściej w ym ierzone „przeciw ko ideologii” wiersze, przyjęto n a d ­ zwyczaj dobrze. U k azało się przeszło dw adzieścia pośw ięconych jej recenzji, przy czym głosy krytyczne należały do w yjątków 20. N a powieść tę spoglądano przede wszystkim ja k o n a d eb iu t21: „Zagłada je st prozą; [...] p raw d a - de­ biutancką, ale ju ż d o jrzałą i znaczącą artystycznie” 22, „niecodzienny to debiut”23, „R zecz d o jrz a ła ” 24. W zasadzie je d n a k oceniano ją bez taryfy ulgowej: „M im o swych niew ątpliw ych literackich koneksji (zwłaszcza z naszą powojenną p ro zą «galicyjską») powieść Szewca m a zn am io n a świeżości

18 Zdanie z Zagłady, dające się rozpisać n a całokształt ukazanego w niej świata: „A to wszystko, co m a się w ydarzyć, n a co czeka, jest już, teraz” (P. S z e w c , Zagłada, W arszaw a 1987, s. 33) wygląda n a p arafrazę dw uw ersu z Piosenki...: „A k tó rzy czekali znaków i a r­ chanielskich trąb, / N ie wierzą, że staje się już” (Cz. M i ł o s z , Ocalenie, [W arszawa] 1945, s. 127).

19 Fotografujemy skwapliwie zjawiska, z Piotrem Szewcem rozmawia K rzy szto f Lisowski, „Dekada Literacka” 1993, n r 11, s. 3.

20 Należy wymienić dw ie opinie - wyrażające niedosyt: „Powieść zapow iada więcej niż daje w rzeczywistości” (W. P a w ł o w s k i , Na jałow ym biegu, „ L ite ra tu ra ” 1987, n r 7, s. 70); ..kontrast między zam iłow aniem do k o nkretu, a całkow itą niekonkretnością [...] tego świata, klóry, oczywiście, uległ zagładzie [...] je st szczególnie irytujący. [...]. Szewc je st n a pewno utalentowanym prozaikiem , ale nie wie, co z tym wszystkim zrobić: z fo rm ą powieści, kryzysem powieści, własną w iarygodnością” (J. K a t z - H e w e t s o n , Nuda powagi i nuda zabawy, „kultura” [Paryż] 1988, n r 6, s. 138-139). W dalszej części niniejszego szkicu wskazuję, że

Zagłada oferuje jed n ak „więcej” , je st bogatsza w znaczenia niż sugerują to przyw ołani krytycy. 11 Pisarz uzyskał za n ią dwie najważniejsze d la młodej literatury, przyznaw ane w Polsce,

nagrody: N agrodę im. Stanisław a Piętaka (1987) oraz N ag ro d ę im. Stanisław a W yspiańskiego (1990).

22 J. F e r t , Fotograf na dachu, „A kcent” 1988, n r 1, s. 154.

21 T. O l s z e w s k i , Zatrzym ane w kadrze, „Pism o Literacko-A rtystyczne” 1987, n r 11-12, s. 258.

(7)

i oryginalności” - pisał M ieczysław O rski25; „ P io tr Szewc obdarzył nas piękną, poetycką, a przy tym m ąd rą w swym przesłaniu książką. [...]. Zagłada jest utw orem o w yjątkow ej urodzie” - w tórow ał K rzy szto f Biedrzycki26. 0 Zagładzie pisano też w recenzjach Zm ierzchów i poranków , a więc z dys­ tan su - potw ierdzającego jej artystyczną wagę oraz znam iona prekursorstwa. E pitetem „ w y b itn a ” opatrzył powieść P io tr Śliwiński27. J a n Gondowicz wyznał: „C zytając przed laty Zagładę, byłem pew ien, że jest to książka na m iarę co najm niej dziesięciolecia” 28. W pam ięci T o m asza Mizerkiewicza

Z agłada p o zo stała ja k o „isto tn y pom ysł n a now oczesną prozę powieścio­

w ą” 29, zaś B ogum iła K an iew sk a w ogłoszonym w 1999 r. szkicu uznała, iż należy o n a do „najoryginalniejszych i najciekaw szych utw orów ostatnich la t” 30. O w alorach książki, przecież nie czytadła, św iadczą jej wznowienia: drugie, ze w stępem Ju lia n a Stryjkow skiego - z ro k u 1993, oraz trzecie - z 2003, a tak że liczne przekłady31.

N ależy zaznaczyć, że poszczególne edycje Zagłady różnią się między so b ą 32. Szewc za każdym razem d okonuje popraw ek, nie tylko korektorskich 1 stylistycznych. W edle M a ria n a K isiela, porów nującego pierwsze i drugie w ydanie pow ieści, d o k o n an e zm iany okazują się znaczące w perspektywie całościowej sem antyki tekstu. Skłonny jestem zgodzić się z rozpoznaniem, iż „S kładnia zdania pojedynczego [...], zgęszczenie rów now ażników zdań, rezyg­ n acja z osobow ych form czasow ników n a rzecz form nieosobowych - to w yraźna tendencja stylistyczna drugiego w ydania pow ieści” , a także z kon­ statacją, iż „Ś w iat Zagłady (I) mieścił się w naoczności, k tó r ą trzeba było rek o n stru o w ać z fotograficzną dok ład n o ścią (fotografia nie kłamie); [zaś] w Zagładzie (II) n a rra to r jest mniej pewny w łasnych oczu, nie ufa teoriom widzenia, relatyw izuje własny o d b ió r” 33. P rzesadny w szakże wydaje się w niosek k ry ty k a, iż m iędzy pierwszym a drugim w ydaniem powieści „zmie­ niło się w szystko. P io tr Szewc doszedł do stylu, k tó ry ju ż nie nazywał, lecz ukazyw ał, k tó ry - używ ając term inu M a ria n a P rom ińskiego - jest «stylem

25 M . O r s k i , Gra w wyobraźnię, „ O d ra” 1988, nr 1, s. 51.

26 K. B i e d r z y c k i , Księga zamarłego czasu, „ Z n a k ” 1988, n r 7, s. 104. 27 P. Ś l i w i ń s k i , E t in Arcadia, „M egaron. K urier Czytelniczy” 2000, n r 64, s. 7. 28 J. G o n d o w i c z , N a sam ym progu wieczności, „Tygodnik Powszechny” 2000, n r46,

s. 15.

29 T. M i z e г k i e w i с z, Palcem po mapie zapachów, ,,A rkusz” 2000, n r 8, s. 7.

30 B. K a n i e w s k a , ,.Listopadowa je st tu, gdzie była...". O „Zagładzie" Piotra Szewca, „Polonistyka” 1999, n r 1, s. 24.

31 Angielski (w U SA ), chorw acki, francuski, niemiecki, norw eski, węgierski, wioski; frag­ m enty książki ukazały się w języku hebrajskim .

32 P. S z e w c , Zagłada, W arszaw a 1987, Czytelnik; P. S z e w c , Zagłada, wstęp J. Stryj­ kow skiego, K rak ó w 1993, wyd. drugie popraw ione, W ydaw nictw o Literackie; P. Szewc,

Zagłada, K rak ó w 2003, wyd. trzecie zmienione, W ydawnictwo Literackie.

(8)

symbolicznym»” 34·. D odajm y, że uległy też zm ianie p erso n alia niektórych postaci; Hersze B laum , G e rtru d a Blaum i R. to w kolejnych edycjach odpowiednio: H ersze B aum , Z elda Baum i Rosenzw eig (w raz z m odyfikacją onomastyki w zrasta nieco „żydow skość” opisyw anego św iata). W istocie jednak zmieniło się m niej niż sugeruje Kisiel. Przecież ukazyw anie (w miejsce nazywania) dom inuje ju ż w pierwszej edycji, pisanej stylem zdecydow anie - niech będzie - „sym bolicznym ” (choć, ściśle biorąc, Szewc posługuje się częściej sugestią aniżeli sym bolem ). Poza tym relatyw izacja o d b io ru św iata jest jedną z najistotniejszych cech także pierwszej „w ersji” powieści. D la porządku dodajm y, przedm iotem prezentow anej tu taj lektury będzie bowiem pierwsze w ydanie Zagłady, iż zm iany d o k o n an e w trzeciej edycji polegają przede wszystkim n a dążeniu do ujednolicenia dylogii, której drugim członem są Zmierzchy i p o ra n ki3S. O tóż Szewc wyraźniej eksponuje w w ydaniu najnowszym zacieraną wcześniej, „zam ojskość” swej prozy - poprzez przy­ wrócenie realnej toponim ii. I ta k kościół św. A u g u sty n a „p o w ra c a ” do swego pierw ow zoru, stając się, ja k jest to w Zm ierzchach i porankach, kościołem św. K rz y ż a 36. Co jed n a k najistotniejsze - w każdej ze swoich książek i w każdej edycji pisarz usiłuje zapobiec utracie, zapom nieniu, zanikaniu. S tara się zatrzym ać upływ ający czas; w szak jed n y m ze sposobów zaklęcia czasu je st narracja.

Zagładę rozpoczyna i kończy to sam o zdanie: „Jesteśm y n a L isto p ad o ­

wej”37. W powieści m am y więc d o czynienia z n a rra c ją ram ow ą, fu n k ­ cjonującą ja k o pow tórzenie, rekreującą. Opowieść, ale i zapis - „Z apisała się Księga D n ia ” (141) - jednego lipcowego d n ia 1934 r. m o ż n a odtw arzać w nieskończoność. D zień, złożony ze zdarzeń pow szednich, banalnych, urasta do rangi zdarzenia m itycznego, choć raczej ry tu ału (w ażną rolę w narracji

M Ibidem. Gwoli wyjaśnienia: wedle Promińskiego, styl symboliczny (syntetyczny) to „sposób raczej streszczania w ydarzeń, słownej i rozum owej ich interpretacji; m usi być siłą rzeczy mniej [niż analityczny - przyp. A .M .] obiektywny, z dołączeniem stanów um ysłowych i emocjonalnych piszącego in nuce i w gotowej figurze, sym bolu” (M. P r o m i ń s k i , Św iat w stylach literackich, [w:] Świat w stylach literackich. Szkice i recenzje, wstęp, w ybór i oprać. M . Sprusiński, K raków 1977, s. 80). O pinię Kisiela p o w tarza (na wiarę?) D ariusz N ow acki, uznający drugie wydanie

Zagłady „nie tylko za now y w ariant starego tekstu” , ale i kojarzący je „z jak im ś odm ienionym

programem pisarskim au to ra, z inną świadom ością” (D. N o w a c k i , N owa baśń, stara baśń, Res Publica N ow a” 2000, nr 6, s. 85).

зї P. S z e w c , Z m ierzchy i poranki, K raków 2000 (wyd. drugie: 2001). Pisarz przygotow uje obecnie trzecie ogniwo swego dzieła, roboczo zatytułow ane Bociany nad powiatem; ukazały się dotąd jego fragm enty: Kapliczki, obłoki i duch powiatu, „K w artaln ik A rtystyczny” 2003, n r 4, s. 59-74; Lam ent nad m iastem, „Plus M inus” (dodatek do „R zeczpospolitej” ) 2004, n r 15, s. A7-A8; Bociany nad powiatem , „ O d ra ” 2004, n r 5, s. 85-91.

36 Zob. w yjaśnienia pisarza: P. S z e w c , Przygotowuję do wznowienia..., [w:] Zagłada, Kraków 2003, s. 127.

31 P. S z e w c , Zagłada, W arszaw a 1987, Czytelnik, s. 5, 141. W dalszej części szkicu cytaty t powieści lokalizuję bezpośrednio w tekście głównym.

(9)

odgryw ają w zm ianki dotyczące pozycji słońca n a niebie). M item staje się opow ieść. W powieściowej narracji, posługującej się głów nie opisem, domi­ n uje czas teraźniejszy, stw arzający złudzenie bezczasow ości, sugerujący m ożliw ość pow tórzenia, ale i doskonałość, bo niezm ienność - wieczność. O b o jętn y je s t zatem p u n k t w yjścia opow ieści, czasow y i przestrzenny: m ożem y - sugeruje n a rra to r - zacząć sw ą w ędrów kę n a Listopadowej, jednej z wielu przyw oływ anych w utw orze ulic, m ożem y też z innego m iejsca. T ym bardziej, że m iasto jest dla m ieszkańców „w zorem wszech­ św iata” , „autentycznym C en tru m ” (11). U kazyw any św iat jaw i się jako m aksym alnie upo rząd k o w an y . Z apew nia o tym n a rra to r: „W szystko jest przed nam i, w szystko jest w okół nas. Przychodzi pow tórzyć praw dę wielo­ k ro ć w ypow iedzianą, oczyw istą i ciągle w ażną: jesteśm y w C entrum . Jesteś­ m y w P oczątku i K o ń cu . Jesteśm y w m iejscu rozchodzenia się w czterech k ieru n k ach dróg. M o żn a nim i opuścić C entrum , nim i d o centrum się wraca. R uch po kole” (60). D laczego jed n a k „przychodzi pow tórzyć prawdę”? I dlaczego „ciągle” ? Czy dlatego, że m am y do czynienia z m item , z rytu­ ałem? A m oże m it podlega zachw ianiu i trzeba d o niego przekonywać? I kogo n a rra to r sta ra się przekonać? K im jest ow o, dookreślające narratora, „ m y ” ? Z kim n a rr a to r dzieli ów zaimek?

K rytycy podkreślali n arracy jn ą sw obodę u tw oru, jej osobliwość, nie- d o określoność p o d m io tu n arracji38. W istocie - przy pró b ie charakterystyki instancji nadaw czej Z agłady logika zdaje się zawodzić. „ M y ” m oże oznaczać, po pierwsze, snującego opow ieść n a rra to ra , będącego jednocześnie postacią ze św iata przedstaw ionego, oraz d rugą, k o n k re tn ą p o stać z w nętrza tegoż św iata. O bie osadzone są we w spom nianym , słonecznym i upalnym lipcowym dn iu 1934 r., w ędrują po mieście, w ykonując rozliczne zdjęcia. T a k ą hipotezę zdają się potw ierdzać w ypowiedzenia: „Jesteśm y, ja jestem , ty także jesteś, n a w ysokim d ach u dom u z południow ego k ra ń c a ry n k u ” (57), „Zbieram je, ty zbierasz, sok koniuszkiem języka” (74), „wiem ja , ty wiesz” (99). Owo „ ty ” jest je d n a k n a tyle niedookreślone, że rów nie dobrze m o żn a je potrak­ tow ać ja k o - jest to d ru g a z m ożliw ych interpretacji - czytelnicze (we- w nątrztekstow e) „ ty ” . W ydaw ałoby się zatem , że „m y” obejm uje osadzonego w przeszłości n a rra to ra - życzliwego, em patycznego przew odnika, oprowa­ dzającego czytelnika-przybysza z teraźniejszości (teraźniejszości czytelnika zew nątrztekstow ego) po świecie m inionym , utrw alonym tylko n a fotografiach i z nich w spółodczytyw anym . Ó w czytelnik staje się św iadkiem rekonstruo­ w anego frag m en tu przeszłości35; dodajm y, iż często p ozorujący niewiedzę n a rra to r jest w istocie wszechwiedzący i wszędobylski - w przestrzeni i w

cza-38 Zob. B. K a n i e w s k a , „Listopadowa je st tu, gdzie b y ł a s. 25; M. O r s k i , op.cii, s. 48; S. D r a j e w s k i , Czas kresów, „ N u rt” 1988, n r 3, s. 18.

(10)

sie. Problem atyczne w ydaje się natom iast - to kolejna hipoteza (interpretacja Józefa F erta) - trak to w an ie „m y” w kategoriach pluralis maiestatis: „chodzi tu o mnogość form uły ([...] M y - z Bożej łaski - N a rra to r), nie zaś m nogość świadomości; św iadom ość n a rra to ra jest tu całkowicie pojedyncza, bezwzględ­ nie jednostkow a, to taln ie osobista [...]. M y N a rra to r [...] zam kniem y oczy lub oderwiemy p ióro o d k a rtk i i cały św iat zniknie; cały św iat zawisł na ostrzu naszej stalów ki [...]. Przestanę widzieć - p rzestanę pisać i nastanie kres, z a g ł a d a . . . ” 40. Pom im o dyskusyjności przesłanki (chyba że zgodzim y się, iż chodzi Szewcowi o solenność), w niosek sform ułow any przez recenzenta wygląda na popraw ny. Świadczą o tym zaw arte w powieści form uły m etatek- stowe41, zw łaszcza zaś kończące powieść zaproszenie: „Z ap isa ła się K sięga Dnia. Gwiazdy m igocą w skórkach wisien. G asn ą jedne, n astęp n e wschodzą. Jeśliby chciał k to spisać ich K sięgę, m ógłby j ą ja k i m y zacząć od słów: Jesteśmy n a L istopadow ej” (141). N iew ątpliw ie n a rra to r usiłuje wciągnąć czytelnika w opow iadany św iat, sprawić, ab y w spółuczestniczył w jego odtwarzaniu (źródłem , pretekstem pojaw ienia się tego św iata są fotografie), uczynił go sw oim , naw et wziął zań odpow iedzialność. O to n a rr a to r - m ito- graf, ale i „ k ro n ik a rz ” 42 - kreow any je st n a p o d m io t pam ięci zbiorow ej43. Zaproszenie czytelnika do w spółuczestnictw a w dziele re-kreacji i troska o utrwalanie św iata - „W idzieć. Być. Z apam iętyw ać. U trw alać skrupulatnie. Jeszcze je d n a fotografia. I jeszcze jedna. P odążać za uciekającym . Nie przegapić” (95) - w skazują, iż za zaim kiem „m y ” kryje się (ta hipoteza wydaje się najbardziej przekonująca) nieokreślona, choć in teg raln a zb io ro ­ wość: „M y, czyli - ja , ty, każdy z n a s” 44. Przeszłość istnieje ta k długo, ja k pamięć o niej. Tyle też istnienia, ile narracji.

Świat Z agłady w ywiedziony jest, ja k ju ż w spom niano, z fo to g rafii45. Nie znaczy to, że w pow ieści m am y do czynienia z konsekw entnym opisem tego, co utrwalone n a kliszy i rzutow ane n a papier zdjęciowy. N a rra to r („m y” )

40 J. F e r t , op. cit., s. 154.

41 Np.: „m oże należałoby się spodziewać, iż sugerow ana przez nas statyczność zdarzeń - zdarzeń, k tó re obserwujem y teraz i tu: róg Listopadow ej i Lwowskiej - d ałaby się łatwo przez innych obserw atorów zakw estionow ać. D orzućm y kilka now ych Paktów” (19).

42 Por.: „W zapisie tym , k tó ry chce być szczegółową rejestracją w idzianych przez nas faktów, kroniką dokonującej się Księgi D nia, nie w olno nam niczego pom inąć, naw et obłoków, bo i je ocala nasza pam ięć” (18).

43 Por. A. S o b o l e w s k a , Wahadłowe drzwi pamięci, „Tw órczość” 1987, n r 12, s. 110. 44 A. S z y m a ń s k a , Ocalająca czułość spojrzenia, „Przegląd Powszechny” 1987, n r 9, s. 381.

45 To stosunkow o częsty chwyt we współczesnej prozie polskiej, zwłaszcza zainteresowanej przeszłością i jej rekonstruow aniem . F o to g rafia jest „rozrusznikiem ” n arracji m .in. w opow ia­ daniach Album A ndrzeja Stojowskiego z tom u Podróż do Nieczajny (1968), Fotografia i Foto­

grafie Witolda Zalewskiego z tom u Zaciemnienie (1997), a także w powieści Widnokrąg Wiesława

(11)

w chodzi w przeszłość, fotografuje m iasto. W ykonyw anie serii zdjęć44 to m e ta fo ra u trw alan ia chwil. N a rra to r d okonuje następnie (jakby na gorąco, ja k b y d y sponow ał polaroidem ) lektury fotografii - zarejestrow anego śladu. D o p o w iad a to, czego ktoś przeglądający w wiele la t później „k arty starego a lb u m u ” (8) nie będzie w stanie uchwycić, ale też to, czego obiektyw utrwalić nie zdołał. I czego nie należy utracić.

Szewc poprzez opis41 usiłuje ożywić okruchy przeszłości nie mieszczące się w n arracjach historyków , szczegóły „ n a p ozór niew ażne, w istocie konieczne i [...] zajm ujące” (14). W tym kontekście d a ta roczna, rok 1934, zdaje się znaczyć niewiele; ważne są bowiem chwile, d robiny, z których składa się życie poszczególnych, zwykłych ludzi. Szewc przeciwstawia prywat­ ność, zw yczajność, „niew ażność” - „w ażności” historii, tej, k tó ra wymazuje z m ap y m ikrośw iaty. Pisarz jest czułym antropologiem : „ są bowiem rzeczy, zdarzenia, ludzie, których nie w olno zapom nieć - sm ak bigosu w szynku p a n a R .” (17). Szewca interesuje przede wszystkim sens rzeczywistości, bardziej niż historii, jego uw agę przykuw ają szczeliny ro zp o starte między faktam i, podlegającym i przecież zatarciu, spajające je w całość.

R o lan d B arthes pow iada: „T akie właśnie jest zdjęcie: nie um ie p o w i e ­ d z i e ć , co pokazuje” 48. F oto g rafia w Zagładzie jest nie tylko śladem pamięci, jest też m odelem rzeczywistości. Sygnalizuje to szczególna m etaforyka: „ostre prom ienie lipcow ego słońca czynią z rynkow ego placu miejsce niezwykłych popisów ś w i a t ł o c i e n i a . Prom ienie te, przeszedłszy przez f i l t r ulist- nionych gałęzi, rzucają na b ruk rozedrgane, n i e r z e c z y w i s t e wi zje. Cienie dom ów , sklepów i bud jarm arcznych w m iejscach, gdzie wirują r u c h o m e o b r a z y [...]” (11; w yróżnienia - A .M .). Sekwencja fotografii u k ła d a się oto w film. Świat, podobnie ja k przeszłość i podobnie jak fotografia, n ab iera sensu, staje się żywy w tedy, gdy go opow iadam y. Nar­ ra to r Z agłady, ów fo to g ra f rzeczywistości, zm uszony je st korzystać z hipotez, w przeciw nym razie - nie złoży całości. Posługuje się więc domysłem, rozw aża m ożliw e wersje zdarzeń, używa try b u w arunkow ego49. Operuje praw dopodobieństw em , wręcz je zaleca: „C o tru d n e do naocznego stwier­ dzenia, pow oływ ać do rzeczywistości praw em praw d o p o d o b ień stw a” (86).

44 W Zm ierzchach i porankach fotografia stanie się już tylko członem porów nania: plama żółciejących Jiści, o d b ita w spojrzeniu woźnicy jest J a k obraz n a kliszy, uchw ycony w jedyności i niepow tarzalności, odtw arzany później p o trzeb ą pam ięci i w yobraźni: ju ż nie len sam, bo uboższy albo bogatszy, w kom ponow any w now e miejsce, w którym przyszło mu ponownie rozbłysnąć żółtym blaskiem ” (P. S z e w c , Zm ierzchy i poranki, W arszaw a 2000, s. 24).

41 W jednym z wywiadów stwierdza: „Opis wydaje mi się najlepszym narzędziem literackiego u trw alan ia rzeczywistości” (Fotografujemy skwapliwie zjawiska, s. 3).

48 R. B a r t h e s , Światło obrazu. Uwagi o fotografii, przeł. J. T rznadel, W arszawa 1996, s. 169.

49 N p.: „M ogłoby tak być. M ogłoby się wydarzyć” (22); „T o, co się m ogło wydarzyć, w ażne jest ja k to, co się w ydarzyło” (48).

(12)

Wedle M a rk a Zaleskiego, stare fotografie w Zagładzie „poprzez snute na ich kanw ie rojenia - [...] zm ieniają się w sym ulow ane obrazy o pozornej realności, stanow ią konstru o w an e literackim i środkam i sim ulacrum ''50. D o ­ dajmy jednak, iż sym ulacja rzeczywistości nie jest ostatecznym celem Zagłady. Wyraźnie eksponow any przez pisarza kreacyjny c h a ra k te r św iata p rzed­ stawionego nie m a n a celu dow odzenia sam ozw rotności literatu ry /o b razu . Szewc, zgoła m odernistycznie, wierzy - w każdym razie: c h c e wierzyć - w ocalającą m o c narracji, słowa.

Można by rzec, że fotografia „w ym aga” czasu teraźniejszego, swoistego

praesens historicum·, opow iadając zdjęcie, używ am y form uły „T o je st...” .

Zjednej strony fo to g rafia jest unieruchom ieniem obrazu w czasie, znak o m itą metodą konserwacji, z drugiej zaś - „zastyga w niej m om entalność egzystenqi, jej żywy puls, «wieczne teraz», w które m o żn a w chodzić za każdym razem n a nowo” 51. 1 za każdym razem - opow iadać, jak b y działa się teraz. Przem ysław Czapliński, rozw ażając nostalgiczny w ym iar współczesnej prozy polskiej, zauważa, iż dla nostalgika u tracony św iat istnieje w słowach. Pojaw iające się w utworze praesens historicum jest wyrazem autorskiej tęsknoty, podjętą w języku operacją, której celem jest zam rożenie czasu: „D zięki gram atycznej teraźniejszości w chodzim y do zam kniętego św iata, przekraczam y czas, likw i­ dujemy dystans i stajem y się obserw atoram i bądź uczestnikam i dziejących się zdarzeń. Rzec m o żn a, że n arracja nostalgiczna, z n atu ry swej bliska m itow i, jest lekcją gram atyki m itu. Ale przecież nostalgik wie, że językow a pogoń za utraconym czasem nigdy nie okaże się zw ycięska” S2. W pow ieści Szewca dokonuje się nieustanne starcie m itu i czasu, historii.

Jeden z recenzentów Z ag ła d y w yraził w ątpliw ość, czy z o stała o n a trafnie zatytułow ana: „przecież tem u św iatu - tu zobrazow anem u i utrw a­ lonemu - ju ż nic nie grozi, żadna «zagłada» - no co najwyżej taka, że kiedyś nie znajdzie się nikt, kto będzie um iał czy chciał przew racać karty tego a lb u m u ” 53. J a n in a K atz-H ew etso n , p rz e k o n a n a , że „ b io rąc do ręki powieść p od tytułem Zagłada, chcielibyśmy wiedzieć, ja k to się stało, kiedy i gdzie” , k o n stato w ała: „ ty tu ł je s t n ad u ży ciem ” 5'1. W edle Marka Sołtysika, „ tu jeszcze nie docierają naw et p o m ru k i tej burzy” 55. Otóż, po pierwsze, dopow iedzm y, iż b u rza p o jaw ia się - tyle że jest jeszcze „daleko, n a pó łn o cy ” (72). Po drugie zaś, w yjaśnimy: tytuł jest

M M. Z a l e s k i , Form y pamięci. O przedstawianiu przeszłości w polskiej literaturze współ­

czesnej, W arszawa 1996, s. 55.

11 J. J a r z ę b s k i , Krajobrazy przed zagładą, [w:] Pożegnania z emigracją. O powojennej

prozie polskiej, K rak ó w 1998, s. 31.

52 P. C z a p l i ń s k i , Wzniosie tęsknoty. Nostalgie w prozie lat dziewięćdziesiątych, K raków 2001, s. 32.

u J. F e r t, op. cit., s. 155.

W J. K a t z - F l e w e t s o n , op. cit., s. 138. Po d o b n ą opinię wygłosił R . M a t u s z e w s k i ,

lomośi m ityczny, „Przegląd Pow szechny” 2000, n r 10, s. 137.

(13)

ja k najbardziej trafn y , uzasadniony - w dw ojaki przynajm niej sposób; do sk o n ale przecież wiemy, „jak to się stało, kiedy i gdzie” . T y tu ł powieści m oże być ró w n o cześn ie ro z u m ia n y ja k o z a g ł a d a k o n k r e t n e g o ś w i a t a - dzieło drugiej w ojny światowej i H o lo k au stu , o ra z jako ni e­ m o ż l i w o ś ć z a c h o w a n i a m i n i o n e g o ś w i a t a w p a mi ę c i , j e g o u t r w a l e n i a . M o żn a też odczytyw ać zagładę ja k o o b u m i e r a ­ n i e m i t u . W szak bohaterem utw oru jest m ityzow ane m iasto , ukazywane ja k o kosm os, podlegające działaniu historii, czasu.

Z ag ład a w pierwszym znaczeniu nie została u k azan a w powieści w sposób bezpośredni - stąd nieporozum ienia. Z apow iadają ją wszakże liczne znaki, sugestie. P oza tym , rzec m ożna, iż pisarz lokuje ją w sferze presupozycji, U k azan y w powieści św iat to, ja k w spom niałem , „sielanka zagrożona”. W obraz arkadii dyskretnie wpisywana jest katastrofa. N iektóre z wieszczących ją znaków , gdyby nie ow a presupozycja, wyglądałyby „niewinnie” . N a przykład w rejestrow anym od p o ra n k u do zm ierzchu m iejskim pejzażu odnajdujemy „przeszyw ający k rzyk” kołującego n ad m iastem jastrzę b ia (19). Znaczyłby on tylko niepokój. Znaczy jed n ak więcej. N a pozór zagłada zdaje się nie dotyczyć ludzi; słow o to pojaw ia się w odniesieniu d o zjawisk przyrody: deszczu, powodzi, suszy i pożaru, funkqonuje „zaledwie” jak o człon porównania: Jakby zagłada ja k a ś chciała zabrać pam ięci pejzaż tych nitek i k ro p li” (40). We fragmencie opisującym polowanie na czyżyki czytamy: „Siedzą cicho, zziębnięte, m oże w przeczuciu zbliżającej się zagłady” (69). W ydaw ać się m oże, że zagłada znaczy tu taj tylko „śm ierć” - ptaków . W powieści jed n ak ze śm iercią wiązane bywa okrucieństwo; dotyczy ono zwłaszcza zwierząt, rodzi się jednak w ludzkiej w yobraźni. W Z agładzie śm ierć n atu raln a, nie nagła, zdaje się być przywilejem rzeczy m artw ych: „Śm ierć dom ów , bud kupieckich, m a swój przez lata ustanowiony rytm . N a razie - żyją. Jeszcze” (130). Jednym z m otywów powieści rozsadzających sielankę jest, zaprezentowane z naturalistyczną precygą, znęcanie się m ecenasa W alentego D aniłow skiego (najwyraziściej zarysowanej postaci u tw oru) n ad pszczołą. Z adaw anie to rtu r nęciło go i w ów czas, gdy byl dziec­ kiem. O krucieństw o jest zatem „przywilejem” istot żywych. Odnajdujemy je też w k o szm arnych snach. M ecenas, będąc chłopcem , śnił psy-diabły - ziejące ogniem , rozśw ietlające m iasto, goniące ludzi. T o sen - inform uje narrator - „k tó ry się ziści albo nie” (66). K oszm arne, o k ru tn e sny prześladują (nie w retrospekcji, lecz w powieściowym „teraz” ) k upca H erszego Blauma. Śni ol pow ódź zalew ającą m iasto, z pływającymi ludzkimi głowami, w tym członków jego rodziny i „ch y b a połow y m ieszkańców m ia sta ” (7)56. Swoistym

dopełnię-56 W filmowej adaptacji Austerii w reżyserii Jerzego K aw alerow icza (1982), tworzonej ze świadom ością tragedii H olokaustu, pojaw ia się po d o b n y obraz. M asa k ra chasydów dokonują­ cych rytualnej kąpieli staje się zapow iedzią przyszłej zagłady Żydów . Chasydzi toną, woda za* zabarw ia się krw ią. W arto wspom nieć, że autorow i literackiego pierw ow zoru, a jednocześnie w spółautorow i scenariusza filmu, Julianowi Stryjkowskiemu poświęcił Szewc esej pt. Syn карШ (W arszaw a 2001); wcześniej ukazała się książka-wywiad Ocalony na Wschodzie. Z Julianem

(14)

niem wspomnianych snów jest wiszący w szynku R. obraz, zgoła Chagallowski, przedstawiający p o d o b n e do opisywanego w utw orze m ia sto 57, zaw ierający motyw zagłady. W idzim y na nim ogień spow ijający unoszących się w pow iet­ rzu ludzi.

Coraz m niej zatem w tekście m etafory, coraz więcej zaś zapow iedzi. Jednym ze znaków , iście wieszczych, znam ionujących nieszczęście, jest wielokrotnie w spom inany w utw orze spadający za m iastem m eteoryt, w id­ niejący też, p od po stacią ognistej kuli z w arkoczem d y m u i iskier, na wspomnianym obrazie. M eteoryt, dostrzeżony przez niektórych m ieszkań­ ców, traktow any jest przez nich ja k o „zn ak dany przez niebiosa” lub jak o mała gwiazda czy odłam ek dużej gwiazdy, ale też ja k o „k aw ałek smoły, przez nieostrożność upuszczony z piekła” (121). Rzecz w ygląda więc raczej fatalnie. Jed n ak m ieszkańcy m iasta nie m a ją św iadom ości nadciągającego nieszczęścia. O nieuchronnym inform uje n a s n arrato r: „N ieu n ik n io n e jest to, co się w ydarzy” (55), „ Ja k przew idziały stosow ne h o ro sk o p y , spełniło się wszystko, co spełnić się m iało ” (60), „zdarzy się to, co się zdarzyć musi” (73).

Wszakże nie o apokalipsę, religijnie pojm ow aną, chodzi w utw orze. W powieści co k ilk a stro n odnajdujem y obrazy unoszącego się dym u. Zapewne nie bez znaczenia jest fakt, iż dym ten, rozw iew ający się nad miastem, w ydobyw a się głównie z piecyka pań stw a B laum . W passusie „Nienowa to historia. T o dy m ” (46) dym i histo ria usytuow ane są niebez­ piecznie blisko siebie. Z bieżność ta przyw odzi na m yśl nieszczególnie chw a­

le b n e rozdziały europejskiej historii. In g a Iw asiów, pisząc o Zm ierzchach

i porankach, sugeruje, iż P io tr Szewc odnalazł „najlepszy sposób n a opisanie

Holocaustu. N ie tylko nie użył tego słowa, nie zarysow ał najm niejszej możliwości jego ekspozycji” 58. Z apew ne H o lo k au st nie stanow i sedna pisars­ kich poszukiwań Szewca w jego drugiej powieści, traktującej raczej o trw aniu niż pamięci, będącej pochw ałą b y tu 59; rozw ażając je d n a k Zagładę, musim y mieć na uw adze, iż H o lo k au stu , czy to ja k o religijnej ofiary, czy też jak o nazwania dwudziestowiecznego m o rd u , bez dym u w yobrazić sobie nie sposób. Jak również - w p rzypadku zdarzenia historycznego - bez kilku innych, dyskretnie przez Szewca przyw oływ anych „atry b u tó w ” . Z aznaczm y, iż H o ­ lokaust w Zagładzie nie jest przyw oływ any ja k o sekw encja zdarzeń. Jest raczej kolekcją n apom knień, z których czytelnik m usi dopiero ułożyć obraz, opowieść. Podejm ijm y ta k ą próbę.

” Por.: „Szynkowi i klientom przygląda się m iasteczko z dom kam i k o lo ru piasku, z za- Peszonym nad dacham i słońcem, k tó re najpewniej sprawuje n ad nim opiekę: uśpione je st ono

i zanurzone w przyjem nym cieple” (4 8 ).

î8 I. I w a s i ó w , Dzień pamięci, „A rkusz” 2000, n r 10, s. 7.

59 Zob. A. M o r a w i e c , „Zwyczajne i zachwycające istnienie" według Piotra Szewca,

(15)

O to w końcow ej partii utw oru natrafiam y n a ekspresjonizujący fragment, przypom inający atm osferą prozę Stefana G rabińskiego, B ru n o n a Schulza czy K azim ierza Truchanow skiego: „W oddali, gdzie m eteo r w zboże spadał, rozpędzony, dudniący głucho zatrzym uje się pociąg. W ark o cz iskier wzbija się w ciem ność z sykiem ” (140). N iepokój stopniow o p rzerad za się w grozę: „P ociąg dudni. D aleko. - A co tam ? Iskry, ja k przy o s t r z e n i u n o ż y ” (129; w yróżnienie - A .M .). I oto: „ten w arkocz iskier, gasnących bezpo­ w rotnie w oczach, wzbije się w górę nieraz jeszcze, lecz w innym miejscu, o innej godzinie i z innego pociągu w ystrzelony” (141). G dzie, kiedy i z ja­ kiego pociągu? R eko n stru u jm y dalej: oto ulicą m ia sta przejeżdża samochód, w ypuszczający „niebieskie obłoczki s p a l i n . K r e m o w ą m ary n ark ę kierow­ cy rozjaśniają ukośne prom ienie” (107; w yróżnienie - A .M .). Być może, zbieżność p odkreślonych przez m nie słów jest przy p ad k o w a, je d n a k samo­ chodow e spaliny zadziwiająco przylegają do... krem acji, zw łaszcza jak o dwa w ykorzystyw ane przez nazistów sposoby likw idacji ludzkich istnień, dowo­ żonych na m iejsce kaźni - pociągam i. A czyż nie pobrzm iew a złowieszczo niepokój P ani B laum , podnoszącej oczy z n a d p i e c y k a , w którym rozpala ogień: „A ch, gdzie są m o i chłopcy?” (112). C hłopcy, żydow skie dzieci, bawią się gdzieś w pobliżu; wieczorem , jest dopiero ro k 1934, w ró cą d o domu60. W zakończeniu powieści widzimy ich ojca, czytającego T alm ud: „ P an Hersze Blaum zw iększa dopływ nafty do lam py: nad T alm u d em , przed twarzą w ybucha żółty p ło m ień ” (136). M oże to być zw yczajny płom ień lub bijący od K sięgi blask, m oże to być też ogień traw iący święte księgi żydowskie (stosy tak ie znam y z historii). Zw róćm y je d n a k uw agę, że w Zagładzie ani razu nie p a d a słowo „Ż y d ” . Szewc, u k azu ją c (nie bezpośrednio) Holokaust, obejm uje nim w szystkich61: także obecnych n a k a rta c h książki Polaków, U k raiń ca W asyla C zehyrę, C ygankę Różę. W idzim y więc złowieszczo wy­ glądający d y m (z papierosa) rozpościerający się w o k ó ł głowy Cyganki, c z e r w o n a w e k ro p le nap o ju , spływające po brodzie cad y k a, ale też sok spływający po dłoniach policjantów , P olaków 62; jeden z nich, Romanowicz,

60 O w a d a ta nie je st - ja k utrzym uje K atz-H ew etson - „pozbaw iona znaczenia” (J. К a Iz·

- H e w e t s o n , op. cit., s. 137), tru d n o też zgodzić się, że akcja u tw o ru „rów nie dobrze [...] m ogłaby się toczyć np . w sierpniu 1930 lub w czerwcu 1939 ro k u ” (K . B i e d r z y c k i , op. cit., s. 101), „ n a po czątk u stulecia czy też znacznie wcześniej” , gdyż je st „ty lk o pretekstem do rozw ażań n ad przem ijaniem ” (T. O l s z e w s k i , op. cit., s. 257). D ow olność podlega tu ograni­ czeniu. R ok 1934 je st ważny o tyle, że oto władzę w Niem czech zaczął sprawow ać Hitler, spraw ca H o lo k au stu . N ato m iast ro k 1939, ja k się zdaje, nadm iernie dram atyzow ałby nastrój: sielanka zbyt wyraziście przechylałaby się w stronę katastrofy. W praw dzie H o lokaust nie jest w utworze najważniejszy, nie jest głównym jego tematem ; nie stanowi jednak wyłącznie pretekstu. 61 Podobnie ja k Czesław M iłosz, opow iadający się w wykładzie noblow skim przeciwko ograniczaniu pojęcia „ H o lo k au st” do zagłady Żydów (Cz. M i ł o s z , Zaczynając od moich ulic, W arszaw a 1990, s. 380).

62 W trzecim w ydaniu powieści (W arszaw a 2003, s. 108) m ow a je st o „lepkiej czerwonej

(16)

brudzi ziem ią swe p o p i e l a t e spodnie. Szewc o b razuje p rzeto zagładę świata heterogenicznego, pluralistycznego, św iata idealnej (bez w ątpienia idealizowanej, uniew ażniającej napięcia) zgody.

Z nam ienne, że w chwili, gdy o ziemię ud erza m eteo ry t, sp ad ają (nastaje oto wieczór), pierwsze krople m leka dojonej kozy. T a k oto świat się dopełnia. Choć nie ta k gw ałtow nie ja k w wierszu ża l Józefa C zechow icza - „zniża się wieczór św iata tego / nozdrza w ietrzą czerw ony ud ó j” 63. Jeżeli więc pojaw ia się w tekście w ew nętrzny (n arrato rsk i) im peratyw : „ocalić. N im się w ypełni” (133), dotyczyć on m oże tylko s f e r y p a m i ę c i . W ypow iadany jest jak b y „z w nętrza” opisyw anego św iata. N ato m iast nak az „nie w olno zapom nieć” (17) znam ionuje ju ż perspektyw ę współczesną czytelnikow i.

Szewcowi nie chodzi je d n a k wyłącznie o historię. Owszem, je st ona ważna, w ażna je st je d n a k rów nież perspektyw a pam ięci jednostkow ej, in­ dywidualnej. Stąd m o ż n a patrzeć n a Zagładę, m im o iż p o zb aw io n a jest wyraziście nakreślonego bohatera-człow ieka, ja k o n a prozę psychologiczną, w każdym razie - prozę tra k tu ją c ą o pam ięci. R elatyw ne i złudne są - wskazuje n a rra to r - hierarchie tego, co w arto zapam iętać: „b łah o ść [...] i pozorna niew ażność następujących po sobie zjaw isk m oże m ieć, ja k w iado­ mo, dla różnych osób znaczenie nieocenione. M usim y zatem p am iętać, że ustalona przez nas hierarchia ich w ażności nie jest ostateczna; zm ieni się, gdy ustali ją kto in n y ”

(19).

C zynnikiem dekom ponującym hierarchię, a w konsekw encji kształtującym narrację, jest czas, kolejny o b o k przestrzeni bohater pow ieści, i m ocująca się z nim , z przem ijaniem , z zagładą, pamięć. Szewc nie je st przy tym analitykiem m echanizm u pam ięci, raczej p i e l ę g ­ n u j e pam ięć, sta ra się zakląć przeszłość w o b raz - fotograficzny, pam ięcio­ wy, i w słowo. W powieści pojaw iają się liczne, zaczerpnięte z Proustow skiej idei poszukiw ania straconego czasu, „m agdalenki” 64. U Szewca jed n ak , inaczej niż w przyw oływ anym w zorcu, przeszłość jaw i się ja k o „czas nie do odzyskania” (121), „czas [...] bezpow rotnie straco n y ”

(141)

- nie tylko w wymiarze subiektyw nym , indyw idualnym , ale i społecznym . A le przecież podejmowana w Zagładzie w ypraw a w poszukiw aniu straconego nie jest skazana n a całkow itą porażkę. D ążenie a u to ra jest - zw róćm y uwagę -to ta ln e : chodzi o uchwycenie w s z y s t k i e g o , pełni św iata. N arracyjnym tego w yrazem jest sym ultanizm . W szystkiego je d n a k pochw ycić nie sposób, tak ja k nie sposób być wszędzie. N ie chw yta w szystkiego fotografia, nie chwyta też słowo. P ozostaje „ból [...], że ocaliliśmy nikłą zaledwie cząstkę rzeczy w rów noczesności tej lub innej danych, rów noczesności, k tó r a się nie

63 J. C z e c h o w i c z , Poezje, wyb. i wstęp J B . Z adura, Lublin 1988, s. 161.

64 Są nimi m .in. m iętow a landrynka, pszczoła, gęste powietrze; u P ro u sta znajdujem y „smak um aczanej m agdalenki, dźwięk m etaliczny, w rażenie odgłosu czyichś k ro k ó w ” (M. P r o u s t , W poszukiwaniu straconego czasu, przeł. J. Rogoziński, W arszaw a 1992, t. VII:

(17)

p ow tórzy z ra z tylko w tej lub innej konstelacji istniejącym i szczegółami” (141). C oś je d n a k - zachow aliśm y.

W wywiadzie udzielonym w krótce p o opublikow aniu Zagłady P io tr Szewc wyznał: „C zy m o żn a sobie w yobrazić nasze życie bez tych nieistotnych, jak by się m niem ało, zjawisk? Chciałem je w powieści zatrzym ać i unieruchomić. A więc - w brew tytułow i - ocalić” 65. T a k więc, m im o iż czas zdawać się m oże „bezp o w ro tn ie u traco n y ” , należy ponaw iać w ysiłek o cala n ia drobin przeszłości, odczytyw ać fotografię - pom im o że „p o w tarza [ona] mechanicznie to , co ju ż nigdy nie będzie się m ogło egzystencjalnie pow tórzyć” 66 i mówi d o nas: m em ento m ori61. Bowiem jednocześnie je s t przecież fo tografia formą zak lin an ia czasu, w ołaniem „T rw aj!” 68. W reszcie - p o sia d a m o c wskrzesiciel- ską; w edle B arthesa, m a w sobie coś w spólnego ze zm artw ychw staniem 69.

T a k więc niezależnie od tego, że św iat z fotografii w ydaje się stracony, należy p o d jąć wysiłek w skrzeszenia go poprzez słow o. N ie pozwolić mu zginąć ostatecznie, przestać znaczyć. Słowu więc, n arracji, przydaw ana jest w Zagładzie funkcja m agiczna. A d ria n a Szym ańska w spom ina, iż wysiłek pisarski Szewca, jego precyzyjna, w ielow ym iarow a k o ncepcja kreacyjna „na­ staw iona jest n a pow strzym anie k a tastro fy , n a «zam ów ienie» zagłady jak ch o ro b y ” 70. Oczywiście je d n a k m a pisarz św iadom ość, że tw orzyw u, w któ­ rym pracuje, literaturze, b rak tej m ocy, ja k ą przypisuje słow u świadomość m ityczna. Burzy więc w ielokrotnie pow ieściow ą iluzję. C zyni to nie tylko poprzez u rucham ianie autotem atycznego dyskursu, w prow adzanie w świat pow ieściowy zdarzeń i bytów hipotetycznych - n a rów nych praw ach z „real­ nym i” 71, ale także poprzez posłużenie się m etafo rą. Iluzoryczność powieś­

65 O krutna niepamięć, [z Piotrem Szewcem] rozmawiał M irosław Bogiel, „Zam ojski Kwar­ talnik K u ltu raln y ” 1988, n r 2, s. 5.

66 R. B a r t h e s , op. cit., s. 9.

67 S. S o n t a g , O fotografii, przeł. S. M agala, W arszaw a 1986, s. 19.

68 Por.: „M usim y się śpieszyć, z a t r z y m a j m y c h w i l ę , kiedy [odciśnięte w rosie ślady - przyp. A .M .] są jeszcze widoczne. Porządek przyszłego czasu zaprzeczy im ” (20-21; podkr. A .M .). Sam a fotografia jest śladem, ślad zaś jest lejtmotywem powieści; m ow a w niej o zajęczych śladach n a śniegu, zapadających „bez śladu” w śnieg kuropatw ach, śladach końskich kopyt i raciczek kozy. „Śladem ” przybyłych d o m iasta chasydów (których byt wydaje się jednak hipotetyczny, n a rra to r nie jest pewny ich istnienia) idą też policjanci, trafiając na kirkut - kolejny ślad istnienia.

69 R . B a r t h e s , op. cit., s. 139.

70 A . S z y m a ń s k a , op. cit., s. 381. Por. definicję zaklęcia: „ p o tęg ą słow a zatrzymać burzę, [...] uleczyć chorobę, i blizkiego zgonu zdrowiem obdarzyć [...]; nieobecnego sprowadzić z dalek a w każdej chwili n a skrzydłach w iatru [...]: ta k a je st p o tęg a słow a, to je st zaklęcie” (K . W ł. W . [K. W . W ójcicki], hasło Zaklęcia, [w:] Encyklopedyja powszechna [Orgelbranda], t. 28, W arszaw a 1868, s. 202).

11 Zw ażm y jed n ak , że istnienie w zm iankowanych w powieści chasydów zdaje się wynikać rów nocześnie z m etatekstow ej form uły, ujaw nianego zabiegu pisarskiego, ja k też z zaklęcia: „N iech wbiegną tędy, ja k w biega światło, bogobojni chasydzi” (53). C hasydzi (przypominający

(18)

ciowego św iata p o d k reślają b ogato inkrustujące tekst m otyw y odbicia (k tó ­ rego synonim em byw a fikcja, złuda). O dbiciem , k o p ią rzeczywistości jest też, aspirująca d o roli d o k u m en tu , fotografia. O b o k niej je d n a k p ojaw ia się w powieści lustro {nb. istotny elem ent a p a ra tu fotograficznego), k tó re pszczo­ le, poszukującej d ro g i ucieczki z gab in etu W alentego D aniłow skiego (ostatecznie o k ru tn ie przez m ecenasa zam ordow anej), w ydaje się „w olnością” (29). L ustro byw a też je d n a k zwyczajnie, ja k w życiu, spraw dzianem urody i m iarą upływ ającego czasu, zwłaszcza, gdy zaglądają w nie kobiety: K azi­ miera M . i G e rtru d a Blaum . W lustrach, nie tylko w szybie, o d b ija się ponadto św iatło słońca, gw iazd, księżyca - kosm os: „ T o p rzegląda się w wiśniach słońce. N iepoliczona ilość luster” (94), „Słońce odbija się od stawu w p a rk u ” (53), „błyszczące skórki wisien były lustram i d la gw iazd” (114), „K siężyc b a d a sw oje odbicie w kopule M a g istra tu ” (125). Czyżby oto w świecie dolnym odbijał się św iat górny? W ydaje się, że owe liczne w Z a ­

ja d zie lu s tra nie są w yłącznie znakam i upływ ającego czasu lub m etaforam i

iluzoryczności i fik q o tw ó rstw a. Z d ają się raczej w skazyw ać n a odległe, transcendentne źródło - praw zór św iata, w którym żyjemy.

Znam ienne, że nie dow iem y się, skąd przybyw ają w spom niani chasydzi - „których nie m a, ale i którzy są” (72), i nie dow iem y się, d o k ąd odchodzą. Mogą przybyw ać z w yobraźni n arrato ra. Z d ają się je d n a k r ó w n o c z e ś n i e transcendować realność św iata (kreow anego w utw orze) i św iat doczesny (w którym bytuje człowiek): znikają - d o k o n u ją ekstazy. Czy zatem Szewc powołuje d o istnienia św iat, w którego realność sam w ątpi?72 Przypuszczenie to zdawałyby się potw ierdzać słow a w ypow iedziane przez p isarza w jednym z wywiadów: „Przecież ów zam iar spisania K sięgi D n ia wzięty je s t w cudzy­ słów. M oim zam iarem jest zadem onstrow anie pew nego dążenia, pewnej tendencji. A tem u staran iu tow arzyszy św iadom ość, że je st o n o w gruncie rzeczy niew ykonalne” 73. Bardziej je d n a k niż o niem ożność przedstaw ienia świata, o jego tekstualność, chodzi autorow i o w sp o m n ian ą ju ż niem ożność uchwycenia Pełni o raz zdanie sobie spraw y, że sztu k a je st narzędziem niezdolnym w yrazić złożoność i bogactw o św iata w idzialnego74. W szelako pisarz trak tu je opis ja k o form ę u t r w a l a n i a r z e c z y w i s t o ś ć i75. Szewc

nieco pobożnych z Austerii Stryjkowskiego) potęgują m agjczno-m ityczny w ym iar rzeczywistości, o tyle przynajm niej, że - ja k pisze M artin Buber - chasydyzm przenosi „zaśw iaty w świat, wierząc głęboko, że zaświaty spraw ują władzę w świecie i kształtu ją św iat” (M . B u b e r ,

Opowieści rabina Nachmana, Paris 1983, s. 16).

72 B. K a n i e w s k a , Literatura lat dziewięćdziesiątych wobec problemu m imesis, [w:] Śladami

Tmtrama Shandy, Po zn ań 2000, s. 127.

73 M etafizyka, mitogrąfia i rękaw koszuli, s. 4.

74 Podobne nastaw ienie prezentuje „poszukujący rzeczywistości” realista M iłosz: „N iew ątpli­ wie ta Ziem ia je st i bogactw jej żaden opis nie p o trafi w yczerpać” (Cz. M i ł o s z , Zaczynając

od moich ulic, s. 376).

(19)

nie tyle więc kw estionuje reprezentacyjną funkcję języka i literatury, ile wyraża zaw ód z p o w o d u niepochw ytności bytu we wszelkich jego m ożliw ych przeja­ wach oraz nostalgię z pow odu rozproszenia sensu - wynikającego z zawodności ludzkiej pamięci, zwłaszcza zbiorowej, lub niechęci podjęcia wysiłku podtrzymy­ w ania czy rekonstrukcji św iata, u którego źródła stoi m it. Pisarzem rządzi zatem p r a g n i e n i e : „pow tarzalność zdarzeń upew nia ich [bohaterów prozy Szewca - przyp. A .M .], a także mnie osobiście, że to, co się dzieje, w czym uczestniczym y, m a sens. A lbo niejasny cel” 7S. M a więc swoje znaczenie to, że przyw oływ any w Zagładzie św iat, re-kreow any ja k o praw ie sielanka, uległ w p arę lat później zagładzie i że zan ik a pam ięć o nim . J a k pisze Janusz M ajcherek, opis w powieści prow adzony jest „ze św iadom ością k o ń ca świata, naw et ściślej: to rek o n stru k cja św iata, k tó ry ju ż się skończył. A le skończył się w p o rząd k u continuum, w p o rząd k u interpretującej, niejako hermetycznej, w yobraźni ciągle trw a i będzie trw ał ta k długo, ja k długo n a rra c ja zachce podejm ow ać wysiłek poznaw ania. Szewc p ró b u je szukać czasu utraconego. I ja k o p ro zaik wie, że ten czas jest m ożliw y d o o d zy sk an ia” 77. Dlatego w zakończeniu pow ieści znow u, z n a rra to re m , jesteśm y n a Listopadowej. 1 m ożem y stać się - .Je ś lib y chciał k to ” (141) — sk ry p to ram i i lektorami kolejnej Księgi D nia, kolekcji fotograficznych obrazów i dopełniających je słów. M oże nawet, zważywszy n a ow ą Księgę - rozpoznam y w świecie ład, harmonię, pam iętając zaś o historycznej (z to talitary zm u zrodzonej) Z agładzie docenimy tkw iące w kulturow ej heterogeniczności, fundow ane n a tolerancji, bogactwo.

Pow tórzm y: tyle istnienia, ile narracji.

Arkadiusz Morawiec

T H E C H A R M IN G O F T H E A N N IH IL A T IO N (O N T H E F IR S T N O V E L BY P IO T R SZ E W C )

(Summary)

T h e article is a contextual in terp retatio n o f The Annihilation (Zagłada) by Piotr Szewc, which is one o f the m o st ou tstan d in g “m itographical” works o f con tem p o rary Polish prose. There are a t least th ree levels o f reading the novel. A t first the w ork is a sym bolical structure presenting (“ predicting” ) the H olocaust, th e annihilation o f the concrete historical world. Secondly and sim ultaneously it expresses im possibility o f (or problem s w ith) describing and preserving the p ast in social and individual m em ory. A nd finally Szewc, sim ulating the narration o f m yth, tries to recreate the w orld o f values which were (are) annihilated, dispersed by totalitarianism : culture heterogeny, pluralism , tolerance, freedom .

76 Dzień j a k kropla, z Piotrem Szewcem rozmawiają Ł u ka sz G rodziński i M ichał Larek, „A rkusz” 2002, n r 8, s. 4.

77 A. K o ń c z ą [J. M ajcherek], M ało zbadany czas zaprzeszły, „B ru lio n ” 1988, nr 7-8, s. 177-178.

Cytaty

Powiązane dokumenty

np. kiełki słodowe, drożdże, marchew, zielonki, susze h) składniki dietetyczne. np. marchew, siemię lniane, kiełki słodowe

Wykłady (WY) Seminaria (SE) Ćwiczenia audytoryjne (CA) Ćwiczenia kierunkowe - niekliniczne (CN) Ćwiczenia kliniczne (CK) Ćwiczenia laboratoryjne (CL) Ćwiczenia w

Trudno wytłumaczyć taki rozwój wy- chodząc od praformy *orvesьnikъ — nie da się postulować wprowadzenia -e- na dro- dze morfologicznej, wątpliwa wydaje się również pożyczka

Hipoteza główna brzmi: W wyniku nieskutecznych działań mających na celu wyrównanie szans edukacyjnych oraz negatywne- go wpływu środowiska rodzinnego i lokalnego dzieci i

Wiele osób identyfikujących się z anarchizmem opowiada się za wprowadzeniem związków partnerskich, relacji przypominającej małżeństwo i jak ono wymagającej potwierdzenia

Formy osobowe czasu przeszłego tworzy się od czasowników niedoko ­ nanych i dokonanych, a formy czasu teraźniejszego tylko od czasowników niedokonanych, dlatego w zdaniach

Statystycznie istotn okazaa si natomiast ujemna korelacja midzy wielkoci realnych roz- stpów cenowych w ogniwach przetwórstwa i skupu w acuchu marketingo- wym

Diccionario Enciclopédico (1975 V: 350) dodaje jeszcze kilka dodatkowych znaczeń: w Kolumbii i Puerto Rico burro może oznaczać huśtawkę, w zoologii rodzaj ryby