• Nie Znaleziono Wyników

Czejenów „droga przez mękę” : na podstawie przekazów historycznych, literackich i filmowych

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Czejenów „droga przez mękę” : na podstawie przekazów historycznych, literackich i filmowych"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Sławomir Bobowski

Czejenów „droga przez mękę” : na

podstawie przekazów historycznych,

literackich i filmowych

Media – Kultura – Komunikacja Społeczna 9, 114-130

2013

(2)

Czejenów „droga przez mękę"

(na podstawie przekazów historycznych,

literackich i filmowych)

Słowa kluczowe: Indianie, kultura, etnografia, film, literatura dokumentarna, eksterm ina­

cja, kolonializm , praw da historyczna, praw da sztuki

Key w ords: Indians, culture, ethnography, film, docum entary literature, exterm ination,

colonialism , historical truth, artistic truth

C zejenow ie to plem ię In d ian p ółn ocnoam erykańskich, zam ieszk u jące w X IX w ieku północną część W ielkich Równin (a więc terenów Stanów Zjed­ noczonych znanych n a całym świecie pod nazw ą D ziki Zachód), dzielące się n a dwie grupy: Czejenów północnych i południowych. W w iekach poprzednich byli ludem osiadłym, półrolniczym, zam ieszkującym obecne stany W isconsin i M innesota. Po pojaw ieniu się konia n a W ielkich Rów ninach, ja k wiele in ­ nych plemion, sta li się nom adam i. W latach 1 8 5 0 -1 8 9 0 trw ała w ojna między w ojskam i rządowymi a Ind ian am i w łaśnie o W ielkie Równiny. W je j w yniku Indianie byli stopniowo um ieszczani w rezerw atach. W 1877 roku Czejenowie Północni (w liczbie praw ie tysiąca) zostali zm uszeni do p rzeniesienia się ze swojej ojczyzny w Yellow stone (Wyoming) do Oklahomy, wówczas nazywanej Terytorium Indiańskim . Rok później we w rześniu wszyscy oni, w liczbie za­ ledwie 297 (tylu ich zostało z tysiąca po roku pobytu w rezerw acie), udali się w heroiczny i desperacki m arsz powrotny.

O tym niezwykłym zdarzeniu, będącym w istocie rozpaczliwą obroną Cze- jenów przed zagładą, tra k tu ją trzy znaczące dzieła artystyczne: dwie powieści - H owarda F a s ta O statn ia g r a n ic a (1941) i M ari Sandoz C h ey en n e A u tu m n (1953) oraz jed en film - Jo h n a Forda J e s ie ń C zejen ów (1964). Moim zam ia­ rem je s t przeanalizow anie ich asp ektu poznawczego, epistem icznego. In te re ­ suje m nie podejście pisarzy i reżysera do zagadnienia prawdy, ich uczciwości wobec h istorii oraz tubylczych m niejszości kulturowych. F ilm rozw ijał się pod tym względem, czyli pod względem u szanow ania prawdy, najw olniej, odda­ ją c tym sam ym niespieszne tempo przem ian m entalnościow ych Amerykanów, a przede wszystkim , co m nie in teresu je najbardziej, dystansow ania się białych obyw ateli A m eryki do uprzedzeń rasowo-kulturowych i kolonizatorskich.

(3)

Od lata 1877 do stycznia 1879 roku

Po raz pierwszy w h istoriografii am erykańskiej rzetelną - i żarliw ą - re ­ lację n a tem a t Czejenów „drogi przez m ękę” przedstaw ił w 1970 roku pisarz i historyk Dee Brown w książce P o c h o w a j m e serce w W ou n ded K n e e 1, w rozdzia­ le „Exodus plem ienia Czejenów”. Brow n napisał tam , że 5 sierpnia 1877 roku 97 2 Czejenów Północnych, pod wodzą M ałego W ilk a i Tępego Noża, w yru­ szyło ze swojej ojczyzny do rezerw atu w O klahom ie. Po 100 dniach wędrówki i przebyciu ponad 2 tysięcy km do F ortu Reno przybyło 937 osób. K ilk u n astu starców zm arło w drodze, a pewna liczba młodych Indian oderwała się od ple­ m ienia i udała się z powrotem n a północ. Ju ż n a drugi dzień okazało się, że w aru nki w obozie są fatalne:

nie było ani zwierzyny, ani czystej wody do picia, a agent ds. Indian nie dys­ ponował dostateczną ilością racji żywnościowych, by wszystkich nakarmić. Na domiar złego upał tamtego lata był trudny do zniesienia, a w powietrzu unosił się kurz i latały roje komarów2.

Czejenów dręczyła m alaria. U m ierali. Wodzowie skarżyli się nieu stan nie agentow i, Joh n ow i M ilesowi. K obiety i dzieci konały z niedożyw ienia, b ra ­ kowało chininy. K om isje wojskowe potwierdzały słuszność skarg Indian, ale „z W aszyngtonu nie nadchodziły żadne dyrektywy w tej spraw ie” [B 297]. C arl Schurz, m in ister spraw w ewnętrznych, lekcew ażył sytuację albo zrzucał winę n a wodzów indiańskich, którzy chcieli - według niego - „utrzym ać tradycję i nie dopuścić do tego, by Indianie pracow ali dla białych” [B 297]. N a domiar złego w ybuchła wśród dzieci epidem ia odry. Pogrzeby stały się codziennością. Wodzowie dom agali się możliwości u dania się ich delegacji do W aszyngtonu albo w ysłania przez ag en ta M ilesa prośby do prezydenta w ich im ieniu o po­ zwolenie n a powrót do ojczystych ziem n a północy w Wyoming. Wobec odmo­ wy Indianie Małego W ilka i Tępego Noża postanow ili opuścić rezerw at.

9 w rześnia 1878 roku M ały W ilk i Tępy Nóż w yruszyli ze sw oją grupą n a północ, do ich ojczyzny Yellow stone w stan ach W yoming i M ontanie; było ich 29 7 osób - kobiety, dzieci, starcy i wojownicy. „Mniej niż je d n ą trzecią tej liczby stanow ili wojownicy” [B 299]. Liczne oddziały żołnierzy tropiły ich n ie­ u stann ie [B 300]. Czejenowie sta ra li się unikać walki, jed n ak

ranczerzy, kowboje, osadnicy, nawet handlarze z małych miasteczek przy­ łączali się do pościgu. D ziesięć ty się cy żołn ierzy i trz y ty s ią c e b iały ch cyw ilów [podkr. moje - S.B.] nieprzerwanie nękało umykających Czejenów, trzebiąc szeregi broniących się wojowników i uprowadzając Indian, którzy po­ zostawali w tyle [B 300].

1 Oryginalny tytuł to Bury My Heart in Wounded Knee; wykorzystał tę książkę, właści­ wie jej część poświęconą dziejom Siuksów, reżyser Yves Simoneau, który w 2007 roku wyre­ żyserował film pod takim samym jak książka Browna tytułem.

2 D. Brown, Pochowaj me serce w Wounded Knee, tłum. J.D. Brenner, M. Brenner, E. Ja- rzębska, Warszawa 1981 [dalej: B], s. 295.

(4)

Po sześciu tygodniach ucieczki, w N ebrasce, podczas ostrej zimy, z koców zostały strzępy, panował głód, koni starczało dla połowy ludzi. Wówczas po­ łowa Ind ian pod wodzą Tępego Noża - około 150 osób, przew ażnie kobiety i dzieci - udała się po pomoc i schronienie do rezerw atu Siuksów Czerwonej Chm ury w Forcie Robinson. Kiedyś Czejenowie pomogli Czerwonej Chmurze, więc mogli teraz liczyć n a rewanż. W Forcie Robinson nie było ju ż Siuksów, ale fort nad al istn iał. M ały W ilk ze sw oją grupą n adal parł n a północ.

25 października Ind ianie Tępego Noża dotarli do F o rtu Robinson; rozlo­ kowano ich w drew nianych b arakach. Broń oddali żołnierzom, ale część scho­ w ali (właściwie schowały kobiety pod swoimi obfitym i szatam i) po uprzednim je j zdemontowaniu. „Wojsko dostarczyło im koców, a także lekarstw . P iln u ją ­

cy ich strażnicy byli przyjacielscy i odnosili się do nich z podziwem” [B 302]. 3 stycznia 1879 roku przyszła decyzja z m in isterstw a spraw w ew nętrznych od Sch u rza i gen. P h ilip a S h erid an a o konieczności przeniesien ia Czejenów do rezerw atu w O klahom ie, żeby uchronić cały system rezerwatów od jego n aru ­ szenia, które mogłoby „zagrozić jego stabilności” [B 303]. Tępy Nóż odmówił powrotu. K om endant fortu, k ap itan H enry W. W essels, dał Indianom pięć dni do nam ysłu, zam ykając ich bez jedzenia, picia i drewna n a opał w baraku.

N ieprzejednani i zdesperow ani Indianie zm ontowali z ukrytych części k a ­ rabiny, m ieli k ilk a pistoletów. Młodzi m ężczyźni pom alowali tw arze, u brali najlepsze u brania. O 2 1 .4 5 padły pierwsze strzały. Otworzyły się w szystkie okna b araku i Czejenowie zaczęli z nich w yskakiw ać i uciekać. Żołnierze ru ­ szyli w pościg. Zaczęła się ja tk a , w w yniku której około 80 osób zostało zabi­ tych, a 65 z uciekających zawrócono, w tym 23 rannych, przeważnie kobiety i dzieci. Tępy Nóż wraz z rodziną (siedem osób) ocalał. T ra fili pod koniec stycz­ n ia do P ine Ridge n a granicy Południowej D akoty i północnej N ebraski, rezer­ w atu Siuksów Czerwonej Chmury, gdzie dobrowolnie sta li się więźniami.

M ały W ilk i jego grupa n a to m ia st spędzili zim ę u kryci w wykopanych przez siebie jam ach . Potem zm uszeni zostali do u dania się do F o rtu Koegh w M ontanie, gdzie nic się im nie stało. W ielu z nich zostało zwiadowcami b ia ­ łych. Pozostali jed n a k degenerowali się. N udzili się. P ili z nudów i z rozpaczy. W ybitnego wodza - Małego W ilka - zgubiła whisky.

F in a ł był następujący: po w ielu m iesiącach korowodów biurokratycznych grupka Czejenów z F o rtu Robinson (kilku wojowników, wdowy, sieroty) zosta­ ła przeniesiona do F ortu P ine Ridge do Czerwonej Chm ury, gdzie połączyła się z grupą Tępego Noża. G rupa Małego W ilka z F ortu Koegh, po długim ocze­ kiw aniu, dostała rezerw at n a rzek ą Jęz y k , a grupa Tępego Noża otrzym ała pozwolenie n a dołączenie do nich. „Dla w ielu z nich było n a to za późno. Siły opuściły Czejenów” [B 306] - ta k elegijnie kończy swą opowieść o tragicznym doświadczeniu Czejenów Dee Brow n3.

3 Rzetelność relacji historycznej Browna, na której oparłem część pierwszą mojego szki­ cu, potwierdzają liczni autorzy, na przykład antropolodzy indianistyczni: John H. Moore w monografii The Cheyenne, Massachusetts 1999, albo też George Bird Grinnel w słynnej pracy The Fighting Cheyennes, Norman 1956. Na tych lekturach opiera się obszerne inter­ netowe opracowanie hasła „Northern Cheyenne Exodus” w Wikipedii. Z polskich opracowań,

(5)

Howard Fast i jego Ostatnia granica

Howard F a s t (1 9 1 4 -2 0 0 3 ), am erykań ski pisarz przez długi okres swego życia zw iązany z am erykań ską p a rtią kom unistyczną (z k tó rą jed n a k zerw ał pod koniec la t pięćdziesiątych), zwolennik światopoglądu m arksistow skiego, w cale niezły pisarz realistyczn y o zacięciu społecznym, łączy w swej relacji 0 C zejenach dokum entaryzm , rzetelność historycznej re la cji opartej n a stu ­ diach historycznych4, a także naturalizm , z żywą, sugestyw ną i dram atyczną, w w ielu m iejscach liryczn ą n arra cją , pogłębioną o obserw acje psychologicz­ ne. Z w racają uwagę św ietne rysunki osobowościowe - zarówno głównych po­ staci dram atu po stronie Czejenów, a więc Małego W ilka i Tępego Noża, ja k 1 po stronie białych, n a przykład portret agen ta M ilesa czy m in istra spraw w ew nętrznych Schurza. P isarz rzeczowym, spokojnym, ale niepozbawionym żaru tonem relacjonuje zdarzenia z okresu od 1878 do 1879 roku, ujaw niając dyskretnie sw oją sym patię dla Indian ja k o ludu pokrzywdzonego.

F a s t uw ydatnia nieprzyjazny, gorący, suchy klim at, jało w ą ziem ię stanu Oklahom a, który został przeznaczony przez rząd am erykań ski n a zastępczą ojczyznę dla Indian z W ielkich Równin w czasach wojen prowadzonych z nim i przez Am erykanów5. Podkreśla z mocą fakt, że Indianie byli u siebie, gdy b ia ­ li przywędrowali do Ameryki. B y li u siebie i byli sobą, czyli ludźmi tak im i ja k wszyscy in n i ludzie n a ku li ziem skiej. Podpisyw ali tra k ta ty , aby choć część ziem zachować, ale tra k ta ty b ia li łam ali. Tow arzystw a ziem skie rozprzeda- wały ich ziem ie, a „koloniści zespolili się w naród. Naród ten ruszył n a zachód z im petem , jakiego św iat nigdy nie widział” [F 7]. W edług F a s ta to b ia li n a­ uczyli Indian „wyrafinowanych sposobów zabijan ia, a także su btelnej sztuki skalpow ania” [F 6]6. Pościg ponaddziesięciotysięcznych sił białych za grupką Czejenów u kazuje pisarz ja k o fenom en niedorzeczny i absurdalny: „N iebieska arm ia przebiegała cały K ansas. We w szystkie strony m aszerow ały długie ko­ lum ny piechoty, kaw alerii, arty lerii z arm atam i o zadartych nosach” [F 175].

potwierdzających sumienność ujęcia historycznego Browna, można wymienić między innymi książkę Jana Szczepańskiego Dopóki trawa rośnie, dopóki rzeki płyną. Dzieje plemienia Cze­ jenów 1835-1880, Warszawa 1972, albo Izabelli Rusinowej Indianie USA. Wojny indiańskie,

Warszawa 2010.

4 Ze względu na tę właśnie sumienność i uczciwość dzieła Fasta John Ford pragnął je zaadaptować. Wybrał jednak lekturę Mari Sandoz, gdyż książka Fasta, pisarza lewicujące­ go, niegdyś prześladowanego za czasów maccartyzmu, tkwiła na czarnej liście Hollywoodu, a więc liście książek zakazanych, co bardzo Forda rozgniewało i sfrustrowało, gdyż uznawał pozycję Fasta za najlepszą z tych, które dotykały kwestii Czejenów. Zob. T. Gallagher, John Ford: The Man and His Movies, Berkeley - Los Angeles 1988. Wersja internetowa książ­ ki (zob. głównie s. 519, zwłaszcza przypis 597): <http://pl.scribd.com/doc/1556055/John-Ford- The-Man-and-His-Movies>, dostęp: 10.11.2012.

5 H. Fast, Ostatnia granica, tłum. Z. Meissner, Warszawa 1954 [dalej: F], s. 5, 13. 6 Tu Fast nieco przesadził. Samym Czejenom, jednym z największych i najagresywniej­ szych wojowników Równin, zdarzyło się wybić do nogi inne plemię (zob. J.H. Moore, dz. cyt., s. 113). Ale w istocie biali mocno przyczynili się do rozpowszechnienia na kontynencie skalpo­ wania, które przed ich przybyciem znane było tylko niektórym plemionom.

(6)

B ia li bohaterow ie, którym F a s t poświęca w ięcej m iejsca w swojej książce, są u jęci przez niego indywidualnie, każdy z nich m a wyraźne cechy osobowości i każdy też rep rezen tu je in n ą postaw ę wobec Indian. A gent M iles n a przy­ kład, kw akier, m iał skrupuły:

był w kłopocie, jak dzikim ludziom wytłumaczyć politykę rządu. Zaspokojenie swoich życzeń uważali oni za prostą sprawę słuszności i niesłuszności. Nie zro­ zumieliby, że ich północne ziemie zostały już pozbawione zwierzyny, pocięte na farmy i gospodarstwa hodowlane [F 22].

Im dłużej Miles myślał o tym wszystkim, tym mocniej bolała go głowa, tym bar­ dziej dokuczało mu sumienie, tym gorsze wątpliwości go ogarniały. Był porząd­ nym człowiekiem, jako agent do spraw Indian usiłował postępować zgodnie ze swym przekonaniem i pracować dla dobra małej cząstki ludzkości będącej pod jego władzą [F 42].

Jed n ocześnie je d n a k M iles i jego żona nie rozu m ieją inności kulturow ej Indian: w rozmowie z reporterem Ja ck so n em z „Heralda” mówią, że Czejeno- wie są po prostu dziecinni, bo n a przykład nie pojmują, że okna są po to, żeby wyglądać przez nie n a zew nątrz, a nie po to, by przez nie zaglądać do w nętrza domu [F 182]; są ponadto dziecinnie uparci i przekorni [F 183].

Pułkow nik M izner, dowódca wojskowy F o rtu Reno, żołdak z krw i i kości, wobec Indian m a przede w szystkim argum ent przemocy:

Ci Psi Żołnierze7 to niezłe ziółka. Walczyłem z nimi na północy. Indianom nie można przemówić do rozumu. Jeżeli któryś z nich jest zły i dziki, nie da się już go zmienić. Tylko nieżywi Indianie są dobrzy [F 31].

K ap itan M u rray z kolei - dowódca jednego z oddziałów tropiących Cze- jenów - je s t typem przyzwoitego człowieka i żołnierza, który z trudem znosi przydzielone m u zadanie prześladow ania Indian, ludzi m u obcych, ale wobec których odczuwa ludzką solidarność, a po pewnym czasie podziw i adm irację. Poprzez niego autor w yraża część swoich uczuć i m yśli, dlatego że je s t to jed y ­ n a fikcyjna postać - ta k pisze autor w zakończeniu [F 261]. M urray dochodzi do próby zrozum ienia Czejenów, mimo że początkowo

Indianie stanowili dlań uciążliwą zagadkę, chociaż znał ich lepiej niż większość jego kolegów oficerów. Mimo to nie potrafił zrozumieć, dlaczego ten naród sta­ wiał opór przeważającym siłom i dlaczego walczył nawet wówczas, gdy prze­ grana była pewna, walczył aż do zupełnego wyginięcia. Nie przychodziło mu jakoś na myśl, że Indianie mają pojęcia wolności i swobody zbliżone do pojęć większości białych ludzi. Postępowanie ich tłumaczył sobie raczej prymityw­ nym uporem i zbiorowym instynktem samobójczym [F 40];

zaczynał niejasno rozumieć dziwny fatalizm tych ludzi, którzy postanowili do­ konać pewnego czynu i nie zważając na przeszkody, dążyli do wytkniętego celu. Miało się wrażenie, jak gdyby przestali już żyć i nie potrzebowali obawiać się śmierci, która przecież nawiedza człowieka tylko raz jeden [F 72].

(7)

Problem m oralny M u rraya był problem em w ielu św iatłych, w yznających poglądy liberalno-dem okratyczne i życzliwych Indianom Am erykanów : „Za­ wsze trudno mu było u jąć uczucia w słowa, a naw et w m yśli, ale teraz zda­ wało m u się, że widzi swój los zw iązany ściśle z losem tego m ałego plem ienia dzikich. O ni u osabiali wolność, ja k on uosabiał niewolę” [F 7 8 -7 9 ].

W spom niany w cześniej C a rl Schu rz, z pochodzenia N iem iec, m in iste r spraw w ew nętrznych, przez F a s ta sportretow any został realistycznie i jak o człowiek niepozbawiony rysu szlachetności. Nie dowierzał opiniom o Czeje- nach ja k o ludziach jed yn ie w alki, wojny i agresji, a ta k i był wśród białych ich zmityzowany w izerunek. „Żaden naród nie żyje po to tylko, aby zabijać. T a k i naród nie mógłby m ieć an i żon, an i dzieci i m usiałby doszczętnie znik­ nąć z powierzchni ziem i” [F 89]. Czejenowie, według Schurza, „Są dziecinni i dlatego m uszą zgin ąć” [F 89]; „Będą u m ierali dzielnie - zgodził się sam z sobą. - Je d y n a rzecz, k tó rą ci Indianie naprawdę potrafią, to um ierać” [F 89]. Schurz m a wątpliwości i żywi niechęć do nadm iernie szybkich, w sprawie In ­ dian, rozkazów gen erała Sherm an a, który postrzegał tę kw estię jedynie w k a ­ tegoriach przemocy.

Ja c k so n - rep orter z „H eralda” - jeszcze w yraźniej od M u rraya w yraża stanow isko autora. W rozmowie z agentem M ilesem kładzie n acisk n a sprze­ niew ierzenie się jego pań stw a i jego władz zasadzie dem okracji i równości. Ale inny dziennikarz - redaktor A tkins piszący dla lokalnej gazety w Dodge C ity - to dla odmiany zapiekły, twardogłowy wróg Indian, ciem ny ja k ta b a ­ k a w rogu, nic niew iedzący o nich prócz tego, że „ham ują postęp ja k gang­ sterzy” [F 119]. Ciekaw y p ortret stworzył F a s t w postaci młodego żołnierza, szeregowca V an esta - dziew iętnastolatka, którego M urray w ysłał do Dodge City, zniechęconego do w ojska, tęskniącego za domem, m yślącego n ieu stan ­ nie i intensyw nie o dezercji; ginie on przypadkowo i bezsensow nie od „wa­ riack iej k u li” innego żołnierza podczas a ta k u Czejenów. Z kolei ochotnicy z Dodge City, którzy zorganizow ali się do w alki z C zejenam i, zostali ukazani przez au to ra ja k o bezładna hołota, spragniona rozróby, odwetu n a Indianach, a jednocześnie nieodporna n a trudy w alki i konnego pościgu oraz tchórzliwa. O dpychający zbiorowy portret otrzym ali także łowcy bizonów, nazw ani przez p isarza „m ordercami zw ierząt”:

Mordowali, mordowali, mordowali [...]. Takiego mordowania zwierząt Amery­ ka nigdy przedtem nie widziała. Nigdy chyba w historii ludzkości nie zdarzyło się, aby miliony funtów jadalnego mięsa gniły w promieniach upalnego słońca [F 161].

K reślą c n ato m ia st obraz Czejenów , F a s t przede w szystkim k o n cen tru ­ je się n a ich nędznym stan ie fizycznym, n a wycieńczeniu, wygłodzeniu. Nie zajm u je go w ogóle ich odmienność kulturow a. Podczas ich pierwszej wizyty u M ilesa „[b]yło ich około dwudziestu; n a pół nadzy, umalowani. Ich małe, chu­ de koniki przypominały szkielety, a jeźdźcy byli nie m niej wychudli” [F 15]. Plem ię Tępego Noża ju ż od roku było w rezerw acie w Oklahomie:

(8)

Rok ten nie był pomyślny. Przesiedleni z suchych równin i wzgórz północy na malaryczne niziny Terytorium Indiańskiego, wymierali jak muchy na febrę i inne choroby. Lud, który żył z łowów i karmił się przeważnie mięsem, znalazł się teraz w kraju pozbawionym zarówno zwierzyny, jak i piękna krajobrazu [F 17]. Głodowali i um ierali. „Wychudzeni mężczyźni, przybyli dzisiaj n a chudych koniach, wydawali się mu [Milesowi] widm am i” [F 17]. M urray z podziwem i zdum ieniem rozm yśla o u ciekających heroicznie C zejenach, gdy widzi wy­ czerpanie swoich żołnierzy: „Jakże mogły znieść ta k ą jazd ę kobiety i dzieci? Chociaż byli tylko Indianam i, dzikusam i n ieu m iejącym i odróżnić, co dobre, a co złe, słuszne a niesłuszne, wygodne a niewygodne, przecież ich ciało było ciałem !” [F 64].

P oru szający je s t również opis zachow ania grupy, zw łaszcza mężczyzn cze- jeń sk ich troszczących się o swoje kobiety i dzieci w konfron tacji z pościgiem:

Gromadka wojowników wiodła kobiety i dzieci, niby małpki uczepione ma­ łych zwinnych koników. Konie szły obładowane sprzętem domowym, za końmi biegły psy. Druga grupa mężczyzn osłaniała tyły, reszta mężczyzn i chłopców jechała po bokach wzdłuż całej kolumny. Zobaczyli ochotników w tej samej chwili, kiedy tamci ich spostrzegli. Nie zmienili ani kierunku jazdy, ani tempa. Tylko nieznacznie kobiety i dzieci zostały otoczone kołem mężczyzn, podobnie jak paczkę bakalii przewiązuje się wstążką [F 131].

W innym fragm encie n a rra cji F a s t podkreśla w yjątkow ą troskliw ość Cze- jenów wobec swoich pociech: „Dzieci z w ielką czułością i pieszczotliw ą troską zdjęto z koni. Obchodzono się z n im i tak, ja k obchodzi się żebrak z jedynym pozostałym skarbem przypom inającym lepsze dni” [F 20 3 ]8. N atom iast w pre­ z en tacji starć i potyczek F a s t sta ra się uwydatnić to, że Czejenowie zasługi­ w ali n a m iano w ielkich wojowników Równin: „K aw aleria jeszcze do południa b ra ła udział w tej walce. Czejenowie n a koniach walczyli ja k diabli, nie m ieli w sobie zda się nic ludzkiego. W irow ali w pędzie nieuchw ytni ja k p tak i uno­ szące się n a skrzydłach. W alczyli ja k dzikie wilki, broniąc swych kobiet i dzie­ ci, to znów u ciekali zw innie przed ciężkim i szpakam i k aw alerii” [F 158].

Istotnym w ątkiem powieści F a s ta je s t p ortret jednego z dwu wodzów Cze- jenów Północnych - Małego W ilka, tego, który nie zrezygnował z ucieczki i do­

prowadził sw oją grupę do ojczystego Yellow stone. F a s t uw ydatnia jego walory osobowościowe. W jego zachow aniu „nie było ani śladu pokory”, ale

miał szczere spojrzenie człowieka, który całe życie spędził na wolnym powie­ trzu, obcując z wiatrem, deszczem i skwarem słonecznym. W jego zachowaniu było coś, co uśmierzyło obawy zebranych na ganku. Może był to spokój, z ja ­ kim wszedł na stopnie i podał kolejno rękę Milesowi, Segerowi i Truebloodowi. Uścisk jego dłoni był silny i pewny. Mówił cichym, gładkim językiem Czejenów, podobnym do szeptu [F 18].

8 Warto nadmienić, że taki stosunek do dzieci przejawiały jako wzór kulturowy wszystkie plemiona Ameryki Północnej.

(9)

M ały W ilk m iał głębokie poczucie tragizm u swojego plem ienia, co w yra­ ził w długiej mowie podczas drugiej w izyty/delegacji w agencji. Interesu jąco prezentow ał się naprzeciw ko M u rray a chw ilę przed pierw szym starciem - i ponownie po ja k ie jś w ygranej z białym i potyczce:

Stary wódz powoli opuszczał ręce. Na jego ziemistej twarzy widniał uśmiech, w którym było trochę żalu, a trochę współczucia. Siedział na swym koniu bez­ bronny, obnażony do pasa, patrząc spokojnie w twarz wyrokom dziejowym. Stał się już czymś, co minęło, umarło i nigdy nie miało odżyć. Wiedział o tym [F 68];

siedział u wejścia do okopów na wzgórku z odrzuconej ziemi i palił starą okop­ coną fajkę z kaczana kukurydzy. Nie miał broni i uśmiechał się lekko, ale uśmiech jego wyrażał raczej litość niż zadowolenie [F 174].

N ajtragiczniejszym epizodem gehenny Czejenów była m asak ra grupy T ę­ pego Noża w Forcie Robinson, gdzie dowódcą był N iem iec z pochodzenia - k a ­ pitan W essels, typ skończonego, tępego służbisty. „Brak wyobraźni k azał mu przyjmować rzeczy takim i, ja k im i były, ale skoro ju ż były, w ym agał od nich doskonałości” [F 217]. Życie w forcie było koszm arnie monotonne, ale W essels św ietnie to znosił: „Pogrążał się w setkach drobnych obowiązków inspekcji, zaopatrzenia, dozoru. M yślał o zapasie drzewa, odnowieniu budynków, ćwi­ czeniu żołnierzy, rozkopywaniu pagórkowatych śnieżnych zasp, m usztrze koni - wszystko to stanowiło jego żywioł. To było życie, które sobie w ybrał [...] nie grzeszył subtelnością” [F 218, 223]. O mowie Czejenów nigdy nie m yślał jak o o mowie ludzkiej, w ogóle nie interesow ał go języ k Indian:

Budził w nim nie większe zainteresowanie niż szczekanie psa. Ten obcy język wywoływał w nim niejasne oburzenie, może tym bardziej, że stanowił tubylczy język w jego własnym kraju! W głębi duszy Wessels miał zawsze uczucie, że Indianie są intruzami, jak gdyby przybyli z innego kraju i nie należeli do jego ojczyzny [F 223].

Tym czasem Indianie trw ali w zam knięciu pod strażą, „żałosna, kon ająca resztk a tego, co niegdyś było najdum niejszym plem ieniem koczowniczym na w ielkim oceanie p rerii am erykańskich” [F 219]. B y li brudni, z czego zdawali sobie sprawę i „odczuwali do siebie w stręt właściwy rasie lubiącej czystość” [F 221]. Wobec rozkazu powrotu do Oklahom y oświadczyli, że wolą umrzeć w forcie, niż w racać tam , zresztą „już od dawna są u m arli”; „człowiek - argu­ m entow ał Tępy Nóż - um iera, gdy mu odbierają k ra j, gdy sta je się niew olni­ kiem w w ięzieniu” [F 225]. N aw et żołnierze szem rali, że głodzenie ludzi na śm ierć je s t nikczem nością, naw et je ż e li chodzi o Indian. „Następnego dnia In ­ dianie zaczęli nucić sw oją pieśń śm ierci [...] m ieli flet. Jeg o minorowe dźwięki towarzyszyły od czasu do czasu żałosnej pieśni śm ierci. Było to pożegnalne pierwotne R e q u ie m ludu skazanego n a zagładę” [F 229]. N aw et W esselsow i nerw y odmówiły posłuszeństw a - „jeszcze niedawno pewny siebie dowódca fortu zaczął okazyw ać naraz oznaki niepew ności i zdum ienia. Dwa dni ża­ łobnego śpiewu doprowadziły go do rozstroju. Gotów był zakończyć sprawę

(10)

w jakikolw iek sposób” [F 230]. W końcu n astęp u je sugestyw ny i przerażający opis horroru u m ierających z głodu Indian, ich ucieczki z baraków i koszm ar­ nej, bezm yślnej ja t k i dokonanej przez żołnierzy W esselsa.

Howarda F a s ta - pisarza, o czym ju ż była mowa, m arksizującego, w swoim czasie należącego naw et do p artii kom unistycznej - in teresow ał w tragicznym dośw iadczeniu Czejenów w ym iar polityczno-m oralny. P isarz nie postrzega, a je ś li, to słabo to podkreśla, sytu acji Indian ja k o efektu konfliktu ku ltu ro­ wego, w którym być może nie m a winnych. Nie bardzo in teresu je go odmien­ ność, obcość kulturow a białych Amerykanów i tubylczych Amerykanów. Jeg o zajm u je po prostu niesprawiedliw ość społeczno-polityczna, h ań b a jego k ra ju - państw a, które część swoich obywateli, najbardziej rdzennych, tra k tu je po macoszemu. F a s t m a dla tych niekochanych współczucie, zrozum ienie, a dla kolonizatorów gorzki wyrzut i wzgardę.

Mari Sandoz: Cheyenne Autumn

K siążk a am erykań skiej p isark i i historyczki o losach Czejenów Północnych m a c h a ra k te r opowieści rzeteln ej historycznie, a również kulturoznaw czo, i jednocześnie lirycznej, poruszającej. Uchodzi za n ajbard ziej zgodną z fa k ­ tam i - politycznym i oraz społeczno-kulturowymi - relację o tam tych tragicz­ nych w ydarzeniach, zw łaszcza je ś li wziąć pod uwagę ind iański punkt widze- n ia9. Sp rzyjała tem u między innym i okoliczność tak a, że Sandoz urodziła się i w ychow ała zaledw ie dw adzieścia la t po nich w domu n a Pograniczu n ie­ daleko od m iejsca finałow ej m asakry (F o rt Robinson). Ja k o dziecko słu cha­ ła wspomnień tych Czejenów, którzy przetrw ali, często przechodzących koło domu p isarki i zatrzym ujących się przy nim n a rozmowę z je j ojcem. Później, ja k o profesjonalna pisarka, przeprow adzała sum ienne wywiady z Północny­ m i C zejenam i i spędziła bez m ała dekadę n a grom adzeniu wiedzy o szczegó­ łach tej h istorii. W 1930 roku, jeszcze przed zdobyciem uznania ja k o pisarka, trzydziestoczteroletnia Sandoz spędziła trzy tygodnie, jeżd żąc samochodem przez obie Dakoty, M ontanę i Wyoming, tra k tu ją c tę podróż ja k o sposób na opracow anie swojego p rojektu pisarskiego dotyczącego zdarzeń z przełom u la t 1878/1879. Odwiedzała R ezerw at Północnych Czejenów k ilkakrotn ie, spę­ dzając w nim wiele dni i rozm aw iając ze starym i ludźmi, którzy b ra li udział w jesien n y m exodusie. Sp orządziła m nóstwo n o tatek . Z różnych powodów pisanie opowieści o C zejenach k ilkakrotn ie zaw ieszała, aby w końcu po woj­ nie powrócić do niej. Ponownie odwiedziła rezerw at oraz inne kluczowe m iej­ sca in teresu jącej ją h istorii, w ędrując przez prerię oraz sk a liste pustkow ia

9 Bardzo pozytywne opinie o wymiarze poznawczym książki Sandoz wyrazili między inny­ mi: Bruce Nicoll w pracy: Mari Sandoz: Nebraska Looner, „The American West”, Spring 1965 (s. 32-36), a także Helen Stauffer w książce: Mari Sandoz - Story Catcher o f the Plains, Lincoln 1982. Zob. też: A. Boye, Introduction, w: M. Sandoz, Cheyenne Autumn, Lincoln 2005 (tłumaczenie cytowanych w artykule fragmentów wstępu i powieści własne - S.B.).

(11)

z rękopisem w dłoni. W tym czasie m iała ju ż ta k wiele m ateriałów n a tem at Czejenów, że w je j m ieszkaniu przy Greenw ich V illage każdy cal kwadratowy był nim i zapełniony10. Ponieważ rozm aw iała z ludźmi ocalonymi z m asakry i sporządzała zapiski oparte n a autentycznych dokum entach, w iedziała, że je j k siążk a będzie zaw ierała inform acje niemożliwe do znalezien ia gdziekolwiek indziej. W iedziała, że je j opracowanie tem atu było unikatow e i że wszyscy po­ dejm ujący go w przyszłości będą m usieli opierać się n a nim.

W 1953 roku k siążk a została opublikowana. Sandoz w ykazała się w niej zadziw iającą u m iejętnością połączenia rzetelnej historycznej relacji z udatny- m i powieściowymi technikam i, co sprawiło, że je j opowieść była przekonująca nie tylko dla antropologów i historyków, ale również dla tysięcy zwykłych czy­ telników. Praw ie każda recenzja była pozytywna, a „New Y ork T im es” uznał ją za książkę roku11.

C h ey en n e A u tu m n je s t arcydziełem a rty stk i będącej u szczytu swoich możliwości. Poniew aż h isto ria opow iedziana je s t w n iej n iem al w yłącznie z punktu w idzenia Północnych Czejenów, widzimy całą tragedię tak, ja k b y ­ śmy to my byli ofiaram i rep resji, a nie zwycięzcami. Opisy bitew, pozbawio­ ne jakich kolw iek zaham ow ań, złagodzeń, są szokujące, przytłaczające, pełne drastyczności i tragizm u, ale napisane w yśm ienitą, błyskotliw ą, pełną poezji prozą. P isa rk a u m iejętnie generuje napięcie poprzez chwyty narracyjn e. Czy­ teln ik zostaje porwany przez zdarzenia fabularne od samego początku. N aj­ bardziej sugestyw na i p rzejm ująca je s t część p rezen tu jąca zdarzenia w Forcie Robinson. A utorka pochyla się w nim nad indywidualnym i postaciam i - prze­ rażonym i grożącym cierpieniem i śm iercią C zejenam i oraz żołnierzam i prze­ rażonym i faktem , że m uszą zab ijać bezbronnych ludzi, w tym dzieci i kobiety czy też starców. P orażające są sceny ich um ierania, bólu i strasznego lęku.

Mimo to k sią ż k a je s t p ełn a hum oru, rom antycznej in trygi i szczegółów zwykłego, codziennego życia. N iezależnie od strasznych warunków, w ja k ich zn ajd u ją się Czejenowie, au torka pokazuje pełne spokoju i naw et radości mo­ m enty z ich życia. S ty l k siążk i je s t wyrazisty, oryginalny:

Autorka nie przekłada dosłownie języka Czejenów, ale opowiada historię w ryt­ micznych frazach, używając przy tym idiomów i figur mowy, aby replikować brzmienie czejeńskiego mówionego języka. Sandoz wiedziała, że Czejenowie rzadko podnoszą głos, nawet w gniewie. Je j przytłumione (przyciszone), skrom­ ne dialogi tworzą cudownie adekwatną transliterację miękkich, niskich tonów czejeńskiej mowy. Jednocześnie ton jej książki pozostaje również łagodny mimo jej drastycznego tematu12.

Nigdy nie oddalając się od centralnego motywu h isto rii - heroizm u M ałe­ go W ilka i Tępego Noża - Sandoz p otrafiła wpleść w sw oją n a rrację niew iary­ godną liczbę d etali etnograficznych. Dowiadujemy się n a przykład, że w lecie Czejenowie używali tłuszczu niedźwiedzia, aby chronić się przed kom aram i,

10 A. Boye, dz. cyt., s. VII. 11 Tamże, s. VIII. 12 Tamże.

(12)

albo że kiedy nie było tytoniu do fajek, m ężczyźni p alili m ieszankę popiołu z ich fa je k i sproszkow anej kory w ierzby. Co w ażniejsze, dowiadujemy się sporo n a te m a t ich kosm ologicznych i religijn y ch w ierzeń, w łączając ideę ta k ą oto: w szystkie rzeczy, które kiedykolw iek się zdarzyły w ja k im ś m iejscu, stanow iły zawsze część wzoru aktu aln ej egzystencji Czejenów. Zajm ujące są inform acje o czejeńskim stow arzyszeniu Odwrotnych, jed n ym z najbardziej osobliwych n a całym globie, którego członkowie - tylko wojownicy - trw ają przy regule czynienia w szystkiego n a odwrót. Je d e n z takich wojowników opi­ sanych przez Sandoz nosił u branie założone w ierzchem n a zew nątrz i przo­ dem n a tył, stąp ał cały czas do tyłu, często chodził n a rękach, czołgał się przez ogień i błoto i sk ak ał ponad cieniam i13.

N ajciekaw sze jed n akże obserw acje dotyczą codziennego życia kobiet. Ob­ serwujemy, ja k w ykonują one swoje codzienne rytuały w czasach najw iększej próby. Widzimy, ja k spieszą do je z io ra z szaw łokam i (w oram i skórzanym i), i słucham y ich, gdy n au czają swoje córki o „roślinach, o których każda dobra C zejenka powinna wiedzieć, że przynoszą ulgę podczas m en stru acji i połogu” [S 160]. Dowiadujem y się, ja k kobiety w tłukiw ały wiśnie, śliw ki i czereśnie w świeżo upieczone mięso, co spraw iało, że m ożna było łatwo przewozić je w pęcherzach, nasączone gorącym sadłem i łatw e do podzielenia, kiedy ludzie m usieli się rozdzielić. Obserw ujem y rytuały zalotne, cerem onię zaślubin i po­ zn ajem y h isto rię, w k tó rej k o b ieta rozwodzi się z mężem, „co było je j p ra­ wem”, po prostu przez wyrzucenie jego w łasności z nam iotu. Dowiadujemy się o istn ien iu kobiet wojowniczek, o tym, ja k się zachow ują podczas w alki, ja k są ubrane, o ich niczym nieustępuj ącej mężczyznom dzielności i wojowniczości.

W realnym życiu czejeńskich kobiet i mężczyzn widzimy odbicie naszych w łasnych historii. Sandoz pojmowała w alkę Czejenów ja k o w alkę uniw ersal­ ną, obrazującą atu ty i słabości rodzaju ludzkiego. W iedziała, że każdy trzym a się kurczowo tego sam ego m arzen ia o wolności i szczęściu i że „tylko” o to w alczyli Czejenowie. P isa rk a mówiła: „Rozejrzałam się dookoła m nie w życiu, w h istorii i w literatu rze i zobaczyłam, iż zawsze były dwa rodzaje ludzi - po­ konani i niepokonani - i że n a pewno ci o statn i kiedyś byli pierwszym i”14.

Jesień Czejenów Johna Forda

F ilm g ig an ta Hollywoodu, ja k im był Jo h n Ford, pow stał w 1 9 6 4 roku w klim acie n arastającego w U SA liberalizm u. Do tego czasu Indianie w kinie am erykańskim rzadko byli ukazyw ani z sym patią czy zrozum ieniem i soli­ darnością. S am Ford zrealizow ał dziesięć filmów z tem atem indiańskim i tyl­ ko jed en z nich przed J e s i e n i ą C zejen ów - P o sz u k iw a c z e (1956) - mógł sugero­ wać pew ną zm ianę optyki reżysera w patrzeniu n a tubylczych Amerykanów. W pozostałych w spom nianych utw orach (zw łaszcza w słynnym D y liż a n sie

13 M. Sandoz, Cheyenne Autumn, Lincoln 2005 [dalej: S], s. 49. 14 Tamże, s. IX.

(13)

z 1939), mimo że Ford osobiście raczej zawsze żywił sym patię do Indian, u k a­ zyw ał ich stereotypowo - ja k o dzikusów zaw adzających cyw ilizacji. J e s ie ń C z ejen ó w pow staw ała u końca b u jn ej k a riery Forda, który p ragn ął w tym utworze poniekąd przeprosić Czejenów , a poprzez nich w szystkich Indian. „Chciałem tego od dawna - mówił reżyser. - S ą dwa oblicza tej sprawy, ale spójrzmy rzetelnie. Potraktow aliśm y ich okropnie. To plam a n a naszej tarczy. D la odmiany trzeba pokazać prawdę od ich strony, nie tylko o tym, ja k ścigała ich n asza kaw aleria”15.

N iew ątpliw ie reżyser dążył do u k azan ia tytułow ych bohaterów swojego film u pięknie. Ich portret je s t wzniosły, naw et hieratyczny, przypom inający trochę w ton acji tragedie greckie. Takiem u ujęciu służą: panoram iczne zdję­ cia, intensyw ne barwy, częste u staw ienie kam ery w pozycji żabiej, monumen- talizu jącej postacie, ekspresyjna, czasem nadm iernie patetyczna, ekstatyczn a gra aktorów. Ford definiuje sytu ację, kon flik t ukazyw any przez niego ja k o tragiczny, podkreślając, że słab si w tym konflikcie są tłam szeni, uw ydatnia stracon ą pozycję Czejenów, ich stan nędzy, upokorzenia i beznadziei (tu: dość sugestywne, ja k n a la ta sześćdziesiąte, u kazanie m asakry w F o rt Robinson). R eżyser budzi w widzach współczucie dla Indian. Również podziw, gdyż są oni dumni, dzielni, a przy tym sp rytn i i przebiegli (Ford nie pom ija w ątku wodzenia za nos pościgu białych przez um ykających Czejenów). O skarżenie rządu am erykańskiego i w szystkich białych Amerykanów, a przy tym solidar­ ność wobec pokrzywdzonych tubylców p odkreślają szczególnie postawy dwu Euro-A m erykanów sportretow anych w film ie: pięknej nau czycielki in d iań ­ skich dzieci, kw akierki o im ieniu D ebora (C aroll B ak er), k tó ra ofiarnie dzieli losy Indian16, oraz sierżan ta Wichowskiego (M ike M azurki), który odmawia podpisania przedłużenia swojego k on trak tu z arm ią Stanów Zjednoczonych, gdyż nie odpowiada m u bycie prześladow cą w ynędzniałej grupki tubylców, którzy nie zrobili niczego złego, pragnąc jedynie wrócić do swoich domów (Wi- chowski, ja k o em igrant z Polski, opowiada o tym, że w jego ojczyźnie Polacy są prześladow ani przez Kozaków za to tylko, że są Polakam i, i oświadcza swo­ jem u dowódcy, że on nie chce być Kozakiem).

N iezależnie od wymienionych akcentów solidarności i sym patii wobec Cze- jenów m ożna przecież w skazać n a oczywiste niedociągnięcia, słabości dzieła F o rd a ja k o „dyskursu p rzep raszająceg o ”. F o rd a fascynow ał te m a t „drogi przez m ękę” Czejenów, ale żeby go przedstaw ić do ak cep tacji producentom z W arn er B ro th ers, m u siał zaprojektow ać „blockbuster”, kolejn e klasyczne

15 Cyt. za: A. Garbicz, Kino, wehikuł magiczny. Przewodnik osiągnięć filmu fabularnego. Podróż trzecia 1960-1966, Kraków 1996, s. 376.

16 Debora poświęca się dla dzieci indiańskich, naraża się, ignoruje konwencje, lekceważy prawa rodziny (zostawia brata), by je chronić i uczyć. Uczy sylabizowania wyrazów, używając do tego odpowiednio dobranych obrazków: bizona, a potem pociągu. W ten sposób podsuwa sugestię dotyczącą skazania świata Indian na klęskę i objaśnia, dlaczego tak jest. To przecież pociąg przywiózł na prerię myśliwych, którzy wybili stada bizonów, na których opierała się kultura Indian. Z drugiej strony Debora sama zaznacza dominację białych nad Czejenami po­ przez uczenie ich dzieci języka kolonizatorów. Tak więc anielskość pięknej Debory ma odcień agenturalny.

(14)

w esternowe widowisko (rezerw at je s t, oczywiście, położony w M onum ent V al­ ley, ulubionej scenerii filmowej Forda), z obowiązkowym w ątkiem rom anso­ wym i ścieżką dźwiękową nasyconą do przesady bom bastycznym i i niewspół- grającym i z obrazem u w erturam i czy preludiam i.

F a b u ła film u, choć w napisach je s t mowa o tym, że opiera się ona n a osno­ wie pow ieści M ari Sandoz, nie m a z tą pow ieścią w iele w spólnego17. Ford utrzym yw ał (w 1966 roku), że opowiedział prawdziwą historię, opartą rzetel­ nie n a fa k ta ch 18. R zeteln a pod względem historycznym k siążk a Sandoz sta ­ nowi znacznie sm u tniejszą opowieść, postacie są zupełnie różne od tych For- dowskich, w iększość zdarzeń m a całkow icie inny przebieg. N aw et w ostatniej scenie Ford wypaczył istotę rzeczy. W idzimy w niej dram atyczną i tragiczną, pełną patosu sytuację rytualn ej zem sty: M ały W ilk (Ricardo M ontalban) za­ b ija młodego syna Tępego Noża (G ilb ert Roland) - Czerw oną K oszulę (S a l Mineo) - za to, że uwiódł jed n ą z jego dwu żon, tę młodszą. W rzeczywistości M ały W ilk zabił Głodnego Łosia (a nie Czerwoną Koszulę) w punkcie handlo­ wym, a nie podczas plem iennej cerem onii. Po „zakończeniu” spraw y Czeje- nów wpadł w alkoholizm, był więc pijakiem , a nie szlachetnym wojownikiem, n ato m iast dziewczyna, o k tó rą chodziło, nie była jego żoną, lecz córką. Poza tym to zabójstwo m iało m iejsce k ilk a la t po w ydarzeniach ukazanych w filmie i choć w istocie spowodowało odizolowanie się W ilka od plem ienia (na 14 lat, aż do jego śm ierci), to ważne było jeszcze to, że rodzina Łosia sp aliła nam iot W ilka i nie był on ju ż wodzem, choć n ad al był szanow any przez współple- mieńców. Z kolei, je ś li idzie o m in istra Schurza, granego przekonująco przez Edw arda G. Robinsona, to, oczywiście, nigdzie n a zachód w sprawie Czejenów nie w yjeżdżał19.

Sp raw a aktorstw a, a zw łaszcza castingu , też może budzić zastrzeżenia. „Aktorzy rep rezen tu ją n iem al każdą n ację oprócz am erykańskich In d ian ”20 - p isa ła a m e ry k ań sk a film oznaw czyni, przy czym chodziło je j oczywiście o postacie główne - Małego W ilka, Tępego Noża - grane przez aktorów m ek­ sykańskich (ich aktorstw o je s t zresztą bardzo m ierne), a nie o statystów , gdyż ci o sta tn i - to ju ż m oja uw aga - są Ind ianam i, tyle że N aw aham i. K onse­ kw entnie zatem - język ekranow ych Czejenów nie przypomina prawdziwego czejeńskiego narzecza, je s t to języ k w łaśnie Nawahów, z którym i Ford zawsze

17 Ford, jak już wspominałem, bardzo chciał sfilmować powieść Fasta. 18 T. Gallagher, dz. cyt., s. 521.

19 Ten ekranowy Schurz to, można rzec, bohater pozorny. Jest ludzki, kiedy szuka wspar­ cia u swego przyjaciela z dawnych lat - Abrahama Lincolna (dokładnie: portretu prezydenta; w scenie tej notabene słychać melodię z filmu Młody pan Lincoln). Ale poza tym funkcjonu­ je jak deus ex machina, zjawiając się nie wiadomo skąd, żeby mediować między niewieloma Czejenami a batalionem żołnierzy uzbrojonym w artylerię przeciwko Indianom. Schurz, kiedy proponuje wodzom, pokazującym, że nie mają tytoniu do kalumetu, zapalenie cygar i potrak­ towanie tego jako nowego rytuału przyjaźni, nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego oferta brzmi jak szydercze potwierdzenie zwycięstwa imperium nad garstką Czerwonoskórych.

20 J. Kilpatrick, Celluloid Indians. Native Americans and Film, Lincoln - London 1999, s. 69.

(15)

współpracował przy k ręceniu w esternów 21. Postacie Indian, ukazywane n ie­ u stann ie z dużego dystansu, są n iem al całkowicie posągowe, nierealistyczne. Ich w ątek, szczególnie ten miłosny, je s t w rzeczyw istości podtekstem . B o h a­ terowie są sztuczni. T rzeba jednocześnie dodać, że właściw ie dla widzów oby­ dwie postacie wodzów - Małego W ilka i Tępego Noża - są nierozróżnialne, gdyż g ra ją ich latynoscy, bardzo do siebie podobni aktorzy. Ponadto ani razu w film ie nie padaj ą ich im iona - Fordowi wyraźnie nie zależało n a zindywidu­ alizow aniu indiańskich bohaterów.

P roblem winy za krzywdy Ind ian (za ludobójstwo) został zlekceważony: winę w w izji Forda ponoszą niedoskonałości cywilizacji, w tym wypadku środ­ ków łączności w system ie kontroli, przez co ów system , czyli kon kretn i ludzie, m ieli za m ałą wiedzę - lub je j wcale nie m ieli - n a tem at tego, co się działo z Indianam i. Ponadto w inni są, po obu stronach, porywczy młodzi mężczyź­ ni, pyszni, aroganccy i szukający okazji do zwady, zem sty i użycia przemocy. Albo k on k retn i ludzie o określonych słabościach, n a przykład W essels, k tó ­ ry doprowadza do m asakry w Forcie Robinson sw oją niep rzejednaną służbi- stością („bez rozkazów św iat by zgin ął”)22. Schurz, który w istocie pogrzebał sprawę Czejenów i nie zajm ow ał się nimi, o czym ju ż wspomniałem, w film ie został sportretow any ja k o ich zbawca.

Ford współczuje Indianom , ale nie identyfikuje się z n im i całkowicie, nie p otrafi w zupełności w ejść w ich skórę, gdyż on je s t po stronie cyw ilizacji, a z cyw ilizacją przecież się nie dyskutuje.

Przerażające - konstatuje monografista reżysera - ale ludobójstwo Indian nie było polityką czy po prostu świadomym działaniem, lecz naturalną nienasyco- nością młodej kultury, tak jak czejeńska pielgrzymka jest wyrazem pierwot­ nego popędu umierającego narodu. Maleńkie stado zderza się z gigantycznym; czy ktoś jest odpowiedzialny? To jest znajomy Fordowski schemat, taki sam zdewastowany świat widzieliśmy w Pielgrzymie, ale ze sprzecznościami o wiele większymi, akcją mniej dynamiczną i głębszym pięknem. Jednakże tak jak w innych późnych filmach Forda bohater jest problematyczny - zadania są większe, ich znaczenie przytłaczające, możliwości bohatera prawie żadne23.

21 Przynajmniej jednak Indianie wreszcie mówią nie łamaną angielszczyzną, lecz „po indiańsku”, co we wcześniejszych westernach raczej nie miało miejsca. Ford, co trzeba zazna­ czyć, do dzisiaj jest swego rodzaju bohaterem narodowym Nawahów (otrzymał od nich ho­ norowe nawaskie obywatelstwo), gdyż zatrudniając ich na planie filmowym, wspomagał ich ekonomicznie; czynił to zresztą także na inne sposoby.

22 Swoją drogą zastanawia rys indianofilski u Fordowskiego Wesselsa: wie wiele o kultu­ rze Indian, czyta książki na ich temat, trzyma je w swoim pokoju na półkach. Czyżby to była jakaś aluzja do Karola Maya - z jednej strony miłośnika Indian, a z drugiej człowieka, który w konfrontacji z nimi w realnej sytuacji, kiedy wreszcie odwiedził Stany Zjednoczone, był nimi bardzo rozczarowany? Trzeba pamiętać, że niemiecka literatura przygodowa z akcją na Dzikim Zachodzie rozwijała się w Niemczech w XIX wieku bardzo bujnie i Ford o tym prze­ cież musiał wiedzieć.

(16)

Ja k ż e jed n ak daleko Fordowi do Thom asa B ergera, który dokładnie w tym sam ym roku re a liz a cji przez F ord a jego film u o C zejen ach w ydał słynną powieść M ały W ielki C z ło w iek , tak że o nich, w k tó rej ta k a perspektyw a - powiedzmy, brueglow ska (ja k w słynnej rycinie W ielk ie ryby z ja d a ją m a łe ) - zo stała w yeksponow ana, a l e . ze zjadliw ym szyderstw em . Słu sznie więc pisał Adam Garbicz, że nie udało się spojrzeć reżyserow i n a sprawę Czejenów ich oczyma, gdyż bardziej troszczył się „o uspraw iedliw ienie prawych Am ery­ kanów i patriotyczne przywołanie pryncypiów niż o odkrycie rzeczywistości, obejm ującej dekadę później (8 lutego 1887) uchw alenie ustaw y D aw esa, na mocy której przystąpiono do likw idacji w szelkich rezerwatów i do asym ilacji Indian: czyniono z nich rolników n a 65 hek tarach m arnej ziem i z przydziału”24.

Nie udało się Fordowi spojrzenie n a d ram at Indian ich oczami, gdyż w ątki osobowe m ające pew ną dynam ikę i d ram aturgię są tylko po stronie białych (rom ans k ap itan a A rchera (R ichard W idm ark) i Debory czy ew olucja postawy A rchera wobec Czejenów). Indianie są wprawdzie patetyczni, tragiczn i i dum­ ni oraz duchowo wolni, ale b iali znacznie ich w liczbie cnót, i w ogóle ludzkich cech, przewyższają: kw akrzy są ofiarni i h u m anitarn i, sierżan t W ichowski so­ lidaryzuje się z C zejenam i ja k o Polak, który niegdyś odczuł niewolę Kozaków, a teraz widzi siebie w roli Kozaka, kap itan A rcher je s t uczciwym i ludzkim oficerem, który wprawdzie postrzega Czejenów ja k o lud agresyw ny i wojow­ niczy, ale w gruncie rzeczy również odczuwa wobec nich solidarność, Schurz naw et decyduje się n a daleką podróż n a zachód, aby spotkać się z C zejenam i, ta k bardzo p rzejął się ich losem. R eżyser w n a rra cji z offu k ilkakrotn ie bierze stronę Indian, podkreślając ich krzywdę. Ale i ta k głównymi b ohateram i są w istocie „prawi A m erykanie”. Ford ukazuje też tak ich białych, którzy prag­ n ą krzywdy Indian, ale stanow ią oni albo m argines społeczny (kowbojscy de­ generaci m arzący o zab ijan iu Czerwonoskórych), albo też są ludźmi częścio­ wo usprawiedliwionym i w swoim pragnieniu zadaw ania krzywdy Indianom , gdyż są młodzi i żądni zem sty za doznane w łasne krzywdy (przykładowo sier­ żan t Scott, którego ojciec zginął z rąk Czerwonoskórych). W tle są wprawdzie jeszcze biznesm eni czyhający n a ziem ie Indian, ale zaiste sytu u ją się w łaśnie w głębokim , mało w yraźnym backgroundzie. K ropką nad „i” tego niedosza­ cow ania przez F ord a dram atycznego losu Ind ian je s t w ątek u czenia dzieci czejeńskich alfabetu przez Deborę - obecny od początku do końca filmu. Ten w ątek zd aje się u spraw iedliw iać w szystko, w szelką krzyw dę w yrządzoną Indianom , w szelki zadany im dyskomfort. Bo przecież z cyw ilizacją (tu: pis­ mem), ja k się ju ż rzekło, nie dyskutuje się.

Mimo zgody Hollywood n a trudny politycznie te m a t gehenny Czejenów Ford nie u n ik n ął paternalizm u, a jednocześnie przygniotło ów tem a t wido­ wisko, zaszkodziły mu zaburzenia stru ktu ry fabuły n a sku tek zastosow ania skrótów montażowych, ilu stracy jn o ść postaci, szkicowość sylw etek, fa ta ln a

(17)

obsada, m arne aktorstw o, „niefortunna ingrediencja satyryczna z Dodge City, gdzie ja k o zram olały pokerzysta objaw ia się W yatt E a rp ”25.

W pewnym tylko stopniu film zasługuje n a szacunek za sam szlachetny zam iar, trochę za jego częściowe spełnienie, ale głównie za epicką perfekcję obrazową, w spaniałe panoram y preriowe znad rzeki G unnison i M onum ent V alley w szerokokątnym obiektyw ie, za w yśm ienitą d ram aturgię planów - dalekich i bliskich. Za piękną w izualną formę. W sum ie jed n a k przeprosiny Ford a pod adresem Czejenów i w ogóle tubylczych Am erykanów w postaci jednego z o statn ich filmów m istrza niezbyt się udały. Ford nie wyszedł da­

leko poza ton, którym mówił o Indianach w poprzednich swoich w esternach indiańskich, a n ak ręcił ich w sum ie dziesięć. Nie m a w nich nienaw iści, ale je s t p atern alizm i traktow anie Czerwonoskórych ja k o zawady n a drodze do cyw ilizow ania Am eryki. We w szystkich tych film ach Ford eksploatow ał In ­ dian, ich m it, ich dram atyczny los (ja k niegdyś pionier m itologizacji D zikie­ go Zachodu - W illiam Fred eric Cody), a nie zbliżał się do nich poznawczo. J e ś li naw et, to tylko nieznacznie, bardzo nieśm iało. M niej więcej tyle, n a ile pozw alali mu producenci hollywoodzcy i... widzowie, nieżyczący sobie w cza­ sach działalności artystycznej Ford a trak to w an ia Ind ian „na pow ażnie”, to znaczy ja k o po prostu ludzi m ających sw oją ku ltu rę, nie gorszą od białych, i - o zgrozo! - ja k o obyw ateli am erykańskich z tym i sam ym i praw am i co biali. T rzeba jed n a k docenić w ysiłek Forda, je ś li się pam ięta, że słynny film K evina C ostnera - T a ń cz ą cy z w ilk a m i z roku 1990 (!) - uchodzący w swoim czasie za najbardziej życzliwy i uczciwy wobec Indian, wcale ta k i nie był, skoro biały heros grany przez C ostnera, który um iłow ał życie Siuksów, ich ku lturę, po­ ślubił nie Indiankę poznaną pośród nich, l e c z . b iałą kobietę, kiedyś porwaną przez Indian. A potem, żeby było jeszcze bardziej groteskowo i żałośnie niedo­ rzecznie, opuszcza z n ią swoich ukochanych czerwonoskórych braci.

B i b l i o g r a f i a

Boye A., Introduction, w: M. Sandoz, Cheyenne Autumn, Lincoln 2005.

Brown D., Pochowaj me serce w Wounded Knee, tłum. J.D. Brenner, M. Brenner, E. Jarzębska, Warszawa 1981.

Fast H., Ostatnia granica, tłum. Z. Meissner, Warszawa 1954.

Gallagher T., John Ford: The Man and His Movies, [online] <http://pl.scribd.com/doc/1556055/ /John-Ford-The-Man-and-His-Movies>, dostęp: 10.11.2012.

Garbicz A., Kino, wehikuł magiczny. Przewodnik osiągnięć filmu fabularnego. Podróż trzecia 1960-1966, Kraków 1996.

Kilpatrick J., Celluloid Indians. Native Americans and Film, Lincoln - London 1999. Moore J.H., The Cheyenne, Massachusetts 1999.

Sandoz M., Cheyenne Autumn, Lincoln 2005.

25 Epizod w Dodge City jest w istocie zaskakująco niedorzecznie pomieszczony w środku opowieści o exodusie Czejenów. Komiczna absurdalność często towarzyszy absurdowi trage­ dii w filmach Forda. Czymś nowym w Jesieni Czejenów jest to, że żwawa, nagła farsa jest skondensowana, a nie rozproszona po całym filmie, i działa jak interludium wobec poważnej, żałobnej tonacji całego filmu. Ale interludium niestosowne.

(18)

S u m m a r y

The C heyenne trib e fa cin g an n ih ilatio n - on th e b asis o f h isto rica l, lite r a r y an d film re co rd s

In the autumn of 1878, nearly 300 of the north Cheyennes, under the leadership of Little Wolf and Dull Knife, decided to escape from the nightmarish reservation in Oklahoma and to return to their homeland in Yellowstone (Wyoming). They had to march almost 2,000 kilometres to return to their beautiful country. But it was to be a road through hell. Especially for the part where Dull Knife tried to shelter from the severe winter at Fort Robinson, where the Indians of the group were slaughtered. This essay presents four works describing the dramatic and tragic moment of the history of this beautiful and proud tribe of Cheyennes: a famous historical account by Dee Brown, a historian and writer who has been interested in the fate of American Natives for nearly his whole life (Bury My H eart at Wounded Knee, 1970), the novel The L ast Frontier (1941) written by the leftist writer, Howard Fast, a documentary novel by Mari Sandoz titled The Cheyenne Autumn and the famous movie under the same title by John Ford (1964).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Szczególny nacisk należy położyć na nowe gałęzie przemysłu i nowoczesne technologie oraz, jeśli zdążymy, nawskazanie tempa zmian zachodzących w przemyśle i ich znaczenie

„ Nauczyciel, nawiązując do tematu lekcji, odwołuje się do wiedzy uczniów z programu podstawowego i prosi, aby metodą burzy mózgów uczniowie. przypomnielisobie cechy rzeźby

Wspólnie wypracowują w grupach propozycje zadań do kart pracy, które nauczyciel uwzględni przygotowując je dla uczniów oraz kryteriasamooceny i oceny wycieczki –

Redakcja językowa i korekta – Altix Projekt graficzny i projekt okładki – Altix Skład i redakcja techniczna – Altix Warszawa 2019. Ośrodek Rozwoju Edukacji Aleje Ujazdowskie

elementem oceny nauczycielskiej powinna być rzetelna samoocena, dokonana przez uczniów wg wspólnie wypracowanych kryteriów, p..: współpraca i zaangażowanie w realizację

„ projektuje trasę wycieczki uwzględniającą wybrane grupy atrakcji turystycznych w miejscowości lub regionie oraz realizuje ją w terenie, wykorzystując mapę i GPS;.. „

Uczniowie pozyskali do współpracy na trasie przedstawicieli instytucji lokalnych, dzięki czemu wzrosła efektywność edukacyjna wycieczki wszystkich uczniów, także tych ze SPE

Uzupełnij zdania dotyczące charakterystycznych cech ukształtowania powierzchni Polski: Rzeźba Polski układa się pasowo o przebiegu równoleżnikowym w kierunku WE (EW). W