R O C Z N IK I H U M A N IS T Y C Z N E T o m X I I I , z e s z y t 1 — 1965
ZDZISŁA W G R ZEG ORSKI
TWÓRCZOŚĆ DRAMATYCZNA „DRAMATYCZNEGO POKOLENIA”
I
L iteratura wojennego pięciolecia jest ciągle jeszcze terenem mało zbadanym*. Szkic niniejszy może w jakim ś stopniu przyczynić się do jego rozpoznania. Za wcześnie na syntezy — trzeba raczej badań monograficznych.
W Kronice „Pam iętnika Teatralnego”, poświęconego czasom wojny, zwraca uwagę m. in. grono m łodych twórców, skupione wokół pisma „Sztuka i Naród” (SIN), mające również w łasne wypowiedzi teore tyczne 1. Nawet krytycznie nastaw ieni polemiści w dyskusjach o tej grupie, z którym i wypadało się zapoznać, obok zastrzeżeń matury p o zaliteraekiej2 — zawsze podkreślali ich znaczenie: „grupa napraw dę zdolnych ludzi” 3, „ich puścizna jest ciekawa i ciekawe sądy, jakie formowali” 4. Sami nazwali się „pokoleniem dram atycznym ”; losy wojennego pokolenia, do którego należeli, były istotnie dram atyczne i — last not least — dram at chcieli uczynić główną form ą w ypowie dzi, zapowiadali jego zwycięstwo. Uznając ich osiągnięcia za histo rycznie ważne i znamienne dla „czasów pogardy”, w arto poddać je
* W c h w ili p rzy g o to w y w a n ia do d ru k u n in ie jsz e g o szk icu , k tó r y b y ł r e f e r o w a n y na X I Z jeźd zić M łodych P o lo n istó w w Ł odzi w k w ie tn iu 1964 roku, u kazuje się a rty k u ł M arty P iw iń sk ie j (W o je n n e d e b i u t y d r a m a t y c z n e , „ D ia lo g ”, 1964, nr 7 ,'s . 87—97) n a podobny tem at. S ta n o w i on — obok c y to w a n y c h w p rzy p isach prac — n o w y p rzy czy n ek do h isto r ii d ram atu p odczas o sta tn iej w o jn y . N ieo sią g a ln y w czasie p isan ia pracy, o p u b lik o w a n y p óźn iej, d ram at W ojciech a M enela P r z e d ś w i t e m , w y k a z u je r ejestr cech, b liźn ia czo p od ob n ych d o cech u tw o r ó w a n a lizo w a n y ch w d ziale „Etos i p a to s” : b io g ra fia rzu con a n a tło życia d w u d ziesto letn ieg o św . F ran ciszk a, uk och an a K lara, „radosna a firm a cja ” r z e c z y w i stości, której źródłem jest w ia ra i m iłość. Por. „Ż ycie i M y śl”, 1965, nr 7— 8.
S zeregu m a teria łó w i in fo rm a cji u d z ie lił m gr Z. J astrzęb sk i, z a co au tor d zię kuje.
1 S. M a r c z a k -O b o r s k i, P o ls k i e ż y c i e t e a t r a l n e p o d c z a s II w o j n y ś w i a to w e j , K r o n ik a , „ P a m i ę tn i k T e a t r a l n y ”, !X II (1963), z. 1— 4, s. 46, 56.
2 Jeszcze n ie w y p ra co w a n o k o m en tarza id eo lo g iczn eg o sin e ir a et stu d io. Tutaj dość b ęd zie p rzyp om n ieć, że m ło d zi z S iN -u sam i b y li św ia d o m i k rążą cych o nich op in ii. Por.: m j [W acław B o ja rsk i], B a ll a d a o 3 s m u t n y c h w u ja c h ,
k t ó r z y c z y t a l i 1 n r SiN, „Sztuka i N aród ”, 1942, n r 2. 8 J. S z e l ą g , „ K u ltu ra”, 1963, nr 10.
128 ZDZISŁAW G R Z E G O R S K I
1---w stępnem u badaniu, tym bardziej że jest to już zam knięty etap życia i twórczości. Te „am putow ane” życiorysy nie przekroczyły 23 lat, kończyły się najpóźniej w pow staniu warszawskim. Nie znamy cało kształtu ich twórczości, zniszczonej lub nie wydanej. Trudno więc 0 podsumowanie historycznoliterackie. Z konieczności trzeba będzie szukać wspólnego m ianow nika dla analizowanych utworów, zaanga żowanych w tru d n ą rzeczywistość, w zakresie ich sensów i znaczeń. Nie tłum acząc się naw et ograniczonymi rozm iaram i niniejszego szki cu — w ypadnie pominąć tło porównawcze ufając, że im m anentny ogląd wyróżniającego się grona młodych też ma swój sens jako próba rozpoznania terenu.
II
P r z e ż y c i a p o k o l e n i o w e . Dla starszych okupacja była tylko „doznaniem ” — zauważa K. W y k a 5. Dla młodych stanowiła zespół podniet historycznych i ideowych, k tó ry trzeba nazwać „przeżyciem pokoleniowym ”, form ującym ich „światopogląd, moralność i wyobraź nię tw órczą”. „Pokolenie czuło się na brzegu trudnym , nowym, któ rego kształtów nie znało” 6. Dominowała świadomość czasów nowych. Byli kontynuacją . literacką dwudziestolecia, ale właśnie „przezwycię żenie wszystkiego, co miało związek z przeszłością, stanowiło dla nich problem pierw szorzędny” 7. „Szukali programów, brakło im doświad czenia i politycznej orientacji. Widzieli głównie człowieka, oraz za grożoną wolność’”8. Zaczęli w człowieku odkrywać bestialstwo — 1 heroizm, „szukali przyczyn zła w najbliższej przeszłości. Młodzież w czasie okupacji była kultu raln ie najaktyw niejsza” 9. Na łamach cza sopism dyskutow ali postaw ę młodego pokolenia. Przekraczali par tykularyzm stronnictw , postulowali odnowę opartą o wartości mo ralne i kulturalne. A więc — moralizm, humanizm, historyzm stano w ią istotę ich k ultu raln y ch i ideowych poczynań 10.
A r t y s t a o r g a n i z a t o r e m w y o b r a ź n i n a r o d o w e j . M elpomena schodzi do podziemia... W swoich wspomnieniach, za mieszczonych w „Pam iętniku T eatralnym ” n , Zawieyski podaje
wra-5 K . W y k a , K . K . B a c z y ń s k i , K ra k ó w 1961, s. 44. 6 L. B a r t e l s k i , O kn o, „ T w órczość”, 1960, nr 10. 7 Ibid. 8 Z. J a s t r z ę b s k i , P ó j d z i e m y w o l n o n a d g r o b y z g u b io n y c h H o m e ró w , „Z n ak ” 1962, nr 97/98. • Ibid.
10 K o n k lu zja Ja strzęb sk ieg o , ibid.
11 J. Z a w i e y s k i , M e l p o m e n a s ch o d z i do p o d z i e m i a , „P am iętn ik T ea tra ln y ”, X I I (1963), z. '1— 4, s. 124.
T W O R C Z O S C D R A M A T Y C Z N A „ D R A M A T Y C Z N E G O P O K O L E N I A ” 129
żenią z osobistych spotkań z młodymi: Tadeuszem Gajcym, A ndrze
jem Trzebińskim, Zdzisławem Stroińskim , W acławem Bojarskim
i innymi, którzy tw orzyli krąg SiN-u, nadto — spoza tego pism a — K. Baczyńskim. Początek ich znajomości to tajn e kom plety U niw ersy tetu Warszawskiego. Od kw ietnia 1942 r. zaczęli wydawać pismo społecznoliiteraokiie „Sztuka i N aród” którego m ottem była parafraza Norwida „A rtysta organizatorem w yobraźni narodow ej”, łączyli się z grupam i Dźwigarów i Drogi, tworząc rodzaj zrzeszenia literac kiego. Własne poranki i wieczory autorskie, dyskusje z udziałem Schillera, Irzykowskiego (najczęściej) i in. Im prezy artystyczne, spot kania ze starszym pokoleniem pisarzy i poetów. K oncerty. Studio eksperym entalne — T eatr Rozmów (Gajcy dobrym recytatorem ).
Ich publicystyka grzmiała pełnym głosem w tórując twórczości artystycznej. Gajcy p is a ł12:
B an k ru ctw o Skam andra, b ezn ad ziejn a e k w ilib r y sty k a in te le k tu a lis ty c z n a aw angardy — n iech naucza: ob o w ią zu je w ie lk i problem , o b o w ią zu je k sz ta ł to w a n ie w yob raźn i sw eg o czy teln ik a z p ełn ą o d p o w ied zia ln o ścią za m eto d ę w y ch o w a w czą . O czeku jem y rozw iązan ia k a ta stro ficzn ej, tragiczn ej n u ty , aby n ie było p o w ied zia n e: ro śli bezradni, gdy czas w o ła ł o czyn, Z m a g a n ie się z w ew n ę tr z n ą praw dą, szu k an ie jej, ch o ćb y za to groziła sa m o tn o ść — oto on. Czyn a rty sty czn y . Tak, p ięk n od u ch y — p o ezja m a w y c h o w y w a ć , n ie ty lk o baw ić, urzekać, m a w y c h o w y w a ć .
Tu jesteśm y w centrum problem atyki SiN-u: krytyczny stosunek do — ich zdaniem — bezideowego dw udziestolecia13, zaangażowanie. Wychowywać! — arty sta organizatorem wyobraźni. „Próbą m oralnej dyw ersji” nazwał G ajcy twórczość nie dającą rozwiązania aktualnych problemów. Młodzi szukali w łasnej drogi przez „olbrzym ią śmierć i przerażenie”. „Wydobycie się z trw ogi katastroficznej — to znalezie nie praw dy [...]. K atastrofizm przełam ała katastrofa” 14. Był to jedyny nurt, który aprobowali i k tó ry właśnie chcieli przezwyciężyć.
Unikać powielania realiów okupacyjnych przez „pogłębienie m eta fizyczne”. Rzecz charakterystyczna: nigdzie nie spotkam y słowa „Nie
12 K. T o p o r n i c k i [T adeusz G ajcy], J u ż nie p o t r z e b u j e m y , „ S iN ”, 1943, nr 11— 12.
13 Z. J a s t r z ę b s k i , D w u d z i e s t o l e c i e w oczach p o k o le n i a w o je n n e g o , „W sp ółczesn ość”, 1963, nr 15:
„ D w u d ziesto lecie p rzed sta w ia ło im się jak o fo rm a cja e k le k ty c z n a i b ezid eo w a . C echy te zd ecyd ow an ie p o tęp ia li i k ie d y ro zw in ą ł się tzw . R uch K u ltu ro w y , k tó reg o m otorem b y ł T rzebiński, w D ek la ra cji R u ch u zn a la zło s ię m . in . zd a n ie: »E klektyzm ow i i b ezh istoryczn ej fa n ta sty c e m in io n eg o d w u d z ie sto le c ia R u ch K u ltu ro w y chce p rzeciw sta w ić rea lizm i o b iek ty w izm w k u ltu rze« ”.
14 K. T o p o r n i c k i , op. cit.
130 Z D Z IS Ł A W G R Z E G O R S K I
m iec”. „Tej nieprzetraw ionej wojny, tych czysto ludzkich cierpień ma m y dosyć w życiu, cierpimy, jeśli wolno tak powiedzieć, do przesytu” (T rzebiński)15. Mawiał im też Irzykowski: „piszcie o kwiatach, po w ojnie pisać będziecie o arm atach dużo lepiej” 16.
M a n i f e s t „p o k o l e n i a ”. „Wyzwanie całemu pokoleniu lirycz nem u w imię tworzącego się pokolenia dram atycznego” — ta k kończy się „M anifest m usu k u ltu ry polskiej” 17. Myśl twórcza SiN-u — poza odcinaniem się od dwudziestolecia — ma przerysowania, które zazwy czaj wybacza się młodemu wiekowi oraz cechy publicystyki zaangażo w anej w walkę. Stąd ostre sformułowania, poczucie siły, chęć tworze nia nowej epoki. Naszą uwagę musi zwrócić zasadnicza wypowiedź, jak ą dał A ndrzej Trzebiński — ów „m anifest pokolenia dram atycz nego” 18:
„Nie: starzy i młodzi. Nie: klasycy —■ rom antycy. Nie: skaman- der — aw angarda — tylko dwa pokolenia: pokolenie liryczne, które musi ustąpić, i dram atyczne, przed którym stają ważne zadania. Liryka um arła w e w rześniu 1939 roku. W tedy, gdy wszyscy musieli patrzeć w oczy grozie, zawiodła jej »technika oddalania się« i tw orzenia w sa motności. Choć zmieniła się tem atyka, ciągle były to »słowa, słowa sło wa«” — antagonizm słów i czynów.
Trzebiński proklam uje „rew olucję artystyczną” — detronizuje liry kę, szanse rozw oju daje dram atow i. P ostuluje kompozycję walki sił, czyn jako podstawowe tworzywo. Bezpośredniość — rzutowanie w sześ cian sceny, w ykluczające dram aturga. Przede wszystkim — bezpośred ni stosunek do rzeczywistości. Od amoralnego procesu odchodzenia od niej w samotność k u ltu rę polską m a odrodzić dram at. Taka jest konieczność k ulturalna. Takie — k u ltu raln e zadania epoki. Nowe po kolenie — pokoleniem dram atycznym .
Stając w obronie liryki, Zdzisław Stroiński, poeta z tego samego kręgu, chyba najlepiej go skomentował. Na Trzebińskim zaciążyło po toczne rozum ienie centralnych słów-postaw: „liryczne” rozumiał pejo raty w nie — opowiadał się za tym , co „dram atyczne”, wstrząsające, krótkospięciowe, męskie, tw ard e i usobił to w d ram a cie19. Dodaj my: w idział w dram acie przede w szystkim tę funkcję, którą dziś
naz-15 S. Ł o m i e ń [A n d rzej T rzeb iń sk i], R ec. z P ie ś n i n ie p o d l e g łe j , „S iN ”, 1942, n r 3—4. 18 C yt. za: T. Ł u b i e ń s k i , G a j c y i j e g o s z tu k i, „D ia lo g ”, 1959, nr 11, s. 142— 147. 17 S. Ł o m i e ń , P o k o l e n i e l i r y c z n e i d r a m a t y c z n e , „ S iN ”, 1942, nr 5. 18 Ibid. 18 Z. S t r o i ń s k i , O lir y c e , d r a m a c ie , e ty m o l o g i i i in n y c h figlach, [W :] O k n o , L u b lin 1963, s. 3.
T W O R C Z O S C D R A M A T Y C Z N A „ D R A M A T Y C Z N E G O P O K O L E N I A ” 13 1
I ---
---walibyśmy za Jacobsonem funkcją konatyw ną 20, tak przydatną w owych czasach. Zrozumiałe, że każdy w yrażał tęsknotę za prawdziwym , w iel kim dramatem , zdolnym odczytać tru d n e życie.
S u g e s t i e r e a l i z a c y j n e . W następnym a r ty k u le 21 A. Trze biński, główny teoretyk grupy, zajął się praktyczną realizacją swych postulatów. Sugerował:
1. N adać rzeczy sen s dram atyczn y — n iech d ziała n a w e t jej brak. R zeczy są ta jem n iczy m i ak u m u latoram i w a rto ści, narzu cają nam s w o je i w z y w a ją .nasze. P oza ty m czło w ie k a m ożn a tra k to w a ć jako p roces stw a rza n ia w a rto ści, a rzecz jako stan w a r to śc i ju ż stw o rzo n y ch , a w ię c dualizm sta ty k i i d y n a m ik i w artości. T en dram at m ożna p rzen ieść n a te r e n su m ien ia czło w iek a , gd zie w a lc z y prąd sta w a n ia się — c zło w ie k jako p oten cjał, z istn ie ją c y m sta n em — c z ło w ie k jak o rzecz skoń czon a. Tak w ię c czło w ie k i rzecz są p artn eram i w dram acie.
2. Jak i ustrój je s t d la dram aturga najb ard ziej pożądany? — T w o rzą cy się dopiero u n iw ersa lizm : p e łn y czło w ie k , w ie lk ie prądy zb iorow ości, r o dzim ość.
3. K om pozycja w a lk i — n ie ro zw ią za n ie je d n o k ieru n k o w e ja k w an tyk u , n ie d w u k ieru n k ow e, k tó re zap o czą tk o w a ł h u m an izm i n ie na rem is, ty lk o — jak d y k tu je gorzka rze c z y w isto ść w a lk i, rea ln o ść w zra sta ją cy ch i m a leją cy ch s ił — dram at z trzecią s iłą z w y cięża ją cą . A lb o — pozorny rem is, gd zie po obu stronach b y ły ja k ie ś w y g ra n e i przegran e, w ś w ia dom ości i p od św iad om ości, w sferze in te le k tu i em ocji.
*
-Z produkcji dram atycznej grupy można rozpatrzeć niedokończony dram at K. B aczyńskiego22, choć sam au to r form alnie do grupy nie należał. Jednak był .z nim i związany przez wspólne studia polonistyczne, ulegał podobnym inspiracjom, byw a zaliczany w raz z niektórym i z nich do tzw. „warszawskiej szkoły poetyckiej”. Poza ty m zostanie zanalizo wane M isterium niedzielne i dram at Homer i O rchidea23 Tadeusza Gajcego, A ndrzeja Trzebińskiego A b y podnieść r ó ż ę 24, jeśli pominąć inne, nie drukow ane próby. S chyłek am onitów — groteskę Ew y Po- horskiej moglibyśmy też wziąć pod uwagę (robiąc podobne zastrzeże nia, jak przy Baczyńskim), lecz jej tekst jest niedostępny. Z tej samej
20 R. J a k o b s o n , P o e t y k a w ś w i e t l e j ę z y k o z n a w s t w a , „ P a m iętn ik L ite r a c k i”, LI (1960), z. 1— 2, s. 437.
!1 S. Ł o m i e ń, Z l a b o r a to r i u m d r a m a tu , „ S iN ”, 1943, n r 8. 22 K. K. B a c z y ń s k i , U t w o r y z e b r a n e , K ra k ó w 1961, s. 783 n. 23 K. T o p o r n i c k i , U t w o r y z e b r a n e , W arszaw a 1952, s. 121 n.
132 Z D Z IS Ł A W G R Z E G O R S K I
przyczyny nie możemy zanalizować szopki politycznej, którą interesował się Wacław B o ja rsk i25.
Rozbieżność artystycznego ukształtow ania i zróżnicowanie propo zycji ideowych zmusza do rozpatrzenia tych utworów w dwu dzia łach: Etos i patos oraz Przez grym as groteski. Wszystkie zaś utw ory można ustaw ić na jednej linii pytań, które zadawało sobie ówczesne społeczeństwo: los człowieka, stosunek do cierpienia i śmierci, udział czy obserw acja w ydarzeń, klęska wrześniowa... Każdy z tych utwo rów — bądź to kontynuujący te a tr tradycyjny, bądź to nowatorski — spełnia podstawowe postulaty „dramatycznego pokolenia” : chce być zaangażowany w „rozwiązanie tragicznej, katastroficznej n u ty ” i usi łu je dać odpow iedf na pytania współczesnych. Tę problem atykę ów czesnego społeczeństwa, która żyje w tych właśnie zaangażowanych w rzeczywistość utw orach, niech hipotetycznie ujm ie robocze pojęcie t r a g i z m u , abstrahujące ód ciągle dyskutowanego te rm in u 26, choć debiut Baczyńskiego oraz dram at o Homerze Gajcego dają m etafizu- jące odpowiedzi — „tragiczną w iedzę” i płynące z niej konsekwencje. Jak się przekonamy, każdy z czterech analizowanych d ram ató w 27 zajm uje w tej linii w łasną pozycję i daje „odczytanie życia”, które postaram y się określić.
III
Nie trzeba przypominać, że w czasie w ojny — zjawisko charakte rystyczne, choć nie jedyne — „wielcy rom antycy rozjaśniali mroki »narodowych nocy«” 28. Młodzi, debiutujący podczas okupacji, uważali za konieczne „rozpraw ić się — (na m iarę romantyków) — ze swoimi czasami” 29. N aw rót do em otyw nych 30 funkcji słowa poetyckiego, prze świadczenie o jego sile, rom antyczne poczucie własnego przeznaczenia przy potw ornym nacisku rzeczywistości — jak to trafnie sformułował B a rte ls k i31 — stw arzało atm osferę wielkiego napięcia ideowego. „Pier wszy to raz zabrakło nam w historii perspektyw y średniactw a i nu
25 S. M a r c z a k - O b o r s k i , op. cit., s. 4.
. 26 I. S ł a w i ń s k a , S p ó r o t r a g e d i ę r e d i v i v u s , [W:] S c e n ic z n y g e s t p o e ty , K ra k ó w 1960, s. 269.
27 D ram at K. K. B a czy ń sk ieg o , H o m e r i O rc h id e a oraz M i s te r iu m n ie d z ie ln e T. G ajcego, A b y p o d n i e ś ć różę A. T rzeb iń sk iego.
28 J. Z a w i e y s k i , op. cit. 28 L. B a r t e l s k i , op. c i t .' 30 R. J a k o b s o n, op. cit. S1 L. B a r t e l s k i , op. cit.
T W O R C Z O S C D R A M A T Y C Z N A „ D R A M A T Y C Z N E G O P O K O L E N IA ' 133
dy” — proklamował Bojarski. „Przed nam i już tylko wielkość lub zniszczenie” 32.
Dodajmy, że każdy z twórców rozwiązując ten sam problem dorzu cał swoje doświadczenie. Obok. w ątku biograficznego — drugą styczną łączącą oba utwory, które będą rozpatryw ane w tym rozdziale, jest m etafizyczny kierunek poszukiwań. Trzeba w nim umieścić próbę dra m atu Baczyńskiego i tw ór dojrzały, pełny — H omer i Orchidea G aj cego. Gatunkowo — dram aty poetyckie: pierw szy w yraźnie ulirycz- niony, drugi — klasycyzujący.
E t o s i p a t o s . B eztytułowy dram at K. Baczyńskiego jest dzie łem dwoistym, niewykończonym. A utor na sposób liryka chciał wy powiedzieć siebie, uzew nętrznić swoje stany psychiczne. Dobrze będzie jednak podjąć analizę tej próby dram atu oraz z rozmaitości środków artystycznych, jednolitości poetyckiej aury, w której zmieszał liryzm i przeczucia przechodzące w wizję pełną grozy i w ielkich przemian, zorientować się w kierunku jego poszukiwań.
By zrozumieć to „odczytanie życia”, jakie daje dram at, trzeba wydzielić dwa kręgi zdarzeń. Pierwszy, któ ry nazw iem y n a r o d z i n a m i ż o ł n i e r z a d o w a l k i , to dialogowane zwarcie dwu postaw: hurra-bohaterstw a P iotra i przem yślanej decyzji Jana-poety, która będzie się pogłębiać aż do nowych „narodzin”. D yskusja o wydźwię kach pacyfistycznych, głęboko ludzkich, kończy się przestrogą dla Piotra: „może ty nie sprawie, ale sobie służysz [...], w tedy groza tobie”. Ze zwarcia tych postaw wybrzm iała jego dom inanta: nie siła ciała, ale istotna jest siła ducha. To było potrzebne dla drugiego, najw aż niejszego kręgu — n a r o d z i n p o e t y d o c i e r p i e n i a — uplas tycznionej wizji, poetyckiej, mającej większą głębię znaczeń. Pierw sze słowa Matki, otwierające dram at: „Tak, Jasiu, zmierzch zaczyna nie pokój”, wyznaczają początek crescendo, które będzie narastać, przej mować, niepokoić syna. Co więcej — jej w stępna kw estia poddaje możliwość zjaw. W ten sposób Baczyński podbudow uje przesłankam i psychologicznych sugestii mające nastąpić zjawiska nadnaturalne. P rze powiedniom Matki, które nie były darem ne, odpowiada „wieczór prze m ian”, w którym urodził się żołnierz, i — co najw ażniejsze — począł poeta.
Nader łatwo spostrzec, że fak tura dram atu składa się z kontrastów światła i ciemności, dźwięków i ciszy, przestrzeni i szczegółu. One kon struują m elancholijny nastrój utw oru i atmosferę przeczuć. Cisza i m il czenie są w prost aktoram i u Baczyńskiego. Bez nich nie mogłyby poja
82 J. M a r z e c [W acław B o ja rsk i], O n o w ą p o s t a w ę c z ł o w i e k a t w o r z ą c e g o , „S iN ”, 1942, nr 1.
134 Z D Z I S Ł A W G R Z E G O R S K I
wić się zjaw y: „gorsze milczenie, bo za nim przestrzeń pełna widziadeł”. Świadomie w ykorzystał muzykę, szczególnie charakterystyczne utw ory Chopina. P reludium deszczowe ze swą m elancholią otacza zw artym pierścieniem cały dram at, otw iera go i pod koniec wraca, sugerując pow rót do życia już odmienionego, innego Jana-poety-żołnierza. Etiuda rew olucyjna, modelowana do potrzeb- chwili, ożywia Gladiatora.
Wieszcze słowa i zmierzch jesienny, muzyka, cisza — otw arte okna, widok posągu G ladiatora przed domem — wszystko to staw ia przes trzeń w centrum zainteresowania, każe się spodziewać stam tąd nad zw yczajnych kom unikatów, ty m bardziej że M atka już je otrzymała. Przestrzega, każe skrócić przestrzeń: „nie patrz długo w park i okna zam knij”. O dw rotnym zjawiskiem jest koncentracja na szczególe i nada nie m u wieszczej sym boliki (liście w I akcie). W drugim kręgu zda rzeń w izja poetycka sięgnie po syntezę: „Półkula ziemi, po niej z dwu stron m aszerują żołnierze”. To znów: „Scena piętrowa. Na górze dzieje się rzeczywistość, na dole identyczny sen”.
Elem entem scalającym wypowiedź dram atyczną Baczyńskiego jest wiersz. Swym kształtem pomaga odczuć upoetyzowaną aurę „jesie ni — pory śpiew u”, melancholii opadających liści i przeczuć, w które w darła się w ojna i przem ieniła je w „porę gniewu”. Jednolitość w ier sza przeryw a proza o dość widocznych funkcjach współdziałających z innym i środkami. G dyby się zatrzym ać na samym słowie poetyc kim, trzeba by zaznaczyć, że i ono przyw ołuje przestrzenie — „lot po kręgach nabrzm iałych m uzyką”, to znów współdziała ze sceniczną wizją w III akcie i symboliczną zabudową sceny (półkula ziemi).
M am o, u sły sz m n ie, ja się tu boję, gd y n a p rzecięciu n ieba, snu i ziem i n oc n arasta [...]
Baczyński stw arza słowom głębię, oddziaływa na w yobraźnię i tak już rozbudzoną muzyką, światłem, milczeniem, przestrzenią, z której przychodzą coraz to nowe kom unikaty, jaw ią się wizje. Cisza — „układa się jak wygładzone księżycami morze”. Słowa m ają unieść ogrom w izji — „błądzenie po dnie nocy”. Wiele tego ty p u czynni ków, ja k i poprzednio analizowane, spraw ia, że dram at Baczyńskiego jest nie tylko dram atem poetyckim, ale i ulirycznionym. Operuje szeroką skalą słownictwa: od najwyższych, najgłębszych, nie ograni czonych przestrzenią i doświadczeniem ludzkim pojęć, poprzez zwykłe spraw y ludzkie do groteskowych, tryw ialnych (sceny żołnierskie). Sło wo poety jest zdolne sprostać tym zadaniom, co nie przeszkadza przyznać, że chyba tu najlepiej w yczuje się niedokończoność tej
T W Ó R C Z O S C D R A M A T Y C Z N A „ D R A M A T Y C Z N E G O P O K O L E N I A ” 135
„symfonii’^ w ikłanie się Baczyńskiego między zalążkiem akcji, w izją dramatyczną a słowem wiązanym, którem u „na prędce” trzeba było nieraz dać łatw y rym, by uporać się z napływ ającym i obrazam i czy ideami. W każdym razie więcej tu liryki niż dram atu.
Analizowana próba ma atmosferę, któ ra sprzyja głębszemu „od czytaniu życia” i daje jednolitą tonację. Jego treścią jest tr a g i z m — dodajmy — a f i r m o w a n y . Jan po swej dyskusji w ew nętrznej, myślami „we śniie i na jaw ie”, podejm uje decyzję dźwigania „wiecz nego zrozumienia”, zgadza się cierpieć w poczuciu swej m isji poetyc kiej, nie bez udziału zjaw w podjęciu tegó postanowienia:
[Ś p ie w y G łosów ]
Z iem io, czy je s te ś w szęd zie ta sam a, sto se m k a m ien i i ciał?
K to nam cię, ziem io, z ielen ią ta k sk łam ał, k to cię ta k słoń cem grzał? [...]
W tak ich ciem n o ścia ch aż trzeba się rodzić i ty le ci trzeba sn ó w
na ca łep a ln e ołtarze zaw od zić i w tak im czyh an iu na grób?
Powiedzieliśmy: tragizm afirm owany. Raz dlatego, że Jan podejm uje go aktem woli, idzie m u naprzeciw, a dwa — ry sują się za ty m jakieś pozytywy, żeby nie powiedzieć — trium f. W skazuje na to poetycka katharsis poprzednio nazwana „narodzinam i poety”. G ladiator expressis verbis mówi o dźwiękach E tiudy rewolucyjnej: „ona leczy, ona jest p ł o m i e n i e m o c z y s z c z e n i a (podkr. m. — Z. G.). G raj [...]” Właściwie można by iść dalej i twierdzić, że jest to tragizm prze zwyciężony przez wolną decyzję człowieka:
D uch: Ja je ste m c ier p ien ie [...] Jan: [...] w sta ję , z tobą id ę,
p row adź m n ie i ni© zam k n ij m i oczu [...]
Nie dokończony utw ór Baczyńskiego „napisany został wówczas, kiedy wyczerpał się już łańcuch poematów-mitów. A więc przypuszczal nie w drugiej połowie roku 1942” — pisze K. W y k a 33. Trudno jednak nie wspomnieć, że raczej m a wiele wspólnego z liryką 1943 roku, szczególnie z drugim w ariantem W yboru („W takiej ciszy...” — inc.). W dramacie, w którym rodzi się i przem ienia poeta, decyduje się cierpieć i „konać za w szystkich”, w atmosferze przeczuć i zjaw, w sy
136 Z D Z IS Ł A W G R Z E G O R S K I
m ultanicznych scenach łatwo rozpoznać, że „wzór moralnęgo i ar tystycznego rozwiązania dla niepokojących go zagadnień współczes nych napotyka on i odnajduje w tradycji r o m a n t y c z n e j ” 34 (podkr. m. — Z. G.). W m oralnych i historiozoficznych wypowiedziach Jana K. W yka rozpoznaje ton norw idow ski35. Dodać trzeba, że mistrza w konstrukcji „wieczoru przem ian” znalazł Baczyński w Wyspiań skim 36. M usiała też zaważyć idea dram atu romantycznego i mickie wiczowskich „przem ian”.
Tak K. Baczyński rozegrał dram at etosu wojny i patosu postawy człowieka — ślad swojego rozrachunku z rzeczywistością, swego zaan gażowania, a zarazem propozycja dla współczesnych.
*
H omer i Orchidea — klasycyzujący dram at poetycki Tadeusz G aj
cy ukończył w 1943 roku, a w następnym zgłosił go na konkurs „Biu letynu Inform acyjnego”, gdzie oczekiwano sztuk, które w inny „być popularne w dobrym znaczeniu tego słowa, tj. czerpać z głębokich przeżyć zbiorowych 37. Ten postulat może być orientacyjną wskazówką w procesie analizy. Z dram atem Baczyńskiego łączą go ważne podo bieństwa: zakres problem atyki etycznej i historiozoficznej, znów „wy- braństw o” poety i tragiczna znajomość „spraw nieczłowieczych” i to, że Hom er m a ak u rat 21 lat, jak sam autor. I znów tragizm. Do Ba czyńskiego mógł kiedyś napisać K. W yka: „Pan jest już po stronie na dziei”. Czy można to samo powiedzieć o Gajcym, autorze antycznego — na pozór — dram atu, z trudem wyzwalającego się z miazmatów kata strofizm u, przebijającego się ku nadziei? „Wydobycie się z trw ogi katastroficznej, to znalezienie praw dy” 38 — pisał w czasie wojny. Jaką praw dę znalazł?
H omer i Orchidea. Dlaczego ten kostium antyczny przy tw orze
niu — jak to określił T. S. Eliot — „some perception of order in
li-fe”? 39 Jest to zrozumiałe z paru względów. N ajpierw groziło „niebez pieczeństwo przytaczania rzeczywistości artystycznej nie przetworzo nej, surow ej” 40 — potrzebny był dystans. A poza ty m młodzi zachwy
84 Ibid., s. 55. 35 Ibid., s. 54.
36 O ta k im w ła ś n ie gro n ie „p atron ów n a rod ow ych ” w sp o m in a Z aw ieysk i (op. cit., s. 123): „Obok M ick iew icza jeszcze ty lk o N orw id i W ysp iań sk i sięgali do n a szy ch p rzeży ć i d a w a li nam sło w o r o zja śn ia ją ce m rok i »narodow ych nocy«”.
37 S. M a r c z a k -O b o r s k i, op. cit., s. 56.
38 K. T o p o r n i c k i, J u ż nie p o t r z e b u j e m y , op. cit. 39 C yt. za: I. S ł a w i ń s k a , op. cit., s. 22.
T W O R C Z O S C D R A M A T Y C Z N A „ D R A M A T Y C Z N E G O P O K O L E N I A ” 137
cali się patosem antyku: człowiek m usiał przegryw ać w walce z losem, a jednak w alczy ł41. Rzecz ma też swoje źródło w zainteresow aniach Gajcego literatu rą starożytną, a przede w szystkim w tendencji do „uwspółcześniania mitów” 42, znanej już w dwudziestoleciu. Sięgnięcie po tem at m itologiczny43, to spraw a ekonomii środków artystycznych, wchodzenie in medias res, wysokie ambicje ideowe. Ponieważ o losach Homera nie wiemy nic — stworzona fikcja ilu stru je poetycki sens d ra matu. Homer jest niezrozumiany przez otoczenie, cierpi od losu i ludzi, inaczej wierzy niż oni, a ponad wszystko — jest w ybrańcem Apollina. Dodajmy, że ma 21 lat, jest zakochany, jak sam Gajcy, którego na wet najbliżsi, nie rozumieją. W ybór zdarzeń nie jest przypadkowy. Ży wioł codzienności, praw da życia, rodzina — „czysto ziemska i ludzka sfera uziemnia realistycznie sztukę, dając jej szczęśliwy um iar i roz wagę” 44, jrzeiez sama bowiem toczy się w ^wysoikioh rejonach dociekań ludzkich, jest „poematem o przeznaczeniu”. Praw dę o człowieku poka zał z dokładnością, której sprostać mogłaby tylko kam era filmowa. Wizja Gajcego jest bardzo konkretna, szczegółowa, tak że percepcja sceniczna dram atu jest hieco odmienna od w ersji czytanej.
E utyfron: (d o b ro d u szn ie,-h a ła śliw y m basem ) Tak, to ja. Co robisz, O rch i deo, w św ią ty n i? (pochyla się, b o w iem łz y na p oliczk u O rch id ei z a m ig o ta ły jak szk lan e paciorki w p ó łsk ło n ie p u szy stej g łow y). P łaczesz? (tk liw o ść w y
sk ak u je z jego g ło su n iesp o d zia n ie w y so k im i nutam i). K to cię sk rzy w d ził? (O rchidea p o sp ieszn ie ła p ie oddech, u s iłu je p rzem ó w ić [...]).
Spotykam y solowe mom enty ciszy, w której „gra” — gest, nabiera wartości słowa:
(usta O rchidei zn ow u pracu ją m ilcząc. P o d n iesio n a do góry g ło w a n a b ie r a w m ig o tliw y m p ło m ien iu jak b y n ierea ln eg o zarysu. O rchidea w sp in a się rta p alce. W yciąga do góry w o ln ą ręk ę. W yk on u je ru ch, jak b y g ła d ziła b ó stw o p o policzku).
Niekiedy autor oddaje głos pozasłownym środkom ekspresji, szcze gólnie w wymownej scenie kończącej akt III, scenie o zasadniczym zna czeniu semantycznym i funkcjonalnym. Stanowi ona konsekw encję ich postawy wobec losu, w ypełnia w yroki na Homerze i Orchidei, przenosi akcję na wygnanie:
41 S. Ł o m i e ń, Z la b o r a to r i u m , op. cit. 42 T. Ł u b i e ń s k i , op. cit., s. 146.
43 K. G ó r s k i , „ O rfeusz " A n n y S w i r s z c ż y ń s k i e j , „T yg. P o w sz .”, 1946, n r 4. 44 T. K u d l i ń s k i , Z d o b y c i e G d y n i p r z e z G alla, „Tyg. P o w sz.”, 1946, n r 51— 52.
1 3 8 Z D Z IS Ł A W G R Z E G O R S K I
(o tw a rte d rzw i za ch ły stu ją się grom k im w ia trem i ślizg iem m orza. H o m er i O rchidea zatrzym u ją s ię przed tą gran icą ciszy i g n ie w n e g o żyw iołu [...] T łu m n a stęp u je zw a rty , m ilczą cy , n ieu b łagan y).
W sferze urealniającej funkcjonuje również w ybitnie kolokwialny język: Hom erek w yrzeka na biadolenie Orchidei, wspomina wieczo rynkę, obraża się z powodu m iana „słabeusz”. Słyszymy: babsztyl, być m ilusim , chucherkiem, rozgarniętym , mleczakiem, mieć trzęsionkę z pła
czu, gapić się, uchodzić za skarżypytę, zerżnąć m ajtki Homerowi itd., itd. Spomiędzy rekw izytów starożytnych odzywa się współczesny czło w iek i rozgryw a swoją ludzką spraw ę z losem. N aturalny dialog spra w ia, że problem y m ają w ym iar ludzki, współczesny. Co więcej — język
opalizuje również innym i odcinkami zamierzeń. Szczególną uwagę zw racają na siebie didaskalia — jak to już było powiedziane — prowa dzące bieg w ydarzeń scenicznych zgoła poetyckim komentarzem, w y pracow anym aż do szczegółów: każą w yrażać „niew yrażalne”, nie po zw alają sprostytuow ać poetyckiego klim atu, są pomocne dla insceniza- tora, reżysera, aktora, a razem — pomagają skonkretyzować utw ór czytelnikowi.
(O rchidea w b ia łej, op ad ającej lu źn o ja k śn ie g sukni. O lbrzym ia korona ja sn y c h w ło s ó w ś w ie c i w w ie lk im jak k o śció ł sło ń cu [...]).
(M orze jed n y m su sem sk acze w m ilczen ie lu d zi potrząsając p ow ietrzem , k tó re k o ły s z e się g w a łto w n ie , gw iżd żą c ja k p iszczałk a [...]).
(T w arz O rchidei zm ien ia s ię b ły sk a w iczn ie. T w a rd n ieje jakby, czyni się ścią g ła , n ieu b ła g a n a [...]).
Recenzje z pierwszej inscenizacji w Gdyni (1946) przez Iwo Galla (druga — w Łodzi) podkreślają „ p a e t y c k i e w i d z e n i e (podkr. m . — Z. G.) i odkryw anie świata, w zruszające każdego głęboko”. 45 „Po tencjalnie zaw arte rytm , dźwięk, kolor, nastrój nadają jej duże w ar tości te atra ln e” 46. Przede w szystkim wszechobecność morza — wzro kow a, słuchowa, słowna.
([...] w m o m en ta ch ciszy , gd y u ch y la ją się d rzw i, zw a rty ś w is t w pada do izb y. To h u czy p od n oszące się m orze. N ik t z g ości n ie zw raca u w agi n a te n p o tęg u ją cy się w d źw ięk u in stru m en t w odny).
Rolę morza określa autor w aspektach muzycznych: „kilka taktów gwiżdżącego m orza”, „klaskanie wody jak głos bębna”, „morze cho dzące ta m i n a pow rót w swych brzegach”. Jest to niewątpliwie poetyc
46 T . K u d l i ń s k i , ibid.
41 K . B a r n a ś , „ H o m e r i O rch idea" na scenie g d y ń s k i e j , „O drodzenie”, 1946, n r 51— 52.
T W O H C Z O S C D R A M A T Y C Z N A „ D R A M A T Y C Z N E G O P O K O L E N I A ” 139
ki „zegar czasu” mierzący trw anie. Jego różnorodność symboliczną obserw ujem y w dialogach. Diodor życzy, by „łódź jego [Homera] nie
błądziła po m orzu”. Znak rozpoznawczy wieszczki, ■ to „czarna jak dno
morskie suknia”. Eurykleja przepowiada: „Morze przed wami, za w a mi, pod wami. Jego ogrom, bezkres, ruch, siła i szum, k tó ry na próż no usiłuje przeszczekać pies” — są ¡wszechstronnie w ykorzystane, b a dają dziejącym się zdarzeniom oddech bezkresu zm uszający do uogól nień i szukania poetyckiego sensu rozgryw ających się spraw. Jego wszechobecność i obojętność na ludzkie przeżycia w raz z niebem w ie czyście pogodnym, milczącym, zagadkowym — to w ym ow ny kom entarz do obojętności losu i bogów wobec ludzkich zmagań. W ym iar czasowy tych zmagań jest ściśle wyliczony. Poetae nascuntur... Zaczyna się ofia rowaniem przez m atkę nowo narodzonego przed akcją dram atu — kończy się zapowiedzią nowego okresu życia po spełnieniu się w yrocz
ni w zakończeniu sztuki. Jesteśm y świadkami tylko w ycinka przypa dającego tydzień przed pełnoletnością, w sam dzień ukończenia 21 lat, i po 30 latach. Ten ostatni skok czasowy w ydaje się dla n ie je d n y c h 47 pew nym załamaniem, choć au to r usiłuje spiąć tę przestrzeń' rekw izy
tem: formingę donosi wyganianem u Homerowi b rat w końcu II ak tu — w III ślepy już pieśniarz siedzi przepasany w yraźnie jej sznurem. N aj pełniej więc egzemplifikują spraw ę fatum dzieje Homera. Nieco m niej szy wycinek został dany Orchidei, w ystarczająco jednak długi, by za uważyć ewolucję. Najm niejszy okres dano reprezentantom innego pa trzenia na los: przedstawicielom wioski i przyjaciołom wygnanego.
Na granicy zabiegów urealniających i poetyzujących zdaje się leżeć g r o t e s k a — skontrastow anie w stylu szekspirowskim scen poważ nych, patetycznych z komicznymi, „dziwna u młodego poety dojrzałość
w yrażająca się męską szorstkością, pokryw ającą nią każdy w ylew wzruszenia czy liryzm u” 48. P raw ie cały ak t II — to śmiech przez łzy, którego wiele wnosi podchmielony Chilon, najw ierniejszy przyjaciel. Ta groteska w ukazaniu wioski w ystarcza Gajcemu na potępienie za bobonu. Chcą sądzić Homera, a nie wiedzą, jak. Nie lada w praw ką w tej metodzie było wcześniejsze M isterium niedzielne — próba innego
podejścia do tem atu.
Tak rysowałaby się aura Homera i Orchidei — dram atu, którego poetyckość nie mieści się w „rym ach i końcach w ierszy”. Jego sens poetycki — obok w ątków biograficznych,' dążących do ujednostkowie- nia przedstawionej problem atyki — zdaje się przysłaniać kompozycja, k tó ra sprawia, że chętniej nazwalibyśm y go nie poematem, a s y m f o~
47 J. Z a w i e y s k i , op. cit., s. 124. 48 T. K u d l i ń s k i , op. cit.
140 Z D Z IS Ł A W G R Z E G O R S K I
n i ą o p r z e z n a c z e n i u . N ajpierw ze względu na rolę dźwięku, jaką przew idział autor, tak że w pierwszej inscenizacji na scenie Teatru „W ybrzeże” w Gdyni -dużą rolę w zrealizowaniu wskazań poety po wierzono specjalnie skomponowanej muzyce. A przede wszystkim „sym fonia” dla refreniczności' powracających, przew ijających się leit- motivów i ogólnej, trzyczęściowej kompozycji a-b-ab. Można wsłuchi wać się, patrzeć, czytać — i ciągle stawiać sobie inne pytania, kon frontow ać pow racające w ątki, zastanawiać, się nad ich współbrzmie niem. Stąd różnie odczytywano sens dram atu: jako „poemat o śmier-
, ci”, który „tchnie afirm acją” 49, czy — bliżej praw dy — „dram at jednostki
genialnej” 50. Tym poszukiwaniom pierwszych recenzentów oraz w ątpli wościom chcielibyśmy odpowiedzieć, staw iając wszystkie ukazane śro dowiska i postaci wobec losu i na tym tle ujrzeć jedynie chyba słuszną w myśl założeń poetyckich dram atu postawę Homera (co praw da jego „w ybraństw o” dorzuci dodatkową problematykę). Do jego postawy przychyli się Orchidea — odsunie się Diodor, przechodząc na zabobonne pozycje wioski. N iektórzy z przyjaciół — Echefron, Chilon — w ejdą na drogę, któ rą szła Orchidea, ale nie dojdą do jej dojrzałości. Zgubi ich „własna ciemna niewiedza”, jak to będzie śpiewał Homer. Wioska ulegnie i przyjdzie wołać o jego powrót. Będzie to rekom pensata za poniesione cierpienia. Wszyscy zdają się pytać: po co? dlaczego? kto winien? — i każdy usiłuje znaleźć jakąś odpowiedź, próbuje odwrócić przeznaczenie-fatum , tak jak pies, który usiłował przeszczekać szum morza przy odjeździe Homera i długo po tym, aż zdechł z tęsknoty. M otyw psa przew ija się parę razy, by to właśnie nam powiedzieć.
K ierując się zasadami antycznej metafizyki, której próbkę mamy w m otyw acji d ram atu — zwróćmy uwagę na wróżby, które m ają moc obowiązującą i spraw dzają się. Eurykleja wieszczy Orchidei z dwu wzorów, przez które przemówi los i zmusi każdą stronę do przyjęcia jakiejś postawy. A wzory brzmią: „harfa grająca” oraz „oszczep i zbro ja ”.
O s z c z e p i z b r o j a — Diodor reprezentuje powszechne obawy wioski i grozi karą:
O to d a le k ie w ie ś c i niosą, że n a ląd ach p ob lisk ich idą ogrom ne w o jn y , g d zie o szczep le c i n a o szczep i d zw on ią tarcze m ężów . Ś lep o tę r zu cili b o g o w ie na o czy lu d zi [...]. Ż y jem y w czasach, g d y stygn ą d ym y o fia rn e i żału ją lu d zk ie d ło n ie g a łk i b u rszty n u n a ołtarz [...]. Zło d zieje się i grzech. P u sta czek a św ią ty n ia 1 u m iera p łom yk w złotym k aganku. M łodzież b ez trosk a w am fory patrzy i sp ełn ia puchar o g n isty ciału n a rozkosz n iem ęsk ą.
49 K . B a r n a ś , op. cit. 50 T. K u d l i ń s k i , op. cit.
T W Ó R C Z O S C D R A M A T Y C Z N A „ D R A M A T Y C Z N E G O P O K O L E N I A ” 141
Nie mieści się w tych kategoriach Homer: ani nie będzie podzielał zdania kapłana, ani lekkomyślności przyjaciół. „Młodzież beztroska w am fory patrzy [...]” •— 'zobaczymy to w II akcie. Dezaprobatę (tej po staw y potwierdza zawód, jaki spraw iają w decydującej dla Homera chwili wyruszenia pochodu do św iątyni (poza w yjątkam i, jakie stanowią Chilon i Echefron, idący na drogę b u ntu jak Orchidea). Z początku Dio- dor jest po stronie Homera: pociesza, obiecuje pomoc w zrozumieniu wróżby. Potem, gdy przekona się, że religijność jego jest innego ro dzaju, bo — jak przyznał uprzednio Orchidei — „oczy Słonecznego ude rzyły mnie od razu swą kam ienną powagą, k tó ra nie jest bynajm niej nie ma. Kiedy spojrzałem na nie, w yczytałem tę myśl bóstwa: po coś przy szedł, skoro wyznaczyłem ci inny dzień?” — Diodor potępia go razem z zabobonną wioską, bo „nie widział cudu”. Wobec spełniających się wróżb, zbliżających się w ojen i znaków gniewu bóstwa — odpowiedź w ydaje się im jasna: w inni są Homer i Orchidea za swoje bluźnier- stwa. Myślą, że zagadkę losu rozwiązali. Mającego wyższą wiedzę i kontakt z bóstwem — odrzucają, by kiedyś uznać to i naprawić.
Inną postawę prezentuje Orchidea, częściowo Echefron. U niej n a j lepiej widać ewolucję: zaczyna od próśb, ofiar — błaga, grozi, lży — odchodzi ze złamaną w iarą. Jest to postaw a w alki z losem. Całą winę próbuje wziąć na siebie. Świadoma przepowiedni staje przy Homerze i jak on poddaje się w końcu losowi. W długich rozmowach um acniają się wzajemnie: „czyż wszystko, co się dzieje, nie było postanowione od daw na?” Nawet wracające w malignie wspomnienia jej b u ntu budzą w nim sprzeciw. W ostatniej chwili zdaje się sam Homer załamywać, rozpaczać. Ewolucja postawy Orchidei idzie dalej. U m ierając podtrzy m uje go w jedynie właściwej, postulowanej przez dram at postawie: „Zostałeś w ybrany. M u s i s z (podkr. Gajcego) być posłuszny [...]. Wróć na Chios”. Bohaterska Orchidea umiera. Obrzuciła m ianem „sła beusza” Homera, bóstwo, Eutyfrona. Miała do tego prawo. Jej postać to pomnik wystawiony kochającej kobiecie.
Pozostaje uzupełnić rysy postawy Homera, w ybraństw o poety i jego konsekwencje — krąg zagadnień wokół spełniających się słów wieszcz by h a r f a g r a j ą c a . Jak muzyczny leitm otiv przew ija się senten cja, że „nieosiągalne są dla człowieka tajem nice losu”, a ukarany bę dzie ten, kto je przeniknie. Homer jest w ybrańcem -poetą, chce w ie dzieć. Ta wiedza kosztuje. Poznaje spraw y nieczłowiecze — że bóstwo płacze, a mimo tego nie szczędzi łez swoim wybrańcom. Eurykleja prze powiedziała Orchidei: „Mówić ci będę o trudnej drodze, w której dźwi gać będzie serce ogromny ciężar bólu, za wielki na barki młodzieńca, a cóż dopiero tw oje”. A jednak Homer wie, że musi być posłuszny, że dane mu jest odkrywać rzeczy nieczłowiecze, zagadki losu. Znów
142 Z D Z IS Ł A W G R Z E G O R S K I
obserw ujem y rom antyczne w ym iary, patetyczne zadania dla poezji i jej wybrańców, jak w poprzedniej próbie Baczyńskiego.
Jak można by nazwać postawę, którą proponuje dram at Gajcego? — W poprzednim utw orze widzieliśmy tragizm afirm owany: idę, pokaż cierpienie. Gajcy widzi tylko „trud n ą drogę” t r a g i z m u c i e r p i ę t n i c z e g o . „Musisz” — wszystko postanowione od dawna, nieosią galna jest dla człowieka tajem nica losu. T. Gajcy opowiedział nam „tru d ną drogę”, w której dźwigać będzie serce „ogromny ciężar bólu”. Niemniej — drogę, koncepcję fatalizmu, która była „pociechą ludzi niepew nych ju tra 51, która pocieszała, że bóstwo płacze. Taka jest jego „praw da” — przezwyciężenie katastrofizm u.
Św iatem poetyckim dram atu — jak przystało na klasycyzująeą ten dencję — kieruje bóstwo. Człowiek jest jego ofiarą, lecz właśnie tą drogą w nika w ten św iat prom yk nadziei, przestylizow ana metafizyka. Po w ypełnieniu „m usu”, poddaniu się losowi — „otw arte są usta, Ho merze. Pam iętaj, wróć na Chios” (ostatnie słowa dramatu). Miał prże- cież obietnicę Apollina: „Będziesz szczęśliwy [...]”.
H omer i Orchidea, to najbardziej dojrzały owoc powstały w kręgu
„pokolenia dram atycznego”. W 1946 r. doczekał się I nagrody na Kon kursie Zarządu Miejskiego w Krakowie.
IV
Zastanaw iające jest istnienie szerokiego n u rtu groteski w literatu rze pięciolecia wojennego 52, nurtu, k tó ry nie omija i dram atu.
Rzecz godna zbadania. K. W yka widzi przyczynę tego w kon traście „konspiracyjnego życia na niby” 53. Widać to i we wspomnie niach Trzebińskiego o B o jarsk im 54, jak i w twórczości całej grupy. W grotesce upatryw ali n ader przydatny kształt dla swych poczynań. Trzebiński — jak zwykle now atorski — m arzy m. in. o „milczącym balecie”. Zostawiając szczegółowe rozpatrzenie specjalnym studiom, rejestru jem y tu taj dwie cenne pozycje, w których zobaczymy intere sującą nas problem atykę przez grym as groteski: Tadeusza Gajcego
M isterium niedzielne i A ndrzeja Trzebińskiego A b y podnieść różę —
m isterium buffo i najbardziej now atorski wśród analizowanych dram at- -groteska. Na pytania współczesnych ta grupa utw orów daje
odpowie-51 T. Ł u b i e ń s k i , op. cit.
“ Z. J a s t r z ę b s k i , K o r e s p o n d e n c j a , „D ialog”. 1960, nr 3, s. 173. 53 K . W y k a , op. cit., s. 81.
T W O R C Z O S C D R A M A T Y C Z N A „ D R A M A T Y C Z N E G O P O K O L E N I A ” 1 4 3
dzi konkretne, praktyczne, sięgające raczej do polityki aniżeli do rejo nów metafizycznych, choć G ajcy już tu, we wcześniej napisanym M i
sterium , zarysowuje swoją rom antyczną koncepcję poety.
P r z e z g r y m a s g r o t e s k i . W M isterium niedzielnym Tade
usza Gajcego znalazła swój obraz artystyczny Polska przedw rześnio- wa, jej tragikomiczne przygotowania do wojny, a przede w szystkim powszechny paroksyzm prorokowania, gdy. nadeszła klęska — obrachu nek nierzadki w twórczości tego pokolenia. G ajcy dał obraz przem y ślany, nie bez pedagogicznych propozycji, przesycony barw ą k ry ty k i „m iłującej”, pogodnej, a przy ty m nie bez ciekawych rozwiązań stru k turalnych czy inscenizacyjnych. Dobrze powiedziano, że „to praw dziw y fajerw erk talen tu Gajcego” 55, ucieleśnienie idei w yrażonej przez auto ra w arty ku le Już nie potrzebujem y. Nie trzeba pow tarzać lęku k ata- strofistów, bezradności wobec nadchodzącego czasu. Ten „fajerw erk ” zrodziła potrzeba czynu artystycznego o zadaniach pedagogicznych. Spod kolorytu pogodnego, jakim chciał malować ten obraz, odkryw am y również inną barwę: sprawę śmierci, problem atykę losu, k tó ra m głą zadumy otacza pogodne zda się niebo utw oru:
W sm u tn ym lęk u p ła cz d ziecin n y n ib y stro fy m ojej p ie ś n i
( I n t e r m e d i u m )
Tutaj, w parę miesięcy przed H om erem i Orchideą, nie podejmował jeszcze próby „odczytania życia”, zafascynowany potrzebą pouczenia siebie i innych oraz podsumowania lekcji w rześnia 1939 roku. Jest to szukanie „ludzkich” przyczyn klęski, dzieje „zgromadzenia ojczystych proroków ” w raz z dylem atem Apokalipsy w w ym iarach groteski, w której ukazała się Polska przedwrześniowa. To w szystko wym aga dopowiedzenia: nie w gwiazdach trzeba szukać przyczyn klęski, ale bliżej... Pogłębioną ideowo i m etafizującą lekcję dał później poprzez dzie je greckiego śpiewaka.
M isterium było pierwszą próbą sił w dramacie. Jego um ysł drążyła
pasja wyjścia ze zniewalających oparów katastrofizm u i cienia śmierci. W yrzucał mu to Irzykowski. Sam był przekonany, form alnie to dekla rował wspomnianym artykułem . Trzeba było w ybrać najwłaściwszy kształt dla tej problem atyki i osobistej, i narodowej. Poeta w „partii form alnej” przyznaje, że to niełatwo: „Planeto senna [...] — przecież to dosłownie z Cocteau i kątastrofistów japońskich [...]. Psia kość [...]. Chyba zw ariuję”. W innych kw estiach poeta z tru dem w yzw ala
1 4 4 Z D Z IS Ł A W G R Z E G O R S K I
ją cy się z balastu trad ycji literackiej awangardy, w „szarpaninie we w n ę trzn e j” pyta: „Co by powiedział na to Irzykowski?” I tak dochodzi
do potrzeby k k t h a r s i s — ślad rozrachunku z samym sobą, Zgrab nym zabiegiem konstrukcyjnym przenosi to pojęcie z całą sugestią jego znaczeń do toczącej się tym czasem akcji: oczekiwana Apokalipsa p rzy jm u je im ię K atharsis. Taka jest zasadnicza p r o p o z y c j a Gaj cego, Cóż, kiedy się nie udało. Musi jednak przyjść — „Apokalipsa”. K atharsis — nie będzie. „Zgromadzenie ojczystych proroków ” może trium fow ać.
Być może było to naw iązanie do Cocteau — a rebours: pewna za leżność od rozwiązań form alnych — uniezależnienie się od tragicznych nastrojów. Nie przesądzając jednak tych zagadnień (precedens stano wiło również m isterium buffo Majakowskiego), w ystarczy chyba wska zać na bardziej bezpośrednie źródło inspiracji. Był nim Gałczyński ze swoją tendencją mieszania stylów, autokrytycyzm em , jak i predylek- cją do brania na warsztat, groteski Polski dwudziestolecia, z elemen tam i fantazji i baśni, acz nie zatracając, jak to i Gajcy robi, realności w yobrażeń świata. W yliczając te cechy za Staw arem 56 m am y na myśli takie utw ory Gałczyńskiego, jak Bal u Salomona z jego refleksjam i 0 sztuce, zw rotkam i autobiograficznymi, a już przede wszystkim poe m at Koniec świata — parodię poezji katastroficznej i właśnie Apoka lipsy, rew ia postaci i środowisk, w której każdemu „coś się dostało”.
Zasadniczym n u rtem konstruującym groteskowe M isterium nie
dzielne i spajającym je w całość są dzieje narodowego prorokowania
1 przeczuć „Anno Domini 1939” o w yraźnym nerw ie dram atycznym i nieco tragikom icznym zakończeniu. Tym dziejom nadał kształt m i s t e r i u m b u f f o — uschematyzował postaci dając im żywot mario netki, zaznaczając tylko potrzebne dla sparodiowania cechy. Pojawi się i Król ze składanym berłem, Anioł ze skrzydłam i ukrytym i pod dobrze skrojonym paltem, W „Interm edium ” w ystąpi sam A utor M i
steriu m i poda poetycką genezę. Poeta będzie wypowiadał również
„p artie nie przew idziane przez au to ra”, a całość przedstawi narrator ustępujący w większości wypadków nurtow i dram atycznem u w ypa
try w an ej Apokalipsy W sumie — chęć odnowienia gatunku, przepoje
nie schem atu m isterium groteską z jej arealistyczną motywacją, eli m inacją czasu, odwracaniem wartości, nonsensem przypadku.
Tadeusz-starzec Poeta bierze „Pam iętnik swojego życia”. Pod ro kiem 1939 czyta, jak to zaczęła się wieszcza twórczość w owym roku:
Co noc sły sz a łe m pod ok n em naszym g ło s y prorocze i n a tch n io n e,
T W O R C Z O S C D R A M A T Y C Z N A „ D R A M A T Y C Z N E G O P O K O L E N I A ” 145
tłu m y b łą d ziły i im ion a p ad ały św ię te , tak że n o w e [...]
Tak miało się począć M isterium niedzielne, bo wzywał go „głos tajem ny”. Pieśń miała być „prosta i dziecinna [...], nuta m iękka”. Swoją śmierć przedstawia spokojnie, groteskowo. To jest novum w twórczości Gajcego. W tym kierunku miała iść jego katharsis.
Utwór ma wiele aluzji, przedwrześniowych reminiscencji. Ułan z M arynią śpiewa refren swej piosenki, jak to
b ędzie k o ły sa ł o g ień —
sin a D źw in a m n ie k u si i W isła d ziew czyno.
— i patrzy na swoje ostrogi. Kołysankę śpiewa żołnierzykowi Hipolit:
Ś p iew a j, śp iew a j beztrosk i
broń sw ą szyk u j n a rozkaz [...]
Tak, snuły się w tedy sm ętne postaci poetów, grom ili następcy Skar gi, filozofowie mówili „panta re i” i zamykali okna. Poza tym pomniki, przemówienia, orkiestry, wierszyki, wielkie słowa o służeniu Ojczyźnie, barw y ochronne... „Cinzano” — bawić się, by zmylić wroga (gorzka to ironia...), zadziwić, bo czegóż się bać, skoro „tylu św iatłych mężów dba, by ocalić k ra j”? „Okręty strzegą nasze morze, wojska czuwają, pędzą krajem bronie warczące, długolufe”. Nie zabrakło w ty m zw ier ciadle 1939 roku naw et przysłowiowego „guzika”, którego w myśl slo ganów propagandowych mieliśmy nie oddać. Odpowiedź na pytanie, kto winien, brzmi jednoznacznie.
Tak zostały wspomniane tam te czasy. Najszerzej rozrósł się w ątek wieszczenia, bo aż do rozmiarów akcji dram atycznej u jętej w cztery widowiska. Ów paroksyzm prorokowania rozpoczyna dziad spod kościo ła — Hipolit. Dołącza się Wieszczący Dorożkarz, nie oprze się tem u niewierzący Policjant, który staje się opatem związku postanaw iają cego, by członkowie patrzyli w gwiazdy i uprzedzili w szystkich o zbli żającej się Apokalipsie. Oczywiście rzecz ma swoje perypetie, wiesz czenia narastają, czeka na nie Tłum. Idea przybiera k ary k atu raln ą po stać wraz z marzeniam i Marysi. Nawet pomylono się co do term inu, na moment ogłasza się „rozejm boski” — spraw ę oparto o bufet — itd.
Tym ludziom Gajcy proponował — katharsis, jaką sam sobie chciał narzucić. Temu celowi miało służyć pełne fantastyki i groteski sięgają cej chwilami do pełniejszych barw parodii, k ary k atu ry — M isterium
14 6 Z D Z IS Ł A W G R Z E G O R S K I
niedzielne, dowód jednego rodzaju możliwości poety. Inny był nieco
późniejszy dram at przeznaczenia Homer i Orchidea, drugi etap dialogu z losem, nowy przejaw możliwości Gajcego.
*
W czasie w ojny zdążył zabłysnąć i — zgasnąć — taki młody W itka cy, A ndrzej Trzebiński, główny teoretyk „Sztuki i N arodu”. Z jego „laboratorium dram atu” wyszły nie tylko teoretyczne sugestie, ale i realizacja założeń — dram at-groteska A h y podnieść różę. Wyrósł on z jego światoburczej idei u n i w e r s a l i z m u — „filozofii proporcji”. Trzebiński głosił metodę „złotego szczytu”, twierdził, że tertium — da tur. Podał naw et tzw. praw a całości57 we fragmencie pracy na ten te mat. M iały one „ująć, uregulować, opanować intelektem żywioły kul tu ry ludzkiej”.
Jest to więc — t e a t r i n t e l e k t u a l n y , w ykorzystujący ele m enty znaczeniowe, w którym niepoślednią rolę odegra socjolog, zwy cięży owa „trzecia siła”. Trzebiński wierzył, że w zamęcie w alk ideolo gicznych zakonspirowanej Polski zwycięży nie totalizm, naw et nie de- m okratyzm , ale uniwersalizm, który będzie miał wyraźny, powszech nie znany program oraz da możliwość pełnego, rozwoju jednostce. Koniecznym w arunkiem przem ian jest rewolucja-wojna, która będzie skokiem naprzód, gdyż w Polsce zatrzym ała się historia. Jego dram at przez swój tok zdarzeń ma taką właśnie wymowę. Dla ludzi, nie ma jących — niestety — żadnych poglądów, nie zaangażowanych, walka niesprecyzowanych ideologii mogła mieć grym as groteski. Toteż potę gowano groteskowość, wyrzucono m. in. różę-kokardę. Symbolem od w rotu z tej pozycji, sięgnięciem do „refrenów społecznych”, rodzeniem się nowego systemu, łączącego cechy obydwu ukazanych obozów — jest podniesienie róży, „początek życia w prawdziwym świecie”.
Jest to te a tr kapitalnych spięć (dwaj dyktatorzy, nie mogący się zaaresztować, w ygryw a trzeci; zwalczające się obozy, które nie znają swych poglądów), sztuka o drapieżnej ironii:
67 S. Ł o m i e ń, M e t o d a „ złotego s z c z y t u ” (G lo s sy na t e m a t „ U n iw e r s a l iz m u ”), „ S iN ”, 1943, nr 7:
1. C ałość is tn ie je je d y n ie w częściach .
2. C ałość różn i s ię fo r m a ln ie od sw y ch części. 3. C ałość je s t p ierw sza od sw y ch części. 4. C ałość jest cele m części.
5. C ałość je s t p rocesem człon ow an ia.
r T W O R C Z O S C D R A M A T Y C Z N A „ D R A M A T Y C Z N E G O P O K O L E N IA ” 147 — L u dzie strzelają do ludzi, a panu p o trzeb n e poglądy?
— [...] n ie m am na te sp raw y żad n ych pogląd ów . Ja m am sam e ty lk o po glądy [...] (z I aktu).
A utor w ykorzystał również schemat komedii pomyłek, tragicznie ewo- kujący wiele rysów tam tej rzeczywistości.
Jest to t e a t r p r o p o z y c j i s p o ł e c z n o - p o l i t y c z n y c h , nawiązujący do aktualnej problem atyki. Nie „koniec św iata”, ale począ tek nowego życia da wojna. Nie katastrofizm , ale m yślenie konkretne, formowanie^poglądów, znajomość historii, z której dostawało się „pałę”, postawa zaangażowania. To były sugestie, jakie w ysuw ał wobec tra gicznych zagadnień epoki, losu człowieka, udziału czy obserwacji itp., które hipotetycznie zostały objęte pojęciem „tragizm u”. Choć au to r był przeciwnikiem naiwnej pedagogizacji literatu ry , tkw ił mocno w sercu rzeczywistości, jak tego żądał w Manifeście. Jej służył zautonomizo- waną sztuką, w której zawarł swe postulaty i przem yślenia o wyso kim morale.
Wreszcie — t e a t r e k s p e r y m e n t a t o r s k i . W całej pełni udało się mu nadać rzeczy sens dram atyczny, udram atyzow ać naw et jej nieobecność. Piłeczka ping-pongowa jest osią kom pozycyjną całego d ra m a tu 58. Gra w ping-ponga rozwija się równolegle do rozgryw ek dwóch partii, staje się jej wielką m etaforą, doskonale w ykorzystaną. Podkreśla to kolor ubrań — biały dwóch sportowców, czarny obu dyktatorów. Drugim rekwizytem, równie dobrze w ykorzystanym , jest róża-kokarda o złożonej symbolice. Równocześnie w tej kompozycji opartej o w alkę Trzebiński pokazał proces słabnięcia dwu sił i n arasta nia trzeciej siły, która zwycięża. W tej walce w ystarczyło, że postaci ukazały jedynie potrzebne do gry cechy i to w wym iarze grotesko wym. Specjalną rolę nadał jedynej kobiecie — Obliwii. Musiała ona normalnie reagować i być „naiw ną”, by łatw iej widać było odkształ cenia groteski.
D ram at ma tyle dynamiki, pasji, ironii, że nie trzeba było zwracać uwagi na czas, ani ostatecznie dzielić go na ak ty — ustępstwo dla widzów i aktorów, gdyż i tak nic się nie zmieniło w scenerii poza powiększeniem okna w ostatnim akcie, by... Obliwia mogła łatw iej wyskoczyć. Andrzej Trzebiński, wówczas dwudziestolatek, mógł po chwalić się wrażeniem, jakie wywarło pierwsze czytanie sztuki (2 VI 1942) 59. Ostatnią groteską tej groteski jest to, że przez dwadzieścia lat nie doczekała się próby scenicznej — nie podniesiono tej „róży”.
^ 58 Z. J a s t r z ę b s k i , K o r e s p o n d e n c j a , op. cit.
58 A. T r z e b i ń s k i , Z a p i s k i (ogłosił Z. J astrzęb sk i), „ P a m iętn ik T e a tr a ln y ” X II (1963), z. 1—4, s. 129.
148 Z D Z IS Ł A W G R Z E G O R S K I
Ojcostwa ideowego Trzebińskiego nie trzeba szukać — sprawa jest jasna. „Myślę o dramacie, jednoaktówce po Witkacowsku metafizycz nej i form alnej” (z Z apisków )60. „Składam hołd rodowi Witkiewiczów [...], kocham obu: ojca i syna. Jest w nich ostra szlachetność, psia krew — uroda myśli, coś takiego, czego nigdzie nie poświecił” 61. Odrzucenie m otyw acji życiowej w sztuce, formalne traktow anie ele m entów znaczeniowych, kładzenie nacisku na konstrukcję i kompo- zycyjność dzieła, intelektualizm i skłonność do deformacji, wielokie- runkowość zainteresow ań i równoległość postawy teoretyka i tw ór cy — że w ym ienim y tych kilka cech za Z. Jastrzęb sk im 62 — świad czy o związkach ze St. I. Witkiewiczem, obok powiązań z Brzozow skim czy Irzykowskim, z którym , jak pisze, „żarł się” nieraz. A by pod
nieść różę jest groteską, kontynuującą linię Witkiewicza. Znamionuje
ją dojrzałość artystyczna i jednocześnie własny styl a u to ra 63. „Co W itkacy rozumie przez elem enty znaczeniowe? Czy elem enty są na praw dę rów nouprawnione? To jest fałsz Witkacego, którego strawić nie mogę w żaden sposób” 64. Trzebiński był samodzielnym uczniem, dalej już budował sam, jak to obserwowaliśmy analizując jego myśl teoretyczną. Pasjonował go dram at rozegrany na remis. Pisał:
U b a jeczn eg o W itk acego zn alazłem i na to, m ętn ą co praw da, a le od p ow ied ź. N a zw a ł to p o sp ieszn ie i b ez sp ecja ln eg o en tuzjazm u: dram atem o ro zp ły w a ją cy ch się form ach [...]. T ak ie m okre form y są jednak n ieb ez p ieczn e, a rem is jest m a tem a ty czn ą abstrakcją, w porządnym życiu n ie sp o ty k an ą [...]. A le p roponuję in n e w y jś c ie [...]. Z w y cięży ć m oże trzecia s i ł a 63.
)
— tak w dramacie, jak i w rzeczywistości. Taka jest koncepcja artys tyczna i sugestia polityczna Trzebińskiego. Jeśli o dramacie Homer
i Orchidea powiedzieliśmy, że był najbardziej dojrzałym owocem gru
py, o tym powiemy, że był utw orem najbardziej nowatorskim, reali zował własne koncepcje artystyczne autora.
66 Ibid.
61 Z. J a s t r z ę b s k i , K o r e s p o n d e n c j a , op. cit. “ Ibid.
66 Ibid.
84 C yt. za J astrzęb sk im , ibid.
T W O R C Z O S C D R A M A T Y C Z N A „ D R A M A T Y C Z N E G O P O K O L E N I A " 14» V
C o p o n i c h z o s t a ł o ? Już w 1943 roku T. Borowski chciał dać odpowiedź:
Z ostan ie po nas złom żelazn y i głu ch y, d rw iący śm iech p ok oleń 8e.
Zżymali się na to. „Otóż nie. Choćby miał po nas przemaszerować cham ski but kata [...] dla przyszłych pokoleń będzie ten nasz krzyk niezaspo kojony, niezadławiony, żarliw y — pragnieniem mocnego dobra. I choć by zawieść miało wszystko, to jedno po nas zostanie na pew no” 67. Po wojnie usiłował odpowiedzieć S. Ziembicki: zostanie „To, co najw aż niejsze, najdoskonalsze, to linia, ton. Jedność twórczości i walki. Styl epoki” 68. Tzn. postawa bezpośredniego stosunku do rzeczywistości, w ew nętrzna konsekwencja między czynem w sztuce i czynem w życiu. Te punkty M anifestu pokolenia dramatycznego zrealizowali. D ram a tem, który brał na w arsztat problem y z życia, odczytywał je, postulował co najm niej postawę fatalistycznej afirm acji — chcieli odrodzić k u l turę polską.
Podsumowanie ich debiutanckiego dorobku i ustaw ienie w cyklu rozwojowym polskiego dram atu miałoby jeszcze coś z hipotezy. W każ dym razie obydwie pozycje Gajcego są dojrzałym i owocami „czasu swego”, poszerzają naszą literatu rę o utw ory, kontynuujące tendencje dwudziestolecia. Osiągnięcia Trzebińskiego są krokiem naprzód, jaki — tylko jeden — zdążył zrobić w czasie wojny. Chyba wolno w tym miejscu wspomnieć słowa S. Pigonia: „Cóż, należym y do narodu, któ rego losem jest strzelać do wroga z brylantów ” 69.
W ażniejsze prace, k tóre w yk orzystan o:
A. K. W yka, K rzy szto f K. B a czy ń sk i, K ra k ó w 1961. B. „P am iętn ik T ea tra ln y ” X II (1963), z. 1— 4.
T. L u biński, G ajcy i jego sztu k i, „D ialog”, 1959, nr 11, s. 142— 147. Z. Jastrzęb sk i, K oresp on d en cja, „D ia lo g ”, 1960, n r 3, s. 173.
Z. Jastrzębski, „P ójd ziem y w o ln o nad grob y zgu b io n y ch H o m eró w ”, „Z nak”, 1962, nr 97—98.
L. B a rtelsk i, Okno, „T w órczość”, 1960, nr 10.
C. D ruki k on sp iracyjn e „ S iN ” (w od p isach m aszyn ow ych ).
66 Z ak oń czen ie P ie ś n i z cy k lu G d z i e k o l w i e k z ie m ia , p rzed ru k ow an e: T. B o r o w s k i , U t w o r y z e b r a n e , t. I, W arszaw a 1954, s. 126.
67 J. M a r z e c , Co p o nas zos tan ie, „ S iN ”, 1943, nr 6.
68 S. Z i e m b i c k i , J e d n o ść tw ó r c z o ś c i i w a l k i , „D ziś i J u tro ”, 1946, n r 7. 69 K. W y k a , op. cit., s. 111.