Jan Pryszmont
Biuletyn teologicznomoralny
Collectanea Theologica 43/2, 109-124
43 (1973) f. II
BIULETYN TEOLOGICZNOMORALNY
Zawartość: I. WYPOWIEDZI I DOKUMENTY PAPIESKIE. 1. Wypowiedzi papieskie. — 2. Sacram entum Poenitentiae. Normy duszpasterskie w sprawie rozgrzeszenia ogólnego. II. SPRAWOZDANIA. Perspektyw y polskiego etosu. Spotkanie naukowe m oralistów polskich. III. Z NOWSZYCH PUBLIKACJI. Między Biblią a biologią*.
I. WYPOWIEDZI I DOKUMENTY PAPIESKIE 1. Wypowiedzi papieskie
(AAS 63, 1972, n. 1—3)
W tradycyjnym przemówieniu świątecznym do kardynałów’ i prałatów K urii Rzymskiej (S a lu te a Voż, 23. XII. 72, s. 31—39) papież poruszył kilka ważnych tematów, nie pom ijając oczywiście aktualnej wciąż kw estii sp ra wiedliwości i pokoju. Przypom niał swój list apostolski O c to g e sim a a d v e n ie n s, oraz naukę społeczną swoich poprzedników, podkreślając, że odpowiedzi na współczesne problemy należy szukać w Ewangelii (s. 35—6). Szerzej n a te m at pokoju wypowiedział się P a w e ł VI w przemówieniu wygłoszonym 1 stycznia 1972 r. (O g g i, p r im o, s. 43—46), podkreślając m oralny ch arak ter pokoju, jako zadania do wypracowania. Równocześnie duży nacisk położył papież na konieczność odróżnienia pokoju prawdziwego od fałszywego i na potrzebę znalezienia podstaw owego prawdziwego pokoju. Nie zasługuje na miano pokoju taki stan stosunków międzyludzkich, który opiera się na prze mocy, podstępie i niesprawiedliwości (s. 44). Jedynie sprawiedliwość, uzn a jąca i respektująca prawdziwą natu rę ludzką oraz ludzkie praw a, może stanowić podstawę dla pokoju (s. 45). Do niniejszego tem atu naw iązuje prze mówienie skierow ane do cywilnych władz Rzymu (E ccoC i n u o v a m e n te , 27. I. 1972, s. 198—201), przypom inające poważny obowiązek hum anizacji życia w ośrodkach wielkomiejskich, zgodnie z O cto g esim a a d v e n ie n s (s. 200). Ko nieczność obrony praw ludzkich podkreślił papież również w przem ówieniu do K urta W a l d h e i m a , sekretarza ONZ (N ous so m m e s tr è s to u c h é, 5. II. 1972, s. 214—215). „Kościół — mówi papież — zatroskany przede wszystkim o praw a Boskie, nie może jednak nigdy pozostać obojętny wobec praw czło w ieka stworzonego na obraz i podobieństwo swojego Stworzyciela” (s. 215). W spomniane wyżej praw a człowieka oraz ich obrona, nie kłócą się w żadnym w ypadku z istnieniem społeczeństwa i porządku praw nego (legal nego) w sensie ścisłym. Głębokie myśli n a ten tem at zaw iera doroczna mowa do audytorów i urzędników Roty Rzymskiej (È p e r N o if 28. I. 1972, * Redaktorem niniejszego biuletynu jest ks. Jan P r y s z m o n t, W arszawa.
s. 202—205). Wspólnota nie op arta na prawie, zam iast wspólnotą miłości stanie się nieuchronnie społecznością opartą na samowoli (s. 203). Papież krytykuje pewne próby reform y praw a, ponieważ ubocznie fałszują widzenie całego porządku m oralnego podważając najpierw ogólnie pozycję praw a naturalnego, następnie władzy i praw a pozytywnego ... jako zewnętrznego dla osobistej czy grupowej autonomii; a uw alniając w ten sposób sumienie od jasnego poznania i uznania obiektywnego obowiązku moralnego, czynią je, być może, wolnym i swobodnym, lecz niestety ślepym kryterium dzia łania ludzkiego ..., zdanym na oportunizm poszczególnych sytuacji lub na impulsy popędów psychofizycznych, bez jakiegoś autentycznego ładu czy ham ulca osobowego ...” Przypom inając znaną zasadę, że nie m a człowieka bez praw a an i społeczeństwa bez władzy, odrzuca przemycane dziś upor czywie fałszywe pojęcie wolności: „Jakże nasza chrześcijańska wolność m ia łaby się odróżniać od owej napiętnow anej przez Apostoła Piotra (mówiącego): Wolni — tak!, lecz nie jako czyniący z wolności zasłonę dla maskowania zła, ale jako słudzy Boga” (1P 2, 16)”. Nie wolno nam — głosi dalej P a w e ł VI — od konieczności praw a odwoływać się do wolności Ducha, lub do tej wolności ( = od judaizmu), do której wyzwolił nas Chrystus (Gal 5, 1). Sam bowiem Chrystus nam powiedział: „nie sądźcie, że przysze dłem znieść prawo lub proroków; nie przyszedłem znosić, lecz w ypełnić” (Mt 5, 17 s. 204).
K ształtow anie doskonałej osobowości u człowieka żyjącego w świecie opanowanym przez ducha technologii wym aga położenia silniejszego akcentu na wartości niem aterialne, a więc ściśle duchowe i m oralne. Ważkie uwagi na ten tem at kieruje papież do II Międzynarodowego Kongresu poświę conego sytuacji szkolnictwa w społeczeństwie technologicznym (N ous s o m m e s h e u re u x, 8. I. 1972, s. 46—49). Jedynie ustawiczne odwoływanie się do norm m oralnych może uchronić człowieka przed katastrofą (s. 47). „Czysta technika, a więc bez etyki, może stać się narzędziem zniewolenia, a nie wyzwolenia (człowieka); jest zdolna skrępować ludzką osobę, zamiast ją wyzwalać, wzbogacać i rozwijać; krótko mówiąc — raczej niesie śmierć, niż życie dla człowieka i społeczeństwa” (s. 47). Człowiek oczywiście o tyle łatw iej przyjm ie norm y m oralne, o ile zrozumie, że nie stanow ią one ogra niczenia jego osobowości, lecz są podstawą jego w ew nętrznej w artości i roz woju. Całe wychowanie etyczne człowieka wierzącego opiera się na funda mencie religii.
Nie tylko poszczególny człowiek, ale cała ludzkość potrzebuje wychowania. Zadanie to w pewnym szczególnym znaczeniu spełnia wobec ludzkości Koś ciół, w ypełniający określoną m isję otrzym aną od Chrystusa. Ciekawą syn tezę m isji Kościoła w świecie znajdujem y w mowie do korpusu dyplom a tycznego z okazji życzeń noworocznych (N ous V ou s r e m e rc io n s, 10. I. 1972, s. 49—57). Papież wychodzi od pojęcia sprawiedliwości, ukazując jej uniw er salisty czny charakter. Sprawiedliwość przenika wszystkie płaszczyzny ludz kiego życia, jest wartością, która obowiązuje wszystkie jednostki ludzkie i wszystkie grupy społeczne oraz wszystkie instytucje, zwłaszcza te o za sięgu ogólnoświatowym. Wszyscy więc, odpowiednio do swojego powołania, pracują dla sprawiedliwości i pokoju na świecie. Na tym tle rysuje się w yjątkow a rola Kościoła, nie dająca się sprowadzić do płaszczyzny czysto ziemskiej i politycznej. Czysto duchowy charakter m isji Kościoła sprawia, że Kościół znajduje się niejako na zew nątrz tego wszystkiego, co się nazywa polityką, a zwłaszcza tego wszystkiego, co m a związek z użyciem siły. Z a sadą działania Kościoła jest ewangeliczne praw o miłości, k tó ra przem ienia św iat skuteczniej niż jakakolw iek rewolucja (s. 51). W łaśnie dzięki swej d u chowej konstytucji Kościół może być praw dziw ie i głęboko w świecie obecny. Kościół, niosąc ludzkości zbawienie, dąży do całościowego podniesie nia człowieka i stąd nie pozostaje obojętny także wobec jego doczesnych problemów, „oświecając je światłem Ewangelii i uzbrajając ludzi w zbaw
cze moce, czerpane od swego Założyciela, w Duchu Św iętym ”. W ten spo sób Kościół w ychowuje przede w szystkim własnych członków (s. 52—53). Oddziaływanie Kościoła n a ludzkość posiada c h arak ter służby, ponieważ Kościół nie posiada w świecie własnych celów i ambicji, lecz pomaga lu dziom w realizowaniu ich zadań. Specyficznym zadaniem Kościoła w tym względzie jest wychowywanie sumień i kształtow anie ludzkich serc, tak, aby były zdolne usłyszeć i przyjąć wezwanie Boże; n a drugim planie dopiero znajduje się współpraca w rozwiązywaniu współczesnych problemów w dziedzinie kultury, oświaty i pokoju (s. 55—56).
Ogólnie w idziana m isja Kościoła aktualizuje się niejako i konkretyzuje w powołaniu poszczególnych grup i indywidualnych wiernych. 25-lecie ist nienia instytutów świeckich daje papieżowi okazję do refleksji nad w spół czesnym znaczeniem tych instytutów — w świetle nauki ostatniego soboru
(In ą u e sto g io rn o, 2 II. 1972). Otóż zasada, na której opiera się owe in stytuty, w pełni odpowiada teologii Soboru W atykańskiego II: w jednym i w drugim w ypadku chodzi o form ę życia w pełni ewangeliczną oraz o przyjęcie pełnej odpowiedzialności za przem ianę i uświęcenie św iata zgodnie z zasadą „obecności Kościoła w świecie” (s. 206—207). Należy naw et mówić o w ew nętrznym przenikaniu się Kościoła i św iata na podobieństwo duszy w ciele. „Kościół posiada autentyczne w ym iary doczesne (secolare),
tkwiące w jego naturze oraz misji, a m ające swe źródło w Tajem nicy Słowa wcielonego, realizowane (wymiary) w różnej form ie przez członków Koś cioła duchownych i świeckich, stosowanie do ich własnych charyzm atów ”. Stąd urząd nauczycielski często przypom inał wiernym ich odpowiedzialność za świat. Ten obowiązek jest tym bardziej naglący dziś, „kiedy ludzkość znajduje się w krytycznym punkcie swojej historii. Pow staje nowy świat. Ludzie szukają nowych form m yślenia i działania, które będą kształtować ich życie w przyszłych wiekach. Św iat uważa, że sam sobie w ystarczy i że nie potrzebuje ani Bożej łaski ani Kościoła dla w łasnej budowy i rozwoju; zaistniał tragiczny rozłam między w iarą i życiem, między postępem nauko wo-technicznym a wzrostem wiary w Boga żywego. Nie bez słuszności tw ier dzi się, że najpoważniejszym problem em związanym ze współczesnym rozwo jem jest problem stosunku porządku naturalnego do nadnaturalnego. Koś ciół II Soboru W atykańskiego słyszał to »wołanie czasu’ i dał nań odpowiedź m ając jasną świadomość swej m isji wobec św iata i społeczeństwa. Kościół jest świadom tego, że jest powszechnym sakram entem zbawienia i że nie może istnieć pełnia człowieczeństwa bez łaski, to jest bez Słowa Bożego (Je zusa), który jest kresem ludzkiej historii, ogniskiem wszystkich dążeń histo rii i kultury, centrum ludzkości, radością wszystkich serc i spełnieniem ich pragnień (KDK, 54) ” (s. 208).
Uświęcenie świata nie następuje w w yniku czysto zewnętrznych zabie gów; przeciwnie, „samo życie oddane Bogu” (v ita co n secra ta ) mocą swej w ew nętrznej prawdy uświęca św iat; moc przeistaczająca tkwi w samym r a dykalnym dążeniu do świętości, to jest do zjednoczenia z Chrystusem, który jedynie swoją łaską dokonuje dzieła Odkupienia i przem iany świata. „Świat doznaje konsekracji Bożej w głębi waszych własnych serc” — mówi pa pież do członków instytutów świeckich (s. 209). Szeroko też omawia zna czenie rad ewangelicznych dla przem iany współczesnego świata (s. 209—210). Podobnie jak świętość musi tkwić w swoich źródłach, tak w iara nie może się oderw ać od swoich korzeni. Nie po raz pierwszy zwraca uwagę P a- w e ł VI na odchylenia w interpretacji praw d wiary. Niektóre współczesne błędy referu je we wspomnianym przem ówieniu z 23. XII. 1971, mówiąc m. in. o tendencji do likwidowania obowiązków, o „wygodnej i łatw ej in terpretacji chrześcijańskich obowiązków”, o fałszywym pojęciu „wolności chrześcijańskiej”. Życie chrześcijańskie musi być zgodne z w ym aganiam i wiary i krzyża (s. 32). Przy okazji w arto zaznaczyć, że i Kongregacja Nauki Wiary ogłosiła dokument zatytułow any: D ecla ra tio ad fid e m tu e n d a m in
m y s te r ia In ca rn a tio n is e t S a n c tissim a e T r in ita tis a q u ib u s d a m re c e n tio rib u s e rr o rib u s (M y ste r iu m F ilii D ei, 21. II. 1972, s. 237—241. Chodzi tu o podsta wowe praw dy chrześcijaństwa, bez których także teologia m oralna przestaje być teologią.
K s. J e r z y B a jd a, W a r sza w a
2. „Sacramentum poenitentiae”
Normy duszpasterskie w sprawie rozgrzeszenia ogólnego
T r e ś ć d o k u m e n t u
Dnia 13 lipca 1972 Kongregacja Nauki W iary ogłosiła dokum ent zawie rający norm y duszpasterskie udzielania rozgrzeszenia ogólnego. Tytuł N o rm
zaczerpnięty tradycyjnym zwyczajem z pierwszych słów tekstu brzmi: S a c ra m e n tu m p o e n ite n tia e .
Niniejsza prezentacja dokonana jest w oparciu o oficjalną francuską w ersję podaną prze Kongregację N auki Wiary („Documentation Catholique” 15, 1972, 7;13—715). Wzięte jest też pod uwagę przemówienie papieża na te m at N o rm wygłoszone na audiencji ogólnej w Castel Gandolfo w dniu 19 lipca (ta m że , 704—705).
Konsultor Kongregacji Nauki. W iary prezentując S a c ra m e n tu m p o e n ite n tia e przedstawicielom prasy w yjaśnił, że dokument m a charakter pastoralny i nie wnosi innowacji do dotychczasowej nauki Kościoła w m aterii pokuty. Podtrzym ując jednak tradycyjną naukę i praktykę pokutną dopuszcza w szerszym niż dotąd zakresie udzielanie większej ilości wiernych rozgrze
szenia sakram entalnego pod jedną wspólną formułą.
W dokumencie można wyróżnić trzy części. Po wstępie, w którym przypo m ina się fakt dogmatyczny pokuty sakram entalnej w Kościele oraz okolicz ności, które skłoniły do wydania niniejszych przepisów, następuje zwięzły opis i potw ierdzenie dotychczas obowiązujących form pojednania sakram en talnego. Następnie określa się szczegółowo nowe możliwości rozgrzeszania grup wiernych bez konieczności uprzedniej spowiedzi indyw idualnej. O sta tnia wreszcie część w yjaśnia kw estie praktyczne pow stałe w związku ze sprawowaniem sakram entu pokuty oraz podaje wymogi kongregacji odnośnie tradycyjnej dyscypliny pojednania, która ulegając rozluźnieniu powoduje szereg nieporozumień praktycznych i obniżenie poziomu życia pokutnego w Kościele.
Byłoby zapewne zbytnim uproszczeniem dopatryw anie się w pierwszej części dokum entu tylko przypom nienia znanych powszechnie norm, którym i Kościół regulował dotąd sprawowanie sakram entu pokuty. Przypomnienie tu taj staje się potwierdzeniem ich aktualności i mocy obowiązującej. Nowe form y pojednania, które od kilku la t w prow adzane byw ają w niektórych krajach, a zwłaszcza traktow anie ich na równi i zamiennie ze spowiedzią uszną skłoniły władze kongregacji do zbadania ich od strony poprawności doktrynalnej i odpowiedniości stosowania w praktyce duszpasterskiej. W re zultacie wnikliwych studiów przeprowadzonych na polecenie kongregacji ustala się, że za podstawową i im peratyw ną orientację kształtującą vżycie pokutne w Kościele uważać należy odnośne orzeczenia Soboru Trydenckie go. Tym samym jedyną, zwyczajną form ą sakram entalnego pojednania chrześci janina z Bogiem i Kościołem pozostaje rozgrzeszenie indyw idualne z zachowa niem w arunkujących je aktów skruchy, w yznania grzechów i zadośćuczynienia. Wymogi te uzasadnia racja doktrynalna — nakaz Boży, oraz wzgląd p ra k
tyczny — dobro osób, które, jak wykazuje wielowiekowe doświadczenie, wynoszą z tej form y pojednania duży pożytek osobisty. Tak więc je st ścisłym obowiązkiem chrześcijanina, który pragnie przystąpić do sakram entu pokuty, w yznanie przed kapłanem , po uprzednim rachunku sumienia, w szyst kich grzechów śm iertelnych z podaniem okoliczności, które zm ieniają n a turę przewinienia. Zaznacza się, że zobowiązania te (skrucha, w yznanie grzechów przed kapłanem , zadośćuczynienie i absolucja kapłana, który sp ra w uje funkcje sędziego) z nakazu Bożego isą koniecznymi w arunkam i do faktycznego i całkowitego odpuszczenia przew inień i jako takie zostały określone w uroczystym akcie m agisterium n a Soborze Trydenckim.
W przypadku bliskiego niebezpieczeństwa śmierci i b rak u odpowiedniej ilości kapłanów mogących przyjąć indyw idualne wyznanie przew inień pewnej liczby wiernych, pozostają w mocy normy, które dają w ładzę udzielenia absolucji wszystkim jednocześnie. Przy czym, jeśli czas pozwala, należy po przedzić ją krótką ekshortacją pomocną do uczynienia a k tu Skruchy. W tej sytuacji bliskość niebezpieczeństwa przeważa nad regułą zwykle obowiązu jącą.
Jednocześnie kongregacja odrzuca stosowaną od niedaw na w niektórych miejscach praktykę jednania się z Bogiem i Kościołem na drodze sam ej spo wiedzi ogólnej lub poprzez wspólnotową celebrację pokutną stosowaną w przekonaniu o jej wartości sakram entalnej.
Druga część dokum entu dotyczy nowych okoliczności, na które rozszerza się możliwość udzielania rozgrzeszenia sakram entalnego większej liczbie osób jednocześnie bez uprzedniego indywidualnego oskarżenia się z popełnio nych przew inień ciężkich. Ten fragm ent S a c ra m e n tu m p o e n ite n tia e z uwagi na nowość zaw artych w nim w skazań posiada szczególne znaczenie i w y mowę duszpasterską. Zezwala się mianowicie na ogólne rozgrzeszenie w ier nych, którzy nie mogą wyspowiadać się indywidualnie z powodu rzeczywi stego b ra k u w ystarczającej liczby księży i z tego ty tu łu byliby pozbawieni przez dłuższy czas stanu łaski, a tym samym możności przyjęcia Eucha rystii. Zarówno w samym dokumencie, jak i we wspomnianym przem ów ie niu papieża znajduje się wyjaśnienie, że choć sytuacja tego typu może za istnieć najczęściej w krajach m isyjnych, to jednak zezwolenie m a charakter ogólny i nie zawiera żadnych ograniczeń oo do miejsca. Istotną rolę pełnią podane wyżej w arunki: niemożność spowiedzi indywidualnej spowodowana brakiem kapłanów oraz łącząca się z tym faktem konieczność pozostania dłuższy czas i bez własnej winy w stanie grzechu. Sama wielość osób p rag nących przystąpić do sakram entu pokuty nie stanow i w ystarczającego w a runku do udzielenia rozgrzeszenia ogólnego, o ile liczba kapłanów jest lub może być odpowiednio duża. Taki a k t byłby niegodziwy. Dla tej też przy czyny poleca się biskupom i kapłanom czuwanie nad należną organizacją zajęć, aby b ra k spowiedników nie był zawiniony W szczególności zwraca się uwagę na przekazyw anie osobom świeckim i diakonom funkcji, do speł niania których nie są wymagane święcenia kapłańskie.
W poszczególnych diecezjach korzystanie z udzielonych upraw nień uza leżnione jest od decyzji miejscowego ordynariusza, który po rozpatrzeniu sytuacji n a podległym jego pieczy terytorium , winien szczególnie określić okoliczności, w jakich udzielenie rozgrzeszenia ogólnego może być dopusz czalne. W przypadku zaistnienia okoliczności nie przewidzianych w rozpo rządzeniach lokalnych istnieje obowiązek otrzym ania zawsze jednorazowego, specjalnego zezwolenia ordynariusza, względnie w niemożności skontakto wania się z nim, późniejszego powiadomienia o udzielonym rozgrzeszeniu. Wymogi stawiane korzystającym ze wspólnej pokuty sakram entalnej nie odbiegają w zasadzie od tych, które obowiązują przy pokucie indyw idualnej, z dołączeniem jednak konieczności indywidualnego wyznania w odpowiednim czasie wszystkich grzechów śm iertelnych. Nie zobowiązuje się do uczynie nia tego przy najbliższej sposobności, lecz przed następnym aktem
nęgo pojednania, a najdalej, w razie słusznej przeszfcody, przed upływem roku zgodnie z pozostającym w mocy przykazaniem usznej spowiedzi przy najm niej raz na rok.
O statnia część S a c ra m e n tu m p o e n ite n tia e zaw iera kilka szczegółowych w yjaśnień i zaleceń, k tó re uściślają aktu aln ą praktykę pokutną Kościoła.
Podkreśla się więc, że sakram entalna absolucja ogólna stanow i a k t o d rębny od spraw ow ania E ucharystii i jako ta k a w inna być całkowicie oddzie lona od celebracji Mszy św. Kongregacja K ultu Bożego ustali też dla niej osobną form ułę i opraw ę liturgiczną. Tymczasem jednak należy się posługi w ać form ułą zwyczajną w liczbie mnogiej. Odnośnie absolucji z cenzur za rezerwowanych regulują ją dotychczasowe kanony praw a kościelnego. W konieczności rek u rsu do władzy kom petentnej, liczy się czas począwszy od najbliższej spowiedzi indyw idualnej.
W kw estii praktykow anych coraz częściej wspólnotowych celebracji po kutnych, podnosi się ich w alor jako przygotowania do owocniejszej spo wiedzi indyw idualnej. Nie przyznaje się im natom iast charakteru sakram en talnego.
Poleca się zachowanie p rak ty k i częstej spowiedzi (ra tio n e d e v o tio n is ) i w y kluczenie rezerw ow ania jej wyłącznie do przypadków przew inień ciężkich. Kongregacja kieruje się w tym względzie dobrem duchowym, jakie wynoszą z sakram entu pokuty osoby częściej się spowiadające, a także potrzeba za bezpieczenia reputacji w iernych, którzy zbliżają się do konfesjonału.
W końcowym fragm encie dokum entu zwraca się uwagę na ścisły obo wiązek zachowywania podanych w nim norm. Ew entualne niestosowanie się do nich uważa się za poważne nadużycie.
P r o b l e m a t y k a „ N o r m ”
Ogłoszenie N o rm nie stanowi zaskoczenia. Spodziewano się, że Stolica Apo stolska zabierze głos w spraw ie dyscypliny pokutnej w Kościele. W ciągu ostatnich la t zagadnienie pojednania sakram entalnego urosło do rozmiarów zawiłego problemu. Wokół przemian, jakie nastąpiły w praktyce pokutnej niektórych Kościołów Europy zachodniej naw arstw iło się w Polsce wiele uproszczonych opinii i powierzchownych spojrzeń. W tym względzie niesłuszne i wręcz krzywdzące zdają się być pierwsze echa, które sygnalizują S a c ra m e n tu m p o e n ite n tia e jako akt surowej dezaprobaty wobec podejmowanej od wielu la t odnowy teologii i praktyki sakram entu pokuty. Podobnie, mylne są zdania, które określają dokum ent kongregacji jako przejaw w zrostu te n dencji zachowawczych w Kościele, co — według niektórych relacji praso wych — oznaczać m a cofnięcie się do orientacji myślowych okresu potry- denckiego. Przyczyną nieporozumienia jest zapewne nieum iejętność wyjścia poza obiegowe schematy, które w swej jednostronności nie oddzielają n azna czonych czasem i zmiennych widzeń rzeczywistości od praw dy wyrażonej w dogmacie.
Uważna i bezstronna lektura S a c ra m e n tu m p o e n ite n tia e odsłania inne kształty dokum entu Nie może przede wszystkim dziwić roztropna ostrożność Kościoła w traktow aniu i norm ow aniu życia sakram entalnego. Jest też oczy wiste, że w przypadku, gdy w grę wchodzi wierność dogmatowi i ważność działania kapłańskiego nie można pozostać na płaszczyźnie własnych, in dyw idualnych rozeznań i przedsięwzięć duszpasterzy. Dwa główne fakty znajdują się u podłoża podjętych decyzji i w yznaczają ich treść: relatyw izm m oralny i towarzyszący m u zanik poczucia w iny oraz postępujący brak w ystarczająco dużej licźby kapłanów. Oba wymienione fakty m ają złożoną strukturę. Będąc wyraźnym znakiem pilnej konieczności podjęcia kroków w celu uzdrowienia obecnego stanu, nie sugerują jednoznacznie konkretnych zabiegów dających pewne szanse powadzenia. I tak n a przykład spadek ilości osób przystępujących do sakram entu pokuty uw arunkow any jest oko
licznościami, które znacznie wybiegają poza sam e trudności związane z a k tu alną form ą pojednania indywidualnego. Dlatego proste zastąpienie jej cele b racją wspólnotową nie mogłoby przynieść oczekiwanych rezultatów.
W takiej sytuacji, po stosunkowo długim już okresie prób ożywienia p ra k ty k i pokutnej, wśród których, obok rozwiązań ciekawych, dało się zaobser wować przedsięwzięcia nieudane, należało, by urząd pasterski określił o fi cjalne form y działania n a najbliższą przyszłość i nadał im orientację sto sowną do najpilniejszych wymogów chwili bieżącej. Do nich n a pierwszym m iejscu należy poważne zadanie wykształtow ania poczucia odpowiedzialności w działaniu oraz umiejętności obiektywnego oceniania w artości m oralnej własnych czynów. W tym dziele osobisty k ontakt penitenta ze spow iedni kiem je st okolicznością w yjątkow o korzystną i niepodobna zastąpić go bez zasadniczych s tra t duchowych jakąkolw iek inną formą. Z uw agi jednak na naczelne dobro pojednania, w sytuacji, gdy b rak odpowiedniej liczby k a płanów, form a zwyczajna i uprzyw ilejow ana traci na znaczeniu i ustępuje m iejsca form ie nadzwyczajnej. Oznacza to, że droga pojednania znana w p ra k tyce ostatnich wieków jedynie w przypadkach niebezpieczeństwa śmierci może znaleźć odtąd zastosowanie w rozlicznych przypadkach obawy prze dłużania się życia bez łaski. Tym samym S a c ra m e n tu m p o e n ite n tia e
otrzym ało ch arak ter dokum entu praw dziw ie pastoralnego. W tenorze swym daleko odbiega od rygorów dotychczasowej dyscypliny, które w ydane w in nym czasie i dla innej epoki stały się w raz ze zm ianą w arunków społecz nych i spadkiem powołań czynnikiem krępującym działalność duszpasterską. W ydaje się przeto, że N o r m y tchną realizmem i roztropnym um iarkow a niem zarówno w spojrzeniu n a aktualną sytuację życia religijnego, jak i w podjętych decyzjach. Niemniej jednak jako dokum ent duszpasterski po siadają wartość instrukcji tymczasowej, która z pow staniem nowych p o tr z e b
może doznać dalszych zmian.
Należy się spodziewać, że ak t tej m iary stanie się także dla teologów źródłem inspiracji i bardziej ożywi prowadzone od kilku la t dyskusje wokół sakram entu pokuty. Zresztą sam dokum ent stanowi w niejednym echo i uwieńczenie rezultatów 'poszukiwań prowadzonych w ostatnich latach. W tradycyjnym traktacie D e p o e n ite n tia jedynie strona praw no-kanoniczna była przedmiotem szczegółowych analiz, natom iast teologia pokuty należała do stosunkowo słabiej opracowanych. Dziś, jak wiadomo, kw estia ta zn aj duje się w centrum zainteresow ań teologów. Przy tym znaczny w pływ na ten stan rzeczy w yw arły podjęte wcześniej w nikliw e badania nad histo rycznym rozwojem pokuty w Kościele oraz osiągnięcia współczesnej psycho logii i fenomenologii winy i grzechu. W parze ze wzbogaceniem teologicznej strony tra k ta tu idą uw arunkow ane nią przekształcenia dyscypliny praw nej oraz nowe wskazania duszpasterskie.
Pozostaje jednak szereg zagadnień, które w ym agają jeszcze teologicznego opracowania, a trzeba tego, dokonać szybko, by uniknąć rozdźwięku nie tylko między oficjalną dyscypliną a praktyką duszpasterską, ale i między duszpasterstwem a teologią, której powinnością jest przygotowanie dla m a gisterium m ateriałów do dalszych orzeczeń. Spośród nich dwa zagadnienia zdają się wysuwać na czoło: racje obowiązku szczegółowego w yznania grze chów śm iertelnych n a spowiedzi indyw idualnej po uprzednim już odpuszcze niu ich w akcie rozgrzeszenia wspólnego oraz problem form pojednania bez obecności kapłana. Kwestia pierwsza wiąże się z badaniam i nad istotą sa- kram entalności pokuty. W ymaganie w yznania grzechów odpuszczonych nie jest podyktow ane wyłącznie ani przede wszystkim niew ątpliw ym dobrem subiektywnym penitenta, lecz, jak się wydaje, sam ą stru k tu rą pojednania sakram entalnego w Kościele. Należnych elementów rozw iązania kw estii n a leży oczekiwać nie tyle od psychologów, ile od teologów, którzy zajm ują się eklezjalnym charakterem sakram entów . Uzupełnienie tego b rak u byłoby wielce pomocne duszpasterzom w rozwiązywaniu trudności praktycznych.
Nie m niejszą wagę posiada kw estia druga. Idzie w niej o w yjaśnienie stosunku pojednania pozasakram entalnego do tego, które dokonuje się przez a k t pokuty sakram entalnej. Rozwiązanie jej uzależnione jest od pogłębie nia wiedzy teologicznej odnośnie znaczenia sakram entów również w p er spektyw ie eklezjalnej. Niezbędną pomocą byłyby w tym względzie studia nad teologią i dyscypliną pokutną okresu Ojców Kościoła. Przykładem może być nauka św. J a n a Chryzostoma, który bez w zględu na ciężkość przew i nień w skazuje n a drogi pojednania, które nie zakładają w sposób konieczny obecności kapłana. Liczne próby teologów, by podać in n ą interpretację teks tów Chryzostoma nie okazały się dotąd w ystarczająco umotywowane.
W arto ponadto nie gubić z pola zainteresow ań problem u w zajem nego sto sunku pokuty do Eucharystii. A ktualne oddzielenie sytuacyjne obu sakram en tów, w yraźnie nakazane w N o rm a ch, nie powinno przesłonić teologicznego faktu, że Eucharystia je st sakram entem także na odpuszczenie grzechów. Pozostaje możliwość nadania przez Kościół pokutnem u rytow i Mszy św. cha ra k te ru sakram entalnego. Należałoby jednak rozpatrzyć tę ewentualność
z perspektyw y praktyki spraw ow ania sakram entów i stosowności włączenia do jednej celebracji pokuty i Eucharystii.
Uznanie w yrażane dla wspólnotowych celebracji pokutnych jako w artościowe go sposobu przygotow ania do pokuty sakram entalnej staje się zachętą dla ośrod ków duszpasterskich i liturgicznych, by opracowały odpowiednie wzorce i w skazania bezpośrednio użyteczne dla posługi duchowej.
Prezentow any dokum ent powstał w odpowiedzi na zapytania i wątpliwości skierow ane do Stolicy Apostolskiej przez biskupów, którzy napotkali na trudności w skutek b rak u księży, a także w w yniku nadużyć spowodowanych wprowadzeniem w niektórych miejscach p rak ty k opartych na błędnych kon cepcjach. Byłoby zapew ne nieroztropnością i niesłusznym odczytaniem intencji kongregacji jednostronne zatrzym anie uwagi n a faktycznych i ko niecznych w aktualnej chwili obostrzeniach dyscyplinarnych zam iast zadbania o twórczą odpowiedzialność i staranie o autentyczne życie pokutne w Koś ciele. Byłoby też krótkowzrocznością niedostrzeżenie, że S a c ra m e n tu m p o e - n ite n tia e dotyczy także potrzeb i trudności życia religijnego w Polsce.
K s. T a d e u sz S ik o r s k i, W a r sza w a
II. SPRAWOZDANIA
Perspektyw y polskiego etosu Spotkanie naukowe m oralistów polskich
W nadzwyczaj gościnnych m urach Wyższego Sem inarium Duchownego w Łodzi odbyło się w dniach 4—6 w rześnia 1972 r. doroczne spotkanie m o ralistów polskich. Przybyło na nie 51 wykładowców teologii m oralnej oraz studentów -doktorantów specjalizujących się w tej dyscyplinie. Obrady otwo rzył i zagaił ks. doc. dr hab. St. 0 1 e j n i k, przewodniczący sekcji m orali stów polskich. Obradom przewodniczyli kolejno ks. doc. dr St. O l e j n i k , ks. prof. dr Wł. P o p 1 a t e k, ks. bp dr St. S m o l e ń s k i .
W myśl słów ks. bpa dr B. B e j z e g o z homilii na rozpoczęcie zjazdu, iż jak w każdej dyscyplinie, tak i w teologii m oralnej wszelki wykład muiszą poprzedzić głębokie badania naukow e — zadaniem tegorocznego zjazdu, było przyjrzeć się najbardziej newralgicznym punktom etosu, na które d z i s i a j w P o l s c e należy zwrócić szczególną uwagę, zarówno w teore tycznych dociekaniach, ja k i w wykładzie. T em at pierwszego dnia obrad
brzm iał: T e o lo g o w ie m o r a liśc i w o b e c z a p a ln y c h p ro b le m ó w d z is ie js z e g o e to s u p o lsk ieg o . Został on rozwinięty w ram ach czterech referatów oraz dyskusji: 1. ks. dóc. dr hab. Stanisław W i t e k (Lublin), N a jtr u d n ie js z e p r o b le m y d z i
s ie js z e j m o ra ln o śc i p o ls k ie j.
2. dr Zbigniew Lew S t a r o w i c z (Warszawa), R e c e p c ja c h r z e ś c ija ń s k ie j d o k tr y n y m o r a ln e j w z a k r e s ie n a jb a r d z ie j d z iś za p a ln y c h p r o b le m ó w n a s z e j m o raln ości.
3. ks. dr Tadeusz S i k o r s k i (Łódź—Warszawa), K s z ta łto w a n ie e to s u c h r z e śc ija ń sk ie g o w ś w ie tle s tr u k tu r y e ty k i te o lo g ic zn e j.
4. ks. d r H elm ut J u r o s (Warszawa), P r z e k a z y w a n ie d ziś c h r z e ś c ija ń s k ie j d o k tr y n y m o r a ln e j na z a p a ln y c h o d cin k a ch p o ls k ie g o etosu .
D rugi dzień obrad poświęcony był zagadnieniom program owodydaktycznym oraz kom unikatom naukowym. W ystąpili w kolejności:
1. ks. dr Ja n P r y s z m o n t (Warszawa), Pięciolecie B iu le ty n u te o lo g ic z n o m o - ra ln eg o (sprawozdanie naukowe).
2. ks. dr Bogusław I n l e n d e r (Warszawa), P r o b le m y i za d a n ia d y d a k ty c z n e z w ią z a n e z n o w y m u k ła d e m te o lo g ii m o r a ln e j (referat).
3. ks. dr Jerzy B a j d a (Warszawa), N a jw a ż n ie js z e tru d n o śc i z w ią z a n e z re a liz o w a n ie m n o w e g o p ro g r a m u w y k ła d ó w te o lo g ii m o r a ln e j w s e m i n a ria ch (referat).
Ks. doc. St. W i t e k w swym referacie sięgając do źródeł socjologicznych, pam iętnikarsko-faktograficznych, oraz literackich ukazał czynniki pozateo- logiczne wpływające n a postawę dzisiejszego Polaka, a co za tym idzie fo r m ujące stan współczesnego etosu polskiego. Należą do nich: 1. Czynniki p s y c h o g e n n e , m. in. takie ja k tem peram ent narodowy oraz ch arakte rystyczna postaw a Polaków walczących o wolność narodową, dla których „w ładza” kojarzyła się najczęściej z zaborcą czy okupantem , którego nie należy słuchać. 2. Czynniki s o c j o g e n n e : zniknięcie w arstw elitarnych, wiodących, przy jednoczesnym awansie w arstw tradycyjnie niższych. Pociąga to za sobą wszelkie wady „dorobkiewiczostwa” m aterialnego przy am orfii duchowej nie tylko m oralnej, ale i kulturow ej, intelektualnej. 3. Czynniki k u l t u r o g e n n e : wpływ kultury masowej na postawę konsum pcyjną. Przyjęcie i doganianie wzorów z Zachodu w życiu i zachowaniu. Czynniki te wpłynęły ujem nie na wiele dziedzin naszego życia (ekonomiczną, biolo giczną, intelektualną, społeczną, m oralną i religijną). M ają jednak również pozytywne wartości, wnosząc nowego ducha w życie narodowe i wiele n o wych wiajrtości, n a które nie wystarczy zwrócić uwagę, ale należy je w y korzystać, w wychowaniu religijno-m oralnym naszego narodu, zwłaszcza jego młodszych generacji.
Dr Z. S t a r o w i c z , na podstawie przeprowadzonych badań socjologicz nych w kilku ośrodkach Polski, ukazał najbardziej palące problem y m oralne z zakresu postaw młodzieży, życia seksualnego, małżeńskiego i rodzinnego. Na tle ogólnej charakterystyki ukazał także recepcję chrześcijańskiej dok tryny m oralnej w badanych środowiskach. Analiza wyników tych badań u ję ta w cyfry i procenty daje niepokojący obraz społeczeństwa, które z takich czy innych powodów zagubiło albo wręcz świadomie odrzuca w artości duchowe, z religijnym i włącznie. Stąd — po próbach interpretacji omówionych zjawisk kryzysem, lub w wielu w ypadkach brakiem oddziaływ ania wychowawczego rodziny i Kościoła w Polsce — propozycje autora reform y tegoż wychowania, zarówno na szczeblu badawczo-naukowym jak i sem inaryjnym , duszpaster skim, katechetycznym.
Podczas gdy dwa pierwsze referaty analizowały obecny stan życia m oral nego w Polsce, dwa następne usiłowały ukazać perspektyw y kształtow ania i w ykładu samej doktryny teologicznej.
Ks. dr S i k o r s k i w swoim referacie podnosi m yśl przebudowy samych s tru k tu r teologii m oralnej. Idei a g g io m a m e n to nie m ożna zakończyć n/a od nowie języka teologicznego oraz pogłębieniu tem atyki m oralnej chrześci jaństw a. Stanowią one jedynie początek całego procesu udoskonaleń w te ologii. Ukazując związki teologii m oralnej z eklezjologią, autor postuluje dos tosowanie współczesnej teologii do nowej wizji Kościoła Z am iast dotychcza sowej autokratycznej etyki nakazu i przekazu, bardziej odpowiednia będzie etyka spotkania człowieka z Bogiem bezpośrednio, względnie za pośrednic tw em innego człowieka (z Bogiem w człowieku). Podkreślone przez to zostaną relacje międzyosobowe, dominujące w Kościele-wspólnocie. T eolog -m ora lis ta przestanie być jedynie apologetą oraz biernym przekazicielem pouczeń m o ralnych m agisterium . U kazując ideał — C hrystusa będzie jedynie pomagał w iernym w wyszukiw aniu indywidualnych, najkrótszych ścieżek, prow adzą
cych do spotkania i doskonałego zjednoczenia z nim. Taką w łaśnie d yna m iczną teologię spotkania reprezentuje próba polskich m oralistów opraco w ania teologii m oralnej n a fundam encie powołania chrześcijańskiego.
Analizą procesu przekazyw ania chrześcijańskiej doktyryny m oralnej zajął się w swym referacie ks. d r H. J u r o s . Jeżeli bowiem jakaś dyscyplina n a ukowa je st tru d n o przysw ajalna przez uczniów, to przyczyn tego należy szukać nie w zbyt wysokim poziomie wiedzy czy też w zbyt niskim pozio mie umysłowym uczniów, ale przede wszystkim w nieodpowiedniej dydaktyce (metodyce nauczania). T ranspanując to n a teren etologii chrześcijańskiej, przyczyn obecnego b rak u asercji zasad m oralnych Kościoła należy szukać nie tylko we wzniosłości zasad czy w złej woli słuchających, ale często w łaśnie w błędnym sposobie przekazyw ania tych praw d przez nauczyciela, niezależnie od tego kim on jest: m agisterium Kościoła, teologowie, duszpas terze... Funkcja przekazyw ania chrześcijańskiej doktryny m oralnej, jako zespół specyficznych operacji indoktrynacyjnych i propagandowych polega na: 1. rozszerzeniu zakresu inform acji wiedzy etycznej pod względem tre ś ciowym; 2. wzmocnieniu asercji, pogłębieniu racji przyjęcia tego, co się p rzy j m uje: treści m oralnych; 3. powiązaniu wiedzy etycznej z innym i obszarami wiedzy. Analizując szeroko i bardzo dokładnie każdą z tych funkcji autor do chodzi do bardzo ciekawych wniosków na tem at zm ian adaptacyjnych w m e todyce nowej teologii m oralnej, k tó ra m a być nie tylko kerygm ą (prokla m acją praw d, mówiących, co Bóg uczynił d la nas), ale także dydaktyką (gło szeniem tego, czego Bóg oczekuje od nas). Konieczne jest przede wszystkim adekw atne widzenie człowieka i świata, świadomość p raw rozwojowych rządzących św iatem i człowiekiem zarówno tym słuchającym , jak i naucza jącym. Dopiero uwzględnienie całego dorobku współczesnej wiedzy, zarówno w treści jak i w metodzie przekazyw anej praw dy objawionej, daje szansę, że heteronomiczne (objawione) zasady moralności chrześcijańskiej, będą przyjęte i znajdą uznanie u współczesnego człowieka, naw et tego „obar czonego” dodatkowo polskimi w adam i narodowymi.
W drugim dniu obrad ks. dr J. P r y s z m o n t z okazji „jubileuszu” u k a zywania się „Biuletynu teologicznomoralnego” w „Collectanea Theologica” omówił pięcioletnią działalność redakcji tegoż biuletynu. Ukazał naukowy dorobek oraz znaczenie tego wydaw nictw a zarówno dla czytających, jak i dla piszących. Nie ukryw ając braków czy pewnych niedociągnięć — zachęcił do szerszej współpracy profesorów z ośrodków naukow ych całej Polski.
Dalsze obrady w tym dniu, poświęcone były problemom dydaktycznym związanym z nowym, polskim układem teologii m oralnej oraz z jego p rzy swojeniem przez studentów teologii w sem inariach duchownych. Ukazano oczywiście raczej niedociągnięcia i braki nowego podręcznika oraz trudności, jakie w yłaniają się przy jego w prow adzaniu do sem inarium .
Ks. dr B. I n l e n d e r opierając się na doświadczeniach z w łasnej pracy dydaktycznej w Sem inarium W arszawskim oraz spostrzeżeniach innych w y kładowców, zwrócił uwagę na kilka trudnych momentów wykładu, w
ska-żując jednocześnie n a pewne środki zaradcze. I tak 'konieczne je st wszech stronne i pogłębione opracowanie samej idei powołania chrześcijańskiego w' płaszczyźnie system atycznej, ażeby nie utożsamić jego jedynie z pojęciem powołania w znaczeniu biblijnym . Potrzebne jest również ukazanie w iążą cego charakteru w artości m oralnych rozpoznanych w konkretnych sy tu a cjach oraz ich związku z teonomicznym aspektem m oralności chrześcijań skiej. Wymaga to podbudow ania nauki teologicznej w ykładem z m etafi zyki, dobra, filozofii wartości, etyki świeckiej. W tedy dopiero heteronom iczne norm y praw a Bożego znajdą swoje potw ierdzenie w autonom icznie rozpo znanych i przyjętych wartościach ludzkich. Pomoże to również uzgodnić „w ertykalny” charakter moralności powołania chrześcijańskiego z jej „hory zontalnym ” obliczem spotykanym n a codzień, w konkretnych sytuacjach żylciaL O każe się, że są to jedynie dwa różne aspekty powołalnia chrześci jańskiego. Wobec konieczności ciągłej konfrontacji „sakralnego” charakteru moralności chrześcijańskiej ze „świeckimi” w artościam i moralności ludz kiej potrzebna jest integracja języka teologiczno-biblijnego z obiegowymi pojęciami nauk filozoficzno-etycznych.
Również w iele zagadnień z zakresu teologii m oralnej szczegółowej w y maga bardziej wszechstronnego, wieloaspektowego ich omówienia na jed nym miejscu, ażeby uniknąć niepotrzebnego powtarzania.
Ks. d r J. B a j d a na podstaw ie ankiety przeprowadzonej w Tarnowie
i Krakowie wyciągnął następujące wnioski: 1. Respondenci,
wychowani na m etodach techniczno-przyrodniczych odczuwają więcej trudności w przyjęciu nowej metody samodzielnego dochodzenia do praw d, aniżeli w przyjęciu sam ej praw dy objawionej, ale podanej w form ie goto wego rozwiązania. 2. Nie potrafią spojrzeniem w iary objąć wszechstronnie całej przedmiotowo-teologicznej treści. 3. Potrafią zastosować p rin c ip ia
m oralne do rozwiązywania trudności własnego życia w ewnętrznego i do urabiania własnego sum ienia, ale nie potrafią ich zastosować w dziedzinie współczesnych problemów św iata doczesnego. 4. Wiedzę przyjm ują jako sum ę prawd, nie widząc ich w ew nętrznej jedności i tzw. „logiki w iary”.
Przyczyny tego zdają się tkw ić w b rak u umiejętności w iązania św iata przyrodzonego i nadprzyrodzonego. B rak u ludzi metody „»chrześcijańskiego m yślenia”, która pozwoliłaby scalić organicznie pierw iastek objawiony
z pierw iastkam i naturalnym i.
Wobec potrzeby podbudowania wykładów teologii m oralnej m ateriałem ogólnofilozoficznym i ogólnoteologicznym, p o w s z e c h n y m stał się postulat wysuwany przez obydwu referentów i przez dyskutantów zwiększenia ilości godzin w ykładu teologii m oralnej, zwłaszcza n a III roku sem inarium . Po stulat ten skierowano do Komisji Studiów Episkopatu Polskiego. Jednocze śnie uznano za w skazane większą koordynację w ykładów we wszystkich działach teologii, ażeby ułatwić studentom o różnym przygotowaniu um y słowym zrozumienie i przyjęcie zagadnień m oralnych w aspekcie pow oła nie wym.
Ks. J u r o s w swoim referacie, powołując się n a Avery D u l l e s a SJ
(T eologia e p o k i a u d io -w iz u a ln e j) słusznie zwrócił uwagę, że do dzisiejszego człowieka nie przemówi już teologia biblijno-kerygm atyczna, posługująca się prym ityw nym oralizmem, ani też teologia autorytetu działająca w opar ciu o kulturę słowa drukowanego. Dzisiaj o efektach oddziaływania na czło wieka decydują elektroniczne środki komunikacji. K ultura elektroniczna z charakterystycznym i dla niej cool m e d ia, stworzyła nowoczesny oralizm, oparty nie tylko n a słowie ujętym w krótkie hasła, ale i na obrazie, barwie, dźwięku. Jeżeli zatem teologia, zwłaszcza teologia m oralna m a prowadzić dialog ze śwńatem i to dialog przekonywujący, to musi nauczyć się nowo czesnego języka przekazu. Nie zm ieniając treści praw d objawionych, m usi zmienić całkowicie metodę i ukazywTania (zarówno w sem inarium , jak
i w duszpasterstwie). W tym chyba mieści się najw ażniejsze zadanie dla teo logów-nauczycieli etyki chrześcijańskiej: wyprzedzić w dociekaniach sw oją epokę, znaleźć dla teologii m oralnej taki język, który byłby zrozum iały.. d la człowieka, już nie dwudziestego, ale dwudziestego pierwszego stulecia.. Po dobnie ja k przyszłościowo pracują i m yślą architekci, elektronicy, atomiści i naukowcy w ielu innych dziedzin.
Ks. Ig n a c y K a łu c k i C S S R, W a r sza w a
III. Z NOWSZYCH PUBLIKACJI
Między Biblią a biologią
Jak dalece mogą odbiegać od siebie drogi, którym i chodzi współczesna, chrześcijańska myśl etyczna, może pouczyć lektura kilku książek, : ilu strujących dążenie szeregu autorów do przełam ania kryzysu w zakresie dok tryny m oralnej.
Książka o H ä r i n g u (Viktor S c h u r r , B e rn h a rd H ärin g. D ie E rn eu e ru n g d e r M o ra lth e o lo g ie, Salzburg 1970, Otto M üller Verlag, s. 99) podsum o w uje już trochę z historycznej perspektywy, dążenia i osiągnięcia w ybit nego teologa, którego dzieło splata się — nie tylko czasowo, ale życiowo i organicznie — z pracam i II Soboru W atykańskiego. Nie jest to bez zna czenia, że pew na podstawowa w izja m oralności chrześcijańskiej zarysowana wcześniej w dziele Häringa znalazła swoje autentyczne potwierdzenie w nie których ważnych dokumentach soborom ych. Chodzi tu głównie o tę cechę dzieła H ä r i n g a , k tó rą autor ( S c h u i r) określa jako biblijną poprawność, czy ściśle biblijne piętno oraz zakorzeńienie całej moralności w tajem nicach zbawienia, w w yniku czego nastąpiło przeistoczenie etycznego stosunku człowieka do Boga w religijną relację powołania, przyjętego w duchu w iary i wypełnionego w czynnej odpowiedzi miłości (por. s. 38 n.).
A utor nie ogranicza się do charakterystyki sam ej doktryny, lecz próbuje dać, w pewnym zarysie historycznym, obraz człowieka, widziany w m ożli wie pełnym kontekście duchowym i intelektualnym epoki. Ta szeroka, lecz zarazem zdyscyplinowana wizja, pobudza siłą swej sugestii do pewnych re fleksji n a tem at współoddziaływania zachodzącego między tą sum ą wartości, k tó ra stanowi w ew nętrzne wyposażenie osoby H ä r i n g a , a współczesną mu epoką.
Epoka, wydarzenia i prądy w niej nurtujące, w pływ ają niew ątpliw ie na rozwój i kierunek osobowej syntezy teologa i duszpasterza zarazem. Ta sam a epoka jest też świadkiem narastającej — zwłaszcza w dobie Soboru W a tykańskiego II — roli oraz w pływu osoby i dzieła H ä r i n g a na kształto w anie się konkretnego obrazu teologii m oralnej. Byłoby bardzo trudno w y odrębnić w ektory wychodzące z obu ognisk: człowieka i epoki. Sam bowiem człowiek ( H ä r i n g ) należy do epoki; jest cegiełką składającą się n a jej ca łość, ale przecież nie roztapia się w niej bez reszty. H ä r i n g pozostaje w ierny epajce, kiedy dzieło rzeźbione piórem pisarza nie rysuje się ju ż w umyśle czytelnika jako schematyczny i anonimowy w swej form ie podręcz nik, bo spoza bariery znaków w yłania się żywa osoba, pulsująca pełną dy nam iką uczuć indywidualność autora-teologa, który jest zarazem coraz b a r dziej świadom tego, że praw da teologiczna chce się wypowiedzieć w łaśnie poprzez syntezę doktryny i życia; powiedzmy naw et więcej — co uw ydatnia najgłębszy rys epoki — poprzez dialektykę doktryny i życia.
H ä r i n g szuka więc postaci teologii m oralnej, ponieważ widzi rzeczy wiste potrzeby współczesnego człowieka. Równocześnie widzi te potrzeby
w pewnym określonym świetle, ponieważ przyśw ieca m u taka, a nie inna koncepcja człowieka i moralności. Jednym z założeń tej koncepcji, właściwie zgodnym z Biblią, a zatem ta k mocno postulow anym przez fenomenolo- giczto-egzystencjalną m etodę m yślenia, jest teza, że doktryna powinna służyć życin ludzkiem u; zatem i etyka m a być w jakiś sposób d l a człowieka.
Pomiędzy etyką i życiem oczywiście pow inna zachodzić zgodność. W św ie tle [klasycznej definicji moralności chodziłoby tu oczywiście o zgodność
ż y c i a z norm ą etyczną. Nowością jest, że dzisiejsza teologia, nie przek re ślając zresztą tej istotnej relacji moralności, kładzie niem ały nacisk n a - o d wrotny kierunek tej zgodności: to jest na adekwatność, odpowiedniość n o r-
m y dla życia. Stąd zrozumiałe jest, że miejscem, gdzie dokonuje się synteza etyczna jest już nie tyle teren zasad, „pryncypiów”, ile teren indywidualnego s u n/i enia, teren osobowej decyzji. Stanowi to przełom ta k głęboki, że skutków
rego nie sposób jeszcze dziś przewidzieć.
7 Autorzy, których wypowiedzi składają się na następną pozycję (M oral bra u ch t N o rm en . N eu e K r ite r ie n , wyd. Felix S c h l ö s s e r , Lim burg 1970, feeria: O ffe n e G e m e in d e , t. 10, Lahn-Verlag, s. 181) Obracają się już zupełnie swobodnie w tej nowej perspektywie, z tym, że w dochodzeniu do praw dy mniej zw racają się ku tajem nicy O bjaw ienia i Odkupienia, a za to coraz w yraźniej poszukuje rozwiązań w oparciu o racjonalno-em piryczne badania.
Sam a książka zrodziła się nie tyle z czysto intelektualnego niepokoju, twórczego, ale z praktycznych potrzeb życia; jest więc przede wszystkim próbą wyjścia z aktualnego kryzysu etycznego dotykającego zwłaszcza po znania i uznania norm etycznych w życiu współczesnym. Tem atyka książki została zaprojektow ana dość szeroko, co w jakiejś m ierze podnosi jej p ra k tyczną przydatność, równocześnie jednak skazuje ją na popularny raczej, publicystyczny poziom; autorzy nie m ieli zresztą zam iaru ogłaszać zupełnie nowych ujęć, zadowalając się zwięzłym ale i dość dokładnym przedstaw ie niem tego, co w niem ieckiej teologii jest dominujące i dlatego zasługujące na baczniejszą uwagę.
Zbiór wspom nianych prac rozpoczyna artykuł biblijny (Diego A r e n h o e - v e l , G ö ttlic h e s u n d m en sch lich es G e s e tz , s. 11—28). Autor wychodzi za sadniczo ze Starego Testam entu i opiera się głównie na kryteriach histo- ryczno-filologicznych i kulturow ych, nie wiadomo dlaczego pom ijając p e r spektyw ę teologiczno-biblijną w ścisłym sensie. Czytelnika niepokoi i zasta naw ia fakt, że autor staw ia niem al całkowicie na jednej płaszczyźnie teolo- giczno-biblijne pojęcie sprawiedliwości, charakteryzujące osobę i działanie Boga, oraz pojęcie sprawiedliwości wywodzące się z płaszczyzny filozoficzno- -etycznej, a naw et jurydycznej. Przecież pomimo łudzącego podobieństwa biblijne „pojęcia” etyczne m ają sens całkowicie oryginalny i nieraz zupełnie nieprzetłum aczalny na język etyki filozoficznej. Autorowi należy się wszakże wdzięczność za ukazanie ścisłych związków, jakie w tradycji biblijnej za chodzą między etyką i kultem.
Drugi arty k u ł (Michael K r a t z , S ittlic h e N o rm en d e r V ö lk e r. A u sse r - ch ristlic h e s M o r a lv e rs tä n d n is , s. 29—49) daje pew ne podsumowanie badań etnologicznych w dziedzinie moralności. Znaczną część artykułu przeznacza autor n a ukazanie zależności m oralnego działania od typu światopoglądu i kultury. Stw ierdza również zmienność norm etycznych stosownie do epoki historycznokulturalnej. Wniosek, do jakiego autor zdaje się prowadzić m iałby brzmieć następująco: należy szukać takich norm, które odpow iadają „na szemu rozum ieniu św iata” (s. 48).
Wywód G erberta M e y e r a A n th ro p o lo g isc h e Ü b erleg u n g en z u m N o rm e n-
p ro b le m , s. 51-—76) robi wrażenie w ykładu stosunkowo najgruntow niejszego w: całym zbiorze. Również i ten autor podkreśla mocno zmienność norm etycznych oraz ich społecznohistoryczne uwarunkow ania. Autor próbuje dać nowe sform ułow anie „naturalnej normy etycznej” sterującej życie ludzkie ku ogólnemu „powodzeniu” (das G elin g en ) w urzeczywistnieniu zasadniczych
potrzeb ży-ciowych. Norm a ta, w yrażająca istotną afirm ację życia, m iałaby być sam a w sobie niezm ienna, a zarazem zaw ierałaby w sobie uzasadnienie zmienności szczegółowych, konkretnych norm postępow ania (s. 66 n.). W tej koncepcji pośredniczącą rolę w kształtow aniu norm spełniałoby sam o społe czeństwo, będące elm entem porządku praw no-naturalnego (s. 69).
Ulrich L ü c k (D ie F u n k tio n d e s G e w isse n s , s. 77—*100) d aje głównie wykład psychologiczno-fenomenologiczny, przeradzający się stopniowo w wykład so cjologii i etnologii moralności. W w yniku więcej dowiadujemy się o uw arun kowaniach i faktach peryferycznych, aniżeli o tym, czym jest sum ienie i jak a jest jego istotna funkcja.
Heinz Joachim M ü l l e r (M o r a lv e rk ü n d ig u n g u n d N o rm e n b e g rü n d u n g —
u n te r b e so n d e r e r B e rü c k sic h tig u n g d e s S e x u a lv e r h a lte n s , s. 101—133) roz waża kwestię nauczania norm etycznych oraz ich uzasadnienia. Czyni to w kolejnych trzech częściach swego artykułu. W części I zajm uje się po chodzeniem i poznaniem norm etycznych. W części II wygłasza swój po gląd na zagadnienie istnienia niezmiennych absolutnych norm, przyjm ująp rozróżnienie między norm ą podstawową (ogólną) i norm am i szczegółowymi Te ostatnie mogą istnieć jako absolutne jedynie pod warunkiem , że m ają charakter objaw iony i dogmatyczny, mianowicie, jeśli Kościół pierw otny uwsiżał je za bezpośredni nakaz Chrystusa, oraz jeśli się da wykazać, że w ynikają w sposób konieczny z charakteru „chrześcijańskiej egzystencji”. T rudniej jest wykazać istnienie takich norm na terenie praw a naturalnego: tu najw yżej za absolutną norm ę m ożna uważać tę, która w yraża „sedno człowieczeństwa”, coś co jest e s s e n tia lite r h u m a n u m. W części III przedsta wia swoje wnioski i postulaty, w ynikające z powyższych rozważań, dla nauczania norm etycznych: 1° w obliczu zachwiania norm etycznych w św ia domości ludzkiej nie należy załamywać rąk ; 2° normy wiążące, a naw et absolutne, na pewno istnieją; 3° należy dążyć, aby norm y stały się zrozu miałe dla człowieka, jako. że są wym aganiam i w ynikającym i z człowie czeństwa; 4° treść człowieczeństwa trzeba widzieć w całości, to jest w Chrystusie; 5° należy odpowiednio ukazać stosunek tego, co zmienne do tego, co niezmienne; 6° trzeba także wykazać wiążący ch arak ter nawet zmiennych norm. Są to z pewnością postulaty słuszne, ale nie m ają w pełni pokrycia w samej treści artykułu, są sform ułowane „na w yrost” i są zbyt ogólne, aby zadowoliły współczesnego człowieka, który ma całkiem kon k retne wątpliwości, jeżeli oczywiście szuka ich rozstrzygnięcia; bo nie jest zupełnie nie do pomyślenia taka możliwość, że współczesny człowiek tworzy sobie system norm na tyle ogólnych i nieprecyzyjnych, aby nie pozbawić się praw a ich swobodnej interpretacji, kiedy będzie mu to potrzebne.
Barthold S trätlin g (L ie b e n v o r d e r E he? Z u r F rage v o re h e lic h e h S e x u a l b ezieh u n g en , s. 135—162) podaje bardzo żywe spostrzeżenia oparte na do brej znajomości faktów oraz psychologii młodych ludzi; niemniej w jego wywodach zauważa się pewną bezradność wobec zjaw iska masowego prze kraczania norm y moralności. Uczciwie trzeba powiedzieć, że nie pochwala życia seksualnego przed (i poza) małżeństwem , podkreślając w związku z tym istotne skierow anie życia płciowego k u małżeństwu, nie udaje m u się jednak znaleźć form uły która w sposób przekonujący, a tym bardziej skuteczny, pozwoliłaby nazwać oraz napiętnow ać tego rodzaju zło. A rgu m entacja S t r ä t l i n g a jest w dużej mierze subiektywistyczna, wiotka i ostatecznie bardziej pragm atyczno-naturalna niż religijno-etyczna. W praw dzie znajdujem y tu również wzmiankę o świętości małżeństwa, ale prze słanka ta nie została metodologicznie wbudow ana w całą argum entację. A utor z trudem ukryw a swój nastrój niepewności i świadomość, że chodzi po grząskim gruncie, zaledwie znajdując pod sobą jakiś tw ardszy fundam ent. Felix S c h l ö s s e r zam yka tom rozdziałem M o r a lv e rk ü n d ig u n g h eu te
(s. 163—181). Przedm iotem jego rozważań je st charakter doktryny etycznej, k tóra będąc w swej treści świecką (doczesną, związaną ze światem, z h i
storyczną egzystencją ludzką), nie przestaje być chrześcijańską ponieważ moralność, stanow iąca jej przedmiot, jest skierow ana ku Chrystusowi i w Nim zn ajduje swoje wyjaśnienie. Autor pragnie, aby nauczanie m o ralności stało się w Kościele funkcją całej społeczności, względnie wspól noty. Rola urzędowego nauczania nie została tu całkowicie jasno przedsta wiona, niem niej przy uwzględnieniu odpowiednich założeń, może być w ła ściwie zrozumiana.
O powyższym zbiorze rozpraw można ogólnie powiedzieć, że są zakotw i czane nie tyle w źródłach poznania przychodzących „z góry”, ile w ziem skich, ludzkich w arstw ach wiedzy etycznej. Skutkiem tego rozważania owe są dość odległe od tego wszystkiego, co dotąd zwykło się nazywać teologią. Nie m ożna im n a pewno zarzucić, że ignorują istnienie nonm etycznych, także objawionych; oni je widzą, chcą je ocalić i przekazać ludziom, dobierają jednak w tym celu niekiedy zbyt kruchych narzędzi. Ponadto niem al wszyscy popełniają nieścisłości, gdyż nie rozróżniają dość jasno między norm ą etyczną w sensie ścisłym a jej psychologicznym, lo gicznym czy socjologicznym w y r a z e m . Ten ostatni oczywiście dzieli los wszystkich dzieł ludzkich: wyraz bowiem pochodzi od człowieka i dlatego zależy od tych wszystkich uwarunkow ań, od których zawisła ludzka egzy stencja. Norm a jednak w sensie ścisłym jest dziełem Boga, je st Bożym wyrazem, Bożym słowem skierowanym do człowieka i dlatego istnieje ponad wszelką zmiennością czy względnością. Chcąc więc zrozumieć kryzys m o
ralności i znaleźć n ań środki zaradcze, trzeba sam ą moralność widzieć od strony jej właściwych źródeł a nie od strony jej w tórnych produktów. W przeciw nym razie nie będziemy m ieli do czynienia z m oralnością oraz z etyką jako teorią moralności, lecz z socjologią, psychologią czy wręcz fizyką moralności.
...Albo z biologią moralności. O ile poszukiwanie uzasadnień dla norm etycznych w dziedzinie wartości w ew nątrzświatowych uchodzi za praw o mocne, to nie można również z góry zakładać, że nie ma w jakim ś zna czeniu także biologii moralności. Śm iałą próbę znalezienia tak określonego przedmiotu podjął właśnie Wolfgang W i c k l e r w książce D ie B io lo g ie d e r Z eh n G e b o te (München 1971, R. Piper Verlag, s. 225). Próba tego rodzaju jest w gruncie rzeczy dlatego sensowna, iż opiera się na założeniu, nie w y nikającym w praw dzie z biologii, lecz z filozofii bytu, że dzieło Boże jest wewnętrznie uporządkowane i zrozumiałe we wszystkich płaszczyznach ist nienia. W prow adzeniu jednak tego rodzaju badań należy respektować odpo wiednie reguły metodologiczne.
Świadomy tej powinności W i c k l e r całą pierwszą część dzieła poświęca zagadnieniom metodologicznym. W drugiej części dzieła analizuje zachowanie zwierząt i ludzi z p unktu widzenia „biologii” — lub, jeśli tak wolno pow ie dzieć, — „zoologii m oralności”. W toku swoich dociekań wykazuje istnienie pewnych regularności czy prawidłowości m ających swoje źródło w sam ej biologicznej naturze. Zaobserwowane w ten sposób prawidłowości porównuje następnie na zasadzie analogii z odpowiednimi elem entam i treściowymi norm etycznych wyrażonych w Dekalogu, w przykazaniach IV—VIII. W części trzeciej autor podsumowuje wnioski w ynikające z przeprowadzonych analiz.
Porównywanie zachowania się istot żywych (etologia) może istotnie p ro wadzić do wniosków bardzo ciekawych, lecz w żadnym wypadku nie do starcza kryteriów oceny etycznej ani przesłanek do krytyki norm etycznych w ich elem entach istotnych. Byłoby więc wszystko w porządku, gdyby W i c k l e r w form ułow aniu wniosków zatrzym ał się na płaszczyźnie biolo gicznej. A utor jednak idzie za daleko wtedy, kiedy usiłuje uzależnić p ra k tyczną obowiązywalność i wykonalność norm od tych uzasadnień, które w y chodzą z płaszczyzny biologicznej (por. s. 30).
Takich punktów kontrow ersyjnych jest w książce bardzo dużo, trudno jednak byłoby na tym miejscu wnikać w nie po kolei. W każdym razie
lektura ta staw ia przed czytelnikiem więcej pytań, niż ich wyjaśnia, np. co to jest naturalny popęd? kiedy zaczyna się rozum ne działanie? na czym po lega biologiczny sens działania? czy ów sens m ożna wyczytać z samej etolo- gicznej analizy? jak a jest istota analogii bio-etycznej? czy biologię ludzką można staw iać — naw et w etnologii — na tej sam ej płaszczyźnie, co zoolo gię? czy istnieje metodologicznie uzasadnione przejście z płaszczyzny współ czesnej biologii n a teren biblijnej norm y etycznej? czy „bios,, odpowiada biblijnem u pojęciu „życia” i czy w ogóle — oprócz samej relacji stworzenia — istnieją tu jakieś punkty styczne? w jakim sensie „biologia” w ogóle wchodzi w treść Dekalogu?
O tym, jak biblijne widzenie rzeczywistości jest odległe od perspektywy, w której je st zam knięta współczesna biologia, przekonuje choćby to jedno stwierdzenie, że w świetle Biblii człowiek swoją władzę i suw erenną pozycję w świecie widzialnym zawdzięcza swej duchowości, swemu radykalnem u wyniesieniu ponad św iat zwierzęcy, jednym słowem — temu, że jest żywym obrazem Boga; tymczasem według W i c k l e r a o możliwościach panowania nad stworzeniem decyduje wspólne zwierzętom i ludziom podleganie pewnym
N a tu r g e s e tz m a s s ig k e ite n . Podobnie ja k pojęcia biblijne, tak i te pojęcia, któ rym i posługuje się św. A u g u s t y n (por. s. 197) czy P a w e ł VI (por. s. 163) mogą być wtedy właściwie rozumiane, jeśli się je widzi w e właści wym kontekście, oraz jeśli się odróżnia płaszczyznę teologiczną od czysto przyrodniczej. Nie mamy jednak pretensji do W i c k l e r a : jest on zasadni czo przyrodnikiem . Jeżeli więc badania nad „biologią m oralności” m ają jakiś sens, powinni się tymi kwestiam i zająć teologowie.