• Nie Znaleziono Wyników

Literatura i jej twórcy w "Tygodniku Powszechnym" (2001-2005)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Literatura i jej twórcy w "Tygodniku Powszechnym" (2001-2005)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

Karolina Wieczorek

Literatura i jej twórcy w "Tygodniku

Powszechnym" (2001-2005)

Acta Universitatis Lodziensis. Folia Litteraria Polonica 11, 243-273

2008

(2)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S

F O L IA L IT T E R A R IA P O L O N IC A I I , 2008

K a r o lin a W ie c z o r e k

Literatura i jej twórcy

w „Tygodniku Powszechnym” (2001-2005)

H is to ria - d z ie je n a jn o w sz e

C ezurę w działalności „T y g o d n ik a” stanow i ro k 2001, p oczątek now ego wieku. K u lturotw órcza rola, ja k ą publicystom skupionym w okół Jerzego Turo- wicza, a n astępnie A d am a B onieckiego nadała historia, zobow iązyw ała do operowania p iórem rozsądnie, obligow ała do opisyw ania rzeczyw istości, nie tylko tej skoncentrow anej w okół K ościoła, z poczuciem praw dy. Pism o nie zatraciło sw ego w yjątkow ego profilu: um iejętnie łączyło antynom ie, teksty o charakterze publicystycznym bądź quasi-publicystycznym korespondow ały z esejami oraz utw oram i w ręcz literackim i. Jeśli zagłębim y się w podskórny nurt życia społecznego, to w ów czas okaże się, że obok spraw religijnych pasją poszczególnych tw órców była m ożliw ość upraw iania przeróżnych dykcji artys­ tycznych, skłonność do głoszenia praw d niepopularnych i niejednokrotnie nie­ pożądanych. N agle okazało się, że życie K o ścioła je s t sw oistym kontredansem do ukazania ludzkiej egzystencji w pełnym jej nasileniu i przejaw ie - od przerażenia w ydarzeniam i z 11 w rześnia 2001, aż po śm ierć najw iększych z tzw. p okolenia „ K o lu m b ó w ” : C zesław a M iłosza, Jerzego T urow icza, Jerzego Giedroycia, Ja n a N ow aka Jeziorańskiego, a przede w szystkim Jana Paw ła II. Czas w tedy ja k b y się zatrzym ał, a publicystyczna refleksja zo stała zaw ieszona w m iejscu. T en czas, który okazał się nieubłagany i nieprzyjazny pozw olił, aby odeszli n a w ieczn ą w artę najw ięksi synow ie R zeczpospolitej. P ozw olił, żeby o bohaterach narodu m ów ić ju ż w czasie przeszłym , choć n a szczęście dzieło ich życia w ydało tysiąckrotne ow oce.

To okres rów nie heroiczny w dziejach tygodnika, ja k czasy, gdy trzeba było w szelką m o cą zm agać się z kłam stw em . W spółczesność m iała bow iem niebezpieczną łatw o ść re laty w izo w an ia m oraln eg o , stąd k o n ieczn o ść w alki o prawdę oraz realizację haseł, które przyśw iecały najw iększym Polakom X X w. - Janow i P aw ło w i II, C zesław ow i M iłoszow i, Jerzem u T urow iczow i oraz Je ­ rzemu G iedroyciow i. A by dorobek ich życia nie został zaprzepaszczony, należało

(3)

nadać pism u charakter kontynuacji, splatając przeszłość z przyszłością. Gwarancją k ontynuacji p rofilu ty godnika było pow ierzenie stanow iska redaktora naczelnego k siędzu A dam ow i B onieckiem u, który sam w tekście w stępnym , ju ż po objęciu posady, napisał, że „praw dziw a m iara pism a, sw oisty dow ód je g o wielkości, będzie, gdy nie zaprzepaścim y dorobku naszych w ielkich poprzedników , jeśli b ędziem y n a tyle czuli i zdolni, aby zasłużyć na zaszczy tn e m iano kontynua­ to ró w ” 1. T a niepew ność w ynikała z obaw zw iązanych z podjęciem bardzo o dpo w ied zialn y ch zad ań - uczynić w szystko, aby nie zatracić daw nego profilu i poziom u, a m oże naw et jeszc ze go w zm ocnić. Z astąpienie ludzi tej miary, co zm arli nieobecni było i je s t niezw ykle trudne, poniew aż je d n a k rzeczywistość, g łów nie tw órcza, nie znosi pustki, toteż rozpoczęły się poszukiw ania młodych talentów , które m iały częściow o chociaż zastąpić koryfeuszy polskiej kultury i polskiego k atolicyzm u. T rzeba przyznać, że A dam B oniecki nie ustaw ał i nie ustaje nadal w w ysiłkach zm ierzających do u trzym ania w ysokiego poziomu tygodnika, czego dow odem są publikacje z ostatnich lat, ju ż będące rezultatem m yśli „ n ie ro zp am iętu jącej” , lecz skupionej na poszukiw aniu praw dy w sytuacji, gdy w życiu społecznym łatw o zaobserw ow ać nastroje dekadenckie, pewną nostalgię za m inionym , a jed n o cześn ie w idać przejaw y chaosu, wynikającego z kryzysu w artości.

Twórcy

M im o zaw irow ań zw iązanych z poszukiw aniem czy m oże odnajdowaniem strategii p ism a w pierw szym dziesięcioleciu X X I w., któ re w iążą się ze śmiercią n ajw ybitniejszych tw órców i postaci zw iązanych z pism em , nie doszło na szczęście do zagubienia podstaw ow ej m isji tygodnika. A dam B oniecki od samego początku sw ego „ u rzęd o w an ia” na stanow isku redaktora naczelnego starał się zachow ać p o k o rę tw órczą, k tóra pozw alała na racjonalne i uporządkowane kon ty n u o w an ie przyjętej linii. D ziałalności tej p rzyśw iecała K artezjańska myśl, że dobro je s t p o ch o d n ą w olnej w oli człow ieka i że ubocznym efektem uznania je g o p o glądów za obow iązujące je s t dążenie do praw dy. Id ea ta przyświecała i przy św ieca ludziom „ T y g o d n ik a” , których w yróżnia ja k iś szczególny rys lojalności w obec przyjętej w piśm ie strategii postępow ania. M iłość do człowieka, zw łaszcza tego, który poszukuje sw ego m iejsca w św iecie i niekiedy jest sceptyczny w obec oficjalnie głoszonych opinii, skłania do poczucia dumy z u czestn iczen ia w realizacji niezw ykłego projektu opartego n a faktycznym, a nie deklarow anym , p luralizm ie św iatopoglądow ym . W ystarczy prześledzić tytuły o raz teksty, zam ieszczone w tygodniku m iędzy rokiem 2001 a 2003, aby nabrać przekonania, że rozw ój czasopism a idzie w kieru n k u pożądanym , że jest

(4)

L itera tu ra i j e j tw ó rcy w ,,T ygodniku P o w szech n ym " (2 0 0 1 -2 0 0 5 ) 245

realizowane T ischnerow skie przekonanie o kreow aniu wizji Polaka-E uropejczyka2. Pod redakcyjnym i skrzydłam i ks. A dam a B onieckiego nadal tw orzą takie wybitne i uznane osobow ości, jak: W ładysław B artoszew ski, Józefa H ennelow a, K rzysztof Kozłowski, ks. Jan K racik, M arcin Król, Stefan W ilkanow icz, Jacek W o ź­ niakowski, M ikołaj K om ar3. T rzeba przyznać, że byli to w ów czas ludzie naj­ wyższego fo rm atu in telek tu aln eg o i m o raln eg o , którzy kształtowali obraz pism a ju ż od w ielu lat i którzy sw oją w izją poszukującego katolicyzmu potrafili zainspirow ać innych polskich hum anistów : M ariana Stalę, Barbarę Skargę, czy też S tefana Sw ieżaw skiego - to najbliżsi w ów czas w spół­ pracownicy pism a. N a szczególną uw agę zasługują dni pam ięci o Józefie Tischnerze4. W łaściw ie cały rok 2001 m ożna nazw ać, bez popadania w patos, Rokiem T isch n ero w sk im w „T ygodniku P o w szech n y m ” , głów nie nr 27, przy­ noszący szereg refleksji i znam ienitych treści zw iązanych z życiem i dziełem wielkiego p o lskiego filozofa-etyka. Jó z ef T ischner był przede w szystkim aka­ demikiem - znakom itym nauczycielem i m ów cą, dopiero później duchow nym , na którego otw arte w ykłady przychodziły tłum y m ieszkańców K rakow a, nie tylko studenci. W takim też kierunku podążyły w spom nienia o w ybitnym uczonym -hum aniście. W spom nienia przyjaciół, opatrzone bogatym m ateriałem anegdotycznym, oscylow ały w okół bardzo osobistych relacji, przedstaw iających Tischnera ja k o człow ieka pełnego hum oru i pasji czy n ien ia dobra (Stefan Świeżawski, „ Jedna n a s tęsknota gnała..." P rzem ów ienie z okazji w ręczenia

Nagrody Tischnera). K ażdy z tekstów zam ieszczonych w tym num erze „K o n ­

trapunktu” p rzedstaw iał m yśl T ischnerow ską od innej strony, stąd wielość gatunków publicystycznych. A nalizą spuścizny filozoficznej T isch n era zajęli się prof. B arbara S k arg a (K łopot z dobrem ) i ks. M ichał H eller (D yskusji z Tisch­

nerem ciąg dalszy). Prof. S karga zw róciła szczególną uw agę na źródła duchow o­

ści T ischnerow skiej, n a ten niezw ykły klim at, w ytw arzający się w sytuacji obcowania z drugim człow iekiem , otw arcie na cierpienie i m iłość. S tąd płynęła jedyna w sw oim rodzaju potęga ducha, p o zw alająca w pełni przeżyw ać ludzkie cierpienie, któ re daje jed y n e w sw oim rodzaju przy zw o len ie do „ b y cia księ­ dzem” . A u to rk a w sw ym eseju w ielokrotnie p rzy w o ły w ała m yśl Tischnera, dając dow ód głębokiego obcow ania z dziełem pozostaw ionym p rzez zbyt w cześ­ nie zm arłego księdza. T ischner m ów ił, że „poczucie w iny, a za nim w styd są pierwszymi p rzeżyciam i, które odsłaniają mi obecność d obra ja k o czegoś, czego wyartykułować nie je s te m w stanie, ale co obliguje m nie, nakazując w yciągnąć rękę do drugiego czło w iek a ” (s. 10). W podobnym tonie, choć ju ż nie przez

2 Jó zef T isc h n er p u blikacjam i w „T ygodniku Pow szechnym ” w ielokrotnie dal dow ód swego szacunku i m iłości do człow ieka, p rzede w szystkim zabłąkanego i zb łąk an eg o , który uparcie poszukiwał d obra. S u m ę poglądów w yraził w książce S p ó r o istnienie czło w ieka , W arszaw a 1978.

3 Stan na dzień 8 lipca 2001 („T P ” , nr 27).

4 W ów czas pam ięci Tischnera pośw ięcono cały M agazyn K ulturalny zatytułow any „K ontrapunkt” (nr 7 i 8 w: „T P ” 2001, nr 27, s. 9-1 6 ).

(5)

pryzm at kategorii dobra, dzieło filozoficzne T isch n era om aw iał ks. Heller, podkreślając żyw iołow y tem peram ent p rofesora jak o prelegenta oraz jego pryn­ cypialny stosunek do nauki i wiedzy. C elem filozofii, podobnie jak każdej z dziedzin sztuki, je s t poszukiw anie, podążanie, a nie o siąganie celów - i ternu im peratyw ow i był Jó z e f T ischner całkow icie oddany. N ie m ogło być zresztą inaczej, skoro ja k o uczeń R om ana Ingardena szedł toram i fenom enologii po­ szukującej praw dy nie tylko o istocie bytu, lecz także odpow iedzi na pytanie, kim je s t człow iek? T ischner udzielał w tej m ierze jed n o zn aczn y ch odpowiedzi, aczkolw iek je g o pogląd był zgoła dualistyczny: „człow iek, którego rozum szuka w iary i którego w iara szuka rozum u - m yśli religijnie. P oprzez jeg o myślenie przejaw ia się je g o w iara i poprzez jeg o w iarę p rzejaw ia się je g o m yślenie” (s. 13). T o esen cja filozofii w iary, głęboko zakorzeniona w eu ropejskim nominaliz- m ie i d ualizm ie św . A ugustyna5.

Spośród innych tekstów , prezentujących bardziej m yśl tw ó rczą Tischnera, m niej je g o sylw etkę, w arto w spom nieć o k om unikacie - recenzji z seminarium pośw ięconego m yśli filozoficznej w ybitnego hum anisty, pió ra A rtu ra Sporniaka

(P łacz a n io ła , s. 11). B ez w ątpienia przez całe życie fascynow ała Tischnera

fenom enologia głęb i - ludzka skłonność do czynienia w rów nej m ierze dobra i zła. T ak a też b y ła to n acja w iększości w ystąpień, skoncentrow anych wokół zagadnień bytu, złożoności B oga oraz pytania postaw ionego ju ż przez Leibniza - „d laczeg o to raczej jest, niż nie je s t? ” .

N igdy w cześniej ani też później nie uczyniono z m yśli filozoficznej Józefa T isch n era przedm iotu rozległych i dogłębnych studiów , które w e wspomnianym ju ż num erze „ K o n trap u n k tu ” u zupełniają rozm ow y, sp otkania oraz eseje (np. C hantai D eisol, P rofanow anie kultury, s. 12 - tytuł tyleż enigm atyczny, co prow okujący, a sprow adza się do refleksji nad tran sg resją i nad pokorą wobec zagadnień bytu ja k o istnienia tu i teraz).

Spośród innych części, niem ających zw iązku z działem M agazynu Kultural­ nego, zw racają uw agę w szelkie kontynuacje, np.: artykuł w stępny poświęcony aktualnym spraw om (np. Jerzego E lsnera N ie insurekcja, lecz bu n t)6, następnie działy inform ujące o życiu K ościoła: Stolicy A postolskiej oraz sytuacji katolicyz­ m u w Polsce. P onadto felietony ks. S tanisław a M usiała i Ja n a Słom ki, stale rubryki ja k „P rzeg ląd prasy ” czy „P rzegląd zag ran iczn y ” , inform ujące o życiu w spółczesnym w P o lsce i w św iecie. O prócz tego obecne d w a razy w miesiącu rubryki inform acyjne w dziale „O braz tygodnia” oraz eseisty k a ks. Adama B onieckiego (np. refleksje po zakończeniu podróży Jan a P aw ła II na Ukrainę pt. Sp ecja lista o d trudnych p o d ró ży - sam tytuł je s t ju ż dość m ocno charak­ teryzujący i w skazuje n a w ym ow ę tekstu)7. Z atem w kroczenie w nowy wiek

5 J. T i s c h n e r , W okół sp ra w w iary i rozum u, [w:] i d e m , R efleksje na rozdrożu, Tarnów 2 0 00, s. 58.

6 „T P ” 2001, nr 27, s. 1. 7 Ibidem .

(6)

L ite ra tu ra i j e j tw órcy w „Tygodniku P o w sze ch n y m ” (2 0 0 1 -2 0 0 5 ) 247 wcale nie m usi o znaczać radykalnej zm iany rzeczyw istości, ale m oże stanowić przejaw rozsądnego konserw atyzm u. T w órcy „ T y g o d n ik a” doskonale wiedzą,

i jakich kręgów w y w o d zą się czytelnicy, stąd pokusa, aby zachow ać linię

pisma w należytym i dotychczasow ym porządku, aby układ graficzny, działy tematyczne i p o d ejm ow aną problem atykę prezentow ać w proporcjach dających przewagę refleksjom dotyczącym K ościoła. Pokusa tym bardziej inspirująca, że gros czytelników stanow ią dobrze i bardzo dobrze w ykształceni m ieszkańcy dużych m iast o poglądach, w zdecydow anej w iększości, g łów nie katolickich.

Teksty literackie i quasi-Iiterackie A. Eseje i recenzje

Początek w ieku nie przynosi jak ieg o ś ożyw czego d ucha i nie eksponuje literatury ja k o dziedziny o pierw szorzędnym dla redaktorów pism a znaczeniu. Zaskakuje pew nego rodzaju efem eryczność tekstów literackich, niem al ułam kow e ich traktowanie, przez co m a się wrażenie, chyba nie do końca słuszne, spychania tej dziedziny n a m arg in es ży cia k u ltu raln eg o . T a re fle k sja o b ejm u je lata 2001-2003, później sytuacja ulega diam etralnej popraw ie. Już pośw ięcenie tylko dwóch stron, skądinąd rozrzuconych (zaledw ie dziesięciu tysięcy znaków ), refleksjom literackim potw ierdza przypuszczenie o m arginalnym traktow aniu zjawisk, łączących się z szeroko pojm ow aną literaturą. I tak: na przedostatniej stronie w idnieje ni to recenzja, ni to esej pió ra A n d rzeja F ranaszka (Raj

Czesława M iłosza) o rozm ow ie w yreżyserow anej przez brata poety, któ rą z N ob­

listą przeprow adziła R enata G orczyńska. L iteratura stanow i je d y n ie pretekst dla ponownej w ędrów ki w stronę „kraju lat d ziecin n y ch ” , o którym M iłosz pisze w wierszu W m o jej ojczyźnie. P odróż sentym entalna, p row adząca bezdrożam i Litwy, ale także po m iejscach dobrze ju ż znanych czytelnikow i z w cześniejszych utworów w ielkiego pisarza (np. z D oliny Is s y ý . P onadto intrygujący felieton Stanisława L em a (P rzem iany), będący sm utną refleksją nad stanem w spółczesnej kultury, zdom inow anej przez kom ercję i bezguście. L ecz nie tylko. K ultura „niskiego lo tu ” zdom inow ała kulturę w ysoką w takim stopniu, że podjęcie wysiłków nad k olejnym tom em literatury polskiej po 1939 r. je s t w ysoce nieopłacalne, a w zw iązku z tym „nikom u się nie c h ce ” 9. Przytłaczająca dominacja kultury m asow ej, której ukoronow aniem je s t „W ielk i B rat” , skazuje garstkę p raw dziw ych intelektualistów na w ypow iedzi odizolow ane, zam knięte w ramach uniw ersy teck ich pracow ni - i to bez należytego w ynagrodzenia. Okazuje się bow iem , że m asow ość i m iałkość spycha na m anow ce i zm usza

1 W szystkie teksty, o których m ow a, zostały zam ieszczone w num erze 27.

(7)

do kom prom isów . Jednak sam autor znajduje pocieszenie - to znak współczes­ nych czasów w ogóle, nie tylko państw -nuw oryszy, któ re od niedaw na zachłys­ tują się o d zy sk an ą w olnością.

D uże w rażenie w yw iera tygodnikow a eseistyka, tym razem poświęcona tw órczości T ad eu sza K onw ickiego, w zw iązku z 75-leciem urodzin autora

Sennika w spółczesnego, pióra T adeusza L ubelskiego ( W ybór K onw ickiego). Autor

podkreśla w e w stępie rozbudow anego tekstu sw ą m ło d zień czą fascynację Kon­ w ickim , ale głó w n ie w yraża zachw yt dla oddechu m iejskiego prowincjonalizmu, którego duch tak bardzo obecny b ył niem al w e w szystkich pow ieściach, po­ czynając w łaśnie od Sennika w spółczesnego. U niw ersalizm prozy wynika! ze zderzenia kulturow ego: sam otny i zagubiony b o h ater - społeczność małego m iasteczka oraz z dyskursu prow adzonego z sam ym sobą. Z a każdym razem m am y do c zy n ien ia z przejm ującą prozą, o bejm ującą tem atykę od tajemnicy dojrzew ania aż po głębię i sym bolikę śm ierci. T o jak b y autoportret pisarza, kreow any ciągle n a now o i na now o pow oływ any do ży cia w każdej z jego książek. L ubelski trafnie interpretuje K onw ickiego „m it p o lsk i” , gdy zdobywa się na tak ą oto refleksję:

[...] kontakt z T ad eu szem K onw ickim , zapośredniczony przez d zieta je g o autorstw a, to kontakt z p rzedstaw icielem pew nej form acji łączącym ludzką przyzw oitość i skrom ność - z nieobliczalnością i n iep rzew idyw alnością, uw agę, z ja k ą przypatruje się każdem u człow iekow i - z egotyzmcm i sk ło n n o ścią do nieustannej autoanalizy. L iryzm - z d rw in ą10.

K ontakt oparty na prow adzeniu dialogu z czytelnikiem poprzez przyswajanie, w krytycznej analizie, w ybitnych dzieł literatury polskiej, je s t jednym ze sposobów edukacji społecznej, choćby ograniczonej do kręgów najbardziej św iatłych, bo w w iększości tacy odbiorcy sięg ają po w ym agające erudycji czasopism o. P od w pływ em lektur pow staje jed n a k nieodparte wrażenie, że p u b licystyka w tygodniku stara się zachow ać u m iar m iędzy tonem krytycznego eseju a p ro sto tą popularyzacji, co zresztą je s t oczyw istością, skoro dany tekst ukazuje się na łam ach poczytnego pism a. T ak je s t w przypadku wspomnienio­ w ego eseju Ja n a M azurkiew icza o G ustaw ie H erlingu-G rudzińskim w pierwszą rocznicę śm ierci (P am iętaj, ile o d ciebie za le ży )". A u to r spaja dw ie rzeczywis­ tości - tę realn ą, zn an ą z b io g rafii p isarza, gdy u d aje się tym i samymi neapolitańskim i szlakam i, którym i chadzał w ybitny pisarz, oraz tę mistyczną aurę, o b ecn ą w n iektórych z dzieł, jak ż e w gruncie rzeczy m ocno nasyconych k o n k retem 12. C ały tek st nabiera charakteru w spom nieniow ego, stając się hołdem

10 Ibidem , s. 20.

" „T P ” 2001, nr 28, s. 15.

12 T o skojarzenie nieodparcie nasuw a się po przeanalizow aniu utw orów autora Pamiętnika

p isa n eg o n o cą i refle k sji zw iązanej ze stów am i A rkadiusza M o raw ca (T w ó rc zo ść G ustaw a Herlinga■ -G ru d ziń skieg o „ Ł ó d ź 2003).

(8)

Literatura i j e j tw ó rcy w „Tygodniku P o w sze c h n y m " (2 0 0 1 -2 0 0 5 ) 249 złożonym w ybitnem u tw órcy oraz rodzajem refleksji-pożegnania ze zm arłym przyjacielem: „w racaliśm y uliczkam i antykw ariuszy i księgarzy. H erling-G rudziń- ski okazał się zupełnie innym człow iekiem niż by na to w skazyw ał w izerunek człowieka-opoki: tw ardego, bezw zględnego, zaw sze w iernego zasadom , krytycz­ nego w obec z ła ” .

Im częściej na łam ach „T y g o d n ik a” gości krytyka literacka, tym w iększego nabiera rozpędu proces gloryfikow ania literatury ju ż uznanej i m ającej swe miejsce w historii kultury. M ow a tu przede w szystkim o d ziełach ostatnich Czesława M iłosza, które w łaśnie na stronach pism a spotykały się z życzliw ą oceną specjalistów , nim później pow ędrow ały w św iat literatury. T ym razem jednak poznanie tw órczości M iłosza odbyło się w szczególny sposób: Ł ukasz Tischner skoncentrow ał się bardziej na zm aganiach krytyki literackiej z procesem recepcji dzieł M iłosza niż na om aw ianiu now ych dzieł N oblisty. Sw ój pogląd wyraził n a m arg in esie edycji d w óch tom ów stud ió w P o zn a w a n ie M iłosza

2 (1 980-1998) (red. A. Fiut, K raków 2001). W eseju autor zw raca uw agę na

podnoszone przez krytykę intertekstualne potyczki ze słow em (np. w odkryw ­ czym studium Stanisław a Balbusa, gdy badacz odnalazł zw iązki m iędzy Piosenką

na jed n ą strunę a D ies irae Ja n a K asprow icza). T isch n er w ychw ycił ogólną

tendencję m etodologiczną, która przyśw iecała poszczególnym badaczom i którą tatwo było zam knąć w k ształt spójnej refleksji - to sw oista „synteza syntez” , dzieło o solidnym fundam encie, którem u w przyszłości now i badacze będą dodawać kolejne interpretacje. C hoć o M iłoszu pow iedziano w iele, ale nigdy do końca13. S pecyfiką tekstów pośw ięconych literaturze w „Tygodniku Pow szech­ nym” je s t eklektyzm . U w idacznia się ju ż na poziom ie gatunkow ym - tekst Katarzyny Janow skiej pośw ięcony książce H anny Krall To ty je s te ś D aniel daleko w ykracza poza konw encje obow iązujące przy pisaniu tradycyjnych recen­ zji: jes t zdecydow anie czym ś w ięcej, usytuow anym n a pograniczu m iędzy recenzją a e se je m 14. T rudno zaw yrokow ać, czy obcujem y z now ą konw encją gatunku, czy też jed y n ie z próbą przełam yw ania skostniałego języ k a, który niejako a p rio ri n arzuca pew ien, właściw y tylko sobie, k o d porozum iew ania. Zbiór opow iad ań H anny K rall w ocenie K atarzyny Janow skiej stanow i pew ien paradoks je j tw órczości, bow iem autorka Z d ą żyć p r z e d P anem B ogiem zdobyła się na narracyjny liryzm najw yższej próby, a sam e o pow iadania czyta się „ze ściśniętym g ard łem ” 15. W ynika to z dw óch przesłanek - oszczędności za­ stosowanych środków w yrazu (brak jak ieg o k o lw ie k zbędnego słow a) oraz um ie­ jętności analizo w an ia pojedynczych, naw et najdrobniejszych faktów i nadaw ania im rangi b iblijnych przypow ieści, jak b y okres czasu zagłady m ożna było przewidzieć. S tąd perfekcjonizm pisarki, w yrażający się artyzm em najw yższego

13 Ł. T i s c h n e r , ...ale by g o n ić go, „T P ” 2001, nr 41, s. 15. M K. J a n o w s k a , K łopoty z istnieniem , „T P ” 2001, nr 46, s. 9. 15 Ibidem.

(9)

lotu - stylem lapidarnym i skondensow anym ja k w spółczesna poezja, sym­ b olicznym i m etonim icznym . Jak m ów i autorka recenzji-eseju „K rall pisze k siążkę nie słow am i, lecz m ilczeniem , je j o pow iadania przy p o m in ają wiersz”16. M niej kontrow ersji, głów nie ze w zględów w arsztatow ych, budzi praca Teresy W alas M ilkn ięcie, krytyczny esej o pow ojennych D ziennikach Z ofii Nałkowskiej. Z nana krak o w sk a uczona, przyjaciółka W isław y S zym borskiej i znawczyni w spółczesnej literatury, po raz kolejny udow adnia, że naw et tem aty niezbyt popularne i zepchnięte gdzieś na m argines życia literackiego, jeś li są dobrze napisane, m o g ą stanow ić znakom itą lekturę i być d o skonałym przewodnikiem po m eandrach naszej w spółczesnej kultury. Z resztą to pew ien charakterystyczny rys tygodnika, aby co ja k iś czas przyw racać pam ięci pisarzy w ybitnych, dla k tórych je s t je d y n ie m iejsce w szkolnych podręcznikach. T eresa W alas udowad­ nia, że tak być w cale nie m usi, że literatura po w ielu latach odczytyw ana na now o je s t rów nie atrakcyjna, co w czasach jej pow staw ania. Stąd w iele nowator­ skich i bardzo odw ażnych opinii podw ażających m .in. sens starości, okresu w życiu bardziej „chm urnego niż durn eg o ” , ale rów nie, a m oże bardziej, d ram atycznego niż m łodość. W alas podąża tym i w łaśnie szlakam i, poszukuje odpow iedzi n a pytanie, w jak im stopniu zbliżanie się do kresu istnienia decyduje o k ształcie dorobku artystycznego autorki M ed a lio n ó w i czy ty lk o naiw ną wiarą w n o w ą w ładzę trzeba tłum aczyć zw iązki pisarki z kom unizm em ? N a te pytania o dp o w iad ają D zien n iki, będące podsum ow aniem dorobku tw órczego, ale także życiow ego N ałkow skiej. Przy okazji W alas ujaw nia zw ątpienia autorki, zawie­ d zione nadzieje, ro zp acz w chw ilach słabości. B ad aczk a ok azu je się nie tylko w ytraw ną zn aw czy n ią tw órczości Z ofii N ałkow skiej, lecz także kobiecej psychiki w sytuacji zb liżan ia się do kresu życia. B uduje bardzo intrygujący konterfekt pisarki, który b ył uw arunkow any w iarą (jednak nie w duchu tradycyjnej religij­ ności katolickiej). T o w iara w m aterialistyczny m onizm , dążący do „zaakcep­ tow ania doczesności ja k o pełnej form y bytu” 17. Poszukiw anie człow ieka i prawdy o nim - takie p rzesłanie w yłania się z w iększości esejów , zw łaszcza tych, w których przedm iotem analizy nie tyle je s t tw órczość, ile pisarz obserwowany w persp ek ty w ie jak ieg o ś odcinka czasu.

W iele m iejsca w śród publikacji zam ieszczonych w dziale kulturalnym zajmują recenzje książek. W śró d nich na uw agę zasłużyła d o głębna analiza opowiadań K azim ierza O rłosia, zebranych pod w spólnym tytułem D rew niane mosty, pióra W o jciech a L ip o w sk ieg o 18. A u to r recenzji starannie w aży słow a, aby oddać w łaściw y sens i znaleźć klucz do interpretacji niełatw ego p rzecież dzieła. Orłoś pozostaje w iem y prozie realistycznej, co w cale nie oznacza, że łatw ej w odbiorze - proza ta sk u p ia w sobie duży ładunek dram atycznego napięcia, gdy przed­

16 Ibidem .

17 T . W a l a s , M ilknięcie, „T P ” 2001, nr 46, s. 8 -9 .

(10)

Literatura i j e j tw órcy w „Tygodniku P o w szech n y m ” (2 0 0 J-2 0 0 5 ) 251 stawiony opis św iata zadziw ia realizm em , przyzw oleniem na epatow anie czytel­ nika zdarzeniam i „zatrzym anym i w stopklatce” , co skłania do refleksji nad sprawami ludzkiej nędzy, okrucieństw a, handlu narkotykam i. L ipow ski kończy konkluzją: „w «D rew nianych m ostach» zm ieniają się obrazy, pory roku, twarze, ludzkie ślady przysypane liśćm i” 19. C zyli znow u pisarz oferuje czytelnikow i magię opisu, po leg ającą na poszukiw aniu i odnajdyw aniu: z ludzkich śladów rozsypanych i rozproszonych ułożyć m ozaikę zdarzeń, składającą się z wielu losów, w celu pokazania fragm entów pryw atnych biografii. Z adanie tyle trudne, ile frapujące, z którego pisarz w yw iązał się znakom icie.

W yróżnikiem N ow ego R oku ja k o czasu narodzin i odrodzenia, degradacji zła i grzechu, je s t u cieczka w krainy „sielskie, an ielsk ie” , pozbaw ione zła. To również osn o w a tem atyczna w iększości tekstów zam ieszczonych w pierw szym numerze z 2 0 0 2 r. W ątek ten najdobitniej podjął Jan B łoński w eseju Z nów

o polskim rajuw . Punktem w yjścia dla rozw ażań je s t paradygm at rodziny,

rozpisany na w iele utw orów literatury polskiej, poczynając od P ana Tadeusza, a skończyw szy na K ronice w ypadków m iłosnych T adeusza K onw ickiego. A le dla badacza w spółczesnej i daw nej literatury nie chronologia je s t najw ażniejsza, tylko w spólnota, cechy łączące od w ieków życie w rodzinie. O kazuje się bowiem, że w yróżnikiem w szystkich rodzin był zw yczaj, uśw ięcony pradaw ną tradycją rytu ał postępow ania. Jeśli w K ronice w ypadków m iłosnych licealistów łączy m iłość, to przeżycia zarów no w zniosłe, ja k i tryw ialne są przedm iotem zainteresow ania ze strony ogółu. N igdy nie je s t to problem indyw idualny, lecz zbiorowy. P o d o b n ie ja k geograficzne otoczenie m iłości - przyroda - zaw sze współtworzy k lim at dla m iłosnej adoracji, a jed n a k zjaw isku antropom orfizacji towarzyszy p roces socjalizacji przyrody „w tym sensie, że w idziana je s t często na kształt ro d z in y ” 21. R o d zin a i przyroda, które pojaw iają się w e w spólnym zespoleniu, są w yraźnie przez badacza idealizow ane, p otw ierdzając M ickiew i­ czowskie tw ierdzenie o istnieniu kresow ego raju, tak pięknie odm alow anego w Panu Tadeuszu.

Niekiedy je s t i tak, że praw ie cały num er pism a w ypełniają m ateriały poświęcone polskiej literaturze. O prozie H enryka G rynberga w ypow iedziano wiele m ądrych m yśli, jed n a k dopiero w eseju M arka Z aleskiego ta niełatw a przecież p ro za odnalazła drogę do czytelnika22. K rytyk swój sukces zaw dzięcza prostocie ujęcia tem atu - analizuje tw órczość G rynberga, jak b y była to „szczelina w m urze” . Z asadniczym problem em całego tekstu je s t pam ięć, a w łaściw ie jej poszukiwanie. Pam ięć zbiorow a i indyw idualna, skupiona n a odtw arzaniu p rze­ szłości nie z m artyrologicznym „zadęciem ” , ale dla zachow ania w ierności wobec prawdy i historii. W p rozie G rynberga uderza dbałość o szczegóły - i ten

19 Ibidem.

20 „T P ” 2002, n r 1, s. 18. 21 Ibidem.

(11)

aspekt podnoszony je s t przez krytyka jak o jed e n z n ajw ażniejszych przejawów pisarstw a w spółczesnego. I całkiem słusznie, bow iem to proza oparta o metaforę, w tym rów nież m etaforę śm ierci przedstaw ianą w w ielu w ariantach tematycznych

(D ziedzictw o). P isarstw o G rynberga cechuje proces ciąg łeg o dorastania mental­

nego. Z aleski bardzo głęboko w nika w egzystencjalną tożsam ość postaci, ale także uw aru n k o w ań czyniących człow ieka o d pow iedzialnym za zachowanie pam ięci, g łów nie o przeszłości. W tej m ierze H olocaust jaw i się jako od­ pow iedzialność żyjących za zm arłych, ja k o proces sw oistego „obcow ania i koeg­ zystencji duch ó w ” . Jakże to z gruntu H eideggerow skie m yślenie o współczesnej literaturze.

Z od m ien n y ch oczekiw ań w obec eseju zrodził się tekst P io tra Śliwińskiego 0 poezji A nny F rajlich 23. Jeśli przedm iotem krytycznej rozpraw y są wiersze poetki dość słabo znanej, której debiut sprzed ponad dw udziestu lat przeszedł niem al niezauw ażony, to rzecz nabiera now ego w ym iaru i w ym aga ponownej oceny. A je ś li esej ów pisze w ytraw ny badacz literatury w spółczesnej, wówczas nabieram y p rzekonania, że obcujem y z liryką w a rtościow ą i dojrzałą. Tak jest w istocie - Śliw iński podkreśla niezależność poetyckiego w yrazu, zdolność do p rzekształceń lirycznej sym boliki, co tylko udow adnia rozległość poetyckiej w yobraźni A nny Frajlich. D rzew o pojaw ia się ja k o fantom sygnalizujący na­ rodziny i potęgę natury, E den zaś to kraina niepoznana, n a pew no jednak p o zbaw iona dozy tajem niczości i piękna. S tw arza raczej p oczucie zagrożenia 1 bardziej sy m bolizuje upadek niż bezpieczeństw o. B ardziej w ciąga realność przeżyta - ona d ecyduje i nadaje kształt teraźniejszem u św iatu. O d niej nie m a ucieczki.

R efleksje Ś liw ińskiego, pow stałe w zw iązku z now ym zbiorem wierszy A nny Frajlich, p o k azu ją w yraźnie, że w obecnych b adaniach literackich zacie­ ra się g ran ica pom iędzy esejem a recenzją, że coraz częściej i łatw iej bada­ cze przek raczają granice do niedaw na jeszc ze nieusuw alne. O cenianie zawsze m iało zw iązek z recenzow aniem , natom iast przedm iotem eseju było analizo­ w anie i sy ntetyzow anie. W pracy Ś liw ińskiego w idać sk u teczn ą próbę znale­ zienia „zło teg o śro d k a” n a w spółczesny dyskurs z czytelnikam i. Ten sposób krytycznej w ypow iedzi staje się niem al znakiem ro zp o zn aw czy m tygodnika i chyba n o w ą fo rm ą przekazu treści literackich (tak sam o w ykreow any dys­ kurs z czy teln ik iem w ystępuje w eseju-recenzji P iotra P iaszczyńskiego Alfabet

sam otności)14. Z n o w u autor dąży do syntetycznej pełni poprzez drobiazgową

analizę w ierszy, u d aje mu się w ychw ycić akcenty nienow e, ja k samotność i pustka, w yrażone za pośrednictw em poetyki „odw ró co n y ch sen só w ” 25.

23 P. Ś l i w i ń s k i , Sztuka utrzym yw ania rów now agi, „T P ” 2002, nr 24, s. 14.

24 P. P i a s z c z y ń s k i , Alfabet samotności. O wierszach Jolanty Stefko, „T P ” 2002, nr 20, s. 15. 25 Ibidem .

(12)

L iteratura i j e j tw ó rcy w „Tygodniku P o w szech n y m ” (2 0 0 1 -2 0 0 5 ) 253 Godny uw agi je s t także esej M arii R ydlow ej, porządkujący narosłe przez lata praw dy, półpraw dy i półcienie, dotyczące W esela S tanisław a W yspiań­ skiego26. A u to rk a sw ój bardzo w yw ażony tek st św ietn ie u d okum entow ała, m. in. w spom nieniam i K arola E streichera o R ydlu, tw órcy B etlejem p o lsk ie ­

go. B ad aczk a, p o lem izu jąc z „ p lo tk a rsk ą stro n ą ” w esela L u cjan a R ydla,

powołała się na sło w a Stanisław a P igonia, który odrzucił niepochlebny obraz poety, ukazany przez B oya-Żeleńskiego. W istocie stw orzony został portret całkiem inny, odrzucający fałszyw ą plotkę i skupiony na praw dzie. A utorka zaakcentowała trw ałą przyjaźń dw óch poetów - R ydla i W yspiańskiego. Obu modernistów łączyła scena, którą chcieli zreform ow ać i nadać jej wyższy status piękna i doskonałości. S łow em - przyjaźń oparta na zaufaniu, sym patii i męskim oddaniu. Jakże w ażne są to stw ierdzenia, ja k w iele now ego w no­ szą do w spółczesnej recepcji osób zw iązanych z prem ierą z dnia 16 m arca 1901 r.

Gatunki literackie, obecne na łam ach tygodnika, są dość skonw encjonalizo­ wane, niekiedy tylko odrzucone zostają definicja, p oczucie ładu i harm onii i spotykamy się z odejściem od schem atu, w ytłum aczalnym specyfiką poruszanej tematyki. T ak ą n ow ością je s t niew ątpliw ie rozm ow a. R ozm ow a w łaśnie, a nie wywiad, który je s t często form ą nieporządną i niechlujnie skonstruow aną, pisaną w pośpiechu i o p eru jącą uproszczeniam i. R ozm ow a zaś skupia się na w nętrzu interlokutora, m anifestacyjnie odsłania piękno tkw iące w rozm ów cy. Jest gatun­ kiem zaw ieszonym g dzieś w przestrzeni słow a, m ilczenia, gestu. T en sw oisty wyraz sk upienia nadaje rozm ow ie w ym iar literacki oraz w y tw arza specyficzny charakter p o ruszanych tem atów , które drążą niekiedy najtrudniejsze i najbardziej osobiste problem y.

Tę zam ierzo n ą przez redakcję now ość realizuje A lek san d er F ranaszek w roz­ mowie z K rzysztofem V argą27. P okazuje znaczenie p isarstw a V argi i odsłania dotychczas niezauw ażane przez badaczy w spółczesnych m ediów dystans i w izję świata na opak, jak im i operuje rozm ow a. T aka dość przew ro tn a konstrukcja nie byłaby m ożliw a w w yw iadzie, ze w zględu n a sw o ją abrew iacyjność zm ierza­ jącego do skrótu. R ozm ow a zaś pozw ala zachow ać rozm ów cy pew ną dozę humoru i autoironii, tak potrzebnej w każdym procesie porozum ienia. Podobnie jak w eseistyce, staw iane są tu problem y ujęte w form ię podrozdziałów , co trafnie ilustruje konw encję rozm ow y. A utor tekstu całkow icie skryw a się w cieniu swego b o hatera - w łaściw ie tylko on m a niezbędne praw o głosu. Już początek zachęca do lektury. N arracja poprow adzona w 1. o sobie robi w rażenie, jak b y to V arga b ył w istocie autorem spisanych przez siebie w spom nień. T ak daleko idąca narracyjna subiektyw izacja jes t uzasadniona opisem św iata, oglądanego

26 M. R y d l o w a , Plotka i p raw da, „T P ” 2003, nr 5, s. 14.

27 Zam iast oficerek nosiłem glany. Rozm ow a A ndrzeja F ranaszka z K rzysztofem Vargą, „T P ” 2003, nr 6, s. 5.

(13)

z perspektyw y jed n e j osoby. C zytelnik m im ow olnie daje się uw ieść, wpadając w pułapki zastaw ione przez Franaszka, daje sobie narzucić ów personalistyczny rytm przekazu, którego istotę stanow i persw azyjność o parta na technice dedu- k ow ania z faktów przeszłości. C zytelnik odbyw a w ięc w ędrów kę w św iat, który u k ształtow ał V argę - od m łodości aż po teraźniejszość:

C h o d ziłem do specyficznej szkoły - liceum S tow arzyszenia P A X p od w ezw aniem św. Augus­ tyna. S pecyfika tej szk o ły polegała naw et nie na tym , że było to liceum m ęskie i katolickie, ale że św ietn ie k an alizow ano tam polityczne ciągoty uczniów 211.

W tej sam ej konw encji m ieści się w zruszająca opow ieść C zesław a Miłosza2’. W zruszająca, lecz nie ckliw a, opatrzona licznym i akcentam i rozrachunkowymi z przeszłością, także literacką (m .in. konfrontacja z m item G om brow icza). Miłosz nazyw a siebie nieco przew rotnie „p rzy ro d n ik iem ” , czyli odkryw cą, poszukiwa­ czem now ego św ia ta i ukrytego w nim sensu. P orusza rów nież spraw y bardziej p rzynależne do p o jęcia „przyrodnik” - do kw estii obrony zw ierząt. T en swobod­ ny dyskurs o sztuce, o zagrożeniach cyw ilizacją dla dzikich zw ierząt odbywa! się w ram ach d ziałalności U niw ersytetu L atającego w K rakow ie, powołanego do życia przez k rakow skich intelektualistów , którzy dzielą się w ielom a przemyś­ leniam i z uczestnikam i spotkań. Jak pisał M iłosz: „ id e a ochrony przyrody jest najzupełniej anty d em o k raty czn a i z gruntu ary sto k raty czn a” 30. Z danie pełne przew rotnej m aestrii, przew rotnej i niepokojącej zarazem . W nim w łaśnie tkwi głęboki sens całej spraw y, że obserw acja św iata prow adzi do w niosków tyleż oczyw istych, co zaskakujących. E lem entem struktury św iata, stale włączanym w je g o sens, je s t paradoks: gorzki i krzepiący, sm aczny i pozbaw iony właś­ ciw ości. T o dopiero w stęp. Z asadnicza w artość tekstu łączy się z pytaniem: jak i rodzaj zależności w iązał obu w yśm ienitych pisarzy, M iłosza i Gombrowicza? Przede w szystkim now oczesność, europejska antyzaściankow ość i naw et pewna neurotyczna rozkosz w poznaw aniu i zgłębianiu m aterii św iata realnego oraz duchow ego. N a p ew no też iskrząca się złośliw ością prześm iew czość. Mimo to, a w łaściw ie dlatego, M iłosz buntow ał się przeciw p o staw ie autora Ferdydurke, bow iem „w m oim instynktow nym sprzeciw ie w obec niego było coś z oporu cnotliw ych stronników S yfona w obec sprośnych stronników M iętu sa ” . To wiele w yjaśnia, ale nie rozw iązuje zagadki fascynacji pisarstw em Gom brow icza.

C zesław M iłosz na łam ach pism a w ielokrotnie w y pow iadał się jak o krytyk literacki, en tu zjasta dobrej poezji. Jedną z ostatnich przed śm iercią prób byl esej o liryce Jó zefa C zechow icza w stulecie urodzin poety31. T o niewątpliwie now y m odel w sztuce p isan ia eseju - czytelnik o trzym uje bow iem tekst wspo­

28 Ibidem ,

29 C z. M i ł o s z , P rzyroda, „T P ” 2003, nr 6, s. 12. 30 Ibidem .

(14)

Literatura i j e j tw órcy w „ Tygodniku P o w sze c h n y m " (2 0 0 1 -2 0 0 5 ) 255

mnieniowy i biograficzny o trudach życia w ybitnego liryka i jeg o poezji: pracy w redakcji „P ło m y cz k a” i o uznaw aniu w ielu w ierszy za m istrzow skie. C zecho­ wicz nie stw orzył w łasnej szkoły, ale dla w ielu był w zorem poetyckiego opanowania form y. G dzieś pom iędzy b iografią C zechow icza a jeg o przem yś­ leniami, którym i M iłosz chętnie obdziela odbiorcę, po jaw iają się echa poezji katastrofistów w raz z p rezen tacją w ybranych utw orów . D opiero po tych reflek­ sjach zrodziła się potrzeba m ów ienia w prost o poezji C zechow icza - zm aganiach z w ersyfikacją i ze słow em , z literackim i antenatam i, za których M iłosz uznaje twórców renesansu i baroku, głów nie Szym onow ica i Z im orow ica, którzy odcisnęli n iezbyw alne piętno na poezji katastroficznej. C zechow icz to poeta przemiany i ruchu, nieuznający osiadania na laurach, który często zm ieniał poetyckie szablony: od ezoterycznej sielskości do zapow iedzi zbliżającej się i odczuwanej katastrofy.

M iłosz należał do najbardziej tw órczych i aktyw nych tw órców tygodnika. Skala je g o p isarskich zainteresow ań zaiste bardzo ro zleg ła - od drobnych wierszy, k tóre od z aw sze były sw oistym jeg o znakiem rozpoznaw czym , po eseistykę i recenzję, na drobnych felietonach literackich kończąc. N oblista swej wypowiedzi nad ał synkretyczny charakter, będący k olażem gatunków : poezji, prozy eseistycznej i recenzji w łaśnie. Stały dział, jak im b y ła „spiżarnia literac­ ka” zadebiutow ał w roku 2004 i zakończył żyw ot w raz ze śm iercią jego jedynego redaktora. Już sam tytuł tego drobiazgu (zaledw ie nie więcej niż ćwierć strony w każdym num erze) m ów i w iele - spiżarnia, a w ięc varia, różnorodność tem atów i sposobów pisania. M iłosz o głasza tam sw oje wiersze (zawsze co najw yżej jed en ), stając się bystrym k om entatorem aktualnych w y­ darzeń (np. K o n fr a te r ia f2. Stw orzył w ięc swój „m ały św iat” , m iejsce, w którym czuł się bezpiecznie i pew nie ja k o pisarz. T o m iejsce duchow ej autonom ii i niezależności m yśli. K om entarze zaw sze w ygłaszane były p ro zą i zaw sze odnosiły się do teraźniejszości. A obok niestrudzenie w idniał najnow szy wiersz, wyraz potęgi starczego um ysłu, który z racji upływ u lat nie zatracił zdolności twórczych.

O bserw acja w szystkich num erów tygodnika z roku 2 0 0 4 pozw ala wysnuć wniosek, że coraz m niej literatury gości na łam ach pism a. Z jaw isko to należy tłumaczyć dw ojako - na pew no kryzysem literatury w spółczesnej, brakiem artykułowania spraw w ażnych dla polskiej inteligencji p rzez pisarzy „trzech pokoleń”33. T rzeb a jed n a k spraw iedliw ie stw ierdzić, że rozw ój w spółczesnych mediów w ym usił jak o ścio w ą zm ianę, gdyż do o m ów ienia p ozostało znacznie więcej nośników inform acji niż tylko literatura zlokalizow ana w kilku w ybranych gatunkach.

32 Cz. M i ł o s z , K onfraternia, „T P ” 2004, nr 2, s. 17.

33 M yślę tu o pisarzach urodzonych pod koniec lat czterdziestych, w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, k tórzy m ogliby zająć m iejsce pokolenia najstarszego, je sz c z e z lat dw udziestych i trzydziestych. D om niem yw ać m ożna, że nie w ystarczało p om ysłów czy um iejętności.

(15)

R edakcja pism a zaw sze aktyw nie reagow ała na teksty w ażne, bez względu na to, kto był autorem . M ichał G łow iński z „T ygodnikiem Powszechnym" w spółpracow ał ju ż od końca lat pięćdziesiątych. Z ab ierał głos, gdy uważał, że tak należy uczynić i gdy m iał coś istotnego do pow iedzenia. N a łam ach pisma stw orzył w iele now ych form w ypow iedzi, a tym razem zaproponow ał formę eseju okolicznościow ego. T ak ą okazję stw orzyła pięćd ziesiąta rocznica śmierci Ju lian a T uw im a, sk w itow ana przez G łow ińskiego tekstem , który otw iera nowe przestrzenie w rażliw ości estetycznej. A utor staw ia trafn ą tezę o konieczności zm iany w izerunku poezji Tuw im a: liryka ta ew oluuje w raz z upływ em czasu i w raz ze zm ian ą dokonyw anych ocen. B adacz patrzy w ięc na poezję Tuwima z perspektyw y p oczątków X X I w., uznając w yjątkow ość utrzym yw ania więzi z trad y cją oraz w „rafinow aniu m ow y p o to czn ej”34, co w ostateczności nie było w cale tak częsty m zjaw iskiem . G łow iński stw ierdza, że dzieło Tuwima c iągle żyje i m a się dobrze, aczkolw iek nieraz jeszc ze będzie poddaw ane wielu p rzew artościow aniom .

P rzynajm niej raz na pół roku redakcja pow ołuje do ży cia jednorazowo dział „K siążki ty g o d n ik a” . N ajczęściej są nim i now ości w ydaw nicze, lecz także dzieła w znaw iane, ja k przypom niana czytelnikom w ielka edycja literatury rosyjskiej. G łów nym zam ierzeniem redakcji było p rzybliżenie tego, co w lite­ raturze polskiej i obcej działo się lub dzieje w artościow ego i czy faktycznie o becnie m ożliw e są interesujące debiuty. T o także specyfika roku 2004, że znacznem u rozszerzeniu u legła paleta prezentow anych książek - w łaśnie ksią­ żek, a nie zaw artych w nich treści, redakcja zw raca się bo w iem do czytelnika obytego z literaturą, który m a w niej dobre rozeznanie i ukształtow ane już preferencje.

C zytelnikow i m niej w yrobionem u literacko bądź tylko bardziej zagubionemu w m eandrach kultury, proponuje się przegląd recenzji, niew ątpliw ie ułatwiających d obór odpo w ied n ich do zainteresow ań tytułów i treści. S pośród ich licznego g rona n o w ato rstw em ujęcia w yróżnia się tekst Jan a S trzałki o „czarnych kry­ m inałach” A leksandry M arininy35. R óżnica m iędzy recen zją Strzałki a pozo­ stałym i p o leg a na filozofii ujęcia tem atu: au to r nie o m aw ia tw órczości Marininy w prost, lecz kreuje w okół niej sym bolikę uw iedzionego piękna poprzez nada­ w anie p o szczególnym fragm entom tekstu śródtytułów , np. A g a ta i Aleksander,

K obieta-kom puter, K ilka adresów . Każdy z nich podejm uje inny w ątek twórczości

M arininy, w każd y m znajdują się n iebanalne oceny autora, w zbogacone próbami um iejsco w ien ia tej tw órczości w ram ach procesu historycznoliterackiego. Stąd uw aga, że recen zja zdecydow anie w ychodzi p o za sw oje funkcje oceniające i jest drobnym esejem o pow ieściach M arininy i jej zw iązkach z trad y cją kulturową, nie tylko literacką, lecz i m edialną.

34 M . G ł o w i ń s k i , Tuw im p o lalach, czyli p oeta w czyśćcu, „T P ” 2004, nr 1, s. 15. 35 J. S t r z a ł k o , F em inistka kontra zbrodniarze, „T P ” 2004, nr 16, s. 15.

(16)

L iie ra tu ra i j e j tw órcy w „Tygodniku P o w szech n y m ” (2 0 0 1 -2 0 0 5 ) 257 Sporadycznie na łam ach tygodnika gości w iększy fragm ent prozy. R edak­ cja zam ieściła opow iadanie W łodzim ierza O dojew skiego N ie m ogąc obudzić

się jeszc ze 36. Sen, który stał się udziałem narratora, epatow ał g ro zą niepokoju

i przeczucia końca - praw ie naga M agdalena, kusicielka i grzesznica, a obok narrator, nie zd ający so b ie spraw y, kim je st. O d szu k iw an ie tożsam ości w strzępkach i w ułam kach zdarzeń, które często nie są przejaw em życia, lecz snu, stanow i o w artości tej prozy. Z aw sze fascynow ało O dojew skiego pytanie o indyw idualną osobność św iata (Z asypie w szystko, zaw ieje), św iata istniejące­ go w ludzkim w nętrzu, n a obrzeżach w spółczesności. Inność i podobieństw a przyciągają się naw zajem , tw orząc żyw y św iat w artości, w którym czas jak b y przestał istnieć. W eronika, piastunka narratora, była i zniknęła, podobnie bab­ cia i dziadek. C zas zatrzym ał się, a narrator co raz bardziej pogrążał się w św iecie ludzi zm arłych, których spotkał w e śnie i którzy kojarzyli mu się z dzieciństwem .

M arian Stala nie angażuje się w rozpoznanie tekstów błahych i pozbaw io­ nych w artości. M a dar, którego m ożna pozazdrościć - jeś li ju ż chw yta za pióro, to dla w spólnego dobra. A dobrem tym je s t literatura narodow a, a w łaściw ie jej p o etycka g ałąź. T ak ie w y ró żn ien ie sp o tk ało tw ó rcę ju ż uznanego, ale wiecznie m łodego i budzącego nadzieję, bo nieco ponad czterdziestoletniego Marcina B arana. N ajnow szy je g o tom ik poetycki G rająca w isienka został poddany ocenie p rzez w ym agającego krytyka, który w ierszom nie szczędził słów u znania37. S tala podkreślił intelektualny rygoryzm oraz p o etycką św iado­ mość posiadanego w arsztatu. P aradoksalnie nie zm ienia się przez to wcześniej wyrażona przez B arana definicja poezji: rygoryzm , ow szem , ale n a usługach impresji i em ocji. B aran w tom ie G rająca w isienka przekom arza się sam ze sobą, a jed n o cześn ie z nieobytym odbiorcą, którem u zw raca uw agę na piękno świata zam knięte w w ierszach. Jednocześnie p ozbaw ia czy teln ik a złudzeń, że poezję m ożna odbierać także przy kolacji - do jej recepcji potrzebne jest skupienie i cisza, w arunki niezbędne, aby z należytym szacunkiem kontem ­ plować dzieło literackie.

M imo że „ T y g o d n ik P ow szechny” konsekw entnie p odaw ał na sw ej karcie tytułowej, że je s t p ism em katolickim o społeczno-kulturalnym profilu, łatwo było odnieść w rażenie, że niektóre dziedziny życia kulturalnego są traktow ane wyraźnie lepiej o d innych. D la przykładu: w roku 2005 zaczął się odw rót od eseistyki n a rzecz form pośrednich, zaw ieszonych m iędzy p am iętnikiem a w spo­ mnieniem. Być m oże to rezultat tragicznych okoliczności, które zaciążyły na całym roku 2005. Ś m ierć Jana Paw ła II i w tym w ypadku nie pozostała bez echa. P rezentow ane w ow ym czasie gatunki nie ro b ią w rażenia łatw ych w lek­ turze, są w ew nętrznie uporządkow ane i skoncentrow ane na słow ie. T ak dzieje

36 „T P ” 2004, n r 15, s. 19.

(17)

się niem al w całym roku. Z anikła też typow a dla pism a różnorodność - literatury jest zdecydow anie mniej niż w poprzednich latach, a jeśli ju ż się pojawia, wówczas zawsze zachow uje powagę, ganiąc sporadycznie przy okazji w yzyskiw aną wesołość. N a uw agę zasługuje, niestety, tylko kilka tekstów . T rudno pow iedzieć, czy ów brak był rezultatem pow szechnego sm utku, który zadziałał na twórców niczym p otężne uderzenie, czy też ks. A dam B oniecki zarządził, aby pismo w ięcej pośw ięcało uw agi dotychczas nieco pom ijanym dziedzinom sztuki, jak balet, taniec, teatr operow y i aw angardow y, m uzyka i szereg innych. W każdym razie to czas n iezbyt dobry dla rozw ażań stricte literackich i dla literatury zam ieszczanej w tygodniku, daw niej w daw ce o w iele pokaźniejszej.

G rupę „ w y ró żn io n y ch ” otw iera niezw ykle precyzyjny w staw ianiu nawet k o ntrow ersyjnych tez esej P iotra Śliw ińskiego o najnow szej książce Mariana S tali P rzeszukiw anie czasu™. C ałość m a doskonale ro zp lan o w an ą ram ę meto­ dologiczną, co w znakom itym stopniu u łatw ia śledzenie tekstu nie tylko osobom sporadycznie obcującym z publicystyką naukow ą w ysokiej próby. N a uwagę zasługuje sw oiste rozdarcie tekstu na dw ie części: n a sferę przynależną inter- tekstualnie do nauki (w iele cytatów i kryptocytatów , m .in. z M iłosza) oraz sferę popularnej publicystyki (prostota i jasn o ść w ypow iedzi). A u to r rozpraw ia się z pojęciam i w edług niego fundam entalnym i, k tóre zrodziły się pod wpływem lektury najnow szej pracy Stali, ja k pojęcie niepełności, fragm entu (był to zarazem sw oisty zarzut niedbałości interpretacyjnej), pow agi (ze w zględu na wybitną erudycję krakow skiego uczonego), krytyki (także tej z pogranicza fenomenologii), przede w szystkim krytyki, używ ającej m iary w obec dzieła literackiego i koniecz­ nej do postępu sam ej literatury, itd. W sumie: dziesięć precyzyjnie zaprojek­ tow anych podrozdziałów , oddających klim at i trw ałą w artość książki Mariana Stali. A je s t ona niem ała, gdyż w zakończeniu pojaw ia się cenna myśl Śliwiń­ skiego: „P rzeszukiw anie czasu to książka o budow aniu duszy, posiada nieoce­ nione św iadectw o ja k o propaganda w iary w w ielkość p o ezji” 39.

O graniczenie jed n y c h form kosztem drugich zaw sze prow adzi do częściowej erupcji gatunku, o którym w e w cześniejszych latach praw ie nie było mowy. P roblem dotyczy prozy w spom nieniow ej - raz będącej ju b ileu szo w y m zwrotem w przeszłość, innym razem gatunkiem zbliżonym do pam iętnika. W pierwszym p rzypadku m ow a o tekście T om asza Fijałkow skiego, który postanow ił przypo­ m nieć sy lw etkę Ja n a T w ardow skiego z okazji 90. rocznicy je g o urodzin®. U roczyste w ydarzenie było okazją do w ysnucia kilku refleksji n a tem at twór­ czości ju b ila ta oraz podsum ow aniem niem al całego życia. R zecz o tyle in­ trygująca, że autor uczynił to w tekście nieprzekraczającym 1500 znaków, a w ięc ja k na tę okazję bardzo krótkim . N ajw ażniejszą część stanow iły reakcje

3!t P. Ś l i w i ń s k i , K rytyk ja k o ku sto sz d u szy, „T P ” 2 0 05, nr 6, s. 12. 34 Ibidem .

(18)

Literatura І j e j tw ó rcy w „Tygodniku P o w szec h n y m " (2 0 0 1 -2 0 0 5 ) 259 czytelników na poezję T w ardow skiego oraz opinie w ygłaszane przez specjalistów (Kwiatkowski, Janion, Jastrzębski, A nka K ow alska), którzy niem al od początku widzieli w poecie kontynuatora tradycji franciszkańskiej. M ało tego - tw ierdzono, że św. F ran ciszek tak w łaśnie pisałby, gdyby żył. A u to r zw rócił też uw agę na terapeutyczny charakter i autentyzm liryki T w ardow skiego, a sw o ją teorię zbudował w oparciu o historię czytelniczki z Ł odzi, k tóra złożona chorobą w szpitalu, p rzep isała je d n ą z książek, chłonąc przy okazji każde słowo.

W kręgu w spom nień m ieści się także niew ątpliw ie pam iętnikarski zapis Andrzeja Stasiu k a41. W ędrów ka autora po rozpadającym się św iecie stanow iła doświadczenie bolesne i traum atyczne zarazem , w oczyw isty sposób rów nież niebezpieczne. N a każdym kroku bandytyzm i bieda, ludzie koczujący w roz­ padających się nam iotach, zaś życie z dom ów w yciekło w prost na ulicę: ,,co parę kroków stoi kilka krzeseł i sto lik ”42. D ram aturgii dodają środki zastosow ane przez S tasiuka - zdania są krótkie, uryw ane, pełne barw nego realizm u. Zupełnie zaś pozbaw ione sym boliki, dozy fantazji, pozw alającej oddzielać literaturę od zwykłego życia. Ł atw o to zrozum ieć, bow iem obcujem y z pam iętnikiem , co prawda dość o sobliw ym - pam iętnikiem bez dat dziennych, m iesięcznych i rocznych. A nalizując strukturę narracji nabieram y pełnego przekonania o słusz­ ności takiego definiow ania. U w agi typu: „trzy dni później byliśm y w Bajram Carii” , choć zaw ieszone w bezkresie czasu, je d n a k w yraźnie sytuują autora w konkretnej przestrzeni.

B. Liryka w „Tygodniku Powszechnym”

W każdym num erze pojaw ia się poezja, ale zebrana nieprzypadkow o, zaw sze w zw iązku z d om inującym tem atem . Jeśli uznać, że R ok T ischnerow ski w „T y­ godniku P o w szech n y m ” spaja je d n ą klam rą w szystkie ed y cje p ism a z 2001 г., to nie pow inno zaskakiw ać przypom nienie jed n e g o z n ajsłynniejszych wierszy Charlesa B au d elaire’a R achunek sum ienia. N a przytoczenie zasługuje je d n a fraza, będąca zn ak o m itą ilustracją podjętych w cześniej kw estii:

Zegar, gdy północ w ydzw ania, Z iro n ią nas pyta w tej chw ili C zyśm y d n ia go d n ie użyli, Co m inął b ez odw ołania?

(przeł. M. W ronecka-K reder, w. 1 -4)J3

Eschatologiczne pytanie, postaw ione w pierw szej strofie, zostaje pesym is­ tycznie rozw inięte w dalszej części. W iersz w ów czas n ab iera now ego

kształ-41 A. S t a s i u k , A lbania, „T P ” 2005, nr 32, s. 8. 42 Ibidem.

(19)

tu i blasku, staje się radykalnym ostrzeżeniem przed nicością, pustką, przed życiem w św iecie pozbaw ionym w artości:

T o z daty p o szła niecnota, B o w piątek d ziś, trzynastego, D ano nam zazn ać now ego, H eretyckiego żyw ota.

Jego m erytoryczna zaw artość skupia się na zagadnieniach poruszanych ju ż w zw iązku z sem inarium pośw ięconym T ischnerow i. T o wiersz, który inspiruje i sk łan ia do egzystencjalnych w yborów , do pytań staw ianych sobie, na które znikąd nie m a dobrej odpow iedzi. N ie ma, bo i być nie może - Jó z e f T isch n er m ów ił o w artościach, nim i inspirow ał, nigdy jed n ak nikomu nie narzu cał sw eg o zdania. Podobnie w ygląda poetyka utw oru - „heretycki żyw ot” stanow i ostrzeżenie przed istnieniem w pustce i bez wartości, przed ludzką sk ło n n o ścią niszczenia dobra. O braz rzeczyw istości bez B oga lub tylko z B ogiem degradow anym i deprecjonow anym , stanow i sum ę człowieczego losu, w któ reg o historię w pisuje się obecność grzechu ja k o sym bolu bluź- n ierstw a i faryzeuszostw a:

P rzek lin ać przyszło Jezusa, B oski m ajestat niezbity, Jak cz y n ią to pasożyty P rzy w strętnym stole K rezusa.

(w. 9 -1 2 )

U d erza je d n a k nik ła zaw artość tem atyki literackiej w latach 2001-2005. M ożna j ą zestaw ić z latam i w cześniejszym i, kiedy faktycznie red ak cja starannie w alczy o „rząd d u sz ” i wie, że obok kw estii religijnych, traktow anych obli­ gatoryjnie, należy w ielką uw agę skupić na problem ach narodow ej kultury, w tym i literatury (lata 1995-2000). W okresie nieco tylko p óźniejszym daje się zaobserw ow ać proces w ręcz przeciw staw ny, będący w yrazem pew nego znie­ ch ęcen ia bądź znużenia tem atyką literacką. A ndrzej Franaszek, ów czesny szef działu kulturalnego tw ierdził, że problem tkw i zupełnie gdzie indziej, mianowicie w braku dobrej literatury i w artościow ych debiutów w artych szerszej refleksji i zauw ażenia44. N aw et w sytuacji pew nego kryzysu w łaśnie zw iązanego z bra­ kiem w artościow ych tem atów i dającym się p ow szechnie odczuć upadkiem w m ediach kultury w ysokiej, publicyści pism a nie u stają w poszukiwaniu interesujących zagadnień, które m ogłyby zaintrygow ać w spółczesnego czytelnika. I tak w ko lejn y m num erze z w ielką starannością zaprezentow ano liryki mało znanej poetki Jo lan ty Stefko. R edakcja postępuje z au to rk ą dość bezceremonial­ nie, b ow iem nie pośw ięca jej ani linijki biograficznego w stępu (a taki dla mniej zorientow anych w najnow szej poezji z pew nością by się przydał). Traktuje ją

(20)

Litera tu ra i j e j tw órcy w ,, Tygodniku Pow szechnym ” (2 0 0 1 -2 0 0 5 ) 261 niczym poetkę dobrze zadom ow ioną na m apie polskiej literatury. Z kilku wierszy przedstaw ionych w num erze 28. w yłania się obraz artystki w rażliw ej, dobrze obeznanej w tradycji literackiej, dla której skrót i dążność do treściow ej kondensacji stają się znakam i rozpoznaw czym i. W tym b liska je s t sym bolistom oraz A w angardzie krakow skiej, zw łaszcza Julianow i P rzybosiow i, z którego czerpie inspirację artystyczną na kilku poziom ach przekazu: słow a - gdy eliptycznym skrótem zm ierza do kondensacji m yśli bliskiej aforystycznej zw ięz­ łości, składni - gdy abrew iacyjnym i zabiegam i udaje się utrzym ać m yśl w zda- niu-wierszu. S kłonność do syntezy w ynika z chęci i potrzeby w yrażania uczuć niezwykle intym nych i w cale niebanalnych. B ez po p ad an ia w nadęty patos Jolancie Stefko udało się utrzym ać doskonałą harm onię m iędzy słow em , na­ rzędziem każdego poety, a tem atyką „ w y łączn o ści” , o p artą n a sprow adzeniu najintym niejszych doznań do kategorii indyw idualnego cierp ien ia - bez płaczu, ale za to z poczuciem w szechogarniającego bólu i w stydu śm ierci:

Nie w y sty g n ie ból.

N iem ożliw a je s t łagodniejsza śm ierć. Nie w iem , d laczego tak m usi Być. I skąd ta pew ność Nie w ystygnie ból45.

Wiersze bez tytułu p orażają sw o ją g łęb ią i p rzejrzystością literackiej przestrzeni - niczym w lustrze odbijają się potężne dawki bólu w kam eralnej formie. Artystka potrafi zam knąć zagadnienia uniwersalne w ramy indyw idualnego przeżycia, wyraz zagubienia, ale i poszukiw ania, gdyż ból „nie w ysty g n ie” . T o w iersz chyba najbardziej przejm ujący, a jednocześnie najbardziej konkretny spośród w szystkich utworów zam ieszczonych w piśmie. Szczególne słow a należą się dw óm pozostałym lirykom, m ającym form ę ew angelicznej m odlitw y: tyle że to m odlitw a na wskroś nowoczesna i nieśm iała, pozbaw iona B oga żyw ego. N ieśm iała, bo staw iająca pytania, n a które nie m a odpow iedzi. T rochę sokratejskie poszukiw anie praw dy odbywa się nie w zaśw iatach, ale tu, n a Ziem i, w konkretnej przestrzeni, gdzie mają m iejsce sytuacje, jak b y w ysnute z filozofii E m m anuela Kanta:

P otożyć się na śniegu Tw arzą ku niebu w chłaniać C iszę, cień, czyste Św iatło gw iazd.

(.M odlitw a bez B oga)

N iem al n atychm iast nasuw a się skojarzenie z K antow skim niebem - p rze­ strzenią istniejącą gdzieś ponad, ale rów nież w ew nątrz, gdyż praw o m oralne stanowi rodzaj etycznego zobow iązania. A w szystko p o dkreślone m etaforą ciszy i cienia, jak b y w prost w ysnute ze słynnego tom iku T adeusza M icińskiego W m ro­

ku g w iazd i z lirycznej delikatności literackich dźw ięków Iw aszkiew iczow skich

(21)

O ktostychów . P o trzeb a ucieczki przed św iatem w ym aga zan u rzen ia się w bez­

kresie i w onirycznym oczekiw aniu na zatopienie się w św ietle gwiazd. To spojrzenie na w szechśw iat w pozycji leżącej w cale nie o znacza, że Bóg jest niepotrzebny, że g dzieś przepadł. C isza i oderw anie od rzeczyw istości mogą być tylko tym czasow e, gdyż i tak na końcu znajduje się w ielka platońska m aterializacja idei - w tym w ypadku Boga. P oczątek w cale je d n a k nie wskazuje, że nastąpi dotarcie, że niew yrażony i niew yobrażony B óg pojaw i się jako w ielka idea dobra, patronująca ludzkiej egzystencji. Już tytuł je s t prowokacyjny - B oże mój, B oże mój, czem u ś m nie zgubił.. - o dw ażna traw estacja ostatnich słów C hrystusa U krzyżow anego. A jed n ak po m ozolnych poszukiw aniach, po w yzbyciu się pokus i przezw yciężeniu w łasnego niedostatku i niedoskonałości, następuje odnalezienie. G dy po pokonaniu grzechu i um ocnieniu w sferze religij­ nych d ośw iadczeń czeka ostateczna nagroda, będąca spełnieniem :

A potem je d n a k znajduję, n aw et nie w iem ja k , to N ajw ażniejsze ze w szystkich stów.

(w. 1 6-17)

P oetycka to n acja m istycznego odnajdyw ania drogi do B o g a nie zaw sze gości na łam ach „ T y g o d n ik a” . T rzeba w ręcz w ysnuć tezę, że w łaśnie w dziedzinie sztuki: w poezji i w przedstaw ianej sporadycznie prozie w idać najgłębiej ów pluralizm znam ienny dla w izji K ościoła posoborow ego, dla sw oistego ekumeniz­ mu, który stanow i m anifestację jed n o ści z braćm i m yślącym i inaczej, a niekiedy naw et zupełnie niereligijnie. A le czym , je ś li nie o czekiw aniem na spełnienie, je s t religia? C zyż nie w oczekiw aniu w idział sens religijnej tożsam ości człowieka L eibnitz, gdy głosił je g o autonom ię w potrzebie ucieczki od niew oli własnego ciała? P odobnie rzecz w ygląda w w ierszach Jakuba P acześniaka - m ożna w nich odnaleźć w iele chrześcijańskich akcentów , ale w łaśnie ekum enicznych, bez Boga obecnego w słow ie, ale o którego istnieniu nie należy w ątpić ani nawet go dom niem yw ać. W y raźn ie ujaw nia się jed n a z rozpoznaw czych cech i zalet w spółczesnej liryki - zw ięzłość, zm ierzająca do pointy. N iew ątpliw ie to znak czasu, gdy spiętrzeniu m etafor tow arzyszy zupełnie o czyw ista przestrzeń mil­ czenia w yrażająca niem oc, poczucie niedosytu i egzystencjalny bezwład:

N ie było pow odów , Ż ebym nie sięg n ął po telefon. M ilczeniem nic dopraw dy N ie usiłow ałem pow iedzieć. T ak ja k teraz n ie potrafię, C ały ten n iepotrzebny zam ęt, N ie istniejące strategie, Pow roty, nad któ ry m i nie panuję, N ie nadążam ...

(Z nów szukam ciebie p o m ojej stronie)*6

(22)

Litera tu ra i j e j tw órcy w ,.Tygodniku P o w szech n y m " (2 0 0 1 -2 0 0 5 ) 263 Jednocześnie daje się odczuć w szechw ładna pustka: nie m a nadziei, że świat w ro zsy p ce pow róci do w łaściw ego rytm u. N ie m a też nadziei podm iot mówiący, gdy sam daje dow ód rozczarow ania, bezradności i zniechęcenia. Skądinąd zastanaw ia, dlaczego w spółczesna poezja, głów nie ta pow stała w okre­ sie ostatnich piętnastu lat, brzm i tak pesym istycznie, d laczego posiada niem al wyłączność na dram atyczną koegzystencję degradacji i braku nadziei, sm utku i dekadencji. N aw et w lirykach bardziej „ro zb ry k an y ch ” , gdy m yśl poetycka zdaje się odrzucać ograniczenia w łasnego um ysłu i ducha, nieodparcie w zrasta przeświadczenie, że ów optym izm jes t tylko chw ilow y i że pojaw ia się w yłącznie ze względu n a niestosow ność ciągłego sm utku, ale to on decyduje, jak b y posiadał monopol n a ludzkie życie. Jakże m etaforycznie zatem w ygląda śm ierć oglądana oczami człow ieka, doznającego jej dotyku w sposób w ręcz nam acalny i do­ słowny:

N ajgorzej nad ranem . K oniec najgłupszy z m ożliw ych. W idać ja k n a dłoni. Teraz w pokoju obok. (Tak ściśle przylegać do siebie?). C zekanie, w ychodzenie. D robiazgi, które dużo znaczą.

(w. 1-5)

To p o ezja eleganckiej dystynkcji, poezja pseudonim ow ania, a nie m ów ienia wprost. Z resztą taka była w ów czas tendencja - p rzed staw ian ia na łam ach pism a wierszy, któ ry ch sens skryw ał się za zasłoną subtelnych m etonim ii, dających wyobrażenie o w spółczesnej kulturze poetyckiego słow a.

N iezbyt często zd arza się, żeby redaktorzy tygodnika pokusili się o edycję na sw oich łam ach w ierszy stricte religijnych. T akiej postaw ie nie należy się dziwić - zaw sze bow iem red ak cja w szczególny sposób d b ała o zachow anie pluralizmu św iatopoglądow ego, a naw et obaw iano się p osądzeń o stronni­ czość. D o ty c h czaso w a analiza zgrom adzonego w „T y g o d n ik u P ow szechnym ” materiału literackiego skłania do dość oczyw istego w niosku, że liryka zaw sze podkreśla ideę d an eg o num eru - je ś li p rzew aża m ate ria ek u m en iczn a, to wybór p ad a n a grupę utw orów pośw ięconych relig ijn em u uniw ersalizm ow i. I tak je s t w om aw ianym przypadku. Joanna S alam on w w ierszu A n io ł czasu

krągłego p otw ierdza starą praw dę, że tradycyjny rytm i rym b u d zą w iększe

zainteresow anie czy teln icz e niż liryki o p a rte n a k o n stru k cji abstrakcyjnej i sym bolicznej. P rzedstaw ione w listopadow ym num erze w iersze udanie w pi­ sują się w po ety k ę jesien n eg o pejzażu, przede w szystkim jed n a k uciekają w stronę rozw iązań harm onicznych, pozw alających łączyć utw ory z poetyką tradycji rom antycznej. T o nie je s t rodzaj niew olniczego epigoństw a, raczej celowe p o dkreślanie zalet poezji w yrastającej z triadycznego podziału na rym, rytm i strofikę:

Cytaty

Powiązane dokumenty

Harmonogram zajęć w semestrze zimowym roku akademickiego 2020/2021, rok I P SSI specjalność: język niemiecki od podstaw.. godzina Poniedziałek Wtorek Środa Czwartek

Efficacy of Esketamine Nasal Spray Plus Oral Antidepressant Treatment for Relapse Prevention in Patients With Treatment-Resistant Depression: A Randomized Clinical

W czasie okupacji była to normalna rzecz, że chodziło się na komplety Nie przystawałem tylko na noszeniu ciężkich pługów czy przebieraniu ziarna u pana Klawkowskiego.. Pan

Medycyna kosmiczna źródłem innowacji i postępu Rozwój technologii kosmicznych służy nie tylko zapewnieniu bezpieczeństwa astronautom, ale wiąże się również z wdrażaniem

Dowodem na to jest XIV już edycja konkursu Sukces Roku w Ochronie Zdrowia – Liderzy Medy- cyny, którego uroczyste podsumowanie odbyło się jak zwykle w Zamku Królewskim w Warsza- wie

nieszczęśliwą minę, że obelgi więzną mi w gardle. I im dłużej doktor Dusseldorf milczy ze swoją zmartwioną miną, tym bardziej ja czuję się

Jechałam pospiesznie do domu, ignorowałam pytania i prośby męża i trójki dorosłych dzieci, szłam do kompute- ra i starałam się przypomnieć sobie wszystko, co tego dnia

Przesłanie to jest wspólnym głosem Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej oraz Konferencji Episkopatu Polski.. Zostało one wypracowane w ramach prac