• Nie Znaleziono Wyników

"A capite ad calcem"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""A capite ad calcem""

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Edward Balcerzan

"A capite ad calcem"

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (32), 1-7

(2)

Komitet

Nauk

0

Literaturze Polskiej

1

Instytut

Badań

Literackich PAN

d w u m i e s i ę c z n i k 2 (3 2 ),

1 9 7 7

TEORIA LITERATURY · KRYTYKA · INTERPRETACJA

„A capite ad calcem”

Czy humanistyka stała się już ostatecznie pełnoprawną nauką, czy też stanowi nadal utajoną formę sztuki? — to pytanie powtarza się uporczywie w różnych epizodach refleksji metodologicznej.

Z p e r sp e k ty w y metodologii ogólnej problem rysuje się prosto. Rozstrzygające w t y m względzie, stw ierdza J e rzy Kmita, jest k r y ­ terium słuszności historycznej. Jeżeli intuicje nasze — zawodowe i obywatelskie — kierują nas w stronę w ie d zy naukowej, spróbuj­ m y wykazać, «że dla wystąpienia czy choćby przyśpieszenia prze­ mian rozwojowych w zakresie rzeczywistości społecznej niezbędne jest funkcjonowanie humanistyki jako n a u k i» 1.

Ale z punktu widzenia pra k tyk i badawczej, w nurcie zw ycza jn ej codzienności humanistyki, w szy stk o się momentalnie komplikuje. Mam na m yśli codzienność roboczą, wypełnioną lekturami, wielogło­ sem rozmów, w ysiłk iem pisarskim, życiem od tekstu do tekstu, od wyk ła du do w ykładu, tę codzienność: gabinetową, redaktorską, kon­ ferencyjną, dydaktyczną, bezustannie — mówiąc słowami Norberta

Wienera — otaczaną «oceanami entropii», rozgardiaszem konceptów własnych i cudzych, kodów cudzych i własnych, które trzeba w ycią­ gać z chaosu, czyścić, sklejać, uzbrajać, sprawdzać w małych obie­

1 J. Kmita: O marksistowskich dyr ek ty w a c h metodologicznych badań hum a­ nistycznych. W: Proble m y metodologiczne współczesnego literaturoznawstwa.

(3)

gach zrazu, zanim pojawią się w dużych, et cetera. Faktycznym i partnerami g r y badawczej nie są tu abstrakcje metodologów ogól­ nych, lecz moce zupełnie konkretne. Stan języka. Stan rozpoznania tematu. Stan d y scy p lin y szczegółowej, jej instrum entów, jej ak­ ceptacji w środowisku. Codzienność owa okazuje się jed yn ą w koń­ cu — daną bezpośrednio — realnością, w której dochodzi do w e r y ­ fikacji sensu socjalnego humanistyki. I w te j właśnie empirii jest tak, że nie można raz na zawsze zająć stanowiska w ustalonej od­ ległości m ię d z y biegunami «nauki» i «sztuki». K ażdy fa kt kulturo­ w y , każda teoria interpretacyjna — organizują inną sieć napięć, spychają w inny r y tm p rzyb liżeń i oddaleń — do i od — ideału epistemologii naukowej.

Owszem, istnieje pew na zasada pomiarów niejako «odręcznych»: w edle stopnia innowacji. Zasada tym czasow a i zawodna, nie bez zna­ czenia przecież dla pobieżnej choćby orientacji w przestrzeni robót badawczych. Tak więc sp r a w y zadawnione, angażujące już niejedno pokolenie znawców, obrosłe gigantycznym i księgozbiorami swoich «stanów badań» — swoich «literatur przedmiotu», dają więcej szans przedsięwzięciom n a u ko w ym sensu stricto. P rędzej podporządkowu­ ją się d y r e k ty w ie korespondencji (w rozumieniu, jakie proponuje J e r zy Kmita). Skuteczniej pozwalają się w prow adzić — w roli eks- planandum — do w y w o d u naukowego. D zieje się tak m ięd zy in­ n y m i dlatego, że z czasowego dystansu widać dobrze naloty d a w ­ nych olśnień a rtystyczn ych , których doznawali uczeni, ślady ich «rozumiejących» odczytań i w «rozumieniu» t y m zdeterm inow anych p rzez aksjologie ju ż anachroniczne, towarzyszące kiedyś ż y w io ło w y m reakcjom na sztukę.

Sięgnijm y po p r z y k ła d ; niech to będzie p rzykła d z historii badań nad ciałem c złow ieczym jako składnikiem kultury; zagadnienie to interesowało Gottholda Efraima Lessinga; w «Laokoonie» sformu­ łował on zastanawiającą tezę dotyczącą wizerunku ciała w dziełach literackich i malarskich; jego teza miała ambicje uogólnienia teore­ tycznego — ciężar konstatacji naukowej. Otóż Lessing zastanawia się nad regułami konkretyzacji w y p o w ie d zi artystycznej. Jak w w y ­ obraźni odbiorcy uobecnia się s y lw e tk a bohatera? Zdaniem Lessinga j e s t to zawsze obraz człowieka bez szat. C zysta nagość. Dlatego, po­ wiada, bohaterowie r z eźb y «Grupa Laokoona» są nadzy, g d y ż fałdy tkanin zak ryw ających ciało odebrałyby całemu w idowisku — w znio­ słość dram atyzm u. «Czyż szata, dzieło rąk'niew olników , posiada t y ­ leż samo piękna, co dzieło wiecznej mądrości, celowo zbudowane

(4)

ciało?» Trzeba było w y rzeźb ić nagość: w imię piękna. Ten sam ka­ non este tyc zn y obowiązuje poetę. Poeta wszakże ma prawo mówić o ubiorach postaci, w niczym to nie przeszkodzi wyobrażeniom czytelniczym. Laokoon z «Eneidy» Wergiliusza ukazuje się w sza­ tach kapłańskich. Lecz przedm ioty przedstawione za pomocą słowa są niewidoczne; tak ciała bohaterów, jak i ich odzienie. •TJ p o e ty szata nie jest właściwie szatą; niczego nie zakrywa; na­ sza wyobraźnia dojrzy przez nią wszystko» 2. Zapewne: kultura cza­ sów Lessinga — zafascynowana sztuką starożytnych — uniemożli­ wiała badaczowi zajęcie innego stanowiska. Rozumował logicznie. Skoro nagość stanowi apogeum piękna, od niej zaczyna się kon­ kretyzacja w izji literackiej i ku niej, ku nagości, zmierza w każdym dow olnym momencie lektury. «‘Laokoon’ Lessinga — pisał Roman Ingarden — jest dziełem wielorako historycznie uwarunkowanym. Było ono pod silnym w p ły w e m nie tylko ogólnej atmosfery swej epoki, lecz i w ielu szczegółowych a współczesnych sobie poglądów z zakresu teorii sztuki (...)» 3. Dziś koncepcja Lessinga b yła by nie do przyjęcia.

W nowszych obyczajach percepcyjnych odbywają się procesy akurat odwrotne. Schem aty w yglądow e postaci to jednak zazw yczaj «ubio­ ry», nie «ciała»; pro d uk ty kultury, nie dzieła natury. S y lw e tk i ludz­ kie w wyobraźni czytelnika — nasyconej doświadczeniem potocz­ n y m — a nie galeriami malarskimi — wiodą byt, rzec by można, «kostiumowy» zrazu, i odbiorca w znakach m ody szuka powiado­ mień o człowieku, o jego miejscu w społeczeństwie, o zawodzie w y ­ k onyw an ym , o przynależności do te j czy innej generacji, o swois- tościach tem peramentu itd. Bezsprzecznie, n azw y części garderoby mogą być metonimiami części ciała, p r z y czym stopień metonimicz- ności nie jest tu jednakowy, i tak z dwóch słów, d a jm y na to, «koszula» i «kożuch», bliższą «ciała» będzie, zgodnie z porzekadłem, «koszula»; podobnie wiele innych słów potrafi zarówno odsłaniać, jak i przesłaniać cielesność, n a zw y układów przestrzennych (z jednej strony «biuro», z drugiej «plaża»), określenia dotyczące czasu zda­ rzeń powieściowych («dzień» a «noc», «zima» a «lato»). N iekiedy funkcję analogiczną realizują informacje o profesjonalnych doświad­ czeniach bohaterów. Myśl o cielesności baletnicy czy modelki będzie

2 G. E. Lessing: Laokoon czyli o granicach m alarstwa i poezji. Opracowała J. Maurin Białostocka. Przełożył H. Zym on-Dębicki. Wrocław 1962, s. 32. 8 R. Ingarden: Studia z estetyki. Tom I. Warszawa 1957, s. 359.

(5)

u czytelnika bardziej intensyw n a niż o cielesności księgowej lub pani architekt. Jedno w y d a je się pewne. Słowo umie obnażać, ale i p r z e ­ ciwdziałać obnażeniu. W yobraźnia odbiorcy nigdy nie obcuje ze «wszystkim » (jak chciał Lessing). Słowo manipuluje odbiorczymi zaciekawieniami. Jest w t y m w zględzie instytucją nader a p o d y k ty c z­ ną. G d y b y było inaczej, sztuka słowa nie znałaby pornografii. A zna. Nie istniałby w niej problem «odwagi» — w zw iązku z włamaniami do cielesnego tabu. A przecież istnieje.

Rozpoznanie trad ycji badawczej, jak wspomniałem, rew izja w p ł y ­ w ó w k u ltu ry na teorie starych znaw ców — to jedna z w y pró bo w a ­ nych możliwości włączenia n ow ych teorii w s y ste m w ie d z y naukowo suwerennej. Szansa w y zw o le n ia spod d y k ta tu r y m etod adaptacyj­ nych (wedle rozróżnień, które proponuje J e r zy Kmita). Ale sam fak t «zadawnienia» jakiegoś problem u nie daje jeszcze gwarancji suk­ cesu. W grę bowiem wchodzi również c i ą g ł o ś ć danej problem a­ t y k i — w pracach p o dejm ow an ych przez kolejne pokolenia huma­ nistów. Zerwanie ciągłości oznacza, że a u to rytetem je d y n y m staje się w danej kw estii — świadomość a r ty sty, że milczenie nauki jest okazją dla przem ówienia sztuki, że próżnia w przestrzeni m yśli ba­ dawczej w ypełnia się natychm iast m yślą literacką. «A kiedy m ilczy niebo — śpiewa chór». I w t e d y trzeba całą teorię budować od zera. To nie przypadek, iż tem a t «ciało w kulturze» w y w o ły w a ł w ą tp li­ wości i p ro te s ty u n a jw y trw a lszy c h na w et współpracowników nasze­ go czasopisma. W y o ciele, a mnie dusza nie daje spokoju, wykręcali się jedni. A leż to moda paryska! — zżym ali się drudzy — C zy nie łacniej b y nam było — sum itowali się dalej — swoiście polskie roz­ trząsać tem a ty , zająć się choćby Koniem lub Bigosem? Trzeci znów przestrzegali przed bezkresami problem atyki somatycznej. Bo c z y m je s t ciało? K szta łte m człowieczeństwa. W refleksji nad ciałem mieści się cała filozofia, cała antropologia, cała całość — nie do ogarnięcia. Różne więc s p o ty k a ły nas fo rm y odm owy. P ra w da, n ik t nie posłużył się argum entem historycznej niesłuszności badań nad ciałem jako składnikiem kultury. W końcu k r y te r iu m «słuszności» jest kryteriu m e x post: najpierw trzeba spróbować, a p o tem dopiero oceniać sens im prezy wobec p ra k ty k i społecznej. Sądzę, iż p rzyczyną najp ierw -

5zą owych zw ątpień i wzdragań — zwłaszcza literaturoznawczych — była świadomość nieciągłości naszej w ie d z y o semiotyce ciała oraz niebezpieczeństwo ujęć paraliterackich.

Spójrzm y: w sz y s tk ie języki, które służą opisowi ciała, wchłonęła literatura. Od nazw i w y ra że ń frazeologicznych — sytuujących ciało

(6)

„ A C A P IT E A D C A LC E M ”

ludzkie w porządku biologii, do terminologii i m etaforyki — przed­ stawiającej ciało jako znak w systemach komunikacji socjalnej. Li­ teratura piękna wcześniej niźli humanistyka naukowa zajęła się system atyczną eksploatacją rozmaitych «somatyzmów werbalnych», a co za t y m idzie, wypracowała własne — obligujące badacza — reguły wysłowienia, narzuciła też własne sposoby oglądu fenome­ nów cielesności. «Literackość» w ypow iedzi badacza nie stanowi w praw dzie totalnego zagrożenia; badacz nie podejm uje tu gry kon­ kurencyjnej z artystą, jego cele są inne; inwazja «literackości» daje o sobie znać przede w s zy stk im na poziomie leksykalnym i frazeolo­ gicznym, uwidacznia się w partiach o p i s o w y c h . Uczony musi raz po raz ujawnić w i d z e n i e ciała, musi złożyć raport z oględzin anatomii, już to dlatego, aby zdobyć zaufanie czytelnika (w ykazu­ jąc się znajomością przedm iotu w stanie «surowym», poza grani­ cami sztuki), ju ż to z uwagi na charakter przedsięwzięcia poznaw­ czego, g d y opis okazuje się zadaniem naczelnym (popularne dziś p ró by zapisu zachowań człowieka w sztukach widowiskowych). Ję­ zy k i fachowe, na przykład subkody w iedzy medycznej, w nie­ w ielkim stopniu są tutaj pomocne. Pozwalają one na «desemioty- zację» ciała i odgradzają od jego uwikłań w «semiotyczność». Ana­ lizują ciało, które «jest», a nie «znaczy», które należy do świata materii, a nie do świata intencji. Natomiast mowa artystyczna, anek­ tując także i obszary subkodów medycznych, oferuje badaczowi swoje figury i tropy, p eryfra zy i eufem izm y — w óbfitościach tak imponujących, że nie sposób z nich nie korzystać. Nic też dziwnego, że Roland Barthes w «Mitologiach» opowiada o tw a rzy G re ty Gar­ bo, o sy lw etc e Charlie Chaplina, o wyczynach akrobatów z music- -hallu, o pląsach tancerek ze strip-tease’u — stylem w ytra w n ego b e le trysty. Ze witkacologia nasza nie umie się w yzw olić spod presji urodziw ych w itk acyzm ów , jego «bebechów», «glątw», «bajcowań pypciem», tkwiąc w pozycji podobnej do tej, jaką zmuszony był za­ jąć nieszczęsny Zypcio wobec ciała księżnej Iriny na 185 stronie «Nienasycenia» (pierwszy tom, wydanie powojenne). Ze gom brow i- czoznawstwo ż y je pod urokiem język a «Operetki» czy «Pornografii». Ze interpretator «Nogi» Tadeusza Peipera, docierając w analizie tego wiersza do słów o «parze gołębi», która «rozpiera obłok koszuli», rezygnuje z leksykonu anatomii, woli na pseudonim Peiper ow y od­ powiedzieć, nader zresztą udatnym, pseudonimem własnego po­ mysłu, pisze więc ostrożnie o «najbardziej atrakcyjnych prowincjach kobiecego ciała». Ze Jacek Lukasiewicz w prześlicznej książeczce

(7)

«Laur i ciało » posiłkuje się parafrazami tek stó w poetyckich, w s w y m komentarzu pielęgnuje naw et — uniesienia poetyckich intonacji. Tak literatura powiększa się o literaturę. A dla badacza oznacza to także wykroczenie p rzeciw zasadom naukowego ob iektyw izm u. Podobnie ja k w utworach a rty styc zn y c h m ow a o ciele w y d a je się zaszyfrow a­ n y m zw ierzeniem autora z doświadczeń osobistych, najpewniejszą form ą uwiarygodnienia fikcji, w dysertacjach badawczych wyłonić się może «obraz znawcy» (spraw cielesnych): konstrukcja obca pod­ s ta w o w y m regułom komunikacji naukowej.

W obserwacjach p o w y ż s z yc h tk w i także odpowiedź na pytanie: dla­ czego istotnie sem iotyka ciała stanowi w sw y c h dziejach — wiedzę tak nieciągłą, porwaną, zanikającą w licznych okresach zupełnie? Dlatego, że cała sem iotyka późno zajęła się pracą nad własnym , od­ rębnym , fa ch ow ym język iem . Bez odrębnego języka, uniezależnio­ nego od ję z y k a sztuki, badacz z wielu tem a tó w musiał po prostu rezygnować: literatura radziła sobie z nimi lepiej. I dziś jeszcze w tekstach sem iotycznych panoszą się literackie koloryty, a r ty s ty c z ­ ne emocje, c h w y t y skradzione now elistom i poetom. Im głębiej dany tem a t wrósł w literaturę, t y m trudniej w y zw o lić się od literackości. Ale sytuacja się zmieniła — mimo w szystko. Fragm enty «artyzmu», co podkreślałem, istnieją na n i s k i c h poziomach w y p o w ie d z i ba­ dawczej: w leksyce, w e frazeologii, w zdaniach opisowych. Nato­ m iast w y ż s z e kondygnacje tek stu badacza kultu ry, od piętra składni począwszy, coraz w yra źniej odcinają się od konstrukcji a r ty s ty c z ­ nych; obowiązują tu specyficznie naukowe zasady spójności d y s ­ kursu, nieliterackie hierarchie, inne niż w literaturze cele. A dokład­ niej: j u ż m o g ą o b o w i ą z y w a ć , ponieważ semiotyce dzisiaj — na przekór pogróżkom i drwinom, p r z y akompaniamencie g w izdó w i tupotów — udało się zorganizować w łasny skład zasad r e t o r y k i w y p o w ie d zi naukowej.

Nieciągłość interesujących nas tu taj badań nad funkcjami znako­ w y m i ciała, ciała w teatrze, ciała w rytuale, ciała w sporcie, ciała w beletrystyce, ma nadto jeszcze p r z y c z y n y lokalne: w y n ik a z oko­ liczności determ inujących ewolucje polskiej k u ltu ry narodowej. W t y m w y p a d k u postanowienia a r ty s tó w i decyzje badaczy b y ły s t y ­ mulowane przez te same dzieje; trudno orzec, kto przed kim p r z e j­ m ow ał in ic ja ty w ę w sw oje ręce, a kto z kogo brał przykład. Ew o­ lucje kultu ry nacji zagrożonej w sw e j suwerenności — znane to spraw y, choć m oże nie eksponowane n azbyt często w z w ią zk u z se­ m io tyk ą ciała — w y ło n iły dwie antagonistyczne idee d y d a k ty c zn y ch

(8)

powinności sztuki, a zarazem i w ie d z y o sztuce. Przypadkiem obie idee znalazły w y r a z w metaforyce «fizjologicznej». Pierwsza: że tylk o poprzez «pokrzepienie serc» można ocalić poczucie narodowej tożsamości. Druga, że osiągnie się ten cel skuteczniej, g d y skłoni się społeczeństwo do analizy chwil słabości, zachowań moralnie d w u ­ znacznych, a więc g d y zacznie się «rozdrapywanie ran». Pierwszą na zw ijm y «strategią farmaceuty», drugą «strategią pacjenta». Na­ wiązania do ty c h dwóch nurtów znajdziem y w tekstach pisanych także po 1918 i po 1945 roku. Otóż dla «farmaceuty» ciało ludzkie jest albo siedliskiem niemocy, albo rezerwuarem energii; niemoc trzeba pokonać, energię spożytkować dla ogółu; wew nętrzne drama­ t y materii cielesnej — same w sobie — nie interesują go, nie po­ magają w urzeczywistnieniu zadań wychow awczych. N aw et w te d y , gd y rozumie on ciało, nie chce uznać jego autonomii.

Pisał m łody pokrzepiciel serc w 1948 roku:

bo przecież zdarza się, że ty lk o miłość i już całe życie, przecież zdarza się, że ty lk o w łosy i usta, i oczy. Więc na pew no nie macie racji, jeśli nie wierzycie — a sęk w ty m , że coś innego mocniej boli i bardziej obchodzi.

Z kolei postawa «pacjenta» nobilituje spraw y cielesności. Okale­ czenie moralne kieruje uwagę także w stronę okaleczeń fizycznych. Kom unikuje się tu bowiem stan choroby. Rodzi się przekonanie, że: «Ojcem poezji — jej bogiem — jej drw alem / Ten chory człowiek z drżącym kręgosłupem». «Strategia pacjenta» nie potrafi spełniać funkcji dyd a k ty c zn y ch inaczej, jak tylk o poprzez wiwisekcję ciała. O kresy przewagi «strategii farmaceuty», a było ich sporo, są okre­ sami zaniku refleksji semiologicznej nad ciałem, czynnikami powo­ dującym i jej nieciągłość. Okresy ekspansji «strategii pacjenta» s p r z y ­ jają atrakcyjności tem ató w cielesnych, ale zarazem, o c z ym była mowa, narzucają modele wysłowienia nadto już artystycznego. Dziś o byd w ie strategie znajdują się w stanie względnej równowagi. Moż­ na więc ze spokojem przyglądać się obrotom ciał w kulturze. «А ca- pite ad calcem». Od stóp do głów.

Cytaty

Powiązane dokumenty

jest ono dziełem o wielu egzemplarzach lub o formie typu (Carroll rozwija w tym kontekście ontologię dzieła sztuki maso­.. wej i zastanawia się, czy sztuka może

Wsiadamy do wehikułu czasu i cofamy się o 370 lat, żeby odwiedzić pracownię astronoma Jana Heweliusza, patrona Hevelianum. Miał świetnie wyposażone obserwatorium,

W ten oto sposób garść czarnej polskiej ziemi stała się nie tylko najcenniejszym klejnotem - swoistą „przepustką” do Polski walczących o jej odbudowanie

będzie ci całkiem fajnie przecież to strata niewielka, niewielka widzę twoje szklane oczy nogi z waty, bo kawałek serca to nie tobie dam. wiem, ze ze mną coś nie halo purpurowa

wieka nazywam mądrym, który jeżeli się komukolwiek z nas coś wydaje złem i jest złem, rzecz potrafi odwrócić i sprawić, że się ta rzecz i wydawać będzie dobra

POLE POWIERZCHNI (w skrócie POLE) to jakby wielki dywan, którym chcemy przykryć całe boisko (albo trawnik z rolki

Ważną rolę przy realizacji innowacji odgrywał będzie także personel pomocniczy przedszkola, który będzie wspierał nauczyciela w działaniu np.: pomoc przy

Projekt edukacyjny „Oto Hałabała, zna go Polska cała” będzie realizowany w naszym przedszkolu z dwóch ważnych powodów.. Po pierwsze pragniemy wprowadzić dzieci w