• Nie Znaleziono Wyników

Teoria wypowiedzi jako podstawa komunikacyjnej teorii dzieła literackiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Teoria wypowiedzi jako podstawa komunikacyjnej teorii dzieła literackiego"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Aleksandra Okopień-Sławińska

Teoria wypowiedzi jako podstawa

komunikacyjnej teorii dzieła

literackiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 79/1, 165-181

1988

(2)

Z A G A D N I E N I A J Ę Z Y K A A R T Y S T Y C Z N E G O

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X I X , 1988, z . 1 P L I S S N 0031-0514

A L E K SA N D R A O K O P IE Ń -SŁ A W IŃ SK A

TEORIA W YPO W IED ZI

JA K O PODSTAW A K O M U N IK A C Y JN EJ TEORII DZIEŁA LITER A CK IEG O

Szerzenie się m ody na literacki „kom unikacjonizm ” odnotow ał nie­

daw no z k ry ty czn y m d y stansem H en ry k M a rk ie w ic z 1. I rzeczywiście:

w coraz liczniejszych pracach n iestrud zen ie d ek lin u je się przydługie i dokuczliw ie pobrzękujące końców kam i term in y „kom u nik acja” i „ko­

m u n ik a c y jn y ”, a d la eufonicznej odm iany w prow adza się zw ieńczony zw rotn ym zaim kiem 7-sylabow y przegubow iec ,,po-ro-zu-m ie-w a-nie-się” . W raz z innym i au to ram i sam a rów nież z n ajd u ję się od jakiegoś czasu w tych term inologiczno-eufonicznych opałach i — jak na razie — nie widzę n a to rad y : m im o potęgi m ody p ro b lem aty k a k om unikacyjna nie

została jeszcze dostatecznie przem yślana.

D ecydując się na pozostanie w jej kręgu, chciałabym jedn ak od czę­

ściej upraw ianego, m niej zobowiązującego i ogólniej sform ułow anego tem atu literack iej kom unikacji przejść do rozw ażań skupionych na teorii w ypow iedzi oraz na kom unikacyjn ej teorii dzieła literackiego. Za sp raw ­ dzian potrzeb y i w artości tak iej teorii p rzy jm u ję jej gen eralizacyjną zdol­

ność do jednolitego zin terp reto w an ia ty ch w ielorakich rozproszonych są­

dów o budow ie i funkcjonow aniu dzieła, k tóre sk ład ają się na ciągły p rzy ro st w spółczesnej w iedzy, a w yw odząc się z rozm aitych o rien tacji badaw czych, częstokroć głoszą podobne p raw d y w niepodobnych językach.

K o m un ik acy jn ej teorii dzieła p rzy p isu ję niezw yczajną zdolność in te ­ g ru jącą i absorbcyjną. P rzed kilkom a la ty proponow ałam , by w ykorzys­

tać tę zdolność do celów dydaktycznego usensow nienia i uspójnienia pro g ram u teorii lite ra tu ry na stud iach polonistycznych, w skazując, że w łaściw ie cały m ate ria ł poetyki opisowej i historycznej, będący — jak w iadom o — dość eklektycznym dorobkiem w ielow iekow ej trad y cji, d aje się zrelatyw izow ać kom unikacyjnie i w ten sposób fun kcjo naln ie z in te r­

1 „ U c h w y c ić to, co nas z a c h w y c a ”. R o z m o w a z prof. H e n r y k i e m M a r k ie w ic z e m .

„N ow e K sią żk i” 1985, nr 2, s. 12.

(3)

ш A L E K S A N D R A O K O P I E N - S Ł A W I Ń S K A

p retow ać 2. M yśląc obecnie o persp ek ty w ach k om u n ik acy jn ej teo rii dzie­

ła m am na uw adze zarów no o tw a rtą przez nią możliwość now ego spro- blem aty zo w an ia dotychczasow ego stan u badań, jak też skierow aną k u przyszłości potencję odkryw czą.

W przedstaw ionym tu tekście nie zam ierzam zbierać ani porządkow ać w cale niem ałych zasobów w spółczesnej w iedzy o utw orze, dających się już obecnie ująć w term in ach ko m unikacyjnych. C hciałabym n ato m iast w skazać zespół p rzed literack ich — bo tyczących w szelkich w ypow iedzi — tez w yjściow ych, k tó re u zn aję za coś w rodzaju ak ty w n y ch o p eracyjnie p a ra m etró w odniesienia w dalszych ustaleniach. Mimo sta ra n ia , by tezy te d aw ały się stosunkow o najpow szechniej zaakceptow ać jako robocze aksjo­

m aty , zdaję sobie spraw ę, że ich oczywistość sięga dość płytko, pod nią zaś k ry je się bezdeń znaczeń w ym agających objaśnienia i podporządko­

w an ia określonej koncepcji badaw czej.

P rz y form ułow aniu tw ierdzeń o sam ym dziele jako tw orze kom u n ika­

cy jn y m — co jest w łaśnie m oim ostatecznym , choć odległym celem — znacznie tru d n ie j o jednom yślność niż p rzy w skazyw aniu na ko m u nik a­

cy jn e uzależnienia dzieła. W tej m aterii w iele opinii m a c h a ra k te r po­

w szechny i obiegowy. Osad kom unikacjonizm u n a w a rstw ia ł się bow iem w k u ltu rz e euro p ejskiej od w ieków i aż tru d n o uw ierzyć, że h e rm e n eu - tyczne w skazów ki E razm a z R o tterd am u m ają przeszło 450 lat. W sw ej zachęcająco zaty tu ło w an ej rozpraw ie Sposób, czyli metoda szybkiego i łatwego dochodzenia do praw dziw ej teologii E razm n iejed n o k ro tn ie zw raca uwagę, iż sensy słów zaw arty ch w Piśmie ś w ię ty m dadzą się lepiej pojąć wówczas, gdy

rozw ażym y n ie ty lk o to, co się m ów i, ale tak że kto m ów i, do kogo m ów i, jak im i p rzem aw ia sło w y , w jak ich ok olicznościach, przy jak iej sposobności, co w y p o w ied ź poprzedza, co po niej n astępuje.

K iedy zaś ponadto u stan aw ia „zasadę ró l”, w ym agającą śledzenia,

„w jak iej roli w y stęp u je ten, k tó ry mówi: czy w roli »głowy«, czy »człon­

ków«, »pasterza«, czy »trzody«” 3, w ted y dzisiejszem u czytelnikow i może się w ydaw ać, że kom un ik acyjn a teoria dzieła trw ała w u ta je n iu od s tu ­ leci.

Teza, k tó rą czynię fu n d am en tem kom un ikacy jnej teorii dzieła litera c ­ kiego i do k tó re j odnoszą w szystkie dalsze ustalenia, głosi, iż jest ono

2 A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , T eoria l i t e r a t u r y w k s z ta łc e n i u po lo n istó w .

„ T ek sty ” 1980, nr 2.

* E r a z m z R o t t e r d a m u , T r z y r o z p r a w y . Z a ch ęta do filo zo f ii c h r z e ś c i­

ja ń s k ie j . M e t o d a p r a w d z i w e j teologii. Z b o żn a bie sia da. P rzeło ży ł i opracow ał J. D o m a ń s k i . W arszaw a 1960, s. 100, 100— 101. N a k o m u n ik a cy jn y w alor m y śli E razm a zw róciłam u w agę d zięk i rozp raw ie J. A b r a m o w s k i e j A le g o re z a i a le ­ goria w d a w n e j k u lt u r z e li te r a c k i e j (w zbiorze: P r o b l e m y o d b io r u i odbio r cy. W roc­

ła w 1977).

(4)

T E O R I Ä W Y P O W I E D Z I . 107

wypow iedzią językow ą szczególnego rodzaju. W porów naniu z dotychczas w ypróbow anym i badawczo aksjom atam i, rów nież u jm u jący m i dzieło jako zjaw isko językow e, a głoszącym i, że tw orzyw em jego jest język lub że jest ono układem znakow ym , czyli inaczej s tr u k tu rą znaczącą — tw ie r­

dzenie o w ypow iedziow ej n atu rz e dzieła w chłania i uściśla oba poprzed­

nie, okazując się p rzy ty m bogatsze w teoretyczne konsekw encje. P o ­ tw ierdza bowiem znakow y i językow y c h a ra k te r dzieła, a zarazem s y tu ­ uje je w w yodrębnionej klasie zjaw isk.

Sekw encja znaków językow ych staje się w ypow iedzią tylko wówczas, gdy zostanie do kogoś przez kogoś skierow ana, p rzy czym określenie

„skierow ana” zakłada pew ną inten cję k om unikacyjną. K oncepcja w ypo­

wiedzi jest n ajzu p ełn iej różna i niezależna od koncepcji zdania. A ni orga­

nizacja znakowa, ani językow a n a tu ra znaków nie m ają m ocy w ypow ie- dziotw órczej: n aw et w ysoko zorganizow ana sekw encja znaków „niczyich”

nie jest w ypow iedzią, choć nie jest pozbaw iona znaczenia. Nie są zatem w ypow iedziam i zdania stw orzone m echanicznie przez m aszynę, w yskrze- czane przez papugę, w y b ran e przez m ałpę, pow tórzone, przerysow ane czy sfotografow ane przez kogokolw iek bez zrozum ienia i intencji k om unika- cyjnej. Bycie w ypow iedzią zdaje się stopniow alne. Można zapew ne m ówić 0 w aru n k o w ej lub ograniczonej w ypow iedziowości zdań przykładow ych, szyldów, tablic inform acyjnych, napisów nam azanych na ścianach, haseł w idniejących w m iejscach publicznych, itp.

Teoria w ypow iedzi pow staje na naszych oczach. J e j pozycja w obrębie lingw istyki jest zarazem w ysoka i nie ustalona, jej autonom ia i tożsam ość rów nież. Częstokroć teo ria ta rozw ija się w u ta je n iu lub w y stępu je w p rze­

b raniu, zw ykle jako lingw istyka tek stu , co w ynik a z nie dość jasnego odróżniania obu zjaw isk. S ta tu s tekstu , w przeciw ieństw ie do w ypow ie­

dzi, ry su je się mgliście, o czym św iadczą rozbieżne i ciągle na noiwo po­

dejm ow ane u stalen ia definicyjne. D efinicja w ypow iedzi nie w ym aga zre- latyw izow ania do tekstu, fo rtu n n a definicja tek stu nie może się obejść bez zrelatyw izow ania do wypow iedzi, chyba że w ogóle przeoczą ich od­

rębność 4. K om un ik acy jn ą teorię dzieła osadzam w kom un ikacy jnej te ­ orii w ypow iedzi, nie zaś wyw odzę z tekstow ego bytow ania utw oru.

Z tezy, że u tw ó r literacki jest w ypow iedzią, w ynika, iż podlega on w aru n k o m w szelkich w ypow iedzi, a zarazem jako w ypow iedź sui ge ne ­ ris — arcyw ypow iedź, jak chciałabym go nazyw ać — przekracza te w a ­ ru n k i i m odyfikuje. W dalszych w yw odach postaram się przedstaw ić pew ne ustalenia teorii w ypow iedzi, k tóre tra k tu ję jako p u n k t w yjścia 1 podstaw ę teo rii dzieła literackiego. S kupiam je wokół trzech w y b ran y ch kw estii.

4 Za jedną ze szczególn ie za jm u ją cy ch p rop ozycji rozu m ien ia tek stu uw ażam tę, którą p rzed sta w ił P. R i c o e u r (M odel t e k s t u : działan ie znaczące r o z w a ż a n e j a k o te kst. P rzeło ży ła J. F a l k o w s k a . „ P a m iętn ik L ite r a c k i” 1984, z. 2).

(5)

168 A L E K S A N D R A O K O P I E N - S Ł A W I N S K A

1. Istnienie nadawcy i odbiorcy

M imo iż role nadaw cy i odbiorcy są założone w sam ej definicji w y ­ pow iedzi jako jej p ry m a rn y w aru nek , to jed n ak p y tan ie o sposób istnie­

nia i u jaw n ia n ia się obu protagonistów w w ypow iedzi w prow adza od razu w gąszcz problem ów sem antycznych. Z ajm ow ały m nie one już daw niej 5, przypom nę więc ty lko te m yśli, k tó re są potrzebn e do dalszych rozw ażań.

Nie każda w ypow iedź m ówi o n ad aw cy i odbiorcy, czyli p rzed staw ia ich w sposób stem atyzow any, każda n ato m iast czyni to w sposób im pli­

kow any. Inform acja o nich zaw arta jest bow iem nieuch ron nie w sam ym sposobie m ów ienia skonfrontow anym z dw ojak ą sy tu acją k o m u n ikacy j­

ną: po pierw sze — założoną w w ypow iedzi, po d ru g ie — rzeczyw iście realizow aną. K ażda info rm acja stem aty zo w ana podlega w ery fik acji, tzn.

zostaje wzbogacona, potw ierdzona lub zakw estionow ana przez in fo rm ację im plikow aną. N ad każdym w izeru n kiem ,,ja” stem aty zow an ym w w ypo­

w iedzi — przedstaw ionym i uprzedm iotow ionym — n adb u dow u je się w ięc w yobrażenie ,,ja” im plikow anego: podm iotow ego odbicia nad aw cy w jego w łasn ej mowie.

Analogicznie zhierarchizow ana, dw o jak a inform acja sem anty czna tw o ­ rzy w izeru n ek odbiorcy w ypow iedzi, z tą odm ianą, że oba poziom y in­

fo rm a cji o „ ja ” odnoszą się zawsze do te j sam ej postaci, n ato m iast „ ty ” stem atyzow ane i „ ty ” im plikow ane m ogą w pew n ych w y pad k ach ozna­

czać różne postacie. R eguły w ypow iedzi, n a k tó ry ch podstaw ie w y tw a rz a się im plikow any obraz uczestników k om unikacji, św iadczą zawsze o fak ­ ty cznej kom petencji „ ja ” oraz o postu lo w anej przezeń, lecz nie fa k ty c z ­ nej, kom petencji przedstaw ionego „ ty ” . N adaw ca więc może zw racać się otw arcie do jed n ej osoby, a zarazem poprzez ukształto w an ie i u sy tu o ­ w an ie sw ojej m ow y czynić jej ad resatem kogoś drugiego. In fo rm acja im ­ plikow ana w skazuje wówczas n a innego odbiorcę niż w ym ieniony w te k ­ ście.

T aki b rak odpowiedniości m iędzy ,,ty ” z różnych poziomów znacze­

niow ych byw a znam ieniem k o m u n ik acy jn y ch konw encji rządzących pew ­ n y m i g atun k am i m ow y, bądź też re z u lta te m in dy w id u aln ej stra te g ii n a ­ daw cy, k tó ry k reu je pozornego odbiorcę, aby u niknąć bezpośredniego zw ro tu do kogoś, do kogo rzeczyw iście k ie ru je sw oje słowa, np. zw raca się do dziecka a k o m u n ik u je m atce; m ów i do siebie, a w y raża p re te n sję do innego; adresu je retoryczn e apo stro fy do zm arłych, a chce w strząsn ąć ży­

w ym i. Podobną dwoistość często okazują g atu n k i w ypow iedzi obliczonych n a in terw en cję sił nadprzyrodzonych, zarów no boskich, jak nieczystych:

5 Zob. rozpraw y: O p o sta cia ch zn a c z e n ia w y p o w i e d z i , podrozdz. 5: Z n a czen ie p r a g m a t y c z n e ; R e la cje o so b o w e w l i t e r a c k i e j k o m u n i k a c ji ; S e m a n t y k a „ ja ” l i te ­ rack ieg o . („Ja” t e k s t o w e w o b e c „ ja ” tw ó r c y ) . W: S e m a n t y k a w y p o w i e d z i p o e ­ t y c k i e j . (P r e li m i n a r i a ). W rocław 1985.

(6)

T E O R I A W Y P O W I E D Z I . 169 błogosław ieństw a, przekleń stw a, fo rm u ły sak ram en talne, m agiczne, za­

klęcia, zam aw iania. J a w n a form a słow nego n agabyw ania ad resata jest tu niestosow na lu b w ręcz niedopuszczalna, a m ów iący na ogół u ch yla się od jednoznacznego sprecyzow ania w łasnej roli (nam iestnika? pośred­

nika? spraw cy? w tajem niczonego?), w tym także od ind yw id ualn ej a u to r­

skiej odpow iedzialności za w ypow iadane, jak b y cytatow o, ry tu a ln e fo r­

m uły.

Inaczej sem antyk ę odbiorczego „ ty ” przedstaw ia A nna W ierzbicka, kw estionując jego obecność w głębokiej s tru k tu rz e pewnego rodzaju w y ­ powiedzeń, tak ich w łaśnie jak w spom niane błogosław ieństw a, p rzek leń ­ stw a, trzecioosobowe zam aw iania m agiczne, a ponadto eksklam acje, fo r­

m uły p erfo rm aty w n e (np. p rzy sak ram encie chrztu lub nad aw aniu im ie­

nia statkow i) oraz spraw cze (np. z Księgi Genesis Boskie: „Niech się sta ­ nie św iatłość”). W szystkie ty m podobne w ypow iedzenia uw aża ona za po­

zbaw ione odbiorcy, niezależnie od tego, że m ogą być w ygłaszane „for the benefit of potential listeners”. Z aliczając „ ty ” w poczet niered u k o w al- nych sem antycznych jednostek p roponuje jednakże, by definiow ać je niezależnie od roli ad re sa ta w ypow iedzi:

tra k to w a n ie kogoś jako »ty« jest o d n iesien iem [a ttitu d e] do in n ej osoby, k tóre jest ty lk o ak tu a lizo w a n e [ in sta n tia te d ] przez zw racan ie się do tej osoby w m o­

w ie, ale które m oże istn ieć n ieza leżn ie od m ow y ®.

Otóż nie w yd aje m i się m ożliw e, b y — zachow ując lingw istyczny p u n k t w idzenia — dało się zdefiniow ać „ ty ” w oderw aniu od a k tu w y ­ powiedzi, a k t w ypow iedzi zaś w o derw aniu od kom unikacy jnej relacji

„ ja ”— „ ty ” , niezależnie od tego, jak skom plikow ana czy upośredniona b y ­ łab y ta relacja i w jakim stop n iu u zew nętrzniona w treści wypow iedzi.

W ierzbicka nie w prow adza do sw ych analiz rozróżnienia m iędzy sem an ­ ty k ą zdania a sem an ty k ą w ypow iedzi i poszukując „ ty ” w głębokiej s tru k ­ tu rz e zdania ty lk o pomocniczo spraw dza jego znaczenie przez odniesienia do jakichś sy tu a c ji kom unik acy jny ch . W rezu ltacie nie zawsze w iadom o, czy sądy jej dotyczą znaczenia zdania czy znaczenia wypowiedzi.

Nie są w ypow iedziam i przy taczane przez nią ekspresyw no-oznakow e okrzyki i złorzeczenia („Ouchl”, „D am n!”), jeśli trak to w ać je jako od­

ruchow ą rea k c ję na ból, p rze stra c h czy niepow odzenie. Te same eksk la­

m acje sta n ą się jed n ak w ypow iedziam i, gdy m ają zwrócić czyjąś uw agę, w yw ołać współczucie, dać coś kom uś do zrozum ienia. M iędzy ek spresją a w ypow iedzią w ah a się — zależnie od w yrazistości odbiorczego n ak ie­

row ania — w iele zdań. „Cóż za śliczna dziew czyna!” — mogę zachw y­

cić się rów nie spontanicznie ja k W ierzbicka, mogę jednak w ypow ie­

dzieć te sam e słowa, chcąc, by ktoś in n y poznał m oją opinię. Nie zadow a­

8 A. W i e r z b i c k a , In D e fe n se o f Y o u and Me. W zbiorze: T h e o r e ti s c h e L in g u i s ti k in O steu r o p a . T ü b in gen 1976. Cyt. w ed łu g p ow ielo n eg o m aszyn op isu (w posiad an iu M. R. M ayenow ej).

(7)

170 A L E K S A N D R A O K O P I E N - S Ł A W I Ń S K A

lam się zatem jednolitą, w ykluczającą odbiorcę, sem an tyczn ą eksplikacją tego zdania, jaką d aje W ierzbicka:

C zując coś (z pow odu tej dziew czyn y), chcąc p ow ied zieć w ię c e j niż 'śliczna d z ie w c z y n a ’, będąc n iezdolną do p o w ied zen ia tego co chcę, m ów ię: śliczn a d ziew czyn a.

Nie sądzę też, by fo rm u ły w rodzaju „N iech cię Bóg błogosław i” nie m iały „ ty ” odbiorczego, lecz tylko „ ty ” przedm iotow e, rozum iane jak o obiekt Bożej łaskawości, i daw ały się w yeksplikow ać: „Chcąc spowodować, aby Bóg ci błogosławił, mówię: chcę, aby Bóg ci błogosław ił” . Jeśli zdanie to w ypow iada się jako form ułę sak raln ą, m a ona wówczas dw ojakiego od­

biorcę: 1) „ ty ” w skazane w jej treści, k tóre b y n a jm n ie j nie jest tożsam e z przedm iotow ym „on” ; św iadczy o tym bezsprzeczna różnica m iędzy zda­

niem „N iech cię Bóg błogosław i” a zdaniem „Niech go Bóg błogosław i” , sp row adzająca się w łaśnie do w skazyw ania na obecność lub b ra k odbior­

cy; 2) Boga, k tó ry jest adresatem oznaczonym tu przez form ę trzeciooso- bową, a więc przy zastosow aniu transpozycji form („on” jako „ ty ”), co jest sposobem zw racania się p rak ty k o w an y m często w kom unikacji sa k ra ln ej, choć zn an ym także z sy tu a c ji p o w szed n ich 7. F o rm u ła błogosław ieństw a m oże ulegać ześw iecczeniu i być w ypow iadana jako skonw encjonalizo­

w any , nieco starośw iecki w yraz dobrych życzeń m ówiącego wobec odbior­

cy, znaczący m niej w ięcej podobnie jak zdania: „Niech ci los s p rz y ja ” ,

„N iech życie będzie dla ciebie łask aw e” itp. M ówiący nie czuje się w ów ­ czas pośrednikiem m iędzy oboma — boskim i ziem skim — ad resatam i m ow y, odniesienie do ad resata ziem skiego w ysuw a się n a pierw szy plan k o m unikacji, odniesienie do Boga n abiera c h a ra k te ru stylizacyjnego.

W żad n ym jednak p rzyp ad k u form uła ta nie traci odbiorczego „ ty ” . Na in n y ch zasadach w ypada przyporządkow ać odbiorcę pozornie cał­

kow icie go pozbaw ionej form ule nadaw ania im ienia statkow i: „N azyw am ten s ta te k Queen Elisabeth” 8. Otóż odbiorca jest p rzyp isany tem u zdaniu przez społeczne konw encje, k tó re z tego zdania uczyniły p e rfo rm a ty w n ą fo rm u łę obrzędow ą o określonym znaczeniu. A by spełnić rolę ta k ie j for­

m uły, zdanie to m usi być w ypow iedziane publicznie do stosow nego gro­

na osób. Jeśli w eksplikacji sem antycznej p rzy p isuje się tem u zdaniu om aw ianą tu zdolność spraw czą — a tak czyni W ierzbicka — należy chyba p rzy ty m uw zględnić, że zdolność ta pow staje tylko w przew idzianej dla tego zdania sy tu a c ji odbiorczej. Z m iana te j sy tu acji pociągałaby za sobą u tra tę znaczenia obrzędowego.

T ak zatem w szystkie w skazane przez W ierzbicką przy pad ki w ypow ie­

7 Zob. A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , J a k f o r m y o s o b o w e g r a ją w t e a t r z e m o ­ w y ? (S e m a n t y c z n e tr a n s p o z y c j e f o r m osobow ych ). W: S e m a n t y k a w y p o w i e d z i p o e ­ ty c k i e j .

8 In terp retu ję a n g ielsk i przykład W i e r z b i c k i e j . W obyczaju p o lsk im przy­

jęta jest raczej form a drugoosobow a, ek sp on u jąca — podobnie jak w p oetyck ich a p o stro fa ch — odbiorcę pozornego: „N adaję ci im ię ...”

(8)

T E O R I A W Y P O W I E D Z I . 171 dzeń pozbaw ionych „ ty ” bądź zaliczam do nie-w ypow iedzi, bądź in te rp re ­ tu ję odm iennie, dostrzegając w ich znaczeniu figu rę odbiorcy 9. Ogólnie zaś uw ażam , że chociaż znaczenie zdania może otw arcie nie podaw ać żadnej inform acji o odbiorcy, to treść i budow a tego zdania nieu chro nn ie m ieszczą w sobie sem anty czn y p ro je k t odbiorcy, k tó ry w określonym za­

kresie przesądza o m ożliw ościach funkcjonow ania tego zdania jako w y ­ powiedzi w kom unik acy jn ej relacji „ ja ”— „ ty ”.

W ielka rozm aitość sem antycznych sposobów rozgryw ania te j relacji w różnych g atu n k ach i p lanach m ow y nie stoi na przeszkodzie, b y relację tę przyjm ow ać za w a ru n e k w ypow iedzi i n a tej podstaw ie budow ać se­

m antyczn ą teorię w ypow iedzi, obejm ującą w szelakie form y językow ej kom unikacji. Dążąc do tego, by rozm aite rozpoznaw ane zróżnicow ania ty ch form sytuow ać w obrębie uniw ersum w ypow iedzi, oponuję przeciw koncepcjom apriorycznie p arcelacyjnym , k tó re przeoczają jedność tego uniw ersum i p rzecinają więzi m iędzy różnym i rodzajam i w ypow iedzi.

Do takich koncepcji zaliczam m.in. podział na dysk urs (fr. discours) i opow iadanie historyczne (fr. récit historique), przeciw staw iający nace­

chow ane podm iotowo w ypow iedzi pierwszoosobowe pozbaw ionym o tw a r­

ty ch odniesień podm iotow ych w ypow iedziom w trzeciej osobie, p o słu g u ją­

cym się szczególnym i form am i czasowym i dla przedstaw ienia św iata, k tó ry jak gdyby sam się opowiada. Podział ten w yprow adzony z lingw istycznej an alizy relacji tem po raln y ch we fran cu sk iej prozie, dokonanej przez É m ile’a B en v en iste’a 10, owocuje — zwłaszcza we fran cuskiej i n iem iec­

kiej analizie utw orów n a rra c y jn y c h — daleko posuniętym p a rty k u la ry z ­ m em ustaleń, blokującym w rezultacie możliwość sform ułow ania ogólnej teo rii w ypow iedzi literackiej. Dla p rzy k ład u w spom nę tylko p rze tłu m a ­ czoną ostatnio w sporym fragm encie, godną uw agi pracę Joh an n esa A n- deregga, k tó ry zajm ując się kom unikacy jn ym i w skaźnikam i literack iej fikcyjności, z g ru n tu inaczej u stala reg u ły odbioru pow ieściow ych utw o­

rów w pierw szej i w trzeciej osobie. Tw ierdzi więc, że o ile czytelnik te k stu z jaw nym „ ja ” nadaw czym p rzy sw aja sobie — jako fik cy jn y ■— zaproponow any nadaw czy obszar odniesienia, to przy tekście trzeciooso- bow ym „w ogóle rezyg n u je z tego, by pytać o n ad aw cę”, a fik cyjn ym obszarem odniesienia czyni w p ro st św iat p rzedstaw iony utw oru. A nde- regg zakłada bowiem, iż „z tek stu w trzeciej osobie nie m ożna w yw nios­

9 Z rozm ysłem n ie pod ejm u ję d ysk u sji na tem a t jednego spośród p rzyk ład ów zdań pozb aw ion ych , jak sądzi W i e r z b i c k a , odbiorczego „ty ”. Chodzi o G en e­

zy jsk ie: „N iech się stan ie św ia tło ść ”. R o zstrzygn ięcia d otyczące sy tu a cji sło w a B o ­ sk ieg o trak tu ję raczej jako k w e stię teologiczn ą niż lin g w isty c z n ą i nie m am am b i­

cji tak u n iw ersaln ego zastosow an ia k o m u n ik a cy jn ej teo rii w y p o w ied zi.

30 É. B e n v e n i s t e , L es R elation s d e t e m p s d an s le v e r b e français. „ B u lletin de la S o ciété de lin g u istiq u e de P a r is” t. 54 (1959). P rzedruk w : P r o b lè m e s d e lin­

g u is ti q u e gén érale. T. 1. P aris 1967.

(9)

172 A L E K S A N D R A O K O P I E Ń - S Ł A W I Ń S K A

kować o żadnym nadaw cy, k tó ry byłb y w stanie wziąć odpow iedzialność za ko m u n ik at jako za sw ój” n .

Nie lekcew ażę różnic m iędzy oboma ty p am i w ypow iedzi, chciałabym jed n ak in terp reto w ać je w ram ach nadrzęd ny ch generaliów , u stalający ch że: w szelka w ypow iedź jest zawsze czyjaś i przez sposób sw ojej organi­

zacji zawsze p rzekazu je w izerun ek swego podm iotu spraw czego, k tó ry w szakże nie jest id en ty czny ani z przedstaw ionym w tekście n a rra to re m pierw szoosobw ym , ani z n a rra to re m u k ry ty m , p rezen tu jący m trzeciooso- bowego b ohatera. O baj oni, m im o różnic, są rów nie fik cy jn y m i sem an­

tycznym i k o n stru k cjam i tekstow ym i, podległym i p rzy ję ty m w u tw orze regułom językow oliterackim . Nad regułam i ty m i p an u je podm iot w yż­

szego rzędu — podm iot spraw czy — podm iot u tw o ru (nie zaś podm iot n a rra c ji czy m onologu w ew nętrznego). P rz y okazji tej sp raw y m uszę uczynić ogólną uw agę, że nie dość jasne w yobrażenie o zhierarch izow a­

nym układzie nadaw czo-odbiorczym w ypow iedzi literack iej w y d a je m i się w w ielu w spółczesnych pracach n a jb a rd zie j widoczną przeszkodą w rozpoznaw aniu kom u nik acy jn y ch osobliwości utw oru.

2. W ypowiedź jako czyn komunikacyjny

Tezę, że w ypow iedź jest czynem ko m unikacyjnym , zakorzeniam w A ustinow skiej teorii aktów m owy. Nie m iała ona w praw dzie n a uw adze k o m u n ik acyjn ej teorii wypow iedzi, ale staw iając jako kluczow y i zarazem ty tu ło w y problem pytanie: „ Ja k uczynić coś za pomocą słów ?” 12, zw ró­

ciła się ku p rak ty ce słownego porozum iew ania się i dla tej dziedziny b a­

dań stw orzyła now y im puls m yślow y. Z każdym rokiem liczniejsi spad­

kobiercy A u stin a w ypow iadają się już w prost na tem a ty kom unik acyjn e, fo rm u łu jąc n a w e t ta k rad y k a ln e opinie, jak często przyw oływ ana, choć an alitycznie nie potw ierdzona hipoteza Jo h n a R. S e a rle ’a, że „illo ku cyjn y ak t m ow y jest m inim alną jednostką językow ej k o m u n ik acji” 13. K oncepcja A ustina, jak w szystkie praw dziw ie tw órcze pom ysły, poddaw ana byw a różnym w ykładniom i aplikacjom . W m oim referacie rów nież pojaw ia się w przeobrażonej postaci. Z daje m i się jednak, iż k o m un ikacy jna te ­ oria w ypow iedzi stanow i dla n iej n a tu ra ln y kontekst, na tyle zgodny

11 J. A n d e r e g g, F ik cja i ko m u n ik a c ja . (F r a g m e n t y ). P rzełożył M. L e w i e к i.

„ P am iętn ik L ite r a c k i” 1984, z. 1, s. 271.

12 T ak M. H e m p o l i ń s k i (B r y t y j s k a filo zofia an a litycz n a . W arszaw a 1974) tłu ­ m aczy ty tu ł sły n n ej k siążk i J. L. A u s t i n a H o w to Do T h in gs w i t h W o r d s . The W i ll ia m J a m e s L e c tu r e s D e liv e r e d at H a r v a r d U n i v e r s i t y in 1955. Ed.

J. O. U r m s o n . L ondon 1971. (P ośm iertn e w yd . 1: O xford 1962.)

18 J. R. S e a r l e , W h a t Is a S p e e c h A ct? W zbiorze: The Philos'ophy of L a n ­ guage. O xford 1972, s. 39. F ragm en t C z y m j e s t a k t m o w y ? p rzełożyła H. В u c z y ń - s k a - G a r e w i c z („P am iętn ik L itera c k i” 1980, z. 2).

(10)

T E O R I A W Y P O W I E D Z I . 173 z kierunkiem m yślenia au to ra, że niejed n o k ro tn ie pozw alający scalić

i ujrzeć na nowo sens jego zastan aw iających pom ysłów.

W perspektyw ie k o m u n ik acyjn ej trz y — w yróżnione przez A u stin a jako w spółtw orzące ko m p letn y ak t m ow y — a k ty cząstkowe: lokucja, illokucja i perlokucja, okazują się zarazem trzem a stadiam i sem antycznej realizacji mowy. T ak więc: lokucji przypisać m ożna znaczenie, jakie m a zorganizow ana sekw encja znakow a, ro zp a try w a n a niezależnie od k om u ­ nikacyjnego osadzenia lub po p ro stu w k om unikacji nie uczestnicząca, niczyja i pozbawiona mocy refe re n c y jn e j; illokucji przypisać m ożna zna­

czenie, jakie sekw encja znakow a uzyskuje stając się wypow iedzią, a więc przez podporządkow anie nadaw czej in te n c ji k om u nik acyjn ej, p ro je k tu ­ jącej sytuację odbioru i fu nk cje w ypow iedzi (w tym jej odniesienia re ­ ferencyjn e); perlokucji zaś przypisać m ożna znaczenia, jakie w yposażona lokucyjnie i illokucyjnie w ypow iedź faktycznie zyskuje w odbiorze.

W cen tru m uw agi teorii w ypow iedzi zn ajd u je się znaczenie illoku - cyjne. Ma ono c h a ra k te r p ragm atyczny, rodzi się w raz z w ypow iedzią jako w y k ład n ik jej kom unikacyjnego przeznaczenia. Rozstrzyga, jakiego ro d zaju dokonaniem , czynem k om u nik acy jn y m m a być w ypow iedź i sto ­ sow nie do tego fo rm u je jej zaw artość lokucyjną, m odeluje w izerun ek je j nadaw cy oraz ad resata, a przede w szystkim u stala c h a ra k te r łączącej ich relacji. P recy zacja znaczenia illokucyjnego n astęp u je zarów no przez o tw a rte form uły d ek laratyw n e, tem aty zu jące uczestników i c h a ra k te r kom unikacji, jak też w sposób im plikow any. Działa p rzy tym w zm ianko­

w ane już praw o sem antycznego zh ierarchizow ania obu dopełniających się rodzajów inform acji, k tó re stanow i, że form u ła w yrażona explicite nie jest ostateczna i w ym aga potw ierdzenia.

Znaczenie illokucyjne jest bez reszty w pisane w wypow iedź. Z am iar nad aw cy uczestniczy w nim o tyle, o ile znalazł w yraz w budow ie w y ­ powiedzi, jeśli zaś nie, to obojętne pozostaje, czy a u to r szydził, kłam ał, czy drżał z emocji. Podobnie: choć w znaczeniu illo ku cyjn ym zaprojekto ­ w an y je st p rzy n ajm n iej ram ow o odbiór w ypow iedzi, to jed n a k rzeczy­

w iste okoliczności i w yniki jej recepcji sta ją się już dom eną perlokucji.

Illokucja tw o rzy w izerun ek odbiorcy przew idyw anego, p erlok ucja zaś do­

k u m e n tu je odbiorcę faktycznego. Można powiedzieć, że znaczenie p erlo- k u cy jn e pow staje w rezu ltacie zderzenia lo kucy jny ch i illo ku cyjnych znaczeń w ypow iedzi z niew iadom ą odbioru.

W ypowiedzi, k tó re osiągnęły w odbiorze potw ierdzenie sw ych illo­

k u cy jn y c h założeń, chciałbym nazyw ać fo rtu n n y m i. P o d ejm u jąc A u sti- now skie pojęcie fortu n no ści p o stu lu ję jednocześnie jego w y raźne odgra­

niczenie od pojęcia illokucji. Fortu n no ść w7 m oim rozum ieniu nie jest cechą illokucji, a więc nie jest im m an e n tn ą w łaściw ością znaczenia w y ­ powiedzi, lecz potw ierdzeniem illokucji w perlokucji. Podobnie jak m oż­

liw y jest b ra k h arm on ii m iędzy zam iarem tw ó rcy a jego w cieleniem w znaczenie illokucyjne, ta k m ożliw e jest n ieurzeczyw istnienie in te n c ji

(11)

174 A L E K S A N D R A O K O P I E Ń - S Ł A W I ÎJ S K A

illok u cy jny ch w ypow iedzi w jej odbiorze. N iepow odzenie perlo k u cy jn e m oże być stym ulow ane p ew ny m i w łaściw ościam i b udow y w ypow iedzi (np. niejasnością lub fragm en tary czn o ścią tek stu ), może mieć m oty w y zew nętrzne, może też być przypadkow e i chwilow e. W ypowiedzi o jed n a­

kow ej w artości illo k ucy jn ej raz mogą być fo rtu n n e, raz nie, a co w ięcej, ta sam a wypow iedź, m ając rów nocześnie kilku odbiorców, może być dla jed n y ch fo rtu n n a, dla drug ich zaś n iefo rtu n n a.

T ylko jasne odgraniczenie różnych płaszczyzn sem antycznego fu n kcjo­

now ania w ypow iedzi pozw ala stosować k ategorię fo rtun no ści bez popa­

d a n ia w m yślow e tara p aty , jak ie sta ją się udziałem ty ch badaczy, k tórzy w a ru n k i fortunności w łączają do illo ku cyjn ej c h a ra k te ry s ty k i w ypow ie­

dzi, a p rzy ty m u zn ają je z góry za niepodw ażalne zasady d żen telm eń ­ skiego porozum ienia, k tó re obow iązuje rzeczyw istych p a rtn e ró w kom u­

nikacji, jeśli chcą popraw nie i skutecznie dopełnić różnych aktów m owy, jako to: przeprosin, g ratu lacji, zaw iadom ień, pochwał, przyrzeczeń itp.

B adacze owi nie analizu ją sam ych w ypow iedzi, lecz k o d y fiku ją no rm y k o m u n ik acy jn ej m oralności, re sp e k tu ją w skazania prakseologii m owy, a ogólnie zak ładają w ielce etyczne i logiczne urządzenie św iata. N akazu­

ją w ięc, aby ten, kto d o konuje illokucyjnego a k tu obietnicy, mógł w y ­ konać to, co o b ie c a łu , ten , k tó ry udziela ślubu, nie był p rze b ra n y m księdzem , ten zaś, kto p o d ejm uje się roli in fo rm ato ra, dysponow ał od­

pow iednio w yższym poziom em w iedzy od tego, kogo oświeca.

R ich ard O hm ann staw ia n astęp u jące w a ru n k i wobec illokucyjnego a k tu oznajm iania:

A b y fo rtu n n ie dokonać ozn ajm ien ia, m u szę m .in. w y p o w ied zieć zd an ie o zn ajm u jące (kryterium 1). M uszę być osobą w ła śc iw ą do w y p o w ied zen ia teg o stw ierd zen ia (2); n ie przeszłob y np. m oje stw ierd zen ie, że w ła śn ie przeszło ci przez m y śl jak ieś w sp o m n ien ie o tw o im dziadku. N ie w oln o m i m am rotać (3) ani p rzeryw ać w trak cie w y p o w ie d z i (4). M uszę w ierzy ć w to, co m ó w ię (5), i n ie w oln o m i potem przeczyć sam em u sobie (6). W podobny sposób m ożn a d ostosow ać te reg u ły do rozk azyw an ia, w sk a zy w a n ia , d efin io w a n ia , od m a­

w ia n ia i t d .15

Pow ątpiew am , by p ro je k to w a n y w ten sposób m odel k o m u n ik acy jn y stw a rz a ł ogólnie re le w a n tn y wzorzec, na którego tle m ożna b y c h a ra k te ­ ryzow ać in dyw idualne poczynania słowne. Dla nieprzeliczonych sy tu a c ji i g atu n kó w m ow y istn ieją bow iem ukształtow an e przez p ra k ty k ę i tr a ­ d y cję rozm aite konw encje kom unikacyjne, w cale niekoniecznie podpo­

rządkow ane zasadom m oralności, rozsądku czy skutecznego w spółdzia­

łania. P rz y analizie znaczenia illokucyjnego w ypow iedzi należy dobierać

14 K lasyczn ą an alizę w a ru n k ó w fortu n n ości aktu o b ietn icy p rzed sta w ił S e a r 1 e (W h a t Is a S p e e c h A ct? , rozdz. H o w to Pro mise ).

15 R. O h m a n n , A k t y m o w y a d e fin ic ja li te r a tu r y . P rzeło ży li В. K o w a l i k i W. K r a j к a. „P am iętn ik L ite r a c k i” 1980, z. 2, s. 260.

(12)

T E O R I A W Y P O W I E D Z I . 175 n a tu ra ln e dla nich tło kom unikacyjne, a takim nie zawsze może być mowa bardzo dobrze m yślących, racjo n aln y ch i k o n stru k ty w n y c h w y­

chow anków b ry ty jsk ic h college’ôw.

Zm ącone n u rty m ow y codziennej, p ry w a tn e j i publicznej, m ow y gazet i telew izji, obyw atelskich w ystąp ień i ad m in istra c y jn y ch unorm ow ań, m ieszające się z ab su rdalistyczn ą m ową szarego k arn aw ału : nark o ty cz­

nych śpiew ów nastolatków , niecenzu ralny ch dowcipów i odzywek, p iętro­

w ych w iązanek czy pokazow ych a w a n tu r — całe te rzeki w ypow iedzi nie są regulow ane w edle G rice’ow skiej Zasady K ooperacji k o nw ersacy jnej oraz uszczegółow iających ją „m aksym pom ocniczych” 16. Z innych powo­

dów, ale rów nie zdecydow anie, nie poddaje się im lite ra tu ra .

Ogólna Zasada K ooperacji, k tó re j G rice przypisyw ał sta tu s opisowy i n o rm aty w n y zarazem , brzm i: „W noś swój w kład do konw ersacji tak, jak tego w d any m jêj stad iu m w ym aga p rz y ję ty cel czy k ieru n e k w y­

m ian y słów, w k tó rej bierzesz u d ział”. M aksym y pomocnicze dotyczą zaś następ u jący ch kategorii:

a) Ilości: „Niech tw ój w kład w konw ersację zaw iera tyle inform acji, ile jej p otrzeba (dla ak tu a ln y ch celów w ym iany )” ;

b) Jakości: „ S tara j się, by tw ój w k ład w k onw ersację był p raw d zi­

w y ” ;

c) S tosunku: „Niech to, co mówisz, będzie re le w a n tn e ” ; d) Sposobu: „W yrażaj się p rzejrzyście” 17.

W św ietle tych zasad nie do pojęcia są: d rę tw a m owa, m ow a-traw a, gadka-szmatk<a, m ów ienie na okrągło, zaw racanie głow y lub kijem W isły, robienie w od y z mózgu, w ciskanie k itu i ciem noty, naw ijanie, b ajero w a- nie, bujanie, zalewanie, bluzganie, picowanie, trucie, klajstro w anie, glę- dzenie, gdybanie itp. — a przecież są to w szystko nazw y w yróżnionych przez potoczną świadomość językow ą działań illokucyjnych.

R ozpraw a G rice’a jest jedną z głośniejszych dzisiaj prac w dziedzinie sem an tyki logicznej n a tu raln eg o języka. Podziw iam ją rów nież, ceniąc w niej przede w szystkim rzadką próbę m etodycznego rek on stru ow ania n iek tó ry ch im plikow anych znaczeń pragm aty czny ch w ypow iedzi. Doko­

n u je tego G rice drogą tzw. niekonw encjonalnych im plikow ań kon w ersa- cyjnych. P o jaw iają się one wówczas, gdy m ożna przypuszczać, że mó­

w iący przestrzeg a ogólnej Zasady K ooperacji, a p rzy ty m znacząco n a ru ­ sza p rzykazan ia k tó rejś z m aksym pom ocniczych. Z asady G rice’a w y n i­

kają z tra k to w a n ia m ow y jako „szczególnego p rzy p ad k u celowego, racjo­

nalnego zachow ania” :

każdy, kom u zależy na zasad n iczych celach k o n w ersa cji czy k om u n ik acji (ta­

kich jak u d zielan ie i od bieranie in form acji, w p ły w a n ie na in n ych i p o d leg a ­ 16 H. P. G r i c e , L o g ik a a k o n w e r s a c j a . P rzeło ży ła B. S t a n o s z . W an tologii:

J ę z y k w ś w i e t l e nauki. W ybrała i w stęp em opatrzyła B. S t a n o s z . W arszaw a 1980, s. 96 n.

17 I b i d e m , s. 97— 98.

(13)

176 A L E K S A N D R A O K O P I E N - S Ł A W I Ń S K A

nie w p ły w o w i in n ych ), jest, w od p ow ied n ich ok oliczn ościach , za in tereso w a n y w u czestn iczen iu w ta k ich w y m ia n a ch słów , k tóre są ow ocn e ty lk o przy za­

łożeniu, że p row adzi się je w sposób zgodny z Z[asadą] K [ooperacji] i m a k sy ­ m am i 18.

Grice nie tw ierdzi, że zasady kooperacji są pow szechnie p rzestrze­

gane, uw aża natom iast, że ich respektow anie „jest rzeczą r a c j o n a l n ą , [czymś], czego n i e n a l e ż y zaniedbyw ać” 19.

Tym czasem m oją n iew iarę w uniw ersalność Z asady K ooperacji powo­

d u je nie to, iż nie w szyscy um ieją osiągać racjo n aln ą skuteczność działań kom unikacyjnych, lecz to, że istn ieją dziedziny tw órczości językow ej z góry poddane zupełnie in n ej strateg ii — tak ie gdzie a d re sa ta chce się zbić z tropu, zaskoczyć, przerazić, zachwycić, zadziwić, otum anić, zaga­

dać, przegadać, zaszantażow ać, odstręczyć, w ykołow ać. D aleki od G rice’- owskiego m odel k om unikacji podległej zasadom dom inow ania, pozoro­

w ania czy m ylenia śladów zn ajd u je rozległe pole zastosow ań w publicz­

nych i p ry w a tn y c h k o n tak ta ch 20.

R ozpatryw ana jako działanie kom un ikacy jne w ypow iedź może mieć na względzie nieskończoną rozm aitość celów. Cel n ależałoby uw ażać za w ew nętrzn ą d y rek ty w ę sem antyczną realizow aną w obrębie w ypow iedzi i odróżniać od s k u tk u spełniającego się poza w ypow iedzią. W kategoriach sem antycznych cel d aje się zatem opisyw ać jako sk ładnik illokucji, sk u ­ tek — jako skład n ik perlokucji, fortunność zaś jako zgodność celu i sk utku . N ajprostszym , nieodłącznym od n a tu ry w szelkiej w ypow iedzi celem jest pow iedzenie czegoś, w szystkie inne cele są wobec niego pochodne, re a li­

zują się bowiem za pośrednictw em pow iedzenia czegoś. D latego też nie- red u kow aln y m skład n ik iem pragm atycznego znaczenia każdej w ypow ie­

dzi, implicite w niej zaw artym , jest — obok znaków nadaw cy i odbior­

cy — „m ów ię” jako nacechow any p erfo rm aty w n ie znak kom unikacyjnego działania.

P erfo rm aty w n y , a więc dokonaw czy a sp ek t w ypow iedzi m a zasięg bardzo zróżnicow any. D ziałanie jednych w ypow iedzi spełnia się w ro zu ­ m iejącym odbiorze słuchaczy lub czytelników . D ziałanie innych daleko

18 I b i d e m , s. 99, 101.

19 I b i d e m , s. 100.

20 Jako w a żn e św ia d ectw o przytaczam d rastyczn e ocen y, ja k ie w sp ó łczesn y pisarz w y sta w ia p u b liczn ym i p r y w a tn o -to w a rzy sk im form om naszego sło w n eg o o b cow an ia — T. K o n w i c k i , N o w y Ś w i a t i okolice. W arszaw a 1986, s. 104, 175:

„R adio leci godzinam i, te lew izo r huczy c a ły dzień, p otok i słów , pouczeń, p rzestróg, nam ów , przem ów , in d ok tryn acji, d ew ia cji, aberracji, n iagara k o śla w y ch polsk ich słó w , źle ak cen tow an ych , fa ta ln ie w y m a w ia n y ch le c i w pu stk ę, bo w sz y sc y w ty m czasie kąpią się, jedzą, sied zą w u stępach, dłubią w nosach, a co m łod si k o p u lu - ją ” ; „D ziś chcą w sz y sc y ty lk o gadać, d om inow ać, im p on ow ać. Z b ierają się w s a lo ­ nach przy m arn ych tru n k ach i n iezd ro w y ch potraw ach i plotą, pieprzą, m ęd zą, nudzą, bają, popisują się, ch w alą, m ądrzą, w yn oszą, le w itu ją . N ik t n ikogo n ie s łu ­ c h a ”.

(14)

T E O R I A W Y P O W I E D Z I ., 177

poza tak i odbiór wychodzi, stając się fak tem z dziedziny odm iennego porządku: praw nego, religijnego, państw ow ego, obyczajowego itp. W p rzy­

p adkach pierw szego ty p u zadania dla odbiorcy zaw arte są w znaczeniu w ypow iedzi, tak a nie inaczej uform ow anym przez nadaw cę. W p rzy p ad ­ kach drugiego ty p u sk u tek w ypow iedzi nie w ynika w p ro st z jej znacze­

nia, a już w założeniu jest rez u lta tem okoliczności kom unikacyjnych, w które w ypow iedź zostaje w prow adzona.

Okoliczności te wówczas m ają z reg u ły wysoce skonw encjonalizow a­

n y ch arak ter, konw encjonalna jest rów nież sam a wypow iedź, k tó ra traci znam ię indyw idualnego tw o ru słownego. Rola au to ra w ypow iedzi zostaje zastąpiona rolą kogoś, k to w ram ach ustalonego ry tu a łu w ypow iada sto­

sowną form ułę i na ogół sam nie m a p raw a jej zmieniać. T aka form uła jest tylko jedn y m ze składników a k tu kom unikacyjnego, działa jako go­

tow y i znany jego elem ent, w jego obrębie nie podlega też analizie zna­

czeniowej, może więc być zbudow ana n a w e t w m ało dla au d y to riu m zro­

zum iałym języku (jak np. łacińskie fo rm u ły sa k ram en taln e czy p raw ne albo tajem n e form uły magiczne). P erfo rm a ty w n e sk u tk i tak ich wypo­

wiedzi p łyną nie z ich siły illokucyjnej, lecz z siły zinstytucjonalizow a­

nych ry tu a łó w społecznych, w k tó ry ch służbę zostały w przęgnięte.

Z ainteresow anie p erfo rm aty w am i stało u początków i uform ow ało podstaw y A ustinow skiej teorii aktów m owy. Jego uw agę p rzy k u ły w łaś­

nie takie w ypow iedzi, k tóre użyte w stosow nych okolicznościach rów nały się dokonaniom praw nym , politycznym , relig ijnym , tow arzyskim : staw ały się nadaniem im ienia, przekazaniem m ają tk u , poślubieniem kogoś, skaza­

niem lub uniew innieniem , w ypow iedzeniem w ojny, dym isją, abdy k acją itp. J a k próbow ałam wskazać, p rzy p ad k i te z ajm u ją w świecie w ypo­

wiedzi pozycję pograniczną, by nie rzec — m arg inalną, gdyż siła ich nie jest siłą słowa. Nie zm ienia to jednak fak tu , że m yślenie o nich n a p ro ­ wadziło na tro p uniw ersalnego p raw a kom unikacji: pow iedzenie czegoś jest zawsze zrobieniem czegoś, a zatem każda w ypow iedź m a aspekt p er- fo rm aty w n y.

3. Gatunki wypowiedzi

Dopóki w cen tru m zainteresow ań lin g w isty ki pozostaw ał w yłącznie system językow y, dopóty w ypow iedź istniała w świadom ości badaw czej tylko poprzez odniesienie do system u jako p rzy pad ek jego użycia. W m iarę rozw oju teo rii w ypow iedzi relacja ta okazyw ała się niew ystarczająca, a plan pierw szy zajm ow ać zaczęły relacje m iędzyw ypow iedziow e, osa­

dzające w ypow iedź w świecie innych wypow iedzi.

System w a ru n k u je możliwość zaistnienia, nie zaś samo zaistnienie w ypow iedzi jako przekazu znakowego zrozum iałego w pew nym kręg u językow ym . Stopień zrozum iałości w ypow iedzi zapew niany przez reg u ły system ow e jest w szakże ograniczony, sprow adza się — z grubsza rzecz

12 — P a m i ę t n i k L i t e r a c k i 1988, z. 1

(15)

178 A L E K S A N D R A O K O P I E Ń - S Ł A W I Ń S K A

u jm u jąc — do rozum ienia lokucy jn ej treści zdań i pew nych g ram aty cz­

nie zdeterm inow anych połączeń zdaniow ych. Zależność od sy stem u nie w y jaśn ia pragm atycznego znaczenia w ypow iedzi ani też jej efektów re­

ferency jn y ch , nie tłum aczy, jakim dokonaniem k o m un ikacy jn ym jest ta w łaśnie wypow iedź, nie dociera do żadnych m otyw ów jej pow staw ania, nie u kazu je jako spełniającego się w czasie tw o ru indyw idualnego (chyba że na poziomie odchyleń od no rm y językow ej) ani też nie ośw ietla jako rozciągłej i skończonej k o n stru k c ji sem antycznej. Tym b ard ziej nie określa jej m iejsca w śród in n y ch wypowiedzi. W szystkie te jakości zna­

czeniowe u jaw n ia ją się dopiero poprzez ustosunkow anie w ypow iedzi do założonej lub rzeczyw istej sy tu acji k o m u nik acyjn ej w łaściw ej jej tw o ­ rzeniu i odbiorowi, w ty m także poprzez jej ustosunkow anie do wzorców gatunkow ych. Na ty m o statnim aspekcie kom unikow ania chcę z a trzy ­ m ać uwagę.

R eguły system ow e, jak w spom niałam , nie d e te rm in u ją procesu fo r­

m ow ania w ypow iedzi. To tylk o uczący się obcego języka p ró b u ją — na ogół bez większego powodzenia — powiedzieć coś, stosując do wyuczo­

nego słow nika podręcznikow e p raw id ła gram atyczne. Tym czasem nie opa­

n u je się um iejętności m ów ienia bez opanow ania sztuki naśladow nictw a i przystosow yw ania rozm aitych wzorców m ow y do potrzeb jednostkow e­

go ak tu w ypow iedzi. Tw orzenie w ypow iedzi w ym aga zatem w y pełniania wzorców gatunkow ych, k tó re są ustalonym i sposobam i słow nego ro zgry ­ w ania różnych sy tu a c ji kom unikacyjnych. Zależność tę u p rzyto m nił Mi­

chaił B achtin w rew elacy jn ej rozpraw ie Problem g a tu n kó w m o w y . W y­

bieram z niej kilka w ażniejszych sform ułow ań:

w szelk ie nasze w y p o w ied zi p osłu gu ją się k o n k retn ym i, w z g lę d n ie trw a ły m i i ty p o w y m i f o r m a m i k o n s t r u o w a n i a c a ł o ś c i . [—1 N a w et w n a j­

sw ob od n iejszej, n iew ym u szon ej rozm ow ie w c ie la m y naszą m y śl w ok reślon y k szta łt g a tu n k o w y [...].

G atunki m ow y organizują w y p o w ied ź p raw ie w ty m sam ym stop n iu co form y gram atyczn e (syn tak tyczn e). U czym y się nadaw ać n aszym w y p o w ied zio m form ę gatu n k ow ą, a sły szą c cudzą m ow ę, już od p ierw szy ch słó w id e n ty fik u je ­ m y jej gatu n ek [.„1. [...] od początk u w y czu w a m y języ k o w ą całość, która p o ­ tem , w procesie m ow y, ty lk o się p recyzuje. G dyby n ie istn ia ły gatu n k i m o w y lub gd y b y śm y n ie op an ow ali u m iejętn o ści p o słu g iw a n ia się n im i [...], to ob co ­ w a n ie języ k o w e b yłob y p raw ie n iem o żliw e 81.

B achtin nie wylicza sy stem atycznie w szystkich kom ponentów g a tu n ­ kowych, pozw ala jed n ak zorientow ać się w ich przybliżonym rep e rtu a rze . U stala więc, że g atu n k i „odpow iadają pew nym ch arak tery sty czn y m sy­

tuacjom obcow ania językow ego i c h arak tery sty czn y m tem a to m ” 22. Do

21 M. B a c h t i n , P r o b l e m g a t u n k ó w m o w y . W: E s t e t y k a tw ó r c z o ś c i sł o w n e j . P rzełożyła D. U 1 i с к a. O pracow anie przekładu i w stęp : E. C z a p l e j e w i c z . W arszaw a 1986, s. 373, 374.

22 I b i d e m , s. 386.

(16)

T E O R I A W Y P O W I E D Z I ., 179

cech podlegających g atu n k o w ej stabilizacji zalicza ponadto: koncepcję całości, rozległość i sposób zam knięcia w ypow iedzi, koncepcję typow ego ad re sa ta i sto su n ek do niego n ad aw cy jako d e te rm in a n ty sty lu g atu nk u, w reszcie sw oistą ekspresję g atu n k o w ą naznaczającą słowa i zdania.

K oncepcję B achtina podjęła niem al n aty ch m iast i skonkretyzow ała w obrębie sw ej d o k try n y sem an ty czn ej W ierzbicka, dokonując przy kład o­

w ej in te rp re ta c ji w y b ran y ch g atu n k ó w m owy, n azyw anych przez nią n iezb y t szczęśliwie „gen ram i” . Z am ierzeniem jej stało się w ym odelow a­

nie „każdego g en ru poprzez ciąg p ro sty ch zdań, w y rażający ch założenia, in tencje i inne a k ty um ysłow e m ów iącego”, k tó ry — jak dopow iada d alej a u to rk a — dokonuje ty ch ak tó w „w kontekście w yobrażanych, a n ty c y ­ pow anych czy zakładanych jako p u n k t w yjścia sądów, in ten cji i em ocji swoich ad re sa tó w ” 23.

S em antyczne analizy W ierzbickiej są pierw szą propozycją sy stem a­

tycznego opisu g atunków m owy. M odelują one jed n ak nie ty le form y gatunkow e, co leżące u ich źródła in ten cje ko m unikacyjne nadaw cy, k tóre W ierzbicka utożsam ia z illo k u cy jn y m i kom ponentam i a k tu m owy.

Tym czasem g atu n k i m ow y są czym ś innym , a m ianow icie — skonw en­

cjonalizow anym i sposobam i utek sto w ien ia tak ich in tencji. I te w łaśnie sposoby w ypad ało b y uczynić p rzedm iotem opisów gatunkow ych. Im b a r­

dziej skonw encjonalizow any gatu n ek , ty m in ten cje k om unikacyjne słabiej, b ardziej pośrednio tłum aczą jego postać. O dbija się to na adekw atności eksplikacji tak ich gatunków , jak protokół, okólnik, porządek dzienny, toast czy g ratu lac je 24.

Mimo w szystko ograniczenie analiz W ierzbickiej do tego, b y — jak sam a stw ierd za — „wyizolow ać zasadniczy cel k o m u n ik aty w n y każdego g e n ru ” 25, uw ażam za um otyw ow ane, co znaczy w tym przypadku: w y ­ m uszone stan em w iedzy o sam ym przedm iocie badań. A k tu aln e rozezna­

nie w zasobie gatu n k ó w m ow y m a c h a ra k te r in tu ic y jn y i przybliżony.

Poszczególne fo rm y g atu n k o w ej organizacji są w różnym stopniu u sta ­ lone i rozpoznaw ane. N iektóre z nich zostały w y raźn ie skonw encjonali­

zowane, n iek tó re zaś zaledw ie w y ła n ia ją się z chaosu pod postacią nazw w y ró żn iający ch pew ne odm iany działań słow nych, takich jak gderanie,

28 A. W i e r z b i c k a , G e n r y m o w y . W zbiorze: T e k s t i zd anie. Zb ió r s t u d ió w . W rocław 1983, s. 129, 135.

24 Zob. np. ek sp lik a cja gatu n k o w a p rotokołu (i b i d e m , s. 132):

„m ów im y: to są rzeczy k tóre lu d zie p o w ied zieli k ied y zeb ra liśm y się żeby robić rzeczy m ó w ią c

m ó w im y to (pisząc) bo ch cem y żeb y k toś k to ch cia łb y późn iej w ied zieć co lu d zie p o w ied zieli k ied y się tam zeb rali m ógł się tego d o w ied zieć”.

E k sp lik acja g a tu n k o w a p rzem ó w ien ia (i b i d e m , s. 131):

„chcę coś p o w ied zieć do w as w szy stk ich

sąd zę że c h cielib y ście w ied zieć co ja chcę p o w ie d z ie ć ”.

25 I b i d e m , s. 133.

(17)

180 A L E K S A N D R A O K O P I E N - S Ł A W I Ń S K A

utysk iw an ie, obgadyw anie, przekom arzanie się, p rzekonyw anie, zniechę­

canie, podburzanie, straszenie. Są to w szystko nazw y d ziałań nie m ających jeszcze odpow iedników w nazw ach w y tw orów słow nych, k tó ra to odpo- w iedniość św iadczy o w yższym sto p n iu gatunkow ej świadom ości. W ska­

zu ją n ań tak ie przy p ad ki w spółistnienia obu form , jak: grożenie — groźba;

plotkow anie — plotka; w ym aw ianie — w ym ów ka; oskarżanie — o sk ar­

żenie.

N ajogólniej biorąc, słabiej w yodrębnione i skonw encjonalizow ane są g a tu n k i w yłącznie m ówione (kłótnia, p rzepieranki, pogaduszki, g deranie itp.) niż g atu n k i podlegające u trw a le n iu w piśm ie (przeproszenie, pow in­

szow anie, w yznanie, ostrzeżenie, ośw iadczyny itp.), a zwłaszcza tylko w postaci pisem nej egzystujące (podanie, list, spis, protokół itp.). M aksy­

m aln ie skonw encjonalizow ane są bez w ątpien ia g atu n k i pisem ne obsłu­

gu jące zbiurokratyzow aną kom unikację urzędow ą. Im bardziej skonw en­

cjonalizow any g atunek, tym łatw ie j opisyw ać go jako tekstow ą s tru k tu rę sem antyczną, n ato m iast p rzy słabej g atun k ow ej stabilizacji jest to w y ­ soce utru d nio n e. D latego trzeba, być może, zaczynać jak W ierzbicka — od pró by rozpoznaw ania założeń k o m u n ikacy jny ch stojących u początku ro zm aity ch form g atunkow ych i fo rm y te m otyw ujących.

N iezależnie od anality czn y ch trudności, jakie n astręcza badanie ga­

tu n k ó w m owy, hipotezę, że w szelka m ow a realizuje się zawsze za po­

śred nictw em n ad rzęd nych k o n stru k cji gatunkow ych, zaliczyć w yp ad a do k o n sty tu ty w n y c h składników teorii w ypow iedzi. W persp ek ty w ie tej h i­

potezy św iat m ow y p rzestaje być n ieo bjętym zbiorow iskiem p o jed y n ­ czych i rozproszonych przypadków w ypow iedzi, lecz jaw i się jako obszar dokonań słow nych przyporządkow anych funk cjon alnie pew nym w zorcom porozum iew ania się. Sam a w ypow iedź zaś okazuje się nie sum ą sem an­

ty czn ych składników dow olnie grom adzoną i zaw iadyw aną, lecz o kre­

ślonym przez reg u ły społeczne w yp ełn ieniem jakiegoś zam ysłu kom u­

nikacyjnego.

T ylko na tle ogólnego ładu gatunkow ego regulującego m owę m ożliw e i zrozum iałe sta ją się g ry gatu nk o w y m i konw encjam i, p ow staw anie ga­

tu n k ó w w tórnych, złożonych, przekształconych, na nowo sfunkcjo nalizo- w anych, a więc takich, przez k tó re w ypow iada się i rozw ija lite ra tu ra .

T ekst m ój dobiega końca. Z arysow ałam w nim trz y w yb ran e a rb itra l­

nie, ale uznane za w ażne, sfery zagadnień dających się rozw iązać w o brę­

bie teorii wypow iedzi. D otyczyły one: 1° — sposobu istnienia n ad aw cy i odbiorcy, dw óch głów nych akto ró w a k tu w ypow iedzi; 2° — dokonaw - czego c h a ra k te ru w ypow iedzi; 3° — jej gatunkow ego naznaczenia.

R oztrząsając poszczególne kw estie, m ów iłam o w ypow iedzi, nie zaś o u tw orze literackim , m im o to w yw ody m oje ostatecznie u tw ó r litera c k i m ia ły na względzie. U tw ór bow iem uw ażam za szczególnego ro d zaju w y ­ pow iedź, a jego teorię zakorzeniam w teorii w ypow iedzi. Dzięki te m u

(18)

T E O R I A W Y P O W I E D Z I ., 181 odniesieniu widzę m ożliwość objaśnienia kom u nikacy jn ych m echanizm ów dzieła w e w szystkich jego w ym iarach, od e lem en tarn y ch w łaściw ości znaczeniow ych poczynając, a n a funkcjonow aniu w obrębie życia spo­

łecznego kończąc.

K ieru n ek przejścia od teorii w ypow iedzi do k o m un ikacy jnej teorii dzieła zd eterm ino w an y być m usi, jak sądzę, przede w szystkim przez dw a niezw ykłe w y ró żn ik i dzieła. Po pierw sze — przez bycie arcyw ypow ie- dzią: w ypow iedzią w ielow ypow iedziow ą, zestrojem w ypow iedzi rów no­

rzędnie złożonych o raz hierarch iczn ie podporządkow anych; po d ru gie — przez funkcjonow anie w szczególnym , w łaściw ym tylko lite ra tu rz e u k ła ­ dzie ko m unikacyjnym .

Cytaty

Powiązane dokumenty

W toku sympozjum odbyła się także narada kierowników zespołów adwo­ kackich i członków zespołów wizytato­ rów, poświęcona głównie bieżącym problemom

M. Jaroszyńskim, Prawo..., op.. Stąd można by wyprowadzić wniosek, że art. 5 ustawy o stopniach i tytułach naukowych podaje definicję ustawową pracy in­ nej niż twórcza

Tekst pierwszy jest teks­ tem zamkniętym: zorganizowany jest linearnie według pewnego rytuału weselnego i jego koniec jest równocześnie końcem tekstu: panna młoda w

W myśl bowiem mar- ksistowskiej koncepcji nasze po- znawanie wszelkiej prawdy, poza prawdami banalnymi (a jako spe- cyficzny aspekt poznawania pra- wdy należy uznać

[…] zrównoważone projektowanie powinno używać alternatywnego po- dejścia do tradycyjnego sposobu planowania. W nowym podejściu do projektowania trzeba uwzględniać

Mamy nadzieję, że Rekomendacje podniosą wiedzę i umiejętności lekarzy zajmujących się problemami andrologicznymi w Polsce, a także będą pomocne w wyjaśnieniu

«Сыч должен сычать на всех и каждого» «Сыч» – сатирико-юмористический и  литературный журнал 7-й  бригады

Syndyk (prorektor) miał utrzymywac´ kon- takty z miejscowymi przełoz˙onymi duchownymi i s´wieckimi. Seniorem mógł zostac´ człowiek starszy wiekiem, rozs ˛adny i prowadz