KWARTALNIK STOWARZYSZENIA TWÓRCÓW LUDOWYCH
R. III Nr 2 ( 7 ) 1 9 8 8 Cena 80 zł
KWARTALNIK STOWARZYSZENIA TWÓRCÓW LUDOWYCH
N r ind. 37976X PL ISSN 0860-4126
Z E S P Ó Ł R E D A K C Y J N Y Redaktor naczelny:
Sekretarz redakcji:
Kierownik Działu
Literatury i Sztuki Ludowej:
Redaktor techniczny:
Korekta:
Projekt okładki:
Stanisław Weremczuk Janusz Januchowski
Maria Brzezińska Wiktor Lickiewicz Romualda Grabowska Zbigniew Strzałkowski
A D R E S R E D A K C J I : 20-112 Lublin, ul. Grodzka 14, tel. 237-45
W Y D A W C A : RSW „Prasa-Książka-Ruch" — Lubelskie Wydawnictwo Prasowe, 20-077 Lublin, ul. Jasna 6.
D R U K : Lubelskie Zakłady Graficzne im.
P K W N , Lublin, ul. Unicka 4 Zakład nr 6, Biała Podlaska, ul.
Orzechowa 58.
Przekazano do druku w lutym 1988 r. Nakład 4.000 egz. A-9.
Na okładce:
I str. Stanisława M ą k a , Sobótka, obraz olejny, Rożdżałów, woj chełmskie Fot. Cezary Krupa IV str. Władysław Garncarczyk, Drużbowie na koniach, obraz na szkle, Rogi, woj. nowosądeckie Fot. Leszek Kistelski
JAN POCEK
Ziemia rodzinna
S t o w a r z y s z e n i a Twórców
Materiały jubileuszowe wewnątrz numeru
O z i e m i o m o j a r o d z i n n a ,
C z y g w i a z d a w t w e p i e r s i w r o s ł a , Ż e t y l e s r e b r a i z ł o t a
L ś n i w t w y c h p s z e n i c a c h i o w s a c h ? O z i e m i o m o j a r o d z i n n a ,
C z y t y się k ą p i e s z w b ł ę k i t a c h , Ż e t y l e c h a b r ó w się m o d r z y w t w o i c h j ę c z m i e n i a c h i ż y t a c h ? O ziemio m o j a r o d z i n n a , C z y jesteś w w e l o n s p o w i t a , Ż e t y l e bieli p o ł y s k a
W t w y c h m i o d e m p a c h n ą c y c h g r y k a c h ? O z i e m i o m o j a r o d z i n n a ,
C z y ś p a c i e r z p o z n a ł a w c h a c i e , Ż e t a k się modlisz ż a r l i w i e Do n i e b a w g w i a ź d z i s t e j szacie?
JERZY BARTMIŃSKI
Folklor w Ameryce
W
jesieni r o k u 1987 zdarzyło mi się odwiedzać S t a n y Zjednoczone i z e t k n ą ć się m.in. z t a m t e j s z ą folk l o r y s t y k ą . Chcę podzielić się w r a ż e n i a m i z Czy
telnikami „Twórczości L u d o w e j " i p r z e k a z a ć t r o c h ę i n formacja o a m e r y k a ń s k i m folklorze i zajmującej się n i m folklorystyce.
W Polsce dość p o w s z e c h n e jest przekonanie, że r e wolucja n a u k o w o - t e c h n i c z n a i u r b a n i z a c j a społeczeństwa oznaczają n i e u c h r o n n y zanik s t a r e j k u l t u r y l u d o w e j i śmierć folkloru i n a w e t nowocześnie (chciałoby się rzec — po a m e r y k a ń s k u ! ) r e d a g o w a n a przez profesora Czesława H e r n a s a „ L i t e r a t u r a L u d o w a " nie zdołała tego przekonania zmienić. T y m c z a s e m A m e r y k a , k r a j wysoko rozwiniętej t e c h n i k i i k o m p u t e r ó w , daje liczne dowody żywotności folkloru i tego, co A m e r y k a n i e n a z y w a j ą l u dowym stylem życia (folklife) w nowoczesnych w a r u n kach cywilizacyjnych. Oczywiście m a i t e n k r a j swoje imitacje, stylizacje i r ó ż n e e s t r a d o w e i h a n d l o w e oszu- kaństwa, które Dorson n a p i ę t n o w a ł p o g a r d l i w y m t e r m i n e m fakelore, folklor p o d r a b i a n y — ale nie o nie c h o dzi. Chodzi o a u t e n t y c z n ą zbiorową twórczość.
F
olklorystyka a m e r y k a ń s k a , k t ó r a dynamicznie się rozwija, głosi pogląd, że folklor jest niezniszczalny, bo jest niezbędny do życia. J e s t to bowiem, twierdzą A m e r y k a n i e , jeden z w a ż n y c h c z y n n i k ó w k o n solidujących g r u p y społeczne. Odrzucono X I X - w i e c z n y pogląd głoszący, że nosicielem folkloru są tylko niższe
w a r s t w y społeczne i g r u p y „zapóźnione w rozwoju".
P r z e c i w n i e , t w ó r c a m i i nosicielami folkloru są też ś r o d o w i s k a l u d z i wykształconych, n p . u n i w e r s y t e t y . W s z ę dzie, gdzie człowiek t w o r z y a u t e n t y c z n e w s p ó l n o t y l u d z k i e — lokalne, z a w o d o w e , i d e o w e , r o z r y w k o w e itp. — zaczynają działać te s a m e siły, p o w s t a j ą takie s a m e potrzeby. P o j a w i a się folklor. Jego f u n k c j a polega n a tym, że p o m a g a o n w y r a ź n i e j u k s z t a ł t o w a ć stosunki, międzyludzkie. P o m a g a członkom wspólnoty znaleźć do
d a t k o w ą więź między sobą. P o d o b n i e j a k g w a r a ś r o d o w i s k o w a folklor służy identyfikacji osób, s t a n o w i ą c r o dzaj „ p r z e p u s t k i " członkowskiej i z a r a z e m s p r a w d z i a n rzeczywistej przynależności do grupy. W y r a z folk r o z u m i a n y jest szerzej niż jego s ł o w n i k o w y o d p o w i e d n i k potoki, lud, mianowicie jako g r u p a t w o r z ą c a w s p ó l n o t ę . B a d a się po p r o s t u zjawiska wspólnotowe, społeczne, p o w t a r z a l n e , i to niezależnie o d tego, czy k o r z e n i e h i s toryczne t y c h zjawisk t k w i ą w przeszłości dalekiej, czy zupełnie bliskiej.
J e s t więc folklorystyka w A m e r y c e t r a k t o w a n a j a k o konieczny s k ł a d n i k wiedzy o człowieku i społeczeństwie.
R a z e m z całą n a d r z ę d n ą dyscypliną, j a k ą jest tzw. a n tropologia k u l t u r o w a (odpowiednik n a s z e j n a u k i o k u l turze) m a b u d o w a ć p o d s t a w y s a m o w i e d z y społecznej, a w efekcie i poczucia tożsamości n a r o d o w e j . Dla m ł o dego n a r o d u a m e r y k a ń s k i e g o jest to rzecz o g r o m n i e istotna.
1
20 lat
Ludowych
A
merykanie oczywiście dość starannie rozgraniczają dwa zjawiska. Z jednej strony — folklor róż
nych, licznych narodowości zamieszkujących Stany Zjednoczone i będący zwykle jakąś kontynuacją tradycji wyniesionej z kraju pochodzenia, z drugiej zaś strony folklor czysto amerykański, nowy, własny, ponad — czy międzynarodowościowy. Pierwsze zjawisko jest dość dob
rze znane. Wydana w 1982 roku bibliografia prac na temat folkloru imigrantów obejmuje 450 stron druku1.
Zjawisko drugie, tzw. American folklore, jest dziś ob
serwowane i badane szczególnie troskliwie. Opasły tom wydany przed czterema laty pt. Podręcznik folkloru amerykańskiego jest tego widomym znakiem2. Badania nad rodzimym folklorem indiańskim stanowią nurt od
rębny, wciąż bardzo żywy. Jest on jednak bliższy pier
wszemu z wymienionych wyżej zjawisk.
Folklorystyka amerykańska jest prężna organizacyj
nie. W czterech renomowanych uniwersytetach amery
kańskich (Indiana, Teksas, Pensylwania, Los Angeles) robi się doktoraty z folkloru. Połowa z pięćdziesiątki stanów zatrudnia folklorystów na etatach jako konsul
tantów i prelegentów dla szkół, bibliotek, różnych in
stytucji kulturalnych. Od roku 1976 działa powołana przez Kongres instytucja federalna pod nazwą Center of Ame
rican Folklore (co można przetłumaczyć w przybliżeniu jako Centrum Amerykańskiego Ludowego Stylu Życia).
W Madison etatowy folklorysta stanu Wisconsin pokazy
wał mi z dumą drugie wydanie zbioru polskich pieśni ludowych H. Pawłowskiej (Pawłowska badała środowis
ko polonijne w Detroit w latach 40-tych) podjęte z ini
cjatywy tegoż centrum.
Swój renesans przeżywa założone w 1888 roku (dok
ładnie sto lat temu), podupadające tuż po wojnie, Ame
rykańskie Towarzystwo Folklorystyczne. Organizowało ono w ostatnich latach liczne sesje, na których omawia
no i prezentowano folklor różnych części świata (obu Ameryk,. Azji, Afryki, Europy), różnych narodowości mieszkających w Stanach (Chorwatów, Kubańczyków, Finów, Niemców, Irlandczyków, Włochów, Żydów, Mek- sykanów, Polaków, Serbów, Ukraińców), różnych zawo
dów (kowbojów, kolejarzy, oberżystów, policjantów). Za
interesowanie skupiały głównie zjawiska folkloru współ
czesnego: dowcipy, piosenki miłosne i ballady, jak z du
mą podkreślał ich niestrudzony organizator i koryfeusz, Richard Dorston, objęły nie tylko kulturę wsi, ale i miast, nie tylko środowiska domowe, ale i urzędowe, weszły do więzień, szpitali, koszar, laboratoriów naukowych, teatrów, barów i restauracji itd. Folklorystyka amery
kańska będąc częścią ich antropologii kulturowej, zwią
zała się blisko z etnografią, socjologią, językoznawstwem.
Obok celów narodowych i społecznych za cel swój przy
jęła poznawanie człowieka, ujawnianie mało znanych, trudno dostępnych obserwacji aspektów „kondycji ludz
kiej".
G
odne podkreślenia jest nastawienie na badania porównawcze, na szukanie dla jednostkowych fak
tów rozległego tła historycznego i typologicznego.
Właśnie temu nastawieniu zawdzięczam swój wyjazd do USA w październiku 1987. Zostałem bowiem zaproszony do uniwersytetu w Los Angeles na międzynarodową kon
ferencję naukową poświęconą teorii wiersza rosyjskiego.
Organizatorom chodziło o referat na temat wiersza pol
skiej pieśni ludowej, chcieli mieć tło porównawcze dla referatu, który o wierszu rosyjskiej pieśni ludowej za
powiedział prof. James Bailey.
Przygotowałem obszerną wypowiedź, w której stara
łem się pokazać, że tekst słowny ma w pieśni ludowej podwójne uporządkowanie, jedno wewnętrzne, języko
we, drugie narzucone niejako z zewnątrz, ze strony mu
zyki, do której tekst jest przystosowany. Językowe po
lega na takim podziale tekstu na zdanie, że zdanie sta
je się wersem. Muzyczne zaś wprowadza powtórzenia, wykrzyknienia i zmiany brzmieniowe. Wprowadziłem pojęcie transformacji nielicznej i postulowałem badanie obu pięter uporządkowania, podstawowego i nielicznego w ich wzajemnym współdziałaniu. Jako podstawa i ilu
stracja tych wywodów posłużyły mi nagrania lubelskich pieśni ludowych, zwłaszcza utrwalone przeze mnie jesz
cze w latach 60-tych pieśni Józefy Pidek z Bychawki i Marii Kałużnej z Orchówka. Mam wrażenie, że pieśń Siadaj na wóz, warkoczyk załóż zabrzmiała nieźle w zes
tawieniu z uczonym angielskim komentarzem! 3
Referat spełnił swój cel o tyle, że odbiegał znacznie od ujęcia profesora Baileya, który poszedł w kierunku wykrywania w (pieśni ludowej tzw. stóp rytmicznych:
trochejów, jambów, daktyli itp., zakładając wstępnie, że czynnikiem organizującym tekst pieśni jest raczej roz
kład akcentów niż granice zdań. W dyskusji doszliśmy obaj do wniosku, że odpowiedzialność za różnice między naszymi ujęciami panoszą badane języki: jak wiadomo w rosyjskim rola akcentu jest znacznie większa niż w polskim. Postanowiliśmy wrócić do sprawy w przysz- łości.
Dzięki zaproszeniu, jakie otrzymałem od profesora Michaela J. Mikosia, przed laty kolegi-asystenta w tym samym instytucie UMCS w Lublinie, a obecnie kierow
nika katedry slawistyki na uniwersytecie stanowym w Milwaukee, mogłem odwiedzić dwa znakomicie zor
ganizowane uniwersytety stanu Wisconsin: w Milwaukee i Madison. W obu jest polonistyka, w obu wspaniałe biblioteki, z łatwym dostępem do magazynów i ksero
kopiarek. Na jednym miejscu zgromadzone książki z da
nej dziedziny pozwalają szybko zorientować się w bie
żącej produkcji naukowej. Ze zdumieniem stwierdzam, że „moje" tematy zostały już opracowane i wydane dru
kiem w .postaci okazałych woluminów. Stoją więc n a półce książki o stereotypach językowych, o semantyce prototypów, o tekście folkloru, o kulturowej specyfice języka mówionego, o seksie w folklorze... Jest też tom pt. Etnolingwistyka. Profesor Mikoś, który dla mnie po
został po lubelsku Jackiem, poprawia mi samopoczucie pomagając sporządzić kserokopie najważniejszych prac.
Łącznie z tym, co potem zdobył dla mnie ofiarny bez
granicznie Sławek Kozłowski w uniwersytecie Rutgers, uzbierało się tego na całą walizkę.
W
Milwaukee mam okazję przyjrzeć się życiu średnio sytuowanego polskiego Amerykanina, bo tak określa się mój gospodarz. Mogę się z nim porów
nać ze względu na wiek i profesję. Mój rówieśnik m a piętrowy domek, urządzony po staroświecku, smakowi
cie, z maleńkim ogródkiem i garażem, samochód, pracę bardzo dobrze płatną, cenioną przez przełożonych. Dys
ponuje dużym gabinetem z własnym komputerem firmy IBM i całym technicznym zapleczem, sekretarką, dostę
pem do kserokopiarki. Dydaktyki ma niewiele, jako że po roku 1981 zainteresowanie polonistyką opadło. Na czas pisania podręcznika programowanej nauki języka polskiego na komputerze dostał z uczelni roczny urlop.
• C I Ą G D A L S Z Y N A S T R . 8
MARIA BRZEZIŃSKA
Ludzie fsHjflH
z krwi i drewna
O ł u k o w s k i m o ś r o d k u rzeźby l u d o w e j p o w s t a ł y t r z y p r a c e m a g i s t e r s k i e ; jako miejsce w y s t a w zagranicznych w y m i e n i a się tak nie byle j a k i e m i a s t a jak P a r y ż , Duseldorf, Toronto, Bazyleę, S t r a s - bourg, Berlin Zachodni, L e n i n g r a d . T r u d n o zliczyć ekspozycje k r a j o w e i prezentacje lokalne. Rzeźby z r o dzone w Budziskach albo kolonii Sobiska, w A d a m o w i e czy Ł u k o w i e wzbogacają najlepsze k o l e k c j e s z t u ki ludowej. To dużo jak n a n i e spełna 25 łat działalności.
Rzeźbiarze o ś r o d k a ł u k o w s k i e g o przypomnieli się L u b l i n o w i w y s t a
wą o t w a r t ą 18 g r u d n i a 1987 r. w K r a j o w y m D o m u Twórczości L u d o wej. Słowo „ p r z y p o m n i e l i " odnosi się do r e t r o s p e k t y w n e g o c h a r a k t e ru ekspozycji, bo o s a m y m fakcie istnienia o ś r o d k a ludziom i n t e r e s u jącym się k u l t u r ą n i e t r z e b a p r z y pominać. Wszystkie p r e z e n t o w a n e w Lublinie rzeźby pochodzą z b o gatych zbiorów M u z e u m R e g i o n a l nego w Ł u k o w i e .
P o w i e d z m y od r a z u — nie b y ł o by tych zbiorów, a może i takiego rozwoju i t a k i e j s ł a w y podlaskich twórców, g d y b y los kogoś innego osadził n a (Boże ty mój) s t a n o w i s k u k i e r o w n i k a m u z e u m . M g r L o n gin Kowalczyk powrócił t u w r o k u 1960 po w r o c ł a w s k i c h s t u d i a c h et
nograficznych. Ł u k ó w był w t e d y jednym z p o w i a t ó w podległych L u b
linowi, a ambicją M u z e u m O k r ę g o wego było t w o r z e n i e p l a c ó w e k r e g i o n a l n y c h tam, gdzie „z w i e k u i u r z ę d u " w y p a d a ł o . „ Z a p e w n i o n o więc e t a t y — w s p o m i n a m g r K o w a l c z y k — pieniądze n a zakupy, t y l k o n i e zapewniono... lokalu".
P i e r w s z y m l o k a l e m m u z e a l n y m b y ło więc p r y w a t n e mieszkanie k i e r o w n i k a s t a r a n n i e założone p o d l a s k i m i p a s i a k a m i , bo t k a n i n a w ł a ś n i e , i w y d a w a ł o się, że nic więcej, r e p r e z e n t o w a ł a twórczość l u d o w ą t e go regionu. Dalsze dzieje ł u k o w skiego m u z e u m to, t a k n a m z n a n e s k ą d i n ą d „dzieje boleści"; dość p o wiedzieć, że w chwili obecnej oswo
bodzony od wieczystych w s p ó ł l o k a - t o r ó w , n a d s z a r p n i ę t y zębem czasu i r ę k ą w ł a m y w a c z a — b u d y n e k m u zealny znajduje się w r e m o n c i e .
D a r u j ę sobie w e s t c h n i e n i e po sło
w i e „ r e m o n t " , a b y m n i e była z m i - t y g o w a n a przez c z y t e l n i k ó w — i cóż takiego? A u nas...
Wolno o b s e r w a t o r o w i mieć n a t e m a t czyjejś biografii w ł a s n e d o m n i e m a n i e . Otóż w m o i m odczuciu m a g i s t e r K o w a l c z y k — człowiek r o z u m n y i s e r d e c z n y — nie m o g ą c się doczekać rzeczywistych sal m u zealnych stworzył m u z e u m w p e w n e j p r z e s t r z e n i — od wioski do w i o s k i . Od A d a m o w a do D ą b r ó w k i , o d Budzisk do kolonii Sobiska. Z r z e ź b i a r z a m i starszego pokolenia jest na ty, jak z najbliższymi współ-
pracownikami; do synów przyja
ciół także z w r a c a się po i m i e n i u , przecież n a jego o c z a c h w y r a s t a l i . P o j a w i e n i e się w obejściu d y r e k torskiego „ m a l u c h a " p r z y j m o w a n e
GRZEGORZ SZEWCZYK
Frasobliwy
Siedzi p o d p a r t y dłonią, Kolce t a r n i n y piłują, P r z e c h o d z ą ludzie i patrzą, Z a d u m a n i współczują.
Adam W y d r a , Adam i Ewa, płaskorzeźba w d r e w n i e , D ą b r ó w k a Fot. Piotr Maciuk
Wzrok spuszczony k u dołowi, R a n y k r w i ą ociekają,
P r z y c h o d z ą ludzie i p a t r z ą — Czasami dłużej przystają.
Nagie ciało w siniakach, Całe zbite, s p o n i e w i e r a n e , P r z e c h o d z ą ludzie i p a t r z ą - A m i n y są z a t r o s k a n e . U c h w y c i ł l u d o w y a r t y s t a W y r a z t w a r z y d o b r o t l i w y , S p r a c o w a n e r y s y chłopskie M a t e n C h r y s t u s frasobliwy.
3
Krzysztof Osak, Kapela, Ł u k ó w T a d e u s z Cąkała, Kapela, Sobiska Mieczysław Z a w a d z k i , Wygnanie z raju, Ł u k ó w Bolesław S u s k a , Wesele, B u d z i s k a
jest jak przyjazd życzliwego kuzy
na, który długo nie zabawi, a spra
wę załatwi. Dokupi coś do zbio
rów, a to przywiezie zawiadomienie o konkursach, a to dyplom dla na
grodzonych.
Dyplomy, katalogi, fotografie, niektórzy, jak junior — Tadeusz Adamski, gromadzą z wielką aten
cją, w osobnej szafce i zagranicz
nych albumach; niektórzy potrafią i boczek na dyplomie pokroić, kie
dy innych „papirów" nie ma w pob
liżu.
„Łukowski ośrodek rzeźby ludo
wej swoją działalność twórczą roz
począł w 1965 roku — notuje dy
rektor Kowalczyk. — Jest jednym z głównych — obok sierpeckiego, łęczyckiego i paszyńskiego — ośrod
ków rzeźbiarskich w kraju. Powsta
nie ośrodka jest fenomenem w ska
li krajowej, ponieważ rzeźba ludo
wa jest na tym terenie zupełnie nową dziedziną działalności arty
stycznej a jej charakter kształtował się w ciągu zaledwie kilkunastu lat od chwili powstania ośrodka".
Samo zetknięcie się z wzorami rzeźby ludowej jest tak anegdotycz
ne i tylekroć powtarzane, iż Marian Adamska, którego to dotyczy, wy
gląda u swych twórczych począt
ków jak Bóg Ojciec w płaskorzeź
bie — „Niebo i piekło".
Otóż, jak notują kroniki i au
torki prac magisterskich — w la
tach świetności sierpeckiego ośrod
ka, Henryk Wierzchowski, jeden z jego najwybitniejszych twórców, pojechał na urlop do rodzimy swej żony — Adamskich, którzy miesz
kają w Sobiskach. Rzeźbił wówczas na konkurs i Marian Adamski po
magał mu znaleźć suche klocki li
powego drewna. Wierzchowski za
chęcił go do rzeźbienia, pokazał jak się to robi. I tak w 1965 Marian Adamski zaczął rzeźbić a jedno
cześnie podjęli próby rzeźbiarskie, nieżyjący już, Tadeusz Cąkała, Ry
szard Sęk a potem bracia Suskowie i wielu innych. Każdy z nich two
rzył trochę inaczej. Różnice polega
ją głównie na rozwiązaniach kom
pozycyjnych. Obecnie ośrodek łu
kowski skupia 15 rzeźbiarzy: Maria
na Adamskiego i dwóch jego sy
nów — Tadeusza i Zenona, Bro
nisława Chojętę, Stanisława Foty- gę, Mieczysława Gaję, Mariana Łu
biankę, Tadeusza Lemieszka, Krzysztofa Osaka, Ryszarda Sęka, Adama Wydrę, Mieczysława Za
wadzkiego, Władysława Sopulskiego, braci — Bolesława i Wacława Suskę.
Chwilą zachwytu uczcijmy pa
mięć Tadeusza Cąkały. Na lubel
skiej wystawie jego rzeźby wyek
sponowano z należnym mu szacun
kiem. „Kapela", „Frasobliwy",
„Pasja". Urzekająca rzeźba, a po
dobno była kiedyś jeszcze lepsza, znakomita wersja tematu, którą Cąkała chciał sprzedać łukowskie
mu muzeum za zawrotną sumę 600 zł. Wtedy nikt sobie dzieł sztuka nie wyrwał, kierownik sprawę od
łożył i żałuje do dziś. Rzeźba poszła do kogoś za marny grosz, potrzeb
ny wtedy na wódkę. Artysta z na
tury — weselny muzykant, gawę
dziarz, majster, rzeźbiarz wyleczył się potem z nałogu. Ale zdrowia nie odzyskał nigdy. Spalał się przy wszystkim co robił. Świadkowie jego pracy wspominają, że potrafił rzeźbić i 14 godzin dziennie, a pot spływał z niego strumieniami. „Nig
dy czegoś takiego nie widziałem"
— mówi dyrektor Kowalczyk.
„Dużą wagą przykładał do formy swoich rzeźb — pisze A. Toma
szewska. — Zmysł estetyczny na
kazywał mu dbać o poprawność proporcji. Przed przystąpieniem do rzeźbienia zaznaczał przyszłe kształ
ty figur na klocku drewna ołów
kiem. Po wstępnym ociosaniu znów rysował, tym razem szczegóły.
Wzory do nich czerpał — jak większość rzeźbiarzy — z książek, rzeźb i obrazów widzianych w koś
ciołach. Bogatym źródłem tematów była również dla niego sama przy
roda (np. rzeźba sowy z pisklęta
mi). Dużo uwagi poświęcał w swo
ich rzeźbach codziennym sprawom życia na wsi. Rzeźby Cąkały cha
rakteryzują się prostotą bryły; swe
go rodzaju monumentalnością ukła
du postaci. Ich spokoju, statyki nie zakłóca nawet dekoracyjność pole
gająca na wykorzystaniu kontrastu gładkich płaszczyzn i rytmicznych nacięć. Rzeźby swoje Cąkała poli
chromował wykazując duży smak w zestawach kolorystycznych".
Cąkała zebrał wiele zasłużonych nagród i wyróżnień, jednakże naj
większą nagrodę za talent i praco
witość tego rzeźbiarza był sukces, jakiego dostępują nieliczni, najwy
bitniejsi twórcy. Polega on na swo
istej identyfikacji autora z przed
stawioną postacią, co przejawia się w nadawaniu twarzom figur włas
nych rysów. Jest to — jak twier
dzą znawcy — szczytowe osiągnię
cie kunsztu rzeźbiarskiego.
Tadeusz Cąkała zmarł w roku 1975. Niegdysiejsze gospodarstwo Cąkałów graniczy przez płot z,
nazwijmy to tak - „przysiółkiem"
Adamskich. Bo żyją tu niemal w
„rodowej" wspólnocie — senior Marian Adamski pod jednym da
chem z żonatym już synem — Ze
nonem, za płotem, w prawo, stoi dom kuzyna — Stanisława Fotygi, a tuż obok dom drugiego syna — Tadeusza. Rozmawiamy b rzeźbach, ale ukradkiem podziwiam tę war
tość, jakiej nie znają już miejskie mury — wartość życia w dużej ro
dzinie. Ktoś przyjechał z Adamo
wa, przywiózł chleb dla wszystkich, dzieci razem „latają, jak mówi bab
cia, po komórkach i drzewach".
Wspólnotę cementuje także upra
wianie rzeźby, która daje, co tu dużo mówić, zarobek. Najlepszą po
rą na wykonywanie prac są dla rolników miesiące zimowe.
Zenon Adamski, urodzony i wy
chowany na skraju lasu rzeźbi no
żem postać dawnego myśliwego, z torbą i strzelbą przewieszoną przez ramię. Rozmowa schodzi na współ
czesnych myśliwych, którzy tu ostatnio w dziewiętnastu upolowali pięć zajęcy i jednego lisa. Prowa
dzenie rozmowy nie przerywa pra
cy przy rzeźbach. Na wypolerowa
nie papierem ściernym czeka Dobry Pasterz z owieczką. — Trzeba ro
bić, bo wszystko drożeje — tłuma
czy Zenon Adamski, jak większość rzeźbiarzy żyjący z pracy na roli.
Radziecki traktor, z tych poręcz
nych, kosztował jesienią 640 tys., a teraz już milion dwieście siedem
dziesiąt.
Ze sprzedażą rzeźb było tak:
kilkanaście lat temu twórca sam się o to starał. Tadeusz, starszy syn Mariana Adamskiego pamięta jak pakował z ojcem rzeźby w walizki i w 1970 roku pojechali na kier
masz do Kazimierza. Miał wtedy 14 lat i rzeźbił nożem ptaszki, so
wy, dzięcioły. Jednego z tych pta
ków kupił znany kolekcjoner Ziem- merer. — Ale na rzeźbę nie było wtedy zapotrzebowania, na kier
masze jeździło się pociągami, nie zawsze zwróciły się koszty. Dziś — co innego. Nieraz się człowiek mar
twi czy zdąży coś wyrzeźbić bo J a nusz Rutkowski z „Cepelii" przy
jeżdża regularnie, a „Desa" (Ars Polona), choć do nich trzeba się sa
memu fatygować, sprzedaje rzeźby za granicę, a nawet informuje twórców w jakim kraju zostały ku
pione.
Rzeźbiarze chwalą sobie te kon
takty, ale mgr Kowalczyk boleje, że „firmy" czynią z artystów po prostu wyrobników składając im
5
M a r i a n A d a m s k i , Św. Rodzina, Sobiska
Fot. Leszek Kistelski
JÓZEF MAŁEK
Opieka
Spokojne życie m i a ł e m , m ó j Boże, zanim a r t y s t ą się stałem,
gdy w y s t r u g a ł e m C h r y s t u s a nożem, to n a odpuście s p r z e d a ł e m . Dziś się n a d e m n ą d r ą profesory, każdy m i bełta w r o z u m i e ;
ten — do t r a d y c j i sięgaj po wzory, ów — żebym strugał, j a k u m i e m .
„Cepelia" o m n i e frasuje w c i ą ż się, żebym w s t r u g a n i u n i e ustał, bo w h a n d l u ze m n ą „ m a " n a jej koncie
w dolara zmienia złotówkę.
Władze m i robią różne k i e r m a s z e , czasu i grosza n i e szczędzą.
Dadzą n a p o r t k i albo k a m a s z e i krzyczą: dostał s t y p e n d i u m ! F u n d u s z rozwoju m o j e j twórczości opiekunowie zrobili.
J a k go rozdzielić? — r a d z ą od wiosny, połowę już przeradzali.
Każdy, k t o może, o m o j e d o b r o walczy i słowem, i p i ó r e m . Dalej t a k pójdzie — to p ó j d ę z t o r b ą w s p a r t y s t a t u s o k o s t u r e m .
określone z a m ó w i e n i a , n p . t r z y anioły, cztery szopki, d w a frasobli
we. J e s t e m w Sobiskach już po B o żym Narodzeniu, S t a n i s ł a w F o t y g a zaczął płaskorzeźbę „Ucieczka do E g i p t u " — „szopki już m i się u - przykrzyły"...
N a zamówienie s p o n s o r ó w z Niemiec Tadeusz Lemieszek rzeźbi s z k a r a d n e koty, które, o dziwo, znajdują t a m zbyt. A w ogóle z Niemcami jako g ł ó w n y m i odbior
cami rzeźby za granicą jest t a k , że albo są k o n e s e r a m i jak „polski"
L u d w i k Z i e m m e r e r , l u b G e r t r u d Weinhold z B e r l i n a Zachodniego, kolekcjonująca „szopki" z całego świata, albo są j a k ó w profesor, k t ó r y kupił rzeźbę Mieczysława Z a wadzkiego (postać Korczaka), po czym wystosował do a u t o r a u p r z e j m y list z pytaniem, czy może p r z y jechać, bo chciałby zobaczyć m a szyny, urządzenia, n a k t ó r y c h się t a k ą postać wykonuje... Tadeuszowi L e m i e s z k o w i przysłano kiedyś fo
tografię rzeźb Cąkały, żeby zrobił
kopie. Z d a r z a się i tak, że rzeźba nie znajduje u z n a n i a zagranicznego n a b y w c y z p o w o d u niejasności t e m a t u . P r z e d s t a w i a n a przykład...
chłopa młócącego cepami.
W oparciu o „Listy od współ
czesnych rzeźbiarzy l u d o w y c h " K.
Biela (PAN, W - w a , 1879) f o r m u ł u je spostrzeżenia n a c z y m polega szczególna w a r t o ś ć tej gałęzi w i e j skiej sztuki, dlaczego zyskuje a m a t o r ó w w k r a j u i za granicą.
„Za szczególną wartość sztuki ludowej przyjąć należy jej wyraz
— ekspresją, która nie wynika z konwencji czy naśladowania jakie
goś wzoru. Wynika ona z chęci po
kazania bólu, smutku, nieszczęść, które mają być czytelne i zgodne z myślą artystyczną. Ogromne na
pięcie emocjonalne uzyskiwał rzeź
biarz często wbrew zasadom przy
jętym w sztuce profesjonalnej: wy
olbrzymiał głowy, ręce, oczy, celo
wo zatracał proporcje, deformował postacie. Środki ekspresji stosowa
ne przez rzeźbiarza w znacznym stopniu odzwierciedlają jego osobo
wość, psychikę, wyobraźnię, zasób wiedzy, gdyż w większości wypad
ków własna emocja jest dla niego źródłem nowych rozwiązań. Świątki są przykładem jak twórca ich jest głęboko człowiekiem chcącym prze
kazać innym to, co go wzrusza" . P i e r w o t n a , X I X wieczna rzeźba l u d o w a była t a k dalece z d o m i n o w a n a przez t e m a t y s a k r a l n e , że jak ktoś n a P o d h a l u w y r z e ź b i ł chłopa z maselnicą — także b r a n o go za w y o b r a ż e n i e C h r y s t u s a . Rzeźba współczesna, p o w o j e n n a , k o r z y s t a z wielu t e m a t ó w świeckich. Badacze k u l t u r y l u d o w e j w y r ó ż n i a j ą k i l k a p o d s t a w o w y c h g r u p t e m a t y c z n y c h : 1) g r u p a rzeźb z w i z e r u n k a m i b o h a t e r ó w i p r z y w ó d c ó w (Mickiewicz, Kościuszko, K o p e r n i k ) , 2) g r u p a rzeźb o t e m a t y c e społeczno-poli
tycznej (Żniwiarka, Kosiarz), 3) cy
k l e p r z e d s t a w i a j ą c e przeżycia w o j e n n e i g r u p a o t e m a t y c e b a ś n i o w e j .
Nie wiem czy do baśniowej, czy do sakralnej tematyki zaliczyć na
leży cykl „Adamów i Ewów" wy
konanych ręką Mariana Adamskie
go, wiem tylko, że wielu miasto
wym ludziom bardzo... się to podo
bało. Tak samo jak „święci patroni wioskowi", św. Agnieszka ze sko
wronkiem, św. Jan Nepomucen, św.
Florian, Frasobliwy, a także tematy świeckie — dziadek z łopatą, drwa
le, wiejska kapela, para. Jego doj
rzałą twórczość cechuje prostota, skrótowość. Agnieszka Tomaszewska w swej pracy magisterskiej pisze, że „rzeźby Adamskiego charaktery
zują się czystym rysunkiem, który podkreśla pólpełny modelunek, to decyduje o zwartości bryły, czyni rzeźbę surową w wyrazie, a jedno
cześnie niezwykle ekspresywną.
Ogromny ładunek emocjonalny u- zyskuje Adamski posługując się de
formacją podkreślaną jeszcze dobo
rem barw polichromii" .
Autorka pracy z 1979 roku po
sługuje się w charakteryzowaniu osobowości rzeźbiarzy tradycyjną metodą opisu. Elżbieta Dmowska z Instytutu Psychologii Rozwojowej UMCS badała (1981) postawy twór
cze rzeźbiarzy ośrodka łukowskie
go za pomocą specjalnych kwestio
nariuszy. Typ wyobrażeniowy Ma
riana Adamskiego w świetle ana
lizy skali typologicznej wygląda tak:
„Największą ilość punktów uzys
kał badany jako typ wyobrażenio
wy (30 pkt.) oraz 19 pkt. jako typ intelektualno-refleksyjny i 18 pkt.
jako typ intuicyjny. Jest więc sil
nym typem mieszanym z przewa
gą typu wyobrażeniowego. Wyo
braźnia w jego twórczości odgry
wa podstawową rolę (4/3, 813, 20/4, 35/4, 37/3, 60/4), uważa, że sztuka jest wyłącznie jej dziełem (50/4).
Przystąpienie do pracy często po
przedza wysiłek intelektu, który to
warzyszy mu w dalszej pracy (24/4, 5/2). Jego twórczość jest ujawnie
niem osobowości (39/3), wierzy w niezawodność swojej intuicji (1213, 17/3, 30/4, 45/4) obdarzając ją czę
sto pełnym zaufaniem" .
Nie wiem czy prekursor ośrodka łukowskiego czytał tę swoją cha
rakterystykę; śmiem domniemywać, że czułby się z czymyś takim jak z kliszą rentgenowską, w którą pacjent zazwyczaj namiętnie wlepia oczy, a i tak nic nie widzi, choć lepiej od lekarza wie, w którym miejscu i jak bardzo boli.
W kopiach prac naukowych, które z piotyzmem przechowuje łu
kowskie muzeum znajdziemy cha
rakterystyki wszystkich rzeźbiarzy tego ośrodka; noty biograficzne są także na lubelskiej wystawie, przed
stawianie ich w jednym artykule nie wydaje się konieczne.
Z obserwacji poczynionych pod
czas mojej wizyty u łukowskich rzeźbiarzy wynika, że żyją oni w różnych warunkach materialnych (Adam Wydra rzeźbił do tej pory w komórce — spiżarce, ale już gro
madzi materiały na dom), Tadeusz
Krzysztof Osak, Madonna, Łuków Fot. Bogusław Grochecki
Lemieszek z żoną i dziećmi w jed
nej kuchni, od niedawna ma jeszcze pokój. Mieczysław Gaja i Mieczy
sław Zawadzki, mieszkańcy łukow
skich bloków, dostali tymczasowe pracownie w tymczasowym budyn
ku muzeum. Na wsi przynajmniej kuchnia jest obszerna, można sie
dzieć na stołku bez narażenia na rozdeptanie. W mieście takiej moż
liwości nie ma.
Różny jest stan ich zdrowia i życiowego powodzenia. Dwóch rzeź
biarzy straciło przy obróbce drze
wa palce, jeden cierpi na brak krzepliwości krwi, a przy rzeźbie skaleczyć się nietrudno. Wacek Sus
ka miał wylew. Są tacy którzy propozycję wyjazdu do Paryża przyjmują jak wielkie szczęście, a Bolek Suska (zaczął rzeźbić w 55 roku życia) jak mu zafundowali atrakcję i zawieźli go do Amster
damu — wrócił w ciężkim szoku.
Jakby stracił poczucie bezpieczeń
stwa.
Kiedyś mówiło się o następcach mając na myśli synów Mariana Adamskiego, Staśka Fotygę, Adama Wydrę, zięcia Wacława Suski. Dziś rosną ich dzieci. Synowie Zenona Adamskiego w II i V klasie. Ukrad
kiem „podrzeźbiają" ptaszki. Ukrad
kiem, bo ojciec sobie nie życzy. —
„Chcę, żeby mieli normalne życie bez komplikacji, a tak to ni to, ni sio".
Rzeźbiarze z okolic Łukowa, po
dobnie jak rzeźbiarze ludowi w ca
łej Polsce, tworzą przede wszyst
kim dla odbiorców z zewnątrz.
Zmieniły się funkcje pełnione przez rzeźbę. Dawniej były one przede wszystkim kultowe, dziś są este
tyczne. Dawniej do „figury świętej"
modlono się, otaczano ją czcią, dziś zdobi współczesne miejskie wnętrze, jak antyk, porcelana czy obraz. Dla niektórych odbiorców stanowi sym
bol dawnej sielskiej atmosfery wsi.
A sami twórcy? Wieś nimi nie pogardza, bo widać ich sukces.
Marian Adamski bywał nawet za
praszany na prelekcje do szkoły.
Rzeźbienie to trud, który sprawia im radość, ale i wywołuje pewne
„pomieszanie", co wynikało choćby z wypowiedzi Zenona Adamskiego (ni rolnik, ni artysta). Ale za udział w sztuce zawsze się płaci jakimś pomieszaniem. Tak czy inaczej — dzięki nim Łuków znaczy więcej, niż prowincja Firmowy dyplom wojewody siedleckiego ozdabia myśl CK. Norwida: „Czynni są ci, co nie zależą od miejscowości, ale miej
scowość od nich".
7
Folklor
w Ameryce
• D O K O Ń C Z E N I E ZE STR. 2
T e r a z przygotowuje książkę o Sienkiewiczu i jego a m e r y k a ń s k i m t ł u m a c z u C u r t i n i e dla w y d a w n i c t w a w W a r szawie. W y g l ą d a n a to, że będzie w niej sporo rewelacji.
P r a c u j e dużo i z zacięciem: od 8 r a n o do 12, p o t e m pół godziny n a l u n c h i z n o w u p r a c a do 17. Obiad w d o m u o 18, z dziećmi (których m a dwoje) i żoną, k t ó r a a k t u a l n i e p r o w a d z i dom i zajmuje się m a l u c h a mi. Wieczorny czas jest przeznaczony n a działania spo
łeczne (w m i e j s c o w y m t o w a r z y s t w i e h i s t o r y c z n y m i w g r u p i e polonijnej), n a życie t o w a r z y s k i e i rodzinne. T a k że n a w ł a s n e specjalne pasje. P a s j ą mojego gospodarza są s t a r e m a p y sprzed X I X wieku, k t ó r y c h zgromadził już ponad dwieście i stał się ich w y b i t n y m z n a w c ą . W u n i w e r s y t e c k i e j bibliotece urządził n i e d a w n o w y s t a wę m a p historycznych dotyczących Polski.
Co p r z y b y s z a z P o l s k i u d e r z a szczególnie, to dobra organizacja codziennego życia pozwalająca żyć bez n e r wowości i niepokoju, to spokojna, s k u p i a n a pracowitość, owocująca d o s t a t k i e m i poczuciem w ł a s n e j wartości i godności. Tego m u b y ł e m g o t ó w zazdrościć n a j b a r d z i e j .
Żona J a c k a , r o d o w i t a A m e r y k a n k a , pani S u s a n G i b - son-Mikoś, jest m a g i s t r e m archeologii i antropologii, a k t u a l n i e kończy d o k t o r a t n a t e m a t — śmieci i ich z n a czenia k u l t u r o w e g o . To w ł a ś n i e o n a przywiozła w r o k u 1987 d o Polski, do łódzkiego M u z e u m Etnograficznego, kolekcję pięknych, p r z e d w o j e n n y c h fotogramów, p o k a zujących polskie pejzaże wiejskie i ludowe typy, uwiecz
nione przez podróżniczkę a m e r y k a ń s k ą , p. Louise A r n e r Boyd. A w ogóle to działa w miejscowej g r u p i e polo
nijnej „ P o l a n k i " i m ó w i już p o polsku nie gorzej o d r o d o w i t y c h (a z a p o m i n a j ą c y c h nieco ojczystego języka) tutejszych Polek. W r o b i e n i u ciasta n a polską m o d ł ę jest w r ę c z n i e z r ó w n a n a . O czym za chwilę.
d n i a c h 20 — 22 l i s t o p a d a w M i l w a u k e e o d b y w a ł W się po r a z 44 (!), s t a n o w y festiwal folkloru, im
preza gigant, wielkie a m e r y k a ń s k i e show. J e s t to, twierdzi J a c e k Mikoś, p r a w d z i w e święto a m e r y k a ń s k i e j k l a s y średniej. Przez trzy p e ł n e dni p r e z e n t o w a ł y swoje t r a d y c j e poszczególne g r u p y narodowościowe z całego s t a n u Wisconsin: Grecy, T u r c y , Indianie a m e r y k a ń s c y , Bawarczycy, Słowacy, Włosi, Bułgarzy, Szkoci, Żydzi, U k r a i ń c y itd., r a z e m 33 narodowości. Niektóre z nich, m i n . Polacy w y s t a w i a j ą po d w a zespoły taneczne. W t y m r o k u u p r z y w i l e j o w a n ą g r u p ą są L i t w i n i .
Na całość imprezy składają się trzy człony: k u c h n i a , t a n i e c i rękodzieło. J a k k o l w i e k by nie był zaszokowany E u r o p e j c z y k oglądając w dziale etnograficznym miejsco
wego M u z e u m d o m o w e p r z e t w o r y z owoców i j a r z y n w słoikach wecka, e k s p o n o w a n e pod h a s ł e m „ F o l k A r t " , to t r z e b a p r z y z n a ć , że pomysł k u c h n i n a r o d o w e j n a festiwalu folkloru jest p o m y s ł e m trafionym i szczęśli
w y m . J e d z e n i e zbliża ludzi, a dobrze przyrządzone p o t r a w y wręcz w y z w a l a j ą uczucia w z a j e m n e j s y m p a t i i i przyjaźni. J ę z y k k u c h n i jest uniwersalny, nie p o w o duje b a r i e r , nie w y m a g a ż m u d n e g o tłumaczenia. S e r w o w a n e w stoisku p o l s k i m gołąbki (tj. gołąbki), pierogi, polska k i e ł b a s a z k a p u s t ą , z u p a grzybowa, a także s e r niki ( p i e k ł a je w d o m u także pani Susan) cieszyły się wzięciem, o j a k i m artyści polskiego słowa m o g ą tylko m a r z y ć . A cóż dopiero w p r z y p a d k u Chińczyków, k t ó r y c h k u c h n i a biła n a f e s t i w a l u r e k o r d y popularności, t a k jak wciąż bije n a c a ł y m k o n t y n e n c i e a m e r y k a ń s k i m ? N a o g r o m n e j sali k o n s u m p c y j n e j z d w u d z i e s t o m a stoiskami w y d a j ą c y m i posiłki u d e r z a ł a obecność całych rodzin, o r ó ż n y c h k o l o r a c h skóry.
Rękodzieło m o ż n a było o g l ą d a ć z a r ó w n o w t r a k c i e w y t w a r z a n i a , j a k w postaci gotowego w y r o b u . Poza p o p u l a r n y m i p o k a z a m i t k a n i a n a w a r s z t a t a c h t k a c k i c h m o ż n a było zobaczyć np. jak się m a l u j e u k r a i ń s k i e i k o n y (bohomazy), lepi czeskie z a b a w k i , a n a w e t j a k się w y r a b i a kiełbasy. A r a b o w i e i P a k i s t a ń c z y c y p r o p o n o w a li zwiedzającym zapisanie po i c h n i e m u p o d a n y c h imion.
Walijczycy p r e z e n t o w a l i w n ę t r z e izby n a r o d o w e j opat
r z o n e d u m n y m n a p i s e m głoszącym, iż język walijski jest n a j s t a r s z y m językiem e u r o p e j s k i m . Zwróciła m o j ą u w a gę tablica do pomocy p r z y n a u c e języka walijskiego z o b r a z k a m i , k t ó r e były p o d p i s a n e u góry po walijsku, a u d o ł u po angielsku, w sposób p r z y p o m i n a j ą c y s ł y n n e
„litery" kaszubskie (To je krótci, to je dłudzi...). P r z e cież w o b u r a z a c h chodziło o to samo, o r a t o w a n i e gi
n ą c e j ojczystej m o w y .
K o n c e r t t a ń c a i m u z y k i jest i m p r e z ą m a s o w ą w p r a w dziwie a m e r y k a ń s k i m stylu. Sala n a 20 tys. osób, d o s k o nałe nagłośnienie, efekty świetlne. O g l ą d a ł e m j e d e n z t r z e c h największych k o n c e r t ó w , w czasie k t ó r e g o w y s t ę p o w a ł o 21 zespołów, j e d n e t y p o w o a m a t o r s k i e , inne z n a komite. P r z y g r y w a ł y do t a ń c a w ł a s n e k a p e l e n a r o d o w e , w i e l e zespołów tańczyło j e d n a k p r z y m u z y c e r e p r o d u k o w a n e j z t a ś m . P o d o b a ł y się zespoły polskie „ K r a k ó w "
i „Syrena", b r a w a m i n a g r a d z a n o L i t w i n ó w z zespołu
„ G i n t a r a s " , e n t u z j a z m wzbudził b r a w u r o w o tańczący (z p r y s i u d a m i ) zespół u k r a i ń s k i . Gospodarze t e j ziemi, zespół indiański złożony z m ł o d y c h chłopców w b a r w n y c h pióropuszach, z d z w o n k a m i u nóg, w y k o n a ł w i r o w y taniec przy m o n o t o n n y m , p o n u r y m r y t m i e w y b i j a n y m n a b ę b n a c h przez trzech mężczyzn. Z w r a c a ł u w a g ę b r a k M u r z y n ó w w tej części festiwalu.
E f e k t o w n e i, p r z y z n a m , w z r u s z a j ą c e było z a k o ń c z e n i e k o n c e r t u . Nie daje się zespołom ż a d n y c h nagród, jedyną n a g r o d ą jest możność s p r z e d a w a n i a swoich w y r o b ó w i satysfakcja z samego w y s t ę p u . K i e d y po ofic
j a l n y c h p r z e m o w a c h w i m i e n i u o r g a n i z a t o r a (był n i m I n t e r n a t i o n a l I n s t i t u t of Wisconsin, p r z y k t ó r y m są afiliowane poszczególne g r u p y etniczne) wniesiono flagę n a r o d o w ą S t a n ó w Zjednoczonych i efektownie w y r z u cono ją w powietrze, w i e l o n a r o d o w y t ł u m n a estradzie, złożony z przedstawicieli wszystkich narodowości, c h w y cił ją w p o w i e t r z u nie pozwalając upaść. Po napięciu płótna s c e n a , n a b r a ł a nowego znaczenia: okazało się, że ludzie różnych narodowości nie tylko podtrzymują fla
gę, ale i sami t r z y m a j ą się jej p r a w i e k u r c z o w o jako s y m b o l u tych w a r t o ś c i a m e r y k a ń s k i c h , k t ó r e pozwalają i m być sobą. K i e d y o r k i e s t r a g r a ł a h y m n n a r o d o w y , w i e le osób płakało.
festiwalu r o z m a w i a ł e m ze z n a j o m y m i . M. J a c k o w i Mikosiowi z a b r a k ł o t u słowa, k t ó r e g o b a d a n i e m zajmuje się p r z e d e wszystkim, I w o g ó le m a za złe Polonia a m e r y k a ń s k i e j , że ogranicza swoje zainteresowanie polskością do polki, w y r o b ó w Cepelii i polskiej kiełbasy. A gdzie k u l t u r a , gdzie t r a d y c j a czy
tania t e k s t ó w literackich, k t ó r y c h Polacy p r a w i e nie k u pują? A to przecież w słowie z a w i e r a się n a j w a r t o ś c i o w szy s k ł a d n i k k u l t u r y d u c h o w e j , „ k w i a t y uczuć" i „ p r z ę dza myśli", m ó w i ą c słowami poety.
Ale R i c h a r d M a r c h , folklorysta s t a n o w y z Madison, z pochodzenia C h o r w a t , twierdzi, że w w i e l k i m tyglu narodowym j a k i m jest A m e r y k a , z t r a d y c j i r o d z i m y c h rzeczywiste szanse n a p r z e t r w a n i e i upowszechnianie w społeczeństwie m a tylko m u z y k a , taniec, oczywiście także k u c h n i a i rękodzieło, zaś język ojczysty ginie n i e uchronnie, a o jego ekspansji m o w y być nie może. N a j dłużej w języku ojców ś p i e w a się pieśni. Zwykle jed
nak jest t a k , że się je szybko p r z e s t a j e rozumieć.
JERZY BARTMIŃSKI
1. American and Canadian Immigrant and Ethnic Folklore. A n A n n o t a t e d B i b l i o r a p h y compiled b y Robert A. Georges, S t e p h e n Stern, G a r l a n d P u b l i s - hing, Inc., N e w Y o r k a n d L o n d o n 1982.
2. Handbook of American Folklore. Ed. by R i c h a r d M. Dorson, I n d i a n a Univ. P r e s s , Bloomington 1983, s t r o n 584.
3. Polska w e r s j a r e f e r a t u u k a z a ł a się d r u k i e m w „ P a m i ę t n i k u L i t e r a c k i m " z. 2, 1987, pt. O dwu wersjach tekstu pieśni ludowej, melicznej i recytacyjnej.
Helena Gruszczyńska, T o r e b k a w y s z y w a n a k o r a l i k a m i , Łowicz, w o j . skierniewickie
Fot. Piotr Maciuk
JÓZEF CHOJNACKI
Powroty
Śnią m i się łozinowe p ł o t y s t a r y c h
gdzie w j a s n e dni sypiały n o c e
ż y t n i e kłosy p r a ż o n e l i p c e m p o c h y l o n e n a d ścieżką jak n a d m o i m losem Ś n i ą m i się
n i e s p o k o j n e m a t k i bom jak d ą b m ł o d y r ó s ł
h a r d z i a ł
i coraz głośniej s z u m i a ł Niosą o k r u t n e n o c e p o w i e w y czasów k i e d y m błądził
i szczęścia n a z w a ć n i e umiał.
MARIAN KARCZMARCZYK
Znajomy staruszek
Wszedł
w zmierzch życia k o ń c z y m a r a t o n m e t a t u ż tuż n i e liczy n a oklaski w y s t a r c z y m u o k ł a d z ciepłych s ł ó w n i e c z e k a
n a telefon p r z e z różaniec r o z m a w i a z Bogiem p r z y szyciu w s p o m n i e ń r w i e się już
nić p a m i ę c i szyby oczu zasłania f i r a n k a k a t a r a k t y
ale widzi s w ó j d r o g o w s k a z
C h r y s t u s a n a k r z y ż u I jeszcze
świeci gwiazda nadziei że d o b r y Bóg
cierpieniem
n i e zapowie śmierci
Po
Rozstrzygnięcie Konkursu
im. St. Buczyńskiego
N a r o d z i ł się n a m n o w y k o n k u r s p o e t y c k i noszący i m i ę znanego k l a s y k a poezji l u d o w e j — S t a n i s ł a w a B u c z y ń s kiego. K o n k u r s zorganizował i ogłosił Z a m o j s k i Oddział S t o w a r z y s z e n i a T w ó r c ó w L u d o w y c h w s p ó l n i e z Woje
w ó d z k i m D o m e m K u l t u r y w Z a m o ś c i u i T o w a r z y s t w e m R e g i o n a l n y m H r u b i e s z o w s k i m . J a k w i a d o m o , S t a n i s ł a w Bu
czyński p o w o j e n n e , n a j b a r d z i e j t w ó r c z e l a t a spędził w H r u b i e s z o w i e a n a s t ę p nie bezpośrednio w s w o i m gospodarst
w i e — w p o b l i s k i m K o t o r o w i e . R e g u l a m i n ograniczał uczestnictwo w k o n k u r s i e w y ł ą c z n i e do członków S T L .
W listopadzie u b . r o k u d o k o n a n o rozstrzygnięcia p i e r w s z e j edycji k o n k u r s u , a 10 grudnia, n a u r o c z y s t y m s p o t k a n i u w W D K w Zamościu, zostały wręczone n a g r o d y i w y r ó ż n i e n i a .
I t a k : I n a g r o d ę o t r z y m a ł a M e l a n i a B u r z y ń s k a , zam. w J a ś w i ł a c h , w o j . bia
łostockie, I I — S t a n i s ł a w D e r e n d a r z , zam. w Raciborowicach, w o j . p i o t r k o w s k i e i I I I — J a n K r ó l z Nielisza, w o j . zamojskie. P r z y z n a n o p o n a d t o cztery w y r ó ż n i e n i a . O t r z y m a l i j e : M a r i a n K a r c z m a r c z y k z Zamościa, W ł a d y s ł a w Koczot z Czarnegostoku, w o j . zamojs
kie, W ł a d y s ł a w R u t k o w s k i z Grobli, w o j . k r a k o w s k i e i W ł a d y s ł a w S i t k o w s k i ze Zwierzyńca, w o j . zamojskie. Wszys
cy l a u r e a c i p o n a d t o zostali u h o n o r o w a n i przez T o w a r z y s t w o R e g i o n a l n e H r u b i e s z o w s k i e m e d a l e m p a m i ą t k o w y m z w i z e r u n k i e m St. Buczyńskiego. P r y w a t n ą n a g r o d ę u f u n d o w a n ą przez s y n a p o e t y , Macieja Buczyńskiego, dla n a j m ł o d s z e g o u c z e s t n i k a k o n k u r s u , otrzy
m a ł W ł a d y s ł a w Koczot.
S ą d k o n k u r s o w y ocenił poziom k o n k u r s u jako dobry. Z a p r o p o n o w a ł jed
n a k ż e ściślejsze o k r e ś l e n i e jego f o r m u ły i ogłoszenie n a s t ę p n e j edycji jako k o n k u r s u o t w a r t e g o . T a sugestia w y
daje się b y ć słuszna i u z a s a d n i o n a . S t a n i s ł a w B u c z y ń s k i b y ł n i e z r ó w n a n y m p o e t ą etosu chłopskiego, etosu wsi. J a k r z a d k o k t o potrafił w sposób p r z e k o n u jący i n o ś n y w y p o w i e d z i e ć chłopskie p o s ł a n n i c t w o , d u m ę i godność w s i a t a k ż e głęboki sens i u r o d ę ciężkiej p r a c y rolnika, u r o d ę d n i a p o w s z e d n i e go. Może b y ć z a t e m z n a k o m i t y m pa
t r o n e m nie tylko dla członków S T L ale dla w s z y s t k i c h poetów, k t ó r z y t e w a r t o ś c i u z n a j ą za godne słowa po
etyckiego, l u b k t ó r z y m i e s z k a j ą n a w s i i w m a ł y c h m i a s t e c z k a c h , t a k jak St. Buczyński. M i e j m y nadzieję, że organizatorzy, k t ó r z y podjęli się b a r dzo a m b i t n e g o zadania, w y b i o r ą for
m u ł ę n a j b a r d z i e j t r a f n ą . J u ż dziś m o ż e m y powiedzieć, że k o n k u r s będzie organizowany co d w a l a t a a uroczyste rozstrzygnięcie i w r ę c z e n i e n a g r ó d zlokalizowane zostanie w Hrubieszowie.
Obok p u b l i k u j e m y p o j e d n y m wierszu z nagrodzonych i w y r ó ż n i o n y c h z e s t a w ó w .
STW
MELANIA BURZYŃSKA
Nie znasz, nie wiesz
O słońce ogniste! G d y b y ś się zwiedziało, jaki jest b l a s k w m o i m sercu,
to p e w n i e dla siebie u k r a ś ć b y ś go chciało co dnia, choć po j e d n e j iskierce,
b y ś w i a t ł e m j a ś n i e j s z y m ożywić s w ó j p r o m i e ń i posłać go p o t e m do ludzi,
n i e c h b y zdołał j a s n o zło w c i e m n o ś c i s u m i e ń p o k a z a ć ; jak ono je b r u d z i .
O gdybyś ty, wietrze, znał m o j ą t ę s k n o t ę , n a skrzydła w n e t w z i ą ł b y ś ją swoje i poniósłbyś c h y ż y m s w e j w i c h u r y l o t e m n a d pola, n a d lasy i zdroje —
poniósłbyś ją t a m , gdzie złota słońca zorza s w e blaski p r o m i e n n e z a n u r z a :
w b e z k r e s n e p r z e s t r z e n i e głębokiego m o r z a — n i e c h w o n y m zatonie w r a z z b u r z ą .
O w o d o szeroka, o w o d o głęboka, n i e poznasz tej n i g d y głębiny,
co s k r y t a gdzieś w s e r c u od ludzkiego oka miłością w y s t r z e l a w b ł ę k i t y —
t a przez świat się niesie, do serc ludzkich p u k a , k l u c z e m je o t w i e r a u ś m i e c h u ,
jej t y l k o ta t r u d n a u d a j e się s z t u k a : człowieka zobaczyć w człowieku.
(Z zestawu I nagrody)
JAN KRÓL
Wiersze wprost z pola
(fragment)
Pamięci Stanisława Buczyńskiego Do s n u m u grała, j a k s a m to pisze,
„ P o l n a m u z y k a n a s n y t ę c z o w e " —
W „kolebie"... z p ł a c h t y — n i e b y ł o i n n y c h . Na t e n czas koleb dla dzieci w pole.
W d o m u m i a ł d r u g ą (to z „ K a r t k i (...) z życia") — S o ś n i a n ą ledwo kołyskę co dnia;
A dom ten — c h a t a w węgły, n a przycieś, Z p r z y z b a m i wokół, pod s t r z e c h ą w koźlach.
Chłopię, podrostek jak „ g r u s z k a d z i k a "
Piął się na chłopa (więcej by n a cóż?...) — P i ą ł się i m ę ż n i a ł — no, przecie M a z u r (Spod K u r p i ó w o m a l , gdzieś od P r z a s n y s z a ) ; A z n i m — i w g ó r ę i wszerz te jego
Tęczowe sny z koleb...
(III nagroda)