• Nie Znaleziono Wyników

Rola i miejsce dowodu na istnienie Boga w kartezjańskim projekcie nauk

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rola i miejsce dowodu na istnienie Boga w kartezjańskim projekcie nauk"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Wiesław Wójcik

Rola i miejsce dowodu na istnienie

Boga w kartezjańskim projekcie nauk

Studia Philosophiae Christianae 28/2, 185-203

(2)

A

R

T

Y

K

U

Ł

Y

S tu d ia P h ilo so p h ia e C hristianae A TK

28(1992)2

W IESŁAW W ÓJCIK

ROLA I M IEJSC E DOW ODU N A IST N IE N IE BOG A W K A R T E Z JA Ń SK IM PRO JEK CIE N A U K

W prow adzenie. 2. K ategorie p o zn a w cze u D escartesa. 3. M iejsce dow odu n a is tn ie n ie Boga w kartezjańskdm p ro jek cie b u d ow y w ied zy. 4. P rojek t b ad aw czy D escartesa. 5. M etody n a u k o w e L eibniza a k o n ­ cepcja B oga. 6. Z w iązek Boga filo zo fii z daną k on cep cją n au k ow ości. 7. Z asada graniczna jako fa k t ep istem ologiczn y. 8. Teoria m nogości. 9. B adania top ologiczn e i program K lein a. 10. R ola dow odu na is tn ie ­ n ie Boga w n o w o ży tn y m p arad ygm acie nauki.

1. W PRO W AD ZEN IE

Sądzą, że raczej n iek w estio n o w a n a jest rola n a u k i w d em ask ow an iu różnych fa łsz y w y c h in terp reta cji filozoficzn ych . Z n aczenie, jak ie p rzy ­ p isy w a n o bardzo ogóln ym ro zw ażan iom filo zo ficzn y m dla odkrycia stru k tu ry św iata, okazało się zb ytn io zaw yżon e. R o zw ija ją ce się nauki, przy p om ocy szczegółow ych m etod b ad aw czych , zm ierzy ły się z p ro­ b lem am i poznania św iata w sposób zn aczn ie bardziej e fek ty w n y . Z na­ czen ie rozw ażań filo zo ficzn y ch ty m sam ym w y ra źn ie się zm n iejszyło. N o w o ży tn e p rzyrod ozn aw stw o p rzejęło w św iad om ości o g ó ln ej ' te fu n k cje, k tóre do tam tej pory p ełn iła filozofia. A co się z ty m w ią ż e , B óg filo zo fó w stracił sw ój zw iązek z eg zy sten cją k on k retn ego czło ­ w ieka, bo stał się zbyt ab strak cyjn y i zbyt m a ło e fek ty w n y . W p e w ­ n ym ok resie h istoryczn ym (w dobie o św ie c e n ia i p óźniej w okresie p ozytyw izm u ) n o w o ży tn e p rzyrod ozn aw stw o za częło p ełn ić ro lę r elig ii dla ośw iecon ych . Jednak ,nie przyp ad k iem n ie p o ja w ił się B óg n au k szczeg ó ło w y ch — nauka n ie fu n k cjo n u je aż n a ta k im stopniu ab strak ­ cji co filozofia i d la teg o w sz e lk ie fonm y scjen tyzm u , w których p rzy ­ p isy w a n o n a u ce cech y n ie m a l b oskie, m u sia ły doprow adzić do w y k o ­ pania ogrom nej przepaści m ięd zy B ogiem w ia ry a n au k ą — p rzy ­ n ajm n iej w rozum ieniu tw ó rcó w scjen tyzm u . N a to, iż ta p rzepaść p o ja w iła się n ie tylk o w rozu m ien iu prop agatorów scjen tyzm u , lecz rów n ież u lu d zi bardziej scep tyczn ie n a sta w io n y ch do u zn aw an ia w szech m ocn ej roli nauk, w sk a zu je k on cep cja ró żn y ch p łaszczyzn , w k tórej u w aża się , że p o zn a n ie др . r e lig ijn e ii n a u k o w e d ok on u je s i ę , na zu p ełn ie różnych p łaszczyznach, a m ięd zy ty m i p łaszczyzn am i n ie m a żadnych m erytoryczn ych zw iązk ów .

Sądzę, że koncep cja różnych p łaszczyzn jest w za sa d zie praw d ziw a, je ś li ch o d zi o stron ę m etod ologiczną (dane d zied zin y p ozn an ia p o sia ­ d a ją p ew n e sp e c y fic z n e m eto d y i p rzen o szen ie ty ch m etod do in n y ch d zied zin w ie d z y m u si być d ok on yw ane w sposób b ardzo ostrożny, gd yż w tych n o w y ch dzied zin ach t e m eto d y m ogą fu n k cjo n o w a ć _ co n a jw y żej w sposób an alogiczn y), jednak jest z gruntu fa łsz y w a , je śli

(3)

w eźm iem y pod u w agę stron ę epiistem ologiczną tzn. u w ażam , że p ew n e T ak ty o d k ry w a n e w danej d zied zin ie w ied zy m a ją w p ew n y m se n sie w a rto ść absolutną, a w ię c ró w n ież „ob ow iązu ją” (o c z y w iśc ie , w p e w - ,nej in terp retacji) w in n ych dzied zin ach w ied zy . D o tyczy to rów n ież zw ią zk ó w p om ięd zy filo zo fią i n aukam i. P onadto, sądzę, że o b o w ią zu ­ jący w danym ok resie p arad ygm at n a u k o w o ści m a ścisły zw iązek z koncep cją Boga filo zo fii. T ym ch ciałb ym z a ją ć się w n in ie jsz y m a r ­ ty k u le i tezę pow yższą b ęd ę sta ra ł się u zasadnić, p recy zu ją c przy ok azji co rozum iem pod p ojęciem „faktu o d k ryw an ego w danej d z ie ­ d zin ie w ie d z y ” oraz w jakim se n sie te fa k ty m a ją w artość ab solu tn ą.

2. KA TEG O R IE PO ZNAW CZE U D ESC A R T ESA

M e d y t a c j e o p i e r w s z e j fi lozofii R en e D esca rtesa 1 są p ięk n y m p rzy ­

k ła d em teg o , jak m ożn a o siągn ąć jed n ość pozn aw czą filo z o fii i n a u k tzn. r e fle k sje D escartesa p ok azu ją, że sen s i w artość dan ych i m etod n a u k o w y ch jest u zależn ian a od w c z e śn ie jsz y c h ro zstrzygn ięć n a tu ry filo zo ficzn ej, n a to m ia st op racow an e już m eto d y n a u k o w e ok reślają p raw om ocn ość filo zo ficzn y ch rozw ażań, a co n a jw a ż n ie jsz e m eto d y te p o zw a la ją opracow ać i u sta lić zu p ełn ie n o w e a rg u m en ty filozoficzn e.

A b y u ch w y cić isto tę k a rtezja ń sk ieg o m o d elu n au k w p row ad źm y p o­ jęcie k a teg o rii p ozn aw czych . K a teg o rie p o zn a w cze są tym , co u m o ż li­ w ia w e jś c ie podm iotu p ozn ającego w re la c ję pozn aw czą. Sądzę, że w p rzyp ad k u filo zo fii D esca rtesa m ożn a w y ró żn ić trzy k a teg o rie p o ­ znaw cze:

К 1. K a t e g o r i a n e g a c ji — u D escartesa u ja w n ia się w p o sta ci m e ­ tod y r a d y k a ln eg o w ą tp ien ia . Z arazem w k ategorii te j m ie śc i się d e fi­ n icja praw dy: p raw dą jest to, co p o zo sta je po za sto so w a n iu m eto d y rad y k a ln eg o w ątp ien ia.

К 2. K a te g o r i a r o z u m ie n ia — w przypadku D escartesa w y stę p u je w p o sta c i m eto d y jasn ego i w y ra źn eg o postrzegan ia. I pojaw ia się dru­ ga d efin icja praw d y zw iązan a z tą k ategorią: w sz y stk o to jest p raw dą, co jasno i w y ra źn ie u jm u ję.

К 3. K a te g o r i a r e d u k c j i — u D esca rtesa tą red u k cją jest redukcja w istn ie n iu tzn. jeśli o b iek t A jest za leżn y w istn ie n iu od obiektu B, to w te d y o b iek t A p rzesta je być p o d sta w ą d alszych analiz; je ś li w ię c o d ­ n a jd ziem y ob iek t n ie p oddający się d alszej red u k cji, to tym sam ym b ęd ziem y m ieć p u n k t arch im ed esaw sk i, na p o d sta w ie którego o d tw o ­ rzy m y ca łą rzeczyw istość. A zatem m am y trzecią k a rtezja ń sk ą d e fin i­ cję praw dy: praw dą jest to, co ab y istn ieć, n ie p otrzeb u je n iczeg o oprócz siebie.

D zięk i w p row ad zen iu k a teg o rii negacji, ro zu m ien ia o ra z red u k cji (tzn. w op arciu o trzy w p ro w a d zo n e p o w y żej d e fin ic je p raw d y) o d k ry ­ w a D escartes fa k t istn ien ia podm iotu m y ślą ceg o — dociera do sfery cogito. Jak jed n ak dotrzeć, w ram ach tych k ategorii, do rzeczy z n a j­ d u ją cy ch się poza sferą cogito tzn. jak zbadać, czy is tn ie ją poza- u m y ­ słem ja k ieś rzeczy spośród tych , -których id ee zn ajd u ją s ię w um yśle. W ty m m iejscu 'pojawiają się w rozw ażan iach D escartesa dw a p o d ­ sta w o w e założenia (są to zarazem -kolejne k a rtezja ń sk ie k a teg o rie p o ­ zn aw cze), k tó re .um ożliw iają w y jśc ie poza sferę cogito:

К 4. K a te g o r i a porz ą d k u .

(4)

mie w id zę żeby się w ogóle m ięd zy sobą różn iły i w sz y stk ie zd ają się p och od zić w te n ;sam isiposób o d e imnie; lecz jeżeli jedna rep rezen tu je jed n ą rzecz, a inna inną, w te d y o czy w iście różn ice m ięd zy n im i będą bardzo w ie lk ie ” Jeśli id e e są w ię c id e a m i czegoś, a n ie są w y łą czn ie

od m ian am i m y ślen ia , to w te d y treści danych id ei b ęd ą s ię za sa d n i­ czo od sie b ie różniły, jeśli o c z y w iśc ie id ee t e są p rzed sta w ien ia m i ró ż­ n y ch rzeczy. Idee, które m am y w u m y śle (jak rów n ież in n e byty) m ożn a u sta w ia ć w ciągi tzn. ciąg id e i ai, аг,... p o w sta je w ten sposób, że idea 02 jest p rzyczyn ą id ei at itd.

К 5. K a te g o r i a k r e a c j i — możina ją u ją ć w stw ierd zen iu : n ic n ie m o że p o w sta ć z n iczego. „Jest za ś rzeczą o czy w istą d zięk i p rzy ro d zo ­ n em u ś w ia tłu rozum u, że p rzyn ajm n iej ty le m u si być rzeczy w isto ści w c a łk o w ite j p rzyczyn ie sp raw czej, ile w jej skutku, bo skąd —· p ytam — m ógłb y w ziąć sw oją rzeczyw istość, jaik n ie z p rzy czy n y ? ” 3 P rzy ­ p a d k iem szczególn ym tego założenia jest stw ierd zen ie, że to , co n ie ­ sk o ń czo n e jest p ierw o tn iejsze od tego, co sk o ń czo n e tan. ideę, co sk oń ­ czo n e p ojm u ję poprzez id e ę tego, co n iesk oń czon e, a n ie ma odw rót.

3. M IEJSCE DOW O D U N A IST N IE N IE BOG A W K A R T E Z JA N SK IM PROJEK CIE BU D O W Y W IEDZY

D esca rtes an alizu jąc różn e idee, k tóre posiada zauw aża, że w s z y stk ie te id e e m ożn a u tw o rzy ć przez p ołączen ie id e i cogito, rzeczy cie le sn y c h i B oga. „Co się zaś ty c z y id ei rzeczy cielesn y ch , to nic w n ich n ie p o ­ ja w ia się tak w ielk ieg o , żeby n ie m o g ły on e pochodzić ode m n ie sa m e­ g o ” 4. D escartes zau w aża, że jed y n ie id ea B oga tan. „idea su b stan cji n iesk o ń czo n ej, n ieza leżn ej, o n a jw y ższy m rozum ie i m ocy, która stw o ­ rzy ła m n ie sam ego i w szy stk o inne, co istn ieje, o ile is tn ie je ” 5, n ie m o ż e b yć w y tw o r e m cogito, gd yż cogito jest su b sta n c ją skończoną i n ie m o że b yć przyczyn ą su b sta n cji n iesk oń czon ej. W tym m iejscu k orzy­ stam y z k a teg o rii pozn aw czej K5,

I dochodzi D escartes do, jak sądzę, k lu czo w eg o p u nktu. G dyby idea B oga była ideą, która p o w sta ła z n iczego, ,to w ó w cza s n ie m ożna zro­ b ić już d alszego kroku w rozw ażan iach b u d u jących czy p ro jek tu ją cy ch ja k ą k o lw ie k w ied zę. W ynika to z faktu, że id e a Boga jest pojm ow an a ja sn o i w y ra źn ie (tu D escartes k orzysta <z k ategorii rozum ienia) i m a w sobie w ię c e j treści, niż ja k a k o lw iek inna idea, w ięc żadna idea „nie je s t sam a z sieb ie bardziej p ra w d ziw a ani w m n iejszy m stopniu p o d ­ le g ła p o d ejrzen iu o fa łsz y w o ść ” s. Ponadto, is tn ie n ie id ei w u m y śle n ie m o że pochodzić od istn ien ia w y łą c z n ie p oten cjaln ego, lecz w k o n se ­ k w e n c ji m u si pochodzić od istn ien ia a k tu aln ego (w ty m rozum ow aniu opiera się D escartes na k ategorii red u k cji i porządku — szukając p rzy­ c z y n y id ei m u sim y w k ońcu dotrzeć do b ytu, k tó ry m a istn ien ie sa m w sobie, a w ię c do bytu, który is tn ie je ak tualnie).

In n y m i sło w y , p rzed staw ian y przez D escartesa argu m en t za is tn ie ­ n iem Boga, n ie jest m n iej p rzek on yw u jący, n iż p raw d ziw ość p ro jek to ­ w a n e j przez D escartesa n au k i, gdyż k artezjań sk i p rojek t n a u k i (podob­ n ie jak dow ód n a is tn ie n ie B oga) opiera się w is to tn y sp osób na pięciu

2 T a m ż e , 54. 3 T a m ż e , 54. 4 T a m ż e , 58. 5 T a m ż e , 61. 6 T a m ż e , 62.

(5)

p rzed sta w io n y ch p ow yżej k ateg o ria ch p ozn aw czych . B udując w ię c n a ­ u k ę zgodnie z p rzed sta w io n y m p rzez D escartesa p rojektem , w z m a c n ia ­ m y ty m sam ym siłę k a rtezja ń sk ieg o dow odu n a is tn ie n ie Boga.

Z drugiej n atom iast strony, dow ód n a is tn ie n ie Boga jest próbką d ziałan ia w p row ad zon ych k a teg o rii p ozn aw czych i m etod. Sposób p r z e ­ prow ad zen ia dow odu p okazuje, w jaki sposób b ęd ziem y w y k o r z y sty ­ w ać, p rzy b u d ow aniu n au k i, w p row ad zon e kategorie. P onadto, dow ód ten pokazuje, że m o żliw e jest o sią g n ięcie w ied zy o rzeczy w isto ści z n a j­ dującej się poza u m y słem — m o żliw e jest o sią g n ięcie jed n ości p o zn a w ­ czej teg o , co jest za leż n e w istn ien iu od u m y słu i teg o , co istn ieje n ieza leżn ie.

A b y le p ie j u ch w y cić tę k w e stię , p rzy jrzy jm y się p r o jek to w i b a d a w ­ czem u D escartesa. Z obaczym y zarazem , jak p ierw sze o sią g n ięcia n a u k o ­ w e D escartesa, w ram ach p ro jek to w a n eg o sch em atu n au k , w zm a cn ia ją w artość k artezja ń sk ieg o dow odu na istn ie n ie Boga.

4. PR O JEK T BA D A W C ZY D ESC A R T ESA

R eflek sja K artezju sza doprow adza w k o n sek w en cji do rozbicia całej rz eczy w isto ści n a dw a obszary (obszar su b iek ty w n o ści tzn. ob szar o k r e ­ ślon y p rzez zb iór tych 'idei, które są w y tw o rem u m y słu oraz obszar ob iek ty w n o ści tzn. obszar o k reślo n y przez id e e n ie z a le ż n e od um ysłu ), m ięd zy k tórym i p ojaw ia się n a p ięcie. N ap ięcie to jest lik w id o w a n e dzięk i m etod zie, a p on iew aż m etod a słu ży do b u d o w y n au k i, w ię c k o n ­ stru ow an a nauka pokazuje w jaki sposób m o żliw e jest z lik w id o w a n ie n ap ięcia m ięd zy obszarem su b iek ty w n o ści a o b iek tyw n ości. Jak p o k a ­ z a łem w c z e śn ie j, w dow odzie n a istn ien ie B oga zaw iera się in tu icja jed n ości tych dw óch obszarów — w oparciu o id ee, k tóre m am y w u m y ­ śle, m ożem y „dotrzeć” do tego, co zn ajd u je się poza um ysłem .

Sądzę, że to rozdarcie m ięd zy „ciałem a d u szą ” określa w dużym sto ­ p n iu k artezjań sk ą id eę nau k ow ości. P ojęcia cogito oraz B oga, do k t ó ­ rych K a rtezju sz d o szed ł sw oim rozu m ow an iem , u k a zy w a ły , że m o ż liw e jest z lik w id o w a n ie teg o n ap ięcia, jed n ak n ie n io sły b ezpośrednio ze so ­ bą m etod y, która by to n a p ięcie pozw alała zlik w id o w a ć. U w ażam , że w dużej m ierze n a u k i ro zw ija n e w ok resie n o w o ży tn y m p o szu k u ją m e ­ tod, m ogących zn iw elo w a ć n a p ięcie m ięd zy su b ie k ty w n o śc ią a o b ie k ­ ty w n o ścią i tym sam ym p recyzu ją id eę n a u k o w o ści zarysow an ą p rzez K artezju sza.

O gólnym zam ierzen iem K a rtezju sza b yła k o n stru k cja m a tem a ty k i u n i­ w e r sa ln e j (m a t h e s i s u n iver sa lis, jak n a z y w a li m a tem a ty k ę Starożytn i), która zaw arłab y w sobie całą m o żliw ą n a u k ę 7. Ta u n iw ersa ln a nauka p o w in n a w y ja śn ia ć w szy stk o co dotyczy p orządku i m iary, b ez w n ik a ­ n ia w szczegółow e w ła sn o śc i przedm iotów . D esca rtes opiera się przy k o n stru k cji m a t h e s i s u n iv e r s a li s n a czterech ogóln ych zasadach:

1. N igd y n ie p rzy jm o w a ć za p ra w d ziw ą żadnej rzeczy, zan im by n ie została rozpoznana przeze m n ie w sposób oczyw isty.

2. K a żd e ,z b ad an ych zagad n ień d zielić n a ty le cząstek, na ile jest to m o żliw e i na ile p otrzeb n e dla n a jlep szeg o ic h rozw iązania.

3. W szelk ie badania rozpoczynać od p rzed m iotów n ajp rostszych i n a j­ d o stęp n iejszy ch pozn an iu i sto p n io w o dochodzić do p rzed m io tó w b ar­ d ziej złożonych.

(6)

4. K ażde rozu m ow an ie i w s z e lk ie obliczenia p o w in n y b yć tak ca łk o ­ w ite i pow szech n e, aby dać p ew n ość, że n ic n ie zostało p om inięte.

Z auw ażm y, że te za sa d y są przyk ład am i realizacji kartezjańskicih k a ­ teg o rii p ozn aw czych . P onadto za-uważmy, że dzięk i k a teg o rii p o zn a w ­ czej K 4 m am y istn ie n ie ciągu d ow od ow ego (np. ciągu d ed y k a cy jn eg o czy red u k cyjn ego); n a to m ia st dzięk i k ategorii K5 (sk u tek n ie m oże p o­ siadać w ię c e j treści, n iż przyczyna) m am y n a stęp u ją cy fakt:

G dy o p eru jem y p ew n y m ciągiem dow od ow ym i p e w n e k o lejn e e le ­ m en ty tego ciągu p o siad ają „w ięk szą treść” n iż p oprzednie, to ozn a­ cza, że zb liża m y się do przyczyn y a n a lizo w a n y ch z ja w isk —· do r z e ­ czy w isto ści. P o ja w ia się ty m sam ym n o w e k ry teriu m p raw d y (nazw ę ją czw artą k a rtezja ń sk ą d efin icją praw dy): praw dą jest to, co o trzy ­ m a n e w w y n ik u p ew n e g o rozum ow ania, jako k o lejn y elem en t ciągu dow odow ego, ma w ię c e j treści, n iż elem en ty poprzednie w ty m ciągu.

D esca rtes uw aża, że jeśli b ęd ziem y p rzestrzegać ty c h p ra w id eł, to w te d y dotrzem y do w szelk ich rzeczy — n a w e t do ty ch n ajb ard ziej u k rytych i od ległych . Ka,rtezju,sz rozw ija czy o d k ryw a p ew n e m etod y (g łó w n ie w m a tem a ty ce), k tóre m ają słu żyć zn iw e lo w a n iu ukazanego p rzez n ieg o n ap ięcia. O trzym ana w ied za b ęd zie p rzy k ła d em w ied zy zb u d ow an ej zgodnie z p r zy jęty m i p raw id łam i rozum ow ania.

P rzyk ład em k o n k retn ej m eto d y b a d aw czej jest m etod a, n a k tó rej b u ­ d u je K artezju sz g eom etrię an alityczn ą. G eom etria an alityczn a m iała łą czy ć w sobie z a le ty , geom etrii (ła tw iejsze o p ero w a n ie p ew n y m i a b strak cjam i m a tem a ty czn y m i, dzięki p rzed sta w ien iu geom etryczn em u ) oraz a lg eb ry (ła tw iejsze d ok on yw an ie op eracji na prostych w y o b ra że­ n io w o liczbach), a u n ik ać ich w ad (geom etria n u ży wyoib,raźnię i u m ysł, n a to m ia st algebra daje ogólne p raw id ła liczen ia — k tóre n ie dają j e ­ dnak tw órczej w ied zy). M etoda ta łączyła w ię c jasne i w yraźn e w y ­ ob rażen ia g eo m etry czn e z jasn ym i i w yraźn ym i dla u m y słu o p era cja ­ m i n a liczb ach czy n a ogóln ych sym b olach algeb raiczn ych .

D a n e fig u ry geom etryczn e m ożna w ię c w yrażać za pom ocą u k ład ów liczb czy ró w n a ń i p ozn aw ać w ła sn o ści tych figur, w yk o rzy stu ją c op e­ racje na liczbach. P ozostajem y w ię c w obszarze działań u m y słu , które są dla n ie g o m o żliw ie najp rostsze, a co n a jw a ż n ie jsz e p ozw alają, o p ie­ rając się na ty m co jasne i w yraźn e, k rok po kroku bu d ow ać całą w ied zę o św iecie.

„I tu taj — jak sądzę — n ajb ard ziej g od n e za sta n o w ien ia jest to, że zn ajd u ję w sobie n iezliczon ą ilo ść id e i p ew n y ch rzeczy, o k tórych nie m ożna p ow ied zieć, że są n iczym , chociaż m oże n ie istn ieją n ig d zie p o ­ za m ną. A chociaż m y ś lę w jakiś sposób o n ich za leżn ie od m ej w o li, to jednak n ie są przeze m n ie w y m y ślo n e, le cz m ają s w o je p r a w d ziw e i n iezm ien n e n atu ry. Gdy n a p rzyk ład w y o b ra ża m sobie trójkąt, to choć m oże tak a figu ra n igd zie na św ie c ie n ie is tn ie je poza m oją ś w ia ­ dom ością ani n ig d y nie istn iała, posiad a jed n ak bez w ą tp ien ia jakąś określoną n atu rę, czyli istotę, czyli form ę n iezm ien n ą i w ieczn ą , która a n i n ie zo sta ła przeze m n ie w y m y ślo n a , ani n ie jest od m ego u m y słu zależna; w y n ik a to z tego, że m ożn a u d ow od nić różne w ła sn o śc i ow ego tró jk ą ta , jak np. że jego k ą ty są rów n e dw om prostym , że n a p rzeciw n a jw ięk szeg o jego kąta leży n a jd łu ższy bok i ty m podobne, które to w ła sn o śc i teraz jasno poznaję, czy chcę, czy n ie chcę, chociaż nigdy p rzed tem w żaden sposób n ie m y śla łe m o n ich , gdy so b ie w yob rażałem trójk ąt. W obec tego n ie zo sta ły one p rzeze m n ie w y m y ślo n e ” 8.

(7)

I dzięk i istn ien iu n ieza leżn y ch od u m ysłu p ra w d m a tem a ty czn y ch m am y w zm o cn ien ie k a rtezja ń sk ieg o dow odu na istn ien ie Boga. „Z p e w ­ n o ścią ta k sam o zn a jd u ję w sobie id eę Jego, to jest b ytu n a jd o sk o n a l­ szego, jak ideę ja k iejk o lw iek fig u ry czy liczby; n iem n iej jasno i w y ­ r a ź n ie p o jm u ję, że do Jego natuiry n ależy w ie c z n e i a k tu a ln e istn ien ie,,

jak pojm u ję, że do n a tu ry fig u ry czy liczb y n a le ż y to, czego dow odzę 0 te j fig u rze czy liczbie. A w ięc, choćby n ie w szy stk o b yło praw dziw e,, co w tych ostatn ich dniach rozw ażałem , to istn ie n ie Boga p ow in n o m ieć dla mniie co n a jm n iej ten -sam stop ień p ew n o ści, jaki dotych czas p o sia ­ d a ły p ra w d y m a tem a ty czn e” 9.

M yślę, że m ogę tera z w p ro w a d zić p ojęcie fa k tu od k ryw an ego w d a ­ n ej d zied zin ie w ied zy i obow iązu jącego w linnych dziedzinach w ied zy — te fa k ty n a zw ę fa k ta m i ep istem ologiczn ym i. Są ,to nip. t e tw ie r d z e n ia m a tem a ty czn e, które o trzym u jem y na p o d sta w ie p osiad an ych przez u m y sł jasn ych i w y ra źn y ch id ei p ierw o tn y ch — aby jed n ak otrzy m a ć t e fa k ty trzeba zastoisować p e w n ą procedurę d ow odow ą. O b o w ią zy w a ­ n ie fa k tó w ep isłem o lo g iczn y ch w in n ych dziedzinach w ied zy p olega na tym , że z o sta ły one otrzym ane w oparciu o te sam e k ategorie p o z n a w ­ cze. O czyw iście, nie w sz y stk ie tw ierd zen ia u d ow od n ion e przy pom ocy procedur m a tem a ty czn y ch są fa k ta m i epistem ologiczinym i — są n im i ty lk o tw ierd zen ia „najp rostsze” tzn. tw ierd zen ia otrzym ane d zięk i p ię ­ ciu w sp om n ian ym k ategoriom p ozn aw czym , w oparciu o id ee jasno· 1 w yraźn ie p ostrzegan e przez um ysł.

S to su ją c n a zew n ictw o K anta, fa k ty ep istem o lo g iczn e są sąd am i sy n ­ te ty c z n y m i a priori, jednak tak im i, k tóre są n ajp rostsze, w e w sp o m n ia ­ n ym p o w y żej sen sie — ty m i fa k ta m i .są np. p e w n ik i g eo m etri czy a ry ­ tm ety k i, a d okładniej ta ich treść, która n ie zm ienia się przy p rzejściu do in n e j g eo m etrii .czy arytm etyk i. C hodzi o to, że np . tw ierd zen ia s f o r ­ m u ło w a n e w ram ach danej g eo m etrii są p rzek ład aln e na tw ierd zen ia w y ra żo n e w język u in n ej g eo m etrii (p rzynajm niej część ty c h tw ierdzeń). N a p o d sta w ie program u K l e in a 10 m ożna za u w a ży ć, że an alizu jąc d an e w ła sn o śc i z p u n k tu w id zen ia szerszej g ru p y p rzek szta łceń m u sim y w zb o ­ gacić strukturę p rzestrzen i g eo m etry czn ej o dod atk ow e elem en ty . Na p rzyk ład geom etria eu k lid eso w a zaw iera się jako p rzypadek szczeg ó ln y w stru k tu rze g eo m etrii n ieeu k lid eso w ej. A b y m ó c b ad ać g eom etrię e u k li- d eso w ą z punktu w id zen ia g eo m etrii n ie e u k lid e so w e j trzeba w p ro w a ­ d zić p o jęcie k rzy w izn y — w ó w cza s p rzestrzeń eu k lid eso w a jest po p ro ­ stu p rzestrzen ią o k r zy w izn ie ró w n ej zero. P o n iew a ż w różnych g e ­ om etriach m ożem y w yrażać te sam e treści, w ię c tr e śc i te są n ie z m ie n ­ n ik a m i .przejść p om ięd zy ró żn y m i g eom etriam i (w ła śn ie te n ie z m ie n n i­ k i to fa k ty ep istem ologiczn e, a ich w artość a b solu tn a ograniczona jest p rzez k a teg o rie p ozn aw cze o b o w ią zu ją ce w d anym p arad ygm acie). T reść ta m u si się w ią za ć z p ew n y m i o b iek ty w n y m i w ła sn o ścia m i p rzestrzen i fizy czn ej. M im o .tego, że tw ierd zen ia g eo m etrii .mają różną form ę w różn ych geom etriach, to jednak p osiad ają p ew n ą o b iek ty w n ą treść — jest n ią n iezm ien n ik przy przejściu p om iędzy różnym i geom etriam i.

Oznacza to, że geom etria posiada p ew ien elem en t sy n tety czn y a p rio ri (jest to zarazem elem en t em p iryczn y) — w ią ż e się on z ty m i stru k tu ­ ram i, k tó re n ie zm ien iają się p rzy p rzejściu od jednej g eo m etrii do d rugiej. P rzyk ład ow o, za.sada in d u k cji m a tem a ty czn ej, w sw o jej n a j­ o g ó ln iejszej form ie, jest to fa k t epistemologie,zmy.

9 T a m ż e , 89.

(8)

Idea Boga p o ja w ia s ię u D escartesa jako jasna ii w yraźn a id ea p ie r ­ w o tn a u m y słu , jednak w m om en cie z a istn ien ia d o w o d u n a istn ien ie Boga, Bóg zaczyna fu n k cjo n o w a ć rów nież, jako fa k t ep istem o lo g iczn y (w e w sp o m n ia n y m p rzeze minie sensie). A b y zrozum ieć, w jak i sposób p o jęcie Boga jako fa k tu ep istem o lo g iczn eg o jest o b o w ią zu ją ce w t e ­ oriach n au k ow ych , przyjrzyjm y się m etodom n a u k ow ym L eibniza.

5. M ETODY N AU K O W E L E IB N IZ A , A K O N C EPC JA BO G A

L eibniz, pod ob n ie jak K artezju sz, ch ciał zrealizow ać id ea ł n a u k i u n i­ w ersa ln ej. N aukę tę n a z y w a ł „ch arak terystyk ą kom lbinatoryezną”. Idea te j n a u k i b yła ściśle zw ią za n a z teorią p ozn an ia L eib n iza 11.

M onady, w e d łu g L eibniza, to b yty p roste zd oln e ido d ziałan ia. K ażda m onada jest zu p ełn ie od zielon a od in n ych m on ad , a jej d ziałan ie p o ­ leg a n a sp on tan iczn ych sp ostrzeżen iach . M onada m a k on tak t w y łą czn ie z harm onią p rzed u staw n ą u stan ow ion ą przez Boga. W m onadzie, jak w m ik rok osm osie, odbija się cały św ia t. M onady są na różn ym stopniu d osk on ałości — stopień dosk on ałości zależy od stopnia m o żliw o ści p o ­ zn a w a n ia za sa d y harm onii przeduistaw nej i d latego n a jd osk on alszą m o ­ n ad ą jest Bóg. P rzejście od jednego sp ostrzeżen ia do d ru g ieg o doko­ n u je się n ieu sta n n ie i w sposób ciągły. P o n iew a ż m on ad y (oprócz B o­ ga) niie poznają w sposób d oskonały (ich sp ostrzeżen ia n ie są całkiem , w yraźn e), w ię c p o ja w ia się bardzo isto tn y p od ział na p ra w d y fa k ty c z ­ n e (tzn. p rzyp ad k ow e — p o zn aw an e są p oszczególn e elem en ty m ech a ­ n izm u św iata, a n ie sam a zasada fu n k cjon ow an ia teg o m ech an izm u ) oraz a n alityczn e, rozum ow e (tzn. kon iecan e i w ieczn e, które p rzed sta ­ w ia ją zasadę harm on ii p rzed u staw n ej). Im d osk on alszy u m ysł, tym w ię c e j p ozn aje w sposób an a lity czn y a imniej w sposób fa k ty czn y — w ied za Boga jest czy sto an alityczn a (tożsam ościow a).

W róćm y teraz do id ei ch a ra k tery sty k i u n iw ersa ln ej. P o n iew a ż c z ło ­ w ie k m a dostęp do p ew n y ch praw d an a lity czn y ch (w ed łu g L eibniza), n a leży w ię c w y b ra ć n ie w ie lk ą liczb ę p rostych p o jęć, k tórych treść p o ­ zn aw an a je s t p rzez rozum w m o ż liw ie n a jw y ra źn iejszy sp osób i p r z y ­ p isać ty m pojęciom w sposób jednoznaczny sy m b o l tzn. ic h charakter. M ając już tak ie ch araktery, m am y w sw o im ręk u praw d y an alityczn e jako k on k retn e zw iązk i p om ięd zy charakteram i, od k ry w a n e w sposób bezpośredni przez rozum . Z nając p raw d y a n a lity czn e, zn am y zasadę harm on ii p rzed u sta w n ej, a w ięc zn am y zasadę fu n k cjon ow an ia i stru ­ k tu rę w szy stk ich is tn ie ją c y c h -bytów. P rzez o d p o w ied n ią kom b in ację sy m b o li odp ow iad ającym p rostym pojęciom , m ożem y otrzym ać każdą ideę, każdą m y śl, k a żd e zdanie.

L eib n iz p rób ow ał zrealizow ać tę id eę p racu jąc w zak resie lo g ik i m a ­ tem a ty czn ej (próba fo rm a liza cji m y ślen ia ) — bez w ię k sz e g o zresztą pow od zen ia. P on iew aż, podobnie jak dla K artezju sza, czym ś p o z y ty w ­ n y m b yła dla n iego prostota ra ch u n k ów arytm etyczn ych , w ię c podał id eę ra ch u n k u geom etryczn ego (nazw ał ten rachunek -analizą p o ło ż e ­ n ia (a n a ly s is situs), w k tórym rolę liczb p ełn iły fig u ry geom etryczn e, a od p o w ied n ik iem działań n a liczb ach b y ło w za jem n e p o ło żen ie figu r g eo m etryczn ych . Idea ta (podobnie z-resztą jak id ea logik i m a tem a ty cz­ nej) została rozw in ięta w X IX i w X X w iek u w p o sta ci top ologii.

11 M. Gordon, Leib niz, W -w a 1974, 245— 250; G. W. L eibniz, W y z n a ­

(9)

Istn ieje jeszcze trzeci punkt, w k tórym L eibniz p ró b o w a ł zrealizow ać id eę ch a ra k tery sty k i u n iw ersa ln ej (ikombinatoryczmej) a dotyczy on r a ­ chunku n iesk o ń czen ie m ałych ; tu taj jego pra:ce zak oń czyły się c zęścio ­ w o p o w od zen iem . Jako tw ó rca rachunku n iesk o ń czen ie m ałych stał się L eibniz, obok N ew ton a, w sp ółtw órcą rachunku różn iczkow ego i ca łk o ­ w ego. Z godnie ze sw o ją id eą ch a ra k tery sty k i u n iw e r sa ln e j L eibniz w y ­ szed ł od dw óch p o d sta w o w y ch pojęć: p ojęcia sum y n iesk o ń czen ie m a ­ ły ch (pojęcie to w y stę p o w a ło pr,zy ob liczan iu p ó l i o b jętości figu r) oraz p ojęcia n iesk o ń czen ie m a ły c h różnic (to p ojęcie b yło w y k o rzy sty ­ w a n e n a to m ia st przy zn a jd y w a n iu rówtnań sty czn y ch do k rzyw ych). P o ­ jęciom tym p rzyp isał sym bole: , J ” (sym bol całiki), :dla ozn aczen ia sum y n iesk o ń czen ie m a ły ch i ,,d x ” (sym bol różniczki), d la oznaczenia n ie s k o ń ­ czenie m a ły ch różnic. Cała an aliza m atem atyczn a m ia ła być sp row ad zo­ n a do od p ow ied n iej k om b in acji ty ch pojęć, zgodnie o c z y w iśc ie z p r z y ­ jęty m i reg u ła m i op erow an ia n im i (reguły różn iczkow an ia i całkow ania). Z auw ażm y, że D escartes, an alizu jąc (w oparciu o p rzyjęte k ategorie p ozn aw cze) id e e jak ie m am y w u m yśle, odkryw a:

1. d w ie id ee p ierw o tn e zw iązan e z su b stan cją m yślącą i ok reślające tę su b stan cję — są to idea trw an ia (w k on stru k cji n a u k i w yrażająca n a stę p stw o logiczn e danych fa k tó w ) oraz liczby;

2. jak rów n ież cztery id ee p ierw o tn e d otyczące su b stan cji rozciąg­ łej — są to id ee: rozciągłości, k ształtu , p ołożen ia i m c h u .

O czyw iście, w op arciu o te id ee b u d u je D esca rtes (jak ró w n ież L e i­ bniz) sw oją n au k ę u n iw ersa ln ą . W p rzyp ad k u L eibniza, k artezjań sk ą id eę trw a n ia m ożna odnaleźć pod postacią słyn n ej zasady ciągłości:

„W każd ym d om n iem an ym p rzejściu, kończącym się na jakim ś k r e ­ sie, d ozw olon e jest u sta n o w ie n ie p ew n eg o ogólnego rozum ow ania, k tó ­ ry m m ożn a ob jąć tak że k oń cow y k r e s” 12.

Z asada ta od gryw ała ogrom n ą rolę, n ie tyliko w n au ce b u d ow anej przez L eibniza, lecz rów n ież w całym p ó źn iejszy m rozw oju m atem atyk i. U w ażam , że zasad a ta to fa k t ep istem o lo g iczn y , a n a jego o b o w ią z y ­ w a n ie w różnych dziedzinach w ied zy (p rzynajm niej m atem atyk i) w sk a ­ zu je historia n a u k i n o w o ży tn ej. Z auw ażm y, że sch em at kar.tezjaństoie- igo dow odu na istn ien ie Boga jest zgodny z tą zasadą: idee, które m a ­ m y w u m y śle tw orzą ciąg, a ciąg ten, na p od staw ie k a teg o rii p o zn a w ­ czy ch K l —K4, m u si m ieć kres, a zatem n aszym rozu m ow an iem m u sim y objąć rów n ież ten k res, gdyż m a on co n a jw y żej ty le sam o treści, co e le m e n ty sk ład ow e ciągu (korzystam y z k ategorii p ozn aw czej K5).

W c elu zrozum ienia, w jaki sposób działa zasada cią g ło ści spójrzm y teraz n a to, w jaki sposób dow odzi L eibniz p ew n y ch w ła sn o ści i tw ie r ­ dzeń w ram ach tw o rzo n eg o przez sieb ie rachunku różniczkow ego. W ty m p rzyp ad k u zasad a cią g ło ści p rzy jm u je n astęp u jącą postać:

„T ym czasem p o jm u jem y n iesk o ń czen ie m ałą n ie ja k o zero proste i ab solutne, lecz jako zero w zg lęd n e, to zn aczy jako w ie lk o ść z n ik a ją ­ cą, która jednak .zachow uje ch arak ter te j która zn ik a ” 13,

tzin. za ch o w u je charakter liczb ow y. D la L eibniza zasada cią g ło ści b y ­ ła pom ostem m ięd zy różn iczkam i (a w ię c w ielk o ścia m i n iesk o ń czen ie m a ły m i) a rzeczyw istością.

P rzy p isy w a ł w ię c L eibniz różniczkom p ew n e „ rzeczy w iste” w ła sn o ści, 12 G. W. L eibniz, E a rly M a t h e m a t ic a l M anu s crip ts, C hicago 1920, 147. 13 С. В. B oyer, H istoria ra c h u n k u r ó ż n ic z k o w e g o i c a łk o w e g o , PW N, W -w a 1964, 311.

(10)

jak ie p rzy słu g iw a ły in n ym w ielk o ścio m , jed n ak .zarazem ch ciał u n ik n ą ć op erow an ia ty m i w ielk o ścia m i (tzn. sąd ził, że różn iczk i ,są n a ty le r e a l­ n e, że p rzysłu gu ją im p ew n e w łason ści, lecz jednak n ie na tyle, aby m ożn a w y k o n y w a ć na n ich op eracje jak n a liczbach). D la teg o też u ż y ­ w a ł sym boli d(x) i d(y) dla ozn aczen ia różn ic sk oń czon ych i n a tych (sym bolach w ykonyiw ał obliczenia. D opiero po zak oń czen iu rach u n k ów p p uszczał n a w ia sy i w y n ik o trzy m y w a ł d la różniczek d x i idy. U w ażał, że te g o ty p u sztu czk a jest dopuszczalna, g d y ż sto su n ek d y /d x zaw sze m ożn a sp ro w a d zić'd o stosu n k u d(y)/d(x). Jed n ak ,zn ow u jak p oprzednio, n ie tr a k to w a ł sto su n k u d y/d x jako p e w n e j n o w e j w ielk o ści, k tóra m ia ­ łab y se n s sam a w sob ie. In n ym i sło w y , ta k jak różniczka b yła n ie s k o ń ­ czen ie m ałą różnicą, k tóra m ia ła z a w iera ć w isobiie w ła sn o ś c i różnic sk o ń ­ czonych, tak ró w n ież pochodna była w y łą czn ie stosu n k iem różniczek i m u sia ła p osiad ać ich w ła sn o ści. P ojęcia, k tóre otrzym u je się w w y ­ n ik u tak ich n iesk oń czon ych op eracji (np. op eracji p rzejścia do g ra n i­ cy) m ają se n s ty lk o o ty le, o ile są w sta n ie w ch ło n ą ć w sieb ie w ła ­ sn o ści pojęć, k tóre je określają. R óżniczka n ie m ia ła w ię c dla L eibniza zn aczen ia sarna w sofcie — jej w ła sn o śc i i m o żliw o ści w y k o n y w a n ia na nich p e w n y c h d zia ła ń w y n ik a ły z w ła sn o ści liczb.

A b y zobaczyć, w jak i .sposób osiągn ięcia n au k ow e L eibniza w zm a ­ cn ia ją kartezjańskii dow ód n a istn ien ie Boga zau w ażm y, że idea ch a ­ ra k tery sty k i kom binatoirycznej, częścio w o przez n ieg o zrealizow an a; por k a zu je m o żliw o ść w ied zy a n a lity czn ej o św ie c ie zew n ętrzn ym . M yślę, że p ełn iej tę k w e stię m ożna zrozum ieć, gdy w eźm iem y pod u w a g ę to, że rachunek ró żn iczk o w y (otrzym any w oparciu o id e e ok reślające .sub­ sta n cję m yślącą) stał .się w m ech a n ice N ew to n a id ea ln y m n arzędziem do ppisu pojęcia ruchu. P rzypom nijm y, że p o jęcie ruchu sta n o w iło j e ­ dną z idei ok reślających .substancję rozciągłą, a w ię c od p ow iad ało t e ­ m u, co .zew nętrzne i n ieza leżn e od u m y słu (oczyw iście, w u jęciu D e ­ scartesa). M ożliw e (jest .więc w y d o sta n ie się z obszaru cogito, w o p a r­ ciu o id ee zaw arte w co gito i d ojście do tego, co is tn ie je n ieza leżn ie od cogito ·— m o żliw e jest ty m sam ym o d k ry w a n ie zasad h arm on ii iprzed- u sta w n ej i w k o n se k w e n c ji m o ż liw y jest d o w ó d na is tn ie n ie Boga.

6. ZW IĄZEK BO G A FILO ZO FII Z D A N Ą K O N C EPC JĄ N AU K O W O ŚC I

A b y dostrzec z w ią z e k p o m ięd zy w p ro w a d zen iem do stru k tu ry w ied zy k a teg o rii pozn aw czych , a k on ieczn ością w y stęp o w a n ia w tèj stru k tu ­ rze, zw iązan ego z ty m i k ategoriam i, dow odu n a is tn ie n ie Boga, p rzy j­ rzy jm y się czy stru k tu ry t e w y stęp u ją w n iek tórych in n ych k o n cep ­ cja ch .projektujących nauki.

W k o n cep cji P la to n a u m y sł p otrafi p oznać w p ro st stru k tu rę on to ló - giczn ą św iata id e i (oczyw iście ty lk o w p ew n y m zakresie). Ta poznana struktura on tologiczn a istaje s ię p o d sta w ą d a lszeg o p rocesu b u d o w y w ie ­ dzy. P o n iew a ż jednak .rów nież p e w n e z w ią zk i m ięd zy id eam i u m y sł p o zn a je bezp ośred n io (idee zostają w y ra żo n e w p o sta c i p o ję ć -o g ó ln y c h , a z w ią zk i m ięd zy n im i w postaci ogóln ych praw , p ew n ik ó w i a k sjo ­ m atów ), w ię c n ie istn ieją stru k tu ry poznaw cze, k tó re b y ły b y o d p o w ie ­ dzialn e za k on tak t u m y słu z zew n ętrzn ą w sto su n k u do u m y słu r z e ­ czy w isto ścią . M etoda akejom aiyczno-idedukcyjn.a u m o żliw ia w y łą c z n ie od tw a rza n ie św ia ta id ei w sposób c z y sto ap rioryczny, n a p o d sta w ie po­ zn a w a n y ch w p ro st idei. A -w ięc ró w n ież i D em iu rg p latoń sk i m a za zad an ie w y łą czn ie b u d ow ę św iata z istn ieją cy ch w ie c z n ie id ei — n ie

(11)

m a p otrzeb y (gdyż św ia t id e i jest sam ow ystarczaln y, sam oistn y) a n i m o żliw o ści (gd yż n ie m a istn ieją cy ch ap riorycznie m etod d ow od ow ych — przypom nę, m etod zw ią za n y ch ze stru k tu ram i p ozn aw czym i) dow odu n a is tn ie n ie Boga.

W przypadku filo zo fii A ry sto telesa ró w n ież p ozn ajem y w p ro st stru ­ k tu rę on tologiczn ą św ia ta zm ysłow ego. Jednak w y stę p u ją już „ głęb sze” stru k tu ry p oznaw cze. S tru k tu ry te działają w ram ach m eto d y ab strak ­ c ji od p ow ied zialn ej za p o w sta w a n ie p ojęć ogólnych, k tó re u jm u ją is to ­ t ę k o n k retn y ch jed n o stk o w y ch rzeczy p ozn aw an ych przez zm y sły . R oz­ w ija n ie w ied zy jest n atom iast m o żliw e dzięk i strukturze sylogizm u —- p rzy jego p om ocy m o żem y ro zw ija ć o sią g n iętą ijuiż w ied zę. Sądzę, ż e ipo- n ię w a ż u A ry sto telesa m am y już d o czyn ien ia ze stru k tu ram i p o zn a w ­ czym i, w ię c d latego p ojaw ia się k o n ieczn o ść dow odu n a is tn ie n ie B o ­ ga. Bóg. w k o n cep cji A ry sto telesa to P ierw szy P oru szycie! tzn. T en, k tó r y daje św iatu p ierw szy im puls. In n y m i sło w y , P ierw szy P o ru szy - c ie l n a d a je św ia tu w aru n k i p oczątk ow e, a w ię c Jego fu n k cja jest a n a ­ logiczn a do fu n k cji k a teg o rii p ozn aw czych w p ro cesie p o zn aw an ia, g d y ż d zięk i k a teg o rio m p ozn aw czym u m y sł n a sz otrzym u je p ojęcia o k r e śla ­ ją ce isto tę w y a b stra h o w a n ą z rzeczy jed n ostk ow ej. T ak, jak dzięk i k a ­ tegoriom p ozn aw czym m am y p o jęcia p rzy pom ocy k tórych rozpoczyna się p roces p o zn aw an ia, ta k ró w n ież d zięk i P ierw szem u P o ru szy cie lo w i św ia t zaczyn a „żyć’ i fu n k cjon ow ać.

M ożna w ię c p ow ied zieć, że obie k on cep cje (P latona i A ry sto telesa ) w ty m u jęciu są k o n cep cjam i em p iryczn ym i. T en em p iryzm w yraża się w tym , że p ozn ajem y bezp ośred n io stru k tu rę on tologiczn ą św ia ta istn ieją ceg o o b iek ty w n ie i n ieza leżn ie od n aszego u m ysłu . Poza ty m , ta p ozn aw an a b ezpośrednio struktura on tologiczn ą św ia ta jest c en tra l­ n y m sk ła d n ik iem w ied zy .

W za k resie struktur p ozn an ia n a stęp u je zasad n iczy zw rot u K a r te - zjiusza. M ięd zy strukturą św iata a n a szy m u m y słem p o ja w ia się p rze­ p a ść — n ie m o żem y poznać w ię c struktury św iata bezpośrednio. P o ­ ja w ia ją się k a teg o rie p oznaw cze, .które u m o żliw ia ją p ozn an ie św ia ta poza -u m ysłow ego.

U L eib n iza n atom iast k a teg o rie p ozn aw cze w ią ż ą s ię z w p ro w a d zo ­ n y m przez teg o filo zo fa p o jęciem h arm on ii pnzediustawnej. Ta w ła śn ie h arm on ia .przedustawna u m o żliw ia w sz e lk ie p oznanie, g d y ż su b stan cja w u jęciu L eibniza, to m onada „bez o k ie n ”, która n ie m a m o żliw o ści dotarcia w p ro st do in n ej m onady. H arm onia p rzed u sta w n a w yraża się m ięd zy in n y m i w p raw ach logik i, w zasad zie n a jm n iejszeg o działania czy w zasad zie m ak sim u m (to, co istn ie je jest n a jlep sze z tego, co m oże istn ieć).

Z auw ażm y, że .projekt L eib n iza b u d ow y kom ibinatoryki u n iw e r sa ln e j opiera się n a p rzyjęciu istn ien ia k a teg o rii pozn aw czych . Poprzez k a te ­ gorie p ozn aw cze o trzym u jem y n arzęd zie p o zw a la ją ce od tw orzyć w s p o ­ sób c z y sto a n a lity czn y ca ły św ia t (w ed łu g L eibniza każdy problem w ram ach kom b in atoryk i u n iw ersa ln ej b ęd zie m ożna rozw iązać w s p o ­ só b c z y sto logiczn y i form alny).

Jeśli chodzi o k ategorie p ozn aw cze w przypadku filo zo fii K anta, to sk ła d a ją s ię na nie: form a d ośw iad czen ia (czas i przestrzeń) oraz k a te ­ gorie in telek tu , dzięk i k tórym b u d u jem y w szelk ą w ied zę. C hciałbym p rzyp om n ieć, że, w e d łu g m nie, k a rtezja ń sk i dow ód na istn ie n ie Boga ob o w ią zu je rów n ież w k o n cep cji L eibniza i K anta — o czy w iście, przy u w zg lęd n ien iu in n y ch stru k tu r pozn aw czych zak ład an ych przez te k o n ­ cepcje.

(12)

7. Z A S A D A GR A N IC ZNA JA K O F A K T EPISTEM O LO G ICZNY

S ądzę, że nauka now ożytn a w dużej m ierze jest realizow ana zgod n ie z k artezjań sk im m od elem n a u k o w o ści. P rzyjrzyjm y się tem u na p r z y ­ k ład zie m a tem a ty k i X IX w iek u , w k tórej m ożna dostrzec p o w sta n ie w ie lu noiwych m etod badaw czych. W tym ok resie zaczęły rozw ijać się n o w e d ziały m atem atyk i. D ostrzeżono p roblem y, k tó ry ch w c z e śn ie j n ie u zn a w a n o za p rob lem y sen su s t ric te m a tem a ty czn e.

C h ciałb ym zw ró cić u w a g ę na k ilk a n u r tó w rw m a tem a ty ce X I X w ie ­ ku, które, jak są d zę, są ch a rak terystyczn e d la m a te m a ty k i teg o okresu i w z to g a o a ją k a rtezja ń sk i m o d el nau k ow ości. T ym i n u rta m i są: b a d a ­ n ia top ologiczn e, teoria m n ogości oraz pro,gram z E rlan gen F. K lein a. U podłoża ty c h n o w y ch m etod w m a tem a ty ce leża ła , jak sądzę, p e w ­ n a p o d staw ow a ten d en cja, która w y stą p iła z p ełn ą s iłą rw p ie r w sz e j p o ło w ie X IX w iek u .

S p row ad zała się ona do ch ęci u ściślen ia podistaw an alizy m a tem a ­ tyczn ej. W iek X V II i X V III to okres in ten sy w n eg o rozw oju a n a lizy (po p racach N ew ton a i L eibniza), bez zw racania zb y tn iej u w a g i n a jej p od staw ę. K ied y jednak rozra sta ją cy się gm ach a n a lizy m a tem a ty czn ej z a czą ł n a tra fia ć n a tru d n e do ro zw ią za n ia p ro b lem y i w e w n ę tr z n e sp rzeczn ości uznano, że n a leży o k reślić p o d sta w o w e p ojęcia analizy, podać ich śc isłe d e fin ic je i n a te j p o d sta w ie p rzep row ad zać dopiero d a lsze rozw ażan ia oraz fo rm u ło w a ć i d ow od zić tw ierd zen ia . Ten okres r y g o ry za cji p rzeb ieg a ł pod h asłem „a ry tm ety za cji a n a liz y ” u . W ielu w y b itn y c h m a te m a ty k ó w ta k ich jak: C auchy, A b el, B olzano, R iem an n , W eierstrass itd . brało w ty m u d ział. W tedy to p odano d efin icje c ią ­ g łości, granicy, fu n k cji, całki, p ochodnej itd . W p rogram ie ty m jest p rzy n a jm n iej jed en ch a ra k tery sty czn y elem en t, k tó ry w zasad n iczy sposób w zb o g a ca ł n o w o ży tn y id e a ł n a u k o w o ści. E lem en tem ty m jest m etod a, k tó rą n a zw ę „zasadą g ran iczn ą” (jest on a w p ew n y m sen sie od w ró cen iem sły n n e j za sa d y cią g ło ści L eibniza):

J e śli m a m y u k ła d ele m e n tó w i d ok on am y na ty c h elem en ta ch p e w ­ n ej „ n iesk oń czon ej” o p eracji (np. p rzejście do g ra n icy lu b u tw o rzen ie z n ich ja k iejś n o w e j struktury), to elem en t, k tó ry otrzym am y jako w y n ik te j operacji m o że m ie ć zasadniczo in n e w łasn ości, n iż elem en ty w y jśc io w e . W ażne jest śc isłe o k r e śle n ie dainej operacji.

Z auw ażm y, że zasad a graniczna, podobnie jak zasada cią g ło ści L e ib ­ niza, jest p rzyk ład em fa k tu ep istem ologiczn ego. Z asadę tę sto so w a ł np. C auchy i stała się ona isto tn y m sk ład n ik iem u m o żliw ia ją cy m p rze­ p ro w a d zen ie d ow od u h ip o tezy L eibniza (granica cią g u fu n k c ji ciągłych jest fu n k cją ciągłą) p o u przednim podaniu d e fin ic ji c ią g ło śc i i granicy; w k o n sek w en cji stała się ta zasada p rzy czy n ą odlkrycia b łęd u w d o­ w o d zie h ip otezy L eib n iza i d op row ad ziła do p o ja w ien ia s ię pojęcia jed n o sta jn ej z b ie ż n o ś c i15.

Z obaczm y jak zasad a ta w ią że się z .kantezjańskim m o d elem n a u k o ­ w ości. P rzy za stosow an iu za sa d y granicznej m am y n astęp u ją cą s y t u ­ ację. P rzy k ła d o w o p o jęcie szeregu liczb o w eg o ok reśla p ew n ą stru k tu rę d zięk i d e fin ic ji p ojęcia n iesk o ń czo n eg o su m o w a n ia (d efin icja zb ieżn o ści szeregu). Stru k tu ra ta n ie m u si b yć u ch w y tn a dla u m y słu , n ie m u si

14 C. B. B oyer, H istoria r a c h u n k u ró ż n ic z k o w e g o i c a łk o w e g o , PW N , W -w a 1964, 377— 418.

(13)

ró w n ież posiadać ty c h sam ych w ła sn o ś c i co elem en ty sk ła d o w e te j struktury. Stru k tu ra ta jest m a teria łem d o an alizy dla u m y słu . B a d a ­ ją cy tę stru k tu rę u m y sł m u si d ostrzec jej w ła sn o ści oraz zależności m ięd zy elem en ta m i te j stru k tu ry . N ow o pow.stała struktura .staje się w ię c częścio w o n ieza leżn a od u m ysłu , 'który w g ru n cie rzeczy ją stw orzył.

W sch em a cie określon ym przez zasadę .graniczną, k o n stru u je się p e w n e stru k tu ry '(„całości”), które dopiero trzeba p o zn a w a ć i badać. W ja k iś d ziw n y sposób sp la ta ć s ię zaczyna ze sobą racjon alizm i e m p i- ryzm (u m ysł n ie posiad a m o żliw o ści in tu icy jn eg o u ję c ia s k o n s tr u o w a ­ n eg o p rzez sie b ie obiektu — m u s i go badać, jakby to ibył o b ie k t e m p i- ryczny, n ieza leżn y od niego). W ty m w ła śn ie u w id a czn ia s ię idea, n a k tó rej o p ierają s ię -nowe m eto d y b a d aw cze tzn. sk on stru ow an a m a te ­ m atyczn a stru k tu ra m o że m ieć n o w e w ła sn o śc i, k tó re w c z e śn ie j n ie w y stę p o w a ły i n ie b y ły w ogóle b ra n e pod u w a g ę; te w ła sn o ści trzeba dop iero p o zn a ć p rzy p om ocy n o w y c h m etod i badań.

8. TEO RIA M NOGOŚCI

C hciałbym t ę id e ę b liżej n a św ie tlić n a p rzy k ła d zie jednej z n a jw a ż ­ n iejszy ch , jak sądzę, teo rii m a tem a ty czn y ch , iktóre p o w sta ły w okresie n ow ożytn ym . C hodzi o teorię m n ogości, stw o rzo n ą pod k o n iec X IX w iek u przez G eorga C anłora.

P rzyjrzyjm y .się d efin icji .zbioru p od an ej p rzez Cantora:

„Przez zbiór rozu m iem y zgru p ow an ie w jedną całość w y ra źn ie r ó ż ­ n ych p rzed m iotów n aszej in tu icji lub n a szej m y ś li” ; lu b : „K ażdy zbiór dobrze odróżnionych .rzeczy m oże 'być tra k to w a n y jako jed n olita rzecz dla s ie b ie ” 10.

D e fin ic je t e w y d a ją s ię bardzo n iep recy zy jn e. Jed n ak .zaw ierają p e ­ w ie n isto tn y elem en t, zw iązan y ściśle z zasadą .graniczną. D la C antora· do teg o , ab y u tw o rzy ć z p e w n y c h e le m e n tó w jak iś zbiór, w y sta rczy m ieć k ry teriu m p o z w a la ją c e rozdzielić te ele m e n ty („w yraźn ie różne, p rzed m ioty n a szej in tu ic ji”) — i to w zu p ełn o ści w y sta rczy . Te e le ­ m en ty n ie m u szą m ieć w sp ó ln ej w ła sn o śc i zezw a la ją cej dopiero na tw o rzen ie z o ic h p e w n e j całości. T ym sam ym .nie zn an e są a prio ri w ła sn o ści zbioru, k tó ry o trzym am y w w y n ik u p e w n e j op eracji. T e w ła sn o śc i trzeba dopiero p ozn ać an alizu jąc sa m zb iór i jego k o n ­ stru k cję. N o w o sk on stru ow an y zbiór m oże za w iera ć w sobie c a ły św ia t n o w y ch , n iezn a n y ch uprzednio w ła sn o ści.

Z obaczm y jak w ty m u jęciu 'pow staje zbiór liczb n a tu ra ln y ch . J eśli p rzy jm u jem y zasad ę, że do u tw o rzen ia jak iegoś zbioru trzeb a zn ać w ła sn o śc i jego elem en tó w , to w te d y p ojęcie zbioru (w szystk ich ) liczb n a tu ra ln y ch n ie m a sen su . W ynika to z tego, że z p ow od u n iesk o ń czo ­ n ej ilo ś c i liczb n a tu ra ln y ch n ie m ożem y znać w ła sn o ści ich w szy stk ich . S tą d brało się odrzu cen ie n iesk o ń czo n o ści a k tu a ln ej jako ta k ieg o p o -, jęcia, k tóre p rzeczy ło te j zasadzie. Z godnie z d e fin ic ją C antora n ie m a p rzeszkód dla u tw o rzen ia zbioru liczb n a tu ra ln y ch — są rozróżn ialn e i to w y sta rczy . F a k t rozróżn ialn ości liczib n a tu ra ln y ch w y n ik a z tego, że k ażda z nich „składa się ” z różn ej liczb y jedyn ek . M im o tego, że n ie zn am y w ła sn o śc i w sz y stk ic h liczb n a tu ra ln y ch , to jed n ak zn am y

18 G. Cantor, G e s s a m m e l t e A b h a n d lu n g e n m a t h e m a t i s c h e n u n d p h i ­

los o p h isc h e n In halts, red. E. Z erm elo, S p rin ger—V erlag, B erlin —H e ­

(14)

zasad ę tw o rzen ia k o lejn y ch d o w o ln ie d u ży ch liczb. L iczb y n atu raln e tw orzą w ię c p e w n ą stru k tu rę — tę stru k tu rę m o żem y tra k to w a ć jako ob iek t m a tem a ty czn y b ędący n o w ą jakością w stosu n k u do tw orzących g o elem en tów .

S p ójrzm y jak dalej działa „zasada C antora” k o n stru k cji zbiorów . O trzym aw szy zgod n ie z p ow yższą zasadą całą rodzinę zbiorów , szu k a ­ m y n ajp ro stszeg o k ry teriu m , k tóre u m o żliw ia ło b y rozróżn ien ie zb io ­ rów n a leżą cy ch do p ew n ej k lasy, n ie k on ieczn ie w sk a zu ją c na w ła s ­ n o ści ty c h zbiorów . T ym k ryteriu m okazuje s ię od w zorow an ie w z a je m ­ n ie jed n ozn aczn e p om ięd zy zbioram i tzn. dw a zbiory A i В zaliczam y do te j sa m ej k lasy, je śli istn ie je fu n k cja f w za jem n ie jednoznaczna odw zorow u jąca zbiór A na zb iór B. Z auw ażm y, że fu n k cja o ta k iej w ła sn o śc i n ie dom aga się żad n ych k o n k retn y ch w ła sn o ści zb iorów A i B, jednak jest w stan ie je rozróżnić — jeśli zbiory A i В są różne, to fu n k cja f n ie jest tożsam ościow a.

T ak otrzym an e k la sy n a zy w a C antor liczb a m i kard yn aln ym i. O czy­ w iśc ie , k ry teriu m rozróżn iające zb iory A i В m oże w sk a z y w a ć (lecz n ie m u si) n a ipewne w ła sn o ś c i ty c h żbiorów . T ak jest w przyp ad k u liczb p orządkow ych, k tóre p o w sta ją an alogiczn ie jak liczb y k a r d y n a l­ n e, jed n ak że fu n k cja w z a je m n ie jednoznaczna b ędąca p od staw ą otrzy­ m an ia ty c h liczb m u si za ch o w y w a ć porządek istn ie ją c y na zbiorach A i B.

J e śli w ię c is tn ie je k ryteriu m rozróżnienia p om ięd zy p ew n y m i e l e ­ m en tam i, to jest t o w aru n ek w y sta rcza ją cy do tego, aby te elem en ty tra k to w a ć jako jed n olitą całość. Brak tak iego k ry teriu m u n iem o żliw ia n a to m ia st tw o rzen ie ta k ie j całości. I tak np. n ie istn ie je zbiór w s z y s t­ k ic h iztaiorów, ho n ie jest m o ż liw e w sk a za n ie kryteriu m , k tóre by ro z­ różn iało w sz y stk ie m o żliw e zbiory. C antor uw aża, że ró w n ież w p r z y ­ p adku tw orzen ia zbiorów sk ończonych n ie m ożna w sk a za ć in n ego k r y ­ teriu m , oprócz k ry teriu m w yraźn ego rozróżn iania ele m e n tó w tw o r z ą ­ cych dany zb iór tzn. zbiory n iesk oń czon e m a ją co n a jm n iej ta k ie sa m e p raw o do istn ie n ia jak zbiory .skończone. Zobaczm y, co p isze sam C an­ to r n a tem a t „ w ielo ści n iesk o ń czo n y ch ” (Łzn. liczb k a rd yn aln ych n ie ­ skończonych).

„Czy n ie b y ło b y d o p o m y ślen ia , że już te w ie lo ś c i są „sprzeczne” i że sp rzeczn ość przyjęcia teg o , iż w sz y stk ie te e le m e n ty tw orzą p ew n ą ca ło ść jeszcze ty lk o n ie zw róciła na sieb ie u w agi? M oja od p ow ied ź na to brzm i, że p y ta n ie to n a le ż y ró w n ież rozszerzyć na w ie lo śc i sk oń ­ czone i że dokładne rozw ażan ie p row ad zi do n a stęp u ją ceg o w y n ik u : naiwet dla w ie lo ś c i skoń czon ych n ie da się p rzeprow adzić „dow odu” ich „ n iesp rzeczn ości”. In n ym i słow y: fa k t „n iesp rzeczn ości” w ie lo śc i sk oń czon ych jest prostą, n ied o w o d liw ą praw dą, jest „aksjom atem a r y t­ m e ty k i” (w sta ry m sen sie tego słow a). Tak sam o „n iesp rzeczn ość” w ie lo śc i, którym przyp isu ję a le fy jako liczb y k a rd y n a ln e jest a k sjo ­ m a tem rozszerzon ej a ry tm ety k i p o za sk o ń czo n ej” 17.

Co w ięcej, istn ieją ce a k tu a ln ie zbiory n iesk o ń czo n e stan ow ią p od ­ sta w ę teorii m nogości, w rozu m ien iu Cantora. Zbiory skończone są to tw o r y u m y słu k o n stru o w a n e w oparciu o istn ie ją c e id e a ln ie .zbiory n iesk oń czon e. W ty m m iejscu ch cia łb y m p rzypom nieć zasadę, na której

17 T am że, 249; tek st p olsk i w tł. R. M u raw sk iego na p od staw ie: Filo­

zo f ia m a t e m a t y k i (antologia t e k s t ó w k la s y c zn y c h ), red. R. M u raw sk i,

(15)

opiera się rozu m ien ie zb iorów n iesk o ń czo n y ch (tę zasadę m ożna .trak­ to w a ć jako d efin icję zbioru n iesk oń czon ego):

Z b ió r j e s t n ie s k o ń c zo n y , j e ś li p e w i e n je g o p o d z b i ó r w ł a ś c i w y j e s t z n i m r ó w n o liczn y.

Ta zasada w y d a je się być zap rzeczeniem d ziew ią teg o ak sjom atu E u ­ k lid esa , k tó ry brzm i: całość j e s t w i ę k s z a od części. Jed n ak sądzę, że zasada 'leżąca .u p o d sta w rozu m ien ia zbioru niesk oń czon ego, n ie p rze­ czy a k sjo m a to w i E uklidesa, lecz p o zw a la go le p ie j zrozum ieć — dzieje się _ ta k w ó w cza s, gd y ^ staram y się dostrzec w sp ó ln ą treść w tych stw ierd zen iach . Ta w sp óln a treść to k olejn y fa k t ep istem o lo g iczn y o d ­ k ry ty przez n aukę n ow ożytn ą. Ten fa k t ep istem o lo g iczn y m ożna ująć w n a stęp u ją cy sposób: całość j e s t w i ę k s z a od części p o d w a r u n k ie m ,

g d y p o ję c i e ,,c z ę ś ć ” t r a k t u j e m y w t y m s a m y m sensie, co p o jęcie „ w i ę k s z y ” ; w przypadku d efin icji zbioru n iesk oń czon ego „ część” jest

rozum iana jako „podzbiór w ła ś c iw y ”, n atom iast „ w ięk szy ” jako „m a­ jący w ię k sz ą m o c” — n ie m a w ię c sp rzeczn ości z ak sjom atem E u k li­ desa.

P rzy ok azji ch cia łb y m w sp om n ieć, że p o w sta n ie geom etrii n ie e u k li­ d eso w y ch zw róciło u w a g ę na isto tn e treści za w a r te w sły n n y m p iątym p o stu la cie E u k lid esa (przez p u n k t n ie leżą cy na p ro stej m ożna p o ­ p row ad zić dok ład n ie jedną p rostą rów n oległą); n ie sąd zę w ięc, że w ty ch geo m etria ch p ią ty p ostu lat jest od rzu con y (jeśli już, to w y łą czn ie z form aln ego p u n k tu w id zen ia). Po prostu o k a zu je się , że od p ojęć „prosta” i „rów n oległość” bardziej p o d sta w o w e są ipojęcia „geod etyk i” i „ k rzy w izn y ”. P rosta w „ eu k lid eso w y m ” ro zu m ien iu to geod etyk a l e ­ żąca n à p ow ierzch n i o k rzy w iźn ie ró w n ej zero.

9. B A D A N IA TOPOLO GICZNE I PRO G R AM K L E IN A

Teraz ch ciałb ym pokazać, że id ee, k tó re w p ły n ę ły na p o w sta n ie m e ­ tod top ologiczn ych b y ły zasad n iczo zgodne z zasadą graniczną.

J ed n y m ze źródeł to p o lo g ii są badania d oty czą ce fu n k cji zesp olon ych j .(a: + iy) = u + iv. B adania t e rozpoczął R iem a n n w sw ojej rozp raw ie doktorskiej, która uk azała się w 1851 r o k u ls. W b ad an iach ty c h m ię ­ d zy in n y m i chodziło o p o d a n ie tak ich w a r u n k ó w na fu n k cję zespoloną, aby dana fu n k cja zesp olon a p rzek ształcała obszar p łaszczyzn y (tzn. zbiór sp ójn y i otw arty) na obszar. Te w a ru n k i (m iędzy in n y m i tzw . w a ru n k i C auchy’ego — R iem an n a) d oprow adziły do p o w sta n ia p ojęcia fu n k c ji an a lity czn ej. N atom iast ro zp a try w a n ie fu n k cji a n a lity czn y ch w ielo zn a czn y ch doprow adziło do p o w sta n ia p ojęcia p ow ierzch n i riem an - nowsfkiej. W przyp ad k u fu n k cji w ielo zn a czn ej otrzym u jem y całą w ią zk ę ta k ich p ow ierzch n i. D ana fu n k cja w ielozn aczn a „rozpada się ” w ię c n a k la sę fu n k cji jed n ozn aczn ych (każdą z .takich fu n k c ji o trzym u jem y, gdy ograniczym y jej zbiór w a rto ści do jednej z p ow ierzch n i riem an - now sk ich ). F u n k cje n a leżą ce do tej k la sy m ają w sp ó ln ą stru k tu rę — jest n ią stru k tu ra topologiczna. O znacza to, że p o w ierzch n ie riem an - n o w sk ie danej fu n k cji w ielo zn a czn ej są m ięd zy sobą h om eom orficzne. R iem an n dostrzegł potrzebę badań top ologiczn ych p o w ierzch n i o d k ry­ tych p odczas an alizy fu n k cji zesp olon ych i rozpoczął t e badania w p r o ­ w a d za ją c p o jęcie „liczb B e ttie g o ” p o w ierzch n i —- liczb y te są n ie ­ ls B. R iem ann, G e s a m m e l t e m a t h e m a t i s c h e W e r k e , L eip zig 1876, 3— — 43; N. Bourfoaki, E l e m e n t y h is to rii m a t e m a t y k i , PW N , W -w a ,1980, 117— 182.

(16)

zm ien n ik a m i .topologicznym i i ty m sam ym dają ch arak terystyk ę top o­ lo g iczn ą pow ierzchni.

Z au w ażm y zresztą, ż e p o ję c ie stru k tu ry to p o lo g iczn ej p o ja w ia się już przy geom etryczn ej in terp reta cji liczb zespolonych. M ając d w ie d o­ w o ln e liczby zesp olon e (na p łaszczyźn ie) m ożn a p rzejść od jednej z n ich do d ru g iej w sposób c ią g ły n a n iesk o ń czen ie w ie le sp o so b ó w (in aczej, n iż w p rzyp ad k u dw óch p u n k tów n a p rostej, gd zie przejście c ią g łe od jed n ego p u n k tu do d ru g ieg o jest jednoznaczne). O m o żliw o ści in terp reta cji geom etryczn ej liczb zesp olon ych na p ła szczy źn ie i o k w e ­ s t ii n iesk o ń czen ie w ie lu o d w zorow ań cią g ły ch p rzek szta łca ją cy ch jed en p u n k t w drugi p isa ł G auss w 1812 roku 19.

W ty m sp o strzeżen iu tk w i już zalążek m etod top ologiczn ych . Z p u n ­ k tu w id zen ia m o żliw o ści p ew n y ch c ią g ły ch p rzek ształceń płaszczyzn a m a zn aczn ie bogatszą stru k tu rę n iż prosta. W skazuje to na zasadniczą różn icę m ięd zy p rostą a p łaszczyzn ą w „p ew n ym sen sie” —- ty m se n ­ se m jest struktura top ologiczn a (nie m ożna p rzejść w .sposób to p o lo ­ g iczn y z p rostej na p łaszczyznę).

Bardzo isto tn e dla p ow stan ia top ologii b y ły a n a lizy z w ią za n e z tw ie r ­ d zen iem E ulera. T w ierd zen ie to m ów i, że sum a ścian i w ierzch o łk ó w d o w o ln eg o w .ielościanu w y p u k łeg o , p om n iejszon a o liczb ę jego k r a ­ w ęd zi, rów na się 2. P rób ow an o u ogóln ić to tw ierd zen ie. F ran cu sk i m e ­ ch a n ik .i m a tem a ty k L ouis P oin sot w pracy O w i e l o k ą ta c h i w i e l o ·

ś c i a n a c h 20 pokazał, że dla p ew n y ch g w ia źd zisty ch w ie lo śc ia n ó w m a

m ie jsc e in n y zw iązek różn iący ,się od zależn ości iw ym aganej przez tw ierd zen ie E ulera. R ów n ież C auchy w B a d a n ia ch na t e m a t w i e l o ­

ś c i a n ó w 21 w sk a za ł p rzyk ład y w ie lo śc ia n ó w n ie od p ow iad ających za leż­

n o ści E ulera. Okazało się , że dana za leżn o ść ty p u E ulera ok reśla p e w ­ n ą k la sę w ie lo śc ia n ó w hom eom orficznych. I tak np. w y jśc io w e tw ie r ­ d z e n ie E ulera jest p ra w d ziw e dla w szy stk ich w ie lo śc ia n ó w , k tórych p o w ierzch n ie są hom eom orficzn e ze sferą.

S p ójrzm y na zależność E ulera w n ieco in n y sposób. Z ależność ta u k azu je, że różne w ielo ścia n y m ające zu p ełn ie różną stru k tu rę g eo m e­ tryczn ą, algeb raiczn ą itd., m ają jednak p ew n ą wispólną p o d staw ow ą cech ę — jest n ią ten ,sam w zór w ią żą cy liczb ę w ierzch ołk ów , k ra w ęd zi i ścian tych w ielo ścia n ó w . W m om en cie p o ja w ie n ia się w zoru Eulera, w m a tem a ty ce n ie znano tak iej struktury, która b y ła b y o d p o w ied zia l­ n a za is tn ie n ie teg o p od ob ień stw a. B adania, k tó re z jednej istrony .szły w k ieru n k u p o szu k iw a n ia dow odu tw ierd zen ia E ulera (to tw ierd zen ie b y ło na początk u tra k to w a n e jako hipoteza), a z drugiej strony na szu k an iu kontirprzykładów do tej hip otezy, d op row ad ziły w k oń cu do (podania k la sy fik a c ji top ologiczn ej w ielo ścia n ó w . T ym sam ym z n a le ­ ziono p od staw ę, która o d p ow iad ała za p ra w d ziw o ść w zoru E ulera dla fig u r geom etryczn ych m a ją cy ch zu p ełn ie in n ą strukturę m atem atyczn ą (do ta m tej pory) — tą pod staw ą b yła topologia.

O czyw iście, w sz y stk ie 'te rozw ażan ia g eo m etry czn e n ie m o g ły dopro­ w a d zić d o p o w sta n ia top ologii jako gałęzi m a tem a ty k i, gdyby n ie u ś c i­ ś le n ie p ojęć granicy, cią g ło ści i fu n k cji (ścisła d efin icja tych p ojęć b y ła w y n ik iem w sp o m n ia n eg o w cześn iej n u rtu w m a tem a ty ce X IX

19 C. F. G auss, W e r k e , Bd. 8, G ottin gen 1870—1927, 90—91; N. B ourba- k i, E l e m e n t y his to rii m a t e m a t y k i , PW N, W -w a 1980, 203—204.

20 A. P. J u szk iew icz (red.), M a t e m a t i k a X I X w i e k a (G eo m etria . T e o ­

r i a a n a li ty c z n y c h funkcji), Izd a tielstw o „N auka”, M oskw a 1981, 97— 98.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Praca ma dopomagać człowiekowi do tego, aby stawał się lepszym, duchowo dojrzalszym, bardziej odpowiedzialnym, aby mógł spełnić swoje ludzkie powołanie na tej ziemi za- równo

EMA can be used to support the outlined policy design approach by generating the ensemble of transient scenarios, by exploring the performance of actions over this ensemble

With these additional constraints the mathematical formulation of the FSMVRPTW can now be applied to cases using electrical vehicles and cases with limitations

negative emotions, but may like to stay in a crowd with a happy atmosphere. Thus, it is crucial for crowd managers to understand crowd emotions in real time

Wydarzenia sugerują, że mazowieccy doradcy Konrada z pewnością nie zgadzali się z książęcą polityką, o czym najdobitniej świadczy postępowanie księcia wobec nich,

It begins by in- vesting in HR analytics (Big data) for choosing and qualifying efficient leadership, then the environment will promote corporate entrepreneurship that will encourage

Zdjęcia tworzą 3 pary; każda para obejmuje zdjęcie zwłok w 2-3 godziny po śmierci (lewe zdjęcie z pary) oraz zdjęcie tych samych zwłok w jakiejś części objętych

Choć więc w klasycz- nej filozofii bytu nie zamierza się uzasadniać istnienia Boga, a tylko tłu- maczyć w sposób ostateczny istnienie świata, to dokonując takiego tłu-