Nr. 36 CENA 30 6R ROK 1
TYGODNIK ŻYDOWSKI
DLA SPRAW POLITYKI I KULTURY
A d r e s R e d a k cji i A d m in is tr a cji:
W A R S Z A W A K ró le w s k a 2 9 A , tel. 301-62
skrz. poczt. 113 K O N T O P. K. O . N r . 4.043
Godziny przyjęć: codziennie prócz sobót i niedziel — Redakcji
i Administracji 11—14.
Rękopisów nie zwraca się.
Treść numeru:
L E O P O L D H A L P E R N — D o czego to w szystko pro w ad zi?
DR. H A N S L IC H T W IT Z - M ufti IN Ż . A . G L IZ E R — C zy zm iana ta k ty k i?
O U T S ID E R — U m ów m y się...
DR. A, W . — P olity ka k ultu raln a w Polsce W Ł . K O N IC — D zieje h an d lu żydow skiego
R O M A N B R A N D S T A E T T E R — P o d w erbel rew olucyjnych bębnów M IE C Z Y S Ł A W B R A U N - Pieśń o zakopanej krzyw dzie
I. B LEIB ER G — O historyczną praw dę chasydyzm u L E O N B A U M B E R G — W iersze Jasnorzew skiej M E L A N IA W A S E R M A N - W oczach Z achodu J. LESER — Recenzje teatralne
W y d arzen ia i odgłosy — A n ten a św iata
STER M Ł O D Y C H
17 października 1937 W A R S Z A W A 12 cheszwan 5698
LEOPOLD HALPERN
DO CZEGO TO WSZYSTKO PROWADZI?
D la żydow skiego obozu narodow ego i s t o t ą ś w i a t o w e j k w e s t i i ż y d o w s k i e j j e s t b r a k p e ł n e g o i f a k t y c z n e g o r ó w n o u p r a w n i e n i a Ż y d ó w ; b ra k ró w n o u p raw nienia Ż ydów jak o zbiorow ości i jako jed n ostek; jako n aro d u w śród innych n aro dów świata, posiadających własne te ry to rium i suw erenność państw ow ą, oraz jako obyw ateli w śród innych obyw ateli p a ń stwa, posiadających pełnię praw . Stąd ro z w iązanie kw estii żydow skiej w idzi ży d o w ski obóz n aro d o w y w zdobyciu dla nasze
go n aro d u tego dw upostaciow ego ró w n o upraw nienia, którego w yrazem będzie o d b u dow a w łasnego państw a w P alestynie i przyznanie nam pełnych, faktycznych praw obyw atelskich i narodow ych w k ra jach diaspory , zwłaszcza w tych, w k tó rych stanow im y znaczne skupienia o cha
rakterze m niejszości narodow ej.
D latego treścią żydow skiego ruchu n a
rodow o-w yzw oleńczego była i pozostała w alka o rów noupraw nienie. Pierw szą fa
zą tej w alki (trw ała on w różnych k ra jach od p ołow y w. X IX . d o końca w ojny św iatow ej) b yło dążenie do zdobycia ró w n ou praw n ien ia f o r m a l n e g o — d ru g ą : dążenie do jego urzeczyw istnienia, t. j.
w alka o ró w noupraw nienie f a k t y c z n e . W Polsce N iepodległej K onstytucja przyznała nam rów noupraw nienie, ale p ra k ty k a rządów , p opierana przez znacz
ne odłam y społeczeństw a polskiego u d a rem niała jego urzeczyw istnianie we w szy
stkich dziedzinach życia. T ak więc celem żydow skiej p o lity k i narodow ej w Polsce N iepodległej by ło osiągnięcie ró w n o upraw nienia faktycznego — treścią: walka o nie. W a lk a ta, o p arta na żyw iołow ych dążeniach najszerszych mas żydow skich trw a o d lat, a na przestrzeni jej dziew ięt
nastoletnich już dziejów nie b rak dram a
tycznych i heroicznych m om entów.
Są to w szystko stare, notorycznie znane p ra w d y i fak ty , k tó re teraz ty lk o p rz y p o m inam y.
P rzypom inam y je sobie i innym , p onie
w aż ostatnie d n i p rzyn iosły nam jaskraw o zarysow any p u n k t zw rotny: oto nie osiąg
nąw szy celu d r u g i e j fazy naszej w alki 0 rów noupraw nienie, w kroczyliśm y nagle, albo ściślej, zostaliśm y zepchnięci do fa zy t r z e c i e j . Treścią tej fazy będzie o b r o n a n a s z e g o r ó w n o u p r a w n i e n i a f o r m a l n e g o p rz y jedne czesnym rezygnow aniu z ideału ró w n o u praw nienia faktycznego.
A lbow iem rozporządzenia porządkow e rek torów , w prow adzające na w yższych u- czelniach osobne miejsca d la studentów Ż ydów , osobne zaś dla studentów w szyst
kich innych narodow ości i w yznań ozna
czają — stw ierdzam y to z całą stanow czo
ścią i z pełną odpow iedzialnością — p ier
wszy w yłom w naszym form alnym ró w n o u praw nieniu w Polsce. W b rew zasadom obow iązującej K onstytucji sw orzono w y
ra źn y precedens. Precedensy zaś m ają o- grom ne znaczenie w dziedzinie praw a i po lityk i. Pam iętać p rzy tym należy, że an tyży do w skie precedensy ostatnich lat nie
mal bez w y jątk u pow staw ały na wyższych uczelniach, znajdując szybko oddźw ięk po za ich m uram i. T ak było przede w szyst
kim z precedensem bezkarnego te rro ru fi
zycznego wobec Ż ydów . D zięki swoiście w yzyskiw anej autonom ii i eksterytorial- ności m ożna b yło w biały dzień bić bez
karnie obyw ateli-Ż ydów na oczach w ładz bezpieczeństw a, przypatrujących się tem u bezradnie przez k ra ty bram uniw ersytec
kich. W te d y w łaśnie co światlejsze i ele
m entarnie uczciwe um ysły w społeczeńst
wie polskim w skazyw ały n a niem oralność 1 absurdalność takich stosunków , d om a
gając się usunięcia tej jaskraw ej różnicy pom iędzy stanem bezpieczeństw a na chod
n ik u K rakow skiego Przedm ieścia a na dziedzińcu posesji N r. 26/28 p rzy tejże uli
cy. O tóż życzeniu tem u stało się ostatnio oczywiście zadość: stan bezpieczeństw a obyw ateli-Ż ydów n a ulicach stolicy nie różni się już o d tegoż na dziedzińcach
wyższych uczelni... P recedens uniw ersyte
cki odniósł zwycięstwo.
D latego z całym naciskiem wskazujem y w tych przełom ow ych chwilach, k tó re dziś przeżyw am y, na ogrom ne niebezpie
czeństwo nowego, tym razem p r a w n eg o precedensu akadem ickiego dla pozycji praw nej, obyw atelskiej i elem entarnie lu dzkiej 3.500,000 Ż ydów w Polsce. U w aża
my, że naczelnym zadaniem p olity k i ży dow skiej w now o w ytw orzonej sytuacji jest zaciekła, w ytrw ała i na praw dę bez
kom prom isow a w alka przeciw tem u zam a
chow i na nasze form alne ró w n o u p raw n ie
nie obyw atelskie. M im o, że p rzed p o lity ką ży dow ską stoi tyle innych, elem entarnie życiow ych i palących zadań oraz obow iąz
ków ; m imo, że nieustannie m usi ona stać na straży bezpieczeństw a fizycznego lu d ności żydow skiej; mimo, że zadaniem jej jest bronić m asy b ied o ty żydow skiej od w ygłodzenia przez terro r b o jk o to w y — n a c z e l n y m zadaniem chwili, obok w szystkich tych zadań, jest o b r o n a n a s z e g o r ó w n o u p r a w n i e n i al Jedna rysa na tym gm achu, k tó ry cegła po cegle uniosło kilk a p ok o leń żydow skich, doprow adzić może do zaw alenia się całej budow li.
Pam iętam y i zdajem y sobie z tego d o b rze spraw ę: celem, bezpośrednim celem kam panii, k tó rą prow ad zi się przeciw nam , celem tej krzykliw ej, w ulgarnej hecy, celem tego bezlitosnego terro ru , celem a k cji w ygładzania ekonom icznego — jest zastraszenie nas, sparaliżow anie naszej odporności, obezw ładnienie rą k naszych, by m ożna było w odpow iedniej chwili w y r w a ć z n i c h n a s z d o w ó d o s o b i s t y o b y w a t e l s t w a R z e c z y p o s p o l i t e j P o l s k i e jl
N asi w rogow ie w iedzą dobrze, że jest to nasza ostatnia tarcza, ostatni szaniec, co b ro n i nas przed stoczeniem się na niziny b y tu pariasów , z k tó ry m i w szystko już m ożna bezkarnie robić, k tó ry m w szystko m ożna odebrać. D latego tak łapczywie, ta k chciwie w yryw ają nam z rą k nasz d o w ód obyw atelski. D ziś przez w prow adze
nie „ghetta ław kow ego” u dało się im o d e
brać jeden m alutki skraw ek naszego pasz
portu . P raw da, do w ó d oso bisty nie straci!
przez to znaczenia. A le pam iętajm y: jesz
cze kilk a takich oderw anych, w yszarpa
nych skraw ków , a d o w ó d osobisty straci na ważności — stanie się p oobryw anym strzępem .
N asza m łodzież akadem icka, k tó ra pod razam i uderzeń i p o d gradem obelg trz y ma się kurczow o ostatkiem sił miejsc, k tó rych nie w olno jej zajm ow ać n a zasadzie
„zarządzenia porząd ko w eg o” rektorów , ale k tó re w olno jej zajm ow ać na zasadzie U staw y Zasadniczej, — nasi m łodzieńcy i dziewczęta, co godziny całe stojąco słu
chają w ykładów , narażając się na u tratę sił, na zaw roty głow y, na om dlenie — nie w idzą naw et w tej żyw iołow ej prostocie o druchu naro do w ej dum y, jak dobrze, jak w iernie służą swojem u n aro do w i w P o l
sce, jak skutecznie stoją na straży zagro
żonych praw sw oich prześladow anych oj
ców i braci po m iastach i m iasteczkach ca
łego kraju.
N ig d y tego naszej m łodzieży akadem ic
kiej nie zapom nim y!
Z daje się, że nie wszyscy jeszcze dobrze rozum ieją, czym jest w istocie rzeczy takie sobie „zarządzenie p orząd k o w e” rekto rów polskich wyższych uczelni z października 1937 r. N ie wszyscy Polacy i nie wszyscy Ż ydzi. W a rto więc je bliżej ocenić.
C zy w prow adzenie „ghetta ław kow ego dla jednej narodow ości i w yznania ozna
cza p o w r ó t d o ś r e d n i o w i e c z a ? A leż nic bardziej błędnego, b o w śred n io wieczu czegoś takiego na w yższych uczel
niach nie było .
S tudiując dzieje zagadnienia n aro d o w o ściowego, znaleźliśm y też opis stosunków narodow ościow ych na średniow iecznych w yższych uczelniach. O tóż trzeba w ie
dzieć, że uniw ersytety w w iekach średnich były koleb ką now oczesnego pojęcia n a ro du i słow a „n a t i o ”. O kreślano nim z o r
ganizow any ogół studentów , należących do jednej narodow ości. Studenckie „natio- nes” nie p ok ry w ały się jed n ak całkowicie z dzisiejszym i narodam i. M iędzy tym i „na- tiones” studentów zachodziły częste swa- ry i w alki. W pew nym sporze dw uch „na- tiones” na uniw ersytecie w P aryżu o
„przynależność n aro d o w ą” studenta, .k a r
dynał S i m o n d e B r i e (w . X III) o- rzekl, że w takich w y padk ach decydow ać ma oświadczenie danego studenta, do k tó r e ’ narodow ości pragnie się zaliczać.
T ak było w średniow ieczu na w yższych uczelniach. B yły i stud iow ały o b o k siebie różne narodow ości, b y ły m iędzy nim i spo ry, b o każda „natio” chciała do swego g ro na przeciągnąć jak najwięcej akadem ików , był przebłysk późniejszej teorii sam ookre- ślenia n arod ów w m ądrym orzeczeniu k a r
dy n ała — ale nie b yło prześladow ania jed nej narodow ości, nie by ło niedopuszczania do k o rzy stan ia z w iedzy w yznaw ców jed nej religii, nie b yło wreszcie dla nich, ani dla jakiejkolw iek „natio” specjalnych miejsc w aud yto riach średniow iecznych uniw ersytetów ! P ozostaw m y więc lepiej w sp o k o ju średniow iecze i w róćm y d o r.
1937...
W r. 1937 nie w prow adzono podziału narodow ościow ego p rzy k o rzy staniu z n a
u k i na w yższych uczelniach, ale zdyskry- m inow ano form alnie jedn ą narodow ość i jedno w yznanie, izolując przynależnych do tej zbiorow ości o d w s z y s t k i c h innych narodow ości i innych w yznań.
D latego nas nie m ogą przekonać czyjekol- w iek bardziej lub mniej szczere zapew nie
nia, że „zarządzenie p orząd k o w e” nie na-
Dr. HANS LICHTWITZ
rusza godności akadem ika żydow skiego i całej naszej zbiorow ości narodow ej.
B yłoby tak, g dy by w ydzielono od dziel
ne miejsca dla P olaków , R osjan, U k ra iń ców, Niem ców , C hińczyków , Ż y dó w i t. d.
i t. d. T aki podział etnograficzny sal w y kładow ych by łb y wysoce śm ieszny i cał
kow icie niecelowy, ale nie godziłby w n i
czyją godność lu dzk ą i narod ow ą. T o zaś, co p rzeprow adziło się w październiku 1937 jest jeszcze m niej uzasadnione jak i
m ikolw iek względam i obiektyw nym i. Z postulatem każdej narodow ości do w łas
nego szkolnictw a narodow ego, począw szy c d szkoły ludow ej a skończyw szy na ak a
dem ickiej, z postulatem , o k tó ry walczyli P olacy p o d zaboram i i o k tó ry walczą d riś m niejszości n arod ow e w Polsce, — w yznaczenie oddzielnych ław ek nie ma, oczywiście, nic w spólnego.
W ięc tyiko jedna intencja kierow ała ty mi, z k tó ry ch polecenia w październiku 1937 r. stem plow ano na zielono legitym a
cje w szystkich stu den tów nie-Żydów , a na fioletow o Ż y dó w : odgraniczyć Ż yd ów od ogółu, poniżyć ich form alnie i zew nętrz
nie, pozbaw ić ich rów nou praw n ien ia w społeczności akadem ickiej. F ioletow y tusz na żydow skich legitym acjach miał więc spełnić rolę średniow iecznych żółtych lat na żydow skich ubiorach, ale p rzy wycis
k an iu stem pelkiem p iętna n a żydow skich dow odach akadem ickich po plam iono też fioletow ą farbą tarczę polskiej nauki.
C zy nie była to czasem zb y t droga ce
n a ?
M oże nigdy, jak właśnie w tych dniach, co tak boleśnie przeżyw am y, nie odczuwa-
M u ftic h są c a łe se tk i. T a k n a z y w a ją się w św ie c ie m u z u łm a ń s k im u c z e n i — a r a b sk ie słow o o z n a c z a „ d e c y d u ją c y " — k tó . r y c h p ra w o k a n o n ic z n e u p o w a ż n ia do d e c y d o w a n ia w s p o r n y c h k w e s tia c h r e l i g i j n y c h . W h i e r a r c h i i k le r u m u f ti z a jm u j e niższy s to p ie ń n iż k a h d i, sę d z ia r e lig ijn y . K ie d y je d n a k d ziś m ó w i się o M u f tim , to m a się n a m y śli w c a ły m św ie cie p o lity c z n y m p e w n ą o k re ś lo n ą o so b isto ść. — O so
b is to ś c ią tą je s t M o h a u m e d A m in el H us- se in i, m u f ti je ro z o lim s k i. J e s t to s to s u n k o wo m ło d y c z ło w ie k — w y g lą d a o n n a 44 la ta — a le d o sz c z y tu sw o ic h za sz czy tó w i w p ły w ó w d o sz e d ł m a ją c l a t 28. W P a le s ty n ie p o w o je n n e j o b ją ł ro lę a n ta g o n is ty A n g lii i Ż ydów . A s ta ło się to — n a ta k ie p a r a d o k s y p o z w a la so b ie ty lk o h is t o r ia — za p o m o c ą Ż y d a i a d m in is t r a c ji a n g ie ls k ie j.
A m in el H u s s e in i u w a ż a s ię z a p o to m k a k a lif a A li‘ego i F a tm y , c ó r k i P r o r o k a . T a w y ją tk o w a p o z y c ja b y ła je d n a k k w e s tio n o w a n a je sz c z e za czasów tu r e c k ic h p rz e z n a j . z a c ie k le js z y e h w ro g ó w M u ftie g o , p rz e z ró d N asz asz y b io h . A lb o w ie m H u sse in i p o c h o d zą w rze c z y w isto śc i z p o łu d n io w o - a f r y k a ń s k ie g o J e m e n u i p r z e d ty m n o s ili n a zw ę ro d o w ą „ E l A sw a d " ( c z a r n i) . D z ia d e k M u ftie g o , p o ś lu b ia ją c n ie w ia s tę z r o d u H u sse in ic li, p r z e ją ł j e j n a z w isk o . M ąż te n , M u sta fa H u sse in i, d z ię k i s iln y m k o n ta k to m z w ła d z a m i tu r e c k im i, z o s ta ł n iu f- tiin J e ro z o lim y . U rz ą d te n p o z o s ta ł w r ę k u je g o ro d z in y . Je g o n a s tę p c ą b y l o jc ie c o- b e c n e g o m u ftie g o , p o k tó r y m n a s tą p i ł je g o s tr y j, b e z p o ś r e d n i p o p r z e d n ik A m in a .
A m in el H u s s e in i u r o d z ił się w r. 1893;
o tr z y m a ł w y k s z ta łc e n ie , ja k ie w f e u d a l
n y c h r o d z in a c h a r a b s k ic h d a je się d z ie . c io m n a jz d o ln ie js z y m . W J e r o z o lim ie u- e z ęszcz ał d o sz k o ły r z ą d o w e j, p o ty m do a- k a d e m ii r e li g ijn e j sz e ik a R a sz y d a R id w K a irz e . W r. 1913 o d b y ł p ie lg r z y m k ę d o M e k k i: o d tego cz asu n o si t y tu ł „ h a d ż " . 7,
liśmy w rów nie silnym stop niu św iadom o
ści, że w alka o nasze pełne ró w n o u p raw nienie idzie p o linii rzeczyw istych intere
sów P aństw a Polskiego, że p o lity k a ży dow ska, k tó rą prow adzim y w Polsce łączy harm onijnie rację polityczną P aństw a i p o lityczną rację jego obyw ateli-Ż ydów . M y zawsze podnosiliśm y, że w interesie P a ń stw a leży jak najsilniejsze zw iązanie z nim w szystkich jego obyw ateli, w szystkich n a
rodow ości i w yznań. N ie ma zaś rów nie silnego węzła, łączącego obyw atela z P a ń stwem, jak św iadom ość rów nych praw i rów nych obow iązków .
D ziś czyni się ze stron y o bozu an tyse
m ickiego w szystko, aby pozbaw ić nas tej św iadom ości. I to zarów no w sto su n k u do rów nych praw , jak i rów nych ob ow iąz
ków . Pragnie się nam w ydrzeć nasz d o w ód osobisty, ale znaleźli się już an ty se
mici, gotow i nas pozbaw ić k s i ą ż e c z k i w o j s k o w e j . T ak oto atakuje się Ż y dów , ale jednocześnie godzi się w zw artość P aństw a, w jego lad w ew nętrzny, w jego obronność na zew nątrz.
M y z rów ną zaciekłością i w ytrzym ało
ścią bronić będziem y naszych dow odów obyw atelskich, jak książeczek w o jsk o wych, naszych praw w Państw ie, jak o b o w iązków w sto su n k u d o P aństw a. Tak nam d y k tu je św iadom ość o b y w a t e l i R z e c z y p o s p o l i t e j P o l s k i e j n a r o d o w o ś c i ż y d o w s k i e j ; świadom ość, k tó ra b ro n i nas przed u tra ceniem rów now agi.
P o d adresem zaś naszych przeciw ników w łonie społeczeństw a polskiego kieruje
my ty lk o jedno małe p y tan ie: czy chociaż I zdają sobie dobrze spraw ę z tego, do cze
go ich akcja p ro w a d zi?
M u f t i
K a i r u d ro g a p r o w a d z iła n a u n iw e r s y te t w K o n s ta n ty n o p o lu . W o jn ę p r z e b v l ja k o o f ic e r w S m y rn ie .
Je g o p o lity c z n a k a r ie r a r o z p o c z ę ła się z c h w ilą w k ro c z e n ia A n g lik ó w do P a le s ty n y . J a k o u r z ę d n ik w b iu r z e H u d a d P a sz y , a r a b s k ie g o d o ra d c y g u b e r n a to r a J e r o z o li
m y s ir R o n a ld a S to r r s ‘a, p o z n a ł d o b r z e k u lisy d w u lic o w e j p o lity k i b r y ty js k ie j w P a le s ty n ie . T a m d o jr z a ła je g o k o n c e p c ja a b s o lu tn e j n e g a c ji m ą n a d a tu a n g ie ls k ie g o i s y jo n is ty c z n e g o d z ie ła o d b u d o w y .
W r. 1920 o r g a n iz u je o n w ra z ze sw ym p r z y ja c ie le m A re f el A re f, w y d a w c ą an ty - m a n d a to w e g o p is m a „II S u ria il D e h a n u - lia " (S y r ia p o łu d n io w a ) — k rw a w e d e . m o n s tra c je w J e ro z o lim ie . P o ra z p ie rw sz y A n g lic y z m u sz e n i są się g n ą ć p o o s tr e ś r o d k i. O b a j p rz y w ó d c y u c ie k li do T r a n s j o r d a n ii i z o s ta li z a o c z n ie s k a z a n i n a 10 la t w ię z ie n ia .
j H e r b e r t S a m u e l p r z y b y ł d o k r a j u , ja k o p ie rw sz y i, ja k d o tą d , je d y n y ży d o w sk i sz ef r z ą d u . W ty m c z a sie z m a r ł K a m e i H u s.
se in i, m u f ti je r o z o lim s k i, s tr y j A m in a . R o z g o rz a ła o s tra w a lk a o o b s a d z e n ie w a
k u ją c e g o u rz ę d u . W w alc e te j o d n ió s ł zw y
cięstw o szeik J a y a lla , je d n a k H e r b e r t S a
m u e l n ie z a tw ie rd z ił je g o , a le A m in a el H u s s e in i, k tó r y fig u ro w a ł d o p ie ro n a c z w a rty m m ie jsc u ,u ła s k a w ia ją c go p rz e d ty m . Z je g o to r ą k M u fti o tr z y m a ł n a jw y ż sze m a h o m e ta ń s k ie g o d n o śc i i u rz ę d y . P r z y ja c ie l M u ftie g o A re f ę l A re f ró w n ie ż z o s ta ł u ła s k a w io n y i o b d a r z o n y sta n o w is
k ie m g u b e r a n to r a B e r.S z e b y .
Ś w ia t z e w n ę trz n y ła m a ł so b ie g łow ę n a d p o d ło ż e m te g o w ie lk o d u s z n e g o g e s tu H er-
; b e r ta S a m u e la , k tó r y s ą d z ił, że k r o k ie m
; ty m z je d n a d la n o w eg o r e ż y m u m ło d ą i r a d y k a ln ą g e n e r a c ję a r a b s k ą . S ta ło się w sz a k że w rę c z o d w ro tn ie . M u fti, o b d a r z o n y n a j-
; w yższą p o z y c ją s o c ja ln ą i o g ro m n y m i
| w p ro s t ś r o d k a m i m a te r ia ln y m i — je g o do- j c h o d y z W a fk , m a h o m e ta ń s k ic li d ó b r r e l i g ijn y c h , o s ią g a ją ro c z n ie 60,000 £, d o cze
go d o c h o d z i je sz c z e 10,000 £ p e n s ji r z ą d o w ej — o b s a d z a sw o im i p o lity c z n y m i p r z y ja c ió łm i w sz y s tk ie w a ż n ie js z e u r z ę d y i sta- n o w isk a w k r a j u i p r o w a d z i z d e c y d o w a n ie p o lity k ę a n ty m a n d a to w ą . W y sy ła o n d e le g a c je d o w sz y s tk ic h k r a jó w m u z u łm a ń sk ic h c e le m z b ie r a n ia p ie n ię d z y n a o d n o w ie n ie m e c z e tu A l-A ksa w J e ro z o lim ie tr z e c ie j św ię to ści m a h o m e ta n po m e c z e ta c h w M ecce i M e d y n ie . N a cel te n z e b r a ł ju ż o n 90.000£. G łę b s z ą in te n c j ą ty c h z b ió re k , ja k ró w n ie ż p ó ź n ie js z e j a k c ji n a rzecz u n i w e rs y te tu a r a b s k ie g o w J e r o z o lim ie ( p ie n ią d z e te p r z e d r o k ie m z o sta ły u ż y te n a f i
n a n s o w a n ie a r a b s k ie g o s t r a j k u ) je s t s il
n ie js z e z w ią z a n ie św ia ta m a h o m e ta ń s k ie g o z J e r o z o lim ą , o ś r o d k ie m je g o w p ły w ó w i w te n sp o só b u m o c n ić je g o p o z y c ję ta k ż e p r z y p o m o c y r u c h u p a n is la m s k ie g o .
O d w ie d z a o n sta le w sz y stk ie k r a je m u z u łm a ń s k ie : d ziś w P e r s ji, j u t r o w A fg a n i, s ta n ie ; k rą ż y p o m ię d z y B a g d a d e m , D a m a sz k ie m i K a ir e m , z w o łu je p a n a r a b s k i k o n g re s d o J e ro z o lim y , s ta ra się w c ią g n ą ć w s fe rę sw y ch w p ły w ó w m u z u łm a n ó w i n d y js k ic h ; w y s tę p u je w ro li a n io ła p o k o ju w w o jn ie p o m ię d z y S a u d ią a J e m e n e m ; ro z z n ie c a k rw a w e z a b u r z e n ia w P a le s ty n ie , w y sy ła d e le g a c je d o L o n d y n u i G en ew y . Z aw sze w r u c h u , zaw sze a k ty w n y ; zaw sze p ły n ie n a w o d a c h a n ty a n g ie ls k ic h . A n g lic y w id z ą to i to le r u ją . J a k d łu g o je sz c z e ? p y ta ją o d 1929 r. sy jo n iśc i.
N ie z b a d a n e są is to tn e in te n c j e p o lity k i b r y ty js k ie j. U szy j e j są z a m k n ię te n a w sz y s tk ie te a k c je M u ftie g o . D z ię k i te m u p o z y c ja je g o s t a j e się je sz c z e s iln ie js z a i w p ro s t n ie do z a c h w ia n ia . I o to n a g le n a s tę p u je u d e rz e n ie . U d e r z e n ie ta k o s tre , że n a w e t M u fti n ie b y ł n a n ie p rzy g o to w a n y
W Y D A R Z E N I A O D G Ł O S Y
Akcja Natana Bystryckiego
N atan B ystrycki, poeta i pisarz palestyń
ski, wspaniały propagator idei odbudowy Żydowskiej Palestyny i wyzwolenia ziemi palestyńskiej dla naszego narodu — nie jest dla żydostwa polskiego postacią obcą.
Znamy go wszyscy dobrze i od lat wielu;
mamy żywo w pamięci jego uduchowioną wiecznym entuzjazmem twarz, jego niepo
skromiony temperament propagatora idei, jego potężny i bezpośredni wpływ na mło
dzież.
Natan Bystrycki jest propagatorem i agi
tatorem par exellence — agitatorem w naj
szlachetniejszym i w najbardziej oryginal
nym ujęciu tego słowa. Propagowanie idei realizacji syjonizmu nie jest dlań tylko częścią, choćby najdonioślejszą, działalno
ści życiowej, ale pochłania całą jego twór
czość, całą pracę, życie całe. Prywatne i o- sobiste życie dlań nie istnieje zlało się ono oddawna z jego syjonistycznym życiem.
Oryginalna też jest metoda tej propa
gandy, której mistrzem jest m iły gość pa
lestyński żydostwa polskiego. Natan By
strycki przemawia, ale nie tylko przema
wia. Natan Bystrycki przemawia i śpiewa.
Pomiędzy częścią „mówioną" a „śpiewa
ną" jego wystąpień propagandowych nie ma właściwie dostrzegalnej różnicy. Prze
mówienie niepostrzeżenie dla słuchaczy przeradza się w pieśń, by po chwili ogar
nąć zasłuchane masy falą entuzjazmu, który wyładowuje się w zbiorowym śpie
wie i w burzliwych tańcach młodzieży.
Tak oto dzięki'propagandzie Natana By
stryckiego, jakby za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, na kilka chwil sale zebrań syjonistycznych w polskim miasteczku przemieniają się w świetlice palestyńskiej wsi czy kolonii. Oddziaływanie takiej pro
pagandy posiada niebywałą siłę, jest też pełne niecodziennych uroków.
Obecna misja Natana Bystryckiego wśród żydostwa polskiego przypadła w
„chwilach dziwnie osobliwych" zarówno tu w kraju, jak i w naszej zamorskiej Ojczyź
nie. Napięcie dramatyczne na obu fron
tach żydowskiego życia i żydowskiej walki narodowo - wyzwoleńczej, napięcie niemal permanentne, wzrosło ostatnio do rozmia
rów dotąd nieznanych. W takich chwilach zadanie Bystryckiego streszcza się właści
wie w refrenie pewnej pięknej piosnki pa
lestyńskiej, co wciąż brzmi nam w uszach powracającym echem: „W af al pi kejn — u lamrot hakol" (I mimo wszystko — i wbrew wszystkiem u!). Dziwnie uparta i dziwnie optymistyczna filozofia życiowa przebija z tych słów piosnki palestyńskiej.
A Żydzi potrafią być narodem upartym i optymistycznym. N atan B ystryc ki może być pewny powodzenia swej akcji wśród żydostwa polskiego.
Odzew sumienia
Sumienie szlachetniejszej części społe
czeństwa polskiego nie pozostało głuche na krzywdę, którą rektorzy wyższych uczelni wyrządzili polskim obywatelom wyznania i narodowości żydowskiej oraz dobremu imieniu polskiej kultury. Rozległy się i na
dal rozlegać się będą głosy najostrzejszych protestów W A C Ł A W R O G O W IC Z tak da
leko dał wyraz uczuciu protestu i oburze
nia, że uznał za konieczne zrzec się publicz
nie wszelkich węzłów powinowactwa i przyjaźni z rektorem Politechniki War
szawskiej, prof. Z aw adzkim . Jeszcze wy
mowniejszy w swej istotnej treści jest list otwarty do tegoż rektora Zawadzkiego, o- głoszony w „R o b o tn ik u " i „ D zienniku Po
ra n n ym “ przez Wacława Szum ańskiego. Ja.
ko dokument, konfrontujący chwile dzi
siejsze z chwilami minionymi i przez wielu zapomnianymi, podajemy go dosłownie:
„ K ontynuując w yw o dy listu otwar
tego kol. Wacława Rogowicza do p.
Zaw adzkiego pragnę podkreślić, iż p.
Z a w ad zki p rzed 19 laty łącznie z n i
że j p o dp isa nym i in n ym i b ył w za
rządzie Z jednoczenia Stronnictw De
m okratycznych.
W lokalu Zjednoczenia tego 10 listopada 1918 r. p ó źn y m w ieczo
rem miała m iejsce w obecności n iżej podpisanego i paru in nych członków zarządu — i dr. Zaw adzkiego — pa.
m iętna scena pierwszego spotkania M arszalka — wówczas brygadiera — Józefa Piłsudskiego z M arszałkiem — wówczas m inistrem w o jn y rządu lu belskiego — R zy d ze m Śm igłym .
Po żołnierskim po w ita niu Marsza
łek P iłsudski zw rócił się w obecności k ilk u osób do M arszałka R yd za Ś m i
głego z pro stym ośw iadczeniem :
„Mam pew ne p ro je k ty co do dnia na
stępnego (11 listopada 1918 r.), nie w iem jed n a k, ja k się do tych p ro je k tów ustosunkuje Pan M inister W o jn y R ządu lubelskiego“.
N a to Pan M arszałek R y d z Śm igły powstał na baczność i ośw iadczył gło
sem m ocnym i donośnym : „Kom en
dancie, jestem tw oim żołnierzem i zawsze nim zostanę".
B ezpośrednio p o ty m M arszalek Piłsudski ośw iadczył „To m i sytuację znacznie upraszcza“.
Potem M arszalek P iłsu dski z M ar
szałkiem R yd ze m Śm ig łym przeszli do lokalu sąsiadującego z lokalem
„Zjednoczenia ( Szpitalna 1, gdzie dziś „Gazeta P olska"), lokalu p ry watnego, zajm ow anego wówczas przez dr. Bialobrzeskiego. K onferencja w cztery oczy trwała parę godzin.
W szyscy czekali na ja kiśko lw ie k re.
zultat konferencji. R ezu lta t ten spro
w adził się do oświadczenia M arszal
ka Piłsudskiego p o w yjściu z M ar
szalkiem R y d ze m Śm ig łym : „Sprawa jest na razie załatwiona, o rezultacie dowiecie, się panow ie jutro ".
Jutro to b ył 11 listopada 1918 r. — historyczny dzień rozbrojenia N iem ców.
To nasze w spólne w spom nienie — panie rektorze — sprzed lat d zie
więtnastu.
Od tego czasu w idyw ałem Pana rzadko. D ochodziły m nie wieści, za
wsze pochlebna dla Pana. I oto „za
rządzenie ław kow e", któ re n iew ątp li
w ie „zdobędzie Panu sm utną sławę w W o ln ej Polsce".
O dstąpił Pan z taką łatwością od sztandaru d em okracji, — dał się Pan porwać sztandarom „korporacji akadem ickich", — k tó re przecież w porów naniu z w ie lk im sztandarem d em okra cji są b ib u łko w ym i chorą
giew kam i, k tó rm i — bez budzenia u.
śm iechu politow ano bawić się mogą z pow odzeniem bezzębne niem ow lęta.
M am prawo m oralne w ytknięcia Panu zd rad y sztandaru dem okracji, gdyż p o d ty m sztandarem walczę nie
zm ien n ie o d lat 35, — od ław un i
w ersyteckich, które Pan obecnie p o stanow ił przeselekcjonow ać a przez to „ przyłożył Pan rękę do w zbu dze
nia wśród ku ltu ra ln ych narodów Za
chodu krzyw dzącego P olskę p o d ej
rzenia, że przestała ju ż ona do nich
należeć" — ja k to słusznie zaznacza w swoim liście kol. Rogowicz.
W styd Panie R ektorze, b. dem o krato.
( — ) Wacław Szum ański.
Antysemityzm jest anty
państwowy
Polityka i publicysta żydowska stale wskazywały i wskazują, że antysemityzm godzi nie tylko w żydowskich obywateli państwa, ale także w jego żywotne intere
sy ,że jest nie tylko anty-żydowski, ale także anty - państwowy (także na innym miejscu niniejszego numeru powracamy do tej tezy na marginesie „porządkowych za
rządzeń" rektorów). Tę samą myśl znaj
dujemy w socjalistycznym „D zienniku L u do w ym ":
Sprawa w ojującego a ntysem ityzm u, ja ko jed en z odcinków w ielkiego fro n tu nacjonalistyczno - reakcyjne
go, dążącego w szelkim i sposobam i do władzy, tak się narzuca uwadze, że w ypada znów do n iej powrócić.
N ie b ęd ziem y je j om aw iali ani o- kreślali z ludzkiego, moralnego p u n k tu w idzenia, w m yśl którego jest bar
barzyństw em prześladow anie kogoś i gardzenie n im z racji jego pochodzę, nia. Zastanow im y się nad polityczną stroną spraw y i okaże się, że i w tym św ietle nacjonalizm w o jują cy jest rów nież szkod liw y i należy go ja k najenergiczniej zwalczać.
Polska jest państwem pod wzglę
dem narodowościowym niejed no li
tym . Z n a jd u je m y się p rzy tym w tru d n ym i niebezp ieczn ym m om encie dziejow ym , nieja ko na zakręcie h i
storii. Stanow isko P olski m iędzy w ielkim i totalistycznym i, zbrojący
m i się ustawicznie sąsiadami jest szczególnie trud ne i dlatego po ży
teczne jest dla państwa to, co w zm ac
nia poczucie jego spoistości, co zdol
ne jest ze w szystkich obyw ateli bez w y ją tk u wykrzesać przyw iązanie do państwa i gotowość do jego obrony.
Polski nie stać na św iadom ie wy-
P i s c h i n g e r
w a f l e
c z e k o l a d y
w ołyuane rozterki w ew nętrzne, na wyłączanie sporego odsetku obywate.
li i na celowe czynienie z nich ludzi jeśli nie icrogo, to conajm niej obo
jętn ie w stosunku do spraw zbioro - wych usposobionych. T rzy m iliony ludności żydow skiej, praw ie dziesiąta część ludności Polski, to nie drobiazg.
W iem y p rzy tym , że napastliwość nacjonalistów polskich zgoła nie w y
czerpuje się na froncie sprawy ży - dow skiej, ale że gotowa jest ka żdej chw ili wszcząć gw ałtow ny spór z w szystkim i in n ym i m niejszościam i, a nawet z ogrom nym odłam em p o lskie
go społeczeństwa, które nie podziela jego poglądów. N acjonalizm endecki i oenerowski jest zarzewiem w ew nę
trzn ej niezgody, źródłem zew nętrznej słabości a tym sam ym prostą drogą prow adzi państwo do ruiny.
N ie ma p rzy tym żadnych argu
m entów uzasadniających potrzebę gwałtownego i natychm iastow ego rozwiązania narosłej w ciągu w ieków kw estii żydo w skiej właśnie w tym tak tru dn ym dla państwa momencie.
Zaprzątanie uwagi ogółu tą właśnie sprawą i zużyw anie w tym kieru n ku sił potrzebnych g d zieind ziej z pew nością w interesie Polski, natomiast raduje tych, któ rzy cieszą się z nasze
go osłabienia, i dążą do um niejsze
nia, uzależnienia od siebie, a w dal.
szym ciągu do w chłonięcia w skrzeszo
nego kosztem tylu ofiar państwa p o l
skiego."
Inż. A. G lizer
Czy zmiana taktyki!
(K orespondencja własna „Steru" z Palestyny) Tym razem rząd palestyński zawiódłsceptyków. Po raz pierwszy od niepam ięt
nych czasów postąpił nie tak, jakby się tego po całej jego chlubnej przeszłości wa
hań i niezdecydowania spodziewać należa
ło. Odpowiedział bowiem w końcu na mord Andrews4 a — z pewnym opóźnieniem wprawdzie — krokami, które w Palestynie wydać się muszą co najmniej rewolucyjne.
Rozwiązanie Naczelnego Komitetu Arab
skiego, deportacja czołowych jego człon
ków, złożenie muftiego jerozolimskiego z urzędów, przezeń piastowanych, te posu
nięcia, które w zestawieniu z dotychcza
sową linią postępowania rządu są prawie nieprawdopodobne.
Wraz ze sprawozdaniem departamentu politycznego Egzekutywy Agencji Żydow
skiej, przedłożonym Kongresowi w Zuri- chu, został opublikowany, jako jeden z za
łączników, tekst memoriału, w którym Ben Gurion i Szertok sformułowali na prośbę Wauchope‘a w pierwszych tygodniach rozruchów 1936 r. postulaty Żydów. Znaj
dziemy tam m. in. żądanie legalizacji Naczelnego Komitetu Arabskiego i złoże
nia z urzędów tych jego członków, którzy zajmują stanowiska oficjalne (t. zn. muf
tiego i burmistrza Jerozolimy, dra Chal- diego). Żydzi stali od pierwszej chwili na stanowisku, że Naczelny Komitet nie może być zwolniony od odpowiedzialności za nielegalną część akcji arabskiej, której terror był główną postacią, i że jest absur
dem, żeby ludzie, przewodzący takiej ak
cji, nadal zasiadali na stanowiskach nie rządowych wprawdzie, ale całkowicie od rządu uzależnionych i noszących charak
ter urzędowy. Należy pamiętać, że zarów
no mufti swój urząd prezesa Najwyższej Rady Muzułmańskiej jak i Chaldi bur
mistrza stolicy- zawdzięczają nominacji Wysokiego Komisarza.
Rząd, który we wszystkich innych spra
wach stopniowo ustępował i pod nacis
kiem Egzekutywy — zawsze z fatalnym opóźnieniem zresztą — realizował jej po
stulaty (tak było np. z portem w Tel-Avi- vie, mobilizacją żydowskiej policji spe
cjalnej i t. d.), w tym jednym był nieugię
ty. Sztabu arabskiego Wauchope za żadną cenę nie pozwalał naruszyć. Polityka jego
„polubownego" załatwienia sprawy wyma
gała przede wszystkim utrzymania arab
skiego ciała reprezentacyjnego. To też cały czas wybielano usilnie Naczelny Komitet i jego prezesa, muftiego. Sztucznie oddzie
lano działalność polityczną i strajkową Komitetu, rzekomo legalną, od rozruchów.
W końcu gabinet londyński miał jakgdyby dość kunktatorstwa i w znanym swym o- świadczeniu z września 1936 r., zapowiada
jącym wysłanie wojska, nazwał Naczelny Komitet poprostu a trafnie i bez entuiz- mów „komitetem jerozolimskich notab
lów" i połączył jego istnienie z rozrucha
mi. Ale i wtedy rząd palestyński postawił jeszcze na swoim. Wojsko nie przeszło do poważnej akcji. Strajk zakończył się ape
lem królów arabskich do Naczelnego Ko
mitetu na ręce jego prezesa. Na nowy ap królów raczył tenże Komitet znieść bojkot Komisji Królewskiej i zjawić się in cor- pore na jej posiedzeniu.
Nawet ostre słowa Komisji Królewskiej i wystąpienie opozycji arabskiej (przeciw m uftiem u), zorganizowanej w stronnictwie Naszaszibi‘ego, z Naczelnego .lOmitetu n zm ieniły stosunku rządu doń. Nie napróż- no nikt w Palestynie nie wierzył, że coś mu się stanie nawet po śmierci Andrews‘a.
Wszak nie kto inny, jak rządowe biuro prasowe usłużnie ogłosiło komunikat Ko
mitetu, wyrażający „ubolewanie44 z powo
du tego zabójstwa, w taki sposób, że wia
domość o mordzie została ogłoszona w ra
dio i w prasie krajowej i zagranicznej od
raz u z dodatkiem muftiowskiego „ubole
wania44. Żeby nie było wątpliwości, że mufti nie chciał, broń Boże, śmierci An- drews4a, człowieka, który wedle wszelkich oznak był na dobrej drodze do wykrycia centrów organizacji terrorystów i padł w chwili, gdy zbliżał się już do celu.
Gdyby szło o rząd palestyński, nicby się pewnie nie zmieniło. Zresztą mamy teraz
„letnią44 administrację; Wauchope jest na urlopie. Zmiana przyszła z Londynu. Za zgodą czy wbrew zdaniu W auchope4a? To się okaże. Dopiero kilka tygodni temu o- trzymały miarodajne instancje żydowskie odpowiedź w Jerozolimie, że „przeciw muftiemu nie zrobimy niczego44, i skoncen
trowały nacisk w Londynie przeciwko
muftiemu i administracji. Ze skutkiem, jak widać. Tylko że w Palestynie tak drogo musi każdy krok być okupiony. Trzeba było krwi Andrews4a, aby rząd zaczął w o- ficjalnych komunikatach powtarzać słowa żydowskich artykułów wstępnych o zorga
nizowanej kampanii terroru i o moralnej odpowiedzialności — i wyciągnąć wnioski
Rozwiązanie Naczelnego Komitetu i je go organów prowincjonalnych (t. zw. ko
mitetów narodowych), a zwłaszcza usunię
cie muftiego z Rady Muzułmańskiej są sa
me w sobie faktami wielkiego znaczenia.
Politycznie pozostali teraz na placu tylko emir Abdalla w Transjordanii i Naszaszi
bi w Jerozolimie. Nie należy dalej zapo
minać, że mufti zarządzał — faktycznie bez żadnej kontroli rządu ani społeczeń
stwa: nie ogłaszano nawet sprawozdań ka
sowych — wielkimi funduszami muzuł
mańskich dóbr kościelnych („wakf"), o- trzymywanymi notabene przeważnie za pośrednictwem rządu, i że cały aparat mu
zułmańskich sędziów religijnych, duchow
nych i kaznodziei był na jego usługi. Ka- di, mufti (miejscowy) i szejch byli jego funkcjonariuszami i robili to, czego od niicli wymagał. Poobsadzał on zresztą te stanowiska krewnymi i zausznikami i to dysponowanie posadami było jedno ze źró
deł potęgi.
To się teraz powinno skończyć. Czy się skończy? Czy po usunięciu dotychcza
sowego pana wpuści rząd powiew świeże
go powietrza do tej ostoi samodzierżenia jednostki, najczarniejszej reakcji klery- kalnej i społecznej i krwawych porachun
ków? Czy nastąpił w ogóle zwrot w polity
ce rządu palestyńskiego?
W każdym innym kraju nie mogłoby być wątpliwości w tym względzie. Ale w Pale
stynie? W kraju, gdzie po najefektowniej
szym nawet kroku naprzód przychodziły zwykle dwa kroki wstecz i gdzie każdemu posunięciu „po m yśli Żydów44 obowiązko
wo (dla „równowagi"!) przydać należało następne posunięcie wprost przeciwne?
W tym kraju przyzwyczailiśmy się do naj
dziwniejszych konsekwencyj w najjaśniej/
szych, zdawałoby się, sytuacjach. Nie j śpieszmy się z przepowiedniami zmian. [
Demokracja walczy o pokój
Nigdy może, jak w obecnych przełomo
wych chwilach, tak silnie nie uwydatniła się stara prawda, że ustroje dyktatorskie są organicznie nastawione na wojnę, pod
czas gdy demokracje łakną pokoju i do po
koju dążą. Oto, jakby w odpowiedzi na szumne demonstracje przyjaźni pomiędzy dwiema militarystycznymi dyktatorami, wystąpił prezydent demokratycznej Ame
ryki z swą historyczną naprawdę mową.
Krok Roosevelta, oznaczający zapowiedź zaangażowania się Stanów Zjednoczonych po stronie pokoju, a więc,' po stronie państw demokratycznych w Europie, wy
wołał potężne echo i niezliczone komenta
rze.
„Ilustrowany K urier C odzienny“ tak oto ocenia obecne nastroje społeczeństwa ame
rykańskiego i znaczenie wystąpienia Pre
zydenta :
„Społeczeństuo am erykańskie oga.
m ię te jest ju ż dziś praw dziw ą psycho
zą antytotalistyczną, która z każdym dn iem rośnie coraz więcej. P odejrze
nie o sym patie dla to ta lizm u jest dziś najcięższym oskarżeniem . Propago
wany zostaje czyn ny i a ktyw n y d e
m o kraty zm agresywny i ekspansyw ny, k tó ry ma stanąć w obronie idea
łów świata zachodniego".
„A Stany Z jednoczone — to siła ogromna. Jest to siła i p o d w zględem m ilitarnym nie do pogardzenia, bo Stany Z jednoczone dziś w ykon ują w ielki program zbrojeniow y, zaróic- no pow ietrzny, ja k i flotow y. A le o- gromna ta siła leży głów nie w sferze gospodarczej. Stany Z jednoczone to najbogatszy, n a jw yżej technicznie stojący p rzem ysł świata, k tó ry dostar
czyć m oże w najkrótszym czasie wszelakiego sprzętu wojennego, na j
bardziej nowoczesnego.
Stany Z jednoczone — to źródło su
rowcowe, w czasie w ojny nieocenione.
W reszcie Stany Z jednoczone — to skarbiec w ojenny, k tó ry nagrom adził 60 proc. całego zasobu kruszcowego świata.
Dlatego, g dy ta siła stanie po stro
m e jednego z obozów ideologicznych
— siła tego obozu zostanie w zm oc
niona."
Słuszne są też uwagi „Kuriera Polskie-
£»“•
„Od pewnego czasu naczelni m ężo
wie stanu w ie lk ie j a m erykań skiej R e p u b lik i wygłaszają przem ów ienia, które św iadczyłyby o zrozum ieniu konieczności przesunięcia p o lity k i Stanów z toru izolacyjnego na tor so
lidarności m iędzynarodow ych czyn
nikó w p okoju . N ależałoby sobie ży czyć, ażeby te słowne m anifestacje, z których najm ocniejszą w tonie w y
słuchaliśm y niedawno, ja k n ajp ręd zej przełożone zostały na ję z y k k o n k re t
nych posunięć p o lityczn ych ."
W tymże duchu snuje uwagi na łamach
„Kuriera W arszawskiego" p. B. K.
N ie jest św iadectw em icielkiej pod- niosłości m oralnej, gdy się m ów i o dobrodziejstw ach p o ko ju i o szczyt
nych obow iązkach narodów, u m yw a
jąc jednocześnie ręce od wszelkiego własnego ryzyka i od w szelkiej włas.
nej odpow iedzialności. Z daje się, że prezyd ent Roosevelt p a trzy ju ż w o- czy konieczności porzucenia po.
stawy czysto m oralizatorskiej i wejścia na drogę praktyczną. Jeszcze to daleko od tego, co się dziś z u m yśl
ną górnolotnością na Zachodzie pisze o ostatnich deklaracjach prezydenta, jeszcze nie stoim y wobec „nowej kar
ty -historii, jeszcze „encyklika dem o
kratyczna" Roosevelta nie zawiera żadnych zapow iedzi kon kretnych, wszelako ju ż jest fa ktem , że A m e ry ka nie tylko nie czyni z „odosobnie
nia" d o k try n y nietyka lnej, lecz, p rze
ciwnie, ja k b y czyniła spow iedź na tem at zasady w spółpracy narodów de
m okratycznych, z sam ej sw ej natury p okojow ych."
Trafna jest zwłaszcza uwaga p. B. K., że narady demokratyczne są „z samej natury pokojowe". To też walka o pokój jest w gruncie rzeczy walką o demokrację, to też walka przeciw zmorze wojny jest w istocie rzeczy walką przeciw wszelkiemu totaliz
mowi.