• Nie Znaleziono Wyników

Siedm grzechów głównych w obrazach scenicznych. 3, Nieczystość. Obrazek ludowy w jednym akcie, w dwuch[!] odsłonach ze śpiewami

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Siedm grzechów głównych w obrazach scenicznych. 3, Nieczystość. Obrazek ludowy w jednym akcie, w dwuch[!] odsłonach ze śpiewami"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

%0 4

, ' ■-

S iedm grzechów głównych w ob razach scenicznych.

' * 'V -;. -

I I I.

NIECZYSTOŚĆ

O brazek ludow y w jednym akcie, w dw uch odsłonach z śpiew am i.

N apisał P i o t r K o ł o d z i e j .

Drukiem i nakładem H. Kołodzieja w Siemianowicach.

1921.

(2)

• S ied m grzechów głównych w obrazach scenicznych.

III.

NIECZYSTOŚĆ

O b razek ludow y w jednym akcie, w dw uch odsłonach z śpiew am i.

N apisał t P i o t r K o ł o d z i e j .

Drukiem i nakładem H. Kołodzieja w Siemianowicach.

1921.

(3)

Filomina, jego żona Franka, ich córka Anastazya Piecha, twdowa Agnieszka, sąsiadka Justyna, dziewczyna Jo rg , agent

Franciszek Krzymyk, gospodarz Michał Pakuła, robotnik Brozda, sołtys.

f l h i , '

W 0 ł O Q

^ 1 7

* 6 €> u i C -

Rzecz dzieje się w pom ieszkaniu Ciołka.

(4)

Pokój urządzony po wiejsku, na prawo drzwi do kuchni.

SCENA 1.

F i 1 o m i n a (sam ą, uprząta pokój). Teraz 'uprzątnę pokój, jak powróci ojciec z córką z pracy i zastaliby taki nieporządek, m ówiliby, że tutaj w dom u nic nie robię, tylko z koleżankam i przesiaduję i ludzi obm aw iam . Ale jest też coś mówić o niektórych kobietach. Ale, ale, wolę się w język ugryjść i nic nie mówić. (S pogląda do okna.) N astka nadchodzi (puka na okno). N atusiu, chodźcie m nie odwiedzić.

SCENA 2.

( F i l o m i n a [ A n a s t a z y a wchodzi].)

F i l o m i n a : Patrzcie, ani byście m nie nieodwiedzili.

Zkąd pow racacie?

A n a s t a z y a : M oja Filom inko, byłam daleko, u brata m ego. Jadąc koleją, gdzie także m łodzieńcy i dziewczęta tutaj do nas na G órnyśląsk do pracy jechali. Mówię wam, co za paskudne i nieczyste mowy prowadzili, że aż zgroza było słuchać, uszy sobie zatkałam . Oj, jaka też ta dzisiajsza m łodzierz zepsuta.

F i l o m i n a : M łodość, p ło c h o ść !

(5)

i

A n a s t a z y j a : Ale czego brak n ludu ? W ia ry ! Z am iast w niedzielę iść do kościoła, to idą jakąś kulę kopać. A dziew częta naturalnie na przechadzkę.

I tak odpraw iają niedzielne N abożeństw o.

F i l o m i n a : A nastazyo, wszystko leci za światym . A n a s t a z y j a : Dajcie mi tam spokój. Dawniej my

też byli m łodzi, ale coż podobnego, takie plugaw e i nieczyste m ow y nigdy nie m iały miejsca pom ię dzy m łodzierzą. G dy jaki m łodzieniec z żartów w ypow iedział jakie nieprzystojne słowo, to dziew­

czyna na niego pół roku niezajrzała, aż swój wy­

stępek odw ołał i dziew czynę przeprosił.

F i l o m i n a : Dawniej było co innego. Przed wójną było chłopak ów jak plew i m ógły sobie dziew czyny wybierać. Ale dziś ! Każda dziew czyna rada, je ­ żeli jakiego kaw alera złapi. I jak słyszałam , mają przyjść m łodzieńcy na „B ecugszeiny".

A n a s t a z y j a : Nie dajcie się z siebie wyśmiać. Je ­ żeli mężczyżn jest m ało, to ani „Bezugszeinów “ nie potrzeba. A jakże z w dow am i, te by już wcale nie dostały „B ezugszeinu“ na drugiego m ęża ? Oj, było by to am barasu. Kiedy niektóra w dow a aż drzy, żeby się jak najprędzej wydać. N ie raz m ąż leży w dom u, a żonce już tam jakieś myśli po głowie się snują.

F i l o m i n a : Nie dziw, jak m iała złego męża, to so ­ bie myśli, raz m nie P an Bóg z tego jarzm a w ybaw ił.

A n a s t a z y j a : Jeżeli m ąż był złym, m oże ona sam a była tem u winną. Nie pilnow ała gospodarstw a ani kuchni, tylko latała po wsi za plotkam i. Jak mąż pow rócił z pracy, zastał kuchnią zim ną.

F i l o m i n a : A nastazyjo, m nie się zdaje, że wy b ie ­ rzecie chłopów w obronę.

(6)

— 5 -

A n a s t a z y j a : Nie, mówię tylko za sprawiedliw ością.

Jeżeli się m ąż ciężko napracuje, nałyka się swędu, i różnego sm rodu, albo przy ogniu się napali. To, gdy powróci do dom u, pow inien m ieć wszystko g o to w e : pożyw ienie, wodę ciepłą do um ycia, ubiór do przebleczenia. Zdaje mi się, że w tyn czas mąż żonie ani złego słow a niepowie.

F i l o m i n a : Mój mi tam złego słow a niepow ie. On m usi słuchać, jak ja mu rozkarzę. Jeżeli przejdzie do dom u a obiad nie ugotow any, sam sobie k a r­

tofli naskrobie i ugotuje.

A n a s t a z y j a : Dziękujcie B ogu, zejście takiego męża dostali. Ale inni mężowie są innego zdania, i to się żonce nie podoba i na męża wyzywa.

SCENA 3.

( F i l o m i n a , A n a s t a z y a , A g n i e s z k a . ) A g n i e s z k a (w ch o d zi): Sąsiadko, pożyczcie mi no-

ciastka, będę chleb piec i zapom niałam sobie no- ciastka zostawić.

F i i o m i n a : Zaraz przyniosę (odchodzi n a prawo) A g n i e s z k a : Zkąd powracacie, widzę, żeście byli w

podróży ?

A n a s t a z y j a : Byłam brata odwiedzić, i tak jestem rozgniew aną i zgorszoną, że się uspokoić nie m ogę.

Jadąc koleją w w agonie, jechali także m łodzieńcy i dziewczyny i prowadzili takie nieczyste i grzeszne mowy, że mi aż włosy na głow ie staw ały, i jak stara jestem , jeszczem niesłyszała podobnych brzyd­

kich w yrazów . A przecież nieczystość jest głów nym grzechem.

(7)

A g n i e s z k a : D zisiajsza m łodzierz bardzo zepsuta.

N iepam ięta, że z każdej m yśli, z każdego słowa i z każdego uczynku razfm u si porachunek oddać.

F i l o m i n a (w chodzi, przynosi kaw ałek suchego ciasta, obw ięty w p a p ie r ): O to nociastek (oddaje), jeszcze Świerży, wczoraj ;chleb piekłam .

A n a s t a z y j a : Agnieszko, gdybyście byli szłyszeli ich mowy, powiedzielibyście, że to nie katolicy, tylko jacyś dzicy poganie.

A g n i e s z k a : A zkąd to wszystko p o c h o d z i?

A n a s t a z y a : Z złego w ychow ania dzieci. Jeżeli ojciec lub m atka w dom u w obec dzieci prow adzą nieczyste mowy, dzieci natychm iast sobie to spamię*

tają Poniew aż dziecinne serce jest miękie jak wosk, na którym się wszystko, czy złe lub dobre, odbija.

A potem to wszystko naśladują. Jeżeli ojciec jeź­

dzi końm i, chłopaki ubierają się za konie i naśla­

dują ojca. Albo jeżeli m atka piastuje m ałe dziecko, m aleńka córeczka stroi lalkę, którą piastuje, kolebie, naśladując m atkę.

A g n i e s z k a : To szczerułeńka prawda.

A n a s t a z y j a : Inne m atki m ają piękny zwyczaj, gdy starsi idą do kościoła, rozm aw iają z dziećm i o rze­

czach religijnych, albo śpiew ają godzinki do Najsw.

Maryi Panny. Słuchajcie, pew na m atka m iała pięć- letniego chłopaka. Podczas wielkiego postu p o u ­ czała go o męce Pańskiej. Tę m alec wziął sobie tę naukę do serca. Razu jednego wyszła m atka na podw orze i na raz słyszy w pokoju płacz dzie- czka. Przylatuje i widzi chłopca klęczącego przed ukrzyżow anem Zbawicielem i płacze. Wiec go za pytuje: Karliczku, o co ty płaczesz? Chłopak z płaczem odp ow iada: Ach m am o, jakże nie płakać, kiedy ten P an Jezus tak wielkie boleści cierpi.

- 6 -

(8)

Patrz, ręce i nogi m a przebite, ostre kolce źgają go po głowie. A ty mówisz, że to za nasze grzechy, to także i za moje. M atka stanęła i osłupiała z wrażenia i już poznała skutki swojej nauki. Mówi do chło p ca: W stań, P an Jezus ci twoje grzechy odpuści, jeżeli będziesz P ana B oga kochał i jego przykazania w ypełniał i był dobrym człowiekim.

Widzicie, moje kochane, że na dzieciach się wszy­

stko odbija, czy złe lub dobre.

A g n i e s z k a : Oj, praw dę mówicie.

F i l o m i n a : Jeżeli ja mam dzieci uczyć w dom u religii, to by nauczyciele w szkole i księdza w k o ś­

ciele nie mieli nic do czynienia.

A g n i e s z k a : S ąsiadko, na fałszywej drodze się znaj­

dujecie, Ale m uszę pójść, kwas na chleb zarobić.

(O dchodzi.)

A n a s t a z y a : Też i ze m ną czas do dom u (odchodzi).

SGENA 4.

( F i l o m i n a , potem J a k u b . )

F i l o m i n a : G łupstw o, dzieci w dom u uczyć, od czego szkoła ? Albo w dom u z dziećmi godzinki śpiewać, od czego jest kościół. Ja w dom u mojej córce żadnej lekcyi niedaw ałam , a wychowałam ją jak świeczkę a m ądrą, jak król Salom on.

J a k u b (wchodzi z p ra c y ): Dawaj obiad, bo pisze Żołądow ski do Zębow skiego o posilenie.

F i l o m i n a : Zaczekaj, pójdę do piw nicy po kartofle i k a p u s tę : Niem iałam prędzej czasu ugotow ać.

Tyle latania i roboty, że już podołać nie potrafię.

J a k u b : A cóż m iałaś tyle do czynienia ?

(9)

_ 8 —

F i l o m i n a : Poszłam po wodę, zeszłam się z Jagą i mówiłyśm y to o tym , to owym i upłynęła godzina.

Poszłam do sklepu, trafiły m y się z km otrą, znowu to otym , to owym, znowu upłynęła godzina. P o ­ szłam do rzeżnika po tłuste, m asarka mnie się wy­

pytywała o naszej F rance, kiedy pójdzie za mąż, jeżeli już m a kaw alera; znowu upłynęła godzina.

Przychodzę do dom u, w stępuje K rystyna, m ów im y to o tym. to owym, zftowu upłynęła godzina.

A wy teraz pracujecie na ośm godzin, więc nie podobna za tak krótki czas być gotow ą z dom ow ą robotą.

J a k u b : Mam głód, daw aj kawałek chlebą.

F i l o m i n a : Idź do kuchni, jest na piecu w garnku od wczoraj kapusta i kartofle, zrób ogień, przygrzej i pojedz, aż się obiad ugotuje.

J a k u b : Dobrze (odchodzi do kuchni).

SCENA 5.

( F i l o m i n a , M i c h a ł . )

M i c h a ł (w c h o d z i): Niech będzie pochw alony.

F i l o m i n a : Na wieki.

M i c h a ł : Filom ina, przyszedłem wam powiedzieć, że wasza córka przy pracy na kopalni nieprzystojnie się zachowuje. Prow adzi nieczyste i plugaw e mowy, że aż zgroza słuchać. A przy tym jeszcze m łodsze dziew czyny psuje. A przecież wam w iadom o, że biada tem u, z kogo pogorszenie pochodzi. Takiem u człowiekowi lepiej uwiązać kam ień młyński i wrzu­

cić go w głębości m orza.

F i l o m i n a : Dziwicie się, M ichale, to m łode stw o­

rzenie, jak będzie stara, to jej się nie będzie chciało zbytków.

(10)

_ 9

M i c h a ł : Szczęśliw y ten człow iek szczęśliw ego rodu, który z m łodych lat służył P an u Bogu. A nasze przysłow ie polskie pow iada: Czem skorupa z m łodu naw re, tym do starości trąci.

F i l o m i n a : D ziew czyna m łoda i m a dopiero żyć, a wy już o starości mówicie.

M i c h a ł : Pam iętajcie sobie, że z nieczystych myśli przyjdą nieczyste m owy, z nieczystych m ów n a­

stępują nieczyste i złe uczynki. P am iętajcie, żeb y ś­

cie raz nad w aszą córką nie płakali. T akże nie zapom inajcie, że nieczystość jest grzech em gło- w nem , a kto w nim um iera, bierze sobie zaraz z sobą paszport do piekła.

F i l o m i n a : H o la ! M ichale, już tam piekłem w y g ra­

żacie. P o d łu g w aszego zdania toby dzisiajsza mło- dzierz w szystka m usiała w ędrow ać do piekła.

M i c h a ł : P o d łu g staw u grobel sypią. P o d łu g uczyn­

ków będą sądzoni. Z ostańcie z B ogiem . F i l o m i n a : Z P anem B ogiem .

SCENA 6.

( F i l o m e n a , F r a n k a . )

F i l o m i n a : S tary gaduła, a po naszem n pierdoła.

On m nie chce nauczać, dosyć się w kościele ka­

zania nasłucham .

F r a n k a (w chodzi z p ra c y ): M utel, po cq tu był ten stary p o b o ż n iś?

F i l o m i n a : Na ciebie się uskarżyć, że przy pracy prow adzisz nieczyste i plugaw e mowy.

F r a n k a : T en stary dziad, niech zaw rze gębę, bo mu ją strzaskam y. M oże przy robocie będziem y pacierze klepać.

(11)

- 10 -

F i l o m i n a : Dałam m u należytą odpraw ę.

F r a n k a : Drzwi m ógliście m u pokazać. N a kopalni, gdy z chłopakam i żartujem y, zaraz n as grom i, że przez nieczyste m ow y i dotykania popełniam y grzech nieczystości. Ale my już z Ju sty n ą u ra ­ dziły, że m u skórę w ygrzm ocim y.

F i l o m i n a : D obrze m u zrobicie, niech pilnuje sw ego, nie korzucha czyjego.

F r a n k a : P ó jdę się przebrać, w ieczorem przyjdzie tu ten pan Jo rg , pójdziem y na p rzech adzkę (odchodzi na praw o).

F i l o m i n a : O detchniesz św ierzym pow ietrzem . (Do publiczności): P rzecież dziew czyna m łoda i zdrow a, niech użyje św iata dopóki jej służą lata (odchodzi na praw o).

SCENA 7.

J o r g (w chodzi, o g ląd a się ): N iem a ża dnego, pew nie obiadują. Z aczekam . Dzisiaj m uszę dobić interesu i nam ów ić dziew czyny do odjazdu. Zrobię dobry interes. D ziew czyny m łode, ładne, urodne, z p e­

w nością otrzym am więcej za sztukę. S ta ra głupia, jak siano i na w szystko zezwoli. A zresztą, od czego m oja głow a i talen t m ów ienia. Z tej uciechy i na ten dobry in teres sobie zaśpiew am .

Ś P I E W I.

1. Ładny, fainy polski dziewka, A gdy się jeszcze ustroi I zaśpiewa polski śpiewka, Wielki gwaft w sercu broi,

W oczach ogień, w twarzy zdrowie, Cała person śwarne, żywe,

A robotne, któż wypowie, Ładne, miłe, a poczciwe.

(12)

— 11 —

2. A jak tańczą, tausend sasa, Nie to nasze frailein blade, Te poleczki dobra^rasa, Ja najwyżej Polki klade, Tylko dwa felery mają, Choć nie w szystkieltu tadluję, Że za moc w Boga,ufają,

1 za ostro w pysk malują.

(Wchyta się za policzek.)

SCENA 8.

( F i l o m i n a , J o r g (kłania się).

J o r g : M alcajt, panuchno.

F i l o m i n a : W itani w as, panie J o rg u (podaje rękę).

J o r g : D anke, d a n k e ! P rzyszedłem w am pow iedzieć, że dla w aszej córki w yszukałem bardzo stóso w n ą posadę w H am burgu. Tam z tąd piszą mi, żeby jak najprędzej przyjeźdzala. P rzecież w asza córka n a kopalni nie będzie pracow ać, kiedy jej się coś lepszego trafia. M y ś lę ,jż e i w asz m ąż na to ze­

zwoli.

F i l o m i n a : Mój m ąż niem a nic do m ów ienia. Ja k powiem , pojedzie. to też z pew nością pojedzie. — Ale jeszcze jedno pytanie, co ona tam b ę a z ie p o ­ rabiać w H am burgu.

J o r g : Co będzie chciała, m oże sobie w ybrać, co jej się będzie podobać. W H am burgu jest tyle ró ż­

nych posad, że się o dziew czyny p ro szą i dobrze płacą. A co nie jest w ykluczonem , m oże jej się trafić dobrze i bog ato w ydać. I nie potrzebuje na kopalni ciężko pracow ać.

F i l o m i n a : P od o b a mi się w asza propozycya. T u ­ taj dziew czyna nie użyje żadnej w esołości ani światą^

J o r g : O dy pow róci w jedw abach, w szyjscy jej będą zazdrościć.

(13)

— 12 —

F i 1 o m i n d : B ardzo się cieszę i jestem panoczkow i w dzięczną za to, że mojej córce dopom ożecie do szczęścia.

J o r g : Później mi będziecie dziękow ać.

SCENA 9.

( F i l o m i n a , J o r g , F r a n k a . )

F r a n k a (wchodzi u b ra n a ): W itam p an a (podaje rękę) J o r g : D anke, g n ed ig e freilein. P rzyszedłem pow ie­

dzieć, że jutro odjeżdżam y. A Ju sty n a pojedzie z nam i ?

F r a n k a : Ju sty n a m a ochotę, tylko jeżeli ojcow ie jej dozw olą.

J o r g : Dla czego jej nie m ają dozw olić ? Nie będzie jej się podobało, to przyjedzie na pow rót.

F i l o m i n a : Czy Ju sty n a pójdzie albo nie, ty poje- dziesz i basta. U branie już ci zapakow ałam . F r a n k a : P an oczku, ciekaw am , jaką p o sad ę w H am ­

burgu otrzym am . M nie by się najlepiej podobało za kelnerkę.

J o r g : T o p o sad a jest bardzo p łatną. D ostaje w iele grosiw a za obsługę.

F i l o m i n a : A osobliw ie, gdy jeszcze z gośćm i po- żartuje. A m oja F ra n k a do teg o jest zdatn ą.

J o r g : W ięc chodźm y na przechadzkę, opowiem freliczce co o H am burgu (odchodzą).

(14)

— IB —

SCENA 10.

( F i l o m i n a , [ J a k u b w chodzi,] J u s t y n a . ) F i l o m i n a : Słuchaj stary, jutro F ra n k a w yjeżdża do

H am burga. J o r g jest dobrym i rzetelnym człow ie­

kiem. W ynalezie jej bardzo dobre i dla niej sto­

sow ne m iejsce.

J a k u b : J a k ty chcesz, ale . . .

F i l o m i n a : Cóż ale? Niechaj dziew czyna użyje św iata, dopoki służą lata. Niech się w świecie wykrztałci.

J a k u b : Ty m asz racyą.

J u s t y n a (w chodzi): Filom ino, pow iedzcie F ran ce, że z nim i nie pójdę. M atka m ówi, że mi sprawi podróż, że i o H am burgu zapom nę.

F i l o m i n a : Bo głupia i chce cię w robocie umęczyć.

J u s t y n a : J a m am w ielką ochotę jechać, ale ojców nie chciałabym pogniew ać. Ojciec m ów i, po w iel­

kich m iastach jest w iele złych ludzi, którzy cze- chają n a dziew czyny, ja k |le w ryczący, aby pożreć ich niew inności.

F i l o m i n a : G łupstw o, już cię tam lew pożre. On tam m a dość końskiego m ięsa.

J u s t y n a : M ówcie z nim i, kiedy są uparci i nie do­

zwolą.

F i l o m i n a : N a u pór niem a lekarstw a.

F r a n k a : W ięc ją pozdrów cie i pow iedźcie, że nie pojadę. N iechaj mi pisze, jak jej się będzie po­

w odzić (odchodzi).

(15)

— 14 —

SGENA 11.

( F i l o m i n a , K r z y m y k . ) K r z y m y k (w c h o d z i): D obry w ieczór.

F i l o m i n a : D obry w ieczór.

K r z y m y k : P rzychodzę w am pow iedzieć, że czato­

w ałem w ogrodzie na złodziej!, żeby mi g ru szek nie otrząśli. U siadłem pod płotem za krzakiem , żeby m nie żaden niespostrzegł. W tym przychodzi w asza córka z jakim ś panoczkiem , usiedli na ławie i zaczęli niew stydne i nieczyste m ow y prow adzić, że nie m iło było słuchać. — Oj, ta ciem na noc, ile ona pokryw a grzechów nieczystości. Filom ino, bójcie się B oga, w asza córka znajduje się na złej drodze. P am iętajcie, że P an B óg będzie od w as żądał za w aszą córkę porachunku.

F i l o m i n a : Ej, tak źle nie jest, usłyszycie jakie dw u ­ znaczne słowo, już go kładziecie na w agę. Gdyby dziew czyna z chłopakam i nie żartow ała, zostałaby na koszu siedzieć i zostanie sta rą ciotką.

K r z y m y k : Lepiej niech będzie starą ciotką, jak ze­

psu tą m ężatką. Co uszłyszą do b reg o dziatki od tak zepsutej m atki. A każde w ypow iedziane słowo nieczyste jest głów nem grzechem nieczystości.

F i l o m i n a : Ba, ba, to m usiałobyć w szystko grzechem nieczystości.

K r z y m y k : Nie w szystko, tylko nieczyste myśli, m o­

w y i uczynki.

F i l o m i n a : P rzecież jeszcze ża dnego nie zabiła.

K r z y m y k : P raw da, nie zabiła ciała, ale przez n ie­

czyste m ow y zabija duszę, za którą nasz Zbawiciel przelał krew n a krzyżu, aby ją odkupić.

(16)

— 15 -T

J a k u b : Słyszysz, jak sąsiad pięknie mówi (odchodzi).

F i l o m i n a : T ak m ówi, jak go księżoszkow ie n a­

uczyli. Św iat innaczej mówi, a m y pow inniśm y za św iatem postępow ać.

K r z y m y k : Róbcie, jak w am się podoba, m oją po­

w inność w ypełniłem . Bo m ilczeć jest cnotą, ąle m ilczeć jest także grzechem . W ięc w as uw iado­

m iłem, co za rozm ow y w asza córka z tem panocz­

kiem prow adziła. P o d łu g m ojego zdania weźm ij- cie m iotły i w ypędźcie z dom u teg o szachraja, że­

by w am córki nie bałam ucił.

F i l o m i n a : H o la! jeżeli kto chce w aszem u dziecku do szczęścia dopom odz, czy go także z dom u w ypędzicie ?

K r z y m y k : T akiego szczęścia w am nie zazdroszczę.

Tylko m am litość nad w am i, żeście się dali zbała­

m ucić i posyłacie w aszą córkę w daleki św iat na niebezpieczne drogi (odchodzi).

SCENA 12 .

( F i l o m i n a , F r a n k a , J o r g . )

F i l o m i n a : D obrze, że cię tu nie było. Krzymyk w ysłuchał w aszą rozm ow ę i przyszedł cię oskarżać.

Ale co tam stary g aduła, niech patrzy sw ego, i nie w tyka nosa, gdzie m u niepotrzeba. T akże była tu Ju sty n a pow iedzieć, że nie pojedzie, że ojciec i m atka nie dozw olą jej się po św iecie sm ykać.

M asz jej pisać, jak ci się będzie powodzić.

J o r g : P ożałuje i oczy jej się otw orzą, gdy w asza córka przyjedzie panią. A teraz do w idzenia, jutro rano n a dw orcu (odchodzi).

(17)

— 16 —

F i l o m i n a : My tak że pójdziem y pozbierać, co nam jeszcze potrzeba. C órko, je d ź , żeby już więcej ludzie nie gadali.

F r a n k a : J a k się cieszę, że b ędę kelnerką. Jo rg mi mówił, że najprzód pójdę na dw a tygodnie na naukę.

Ach, co to będzie za w esołe życie.

Ś P I E W U . F r a n k a :

Zostań, matko, z Bogiem, idę w kraj daleki, Pójdę szczęścia szukać bez twojej opieki.

Gdy do domu przyjdę, wyliczę zarobek, Będzie mi zazdrościł nie jeden parobek.

F i l o m i n a :

Idźżć, córko, z Bogiem, idźże, moja droga, Szukać w świecie szczęścia, a unikaj wroga.

Gdy przyjdziesz do domu, otworzę ci wrota, Z Hamburgu przyniesiesz pełen worek złota.

Zasłona spada.

W t r z y m i e s i ą c e p ó ź n i e j .

SCENA 13.

( F i l o m i n a , J a k u b . )

F i l o m i n a : Dziwno mi, że F ran k a do dom u nie da o sobie żadnej w iadom ości. Ale co tam , dziew ­ czynie się dobrze pow odzi, opływa w rozkoszy, że naw et o ojcach zapom niała. Albo będzie m iała tyle do czynienia, że niem a czasu do pisania.

J a k u b : J a k się spanoszy, to on as na zaw sze zapo­

mni, i za nas p rostaków w stydzić się będzie.

F i 1 o m i n a,: Człowiecze, tw oje m yśli i uczucia są za­

w sze przeciw ne m ojem u zdaniu. Ztąd poznać, że nie chcesz postępow ać z teraźniejszem św iatem i z dzisiajszem duchem czasu.

(18)

— 17 —

J a k u b : Z dzisiajszem duchem czasu, gdzie panuje bezbożność i nieczystość postępow ać nie m yślę.

Moja m atka, daj jej P an ie w ieczne odpocznienie nauczyła m nie być um iarkow anem w m yślach, m ow ach i uczynkach. I jej nauki zachow am do śm ierci.

F i l o m i n a : C zasem tacy św iętoszkow ie są naj- gorszem i ludźm i.

J a k u b : Którzy są, ale są i tacy którzy zachow ują w iarę św. i w ypełniają przykazanie Boskie.

F i l o m i n a : S kończ już o twojej pobożności i tw oich przykazaniach. Kiedy chcesz być takim pobożnem , dla czego nie w stąpiłeś do klasztoru.

J a k u b (spogląda do o k n a ) : Sołtys tu do nas n ad ­ chodzi.

S o ł t y s (w chodzi): Niech będzie pochw alony.

F i l o m i n a , J a k u b (r a z e m ): Na wieki.

S o ł t y s : P rzynoszę w am nie dobrą i sm utną now inę F i l o m i n a : P ew no o naszej F ran ce. Czy jej się

jakie nieszczęście przytrafiło ? Czy jest chorą ? Sołtysie m ówcie, bo nie m ogę w ytrzym ać.

S o ł t y s : W łaśnie otrzym ałem list z H am burg a.

F i l o m i n a : I cóż tam piszą ?

S o ł t y s : Że w aszą córkę za w ałęsanie się po nocach i ulicach H am b u rg a oddano ją do dom u popraw y.

J a k u b : W szelki duch P a n a B oga chwali, m oja córka do dom u popraw y!

F i l o m i n a : O d w stydu się spalę. M oje dziecko w dom u popraw y.

(19)

— 18 —

S o ł t y s : Ja k ie od w as otrzym ała w ychow anie, takie m acie z niej owoce.

F i l o m i n a (zatyka oczy).

J a k u b : P raw d ę m ówicie, m nie zaw sze uw ażała za głupiego, i nie w olno mi było słów ka pow iedzieć, bo był zaraz ogień na dachu. A dla m iłego spokoju d om ow ego zaw sze ustępow ałem . M oja żo n a sam a się troszczyła o w ychow anie córki.

S o ł t y s : Jaku b ie, toście sobie źle postąpili, w idząc że m atka córkę źle w ychow uje. P ow inniście byli w ystąpić jako ojciec i głow a rodziny i pow iedzieć jej otw arcie, ja tak chcę i tak rozkazuję i tak być musi.

J a k u b : Sołtysie, potrzeba by się było znią od rana do w ieczora kłócić. Dzisiaj już poznać, że ją m atka, g run to w nie źle w ychow ała. G dy F ran k a wyszła z szkoły, brała ją z sobą na m uzyki, na tańce, żeby się córeczka przyglądała, i tańczyć się nauczyła. Dziś jeszcze pam iętam , z jaką wielką uciechą z karczm y pow róciła, bo jej F ra n k a jeden kaw ałek z kaw alerem tańcow ała. N iegdy nie słyszałem , żeby z córką rozm aw iała o w ierze, o rzeczach religijnych, ale o kaw alerach o zalotach, o przechadzkach, to były codzienne rozm ow y.

Jab łk o nie daleko się od jabłoni odkulnie.

F i l o m i n a : P atrzcie, co za m ądrala, on będzie na m nie w inę zwalał, a nie stara się, jakby dziecko uwolnić. Sołtysie doradźcie mi, jak ją w ydostać z tego zakładu.

S o ł t y s : Jed źcie do H am burga, jeżeli jej przew inienia nie są w ielkie, to wam ją w ypuszczą.

(20)

— 19 —

J a k u b : D ziew czyny w H am burgu nie było potrzeba.

G dy w yjeżdżała, m ów iłem , że m a zostać w dom u, coś mi odpow iedziała ? Żem głupi. I jużeś fartuch otw ierała na złote, co ci córka z H am b u rg a przy­

niesie.

S o ł t y s : Ludzie, w yście obaj winni w zględem w ycho­

w ania w aszej córki. W y jako m atka zaw inniliście, boście córkę źle w ychow ali. A w y jako ojciec pow iniście byli, ostro w ystąpić naprzeciw tem u agentow i i szachrajow i żyw ym tow arym , żeby córki i żonę niebałam ucił. Pam iętajcie sobie, że grzech nieczystości napoczyna się od złych myśli, od plugaw ych m ów aż się obraca w nieczyste uczynki. Gdy grzech nieczystości zapuści swoje korzenie do serca, tru d n o je pow yryw ać.

Zasłow a spada.

W olno tylko odgryw ać za pozw oleniem autora.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pysznisz się bogactwem, które nie jest twoją zasługą, bo go nie zdobyłaś sama, pogardzasz biedniejszymi, choć sama jesteś najbiedniejszą, bo.

Jak tylko cokolwiek się ułatwię w domu, nie omieszkam się

kościelno opowiadała, ze Rak obiecoł Bregi- dzie dwa stajania (pólka) pod; zimnioki i chustkę wełniastą, jak bedzie za Józkiem u wos opredowała

50 Przed siedmiu wiekami obrazek dram. 50 Przygody i kłopoty Fotografa,

Co oni zrobili, tego nie wiem, ale ja sobie tak myślę, że jeżeli się oni od maleńkości u-... to przecież muszą więcej umieć, niż wy, coście się niczego i nigdzie

Gdy o przyszłości dowiedzieć się chcecie, Jestem największym prorokiem na świecie, Przyjdźcie więc do mnie, bo ja wróżyć lubię, Ale was za to porządnie

Ale żebi temu grinor nauczyć, żeby wun wypisywał dobra polska gazeta i żeby jego czytywał, żeby wun został obywatelem, aby zaczynał chodzowacz do nait skól,

Wałek (wchodzi) : Posłuchaj Przepiórka, Brzoska czeka na ciebie w lasku za wsią i kazał ci powiedzieć, że masz tam przynieść jego rzeczy, bo on się boi, żeby go żandarm nie