• Nie Znaleziono Wyników

"Ciemne sprawy dawnych warszawiaków", Stanisław Milewski, [b.m.] 1982 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Ciemne sprawy dawnych warszawiaków", Stanisław Milewski, [b.m.] 1982 : [recenzja]"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Henryk Nowogródzki

"Ciemne sprawy dawnych

warszawiaków", Stanisław Milewski,

[b.m.] 1982 : [recenzja]

Palestra 26/8(296), 71-77

(2)

tyczne uw agi autora o sposobie inform owania społeczeństwa mogą być odniesione do naszej telewizji.

Zbieżne tematycznie z omówionym wyżej jest opracowanie J. van Dijka, k tóre jest interesujące chociażby dlatego, że Holandia notuje jedne z najniższych w skaź­ ników przestępczości oraz punitywności systemu praw a i w ym iaru sprawiedliwości. Autor odnotowuje, a następnie kom entuje przyczyny zainteresow ania wzrostem liczby popełnionych przestępstw oraz strachu przed przestępstwem w niektórych społeczeństwach zachodnich, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i RFN. Uważa, że prasa, radio i tv odegrały niem ałą rolę w ukształtow aniu atm osfery bojaźni przed przestępstw em , „stworzyły” wyobrażenie o skutkach przestępstw, ugruntow ały sposoby percepcji przestępstw i stosunek do nich opinii publicznej. Oprócz korzyści przyniosło to pew ne ujem ne następstw a, np. ukształtowało stosunkowo wysoki stopień poczucia zagrożenia.

W kontekście wywodów H.J. Schneidera i J. van Dijka ciekawie prezentują się rozważania B. Hołysta, poświęcone roli środków masowego przekazu w kształto­ w aniu postaw antyw iktym izacyjnych, zwłaszcza w Polsce. B. Hołyst skupił swą uwagę na problem ie o ogromnej doniosłości, jakim jest formułowanie ogólnych prawidłowości procesu wiktym izacji, z czego w ynikają określone wnioski dla dzia­ łań profilaktycznych. W kształtow aniu postaw antyw iktym izacyjnych rola prasy, radia i tv jest znaczna, a może być je'szcze większa. Uświadomienie ludziom ich •cech wiktyrnogennych (osobowych i sytuacyjnych) oraz m echanizmu staw ania się ofiarą może w sposób widoczny przyczynić się do zmniejszenia zakresu i skutków pokrzywdzenia.

Autor podziela pogląd, że opinie o przestępczości, praw ie i jego sądowym stosowaniu upowszechniają się w społeczeństwie najczęściej w postaci określonych stereotypów. Często są to poglądy uproszczone, o dużym ładunku emocjonalności. Stereotypy powinny być jednak zastępowane inform acją zdolną ukierunkow ać proces edukacji praw nej społeczeństwa według zasad dyktowanych racjonalizmem. Chodzi bowiem nie tylko o koncentrow anie uwagi na funkcji prasy dostarczania inform acji o konkretnym przestępstwie, ale również ma uświadomienie społeczeń­ stw u jego kontekstu społecznego, zasad zapobiegania przestępstwom itp. Przes­ tępcy rodzą się i działają w społeczeństwie, k tó re obowiązku prow adzenia w alki z przestępczością nie może przerzucać wyłącznie na barki sądów i prokuratury.

Ja k można - zorientować się z poczynionych uwag, opracowania zamieszczone w recenzowanej książce dotyczą spraw żywo dyskutow anych w środowisku p ra w ­ ników, i nie tylko zresztą w tym środowisku. Na wiele pytań rodzących s Tę

w związku ze społeczną rolą prasy, radia i telewizji można znaleźć odpowiedź w om awianej książce, wiele jednak pozostanie bez odpowiedzi, za co nie można winić autorów. W Polsce, gdzie literatu ra poświęcona zjaw isku opinii publicznej je st stosunkowo skąpa (mam tu na myśli zwłaszcza niedostatek opracowań empirycznych), ukazanie się tej pracy należy powitać z uznaniem.

W łodzimierz Kubala

2

.

Stanisław M i l e w s k i : Ciemne sprawy dawnych warszawiaków, Państwowy In sty ­ tu t W ydaw niczy 1982, sir. 500.

Ta książka pow inna się stać — i stanie się z pewnością — bestsellerem. Stanie się taką dlatego, że jej autor Stanisław Milewski zdołał wyeksponować w tym

(3)

72 R ecenzje N r 8 (296)

500^stron;cow ym tom ie nieczęsto w y stę p u jąc e jednocześnie zalety. W ykazał w y b itn e u m ie ję tn o ści d zien n ik a rsk ie, o d w ra ca jąc w stecz w eh ik u ł czasu i d ając żyw y re p o r­ taż z życia X IX -w iecznej W arszaw y (i nie tylko W arszaw y), je j życia podziem nego, p o d skórnego niejako, przestępczości. A le — to nie w szystko. Ż m ozolną cierpliw ością h isto ry k a -sa p erac za tro p ił la k ty i zdarzenia, z ta len tem k reślił sy lw e tk i ludzi. Z ta le n te m czynił o dniesienia do „ciem nych sp ra w ” W arszaw y, ale także do ów czesnej carsk iej Rosji, P ary ża i L on d y n u , dając socjologiczną p an o ram ę p rz e s ­ tę p stw a i przestępczości, um ieszczając je w politycznym i społecznym tle w śród lu d z i stan o w iący ch p raw o i je stosujących. U kazał sy lw e tk i przestępców , p o rtre ty ich sędziów i — co nas zwłaszcza in te re su je — adw okatów . Rzecz szczególna — w łaśn ie adw okaci, znakom ici obrońcy, byli jakże często spraw o zd aw cam i są d o ­ w ym i w prasie, od g ry w ając niem ałą rolę w k ształto w an iu op in ii publicznej i w ręcz w y m uszając niek ied y sw ym słow em li piórem postępow e reform y.

K sią żk a S tan isław a M ilew skiego je st rez u ltatem n iezw ykłej pracow itości. Ślęczał w b ib lio tek a ch przez k ilk a la t. Ź ró d łam i są ów czesne gazety: „K u rier W a rsza w sk i”, „T ygodnik Ilu stro w a n y ”, „K łosy”, „K u rier C odzienny”, „G azeta Sądow a W a rsza w sk a” (re d ag o w an a przecież przez adw okatów ), a także „N iw a” i ogrom nie dużo v a rsa - vianów . Często na stronicach recenzow anej książki dochodzą do głosu B olesław P ru s, A lek san d e r Św iętochow ski, M arian G aw alew icz. W yciągnąć to w szystko z biblio teczn y ch regałów — to p ra c a olbrzym ia, a jeszcze w iększa — to u sy ste m a ­ tyzow ać to w szystko, zestaw ić, skonfrontow ać, kry ty czn ie ocenić.

S y ste m a ty k a je st taka. Oto ty tu ły dziesięciu rozdziałów , k tó re są ja k gdyby h asłam i w yw oław czym i te m atu : Z w ierciadło codzienności, A lkoholiści nie tylko z d o ro ż k a rsk ie j resursy, P an n y sto jące i dem im ondów ki, F a b ry k a n tk i aniołków , Z łoto z b łotem przem ieszane, K ontyngens letkiew iczów , Złodzieje i policjanci, Dlaczego zabiła? Na tropach zbrodni i bezdrożach śledztw a, Na szafocie i pod p ręg ie rz em .

„A lkoholiści” , „dem im ondów ki”, „kontyngens letkiew iczów ” — to język tam ty ch la t, ta m te j epoki, do k tó rej au to r sięga obficie. J e s t przecież M ilew ski-polonista ta k ż e a u to re m opublikow anej już p rac y o gw arze przestępczej. W ta m te j ro zp raw ie zg ro m ad ził przebogaty le ksykon tego ję z y k a i jego etym ologii. E cha tego ro zb rzm ie­ w a ją rów nież w „C iem nych sp raw ac h (...).”

K siążka, ja k się rzekło, m a 300 stron, na każdej niem al są odsyłacze, w sk azu jące n a źró d ła p raso w e lub książkow e (jest ty c h w skazanych źródeł ok. 400), a p o n ad to źródłow e c y ta ty gęsto w plecione w te k st. S ą tęż przytoczone przepisy p ra w n e z ów czesnych kodeksów . Od n iek tó ry ch w ieje grozą.

Ó w czesne piisma codzienne z uw agą śledziły rozstrzygnięcia sędziów pokoju. R usyfikacja sąd o w n ictw a postępow ała bardzo szybko. W śród sędziów pokoju było tylko trzech Polaków . „Ż u rn al G osudarskogo i U gcłownego P ra w a ” p isa ł w 185,2 r.,

i? sędziow ie owi p rz e d sta w ia ją „roślinę niezdolną do życia, p rzesadzoną n a obcy i n ieodpow iedni sobie g ru n t.”

Na jednego sędziego w początkach X X w ieku p rzypadało średnio 6000 sp ra w Pjcznie!

P leniło się p o k ątn e doradztw o, często - przy tym doradztw o oszukańcze. Pisze o tym A. K ra u s h a r w sw ych pracach : „P alestra w arsza w sk a” oraz „W spom nienia sta re g o m ecenasa z czasów dziesięciolecia przed zniesieniem są d o w n ictw a polskiego (181616'—1876)”.

A oto uw agi w tej sam ej kw estii Bolesław a P ru sa : „W tych w a ru n k ac h budź: u z n a n ie p o sta w a społeczeństw a W arszaw y, k tó re p o trafiło , n a ogół z d o b ry m s k u t­

(4)

dozór policyjny nie zastąp i poszanow ania dla p ra w osób trzecich i w s trę tu do pew nych ob u rzający ch nieporządków .”

W praw ie w idziano środek p rze ciw sta w ian ia się zaborcy. I znów P ru s z ta k ą uw agą: „Ogół nasz w e w szystkich w arstw ac h sw oich pow inien p rz e sią k n ą ć tą zasadą, że praw o je st św iętością, k tó r ą należy szanow ać, i w aro w n ią, któ rej niew zruszone a obszerne m u ry najlichszego obyw atela m ogą zasłonić p rzed g w ał­ tem m ożnych. S zan u jm y praw o i nie pozw alajm y go sobie bezk arn ie w y d zie rać.”

Długo trzeba było czekać, ab y ten słuszny p o stu la t w ydał dobre owoce. T ym cza­ sem procesy k ry m in a ln e s ta ją się źródłem sensacji. O jcem tego g a tu n k u s ta ł się p a ry sk i ad w o k a t F rançois F ay o t de P itav a l. W Polsce sięga do tego źródła — p isz ą ­ cy pod pseudonim em E.F. G órski — H en ry k E m anuel G liicksberg, sy n znanego w arszaw skiego księg arza i w ydaw cy N ata n a G lücksberga. C zerpie w szakże ze sp raw sądow ych toczących się we F ra n c ji, Anglii, Irla n d ii, H olandii i Niem iec. S p ra w y te toczyły się w X V II—X IX w ieku.

P olskie d ziennikarstw o w k ró tce zbliży się do w spółczesnej im sa li sądow ej w W arszaw ie. I oto pierw szy p ro test. To Józef Ignacy K raszew ski p ro te stu je publicznie przeciw ko n ad m iern em u ek sploatow aniu zbrodni przez prasę.

Przestępczość rośnie. W arszaw a nie je st spokojnym m iasteczkiem . J e j spokój zakłó cają przede w szystkim „alkoholiści” . P ijań stw o szerzy się w naszym m ieście. K arczm y i gospody są wszędzie, nie tylko w m rocznych zaułkach, ale n a M a r­ szałkow skiej, tam , gdzie dziś kościół Z baw iciela (i gdzie dziś, gdy ju ż kościół stoi od daw na, w nocy sp rze d ają „k a rtk o w ą w ódkę po 1500 zł — przyp. mój H.N.).

O p ija ń stw ie w arszaw sk im pisze szeroko W iktor Gom ulioki, często przez M ilew ­ skiego cytow any. „O dpustow a m ajów ka do C zerniakow a kończy się zaw sze p ija ­ ty k ą ” — pisze G om ulieki.

R ozkw ita p o ta jem n e gorzelnictw o. R ada L ek a rsk a stw ierd za w w ódkach k w as pruski. P iją carscy oficerow ie i ich „rozw iązłe” kobiety, ale także ... p ia stu n k i, ó w czesn y ż u rn a lista pisze: „M atki dostrzegać .powinny, aby p ia stu n k i nie n a d u ż y ­

w ały m ocnych tru n k ó w .” Z n a n a p isa rk a K le m e n ty n a z T ańskich H offm anow a W spomina w sw ych p om iętnikach: „Mnie p ia stu n k a , upiw szy się, u puściła i p rz e su ­ n ęła m i się ło p a tk a .” L ite ra tk a chorow ała z tego pow odu przez całe życie. W tej sy tu a c ji P ru s zdum iew ał się, iż ze spraw ozdań rządow ych w ynikało, że w każdej g u b e rn i K ró lestw a Polskiego liczba szynków z ro k u na rok m alała. Ach, ta sta ty sty k a , skąd m y to znam y?

Z aczy tu jąc się książką M ilew skiego, zaczynam „zacytow yw ać” tę recenzję. S za­ lenie tru d n o tego uniknąć, a m oże n azb y t un ik ać nie «należy. Szybko k a r tk u ję stro n ic e i już m am rozdział „P a n n y stojące i dem im ondów ki” — to o p ro sty tu c ji. P isze M ilew ski: „Jed n y m z bard ziej n ab rzm iały ch a jednocześnie n ajsk ry c ie j przem ilczanych zjaw isk sta re j W arszaw y była p ro sty tu c ja. M iała ona liczne' i silne zw iązki z przestępczością.” J a k przytacza „K urier W arszaw sk i” z 1845 ro k u (odno­ to w u ją c to za „G azetą P o lic y jn ą ”), zatrzym ano w ów czas w W arszaw ie 1356 ko b iet za ,jpokątny n ie rz ą d ”. A był także i nierząd pod dozorem i ko n tro lą policyjną. P ro s ty tu c ja sa nkcjonow ana, podzielona n a cztery klasy i z odpow iednio zróżnico­ w an y m i cenam i. P o w stał „przem ysł ro zryw kow y” . M asow i klienci r e k ru to w a li się ze stacjo n u jąceg o w W arszaw ie' w ojska, a także ze zjeżdżających tu ta j kupców i ziem ian. P ro sty tu tk i w yw odziiy się z biedoty, także w iejskiej, z „panien s łu ż ą ­ cych”, „ubogich szw aczek” itp. M łode dziew czyny w erbow ane były do n ierząd u przez ra jfu rk i, k tó re w ykorzystyw ały ich nędzę i bezradność oraz stosow ały n iecn y wyzysk.

(5)

74 R ecenzje N r 8 (296)

Mecenas Jan M aurycy Kamiński, który bardzo często zabierał głos w kw estiach s(połecznych, zgłębił dokładnie problem prostytucji w W arszawie na tle swojej praktyki zawodowej. Za prostytutki uważał te kobiety, które oddają się dla zysku, bez wyboru, bez pociągu, bez żadnej chociażhy „w najgrubszym znaczeniu” miłości. Był zdania, że werbowniczkami do domów publicznych lub dla indywidualnych am atorów były liczne stręczycielki, profesjonalnie zajm ujące się tym procederem. Istotnie, stręczycielstwo rozkwita wówczas coraz bardziej, pow stają całe w atahy ra jfu re k i „alfonsów”, domy publiczne rozprzestrzeniają się po całym mieście. Kontrole lekarskie i policyjne sta ją się fikcją. Stają się one przede wszystkim złotą żyłą dla wszelkiej rangi i maści łapowników. Ten rozwój prostytucji wpływa — oczywiście — na szerzenie się chorób wenerycznych.

A prawo? Nie zdziałało ono wiele prócz okrucieństwa. Stawiano prostytutki pod pręgierzem, chłostano je, biczowano, wystawiano częstokroć nagie przed gawiedzią.

Rozpoczynał się także handel żywym towarem. Doktor Stanisław Posnet zamie­ ścił w 1901 r. w „Gazecie Sądowej W arszawskiej” cykl artykułów poświęconych handlowi żywym towarem. Nie wymienił jednak żadnej spraw y sądowej z W ar­ szawy. Uwodzono najczęściej dziewczęta, głównie Żydówki, obietnicą małżeństwa gdzieś w świecie. ,k u r i e r W arszawski” zamieścił np. korespondencję z Buenos Aires donosząc, że „niejaka panna N. z Warszawy, dowiedziawszy się na okręcie, gdzie i po co jadą — skoczyła niedaleko Montevideo do morza.”

Z kolei trzeba czym prędzej przejść do następnego rozdziału. Jest jeszcze b ar­ dziej wstrząsający. Chodzi o „fabrykantki aniołków”. Głośny był proces niejakiej Skublińskiej, który odsłonił przerażające fakty. Niemowlęta palono, głodzono, drszono.

Na kartach książki Milewskiego relacje z ówczesnych procesów są dokładne. Są i błędy ekspertyz lekarskich w ocenie przyczyn zgonów niemowląt, a słowo błędy trzeba umieścić w cudzysłowie. K ryją się za tym ekspertyzy fałszywe, łapów karskie lub w najlepszym razie płynące z niewiedzy. Straszliwy problem tzw. rramek, które po urodzeniu sw ych dzieci o d d a la ły je fabrykantom aniołków i sprzedawały swój pokarm bogatym — w yraźnie zarysował się na sali sądowej. Zachowała się relacja z wystąpienia adw okata Teodora Wedemana, który zakończył swoją obronę tymi słowami: „Przyjm ujem y zazwyczaj m am kę za nędzne pieniądze, więzimy ją przy potomku naśzym tak, że nigdzie jej wychodzić nie wolno, a gdy przyniosą chore jej dziecko, to zam ykam y przed nim drzwi. Nie, panie prokuratorze, nie moja klientka jest w inna w tej sprawie, lecz winien je st pański, zwykły klient i rzadko kiedy współczujący, winne jest społeczeństwo. Oczekuję, że po tej spraw ie przebudzą się z letargu obojętności siły społeczne.” Ówczesny sprawo­ zdawca sądowy odnotował: „Mowa obrońcy na zebranej publiczności i na samych sędziach bardzo silne zrobiła w rażenie.”

Pow stała również w tedy plaga podrzutków. Ksiądz P iotr G abriel Baudouin, w strząśnięty widokiem m artw ego niemowlęcia, które pies znalazł n a śm ietniku i wlókł w zębach przeż miasto, poświęcił się głównie opiece nad porzuconymi dziećmi i założył dla nich zakład wychowawczy na Krakow skim Przedm ieściu naprzeciw ko kościoła Św. Krzyża.

Procesy fahrykantek aniołków, procesy o dzieciobójstwo toczyły się nię tylko w Warszawie, Były one w owym czasie na porządku dziennym w całej Europie. Nie chciałbym tu zbytnio naruszać wrażliwości -czytelnika. Nawet czytelnik „Pa- lestcy” poczuje się przygnębiony! Jednakże książkę Milewskiego -trzeba czytać od pierwszej do ostatniej strony.

(6)

Następny rozdział — to „Złoto z błotem przemieszane.” Pisze M ilewski; „Gdyby się chciało 'przedstawić parę pokoleń nieuczciwych kupców przyzwyczajonych do zbijania kabzy na biedzie i głodzie, nieodłącznych towarzyszkach wielkich wojen początku XIX w ieku i kryzysu la t późniejszych — trzeba by było pióra Balzaka i sumienności oraz dokładności archiw isty”. Otóż Milewski jest takim archiw istą. I nie' zabrakło mu pióra, które, jakby przemienione w kam erę filmową odwróconą w XIX wiek, daje obrazy zamknięte w ostrych konturach.

A więc złodziejstwo, kradzieże, grabieże, oszustwa, defraudacje, przem yt, żebrac­ two, fałszowanie żywności, koniokrad'ztwo, bankructw a rzeczywiste i pozorne.

A kontrole, a represje? Znów łapówkarstwo. Gdy praw o dochodzi do głosu — okrucieństwo. Przestępców tych, nieuczciwych przekupni, piekarzy i rzeźników, oszukujących na wadze, zam ykano w żelaznej klatce, w ystawianej po prawej stronie ratusza na Rynku Starego Miasta. Jak ustalił A leksander W ejnert, pierwsze ślady używania owej klatki sięgały roku 1669. Początkowo umieszczano w niej służbę, która przed uzgodnionym term inem porzucała sw e obowiązki, następnie karę klatki (łącznie z grzywną) stosowano przez pewien czas do przekupek handlujących rano w niedzielę i skupujących produkty w celach spekulacyjnych. ,,Z początkiem XVIII wieku — pisze ów autor — po pewnej przerw ie karę tę reaktywowano, ażeby klatkę na przekupki i żydy jak najprędzej postarał się postawić Imć Pan Podskarbi.”

Przesuńm y kam erę o kilkadziesiąt lat. Ukaże ona wówczas nadużycia w sądach pokoju, łącznie z podpaleniem kancelarii jednego z nich, by ulkryć w ten sposób przed kontrolą liczne afery. Na ogół każdy „jmirosżka” (miroiooj sudja) miał liczne słabostki. Najczęściej były to kobiety i alkohol. Ułatwiało to i otwierało drogę ludziom, którym zależało na wyrozumiałości Temidy. W ciemności tej błyśnie przecież jasna gwiazda. Do chlubnych w yjątków — pisze Milewski — należał sędzia pokoju Piotr Bardowski, Rosjanin, współpracownik Ludwika Waryńskiego i I P roletariatu, powieszony w 1886 roku na stokach Cytadeli.

Wiele uwagi nadużyciom finansowym ap aratu carskiego w W arszawie poświęcał petersburski „K raj”. W 1887 r. tygodnik ten donosił o aferze ze zwalnianiem poborowych Żydów z wojska. To bogaci ojcowie w ykupyw ali swych synów kosz­ tem biedaków.

W rozdziale „Kontyngens letkiewiczów” przesuw ają się postacie oszustów wyso­ kiego lotu, utracjuszy, paniczyków, ziemian itp. W ystępuje zjawisko przeróżnych fałszerstw, płynie strum ień falsyfikatów banknotów i papierów wartościowych. Pojaw iają się szulerzy karciani, także cudzoziemcy przyjeżdżający na występy z zagranicy. K w itną oszukańcze gry hazardowe. Zgrywano się do nitki. Ziemianie przegryw ali w ciągu nocy i hulanek całe m ajątki. Ludzie popełniali sam obójstwa w nurtach Wisły. Tak jak paryżanie w Sekwanie. Oszukańcze żniwo zbierał także totalizator na rozpoczynających swoją karierę wyścigach konnych.

Rozdział „Złodzieje i policjanci” prezentuje wszelkie formy kradzieży.'O kradano mieszkania, sklepy, jubilerów, kradziono gdzie i jak popadło, a pokrzywdzeni pozostawali bezradni, powiązanie bowiem „gangów” złodziejskich z policją było szczególnie1 silne.

Procederem złodziejskim zręcznie parały się kobiety, które modnie ubrane w tzw. „gejsze” i peleryny, pozw alające ukryć w fałdach całe sztuki m ateriału osiągały niem ałe łupy. Kupcy z obawą i czujnością‘przyglądali się takim klientkom. A oto zdarzenie zabawne i sm utne zarazem. O fiarą wyostrzonego kupieckiego oka (jak pisze Milewski) padła naw et kiedyś sama M aria Andrej ewna Hurko, żona generał-gubernatora warszawskiego,, k tóra zwykła wybierać tow ary w sklepach,

(7)

Reeemfi

me s (2.m

ańł myśląc ;o płacćniu. Zdążyło się w : 1®92 f.„ że któregoś dnia-w stąpiła: do sklepiku z „norymbCrszczyzną” przy ul. Żabiej 2. Wzięła z lady kilka sztuk pięknych, jedwabnych wstążek i zamierzała wyjść. Wtedy właścicielka wszczęła alarm , kazała złodziejkę przytrzym ać subiektowi, a sam a pobiegła po stójkowego. A tera2 pointa: właścicielkę sklepiku za obrazę gub e rn a tor o w ej skazano n a 3 miesiące aresztu, a znany adw okat i sprawozdawca sądowy H enryk Cederbaum, który podjął się jej obrony, pozbawiony został na okres 5 lat praw a staw ania w sądach.

„Dlaczego zabiła?” — to rozdział, który wprowadza w inną tem atykę, znów jakże ponurą. Głośna spraw a Brzezickiej, która zabiła dla rabunku, wywołała ogromne zainteresowanie i dała właściwie początek wprowadzenia psychiatrii na salę sądową. Była to kobieta wywodząca się z inteligencji, żona inżyniera kolejowego i m atka czworga dzieci. Jej ofiarą padła Józefa Gerlachowa, wdowa po znanym w arszawskim fabrykancie, kobieta samotna, bogatsi. Rozpoczął się problem rozważenia motywacyjnej sfery przestępstwa. A dw okatura warszawska rozpoczęła walkę o wprowadzenie ekspertyzy psychiatrycznej na salę sądową, rozpoczęła próby odejścia od teorii Lombrosa, od teorii przestępczości wrodzonej. Nie była to w alka łatwa. Przeciwko adwokatom padały zarzuty, że usiłują z przes­ tępców „robić w ariatów ”, wśród tych głosów nie zabrakło naw et poważnych publicystów. Opierano się wciąż na „antropologii krym inalnej” i sądy niełatwo dawały posłuch postępowym lekarzom.

Milewski szeroko i wnikliwie przytacza szereg procesów, jakie' toczyły się ówcześnie w warszawskiej sali sądowej.

Przedostatni rozdział — to „Na drogach zbrodni i bezdrożach śledztw a”. Ten rozdział przeznaczony jest problemom śledztwa, którego wady polegały nie tyle na nierzetelności, ile na nieum iejętności i niewiedzy. Opis zwłok, m iejsca przestęp­ stw a i innych okoliczności był powierzchowny, tak że dopiero- dzięki wysiłkom ad­ wokatów i rozwojowi naukow em u problem atyki śledztw a zaczęto zbierać — w spo­ sób możliwie pełny — m ateriał dowodowy.

"Wyróżniającym się sędzią śledczym był podówczas W iktor M auersberger,. autor licznych publikacji. Z konsekwencją i uporem poruszał przez wiele la t w „Gazecie Sądowej W arszawskiej” problem y procedury dochodzeniowej i w śledź-! twie. I zapewnienia równowagi sił między oskarżonym a obroną; by nie dawać miażdżącej przewagi policji i prokuratorow i.

Wreszcie ostatni rozdział, zatytułowany „Na szafocie i pod pręgierzem ”, n a jb ar­ dziej w strząsa obrazem okrucieństw a i surowości praw a. Przestępców piętnowano, w ypalają o znaki na policzku lub czole, kobiety zakopywano żywcem pod szubienicą, mężczyzn wieszano, ścinano, zaś jedynie w. drodże łaski. Dokonywano ćwtartow ania i łam ania kołem. Szczególnie okrutnie karano „za zabicie pana swego”. W 1744 r. pewnej dzieciobójczyni ścięto głowę i w bito ją na pal, a ciało spalono aa stosie

Długo trw ały te publiczne egzekucje.

Ale porzućmy już te opisy. -Wiele trzeba było czasu, dziesiątków, a naw et setek lat, aby kara "przestała być jedynie zemstą i rzekomym Ostrzeżeniem dla' potencjalnych przestępców. Adwokaci tam tej epoki: Teodor Wedeman, Adolf Suli- gowski, Henryk K rajewski, Pr-aneiszek Nowodworski, A leksander K raushar; H en­ ry k Cederbaum 1 inni dobrze zasłużyli się pałestrze i społeczeństwu, popychając zgrzytającą machinę sprawiedliwości po drodze reform i odejścia od okrucieństw a. Adwokaói byli w pierwszej linii w ałki o czystość śledztwa i sądowego wym iaru sprawiedliwości: Płacili' za to często wysoką cenę. Także w w alce o nadużycia w* śledztwie, jakieh się dopuszczano w sprawcach przeciwko .politycznym'?

(8)

Nie sposób w tej recenzji, a właściwie w próbie relacji z książki Stanisława Milewskiego, przenieść jej klimat. Przez (pozorny chłód narracji i skrzętność w gromadzeniu szczegółów przebija żarliwość publicystyczna, historyczna i spo­ łeczna autora. Autora książki ważnej i znaczącej.

Henryk Nowogródzki

ŻYCIE ł SPRAWY ADWOKATURY

(myśli — aforyzmy)

LXI

Umiejętność życia polega w 90 procentach na (adolności porozumiewania się z ludź­ mi, których się n ie zn o si.

(SAM GOLDW YN)

A dw okatura pow inńa się starać o rozszerzenie je j zakresu działania i — wiedzieć, co z n im zrobić.

(GRODZKI)

Ustawa nakhzuje' obiektywizm nawet organom ścigania; w życiu zdarza się zoba­ czyć brak obiektywizmu nawet u sędziego.

(SA SK I)

N iektórzy chcieliby widzieć adw okatów o słabym w zroku, przytępionym słuchu i bardzo dobrym wychowaniu.

(ROM AŃSKI)

Adwokatowi brak klientów albo dlatego, że klienci się jeszcze na nim nie poznali, albo dlatego, że się na nim już poznali.

(M AT JAN O W SK I)

Społeczeństwo, któremu szczerze służymy, płaci nam prawie nieograniczonym zaufaniem.

(PEPŁOWSKI)

Pierwszy w arunek dobrego m ów cy — to tęga kultura umysłotoa, to wypracowana w duchu siła przekonań.

(LORENTOWICZ)

Obrońca sądowy m u si łączyć w sobie właściioości w szelkich innych fo rm krmo>- m ówstwa, pracując równocześnie jako twórca-psycholog, jako praw nik naukow y, jako lingw ista-technik, j a k o , znawca życia i zw yczajów swego społeczeństwa.

Cytaty

Powiązane dokumenty

For several regional hazard assessment analyses, research groups have extended the ID threshold method by replacing the duration of a precipitation event on the x axis with

Sekcja 3 prowadziła obrady na temat Edukacyjne wyzwania i zagrożenia młodego pokolenia z perspektywy globalno- kulturowej, której przewodniczyli dr Andrzej Rozmus,

Istotny wydaje się fakt, że metaloproteinazy jako jedyne tra- wią kolagen typu IV, który stanowi szkie- let błony podstawnej naczyń, a jak wia- domo dopiero jej uszkodzenie

 Utylizacja, recykling – wykorzystanie odpadów i śmieci jako surowców wtórnych do przetworzenia na odpady.. Pod wpływem mikroorganizmów rozkład substancji (np. ścieków )

prywatnych właścicieli domów oraz sposób prowadzenia rejestru tych zrzeszeń.. Palestra

Nagród się tu nie przyznaje, formą wyróżnienia jest wybór filmu jako tematu do obrad i dyskusji „okrą­.. głego stołu” - seminarium

Refleksja badawcza nad zagrożeniami cyberprzemocą wśród uczniów szkół ponadgimnazjalnych, ale i innych, może przyczynić się do przełamania wielu stereotypów

Bezsprzecznie następca NFZ, chcąc niejako oczyścić się ze zobowiązań poprzednika, w pierwszej kolejności będzie dążył do zakończenia spraw toczących się przed sądem..