W IELM OŻA WĘGIERSKI
W P O L S C E .
H art woli żelazny, niepospolita, szerokie ogarniająca w idno kręgi bystrość poglądu i silne, konsekw entne dążenie, pełne ambi- cyi w kierunku daleko zakreślonych planów —oto cechy charakteru drugiego naszego obieralnego króla, Stefana Batorego. A ow a am- bicya jego była trojakiej natury: osobista, rodow a i narodow a—oczy wiście w ęgierska. Polakiem król Stefan był tylko z indygenatu: w głębi ducha nie czuł się nim nigdy, a pięknej ojczyźnie swojej, Siedm iogrodow i, aczkolwiek odjechał go dla korony u nas, w ier nym był do końca, kierując sam jego losami czujnie, mimo oddalenia. A m bitny styl S tefana B atorego zw ykł się był przejaw iać— bez obsłonek—w granicach taktu i umiaru, choć najprzeważniej h ar m onizow ał z interesam i Rzplitej. P opierała go przytem niebylejaka pow aga surow ego m ajestatu, jakim jedjm ie praw dziw ie wyższy um ysł i dzielność indyw idualna prom ieniow ać umie: to też dzięki tem u m onarcha ten nie zrażał do siebie, ale im ponował, naw et n ie chętnych zmuszał do podziwu, a zarzut nepotyzm u nie przyw arł do jego pamięci. Po w ym uskanym Burbończyku, który przew inął się u nas ja k szydercze intermezzo, B âthoty, postać spiżowa—zgi nał przed sobą najoporniejsze karki.
Tężyzna, jak ą z miejsca tchnął w swoje rządy nad zanarchi- zow aną oligarchią u nas, tudzież bohaterski a powodzeniem w ień czony odw et, daw any zapędom sąsiadów, próbujących lekceważyć dostojeństw o i jeg o w łasne j narodu, który mu berło pow ierzył— tak bardzo jednały mu ogół i tak silnie pchnęły uw agę pow szechną ku spraw om podstaw ow ym , napraw dę ważnym dla kraju, że da row yw ano mu chętnie rzecz mniejszej wagi, ja k znaczny napływ W ęgrów , k tó ty z jego przybjmiem nadciągnął do Polski. Nikt nie odw ażył się sarkać, że—jeśli nie legion, to w każdym razie wielu,
208 W IE L M O Ż A W Ę G IE R S K I W P O L S C E .
nader wielu rodaków króla, nietylko otaczało bezpośredniemi a zwar- temi posterunkam i sam tron monarszy, ale zajmowało od najniż szych do bardzo wysokich szczebli rozm aite w Polsce stanow iska, otrzym ując indygenat, a w raz z nim — wszelkie praw a autochto nów, oczywiście pospołu z ich obowiązkami. T e ostatnie, p rzy znać trzeba, po większej części spełniali oni karnie, naw et niekiedy ze szczerem oddaniem, nie drażniąc tubylców brzydkiemi nałogami, ja k to mieli w zwyczaju różnemi czasy inni cudzoziemcy, co w y
walczali sobie na naszym gruncie dobrobyt przew rotnością, intry gami i podstępem .
W iększość przybyszów W ęg rów ramię w ramię z naszem ry cerstw em przelew ała krew pod G dańskiem, pod Połockiem, pod Pskowem; duży procent osiadł potem w Polsce, założył rodziny i pozostał tu nazawsze. Aliści w napływ ow ych żyw iołach tego ro dzaju znajdowali się zazwjmzaj i innego typu przybysze, których nazw aćby można mianem „kondottierów cyw ilnych“. Dyplomaci to bjdi, którzy, sami nie wąchając prochu, mniej lub więcej w ier nie przy swoich patronach trw ali, a używani do rozmaitych po selstw —czy posyłek—wymową, układnością, i sprytem nieraz cał kiem zręcznie wygładzali zawiłe kw estye gabinetow e w bezkrw a w ych rozprawach. O własnej przytem szkatule pamiętali z gorliw o ścią klasyczną, że zaś z natury swej służby musieli poznawać wiele świata, i to św iata w w arstw ach najbarw niejszych, najbardziej mia rodajnych, przyczem —ocierając się o najwybitniejsze jednostki sw o jej epoki, mieli możność trzym ania dłoni na pulsie prądów , jakie działalność tychże w yw oływ ała—przeto dla badaczów historyczno- kułturalnej przeszłości „kondottierow ie“ tacjr stanow ią, naogół bio rąc, niezmiernie ciekawy m ateryał do studyów .
Tuzem takiego typu bjd u nas za Stefana Batorego pan Mar cin Berzewiczy. R ód wywodząc z Tjirolu, początkami najemniczej swojej karyery sięgał on (jeszcze przed panow aniem S tefana na Siedm iogrodzie), raczej partyi przeciwnej księciu, gdyż zrazu był adherentem H absburgów , skończył zaś jako obyw atel i posesyonat polski, zostaw iając przybranej ojczyźnie dwuch synów o spolszczo- nem nazw isku Berzewickich. Piędziesięcio-ośmioletnie życie tego— w każdym razie nieprzeciętnego syna swojej e p o k i— je st jednem pasmem ciągle zmiennego kalejdoskopu osób, miejscowości, w ypad ków, pow ikłań ogólniejszego, lub pryw atnego znaczenia, a wszystko to składa się na tak zajmujący obraz tła dziejowego i stosunków społecznych dużej części środkowej i zachodniej Europy w XVI w., iż szczera wdzięczność się należy znanemu już u nas osobiście w świecie naukowym , a szerszem u ogółowi ze spraw ozdań o kilku
W IE L M O Ż A W Ę G IE R S K I W P O L S C E . 209
swych pracach, dr. A ndrzejowi V eress’o w i1), za piękne opracow a nie monografii Marcina B erzeviczy’ego, którą z należytym piety zmem, zdobną licznemi, starannem i ilustracyam i, w ydało niedaw no
W ęgierskie Tow arzystw o H isto ry czn e2). .
I.
S łabostką narodów , które nie należą do uprzyw ilejow anych ras Zachodu, przodując}tch ogólno-ludzkiej kulturze i oświacie, je st dbałość o to, abjr sobie zyskać uznanie i poklask tegoż Zachodu. My w wysokim stopniu posiadam y to am atorstw o przeglądania się w zwierciadle sądów obcych, a posiadają je w stopniu nie mniej szym i W ęgrzy. T o też dr. V eress w pierw szym rzędzie liczy Be- rzeviczy’emu za patryotyczną zasługę to, iż czynnem swojem a ucz ciwym życiem, sprytem , rzutkością i taktem , z jakim przeprow adzał pow ierzane sobie misye — przynosił chwałę na obczyźnie w ęgier
skiem u plemieniu. Tem w iększa jeszcze — mówi autor ■— należy
mu się za to wdzięczność, ż e ,ja k wiadomo, m agyarow ie byli i są dotychczas niew iele znani poza granicam i swojego kraju.
Coraz w archiwach różnjmh stron św iata spotykając jego n a zwisko, dr. V eress oddaw na z upodobaniem obserw ow ał tę postać, aż w w atykańskich zbiorach dokum entów znalazłszy akta, dot ję czące poselstw a Berzeviczy’ego do Rzymu, zdecydow ał się sk re ślić obszerny jego życiorys. Z kodeksów w szechnicy padew skiej zebrał notaty o pobycie i studyach jego tamże: w gdańskiem i kró- lewieckiem archiwum państw ow em znalazł jego listy zagraniczne: w w arszaw skiem archiwum akt daw nych — pisma, dotyczące jego spraw m ajątkow ych w Polsce. W Prusiech W schodnich, w miej scowości G ross Leistenau, zwiedził kasztel, należący niegdyś do niego, tudzież zbór luterański, gdzie sfotografow ał epitafium Be rzeviczy’ego i przepisał w yry tą na nim am bitną jeg o dewizę:
„
CANDOR
S U P E R A T
‘
W archiwum m itaw skiem znalazł dokumenty, tyczące się uzy skanych przez Berzeviczy’ego dóbr D ondangeńskich w Inflantach,
*) „K rólow a Izab ella“ (J a g ie llo n k a )— „ W ę d r o w ie c “—p ie r w s z e sied m nr. 1905 r.; „B iblioteka A n d rzeja B a to r e g o “,— „Stefan Kakas z Z a lâ n k em én y ’u “,— „Zabytki w ę g ie r sk ie na ziem i p o ls k ie j“ („N ow e p rzy czy n k i do sto su n k ó w P o l ski z W ę g r a m i“).—P r z e g lą d H isto r y c z n y — sty c z e ń 1912 r.
2) Dr. V e r e ss Endre: „ B e r z e v ic z y M ärton“—B u d a p eszt 1911,
2 1 0 W IE L M O Ż A W Ę G IE R S K I W P O L S C E .
zaś w w ęgierskiem Archiw um K rajow em —cały zbiór aktów, odno szących się do spraw y odzyskania Szathm âru z rąk H absburgów dla Bâthorych.
Na listy M arcina Berzeviczy’ego natrafiał dr. V eress we Lw o wie, w W arszaw ie (w bibl. O rdynacyi Zamoyskiej), w archiwach kapituły györskiej (raabskiej) i warmijskiej we Frauenburgu, w mu zeum narodow em w K olozsvârze, w Lew oczy i w Koszycach (wę gierskich); z jego ksiąg rachunkow ych zaś—złożonych w archiwach
K olozsvâru, Bystrzycy, Braszow a i N agyszebenu ■— w yłonił mnó
stw o drobnych przyczynków, dotyczących jego poselstw w różne strony świata.
S tosunkow o najmniej danych dostarczyło archiwum Kakaslo- mnickie i Berzeviczkie: a n a nich to w łaśnie opierali się wyłącznie ci, którzy przed dr. V eress’em kilka drobniejszych artykułów o p. M arcinie napisali: krew ny jego Edm und Berzeviczy, Aloizy Med- nyânszky, Ivân N agy i E dm und Potem kin *). Pisało o nim zresztą i polaków kilku: Niesiecki w „H erbarzu polskim “, Piekosiński w „W iadom ościach archeologiczno - num izm atycznych“, O strow ski Juliusz w „Księdze herbow ej rodów polskich“ i Boniecki A dam w „H erbarzu polskim “.
W szystkie .te pisma, w zięte pod uwagę, łącznie z powyżej wykazanem i, przez dr. V eressa zebranem i przyczynkami, złożyły się na książkę form atu 8-ki o 214 str. tekstu, rozwijającemi przed oczyma czytelnika pełne niepospolitej braw ury dzieje B erzevi czy’ego, tudzież całej epoki, w której żył i działał.
D owiadujem y się na w stępie, że ró d Berzeviczy’ch pochodził z Tyrolu, z Matrei, leżącej w dolinie W ipp, na południe od Ins- brucku: najstarszy z notow anych w dokum entach pradziadów , Rud- ger, przybył na W ęg ry pod koniec XII w. w orszaku hr. G ertrudy m erańskiej, jako mąż jednej z dam jej dworu. P ospołu z bratem swoim, Adolfem, proboszczem spiskim, otrzym ał on od króla A n drzeja II w r. 1209 donacyę na S piżu nad Popradem : dobra Kakas-
lomnickie u stóp niebotycznej Łomnicy.
Przez cały ciąg rządów dynastyi A rpadów nazwisko Berze viczy’ch pow tarza się n ader często w dokum entach urzędow ych: byli to pracow ici i zabiegli gospodarze, umiejącjr obracać groszem, rzutni, nie lękający się tranzakcyi m ajątkam i, i czyniący to zawsze z powodzeniem, tak, że w połow ie XV w. posiadali ju ż trzy zamki:
') nSzdzado/ca 1898.— Torténelm i T a r 1899 „Tudom dnyos Q ym jtem ény“ 1819—
»M agyarorszdg Oscdddai“ tom I l-g i 18ÖS.— „Sâroa vdrmegye leird sa “ — P o te m k in —
W IE L M O Ż A W Ę G IE R S K I W P O L S C E . 2 1 1
D unajec i S zepesvär (które drogą spadku przeszły następnie do S zäpolyai’ch), tudzież Berzevicze, n abyte przez Rikolfa w r. 1274: te jedn ak w padły w ręce Czechów podczas wojen husyckich i do piero za króla Macieja K orw ina zostały odzyskane.
Zapraw dę je st to dowód niepospolitej żyw otności tego rodu, iż w przeciągu półtrzecia w ieku Berzeviczy’owie umieli sobie zdo być i utrzym ać dobra, obejmujące przestrzeń dwuch żupanij: ale też niemało położyli oni zasług, przyjm ując pełen oddania udział w życiu rycerskiem i społecznem W ęgier. To właśnie wzniosło ich tak prędko i postaw iło w rzędzie możnych i m iarodajnych oli garchów w kraju. Już brat R udgera, proboszcz spiski, Adolf, od znaczył się u papieża i cesarza dzięki licznym, a chlubnie speł nianym poselstw om . Syn jego, Palân, rozbija zbuntow ane prze ciwko królow i wojsko S tefana G tissyngeńskiego: starszy b ra t Pa- lâna, Rikolf, piastuje urząd nadżupana spiskiego, zaś najm łodszy tegoż syn, Henryk, już w początkach XIV w. je st skarbnikiem i banem Sławonii. Tenże sam H enryk, razem ze swoim bratem najstarszym , mistrzem Kakasem, by odpokutow ać za grzechy, po pełnione nad G örgey’ami, wznosi nad Dunajcem tak zwany po dziś dzień Czerw ony K lasztor dla kartuzów, ulubione miejsce w y cieczek w spółczesnych m iłośników T atr. Jed en z synowców tych ostatnich, mistrz Michał, w rodzinnych działach majątkowych otrzy m ał Berzevicze, a dwaj starsi jego bracia, choć pozostali przy Ka- kasłomnicach, przyjm ują i dla siebie miano Berzeviczy’ch, i odtąd nazw isko to staje się w spólnem dla w szystkich gałęzi rodu.
Mistrz Michał pobudow ał własnym sum ptem zamek berzevi- cki, a że starsi bracia zrzekli się praw do tego m ajątku (13 55 r.), więc przeszedł on niepodzielnie na jego syna, Mikołaja, i spadko bierców tegoż. Zpośród tych najwybitniejszym i następnie byli: Piotr, nadżupan spiski, skarbnik i w ierny wódz wojsk króla Zy gm unta Luksem burskiego, od którego w nagrodę za waleczność i niewolę u turków dostał Jem nik w żupanii Spiskiej. Pochow any został w kościele berzewickim, a jego kam ień grobow y je st w miej scu tem najstarszym zabytkiem herbow ym tego rodu. Syn jego, Jerzy, był biskupem nyitrzańskim , — i tak w dalszym ciągu w zra stali Berzeviczowie w możność i znaczenie, aż do sławnej postaci Stefana Berzeviczy’ego, podczaszego, w ybitnego w odza króla Zy gm unta w w alkach z husytam i, głów nego szam belana dw oru króla, i jednocześnie ochm istrza dw oru królow ej, — zmarłego w stopniu kapitana jazygów i kumanów w początkach panow ania króla Ma cieja (po roku 1462).
212 W IE L M O Ż A W Ę G IE R S K I W P O L S C E .
dziadów stają się pospolitym i hreczkosiejami, nie W3ichylającymi
się działalnością sw oją ani polotem myśli poza cień ku ruinie chy lących się m urów w arow nego swojego zamczyska. Ucichli i tak się usunęli w swój najściślejszy zakątek, że po rok 1480 naw et w pu- blicznem życiu żupanii w łasnej przestali przyjm ować udział: przy najmniej w żadnych aktach i regestrach niema o nich śladu.
D opiero w sto lat potem w yczerpana energia rodu rozbudza się nanow o w osobie A ntoniego B erzeviczy’ego, k tóry zaczął szu kać szczęścia na szerszej arenie pod sztandaram i króla Jan a Sza- polyai’ego: syn jego w dalszjun ciągu w ierny był synowi tegoż króla i Izabelli Jagiellonki, Janowu Zygm untowi, w w alkach prze ciwko Ferdynandow i I-mu.
Przy boku H absburgów jednak pozostało dw uch innych Be- rzeviczy’ch: Marcin i Jerzy. Linia ta w ywodziła się w prostym kie runku od Jana, dziedzica zamku Dunajca, syna w spom nianego wy żej nadżupana spiskiego, P iotra, a b rata Jerzego, biskupa nyitrzań-
skiego. ■
Z tej to linii w łaśnie pochodził przyszły kanclerz, Marcin. Ur. 1538 w Berzevicach (pozostających naów czas już półtrzecia w ieku w rękach rodu), z ojca Krzysztofa i matki K atarzyny Ber- thoty, był najmłodszym z rodzeństw a (sześcioro ich było: trzech braci i trzy siostry); toteż po śmierci ojca, starodaw nym obycza jem, na niego przeszła k u rya berzewicka. N ajstarszy brat, W alenty, w ybrał sobie kuryę łomnicką, średniem u zaś, Jerzem u, dostały się dobra Daróckie, z zastrzeżeniem, że mu bracia dopom ogą wyre- staurow ać mocno zrujnow any dwór.
Marcin, tracąc ojca, miał lat dziewiętnaście i pełnił obowiązki pisarza podręcznego na dworze palatjm a Tom asza N âdasdy’ego- W ykazawszji staranność i duże zdolności, zaraz następnego roku aw ansow ał na notaryusza przysięgłego, i dostał dar królew ski „za w ierną służbę“ w postaci części dóbr jednego ze zmarłych krew niaków swoich, który miał nieszczęście zasłużyć na ich konfiskatę. N iedługo znów potem otrzym ał Marcin stopień kapitana i praw ie zaraz przeniesiono go do kancelaryi w ęgierskiej przy królewskim dworze w W iedniu. Urząd ten w praw dzie nie daw ał nadzw yczaj nych dochodów, ale Marcin był nim bardzo uszczęśliwiony, gdyż kancelarya, jak cień, wszędzie tow arzyszyła królowi, — więc oto i spełnić się miał sen jego lat młodzieńczych, aby dużo podróżo wać i jaknajw ięcej zwiedzić świata.
Jakoteż zaraz z początkiem listopada 1558 r. w yjechał Berze- viczy w raz z dw orem do P rag i Czeskiej: w październiku zaś 1562 należał do bardzo ciekawej w ypraw y z dworem na sejm do F ran k
.W IE L M O Ż A W Ę G IE R S K I W P O L S C E . 213
furtu nad Menem, dokąd podróż przez rozliczne m iasta Niemiec trw ała trzy tygodnie. D w ór zabaw ił tutaj bez m ała pół roku, ile że cesarz nieszczególnie czuł się na zdrowiu. D opiero pod koniec czerwca w yruszył w tow arzystw ie najm łodszego swego syna, ar- cyksięcia Karola, Innem i D unajem do W iednia. T u arcyks. Ma ksymilian wyjechał naprzeciw ko niego o trzy staje drogi i pow i tał ojca piękną mową. Cesarz F erdynand miał siły zrujnow ane: mimo to już we w rześniu m usiał udać się do Pozsony na sejm, którego głów nem zadaniem miał być obiór Maksymiliana na króla węgierskiego.
I oto Berzeviczy w ciągu kilku lat zaledw ie poznał przy boku dw oru dużo św iata i miał sposobność uczestniczenia w wielu w spa niałych uroczjistościach: a chociaż służba jego była trudna, odpo w iedzialna i praw ie cały czas mu pochłaniała, to jednak zawsze umiał znaleźć sobie choć chwilę dla notow ania ważniejszych w ra żeń. Sprytem , zręcznością pozyskał sobie łaski swoich bezpośre dnich przełożonych: ów czesnego arcybiskupa ostrzychom skiego, Mi kołaja Olâha, tudzież Franciszka Forgâcha, biskupa waradzkiego, dzierżącego w ładzę nad mniejszą pieczęcią w ęgierską. Ich to pro- tekcyi zawdzięczał zaszczyt, że gdy mu skradziono podczas wojny daw ny dyplom rodow y — otrzym ał na to miejsce od króla now y dla siebie i dla całej rodziny (15 59 r.).
W dw a lata później w yjednał Marcin now y list donacyjny na uprzednio już posiadane dobra; gdyż daw ny—w edług słów te goż dokum entu — także gdzieś zaginął. B}dy to dobra w żupanii Sarosskiej i Spiskiej. N iektóre z nich trzym ał w zastawie Jan H orvath, proboszcz spiski, i żadną m iarą nie chciał ich zwrócić braciom Berzeviczym, pomimo składanego okupu i instałlacyjnego nakazu kapituły spiskiej. D opiero najwyższy reskrypt królewski, dany Marcinowi (ze specyalnym naciskiem na to, iż pełnił on od lat najmłodszych w ierną służbę jako pisarz przy dw orze)—odniósł pożądany skutek. Do ułagodzenia sporu przyczyniła się napew no i ta okoliczność, że Jan H orw ath w łaśnie pod tę porę porzucił był sukienkę duchowną, aby pojąć żonę, i oto groziła mu ekskom u nika. W molestacye tedy uderzył do pana Marcina, aby go w pły wami swemi od tej klęski uchronił, co gdy się—za w staw ienictw em arcybiskupa — szczęśliwie udało, w płynęło też odrazu na gładkie załatw ienie kwestyi. Nie ustaliło to jed n ak zgody między liniami rodu Berzeviczych, z których każda jednostka z osobna roztaczała głośne żale w spółzaw odnictw a i zazdrości jeżeli ktokolwiek inny z rodziny doznał uśmiechu fortuny. S w ary takie dokuczały naj bardziej M arcinowi, który miał stanow czo najmniejsze dochody
214 W IE L M O Ż A W Ę G IE R S K I W P O L S C E .
przy największych stosunkow o wydatkach, bo życie u dw oru zna czne pociągało koszta.
P od tę porę dotknęła też Marcina gorsza od m ateryalnych strata m oralnego znaczenia: 1562 r. um arł w mieście Eger życzli w y opiekun i orędow nik jego, pod którego egidą rozpoczynał swoją karyerę publiczną, palatyn Tom asz N ädasdy. Berzeviczy dał wyraz żalowi sw em u w liście do w do w y, napisanym nietylko ze sw adą w yrobionego erudyty, ale i z praw dziw em uczuciem, ja kie mu dyktow ało szczere przyw iązanie i wdzięczność, żywiona
dla nieb o szczy k a*). . '
Życie dw orskie jedn ak nowemi wrażeniami w prędce zatuszo wało jego smutek. W e wrześniu tegoż roku mianowicie nastąpiły w Złotej Pradze uroczystości w yniesienia na tron czeski arcyks. M aksymiliana. Na owe dni św iąteczne przybył arcyksiążę z rodziną swoją do Pragi z Lincu, dokąd się był schronił przed zarazą, pa nującą w Wiedniu. W orszaku swoim miał między innymi księcia baw arskiego z liczną konnicą: w szystkich jednak zaćmił Jan Pethö, nadżupan soproński, k tó ry swoim czterysta głów liczącym oddzia łem huzarów praw dziw ą furorę w stolicy Czech wywołał.
Koronacya odbyła się 20-go w rześnia ze w spaniałą pompą.
Pochód w ew nątrz katedry św. W ita na H radczynie w yszedł z ka plicy św. W acław a i skierow ał się do w ielkiego ołtarza, gdzie przyjął go ces. F erd yn an d w otoczeniu dwuch synów swoich oraz szląskiej starszyzny. P o p rastarym obyczajem przyjętych, przed w stępnych ceremoniach, arcybiskup praski w asystencyi biskupów ołomunieckiego i w rocław skiego w łożył koronę n a skronie M aksy miliana. Nowy m onarcha natenczas zasiadł na tronie, a przed nim defilowali rzędem zebrani przedstaw iciele wszystkich stanów pań stw a i, na znak w ierności, przyklękając przed nim, dotykali korony. Po tej ceremonii nastąpiła uczta przy je d en astu stołach, p o tem zaś — turnieje. Nazajutrz w podobny sposób odbyła się ko ronacya królowej.
O sadziw szy syna n a tronie czeskim, w yruszył F erdynand do cesarstw a, gdzie bez tru d u skaptow ał dla niego głosy elektorów .
P osiadł więc M aksymilian już dwie korony: pozostało mu zapewnić jeszcze trzecią, w ęgierską. Z tą jed n ak nie poszło tak łatw o, ja k z tamtemi dwiema: okazały się przeszkody i nieprzy
jemności. Przedew szystkiem , nie było jeszcze ustalonej zgody
co do koronacyi między stanam i państw a w ęgierskiego, a
wyż-*) L ist M arcina B e r z e v ic z y ’e g o d o D o ro ty z K a n izsa y ’o w N ä d a sd y ’o w ej z d. 16 lip ca 1562 r. (O ddz. N ad asd y’e g o w A rch . K rajow em ).
W IE L M O Ż A W Ę G IE R S K I W P O L S C E . 215
szem duchow ieństw em . D latego też to głównie F erdynand zw le kał trochę z udaniem się na W ęgry. G dy zaś przybył do Po- zsony, rozbicie, panujące w śród stronnictw , dało się uczuć naw et w przyjęciu, jakiego tam doznał. P ospolita szlachta mianowicie domagała się, aby stany tylko F erdynanda uczciły powitaniem, należnem k r ó l o w i w ę g i e r s k i e m u , M aksymiliana zaś—trak to w ały nie jako w spółrzędnego ojcu m onarchę, ja k tego m agnaterya chciała, lecz jedynie jako syna królewskiego. W iększością głosów pierwsi zwyciężyli: okazała się potrzeba w ypraw ienia dw ukrotnego poselstwm do Ferdynanda, który nareszcie dał się skłonić do ustępstw o tyle, iż zezwolił, aby syna jego pow itano tylko jako d o m n i e m a n e g o w p r z y s z ł o ś c i k r ó l a : dla uniknięcia zaś wszelkich możliwych niesnasek — sam wolał się w strzym ać od tow arzysze nia synowi.
Maksymilian odbył wjazd do Pozsony d. 31-go sierpnia po
południu. W ęgrzy w ystąpili na jego przyjęcie w liczbie 2,000 kon
nego rycerstw a: wszystko błyszczało na nich złotem i srebrem, mieniło się od pióropuszów i proporców . Maksymilian siedział w jednym pojeździe z żoną swoją, dwiema córkami, braćmi i ar cybiskupem salzburskim: poprzedzali ich konno dwaj jego synowie, przeznaczeni dla Hiszpanii, — za nimi zaś dążyły orszaki całej ro dziny monarszej w ogólnej liczbie około 7 tysięcy głów.
Nie obyło się jednak bez nieporozum ienia w skutek nietakto wnej samowoli oligarchów. W brew poprzedniej umowie mianowi cie, arcyb. Mikołaj O lâh pow itał Maksymiliana, tytułując go kró lem; biskup w rocławski, K acper Logau, odpowiedział w je g o im ie niu, zapewniając, iż praw a i przyw ileje W ęgrów będą w iernie za chow ane jak gdyby Maksymilian istotnie już był królem.
Do tego stopnia oburzyło to zgrom adzone stany, że z kilko ma zaledwie wyjątkami nikt nie w ziął udziału w ceremonii, jak a starodaw nym obyczajem potem nastąpiła, — ucałow ania ręki Ma ksymiliana.
Że mimo to w szystko przeforsow ano w ybór tego księcia na króla W ęgier i jego ko ronacyę—było to jedynie nowym dow odem zręcznej zachłanności H absburgów , która z biegiem czasu miała się jeszcze bardziej rozwinąć i innym sąsiadom też dobrze dać się we znaki.
Goście bawili w Pozsony kilka tygodni, pow odując niesłychaną drożyznę produktów żywnościowych w mieście: bochenek chleba na 3 ludzi kosztow ał 1 denara: korzec w yborowej mąki — 20 de
2 1 6 W IE L M O Ż A W Ę G IE R S K I W P O L S C E .
kapłon—6, mniej niż roczny—5, kura—4, duże kurczę—3, m ałe—2,
pięć jajek — 1, funt masła 7,—i t. d.
W kilka dni po ukończeniu sejmu, ßerzeviczy postanow ił do prowadzić do skutku dawno już pow zięty zam iar pożegnania się z dw orem cesarskim , który go znacznie więcej kosztował, niż mu korzyści daw ał — a przynajm niej takich korzyści, jakie sobie Be- rzeviczy obiecywał. Cesarz obdarzył go na pożegnanie zaszczytem, jakiego się naw et nie śmiał spodziewać: udzielił mu mianowicie przyw ileju stałego w stępu na pokoje cesarskie z tytułem domow nika dworu. Przywilej ten potw ierdził i Maksymilian, którego Be- rzeviczy miał rostropność odprow adzić aż do Ołomuńca. Zresztą nie zapom niano też i o bardziej m ateryalnem w ynagrodzeniu „wier nego, uczonego, oddaw na bardzo cenionego słu g i“: za wdaniem się życzliwego mu podkanclerzego Franciszka Forgâcha, król ofia row ał mu dwie wsie w żupanii Nógradzkiej: B arkâny i Lócz.
. II.
T u rozpoczęła się druga epoka w ż y c iu pana Marcina: epoka najmilsza, a choć nie najważniejsza, to za to pełna rozlicznych i najżywiej odczuw anych w rażeń, mianowicie studyów uniw ersy teckich zagranicą i samodzielnych, żadnemi więzami dw orskich wy m agań nie skrępow anych podróży.
U zyskawszy oficyalne uw olnienie ze służby cesarskiej, p o święcił najpierw całą zimę i część wiosny spraw om rodzinnym, poczem w yjechał prosto do Paryża, a stam tąd, w lot chwytając sposobność, jaka mu się nastręczyła, prawne zaraz przepraw ił się do Anglii. Tam , um iejętnie poruszyw szy stosunki, przez listy po lecające do posła francuskiego, P aw ła de Foix i sekretarza pań stwa, W illiam a Cecilla, uzyskał pryw atne posłuchanie u królowej Elżbiety, i nasyciw szy na jakiś czas żądzę wrażeń, uspokoił tro chę swój ruchliwy tem peram ent, wrócił do Paryża, gdzie zaczął uczęszczać do Sorbony i był uważnym obserw atorem toczących się naów czas walk tej w szechnicy z „ A k a d e m i ą C l a r a m o n- t a n ą " , czyli tak zw aną uczelnią OO. Jezuitów. W ogóle trafił on w Paryżu na czasy nader ciekawe, była to bowiem epoka sza lonych in tty g za m ałoletności K arola IX, walk z Gwizyuszami i rozterek religijnych. Jako p ro testan t—kto wie jakby był w yszedł na tych studyach w Paryżu, gdyby nie zdaw na przew idyw any fakt śmierci ces. F erdynanda (1564 r.).
zarządzo-W IE L M O Ż A zarządzo-W Ę G IE R S K I zarządzo-W P O L S C E . 217
nych przez K arola IX egzekwii za zmarłego, napisał piękną ora- cyę po ła c in ie 1) i zadedykow ał ją Franciszkow i Forgachow i, jako życzliwemu swem u m ecenasow i. Był to z jego strony krok lojal nej i niew ątpliw ie słusznej wdzięczności: lecz jeśli rachow ał na jakieś ztąd aw antaże dla siebie w przyszłości, to z nadejściem od
powiedniej chwili miał go spotkać nieprzyjem ny zawód. Mowa ta zresztą była rzeczywiście n ader m isterna, posiadała w artość literacką, sław iła i samego nieboszczyka i cały ród H absburgów , który oto już od trzech stuleci przew odniczy światu, gdy gdziein dziej tyle innych dynastyj przez ten czas wygasło. P odkreślał autor przytem na każdym kroku w szystko, co dotyczyło stosun ków węgierskich, począwszy od 18-go roku życia F erdynanda, gdy w r. 1521 pojął za żonę A nnę Jagiellonkę (córkę W ładysław a J a giellończyka, króla czeskiego i w ęgierskiego) i przytoczył m nóstw o danych, które dzisiejszjun historykom ważnemi przyczynkami słu żyć mogą.
O racya ta—niewiadomo, gdzie wypowiedziana, czy tylko wy drukow ana, tak się podobała ludziom pióra, że następnego roku ponow nie została w ydana we Frankfurcie nad Menem (1566 r.).
Ze śm iercią F erd y n an d a zmieniły się zupełnie stosunki na ces.-królewskim dworze: M aksymilian otoczył się całkiem now ą grupą ulubieńców, w ierni tow arzysze pracy ojca odesłani zo stali na przym usow y spoczynek. Pomijać ich zaczęto przy rozda w aniu urzędów , wszelkie znaczenie, jakie poprzednio mieli—w yga sło. W rzędzie tych gwiazd, strąconych z firm amentu, znalazł się i Franciszek Forgâch, pomimo, że m łody wiek jego (był tylko o 3 lata starszy od Berzeviczy’ego) zdaw ał się rokow ać mu piękne nadzieje. Nieprzeciętne zdolności, zasługi, jakie w ciągu 10-le- tniej służby już był zdążył oddać H absburgom —nic nie uspraw ie dliwiało niełaski, w jak ą popadł. Biskupstw o györskie, które za- w akow ało po śmierci P aw ła G regorianczy’ego, król dał nie jemu, lecz W łochow i, Zacharyaszow i D elfini’emu, nb. w ydalonem u z w ła snej ojczyzny za szereg czynów nizkich, których mu dowiedziono.
W ogóle widocznem było, iż M aksymilian w prow adzać zaczyna sy stem stałego ignorow ania W ęgrów .
Forgâch spodziew ał się jednak, iż zawód powyższy w ynagro dzony mu zostanie po śmierci oddaw na niemocą złożonego arcy biskupa Olńha, którego już od szeregu lat on zastępow ał w czyn
*) O r a tio f u n e b r i s d e in v ic tis s im o F e r d in a n d o I R o m an orvm im p. A vgvstis- sim o —A . Martino B e r z e v ic a e o P a n n o n io con scrip ta. P a r isiis M D LX V.
218 W IELM O ŻA . W Ę G IE R S K I W P O L S C E .
nościach kanclerskich. D ostrzegłszy jednak, iż i na ten urząd kan dydatura jego nie je st brana poważnie, zniecierpliwił się, i dając folgę urażonej ambicyi, nie doczekawszy naw et końca życia Olâha, pożegnał dw ór, i postanow ił oddać się całkowicie studyom nau kowym—aż do lepszej może kiedyś przyszłości. Z apragnął m iano wicie wrócić do Padw y, gdzie w młodości kończył był nauki, i sięgając myślą, kogoby sobie wziąć za towarzysza, w ezw ał do swego boku daw nego przyjaciela, Berzeviczy’ego.
Takim to sposobem pan M arcin dostał się z Paryża do P a dwy, gdzie w ypadło mu kolegow ać z wielu wybitnymi rodakam i swymi, jak między innymi: z Faustusem Verancsicsem , Boldizsârem Bornemiszą, Farkasem Kovacsôczym, Paw łem Gyulaim, Mikołajem Pälffym, Farkasem Kendym, i wreszcie z przyszłym księciem sw o im, a potem królem —Stefanem Bâthorym z Somlyó.
Tutaj dopiero, w Padw ie, rozw inął Berzeviczy skrzydła indy widualności swmjej. Nauce oddaw ał się z głębokiem prześw iad czeniem, iż je st ona najw ażniejszą podw aliną pow odzenia w ży ciu, i ani na chwilę nie tracił z przed oczu w ytycznych punktów> jakie sobie stw arzał dla swojej karjmry: prócz tego z całem prze jęciem umiał traktow ać spraw y czysto miejscowe, bystrem okiem
dostrzegając w nich także teren do odznaczenia się i w ynie sienia.
Jakoż nie zaw iodły go rachuby. Dzięki wrodzonej łatw ości do języków, posiadł prędko m ow ę włoską, co dało mu praw o przyjęcia w yboru na syndyka korporacyi ju ry stó w w śród przed stawicieli rozmaitych narodow ości między słuchaczami w szech nicy, — czyli tak zw anego naów czas g i m n a z y u m padew skie go. U rząd syndyka b ył nielada godnością, gdyż następow ał bezpośrednio po urzędzie w ice-rektora: miał sobie wyznaczo ny specyalny ubiór i kłaniano mu się praw ie taksam o nizko jak rektorow i i jego zastępcy. P an Marcin ujawniać m usiał na tem stanow isku dużo tak tu i zręczności, gdyż w ybór jego pona wiano kilka razy, a gdy w r. 1569 godność rektora pow ierzono szlachcicowi z Vicenzy, Janow i D ominikowi da Meldis, i ten oso biście w ybrał się do W enecyi dla podziękow ania doży za p o p ar cie, w śród tow arzyszącej mu starszyzny uniw ersyteckiej (w licz
bie osób 12)-— jako syndyk — znalazł się i Berzeviczy.
Z W ęgier tym czasem nadchodzić zaczęły niepokojące w ie ści: rozterki między stronnictw em ces.-królewskim a'książęcem — (t. j. niepodległości Siedm iogrodu pod protektoratem Turcyi)— rozszerzały się. Forgâch uznał, iż przyszła na niego chwila
dzia-W IE L M O Ż A dzia-W Ę G IE R S K I dzia-W P O L S C E . 219
lania i opuścił Padw ę, udając się prosto na Siedm iogród, na dw ór księcia Jana Zygmunta.
Berzeviczy pozostał w Padw ie. O sobiste stosunki i tradycye rodzinne ciągnęły go do H absburgów : nie miał zam iaru ich opusz czać. Aliści listy od rodziny, donoszące o zawikłaniach m ajątko wych, dużemi stratam i grożących, — zmusiły go nagle do pow rotu w ojczyste strony.
✓ , , B. J A R O S Z E W S K A .