• Nie Znaleziono Wyników

T Doktoranci Politechniki GdańskiejDoktoranci Politechniki GdańskiejDoktoranci Politechniki GdańskiejDoktoranci Politechniki GdańskiejDoktoranci Politechniki Gdańskiejdla gospodarki innowacyjnej regionudla gospodarki innowacyjnej regionudla gospodarki inn

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "T Doktoranci Politechniki GdańskiejDoktoranci Politechniki GdańskiejDoktoranci Politechniki GdańskiejDoktoranci Politechniki GdańskiejDoktoranci Politechniki Gdańskiejdla gospodarki innowacyjnej regionudla gospodarki innowacyjnej regionudla gospodarki inn"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG 29 29 29 29 29

Doktoranci Politechniki Gdańskiej Doktoranci Politechniki Gdańskiej Doktoranci Politechniki Gdańskiej Doktoranci Politechniki Gdańskiej Doktoranci Politechniki Gdańskiej dla gospodarki innowacyjnej regionu dla gospodarki innowacyjnej regionu dla gospodarki innowacyjnej regionu dla gospodarki innowacyjnej regionu dla gospodarki innowacyjnej regionu

Sesja naukowa, 9 listopada 2006 Sesja naukowa, 9 listopada 2006 Sesja naukowa, 9 listopada 2006 Sesja naukowa, 9 listopada 2006 Sesja naukowa, 9 listopada 2006

T ermin „gospodarka oparta na wie−

dzy” oznacza tworzenie dogodnych warunków rozwoju innowacji, nowocze−

snych rozwiązań technologicznych i tech−

nicznych. Największy potencjał nowator−

ski i twórczy przypisuje się technicznym uczelniom wyższym – w województwie pomorskim taką uczelnią jest Politechni−

ka Gdańska. Potencjał innowacyjny uczel−

ni może być mierzony poprzez liczbę przygotowanych oraz zatwierdzonych patentów, liczbę wygenerowanych roz−

wiązań naukowych oraz praktyczne wy−

korzystanie badań naukowych w gospo−

darce i przemyśle. Słuchacze studiów dok−

toranckich to w znacznej mierze te oso−

by, które przyczyniają się do rozwoju in−

nowacyjności i przedsiębiorczości w na−

szym regionie. To właśnie młodzi na−

ukowcy z naszej Uczelni tworzą przyszłe elity specjalistów dla województwa po−

morskiego. Stanowią zaplecze wynalaz−

ców oraz wysoko wykwalifikowanej ka−

dry małych i średnich przedsiębiorstw re−

gionu.

Władze Politechniki Gdańskiej, chcąc przyczyniać się do tworzenia Regionalnej Strategii Innowacji dla Województwa Po−

morskiego, zainicjowały, między innymi, realizację projektu współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej pt.: „Sys−

tem Stypendialny dla Doktorantów – Po−

litechnika Gdańska dla Gospodarki Inno−

wacyjnej Regionu”. Pomysł utworzenia systemu stypendialnego dla doktorantów zapoczątkował Prorektor ds. Współpracy ze Środowiskiem Gospodarczym i z Za−

granicą – prof. dr hab. inż. Wojciech SA−

DOWSKI. Wspólnie z prof. dr. hab. inż.

Jackiem NAMIEŚNIKIEM opracowali ramy projektu, wytyczne oraz procedury składania wniosków o przyznanie stypen−

dium. Początek realizacji projektu sięga 28 grudnia 2004 roku, kiedy to została podpisana umowa o dofinansowanie pro−

jektu pomiędzy Politechniką Gdańską a Agencją Rozwoju Pomorza w Gdańsku.

Oficjalna data początku realizacji projek−

tu na PG to 1 czerwca 2005 roku.

Decyzją Komisji Rektorskiej w skła−

dzie: prof. Jacek Namieśnik (WCh), prof.

Romuald Puzyrewski (WM), prof. Cze−

sław Szymczak (WILiŚ), prof. Zbigniew Sikora (WILiŚ) oraz prof. A. Czyżewski (WETI), prof. Kazimierz Jakubiuk (WEiA), 8 września 2005 roku wyłonio−

no 20 doktorantów naszej Uczelni, którzy otrzymali w roku akademickim 2005/2006 zwiększone stypendium doktoranckie.

Wypłata stypendium rozpoczęła się w październiku 2005 r. Otrzymane środki miały wspomóc naszych młodych na−

ukowców w sprawnej realizacji ich prac doktorskich, jak również ułatwić dostęp do szerokiego grona przedsiębiorców za−

interesowanych kierunkiem badań prowa−

dzonych przez naszych stypendystów.

Podsumowaniem całorocznej ciężkiej, ale niezwykle owocnej pracy doktorantów była sesja naukowa, która odbyła się 9 li−

stopada 2006 roku na Politechnice Gdań−

skiej, na którą zostali zaproszeni przed−

siębiorcy największych firm Pomorza.

Specjalnie na potrzeby sesji zostały przy−

gotowane materiały, które zawierają streszczenia wszystkich wystąpień.

Podczas sesji naukowej doktoranci przedstawili wyniki prowadzonych badań, których tematyka wpisuje się ściśle w Re−

gionalną Strategię Innowacji dla Woje−

wództwa Pomorskiego.

Tematyka referatów była różnorodna, bowiem doktoranci pochodzili z różnych wydziałów Politechniki.

1. Anna Arutunow Anna Arutunow Anna Arutunow Anna Arutunow Anna Arutunow – promotor: prof. dr hab. inż. Kazimierz Darowicki –„Sta−

ło− i zmienno prądowa analiza proce−

su pękania warstwy pasywnej na sto−

pie aluminium A95052.”

2. Adam Borowa Adam Borowa Adam Borowa Adam Borowa Adam Borowa – promotor: prof. dr hab. inż. Mieczysław A. Brdyś –

„Monitorowanie i modelowanie zja−

wisk z wieloma skalami czasu do po−

trzeb sterowania w zastosowaniu do oczyszczalni ścieków.”

3. Katarzyna Bury Katarzyna Bury Katarzyna Bury Katarzyna Bury Katarzyna Bury – promotor: prof. dr hab. Józef Kur – „Białko drad uropa−

togennych szczepów ESCHERICHIA COLI DR+ − badanie struktury, funk−

cji, mechanizmu transportu na po−

wierzchnię komórki i roli w procesie polimeryzacji struktur fimbrialnych.”

4. Jacek Czub Jacek Czub Jacek Czub Jacek Czub Jacek Czub – promotor: prof. dr inż.

Edward Borowski – „Badanie mole−

kularnych aspektów aktywności bio−

logicznej amfoterycyny B i jej po−

chodnych o podwyższonej selektyw−

ności z zastosowaniem metod chemii obliczeniowej.”

5. Piotr Dalka Piotr Dalka Piotr Dalka Piotr Dalka Piotr Dalka – promotor: prof. dr hab.

inż. Andrzej Czyżewski – „Detekcja obrazu pojazdów w nagraniach wideo oraz eliminacja pasożytniczych sprzę−

żeń akustycznych.”

6. Marcin Drewa Marcin Drewa Marcin Drewa Marcin Drewa Marcin Drewa – promotor: prof. dr hab. inż. Mieczysław A. Brdyś –

„Metody i algorytmy alokacji stacji wtórnego uzdatniania w sieciach dys−

trybucji wody pitnej.”

7. Marek Drzewiecki Marek Drzewiecki Marek Drzewiecki Marek Drzewiecki Marek Drzewiecki – promotor: prof.

dr hab. inż. Zdzisław Kowalczuk –

„Konstrukcja i kinematyka antropo−

morficznego chwytaka typu sztuczna ręka.”

8. Artur Gąsior Artur Gąsior Artur Gąsior Artur Gąsior Artur Gąsior – promotor: prof. dr hab.

Józef Kur – „Konstrukcja i wstępna ocena użyteczności szczepionek prze−

ciwko toksoplazmozie opartych na chi−

merycznych fimbriach typu DR z epi−

topami antygenów sag1, gra1, mag1 TOXOPLASMA GONDII.”

9. Joanna Grabowska Joanna Grabowska Joanna Grabowska Joanna Grabowska Joanna Grabowska – promotor : prof.

dr hab. inż. Marek Krawczuk – „Pro−

Uczestnicy sesji Fot. Krzysztof Krzempek

(2)

30 30 30

30 30 PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG

Z prof. Witoldem Tubielewiczem spot−

kałem się już na studiach na Wydziale Inżynierii Lądowej i Wodnej, późniejszym Wydziale Budownictwa Wodnego PG.

Gdy skończyłem studia, prof. Tubielewicz przyjął mnie do pracy w Katedrze Budow−

nictwa Morskiego i Portów PG, gdzie pra−

cowałem do 1957 r. Później zostałem za−

trudniony w Instytucie Budownictwa Wod−

nego PAN, w Zakładzie Budownictwa Morskiego. Jego kierownikiem, który przyjmował mnie do pracy, był wówczas prof. Tubielewicz. W Instytucie prof. Tu−

bielewicz zorganizował i do 1962 r. pro−

wadził wspomniany Zakład Budownictwa Morskiego, a w latach 1957–1960 był tak−

że dyrektorem IBW PAN. Tak więc w la−

tach 1957–1962 pracowałem pod kierow−

nictwem Profesora także po moim przenie−

sieniu się z Politechniki do Instytutu. Pro−

fesor Tubielewicz zwolnił się z pracy w IBW w 1962 r., gdyż w związku z wyma−

ganiem jednoetatowości opowiedział się za pracą na Politechnice.

Pracę w Katedrze Budownictwa Mor−

skiego i Portów PG zaczynałem w czasie, gdy prof. Tubielewicz miał już za sobą trud−

ne lata pionierskiej organizacji kierunku budownictwa morskiego na Politechnice Gdańskiej i w Wyższej Szkole Inżynier−

skiej w Szczecinie. Profesor żywo uczest−

niczył także w powojennym organizowa−

niu życia naukowego na Wybrzeżu, które to działania były podejmowane (często sa−

morzutnie) przez inżynierów widzących potrzebę naukowego podchodzenia do licz−

nych problemów praktyki budownictwa morskiego i morskiej gospodarki. Działal−

ność taka żywo rozwijała się, mimo iż nie sprzyjały jej ani warunki powojennego cza−

su, ani kłopoty wynikające z ówczesnych trudności w dostępie do literatury nauko−

wej. Utrudnieniem w rozwoju naukowych badań w dziedzinie budownictwa morskie−

go był też niedostatek przedwojennych pol−

skich doświadczeń w tym zakresie. Orga−

nizowanie działalności w dziedzinie inży−

nierii morskiej wymagało więc pracy od podstaw, i to tak dalece, że konieczne stało się nawet tworzenie i porządkowanie jej polskiej specjalistycznej terminologii.

Późniejsze, pięćdziesiąte i sześćdziesiąte lata ubiegłego wieku także nie sprzyjały rozwojowi nauki w Polsce. Poważną prze−

szkodą były wówczas ograniczenia kontak−

tów z nauką światową. Obostrzone zostały warunki uzyskiwania zezwoleń na wyjaz−

dy zagraniczne, utrudniony był również dostęp do zagranicznej literatury nauko−

Wspomnienia z pracy Wspomnienia z pracy Wspomnienia z pracy Wspomnienia z pracy Wspomnienia z pracy

z profesorem Witoldem Tubielewiczem z profesorem Witoldem Tubielewiczem z profesorem Witoldem Tubielewiczem z profesorem Witoldem Tubielewiczem z profesorem Witoldem Tubielewiczem

pagacja fali sprężystej w pręcie z otworami. Porównanie wyników ob−

liczeń numerycznych i badań ekspe−

rymentalnych.”

10. Lucyna Holec Lucyna Holec Lucyna Holec Lucyna Holec Lucyna Holec – promotor: prof. dr hab. Józef Kur – „Antygeny rekombi−

nantowe toxoplasma gondii jako narzę−

dzie w diagnostyce toksoplazmozy.”

11. Agnieszka Janczulewicz Agnieszka Janczulewicz Agnieszka Janczulewicz Agnieszka Janczulewicz Agnieszka Janczulewicz – promo−

tor: dr hab. inż. Jerzy Wtorek, prof.

nadzw. PG – „Analiza właściwości to−

mografii elektryczno−magnetycznej w zastosowaniu do wykrywania obiek−

tów ukrytych w gruncie.”

12. Agnieszka Kuczyńska Agnieszka Kuczyńska Agnieszka Kuczyńska Agnieszka Kuczyńska Agnieszka Kuczyńska – promotor:

prof. dr hab. inż. Jacek Namieśnik –

„Biotesty – narzędzie do oceny stop−

nia zanieczyszczenia środowiska wodnego.”

13. Urszula Lesińska Urszula Lesińska Urszula Lesińska Urszula Lesińska Urszula Lesińska – promotor: dr hab.

inż. Maria Bocheńska, prof. nadzw.

PG – „Hydroksamowe pochodne p−

tert−butylokaliks[4]arenu. Synteza, badania strukturalne oraz ocena wła−

ściwości kompleksujących w mem−

branowych elektrodach jonoselek−

tywnych (ISE).”

14. Piotr Musznicki Piotr Musznicki Piotr Musznicki Piotr Musznicki Piotr Musznicki – promotor: dr hab.

inż. Piotr Chrzan, prof. nadzw. PG –

„Przewidywanie poziomu zaburzeń elektromagnetycznych w przekształt−

nikach energoelektronicznych.”

15. Anna Naganowska−Nowak Anna Naganowska−Nowak Anna Naganowska−Nowak Anna Naganowska−Nowak Anna Naganowska−Nowak – pro−

motor: prof. dr hab. inż. Jacek Namie−

śnik – „Poszukiwania kandydata na

bezmatrycowy materiał odniesienia lotnych analitów.”

16. Monika Partyka Monika Partyka Monika Partyka Monika Partyka Monika Partyka – promotor: prof. dr hab. inż. Jacek Namieśnik – „Nowy sposób kalibracji próbników pasyw−

nych wyposażonych w membrany półprzepuszczalne przeznaczonych do kontroli jakości powietrza we−

wnętrznego.”

17. Grzegorz Rotta Grzegorz Rotta Grzegorz Rotta Grzegorz Rotta Grzegorz Rotta – promotor: dr hab.

inż. Michał Wasilczuk – „Modelowa−

nie przepływu oleju pomiędzy kloc−

kami wzdłużnego łożyska ślizgowe−

go.”

18. Piotr Szczuko Piotr Szczuko Piotr Szczuko Piotr Szczuko Piotr Szczuko – promotor: prof. dr hab. inż. Bożena Kostek – „Wykorzy−

stanie nowych metod wnioskowania w grafice i animacji komputerowej.”

19. Michał Szociński Michał Szociński Michał Szociński Michał Szociński Michał Szociński – promotor: prof.

dr hab. inż. Kazimierz Darowicki –

„Degradacja organicznych powłok ochronnych pod wpływem cyklicz−

nych naprężeń mechanicznych.”

20. Joanna Białas−Tesmar Joanna Białas−Tesmar Joanna Białas−Tesmar Joanna Białas−Tesmar Joanna Białas−Tesmar – promotor: dr hab. inż. Dariusz Mikielewicz, prof.

nadzw. PG – „Modelowanie procesu wrzenia w kanałach o małej średnicy.”

Wśród tej tematyki można było znaleźć zagadnienia czysto techniczne, ale rów−

nież takie z pogranicza biologii, medycy−

ny, czy też fizyki. Wszystkie wystąpienia miały interdyscyplinarny charakter. Pre−

zentacje oraz materiały z sesji naukowej dostępne są na stronie domowej projektu

pod adresem http://www.pg.gda.pl/bane−

ry_gl/ssd/nowa/sesja.htm

Głównym celem projektu było uzyska−

nie puli rozwiązań technicznych i techno−

logicznych w postaci rozpraw doktor−

skich, publikacji i patentów, które przy−

czynią się do wdrożenia Regionalnej Stra−

tegii Innowacji w Województwie Pomor−

skim (RIS−P). Niektórym z naszych dok−

torantów już udało się rozpocząć proces wdrażania opracowywanych rozwiązań technicznych. Mamy nadzieję, że to do−

piero początek wieloletniej, twórczej i owocnej współpracy pomiędzy środowi−

skiem naukowców i przedsiębiorców w naszym regionie. Rezultaty przeprowa−

dzonych badań mogą stanowić klucz do otwarcia drzwi w korytarzu łączącym na−

ukę z otoczeniem gospodarczym.

Patrycja Szpinek Wydział Chemiczny Joanna Małecka Dział Organizacyjno−Prawny Szczególne podziękowania należą się prof. dr. hab. inż. Wojciechowi SADOW−

SKIEMU – Prorektorowi Politechniki Gdańskiej ds. Współpracy ze Środowi−

skiem Gospodarczym i z Zagranicą, za ini−

cjatywę, zaangażowanie i wszechstronną pomoc na wszystkich etapach realizacji programu stypendialnego.

Doktoranci – stypendyści

Kierownik Projektu

(3)

PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG 31 31 31 31 31

wej, tak że zdobycie zagranicznej książki było prawdziwym uśmiechem losu. Bra−

kowało też literatury polskiej, gdyż wy−

dawnictwa naukowe były limitowane, a czasopisma często wychodziły w znacznie zmniejszonej objętości. Taka sytuacja ogra−

niczała też możliwości publikowania wła−

snych opracowań naukowych; w celu stwo−

rzenia warunków dla ogłaszania wyników prac prowadzonych na Politechnice Gdań−

skiej, w latach 1951–1956 praktykowano coroczne organizowanie ogólnopolitech−

nicznych sesji naukowych, na których pra−

cownicy mogli przedstawiać swoje prace.

Wygłoszony na takiej sesji referat bywał też zaliczany do naukowego dorobku au−

tora jako jego publikacja. Do kuriozalnych natomiast zaliczyć trzeba ograniczenia w dziedzinie prowadzenia morskich badań brzegowych i portowych. Brzeg morski sta−

nowił pilnie strzeżoną granicę państwa i dostęp do prowadzenia na nim badań był bardzo ograniczony – wymagane były każ−

dorazowo zezwolenia, o które trzeba było się starać na wysokich szczeblach władzy wojskowej, sięgających nawet dowództwa Paktu Warszawskiego. Wyniki wykonywa−

nych na brzegu badań otrzymywały zwy−

kle klauzulę tajności lub poufności, co mi−

nimalizowało możliwości poddania ich szerszej krytyce naukowej oraz zmniejszało perspektywy włączenia ich do dorobku polskiej nauki i wykorzystywania przez innych autorów. Sytuacja taka poważnie ograniczała też możliwości zaistnienia au−

torów owych utajnionych prac na listach cytowań prac naukowych, które są ogła−

szane za granicą. Dodać w końcu trzeba, iż w badaniach morskich dawały się od−

czuwać także dotkliwe niedostatki apara−

turowego i sprzętowego wyposażenia.

W tych warunkach przyszło działać tak−

że prof. Tubielewiczowi, a o ówczesnej sy−

tuacji nauk o morzu trzeba też pamiętać, gdy ocenia się badawczy dorobek owych lat.

Jako pierwsze naukowe zadanie w Ka−

tedrze Budownictwa Morskiego i Portów PG Profesor powierzył mi przeprowadze−

nie badań nad ochotkami. Temat ten po−

jawił się w związku z podejrzeniami, że larwy owadów z rodziny ochotkowatych niszczą drewno konstrukcji portowych na Zalewie Wiślanym. Konieczne badania Katedra podjęła we współpracy z SGGW, według programu uzgodnionego przez prof. W. Tubielewicza i prof. M. Nunber−

ga z Zakładu Ochrony Lasu SGGW, prze−

widującego m.in. obserwacje na Zalewie Wiślanym. Zaprogramowane obserwacje przeprowadziłem w czerwcu 1954 r., we

współpracy z mgr. inż. Janem Domini−

kiem (obecnie profesorem SGGW), który wraz z prof. Nunbergiem zajmował się biologiczną stroną problemu. W wyniku badań stwierdzono, że dla zabezpieczenia drewnianych konstrukcji portowych przed larwami ochotków wystarczy normalne nasycanie drewna i prawidłowa konser−

wacja konstrukcji.

Ochotki nie były najważniejszym tema−

tem prac Katedry Budownictwa Morskie−

go i Portów. Profesor Tubielewicz podjął bowiem trudny problem narastania erozyj−

nych zjawisk po wschodniej stronie Wła−

dysławowa, które w pierwszych powojen−

nych latach zaczęły zagrażać brzegom u nasady Półwyspu Helskiego. Dlatego też już wkrótce moim kolejnym naukowym zadaniem w Katedrze było przeprowadze−

nie (bodajże w 1955 r.) jednomiesięcz−

nych obserwacji w rejonie Władysławo−

wa, do czego zostałem oddelegowany wraz z adiunktem Katedry mgr. inż. Zbi−

gniewem Szopowskim. Celem pracy było rozpoznanie wpływu falochronów portu we Władysławowie na zjawiska brzego−

we zachodzące u nasady Półwyspu Hel−

skiego. W planie badań mieliśmy wów−

czas także wykonanie pomiarów prądów przy północnym falochronie portu, na co uzyskaliśmy zgodę kapitanatu portu. Już pierwsze opuszczenie przyrządu do wody spotkało się jednak z ostrym nakazem przerwania tej pracy i wylegitymowaniem nas przez żołnierzy placówki WOP, która znajdowała się na główce falochronu wschodniego. Z pomiaru prądów trzeba było też zrezygnować, gdyż mimo in−

terwencji dowództwo WOP utrzymało zakaz ich prowadzenia. Nasze prace mu−

sieliśmy ograniczyć jedynie do obserwa−

cji na plaży, po której zresztą po zmroku nie można było chodzić, gdyż dla ochro−

ny przed dywersją codziennie wieczorem była bronowana. Wywiązując się z zada−

nia, swoje obserwacje i spostrzeżenia przedstawiliśmy w złożonym w Katedrze raporcie.

Już w czasie mojej pracy w Katedrze Budownictwa Morskiego i Portów PG prof.

Tubielewicz organizował Zakład Budow−

nictwa Morskiego IBW PAN i tworzył w nim zespół pracowników, w którym zna−

lazłem się, gdy w roku 1957 zostałem przy−

jęty do pracy w Instytucie. W pierwszym okresie swojej działalności IBW PAN nie miał własnej siedziby i z tego powodu ko−

rzystał z pomieszczeń Wydziału Budow−

nictwa Wodnego PG. Pracownicy instytu−

towego Zakładu Budownictwa Morskiego początkowo zajmowali więc należący do Katedry Budownictwa Morskiego i Portów PG, a niepodzielony jeszcze pokój nr 402 (który obecnie nosi nr 406). Z tej też przy−

czyny, po przyjęciu do Instytutu nadal pra−

cowałem przy tym samym biurku, które zajmowałem, pracując w Katedrze. W owym czasie Zakład Budownictwa Mor−

skiego IBW PAN oraz Katedra Budownic−

twa Morskiego nie tylko zajmowały sąsia−

dujące pomieszczenia, ale prowadziły też wspólne prace badawcze. Przynosiło to szereg korzyści, ale miało też strony ujem−

ne. Stopniowo więc powiązania Katedry PG i Zakładu IBW były rozluźniane i po kilku latach ustały.

Profesor Tubielewicz miał szczęśliwą rękę w doborze pracowników do swoje−

go, organizowanego w IBW PAN, Zakła−

du. W stworzonym przez Profesora zespo−

le panowała atmosfera partnerskiej przy−

jaźni, którą zresztą Profesor współtworzył.

Często bowiem był zapraszany i bywał na koleżeńskich spotkaniach organizowa−

nych w Zakładzie z okazji imienin czy świąt, zapraszał też cały zespół do domu

Pomiary form plażowych (pierwsza połowa lat 70. XX w.) Fot. autor

(4)

32 32 32

32 32 PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG

Prace pomiarowe zmian brzegowych u nasa−

dy Półwyspu Helskiego. Od lewej: Kazimierz Puławski i Stanisław Massel (początek lat 60.

XX w.) Fot. autor

na swoje imieninowe przyjęcia. Pisząc o owych przyjęciach, nie można nie wspo−

mnieć o Pani Profesorowej, która je przy−

gotowywała, a gości witała i przyjmowa−

ła z serdeczną życzliwością.

Pierwsze prace utworzonego w Insty−

tucie Zakładu Budownictwa Morskiego były kontynuacją badań zaczętych w Ka−

tedrze BMiP PG, dotyczących tak zjawisk brzegowych zachodzących u nasady Pół−

wyspu Helskiego, jak i ochronnego dzia−

łania wybudowanych tu ostróg. Między innymi pracownicy IBW PAN w 1957 r.

współuczestniczyli w brzegowych bada−

niach Instytutu Morskiego w Gdańsku, które były prowadzone na Półwyspie Hel−

skim w rejonie Chałup, zorganizowanych na podstawie porozumienia między Polską Akademią Nauk a Akademią Nauk ów−

czesnego ZSRR. Kierownikiem tych ba−

dań był prof. Paweł Słomianko z Instytu−

tu Morskiego, a na zaproszenie IBW PAN udział w nich wzięli pracownicy Instytu−

tu Oceanologii z Moskwy – prof. W. P.

Zenkowicz oraz jego asystent (obecnie profesor) W. L. Bołdyriew.

Bardzo ważnym powojennym zadaniem nauki polskiej było badawcze rozpoznanie pięciusetkilometrowego pasa wybrzeża, które po wojnie znalazło się w polskich gra−

nicach państwowych. Podejmując to zada−

nie, prof. Tubielewicz do planu prac Za−

kładu Budownictwa Morskiego IBW PAN wprowadził badania nad monografią pol−

skich brzegów morskich. Prace te zostały podjęte we współpracy z Instytutem Oce−

anologii AN ZSRR, a ich program opraco−

wano w 1958 r., w wyniku rozmów prze−

prowadzonych w Moskwie przez prof.

Tubielewicza i prof. Jerzego Onoszkę z IBW PAN oraz prof. W. P. Zenkowicza z Instytutu Oceanologii w Moskwie. Celem wspólnych badań obu instytutów było in−

wentaryzacyjne, terenowe rozpoznanie sta−

nu i dynamiki zmienności polskich brze−

gów Bałtyku oraz przeprowadzenie w Lu−

biatowie stacjonarnych badań ruchu osa−

dów brzegowych.

Kilkuletnie prace w ramach programu monografii brzegów zostały rozpoczęte w

1958 r. i były prowadzone pod kierow−

nictwem prof. Onoszki, przy udziale na−

ukowych pracowników Instytutu Oceano−

logii w Moskwie. Wyniki tych prac zo−

stały opublikowane w sześciu zeszytach Materiałów do monografii polskiego brze−

gu morskiego, wydanych zresztą jako nu−

merowane druki poufne. W Materiałach znalazły się również moje dwa opracowa−

nia dotyczące rejonizacji polskich brze−

gów Bałtyku. Wynikiem omawianych badań jest też kilka publikacji, opraco−

wanych przez uczestniczących w bada−

niach pracowników Instytutu Oceanolo−

gii z Moskwy, które ukazały się w Związ−

ku Radzieckim jako jawne.

Omawiany program prac nad monogra−

fią polskiego brzegu morskiego był kon−

tynuowany także po 1962 r., po odejściu prof. Tubielewicza z Instytutu i przejęciu kierownictwa Zakładu Budownictwa Morskiego przez prof. Onoszkę. Po zwol−

nieniu się z pracy w Instytucie prof. Tu−

bielewicz pozostał członkiem Rady Na−

ukowej Instytutu (w tym przez jedną ka−

dencję był jej przewodniczącym), był rów−

nież promotorem szeregu wykonywanych w Instytucie prac doktorskich. Profesor interesował się też osobistym życiem pra−

cowników instytutowego Zakładu Bu−

downictwa Morskiego i nadal corocznie zapraszał nas na swoje imieniny, nie za−

pominając także o tych, którzy z jakichś powodów w Instytucie już nie pracowali.

Aleksander Mielczarski Pracownik PG w latach 1953–57

J ak podaliśmy w II części naszych wspomnień, pod względem technicz−

nym Injectol sprawował się cały czas bez zarzutu. Gorzej wyglądała jednak spra−

wa postępowania mających z nim do czy−

nienia ludzi. Komplikowała się bowiem przede wszystkim sytuacja organizacyjno−

formalna w kraju. Dotychczasowy produ−

cent Injectolu ZZG−Inco, zawiadomił nas na początku 1964 r., że wyczerpał już pełną kwotę opłat licencyjnych, jaką wolno mu było wypłacić autorom wynalazku pra−

cowniczego (!) i więcej nic nie dostanie−

my. Jeszcze większym zaskoczeniem było przypadkowe odkrycie przez nas w sierp−

niu 1964 r., że ZZG−Inco zgłosiły w Urzę−

dzie Patentowym w dniu 10.01.1964 r.

wniosek na własny wynalazek pt. „Spo−

sób otrzymywania szybkowiążącego two−

rzywa cementowego” i oferują produkt wg tego wynalazku pod nazwą Hydrofix przedsiębiorstwom handlu zagranicznego do opatentowania i sprzedaży za granicą.

Jako „autorzy” tego wynalazku figurowa−

li etatowi twórcy patentów w tym dziale produkcyjnym Inco. Tak więc zaczęły się kolejne boje – tym razem o wykazanie popełnionego przez ZZG−Inco plagiatu, wieloletnie wyjazdy do W−wy na rozpra−

wy w Urzędzie Patentowym (i w sądzie).

Mieliśmy za sobą opinie autorytetów na−

ukowych, m.in. prof. W. Skalmowskiego z katedry Chemii Budowlanej Politechni−

ki Warszawskiej, który stwierdził, że

„skład chemiczny obu preparatów (Injec−

tol i Hydrofix) jest tak zbieżny, że uznać go należy za identyczny”.

Podobną opinię wydał prof. J. Grzy−

mek z Akademii Górniczo−Hutniczej w Krakowie, dodatkowo stwierdzając, że

„autorzy Injectolu dobrze wiedzieli, dla−

czego opracowali preparat dwuskładniko−

wy”. Podkreślaną przez ZZG−Inco nowo−

ścią miało być bowiem to, że Hydrofix był jednoskładnikowy, co miało jakoby

Odsłona III – zakończenie – chyba jednak nie „żałosne”?

Odsłona III – zakończenie – chyba jednak nie „żałosne”? Odsłona III – zakończenie – chyba jednak nie „żałosne”?

Odsłona III – zakończenie – chyba jednak nie „żałosne”? Odsłona III – zakończenie – chyba jednak nie „żałosne”?

Życiowa przygoda Życiowa przygoda Życiowa przygoda Życiowa przygoda Życiowa przygoda

dwojga wynalazców w czasach PRL−u dwojga wynalazców w czasach PRL−u dwojga wynalazców w czasach PRL−u dwojga wynalazców w czasach PRL−u dwojga wynalazców w czasach PRL−u

– w trzech odsłonach

– w trzech odsłonach – w trzech odsłonach

– w trzech odsłonach

– w trzech odsłonach

(5)

PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG 33 33 33 33 33

ułatwić jego stosowanie (zawężając jed−

nak w zasadniczy sposób jakość i wielo−

stronność uzyskiwanych dzięki dwu−

składnikowości Injectolu efektów tech−

nicznych!).

Urząd Patentowy stanął jednak na sta−

nowisku, że opinie wydali profesorowie wyższych uczelni, a autorzy Injectolu też są pracownikami uczelni, w związku z czym opinie te nie są miarodajne. I tak za jednym zamachem Injectol znikł z kra−

jowego rynku, a dotychczasowy jego pro−

ducent wciskał potencjalnym odbiorcom

„lepszy” Hydrofix. Ostateczny efekt ta−

kiego działania okazał się dla sprawy kra−

jowych robót cementacyjnych żałosny.

Hydrofix nie sprawdził się na budowach, a Injectolu nie można było nabyć, w związku z czym wrócono do metody:

„tłoczenie cementu aż do oporu”.

Nagłe zaprzestanie produkcji Injecto−

lu spowodowało na rynku krajowym, a jeszcze bardziej na zagranicznym, spore zamieszanie. Prowadzone na bieżąco ro−

boty cementacyjne trzeba było albo pro−

wadzić dalej, używając z konieczności Hydrofixu, albo – w przypadku zagrani−

cy – przerwać. Nic więc dziwnego, że mu−

sieliśmy znaleźć na gwałt innego produ−

centa preparatu. Wybór padł na war−

szawską Wojewódzką Spółdzielnię Pra−

cy Usług Technicznych w Zielonce k.

Warszawy. Dział inżynieryjny tej Spół−

dzielni zajmował się bezpośrednio robo−

tami cementacyjnymi, a więc Spółdziel−

nia rozpoczęła w 1968 r. produkcję In−

jectolu najpierw na własny użytek, a póź−

niej również na eksport i ewentualne drobne zamówienia wiernych odbiorców preparatu. „Siła przebicia” tego produ−

centa była jednak na rynku krajowym za mała, by prowadzona akcja informacyj−

na mogła okazać się skuteczna. I mimo zaangażowania się w tę akcję znanego publicysty, redaktora Tadeusza Bieniasa („Biała śmierć” – Przegląd Techniczny z 06.04.1969 r. oraz Życie Warszawy z 16.04.1969 r., „Patentologia” – Przegląd Techniczny z 19.10.1969 r., „Anatomia wynalazku” – Przegląd Techniczny z 16.11.1969 r.) bardziej przekonujące oka−

zywały się argumenty stosowane przez ZZG−Inco. Nowych zamówień, a tym sa−

mym robót z Injectolem – od 1970 r. ra−

czej w kraju już nie było, gdyż przedsta−

wiciele ZZG−Inco, jeżdżąc po całym kra−

ju, przekonywali wszystkich do stosowa−

nia ich Hydrofixu. A ponieważ uzyskane efekty techniczne były już z Hydrofixem daleko nie takie, więc i cała sprawa – jak

już zaznaczyliśmy – umarła w kraju śmiercią naturalną.

W tej sytuacji głównym polem nasze−

go dalszego działania stały się sprawy eksportowe. Patenty w kilkunastu krajach zostały udzielone – łącznie 27 patentów (teraz należało tylko wnosić coroczne opłaty!), w dalszych krajach trwała inten−

sywna obrona zgłoszeń.

Jeszcze w 1966 r. Polservice podpisał kolejny kontrakt z firmą AHAG na sto−

sowanie sposobu wg wynalazku oraz na know−how. Fima AHAG jako pośrednik handlowy nastawiona była jednak tylko na sprowadzanie produktu z Polski dla robót wykonywanych przez firmę Ge−

bhardt u. Koenig (porozumienie wzajem−

ne obu firm o wyłączności). Tymczasem w kraju produkcja Injectolu kulała, gdyż nowy producent był firmą zbyt małą i or−

ganizacyjnie niesprawną. Na dodatek na rynku europejskim rozpoczął się krach górnictwa węglowego, ze względu na szybko rozwijającą się w tym czasie ener−

getykę jądrową i na stosowany coraz sze−

rzej olej opałowy. Nie było zleceń na uszczelnianie szybów, a coraz częstsze były wręcz przypadki zamykania kopalń i zatapianie szybów i chodników napły−

wającą podziemną wodą. Tak więc i fir−

ma G u. K zaczęła odczuwać kryzys, ode−

szli z niej fachowcy, entuzjaści Injecto−

lu, a właściciel firmy AHAG przerzucił się na produkcję fabryczną frytek, co było wtedy szlagierem kasowym na europej−

skim rynku.

W 1971 r. pojawia się nowy kontra−

hent niemiecki, tym razem znana od wielu lat na rynku światowym firma Chemische Fabrik Grünau w Illertissen (Bawaria), produkująca m.in. szereg domieszek do tworzyw cementowych pod nazwą „Tri−

cosal”. Wyjazd w czerwcu 1971 r., tym razem własnym samochodem (Wart−

burg), gdyż trzeba było zabrać po kilka−

naście kilo cementu, Injectolu cieczy i Injectolu proszku do badań i pokazów w ich laboratorium.

Pierwsze dni naszej pracy pełne napię−

cia (przecież to producenci własnych licz−

nych domieszek!), jednak po uzyskaniu przekonujących (i zaskakujących dla nich) wyników badań usłyszeliśmy ich stwierdzenie: das ist wirklich eine Erfin−

dung (to jest naprawdę wynalazek).

Dalszy pobyt był już bardziej swobod−

ny, zakończony weekendowym wyjaz−

dem nad jezioro Bodeńskie.

Po powrocie do kraju zreferowaliśmy sprawy w PHZ Polservice, który prowa−

dził dalej sprawy formalno−prawne. Pod−

pisany zostal kontrakt handlowy, jednak bez zagwarantowania nam współudziału w poczynaniach technicznych. Efekt – po kilku latach natknęliśmy się przypadkiem na prospekty tej firmy, oferującej prepa−

rat o jakże dobrze znanych nam właścio−

wościach i obszarze zainteresowań.

W 1973 r. sprawą Injectolu zaczyna się interesować angielska firma „The Borden Chemicals Corp.” w North−Baddesley−

Southampton. Jest to również firma pro−

dukująca różne preparaty do prowadze−

nia prac stabilizujących i uszczelniają−

cych w budownictwie podziemnym o nazwie firmowej Geoseal, bazujące na polimerach żywicznych. Preparaty te nie wszędzie jednak mogą być stosowane i nie zawsze zdają egzamin, a poza tym są bardzo drogie. Ponieważ firma Borden miała nawiązane kontakty z krajami afry−

kańskimi, doszła do wniosku, że będzie mogła wykonać zamierzone prace przy wykorzystaniu naszego Injectolu, wypro−

dukowanego już jednak w Anglii i to pod ich nazwą Geoseal−Z. Dlatego nasz wy−

jazd i 2−tygodniowy pobyt w sierpniu 1973 r. miał na celu po pierwsze wyka−

zać w trakcie badań laboratoryjnych moż−

liwości naszego preparatu, a po drugie uściślić wymagania produkcyjne, po−

trzebne przy uruchamianiu produkcji pre−

paratu, i to z angielskich surowców. Tu na marginesie ciekawostka: jednym ze

A tak wyglądaliśmy w połowie naszej wiel−

kiej życiowej przygody (T. Bienias „Przegląd

techniczny” 6.04.1969 – z fragmentem tego

artykułu)

(6)

34 34 34

34 34 PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG

składników części sypkiej Injectolu był uciążliwy u nas odpadowy popiół lotny (wysokowapienny) z elektrociepłowni w Koninie. Taki popiół był nie do uzyska−

nia w Anglii i krajach sąsiednich, w związku z czym był importowany z Pol−

ski, co wzbudziło nie lada sensację w CHZ Minex i w samej elektrociepłowni Konin.

W trakcie naszych intensywnych prac w laboratorium firmy Borden udało się uzyskać optymalne rezultaty dla tworzy−

wa, zawierającego angielski cement Crown i nieco zmodyfikowaną postać obu składników Injectolu, uwzględniającą pa−

nujące w afrykańskich kopalniach, głę−

bokich nawet na ponad 1000 metrów, wy−

ższe temperatury. Firma Borden Chemi−

cals miała prowadzić w Afryce prace ce−

mentacyjne wspólnie z najbardziej na świecie znaną angielską firmą wykonu−

jącą prace specjalistyczne (np. betonowa−

nie dwuetapowe), Colcret Ltd, której za−

rząd mieścił się w Rochester. Pojechali−

śmy więc z wynikami naszych badań, ra−

zem z przedstawicielami Borden, do Ro−

chester i tam ustalony został plan dalsze−

go postępowania. Pomyślnie zakończyła się również sprawa uruchomienia własnej produkcji preparatu przez firmę Borden.

Dało to podstawę do podpisania przez PHZ−Polservice w 1974 r. kontraktu li−

cencyjnego na okres 7 lat, a więc na wy−

łączność korzystania z naszych wynalaz−

ków do upłynięcia czasu ich ochrony przez stale przez nas opłacane patenty.

Jak poinformowała nas następnie fir−

ma Borden, przeprowadzone w 1975 r.

prace cementacyjne w kopalni rud mie−

dzi Konkola w Zambii (d. Rodezja Półn.) przy wykorzystaniu 700 ton Injectolu – teraz już wyprodukowanego w Anglii ma−

teriału „Geoseal−Z” – zakończyły się peł−

nym technicznym sukcesem. I za te 700 ton Polservice otrzymał jeszcze ostatnie opłaty „royalities”, po czym firma pra−

cowała już dalej w pełni na swój zaro−

bek.

Wspomnieliśmy już kilkakrotnie, że niemały problem w całej sprawie stano−

wiły koszta opatentowania, a następnie utrzymywania ochrony patentowej na−

szych wynalazków. Mniej groźna była tutaj sprawa patentów krajowych (9 szt.), gdyż były to tylko złotówki, natomiast wszelkie opłaty zagraniczne (27 paten−

tów) musiały być realizowane w dola−

rach. Jak już podaliśmy, udało się uzy−

skać zgodę MHZ na przekazanie tych opłat za granicę, jednak koszt wykupu tych dewiz w NBP obciążał nasze konto.

Były to niemałe kwoty. Trzeba było bo−

wiem nie tylko wnosić opłaty w urzędach patentowych za zgłoszenie, rozpatrzenie i udzielenie patentów, a następnie za ro−

snące z roku na rok koszty ich utrzyma−

nia, ale również trzeba było opłacać rzecznikow patentowych – krajowego i jego pełnomocników we wszystkich zgło−

szonych krajach. Przesyłali nam oni całe stosy przeciwstawianej przez zagranicz−

ne urzędy patentowe literatury fachowej oraz udzielonych już za granicą patentów z pokrewnych dziedzin, wraz z wypowie−

dziami prowadzących naszą sprawę re−

ferentów. Cały materiał trzeba było prze−

czytać, dalej – wykazać jego odrębność od naszego zgloszenia, opracować to w sposób zrozumiały dla nie zawsze najle−

piej zorientowanych w zagadnieniu pra−

cowników urzędów patentowych (celo−

wali w tym szczególnie Japończycy), przetłumaczyć i przekazać naszemu kra−

jowemu rzecznikowi, który przesyłał opracowany przez nas materiał swemu zagranicznemu odpowiednikowi, wysta−

wiając nam rachunek za swą fatygę i prze−

kazujac do zapłaty rachunki rzeczników zagranicznych. Taka korespondencja trwała z niektórymi krajami latami (re−

kord wyniósł ponad 4 lata), co przy ilo−

ści zgłoszeń w ponad 30 krajach (z kilku

okazało się celowe zrezygnować, widząc zdecydowaną niechęć urzędników do udzielenia patentu), dawało w rezultacie średnio licząc jeden dzień w tygodniu in−

tensywnej pracy umysłowej przez okres kilku lat i konieczność bieżącego pokry−

wania wszystkich wystawianych nam ra−

chunków (i to w dolarach!). Jak z ogól−

nego podsumowania wynika, zapłacili−

śmy łącznie ponad 350 tys. zł, co w tam−

tym czasie stanowiło dla pracowników Uczelni kwotę wprost niewyobrażalną – dla porównania, za około 100 tys. zł moż−

na było wtedy już wybudować domek jed−

norodzinny o maksymalnie dopuszczal−

nej powierzchni użytkowej 110 m

2

. Na−

szym błędem było naturalnie wyrażenie zgody na opatentowanie Injectolu aż w tylu krajach i następnie utrzymywanie aż tylu patentów. Nazywało się jednak, że wszystkie zasugerowane nam kraje są

„handlowo” ważne, bo może w nich być podejmowana próba plagiatu. Ostatecz−

nie Polservice i tak nie miał żadnej ocho−

ty – lub możliwości (?) – na śledzenie rynków zagranicznych pod tym kątem widzenia, a my znaleźliśmy się w pew−

nym okresie czasu w takiej sytuacji, że na polecenie Min. Bud. i Przem. Mat.

Bud. komornik zabierał nam z uczelnia−

nych poborów kwotę wyasygnowaną wcześniej przez to Ministerstwo na pierwszy wykup dewiz przy rozpoczyna−

niu całej akcji patentowania zagranicz−

nego. Tak więc korzyści materialnych z całej akcji patentowania raczej nie mie−

liśmy, choć trudno naturalnie ocenić, czy zagraniczni kontrahenci byliby w ogóle skłonni do rozmów, gdyby te patenty nie istniały. A poza tym, nie byłoby na pew−

no tej satysfakcji, że nasz wynalazek zo−

stał uznany przez tyle krajów za nowość godną opatentowania.

Mamy już jednak drugą połowę lat 70.

Ochrona patentowa zaczyna wygasać (trwa zazwyczaj 15 lat), przy czym – jak już zaznaczyliśmy – była ona i tak tylko iluzoryczna, bo nikt nie śledził wykony−

wanych na świecie robót, czy nie stoso−

wano przy ich prowadzeniu tworzywa in−

jektolopodobnego. Możliwości podrobie−

nia preparatu zawsze przecież istniały, gdyż dobry chemik mógł oznaczyć za−

warte w nim składniki, a sam proces pro−

dukcyjny – równie zresztą istotny jak skład chemiczny – musieliśmy przecież ujawnić przy uruchamianiu produkcji w Anglii, a poza tym był na pewno do ku−

pienia u znających go również pracow−

ników ZZG−Inco.

Pierwsza strona w katalogu firmowym Borden Ltd, w którym opisano szczegółowe cechy, zakresy stosowania i zalety tworzywa Geose−

al−Z z wymuszonym przez nas wyjaśnieniem (pod gwiazdką), że „Geoseal−Z’ jest handlową nazwą Borden’a dla Injectolu i jest produko−

wany i sprzedawany na licencji z Polservice’u,

Warszawa, Polska

(7)

PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG 35 35 35 35 35

Obrazki z albumu Obrazki z albumu Obrazki z albumu Obrazki z albumu Obrazki z albumu

Czy może zostać zwykłym człowie−

kiem ktoś, kto w dzieciństwie czytał Tetmajera, siadywał w bibliotece u Boya na niewygodnych krzesłach za−

projektowanych przez Wyspiańskiego, miał odwagę nachodzić Kiepurę, a już jako dorosły człowiek współpracował z Miłoszem, Herlingiem−Grudzińskim czy Nowakiem−Jeziorańskim? Czy mógł zostać zwykłym człowiekiem?

Mógł. Z domu jednak wyniósł umiło−

wanie Ojczyzny niezależne od tego, jak daleko od niej przyjdzie człowiekowi żyć, większe niż wyznaczone granica−

mi na mapie. Jerzy Giedroyć, używając słowa „Kraj”, zawsze stawiał wielką li−

terę.

Mińsk Litewski Mińsk Litewski Mińsk Litewski Mińsk Litewski Mińsk Litewski

Z dwóch wielkich szaf niemal wysy−

pywały się książki, głównie polskie, ale i francuskie oraz rosyjskie. Od encyklo−

pedii, przez „Jeszcze Polska nie zginę−

ła” z zabawnymi obrazkami, po litera−

turę współczesną i historyczną. Jureczek był dzieckiem słabowitym, często leżał w łóżku nie gdzie indziej jak w pokoju bibliotecznym właśnie. Nawet nie pa−

miętał, ile miał lat, gdy zaczął literki składać w wyrazy. Pochłaniał jednak nieprawdopodobne ilości lektur, „w tym wiele całkiem nieodpowiednich dla mego wieku”. Ot, jak choćby dziewięt−

nastowieczny harlequin Tetmajera

„Panna Mery”.

Ojciec Ignacy – farmaceuta – i mat−

ka Franciszka, potomkowie litewskiej rodziny książęcej, prowadzili dom pol−

ski, pielęgnując tradycję narodową i ducha chrześcijańskiego. Odznaczali się tolerancyjnością. Choć wiele jej trzeba było, gdy malec w towarzystwie popi−

sywał się zaczerpniętą z literatury wiedzą. Nie zabrakło jej im również wówczas, gdy wrócił z gimnazjum w Moskwie i okazało się, że pali papiero−

sy (harcerze wykazali się później mniejszą tolerancją, bo za popalanie wy−

rzucili go ze swoich szeregów).

Najboleśniejsze wspomnienie Jerzego z dzieciństwa, to niczym katorga lekcje gry na fortepianie. Za najlepszą zabawę z rówieśnikami uchodziło zaś podziwianie pociągów... od podwozia. Chłopcy kładli się na torach, wzdłuż oczywiście, i w ak−

cie odwagi cierpliwie znosili pędzące nad ich głowami maszyny.

Przez miasto tułały się kolejne woj−

skowe oddziały i tabory, jak na przeta−

czającą się przez Europę wojnę przy−

stało.

Warszawa Warszawa Warszawa Warszawa Warszawa

Pociąg ewakuacyjny niedługo przed Rewolucją Październikową powiózł ro−

dzinę Giedroyciów z Mińska Litewskie−

go do Warszawy. Zabrali ze sobą tylko kilka walizek i jakieś tobołki. Jechali niczym Cezary Baryka wracający z Baku do krainy szklanych domów.

Warszawa zrobiła na Jerzym wrażenie miasta nudnego i biednego, pełnego lu−

dzi w drewnianych trepach na nogach.

Ojciec objął aptekę w szpitalu św. Łaza−

rza, na Książęcej.

„W domu miałem bardzo dobry kon−

takt z mamą. Ojciec był trudniej dostęp−

ny” – wspominał po latach Giedroyć.

Na tyle jednak ojciec był dostępny, aby zabierać syna na zebrania związku za−

wodowego pracowników miejskich, którego był jednym z twórców, a w kon−

sekwencji przecierpiał swoje. „Żyłkę społecznikowską odziedziczyłem czę−

ściowo po nim” – nie miał wątpliwości Giedroyć.

W gimnazjum interesowały Jerzego nade wszystko poezja i literatura.

„Względny antyklerykalizm” nie pozwa−

lał mu ułożyć poprawnych stosunków z księdzem katechetą, a przymus chodze−

nia do spowiedzi „rewoltował”. Wśród jego kolegów gimnazjalnych był Stasiu Żeleński, syn Boya, chłopiec o charak−

terze tak trudnym, że wyrzucono go już ze wszystkich gimnazjów od Zakopane−

go po Kraków. Ogromna biblioteka domu Boyów stała przed nim otworem.

Samego Boya seniora Jerzy wspominał jako „nudnego, ponurego”, a spotkań u niego nie lubił „tym bardziej, że miał meble według wzorów Wyspiańskiego:

wybitnie niewygodne; siedzenie u niego na krześle było prawdziwą katorgą”.

Giedroyć kończył prawo na Uniwer−

sytecie Warszawskim i to wcale nie z pasji, ale dlatego, że „nie był zdecydo−

wany, co ze sobą zrobić po maturze”.

Na ostatnim roku prawa zapisał się na historię. I to znów nie z upodobania, ale po prawdzie tylko dlatego, że „szło mi o odroczenie służby wojskowej”. Pod−

czas studiów prezesował Korporacji Pa−

tria i Kołu Międzykorporacyjnemu w Warszawie. Działał w organizacji aka−

demickiej Myśl Mocarstwowa oraz w dziale zagranicznym Naczelnego Komi−

tetu Akademickiego Polskiego Związ−

ku Młodzieży Akademickiej. Świat nie miał dla nich granic. Giedroyć wspomi−

nał po latach, jak towarzystwo poszło do Kiepury z prośbą, by dał koncert na rzecz Bratniej Pomocy. Kiepura rzekł:

Jerzy Giedroyć bez laurki Jerzy Giedroyć bez laurki Jerzy Giedroyć bez laurki Jerzy Giedroyć bez laurki Jerzy Giedroyć bez laurki niczym mowa pogrzebowa niczym mowa pogrzebowa niczym mowa pogrzebowa niczym mowa pogrzebowa niczym mowa pogrzebowa

Sądząc po prospektach firm zagranicz−

nych, w latach 70. pojawiło się na rynku kilka preparatów o podawanym przez ich producentów działaniu jakby przepisa−

nym z prospektu Injectolu. Naturalnie żadnych restrykcji z tego tytułu nie moż−

na było już zastosować – można jednak było uznać, że nasz wynalazek okazał się jak najbardziej „trafiony” i posunął do przodu rozwiązania techniczne, stosowa−

ne w dziedzinie prac cementacyjnych w budownictwie, szczególnie w specyficz−

nym budownictwie podziemnym.

Jakie może więc być podsumowanie tej naszej „życiowej przygody”? Trwała ona prawie 20 lat – to spory szmat czasu i to w okresie najlepszych lat życia za−

wodowego. Z perspektywy kolejnych, minionych już kilkudziesięciu lat można uznać, że oprócz intensywnej pracy i wie−

lu przykrości, wynikających z ludzkiej zawiści, niekompetencji i pazerności, no i naturalnie z warunków życiowych, w których przyszło nam wtedy żyć i praco−

wać, mieliśmy również wiele chwil za−

wodowej satysfakcji i zadowolenia z

efektów naszej pracy. Do najbardziej li−

czących się należały chyba te, gdy nad−

zorując prowadzone roboty, słyszeliśmy nieraz wypowiedzi: tak, to naprawdę działa, takich efektów nie udało nam się nigdy dotychczas osiągnąć!

Stanisław Bastian

Małgorzata Gruener (Grüner)

Emerytowani pracownicy Wydziału

Inżynierii Lądowej i Środowiska

(8)

36 36 36

36 36 PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG

„Doskonale. Ja to chętnie zrobię i na pewno będziecie mieli z tego bardzo dużo pieniędzy. Chcę tylko, żebyście załatwili mi doktorat honoris causa Uni−

wersytetu Warszawskiego”. Przekracza−

ło to oczywiście możliwości żaków.

Koncert nie doszedł do skutku.

Mnogość obowiązków sprawiała, że Giedroyć miał bardzo mało wolnego czasu. „W godzeniu tych różnych zajęć pomagało mi to, że bardzo mało sypia−

łem. Przez dłuższy czas cierpiałem zresztą na bezsenność i byłem o krok od domu wariatów”. Pewien lekarz ra−

tował go, doprowadzając do tego, że...

„wystarczyły mi trzy lub cztery godzi−

ny snu plus pół godziny leżenia po obie−

dzie, jeśli było można. Dawało mi to masę czasu”.

Zamach majowy był dla młodego chłopaka – piłsudczyka, ale i legalisty – pierwszym poważnym doświadcze−

niem. Z Belwederu wrócił do domu.

„Wyleczyło mnie to zupełnie z parla−

mentaryzmu, pogłębiło nastawienie pro−

piłsudczykowskie i przekonanie o ko−

nieczności rządów autorytarnych” – zapisał w „Biografii na cztery ręce”.

Rumunia i Rzym Rumunia i Rzym Rumunia i Rzym Rumunia i Rzym Rumunia i Rzym

W połowie 1928 roku Giedroyć zaczął pracować w biurze prasowym

Rady Ministrów, później Ministerstwie Rolnictwa, Ministerstwie Przemysłu i Handlu. Odgrywał – jak sam mówił – rolę szarej eminencji, załatwiającej lu−

dziom wiele spraw całkiem bezintere−

sownie. „Zajmowałem się inspirowa−

niem moich szefów” – żartował. Ten czas niestety przyniósł przekonanie, że powszechna jest korupcja i protekcja.

W latach 30. był redaktorem naczel−

nym Dnia Akademickiego, a następnie dwutygodnika „Bunt Młodych”, prze−

kształconego w 1936 w tygodnik „Po−

lityka”.

Po wybuchu II wojny światowej Gie−

droyć przedostał się do Rumunii, gdzie służył jako osobisty sekretarz ambasa−

dora Polski. Wywieziony przez posel−

stwo angielskie do Stambułu, zaciągnął się do służby wojskowej w armii brytyj−

skiej i wyjechał do Palestyny. Jako żoł−

nierz brygady polskiej brał udział w kam−

paniach w Libii oraz w bitwie o Tobruk.

Pierwszy powojenny rok Giedroyć powitał w Rzymie, pełniąc funkcje at−

taché ds. kontaktów z prasą i propagan−

dy oraz podporucznika w Drugiej Dy−

wizji Armii Polskiej pod dowództwem generała Andersa. Tam założył wydaw−

nictwo „Instytut Literacki” dla demo−

bilizowanych żołnierzy. Kredyt zacią−

gnięty w Funduszu Żołnierskim pozwo−

lił Giedroyciowi kupić niewielką prasę dru−

karską. Rocznie z ma−

szyny schodziło trzy−

dzieści pięć książek. W sierpniu 1947 roku uka−

zał się pierwszy numer czasopisma „Kultura”.

W październiku 1947 Giedroyć wraz z dwójką swoich współpracowni−

ków – Zofią i Zygmun−

tem Hertzami – sprzeda−

li drukarnię w Rzymie, spłacili długi i przepro−

wadzili się do Paryża.

Siedziba „Kultury” na krótko przeniosła się do Hotelu Lambert, a na−

stępnie na dobre znalazła miejsce w „zupełnie pu−

stym i brudnym pomiesz−

czeniu magazynowym bez ogrzewania, bieżącej wody i elektryczności”.

Żyli niczym w kibucu, gdzie zarówno pracowni−

cy, jak i dyrektor otrzy−

mywali minimalne wynagrodzenie za swoją pracę.

Paryż Paryż Paryż Paryż Paryż

Miesięcznik „Kultura” stał się wyspą wolności w świecie podzielonym przez zimną wojnę, światem idei bliskich uchodźcom z Polski. Bardzo wcześnie zarysowały się różnice między emigracją polską w Londynie a tą paryską. „Zasad−

nicza rozbieżność między nami a Lon−

dynem polegała na tym, że my byliśmy nastawieni na oddziaływanie w Kraju, a oni od razu chcieli budować Polskę emi−

gracyjną, państwo polskie na wygnaniu”

– Giedroyć relacjonował w swojej „Bio−

grafii na cztery ręce”. Londyn nie dru−

kował dla kraju i bojkotował książki tam drukowane. Paryż szukał kontaktu z Polską wszelkimi sposobami. W książ−

kach, które wydawali, pojawiał się ber−

liński adres kontaktowy. Dość szybko zaczęli tam zgłaszać się więc ludzie, któ−

rzy chcieli wybrać wolność. Giedroyć nie wojował o przebieg nowych granic, nie mógł jednak pogodzić się z brutalnymi wysiedleniami Niemców z ziem pol−

skich, twierdząc, że zachowaliśmy się tak, jakbyśmy nauczyli się od nich wszystkiego co najgorsze. Nie wierzył, że reżim komunistyczny szybko upad−

nie, ale miał pewność, że upadnie impe−

rium sowieckie.

Książki drukowane na cieniutkim pa−

pierze zwanym bibilijnym, bo na takim drukowano Pismo Święte, oprawione w fałszywe okładki rozsyłali pod różne ad−

resy z książki telefonicznej, aby nikogo nie narażać, ale i dotrzeć do jak najwięk−

szej rzeszy czytelników.

Od chwili, gdy powstała Biblioteka

„Kultury” i gdy książki zaczęły ukazy−

wać się systematycznie, z pocztą napły−

wało coraz więcej rękopisów, od grafo−

manii po rzeczy wartościowe. Gombro−

wicza czy Miłosza drukowano wszyst−

ko, co napisali. Największy sukces wśród czytelników emigracyjnych od−

niósł „Doktor Żiwago” Pasternaka.

Ukazał się w trzech wydaniach, w łącznym nakładzie 15 tysięcy egzempla−

rzy.

Z polskich książek szczególnie wie−

lu nabywców zyskały sobie Czapskie−

go „Na nieludzkiej ziemi”, Herlinga

„Inny świat” i Swianiewicza „W cieniu Katynia”. Dobrze sprzedawały się książki Marka Hłaski. „Trans−Atlan−

tyk”, którego wydanie przyniosło redak−

torom wiele satysfakcji, rozchodził się

(9)

PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG 37 37 37 37 37

bardzo powoli i z takimi trudnościami, że gdy sprzedano w księgarni jeden eg−

zemplarz, księgarz czuł się zobowiąza−

ny, aby zawiadomić o tym telefonicz−

nie.

Lafit Lafit Lafit Lafit Lafit

Przez długie lata bano się przy−

jeżdżać do Lafitu. Krążyły legendy, podtrzymywane zresztą przez konsulat głoszący swoją wszechwiedzę, że jest tam podsłuch. Dzięki uprzejmości radia francuskiego sam Giedroyć kilkakrot−

nie sprawdzał, czy rzeczywiście nie ma podsłuchu. Obawiano się też pisać, bo listy miały być jakoby czytane i cenzu−

rowane już na miejscowej poczcie. Za−

lęknionych wizyty w Maisons−Laffitte goszczono w kawiarniach. Mimo obaw zarówno kolejne numery miesięcznika, jak i książki, które zaczęto wydawać po−

cząwszy od roku 1956, były szmuglo−

wane do Polski w plecakach.

Pomimo bardzo skromnego budżetu

„Kultura” przez kolejne lata zdołała utrzymać swoją odrębność. Szczególną rolę odgrywała w momentach przełomo−

wych w Polsce w roku 1956, potem 1970 i 1980. Zdobywca Nagrody Nobla Cze−

sław Miłosz, autor zasłużony dla „Kul−

tury”, wspomina: „Czasami mówiono nawet, że założyciel Kultury był człowie−

kiem, który obalił komunizm w Polsce”.

Sam Giedroyć nie tracił chłodnej oceny rzeczywistości. „»Solidarność« była zry−

wem o ogromnym znaczeniu, nie waham się powiedzieć – o znaczeniu świato−

wym... Ale ten zryw został zmarnowa−

ny, ponieważ z miejsca zaczęły się kłót−

nie” – pisał.

Chociaż autorskie teksty Giedroycia rzadko ukazywały się na łamach, sam był inicjatorem wielu istotnych debat.

Gazeta nawoływała do zjednoczenia Niemiec już w roku 1954. „Kultura”

przeciwstawiła się pozycji rządu pol−

skiego na uchodźstwie, który nawoły−

wał do przywrócenia granic państwa polskiego do stanu z roku 1939. Gazeta popierała natomiast przywrócenie nie−

podległości Litwie, Ukrainie i Białoru−

si. „To, że zdołaliśmy uniknąć tragicz−

nych wydarzeń, których doświadczyło Sarajewo, zawdzięczamy świadomym staraniom niewielkiej grupy intelektu−

alistów” – powiedział Miłosz o grupie związanej z „Kulturą”.

Obiegowa opinia na temat Giedroy−

cia była taka, że kierował „Kulturą” jak władca autorytarny i nie liczył się z opi−

nią żadną poza własną. „Wbrew tej opi−

nii jestem otwarty na sugestie i kryty−

kę, i często zdarza mi się zmieniać zda−

nie po dyskusji” – pisał sam Giedroyć w autobiografii. Widział zespół jako zbiór indywidualności, „które mogły współżyć ze sobą wyłącznie na dy−

stans”. „Jeśli mam jakiś talent, to jest to talent reżysera: umiejętność dobierania tematów i ludzi. To sprawia, że mam

nastawienie zespołowe i że jeśli jestem przekonany, to zmieniam zdanie. Zmie−

niam taktykę, bo polityka nie jest sakra−

mentem; jeśli chce się ją uprawiać, to trzeba polegać na rzeczywistości, która się zmienia. Trzeba umieć zachowywać zasady i zmieniać poglądy”. Wysoko cenił lojalność. „Lojalność jest dla mnie czymś bardzo ważnym. Brak lojalności czy podejrzenie o jej brak jest dla mnie najcięższym zarzutem”.

Giedroyć nie wierzył w laurki, które wystawiano „Kulturze”, w których

„przebija ton przemówienia pogrzebo−

wego”. Nazywał je „przesadnymi”, nie wierzył bowiem w tak wielkie oddziały−

wanie „Kultury” na Polaków, jak jej się przypisuje. „Przenikanie i wpływ – to dwie różne rzeczy”. Do września 2000 roku ukazało się 511 tomów Biblioteki Kultury, w tym 132 numery „Zeszytów Historycznych” i 636 numerów „Kultu−

ry”.

Jerzy Giedroyć zmarł 14 września 2000 roku.

– Kiedy dziś patrzę na to wszystko, myślę, że gdybym miał zaczynać ponow−

nie w roku 1945 – robiłbym to samo, co robiłem. Ale robiłbym inaczej. Nie wiem jak. Ale wiem, że inaczej – brzmi wciąż jak memento i wyrzut sumienia: robisz to, co powinieneś?

Katarzyna Żelazek Rzecznik prasowy

W Roku Jerzego Giedroycia o Redaktorze, W Roku Jerzego Giedroycia o Redaktorze, W Roku Jerzego Giedroycia o Redaktorze, W Roku Jerzego Giedroycia o Redaktorze, W Roku Jerzego Giedroycia o Redaktorze,

jego Domu i polskim Paryżu jego Domu i polskim Paryżu jego Domu i polskim Paryżu jego Domu i polskim Paryżu jego Domu i polskim Paryżu

S ejm Rzeczypospolitej Polskiej, pra−

gnąc oddać hołd wybitnemu Polako−

wi i dziełu Jego życia, ogłosił rok 2006 – w którym przypada setna rocznica uro−

dzin Redaktora – Rokiem Jerzego Gie−

droycia.

Ten szczególny rok postanowiłam uczcić prywatnie, odwiedzić z synem grób Redaktora, zobaczyć, choćby z da−

leka, dom w Maisons−Laffitte. Los był dla mnie łaskawy, dzięki uprzejmości Panów Wojciecha Sikory i Leszka Czarneckie−

go, od lat związanych ze światem pary−

skiej „Kultury” i Instytutu Literackiego, pewnego sierpniowego popołudnia 2006 dane nam było przekroczyć próg domu przy avenue de Poissy.

Zanim to nastąpiło, przez wiele lat od−

krywałam polską topografię Paryża, trak−

tując swoje wędrówki trochę jak prywat−

ne rekolekcje z dziejów ojczystych. Nie sposób zapomnieć, ilu mieszkało tu wy−

bitnych Polaków, nie pamiętać, że Mic−

kiewicz spędził w stolicy Francji ponad dwadzieścia lat swojego życia i że to tu jego przyjaciele byli pierwszymi słucha−

czami „Pana Tadeusza”, że o tym mie−

ście Słowacki pisał do matki „nic nie zna−

lazłem (w nim) przyjemnego – żadnego wspomnienia, oprócz chwili, w której przyniesiono mi dwa tomiki moich po−

ezji”. Ponad połowę swojego życia spę−

dził w Paryżu Norwid, i tam właśnie za−

pisał, tak często cytowaną później, myśl

o Polakach : „jesteśmy społeczeństwem, gdzie każdy czyn przychodzi za wcześnie, a każda książka za późno”. Księgi, książ−

ki, tomy wierszy pisane po polsku, wy−

dawane „na paryskim bruku”. Dlatego kiedy odwiedzam Paryż, zawsze wracam na jego polskie szlaki. Zostawiając za sobą fantastyczny gotyk katedry Notre Dame, przechodzę mostem na Wyspę Świętego Ludwika, gdzie jak ponura metafora losu tutejszej polskiej emigra−

cji otwiera się ciasny korytarz ulicy St.

Louis−en−l’Ile. Mijam zainstalowane tu ostatnio egzotyczne sklepiki (po maleń−

kiej księgarni polskiej niestrudzonych

państwa Romanowiczów nie ma już

śladu, została zamknięta z końcem roku

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pojawia się w badaniach wartości opartych na teorii Schwartza oraz jako poczucie bezpieczeństwa w badaniach różnych zjawisk, w których jest traktowane najczęściej jako

Gdy średnia jasność pikseli ROI jest mniejsza niŜ 45 (dla uszczelki w kolorze czarnym) wówczas stwierdza się występowanie wady w postaci „stoŜka”. ROI dla tego przypadku

Благодаря модулям, которые размещаются на подвижной платформе(шпиндельные блоки с приводами главного движения, с приводами подачи инструмента и без

Samborski Tomasz, dr inż., Instytut Technologii Eksploatacji – Państwowy Instytut Badawczy, Radom, Polska, e-mail:

Proces deregulacji finansowej wiąże się z tym, że podaż usług finansowych pojawia się w odpowiedzi na decyzje dotyczące oszczędności i inwestycji, podejmowane przez

Ostatni z elementów tożsamości gminy stanowi jej obraz określany także jako system identyfikacji (komunikacji, tożsamości) wizualnej, na który składają się architektura

One of the main objects of study in environmental logistics is waste management lo- gistics, that is systems performing logistic functions of movement of waste analysis from the

sowej czyjejś myśli, to w przypadku sowej czyjejś myśli, to w przypadku sowej czyjejś myśli, to w przypadku sowej czyjejś myśli, to w przypadku sowej czyjejś myśli, to w