• Nie Znaleziono Wyników

Księga zmiłowań pańskich czyli życie świętej Teresy napisane przez nią samą; Libro de la vida; Życie świętej Teresy napisane przez nią samą - Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Księga zmiłowań pańskich czyli życie świętej Teresy napisane przez nią samą; Libro de la vida; Życie świętej Teresy napisane przez nią samą - Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa"

Copied!
442
0
0

Pełen tekst

(1)

PISMA ŚWIĘTEJ TERESY.

(2)

P I S M A

ŚWIĘTEJ TERESY

Z H ISZPA Ń SK IEG O

P R Z E Ł O Ż Y Ł

cBisfiwp c?iol'z- c l i o s i o I l i .

\ r TOM PIERWSZY.

Z p ortretem Ś-wlętej.

W A R S Z A W A .

Nakładem „Przeglądu Katolickiego,“

ulica Nowy Świat ,Y

j

35.

1898,

(3)

m m

K S I Ę G A

ZMIŁOWAŃ PAŃSKICH

CZYLI

ZYCIE ŚWIETEJ TERESY

NAPISANE PRZEZ NIĄ SAMĄ.

fó V

WAESZAAYA.

w Drukarni Franciszka Czerwińskiego-

nlica Nowy Świat ,Vi 36.

1 8 9 8 .

fiUBRYNOWICZ &

SCHMIQ|

Księjarnia

w 0 L W O W I E ,

(4)

Bapraaua 28 Oiiïflôpa 1897 roßa.

W A Ç

g

/ $ Z

(5)

Varsaviae die 13 Aprilis 1897 anno.

+ V i n c e n t i u d ,

APPROBATUR.

Varsaviae die 9/21 Junii 1897 anno.

Judex Surrogatus, Praelatus Metropolitanus

J. Borzewski.

JÍ! 2648.

pro Secretario

Sigis. Mécichowaki.

OflOEPEHO.

BapmaBa 9/21 Iiohh 1897 ro ^ a.

Cy^BH Cypporari. BapmaB. PiiM.-KaT. JlyxoB. Kone, lIpe.'iaTB Mmpon. KamiTy.ia

10. Bop*eBOKiä.

sa CeKpeTapa

Ixe. O. Mcuiuxoectciü.

(6)
(7)

■r

4

s ;Jf: ■"■4 4^:

■ • ' • : ^ v¿;^._ V; ;

(8)
(9)

7

P R Z E D M O W A .

|\v ^ W y d a n ie w przekładzie na ję z y k rodzim y, a tem samem oddanie w ręce każdego k to je czytać zechce, dzieła tak iego rodzaju, jak ie m są pism a św. Teresy, może kom u, ze w zględu na w ybitnie, rzec m ożna w yłącznie m istyczny ich c h arak ter, i na p rze c ię tn y poziom duchow y naszego ogółu, do ta k ic h w yżyn rzadko się w znoszący, w ydać się p rzedsię­

w zięciem bezpożytecznem , albo i zgoła niew czesnem . W rz e ­ czy samej, ja k życiem swojem b o h a te rsk a odnow icielka K arm elu i m iłości Bożej m ęczenniczka daleko w ychodzi po za m iarę zw ykłej cn oty albo i doskonałości chrześciańskiej, ta k i w p i­

sm ach sw oich sięga n ajw yższych szczytów i n ajg łębszy ch ta ­ jem nic : duchow ego • obcow ania z Bogiem, do k tó ry c h łaska

D ucha Św iętego rzadkie ty lk o w ybrane dusze pow oływ ać zw y­

kła. M yliłby się je d n a k bardzo, k to b y z tego wnosił, że ty lk o

tak ie dusze bezpiecznie i z pożytk iem m ogą czytać n atc h n io n e

pism a seraiicznej Św iętej aw ilańskiej; że przed pospolitym

ogółem w ierny ch należy je raczej u k ry w ać i chow ać pod korcem ,

(10)

aby snąć k to niebaczny z czytan ia ich, m iasto korzyści, nie odniósł szkody na duszy, i przez fałszyw e ty c h w ysokich rzeczy rozum ienie, z drogi praw dziw ej pobożności nie zabłądził n a m anow ce chorobliw ej egzaltacyi.

In n y zupełnie sąd w ydała w tej m ierze, ju ż trz y w ieki tem u, nieom ylna pow aga Kościoła. K ościół ju ż od trz e ch w ie­

ków co roku, w dzień św. Teresy, m odli się we M szy świętej i prosi Boga w im ieniu w szy stk ich w iernych, abyśm y w szyscy

„niebieskiej nauki jej pokarm em się żyw ili ' ) “. W Lekcyacli h isto ry czn y ch B rew iarza na tenże dzień sław i ją , iż „wiele napisała k siąg m ądrości nadziem skiej pełnych, z k tó ry c h serca w iernych dzielną b io rą pobudkę do pożądania ojczyzny nie­

bieskiej 2) “; a w B ulli kanonizacyjnej, przez u sta G rzegorza XV, Papieża, tak ie o niej w ydaje u ro czyste św iadectwo: „...W zwyż nad w szystkie te Boskiej szczodrobliw ości swojej dobrodziej­

stw a, k tó rem i W szechm ogący tę um iłow aną oblubienicę swoję ja k b y drogiem i k lejno tam i przyozdobić raczył, innem i jeszcze łaskam i i daram i hojnie ją ubogacił: napełnił ją duchem ro zu ­ m ienia, aby nie ty lk o d o b ry ch uczynków p rzy k ład y w K oście­

le Bożym pozostaw iła, ale i niebieskiej m ądrości zdrojam i go zrosiła, w ydając pism a o teo lo g ii m istycznej tra k tu ją c e , i inne w ysoką pobożnością tchnące, z k tó ry c h serca w iernych przeob­

fity owoc odnoszą, i do pożądania ojczyzny niebieskiej sku­

tecznie się p o b u d zają“ 2).

') ...

Ita coelestis ejus doctrinae pabulo nutriamur.

Mias. Kom. Or. iu

festo S. Theresiae.* *

2)

Multa coelestis sapientiae documenta conscripsit

,

quibus fidelium mentes ad supernae patriae desiderium maxime excitantur.

Brev. Rom. iu festo 8.

Theresiae, Lectio V.

3)

Praeter haec omnia divinae beneßcentiae munera

,

quibus hanc dile- ctam suam quasi pretiosis monilibus decoratam esse voluit Omnipotens

,

aliis etiam gratiis et donis abunde earn locupletavit: adimplevit enim earn spiritu in

-

telligentiae

,

ut non solum bonorum operum in Ecclesia E e i exempla relinque

-

(11)

W obec tego orzeczenia najw yższej na świecie, i w tej m ierze jed y n ie k om petentnej powagi, k a to lik każd y wie z góry, co m a trzy m ać o pism ach św. Teresy, i co w nich znajdzie;

m a z g ó ry niew ątpliw e upew nienie, że każdy, czy uczony czy prostaczek, czy najw yżej duchow y czy zaledw o pierw sze k ro k i na drodze życia w ew nętrznego staw iający, znajdzie w nich, je ź li jedn o je s t człow iekiem dobrej woli, naukę czystą, w prost z nieba płynącą, zdrow y pokarm i obfity owoc dla duszy, dzielną i skuteczną do m iłości B oga i rzeczy w iecznych p obud­

kę. Ł ask i nadzw yczajne, cudowne w idzenia, i objaw ienia, i za­

chw ycenia, choć pełno o n ich w ty c h pism ach, ta k ja k pełnem ich było całe życie Św iętej, nie stanow ią przecie rzeczyw istej k siąg je j osnowy. U w ielbia w nich z w dzięcznością hojność i potęg ę Boskiego D aw cy, ale m ówi o nich niechętnie, posłu­

szeństw em ty lk o zm uszona, i w opow iadaniu ich troskliw ie osłania, um niejsza, u k ry w a w szystko, cokolw iek w n ich uw y­

datn ia i podnosi w łasną jej zasługę. G runtem i osnową, t r e ­ ścią i duchem w szystkich pism jej są te dwie rzeczy, na k tó ­ ry c h polega w szelka doskonałość i św iętość, i w szelka cnota chrześciańska: P o k o ra i Miłość. P o k o ra duszy czystej, żadnym nigd y ciężkim grzechem nie zm azanej, a przecie w jasnem uznaniu nicestw a swego, w obec m aje sta tu Boga, im bliżej po­

znaje nieskończoną św iętość i piękność Je g o , tern głębiej w p roch się korzącej, i każdą najlżejszą skazę m im owolnej nie­

doskonałości za nieznośną przeciw N iem u niew dzięczność i winę sobie poczy tującej, i we łzach serdecznej skruchy, i w nieuga- szonej żądzy p o k u ty i cierpienia obm yw ającej; azatem i łask nadzw yczajnych nie ty lk o nie pragnącej, ale i mimo woli jej

ret, sed et, illam coelestis sapientiae imbribus i r r i g a r e e d i t i s de mgstica theo- íogia aliisque etiam multa pietate refertis libellis

;

ex quibus fidelium mentes ubér­

rimos fi'uctxcs percipiunt

,

et ad supernae patriae desiderium máxime excitantur.

(12)

przem ocą na nie spływ ające, w uczuciu niegodności swojej odepchnąć od siebie usiłującej; a nadew szystko, w szelkie ich objaw y, z dziecięcą szczerością i uległością, z b ohaterskiem posłuszeństw em pod sąd K ościoła oddającej, choć przed staw i­

ciele jego, duchow ni jej przew odnicy, skutkiem błędnego dróg nad nią B ożych rozum ienia, przez długie la ta ciągną ją siłą w k ie­

ru nk u najgłębszem u je j p rzekonaniu i uznaniu w ew nętrznem u w p rost przeciw nym , i g w ałt niew ypow iedzianie bolesny sumie- niu je j zadają. A na tle tej głębokością swoją zdum iewa- jącej, rzew nością swoją obojętne n aw et serca przenikającej po- k o ry, ja k a miłość! P raw d ziw y amor benevolentiae: m iłość czy­

sta, wspaniała, bezinteresow na, bez żadnego w zględu na siebie i w łasną korzyść swóję, w Boskiej ty lk o piękności Um iłow anego się k ochająca, i w Nim całą istnością swoją się pogrążająca, i chw ały Je g o jed y n ie we w szystkiem szukająca; najsroższe, długoletnie na ciele i n a duszy m ęczarnie, najdotkliw sze p rze­

ciw ieństw a i prześladow ania, z m ęztw em niew zruszonem , z r a ­ dością owszem, dla m iłości Je g o znosząca; najtrudniejsze, n ie­

podobne po ludzku dzieła, skoro w nich poznała wolę Je g o , bez w ahania podejm ująca, i z żelazną, żadnem i przeszkodam i niezrażoną w ytrw ałością do końca doprow adzająca; a wśród tego w iru prac, i walk, i ofiar dla Niego p o d jętych, do Niego ty lk o , do oglądania i posiadania Je g o tęskniąca, i póki musi żyć na tern w ygnaniu z Nim rozłączona, w pośw ięceniu siebie, w cierpieniu dla Niego, jed y n ą tę sk n o ty swojej ochłodę zn ajd u ­ jąca. W reszcie, co m oże najdziw niejsza, w ty c h ję k a c h serca

do Boga stęsknionego, w ty c h zapałach i zachw ytach duszy strzałą m iłości Bożej zranionej, nigdzie najlżejszego to n u fał­

szywego, nigdzie najm niejszego śladu p rzesad y czy egzaltacyi:

wszędzie trzeźw a m iara i rozsądek, wszędzie praw da zdrow a i jasn a, wszędzie spokojna i przejrzy sta, dziecięca praw ie szcze­

rość i p ro sto ta. N ajtrudniejsze zagadnienia życia w ew nętrz-

(13)

nego, najgłębsze tajem n ice cudów łask i Bożej, k tó ry c h ro z­

trząsan iu w ielcy teologow ie długoletnie, nie zawsze z pom yśl­

nym skutkiem , pośw ięcali badania i uczone d ialekty czne w y­

wody, złożone w g ru b y ch księgach, samą ju ż uczonością swo­

ją dla ogółu zam kniętych, ta n atchniona, ja k j ą k to ś tra fn ie nazwał, „p o p u lary zatork a teo lo g ii m isty cz n e j,“ bez żadnego przy b o ru naukow ego, bez żad n ych teologicznych, k tó ry c h się nigdy nie uczyła, d y sty n k c y i i wniosków, w zw ykłej potocznej mowie, w w yrazach pospolitych, ale zawsze trafn y ch , i z dzi­

wną p recyzią m yśl jej uplasty czn iający ch, i tem u co pow ie­

dzieć chce, ściśle dorów nyw ających, lub g d y je j w yrazów na w ypow iedzenie ty c h rzeczy p rzew yższających nie starczy , za pom ocą porów nań, w prost z codziennego życia w ziętych, a głębokością p ro sto ty swojej przypow ieści ewangeliczne p rz y ­ pom inających, z ta k ą przekonyw ającą siłą i praw dą, a zarazem ta k żywem, i barw nem i w dzięku pełnem piórem , w sposób każdem u p rzy stę p n y i zrozum iały objaśnia, że nie mówiąc ju ż o niep rzep artem , ja k i na duszy czytającego w yw iera w rażeniu, sam ju ż um ysł, choćby ty lk o z w p rost ziem skiego, piśm ienni­

czego stanow iska, z praw dziw ą roskoszą lubuje się w ty c h p e r­

łach istn ie klasycznego je j stylu.

Nie sądzim y w ięc by n iniejsza p raca b y ła rzeczą bezpo- ży tecn ą albo niew czesną. Sądzim y owszem, że w ydając ten jak ik o lw iek p rzek ład nasz, w pewnej choć skrom nej m ierze p rzysług ę oddajem y rodzim ej społeczności naszej, zapełniając nim dość rażącą lukę w piśm iennictw ie ojczystem , k tó re, po­

dobno je d y n e w śród piśm iennictw całego cyw ilizow anego św iata, prócz bardzo niedostatecznego i bardzo archaicznego tłóm a- czenia O. N uceryna '), nie posiada dotąd przekład u ty c h zło- * )

*) „Księgi duchowne świętej Matki Teresy od Pana Jezusa, fundatorki

karmelitanek i karmelitów Bosych, z włoskiego na polskie, częścią przez W.

(14)

ty c h ksiąg, nad k tó re, w edług św iadectw a hiszpańskiego ich w ydaw cy, nie masz w o jczystym k ra ju Św iętej książki więcej rozpow szechnionej i czytanej, i któ re, zaledw o w dw adzieścia la t po śm ierci jej, ju ż się po w szystkim św iecie k atolickim znajdo­

w ały w rękach , nie ty lk o licznego jej duchow nego, w odro­

dzonym przez nią K arm elu potom stw a, ale w iernych wszel­

kiego stanu, na w szystkie niem al europejskie ję z y k i przełożo­

ne. Tuszym y sobie również, że ja k w św iętych, ile ich jeszcze je s t na ziem i naszej, p rzy b y tk a ch K arm elu dziew icze dusze B ogu poślubione m ile po w itają ofiarowane im w ojczystym ję ­ zyku dzieła serafickiej M atki swojej, i rade będą posiadały te n drogi skarb swój w rodzim ej choć ubogiej opraw ie, tak i wśród św iata, niejedna dusza dobrej woli, m ając za pom ocą teg o p rzek ład u u łatw io ny p rzy stęp do ty c h zdrojów praw dzi­

wej m ądrości i św iętości chrześciańskiej, z pism św. T eresy try sk a ją c y c h , zaczerpnie z nich św iatło i pokrzepienie, i bez­

p ieczny kierunek, i skuteczną zachętę, nie do niepow ołanego, i niem ądrze a zgubnie sam ozw ańczego poryw ania i w spinania się ku rzeczom w yższym nad się, ale do spokojnego a s ta ­ tecznego postępow ania, i coraz wyższego, ile sił i łaski starczy, w stępow ania tem i jasn em i i prostem i, na bojaźni Bożej i m iło­

ści Bożej opartem i drogam i praw dziw ej pobożności, k tó ry c h św. Teresa, i w życiu i w pism ach swoich, je s t i po w szystkie czasy będzie niezrów nanym wzorem i m istrzynią.

N iniejszy tom pierw szy, za któ ry m , jeśli Bóg pozwoli, w m ożliw ie k ró tk ic h przerw ach nastąp ią dalsze, zaw iera w so­

bie Życie św. Teresy, napisane przez nią samą, czyli, ja k ją zw ała samaż św ięta au to rk a, „ Księgę zmilowań albo wielmożności

% X. Sebastiana Nucerina, kościoła katedralnego krakowskiego kaznodzieję,: czę­

ścią przez Ojców tegoż zakonu przełożone, na dwa tomy rozdzielone. W Kra­

kowie, w drukarni Balcera Smieszkowica, J. Ii. M. Typ. Kolcu Pańskiego

1664.“ Dwa tomy in folio.

(15)

Bożych.“ D w ukrotnie p isała tę księgę: raz w ro k u 1561, z ro z­

kazu spow iednika swego, uczonego i św iętobliw ego O. Uba- nez, dom inikanina; drug i raz, obszerniej i z dodaniem opisu fundacyi pierw szego nowej reform y k laszto ru św. Jó zefa w Awili, na żądanie drugiego spow iednika, słynnego O. G arcia de Toledo.

D ru gą tę redakcyę, ja k sam a o tern nadm ienia we w stępie do swej księgi Fundacyi, rozpoczęła w końcu ro k u 1562 i w rok u 1565, łub w początk u 1566, dokończyła, dodaw szy z porady O. Soto, inkw izytora, podział na rozdziały, któ reg o w pierwszej red akcy i nie było. O ryginał tego drugiego Życia, cały ręką Św iętej pisany, przechow uje się w E skurialu, w skarbcu R e­

likw ii; pierw sze zaginęło. W porządku chronologicznym , księ­

g a Życia pierw sze zajm uje m iejsce m iędzy pism am i św. Teresy;

co do w ew nętrznej w artości, je s t to praw dziw e arcydzieło, naj­

więcej też czytane i najpow szechniej znane.

U zbroić ten przekład nasz w pełny ry n sztu n ek k ry ty c z n e ­ go, w edług m etody naukow ej ap aratu , nie było naszym zam ia­

rem ; aniby m ożność nasza na to nie starczyła, aniby to nie odpow iadało skrom niejszem u, ja k i sobie założyliśm y, celowi.

T rzym aliśm y się te k s tu oryginalnego w edług uznanego za n a j­

lepsze, ściśle naukow ego, na pracow item porów naniu tekstów , z zaznaczeniem w szystkich w ariantów , w ydania X. De la F u - ente '); używ aliśm y do pom ocy klasycznego, choć m iejscam i, zdaniem naszem, z b y t francuskiego, to je s t dowolnego tłóm a- czenia X. M arcellego Bouix a ~), z któ rego także po większej

') „Escritos tle Santa Teresa, añadidos e ilustrados por Don Vincente de la Fueimp Catedrático de disciplina eclesiástica en la Universidad de Ma­

drid. M adrÄ ^I. Rivadeneyra editor 1880.“ 2 tomy 8-o maj. Stanowi tom 53 i 54 zbidpwego wydawnictwa: „Biblioteca de autores españoles, desde la for- macion^iel lenguaje hasta nuestros dias.“

'-) „Oeuvres de Sainte Térèse, traduites sur le manuscrit original, avec,

commentaire historique, par le P. Marcel Bouix, de la Compagnie de Jésus

Paris, Jacques Lecoffre“. tí tomów 18-o. Do r. 1867 jedenaście wydań.

(16)

części w zięliśm y, gdzie tego b y ła potrzeba, w yborne jeg o przy- piski i objaśnienia h istoryczne. S taraliśm y się w edle m ożno­

ści uchronić pracę naszę od znanego, z b y t często n ie ste ty za­

służonego piętna: „ tra d u tto re , tra d ito re ,“ i te k s t o ryginalny oddać dosłownie, o ile na to tacy to w sk a koncyzia jeg o i duch naszego ję z y k a pozw alały. M yśli świętej au tork i, śm iem y tu ­ szyć sobie, nigdzie nie zdradziliśm y: żeśm y nie zdołali w p rze­

kładzie naszym zachow ać uroczego w dzięku i sam orodnej w on­

nej świeżości niezrów nanego jej stylu, niech Ona to nam w swej chwale niebieskiej przebaczyć raczy, i przyczyną swoją to spra­

wi, by nieudolność tłóm acza nie w yszła na szkodę czytelnika.

Włocławek, w dzień św. Maurycego Męcz.

22 Września 1896 r.

8 $■ <§■

o

(17)

Ż Y C I E

Świętej M atki Teresy od Jezusa ')

ł niektóre z łask od Boga jej użyczonych, opisane przez n i ą samą,

z rozkazu swego spowiednika, do którego, przesyłając mu je, tak pisze:

6) hciałabym aby, jak o m i dano rozkaz i szeroką swobodę n opisania sposobu m odlitw y i łask, ja k ic h mi P an użyczył, ta k było mi dozwolono jasn o i jak n ajd o k ład n iej opow ie­

dzieć w ielkie g rzech y m oje i życie niecnotliw e. B yłoby to w ielką Ha m nie pociechą; ale zgodzić się na to nie chciano, owszem m ocno m ię w ty m względzie ścieśniono; i dla tego, k tokolw iek będzie czy tał ten opis życia mego, proszę go na m iłość Boga, by m iał to na pam ięci, że ono ta k było g rz e ­ szne 4,!), iż m iędzy Św iętym i, ilu ich się naw róciło do Boga, żadnego nie znalazłam , któreg o przy kład m ógłby m i dodać otuchy. Bo widzę że żaden z nich, od chw ili ja k P an go po­

w ołał, nigdy Go ju ż potem nie obrażał; j a zaś nie ty lk o żem się w racała do rzeczy gorszych, ale jeszcze ja k b y rozm yślnie starałam się opor staw iać łaskom , ja k ie mi czynił Je g o Boski M ajestat, poniew aż w idziałam że one obow iązują m ię do słu­

żenia Mu doskonalej, a przy tern rozum iałam , że nie zdołam w najm niejszej cząstce uiścić się Je m u z tego co Mu jestem * * )

*) Ob. na końcu książki, Dodatek I.

O rodzeństwie św. Teresy.

*) Ob. Dodatek II.

O

grzechach

św. Teresy.

Pisma ś. Teresy. Tom I.

/

(18)

2 ROZDZIAŁ I. ^ V ,

winna. N iech będzie błogosław iony na w ieki za to, że ta k długo m ię czekał; Je g o też z całego serca m ego błagam , aby mi dał łaskę, iżbym z w szelką jasnością i praw dą dopełniła

• tego opow iadania, k tó re m i p rzy k azali spow iednicy moi (i sam- że Pan, wiem o tern, od daw na go żąda, ty lk o że nie śmiałam):

a iżby ono było na cześć i chw ałę Je g o , ci zaś k tó rz y m ną k ieru ją, aby odtąd, lepiej m ię poznawszy, w spierali nieudolność moję, bym um iała choć w części, z tego co Mu winnam , oddać służbę Panu, którego niechaj chw ali w szystko stw orzenie na wieki. Amen.

R O Z D Z IA Ł I.

Opowiada, jak Pan w dzieciństwie jej począł ją pobudzać do życia cnotliwego, i jaką ku temu pomocą są cnotliwi rodzice.

To samo już, że z łaski Pana, m iałam rodziców cno tli­

w ych i bogobojnych, m ogło mię, g d y b y nie w ielka niegodzi- wość m oja, uczynić dobrą. Ojciec mój kochał się w czytaniu dobrych książek, zaczem i trz y m ał w domu k sięgi pisane w ję ­ zyku kastylsk im , aby je dzieci jeg o czytały. Pobożne te czy­

tania, ja k rów nież i troskliw ość, z ja k ą m atk a przyuczała nas do m odlitw y i do czci N ajśw iętszej P an n y i n iek tó ry ch Świę­

ty c h , poczęły m ię pobudzać do m iłości Bożej, gdy miałanr.

zdaje mi się, sześć czy siedm la t wieku. Utwierdzą^ mię p rzy ­ k ład rodziców , w k tó ry c h nigdy dla niczego lijfe w idziałam szacunku i upodobania, jedno dla cnoty. M ieli jej wiele. Oj­

ciec mój był m ężem w ielkiego m iłosierdzia dla ubogich, i lito ­ ści dla chorych, a tak że i dla sług; ta k dalece, że nigdy nie m ógł się zdobyć na trzy m an ie u siebie niew olników, dla w iel­

kiego, ja k ie m iał nad nim i politow ania; a gdy pewnego razu przebyw ała u niego niew olnica jednego z braci jego, obcho­

dził się z nią ja k z nam i, w łasnem i dziećm i swemi, i mówił że,, w idok tej isto ty pozbawionej w olności spraw uje m u żal „pię6 znośny. B ył rów nież bardzo praw dom ów nym ; n ik t nigd\T ni;e słyszał go przysięgającego się albo m ówiącego źle o drugich.

%

(19)

Słowem, b ył to człow iek w najw yższy sposób uczciw y i praw y.

M atka m oja ta k ż e w ielkie m iała cnoty; całe życie je j zeszło w ciężkich niem ocach. Skrom ności b yła niezrów nanej; choć niepospolitą odznaczała się urodą, nigdy nie było znać, w jej zachow aniu się, by do niej jakąbądź wagę przyw iązyw ała, i choć zaledwo trzy d zieści i trz y la ta m iała, gd y um arła, ta k się ubierała, ja k gdyby była osobą podeszłego wieku. D ziwnie b yła słodką w obejściu, a rozum u bystrego. W iele u tra p ie ń w ycierpiała przez w szystek czas życia swego; um arła śm iercią święcie chrześcijańską. Było nas trz y siostry i dziew ięciu braci;

w szyscy oni, z łaskaw ości Boga, w stępow ali w cnotliw e ślady rodziców, oprócz m nie jednej, choć byłam ulubioną córką ojca m ego; i pierw ej niż poczęłam obrażać Boga, b ył zdaje m i się, nie­

ja k i powód do tej szczególnej dla m nie m iłości, bo żal m i się robi, g d y wspom nę na dobre skłonności, jak iem i m ię P a n b y ł ob­

darzył, a ja k zły,—Je m u to sam em u wiadomo!-—czyniłam z nich użytek; tern bardziej że rodzeństw o m oje w niczem m i nie było przeszkodą do służenia Bogu.

Z jed n y m z b rac i m oich, najw ięcej zbliżonym do m nie w iekiem '), czytyw aliśm y razem żyw oty Św iętych. Je g o k o ­ chałam najbardziej; choć i do w szystkich d rugich w ielkie m ia­

łam przyw iązanie, i oni do mnie. C zytając o m ękach, ja k ie Święci w ycierpieli dla Boga, m yślałam sobie, że tan im kosztem kupili sobie szczęście dostania się do nieba i cieszenia się z Bogiem; zaczem w ielką zapalałam się żądzą poniesienia śm ierci podobnej, nie iżbym dla Boga ta k w ielką m iłość czuła, ale iż

') Był to brat jej, Rodryk de Cepeda, urodzony tegoż samego duła, ale o cztery łata wcześniej, co św. Teresa." Łaska, jak widać z opisu Świętej, nierównie siiniej łączyła te dwie dusze, niż samo pokrewieństwo wedle ciała.

Rodryk, jak drudzy bracia jego, poświęcił się zawodowi wojennemu. Odjeż­

dżając do Ameryki, ukochaną siostrę swoje, w dowód szczególnego do niej przywiązania, ustanowił spadkobierczynią całego majątku swego. Służył w wojskach królewskich w Ameryce południowej, okazując się wszędy zarówno walecznym wodzem jak i mężnym w obronie wiary swojej chrześcijaninem.

Poległ śmiercią bohaterską, z orężem w ręku, w bitwie nad Rlo-de-la-Plata, Św. Teresa zawsze go poczytywała za męczennika, ponieważ zginął w walce

za sprawę rcligii katolickiej.

(20)

pragnęłam tak ą k ró tk ą drogą nabyć sobie one w ielkie dobra, k tó re Święci posiadają w niebie. W spólnie więc z ty m bratem m oim narad zaliśm y się, jak im b y śm y sposobem ten cel osiągnąć m ogli. U m aw ialiśm y się, że pójdziem y, żebrząc po drodze dla m iłości Bożej, do k ra ju Maurów, aby tam ucięli nam głowę;

i zdaje mi się że odwagę do tego, choć w ta k m łodym wieku, P a n nam daw ał dostateczną, gdybyśm y ty lk o tam dostać się m ogli; ale głów ną w oczach naszych przeszkodą było to żeśm y m ieli rodziców ‘). Mocno nas przerażało w czy tan iach na­

szych to słowo, że m ęka, ta k samo ja k i chw ała, trw a wiecznie, zdarzało się nieraz że długo o tern z sobą rozm aw ialiśm y, i z lubością p ow tarzaliśm y po w iele razy: N a wieki, na w ieki, na wieki! Takiem przez długie chwile pow tarzaniem tego j e ­ dnego słowa, podobało się P a n u w razić w dziecinny um ysł mój poznanie drogi praw dy. W idząc tedy, że niepodobna nam puszczać się w kraje dalekie, k ęd yb y nas ubito dla Boga, po­

stanow iliśm y zostać pustelnikam i, i w ogrodzie, k tó ry b ył p rzy dom u naszym , próbow aliśm y, ja k um ieliśm y, budow ać p ustelnie, kładąc kam y k i jed e n na drugim , k tó re zaraz nam się rozsy py ­ w ały, i ta k żadną m iarą nie m ogliśm y trafić na sposób usku­

teczn ien ia naszego zam iaru. Dziś jeszcze pobożnego doznaję w zruszenia na wspom nienie, jak o Bóg ta k wcześnie mi dawał

') Święta zręcznie tu zarzuca zasłonę na święcie dziecinny wybryk swój, gdy mając zaledwie siedm lat, z małym bratem swoim nie tylko tworzyła zamiar wyprawy po męczeństwo, ale i w rzeczy samej przystąpiła do wyko­

nania go, we dwoje z Kodrykiem opuszczając potajemnie dom rodzicielski, dla dostania się między Maurów, i przelania tam krwi swojej za Chrystusa. Już bohaterskie pacholęta, miłością Bożą upojone, były przekroczyły most na rzece Adaja, i ubiegły jakie ćwierć mili na drodze wiodącej z Awili do Sa­

lamanki, zagrzewając się wzajemnie rozmową o szczęściu śmierci męczeńskiej, gdy jeden z ich wujów spotkał je na drodze, i do matki, zniknięciem ich stro­

skanej, odprowadził. Na miejscu tego przytrzymania świętych zbiegów, po­

bożność wiernych wzniosła skromny pomnik: krzyż kamienny, pod sklepieniem na czterech słupach oparłem. Miejsce to,—rzecz znacząca!—leży i krzyż ten stoi wprost naprzeciwko onego klasztoru Wcielenia, gdzie Bóg oblubienicy swojej inne, wyższego rodzaju gotował męczeństwo; gdzie, nie mieczem nie­

wiernych, ale ognistą włócznią z ręki anielskiej przeszyte, serce jej miało wy­

cierpieć trzydziestoletnie wspaniałe konanie z miłości.

(21)

to, co z własnej w iny m ojej straciłam . D aw ałam jałm użnę ile mogłam, choć m ało m ogłam. Szukałam sam otności na od­

m ówienie m oich nabożeństw , k tó ry c h m iałam wiele, w szcze­

gólności różańca, k tó rem u m atk a m oja b yła bardzo oddana, i nas uczyła pobożnie go odm awiać. Baw iąc się z drugiem i dziew czynkam i, bardzo lubiłam budow ać klasztoidd, ja k g d y ­ byśm y by ły m niszkam i, i zdaje mi się że pragnęłam zostać za­

konnicą, choć nie ta k gorąco tego pragnęłam ja k tam ty c h dwu rzeczy, o k tó ry c h wyżej mówiłam.

G dy m atk a m oja um arła, m iałam o ile pam iętam , dw a­

naście la t lub m ało co mniej '). R ozum iejąc ju ż poniekąd wielkość s tr a ty m ojej, poszłam w u trap ien iu m ojem p rzed obraz * 2) M atki Boskiej, i rzew nie płacząc błagałam J ą , aby mi b yła m atką. P ro śb a ta, choć z dziecinną p ro sto tą uczyniona, nie była, zdaje m i się, darem ną; bo ile razy w jak iejb ąd ź po ­ trzeb ie poleciłam siebie tej P annie w szechw ładnej, zawsze- w sposób w idoczny doznałam J e j pom ocy, aż w końcu i n a­

w róciła m ię do siebie. Sm uci m ię tera z i boli m yśl i wspo­

m nienie o tern, co było powodem iż nie w ytrw ałam w ty c h dobrych pożądaniach, jak ie m iałam z początku. O Panie mój, kiedy, ja k widzę, postanow iłeś m ię zbawić, niechże z łaski Boskiego M ajestatu tw ego ta k się stanie, i ty le m i ku tem u łask użyczaj, ile m i ich p rzedtem użyczałeś. Czy nie byłoby dobrze w oczach tw oich ,—nie dla m ojej korzyści ta k pytam , jedno dla chw ały tw o jej,—g dy b y czystym był pozostał, a nie ta k szpetnie się zm azał p rzy b y tek , w k tó ry m ta k ustaw icznie m ieszkać miałeś? W sty d m ię i żal, Panie, wspom nieć o tern, bo wiem że cała w tern w ina moja; bo z twej strony, w yznaję,

•) Było to zatem w końcu r. 1526, lub na początku 1527.

2) Obraz ten, czyli raczej posąg, umieszczony był w kościółku pod wezwaniem Matki Boskiej Miłosierdzia, należącym i przylegającym do przy­

tułku dla ubogich i pielgrzymów. Kościółek ten, jak tyle innych w Hiszpanii

dawnej wiary zabytków, dziś leży w gruzach, ale posąg Najświętszej Panny,

przed którym św. Teresa w osieroceniu swojem oddawała się w macierzyńską

opiekę Matki Miłosierdzia, i przez Nią została przyjętą za córkę, przeniesiony

do jednego z kościołów w Awili, dotąd jest przedmiotem czci i nabożeństwa

wiernych.

(22)

niczego nie zaniechałeś, abym od pierw szego dzieciństw a m ego cała b y ła tw oją. Ani na rodziców m oich, choćbym chciała, skarżyć się nie mogę, bo nie w idziałam w nich nic jedno w szelką dobroć, i tro sk liw e o dobro m oje staranie. G dy za­

tem , w ychodząc z w ieku dziecinnego, zaczęłam się poznaw ać na w dziękach przyrodzonych, k tó ry c h mi P a n b ył użyczył, a b y ły one, ja k pow iadają, w ielkie, m iasto należnej za nie wdzięczności i dziękczynienia, poczęłam ich używ ać w yłącznie

na obrazę Je g o , ja k to zaraz opowiem.

R O Z D Z IA Ł II.

Opisuje, jako poezęła tracić pierwszą pobożność swoje; i jako wiele na tem zależy, by człowiek w młodym wieku miał

obcowanie z dobrymi tylko i cnotliwymi.

Bardzo mi, ja k sądzę, poczęła szkodzić jed n a rzecz, o k tórej tera z powiem. N ieraz mi to na myśl przychodzi, ja k to źle, gdy rodzice nie starają się o to, by dzieci ich zawsze m iały przed oczym a same ty lk o p rzy k ład y i podniety do wszel­

k ich cnót; bo lubo m atk a m oja ta k b y ła pobożna, ja k pow ie­

działam w yżej, j a przecie, przychodząc do la t rozum u, nie wiele przejm ow ałam się, albo nic praw ie, tem co było w niej dobrego, a ze złego, com w niej u patrzyła, w ielką szkodę odniosłam. L ubiła bardzo czytać h isto ry e rycerskie; dla niej b y ła to rozryw k a nieszkodliw a, ja jej na złe używałam : ona dla tego czytania nie zaniedbyw ała obowiązków swoich, źle tylko , że nam tak ie rzeczy czytać pozwalała; zapewne, ja k sam a dla siebie szukała w tem czy taniu sposobu oderw ania m yśli od Avielkich cierpień, jak ie jej dolegały, ta k i dzieci chciała niem zająć, aby nie baw iły się innem i rzeczam i, k tó reb y je zepsuć m ogły. Ojciec mój bardzo był tem u przeciw ny, zaczem m usie­

liśm y skryw ać się przed nim, aby nas nie obaczył. Pow oli czytanie to staw ało się dla m nie nałogiem; m ała ta usterk a m atki, z k tó rej sobie p rzy k ład brałam , studziła dobre pożąda­

nie moje, i b y ła m i powodem do przew inień coraz w iększych.

N ie w idziałam w tem nic złego, że m arnow ałam wiele godzin

(23)

w e dnie i w nocy na takiem czczeni zajęciu, i to jeszcze po- k ry jom u przed ojcem. Do tego stopnia pochłaniała m ię żądza tej przyjem ności, że gdy skończyw szy jed nę książkę, nie m ia­

łam pod ręką nowej, uspokoić się nie m ogłam od zm artw ienia.

Poczęłam się stroić, chciałam się podobać i dobrze się wydać, pilne czyniąc staran ie o utrzym anie rąk i trefienie włosów,

0 pachnidła i w szelkiego rodzaju próżności, na jak ie się zdo­

być m ogłam , a było ich wiele, bo w ty c h rzeczach byłam bardzo ciekaw a i przem yślna. Nie m iałam w tern złego zam ia­

ru; nie chciałam b y k to przezem nie B oga obrażał. P rzez wiele la t trw ało wem nie to w ygórow ane upodobanie w przesadnej w ykw intności, i innych tak ic h rzeczach, w k tó ry c h wówczas nie w idziałam najm niejszego grzechu; tera z widzę, ile w tern m usiało być złego. Byw ało u nas kilk u m oich braci s tr y ­ jeczn ych ; bo inni m łodzi ludzie nie m ieli w stępu do dom u ojca mego, k tó ry w ty m punkcie bardzo był ostiożny. Oby 1 względem ty c h podobną b ył ostrożność zachował! bo widzę teraz, ja k a to rzecz niebezpieczna, w wieku, w k tó ry m cnoty za­

w iązyw ać się m ają i w yrabiać, mieć obcowanie z takim i, k tó ­ rzy nie poznali się jeszcze na m arności św iata, ale raczej do oddaw ania się jej pobudzają. B yliśm y praw ie równego wieku, oni jed n ak byli starsi odemnie. Zawsze byliśm y razem; w ielkie m ieli do m nie przyw iązanie; i ja też, dla zrobienia im p rzy ­ jem ności, utrzym yw ałam z nim i rozm ow ę o ivszystkiem , o czem oni mówić lubili, słuchając z zajęciem co mi opowiadali o u p odobaniach i dzieciństw ach swoich, nie koniecznie dobrych, w czem to było dla m nie najgorszego, że dusza m oja wówczas poznała się z tern, co się stało p rzyczyną w szystkiego jej nie­

szczęścia. G dyby m nie p y tano o radę, radziłabym rodzicom p iln e mieć baczenie na to, jak ieg o rodzaju ludzie obcują z dziećm i ich, póki są w w ieku młodym; bo z tego źródła w ielkie w yniknąć m ogą szkody, gdyż n a tu ra człow ieka więcej do złego je s t skłonna niż do dobrego.

D ośw iadczyłam tego na sobie. M iałam siostrę, znacznie starszą odemnie 1), niepospolicie cnotliw ą i rzadkiej dobroci

) Była to siostra jej przyrodnia, Marya de Cepeda, z pierwszego mał­

żeństwa ojea św. Teresy. Ob. Dodatek I.

(24)

serca, od niej jed n a k nic nie wzięłam, a za to przysw oiłam sobie w szystko złe, jak ieg o mię przykładem swoim uczyła jed n a krew na nasza, k tó ra często u nas byw ała. B yła to osoba ta k lekkich obyczajów, że m atk a m oja, — snąć przeczuw ając, ja k ciężką szkodę w yrządzi mi jej tow arzystw o, — starała się na w szelki sposób zapobiedz je j w dom u naszym bywaniu; ale ona ty le um iała w ynajdyw ać okazyi do odw iedzania nas, że trud no było odmówić je j wstępu. Z nią ted y ulubione było m oje to ­ w arzystw o, i rozm owa, bo mi d ostarczała w szelkich zabaw i roz­

ryw ek, k tó ry c h pragnęłam , owszem i do nich m ię pociągała, i opow iadała mi o swoich zebraniach i próżnościach. W czasie tego m ojego z nią przestaw ania,—m iałam naonczas la t c z te rn a ­ ście, czy może nieco więcej, — g d y ona ta k ą zemną, ja k m ów i­

łam, przyjaźń utrzym yw ała, i o swoich spraw ach mi opowiadała, nie zdaje m i się bym obraziła Boga grzechem śm iertelnym , albo u tra c iła bojaźń Bożą, choć więcej się bałam u tra ty dobrej sławy; ta bojaźń b y ła siłą i obroną moją, żem czci nie p o stra ­ dała, i żadna rzecz na świecie, ta k sądzę, nie b yłaby zdołała zacłiwiać m ojego w ty m w zględzie postanow ienia, ani żadna p rzyjaźń św iecka skłonić m ię do złego. B odajbym była m iała podobne m ęztw o ku chronieniu się tego, co się sprzeciw ia czci Boskiej, jak ie mi dawało przyrodzone usposobienie m oje ku w ystrzegan iu się u tra ty tego, na ozem zdawało mi się że za­

sadza się cześć wedle świata; a nie zważałam na to, że jed n a k na inny sposob, i w ielorakim sposobem ją traciłam . W m ar- nem tej czci pożądaniu nie znałam m iary; ale środków ku za­

chow aniu się niezm azaną nie używ ałam żadnych, i tego ty lk o z w ielką pilnością się strzegłam , bym nie doszła do ostateczne­

go upadku. Ojciec mój i sio stry bardzo nieradzi b y li tej p rzy ­ ja ź n i m ojej, i nieraz mi ją wym awiali; ale poniew aż w stępu

do dom u tam tej zabronić nie m ogli, darem ne by ły ich sta ra ­ nia i czuw anie nadem ną, bo do w szystkiego złego przebiegłość m iałam w ielką. Z przerażeniem nieraz m yślę o tern, ja k ą szkodę może w yrządzić złe tow arzystw o; ledw obym tem u dała w iarę, gdybym nie była nauczona w łasnem doświadczeniem ; szczególnie w m łodym w ieku szkoda m usi być tern większa.

P ragnęłabym by w szyscy rodzice, przykładem moim ostrzeżeni,

(25)

pilne na to m ieli baczenie. W rzeczy samej, tow arzystw o onej krew nej tak ą wemnie spraw iło zm ianę na gorsze, że z przyrodzonych dobrych skłonności i szlachetności duszy nie pozostało mi praw ie ani śladu, a za to ona, i druga jej tow a­

rzyszka, równie lekkiem u życiu oddana, jak o b y w poiły we mnie płoche usposobienie swoje. Ja sn y to dla m nie dowód, ja k i niezm ierny pożytek przynosi tow arzystw o dobre; pew na jestem tego, że gdybym w owym m łodym w ieku b yła m iała obcowa­

nie z ludźm i cnotliw ym i, sam a też byłabym się niezachw ianie utw ierdziła w cnocie; bo gdybym wówczas była m iała kogo, k to b y mię uczył bać się Boga, dusza m oja byłaby ztąd n ab ra­

ła siły, aby nie upadła. Lecz g d y tej bojaźni św iętej całkiem wem nie m e stało, pozostała mi ty lk o bojźń obrażenia honoru, k tó ra m ię w każdym postępku ścigała i dręczyła. Mimo to jed n ak , gd y m iałam nadzieję, że n ik t się o tern nie dowie, nie­

raz w ażyłam się na rzeczy i honorowi, i Bogu przeciw ne.

Takie były, ja k m i się zdaje, pow ody pierw szych w ykro- czeii moich, w ina zapew ne nie b y ła tych, z któ rem i przestaw a­

łam, jedno moja; bo potem do złego dość m i było własnej złości mojej; a przytem m iew ałam służące, w k tó ry ch znajdo­

w ałam ochotną pomoc do wszelkich grzesznych zacliceń moich;

g d y b y k tó ra z nich była m ię ostrzegła, może byłabym je j usłu­

chała; ale w łasny in teres je zaślepiał, ja k m nie niedobre skłon­

ności moje. N igdy jed n a k nie m iałam pociągu do jaw nego grzechu, bo wszelką nieuczciw ością z n a tu ry się brzydziłam ; lubi­

łam tylk o zabaw y tow arzyskie; zawsze jed n ak była to okazy a do grzechu, i pozostając w niej m ogłam w końcu uledz niebez­

pieczeństw u, i ściągnąć niesław ę na ojca i rodzeństw o. Bóg m ię z tego niebezpieczeństw a w ybaw ił, i sposób w ja k i to uczynił jasno okazuje, iż sam, w brew woli m ojej, chciał zapo- biedz tem u, bym nie zgubiła siebie ostatecznie; lubo spraw ki m oje nie m ogły się ta k utaić, by nie rzu ciły jakiego cienia na sławę moję, i ojca m ego nie zaniepokoiły. Z tąd też, nie upłynęło, zdaje m i się, i trzech m iesięcy od czasu ja k zaczęłam się oddawać ty m próżnościom , gdy m ię um ieszczono w klasz­

to rze m iejscow ym '), w którym się w ychow yw ały panienki

') Był to klasztor Augustyniauek, ]>od wezwaniem Matki Boskiej Ła-

(26)

jednego zem ną stanu i wieku, ty lk o nie ta k zepsute co do oby­

czajów, jak ja. Stało się to ta k po cichu, że ja jed n a ty lko i jed en krew ny mój w iedzieliśm y o zam ierzonem przem ieszcze­

niu mojem*, bo niechcąc zwracac uw agi św iata na te zmianę, aby się kom u nie w ydała dziwną, czekano odpowiedniej spo­

sobności, k tó rą rychło nastręczyło zamęzcie m ojej siostry, gdyż po w yjściu jej z dómu rodzicielskiego, m oje w nim, samej bez m atki, pozostaw anie nie b y łoby właściwem. Ojciec mój tak niezm iernie mię kochał, i ja ta k um iałam skryw ać się przed nim, że o nic złego nie mógł m ię podejrzyw ać, rozstał się więc zem ną jakn ajczu lej. Co do drugich, ta k k ró tk i b ył czas w y­

bryków m oich, że choć coś tam może posłyszeli, żaden przecie nie mógł nic powiedzieć na pewno; bo z ta k ą trw ogą troszcząc się o dobrą sławę, w szelkich przykładałam starań, aby spraw y m oje pozostały w ukryciu, nie pom nąc na to, że u k ijć się nie m ogą przed Tym , k tó ry w szystko widzi. O Boże moj, ileż to nieszczęsnych skutków w ynika z tego na świecie, że ludzie nie troszczą się o tę w szystko w idzącą wszędyobecność tw oję, i sądzą że może utaić się jakibądź uczynek spełniony przeciw Tobie! Z pewnością, wiele oszczędzilibyśm y sobie zg iy - zot, gdybyśm y chcieli zrozum ieć, że nie o to nam chodzie powinno byśm y się u strzegli oka ludzkiego, ale o to, byśm y się strzeg li tego co obraża Ciebie.

P rzez pierw szy ty d zie ń ciężkim m i był, nie ty le p o b y t w klasztorze, ile raczej dręcząca m ię obawa, że w iedzą tam o m ojem płochem spraw ow aniu się; bo ju ż m i się ono było sprzykrzyło, i obraziw szy Boga, nie m ogłam się obronić wielkiej bojaźni gniew u Je g o , i starałam się jak n ajprędzej w yspow ia­

dać się. B yłam więc zrazu niespokojna, ale po ośmiu dniach.

skawej, założony w r. 1508 czy 1509 na szczątkach dawnego meczetu.

czasów św. Teresy było w nim do czterdziestu zakonnic. Św. 1 oniasz z Wil- lanowy był jakiś czas ojcem duchownym tego zgromadzenia, i w przyległym kościele miewał kazania

(Ariz, Historia de Avila,

p. 51;

Torellus, saec. Atiyu- slinian.).

W klasztorze tym, dotąd istniejącym, stoi jeszcze przy kracie zakon­

nej konfessionał, u którego św. Teresa, będąc tu na pensyi, się spowiadała.

W kościele wisi obraz przedstawiający Świętą, pobierającą iekcyę od nauczy­

cielki swojej, Maryi łiriceno.

(27)

i w krótszym n aw et czasie, zdaje mi się, nierów nie szczęśliwszą, czułam siebie w klasztorze, niż p rzedtem w dom u ojca mego.

W szyscy też byli zemnie kontenci; bo m iałam tę łaskę od B o­

ga, że gdziekolw iek byłam , um iałam podobać się w szystkim , i Avszędzie byłam bardzo lubioną. Jak k o lw iek stanow czą wów­

czas m iałam odrazę do życia zakonnego, z przyjem nością j e ­ dnak patrzałam na ty le dobrych zakonnic, bo te które b yły w naszym klasztorze, w ielką się odznaczały obyczajnością, i pobożnością, i czystością życia. Z tern w szystkiem jed n a k szatan nie przestaw ał mię kusić, używ ając do tego daw nych znajom ych m oich ze św iata, k tó rzy m ię poselstw am i i listam i nagabyw ali. Lecz pokuszenia te, g d y im drogę do m nie z a ­ grodzono, prędko u stały, i dusza m oja powoli zaczęła na nowo się w drażać do dawnej, dziecinnych la t m oich pobożności.

Zrozum iałam wówczas, ja k w ielką łaskę Bóg czyni człow ieko­

wi, g d y go otacza tow arzystw em ludzi dobrych. B oski M aje­

s ta t Je g o , rzecby można, z n iestrudzoną troskliw ością obm y­

śla ł sposoby, ja k b y mię nawrócić do siebie. Bądź błogosław io­

ny, Panie, żeś ta k długo m ię znosił, Amen! To jedno może do pewnego stopnia m ogłoby być niejakiem dla m nie uniew in­

nieniem , gdybym nie b y ła ty le nagrzeszyła, że tow arzyskie one stosunki i zabaw y m oje b y ły z rodzaju tych, k tó re drogą zam ęzcia m ogą doprow adzić do uczciwego rozw iązania; spo­

w iednicy też, i inne osoby pobożne, k tó ry c h się radziłam , upe­

w niali mię, że w ty c h postępkach m oich, po większej części przynajm niej, nie było obrazy Boskiej.

Sypiała z nam i, w ychow anicam i świeckiemi, jed n a zakon­

nica *), za k tórej spraw ą ja k sądzę, P a n w dobroci swojej, począł m ię oświecać, ja k to zaraz opowiem.

’) Wspomniana wyżej siostra Mary a de Briceno.

(28)

R O Z D Z IA Ł III.

Jako wpływ dobrego otoczenia przyczynił się do wzbudzenia w niej na nowo żądz pobożnych, i w jaki sposób Pan począł dawać

jej niejakie oświecenie, ku poznaniu błędu swego.

Pow oli zaczynając smakować w dobrej i świętej rozm o­

wie tej zakonnicy '), z lubością słuchałam jej, ta k pięknie m ówiącej o Bogu, bo była to osoba i w ysoce świętobliw a, i dziwnie św iatła i roztropna. Zdaje m i się zresztą, że nigdy, w żadnej porze życia mego, nie p rzy krzyło m i się słuchać ro z­

m owy o Bogu. Poczęła mi opowiadać, ja k przyszła do p o sta­

now ienia w stąpienia do zakonu, za samem tylko przeczytaniem tego w yroku Ew angelii, iż wielu je s t w ezw anych, ale m ało w y­

branych. M ówiła mi o nagrodzie, ja k ą P a n zgotow ał tym , k tó rz y w szystko opuszczą dla Niego. Codzienne z tą św ięto­

bliw ą osobą obcowanie powoli rugow ało wem nie grzeszne na- w yknienia, dzięki złem u, w jak iem przedtem żyłam , to w arzy ­ stw u zaciągnione; poczęło kierow ać znowu m yśl m oję ku rze ­ czom wiecznym , i um niejszać powoli odrazę do życia zakon­

nego, k tó rą wówczas m iałam bardzo silną. Ile razy w idziałam k tó rą z ty c h pobożnych dusz płaczącą na m odlitw ie albo speł­

niającą ja k i uczynek cnotliw y, zazdrościłam jej tego szczęścia, bo m oje serce wówczas tak ie było tw arde, że m ogłam p rzeczy­

ta ć całą histo ry ę M ęki P ańskiej, nie uroniw szy ani jednej łzy, choć bardzo się tą nieczułością m oją m artw iłam . P o zostaw a­

łam w ty m klaszto rze p ó łto ra roku, i w ielką ten czas spraw ił wem nie odm ianę na lepsze; poczęłam odm awiać długie m odli­

tw y ustne, usilnie polecając siebie m odlitw om w szystkich, aby Bóg raczy ł mi wskazać, w ja k im stanie chce abym Mu służyła;

w głębi serca jed n a k nie chciało mi się być zakonnicą, i p ra ­ gnęłam aby nie spodobało się Bogu do tego stanu m ię pow o­

łać, choć również bałam się zam ęzcia. P o d koniec jed n a k m o­

jeg o tam pobytu, więcej ju ż się skłaniałam do pow ołania za­

konnego, ale nie w ty m klasztorze, bo n iek tó re ćw iczenia

') Maryi de Briceno.

(29)

pobożne, o k tó ry c h dow iedziałam się że tam się zachow ują, w ydaw ały mi się przesadnie surowemi; niektóre też z m łodszych zakonnic u tw ierd zały m ię w tern zdaniu; gdyby w szystkie by ły jedn ej m yśli, łatw iej byłabym błąd mój zrozum iała. M iałam nad to serdeczną przyjaciółkę '), k tó ra służyła Bogu w innym klasztorze; zaczem, gdybym m iała być zakonnicą, nie chciałam nią zostać jedno tam , gdzie ona przebyw ała. W ięcej m iałam na m yśli m arną pociechę w łasną i skłonność przyrodzonych uczuć, niż isto tn e dobro duszy m ojej. D obre te m yśli w stą­

pienia do zakonu przych o d ziły m i chwilam i, i potem znowu znikały: a na postanow ienie zdobyć się nie mogłam.

Lubo sam a w onym czasie poniekąd się troszczyłam o po­

ży te k mój duchowy, P a n jed n a k w swej najłaskaw szej o duszę m oję troskliw ości, skuteczniejszego użył sposobu ku skłonieniu m nie do tego stanu, k tó ry b y ł dla m nie najlepszym . Zesłał na m nie ciężką chorobę, z powodu k tó rej zm uszoną byłam pow ró­

cić do dom u ojca mego. Gdym p rzyszła do zdrow ia, zaw ie­

ziono m ię na wieś do sio stry m ojej * 2), z k tó rą pragnęłam się obaczyć; kochała m ię niezm iernie, i gdyby to od niej było za­

leżało, nigdybym ju ż nie była z nią się rozstała; mąż je j także bardzo m ię lubił, a przynajm niej w szelką życzliwość m i okazy­

wał. J e s t to także w ielka łaska, k tó rą zaw dzięczam P anu, że wszędzie znajdow ałam ta k ą miłość u ludzi, a ja Mu przecie za to ta k nędznie służyłam, ja k sam a nędzna jestem . P o d ro ­ dze naszej m ieszkał b ra t m ego ojca 3), mąż niepospolicie m ą­

d ry i cnotliw y; po śm ierci żony, P a n ta k skutecznie do siebie go pociągnął, iż w późnym ju ż w ieku opuścił w szystko co m iał i w stąpił do klasztoru, gdzie i um arł ta k piękną śm iercią, że tera z pewno, ja k słusznie m niem ać mogę, cieszy się posiada­

niem Boga. Na żądanie jeg o , zatrzy m ałam się u niego k ilk a

') Była to Joanna Suarez, oćl r. 1533, wedłng Bollaudystów, karme- litka w ldastorze Wcielenia w Awili.

2) Maryi de Cepeda, poślubionej Guzmanowi de Barrientos; miejsce jej zamieszkania zwało się Castellauos de Canda.

s) Piotr Sanchez de Cepeda; mieszkał w miasteczku Hortigosa, o cztery

mile od Awili.

(30)

dni. U lubionem zajęciem jeg o było czytanie dobrych książek w narzeczu kastylskiem ; rozm ow a jeg o nejczęściej była o Bogu i o m arności św iata. K azał mi czytać przy sobie z ty c h ksią­

żek; nie bardzo m ię baw iło to czytanie, okazyw ałam jed n a k w ielkie z niego zadowolnienie; bo w chęci dogodzenia drugim , choćby z przykrością dla siebie, nie znałam m iary; i tak, co w d rugich byłoby cnotą, wem nie było nagannym zapędem , bo często w usłużności mojej daleko w ykraczałam z g ranic roz­

tropności. O Boże wielki! jakiem iż to skrytem i drogam i n aj­

łaskaw szy M ajestat twój sposobił m ię powoli do tego stanu, w k tó ry m chciałeś, abym Ci służyła, i w brew woli m ojej zm u­

szał mię, abym sobie gw ałt zadała! Bądź za to błogosław iony n a w ieki, Amen. Lubo kilk a dni tylko u stry ja m ego bawiłam , dzięki przecie silnem u wrażeniu, jak ieg o tam w sercu doznałam od czy tania i słuchania słowa Bożego, dzięki również w pływ o­

wi, ja k i w yw ierało na m nie bliskie z ta k św iętobliw ym czło­

w iekiem obcowanie, zaczęłam coraz jaśniej rozum ieć praw dy, niegdyś w dziecinnych lata ch poznane, jak o w szystko je s t ni- czem, ja k m arnym je s t ten świat, i ja k prędko przem ija; strach m ię ogarniał na myśl, że śmierć, g d y b y wówczas na m nie p rz y ­ szła, zastałaby m ię na drodze wiodącej do piekła; i lubo wola m oja jeszcze nie m ogła się zdobyć na to, b y się skłoniła do stanu zakonnego, ju ż przecie uznaw ałam że je s t to stan n a j ­ lepszy i najbezpieczniejszy, i ta k pow oli dojrzew ało wemnie postanow ienie zm uszenia siebie do obrania go.

W tej walce w ew nętrznej przebyłam trz y m iesiące, poko­

nyw ając opór woli m ojej tą zwłaszcza uwagą, że utrap ien ia i cierpienia życia zakonnego nie m ogą być w iększem i od m ąk czyścow ych, a ja z pewnością zasłużyłam na piekło; że zatem nie w ielka to z m ojej stro n y ofiara, żyć tu ja k b y w czyścu, a potem pójść prosto do nieba, ja k tego nadew szystko p ragn ę­

łam ; z czego wnoszę, że ten mój pociąg do pow ołania zakon­

nego pochodził raczej z niew olniczej bojaźni, niż z miłości.

Poddaw ał m i szatan m yśli, że nie zdołam w ytrzym ać surowości życia zakonnego, ;będąc ta k m iękko wychow aną; ale broniłam się od tej pokusy pam ięcią na m ęki, ja k ie ucierpiał C hrystus Pan, więc nie w ielka to rzecz, że j a nieco ucierpię dla Niego.

f.

(31)

Że On sam w ponoszeniu tru dó w dla m iłości Je g o p o d jęty c h m ię wspomoże, o tern, choć m yślić byłam powinna, nie pam ię­

tam , czy wówczas m yślałam . P rzeszłam w ty m czasie chwile ciężkiego nagabania. P rz y te m i feb ry m ocno mi dolegały, bo zaw sze byłam słabego zdrow ia. To jedn o mi sił dodawało, że po dawnem u kochałam się w d obrych książkach; czytałam L isty świętego H ieronim a, k tó re ta k m ię na. duchu um ocniły, że zdobyłam się na oznajm ienie postanow ienia mego ojcu, co dla m nie równało się niejako samemuż przyw dzianiu habitu;

bo ta k byłam niezłom na w d otrzym aniu słowa, że raz w ym ó­

wionego za nicbym , zdaje m i się, nie cofnęła. Lecz ojciec ta k m ocno m ię kochał, że w żaden sposób nie m ogłam go skłonić do zgodzenia się na postanow ienie moje; również bezskutecz- nem i p ozostały przedstaw ienia drugich, k tó ry c h prosiłam by się za m ną do niego w staw ili. Tyle zaledwo zdołaliśm y wy- rnódz na nim, że po śm ierci jego wolno mi będzie uczynić co zechcę. Lecz ja , nie dow ierzając samej sobie, i bojąc się sła­

bości woli m ojej, bym się snąć nie zachw iała w postanow ieniu, nie uw ażałam by ta k a zw łoka b y ła dla m nie z pożytkiem , i przeto inną drogą p ostarałam się dojść do celu, ja k niżej opowiem.

R O Z D Z IA Ł IY .

Jako Pan jej dopomógł do odniesienia ostatecznego zwycięztwa nad sobą, i do przywdziania habitu; i jako z Boskiej woli swojej

począł zsyłać na nią wiele różnych niemocy.

W czasie gdym się z tem i m yślam i i z ty m zam iarem nosiła, skłoniłam jed n ego z braci m oich ') do zostania zakon-

') Antoniego de Ahumada. Według O. Franciszka od Św. Maryi, au­

tora

Jlistoryi powszechnej Karmelitów Bosych

, Antoni wstąpił do klasztoru dominikańskiego św. Tomasza w Awili, gdzie rychło dostąpił pożądanej za swoje poświęcenie się nagrody: Bóg go powołał do siebie, nim jeszcze skoń­

czył nowicyat. Inni jednak, dodaje tenże poważny kronikarz, twierdzą, że

Antoni został hieronimitą.

(32)

nikiem , staw iając mu przed oczy m arność tego świata. Um ó­

wiliśm y się zatem że pewnego dnia ') w cześnie z ran a w y j­

dziem y razem z domu, i pójdziem y do tego klasztoru, w k tó ­ ry m przebyw ała ona p rzy jació łk a m oja, k tó rą, ja k pow iedzia­

łam wyżej, serdecznie kochałam ; chociaż w tern ostatecznem postanow ieniu m ojem ta k ju ż byłam niezachw ianie utw ierdzona, że rów nie chętnie byłabym poszła do każdego innego k lasz to ­ ru, jeźlibym uznała, że lepiej w nim będę m ogła służyć Bogu, albo jeźlib y ojciec tego chciał; bo jed y n ie ju ż m iałam na celu zbaw ienie duszy m ojej, a o spokój i przyjem ność własną zgoła nie dbałam. Żyw o mi stoi w pam ięci, co się wem nie działo, gdym opuszczała dom ojca; takiego, praw dę mówię, doznałam wówczas rozdarcia w ew nętrznego, że nie sądzę by w godzinę śm ierci m ogło być sroższe; zdaw ało mi się że w szystkie kości rozluźniają się wem nie i ze staw ów swoich wychodzą; bo iżem nie m iała m iłości Bożej, k tó ra b y stłum iła przyw iązanie do ojca i do rodzeństw a, rozstanie z nim i ta k ciężką wem nie wzbudzało w alkę w ew nętrzną, iż gdyby P a n nie był m ię wspomógł, wbrew lepszem u uznaniu m em u nie stałoby m i siły do uczynienia tego kroku; ale On dodał mi m ęztw a do zw yciężenia samej siebie, i dzięki Jem u , przyw iodłam zam iar mój do skutku. W chwili przyw dziania h abitu. P a n zaraz dał m i uczuć, ja k je s t łaska­

wym dla ty ch , k tó rz y gw ałt zadają sam ym sobie dla służenia Mu: lecz gw ałtu tego i w alki w ew nętrznej n ik t wem nie nie poznał; w szyscy w idzieli ty lk o wolę radośnie ochotną. Tak w ielkie w tejże chw ili dał mi uradow anie w ew nętrzne z tego że jestem w zakonie, iż nig d y ono aż dotąd wem nie nie ustało.

Oschłość, ja k ą przedtem cierpiała dusza moja, przem ienił mi Bóg w najsłodsze uczucie m iłości swojej; w szystkie obowiązki

') Dzień ten pamiętny w życiu św. Teresy przypadał 2 Listopada 1533.

liiała wówczas 18 lat i sześć miesięcy wieku. Po roku nowieyatu, uczyniła uroczystą professię zakonną, 3 listopada 1534. Zgromadzenie do którego wstą­

piła, był to, jak wyżej wspomniano, klasztor AVcielenia, położony za murami miasta w Awili, zakonu Matki Boskiej z Góry Karmelu. Św. Teresa przeżyła w nim prawie połowę życia swego. Wstąpiwszy r. 1533, pozostawała tam 29 lat prostą zakonnicą, aż do r. 1562. Później po dokonanej już reformie, je­

szcze przez trzy lata, 1571—1574, rządziła tym klasztorem jako przeorysza.

(33)

i ćw iczenia zakonne roskosz mi spraw iały; i dopraw dy, nieraz g d y zam iatałam podłogi k lasztorne w ty c h sam ych godzinach^

k tó re p rzedtem traw iłam na św ieckich zabaw ach i strojach na m yśl że ju ż jestem w yzw olona od ty c h próżności, czułam w sobie nowe jak ie ś jyesele i sam a sobie się dziwiłam, nie m o­

gąc sobie zdać spraw y, zkąd to pochodzi. G dy na to wspo­

m nę, nie masz, cokolw iekby mię spotkać m ogło, rzeczy ta k ciężkiej, k tó rejbym bez w ahania nie podjęła. W iem bowiem 0 tern z w ielokrotnego dośw iadczenia, że g d y na sam ym w stę­

pie zdobędę się na postanow ienie uczynienia jak ie j rzeczy dla m iłości Boga sam ego,— choć nieraz Bóg, dla większej zasługi na­

szej, dopuszcza, że dusza, nim rękę przyłoży do dzieła, czuje n iejak i strach, ale im w iększy te n strach, tern w iększą i tern słodszą, g d y go przezw ycięży, dusza potem otrzym uje n ag ro ­ dę: — B oski M ajestat Je g o jeszcze w tern życiu odpłaca mi za to w sposób, któ rego słodkość ten ty lk o znać może, k to jej sam skosztuje. O tern, pow tarzam , wiem z w łasnego dośw iad­

czenia, nabytego w niejednem bardzo tru dn em zdarzeniu; prze- toż, gdybym m iała kom u dawać radę, n ig d y nie radziłabym , g d y m u po wiele raz y przychodzi ja k ie dobre natchnienie, za­

niechać go przez bojaźń, i w czyn go nie zamienić; co szcze­

rze i z czystej m iłości podejm ie dla Boga samego, to niech się nie lęka, by nie m iało się poszczęścić, bo Bóg m ocen je s t w szystko uczynić: niech będzie błogosław iony na w ieki, Amen.

Dość, o najw yższe D obro m oje i odpocznienie serca m ego dość było tych łask, k tó re m i dotąd uczyniłeś, żeś m ię z w iel­

kiego m iłosierdzia i wielm ożności tw ojej przez ty le błędnych dró g pociągnął do stanu ta k bezpiecznego, i do domu w k tó ­ ry m m ieszka wiele służebnic twoich, abym za ich przykładem m ogła p o stępy czynić i pom nażać się w służbie tw ojej. Ju ż więc nie wiem co dalej powiem, g d y wspom nę na sposób, w j a ­ k i się odbyła professia moja, i ja k o w ielkiem sercem i z rad o ­ ścią uczyniłam ją , i na zaślubiny ja k ie z Tobą zawarłam ; o tern bez łez mówić nie m ogę, a pow innyby to być łzy krw aw e, 1 serce pow innoby mi się k rajać, i żadnego żalu nie by ło ­ by nadto, iż potem w szystkiem jeszcze Ciebie obrażałam . W idzę teraz, że słusznie w zbraniałam się od ta k w ielkiej go-

Pism a Św. Teresy. 2

(34)

dności, kied y ta k je j na złe użyć m iałam . Ale Ty, Panie, la t blisko dw adzieścia chciałeś znosić odem nuie tak ie nadużyw anie tej łaski tw ojej, chciałeś ta k długo cierpieć krzyw dę tw oję abym ja w końcu lepszą się stała! Zdaw ałoby się, Boże mój', że składając u stóp o łtarza śluby zakonne, to ty lk o Ci obiecy­

wałam. że nie dotrzy m am w niczem tego, co Ci obiecywałam.

Zapewne że wówczas nie m iałam takiego zam iaru; ale gd y pa­

trz ę na tak ie potem uczynki moje, sama ju ż niewiem , ja k i był wówczas zam iar moj. Chyba na to ty lk o potrzebne b yły te niew ierności moje, aby się jaśniej okazało, k to Ty jesteś, O blu­

bieńcze mój, a k to ja; bo dopraw dy, gorżkość żalu za w iny m oje w słodkość i radość mi się przem ienia na m yj przez nie się objaw ia m nóstwo m iłosierdzia twego, kim , Panie, może ono w ta k w spaniałym okazyw ać się ja k okazało się nadem ną, k to ram złem i uczynkam i moj cmi t zaćm iła te w ielkie łaski, k tó re poczynałeś mi czynić? Nieszczę­

sna ja! jak k o lw iek b y m się chciała tłóm aczye, Boże S t w o r z y ć cielu mój, nie masz dla m nie żadnej wyrhówki, i w isa caJ® ^ f’

moja! Bo gdybym Ci choć w cząstce najm niejszej byłli się'!

w dzięczała za miłość, ja k ą m i poczynałeś okazyw aóf nie bi _ bym m ogła nikom u oddać m iłości m ojej, jedn o Tobie samemu, i miłość tw o ja byłaby m ię całą napraw iła; ale iżem nie w arta była takieg o szczęścia dostąpić, niech tferaz m iłosierdzie tw oje, Panie, p ok ry je nędzę moję.

Pom im o w ielkiego, ja k ie w duszy liniałam, rozradow ania, zm iana sposobu życia i pożyw ienia szkodliw ie w ptyn^ła na zdrow ie moje. Niemoce m oje coraz bardziej się w zjpagały;

cierpiałam ta k gw ałtow ne bóle serca, że w idok ich przerażał patrzących; p rzy łączy ły się do tego różne inne choroby: tak przeszedł mi cały pierw szy rok w bardzo złym stanie zdrow ia, choć w ciągu tego czasu nie wiele, zdaje mi się. Boga obraża­

łam. C ierpienia m oje b y ły ta k w ielkie, że praw ie ciągle byłam bliską omdlenia, a nieraz i całkiem obchodziłam od zmysłów;

co widząc mój ojciec, w szelkich szukał i używ ał spi^obów dla uzdrow ienia mnie; a poniew aż lekarze m iejscow i'^!^ mi nie pom agali, więc p o starał się o przew iezienie m nie na inne.

miejsce, używ ające w ielkiej sław y jak o m iejsce lecznicze na

■ V

A

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z/A-Z

Ten sam ból opuszczenia i te same mroki, Lękające się jasnych uświadomień blasków.. I jest w głębiach mych marzeń i w snów mych bezdeni Harmonia rzeczy

[r]

- the scope of clusters, with an emphasis on communication of results, may be less attractive to certain organisations such as research institutes whose input may be more useful at

[r]

Gdy Józek wrócił do domu, długa toczyła się narada o wesele! Wojciech, Agnieszka i Józek chcieli, aby było huczne, a Zośka prosiła, aby odbyło się bez

Jaskrawe, gorące słońce wyraźnie rysuje proste kontury mniejszych i większych, skupionych domów, ponad którymi wznoszą się liczne wieżyce meczetów i olbrzymie kopuły

E tanta vetustiorum inter Ph et Anonymum V2 penuria elucet iam longius a vulgata discessisse saeculo undecimo codices grammaticorum, turn vero etiam nostrum Ph codicem multum