• Nie Znaleziono Wyników

KRATER METEOROWY W ARYZONIE J).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "KRATER METEOROWY W ARYZONIE J)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSfk 14 (1452). Tom X X I X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M ER A TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: ro c z n ie r b . 8 , k w a rta ln ie r b . 2.

Z prze syłk ą pocztow ą r o c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W s z e c h ś w ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ra n ic ą .

R e d a k to r „W szechśw iata*4 p r z y jm u je ze sp ra w a m i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o re m w lo k alu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A J^. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

K R A T E R M E T E O R O W Y W A R Y Z O N I E J).

N a olb rzy m ich obszarach między A tla n ­ ty k ie m a oceanem Spokojnym n a tu r a b og ato ro zrzuciła swe dary, czy to w po­

s ta c i płodów kopalny ch, j a k olej skalny, węgiel, w szelakie kru szce, czy u ro d z a j­

n ych pól i n ie p r z e b y ty c h lasów. Lecz p oza te m i sk a rb a m i, k tó ry m dzisiejsze S t a n y Zjednoczone A m e ry k i Północnej z aw dzięczają swój im p o n u jąc y rozwój ekonomiczny, s p o ty k a m y ta m p raw d z iw e c u d y ś w ia ta , n iez n a n e gdzieindziej, a j e ­ żeli n a w e t znane, to nie w tak ich ram ach.

Dość p rzy to c zy ć P a r k Narodow y z niezli- czonemi g e jzeram i, olbrzymie w odospady, w ąw ozy, zw an e k a n jo n a m i—głębokie na ty sią c e m etró w , a o dsłaniające ta jn ik i n a jd a w n ie js z y c h dziejów ziemi, — i cały s z ere g zjaw isk, k tó r y c h tru d n o b y szu k ać

*) T re ść czerp ałem z a rty k u łu p. F ra n cisz k a M eineckego „D er M e te o rk ra te r von C anyon D ia ­ blo in A rizo n a u n d seine B e d e u tu n g fu r die E n ts te h u n g d e r M o n d k ra te r“. (N a tu rw issen sch a ft- lic h e W o c h e n s c h rift. Tom V I I I , JSfs 51, 1909).

w naszej sta re j Europie. Do tego przy*

b y w a jeszcze je d n o n iez n a n e dotąd na ziemi zjaw isko.

Oto w s ta n ie Aryzona, o dwie mile na południe od C anyon Diablo, małej s ta c y i kolei S-ta Fe, wznosi się d z iw n y utw ór.

Zdała w idnieje wał pierścieniow y, 50 m wysoki, p raw ie o formie koła, p rzypom i­

n a ją c y s w ą b u d o w ą w u lk a n y księżyca, n a p ierw sz y r z u t oka k r a te r, po bliż- szem j e d n a k zbadaniu, nie m ają cy nic w spólnego z w ulkanizm em . Dokoła n ie ­ go leży rozrzucone żelazo m e te o ry c z n e — tak ie , j a k i e s p o ty k a m y w m ete o ry ta ch . Ciekawe są je g o dzieje.

W roku 1886 ja k iś p a ste rz owiec do­

p a tr y w a ł się w niem srebra; m niem anie było m ylne i w y prow adził go z błęd u towarzysz, lecz obecność owej s k a ły zwróciła n a siebie u w agę. Później u ł a m ­ ki tego p seud o -sreb ra d ostały się w ręce m in eralo ga, d-ra Foote, k tó ry w r. 1891 stw ie rd z a ich rzeczyw iste s ta n o w isk o dowodząc niezbicie ich pochodzenia ko­

smicznego. Obok w ęgla, siarki, fosforu,

żelaza, niklu, k o b a ltu i k rze m io n k i b a ­

dacz ten z n a jd u je o k tae d ry cz n e k r y s z t a ł

ki dy am entów . J e s t to p ierw sz y p r z y ­

p a d e k s p o tk a n ia d y a m e n tó w w m a te ry a le

(2)

210 W SZECHŚW IAT j N s 14

pochodzenia kosm icznego. O becność do­

koła „ k ra te ru " 3) w ielk ich m as żelaza m e te o ry ty c z n e g o powoduje, że w r o k u 1896 z n a n y b a d a c z k r a t e r ó w księżyca, Gilbert, przyp u szcza, j a k o b y sam k r a t e r p o w sta ł w s k u t e k s p a d n ię c ia w te m m ie j­

scu olbrzym iego m ete o ru . B r a k m u j e ­ d n a k dowodów, k t ó r e b y p o p a rły śm iałą myśl, i w b r e w p rz e k o n a n iu m usi p r z y ­ znać słuszność W. D. J o h n s e n o w i, k tó ry u tw o rze n ie się k r a t e r u p r z y p is y w a ł w y ­ b u ch o w i p a r w u l k a n ic z n y c h , u k r y ty c h poprzednio w g łęb i ziemi. K w e s ty a z d a­

w ała się b y ć skończoną. I oto dalszy jej ciąg p raw d z iw ie w s ty l u a m e r y k a ń s k im . S t a n d a r d Iron C o m p a n y w Filadelfii, z w a ­ biona o becnością żelaza m e te o ry ty c z n e g o , p r z y p u sz c z ają c w głębi k r a t e r u w myśl dom ysłów G ilberta je s z c z e większe jego masy, w y s y ła in ż y n ie ró w T iłg h m a n a i B a r rin g e ra do C a n y o n Diablo z m isy ą p rz e p r o w a d z e n ia w ie rc e ń p o s z u k iw a w ­ czych. P rz y p u sz c z e n ia p rze m y słow ców okazały się m y ln e m i i o c z ekiw an e n a ­ dzieje zaw iodły, n a t o m i a s t b a d a n ia Tilgh- m a n a i B a r r i n g e r a w y d a ły nadzw yczaj ciekaw e r e z u l ta t y n a u k o w e , p o tw ie rd z a ­ j ą c e w zu pełności pogląd y Gilberta. Po nich p rzy c h o dz i Merrill, j e g o b a d a n ia k o n tro lu ją c e d ochodzą do t y c h s a m y c h w niosków.

P r z y jr z y jm y się w ięc bliżej t e m u „ k r a ­ tero w i", z w a n e m u inaczej Coon moun- tain. Geologiczna b u d o w a okolicy b a r ­ dzo prosta. J e s t to w y s o k a p łaszczyzna, t a k z w a n a p ł y ta Kolorado. T w o rz ą j ą w apienie i p iask o w ce g ó r n o k a r b o ń s k ie i perm skie, s p o c zy w a ją c e z u p e łn ie n o r ­ m a l n i e — poziomo. W u lk a n ic z n y c h z ja ­ w is k dokoła ani śladu. K lim a t s u c h y (opady a tm o s fe ry c z n e w y n o s z ą 20 cm rocznie) n a d a je jej ty p o w y w y r a z p u ­ s ty n n y ; tu i owdzie k r y je się w cieniu u b o g a roślinność, u n i k a j ą c m ie js c o t w a r ­ ty ch , gdzie ż a r sło n e c z n y niszczy w s z e ­ lak ie śla d y wilgoci. J e d y n ą r o zm a ito ścią p ły ty , n ę c ą c ą w z ro k po d ró żnika, są k a n -

jony, głębokie nieraz do 200 m o p o s z a r ­ p a n y c h fa n ta s ty c z n y c h ścian ach , oraz czerwone płaskie pagórki, w znoszące się j a k stoły, t. zw. „ m e z a s “. Są one z b u ­ dow ane z czerw onego piaskow ca, k tó ry ongi p o k ry w a ł całą płytę, u leg ł j e d n a k niszczącym siłom w ietrzenia, pozostawia­

j ą c po sobie te j e d y n e ślady. W pro­

m ieniach zachodzącego słońca g o reją one n a tle szarej ró w n in y , j a k w spaniałe po ­ chodnie p urpurow e. Zjaw isko m u si być niezw ykle p iękne, jeżeli dzięki jem u s m u tn a i m onotonna ró w n in a o trz y m ała n a z w ę malowniczej pu sty n i „plainted de- s e r t “.

Na tej płycie łagod n ie wznosi się do 50 w w górę wał, otac z a ją c okrąg ły p ra ­ wie kocie! o śre d n ic y 1 300 m ze w scho­

du n a zachód i 1 200 to z połud n ia na północ. J e s t on zb udow any, podobnie j a k m ore na lodowcowa, z m ie s z a n in y o d ­ łam ków skaln ych ; obok w ielkich paro- m e tro w y c h bry ł widzim y m niejsze głazy i głaziki aż do dro bneg o p i a s k u 1). W śró d d ru z g o tu budzi zain tere so w a n ie j a k i ś biały miał, leżący w w ielkich m asach, n a z w a n y „silica“. P o d m ik ro sk o p em do­

piero widać, że t a b iała m ą k a s k a ln a s k ła d a się z d r o b n iu tk ic h ro z ta rty c h z ia r ­ n e k kw a rc u . Inaczej w y g lą d a ją w e w n ę ­ trz n e ś c ia n y kotła. Tw orzą j e te sam e Wapienie i piaskow ce, ja k i e w idzieliśm y n a płycie, lecz napróżn o sz u k a lib y śm y poziomych sp o k o jn y c h w a r s tw . J a k a ś s tr a s z n a k a ta s tro f a p o w y c h y la ła je, po ­ łam ała, p o p rze w ra c ała j e d n e n a drugie, w sz ystkie w a r s tw y z a p ad a ją n a z e w n ą trz

„ k ra te ru " pod r o z m a ite m i k ą ta m i — n ie ­ raz sto ją p raw ie pionowo. W y c h y lo n e z p ierw o tn e g o s ta n u d o sta ły się n a łup w ietrzen ia, k tó re je szarpie i rozdziera, kończąc dzieło zniszczenia. D ru zgot z ty chże s k a ł zapełnia dno kotła, d o s ię g a ­ j ą c tam w a r s tw y g ru b e j na 9 —10 m. Pod nim św ider B a r rin g e ra i T iłg h m a n a w y ­ k ry ł g ip sy i w apienie ze sk o ru p a m i ś li ­ m aków słodkow odnych, a jeszcze głębiej

*) Ponieważ nie mamy odpowiedniego ter- i) Większe bryły i głazy są -wapienne, gdyż minu dla zjawiska, o którem mowa, nazywać je piaskowiec skutkiem silnej insolacyi łatwo się

będziemy kraterem, rozpada na piasek.

(3)

M 14 W SZECHŚWIAT 211

zm ienione, rozbite w piasek piaskowce.

Dowodzi to, że „krater* pierw o tn ie był znacznie głęb sz y —zapełniało go n iegd y ś jezioro, k tó re j e d n a k wyschło, pozosta­

w ia ją c w sp om niane w apienie i gipsy, j a ­ ko dowód sw ego istnienia.

W bieg u m y śli n a d rozw iązaniem po­

w s t a n ia „ k ra te r u " w a ż n ą w sk a z ó w k ą b y ­ ły szare piaskow ce, k tó re św ider w y d o ­ by ł z p o d w a p ie n i słodkow odnych. Ja sn o szare, p raw ie białe, z iarniste j a k cukier, w n o r m a ln y m stanie s k ła d a ją się z ziarn b e z b arw n e g o kw arcu oraz rozrzuconych z rz a d k a u ła m k ó w skalenia. W 160 m e­

trow ej w a r s tw ie p iaskow iec te n j e s t z g r u c h o t a n y i sk ru s z o n y w ro zm aitym stopniu. Albo sk ała zachow ała jeszcze sw ą ty p o w ą ziarnistość, lecz u tra c iła ści­

słość i łatw o rozciera się n a piasek w palcach, albo zm ieniła się do niepozna- nia, przech od ząc w kredow o-biały, s z o r ­ s tk i w d o tk n ię c iu miał, k tó ry T ilg h m a n i B a r r i n g e r nazwali „silica“, a Merrill

„ m ąką sk a ln ą " (rock-flour). W reszcie in ­ ne p a r t y e piask o w ca u le g ły zupełnej m e­

tam orfozie, tw o rzą c ciała opalowe łub g ą b c z a s to p u m e k s o w a t ą szlakę szklaną, n ie z w y k le podob n ą do p u m ek só w obsy- d y a n o w y c h . Pod m ik rosk o pem widać w o s ta tn ie j b e z b arw n e d z iu rk o w a te szkło, zam ącon e dom ieszkam i pyłu. W e d łu g Merrilla j e s t ono iden ty c zn e ze szkłem, j a k i e w y t w a r z a u d e rz a ją c y w piasek pio­

run, a różni się od szkła, o trz y m an e g o przez sztu czn e stopienie kw arcu. S tw ie r ­ dzono tak ż e w m ące krzem ionkow ej (si- lica) obecność związków żelaza, pocho­

dzen ia n iew ą tp liw ie m eteorytycznego.

Poniżej 360 m piaskow iec był normalny.

C iekaw y b ardzo fakt, że k a w a łk i żela­

za m e te o ry ty c zn e g o , rozrzucone dokoła

„ k r a t e r u '1, nie posia da ły p owierzchni oto- pionej, t a k c h a ra k te r y s ty c z n e j dla m e­

teoru. Ilość ich obliczono n a przeszło 3 000 o wspólnej wadze 18 000 kg — n a j ­ w ię k s z y w ażył 460 kg. W ś ró d nich sp o ­ strzeżono buły żelazne o budowie s k o ru ­ po w atej, m niej lub więcej okrągłe, s k ła ­ da ją c e się z b r u n a tn e g o tle n k u żelaza, n ie ra z n a zielono zabarw ione s k u tk ie m obecności w o d o ro tle n k u niklu.

T ak w y g lą d a „ k r a t e r “ i zja w isk a w nim zauważone. Ale j a k on pow stał? Z g a ­ dzając się z m y ślą p ie rw o tn ą Gilberta, T ilg h m a n i B a r rin g e r tw ierdzą, że k r a t e r zaw dzięcza pow stan ie olbrzym iem u m e­

teorowi, k tó ry n iegd yś spadł w tem m iej­

scu. Dowodzi tego n a przó d zupełne po­

dobieństw o form y „ k ra teru " do form, j a ­ kie w y t w a r z a j ą o znacznej wielkości i chyżości pociski. Dalej z g ru c h o tan ie i zmielenie piaskow ców mogło po w sta ć ty lk o s k u tk ie m n iesły c h an e g o uderzenia.

Z najdow anie w nich żelaza m e te o ry ty c z ­ nego stw ierd za, że ciałem, k tó re spow o­

dowało to uderzenie, b y ł te n sam m e­

teor, k tó re g o szczątki spoczyw ają dziś za w ałem . W e d łu g obliczeń B a r r i n g e r a — k tóry, n a w iasem mówiąc, wiele pracow ał n a d form am i, j a k i e w y t w a r z a ją pociski—

kula z żelaza m eteo ry tyczn eg o , k tó ra b y m ogła w y tw o rz y ć to, cośmy przed chw i­

lą opisali, m u siałaby mieć średnicę 160 m i s paść z szybkością 9 km na sek un dę.

Poniew aż j e d n a k ilość żelaza m e te o ry ­ tycznego, z e b ra n a dokoła „ k ra te ru " , w li­

czając w to i buły żelazne, daleką była od ilości teo re ty c z n ie obrach ow anej, p rze ­ to n ależy przyjąć, że p ie rw o tn y m eteo r sk ładał się przew ażnie ze związków fo­

sforu, s ia r k i i w ęgla 1). W śró d tej m asy głównej rozrzucone było żelazo niklowe.

S pad ając n a ziemię, k u la o g n ista wbiła się częścią w skały, rozcierając sw em ud erzeniem piaskowiec; równocześnie żar, k tó ry się m usiał rozwinąć, a należy go oceniać n a m inim um 2 000°, stopił te n miał w szkło, oraz spowodow ał zapalenie się w s z y stk ic h palnych zw iązków siarki, fosforu i w ęgla w m eteorycie. Momen­

talne zapalenie się m e te o ru wywołało eksplozyę, k t ó r a s tr a s z n ą sw ą siłą w y r ­ w ała z pierw otnego poziomego ułożenia skały, s p ię trz a ją c j e dokoła m iejsca w y ­ buchu. R esztki m ete o ru wraz z najbliż- szemi p a rty a m i skał w yleciały w górę i spadły potem dokoła wału. U tw o rz y ły się w tedy bu ły żelazne, a k a w a łk i m e ­ te o r u pozostały w formie, w jak iej spa­

!) Składniki te stwierdzono w żelazie me-

teorytyczuem.

(4)

212 WSZECHSWIAT M 14

dły — nieotopione. P e w n a ilość żelaza u tle n iła się, d a ją c m a g n e t y t i lim onit.

F o r m a z a g łę b ie n ia d a je m ożność w y ­ z n a c z e n ia k i e r u n k u b ie g u m ete o ru . P o ­ n iew aż j e s t ono nieco w y d łu ż o n e z z a ­ chodu n a w sc h ó d i we w sc h o d n ie j części z a b u rz e n ia są n a js iln ie js z e , p rz e to n ależy p r z y ją ć k i e r u n e k b ie g u m e t e o r u zachod- nio-wschodni. Z d r u g ie j s tr o n y n iew ie l­

kie różnice m ię d z y s z ero k o śc ią a d łu g o ­ ścią kotła, j e g o p r a w ie o k r ą g ła fo rm a — k ażą m niem ać, że m e te o r s p a d a ł praw ie p ro sto p a d le — p raw d o p o d o b n ie pod k ą ­ te m 70°.

W p o c z ą tk o w y c h w i e rs z a c h w s p o m n ia ­ łem o p o d o b ie ń s tw ie n a s z e g o „ k ra te r u "

do k r a t e r ó w k sięży ca. M ożna p r z y p u s z ­ czać, że z ja w isk o w A ry zo nie m a pew ne znaczenie dla z ro z u m ie n ia p o w s t a w a n ia t y c h o s ta tn ic h . C ie k a w e m j e s t , b e z w ą t ­ pienia, że w y n ik i b a d a ń T iłg h m a n a , B a r ­ r in g e r a i M errilla n a d g e n e z ą „ k ra te ru "

koło Canyon D iablo z g a d z a j ą się z h y - p o te z ą tw o rz e n ia się k r a t e r ó w k s ię ż y c o ­ w y c h — u tw o r z o n ą niezależnie od z ja w is ­ k a w A ryzonie. W ie m y , że większość w s p ó łc ze sn y c h b a daczów p rz y p is u je s i ­ łom w u lk a n ic z n y m p o w s ta n ie p ie rś c ie n io ­ w y c h g ó r k s ię ż y c a , p o r ó w n y w a ją c j e z ro zm a ite m i ty p a m i w u lk a n ó w ziemi, j a k Som m a, C ald era, K ila u e a i m aa ry . J e d n a k ż e m ię d z y w u l k a n a m i ziem i a w u l­

k a n a m i k s ię ż y c a zach o d z ą w ielkie ró żn i­

ce w k s z ta łc ie i w ielkości. P ie rw sz e p r z e d s ta w ia ją w zasa d z ie d w a typ y : s to ż ­ k a n a sy p o w e g o , w k t ó r y m dno k r a t e r u leży znacznie wyżej od poziom u otocze­

nia, i m a a r y —z d n e m z a g łęb io n em , leżą- cem poniżej poziom u okolicy, p o w s ta łe w s k u t e k w y b u c h ó w g azó w w u lk a n ic z ­ nych.

K r a te r y k s ię ż y c a m a j ą dno u m ie sz cz o ­ ne n a d z w y c z a j g łęb o ko — n iera z n a 3 000 — 4 000 m poniżej poziom u okolicy;

wały, o tac z a ją c e je , czynią w ra ż e n ie r o z ­ c h o d zący ch się i s ła b n ą c y c h k u z e w n ą tr z fal. P o r ó w n a j m y ś re d n ic e k r a te ró w . W W e z u w iu s z u w y n o si ona 620 m, w E t n i e — 700 m, w P o p o c a te p e tl— 1700 m, w K ilauea (n ajw ię k s z y k r a t e r n a ziem i)—

4 700 m. Z nam y 22 k r a t e r y n a k się ż y c u o ś re d n ic y 120 km k a ż d y , a n i e k t ó r e do-.

chodzą do 250 km . Różnice z b y t w ielkie, by j e t r a k t o w a ć ubocznie. Je że li są one k o tła m i eksp lozyw n em i ( m a a ry )—to j a k ­ że olbrzym ie siły w ulk an iczn e, w p o ró w ­ n a n iu z ziemią, m u s ia ły b y p a n o w a ć na księżycu, k tó re g o m a s a zw łaszcza s ta n o ­ wi 1!i0 m asy ziemi. N a s tę p n ie całą d z ia ­ łalność w u lk a n ic z n ą księżyca, g d y b y ona istn iała, należałob y odnieść do bardzo d a w n y c h czasów, bo odkąd lud zko ść b a ­ da s a te litę swej ziemi, ża d en z a s tr o n o ­ mów nie z a uw ażył n a nim a n i śladu j a ­ kichś eksplozyj czy c h m u r w u lk a n ic z ­ nych . W o b e c t y c h n iezgodności część ba da cz ów z w ą tp iła o słuszności homolo- gizow ania p rze ja w ó w w u lk a n iz m u ziem ­ skiego z rzeźbą p o w ie rz c h n i księżyca.

S z u k a n o in n y c h m o ty w ó w —i włożono tę rolę n a m ete o ry ty .

S p a d a ją c na księżyc, m e te o r y ty s p o ty ­ k a ją o dm ie nn e w a ru n k i, niż n a ziemi.

Z p o w o d u b r a k u a tm o s fe ry dochodzą do pow ierzchni w całości, w s k u t e k czego m ogą w y tw a r z a ć tak ie w ielkie kotły;

z powodu b r a k u pow łoki w odnej każdy z nich pozostaw ia po k a ta stro fie ś w ia ­ d e c tw o — w postaci znanego k r a t e r u k s ię ­ życowego. Raz u tw o rz o n a fo rm a p o w ie rz ­ ch ni po zostaje n a zawsze, bo s k u tk ie m nieobecności h y d r o s f e ry i atm o sfe ry nie d z ia łają t a m siły w ie trz en ia 1).

Inaczej się dzieje n a ziemi. Meteor, s p o ty k a ją c a tm osferę, silnie się r o z g rz e ­ w a s k u tk i e m ta r c ia ,—i w re z u lta c ie albo się w p o w ie trz u spala, albo p ęka, s p a d a ­ j ą c n a ziemię w p o s ta c i ułam ków . Z d r u ­ giej s tr o n y ileż t y c h gości z a św ia to w y c h , sp a d a ją c w n a jle p s z y c h d la siebie w a ­ ru n k a c h , może trafić n a o lbrzym ie p rz e ­ strz e n ie oceanów ziemi, g in ąc dla oka badacza. W re s z c ie g d y b y n a w e t m e te o r spadł n a ląd i w y tw o rz y ł t a k ą form ę n a powierzchni, j a k w A ryzonie, to n o w y u tw ó r o d raz u s ta je się łu p em w ie trz en ia , k tó re zaciera je g o k s z ta łty . D zięki ty lk o s p e c y a ln y m w a r u n k o m k lim aty c z n y m , p a n u ją c y m n a płycie Kolorado, u tw o r z o ­ n a n ie g d y ś form a ocalała.

a) Należy jednak przyjąć działanie insolacyi

i na księżycu. .

(5)

M 14 WSZECHSWIAT 213

Nie w chodząc w k r y ty k ę t y c h lub in ­ n y c h h y p o tez o p o w s ta w a n iu k r a te ró w księżyco w y ch, podaję czytelnikom W szech- ś w ia ta to c ie k a w e w k ażd ym razie zja­

wisko— oraz prób kę n ie u s ta ją c y c h w y sił­

ków u m y słu lu dzkiego w dążeniu do w y ­ j a ś n i e n ia ta je m n ic otaczający ch n a s św ia­

tó w —a trz e b a przyznać, że „krater* koło Canyon D iablo i dzisiejsze jeg o w y tłu ­ m aczenie j e s t p o w ażnym przy c z y n kie m dla zw o len nik ów h y p o te z y o m eteory- t y c z n e m pochodzeniu k r a te r ó w k s ię ż y ­ cowych.

B r. Rydzewski,

G. U R B A I N

P ro fe s o r S o rb o n y , członek M iędzynarodow ej K o ­ m isy i ciężarów atom o w y ch .

C ZY P R A W A P O D S T A W O W E CHEMII, SĄ PR AW AM I ŚC1SŁEMI, CZY T E Ż MAJĄ T Y L K O Z N A C Z E ­

N I E GRANIC? x)

Hypoteza jedności materyi.

W ko ń c u ubiegłego stulecia P r o u t sfor­

m u ło w ał hypotezę, k t ó r a p ery o d y c z n ie u w a ż a n a b y ła bądź za p ra w d ę niezbitą, bądź też za g r u b y błąd.

Dla w ielu u m y słó w je d n o ś ć m a te ry i zdaje się być p raw d ą , k tó ra n a rz u c a się s a m a przez się. Zdaw ałoby się, że c e ­ lem chem ii j e s t d ostarczenie dowodów, p rz e m a w ia ją c y c h za s y s te m a te m , k tó ry p ociąga ich i roznam iętnia.

T a dążn ość do w y p row a d z a n ia w s z y s t­

kiego z z a sa d p r o s ty c h zgodnie z logiką j e s t pew nie prze są d e m , którego źródło tk w i w n a s z e m w y k s z ta łc e n iu pierwot- nem, gdzie m iejsce naczelne p rzy p a d a m a te m a ty c e . R ozum ow ania m a t e m a t y c z ­ ne, o p a rte na doświadczeniach, k tó ry c h u rz e c z y w is tn ia n ie j e s t zbyteczne, n a p e ł­

n ia ją p e w n y m ro d z a je m czci relig ijnej dla p o tęg i m yśli i s k ła n ia ją te o r e ty k ó w

x) R e v u e scientifique z dn ia 6 listo p ad a 1909 r.

do po sługiw ania się w dziedzinie u m ie ­ ję tn o ś c i fizycznych takiemi. m etodami, które, ściśle rzecz biorąc, nie n a d a ją się do b a d a ń dośw iadczalnych.

T eoretyk, opierając się na o g ó ł na n i e ­ wielkiej liczbie faktów, s tw a r z a s y s te m a t, m a ją c y z fak tó w t y c h zdać s p ra w ę. N a ­ stę pnie w y p ro w a d z a on stąd k onsek w en - cye, k tó re u siłu je sp ra w dzić d ośw iadcze­

niem. T y m sposobem dośw iadczenie s c h o ­ dzi t u n a plan drugi, pośledni, nie p rz e d ­ s ta w ia ono in te r e s u samo przez się, lecz służy tylko do p o d trz y m an ia pew nego s y s te m a tu . Badacz nie p y ta j u ż p r z y r o ­ d y celem w y ciągn ięcia z niej p ra w d now ych, lecz ogranicza się do k o n fro n to ­ w an ia je j niejako z hypotezam i lub sfor- m u ło w an e m i tw ierdzen iam i. P ow iadają, że geom etro w ie s ta ro ż y tn i w ta k i w ł a ­ śnie sposób upewniali się o słuszności sw y c h wywodów. Metoda t a od po w ied­

n ia j e s t , o ile się zdaje, dla n a u k a b ­ s tr a k c y jn y c h . W g e o m e try i j e d y n ą w ła ­ snością przedm iotów j e s t rozciągłość. T ak samo fizyk b a d a ciepło, elektryczno ść i światło, pom ijając in ne w łasn o ści ma- teryaln e. Ale w chemii t a k postępow ać nie można. Poniew aż n a d e fin icję da­

nego ciała s k ła d a się c a ło k s z ta łt je g o własności, przeto ciało to znika, g dy u s u ­ n iem y j e d n ę z jeg o w łasności z a sa d n i­

czych. C hem ik m u si uw z g lę d n ia ć zbyt wiele fak tó w poszczególnych, a b y mógł sobie pozwolić n a s y s te m a t y c z n e z a n ie d ­ byw anie ja k ie jk o lw ie k ich k a te g o ry i. Nie może on log iką sw oją zastąpić obserw a- cyi, nie ry z y k u ją c jedno cześnie, że opu­

ści dziedzinę n a u k o w ą i znajdzie się w krainie fantazyi. A jeżeli t a o sta tn ia nieraz św ięciła pozornie t r y u m l pow o­

dzenia, to dlatego tylko, że w s k u t e k ogromnej swej różnorodności ia n ta z y a może p rzy pa dk ow o zbiedz się z sam ą p raw d ą .

P r a c u ją c y w la b o r a to r y a c h c h e m icz ­ n y c h wiedzą dobrze, że n a jle p szy m p o ­ m ysłom często zadaje kłam dośw iad cze­

nie, i dlate g o to wśród lu d zi t y c h nie

s p o ty k a m y wcale teo re ty k ó w . E k s p e r y ­

m e n ta to r widzi dokoła siebie wszelkie

rodzaje m a te ry i poszczególnych, g d y

ty m c z a s e m te o r e ty k n a jc h ę tn ie j widzi

(6)

‘214 W SZECHSW IAT M 14

ty lk o j e d e n rodzaj: m a t e r y ę , k tó re j b u ­ dow a w yw od zi się z j e j w ła sn o śc i ogól­

nych .

W olno, zapew ne, z g ru p o w a ć w łasności, w spólne w s z y s tk im ro d z a jo m m a te ry i, i tłu m a c z y ć j e zapom ocą j e d n e j te o r y i ogólnej; atoli b y ło b y p r z e k ro c z e n ie m g r a ­ nic dozw olonych s p e k u la c y i n au ko w ej w n io sk ow ać o j e d n o ś c i m a t e r y i z tego, że różne s u b s ta n c y e p o sia d a ją p e w n e n ie ­ liczne własności wspólne. S t w a r z a ć w te n sposób ś w i a t a priori, j e s t to p r z e c iw s ta ­ wić p rzesąd b e z s tr o n n e m u p o s z u k iw a n iu p raw d y . J e s t to zd a n ie b a rd z o rozpo­

w sz e c h n io n e w śró d publiczności, że b a d a ­ nie n a u k fizycznych j e s t p o s z u k iw a n ie m kosm o go nii, o p a rte j n a podstawra ch po­

z y ty w n y c h . Oto p r ó b k a filozofii n a le ż ą c a do g a t u n k u n a jlic h s z y c h . U czen i u s iłu ją klasyfikow ać fakty; w d z is ie js z y m s ta n ie n a s z y c h w iad om ości nie m o g ą oni p r e ­ ten d o w a ć do ro z w ią z y w a n ia z a g a d k i ś w i a ­ ta , a p rz e d s tu l a t y p r e t e n s y a t a k a b y ła jeszcze m niej u p ra w n io n a .

A j e d n a k P r o u t o św iad czy ł, że zasad a je d n o ś c i m a t e r y i z n a jd u je o p a rc ie p o z y ­ t y w n e p e w n e wr oznaczeniu ciężarów a to m o w y c h

W p rzypu sz c z en iu, że H = 1, ciężary atom o w e w iększości p ie r w ia s tk ó w w y r a ­ żały się podów czas lic z b am i c ałk o w item i:

Cl = 36

H = 1 J = 124

C = 6 Ca = 20

N = 14 N a = 24

P = 1 4 F e = 28

0 = 8 Zn = 32

s = 1 6 K = 40

Ba = 70

W ob ec tego n a z w a n o p ra w e m tw ie r d z e n ie n a s tę p u ją c e :

„Ciężary a to m o w e ciał p r o s t y c h są do- kład n e m i w ie lo k r o tn e m i c iężaru a to m o ­ wego wodoru"1. W m y śl teg o p r a w a ro z­

m a ite p ie r w ia s tk i u w a ż a n e b y ły za zgęsz- czenia kolejn e wodoru. A z a te m , w rze ­ czyw istości, is tn ia ł j e d e n t y lk o p i e r w i a ­ ste k . W o d ó r by ł P r o te u s z e m , k tó re g o w s z y s tk ie s u b s ta n c y e b y ł y ró żn e m i p o ­ s ta c iam i. P r o s to t a tej h y p o te z y m iała z ap ew n ić j e j pow odzenie, a to w m y śl

innego znów przesądu , rów n ie rozpo­

w szechnionego, wedle k tó re g o hypo tezy są te m praw d opo d obn iejsze, im są p r o s t ­ sze.

Otóż, wogóle, hy p o tez y z a cho w u ją sw ą p ro sto tę je d y n i e w s k u t e k mniej lu b w ię ­ cej głębokiego zn ie k sz ta łce nia faktów.

Różnice pom iędzy te o r y ą a d o św ia d c z e ­ niem p rzy p isu je się bądź n ied o k ła d n o ści m etod obserw acyi, bądź też n ie u n ik n io ­ n y m błędom w po m iarach zarów no p r z y ­ p a d k o w y m j a k osobistym . W nauce hy- po tez a d a je się u tr z y m a ć ty lk o o tyle, o ile różnica pom iędzy teo ry ą a s p o s trz e ­ żeniem j e s t w ielkością tego sam ego r z ę ­ du, co i b łęd y dośw iadczenia. U w a g a ta poucza nas, j a k dalece w ażne j e s t ozna­

czenie rz ę d u błędów, k tó re w y s tę p u ją w d a n y c h po m iarach, a z d ru g ie j s tr o n y u w y d a tn ia tę rolę, j a k ą p rzy p isa ć należy

„w ysokiej p r e c y z y i“, k tóre j c ała donio­

słość b y w a n ie k ie d y t r u d n a do u c h w y ­ cenia. Dopóki p o m ia ry są n i e d o s ta te c z ­ ne i z g a d z a ją się ty lk o w g ra n ic a c h dość luźnyc h, h y p o te z y m ogą sobie g raso w ać swobodnie, ale ten s ta n rzeczy zmienia się ra d y k a ln ie z chwilą, g d y g ran ic e owe u le g n ą z n a c z n e m u zwężeniu, a teo ry e są te m możliwsze do p rzy ję cia , im bardziej w a rto śc i obliczone zbliżają się do ow ych granic.

P r a w a dośw iadczalne p r z e s ta ją być p r a ­ w a m i ścisłem i, by s ta ć się p ra w a m i

„ p rz y b liż o n e m i“ lub p ra w a m i graniczne- mi, g dy niezgodność ich z d o św iad cze­

n iem p rz e k ro c zy z a w a rto ść błędów do­

św iadczenia. T u należą: praw o M ariottea, p raw o G ay L ussaca, p ra w o D u lo n g a i Pe- tita, Jeżeli p rz e s a d ą było by o dm aw iać o d pow iednim tw ie rd z e n io m t y t u ł u praw a, to j e d n a k za p e w n ik uznać można, że u tra c iły one n a jle p s z ą część swej ogól­

ności. D w a p i e r w s z e 'p r a w a d o ty c z ą j e ­ d y n ie g azów dosk on ałych, a „doskona- ło ś ć “ gazów j e s t te m w iększa, im b a r ­ dziej są one niedostępne. Nic nie p rz e ­ szk ad z a n am w y o b ra z ić sobie ciała pro­

s te doskonałe, k tó re b y zup ełnie ściśle

s toso w ały się do p r a w a D u lo n g a i P e tita,

ale ko ncepcy a t a k a b y ła b y p ra w d o p o ­

d o b n ie u z n a n a za fa n ta s ty c z n ą .

(7)

No 14 WSZECHSWIAT 215

W ięcej jeszcze, aniżeli te o ry ą gazów doskon ały ch , hypo teza P r o u ta opierała się n a ro z m a ity c h „ p ra w ie “. Ju ż w o w y m czasie n ie k tó rz y chem icy przy jęli j ą z n iedow ierzeniem ; z biegiem czasu niedow ierzan ie to w z ra sta ło stale, lecz m im o to P r o u t zachow ał w ielu gorący ch zw olenników . Przez długi czas opinia w tej m a t e r y i by ła podzielona: je d n i w y ­ szukiw ali dowody, p rze m aw ia ją ce za hy- potezą, inni, przeciw nie, a r g u m e n ty ce­

lem jej obalenia. Gdy M arignac dowiódł dośw iadczeniam i, k tó ry c h ścisłość nie m ogła b y ć k w e s ty o n o w a n a , że ciężar a to ­ m ow y c h loru w ynosi 35,5 z d ok ładnością do 0,1, trz e b a było się zgodzić z tem, że j e d n o s t k a ciężaru atom owego, p r z y ję ta przez P r o u ta , j e s t p rzy n a jm n ie j d w a r a ­ zy zaduża. Później D u m a s w ykazał, że t a k sam o rzecz się m a z miedzią, albo­

wiem z pom iarów je g o w y p ad a C u = 6 3 , 5.

W rzeczyw isto ści, za ciężar a tom ow y miedzi p rzyjm o w ano wów czas liczbę dw a ra z y m niejszą, tak, iż trz e b a było zało­

żyć Cu = 31,75, s k ą d zuowu n a ciężar a tom o w y p i e r w ia s tk u - p r >teusza w y p a ­ dała w a r to ś ć cz te ry razy m n iejsza a n i­

żeli dla w odoru.

W m ia rę w z ro s tu s to p n ia dokładności pom iarów, zm niejszał się ciężar atom owy owego p ie rw ia s tk u , wspólnego dla w s z y s t­

kich inn y ch . B yła to zła wróżba. J e ­ dnakże, n a w e t w tej nowej postaci, h y ­ poteza P r o u ta z a chow yw ała g orliw ych z w o le nn ik ów a n a ich czele s ta ł właśnie D um a s. B adacz te n poświęcił h y po tezie P r o u ta w ie lk ą rozpraw ę, w k tóre j wyło­

żył n ie ty lk o sw e poszukiw ania, ale t a k ­ że i osobiste sw e poglądy n a tę kw estyę.

Dla D u m a s a rodziny p ierw ia stk ó w , u w y p u k lo n e przez je g o klasyflk acy ę me- toloidów, b y ły w y r a z a m i homologicznemi szeregów , d a ją c y c h się porów nyw ać z sze­

reg a m i homologonów, które t a k często w y s t ę p u ją w chem ii organicznej.

W e d le te g o p o g ląd u ro zm a ite p ier­

w ia s tk i utw o rzo ne są z m a te ry i p ie r w o t­

nej, k tó re j ciężar a to m o w y j e s t niższą w ie lo k ro tn o śc ią ciężaru atom ow ego w o­

doru. Te s am e ilości tej m a t e r y i p ie r ­ w otn ej m ogą, g d y są ułożone rozmaicie, tw o rz y ć p ie rw ia s tk i lub ro d n ik i o ty m

s a m y m ciężarze, lecz o własnościach róż­

n y c h (nikiel i kobalt). Molekuła rod ni­

ka, zajm ującego m iejsce po średnie po­

między dw om a in nem i ro dnikam i, nale- żącemi do tej samej rodziny, j e s t w y n i ­ kiem połączenia dw u półmolekuł ro d n i­

ków s k ra jn y c h (siarka lub brom).

Rodniki chemii m in e raln e j, o k tó ry c h przy pu sz c z am y , że s ą proste, m iałyby t y m sposobem budow ę p o d o bną do tej, j a k ą p o s ia d a ją ro dn iki złożone chemii

organicznej.

Na poparcie tych poglądów D um as p rzyta cz a zależności bardzo ciekawe:

R ów now ażnik tlenu m a się do rów n o ­ w ażnika s ia rk i j a k 1 do 2.

R ów now ażnik k o b a ltu m a się do ró­

w n ow ażnika n ik lu j a k 1 do 1.

Rów noważniki niklu i k o b a ltu m ają się do rów now ażnika cy ny j a k 1 do 2.

R ów now ażnik żelaza m a się do ró w no ­ ważnika k a d m u j a k 1 do 2.

Rów noważniki azotu, żelaza i k adm u m ają się do siebie j a k 1 do 2 do 4.

Z d ru gie j stro n y , w n ie k tó r y c h rodzi­

nach ciał p r o s ty c h ró w n ow a ż n ik ciała p ośre dnie go ró w n y j e s t w przybliżeniu połowie s u m y rów now ażników ciał s k r a j ­ nych.

W reszcie, jeżeli a na log ia pomiędzy sze­

reg a m i pierw iastk ów i s z eregam i orga- nicznem i j e s t uspraw iedliw iona, to można w yprow adzić z niej zależności pom iędzy ciężaram i a tom ow em i p ierw ia stk ó w .

Otóż, m ety l, etyl, b u ty l i inn e ro dnik i w ęglowodorowe szeregu tłu szczów tw o ­ rzą p o s tę p a ry tm e ty c z n y , k tó re g o różni­

cą j e s t 14 (CH2 == 14) a w y ra z e m p ie rw ­ szym je d n o ś ć (H = 1).

A zatem , ro dn iki organiczne m ogą być w yrażone wzorem

a -|- nd

gdzie a j e s t pierw szym w yra z em s z ere ­ gu, d różnicą postępu, a « — n u m ere m porzą d k o w y m danego w y ra z u szeregu.

Idąc t ą drogą, z n ajdziem y dla pier­

w iastkó w g r u p y chloru:

19 Fluor

3 5 ,5 = 1 9 + 1 6 ,5 Chlor

8 0 = 1 9 + 2 X ‘1 6,5+ 28 Brom

1 2 7 = 1 9 + 2 X 1 6 , 5 4 - 2 X 2 8 + 1 9 Jod

(8)

21 6 WSZECHŚW IAT JSI 2 14

Zakładając:

19 = a 16,5=cZ 28= d ' 19= d", m am y:

P = a C l = a + d B r = a + 2 i + c £ ' I = a + 2 d + 2 c 2 '+ c Z " .

P o d o b n ą zależność z n a jd z ie m y dla p ie r ­ w ia s tk ó w z rod zin y azotu.

Zakładając:

1 4 = a 11= d 4 i= d !, o trzy m u jem y:

N = 1 4 = a P = 3 1 = a + d A s = 7 5 = a + c ? + d ' Sb==119=«-f-c<-f-2cZ' B i - 2 0 7 = a-\-d-\-4d' Podobnież dla r o d z in y w ę g la

6= a 5 = d C—6 = a

B = l l = « + d S i= 2 1 = a + 3 a ! Z r = 6 6 = a + 1 2 d .

Dla ro d zin y tle n u (0, Se, Te, Os) a = 8 . Dla r o d z in y w a p n ia (Mg, Ca, Sr, Ba, Pb) a—8.

Znajdu jem y:

a O albo Mg

« + 8 S . Ca

a + 8 + 2 3 , 7 5 Se „ S r 0 + 8 + 2 8 ,7 5 + 2 4 ,7 .5 Te „ Ba a + 8 + 2 3 , 7 5 + 2 4 ,7 5 + 3 5 Os „ Pb Zależności p ow yższe d a w a ły z p e w n o ­ ścią w iele do m y śle n ia . Po p o m no żen iu przez 4 w s z y s tk ie te r ó w n o w a ż n ik i w y ­ r a ż a ły się liczbam i ca łk o w item i. T ak zm odyfikow ana h y p o tez a P r o u t a zn a la z ła w ro zw a ża n iac h D u m a s a źródło nowej siły.

Zwalczał j ą B e rth e lo t. D la niego, t w o ­ rzenie się p ie r w ia s tk ó w d ro g ą z g ęszczeń k o lejn y c h je d n e g o i teg o sa m e g o p i e r ­ w ia s tk u p ie r w o tn e g o j e s t w sprzeczności form alnej z p r a w a m i term o ch e m ii.

P ie r w ia s tk i gazow e nie m o g ą tw orzy ć się w ten sposób, poniew aż je d y n ie dla gazów bez k o n d e n s a c y i ciepło w łaściwe c ząsteczkow e j e s t ta k ie sam o j a k dla g azó w p ro sty c h ; albowiem, j a k wiadomo, w sz y s tk ie gazy p ro ste m a ją jedn ako w e ciepło w ła ściw e cząsteczkowe.

Dla gazów, k tó re tw o rz ą się z konden- sacyą, ob a ro dzaje ciepła w łaściw eg o m a ją w a rto śc i wyższe od odpowiednich w a rtośc i dla g azów p ro sty c h .

A zatem, trz e b a b y przyjąć, że p ie r ­ w ia s tk i gazowe tw o rzą się z pierw ia stk u- p ro te u s z a bez k o n d e n s a c y i objętościowej, co znowu nie d a je się pogodzić z hypote- zą A vogadra.

Gdy chodzi o p ie rw ia s tk i stałe, n a p o ­ t y k a m y t r u d n o ś ć tego sam eg o rzędu.

W edle p ra w a D u lon ga i P e tita , ciepło w łaściw e a to m o w e p ie r w ia s tk ó w s ta ły c h j e s t p raw ie stałe, g dy ty m c z a s e m ciepło cząsteczkow e z w ią zk u ró w n a się sum ie odpow iednich s k ła d n ik ó w ty c h p i e r w i a s t ­ ków, k tó re tw o rz ą dany związek. T ak np.

w w ę g low odorach hom ologicznych danego szeregu o rgan ic zn e g o ciepła c z ąstec z k o ­ w e r o sn ą jed no cześn ie z ciężaram i czą­

ste c z k o w e m u P o d łu g tego, ciepło a to ­ m owe p ie r w ia s tk ó w o w y so k im ciężarze a to m o w y m po w innoby w z r a s t a ć p r a w i­

dłowo, g d y ty m c z ase m w edle p r a w a D u ­ longa- i P e t it a nie zm ienia się ono p r a ­ wie wcale.

W reszcie, ciała o je d n a k o w e j budow ie ch em icznej m a ją to sam o ciepło w ła ś c i­

we cząsteczkow e, j a k to orzeka p raw o N e u m a n n a i R e g n a u lta . Otóż p raw o to nie stosuje się do ciał ho m o logiczn ych s z e re g u organicznego, w k tó r y m ciepło w łaściw e rośnie pro po rcy on aln ie do cię­

żarów cząsteczkow ych.

A zatem , te r m o c h e m ia j e s t w j a s k r a ­ wej sprzeczności z h y p o te z ą P ro u ta , o d ­ młodzoną p rzez D um asa.

Co p raw da , z a rz u ty B e r th e lo ta s tr a c iły obecnie dużo ze swej w arto ści. W ia d o ­ mo j e s t dzisiaj, że r a d ro zpada się zwol­

na, da ją c p o c z ą te k helowi. Otóż He = 4,

a Ra = 226; r a d m ó g łb y być o sta te cz n ie

helem , zgęszczonym 55-krotnie, a j e s t

rzeczą mało p raw d opo d obn ą, by ciepło

(9)

N® 14 WSZECH ŚWIAT 217

atom ow e h e lu stałego było 55 razy m n ie j­

sze od ciepła w łaściw ego r ad u . G dyby p raw o D u lon ga i P e t i t a było ścisłe, to ciepła atom ow e h elu i r a d u m u sia ły b y być rów ne. J a k k o lw ie k przybliżone b y ­ ło b y to prawo, m ałe j e s t p raw dopodo­

bieństw o , by rozbieżność pom iędzy fak ­ tam i a p ra w e m w ynosiła 5 500 n a 100.

Tłum. S. B.

(Dok. n ast.).

F I L O G E N I A S K O R U P I A K Ó W .

W ś ró d f a u n y m orskiej o k resu kam- bryjsk ieg o, s y lu rs k ie g o i dewońskiego d om in u jąc e sta n o w isk o zajm ow ały trylo- bity, w okresie j e d n a k w ęglow ym u s t ą ­ piły m iejsca in n y m sk orupiakom , które doszły do w ysokiego stopnia rozwoju.

D o ty c h c za s t y c h n o w ych przed staw icieli n a p o ty k a n o głównie w pokładach w ęglo ­ w yc h Szk ocy i i A m eryki; klasyfikacya ich n a tra fia ła j e d n a k n a ważne trudności.

Należało więc czekać ja k ie g o ś szczęśli­

wego o d krycia, k tó rc b y pozwoliło u s u ­ nąć n a s tr ę c z a ją c e się tru d n o ś c i i sp ro­

sto w a ć błędy, j a k i e się w kradły .

P a leo n to lo g a n g ie lsk i B. N. P each w 1880 — 1883 r. opisał szczątki kopalne p e w n y c h s k o ru piaków okresu węglowego w Szkocyi i zaliczył j e do podrzędu De- capod a m ac ru ra , do któ re g o należą dzisiej­

sze k r e w e tk i i la n g u s ty . Pogląd te n sp o t­

kał się wów czas z o s tr ą k r y ty k ą , tem - bardziej, że nie znano ani je d n e g o dzie- sięcionoga z czasów p rzedtryasow ycli, n iepod leg ająceg o wątpliwości. Chociaż k r y t y k a nie była o p a rta n a p o w a ż n iej­

sz y ch dowodach, skłoniła j e d n a k do po ­ n o w n e g o b a d a n ia w s pom n ian y ch s z c z ą t ­ k ó w kop alnych. Od tego czasu zbiory m u ze u m geologicznego szkockiego zo­

s ta ł y w zbo gacon e nadzwyczaj cennem i okazam i, k tó re dały możność w y robienia d o k ład n ie jsz e g o pojęcia o sk o ru p ia k a c h o k re s u węglowego. Opisanie ich s ta n o ­ wi tre ś ć cennej rozp raw y P e a c h a (Mo- n o g r a p h on th e h i g h e r C ru s ta c e a of the C arboniferous rocks of Scotland), w k t ó ­

rej z n a jd u je m y rów nież w y ja śn ie n ie k w e ­ sty i pochodzenia sko ru p iak ów .

Już k ilka la t t e m u P e a c h doszedł do przekonania, że b a d a n e przez niego sko ­ rupiaki o kresu węglowego nie należą do dziesięcionogów (Decapoda) lecz są z b li­

żone do Schizopoda.

Ogłoszone s tu d y u m G. O. S a rsa n a d Schizopoda, zeb ran em i przez w y p ra w ę Challengera, utrw aliło P e a c h a w p r z e k o ­ naniu, że jeg o o sta tn ie p rzypuszczenie j e s t zupełnie słuszne. Inne p o tw ierdzenie swego p rzy pu szczen ia P each znalazł w o dk ry ciu w je d n e m z jez io r Tasm anii małego sk o ru p ia k a A naspides z g ru p y Schizopoda, należącego bez w ą tp ie n ia do tej samej rodziny, co niektó re s k o ru p ia ­ k i pokładów w ę glo w y c h szkockich. P o ­ mimo tego j e d n a k możność zaliczenia w szy stkich skorup iak ów , o k tó re tu idzie, do Schizopoda s ta ła się zupełnie p ew n ą dopiero po niedaw nem odnalezieniu licz­

n ych okazów kopalnych, do teg o stopnia dobrze z a chow a ny ch, że m ożna było roz­

poznać n a w e t o rg a n y fosforyzujące. W i a ­ domo, rzeczyw iście, że n iek tó re Schizo­

poda (Euphasia, N y c tip h a n e s i in.) m ają małe k u liste u tw o ry u n a s a d y kończyn pierwszej pary,' u n a s a d y skrzeli o s t a t ­ niej p a r y i na stro n ie brzusznej p ośrod­

k u każdego z czterech pierw szych p ie r­

ścieni odw łokow ych. O rgany te, często oznaczane m ianem oczek d od atko w ych, m ają zapew ne jakieś znaczenie w s p r a ­ wie w idzenia, w każdym j e d n a k razie nowsze b a d a n ia oceanograficzne w s k a z u ­ j ą , że są to organy świecące. Niektóre s k o ru p ia k i (Tealliocaris, A n th rac o pha sia ) z pokładów w ę g low y c h w Szkocyi, w e ­ dłu g badań Peacha, p osiad ają m ałe u tw o ­ ry kuliste zupełnie tak ie g o sam ego k s z ta ł­

tu i ułożone w tym sam ym porządku, co w spo m nian e organy świecące.

Poszu kiw ania Sarsa pozwoliły podzielić

Schizopoda n a dwie duże g ru p y , m ian o ­

wicie Mysis (należy t u i L ophogastres)

i Euphasia. Podział te n s to su je się i do

form kopalnych; w pokładach w ęglow ych

Szkocyi znaleziono 7 rodzajów i 22 g a ­

tu n k i z pierw szej g r u p y oraz 2 rodzaje

i 12 g a tu n k ó w z d rugiej.

(10)

218 W SZECHSWIAT

W g ru p ie Mysis z n a jd u j e m y c z te ry ro­

dziny: L o p h o g a s trid a e , P e rim e c tu rid a e , A naspidae i M ysidae. G ru p a E u p h a s ia o b e jm u je ty lk o j e d n ę ro d z in ę E u p h a s i- dae.

Obecnie ży jące L o p h o g a s tr id a e w y ró ż ­ n iają się istn ie n ie m sk rz e li k iś c ia s ty c h n a n o gach tu ło w io w y ch . W p o k ład a c h w ę g lo w yc h Szkocyi rodzina t a liczy nie mniej niż 4 rodzaje z 11 g a tu n k a m i; w e ­ d łu g poglądów P e a c h a tw o rzy ona p u n k t k u lm in a c y jn y w r o zw o ju g r u p y Mysis.

D o skonalszego r o z w o ju d o sięg ła ona pod koniec czasów paleozoicznych, przyczem posiadała wów czas sta n o w is k o , zajęte obecnie w n a s z y c h m o rz a ch przez dzie- sięcionogi d łu go o dw łok o w e (Decapoda m acroura). Rodzina t a o b e jm o w a ła w ó w ­ czas liczne do p a n u ją c y c h w a r u n k ó w p rz y sto so w a n e form y, k tó re jednalc nie rozw inęły się dalej. Obecne L o p h o g a s tr i­

dae p r z e t r w a ły s k u tk i e m e m ig ra c y i w g ó r ­ ne w a r s tw y wody; j a k o p o to m k o w ie d a ­ w n y c h rodzin, nie b y ły , widocznie, p rz e d ­ s ta w ic iela m i n a jb a rd z ie j w yspecyalizo- w anem i.

P e r im e c t u r i d a e s ta n o w ią n o w ą rod zin ę, w yłą c znie kopalną, k t ó r a z a jm u je m iejsce pośrednie m ię d z y L o p h o g a s tr id a e a A n a - psidae; p rze d staw ic iele j e j w y ró ż n ia ją się m a s y w n y m o dw łokiem , co czy n i j e po- dobnem i do d z isiejszy ch r a w e k (Sąuilła).

Rodzina t a oddzieliła się od p n ia Mysis w t y m s a m y m czasie, co L o p h o g a s tr i ­ dae; j a k się zdaje, w okresie w ę g lo w y m by ła ona w p e łn y m rozwoju. Bardzo p raw d o pod o bnie z r o d z in y tej w o k resie w ę g lo w y m lub nieco później p o w s ta ła Squilla, inn em i sło w y u s to n o g i (Stom a- topoda), poczem ta ro d z in a w y g a s ła . Co dotyczę r o d zin y A n a p s id a e , to j ą ró w n ież u w a ż a ją za boczną ga łą ź pnia Mysis, p o ­ w s t a łą p ra w ie w ty m s a m y m cza-sie, co i dwie poprzednie rodziny, z t ą ty lk o różnicą, że A n a p s id a e u t r z y m a ł y ce ch y bardziej p ierw o tn e . Do m a x im u m sw ego ro zw oju doszły one rów n ież w końcu o k r e s u paleozoicznego. J e d n a z gałęzi tej rodziny dała, p raw d op o d o bn ie , p oc z ą ­ t e k sk o ru p ia k o m ró w n o n o g im (Isopoda) i obu no gim (Am phipoda). A n a p s id a e z o ­ s t a ł y w te n c z a s w y r u g o w a n e p rzez s w o ­

JMó 14

ich potom ków , b ardziej p o su n ię ty c h w ro z­

woju, u w y ją tk ie m je d n e g o g a tu n k u , k t ó ­ r y znalazł p r z y tu łe k w w odach słod kich T asm anii, k r a in y o ddaw n a izolowanej, gdzie w a lk a o b y t by ła mniej ostra.

Cechę c h a r a k te r y s ty c z n ą ro d zin y My­

sidae sta n o w i b r a k skrzeli u k o ń c z y n t u ­ łow iow ych i m ie rn y rozwój pancerza, pod k tó ry m o sta tn ie pięć pierścien i t u ło ­ wia są wolne. Główny jej przed staw iciel, rodzaj Mysis, obecnie żyjący, zam ieszkuje w w ielkiej ilości pow ierzchnię pe w n y c h mórz. Mysidae w okresie w ę g low y m pod w z g lę d em rozw oju s ta ły zapew ne wyżej, niż w czasach n a szy ch. Budow a o b e c ­ nie istn ie ją c y c h przedstaw icieli tej r o ­ dziny uległa, j a k się zdaje, uproszczeniu w s k u t e k d eg eneracy i.

P rz e jd ź m y te ra z do E u p h a s id a e . U nich t y lk o o s ta tn i pierścień odwłoka j e s t w ol­

ny pod p a n c e rz e m g rzb ie to w y m ; skrzela k iśc ia ste is t n i e j ą na k o ń c z y n ac h tułowia;

o r g a n y świecące z n a jd u ją się. W s z y s tk ie te cech y m ożna stw ierd zić u p r z e d s ta w i­

cieli k o p alnych . E uph a sid a e , p ra w d o p o ­ dobnie, po chod zą od p n ia N ebalia (Lepto- s tra c a); doszły one do z upełn eg o rozw oju w okresie węglow ym i za jm ow a ły w ó w ­ czas ta k ie stanow isko, j a k i e t e r a z p rzy ­ p a d a w udziale k re w e tk o m .

Późniejsze pokolenia w y w ę d ro w a ły na pełne morze w g ó rn e w a r s tw y , gdzie t o ­ czy się m niej z a ż a r ta w a lk a o byt, niż u w ybrzeży. Od E u p h a sid a e , widocznie, pochodzą dziesięcionogi (Decapoda), a b a ­ d a n ia pokładów7 w ęglo w ych Szkocyi w s k a ­ zują, że to w yłonienie się jeszcze nie roz­

poczęło się w t y m okresie. W iem y atoli, że zróżnicow anie się dziesięcionogów n a ­ stąpiło w try a s ie śro d k o w y m (Pem phix), a więc w sp o m n ia n ą tra n s to r m a c y ę n a le ­ ży odnieść do o k resu p e rm sk ie g o (być może do dolnego try asu ).

W e d łu g P e a c h a w s z y s tk ie s k o ru p ia k i wyższe, m ian ow icie p anc erz o w c e (Mala- costraca), p o w s ta ły z dw u pni: Mysis i Nebalia.

Cz. Statkieioicz.

(11)

M 14 WSZECHSWIAT 219

Akademia Umiejętności.

III. W ydział m atematyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia 7 marca 1 9 1 0 r.

P rz e w o d n ic z ą c y : D y r e k to r E . J a n c ze w sk i*

Czł. Cybulski przedstawia rozprawę wła­

sną p. t.: „O sto su n k u prądów czynnościo­

w ych do s ta n u czynnego mięśnia'1.

N a podstawie doświadczeń, wykonanych na s e rc u i mięśniu łydkowym żaby zapo­

mocą galw anom etru strunowego, prof. C.

stwierdza, że zmiana elektryczna, w y s tęp u ­ jąca w postaci obniżenia potencyalu, zwykle poprzedza właściwy stan czynny, w yraża­

jący się zmianą kształtu mięśnia. J e s t to zjawisko chwilowe, trwające bardzo krótko i całkowicie przypadające na okres utajo ­ nego podrażnienia. Podczas właściwego stanu czynnego poteneyał mięśnia wraca zazwy­

czaj do s ta n u pierwotnego. Z doświadczeń p. C. wynika, że powszechnie przyjęte mnie­

manie, jakoby każde miejsce czynne tkanki było odjemne w porównaniu z miejscami pozostającemi w spoczynku, nie jest zgodne z prawdą. Odjemność bowiem jest tylko ob­

jawem chwilowTym , niejako momentem przy­

gotowawczym , k tó ry poprzedza właściwy stan czynny, podczas właściwego zaś stan u czynnego czynna tk an k a może nie tylko nie być odjemną, ale nawet stać się dodatnią.

Czł. A. W itkowski przedstawia rozprawę p. K onstantego Zakrzewskiego p. t.: „Dys- persya niek tó ry c h metali w widmie wi- dzialnem I “ .

P. Z. opisał poprzednio przyrząd, nazwany

„analizatorem eliptycznym'*, służący do do­

k ład n y ch pomiarów elementów eliptyczności światła; obecnie zastosował go do pomiaru ty c h elementów w świetle, odbitem od zwier­

ciadła platynowego; znalezione re z u lta ty zu- żytk o w u je do obliczenia spółczynnika zała­

mania i spółczynnika eksty n k cy i platyny, z pomocą mało znanych a bardzo p r a k ty c z ­ n y ch wzorów K ettelera. W artość ty c h spól- Czynników można przedstawić przez re g u ­ larne krzywe, wykazujące, że dyspersya p laty n y jest anormalna w zakresie widma widzialnego.

Czł. H ugo Sapałowicz przesyła rozprawę własną p. t.: „ K ry ty c z n y przegląd roślin­

ności Galicyi — Część XV. (Conspectus flo- rae Galiciae criticus. P ars X V )“.

Obejmuje ona spis g atu n k ó w rodziny Pa- ronychiaceae i części gatunków rodziny Ca- ryophyllaceae. W rodzaju Alsine p. Z. od­

k ry ł nowy gatu n ek , który nazwał Alsine Zaręcznii,

Czł. H. Hoyer przedstawia rozprawę p.

Seweryna Udzieli p. t.: ,,0 układzie limfa- tycznym larw y Salamandry plamistej (Sala­

m andra maoulosa L a u r ) “ .

P. U. podaje opis całkowitego układu lim- fatycznego larwy Salamandry plamistej, który przedstawia się w ogólnych zarysach w na- stępujący sposób. Wzdłuż ogona u nasady płetwy biegnie, zarówno po stronie brzusz­

nej j a k i grzbietowej, większy pień, zbiera­

jący limfę z płetwy i ogona. Brzuszny wpada do zatok, mieszczących się w pachwinie, do k tó ry ch uchodzą także naczynia limfatyczne ze strony wewnętrznej kończyny tylnej, grzbietowy zaś biegnie dalej przez tułów do głowy, gdzie, rozwidlając się i przyjmując inne jeszcze gałązki, podchodzi pod fałd skrzelowy i łączy się z przewodem bocz­

nym. Począwszy od dwudziestego segm entu ciała, biegnie w linii bocznej ciała równole­

głe do ta m ty c h naczyń przewód boczny, który po drodze, oddając gałązki segmen- talne do serc limfatycznych, uchodzi do worków pachowych, leżących w głębi oko­

licy barkowej, Z przewodem bocznym za po ­ średnictwem naczyń łączą się także worki limfatyczne pachwinowe, naczynia limfaty­

czne strony zewnętrznej kończyn tylnych i naczynia kończyn przednich. Z workami pachowemi łączą się zatoki przysercowe, które, wydłużając się przy głowie, uchodzą do żył szyjnych bezpośrednio nad ujściem ich do przewodów Cuviera. Z zatokami przy- sercowemi jest w związku zatoka pnia t ę ­ tniczego serca, k tórą Greil mylnie opisał jako serce limfatyczne nieparzyste. Równo­

legle do ty ch pni limfatycznych podskór­

nych biegną inne pnie limfatyczne w głębi ciała, mianowicie parzyste naczynia limfa­

tyczne po bokach strony grzbietowej, k t ó ­ rych odgałęzienia wpadają do serc limfaty­

cznych i parzyste pnie pod stroną grzbie­

tową, które towarzyszą aorcie. Naczynia te zlewają się ze sobą w obrębie jamy b rz u ­ sznej, tworząc długi worek, zwany sinus chyli, w którym leży aorta. Do worka tego uchodzą naczynia limfatyczne z wnętrzności jam y brzusznej. W okolicy odźwierńika żo­

łądka worek przedłuża się w dwa grube pnie, k tó re biegną sym etrycznie po bokach aorty. Są to parzyste przewody piersiowe.

Każdy z nich rozwidla się w dalszym prze­

biegu na dwa naczynia, które uchodzą do worków pachowych, pobrawszy od strony głowy jeszcze przewody głowowe (ductus ce- phalici). Wzdłuż linii bocznej jest ułożonych segmentalnie między myomerami 15 par serc limfatycznych, które, pobierając limfę z prze­

wodu bocznego, z naczynia grzbietowego

i obokkręgowego, odprowadzają ją wprost

do żyły bocznej.

(12)

220 W SZECHSWIAT ty 14

Czł. M. Siedlecki przedstaw ia rozprawę p. Witolda Staniewicza p. t.: „B adania do­

świadczalne nad traw ieniem tłu szcz u u wy- moczków“ .

P. St., żywiąc em ulsyą z tłuszcz u wym o­

czki, badane bądź w zwykłej tem p eratu rze , bądź też w tem p. 32° C., przekonał • się, źe pobrane kuleczki tłuszczu, nie ulegając ża­

dnym zmianom, zostają wydalone nazewnątrz.

Dalej stwierdził, źe ilość tłuszczu w wym o­

czkach nie zwiększa się po żyw ieniu czy­

sty m tłuszczem. S tąd w ysnuw a wniosek, że wymoczki tłuszczu traw ić nie mogą, i t ł u ­ maczy to brakiem zarówno ferm entów roz­

szczepiających tłuszcz, jak o też ciał, k tóre zamieniałyby pobrany tłuszcz w t a k drobną emulsyę, iżby ją wymoczki m ogły wprost zasymilować. Zatem tłuszcz, k tó ry powstaje w wymoczkach, nie pochodzi z tłuszczu po ­ branego zzewnątrz, lecz tw orzy się w k o ­ m órce wymoczka z m ateryałów w niej istnie­

jący c h . W dalszych badaniach p. St. stw ie r­

dza, że powstawanie bańki odżywczej nao ­ koło pobranych kuleczek tłuszczu zależy od ciał osmotycznie c z y n n y ch , k tó re wraz z tłuszczem dostają się do wymoczka. N ie ­ k tó re barwniki, ja k n. p. indofenol, k tóre działają na wymoczki szkodliwie, mogą być w yciągnięte z k u lek tłuszczu, w k tó ry m do­

stały się do w ym oczka i bardzo szybko w y ­ dalone zapomocą bańki tętniącej.

Czł. M. Raciborski przedstaw ia rozprawę p. Wład. Szafera p. t.: „ P rz y c z y n e k do zna­

jomości siarkoflory okolic L w o w a '1.

Poszukiwania prowadzone w celu pozna­

nia siarkoflory źródeł L u b ien ia Wielkiego, a po części także P u s to m y t i Szkła (,,Siwa W oda“), w ykazują 25 g a tu n k ó w roślinnych należących do trze ch grup: 1. Thiobacteria (15 gatunków ), 2. Ohroococcaceae (4 g a ­ t u n k i, w te m 3 nowe: A p h a n o th e c e clath- rataeformis, A. sulfurica, A. parallela), 3.

Oscillatoriaceae (6 g atu n k ó w , w te m 3 nowe:

Oscillatoria lineata, O. trichoides, O. con- stricta). Rozmieszczeniem form w źródłach siarczanych Lubienia, gdzie p anuje stale te m p e r a tu ra -( - 10 ° O., kierujo przedewszyst- kiem światło, powodując w miejscach n a j­

silniej oświetlonych gro m ad n y rozwój bak- teryj p u rp u ro w y c h , pozostawiając inne, mniej korzystne we względzie oświetlenia miejsca dla glonów sinych, k tó re w źródłach siarczanych składają oryginalny zespół żółto- zielono zabarwionych organizmów.

Członkowie J . Morozewicz i Wład. Szaj­

nocha zdają sprawę z rozpraw y p. Jerzego Smoleńskiego p. t.: , ,0 p o w staniu północnej krawędzi podolskiej i o roli morfologicznej młodszych ruchów P o dola '1.

Północna krawędź Podola je st norm alnym progiem denudacyjnym , pierw otnie zabrzeż- ny m (kuesta), p rz y su n ię ty m od daw nych

' brzcgowisk mioceńskich z równoczesnem zni-

! szczeniem północnej części płyty. Niż bu- żańsko-styrski je s t denudacyjnem zagłębie­

niem następczem (subsekwentnem), pierwo­

tnie rowem zabrzeżnym (inner-lowland), roz­

wijającym się w sąsiedztwie kuesty.- P o w s ta ­ nie ty c h form poprzedził ru c h wypiętrzający, k t ó r y odbył się z końcem sarm atu, głównie na obszarze w yżyny lubelsko-wołyńskiej.

W ypiętrzenie to wywołało cofnięcie się mo­

rza sarmackiego oraz pierw otne południowe pochylenie p łyty, k tó rem u odpowiadało zstępne (konsekwentne) odwodnienie k u p o ­ łudniowi, trw ające przez cały pliocen. Cykl t a k rozpoczęty osiągnął w pliocenie dojrza­

łość. Pozostałością z ty c h czasów je st kie­

r u n e k południkowy większych rzek podol­

skich, ich zakolisty bieg i dojrzałe formy dolinne, powyżej obszaru jarów oraz stare żwiry rozrzucone po płycie. P róg północny nie był w ciągu pliocenu działem wodnym, rzeki tw orzyły w nim przełomy denudacyjne.

W dolnym pleistocenie nastąpiło w y p iętrz e­

nie Gołogórsko-Krzemienieckie, wydźwignęło przysunięty próg i wytworzyło na nim dział wodny. R u ch ten nadał płycie znaczniejszy spadek i zmienił jej pochylenie na połu­

dniowo-wschodnie. Wynikiem wzmożenia sp ad k u było spotęgowanie erozyi, k tó re w y ­ raziło się wcięciem jarów. N o w e pochylenie dało początek nowym strum ieniom zstępnym 0 k ierunku pn. z. — pd. w. Proces wcina­

nia się jarów podolskich p rz e trw a ł okres lo­

dowy; koniec położyło mu zmniejszenie spad­

k u p ły ty , wywołane przez zupełnie młode ru c h y wypiętrzające w obszarze Podola po­

łudniowego.

Czł. A. Wierzejski przedstawia rozprawę p. Stefana Kopcia p. t.: „O morfologicznych 1 histologicznych s k u tk a c h kastracyi i trans- plantacyi u motyli. (Doniesienie tymcza- sowe)“ .

P. K. rozszerzając w niniejszym p rz y c z y n ­ k u i pogłębiając histologicznie swe dawne doświadczenia nad rozwojem motyli, zajmuje się zapytaniem, o ile w tórne cechy płciowe są u nich niezależne od obecności gruczo­

łów rozrodczych, w przeciwieństwie do k rę­

gowców i inn y ch typów. Doświadczenia, przedsiębrane dotychczas na motylach ino- rogich, rozciągnięto poraź pierwszy i na Rho- palocera. A b y ocenić wymiki uzyskane przez kastra cyę i tran sp lan ta cy ę płciową, trzeba było poznać przebieg cytologicznego rozwoju gonad podczas przeobrażenia. Okazało się, że na p o cz ątk u życia gąsienicy w zawiąz­

kach gonad znajdują się wyłącznie sperma- togonie i owogonie, przy końcu zaś przewa­

żnie dojrzałe plemniki i jaja. K astrow ano gąsienice różnego wieku, oraz przeszczepia­

no w nie gonady obcej płci, a n aw et obcych

g a tu n k ó w w różnych stadyac h rozwoju. W y ­

(13)

M5 14 W SZECHSW IAT 221

nik był zawsze jednakowy, tj. motyle za­

chowywały zarówno co do wielkości i u b a r­

wienia, ja k co do budowy zewnętrznych o r ­ ganów rozrodczych, cechy pierwotnej swej płci właściwe, naw et wówczas, gdy kastro ­ wano je t a k wcześnie, że gonady ich nie były jeszcze histologicznie, a więc i fizyko­

chemicznie zróżnicowane, albo też, gdy or­

gany przeszczepiane odbyły w ich ciele cały proces dojrzewania. Gonady, implantowane w całości, rozwijały się w obcym ustroju nietylko normalnie i zupełnie, ale i w spe- cyficznem t 6 mpie, o ile były gatunkow o j e ­ dnorodne. P. K., podaje przytem ciekawe spo­

strzeżenia histologiczne i morfologiczne. Mię­

dzy innemi zasługuje na uwagę regeneracya męskich wywodów płciowych w postaci hy- pertroficznych pęcherzy nasiennych, z dro­

bn y ch zaczątków przeszczepionych wraz z g o ­ nadą z ciała pierwszej gąsienicy. Gonady obcogatunkow e ulegały stale degeneracyi, której przebieg p. K. wyśledził. Jeżeli pla­

zmę rozrodczą przeszczepiano w postaci mia­

zgi, w strzykniętej do lakunomu, podlegała ona wnet fagocytozie dokonywanej przez leukocyty, bez względu na to, czy była ob- copłciowa czy różnogatunkowa. Ogólną ana­

lizę uzy sk a n y ch wyników p. K. odkłada do ukończenia pracy.

Czł. E . Godlewski przedstawia rozprawę p. Heleny Krzemieniewskiej p. t.: „W pływ składników mineralnych pożywki na rozwój A z o to b a k te ra14.

P. K. wykazuje w szeregu doświadczeń, że rozwój azotobaktera zależy od obecności w pożywce K, Mg, Ca, S 0 3 i P 2 0 6; w b r a ­ k u któregokolwiek z t y c h składników roz­

wój organizm u ustaje. W miarę dodawania wykluczonego z pożywki składnika rozwój do pewnej granicy proporcyonalnie wzrasta.

Skoro jed n ak jeden ze składników, n. p. K, Na, Mg, znajduje się w zbyt dużym n a d ­ miarze, następuje powstrzymanie rozwoju azotobaktera. Do przywrócenia równowagi między składnikami pożywki, w razie zwięk­

szenia ilości jednego z nich, w ystarcza o d ­ powiednio podnieść dodatek drugiego. W ten sposób wpływ niekorzystny nadm iaru K lub N a i Mg może być usunięty przez większy dodatek Ca, dodatkiem zaś większym Mg można zniweczyć szkodliwy wpływ nadm iaru K i Na. We wszystkich przypadkach, w k t ó ­ ry c h z powodu b ra k u pewnego składnika dostrzegam y osłabienie rozwoju azotobaktera, objawia się ono przedewszystkiem przez zmniejszenie ilości związanego azotu, zużycie zaś glukązy na oddychanie może odbywać się niezależnie od wiązania azotu, skutkiem czego ilość związanego azotu na 1 gram z u ­ żytej glukozy ulega zmniejszeniu.

S P R A W O Z D A N I E Z E S T A N U I D Z I A Ł A L N O Ś C I P R A C O W N I A N T R O P O L O G I C Z N E J P R Z Y M U Z E U M P R Z E M Y S Ł U I R O L ­

N I C T W A W W A R S Z A W I E w r oku 1909.

W roku 4-vm istnienia pracowni antropo­

logicznej wykonane zostały przez jej kiero­

wnika p. Kazimierza Stołyhwę prace n a ­ stępujące:

1) Zbudowany został nowy przyrząd do badań antropologicznych: Osteofor-projek- cyom etr, k tó ry był dem onstrowany w paź­

dzierniku 1909 r. na posiedzeniu Wydziału II Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, oraz na XXI posiedzeniu Towarzystwa P r z y ­ jaciół N a u k w Wilnie. Opis rzeczonego przyrządu, p. t. „P rzyczynek do metody badania osteograficznego — Osteofor-projek- c y o m etr“ , ogłoszony został w „Sprawozda­

niach Towarzystwa Naukowego W arszaw­

skiego" w 1909 r.

2) Z racyi obchodu jubileuszowego w r.

1909-tym Towarzystwa Antropologicznego w P ary ż u — p. K. Stołyhwo, jako członek korespondent zagraniczny tego Towarzystwa, zawezwany został do wygłoszenia sprawoz­

dania o stanie antropologii w Polsce. Spra­

wozdanie to zostało przygotowane i p. t.

„R ap p o rt su r l‘e ta t de 1 ‘anthropologie en Pologne“ d rukuje się w wydawnictwach To­

w arzystwa Antropologicznego w Paryżu.

3) Rozpoczęte zostało opracowanie roz­

prawy p. t. „Gdzie jest granica pomiędzy budową kształtów neandertalskich a budową człowieka współczesnego?*'

4) Razem z p. Stanisławem Lencewiezem p. Stołyhwo prowadził dalej swe badania nad tori et arcus supraciliares, oraz nad współzależnością ich rozwoju z wielkością wskaźnika glabello-cerebralnego.

5) L a te m kierownik pracowni wyjeżdżał zagranicę na s tudya muzealne. Najpierw zwiedził P ragę czeską, gdzie korzystał z uprzejm ych udogodnień czynionych przez dy re k to ra Muzeum Narodowego dr. J . L.

Pica, oraz prof. dr. J . Matiegki. W Pradze p. Stołyhwo zwiedził: Zemske fieske Muze­

um, Zbiory antropologiczne U n iw e rsy tetu czeskiego, I n s t y t u t y anatomii człowieka i a n a ­ tomii porównawczej w uniw ersytetach czes­

kim i niemieckim, Narodopisne Muzeum óesko-slovanske; oraz Muzeum N aprstka.

N astępnie p. Stołyhwo pracował w biblio­

tece oddziału antropologicznego „N aturhi-

storisches Hof M useuai 11 w Wiedniu, korzy­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zadanie 3 (50 pkt) Istnieje ciekawy i do±¢ nieintuicyjny trik, który praktycznie za darmo pozwala nieco podnie±¢ graniczny QBER poni»ej którego mo»na uzna¢ protokóª za

W ramach powtórzenia materiału na koniec 4 rozdziału proponuję wykonać stronę 78 w cwiczeniówce – naklejki oraz podpisy w części Picture Dictionary. WORD) i przesłanie mi

przemyślenia, nieumiejętność przewidywania, planowanie, rozważanie, nieumiejętność rozpoznawania zła, niewiedza o zagrożeniach, brak analizy sytuacji, nieumiejętność

Następnie wybierana jest liczba powtórzeń ruchów kończyną oraz czas trwania jednego cyklu ćwiczenia (jest to czas trwania wychylenia i powrotu kończyny).. Znając czas

El enchus cleri

To nie realne, ale fenomenalne, czyli zjawiskowe, to symbo- liczne przymioty… (Wtrącenie: tylko w ignorancji wobec tej różnicy (naturalne – kulturowe, realne –

W związku z powyższym 20 października 2020 r. zwrócił się do Piotra K. o zwolnienie go z obowiązku zapłaty czynszu dzierżawnego za 2020 r., argumentując, że za ten

Miasta muszą z jednej strony podejmować działania mitygacyjne, czyli powstrzymujące zmianę klimatu poprzez radykalne ograniczenie emisji CO 2 i innych gazów cieplarnianych (ang.