• Nie Znaleziono Wyników

mm mmmm. M 44. TomX

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "mm mmmm. M 44. TomX"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

M 4 4 . Warszawa, d. 1 Listopada 1891 r. T o m X

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: roczn ie „ 10 p ółroczn ie „ 6

P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ją i z a g ra n ic ą .

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie:

Aleksandrow ie* J ., D eike K., D ickstein 8., H oyer H., Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk 8.,

N atanson J ., Prauss St. i W róblew ski W.

„ W s z e c h ś w ia t" p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k z w ią z ek z n a u k ą , u a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz zw y k łeg o d ru k u w szpalcie a lb o je g o m ie js c e p o b ie ra się za pierw szy r a z k o p . 7'/*>

za sześć n a s tę p n y c h r a z y k o p . 6, za d a lsze k o p . 6.

j^-dres E e d a k c y i: E Z r a k o w sk ie -P r z e d m ieśc ie , 2STr 6 8 .

m m m m m m .

D nia 2 L isto p ad a r. b. B erlin obchodzi uroczyście siedem dziesiątą rocznicę urodzin H elm holtza. N azw isko H elm holtza zna­

ne je st dobrze każdem u, kogo spraw y nauki choć trochę obchodzą. Doniosłością swych odkryć, gienijalnością swych pomysłów, wszechstronnością p rac swoich, H elm holtz zajął tak w ybitne w nauce współczesnej stanowisko, że n ik t go nie przewyższa, n ik t

m u nieledw ie nie dorów nyw a. P o wszystkie czasy błyszczeć będzie w pierw szym rzędzie tych, którym fizyka i fizyjologija zawdzię- ( czają swój rozw ój. Ja k o filozof, m atem a- | ty k i ek sperym entator zarazem , jednoczy i on w szystkie te w arunki niezbędne, na k tó ­ rych istotny postęp w fizyce opierać się winien.

O dgłos tej uroczystości berlińskiej rozle­

ga się daleko poza obrębem m iasta, daleko i poza granicam i Niemiec. L udzie tej po­

tęgi um ysłowej i pracy tak płodnej są już nietylko n aro d u swego chlubą, ród ludzki szczyci się nim i cały. Zaw iść i nienaw iść

wzajem na narodów tak się dziś rozrosły, że na wszelkich niem al polach działalności nieprzebyte między ludźm i staw iają zapory, niechże ich nie zna n au k a przynajm niej, ona bowiem blaskiem sw ym jedn ako wszy­

stkim przyświeca, z darów je j wszyscy j e ­ dnako korzystają. D latego też pismo nasze, szerzeniu wiedzy przyrodniczej poświęcone, upam iętnić winno w swych łam ach hołd wielkiem u mężowi składany, dając choć treściw y ob raz zasług jeg o w nauce.

H erm an L u d w ik F erd y n a n d H elm holtz urodził się w Potsdam ie dnia 31 S ierpnia 1821 roku (d ata obchodu odroczoną zosta­

ła). Z am iłow anie skłaniało go do fizyki, ale na żądanie ojca, nauczyciela gim nazy- jalnego, w stąp ił do in sty tu tu wojskowo- lekarskiego. Nie żałow ał je d n a k nigdy, że zajął się m edycyną, o tw orzyła mu bowiem - rozległe do badań pole i była szkołą samo-

! dzielności; szczególniej skorzystał wiele

| z w ykładów znakom itego fizyjologa, J a n a M ttllera, znajom ość wszakże m atem atyki

(2)

690 AV S Z E C H Ś W I A T . Nr 44.

i fizyki zaw dzięcza w łasnej tylko pracy.

W 1842 ro k u zy skał stopień d o k to ra m edy­

cyny i za ją ł stanow isko o rd y n a to ra w sz p i­

talu berlińskim „C h aritó ”, a we dw a lata późnićj lek arza w ojskow ego w P o tsd am ie.

B y ł w tedy w spółpracow nikiem w ydaw a­

nych przez tow arzystw o fizyczne w B e rli­

nie spraw ozdań z postępu fizyki („ F o rt- sch ritte d er P h y s ik ”), a w roku 1845 p o ru - czono mu opracow anie do słow nika en cy ­ klopedycznego n a u k lekarsk ich rzeczy o c ie ­ ple. Z tego w zględu p rz ep ro w a d ził b a d a ­ nia nad zm ianam i chem icznem i, zachodzą- cemi w m ięśniach oraz nad w ytw arzaniem się ciep ła p rz y ich pracy, a p ra w a te życia organicznego odsłoniły m u w id n o k rą g roz- leglejszy i nasunęły pom ysły do gienijalnój i klasycznej pracy „O zachow aniu s iły ” (1847), k tó rą ju ż w zniósł się do rzędu n a j­

znakom itszych fizyków.

W ro k u 1848 zo stał po B ru ck em nauczy­

cielem anatom ii w berlińskiej akadem ii sztuk pięknych, a we dw a la ta późniój p ow o­

łany został na k a te d rę fizyjologii i p ato lo ­ gii ogólnej w K rólew cu. , W tym że sam ym roku oznaczyć zd o łał prędkość przenoszenia się w rażeń nerw ow ych, gdy p rz ed sześciu jeszcze laty J a n M u ller w pod ręczniku swym fizyjologii tw ierdził, że w rażen ia te przebieg ają z szybkością nieskończoną; śród ogółu wszakże nazw isko H elm holtza stało się popularnem dopiero p rzez w ynalazek w ziernika ocznego czyli oftalm oskopu. D a ­ ją c przy rządem tym lekarzow i możność badania w nętrza oka, sta ł się H elm h o ltz istnym dobroczyńcą ludzkości. W ro k u 1855 ob jął k ated rę fizyjologii w B onn, a w r. 1858 w H e id elb erg u , k tó ry był w te ­ dy jed n em z najgłów niejszych ognisk n a u ­ kow ych w E u ro p ie. L a ta te pośw ięcił H elm holtz głów nie opracow aniu fizyjologii zmysłów, a w&paniałe rezu ltaty tych poszu­

kiw ań złożyły się na dw a epokow e dzieła:

„H nndbuch d er physiologischen O p tik ” (1859—1866) i „D ie L e h re d er T onem - p findungen” (1862). B ad an ia akustyczne, a w szczególności teo ry ja drg ań pow ietrza, n asunęły m u zadania hidrodynam iczne,

któ ry ch znaczne trudności analityczne szczę­

śliw ie pokonał, a na tenże sam czas przy­

p adają i badania psychofizyczne, tyczące się kw eśtyi pojm ow ania św iata za pośredni­

ctwem zm ysłów.

O bszar badań, k tó ry m się H elm h oltz p o ­ święcał, coraz się więcćj ro sprzestrzen iał i w ykraczał poza g ran ice fizyjologii, aż wreszcie od nauczania jej zupełnie się u su ­ n ą ł i o b ją ł k ated rę fizyki, k tó rą mu w B e r­

linie po śm ierci M agnusa w r. 1871 ofiaro­

w ano. T am we w spaniałej p racow ni, sta­

raniem je g o w zniesionej, w ykształcił się liczny zastęp fizyków, a w ielu z nich zasły­

nęło ju ż w nauce. P io trow ski, W ró b le w ­ ski, D ziew ulski, W itk ow ski należą, m iędzy innym i, do jego uczniów. N ow a wszakże i wzm ożona p raca nauczycielska nie o d er­

w ała bynajm niej H elm ho ltza od dalszych badań, k tó ry ch owoce obficie są po w szyst­

kich działach fizyki rozrzucone. W szcze­

gólności zaś zajm ow ała go tera z e le k tro ­ dynam ika, term odynam ika procesów che­

m icznych i chem iczna teo ry ja stosów, kon- w ekcyja elektryczna, anom alne rosszcze- p ian ie św iatła, zastosow anie hidrodynam iki do objaw ów m eteorologicznych, en erg ija w iatru i fal m orskich. P race te, ogłaszane p ierw o tnie w różnych czasopism ach, zg ro­

m adzone są po większej części w dw u zbio rach: „W issenschaftliche A b h a n d lu n g e n ” i „ P o p u lare Y o rtra g e ”.

W uniw ersyteckim instytucie fizycznym praco w ał do roku 1888, w tym zaś czasie o b jął zarząd nowo założonego „państw ow e­

go in sty tu tu fizyczno-technicznego”, k tó ry m a n a celu zarazem prow adzenie najści­

ślejszych badań teoi^etycznych i zastosow a­

n ie zdobyczy naukow ych do potrzeb tech ­ n iki. Bliższą o zakładzie tym wiadomość po dał W szechśw iat ju ż daw niej.

D o kładn ego rysu w szystkich prac H e lm ­ holtza, k tórych część znaczna zresztą je d y ­ nie tylko w m atem atycznej swej formie m o­

głab y być przedstaw ioną, podać tu nie m o­

żemy, — wysokie je d n a k znaczenie jeg o w nauce ocenić zdołam y i z k ilk u szkiców

poniższych. S. K.

(3)

N r 44. w s z e c h ś w i a t. 691

U m ysły badaw cze cechuje dążenie do w ykrycia źródeł wiedzy i utajonych pom ię­

dzy praw dam i jej zw iązków , do zbadania podstaw , na któ ry ch opiera się system um ie­

jętn o ści. Często najprostsze, oczywiste w zw ykłem rozum ieniu rzeczy, bez żadnego dow odu przyjm ow ane tw ierdzenia zasadni­

cze, czyli tak zw ane pew niki najbardziej niepokoją m yśliciela. Czy tw ierdzenia te, n a których budujem y wszelkie teoryje, są koniecznem i, czy są dostatecznem i; ja k ą w artość m ają pojęcia oderw ane, jak o n a rz ę ­ dzia badania teoretycznego; ja k i je st stosu­

nek tych tw ierdzeń i tych pojęć do do­

św iadczenia, stanow iącego pierw szą i nie­

zbędną drogę w szelkiego poznania? oto do­

niosłe pytania, które staw iać sobie musi przy ro d n ik - filozof, gdyż od rozw iązania tych pytań zależy zaufanie do m etod i w y­

ników badań um iejętnych.

H elm holtz je s t tak im p rzyrodnikiem , cze­

go najśw ietniejszy złożył dowód, poddając k rytyce badaw czej pojęcia i praw dy zasa­

dnicze w iedzy m atem atycznej, a mianowicie gieom etryi i ary tm ety k i. Do badań tych pobudziły go zagadnienia przyrodnicze, ale w trak to w a n iu ich okazał wysoką um ie­

jętność pierw szorzędnego m atem atyka. P r a ­ ca nad podstaw am i gieom etryi (1866 i 1868) zapisała jeg o imię w dziejach nau k i, obok znakom itego m atem aty k a R iem anna, ros- praw a zaś o liczeniu i m ierzeniu (1887) rzu ­ ciła podstaw y ważne n au k i o stosow aniu działań arytm etyczn ych do w ielkościfizy- cznych.

P y ta n ia dotyczące podstaw gieom etryi przez d ług ie w ieki zap rzą ta ły m atem aty­

ków i filozofów. P ie rw si napróżno szukali dow odu dla tak nazw anego postulatu o li- nijach rów noległych, stanowiącego część składow ą u k ład u pew ników gieom etryi eu- klidesowój, w nadziei, że p o stu lat ten po ­ trafią drogą dedukcyi otrzym ać z pozosta­

łych; drudzy, zastanaw iając się nad po­

wszechnością i nieom ylnością tw ierdzeń gieom etryi, szukali źró d ła tej powszechno­

ści ju ż to w dośw iadczeniu, ju ż to w duchu ludzkim . K a n t w swojej „K rytyce czyste- ! go rozum u” w ygłosił, że praw d y zasadnicze >

XI.

gieom etryi są tw ierdzeniam i syntetycznem i a prio ri, bo w ynikają z tran sc en d en taln e j, a koniecznój form y naszego poznania, ja k ą ma być „p og ląd ” przestrzeni. N ow e i c a ł­

kiem niespodziew ane św iatło na ten tru d n y przedm iot rzu cił R iem ann (1854) w sławnój rospraw ie „O hipotezach gieom etryi”. Nie*

wchodząc^w rozbiór treści tej pracy, k tó rą czytelnik znaleść może w polskim je j p rz e­

kładzie ')» powiem y krótko, że R iem ann, utw orzyw szy ogólne pojęcie rozm aitości, którego przypadkiem szczególnym je st p rz e ­ strzeń nasza, o k reślił an alitycznie cechy przestrzeni i w y k ry ł niezm iernie ważny związek pom iędzy tem i cechami, a układem pew ników , charakteryzu jącym gieom etryją.

W y n ik teoretyczno-poznaw czy tej jeg o p ra ­ cy je s t’ten, że u kład pew ników c h a ra k te ry ­ zujących gieom eryją euklidesow ą je s t j e ­ dnym z układów m ożliwych i ty lko zapo- mocą doświadczenia ustalić się dającym .

H elm h oltz, niezależnie od R iem an n a,zaj­

mował się podobnem badaniem i doszedł do tego samego wyniku. P rac ę swoję ogłosił ju ż po R iem annie 2) i dlatego m ógł m etodę swoję porów nać z m etodą po przednika. P o ­ stępuje on drogą o dw rotną, niż R iem ann.

P un k tem wyjścia u niego je s t to, że każde pierw otne m ierzenie p rzestrzenne polega na przystaw aniu (kongruencyi); że o kon- gruencyi nie może być mowy, jeżeli nie przyjm iem y, że ciała stałe o postaci nie­

zm iennej m ogą się w przestrzen i poru­

szać oraz że przystaw alność dw u wielkości przestrzennych je st faktem zupełnie nieza­

leżnym od jakiegokolw iek ruchu. P odda­

ją c te założenia pod rach un ek, dochodzi H elm holtz do w yrażenia analitycznego dla elem entu Unijnego, które zupełnie się zga­

dza z wyrażeniem, przy jętem za hipotezę na czele rospraw y R iem anna. T ym sposo­

bem stw ierdza H elm h o ltz w yniki badań R iem anow skich i staw ia te same co Rie-

j m ann postulaty, czyli pew niki gieom etryi.

') W P a m ię tn ik u to w a rzy stw a n a u k ścięty ch w P a ­ r y ż u , to m IX , ro k 1877.

J) U e b e r d ie T h a ts a c h e an d e r G e o m e trie zum G ru n d e lie g e n , 1868.

(4)

692 W S Z E C H Ś W IA T . Nr 44.

R ospraw a m atem atyczna H elm h o ltza zw róciła n a się uw agę m ałćj tylko g arstk i Bpeeyjalistów i dziś jeszcze mni^j je s t zn a­

ną i rozbieraną, od pracy R iem anna, ale zato je g o sław ny odczyt popularny „O początku i znaczeniu pew ników gieom etrycznych" *), w którym w yraźnie zaznacza stanow isko sw oje w przeciw ieństw ie do K a n ta , z a in te ­ resow ał szerokie koła m atem atyków i filo­

zofów.

R ospraw y R iem anna i H elm h o ltza stały się pun ktem wyjścia dla bardzo ważnych poszukiw ań i zro d ziły , rzec m ożna, now ą epokę w dziejach p y tan ia o istocie pojęcia p rzestrzeni. D ysk u sy ja nad tem pytaniem zam kniętą nie je st. D opóki obok realizm u istnieć będzie idealizm , obok em piryzm u

racyjonalizm , dopóty filozofowie wywodzić będą zasadnicze p raw a n auki o przestrzen i ju ż z dośw iadczenia jużto z właściwości sam ego um ysłu. Mimo tę istotną, a może pozorną tylko sprzeczność poglądów, nau k a ścisła, wznosząc się ponad przeciw ieństw a subjektyw nych poglądów, rozw ijać się i d o ­ skonalić będzie, d zięki podobnym do H elrn- holtzow skiego krytycznym badaniom . C o­

kolw iek tedy orzeknie przyszłość o w arto­

ści teoretyczno-poznaw czój doniosłych prac H elm holtza, zawsze pozostanie przy nim w iekopom na zasługa, że badaw czym swym w zrokiem p rzen ik n ął głębię trudnego p y ta ­ n ia i że ducha ludzkiego do dalszych nad niem po bu d ził wysileń.

S. Dickstein.

I I I . K rólew skie miejsce w nauce rozm aicie byw a pojm owane.

O grom pracy, ja k ą w ykonał zazw yczaj g ien ijaln y uczony, u d erza przedew szystkiem n iek tó re um ysły. P o d ziw iają one bogactw o inteligiencyi, rozległość i w ielostronność zdolności, siłę i w ytrw ałość, k tó ry ch w ielki mąż d ał dow ody. L ecz tw órczość u m ysło­

wa człow ieka w yłam uje się z pod w szelkiój rach u b y , z pod wszelkiego m ierzenia i li­

czenia. G dyby pew ien au to r (przypuśćm y) w ykonał i n apisał, sam je d e n , sto czy dw ie­

ście owych ro spraw codziennych, przecięt­

nych, których czasopisma naukow e są pełne, m usiałby być, niew ątpliw ie, wielce p raco ­ witym i niezw ykle uczonym ; lecz do w iel­

kich przyw ódzców nauki ja k ż e b y mu b yło daleko.

Choć znow u jed n o stro n n ą, szlachetniej­

szą je s t in n a m etoda, k tó ra polega na pro- stćj k o n tem p lacji w idoków , ja k ie gienijusz p rzed każdym otw orzył.

Z zasady zachow ania energii w ypłynął najrozleglejszy w idok ze w szystkich, ja k ie od dw ustu la t poznano w naukach fizycz­

nych; a zasadę tę H elm holtz, choć n ienaj- wcześniój, najpotężniój je d n a k zrozum iał

') U e b e r d e r U rs p ru n g u n d d ie B e d e n tu n g d e r g e o m e tris c h e n A xiom e, 1870.

i św iatu p rzedstaw ił. J u ż z tego powodu pam ięć o nim nigdy nie wygaśnie.

G dy w roku 1847 występował H elm holtz z rosp raw ą U eber die E rh a ltu n g d e r K raft, poglądy fizyków n a zjaw iska ciepła i na zw iązek ich ze zjaw iskam i ru ch u zn ajd o­

w ały się w stanie przejściow ego chaosu.

K ilk a w ierszy ostatnich w rospraw ce R o ­ b erta M ayera, w których określenie i obli­

czenie dynam icznego rów now ażnika ilości ciepła ju ż było zaw arte, czytelnicy w praw ­ dzie znali od lat pięciu, lecz n ik t nie tro sz­

czył się o pom ysły nieznanego au to ra, z a ­ gubione zresztą pośród ogólnikow ych i n ie ­ kiedy dow olnych tw ierdzeń a p riori. Jou le, spokojny, ostrożny, w y trw a ły Jo u le sk ład ał w praw dzie coraz now e dowody, że ciepło otrzym ane przez zużycie pracy, je s t jć j do ­ k ładn ym rów now ażnikiem , więc je s t tylko now ą postacią pracy, dającej się p rz e o b ra ­ zić, lecz nie zniszczyć. A toli w yniki Jo u lea poczytyw ano wówczas za pojedyńcze p rz y ­ k ład y , a uogólnienie ich w ydaw ało się tru - dnem , lub niem ożliwem . Nie wiadom ości faktycznych, nie doświadczeń now ych, lub dokładniejszych brakow ało um ysłom , lecz szerokiej i silnćj abstrak cyi, k tó rab y fakty znane objęła. T a k ą właśnie ab stra k cy ją stw orzył H elm holtz w sposób w iekopom ny.

(5)

N r 44. W S Z E C H Ś W IA T . 6 9 3

Jiietylko um iał dopatrzeć się ogólnej zasady w szeregu znanych pojedyńczych p rz y p ad ­ ków, nietylko ją odszukał w nierozum ia- nych przedtem zjaw iskach i potokam i św ia­

tła j e zalał; nietylko, jed n em słowem, wy­

głosił zasadę zachow ania energii, lecz jesz­

cze jćj miejsce w nauce, jój niezmierną, do­

niosłość pośród zasad p rzy ro d y zupełnie zrozum iał i w ytłum aczyć potrafił. W sze­

lako, w rospraw ie H elm holtza, musimy n ie ­ zbędnie, z p u n k tu w idzenia, na jak im zn aj­

dujem y się dzisiaj, w yróżnić dwie tezy i dw a rozumow ania.

Za nieśm iertelny ty tu ł do sław y poczytu­

jem y dzisiaj tój rospraw ie w ygłoszenie za­

sady energii i w prow adzenie jój w życie w rozmaitych dzielnicach nauki. H elm holtz przebiega istotnie w w ielkich zarysach całe szeregi zjawisk: zjaw iska ruchu, od byw ają­

ce się pod wpływem ciążenia na pow ierz­

chni ziemi i w przestw orzach wszechświata, przenoszenie się i udzielanie się ruchu, w szystkie, krótko mówiąc, zw ykłe zjaw i­

ska ruchu, podlegające nauce dynam iki;

zjaw iska pow staw ania ciepła przez tarcie lub uderzenie oraz zamiany przeciw ne cie­

pła na pracę m echaniczną, stosunki ciep li­

kowe gazów doskonałych; skutki ciepliko­

we i skutk i mechaniczne w yładow ań elek ­ trycznych; pow staw anie prąd u galw anicz­

nego w zw iązku z chem icznem i reakcyjam i, k tó re mu tow arzyszą; zależność siły elek- trobodźczćj elem entu od zm ian w jego en er­

gii, ocenionych term ochem icznie; zjaw isko polaryzacyi; prąd y term oelektryczne; d zia­

łan ia m echaniczne m agnetyzm u; praw o in- dukcyi m agnetoelektrycznćj. W e wszyst­

kich tych zagadnieniach zasada zachowania energii tw orzy podstaw ę, n a której rozum o­

wanie może oprzeć się trw ale. H elm holtz nie w ątpi, że jestto ogólne praw o przyrody, które i w zaw iłych procesach życia o rg a­

nicznego się spraw dza.

A je d n a k , ja k z ogólnćj budowy ro sp ra - wy i z wielu w niój szczegółów domyślać się można, H elm holtz nie do znalezienia ta k ogólnśj zasady i nie do m nóstw a je j z a ­ stosowań użytecznych przyw iązyw ał wagę najw iększą; uw ażał je w idocznie za po­

tw ierdzenie m yśli, naprzód powziętej, m ia­

nowicie szerokiego, zuchw ałego dom ysłu o w ew nętrznej budow ie wszechświata.

W szystkie zjaw iska sprow adzają się osta­

tecznie do ru c h u m ateryi; wszelki ruch m a- teryi odbyw a się pod wpływem sił odp y­

chania, lub przyciągania; każda siła zależy jedynie od odległości pom iędzy ciałami.

P rzy ro d a zatem całkow icie podlega kompe- tencyi dynam iki, nauki fizyczne sprow a­

dzają się do zagadnień mniój lub bardziój zaw iłych dynam iki i m ianow icie postaci jój j najprostszej, dynam iki „sił c e n tra ln y c h ”.

T ak ą jest teory ja H elm holtza o urządzeniu

| św iata, taki dom ysł w ypow iada on w yraź­

nie, lub pozw ala mu ze słów swoich wyni*

; kać jasno i bespośrednio. Nie ogranicza się

j wszakże na w ypow iedzeniu hipotezy, lecz zasadza ją n a rozum ow aniu zarów no a p rio ­ ri, jakoteż a posteriori. Przedew szystkiem wywodzi, że hipoteza je s t konieczną, że wszechśw iat tylko w ten sposób je s t rzeczy­

wiście zrozum iałym (b eg reifb ar), a zatem inaczój zbudow anym w ystaw iać go sobie niemożna. Bez um otyw ow ania nie chce­

my tutaj oświadczać, że dowód ten, ta k z u ­ pełnie przeciw ny duchow i dzisiejszego przy­

rodoznaw stw a, jest płony; niechaj więc w ystarczy okoliczność, że sam H elm holtz w w ydaniu „ E rh a ltu n g ” z r. 1881 cofa go praw ie zupełnie. W szelako z drugiój stro ­ ny zasadzał się tu H elm holtz jeszcze na in- nój podstaw ie, na głębokiem przekonaniu o praw dziw ości praw a zachow ania energii, 0 czem wnosił nietylko ze św ietnych jego w fizyce u słu g, lecz nadto jeszcze i stąd, że w przeciw nym razie „P erpetuu m m obile”

byłoby możliwe. U w ażał zaś za dow iedzio­

ne tw ierdzenie, że praw o zachow ania en er­

gii, czyli „praw o sił żyw ych”, ja k się ono nazyw a w dynam ice, nie może zachodzić 1 stosować się ogólnie, je śli siły działające pom iędzy ciałami, nie są „cen traln em i” siła­

mi. W iem y dzisiaj, że tw ierdzenie to nie jest praw dziw e, że siły n iecen traln e mogą rów nież czynić zadosyć zasadzie zachow a­

nia energii. A zatem pogląd H elm holtza po­

zostaje czystem dom niem aniem ; lecz prze-

| cież ta cała budow a hipotetyczna, p rzed­

wcześnie, a naw et na zaw odnych podsta­

wach wzniesiona, uczy wymownie, że i w b łą ­ dzeniu można być wielkim . B łąd w nauce nie przynosi ujmy; wstydzić się, lub w ypie­

rać się b łędu może tylko ten, kto nigdy praw dziw ie nie badał, kto nie poczuł się

(6)

694 w s z e c h ś w i a t. Nr 43.

nigdy Bamotnym, n ig d y sobie sam em u po­

zostaw ionym w la b iry n cie zagadnień cie­

m nych i nieznanych. Lecz pom iędzy b łę ­ dam i, ja k ie m i w ypełniona je s t h isto ry ja n au k i, znajdują, się w ielkie i szlachetne, k tó re nak azu ją szacunek, zn a jd u ją się gie- nijaln e, k tó re dla rospaczliw ych w ysiłków m yśli ludzkiej podziw w zbudzają,

Uczony, k tó ry p rz y cay n ił się w ta k w aż­

nej m ierze do pow stania term odynam iki, zajęty następnie innem i badaniam i, nie b ra ł czynnego u d ziału w rozw oju tój n au k i i licznych jó j rozgałęzień. D opiero po u p ły ­ wie trzy d z iestu lat, w p ra cy p. t. „ 0 p rą ­ dach galw anicznych, w ytw arzan y ch przez różnice stężenia”, pow rócił do bad an ia te r ­ m odynam icznego. O d pracy tój (w której zastosow ał d ru g ą zasadę term odynam iki, poznaną i w ykształconą w ciągu owych la t ti*zydziestu, do zjaw isk kołow ych, w ażnych ze względu na te o ry ją og n iw a i elek tro lizy ) rospoczyna się szereg badań jego n a d pola- ryzacyją. galw aniczną, nad term od ynam iką wogóle zjaw isk elektrochem icznych (1877 do 1884). N ajw yb itniejsze znaczenie m a pom iędzy niem i św ietny cy k l rosp raw p. t.

„T erm odynam ika zjaw isk chem icznych”

(w przek ład zie polskim , ogłoszony przez P ra c e matem .-fizyczne, tom II). H elm holtz w prow adził tu do n au k i pojęcie energii sw obodnej i w ykazał całą jego użyteczność;

a jak k o lw iek w tym w zględzie uprzedzony by ł poniekąd przez M assieugo i G ibbsa, p rzy czy n ił się przecież przew ażnie do n o ­

wego zw rotu, ja k i dokonał się, lub może raczej dokonyw a się obecnie w poglądach uczonych n a osnowę i zakres drug iego p ra ­ wa term odynam iki. Sądzim y, że p ró b a w ytłum aczenia szczegółów term odyn am iki H elm holtza nie może być przedsięw ziętą w tem m iejscu; lecz spróbujm y ogólnikow o p rzynajm niej w yrazić je j c h a rak ter, p o w ia ­ dając, że je s tto jak g d y b y dynam ika, w zbo­

gacona o jed n o nowe pojęcie, pojęcie te m ­ p e ra tu ry .

L ecz i w tój rosp raw ie, podobnie ja k w E rh a ltu n g d e r K ra ft, H elm holtz nie po­

p rz estał na budowie ogólnej teoryi, stosuje ją do rozw iązania szeregu zadań sp ecyjal- nych. Jed n o zastosow anie podobne objaś­

n im y tu w k rótk ich słowach. W ystaw m y sobie ogniw o galw aniczne i przypuśćm y, że zw ykła ogniw u reakcyja chem iczna odbyw a się, nie w ytw arzając p rą d u . Niechaj re a k ­ cyja w ydziela wówczas pew ną ilość ciepła Q, lu b pochłania pew ną ilość ciepła Q, czyli, m ówiąc algiebraicznie, niechaj w y­

dziela ilość ciepła Q dodatnią lub ujem ną.

Jeśli teraz reakcyi tow arzyszy pow staw anie p rą d u (i żadna obca p ra ca nie je s t w ykony­

w ana), ilość ciepła, k tó ra się w ogniw ie w ydziela, m usi być m niejszą o ilość ciepła q, rów now ażną w ytw orzonej energii p rą d u

| galw anicznego. T ego widocznie wym aga zasada zachow ania energii. W ydzielić się zatem może w ogniw ie ju ż tylko Q —q, n a ­ tom iast en erg ija pojaw ić się może, ja k w ia­

domo, znów pod form ą ciepła, w obwodzie ogniw a. H elm holtz posunął się dalej w E r ­ h a ltu n g d er K ra ft i przypuścił, że Q = q , że en erg ija p rą d u je s t rów now ażną całkow itej ilości ciepła reakcy i w ogniwie. S ir W . Thom son w ygłosił w roku 1851 toż samo tw ierd zen ie i uznano je zby t pospiesznie za w niosek, pły nący z zasady zachow ania energii, zw łaszcza g dy pierw sze przy bliżo­

ne pom iary zdaw ały się potw ierdzać jego praw dziw ość. T w ierd zenie to wszakże nie w ynika z zasady zachow ania energii, ani nie je s t bynajm niej praw dziw e. W „term o­

dynam ice zjaw isk chem icznych” H elm holtz rozw iązał całe zagadnienie. Jeśli siła elek- trobodźcza ogniw a m aleje p rzy podnosze­

niu tem p eratu ry , wówczas na w ytw arzanie energii galw anicznej idzie nie całkow ita ilość ciepła, ja k ą w ydaje reakcyja, lecz część je j tylko, jeśli, przeciw nie siła elektrobodź

cza rośnie, gdy tem p eratu ra się podnosi, ogniwo w ydaje stosunkow o więcój energii galw anicznej, niż mu na to reakcyja do­

starcza zasobów. R óżnica w obu razach je st tem w iększa, im tem p eratu ra bezw zglę­

dna je s t wyższa, im siła elektrobodźcza w znaczniejszej m ierze zależy od wysokości tem p eratu ry .

P rzew ró t, którego dokonały w fizyce po­

m ysły M ayera, dośw iadczenia Jo u lea i ba­

dania H elm holtza, pow ołał nanowo do życia przez w ielu ju ż myślicieli głoszoną teoryją

„cynetyczną" ciepła, w ed ług której „ciepło

; je st rodzajem ru c h u ”, m ianowicie ruchem

(7)

cząsteczek, z k tó ry ch m atery ja się składa.

Jeśli teoryja ta je st praw dziw ą, praw a te r ­ m odynam iki pow inny być w ynikam i praw dynam iki. Ze istotnie term odynam iczna zasada rów now ażności pracy i ciepła w y­

nika, w m yśl d o k try n y cynetycznój, z zasa­

dy dynam icznój sił żyw ych, wspom nieliśm y ju ż poprzednio i zgodność podobna dwu w ielkich uogólnień naukow ych je st w y s ta r­

czająca zapraw dę do w ytłum aczenia zapału powszechnego, k tó ry epokę owych odkryć aureolą otoczył. L ecz inaczej m ają się rze­

czy z d ru g ą zasadą. Ju ż R ankine dał nam pierw sze, niedoskonałe, zadziw iające próby sprow adzenia zasady entropii do zasad d y ­ nam iki, lecz ani on, ani Boltzm ann, ani n a ­ wet Clausius, w ielki m istrz n au k i cynetycz- nćj, ani nikt in ny nie pokonał tego zadania, choć z prób tych i usiłow ań niejedne ko­

rzyść uzyskała nauka. Pom iędzy 1884 a 1887 rokiem H elm holtz za ją ł się tym samym przedm iotem , a jak k o lw iek m etody, których pomocy używ a, nieporów nanie są p otężniej­

sze, jak k o lw iek p u n k t jeg o widzenia n iep o ­ rów nanie je s t głębszy, niż we wszystkich badaniach wcześniejszych, ja k k o lw ie k w re­

szcie m nóstwo przy b y w a tu dynam ice myśli i zw iązków i rozum ow ań, przecież zadanie naczelne, w całkow itej swój rosciągłości, pozostało nierozw iązanem .

L ecz dalecy jeszcze jesteśm y od w yczer­

pania szeregu w ielkich odkryć H elm holtza N r 44.

w samej tylko dziedzinie fizyki w łaściw ej.

Bez przesady można powiedzieć, że d ziałal­

ność jeg o w prow incyi hidrodynam iki sta ­ wia go obok E u lerów i Lagrangeów , albo­

wiem o d k ry ł w niej H elm holtz now ą dziel­

nicę, naukę o ruchach w irow ych (1858), a tem św ietnem odkryciem hidrodynam ikę niespodziew anie rosszerzył, d ostarczy ł pod­

staw y znanej hipotezie atom istycznśj S ir W . Thom sona, a naw et czystej analizie dał nowe zadania, a tem samem nowe bodźce do badań i postępu. Szereg ro sp raw e le k ­ trodynam icznych H elm holtza (1870—1875) zaw iera znów cały św iat usilnych rozm y­

ślań, których owocem je st nadzwyczaj ogól­

na teo ry ja elektrodynam iczna, obejm ująca w sobie n iek tó re teoryje szczególne. P ra c a H elm holtza (wspólnie ze ś. p. prof. P io ­ trow skim , w ykonana w r. 1860) nad t a r ­ ciem cieczy, badania jego nad tarciem we- w nętrznem i wpływem jeg o na roschodze- nie się głosu (1863), nad rozdziałem prądów w przew odnikach (1863), nad teo ry ją p rzy ­ rządów optycznych (1873— 74), teo ry ja jego zjaw iska dyspersyi anom alnej (1874), od­

czyt jeg o F arad ay o w sk i (1881) stanow ią dalsze pom niki pracy jeg o nad zag adn ie­

niam i specyjalnie fizycznemi. T ę stronę tylko działalności H elm holtza chcieliśm y przedstaw ić w pobieżnej niniejszej okolicz­

nościowej notatce.

W ład ysła w Natanson.

695

W S Z E C H Ś W IA T .

I V .

Ż y w y ruch, wszczęty w akustyce przez C hladnego w końcu zeszłego w ieku, wy­

czerpał się po k ilku dziesięcioleciach, a dzie­

dzinę tę fizyki pew na zaległa cisza. P o jm o­

wano ju ż dobrze przyczyny, które powo­

d u ją rozm aite natężenie i rozm aitą wyso­

kość tonów , pozostaw ała w praw dzie zagad­

kową zupełnie trzecia ich cecha, dźw ięcz­

ność — barw a lub tem br, ja k daw niej mówiono —zdaw ało się wszakże, że właści­

wość ta głosu w ym yka się z pod dochodzeń fizycznych, nie pytano zgoła o je j przy czy­

nę. H elm holtzow i dopiero p rzypada za­

słu g a i chw ała odsłonięcia tćj tajem nicy

przyrod y i w ypełn ien ia szczerby, która aż do r. 1860 w akustyce tkw iła.

Dźwięk każdy je st objaw em drgania.

D rg an ia zaś różnić się m ogą m iędzy sobą najpierw obszernością, pow tóre szybkością, czyli raczej czasem swego trw an ia, a w re­

szcie formą swoją, to jest drogą, ja k ą czą­

steczka d rg a ją ca przebiega, ja k szybkość je j podczas tego ruchu p rzy b iera i słabnie.

P oniew aż zaś od obszerności d rg ań zawisło natężenie, od ich szybkości wysokość to­

nów, dom yśla się więc H elm holtz, że dla w yjaśnienia trzeciej cechy tonów , ich dźwięczności, odwołać się można tylko do

(8)

696 W S Z E C H Ś W IA T . N r 44.

form y d rg a ń . O braz najprostszego ru ch u drgająceg o d ają nam koły san ia się w ahadła, któ ry ch przebieg w y raża się m atem atycznie p rz ez zm ienność w staw y kąta, gdy k ąt ten zanienia się od 0° do 360°. Są to, pow ie­

dzieć możemy, drg an ia proste, pojedyńcze, w szelkie bowiem in n e d rgania, ja k k o lw iek b yłyby zawiłe, w yobrazić sobie m ożna ja k o j złożone z takich d rg a ń p ro sty ch . A n a lity - J cznie rozw iązał zadanie to w sposób św ie­

tny ju ż około ro k u 1820 F o u rie r w swój teoryi ciepła, dow iódłszy tam zarazem , że j dany ru c h peryjodyczny w je d e n ty lk o śpo sób na d rg a n ia prosto rozłożyć się daje, że zatem przy rosk ład zie tym dw uznaczność , żadna zachodzić nie może. T w ierdzeniom j tym , k tó re F o u rie r rozw ażał ze stanow iska m echanicznego tylko, n a d a ł O hm (1843 r.) znaczenie akustyczne, p rz y ją ł bowiem , że każdy dźw ięk złożony ucho rosk ład a na to- n y pojedyńcze, odpow iadające oddzielnym w yrazom szeregu F o u rie ra , a m ianow icie na to n zasadniczy i na n ad to n y górne, po- legające na drgan iach 2, 3, 4.., razy szy b ­ szych, albo raczćj częstszych. Poglądom tym O hm a przy zn ał H elm holtz słuszność zupełną, ale zarazem w ykazał, że w łaśnie te nadtony górne, te tony wyższe, k tóre w każdym dźw ięku tonow i zasadniczem u tow arzyszą, stosow nie do natężenia swego i swój obfitości, ró ż n ą m u dźw ięczność n a- dnj%. K ażde więc ciało brzm iące w ysyła, jeże li tak powiedzieć można, całą masę to ­

nów; wysokość dźw ięku złożonego o k re ­ śla się wysokością tonu zasadniczego, ale dźwięczność jest następstw em całego ogółu tonów składow ych, k tóre w u chu naszem jed n o lite w praw dzie w yw ołują w rażenie, ucho je d n a k w p raw n e, p rz y n ależy tej u w a­

dze, uchw ycić może te pojedyńcze, sk ład o ­ we tony całego dźw ięku. A by zaś osięgnąć pew niejszy, ściślejszy sposób b ad ania to ­ nów, w sk ład danego dźw ięku w chodzą­

cych, odw ołał się H elm holtz do objaw ów rozdźwięczności czyli rezonansu. G d y m ia­

now icie kulę pu stą, z obu stron o tw artą , zbliżam y do ucha otw orem węższym, lejk o ­ w atym , to zaw arty w niej słup p ow ietrza w tedy ty lko w silne przechodzi d rg a n ia , g d y przez otw ór d ru g i w dzierają się fale tonu, odpow iadającego w łasnem u tonow i tój kuli, a który od jój w ym iarów zależy;

n a wszelkie inne tony je st ona nieczułą.

„R ezo n ato ry ” tak ie są to więc p rz y rząd y , dające każdem u możność dokonyw ania ro z ­ bioru, analizy jak ich k o lw iek dźw ięków złożonych, tak ja k pryzm at dozw ala nam prom ień św iatła n a oddzielne rosszcze- piać barw y. D rogą tą w ykazał H elm holtz słuszność swój teoryi, a niepoprzestąjąc na zasadach ogólnych, p rz ep ro w ad ził d o kła­

dny rozbiór dźwięków rozm aitych p rz y rz ą ­ dów m uzycznych.

N ajśw ietniejszy zaś tryu m f odniosła teo ­ ry ja ta dźw ięczności, gdy w yjaśnić zdołała, ja k w mowie ludzkiej urab iają się sam o­

głoski. Sam ogłoskę każdą ch a rak tery zu ją pew ne tony jej w łaściw e, pow stające przez d rg a n ie pow ietrza w odpowiednio dla niój u k ształto w anej jam ie ust; łącząc się z to­

nem , przez d rg an ie stru n głosowych k rta n i pow stającym , nadają mu one oznaczoną dźwięczność, która w łaśnie brzm ienie sam o­

głoski danej tw orzy. N ietylko zaś w ysłu­

ch ał H elm holtz tony, k ażdą sam ogłoskę ce­

chujące, nietylko zanalizow ał sam ogłoski, ale n adto złożył je syntetycznie z tonów sztucznych, w yw ołanych drganiem stoso­

w nie dobranych kam ertonów , lu b też fu ja ­ re k i rezonatorów - A n a liza sam ogłosek w ykazała, że cechujące je nadtony są n ie­

zależne od tonu głównego i zachow ują za­

wsze je d n a k ą wysokość, jakim kolw iekbądź tonem , wysokim czy niskim , sam ogłoskę daną w ym aw iam y lub śpiewamy; niektóre badania nowsze n asunęły w ątpliw ość co do tój stateczności bezw zględnej nadtonów (ob. „T e o ry ja sam ogłosek”, W szechśw iat z r. 1886, str. 599), a zaw iłe to zadanie w y­

m aga jeszcze dalszych doświadczeń d ro ­ biazgow ych; nie uw łacza to wszakże zgoła ogólnym zasadom teoryi, k tó ra w ykazała zależność mowy ludzkiej od ogólnych praw fizycznych. T eo ry ją swą d ał H elm holtz zarazem ściślejszą podstaw ę badaniom lin ­ gw istycznym , rzu cając tem nowy łącznik m iędzy nau kam i przyrodniczem i, a innem i gałęziam i wiedzy, k tó ra to rzecz była p rzed ­ m iotem jednego z jeg o odczytów publicz­

nych.

W dalszym ciągu swych badań nad w spó ł­

brzm ieniem kilku dźw ięków, rozebrał H elm ­ holtz dokładnie nowe tony, k tó re w skutek w spółbrzm ienia tego pow stają, w yróżnił I

(9)

N r 44. w s z e c h ś w i a t. 697 tak zw ane dudnienia, czyli uderzenia od to ­

nów kom binacyjnych, które podzielił na tony różnicowe (dyferencyjne) i sum acyjne, a dokładny rozbiór tych tonów dozwolił mu głębiej u jąć zasady fizyczne harm onii m uzycznej. J a k płom ień migocący szybko nuży i drażni oko nasze, tak też i interw ale, czyli przestan k i muzyczne, k tóre pow odują szybkie dudnienia, są dla ucha szorstkie i niem iłe, gdy natom iast interw ale, których stosunki liczebne są tak dobrane, że tony przebiegają spokojnie, niespraw iając tych szorstkich uderzeń, w yw ołują w uchu na-

szem w rażenie zgodności, konsonansu. Do­

kład n a więc ocena tych uderzeń, sprow a­

dzanych p rzez tony głów ne, przez nadtony i przez tony kom binacyjne daje m iarę kon­

sonansu zarów no interw alów ja k i ak o r­

dów m uzycznych i staje się podstaw ą praw zasadniczych harm onii. Sw oją zatem „N au­

ką o poczuciu tonów ” p rzek on ał H elm holtz, ż e ja k ogół zjaw isk fizycznych, tak i w ra­

żenia naw et nasze psychiczne sp ro w ad zają się do ruchów . A kustyce zaś dzieło to otw orzyło nowe drogi i nowe życie w nią tchnęło. Stanisłato Kramsztyk.

Z całego obszernego zakresu badań i prac naukow ych, ja k ie w ciągu długiego swego życia dokonał H elm holtz, w idnieje przede- wszystkiem um ysł ścisły: nęcą go wyłącznie przedm ioty, k tó re dok ładnie badać, a więc m ierzyć się dają. P odstaw ą, ch arak tery sty ­ ką n auk ścisłych są w ym iary; z całą g run- townością um ysł tylko te rozbierać może przedm ioty, k tó re zważyć, zm ierzyć je s t zdolny i tylko na zasadzie takich ścisłych danych pew ne wnioski w yprow adzać może.

P ierw otnem polem bad ań H elm holtza była m edycyna. T a n au k a o ciele ludzkiem , j e ­ go czynnościach, jeg o chorobach i leczeniu tych chorób, ma przedm iot badań jed en z najbardziej zaw iłych w natu rze; je s t nie­

w iele działów w tój nauce, k tó re w arun­

kom ścisłego b adan ia zadosyć czynią, które- by mianowicie na pom iarach się opierały.

H elm holtz z wielką bystrością takie właśnie przedm ioty w m edycynie dla p rac swoich w ynajdow ał, w prow adzał pom iary, gdzie ich przedtem nie stosow ano, udoskonalał m etody istniejące. N adzw yczaj pomysłowy przy w ynajdow aniu now ych w tym celu przyrządów , drobiazgow o ścisły w ich u rz ą­

dzeniu, coraz bard ziej zakres swych badań tosszerzal i coraz j e wyżój podnosił.

Ja k k o lw ie k zrazu jeszcze p ra k ty k ą le­

k a rsk ą się zajm ow ał, p ra ce jego naukow e w dziedzinie m edycyny odnoszą się w y łą­

cznie do fizyjologii. P a rę pierw szych prac H elm holtza odnosi się do przedm iotów ana­

tom icznych i chem icznych, następne zaj­

m ują się p raw ie wyłącznie fizycznemi z ja ­ wiskami życia.

W zw iązku z teo ry ją o zachow aniu sił były prace H elm holtza nad ciepłem zwie- rzęcem, n ad jego źródłam i. B ardzo ważne są badania H elm h oltza nad skurczem m ię­

śni. W ym ierzy ł on przedew szystkiem p rę d ­ kość, z ja k ą pobudzenie przebiega po n e r­

wach. M etoda, k tórą zastosował, p rzyrząd, ja k i zbudow ał w tym celu, należy do n a j­

bardziej pom ysłow ych, najściślejszych, jakie w fizyjologii wogóle stosowano. O pis p rz y ­ rządu zbyt zawiłego pom inąć muszę w tem m iejscu; ta k samo w spom nę ty lk o o innym przyrządzie, za pośrednictw em którego H elm holtz w ym ierzył wszystkie stopniowe fazy, przez ja k ie p rzeb ieg a skurcz m ię­

śnia.

Bez porów nania więcej do ścisłych badań i wym iarów , niż nerw y i mięśnie, nadają się zmysły ludzkie, przedew szystkiem oko.

H elm holtz wcześnie badania swoje p rz e­

niósł na ten najsubtelniejszy organ ciała ludzkiego i długi okres swego życia b ad a­

niu funkcyj oka poświęcił. R ezultatem tych badań były bardzo liczne prace n au ­ kowe, u jęte następnie w je d n ę obszerną księgę „Physiologische O p tik ”. F izyjolo- g ija oka przedstaw ia pew ne właściwości, k tó re ją czynią n ajtru d n iejszą częścią fizy­

jologii. T rudność polega na rozm aitości metod bad an ia i na stosunkach, które wiążą fizyjologiją oka z bardzo odległem i polam i wiedzy. Ju ż same badania anatom iczne

(10)

G98 W S Z E C H Ś W IA T . N r 44.

ru d n e są ze w zględu na d robne w ym iary i wielką, rozm aitość p rzy rząd u ; ta k samo ek sp ery m en ty fizyjologiczne subtelniejsze są, niż p rzy b ad an iu innych funkcyj o rg a ­ nizm u. A le zu pełnie odrębną je s t cała ob­

sze rn a dziedzina zjaw isk subjekty w ny ch, k tó re uczony na w łasnem bada oku, d zie­

dzina złudzeń w zrokow ych. P o trz e b a d łu ­ giej pracy nad sobą, ażeby opanow ać te z ja ­ w iska, ażeby je um ieć w każdej chw ili w y­

wołać, utrzym ać przez czas dłuższy i w tych niew yraźnych wogóle obrazach czytać d o ­ k ładnie. N iew ielu też badaczów doszło do takiego panow ania nad swem i zm ysłam i i do biegłości w b adaniu zjaw isk su b jek ­ tyw nych.

O ko stanow i zawiły p rz y rzą d optyczny;

przy badaniu optycznych stosunków oka w ystępuje zastosow anie m atem atyki w bez porów nania wyższym stopniu, niż to do dziś dla ja k ie jk o lw ie k innej czynności or ganizm u uczynić zdołano. W reszcie sam ak t w idzenia, pojęty w najobszerniejszym zakresie, tw orzenie się w yobrażeń w zroko­

wych, w kracza głęboko w k ra in ę psycholo- j

gii i filozofii.

D lateg o tru d n o o um ysł ludzki, k tó ry b y tę całą obszerną, a urozm aiconą dziedzinę w łasnem i m ógł objąć badaniam i. H eim - , holtz należy do najśw ietniejszych ek sp e ry ­ m entatorów , w b adaniu zjaw isk sub jek ty w ­ nych stoi on tuż obok P urkyńego, n a j­

większego w tćj sferze w irtuoza, pod wzglę­

dem znajom ości i um iejętnego stosow ania m atem atyki zajm uje dziś jed n o z miejsc najw ybitniejszych, a p rzy rozbiorze w yo­

brażeń w zrokow ych ok azał się praw dziw ym filozofem.

K siążka H elm holtza, poświęcona fizyjo- ' logii w zroku różni się zupełnie od zw y- >

kły ch podręczników , gdzie w szystkie, albo praw ie w szystkie wiadom ości są z dru g iej czerpane ręk i. M ożna tw ierdzić, 2e H e lm ­ ho ltz nie podał w tem obszernem dziele ani je d n a j wiadomości, k tó rejb y w łasnem i nie stw ierd ził badaniam i i ścisłej w łasnego um ysłu nie p o d d ał krytyce. I niem a może ani je d n a j kw estyi w tćj całej nauce, dla którój poznania, czy przez odk ry cia nowe, czy przez w prow adzenie ściślejszych m etod badania, czy wreszcie przez nowe poglądy, i H elm holtz ważnych nie położył zasług.

O bok w ielkiej dokładności i sam odziel­

ności w zbadaniu szczegółów, podziw iać potrzeba szerokie objęcie całości.

Je stto przytem książka n apisan a nie­

zm iernie kry ty czn ie. K ażda kw estyja szcze­

gółow a i każdy pogląd ogólny je s t p rz ed ­ staw iony z tym stopniem zbliżenia do praw dy, ja k i posiada; p erspektyw a zupeł­

nej, niezupełnej pew ności i praw dopodo­

bieństw a zachow ana najściślej.

W szystkich szczegółowych zasług H elm ­ holtza d la fizyjologii w zroku podać tu nie­

podobna, bo trzebab y przejść całą tę ob­

szerną naukę. Zaznaczę więc tylko n aj­

ważniejsze jeg o w tej dziedzinie odkrycia i najw ażniejsze pomysły.

P odstaw ą dla ocenienia optycznej w ar­

tości oka jest dokładne zm ierzenie pow ierz­

chni, łam iących światło; pom iary tak ie do­

konyw ane też były oddaw na. Ale pom iary na m artw ych, przeciętych oczach robione, m usiały być bardzo niedokładne, bo ze zm ianą w arunków ciśnienia, zm ieniają się i krzyw izny. A żeby pom iarów dokonyw ać na oczach żywych, uciekano się ju ż p o p rz e­

dnio do zw ierciadlanych własności oka.

K ażdem u wiadom o, że p atrząc na oko w odpow iedniem ośw ietleniu, widzimy na niem m niejszy, albo większy błyszczący od­

blask, je stto o b ra z ok na, czy lampy. Jeżeli dw a są źró d ła św iatła, to i dw a tak ie p u n ­ k ty świecące n a oku dojrzym y. Znając wielkość przedm iotu i jeg o obrazu i wzaje­

m ną ich odległość, możemy już krzyw iznę rogów ki łatw o z rach u n k u otrzym ać. Idzie więc ty lk o o wielkość o brazu od rogów ki odbitego, o odległość owych dw u punktów błyszczących. B łyszczą one niby drobne gw iazdki i są ja k gw iazdy dla bespośre- dnich pom iarów , dla c y rk la niedostępne.

Toteż H elm h oltz zastosow ał do ty ch p o ­ m iarów zm ieniony odpow iednio p rz y rzą d astronom iczny, helijom etr i spraw ę roz­

w iązał zupełnie. O ftalm om etr H elm holtza pozw ala n ajd o k ład n iej m ierzyć pow ierzch­

nie k rzy w e oka; obecnie coraz bardziej ten przyrząd zysk uje oprócz naukow ego i p ra k ­ tyczne znaczenie dla ok reślania n iep ra w i­

dłowości w budowie optycznej oka.

O ftalm o m etr p rzyczynił się też niem ało do ostatecznego rosstrzygnięcia teo ry i aka- m odacyi, przystosow ania oka.

(11)

N r 44. W S Z E C H Ś W IA T .

P rz y rz ą d optyczny oka je st zm ienny;

skoro mamy możność w yraźnego w idzenia przedm iotów w rozm aitych odległościach, więc oczywiście albo długość oka, albo krzyw izna pow ierzchni łam iących św iatło w ja k iś sposób zmieniać się muszą. A ko- m odacyją oka w bardzo rozm aity sposób objaśniano; h isto ry ja tych pojęć je st nie­

zm iernie ciekawa. O statecznie przeważać zaczął pogląd, że akom odacyja zależy od zm ieniającej się w ypukłości soczewki oka, że soczewka je s t organem akom odacyi. Ści­

słego, m atem atycznego dow odu dostarczyły pom iary oftalm om etryczne.

Soczewka, w yjęta z oka, wypuklejszą. je s t niż gdy w praw idłow ych w arunkach, w e­

w nątrz oka, za życia j ą m ierzym y, stąd wniosek, że soczew ka w oku znajd u je się pod ciągłym uciskiem , że je s t spłaszczoną;

mięśnie akom odacyjne ten ucisk na siebie p rzejm ują, zw alniają go, skutkiem sp ręży ­ stości—soczewka wtedy n a tu ra ln ą swą w y ­ pukłość odzyskuje i oko na przedm ioty bliższe je s t nastaw ione. T a k a je st w ogól­

nych zarysach teoryja akom odacyi, podana przez H elm holtza i dziś pow szechnie p rz y ­ jd ą -

Oczy ludzkie rozm aicie są zbudowane; j jed n i widzą lepiej w odległościach znacz- j

niejszych, inni zbliska. Jeszcze niedaw no s nie pojm ow ano dokładnie tych różnic i w klasyfikacyi oczów pod względem da- lekości w zroku panow ał chaos zupełny.

H elm holtz jeszcze p ierw otnie na tę spraw ę błędnie się z a p atry w a ł, co łatw o w ytłum a- j czyć można. B adał on te stosunki na oczach niew ielkiej liczby osób, b y ł fizyjologiem, nie lekarzem . T ylk o lekarz, badający wiel- { ką liczbę oczów najrozm aitszych, m ógł sto­

sunki optyczne, zachodzące faktycznie, po­

znać w całej rozm aitości i w odpow iedni ułożyć porządek. R ozw iązanie tej ważnej kw estyi, je st niezapom nianą zasługą Don- dersa, ale H elm ho ltz to rozw iązanie u ła ­ tw ił, możliwem uczynił. Zastosow anie na w ielką skalę w p ra k ty c e poglądów H e lm ­ holtza m usiało w prost całą tę spraw ę n ale­

życie rozjaśnić.

N ajśw ietniejszym w ynalazkiem H e lm ­ holtza w dziedzinie optyki fizyjologicznój, wiekopomną jego zasługą je st w ziernik oczny; jestto zarazem najm niej zawiły, n a j­

łatw iejszy do zrozum ienia z jego wszyst­

kich w ynalazków . Z codziennego doświad- czenia wie każdy, że źrenica je s t zupełnie czarna; uczonych ten fakt daw niej nie za­

stanaw iał wcale, objaśniali go sobie łatwo:

poniew aż dno oka je s t w całości wyścielone czarnym barw nikiem , a więc oczywiście otw ór, przez który na tę czarn ą p atrzy m y pow ierzchnię, musi się czarnym p rz e d sta ­ wiać. A le dno oka wcale nie je s t tak zu­

pełnie czarnem , ja k je m alowano; nie je st ani w części tak czarne, ja k źrenica. Toż samo wreszcie zjawisko pow tarza się na każdej ciemni optycznej; jeżeli tylko cie­

m nia odpowindnio do kładnie je st ustaw io­

na, to soczewka wyda nam się czarną, cho­

ciażby w nętrze przyrządu było powleczone białą barw ą. A więc nie barw a d n a oka, tylko optyczne własności oka są przyczyną czarności źrenicy. A objaśnia się fa k t ten bardzo prosto. Św iatło padające zzew nątrz na dno oka, ośw ietla je, odbija się poczęści i część tych odbitych prom ieni przez p rz y ­ rząd optyczny na zew nątrz powraca. P ro ­ m ienie pow racać m uszą w tym sam ym k ie­

ru n k u , z którego się do oka dostały. P r o ­ m ienie św ietlne w oko, n a k tó re p atrzę, w padać mogą ze wszystkich stron, ty lk o nie z tej strony, z której p atrzę właśnie, bo oso­

bą swoją św iatło tu zasłaniam , więc i wy­

chodzące z oświetlonego oka prom ienie we w szystkie stro n y roschodzić się mogą, tylko nie do oka, które w źrenicę patrzy. Jeżeli to proste objaśnienie je st słuszne, to łatwo z niego w yprow adzić sposób, k tó ry tę tru ­ dność usunie i w nętrze oka obejrzeć po­

zwoli. M usim y tylko św iatłu tak i nadać k ierunek, jak g d y b y ono w prost z p atrzą­

cego oka ku badanem u było skierow ane, a w takim razie znowu ku naszem u ok u po­

wróci. K ażde zw ierciadło pozw ala nam do­

wolnie zm ieniać k ieru n ek prom ieni św ietl­

nych; prosta p ły tk a szklana, kaw ałek gład ­ ko oszlifowanej szyby w ystarcza do tego celu. Jeżeli tak ą p ły tk ę w ten sposób trzy ­ mać będziem y przed okiem, aby odbite od niój św iatło lam py w źrenicę badanego oka padało, to prom ienie z oświetlonego oka w racające p rz ejd ą w części przez płytkę i dojdą do naszego oka. Istotnie, taka p ły tk a wystarcza, aby źrenicę ujrzeć błysz­

czącą, a poza źrenicą dojrzeć dno oka.

(12)

700 W S Z E C H Ś W IA T . Nr 44.

Jeszcze d ru g ą przeszkodę dla dokładnego obejrzenia dna oka stanow i ro zm aita zbież­

ność w ychodzących z oka prom ieni, ale ja k lu sterk o pozw ala nam zm ieniać k ie ru n e k prom ieni św ietlnych, tak za pośrednictw em soczewek możemy im pożądaną n ad ać zbież­

ność. W ięc proste połączenie lu s te rk a z so­

czew ką stanow i w ziernik oczny i dno oka dokładnie obejrzeć pozw ala.

O bejrzeć dno oka, to znaczy obejrzeć n a j­

dokładniej w szystkie szczegóły, ja k ie się tam zn a jd u ją i to obejrzeć w znacznem po­

w iększeniu, bo przez pośrednictw o p rz y ­ rządu optycznego. N igdzie zresztą za życia w głębie organizm u wzrok ludzki ta k d a le ­ ko sięgnąć nie może, ja k w łaśnie we w n ę ­ trze oka dzięki w ziernikow i. W idzim y siatków kę, część n iejak o ośrodków n erw o­

w ych z tą świeżością i połyskiem , ja k i jej życie nadaje, a ja k i traci naty ch m iast po śmierci; widzim y k re w żywą, krążącą w cien­

kich przezroczystych naczyniach. Jeszcze pod tym względem m edycyna ogólna nie w yciągnęła tych w szystkich korzyści, ja k ie jój w ziernik przyrzeka. A le ca ła patolo- g ija dna oka, jeg o zm iany chorobow e ju ż dokładnie poznane zostały, gdy poprzednio ; bardzo niejasne m iano o nich pojęcie. P ró cz tego w ziern ik oczny d ał pobudkę do w yna­

lezienia innych w zierników , pozw alających nam obejrzeć w nętrze innych organów , ró ­ wnież, choć z odm iennych powodów, bes- pośrednio dla w zroku niedostępnych. Bo też ze w szystkich w ynalazków n ajp ło d n iej­

sze w sk u tk i są now e m etody badania. Bez odpow iednich przyrządów zjaw iska pew ne, choć istnieją w n atu rz e, lecz nie istnieją d la oka i dla um ysłu ludzkiego; now a me- - toda badania — to klucz do zam kniętego sk arbu, to o d k ry ta d ro g a do now ego św ia­

ta. I dziw nie obok tych w ielkich skutków odbija pro sto ta pom ysłu; dziwnem się zdaje, że n a pom ysł tak p rosty tak długo ludzkość czekała.

P rz y rz ą d optyczny m a takie tylko w oku znaczenie, że na dnie jeg o kreśli obrazy przedm iotów zew nętrznych; w ten sposób prom ienie, z każdego p u n k tu zew nętrznego św iata wychodzące, znow u się n a siatków ce w je d e n p u n k t zbierają. S iatków ka dzięki swój zasadniczej własności odczuw a te p u n ­ k ty jak o oddzielne, odczuw a z pew nem

| wrażeniem odm iennem , stosownie do m iej­

sca, które zajm ują i odczuwa rozmaicie, sto­

sownie do ich barw y. N iew yczerpane bo­

gactw o b arw stanow iło wielką tru dn ość dla fizyjologicznego ich zrozum ienia. J a k ą bu­

dowę, ja k ie własności przypisać organow i w zroku, k tó reb y objaśniały tak ą rozm aitość wrażeń? S praw a upraszcza się przez to, że barw y wogóle rozłożyć się dają n a pewne pierw iastki, na barw y zasadnicze, w ten sposób w szystkie i nieskończenie u ro zm ai­

cone barw y do trzech ostatecznie z re d u k o ­ wać i z trzech pierw otnych w yprow adzić się dają. B ardzo licznemi spostrzeżeniam i i poglądam i, k tóre w sparł ścisłym ra c h u n ­ kiem , H elm holtz w zbogacił naukę o b a r­

wach i podał fizyjologiczną ich teoryją.

Jestto właściw ie stara, lecz praw ie nieznana przed H elm holtzem i zapom niana teoryja znakom itego uczonego angielskiego Y oun^a;Cj o O c; n 7 H elm h o ltz teo ry ją tę w ydobył z zapom nie­

nia i dopełnił; znana je st też ona w nauce pod nazw ą teoryi Y ounga i H elm h oltza, W łókna nerw ow e siatków ki podług tej teo­

ry i ze w zględu na uczucie barw są tro jak iej podrażnienie pojedynczego takiego w łókien- ka w yw ołuje w rażenie jednój barw y zasa­

dniczej, a gdy w łókna rozm aite z rożnem natężeniem podrażnieniu ulegną, to rozmai­

te barw n e w yw ołują w rażenie. Je stto więc uzu p ełn ien ie teoryi Joh an n esa M ullera 0 specyficznej energii zm ysłów.

W idzim y św iat zew nętrzny tak w yraźnie, rzeczyw istość szczegółów tak stanowczo 1 tak dosadnie narzuca się naszemu um ysło­

wi, że o ich prawdziwości wątpić nie możemy.

P o m ijając naukow e dociekania, człow iek w ątpić nie może, że św iat je st takim , ja k go nasze zm ysły odczuw ają, że i b arw y i k ształ­

ty i dźw ięki, które w idzim y i słyszym y, is to ­ tnie poza nam i w świecie zew nętrznym istnieją. A le w rażenia oznaczają tylko sto ­ sunek zew nętrznego św iata do naszych zm y­

słów, więc i od n a tu ry zmysłów zależeć mu­

szą; przypuszczenie, że w ynik takiego wza­

jem neg o w pływ u je st identyczny z jed n y m z działających czynników , je s t niedorzecz- nem. W szystkie elem entarne wrażenia w zro­

kowe, o k tó ry c h wyżej była mowa w p o łą­

czeniu jeszcze z poczuciem mięśniowem, ze świadomością, ja k ą ruch oczu w nas budzi, to tylko znaki dla naszego um ysłu, że coś

(13)

N r 44. w s z e c h ś w i a t. 701 się dzieje poza nam i, to tylko symbole, sy­

gnały, niby dzw onki elektryczne, k tó re nas pow iadam iają o rozm aitych zm ianach, za­

chodzących w ś wiecie. O d pierw szych chwil dzieciństw a człow iek uczy się te znaki r o ­ zumieć, kom binuje je d n e z drugiem i i do ­ skonale je pojm uje. W yobrażenia nasze zmysłowe, w zrokow e, to ostatecznie logicz­

ne wnioski, do zw ykłych logicznych wnio­

sków podobne, choć zam iast w yrazów w y­

stępują. tu obrazy; wnioski od logicznych tem różne, że się odbyw ają nieświadomie, ale właśnie dlatego, ja k o konieczność nie­

p rz ep arta n arzucają się um ysłow i, któ ry nietylko w ątpić o nich, ale, wiedząc nieraz że są błędne, pozbyć się w yobrażeń nie mo­

że. D la praktycznych celów człow ieka, ta n ieprzeparta świadomość, ta pewność w yo­

brażeń nietylko w ystarcza, je s t właśnie n a j­

bardziej pożądaną. N auka wszakże nasz zm ysłowy pogląd na św iat filozoficznej pod­

daje krytyce i ostatecznie w szystkie w yo­

brażenia re d u k u je do elem entarnych w ra ­ żeń zm ysłow ych i do wniosków, ja k ie nasz um ysł nieśw iadom ie z nich w yprow adza.

A le ludzie niełatw o św iat, ja k i widzą, w y­

drzeć sobie pozw olą i, bez walki, w gruzy zwalić go nie dadzą. Długo też w nauce toczyły się spory. B ardzo wielu uczonych usiłow ało w yobrażeniom naszym re aln ą n a ­ dać wartość, starali się dowieść, że w um y­

śle człow ieka istnieje wrrodzone pojęcie 0 świecie, a zm ysły tylko pośredniczą po­

m iędzy temi dwoma identycznem i światami:

zew nętrznym i wewnętrznym .

Stopniow o i ci stronnicy w rodzonych po­

ję ć musieli coraz więcej znaczenia p rz y z n a ­ wać doświadczeniu, ustępow ali z pozycyj swoich k ro k za krokiem ; najdłużej toczyła się w alka o ostatni szaniec, o pojęcie p rz e­

strzeni. N ajbardziej wykończoną teoryją

„em pirystycznego” pow staw ania wyobrażeń 1 w sposób n ajbardziej przekonyw ający, teoryją, k tórą w p aru słow ach powyżej streścić usiłowałem , podał H elm holtz i nią swoje b ad an ia nad fizyjologiją w zroku wy­

kończył i zaokrąglił.

Zasługi H elm ho ltza dla fizyjologii to ty l­

ko jed en listek w wieńcu jego sław y, ale ju ż te badania same przez się w ystarczyły­

by na sław ę dla niejednego naw et czło­

wieka. Z ygm unt K ram sztyk.

T O W A R Z Y S T W O

POPIERANIA PRZEMYSŁU I HANDLU.

Posiedzenie 11 Sekcyi chem icznej w arszaw skiego oddziału Tow arzystw a p o p ieran ia przem ysłu i handlu odbyło się dnia 10 P aźd ziern ik a r. b., w budynku

•Muzeum przem ysłu i rolnictw a.

1) P ro to k u ł posiedzenia poprzedniego został odczy­

tany i przyjęty.

2) D r Józef Zaw adzki wypow iedział rzecz o wyja­

ław ianiu m leka, jeg o celu i doniosłości san itarn ej i o sposobie i przyrządach do w yjaław iania m leka pom ysłu d r Józefa Zaw adzkiego i L eona N enckiego i pokazywał ich modele ,).

3) W dyskusyi nad tym p rzed m io tem przyjm ow ali udział d-row ie Bujwid i S tępniew ski, hr. K rasiński i p. M utniański, n a czem posiedzenie zam knięte zo­

stało.

*) Bliższe wiadomości o tym przedm iocie znajdą czytelnicy W szechśw iata w broszurze rzeczonych d o k ­ torów pod tyt. „W yjaław ianie m le k a i sztuczne k a r­

m ienie niem ow ląt1' (odbitka z czasopism a „Zdrow ie1- z rokn 1891).

Posiedzenio 1 2 Sekcyi odbyło się w dniu 24 P a ź ­ d ziernika r. b.

1) P ro to k u ł posiedzenia poprzedniego został odczy­

tany i przyjęty.

2) P. M utniański przem aw iał w spraw ie sposobu i przyrządów do w yjaław iania m leka d-rów N enckie­

go i Zawadzkiego, n a co mu odpow iadał d r Za wadzki.

2) P . Znatowicz opisał swój sposób oznaczania sia r­

ki w gazach palnych, oraz pokazywał w oltam etr swe­

go pom ysłu, dozwalający m ierzenie natężenia prądu elektrycznego przez oznaczenie wagowe ilości wody przezeń roskładanćj.

3) P . T rzciń sk i zakom unikow ał, że papierki od­

czynnikowe W ilkego, służące do odróżniania elek­

tryczności dodatniej od ujem nej, a zatem i k ierunku p rą d u w przew odniku,są nasycono podsiarczanem so­

du i fenoloftaleiną.

4) P . L ep p ert w spom niał o różnicy między litrem norm alnym , a litrem M ohra, pospolicie w praco­

w niach chem icznych używanym , a następnie o książ­

kach świeżo wyszłych: „P odręczniku do rozbiorów chemicznych dla użytku cukrow ników11 przez L udw i­

k a Szyfera, „T echnologii nafty i wosku ziem nego"

przez B ronisław a Pawłowskiego i „Rozumowani?] ta ­ ryfie celnój“ przez prof. M endelejewa.

5) D r J ó z e f Zawadzki streścił najnow szą pracę prof. K ocha o oczyszczonej tuberkulinie, czynniku

Cytaty

Powiązane dokumenty

Szereg (12.5) ma wi¦c dodatnie wyrazy, i jest zbie»ny (czyli jest zbie»na caªka po lewej stronie (12.5)) dokªadnie wtedy, gdy jest ograniczony.. Oszacujmy jeszcze

wa»ne narz¦dzie i dla matematyków i dla in»ynierów (tak»e dla informatyków :-)).. Sprz¦»enie jest odbiciem wzgl¦dem osi poziomej, a moduª oznacza euklidesow¡ odlegªo±¢

Warunek (i) mówi, »e A jest ograniczony od góry i s jest ograniczeniem od góry, a warunek (ii) mówi, »e »adna liczba mniejsza od s nie jest ogranicze- niem A od góry, czyli, »e

szkoły odpowiedzialnością za polonizację arystokracji rosyjskiej. Absurdal- ność tego zarzutu mogła się chyba tylko równać ze stylem, w jakim przepro- wadzono likwidację

Osiem lat temu CGM Polska stało się częścią Com- puGroup Medical, działającego na rynku produk- tów i usług informatycznych dla służby zdrowia na całym świecie.. Jak CGM

Jam a ta powiększa się stopniowo coraz bardziej kosztem otaczającego miąższu, którego komórki rozluźniają się i tw arzą bardzo liczne, zupełnie wolne,

Jan Paweł II, utwierdzając braci w wierze w prawdę, utwierdza ich w miłości Prawda bowiem jest dobra, a dobru należy się miłość.. W miłości prawdy tkwi

Tylko wtedy dowie- my się, czy ktoś jest naszym przyjacielem, gdy spędzimy z nim wiele czasu i dobrze go poznamy.. Dlatego praw- dziwa przyjaźń to taka, któ- ra